Dodaj nową odpowiedź
Nie karmić nacjonalistycznego trolla
XaViER, Wto, 2012-10-09 18:52 Antyfaszyzm | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmPostanowiłem odnieść się do debaty, która od dłuższego czasu toczy się na Centrum Informacji Anarchistycznej, a dotyczącej gorącego jak się okazuje tematu, czyli Marszu Niepodległości i jego blokady. Chciałbym od razu zaznaczyć, że nie bywam od wielu lat na tego rodzaju blokadach i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że mam rację.
Niedawno ukazał się dość interesujący tekst przedstawiający inną perspektywę niż moja, napisany przez osobę, która aktywnie w tego rodzaju wydarzeniach bierze udział. Chciałbym się odnieść do kilku kluczowych kwestii zawartych w tym tekście.
Jednym z najważniejszych problemów, jaki należy rozważyć jest nagły wzrost popularności Marszu jaki odbył się rok temu. Autor wspomnianego wyżej tekstu uważa, że to wynik kryzysu. Chciałoby się zadać pytanie - którego? W Polsce mamy nieustający pełzający kryzys od wielu lat, dwa miliony ludzi wyjechało zaraz gdy tylko otworzyły się bramy Unii Europejskiej, bezrobocie w zasadzie nie spada poniżej 10 proc. To, że kryzys wybuchł na Zachodzie nie oznacza, że u nas rozpoczął się w tym samym momencie. W dodatku gwałtowne załamanie gospodarcze kraju na skalę np. obserwowaną w Grecji dopiero może do nas dotrzeć i wtedy dopiero spotkamy się na serio z radykalizacją ulicy. W moim przekonaniu kwestie gospodarcze są tu drugorzędną sprawą mającą wyjaśnić interesujący nas problem.
O wiele ciekawsze jest uzasadnienie dotyczące katastrofy smoleńskiej. Tak, szeroko rozumiane środowiska posmoleńskie bez wątpienia były obecne na Marszu Niepodległości rok temu i niewątpliwe stanowiły poważną jego część, jeśli chodzi o liczebność. I tu dochodzimy do absolutnie dla mnie kluczowego problemu - czy faktycznie Marsz Niepodległości złożony jest obecnie z faszystów, czy nawet nacjonalistów.
Obserwuję od jakiegoś czasu te Marsze z boku i faktycznie, jeszcze trzy-cztery lata temu były to głównie marsze 300 aktywistów faszystowskich i nacjonalistycznych organizacji typu ONR, MW, Zadruga i oczywiście zawsze obecne, choć niezbyt liczne, neonazistowskie bojówki Blood and Honour. Dla postronnego obserwatora - cyrk hejlujących pajaców poprzebieranych w oldschoolowe mundurki. Antyfaszyści oczywiście blokowali w podobnej liczbie i można to było uznać za symboliczne manewry miejskie.
Sytuacja zaczęła się radykalnie zmieniać, gdy Koalicja 11 Listopada postanowiła pójść za modą z Niemiec i zrobić z tego blokady nie wewnątrzśrodowiskowe, ale ogólne i wciągnąć w to dziwne osoby z liberalnego mainstreamu, żeby nadać temu odpowiedni impet. Obserwowaliśmy raczkowanie tej taktyki w 2009 roku i na znacznie większą skalę w latach kolejnych. Chciałbym przypomnieć, że Polska to nie Niemcy, a MW to jednak nie to samo co NPD, czyli partia która ma dość spore wpływy polityczne, jej politycy zasiadają w lokalnych władzach. W dodatku kontekst niemiecki jest zupełnie inny, czego tłumaczyć chyba nie muszę.
Jednocześnie nasza radykalna prawica, a konkretnie jej wodzowie, stwierdzili, że fikuśne mundurki i hejlowanie słabo się sprzedają, więc też postanowili uderzyć do prawicowego mainstreamu, porzucając, przynajmniej na czas marszu, część swojego radykalnego entourage'u.
Sprawa nabrała rozmachu i przyspieszenia, kiedy Gazeta Wyborcza przyłączyła się do reklamy blokady w 2010 roku. Wiadomo, że na prawicy na prawo od PO ta gazeta jest utożsamiana ze złem wcielonym od 20 lat. Powiedzieć prawicowcowi, wszystko jedno jakiemu - czy to konserwatyście z PiS, czy nacjonaliście z MW, że Wyborcza komuś czegoś zakazuje, to jak wezwać żołnierza do apelu. Wszystko jedno jakie były intencje Koalicji, gdy zgodziła się na tę reklamę (nawet jeśli GW nigdy nie była oficjalnie członkiem Koalicji, to Blumsztajn zaczął się uważać, za jej niemal duchowego przywódcę i tak też zaczął być traktowany przez prawicę, a Koalicja się od tego nie odcięła oficjalnie więc poszło w lud). Liczą się efekty a nie zamiary.
Efekt zaś był taki, że cała prawica na prawo od PO, wszystkie te Ziemkiewicze, Karnowskie, a nawet Fronda, dostały piany na pyskach, że "neobolszewicka" Gazeta Wyborcza występuje przeciwko niepodległości Polski. A to idealnie korelowało z nową taktyką MW-ONR dotyczącą zmiany wizerunku. W ten sposób niemal cała prawica na prawo od PO - od Gościa Niedzielnego po Solidarnych i Rzeczpospolitą zaczęła lansować Marsz Niepodległości. To był niewątpliwy sukces Winnickiego i spółki, który zawdzięcza głównie niezrozumieniu sytuacji przez Koalicję i braku taktycznego myślenia. Nic nie szkodzi, że gdy już Blumsztajn i inni redaktorzy GW dokładnie sobie obejrzeli z bliska z kim im przyszło demonstrować, zaczęli nawoływać do wygwizadania anarchistów za antykapitalistyczne treści. Mleko się rozlało.
Zaczęło dochodzić do absurdalnych sytuacji. Np. w 2010 roku dziennikarze i tzw. "eksperci" zgromadzeni w studiu TVP Info komentowali nagranie na którym ktoś z antyfaszystów przemawiał przeciwko kapitalizmowi i jeden z analityków telewizyjnych ku mojemu zaskoczeniu w pewnym momencie stwierdził: "jacy ci nacjonaliści (sic!) są nienawistni, kapitalizm im się nie podoba. To wynika z wykluczenia i roszczeniowej postawy tego środowiska". Nie ważne, co chcieli powiedzieć demonstranci, nie ważne że Blumsztajn się obraził na anarchistów. Ludzie nie śledzą szczegółowo informacji, nie analizują nagrań, nie wiedzą kto przemawia, kto się z Koalicją zgadza, a kto nie zgadza. Nie orientują się, czy w ogóle GW jest oficjalnie w Koalicji czy nie jest. Liczą się migawki i ogólny ogląd sprawy - Kalisz i Palikot przeciwko niepodległości, a w tle "bojówkarze z antify" od których odcinają się wszyscy, ale jednak broniący tyłka Kaliszowi i spółce, więc pewnie przez nich sponsorowani. I w sumie dla przeciętnego oglądacza TV wyszło, że dzieci "elity" demonstrują przeciwko "hołocie" z blokowisk, taka zresztą padła konkluzja we wspomnianym przeze mnie programie w TVP Info. I wielu ludzi z blokowisk nie wiedząc nic wcześniej o tych blokadach i faszystach czy nacjonalizmie niejako odruchowo zaczęło przychylniej patrzeć na Marsz, nawet nie utożsamiając się specjalnie z ONR czy MW i nie wiedząc o co konkretnie tym organizacjom chodzi.
Można narzekać, że TVN przeinacza, że media nie mówią całej prawdy, ale co z tego jojczenia tak naprawdę nam przyjdzie? To jest oczywista oczywistość, ale trzeba te rzeczy uwzględniaj przed faktem, a nie po fakcie. Nawet przeciętny strateg polityczny wie, jak to będzie wyglądało w TV zanim coś się tam pojawi. W kilkusekundowych migawkach nie da się upchać całej złożoności sytuacji, nawet gdyby ktoś chciał to zrobić, a media lubią jasne podziały, narzucając przy tym swoją interpretację według uznania. Dla mnie to, co się stało i jak zostało przedstawione nie było zbyt wielkim zaskoczeniem. Wiedziałem, że jak na blokadzie pojawi się Kalisz, to go pokażą w TV przede wszystkim, bo Kalisz to wyrobiona telewizyjna marka, tak jak Palikot. I to nie będzie impreza Koalicji, ale Palikota, Kalisza i Blumsztajna i jako taka będzie analizowana. Tutaj nie ma sensu zgrywać naiwnego. Trzeba rozumieć jak działają media i to brać pod uwagę w planach.
Dla anarchisty powstaje już wielokrotnie już wałkowany tutaj problem sojuszy w ramach tzw. ruchu antyfaszystowskiego. Od początku sama ideologia antyfaszystowska stawia anarchistę w niezręcznej co najmniej sytuacji. Oto bowiem musi występować obok byłego szefa MSWiA, któremu podległa za rządów SLD policja nie raz i nie dwa wsadzała go do aresztu. Rozumiem, że nie każdy antyfaszysta musi być anarchistą i że nawet Kalisz może być antyfaszystą w swoim mniemaniu, ale to ujawnia ograniczenia antyfaszyzmu. Powstaje bowiem pytanie o priorytety. Czy w sytuacji kiedy to nie faszyści, ale przede wszystkim polska policja państwowa rozbija blokady eksmisji pałami, gdzie media mainstreamowe z Gazetą Wyborczą lansują od lat rozwiązania gospodarcze (dodajmy dla równowagi że media tzw. prawicowe w stylu Rzeczpospolitej w tym się w żadnym stopniu nie różnią, ale to GW stała się dla wielu zdegradowanych społecznie symbolem), które spychają rzesze ludzi poniżej progu biedy, tak szerokie sojusze są w ogóle sensowne. Mam dysonans w takim momencie.
Stawanie obok polityków dla anarchisty w jednym szeregu jest problematyczne. Czasem w wyjątkowych sytuacjach, krytycznych momentach, kiedy autentycznie groziłby nam totalitaryzm czy silny autorytaryzm, grożący paraliżem całkowitym anarchistycznej działalności, może i taki dziwaczny sojusz byłby konieczny. Trudno powiedzieć. Ale czy dzisiaj mamy taką wyjątkową sytuację, żeby powoływać pospolite ruszenie? I to w sytuacji, kiedy nie faszyści, ale nasz obecny rząd ogranicza wolność zgromadzeń, chciał wprowadzać ACTA itd.
Co nas - odwołuję się tu do anarchistów i szerzej lewicy radykalnej - łączy z Kaliszem i Palikotem, dlaczego warto szarpać sobie reputację bycia pokazywanym razem z nimi w TV? Co zyskujemy a co tracimy? Nie widzę sensownych odpowiedzi jak na razie, nie widzę rzeczowego rozliczenia się z dotychczasową taktyką, a raczej próbę zamiatania sprawy pod dywan.
Tymczasem po drugiej stronie, Marsz Niepodległości zmienił się z marginalnego wydarzenia w wielki marsz prawicy. Całej niemal prawicy. I jako taki ten marsz od zeszłego roku trzeba analizować, a nie trzymać się kurczowo tezy o "marszu faszystów". Prowadzi to bowiem do wielu nieporozumień.
Pierwszym nieporozumieniem jest określanie ludzi, którzy tam idą en bloc jako faszystów. Jak się okazuje ci "faszyści" czasem potem działają w naszych organizacjach lokatorskich i okazuje się że żadnych faszystowskich poglądów nie mają. Po prostu nie lubią obecnej władzy i traktują ten Marsz jako wyraz sprzeciwu. Możemy uznać formę tego sprzeciwu za nieodpowiednią, nietrafnie sformułowaną i w złym towarzystwie, ale należy to ludziom spokojnie tłumaczyć i pokazywać alternatywy a nie wpadać w histerię. Zaryzykuję twierdzenie, że 80 proc. ludzi, którzy tam poszli nie ma skrajnych poglądów. Pozostaje jednak te 20 proc.
I tu dochodzimy do drugiego, kluczowego dla mnie nieporozumienia. Kontynuując nazywanie Marszu Niepodległości jako marszu faszystów dodajemy im sami siły, której tak naprawdę nie mają. Udało im się za pośrednictwem zdobtych dzięki wspólnemu wrogowi (tj. GW) dojściom do konserwatywnych mediów dostać reklamę Marszu, jakiej nigdy wcześniej nie mieli. Ale jednocześnie nie potrafią ciągle skonsumować politycznie swojego sukcesu, bo to ich przerasta. Ich organizacje wzrosły w niewielkim stopniu (ONR ma w okolicach 200 osób z czego pewnie połowa to konserwatywni liberałowie a nie narodowi radykałowie, co będzie rodziło prawdopodobnie napięcia wewnątrz tej organizacji). Jeśli organizują sami demonstracje, nigdy nie wychodzą poza kilkaset osób. A na samym Marszu giną w tłumie do tego stopnia, że organizatorzy nie potrafią nad tym wszystkim zapanować.
W dodatku w przeciwieństwie do Niemiec, Rosji, Grecji, czy Francji nie mają żadnego znaczenia politycznego, NOP - jedyna partia nacjonalistyczna obecnie nie ma nawet śladowego poparcia w wyborach. Ostatni projekt środowisk nacjonalistycznych związanych z MW - LPR upadł, a jej dawny lider - Roman Giertych - dziś broni młodego Tuska (czy może być żałośniejszy upadek dla endeka?). Oczywiście można powiedzieć, że szykują się na długi marsz, ale jak na razie wszelkie ich plany same się kompromitują, a PiS na pewno nie pozwoli na pojawienie się na prawo od nich żadnej poważnej konkurencji. Jeśliby próbowali założyć partię i realnie zagrozić PiS-owi, to natychmiast Marsz Niepodległości skurczył się do pochodu kilkuset nacjonalistów jak dawniej, bo straciłby poparcie Solidarnych, mainstreamowych mediów prawicowych i kleru. Tutaj nie ma żadnego pola manewru w obecnej chwili i żadna dyktatura faszystowska z ich strony w przewidywalnej przyszłości nam nie grozi.
Oczywiście, są groźni gdy pobiją w dziesięć osób człowieka wracającego z flagami po demonstracji, bo tylko na tego rodzaju bandyckie napady ich stać. I tutaj powinniśmy dbać o bezpieczeństwo fizyczne ludzi, tworzyć grupy obronno-zaczepne, które będą ten problem monitorować i "uspokajać" krewkich panów z zaburzeniami wyższych procesów poznawczych. Tyle że problem ten dotyczy bojówek góra kilkudziesięcioosobowych w największych miastach i da się go rozwiązać przy odpowiedniej organizacji samoobrony lokalnych sił antyfaszystowskich. Należy też zadbać o lepszą ochronę naszych demonstracji i działań. Z tym nikt nie dyskutuje i ta potrzeba jest widoczna. Natomiast jest to problem pewnego uciążliwego marginesu społecznego, a nie problem masowych organizacji faszystowskich liczących dziesiątki, czy setki tysięcy ludzi. Upierdliwą muchę zabija się packą, a nie strzela z armaty.
Wracając jednak do tematu, jeśli nadal będziemy nazywać Marsz Niepodległości marszem faszystów, to będziemy utrwalać fałszywy pogląd, że faktyczni faszyści czy narodowi radykałowie stanowią potężną siłę polityczną, która wyprowadza tysiące osób na ulice, a sami będziemy przy tym wypadać marniej, choć nasze inicjatywy są zakrojone na znacznie szerszą skalę niż słynne "oddawanie krwi raz w roku" i angażują znacznie więcej osób. Dlaczego nie potrafimy wykorzystać tego w czym jesteśmy naprawdę dobrzy - w samoorganizacji, samopomocy? Nie w tępym maszerowaniu za wodzem, ale w inteligentnych rozwiązaniach codziennych problemów zwykłych ludzi. Dlaczego tak mało ludzi zajmuje się konkretną robotą u podstaw, a tak wiele symbolicznymi starciami? Zastanawiać może, dlaczego kwestie lokatorskie czy pracownicze, czy jakiekolwiek inne nie wywołują tak żywych dyskusji na CIA? Problemów do rozwiązania w tych tematach jest mnóstwo i debata bez wątpienia by się przydała.
Faszystów zaś blokuje się na poziomie dzielnicy, szkoły, zakładu pracy - pokazując ludziom alternatywy, rozwiązania ich problemów, wreszcie broniąc ich przed przejawami agresji. Nie da się tego zrobić za pomocą corocznych rytuałów w stolicy. Tym bardziej, że jak ktoś słusznie zauważył w innym tekście - to nie Warszawa jest 11 listopada miejscem marszy najbardziej radykalnych grup nacjonalistycznych, ale Wrocław, gdzie aktywiści NOP, Zadrugi, czy Blood and Honour nie kryją się za żadnym parawanem.
W Warszawie niech się ścierają dwie prawice o to kto jest większym patriotą. Zamiast wchodzić między nie, lepiej z boku przygotowywać siły do własnych inicjatyw pozytywnych, do własnych działań i robienia porządku w swojej dzielnicy, swoim mieście. Ponieważ jeśli będzie blokada antyfaszystowska jednego marszu prawicy, to zaraz powstanie fałszywe wrażenie, że to w celu osłony drugiego marszu - prezydenckiego.
Dlatego nie chcąc wchodzić w tego rodzaju dylematy zostanę w domu i zamiast karmić nacjonalistycznego trolla, będę lepił ze znajomymi pierogi (w ramach Farszu Niepodległości), zerkając na telewizor licząc na to, że Komorowscy wezmą się za łby z Winnickimi. I niech się tam zatłuką. Ku chwale Ojczyzny.
XaViER
--
Zapraszam na Facebooka:
http://www.facebook.com/wolnelewo
i bloga: http://lewica-wolnosciowa.blogspot.com/