Blog
Telefon od Condoleezzy Rice
pankin, Nie, 2007-11-18 11:30 Kraj | Blog | Militaryzm | Tacy są politycyJeden z głównych portali informacyjnych przynosi nam radosną nowinę. Polskie MSZ z dumą ogłosiło, że sekretarz stanu USA Condoleezza Rice osobiście zadzwoniła do Radosława Sikorskiego. Przecieracie oczy? Niepotrzebnie. Oto nasz sen wreszcie się ziścił. Pani sekretarz zadzwoniła osobiście i to po to, by złożyć Sikorskiemu gratulacje z okazji objęcia nowego urzędu ministra spraw zagranicznych. Tak! Możemy być dumni i spokojni zarazem. Oznacza to bowiem, że sprawy definitywnie przybrały właściwy obrót. Linia polskiej polityki zagranicznej została zabezpieczona. Genialna ponoć pani sekretarz zdążyła przy okazji omówić parę spraw. Jak informuje gazeta.pl:
"Tematy rozmowy to wspólne działania w Iraku, Afganistanie oraz Gruzji, a także negocjacje w sprawie tarczy antyrakietowej. Obie strony wyraziły nadzieję na rychłą wizytę premiera Donalda Tuska w USA".
Całkiem nieźle jak na telefon z gratulacjami. I choć trudno się dziwić, że zmiana władzy podziałała na Gazetę Wyborczą jak dobra dawka heroiny, to jednak nawet w tym obrazie powszechnej harmonii coś skrzeczy i aż prosi się o teorię spiskową. Brzmi ona tak: rozmowa de facto odbyła się na najwyższym szczeblu, przynajmniej z punktu widzenia jednej ze stron. Nasz T.E. Lawrence, który chyba tak już ma, że nigdy nie wiadomo kogo lub co reprezentuje, stał się oficjalnym pośrednikiem między "centrum dowodzenia" a Tuskiem. Został namaszczony na dyspozytora informacji i nacisków - faktycznego reżysera działań rządu na poziomie międzynarodowym. Rozmowa Rice z jej młodym namiestnikiem komunikuje nam również kuszącą obietnicę - obietnicę wprowadzenia Donalda Tuska do grona arystokracji imperialnej. Maszyna ruszyła.
Antologia literatury anarchofeministycznej.
Czytelnik CIA, Sob, 2007-11-17 20:14 BlogCześć, wiedźmy!
Właśnie narodziła się idea stworzenia antologii literatury anarchofeministycznej.
Pragnę zaprezentować anarchofeministki jako gatunek, który jeszcze nie wymarł, a co więcej – ma się dobrze, rozwija się i tworzy, dzięki swym talentom, część literatury undergroundowej. Chcę wynieść tę literaturę z podziemi na światło dzienne (nie mówię o mainstreamie), odkryć ją na nowo i pokazać, że jest coś więcej, niż „Xenna moja miłość” i grafomańskie opisy erotycznych podbojów głównego bohatera, który chciałby cofnąć czas do momentu, w którym jeszcze irokez mu nie wyłysiał i żadna kobieta nie patrzyła na niego ze wstrętem ;-)
Do 15stego lutego 2008 czekam na Wasze wypociny, które pojawią się w tym, mam nadzieję, obszernym zinie w marcu 2008. Temat nie jest ważny tak, jak anarchofeministyczny duch, jakim będą Wasze teksty przesycone.
Adres e-mail: anlife@o2.pl
PRZEKAŻ DALEJ!
Uprzedzenia
Akai47, Pią, 2007-11-16 07:04 BlogDzisiaj czytałam ciekawy artykuł o uprzedzeniach. Badacze twierdzą, że szukali w badaniu uprzedzeń, które "ludzie skrywają".
Nikt nie skrywają. Uprzedzenia te widać na codzień.
Nie pytaliśmy respondenta wprost o jego poglądy, lecz o to, na jakiego szefa "zgodziliby się Polacy". Jest to tzw. projekcja - ludzie, domyślając się postaw wszystkich, przypisują im własne.
Pytaliśmy nie o deklaratywną akceptację "innych", lecz o to, czy "inni" mogą kierować "nami". I wylało się morze nietolerancji i niechęci.
Dyskryminacja nie dotyczy na szczęście kobiet - choć praktyka w firmach utrudnia im awans. I mężczyźni, i kobiety w 90 proc. godzą się: Szefowa? Może być.
Ale już szefa na wózku nie chciałoby 31 proc. Jeszcze się taki zaklinuje w windzie, nie podjedzie na krawężnik i trzeba będzie szefa podnosić... Godność urzędu pryska, wstyd dla firmy.
Wiara szefa - wydawałoby się - rzecz prywatna: a niech sobie wierzy, w co mu się podoba. Ale nie w Polsce.
Szefa "katolika podkreślającego swą religijność, np. odmawiającego różaniec" akceptuje 75 proc. To drugie miejsce w naszym sondażu. Ale na szefa-świadka Jehowy godzi się ledwie 41 proc. Tyle samo - na szefa-ateistę.
Katolicyzm, nawet ostentacyjny, jest wciąż u nas atutem, także w pracy.
Polaka z USA akceptuje 73 proc., choć tu się nie urodził. A jeśli obywatel polski urodził się w Afryce? No nieee... Na ciemnoskórego szefa godzi się tylko 45 proc.
A jeszcze gorzej, gdy Polak ma pochodzenie romskie lub arabskie. Aż trzy czwarte z nas takich szefów sobie nie życzy i już.
Biały Polak, katolik, może być nawet kobietą z USA... Ale śniady czy wręcz czarny? Nie.
No, nie każdy biały. Bo jeśli ma taki, no wiecie, haczykowaty nos - to już nie bardzo. Połowa z nas nie życzy sobie szefa "Polaka żydowskiego pochodzenia". Jest tak samo trefny jak czarny Polak. Często mówimy, że antysemityzm w Polsce osłabł, że po Jedwabnem już nie wypada... Ale uprzedzenia wychodzą na wierzch - nie będzie Żyd kierował Polakami.
Przygnębia poziom homofobii. Tylko 16 proc. Polaków dopuszcza geja lub lesbijkę jako szefa.
Wiele piszemy o homofobicznym pakcie milczenia: żyjcie w cieniu, a my damy wam spokój, najwyżej chuligan wrzaśnie: "Pedały do gazu". Jak to ujęła głowa państwa (jeszcze jako głowa stolicy): "Nie będzie publicznego propagowania homoseksualizmu. Ja im nie zabraniam demonstracji, jeśli będą je robić jako obywatele, a nie jako homoseksualiści".
Z sondażu wynika, że jest w nas, Polakach, coś więcej niż ten pakt milczenia. Są wrogość i wykluczanie. Pamiętacie, jak minister Giertych szurnął z pracy szefa ośrodka szkolącego za europejski podręcznik tolerancji, w którym proponowano, by zapraszać do szkół przedstawicieli organizacji gejowskich? Protestów nie było.
A jak Giertych ogłosił w Heidelbergu homofobiczną krucjatę w imieniu narodu? Aż 40 proc. Polaków (w ówczesnym sondażu "Gazety") zgodziło się, że "w Europie narasta propaganda homoseksualna, dociera do coraz młodszych dzieci i osłabia rodzinę", a 44 proc. - że "homoseksualiści są odchyleniem od prawa naturalnego".
Cóż jest winny facet, którego pociągają inni faceci? Kobieta, która zakochuje się w innej? Dlaczego nie może być moim, twoim szefem? W Islandii, społeczeństwie do niedawna zamkniętym i tradycyjnym, narodowy Kościół luterański udziela homoseksualistom ślubów - i jakoś morze nie zalało wyspy.
A co winny jest człowiek, który kiedyś chorował psychicznie, ale się wyleczył?
Rozejrzyjcie się, może znacie taką osobę, która stanęła na nogi. Pracowałem kiedyś na oddziale psychoz i spotkałem tam jako pacjentów ludzi sukcesu, także sławnych, którzy po szpitalu wracali do zawodu.
Ale 93 proc. rodaków uważa, że świr to świr. Do kierowania normalnymi Polakami nadaje się jeszcze mniej niż czarny, Żyd, Rom, a nawet - niż gej czy lesbijka.
Podobnie chrześcijańskie podejście mamy do ludzi, którzy popełnili kiedyś przestępstwo. Tylko 14 proc. Polaków uważa, że takiemu człowiekowi wolno po latach kierować innymi.
Trudno być rasistą
Akai47, Czw, 2007-11-15 20:37 Kraj | Blog | Rasizm/NacjonalizmWczoraj wieczorem we Wrocławiu dwóch mężczyzn zaczęło wyzywać napotkanych dwie czarnoskóre osoby rasistowskimi komentarzami. (Są obywatelami Holandii pracującymi we Wrocławiu.) Jeden z obrażanych obcokrajowców wyciągnął nóż sprężynowy i mimo, że kolega próbował go powstrzymać, zaatakował Polaków. Zadał im wiele ran twarzy, pleców, klatki piersiowej i brzucha. Dwaj zaatakowani rasiści w stanie krytycznym przebywają w szpitalu. Hospitalizowano także trzeciego Polaka, który próbował rozdzielić walczących.
Basista zespołu Flipper tłumaczy o co chodzi anarchistom
Akai47, Śro, 2007-11-14 19:06 Blog | KulturaBasista zespołu Flipper, były członek zespołu Nirvana, Krist Novoselic został także dziennikarzem. Choć jest członkiem Partii Demokratycznej, ma dużą sympatię do ruchu anarchistycznego i potrafi ładnie tłumaczyć o co anarchistom chodzi.
Krist nie lubi robić wywiadów o Nirvanie, jednak niedawno jedna stacja zrobiła dokument o najlepszych klipach w historii rocka. Zapytano Krista dlaczego jedna czirliderka w teledysku "Smells Like Teen Spirit" nosiła symbol anarchii. Nie widziałam dokumentu, ale czytałam, że Novoselic powiedział, że chyba zrobił anarchizmowi zupełnie niezłą reklamę.
Muzyczne inspiracje Machnowszczyzną
Vino, Nie, 2007-11-11 12:00 Blog | KulturaCzarne skóry, czapki uchatki, wełniane swetry i szaliki, ucieczka przed radiowozem z motocyklu Ural i zatrzymywana na stopa stara ciężarówka marki ZiŁ. Lecąca para z ust w zimną moskiewską noc. W takim klimacie są nakręcone teledyski anarchopunkowej (lub jak niektórzy określają anarchorokowej) grupy Mongol Shuudan z Moskwy. Przytaczając te kilka kawałków nie chcę się bynajmniej wpasowywać w panujący kult retro, z lekkim uśmieszkiem traktując wygląd i zachowania tych ludzi. Po prostu stwierdziłem, że bedzie to ciekawa sprawa, że warto poznać twórczość opartą na anarchizmie, a jednocześnie tak różną od znanych, zachodnich anarchopunkowców.
Zespół został założony w 1989 roku przez ludzi znających się z ogniska muzycznego w centrum socjalnym w Annino. Jednym z tamtejszych nauczycieli był anarchista pochodzący z krajów nadbałtyckich, który przekazał młodym muzykom anarchistyczną literaturę - pisma Bakunina, Kropotkina i Tołstoja. Mieli styczność również z niebolszewickimi opracowaniami na temat dziejów i idei Machnowszczyzny. Członkowie grupy nie potrafią określić imienia owego nauczyciela, ani jego narodowości - wiadomo, że został po jakimś czasie aresztowany przez KGB za "działalność wywrotową".
Pierwsze utwory grupy powstały w wyniku fascynacji anarchizmem - odnoszą się w większości do ducha Machnowszczyzny i działań anarchistycznych grup rewolucyjnych. W tekstach są wyraźnie dostrzegalne elementy anarchoindywidualistyczne (patrzcie kawałek "Mama Anarchija"). W utworach wyczuwalna jest wschodnia kultura, z częstymi odniesieniami do matki. Rockowe riffy przeplatane są z ludowymi motywami, tak jak w kawałku Makhno, w którym wokalista wciela się w rolę powstańca niezadowolonego z chwilowego układu machnowców z bolszewikami.
Zespół cały czas gra, jednak nie mają już (pewnie jak większość 40-latków) młodzieńczego zapału. Dziś dla wokalisty i autora tekstów anarchizm jest bardziej poetycką inspiracją, niż zespołem poglądów politycznych. W wywiadzie z 2006 roku stereotypowo stwierdził: "Anarchizm zadziała tylko wtedy, gdy zostanie zaaprobowany na całym świecie. Nie jest możliwe, by działał w jednym państwie. Jest sprawą oczywistą, że jest to idealistyczny i realnie nieosiągalny cel. Więc anarchiści są prawdopodobnie najbardziej romantycznymi ludźmi na świecie.". No cóż... zestarzał się, zarobił na buncie więc tak uważa, wam pozostaje obejżeć klipy przed kilkunastu lat, kiedy to jeszcze chłopaki byli pełni życia i woli walki. Angielskie napisy z pewnością pomogą nierosyjskojęzycznym.
Mama Anarchija:
Makhno:
Dalnaya dorogo:
Gazeta Wyborcza zachęca do Christiani!
Jerzy, Sob, 2007-11-10 22:50 BlogTreśc artykulu jest dostępna tu. Tekst bardzo rzetelnie informuje o Wolnym Mieście Christianii, a wręcz reklamuje! Polecam.
UPR-owiec chce zakłócić wykład o faszyzmie
Akai47, Pią, 2007-11-09 07:04 Kraj | BlogGłowny kretyn malopolskiego UPR, 21-letni Radosław Franczak, chce zakłócić debatę o faszyzmie, która odbędzie się jutro w Krakowie. Na różnych portalach prawicowych jest jego apel o "zakłócenie lewackiego spędu”.
Franczak pisze:
W sobotę 10 listopada ma mieć w Krakowie miejsce turbo-lewacki spęd (oficjalnie “konferencja naukowa”) pod hasłem “Faszyzm - echa przeszłości”....
Wraz z kolegami postanowiliśmy zakłócić to wzajemne spijanie sobie z (czerwonych) dziobków i wygarnąć nieszanownym organizatorom w twarz lewackie kłamstwa o wszechobecnym “faszyzmie”.
Poniżej publikuję informacje o autorze apelu. Możecie do niego napisać w tej sprawie.
Kontakty:
radek.franczak@poczta.fm
radzislaw.franczak@upr.org.pl
tel. 605 148 023
Gdzie pracuje:
Nazwa firmy: RAFELA
Osoba kontaktowa: RADZISŁAW FRANCZAK
Ulica: M. Wrony 15
Kod pocztowy: 30-399
Miasto: Kraków
Kraj: Poland
Telefon stacjonarny: +48.12.2574115 lub 266-12-86
Fax: +48.12.2574115 lub 266-12-86
Telefon komórkowy: +48.603.684404
Oto artykuł o niedawnym marszu ONR w Krakowie i zdjęcie kolegi Franczaka, Adama Danka. On może być wśród ludzi na debacie.
http://www.kapitalizm.org/?action=show_article&art_id=2203
Homofob Niesiołowski jak Kaczyński
Akai47, Czw, 2007-11-08 07:38 BlogRzeczpospolita:
"W Polsce nie ma żadnej dyskryminacji osób homoseksualnych - twierdzi wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski z PO.
Odnosi się w ten sposób do propozycji organizacji feministycznych, lesbijskich i gejowskich, które chcą rozmawiać z Donaldem Tuskiem o rzekomych prześladowaniach środowisk, które reprezentują.
W opinii Niesiołowskiego, w rzeczywistości organizacje te domagają się przywilejów, na przykład możliwości zawierania małżeństw homoseksualnych czy adopcji dzieci. Wicemarszałek przekonuje w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że twierdzenia o istnieniu dyskryminacji homoseksualistów nie mają żadnego sensu i nie są na niczym oparte. Zaznacza, że jest to stała taktyka organizacji lesbijskich i gejowskich, które "okłamują społeczeństwo i próbują mu wmówić, że homoseksualiści są prześladowani". W opinii Niesiołowskiego jest to także sposób na nagłaśnianie swojego stylu życia, który nie podoba się większości społeczeństwa."
W 2008 r. Polacy wycofają się z Iraku?
Akai47, Wto, 2007-11-06 06:23 Kraj | Blog | MilitaryzmPolitycy Platformy Obywatelskiej uważają, że lipiec - sierpień przyszłego roku to realny termin wycofania żołnierzy z Iraku.
Demokracja - władza milionerów
Tomasso, Pon, 2007-11-05 20:43 Blog | politykaDokładnie za rok odbędą się wybory w USA. Zestawiając dane o pieniądzach uzbieranych na kampanie kandydatów można wysunąć jasny wniosek, że walka o władzę rozgrywa się miedzy milionerami.Kondydaci Demokratów:- Hillary Clinton: 91 mln dol.- Barack Obama: 80 mln dol.- John Edwards: 30 mln dol.Kandydaci Republikanów:- Rudy Giuliani: 47 mln dol.- Fred Thompson: 13 mln dol.- [...]
Barry Horne- rocznica śmierci aktywisty
Czytelnik CIA, Pon, 2007-11-05 10:46 Świat | Blog | Ekologia/Prawa zwierzątBez bólu nie ma walki społecznej, ludzkie pragnienie zmian w społeczeństwie to wynik bólu spowodowanego przez stare systemy, reakcji na agresję przeciwko temu co się kocha. Życie, piękno, sprawiedliwość, równość,... z pędu za prawdą rodzi się miłość..., a wraz z nią ból utraty. Ten kto walczy czyni tak, gdyż nie chce by coś się zatraciło, ponieważ nie poddaje się, ani nie pozwala się pobić przez powszechność niewiedzy.
5 listopada 2001 roku umarł w jednym z więzień „Zjednoczonego” Królestwa Barry Horne, jeden z najbardziej oddanych aktywistów walki proanimalistycznej, który dosłownie podarował własne życie jako środek nacisku na angielski rząd laburzystowski, żądając utworzenia komisji, która miałaby pracować nad zniesieniem metod wiwisekcyjnych w kraju. Po trzecim proteście głodowym, który trwał 68 dni, organizm nie zdołał powrócić do zdrowia, głodówka spowodowała utratę zdolności widzenia w jednym oku i osłabiła w drugim, także głuchotę jednego ucha i nieodwracalne szkody w wątrobie, które kilka miesięcy później, podczas czwartego protestu, doprowadziły do śmierci aktywisty w wieku 49 lat.
Barry Horne, był weganinem, uczestniczył w wielu podpaleniach w Bristolu i na Wyspie Wight, w akcjach sabotażowych skierowanych przeciw firmom czerpiącym zyski z wiwisekcji, uwalniał wielokrotnie setki zwierząt z laboratoriów, spowodował straty w wysokości 33 milionów funtów. Został aresztowany po zatrzymaniu w trakcie prowadzenia furgonetki, w której wiózł setki litrów benzyny oraz bomby zapalające. Na tej podstawie oskarżono go o ekoterroryzm oraz wydano w 1996 roku najwyższy jak dotąd wyrok w historii aktywizmu związanego z wyzwoleniem zwierząt: 18 lat więzienia. Nawet tam jego zaangażowanie nie zmalało, otrzymywał średnio 40 listów dziennie i pracował dla sprawy w celi.
Barry Horne został pochowany według ceremonii pogańskiej, w trumnie wykonanej z papieru mache, na której położono wieniec w formie litery A symbolizującej anarchizm. Kiedy ziemia stwardniała, jego przyjaciółki posadziły na grobie drzewo. Umarł tak samo jak żył: dając życie.
„Dusze zmarłych męczenników płacząc domagają się sprawiedliwości, a ci , którzy żyją, płacząc proszą o wolność. Możemy uczynić zadość tej sprawiedliwości i dać im tę wolność”.
Barry Horne. Wrzesień 1998
Wspominamy dzisiaj Barriego Horne´a, jego życie, jego czyny- również z poniedziałkiem zbiegł się tamten dzień 5 listopada. Zwierzęta nieludzkie wciąż czekają na nasze działanie, ich wyzwolenie jest w naszych rękach. Zero tolerancji dla gatunkowizmu. Całkowite wyzwolenie od zaraz!
http://community.livejournal.com/alf_poland/11213.html
http://www.czsz.bzzz.net/index.php?d=public&x=zwierzaki&id=252
http://www.gazetawyborcza.pl/1,75477,4520036.html
HANS I GRETA - wspomnienia o RAF
Tomasso, Nie, 2007-11-04 14:11 Świat | BlogHANS I GRETA - wspomnienia o RAF (Astrid Proll)
Dziś, gdy przeglądam fotografie zawarte w tej książce widzę je jako cześci współczesnej historii,mimo że sama byłam członkiem Frakcji Czerwonej Armii (RAF). Są dokumentacją najbardziej dramatycznnej i surowej konfrontacji w we współczesnej historii Niemieckiej Republiki Federalnej. Są one również świadkami śmierci i tragedii w niewypowiedzianej wojnie domowej.W jaskrawy sposób ukazują jak bezwzględna i bezsensowna walka rozwinięta ze spontanicznej rebelii spotkała się z przesadzoną i ostrą odpowiedzią państwa.
Chcieliśmy być częścią światowej rewolty młodziezowej w latach 60-ych i chcieliśmy stać się jej awangardą.Szokowały nas i rozwścieczały zdjęcia wojny wietnamskiej, jak choćby słynna fotografia sajogońskiego szefa policji która zabił pojmanowego żołnierza vietkongu strzelając mu w głowę na środku ulicy.Większość Niemców zgadzało się na wojne w Wietnamie - My natomiast przeciwnie, identyfikowaliśmy się z Ho Chi Minhem, Che Guevarą i ruchami wyzwoleńczymi w krajach Trzeciego Świata.W nazistowskich Niemczech nasi rodzice ugrzęźli w odrażającym,nikczemnym momencie historii.Chcielismy uwolnić się od ich winy i koszmarów przeszłości,z taką samą pasją z jaką oni poddawali się prawu i porządkowi.
Patrząc dziś na zdjecia zawarte w tym albumie jestem zarazem poruszona i zachwycona młodzieńczą siłą, witalnością i nieskrywanym pięknem,które bije z wielu twarzy i postaci.Ujawniają one także pewną ignorancje i arogancje okresu dojrzewania, bez których nigdy nie bylibyśmy zdolni tak radykalnie zerwać z naszym pochodzeniem i systemem wartości świeżo rozwiniętych Niemiec Zachodnich.
Inne fotografie, przedstawiające zabitych ludzi na które nie byłam zdolna patrzeć przez wiele lat, dotykały mnie zbyt głęboko i były zanadto bolesne.Dzięki malarzowi Gerhardowi Richterowi ostatecznie udało mi się do nich zbliżyć.Jego interpretacja tych zdjęć w "cycle OCtober 18, 1977" uwolniła je od medialnego kontekstu i wykorzystywania do celów propagandowych.Poprzez ostrożne przekształcenie tych zdjęć w obrazy olejne udało mu się zmienić banalne fotografie z tabloidów w akt pamięci oddany tym, którzy zginęli w Stammheim.
Dziś należą one do Nowojorskiego Muzeum Sztuki Współczesnej i zyskały światowy rozgłos na polu współczesnej sztuki.Zainspirowany przez Richtera, amerykański pisarz Don DeLillo napisał krótką opowieść "Patrząc na Meinhof".
Ten transfer poza Niemcy, w dziedzine sztuki współczesnej sprawił, że moi przyjaciele i towarzysze, tak demonizowani w kraju nie znajdują się już dłużej wyłącznie w centrum wciąż powracającego niemieckiego sporu o RAF.
Wydanie tej książki było dla mnie sposobem na zbliżenie się do mojej własnej historii ale równiez do historii RAF, która została zniekształcona przez mity.
Mimo wszystko oceniając rodzaj zachodnioniemieckiego terroryzmu lat 70-ych, był on dużo bardziej skomplikowany niż ten w wydaniu Al-Quaidy pokazującej nam swoje mordercze lekceważenie dla ludzkiego życia 11 września 2001.Porównując z komandem,które wleciało odrzutowcami w Swiatowe Centrum Handlu, bylismy amatorami w opałach, targanymi przez moralne skrupuły.Podczas gdy islamscy zabójcy nie tylko akceptują śmierć cywili ale również usiłują zabić jak największą ich liczbe, My bardzo długo dyskutowaliśmy nad kwestią obierania uzasadnionego celu.Kiedy wbrew naszym intencjom 17 robotników zostało zranionych w ataku bombowym na siedzibę medialnej korporacji Springera ( w Hamburgu,w Maju 1972) Wewnątrz naszej grupy pojawiła się wówczas poważna krytyka i ciężkie napięcie.
Czyniąc to porównanie nie próbuję i nie wolno mi, odmawiać nam odpowiedzialności, niemniej jednak chciałabym wskazać, że terroryzm tamtego okresu przeminął,zmienił swoje znaczenie i obecnie jest rozumiany w innym kontekście niż w latach 70-ych.
Rewolucja medialna jaka dokonała się poprzez Internet,telewizje satelitarną i całodobowe kanały informacyjne na całym świecie, stworzyła możliwość kontaktowania się ze wszystkich zakątków świata, dając dzisiejszym terrorystom siłę i wpływ wizualny jakich my nigdy nie posiadaliśmy.Metody propagandowe których wtedy używaliśmy wydają się dziś kompletnie przestarzałe.Adreas Baader nie pozował przed kamerą jak Osama Bin Laden z karabinem w rękach aby pozyskiwac nowych towarzyszy.Mieliśmy wspaniałą i porfesjonalną dziennikarkę w postaci Ulrike Meinhof ale nasze oświadczenia prasowe zawsze ograniczały się do zwięzłych,formalnych deklaracji naszych komand - grup bojowych.Nigdy nie spróbowalismy posłużyć się siłą obrazu.
Obawialiśmy się fotografii. Nikt nie przypuszczał jak wyglądamy więc byliśmy niewidzialni i przypominaliśmy duchy.RAF nie posiadał ani kamery filmowej ani archiwum zdjęciowego.
Inną sprawą jest to,że nie mieliśmy naprawdę bezpiecznego miejsca gdzie moglibyśmy je trzymać.Żyliśmy w nieustannym ruchu ponieważ byliśmy na listach gończych,ponieważ kochaliśmy samochody i ze względu na nasz własny wizerunek jako rewolucjonistów.Dopiero później, podczas porwania Hansa Martina-Schleyera jesienią 1977 nasi spadkobiercy wykonali fotografię polaroidem i nagrania video.
W połowie lat 90-ych coraz więcej młodych artystów i reżyserów filmowych zaczęło sięgać po i wykorzystywać wizerunek RAF.Na międzynarodowej scenie sztuki Radykalna Elegancja serii Prada-Meinhof i Andi Baader w BMW z aksamitnymi siedzeniami stały się prawdziwym trendem.
Wielu ludzi urodzonych dużo później zaczęło zamieniac nas w ikonę Pop i starać się odrzeć nasze akcje z politycznego kontekstu.W tym samym czasie te najnowsze interpretacje pokazały, że istnieje wyraźna kulturowa subtelność (podtekst),która pozostawała przed nami ukryta.
Z jednej strony RAF była dogmatyczną i polityczną grupą. Z drugiej zaś przepełniona była arogancją i pewnością siebie zbuntowanej generacji.I to była dokładnie ta awanturnicza i zuchwała pewnośc siebie, która ciągneła Andreasa Baadera cały czas ku górze,zanim poległ on jako męczennik,i która do dziś czyni RAF tak niepokojąco pasjonującą w oczach młodych ludzi.
Wszystkie zdjęcia w tej książce pokazują,jedną rzecz: Byliśmy młodzi.Czuliśmy siłę, wydawało nam się, że wiemy co jest czym i chcieliśmy przewrócić świat do góry nogami.
Miałam 20 lat gdy po raz pierwszy zjawiłam się w Zachodnim Berlinie przyjeżdżając z Kassel w Północnej Hesji.Mój starszy brat Thorwald już tam mieszkał,poruszając się na obrzeżach ruchu studenckiego i wiążąc z antyautorytarną subkulturą komunardów i artystów.
Wszystko znajdowało się wtedy w procesie zmiany i wrzenia.Zażywaliśmy mnóstwo narkotyków.
Cannabis i LSD były bardzo popularne. Pewnego razu wspólnie z Gudrun,Andreasem i kilkoma innymi osobami wstrzyknęliśmy sobie ciekłe opium i natychmiast zaraziliśmy się zapaleniem watroby.
Po raz pierwszy spotkałam Andreasa Baadera w towarzystwie mojego brata pewnej nocy w barze.
Szliśmy na demonstrację przeciw amerykańskiej wojnie w Wietnamie.Po jednej z takich demonstracji umieściliśmy ładunek zapalający w Berlińskim Domu Ameryki.Ogień zaczął się wówczas tylko tlić i nie wyrządził poważnych szkód ale tamta akcja była dla mnie próbą mojej odwagi.
Później spotkałam Gudrun Ensslin w sierpniu 1968 roku po tym jak została aresztowana ze swoim chłopakiem Andreasem Baaderem i moim bratem pod zarzutem podpalenia frankfurckiego domu towarowego.Jako więźniowie polityczni byli dla radykalnej lewicy medialnymi gwiazdami tak jak Rudi Dutschke czy Fritz Teufel.Bardzo martwiłam się o mojego brata i odwiedzałam go regularnie w więzieniu.
W tym czasie porzuciłam moje fotograficzne szkolenie i i poszukiwałam jakiegoś kierunku.
Gdy Andreas Baader i Gudrun Ensslin zostali wypuszczeni z aresztu wiedzieli dokładnie czego chcą.W przeciwieństwie do odurzonych komunardów emanowali wielką wyrazistością i zdecydowaniem. Szczyt ruchu studenckiego był juz przeszłością i rozpadł się on na wiele małych, podzielonych grup.Gudrun i Andreas wystartowali we Frankfurcie z dużą kampanią przeciwko przestarzałemu, autorytarnemu reżimowi w instytucjach dla młodocianych przestępców.
Mieszkaliśmy z młodymi ludźmi którzy uciekli spod kurateli wzmożonego dozoru, równolegle z nimi walcząc o ich prawa i odnosząc pewne sukcesy.Ulrike Meinhof zaangażowana,krytyczna dziennikarka przyłączyła się do nas i stała się przyjaciółką Gudrun oraz Andreasa.
Sytuacja uległa dramatycznej zmianie gdy wezwano Baadera i Ensslin aby wrócili do więzienia w celu odbycia dalszej kary.W żadnym wypadku nie byli gotowi się tam stawić.Chcieli żyć,tworzyć ruch,dążyć do konfrontacji i akcji.w tamtym okresie uważaliśmy, że prawdziwy rewolucjonista nie stawia się z własnej woli do więzienia.W panice, bezzwłocznie zaplanowali swoją ucieczkę i ruszyli do Paryża.
Fotografie które sobie robiliśmy w Paryżu są unikatowe.
W późnych latach 60-ych wszystko było dla nas ukierunkowane w stronę politycznej interwencji.Sztuka była postrzegana przez nas jako burżuazyjna i stronnicza, wobec czego podchodziliśmy do niej podejrzliwie.Estetyka się dla nas nie liczyła,treść była ważniejsza od formy.
Zdjęcia z Paryża wyglądają jak ujęcia z wakacji.Jednocześnie dokumentują one pożegnanie z legalnością i zwykłym życiem.Gudrun obcięła i pofarbowała sobie włosy, zaś Andreas obstrzygł się na krótko i włożył spodnie w kant.
Wkrótce potem przybrali oni fikcyjne imiona Hans i Greta.Po rande vous w Paryżu spędziliśmy cztery miesiące we Włoszech i kiedy wróciliśmy do Berlina przystąpilismy do budowy nielegalnej grupy.Były tam także inne małe grupy, które postępowały zgodnie ze wskazówkami organizowania partyzantki miejskiej.
Prowadziliśmy niekończące się dyskusje na temat właściwej strategii i taktyki,związków pomiędzy ruchem masowym i grupą zbrojną, która będzie potrafiła zidentyfikować i wskazać społeczne oraz polityczne sprzeczności.Poza wszelką dyskusją akceptowalismy możliwe konsekwencje naszych akcji - aresztowanie lub bycie zastrzelonym a nawet to że osobiście będziemy musieli kogoś zabić.Przerażała mnie ta perspektywa ale tłumiłam swoje obawy.Czułam się bardzo związana z Andreasem i Gudrun, dlatego myślałam wtedy: Ich droga jest również moją.
Po tym gdy aresztowano Baadera podczas próby zdobycia broni nie miałam jakichkolwiek wątpliwości że wezmę udział w akcji oswobodzenia go.Ta akcja 14-go maja 1970 roku w Berlinie Zachodnim wyznaczyła date narodzin RAF.Warto zauwazyc także, że podczas jesieni 1977 Hans-Martin Schleyer został porwany z intencją uwolnienia Baadera.
Zdarzenia zawsze koncentrowały się na Baaderze i z tego punktu widzenia RAF było w pewnym sensie BBF (Befreit-Baader-Fraktion), Frakcją Uwolnienia Baadera.Cała nasza grupa wyrosła na sieci związków przyjaźni i miłości:wszystko opierało się na zaufaniu.
Po tym jak podczas akcji uwolnienia Baadera poważnie zraniony został człowiek (zatrudnilismy tak zwanego specjalistę, kryminaliste który zaczął od razu strzelać) znalezliśmy się sami na listach gończych gwarantujących aresztowanie nas wszystkich.To był wypadek i przyśpieszył on dalszy rozwój wydarzeń.Ulrike Meinhof, która jak do tej pory pozostawała na marginesie grupy, pojawiła się niespodziewanie na kazdym liście gończym z podejrzeniem o dokonanie morderstwa i z nagrodą 10 000 marek za jej głowę.
Chcieliśmy byc radykalni,odważni.Czulismy się pionierami i uznawalismy się za awangardę.Przeceniliśmy siebie samych,nie zachowując umiaru i zaspokajając się iluzją, że w rozwijającej się RFN możliwa jest rewolucja.W świetle tego sami się napędzaliśmy pozostając odciętymi od rzeczywistości i działającymi w próźni.Nasze życie było rodzajem uzbrojonego egzystencjalizmu.Mężczyźni byli gotowi żeby ruszyć się i działać.Podczas gdy oni z namaszczeniem czyścili swoje pistolety kobiety brały na siebie główną część organizacji i planowania.Kobiety również dokonywały napadów na banki ale robiły to niechętnie i z większą ostrożnością.Ja także dbałam o swoją broń.Chciałam jednak najpierw chwycic się wszystkich innych rozwiązań zanim sięgne po nią w celu obrony.Broń była kartą wstępu do RAF i traktowaliśmy ją, w ślad za Czarnymi Panterami,wyłącznie jako środek samoobrony po który sięga się tylko w ostateczności.Kiedy zeszliśmy do podziemia nie było już miejsca na dyskusje, pozostało wyłącznie działanie.
Wkrótce potem, gdy powróciliśmy z obozów treningowych Al Fatah w Jordanii, ciasny Berlin Zachodni zbytnio ograniczał nasze ruchy.Przebywałam wówczas w Sztutgarcie, Franfurcie i Hamburgu.Do tego ostaniego udałam się wskutek załamania gdy moja dziewczyna opuściła grupę.Nie chciała dłużej uczestniczyć w fetyszyźmie jaki otaczał broń i zbrojenie się.
W tamtym okresie nie śmiałam nawet myśleć o tym, że mogłabym chcieć opuścić RAF.
W moim rodzinnym Kassel, Baader i kilka innych osób dokonali napadu na dwie filie Banku Sparkasse.Mój ojciec,doskonały architekt z którym nie miałam wtedy kontaktu, spotkał się wówczas z dyrektorami tego banku w celu ustalenia planu przebudowy siedziby banku.
Akurat wtedy odebrali oni telefon informując że 2 filie zostały obrabowane prawdopodobnie przez grupę Baader-Meinhof.Ojciec nie mógł mi potem przez bardzo długi czas z tego powodu przebaczyć.
Aresztowano mnie 6 maja 1971 gdy podjechałam autem na stację benzynową.Gdybym wiedziała, że rozwieszono własnie pierwsze wielkie listy gończe - i rozpoznał mnie pracownik stacji - porzuciłabym pewnie samochód. Zostałam nagle otoczona przez policję i jeden z nich przystawił mi pistolet do karku.Siedziałam tam i nie ruszałam się.
Po dwóch dniach, bońska Sicherungsgruppe, sekcja Federalnego Biura Kryminalnego w Wiesbaden przetransportowała mnie policyjnym konwojem z Hamburga do więzienia w Kolonii-Ossendorf.
Moja podziemna aktywność w RAF trwała zaledwie rok.
Na początku byłam odizolowona w normalnym bloku więziennym w Kolonii.Potem umieszczono mnie w pustym skrzydle,martwym skrzydle, gdzie byłam jedynym więźniem.Ulrike Meinhof później nazwała je "Skrzydłem Ciszy"Jedynymi odgłosami które słyszałam były odgłosy wydawane przeze mnie samą i było to dla mnie szokującym przeżyciem. Nic. Absolutna cisza.
Przeżywałam stany podniecienia i byłam nawiedzana przez wzrokowe oraz dzwiękowe halucynacje, ekstremalne zaburzenia koncentracji,straszliwe zmęczenie i odpływy sił.Nie miałam pojęcia jak długo to będzie trwać.Bardzo bałam się, że popadnę w obłęd.W pewnym stopniu przed martwym skrzydłem uratował mnie fakt, że aresztowano wówczas Ulrike Meinhof.
Wrzucono ją od razu do mojej celi a mnie przeniesiono do innego,męskiego skrzydła więzienia.
Cierpiałam z powodu silnego poczucia winy.Ulrike była wrażliwa.Na zdjęciach widać ją jako nieufną,zamyśloną i zdystansowaną. Absolutnie nie była stworzona do życia poza prawem i w więzieniu.
Później ją także przeniesiono z martwego skrzydła do męskiego.Została ulokowana w dawnej celi seryjnego dzieciobójcy Jurgena Bartscha, na temat którego pisała jeszcze jako dziennikarka i który zmarł podczas swojej dobrowolnej kastracji - efektu niezwykle cynicznej decyzji.Raz pozwolono mi z nią porozmawiać, innym razem leciałam z nią do Berlina gdzie byłyśmy świadkami w innym procesie dotyczącym RAF.Kontakt z Ulrike był moim ostatnim kontaktem z grupą.
Po dwóch latach spędzonych w Kolonii przeniesiono mnie do Franfurtu-Preungesheim ze względu na moją rozprawę sądową.Wszystko było tam o wiele bardziej dostępne.Na początku nie miałam śmiałości żeby opuścić swoją celę.Obawiałam się innych ludzi i podparta kijem od szczotki wlokłam spacerując powoli po korytarzu.Bałam się że w każdej chwili mogę upaść.
Podczas mojej rozprawy zbadał mnie dużo starszy wiekiem kardiolog.Powiedział, że pracował jako lekarz w rosyjskich obozach pracy i przypominam mu jego towarzyszy zesłanych na Syberie.Dzięki jego opinii zostałam zwolniona z aresztu.Poleciałam wówczas najpierw do Włoch gdzie nie mogłam poradzić sobie z tamtejszą kulturą i językiem więc udałam się do Anglii.
Zyskując samodzielność pierwszy raz od lat, mogłam stanąć o własnych siłach i powiedzieć RAF do widzenia. Dotychczas RAF była moja tożsamością.Z dzisiejszej perspektywy widzę, że dobrze się wówczas złożyło, że nie byłam na tyle zdeterminowana aby kontynować walkę wewnątrz więzienia lub po jego opuszczeniu.Gudrun,Andreas,Ulrike i inni nie mieli takiego wyboru. Zdjęcia,wykonane w sekrecie po ich aresztowaniu w 1972 r. podczas ćwiczeń i okazania są dla mnie najbardziej uderzające z całej tej kolekcji.Ubrana w więzienny płaszcz i sandały Gudrun przypominała dziecko wytresowane w nazistowskim domu.
O śmierci Ulrike Meinhof usłyszałam w radio podczas obiadu pewnej niedzieli gdy przebywałaj już w Londynie.Wstałam wówczas od stołu i udałam się do parku.To było wstrząsające.
Później poeta Erich Fried, jeden z nielicznych Niemców z którymi utrzymywałam kontakt w Anglii, przywiązał linę do okna swojego domu aby pokazać, że nie wierzy w wersję o samobójstwie.Nie wiedząc jednocześnie w jak okrutny sposób Ensslin i Baader wywierali nacisk na Ulrike w Stammheim pomyślałam, że dłużej już nie mogła znieść więzienia i dlatego odebrała sobie życie.
Niedługo potem przeczytałam o niej artykuł w Sunday Times, w którym popełniono oczywisty błąd.Na jednym ze zdjęć nie znajdowała się Ulrike Meinhof - jak stwierdzał podpis - lecz Ja.
Po raz kolejny przypomniało mi to bardzo mocno, że spotkał ją los przed którym ledwie się uchroniłam, ponieważ wcześniej udało mi się zbiec z Niemiec.
Londyn był dla mnie jak uśmiech losu.Byłam tam bezpieczna, poza kręgiem podejrzeń, znajdując się w olbrzymim kulturowym tyglu w którym nie potrzebowałam dowodu tożsamości.W moim niemieckim paszporcie nazywałam się Senta Sauerbier co brzmiało tak okropnie niemiecko,że czym prędzej wyszłam za jednego z towarzyszy i przybrałam wtedy nazwisko Anna Puttick.Na początku bałam się udać do jedego z wielu nielegalnie zaskłotowanych domów w Londynie jednak dość szybko znalazłam miejsce do życia na jednym z nich wśród społeczności zamieszkujących East End oraz Hackney. Wśród tych samych ludzi, którzy przygarnęli Rudiego Dutschke oraz jego rodzine kiedy uciekł z on Niemiec po próbie zabicia go.
Należący do nich ludzie byli związani z radykalną lewicą i udało im się wejść do fabryk. Byli jednak w swojej działalności bardziej pragmatyczni i nastawieni realistycznie.
Nie prowadzili otwartej walki z państwem, która mogła skończyć się tylko więzieniem albo śmiercią.
Jesienią 1977 r. która dziś czesto określana jest mianem "Niemieckiej Jesieni" pracowałam w fabryce zabawek gdzie anglicy pracujący wraz ze mną przeżywali mnie "Nazi" albo "Baader-Meinhof".Któregoś ranka,gdy podano do publicznej wiadomości,że Gudrun,Andreas i Jan zostali znalezieni martwi w swoich celach w Stammheim moja niemiecka natura objawiła się całej swej okazałości.Zorientowałam się że jadę prawą stroną drogi,złą stroną,dwupasmowej jezdni.Byłam całkowicie zdezorientowana i bałam się, że policja może mnie odnaleść.
Wyobrażałam sobie,że gdyby rozwój wydarzeń poszedł w nieco innym kierunku ja także mogłam być wśród martwych w Stammheim.
We wrześniu 1978 r. zostałam aresztowana w jednym z londyńskim garaży gdzie pracowałam ucząc czarną młodzież mechaniki samochodowej.Kradli oni samochody i popadali w kłopoty z prawem.Prawdopodobnie policjant, który interesował się terroryzmem rozpoznał mnie gdy odprawdzałam jednego z tych młodych ludzi na posterunek policji.Kiedy urzędnicy z oddziału antyterrorystycznego Scotland Yardu wyprowadzili mnie Ci młodzi czarni chłopcy patrzyli na mnie w milczeniu.Powiedziałam do nich tylko: "Już się więcej nie zobaczymy".
W przeciągu kilku sekund zostałam z powrotem przeniesiona do mojego dawnego życia w Niemczech od którego przez tak długo uciekałam.Przez dwa dni przetrzymywano mnie na posterunku policji, który cieszył się zła sławą.Następnie przewieziono mnie do więzienia Brixton w południowym Londynie.Na początku byłam jedyną kobietą w specjalnym skrzydle a na niższych piętrach znajdowali się więźniowie z IRA.Później przywieziono dwie kobiety.Jedną, która miała bliskie kontakty z IRA i kolejną, młoda Palestynkę.Byłam w Brixton prawie przez rok ale w odróźnieniu od więzienia w Kolonii mogłam mieć codziennie odwiedziny a przyjaciele przynosili mi jedzenie.Piosenka "I will survive" Glorii Geynor rozbrzmiewała w radio.
Był to wielki hit komercyjny, który przynosił nam,więzniom,ulgę.
Na początku próbowałam opóźnić moją ekstradycję do Niemiec wszelkimi możliwymi środkami ale ostatecznie po konsultacji prawnej zostałam tam odesłana.Gdybym nie stanęła wówczas przed obliczem niemieckiego prawa musiałabym przez resztę mojego życia, egzystować z fałszywą tożsamością i ciągłym strachem przed zdemaskowaniem.
Kiedy zostałam ostatecznie zabrana na londyńskie lotnisko Heathrow, wysoko postawiony specjalista ds.terroryzmu ze Scotland Yardu zostawił mnie ze słowami "Uważaj,żebyś nie została zabita w więzieniu w Niemczech tak jak twoi przyjaciele".Odniosłam wrażenie, że Anglicy nigdy nie zaufają Niemcom.
Na szczęście po mojej ekstradycji zostałam wypuszczona zaraz na początku mojego procesu we Frankfurcie.RAF był wtedy ledwo zdolny do dalszego działania a stanowisko Ministra Spraw Wewnętrznychw RFN sprawował liberał Gerard Baum,nastawiony na pojednanie zamiast zemsty.
Te kilka lat podczas których RAF pozstawił ślad na polityce Niemiec Zachodnich stało się zamkniętym rozdziałem w momencie upadku muru berlińskiego i zjednoczenia Niemiec a sposób w jaki ten ślad pozostawiono nie do końca odpowiadał intencjom członków RAF.
Przez długi czas dusiłam w sobie myśli o katastrofie ku której zmierzalismy.
Wszystkim, którzy przetrwali szalony pomysł walki zbrojnej dużo czasu zajęło nim mogli rozpocząć znów normalne życie.
Jednak całkowity powrót do normalnego życia nie jest możliwy.Odkąd wstąpili do RAF zawsze już będą członkami RAF.Jednostka nie może tak po prostu całkowicie odrzucić tego piętna.
Dla przykładu,Ja nie mogę dostać wizy do USA, nawet żeby odwiedzić moją 90-letnią matkę w San Francisko, która jest obywatelką Stanów Zjednoczonych od wielu lat.
Po tym jak zostałam wypuszczona w 1980 r. studiowałam w Hamburgu na Hochschule fur bildende kunste a później pracowałam w Hamburgu,Berlinie i Londynie jako edytor zdjęć dla różnych gazet i czasopism, m.in:"Independent","Der Spiegel".W ten sposób mogłam wyjasniać i mówić o RAF-ie poprzez zdjęcia oraz prezentacje wizualne w mediach i sztuce.
W 1998 r. opublikowano pierwsze wydanie tej książki.Nowe wydanie zostało rozszerzone o kilka fotografii wykonanych przez więźniów osobiście, którzy przemycili Minoxa do więzienia.
Razem ze zdjęciami z Paryźa istnieją obecnie 2 serie fotografii ujmujących w ramy historię pierwszego pokolenia RAF-u.Pozostają one w widocznych kontraście do większości zdjęć policyjnych i prasowych, wykonanych wbrew woli osób na zdjęciach.
Te fotografie pokazują ich jako obiekty na których państwo mogło demonstrować swoją siłę.
Na zdjęciach z Paryża, naturalnie twarze są spokojniejsze i łagodniejsze niż te ze Stammheim.
Gudrun Ensslin nie przeistoczyła się jeszcze w surowego protestanckiego kaznodzieje, owładniętego przez strach, że Andreas Baader mógłby zostać zabity.Miała obsesję na jego punkcie i w porównaniu z latami spędzonymi w więzieniu gdzie podtrzymywała go jak święta RAF-u,wcześniej w Paryżu był to wciąż typowo romantyczny związek.Jednak zdjecia ze Stammheim pokazują Gudrun,Andreasa i Jana jako ludzi, którzy chcieli życ i nie wybrali śmierci.
Choć ukazują one ich nieustępliwą twardość, pozwalają nam jednak mimo tego przeniknąć przez ścianę mechanizmów obronnych wyuczonych podczas lat spędzonych w więzieniu.
Patrzą oni prosto w obiektyw aparatu i wyglądają ludzko.Mówią one o RAF więcej niż wszystkie bojowe deklaracje utrzymane w abstrakcyjnym i absurdalnie przesadnym tonie.Są bezpośrednim, wizualnym testamentem dla przyszłych pokoleń.
Dla mnie sa bardzo osobiste i ciągle przywołują bolesne wspomnienia o ludziach, którzy popełnili fatalnie błędną decyzję ale nadal pozostali ludźmi.Byli ludźmi, którzy dopuścili się nieludzkich działań nie dlatego, że byli kryminalistami, uosobieniem zła czy bestiami, ale dlatego, że nie mogli znieść niesprawiedliwości i ucisku na całym świecie i nie potrafili pogodzić się z faktem że nie dało się tego zmienić.
Tłumaczenie: Rafał
(podziękowania dla Mariusza za pomoc)
W poszukiwaniu idealnego sportowca
Yak, Sob, 2007-11-03 21:25 Świat | Blog | Ironia/Humor | TechnikaKolarz Patrik Sinkewitz z ekipy T-Mobile przyznał się do wykorzystywania zakazanych środków dopingowych takich, jak erytropoetyna i testosteron. Tak jak na wielu kolarzy przed nim złapanych na stosowaniu dopingu, spadły na niego gromy oburzenia komentatorów sportowych, a T-Mobile zastanawia się, czy nie wycofać się z umowy sponsoringowej z zespołem.
Niepotrzebnie.
W sporcie, to przecież normalne, że testuje się najbardziej wydajne techniki – wystarczy popatrzeć na wyścigi Formuły 1. Osiągnięcia techniczne uzyskane podczas konstrukcji bolidów popychają do przodu postęp motoryzacyjny i przynoszą korzyść nam wszystkim (chyba tak brzmi slogan reklamowy). Dlaczego więc nie odrzucić hipokryzji i wreszcie otwarcie przyznać: sport kolarski od zawsze wiązał się z dopingiem. Dzięki tej dyscyplinie sportu rozwijamy nowe techniki tworzenia bardziej wydajnych ludzi-mutantów. Wszyscy skorzystamy na tym, że skonstruowane zostaną nowe modele cyborgów i mutantów genetycznie modyfikowanych o przyśpieszonym metabolizmie. Może nawet będzie nas stać, by zakupić od grupy T-Mobile licencję na modyfikacje genetyczne dla naszych dzieci?
Dzięki szybszemu metabolizmowi, nasze dzieci będą mogły konsumować więcej produktów żywnościowych i będą mogły więcej pracować. A to oznacza dobrobyt dla nas wszystkich.
Jak redaktor Obywatela anonimowo spamuje CIA
Akai47, Sob, 2007-11-03 01:36 Blog | Rasizm/NacjonalizmHorst Mahler, twierdzi nasz anonimowy komentator, nie jest neonazistą, a nawet jeśli jest, co z tego? Kto mogłby tu siedzieć i wysyłać nam kilka pro-Mahlerowskich spamów (których nie opublikowaliśmy)?
Mail podchodzi z dziwnego adresu: 06431041@pro.onet.pl. A kto posiada taki adres?
:-(
Okraska nam obiecał, że zrobi skandal na Indymediach, jeśli nie chcemy opublikować jego manipulacji. Szkoda czasu na jego gry.
Dziękujemy autorowi tego newsa. Niech ludzie czytają kim jest ten Mahler.