Blog

Kolejny działacz "S" o strajku w Budryku oraz o strategii dla górnictwa

Blog

Wywiad z szefem górniczym Solidarności z portalu "Wirtualny Nowy Przemysł".

Nie wiemy, czy będą realizowane założenia strategii dla branży do 2015 roku, czy też nie. Nic nie wiemy! - mówi portalowi wnp.pl Dominik Kolorz, szef górniczej Solidarności

Co Pan sądzi o sytuacji w kopalni Budryk?

- W przypadku Budryka widać, że obie strony się zapętliły, mają węzeł gordyjski na szyi. To groźne dla kopalni Budryk, a ponadto to źle wpływa na wyniki Jastrzębskiej Spółki Węglowej, bo przecież straty Budryka z tytułu tak długiego strajku będą miały swe odbicie w wynikach JSW.

Jastrzębska Spółka Węglowa miała mieć w swych strukturach dobrą kopalnię. Natomiast jeżeli strajk się zakończy - oby jak najszybciej - Budryk będzie musiał lizać rany i powoli się odbudowywać.

Mam uwagi co do fachowości związkowej tych, którzy prowadzą strajk w Budryku.

Przecież zawsze trzeba ustalić jakąś datę graniczną zakończenia protestu. Nie może być tak, że strajk ma trwać do końca świata i jeden dzień dłużej.

Koledzy z Budryka powinni wreszcie zrozumieć, że nie ma politycznego przyzwolenia na spełnienie ich żądań. Ja też musiałem czasem kończyć akcje strajkowe mimo braku wywalczenia tego, czego się domagaliśmy. Były przed laty takie przypadki. Jednak nie można strajkować w nieskończoność, nie oglądając się na przyszłość kopalni. Przegrana bitwa nie oznacza przegranej wojny, bo nadal trzeba konsekwentnie walczyć o wyższe płace w górnictwie. Natomiast trzeba mieć na uwadze miejsca pracy i przyszłość kopalni Budryk.

W jakim kierunku będzie podążało górnictwo?

- Nie mam pojęcia! Nikt nie wie, co dalej będzie z górnictwem - mamy czeski film. Nowa ekipa rządząca nic nie mówi o swych planach wobec sektora węglowego.

Minęły trzy miesiące od czasu, kiedy nowa ekipa sprawuje władzę, a my - poza jednym spotkaniem z wicepremierem Waldemarem Pawlakiem - nie mieliśmy możliwości porozmawiania o problemach górnictwa. Nie ma żadnego odzewu ze strony resortu gospodarki, nic nie wiemy o planach wobec branży.

Nie wiemy, czy będą realizowane założenia strategii dla branży do 2015 roku, czy też nie. Nic nie wiemy! I to jest niepokojące.

Na razie są czystki kadrowe w górnictwie, ale przecież nadzorowanie sektora nie powinno się ograniczać tylko do roszad personalnych.

Kiedy zakończy się sprawa Budryka należy jak najszybciej zwołać Zespół Trójstronny ds. bezpieczeństwa socjalnego górników z udziałem wicepremiera Pawlaka.

Chcemy się dowiedzieć, kto faktycznie posiada wiedzę o sektorze węglowym, a także tego, czy wiceminister Postolski będzie coś robić samodzielnie bez potrzeby pilotowania go przez wicepremiera Waldemara Pawlaka.

Chcemy się wreszcie dowiedzieć o planach tej ekipy wobec górnictwa.

Rozmawiał: Jerzy Dudała

Za niepłacenie podatku są uznani za apostatów

Blog

Niepłacenie podatku to grzech!

Wypisali się z Kościoła

Irek Warmowski z żoną na niepłaceniu podatku kościelnego w Niemczech mogli oszczędzić 500 euro. I kupić wymarzony profesjonalny aparat fotograficzny Canona.

Z powodu tych oszczędności zostali wykreśleni w Polsce z ksiąg chrzcielnych i uznani za apostatów. Czyli tych, którzy wyrzekli się wiary chrześcijańskiej. Nie mają prawa do katolickiego pochówku. Nie mogą iść do komunii, ich dzieci nie zostaną ochrzczone.

Kościół jest za drogi

Irek Warmowski ma 34 lata. Z Lęborka przeprowadził się do Kolonii. Jest doradcą podatkowym.

Zatrudniając się do pracy, w jednej z rubryk wypełnianego kwestionariusza musiał podać swoje wyznanie. To automatyczna deklaracja, która oznacza, że będzie płacił podatek na Kościół.

W Niemczech, w zależności od landu, to 8-9 proc. od podatku dochodowego.

Irek płacił cztery lata. Rok przed ślubem uznali z przyszłą żoną, że nie stać ich na płacenie po 250 euro.

W sądzie okręgowym (Amtsgericht) podpisał urzędowo sformułowane orzeczenie po łacinie: A fide catholica defecit die coram magistratu civili (od wiary katolickiej odstąpił dnia... w obliczu urzędnika stanu cywilnego). - Do tego mój podpis i żadnych pytań ze strony urzędnika - dodaje.

Ewa jest po pięćdziesiątce. Mieszka w Bonn, ma dom w małej wiosce pod Opolem. Oburzało ją, że nie może wejść do kościoła, by się pomodlić, albo wyciszyć, bo jest zamknięty. Za wykreślenie Z kościoła katolickiego zapłaciła 30 euro. To cena zaświadczenia sądu okręgowego, które trzeba złożyć w urzędzie podatkowym.

Deklaracja złożona w sądzie trafia również do parafii w Polsce, w której została ochrzczona osoba występująca. Skutkuje ekskomuniką. Proboszcz, który otrzymuje taki dokument, wykreśla wiernego z księgi chrztu. Nie może go pochować na katolickim cmentarzu, zgodzić się na ochrzczenie jego dzieci ani na to, by byli świadkami na ślubie lub rodzicami chrzestnymi.

Dobry i zły glina

- Trudno ocenić liczbowo skalę tych wystąpień, bo dane nie trafiają do kurii, tylko do parafii. Ale logiczne, że na Śląsku i na Opolszczyźnie, gdzie mnóstwo osób pracuje w Niemczech, jest ona największa - mówi ks. dr Krzysztof Matysek z kurii diecezjalnej w Opolu.

Nie uważa, że objęcie ekskomuniką osób, które wystąpiły z Kościoła tylko po to, by oszczędzić kilkaset euro, jest karą zbyt surową. - To wcale nie chodzi o pieniądze! - twierdzi. - Powiedzenie przed urzędnikiem, że jest się osobą niewierzącą, to publiczny akt wyzbycia się wiary. Oni widzą tylko srebrniki, a nie to, że się zapierają Boga. Kiedyś za wiarę krew przelewano, a teraz żal ludziom 500 euro - przekonuje.

Jezuita Wojciech Ziółek, proboszcz parafii pw. św. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu, wykreślił w ostatnich dwóch latach kilku parafian. - W każdej organizacji jest tak, że jeśli nie płacisz składek, to zostajesz skreślony. Ja rozumiem, że tym ludziom chodzi o oszczędzenie pieniędzy, ale przecież Kościół nie jest tylko duchem, ale i ciałem. Ważne, co to ciało podpisuje, a nie tylko, co myśli duch - ucina. - I nie przekonuje mnie ich argumentacja, że to chodzi o pieniądze, a nie o wiarę. Tak jak prof. Władysław Bartoszewski uważam, że warto być przyzwoitym. Tu dla pieniędzy została przekroczona granica przyzwoitości - uważa. Ale rozumie wątpliwości, czy takie osoby należy uznać rzeczywiście za apostatów. Bo ci odchodzą z Kościoła w sposób świadomy, z uwagi na swój światopogląd.

W parafii, gdzie mieszka Ewa, ksiądz musiał mieć wątpliwości tej natury. Bo żadnego wystąpienia nie odnotował, co ze zdziwieniem spostrzegł obecny proboszcz ks. Piotr.

- Mój poprzednik był tu kilkadziesiąt lat, znał doskonale tutejszych ludzi i spodziewam się, że wolał z nimi wpierw porozmawiać, niż od razu skreślać. Jestem przekonany, że takie sytuacje musiały mieć w naszej parafii miejsce, ale przejrzałem księgi i nie potrafię znaleźć żadnej - twierdzi ks. Piotr.

Ks. Marcin, proboszcz w podopolskiej wsi zamieszkiwanej przede wszystkim przez mniejszość niemiecką, też miał takie przypadki. Ale tylko raz jeden się zawahał. - Przyszedł dokument, że mój dawny uczeń wystąpił. Ręka mi drżała, nie mogłem tego wpisać. Chciałem dotrzeć do niego, dowiedzieć się, jaki błąd popełnił, co się stało, że podjął taką decyzję, ale zupełnie nie potrafię. Jego rodzina wyjechała z Polski. Więc kartkę, co z tym zrobić, zostawiłem swojemu następcy - wyznaje.

Ks. Matysek się irytuje, że księża zachowują się, jak dobry i zły glina.

- Bo powinni skreślać. Dokument trzeba odnotować. To obowiązek, a nie dowolność - ucina.

Nie mogą mnie wyrzucić!

Do wykreślonych z Kościoła trudno dotrzeć. Bo nie przyznają się do swych decyzji nawet przed bliskimi. Obawiają się, że ludzie wezmą ich na języki. Tak jak Dietera spod Opola. W kościelnych ławkach spoglądali po sobie, kiedy przyjeżdżający z Niemiec na urlop siadał obok nich. Między sobą mówili, że nie powinien do kościoła przychodzić, bo skoro dla 30 euro miesięcznie się wypisał, to na amen.

- Dopiero menele pod sklepem odważyli się powiedzieć to, co myśli cała wieś. Po dwóch piwach i nalewce zapytali go, czy przeszedł na islam. Zagotował się ze złości. Wykrzyczał, że to skandal, że ksiądz wygadał - relacjonuje pan Roman, świadek rozmowy pod sklepem. Irek nie obawiał się przyznać znajomym, bo zna wiele takich jak on młodych Polaków, którzy wypisali się z Kościoła z powodów finansowych. Ale miał opory, by powiedzieć o tym mieszkającej w Niemczech mamie. Przełamał je przed kilkoma dniami.

- Okazało się, że ona wystąpiła również z powodów finansowych. Nie spodziewałem się, bo chodzi do kościoła, zresztą jak wiele osób, które tego podatku nie płacą - opowiada.

Polacy niepłacący podatku kościelnego w Niemczech zwykle nie wiedzą, że pociąga to za sobą konsekwencje w Polsce. Czyli, że wyklucza się ich także z polskiego Kościoła.

- Bo przecież, jak ktoś się wypisał, to przecież wcale nie znaczy, że nie wierzy w Boga! - zauważa Ewa, która planuje powrót do Polski. Podobnie jak Irek, który mówi, że wyrzucić się nie da. - Kościół nie ma monopolu na Boga. Jeśli mam ochotę pójść do kościoła i pomodlić się lub spotkać z innymi wiernymi, to będę to robił, przynajmniej dopóki nie wprowadzą płatnych biletów do świątyni. A skoro Kościół uważa, że nasze pieniądze są dla niego ważniejsze niż nasza wiara, to to jest dopiero niemoralne! - denerwuje się. I nie chce słyszeć, że się sprzedał za garść srebrników. - Bo to przecież z powodu tych srebrników, których im nie daję, oni mnie wykreślają!

Ks. prof. Piotr Morciniec, specjalista od teologii moralnej i etyk, odpiera: - Problem jest bardziej złożony. To nie Kościół odmawia komuś przynależności do niego, tylko ktoś sam z niego świadomie występuje. To jakaś schizofrenia. Ktoś wypisuje się z Kościoła i równocześnie upiera się, że do niego należy. Ale to pokłosie 45 lat socjalizmu: członek partii ateistycznej i katolik równocześnie. Tylko że wtedy był totalitaryzm - w demokracji to nie przejdzie, trzeba formować ludzkie sumienia. Wybór kosztował zawsze, wystarczy przypomnieć męczenników. Samo "chodzenie do kościoła" nie wystarczy. Jeśli ktoś nie ze skrajnej biedy, ale z wyboru wymienia Kościół np. na telewizor, to deklaruje, co ma dla niego wartość.

Uspokajanie sumienia

Irek zapewnia, że gdyby mógł nie płacić podatku kościelnego i nie wypisywać się z Kościoła, to na pewno by się nie wypisał.

Tak jak Paweł z Opola, mieszkaniec Hesji, który rocznie płaci na Kościół ok. 2 tys. euro. - Nie podoba mi się to, tym bardziej, że moje pieniądze nie idą na moją parafię, tylko są centralnie dzielone. Ale płacę, bo boję się restrykcji. I tego, że mnie nie pochowają po katolicku, i tego, że moje dziecko nie będzie mogło pójść do komunii. Wracamy niedługo do Polski, nie chcę komplikować sobie życia - twierdzi.

2 tys. euro rocznie to dla niego kwota, która pozwala mu również uciszyć swoje sumienie. I jak są zbiórki na bezdomnych albo na ofiary kataklizmów, to zwykle nie daje centa, bo myśli w duchu: ja już się nadawałem.

Na tacę co tydzień też nie rzuca. Chyba że jest w Polsce, wtedy daje dychę albo dwie. Bo w parafii jego żony właśnie wymieniają dach na kościelnej wieży i każdy grosz się przyda.

Ewa też wspomaga Kościół w Polsce. - Bo jest biedny, w przeciwieństwie do niemieckiego - ucina.

Episkopat wyda instrukcję

Przez Niemcy przewinęła się już debata na temat uznawania za apostatów osób, które nie chcą płacić podatku kościelnego (tzw. Kirchensteuer) i jednocześnie nie chcą zrywać więzi z Kościołem. - Sprawa trafiła do Watykanu. Stanowisko Stolicy Apostolskiej jest jasne: zaprzestanie płacenia podatku nie jest jednoznaczne z wystąpieniem z Kościoła - mówi ks. dr Józef Kloch, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski.

I dodaje, iż nie ma danych dotyczących liczby Polaków uznawanych za apostatów z powodu niepłacenia Kirchensteuer i wykreślonych z ksiąg chrzcielnych. Rektorat Polskiej Misji Katolickiej w Niemczech również ich nie ma. Dostaje bowiem dane ogólne, bez podania przyczyn wystąpienia.

Ale mimo że Kościół niemiecki dostał zgodę Watykanu na utrzymanie istniejącego 200 lat systemu, to Episkopat Polski planuje zgodnie z instrukcją watykańską uporządkować te sprawy.

- Jak należy traktować człowieka, który jest zameldowany w Polsce, a pracuje w Niemczech? Co zrobić z tymi, których już za niepłacenie wykreślono? Ja nie wiem, poddaję się. Ale ujednolicenie tych kwestii przyniesie instrukcja przygotowywana przez Radę Prawną Episkopatu. Nie wiem, kiedy będzie gotowa. Może w marcu - zapowiada ks. Kloch.

Biskupi w instrukcji powiedzą też księżom, jak mają traktować ochrzczonych chrześcijan dobrowolnie i całkowicie porzucających wiarę. A tych jest coraz więcej. Przed dwoma laty Jarosław Milewczyk założył stronę internetową Apostazja pl., na której podaje wzory dokumentów potrzebnych do wypisania się z Kościoła. Ściągnęło je kilkadziesiąt tysięcy osób.

Dorota Wodecka-Lasota
Źródło: Gazeta Wyborcza

Radio Maryja dla Budryka

Blog

Bogusław Ziętek - Przewodniczący Komisji Krajowej Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień 80" - był gościem Radio Maryja. Niech Bóg chroni nas przed kapitalizmem!
http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=6948

Propaganda antystrajkowa

Blog

Propaganda antystrajkowa:

"Puls Biznesu": 156 tys. zł zarobił główny organizator strajku w "Budryku". 110 tys. zł - szef Kadry. I nadal biorą kasę, a górnicy jej nie dostaną.

Od 16 grudnia opinia publiczna absorbowana jest strajkiem w kopalni węgla kamiennego "Budryk" w Ornontowicach koło Gliwic. Protest zorganizowały trzy z dziewięciu organizacji związkowych: Sierpień '80, Kadra i Jedność

Pracowników "Budryka". Ten ostatni związek został zarejestrowany 30 listopada 2007 r. Związkowcy codziennie brylują w mediach, przedstawiając kolejne żądania i stawiając w kącie zarząd Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW), do której 4 stycznia trafiła kopalnia. Pod ścianą próbują też postawić rząd Donalda Tuska.

Dziennik podkreśla, że z każdym dniem strajku rosną straty kopalni. Sięgają już prawie 50 mln zł. Rośnie także zagrożenie życia głodujących górników. Oni wypłaty nie dostaną, w przeciwieństwie do organizatorów strajku. Głównym rozgrywającym w "Budryku" jest założyciel związku Jedność Pracowników "Budryka" Wiesław Wójtowicz. W ubiegłym roku zarobił w kopalni 156 tys. zł brutto. Wiesław Wójtowicz ma wysokie stanowisko w "Budryku" jest nadsztygarem. Za czas strajku pobiera on wynagrodzenie jako związkowiec. Co ciekawe - podkreśla gazeta - pod dokumentami zawiązanymi z protestem nie ma jego podpisu. Sygnują je szef Związku Zawodowego Kadra Grzegorz Bednarski oraz szef Związku Zawodowego Sierpień '80 Krzysztof Łabądź.

"Pobieramy wynagrodzenie za czas strajku, ponieważ nam się to należy. Pieniądze te trafią do wspólnej kasy, aby wspomóc strajkujących górników. W grudniu zarobiłem 1700 zł netto" - twierdzi szef Sierpnia '80.

"Puls Biznesu" sprawdził tę informację. Według dziennika, płaca Łabądzia w grudniu wyniosła 4850 zł. W ubiegłym roku zarobił on prawie 66 tys. zł. Prawie dwa razy tyle dostał Grzegorz Bednarski. W ubiegłym roku dostał 110 tys. zł brutto. Aktualnie Bednarski pracuje na stanowisku nadsztygara.

O kłopotach Rozbratu na TV Biznes

Kraj | Blog | Represje | Ruch anarchistyczny

Wczoraj w wiadomościach na TV Biznes wyemitowano materiał o planowanej licytacji terenu, na której znajduje się poznański skłot Rozbrat. Więcej o całej sprawie w artykule Komornik wkroczył na teren squatu Rozbrat w Poznaniu i opracowaniu Sytuacja prawna Rozbratu.

Delegacja ZNP z Raciborza korzysta z przywilejów poselskich

Blog

tak na ten temat wypowiada się członek IP na indymediach:

"Właśnie dziś wróciłem z manifestacji ZNP w Warszawie i muszę z przykrością stwierdzić że jeśli tak będzie wyglądała walka ZNP o swoje prawa to kiepsko to widzę.
Jestem członkiem Inicjatywy Pracowniczej korzystając z okazji wybrałem się autobusem wynajętym przez ZNP do Warszawy.W połowie manifestacji przewodnicząca związku powiedziała iż całą grupą udamy się teraz do sejmu gdzie będziemy oprowadzeni po kuluarach sejmowych a wycieczkę zakończy szwedzki stół w stołówce sejmowej. Wszystko to za sprawą posła Śedlaczka z PO pochodzącego z Raciborza. Nie bardzo chciało mi się iść w połowie manify ale musiałem trzymać się grupy bo trzeba potem wrócić jakoś do domu.Po przeszukaniach i przejściach przez bramkę poseł oprowadzał nas po korytarzach sejmu w między czasie ludzie z ZNP robili sobie zdjęcia z napotkanymi politykami nie ważne jakich opcji politycznych ważne że znana twarz i będzie autograf kompletna żenada!Po zwierzeniach posła o tym iż można kompletnie nic nie robić przez cztery lata i nikt ci nic nie może z tego rozliczyć udaliśmy się do sejmowej stołówki.Poseł oznajmił iż możemy jeść bez ograniczeń.Ze zdziwieniem stwierdziłem iż takich wycieczek ZNP jest tu więcej!Po zapchaniu kich wszyscy zadowoleni wrócili do autobusu, manifestacja się udała jak cholera !!!Niech żyją etatowe związki zawodowe!!!
Benton"

Demonstracja ONR, MW i UPR

Blog

Dawno nie pisaliście o UPR i MW!!! Wspólnymi siłami obie grupy organizowały protest w Warszawie!

Zaczęło się od krytyki traktatu lizbońskiego, skończyło na zwymyślaniu osób o innych poglądach od zdrajców, pedałów i Żydów. Wszechpolacy połączyli swe siły z UPR, aby w środku weekendu pokazać na ulicach Warszawy swoją siłę.

Ok. stu działaczy Młodzieży Wszechpolskiej i młodzieżówki Unii Polityki Realnej przyszło w sobotnie popołudnie na pl. Zamkowy, by zaprotestować przeciwko traktatowi lizbońskiemu, który ma zreformować Unię Europejską.

Aby traktat wszedł w życie do początku przyszłego roku, muszą go ratyfikować wszystkie kraje UE. Dotąd zrobiły to tylko Węgry. Wszechpolacy i działacze UPR żądają referendum w sprawie ratyfikacji traktatu. Takie referendum odbędzie się tylko w Irlandii.

- Już jest nas bardzo dużo. Są tu licealiści i studenci. Będzie jeszcze więcej - zapewniał Daniel Stępkowski, lider młodzieżówki UPR. Za nim stała grupka mężczyzn z ogolonymi głowami z flagami faszyzującego Obozu Narodowo-Radykalnego.

Organizatorzy marszu najwidoczniej spodziewali się większej liczby protestujących - pod kolumną Zygmunta leżała sterta polskich flag, których nie miał kto wznieść.

W strugach deszczu pochód wyruszył prawie biegiem spod kolumny Zygmunta. Protestujący grzęźli w żwirze, który pokrywa rozkopane Krakowskie Przedmieście. Na cały głos krzyczeli: "Traktat do wora, wór do jeziora!"; "Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela!"; "Niepodległość nie na sprzedaż!". Przed Pałacem Prezydenckim zwolnili: - Zdrajca! Zdrajca! Zdrajca! - krzyczeli, grożąc pięścią w kierunku siedziby Lecha Kaczyńskiego.

Przy bramie Uniwersytetu Warszawskiego jeden z wszechpolaków próbował rozdawać studentom UW ulotki. "Na Zachodzie Europy zabrania się używać słów mama i tata. Chcesz, żeby to UE decydowała, jak ma wyglądać rodzina w Polsce" - głosiły. - Nie gadam z antyunijnymi oszołomami - odpowiedział 21-letni Aleksander, student prawa, i oddał ulotkę. - Pedał! - krzyknął za nim wszechpolak.

Emocje rosły. Przy rondzie de Gaulle'a działacze ONR porzucili hasła dotyczące traktatu. Zaczęli wykrzykiwać swoje: "Pedofile, pederaści to są Unii entuzjaści"! "Jedna Polska katolicka". Tłumek powtarzał za nimi.

Łysy mężczyzna w wojskowej kurtce odmówił rozmowy, gdy dowiedział się, że jestem dziennikarką "Gazety". Krzyknął tylko: - Ty Żydówko!

Rozmawiał za to z prasą Jan Bodakowski. Przedstawiał się jako "prawdziwy katolik", w ręku trzymał plakat "Unia = socjalizm". - Połowa pederastów to pedofile. - A nienormalni komisarze z Unii chcą rozpowszechnić u nas te patologie. A to zniszczy polską rodzinę - grzmiał do mnie.

Przy pl. Trzech Krzyży manifestanci, już zgodnie, powtarzali "Bóg, honor, Ojczyzna".

Pod Sejmem na protestujących czekał Krzysztof Bosak, były poseł LPR, i Stanisław Michalkiewicz, publicysta Polskiego Radia znany z antysemickich wypowiedzi.

- Spontanicznie przyszli tu dziś młodzi i wykształceni ludzie, którzy nie chcą Europy socjalistycznej - mówił Bosak.

- Akceptując traktat lizboński, rząd chce zrezygnować z suwerenności Polski. Nie pozwólmy na likwidację naszego państwa - ostrzegał Michalkiewicz.

Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

Niewidomy Mahatma Gandhi ?

Blog

Newkirk* zaslonila oczy Mahatmie Gandhiemu (mowa o pomniku oczywiscie)
i zostala zatrzymana na pare godzin w zwiazku z zaklocaniem spokoju
publ itepe itede Chciala aby Gandhi nie patrzyl na to co dzieje sie w
Tamil Nadu (Indie). M.G. byl przeciwny okrucienstwu wobec zwierzat.

W Indiach odbywaja sie podobne do hiszpanskej[i nie tylko] 'ucieczki
przed bykami'. Ludzie biegaja z bykami, zabieraja pieniadze
przyczepione do zwierzat. Tradycyjny (?!!) "sport" nazywa sie
jallikattu. Nie zabija sie zwierzat, ale dreczy sie je, podaje rozne
substancje psychoaktywne itp.

"Przyjazne Państwo"

Kraj | Blog

W piątek uruchomiona została strona internetowa sejmowej komisji "Przyjazne Państwo". Każdy obywatel możne tam zgłosić swoje uwagi dotyczące nieżyciowych przepisów prawnych.

Adres strony to www.przyjaznepanstwo.pl

Jeśli uważasz, że są absurdalne prawa, napisz do nich.

Dlaczego Trybuna Robotniczna reklamuje dużą korporację?

Blog

W najnowszym numerze "TR" znajduje się reklama na całą ostatnią stronę: Firma "Kopex" zatrudnia górników.

KOPEX to wielka korporacja, która ma udział w innych firmach i jest obecna na rynku międzynarodowym. Do grupy kapitałowej "Kopex-u" należy 17 firm. Kapitalizacja grupy ZZM-Kopex przekracza 3 mld zł. Firmy zajmują się m.in. robotami górniczymi i eksportem węgla.

(Nawet czytałam, że firma jest kandydatem do wykonania części robót budowlanych w Redzikowie w zakresie podziemnych elementów bazy amerykańskiej.)

Jestem bardzo ciekawa, czy związkowcy z Sierpnia zachęcają ludzi do zatrudnienia się w Kopexie.

Nie wiem, czy Kopex będzie kiedyś sprzedawać pracowników kopalniom z JSW. Outsourcing pracowników dla kopalni nie jest niczym nowym, jak widać w przypadku MARD-u z Halemby. Podobnie w przypadku zatrudniania pracowników do innych rodzajów pracy.

Negocjacje z JSW nie przynoszą efektów, więc pewnie ta reklama pomoże górnikom z Budryka znaleźć inną pracę. Może lepiej przyjąć strategię strajku OZZL - kiedy nie da się wynegocjować podwyżki, trzeba złożyć wypowiedzenie i zatrudnić się powrotem na kontraktach.

Tak czy siak, Kopex to duża firma w której kapitalista Jędrzejski ma duży pakiet udziałów. (Jest on właścicielem 80% akcji ZZM.) Trybuna Robotnicza, która promuje hasła typu "także Ty możesz zostać Che Guevarą", widocznie nie dyskryminuje reklamodawców.

Wideo z obozu antygranicznego

Blog

Jest wideo z obozu antygranicznego, który odbył się na Ukrainie latem. Film jeszcze nie ma polskich napisów. Są napisy w jez. angielskim.

http://video.google.com/videoplay?docid=-5780545896985559139

Artyluł o zwolnieniu w Auchan

Blog

Kilka dni temu pojawił się artykuł o zwoleniu Krzyżaniaka z Auchan.

Hipermarket: na związkowca znajdzie się hak
Kalina Celińska

Pracownik zielonogórskiego hipermarketu Auchan organizował związkową pikietę w obronie praw pracowniczych. Trzy dni później sklep go zwolnił i oskarżył o kradzież. - Kłamią - mówi Piotr Krzyżaniak.

Piotr Krzyżaniak: - Hipermarket chcial mnie zwolnić duscyplinarnie, więc oskarżył o kradzieżW połowie grudnia ub. r. pod hipermarketem Auchan w Zielonej Górze pikietowali związkowcy z Inicjatywy Pracowniczej. Rozdawali ulotki, rozmawiali z klientami. Policja, wezwana przez szefów sklepu, próbowała ich usunąć po kwadransie. Nie dali się, sami odeszli po godzinie.

Piotr Krzyżaniak w Auchan pracował od roku. Był kasjerem, pakował towary. Zatrudniła go agencja pracy tymczasowej. Należy do Inicjatywy Pracowniczej. Nie brał udziału w grudniowej pikiecie, bo akurat miał zmianę. - Byłem jednym z głównych organizatorów - przyznaje. - Przez cały rok w biuletynie Inicjatywy opisywałem nadużycia w sklepie. O nich wciąż mówimy - wspomina. Związkowcy zwracali uwagę m.in. na to, że pracownicy Auchan godzinami pracują przy wyładowywaniu palet, dźwigają ciężary wielokrotnie przekraczające normy wagowe, są zmuszani do pracy w dni wolne.

Oskarżony o kradzież

Trzy dni po proteście Piotr stracił pracę. - Nie kryłem się z działalnością związkową. Namawiałem ludzi, by się zapisywali do Inicjatywy. Ulotki zostawiałem w pomieszczeniach socjalnych. I oskarżyli mnie o kradzież bonów towarowych wartych 3,8 tys. zł. Dlaczego? Najpierw chcieli mnie po prostu zwolnić. Gdy postraszyłem sądem pracy, zastosowano tryb dyscyplinarny - opowiada.

Piotr Krzyżaniak: - Nawet jeśli w kasie brakowało bonów, to nie jest dowód, że je ukradłem. Wcześniej zabroniono nam je podpisywać i przybijać pieczątki tak, aby można było je wykorzystać ponownie. Poza tym, po skończonej pracy bony zdawaliśmy w otwartych kopertach. W sklepie obowiązuje przepis, który nie pozwala rozliczyć się z bonów ani z pieniędzy w obecności samego kasjera. Robią to pracownicy skarbca dopiero kilka dni później. W tym czasie dostęp do pieniędzy ma wiele osób. Wiele mogło je przywłaszczyć. Już po tej aferze zgłosiła się do mnie kobieta, którą zielonogórski Auchan też oskarżył o kradzież. Zarzucono jej manko na kilkaset złotych. Miała je zrobić w dniu, w którym w ogóle nie było jej w pracy.

Zdaniem szefostwa Inicjatywy Pracowniczej, zwolnienie ma ścisły związek z pikietą. - Oskarżenie o kradzież to wyjątkowa manipulacja. Jesteśmy gotowi podjąć natychmiastowe negocjacje ze sklepem, pod warunkiem przywrócenia Piotra do pracy. Ale nikt nie chce z nami rozmawiać. Prawnicy sieci tylko nas straszą. Twierdzą, że protestując pod hipermarketem, naraziliśmy firmę na straty i będą żądać odszkodowania - mówi Jarosław Urbański z Inicjatywy Pracowniczej.

Szefostwo hipermarketu Auchan nie chce rozmawiać z "Gazetą". Otrzymaliśmy jedynie e-mailem oświadczenie. - Z Piotrem Krzyżaniakiem została rozwiązana umowa o pracę za ciężkie naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych, w jego przypadku kradzież. O jego przynależności do związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza dowiedzieliśmy się z pisma, które dotarło do nas już po jego dyscyplinarnym zwolnieniu. Zanim przystąpiliśmy do procedury zwolnienia tego pracownika, czekaliśmy na potwierdzenie wszystkich dokumentów - czytamy.

Protest nawet we Francji

Zdaniem Jarosława Porwicha, szefa gorzowskiego regionu Solidarności (zakładał w Polsce pierwsze związki w sieci Lidl), oskarżenia pracowników o kradzież to nic nowego. - To są praktyki często stosowane przez hipermarkety. Wkłada się pracownikom towar do torebek i oskarża o kradzież. To najprostszy sposób pozbycia się ich. Kradzież negatywnie odbiera opinia publiczna. Łatwo jest człowieka w ten sposób zdyskredytować - komentuje Porwich.

Akcję poparcia dla Piotra Krzyżaniaka i innych pracowników hipermarketu Auchan zapowiada także sam Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza. Pikiety pod sklepami sieci mają odbyć się w całym kraju, a także we Francji (wlaścicielem sieci Auchan są Francuzi).

Tymczasem zielonogórska policja czeka na dowody z monitoringu. - Pan Krzyżaniak został przesłuchany jako świadek. Przeszukaliśmy też jego mieszkanie. Niczego nie znaleźliśmy. Chcemy jeszcze obejrzeć nagrania, żeby sprawdzić, czy podejrzenia dyrekcji się sprawdzą. Jeśli tak, przedstawimy zarzuty i przesłuchamy go w charakterze podejrzanego. Jeśli nie, prześlemy materiały do prokuratury i to ona zdecyduje o dalszym postępowaniu w tej sprawie - mówi Małgorzata Stanisławska, rzecznik prasowa zielonogórskiej policji.

http://miasta.gazeta.pl/zielonagora/1,35182,4827455.html

Kłamstwa i naginanie faktów

Blog

Nie wiem czy tylko ja jestem wyczulony na tym punkcie, ale kiedy chodzę ze strony na stronę po polskich portalach ogarnia mnie wściekłość. Nie widziałęm artykułu (obojętnie na jakim portalu - onet, interia, wp czy o2 - szczególnie pardon i pudelek), który by mnie nie drażnił. Wg. mnie dziennikarstwo polega na podawaniu dla ogółu twardych faktów, prezentowaniu problemów z któymi boryka się społeczeństwo, problemami społecznymi, ekonomicznymi, politycznymi. I owszem poruszają poniekąd te tematy, jednak dlaczego robią to w ten sposób. Rozumie, iż każdy chce przyciągnąć czytelnika, ale czy oni nie zdają sobie sprawy, że poruszając po raz tysięczny sprawę rozwodu Dody i Radka czy to co Paris Hilton powiedziała w wywiadzie do jakiegoś szmatławca odstraszają i zniechęcają tym do siebie coraz większe rzesze czytelników (przynajmniej mam taką nadzieje). Już chyba wolałbym czytać nudne sprawozdania z obrad polskiego sejmu. Wiem, że nikt nie zmusza mnie do czytania tych artykułów, jednakże mimo wszystko bardzo mnie drażni tematyka i poziom artykułów publikowanych na niektórych portalach.

Czy Pawlak próbuje uniknąć wyższych alimentów?

Blog

Dziś w prasie pojawiły się artykuły o majątku Pawlaka. Majątek jego po prostu znikł. Czytelnicy CIA komentują, że być może po prostu chce uniknąć wysokich alimentów.

https://cia.media.pl/gdzie_zniknely_pieniadze_pawlak

Niestety taki problem istnieje i wiele osób nie wie co robić kiedy były mąż (czy była żona) udaje się biedakiem. W marcu Sejm zajmował projektem ustawy przywracającej Fundusz Alimentacyjny. Projekt przewidział między innymi, że w sytuacji, gdy jeden z rodziców uchyla się od płacenia alimentów, obciążenie przechodzi na aktualnego partnera takiej osoby.

Z jednej strony, to niesprawiedliwe. Katarzyna Piekarska z SLD wtedy nazywała pomysł "totalną paranoją". To prawda - ale w takim przypadku kiedy ktoś np korzysta z kont nowego partnera, aby uniknąć alimentów, może trzeba zbadać sytuację.

Uważam ten problem za skomplikowany, szczególnie z punktu widzenia @narchistycznego ale po prostu znam kilka kobiet w takiej sytuacji gdzie ojciec nawet nie chce płacić za utrzymanie dziecko. Wtedy cała opowiedzialność za dziecko pada na matkę - w kraju, gdzie kobiety nawet nie mają prawa wyboru.

Wygląda na to, że Pawlak jest antybohaterem miesiąca.

Prokuratura umorzy śledztwo w sprawie "Gejobombera"

Kraj | Blog

Prokuratura za kilka dni umorzy śledztwo w sprawie t.zw. Gejobombera.

Kanał XML