Dodaj nową odpowiedź
Palikot broni krzyża, a my nie
XaViER, Pią, 2010-08-06 10:33 Klerykalizm | PublicystykaZnany błazen z PO, Janusz Palikot, złożył dzisiaj wniosek do Komisji Etyki Poselskiej przeciwko posłance PiS Jolancie Szczypińskiej. Sam ten fakt byłby mało ciekawy, gdyby nie to jak Palikot go motywuje:
"Obrońcy krzyża", a wśród nich poseł Jolanta Szczypińska, swoją postawą naruszyli przepisy kodeksu karnego, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej jakim jest krzyż. Takie zachowanie nie licuje z powagą piastowanego urzędu posła, który powinien być reprezentantem Narodu, a nie anarchizujących grupek społecznych, i w znaczny sposób obniża poważanie i godność poselskiego urzędu i Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej.
Pomijam brednie o “anarchizujących grupkach”. Najciekawsze jest to, że Palikot, Wielki Liberał, powołuje się na teokratyczny zapis dotyczący zakazu znieważania “przedmiotu czci religijnej”, czyli w tym przypadku zbitych dwóch desek na krzyż.
Powoływanie się na taki zapis nie tyle ośmiesza religijne prawo, ale je wzmacnia. Ujawnia moim zdaniem to też prawdziwe intencje tego posła. Tak naprawdę nie chodzi ani o obronę świeckości przestrzeni publicznej, ani o inne kwestie ideowe. Chodzi wyłącznie o dokopanie PiS-owi i mobilizowanie elektoratu PO poprzez rozkręcanie histerii antyPiS-owskiej. Palikot utrzymywany jest przez władze PO właśnie w tym celu – ma robić za radykała i przemawiać do nienawidzącej “buraków z PiS” liberalnej gawiedzi, która łyknie wszystko, byle by to było przeciwko Kaczorowi. Nawet obronę krzyża za pomocą kodeksu karnego.
Konflikt PiS-PO podgrzewany przez pseudo-radykałów z obu partii takich jak Palikot z jednej, czy Kurski z drugiej, ma na celu wywołanie sztucznego konfliktu, nie mającego odniesienia do realiów. PO i PiS poza retoryką niczym się w praktyce nie różnią. Obie partie stosują neoliberalną politykę gospodarczą np. prywatyzując szpitale, obie partie leżą krzyżem przed klerem, jedna mniej, druga bardziej ostentacyjnie. “Mocne słowa” Palikota mają przykryć to, że np. w PO jest sporo członków Opus Dei (np. Hanna Gronkiewicz-Waltz).
Nie twierdzę, śladem niektórych, że sprawa tego, czy przestrzeń publiczna ma być “ukrzyżowana” czy nie jest mało ważna, bo liczą się tylko kwestie ekonomiczne. Taka krótkowzroczność doprowadziła np. irańskich komunistów do poparcia Chomeiniego w Iranie i końca de facto tego ruchu w tamtym kraju. Człowiek to nie tylko układ pokarmowy i gospodarka. Rozumiem, że krzyż na Krakowskim Przedmieściu przelał w wielu osobach czarę goryczy, podobnie jak u mnie.
Tyle że w przeciwieństwie do pacynek Tuska w rodzaju Palikota, krytyka musi być konsekwentna. Nie można krytykować krzyża w przestrzeni publicznej i jednocześnie wspierać się religijnym prawem.
Nie trafia do mnie też argument, że krzyża bronią klasy podporządkowanej. Posłanka Szczypińska już do niej nie należy, tak jak masę innych aktywistów związanych z PiS, którzy się tam pojawili, w tym także działacze skrajnie nacjonalistycznych organizacji. Oczywiście nieduża część osób z klas wyzyskiwanych dała się zmanipulować retoryce Kaczora i Rydzyka, ale to nie oznacza, że mamy im w tym przytakiwać. To że ktoś jest członkiem klasy wyzyskiwanej nie oznacza jeszcze, że zawsze ma rację. To, że część (wcale nie duża) ludzi z robotniczych rodzin przyłącza się do nacjonalistycznych bojówek, nie oznacza, że mamy na demonstracjach antyfaszystowskich się z nimi bratać. Niektórym trzeba po prostu wybić z głowy te brednie klerykalno-narodowe i przedstawić inną narrację.
To, że sprawa krzyża jest wykorzystywana przez PO i PiS w walce politycznej nie zwalnia nas od wypracowania własnej opinii na temat symboli religijnych w przestrzeni publicznej. To jest okazja, żeby wreszcie powiedzieć dość krzyżowaniu Polski w szkołach, szpitalach, przeciwko utrzymywaniu zawodowych propagandzistów: kapelanów i katechetów przez wszystkich podatników.
Dzięki zadymie pod pałacem, krzyż stracił swój sakralny charakter i ujawnił się jako symbol dominacji, symbol stricte polityczny. I teraz trudno będzie klerowi ten fakt ponownie ukryć, dlatego tak niezdecydowanie reaguje na tę sprawę. W tym sensie “zadyma o krzyż” była w Polsce potrzebna, sprowadziła temat z niebios na ziemię, zeświecczyła krzyż i to rękami jego rzekomych obrońców.
Teraz trzeba iść za ciosem i ukazywać absurdalność twierdzenia, że krzyż w szkole to symbol tolerancji. Nie – to symbol władzy. Wielu katolików rozumie, że swój sakralny charakter krzyż może odzyskać powracając do świątyń, gdzie będzie po prostu symbolem danej grupy religijnej. Dlatego tak wielu katolików uważa, że krzyż powinien zniknąć nie tylko z Krakowskiego Przedmieścia, ale i szkół, a nauka religii powinna wrócić do salek katechetycznych przy kościołach.
Pamiętam bunt przeciwko klerykalizacji na początku lat 90. Sam brałem w nim udział, ramię w ramię z katolikami (którzy stanowili chyba w tym ruchu większość), ateistami, innowiercami itd. Brali w nim udział moi koledzy i koleżanki zarówno z miasta, jak i wsi. Tak naprawdę to radykalna mniejszość wówczas narzuciła swoje zdanie większości. Tak jak w sprawie aborcji. Dlatego naiwnością jest dziś sądzić, że “broni krzyża” w przestrzeni publicznej katolicka większość. To są od 20 lat te same radykalne i skrajne grupy katolicko-nacjonalistyczne, które potrafią wypromować się w mediach i narzucić swój dyskurs katolickiej większości. Świtoń z jego akcją krzyżowania Auschwitz sprzed kilkunastu lat nie miał poparcia większości katolickiej, podobnie jest dzisiaj.
Tak jak Palikot to oszołom, który wykorzystuje aferę do wyłącznie swojego lansu, tak ci z ruchu anarchistycznego, którzy “bronią maluczkich” obrońców krzyża, jakoby niszczonych przez państwo, ujawniają swój paternalistyczny stosunek do katolików. Nie pytają nawet o zdanie katolików, czy potrzebują takiej wątpliwej obrony. Tu ujawnia się raczej, podobnie jak w robotnikomanii, jakaś fantazja na temat klas wyzyskiwanych – że to w większości “broniący krzyża”, katoliccy tradycjonaliści, itd. To jest oczywista bzdura. Zresztą, gdyby tak było to by nacjonaliści nas zmiażdżyli już dzisiaj, a jakoś słabo im to idzie. Podobnie poparcie dla ultrakatolickich projektów pokazuje, że wcale nie ma tak dużego brania na religijny integryzm. Sromotna porażka takich projektów jak LPR wyraźnie to pokazuje. Poparcie dla frakcji radykalnej – radiomaryjnej – w PiS też nie jest duże, dlatego Kaczyński, żeby mieć szansę na zwycięstwo musiał złagodzić retorykę podczas ostatniej kampanii wyborczej. Inaczej by utonął.
A nawet gdyby tak było, to anarchiści i lewica radykalna, nie jest od głaskania ludzi po głowach i mówienia im wyłącznie tego co chcą usłyszeć. Wtedy niczym nie różnilibyśmy się od polityków ze świecznika. Musimy być przede wszystkim uczciwi w tym co robimy i co mówimy. Nie trafia do mnie argument, że skoro większość w Polsce to katolicy to my też powinniśmy być prokatoliccy. To jest jakiś absurd. Polityka to sztuka wpływania na czyjeś poglądy, a nie ich konserwowanie. To tak jakbyśmy chcieli popierać naszych lokalnych chomeinich, bo komuś się wydaje, że wtedy lud będzie nas bardziej kochał.
Dużo w tej postawie pogardy dla “ciemnego ludu”. Nie mówmy ludziom dlaczego nie zgadzamy się na “krzyżowanie” przestrzeni publicznej, bo nie zrozumieją i się obrażą. Wiadomo przecież, że ciemnota nie zrozumie naszych idei i najlepiej jak się wszyscy poprzebieramy za księży. Ludzie trzymają się religii, bo tylko ona daje im jakąś nadzieję i tylko kler ma monopol na tłumaczenie ludziom, że jest źle. Dlatego ktoś musi w końcu wyjść do tych ludzi i przedstawić im inną opowieść, opowieść o walce klasowej w której uczestniczą czy im się to podoba czy nie i bez względu na to ile sobie krzyży ustawią, będą wyzyskiwani. Jak przyjmą tę historię, to dobrze, jak nie to trudno, ale naszym obowiązkiem jest opowiadanie im tego, a nie potwierdzanie głupstw klerykalnych.