Dodaj nową odpowiedź

Dziewięć mitów wokół problemu skrajnej prawicy, które sieją spustoszenie w świadomości społecznej

Antyfaszyzm | Publicystyka

Oto dziewięć mitów generowanych i rozpowszechnianych przez polską, skrajną prawicę. Mitów służących trzem celom: społecznej dezorientacji wobec postaw (krypto)faszystowskich, dyskredytowaniu ruchu antyfaszystowskiego oraz umożliwianiu swobodnego rozwoju skrajnie prawicowych idei.

Mit 1: Faszyzm i czerpiące z niego polityczne idee, skończyły się w Europie wraz z odejściem Mussoliniego, Hitlera i Franko

W połowie XX wieku faszyzm został skutecznie rozbrojony i w dużej mierze wypchnięty z przestrzeni publicznej. Jednak nigdy nie zniknął i nie przestał mieć swoich zwolenników. Czy to w ramach formalnych organizacji czy nieformalnych struktur, kultywowany jest do dziś we wszystkich bez wyjątku europejskich krajach. Wiele współczesnych ugrupowań neofaszystowskich nie odnosi się bezpośrednio do tego terminu (albo wręcz zaprzecza swoim inspiracjom faszyzmem) propagując jednak analogiczne, skrajnie prawicowe, dyskryminujące idee. Ten terminologiczny wybieg jest spowodowany obecnością negatywnych odczuć, które historyczne pojęcie faszyzmu wciąż wywołuje u ludzi. Aby nie musieć się z nim zmagać, współcześni faszyści ukrywają się pod różnymi neologizmami. Dzisiejsza skrajna prawica to nic innego jak (neo)faszyzm początku XXI wieku. W Europie działa kilkaset tego typu organizacji z czego część w Polsce.

Mit 2: Polak nie może być faszystą

Spora część polskich (krypto)faszystów rozpowszechnia taki właśnie pogląd. Ich retoryka opiera się na absurdalnym domniemaniu, że skoro Polska padła ofiarą hitlerowskiej okupacji to wśród Polaków nie może być faszystów (sic!). Ponadto, wskazują na różnice pomiędzy swoimi poglądami, a tym co sami uznają za faszyzm, odwołując się do jednej jego definicji z przed 90 lat.

Prawda jest taka, że zawsze byli Polacy, którzy utożsamiali się z faszystowskimi ideami: przed wojną, w jej trakcie, po dziś dzień. W ogóle faszyzm oraz jemu pochodne, skrajnie prawicowe koncepcje, nie są „specyficzne” dla żadnego narodu ani warstwy społecznej. Wręcz przeciwnie: to właśnie tożsamość narodowa jako taka, w momencie gdy wynoszona do rangi świętości, prowadzi do narodowo-kulturowego fundamentalizmu, postaw ksenofobicznych i rasistowskich, formując szkielet (neo)faszyzmu. Tak więc, faszyzm może szerzyć się w każdym społeczeństwie, a najszybciej właśnie w tych o silnych tendencjach nacjonalistycznych. Społeczeństwo polskie wciąż do takich należy i ilość aktów przymocy ze strony osób o poglądach skrajnej prawicowych potwierdza, że faszyzujących Polaków jest na pęczki.

Co do faszyzmu, to doczekał się on już tylu definicji (wśród nich wiele poważnych), przybierał i przybiera tyle różnych form (od włoskiej doktryny politycznej, przez pokrewne mu ruchy z lat 30-ych, powojenne systemy w Portugalii czy Chile, prawicową część ruchu skinheads w latach 80/90-ych, aż po różnorodne współczesne nurty), że wybiórcze przywoływanie jednej z nich, aby ukazać brak tożsamości względem własnych idei, jest taktyczną próbą wybielania swojego prawdziwego oblicza. Faktem jest, że wspólnymi mianownikami wszystkich definicji faszyzmu są: dyskryminacja, autorytaryzm, opresyjność i szowinizm. Wszystkie cztery koncepcje są elementarne dla współczesnych ugrupowań skrajnej prawicy w Polsce.

Mit 3: Wszystkie przekonania polityczne zasługują na tolerancję, a więc i te skrajnie prawicowe

Polscy neofaszyści próbują postawić siebie w roli dyskryminowanych ofiar, gdy blokujemy ich marsze. To beszczelne odwoływanie się do idei tolerancji, której gwałcenie wymalowali na swoich sztandarach, wpisali w swoje programy i praktykują na co dzień.

Tak zwane ‘społeczeństwa obywatelskie’ całej Europy już jakiś czas temu uznały pewną rzecz za konsens: Faszyzm ma kształt zbrodni, a nie do opinii! Chyba tylko w naszym kraju skrajna prawica może sobie pozwolić na tak kuriozalne odwoływanie się do demokracji. Wymagają, aby demokratyczne społeczeństwo tolerowało poglądy i fakt przejmowania przestrzeni publicznej przez ugrupowania, których celem jest wykluczanie i odbieranie wolności wszelkim mniejszością. To absurd. Osobom praktykującym dyskryminację nie udostępnia się przestrzeni publicznej do jej propagowania, tak jak notorycznemu mordercy nie podaje się do ręki karabinu maszynowego. Tylko społeczeństwo na wskroś przeżarte przez skrajnie prawicowe idee może uważać, że tolerowanie rasizmu czy innych form dyskryminacji ma cokolwiek wspólnego z wartościami demokratycznymi.

Mit 4: Zajmując się aktywnie problemem skrajnej prawicy robimy temu ruchowi tylko reklamę

To kolejny, fatalny w skutkach, mit. Po pierwsze, naznaczony jest kompletnym brakiem zrozumienia historii. Wszędzie tam, gdzie zbyt długo pozwalano skrajnie prawicowym ideom na ich swobodny rozwój, miało to fatalne skutki. Po drugie, jest to pogląd utrwalający postawy ignorancji i pasywności wobec wszelkich opresyjnych tendencji społecznych. Bardzo łatwo jest się za takim poglądem schować i wiele osób nagminnie z tego korzysta. A więc jest to pogląd pro-faszystowski, gdyż na jego rozpowszechnianiu skrajnej prawicy bardzo zależy. Zresztą stał się on integralną częścią jej strategii i szerzy go ona namiętnie wśród co bardziej naiwnych części społeczeństwa. Dzięki funkcjonowaniu tego mitu, skrajna prawica może swobodnie się rozwijać i sukcesywnie rosnąć w siłę, bo mało kto stawia jej realny, ofensywny opór „niechcąc robić jej w ten sposób reklamy”. W efekcie, zmierza to do sytuacji, w której idee te faktycznie nie będą już potrzebowały reklamy z zewnątrz. Wówczas dopiero osoby wyznające dziś ów pogląd, uznają za stosowne zabrać głos. Tylko, że okaże się to już niezwykle trudne i niebezpieczne. A więc, nawet jeśli niektóre działania antyfaszystowskie przyczyniają się do debaty publicznej wokół skrajnej prawicy, to jest to w najgorszym wypadku efekt uboczny, w rzeczywistości jednak nie istotny w kontekście potrzeby monitorowania tych tendencji, reagowania na nie oraz szerzenia antyfaszystowskiej kultury sprzeciwu.

Mit 5: Skrajnie prawicowa przemoc i bezpośrednie działania ruchu antyfaszystowskiego to dwie strony tego samego medalu

Kolejny mit będący manipulacją społecznej percepcji. Skrajnie prawicowe poglądy są przemocą samą w sobie, a wynikające z nich działania są ich brutalnym przedłużeniem. Antyfaszystowska reakcja staje się wobec nich koniecznością. Antyfaszyzm jest więc w rzeczywistości formą obchodzenia się ze skrajnie prawicową przemocą i nie jest przemocą samą w sobie, nawet jeśli w niektórych przypadkach dochodzi do użycia siły fizycznej. Tak zwane bezpośrednie interwencje ruchu antyfaszystowskiego są niewielką częścią szerokiego zakresu działań jakimi para się ten ruch. Jeśli do nich dochodzi to dlatego, że muszą zostać podjęte, aby móc się oprzeć, powstrzymać, zneutralizować, uprzedzić bądź zdławić w zarodku, skrajnie prawicowy terror. Bezpośrednie interwencje antyfaszystów należy postrzegać w kategorii samoobrony przed skrajnie prawicowym zagrożeniem, pamiętając jednak o tym, że zagrożenie to powstaje już w momencie, gdy ruch skrajnie prawicowy zaczyna się swobodnie organizować, inscenizuje pokazy siły w postaci przemarszy, gromadzi się en masse na obiektach sportowych czy organizuje koncerty muzyczne dla swoich kadr. Antyfaszystowska samoobrona nie może się więc ograniczać do wyczekiwania aż banda nacjonalistów zacznie bić swoje ofiary – często, a w zasadzie, ZAWSZE powinna ubiegać takie sytuacji.

Szerzenie poglądu, jakoby antyfaszystowskie interwencje były drugą stroną medalu skrajnie prawicowego terroru jest kolejną faszystowską strategią dyskredytowania swoich oponentów. W rzeczywistości, nie ma tu żadnego medalu, ale dwie antagoniczne tendencje: skrajnie prawicowy kult siły i wyższości jednych ludzi nad innymi, oraz ruch na rzecz egalitarnego społeczeństwa. Ruch antyfaszystowski rozumie się jako część tej drugiej tendencji.

Mit 6: Antyfaszyzm to domena młodzieży, w większości subkulturowej

To kolejny mit podtrzymywany chyba tylko w naszym kraju. W całej Europie ruchy antyfaszystowskie przyciągają ludzi w najróżniejszym wieku, z różnych kultur i środowisk. Ich szkielet stanowią często środowiska będące najbardziej zagrożone przez neofaszystów (wolnościowcy, imigranci, mniejszości seksualne, lewicowcy, środowiska feministyczne, etc), ale organizują się w nim masowo także ludzie w tych środowiskach nie funkcjonujący. Jedni czynią to z pobódek solidarnościowych (z ofiarami skrajnie prawicowego terroru), inni z czystej świadomości tego dokąd prowadzi pobłażanie tym tendencjom. Tak więc, antyfaszyzm nie ma nic wspólnego z wiekiem, a o wiele bardziej z wyczuleniem społecznym, świadomością społeczną, z negacją autorytaryzmów… Najlepszym dowodem na to, że antyfaszyzm nie jest domeną młodzieży jest fakt, iż w wielu krajach w grupach i strukturach antyfaszystowskich organizują się masowo związkowcy, kombatanci oraz osoby ocalałe z faszystowskich obozów zagłady. Także skład blokad antyfaszystowskich w Warszawie w listopadzie 2010 roku, w których wzięło udział kilka tysięcy osób, kompletnie zaprzeczył młodzieżowo-subkulturowemu charakterowi ruchu antyfaszystowskiego w kraju.

Mit 7: Antifa to „bojówka”

Ten mit mógł zostać zasiany przez skrajną prawicę tylko dlatego, że sam ruch antyfaszystowski w Polsce zbyt długo unikał samo-zdefiniowania się. I choć antifa (czyli skrót od „antyfaszyści”) to nie żadna bojówka, to trudno się dziwić, iż polskim faszystom udało się na jakiś czas tę etykietkę antyfaszystom przylepić, skoro nie przylepili sobie oni wcześniej żadnej innej. Ale skoro sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej, to trzeba i tego typu bzdurę zdementować:

Antifa to tysiące ludzi w tym kraju, którzy nie chcą tolerować skrajnie prawicowego terroru. Antifa zajmuje się wieloma formami przeciwdziałania, od edukacji po bezpośrednie interwencje. Antifa to wielotysięczny antyfaszystowski ruch wychodzący z najwrażliwszej tkanki tego społeczeństwa. I jeżeli już ktoś chce koniecznie widzieć w niej „bojówkę” to w takim razie jest to najliczniejsza i najwartościowsza bojówka jakiej to społeczeństwo się doczekało!

Mit 8: Napiętnowanie i zwalczanie rasizmu, homofobii czy antysemityzmu to „terror poprawności politycznej”

Jeśli nie ma się wystarczająco tupetu, aby przyznać, że ma się poglądy homofobiczne czy rasistowskie, to najłatwiej jest uznać, że reakcja na własne wypowiedzi lub czyny jest terrorem poprawności politycznej. To niemal spazmatyczny odruch, występujący, gdy brak jakiegokolwiek racjonalnego argumentu na uzasadnienie własnej głupoty. W ten sposób można skwitować każdą krytykę twierdząc, że coś jest zbyt poprawne czy zbyt dosłownie interpretowane. Wymachiwanie koncepcją politycznej poprawności jest najczęstszą zasłoną dymną prawicowych populistów, którzy co i raz testują granice do jakich mogą się posunąć ze swoimi uprzedzeniami. Skoro rasizm biologiczny (ten wysnuty na podstawie teorii o rasowo słabszych genach i podobnych antynaukowych, konserwatywnych głupotach) jest passe i można na nim dużo stracić, to próbuje się ten rasizm uwspółcześniać. Balansując na granicy tolerancji odnoszą się do rasizmu kulturowego (atakującego nie konkretne osoby, np. imigrantów, ale całe kultury z których pochodzą, np. muzułmańską albo Synti i Roma), czy jeszcze bardziej „subtelnych”, jak rasizmu socialnego (rozróżniającego w swej łaskawości imigrantów na tych „użytecznych” i tych „nieużytecznych”) czy tzw. nowego nacjonalizmu (tego „tolerującego” imigrantów z klasy średniej).

Krytykowanie, denuncjowanie i obnażanie wszelkich form dyskryminacji i rasizmu nie wynika z poprawności politycznej tylko z tego, że właśnie poprzez codzienne rasistowskie i inne dyskryminujące nawyki, koncepcje te stają się normalnością, będąc zarazem wodą na młyn dla skrajnej prawicy.

Mit 9: Marsz „Niepodległości” to przemarsz patriotów

Polska skrajna prawica maszeruje 11 listopada już od ponad 20 lat. Rasistowskie hasła, antysemickie okrzyki i faszystowskie pozdrowienia były przez całe te lata integralną częścią tych inscenizacji siły. Wprawdzie długo to trwało, ale od roku 2008, kiedy doszło do pierwszej antyfaszystowskiej blokady tego marszu, stanęły one wreszcie w ogniu krytyki społecznej. Dalsze ich organizowanie z neofaszystowskimi i rasistowskimi hasłami stało się trudniejsze. Ale dla skrajnej prawicy marsze te mają zbyt duże znaczenie, aby tak łatwo odpuściła. To inscenizacje siły, których potrzebuje, aby przyciągać kolejne kadry do swoich szeregów. Liderzy tych ugrupowań zdecydowali się więc na taktyczną zagrywkę: nakazali swoim kadrom formułowania dyskryminujących sloganów w mniej agresywny sposób, zarządzili nie-hajlowanie w obecności kamer, przemianowali nazwę marszu na Marsz „Niepodległości” oraz rozpuścili wokół niego „patriotyczną” zasłonę dymną. W ten sposób, te same ugrupowania, głoszące dalej te same poglądy, próbują zapewnić ciągłość swoich przemarszów. W pierwszym odruchu, niektóre osoby dały się nawet na ten haczyk złapać. Jednak każda tego typu manipulacja ma krótkie nóżki. Wyrafinowana strategia stała się oczywista. Niezależnie od tego czy w najbliższych latach marsz ten zostanie nazwany marszem „Miłości”, „Wolności” czy „Młodości”, w społecznej świadomości pozostanie defiladą ugrupowań, od neofaszystowskich po nacjonalistyczne, służącą wspomnianym powyżej celom. A to, że nasi rodzimi faszyści uważają się równocześnie za patriotów, niczego tutaj nie zmienia. Ciężko im tego zabronić. Natomiast możemy odebrać im możliwość chowania się za patriotyzmem w celu szerzenia skrajnie prawicowych, neofaszystowskich idei.

PS.
Obawiam się, że większość z nas nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wielkie, mentalne spustoszenie niesie za sobą funkcjonowanie tych mitów w świadomości społecznej. Pora wsadzić je spowrotem tam, skąd wyszły – do ust skrajnie prawicowych populistów.

Lukrecja Sugar

Tekst pochodzi ze strony: http://lukrecjasugar.wordpress.com

Odpowiedz



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.