Publicystyka
Do walki ze zmianami klimatu!
Czytelnik CIA, Czw, 2008-12-04 19:44 PublicystykaCzym jest globalne ocieplenie?
Na Ziemi robi się coraz cieplej. W ostatnim stuleciu średnia temperatura wzrosła o 0,6°C – to jeden z największych wzrostów odnotowanych na przestrzeni wieku w ciągu ostatniego tysiąca lat.
Procesy zachodzące w przyrodzie sprawiają, że co roku temperatura na Ziemi waha się w niewielkim stopniu. Większość naukowców twierdzi jednak, że tak nagły wzrost wartości temperatur, jaki dokonał się w ciągu ostatnich lat należy przypisać działalności człowieka.
Polska lewica reformistyczna wydała na siebie (społeczny) wyrok
Czytelnik CIA, Śro, 2008-12-03 18:41 PublicystykaStanowisko grupy anarchistycznej „Skazani na Irlandie” wobec oswiadczenia Komitetu Organizacyjnego Marszu „Klimat – teraz”
Nikt nie moze juz miec wiecej zludzen. Polska lewica reformistyczna wydala sama na siebie (spoleczny) wyrok. Nam, anarchistom, wypada byc jedynie za to wdziecznymi, a zarazem sprawic aby ta auto-demaskacja dotarla do jak najwiekszej ilosci ludzi. Jednoczesnie powinnismy uznac decyzje podjete przez pro-systemowa lewice za sygnal dla wszystkich innych oddolnych anty-systemowych inicjatyw do podjecia wlasnych krokow.
Samorząd a samorządność
oski, Nie, 2008-11-30 15:29 Publicystyka | Ruch anarchistyczny | WyboryWydawałoby się, że dyskusja o startowaniu w wyborach samorządach i partycypacji w rządzeniu dobiegła końca. Złudzeniem też było, jakoby stanowisko anarchistyczne zwyciężyło, choćby w środowisku wolnościowego socjalizmu. Zwolennicy działania odgórnego zeszli do podziemia, by zaatakować, jak to mają w zwyczaju, przy pomocy dekretów i zarządzeń. Ustalanych jeszcze przez "samorządne", niekontrolowane organy pewnych związków.
Podczas zmian w statucie Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza okazało się, że wprowadzono rozróżnienie na udział w wyborach samorządowych i krajowych. Udział we władzy "lokalnej" został zaaprobowany przez część prominentnych działaczy i komisji OZZIP będących pod wpływem lewicy partyjnej. Stanowisko takie świadczy o słabości teoretycznej ruchu, jak również o wynikającym z powyższego zagubieniu praktycznym. Jest ono również sprzeczne z ustaleniami ankiety, gdzie członkowie i członkinie OZZIP opowiedzieli się przeciwko upolitycznieniu związku.
Pracuj, kupuj, konsumuj, zdychaj!
Yak, Sob, 2008-11-29 18:05 Gospodarka | PublicystykaDlaczego kapitalizm potrzebuje marzeń konsumenckich, a my nie.
W lata 50’tych, gdy USA znajdywały się w stanie recesji, Victro Lebow sformułował myśl, która stała się ugruntowanym dogmatem globalnego kapitalizmu w kolejnych latach:
„Nasza niezwykle produktywna gospodarka potrzebuje konsumpcjonizmu jako stylu życia, musimy zamienić kupowanie i korzystanie z towarów w rytuał, dzięki któremu uzyskujemy duchowy spokój w konsumpcji. Potrzebujemy konsumpcji, spalania, zamiany na nowe i wyrzucania w coraz większym tempie."
W ten sposób na scenę dziejów wszedł masowy konsumpcjonizm. Nieunikniona potrzeba ciężkiej pracy i wielkiego wydawania jest nam wpajana prawie od urodzenia. Ta materialistyczna mantra umożliwiła super-bogatym osiągnięcie kolosalnych zysków. Jednak marzenie konsumenckie staje się w coraz większym stopniu katastrofą niewyobrażalnych rozmiarów, która może nas wszystkich pochłonąć.
Bezsprzecznie, marzenie konsumpcjonistyczne obejmuje dziś każdy skrawek naszej planety. Pięć podstawowych procesów jest nieodłączną częścią ekonomii materialistycznej i każdy z nas, pracowników, uczestniczy w przynajmniej jednym z nich. Są to: przemysł wydobywczy, przemysł wytwórczy, dystrybucja, marketing, konsumpcja i gromadzenie odpadów.
Dwie podstawowe wyrachowane strategie marketingowe, wspomagane przez masową reklamę, to Planowana przestarzałość i Postrzegana przestarzałość. Te strategie są wykorzystywane, by uzależnić nas od masowego szaleństwa konsumpcyjnego, które wmawia nam, że by być szczęśliwymi, musimy wydawać, wydawać, wydawać (łatwy dostęp do kredytu oczywiście pomaga).
Planowana przestarzałość oznacza specjalne wytwarzanie produktów konsumpcyjnych w taki sposób, by się szybko psuły lub stawały się szybko nieaktualne. Postrzegana przestarzałość polega na przekonywaniu ludzi, że produkty, które posiadamy, choć nadal są funkcjonalne, powinny zostać zamienione na nowsze. Można to osiągnąć dzięki zmianom koloru, stylu i funkcji produktu i wytworzyć w ten sposób najnowsze "niezbędne" akcesoria codziennego życia. Nasze nowoczesne komputery, telefony komórkowe, telewizory i odtwarzacze CD szybko stają się przestarzałe. Samochody są celowo budowane tak, by się psuły. Modne dodatki ubraniowe, ubrania i fryzury zmieniają się nieustannie, itp.
Choć niekończący się cykl produkcji i konsumpcji wytwarza niezwykłe bogactwo dla nielicznych na szczycie drabiny społecznej, konsekwencje dla gospodarki, środowiska i społeczeństwa są głębokie i dotkliwe.
Z samej swojej natury, wydobycie surowców niszczy środowisko. Kopalnie odkrywkowe i wylesianie i wiele innych form pobierania zasobów z ziemi pozostawia za sobą zniszczenie i nędzę. Zwłaszcza ludność ubogich krajów zmuszana jest do opuszczenia terenów zajmowanych od tysiącleci przez ich przodków, by zrobić miejsce dla przemysłu wydobywczego. Przetwarzanie surowców w produkty konsumpcyjne i wymyślne opakowania generuje miliony ton odpadów przemysłowych. Transport towarów do sklepów na całym świecie spala jeszcze więcej zasobów i generuje zanieczyszczenie środowiska.
Warto przyjrzeć się kilku faktom, podanym w filmie The Story of Stuff:
- W ciągu ostatnich trzech dziesięcioleci zużyto jedną trzecią zasobów planety. Jeśli będziemy nadal wydobywać i produkować w takim tempie jak dzisiaj, niedługo już nic nie zostanie.
- Jeśli cały świat konsumowałby w takim tempie jak mieszkańcy USA, potrzebowalibyśmy aż 5 planet, żeby nas utrzymać. Aż 99% dóbr kupionych w USA jest wyrzucanych po pół roku.
- Tracimy 2 tys. drzew na minutę. W zeszłym roku, globalna produkcja niebezpiecznych odpadów osiągnęła ponad 300 milionów ton.
To jest koszt ponoszony przez środowisko, a co z kosztami społecznymi?
W swojej książce „Affluenza”, psycholog Oliver James opisał psychologiczne konsekwencje konsumenckiego wyścigu szczurów takie, jak obsesje, pożądliwość, podatność na lęki, depresję i uzależnienie. Można też śmiało założyć, że kultura bezwzględnego egoizmu, na której opiera swoją legitymację nowoczesny kapitalizm powoduje powstanie wielu innych problemów z niedostosowaniem do życia w społeczeństwie i zachowania antyspołecznego i pełnego przemocy.
Kobiety na co dzień stykają się z niemożliwymi do osiągnięcia ideałami piękna lansowanymi przez reklamę i mass media – głównie po to, by zwiększyć zyski płynące ze sprzedaży kosmetyków, diet-cudów, modnych ciuchów, wykonywania operacji plastycznych itd. Świadomie lub nieświadomie, masowy marketing wytwarza masowe niezadowolenie, któremu można tymczasowo ulżyć za pomocą silnie uzależniającej terapii detalicznej. Czytałem ostatnio o studium drastycznego wzrostu zaburzeń odżywiania się wśród mieszkańców Wysp Cooka, który zbiegł się z napływem zachodniego marketingu i wyidealizowanych obrazów kobiecej atrakcyjności i doskonałości. Zanim poznali kulturę konsumpcyjną, mieszkańcy Wysp Cooka praktycznie nie znali zaburzeń odżywiania się.
Kapitalizm polega właśnie na wytwarzaniu sztucznych potrzeb i sztucznego niezadowolenia, by sprzedawać towary i usługi.
Szkodliwe skutki masowego marketingowego niezadowolenia nie ograniczają się do dorosłych. Wykonane niedawno badania na Uniwersytecie Cambridge, które dotyczyły psychologii uczniów w szkołach podstawowych ujawniły wysoki poziom stresu i obsesje na punkcie konsumpcji. Komercjalizacja dzieciństwa zamieniła się w przemysł wart 30 milionów funtów rocznie w samej Wielkiej Brytanii. W USA, studium Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologicznego wykazała w nieodparty sposób, że seksualizacja dziewczynek w wieku 5 lat dokonywana przez media wytwarza fiksację na punkcie obrazu ciała i stosowania diety. Zachęcanie dzieci do przedwczesnego dorastania jest korzystne dla gospodarki, gdyż napędza wydawanie pieniędzy na randki, kosmetyki, muzykę, modę i inne oznaki dorosłości u młodych. W swoim filmie „Supersize me”, Morgan Spurlock pokazał, jak przemysł fast-foodowy celowo stara się dotrzeć do dzieci z sympatyczną reklamą, która ma na celu wpojenie konsumpcji niezdrowych produktów żywnościowych jako codziennego rytuału, który będzie kontynuowany przez całe życie. Zważywszy, że w USA 1 z 5 posiłków jest posiłkiem w fast-foodzie, wygląda na to, że ta strategia przyniosła skutek i że trwale przyczyniła się do pogorszenia stanu zdrowia społeczeństwa.
Wiele dowodów zgromadzonych w książce Olivera Jamesa „The Selfish Capitalist” (czyli „Samolubny kapitalista" wskazuje na to, że poziom społecznej nędzy pogłębił się od lat 80’tych, czyli od czasu największego sukcesu polityki egoistycznego kapitalizmu Margaret Thatcher. James zwraca uwagę na to, że najbardziej egoistycznym posunięciem kapitalistów było rabowanie od biednych i oddawanie bogatym - ta polityka zresztą znalazła entuzjastyczne poparcie wśród Labourzystów. Poczucie beznadziei jest też powiązane z biedą i zadłużeniem (cóż za niespodzianka) i innymi nieuniknionymi produktami ubocznymi dominującej struktury politycznej, ekonomicznej i społecznej. Zadłużenie konsumentów w Wielkiej Brytanii jest szacowane na zawrotną sumę 1,3 biliona funtów. Nierówności społeczne, recesja i rosnące ceny przyspieszają upadek w całkowitą nędzę. System nie domaga się reform, ale całkowitej zmiany.
Jednak kapitalizm jest niezwykle energiczny. Zdolność tego systemu do wchłaniania i zamieniania w towar rozczarowania, które sam generuje i wydajność z jaką to się dzieje musi budzić podziw. Stworzono cały przemysł oparty na domorosłych guru, którzy sprzedają alternatywne terapie, style życia, wskazówki i inne lekarstwa na naszą nieuleczalną izolację. Proponowane "rozwiązania" są uderzająco podobne w tym, że nie dostarczają rzeczywiście pomocnych środków, by wspólnymi siłami rozwiązać problemy stworzone przez systemy społeczno-ekonomiczne, które są podstawową przyczyną naszego niezadowolenia. Można być oświeconym duchowo aż do bólu, ale nie powstrzyma to topnienia pokrywy lodowej, ani głodu najuboższych.
Tak wygląda sytuacja. Traktując planetę i jej zasoby tak, jakby były nie do wyczerpania i jakby były towarem, który można wyrzucić, kapitalizm konsumpcyjny w długim okresie dosłownie zagraża naszej dalszej egzystencji. Nawet jeśli nie brać pod uwagę niszczących skutków niewolniczej pracy najemnej, bieda, desperacja i choroby, które wytworzył kolosalny system produkcji muszą spowodować dalekosiężne zmiany społeczne jakich jeszcze nie widzieliśmy.
Artykuł pochodzi z pisma Direct Action, pisma wydawanego przez Solfed (IWA) z Wielkiej Brytanii.
Krytyka teorii spiskowych
H2, Sob, 2008-11-29 16:46 PublicystykaIstniej dosyć poważny problem w środowiskach, których celem jest podobno wyzwolenie człowieka: coraz większa akceptacja teorii spiskowych.
Teorie te prowadzą do odwrócenia uwagi od rzeczywistych przyczyn problemów. Odpowiedzialność za kryzysy, wojny, itd. spada na "ludzi za kurtyną", "tajnych stowarzyszeń", "ukrytych lobbies", itd. Rodzaj przekazu, jakie te teorie niosą ze sobą często ociera się o nazizm i klasyczny faszyzm: konspiracja masońska, żydzi, illuminati, itd. są odpowiedzialni za kryzysy, wojny i inne problemy świata. Prawie w ogóle nie zwraca się uwagi na to, że prawdziwym problemem są relacje ekonomiczne i władza w naszych społeczeństwach oraz mechanizmy, które z nich się wywodzą.
Giorgio Agamben: terroryzm, czy tragikomedia?
Yak, Sob, 2008-11-29 09:51 Publicystyka | RepresjeRankiem 11 listopada, 150 funkcjonariuszy policji, w większości z brygady antyterrorystycznej, otoczyło wioskę liczącą 350 mieszkańców położoną na płaskowyżu Millevaches. Nastąpił atak na gospodarstwo rolne, gdzie aresztowano dziewiątkę młodych ludzi, którzy prowadzili lokalny sklep spożywczy i starali się ożywić życie kulturalne wioski. Cztery dni później, te dziewięć osób stanęło przed sędzią anty-terrorystycznym i zostało oskarżonych o "kryminalny spisek z terrorystycznymi intencjami". Gazety później napisały, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Sekretarz Stanu "pogratulowali organom policji za ich skuteczność w tej sprawie".
Wydawało by się, że wszystko jest w najlepszym porządku. Ale przyjrzyjmy się dokładniej faktom i powodom tej „skuteczności”.
Po pierwsze, powody, które podano, polegały na tym, że prowadzono przeciw młodym ludziom śledztwo ze względu na ich „przynależność do skrajnie lewicowego, anarcho-autonomistycznego środowiska". Jak zapewnia Minister Spraw Wewnętrznych, "ich język jest bardzo radykalny i mają powiązania z grupami międzynarodowymi". Ale to nie wszystko: niektórzy podejrzani “biorą regularnie udział w demonstracjach politycznych”, na przykład przeciwko szpiegowskiej bazie danych o obywatelach o nazwie Edvige i przeciwko zaostrzaniu praw imigracyjnych.
Tak więc działalność polityczna (to jedyne możliwe znaczenie lingwistycznych łamańców w rodzaju “anarcho-autonomistyczne środowisko”) , aktywne korzystanie ze swobód politycznych i używanie radykalnego języka są wystarczającymi powodami, by wezwać jednostkę anty-terrorystyczną (SDAT) i policję, oraz służby wywiadowcze (DCRI). Jednak nikt, kto ma choć odrobinę sumienia politycznego nie może pozostać obojętny wobec zagrożeń dla demokracji związanych z bazą danych Edvige, technologiami biometrycznymi i zaostrzaniem praw imigracyjnych.
Jakie osiągnięto rezultaty? Należałoby się spodziewać, że w wyniku śledztwa w gospodarstwie na płaskowyżu Millevaches znaleziono broń, ładunki wybuchowe, koktajle mołotowa. Nic z tego. Funkcjonariusze SDAT znaleźli jedynie „dokumenty zawierające szczegółowe informacje o sieci kolejowej, w tym dokładne godziny przyjazdu i odjazdu pociągów”. Co w tłumaczeniu na ludzki język oznacza: „rozkład jazdy pociągów". Jednak skonfiskowano również „sprzęt wspinaczkowy”. W ludzkim języku: „drabinę”. Tego typu “sprzęt” często można znaleźć w domu na wsi.
Przyjrzyjmy się zatem samym oskarżonym, a zwłaszcza domniemanemu prowodyrowi tej “grupy terrorystycznej” – „33 letniemu przywódcy, pochodzącemu z dobrze usytuowanej rodziny z Paryża, żyjącemu z pieniędzy rodziców”. Julien Coupat, bo o niego chodzi, to młody filozof, który wraz z przyjaciółmi wydawał kiedyś pismo Tiqqun zawierające analizy polityczne, które należały do najbardziej przenikliwych, choć z pewnością można się z nimi nie zgadzać. Znałem Juliena Coupat w tamtych czasach i z intelektualnego punktu widzenia mam wciąż dla niego duży szacunek.
Przyjrzyjmy się teraz konkretom w tej sprawie. Działalność podejrzanych ma rzekomo być powiązana z kryminalnymi działaniami przeciwko kolejom SNCF w dniu 8 listopada b.r., które spowodowały opóźnienia niektórych szybkobieżnych pociągów TGV na linii Paryż-Lille. Jeśli wierzyć oświadczeniom policji i pracowników SNCF, urządzenia umieszczone na liniach kolejowych nie mogły stanowić zagrożenia dla ludzi. W najgorszym przypadku mogły utrudnić kursowanie pociągów i spowodować opóźnienia. We Włoszech pociągi spóźniają się bardzo często, ale nikt nie ośmielił się nazwać państwowej spółki kolejowej „terrorystyczną". To w gruncie rzeczy bardzo drobna sprawa, nawet jeśli jej nie popieramy. W dniu 13 listopada, raport policji ostrożnie stwierdzał, że "być może wśród zatrzymanych znajdują się sprawcy, ale nie da się przypisać żadnemu z nich działań przestępczych".
Jedynym możliwym wnioskiem z tej tajemniczej sprawy jest to, że każdy, kto jest zaangażowany w działalność polityczną przeciw (z pewnością kontrowersyjnym) sposobom rozwiązywania społecznych i ekonomicznych problemów przez rząd, staje się od razu potencjalnym terrorystą, nawet jeśli oskarżeń nie potwierdza najmniejszy dowód. Musimy dziś mieć odwagę powiedzieć jasno: wiele krajów europejskich (zwłaszcza Francja i Włochy) wprowadziło prawa i przepisy policyjne, które dawniej uznano by za barbarzyńskie i antydemokratyczne, równie skrajne, jak prawa wprowadzone we Włoszech w czasie panowania faszystów. Jeden z przepisów zezwala na zatrzymanie przez 96 godzin grupę młodych (być może nieodpowiedzialnych) ludzi, którym "nie da się przypisać żadnych działań przestępczych”. Inny, celowo mglisty, przepis kryminalizuje stowarzyszanie się i klasyfikuje działania polityczne jako „działania o intencjach terrorystyczych" lub określa je jako „terrorystyczne skłonności”, choć dotąd tego typu działania nie były w ogóle określane jako „terrorystyczne”.
Giorgio Agamben
Libération, November 19, 2008
Odezwa FA-Poznań w sprawie konferencji klimatycznej
Yak, Pią, 2008-11-28 15:07 Kraj | Ekologia/Prawa zwierząt | Protesty | PublicystykaDo polskich środowisk anarchistycznych i wolnościowych:
Od 1 do 12 grudnia w Poznaniu odbędzie się sesja Rady ONZ. Zjadą się delegacje rządów i elity gospodarcze, by debatować nad zmianami środowiska, które w dużej mierze wywołuje ich neoliberalna polityka i pogoń za zyskiem. Będą zastanawiać się, jak z ochrony środowiska zrobić kolejny biznes i sugerować fałszywe rozwiązania, oparte o "wolny" rynek i kapitalistyczną rywalizację.
Przeciwko ich polityce, przy okazji ich szczytów, sesji plenarnych i konferencji, zawsze i wszędzie występują oddolne ruchy społeczne - ekologiczne, pracownicze, ludności rdzennej i innych wykluczanych z publicznej debaty. Uważamy, że również na ulicach Poznania nie może zabraknąć radykalnych głosów krytyki.
Jak Marx i Machno spotkali się z McDonald’sem
Yak, Śro, 2008-11-26 23:44 Prawa pracownika | Protesty | PublicystykaHistoria zwycięstw pracowników tymczasowych w Paryżu i ich walki za pomocą związkowych, poza-związkowych, legalnych i nielegalnych metod.
[Od tłumacza: w tekście jest mowa o związku zawodowym CNT-F, który jest zupełnie inną organizacją niż CNT-AIT (zrzeszona w międzynarodówce IWA). Tekst został napisany przez uczestnika Komitetu Solidarnościowego wspieranego przez CNT-AIT, który mocno krytykuje styl organizacyjny CNT-F ze względu na politykierstwo tej organizacji i próbę przejęcia walki związkowej z pominięciem samych pracowników.]
W ciągu ostatnich lat, wciąż zmieniająca się sieć aktywistów w Paryżu rozwinęła strategię wygrywania strajków przez osoby zatrudnione w sposób tymczasowy w outsourcingu, niskoopłacane, często będących imigrantami, przeciw międzynarodowym sieciom gastronomicznym. Pracownicy należący do tej kategorii są zazwyczaj ignorowani przez związki zawodowe, choć formalnie do nich należą. Czasem związki wręcz przeszkadzają w ich walce. Niektóre z ich metod wykorzystują pozytywne aspekty francuskiego prawa pracy, które jest bardziej przychylne dla strajkujących, niż w zacofanych pod tym względem Stanach Zjednoczonych. Niemniej jednak, niektóre strategie z powodzeniem mogą znaleźć zastosowanie w innych krajach.
Grupa, o której będę pisać nazywa się po prostu Collectif de Solidarite (czyli Kolektyw Solidarnościowy). Grupa wyłoniła się z ogólnego poruszenia społecznego związanego ze strajkiem generalnym (niemal) z 1995 r. spowodowanym reformą emerytalną. W ruchu uczestniczą pracownicy tymczasowi, osoby zatrudnione na stałe, ludzie, którzy nie widzą perspektyw walki w ramach klasycznych związków zawodowych. Doświadczenie nauczyło ich, że z początku izolowane strajki pracowników zatrudnionych w wielkich międzynarodowych sieciach, pracujących w najgorszych możliwych warunkach, mogą okazać się zwycięskie, jeśli zostaną przekształcone w działania na skalę całego miasta "z zewnątrz" (jednak pojęcie "na zewnątrz" traci już swój sens w świecie outsourcingu i ograniczania zatrudnienia). Ważne jest także to, że aktywiści nie są członkami grup awangardystycznych, próbujących werbować do własnych organizacji.
Strategia, o której mowa znajduje się na całkowitych antypodach nieśmiałych "kampanii korporacyjnych" stosowanych przez Raya Rogersa i jego naśladowców - czyli uprzejmych próśb skierowanych do udziałowców, by zechcieli solidaryzować się z pracownikami. Zamiast tego, strategia zakłada akcje bezpośrednie zmierzające do zablokowania firmy za pomocą kombinacji środków legalnych i „poza-legalnych”. Gdy tylko jest to możliwe, organizacja stosuje znane metody czarnego PRu i tworzy przekaz kompromitujący znane marki korporacyjne.
Obecna fala aktywności rozpoczęła się na dobre w 2002 r. od zwycięstwa strajku w McDonald’s w samym sercu Paryża. Pięciu pracowników zostało zwolnionych bez powodu, pod pretekstem kradzieży z kasy. W wyniku tego zwolnienia został zorganizowany strajk, który trwał 115 dni, który cieszył się poparciem innych barów McDonald’s i innych restauracji fast-foodowych w Paryżu. Jeden z organizatorów z branży restauracyjnej największego francuskiego związku zawodowego, CGT, wyczuł możliwość zbicia kapitału politycznego i pomógł strajkującym, którzy byli członkami CGT wbrew obojętności lub zgoła niechęci reszty związku.
Jednak działania Kolektywu Solidarnościowego były niezbędne, by utrzymać strajk, odsyłać klientów i tłumaczyć im, o co chodzi, a także by od czasu do czasu blokować inne restauracje McDonald's w Paryżu. Po niecałych czterech miesiącach, zarząd McDonald's ustąpił i zatrudnił z powrotem zwolnionych pracowników, oraz poszedł na wiele innych ustępstw.
Komitet zajął się wtedy walką, która okazała się największym zwycięstwem do tej pory, czyli 10-miesięcznym strajkiem pokojówek imigrantek z Afryki w znanej sieci hotelowej ACCOR.
Pochodzące z Senegalu i Mali kobiety były prawie niepiśmienne, prawie nie mówiły po francusku, nie znały swoich praw wynikających z francuskiego Kodeksu Pracy. Pracowały według wyśrubowanych norm i płacono im za wysprzątany pokój. Kobiety były zatrudnione przez zewnętrzną firmę, Arcade, która stosowała nieprzewidywalny harmonogram, zależnie od warunków z tygodnia na tydzień. Po kilku latach pracy większość pracownic cierpiała na choroby zawodowe, które nie były uznawane przez pracodawcę. Kobiety były członkiniami małego niezależnego związku SUD, ale ten związek odciął się od strajku na samym początku.
Pomimo trudności, Kolektyw Solidarnościowy był w stanie utrzymać strajk nękając hotelarzy irytującymi nalotami ulotkowymi na hotelowe lobby przynajmniej dwa razy w tygodniu, rozmowami z gośćmi hotelowymi o przyczynach strajku i wywierając presję na klientów i innych pracowników hotelu, by wsparli strajk. Dzięki tej taktyce, oraz innym dość głośnym akcjom, zarząd ACCOR i firma Arcade znalazły się w defensywie. Ich głównym celem było zakłócenie gładkiej i bezosobowej pracy hoteli i wyciągnięcie na jaw skandalicznych warunków, w których pracowały sprzątaczki. Ten cel został osiągnięty. Podobnie, jak podczas strajku w McDonald's, Kolektyw Solidarnościowy dostarczył głównych sił potrzebnych do utrzymania strajku nawet wtedy, gdy większość strajkujących była zdemoralizowanych i gotowych do kapitulacji. Kolektyw jednak zawsze pilnie zwracał uwagę na to, żeby nie odbierać inicjatywy samym strajkującym.
Koncerty benefitowe przyczyniły się do rozsławienia tej sprawy i do zebrania funduszów. Po 10 miesiącach zarząd ustąpił, zwłaszcza w kwestii norm pracy, które zostały znacznie zredukowane. Uzyskano również inne ustępstwa w postaci regularnych harmonogramów, ponownego zatrudnienia strajkujących pracowników, zapłaty 35% wysokości pensji za czas strajku. Jedynym ustępstwem ze strony strajkujących była zgoda na utajnienie nowej podpisanej umowy, tak, aby nie mogła być wykorzystana jako wzór w innych sytuacjach. Jednak warunki umowy szybko przeniknęły do środowiska aktywistów. Jednak z drugiej strony, ACCOR wykorzystało poufność umowy do utrudnienia wprowadzenia jej w życie, gdyż pilnowanie realizacji warunków umowy zależało od związków zawodowych (SUD), które dołączyły do strajku jedynie na samym końcu, tylko po to by sobie przypisać sławę zwycięstwa, na które zupełnie nie zapracowały.
Doświadczenia tego strajku umożliwiły dalsze zaangażowanie w nowy strajk w McDonald's w Paryżu. Zarząd firmy myślał, że po ucichnięciu sprawy będzie mógł znów zwolnić i nękać pracowników zaangażowanych w pierwszy strajk. W ten sposób doszło do nowego konfliktu, który wybuchł w marcu 2003 r.
Poniżej, znajduje się opis kilku dni pracy Kolektywu Solidarnościowego na początku maja 2003 r. W opisie starałem się przekazać ducha akcji bezpośredniej, który był najważniejszy w działaniach kolektywu, w których uczestniczyłem przez kilka miesięcy.
Po zakończeniu tradycyjnego i dość nudnego marszu z okazji Pierwszego Maja w Paryżu, w którym uczestniczyło 300 tys. ludzi, Kolektyw Solidarnościowy zebrał 100 osób na akcję bezpośrednią przeciwko Frog Pub, brytyjskiej sieci posiadającej cztery restauracje w Paryżu. Od połowy kwietnia strajkowało tam 28 pracowników kuchni pochodzących ze Sri Lanki. Grupa solidarnościowa wdarła się do restauracji, starła się z managerem i próbowała nakłonić klientów do opuszczenia lokalu.
Dnia 3 Maja, około 30-40 członków Kolektywu Solidarnościowego zebrało się w okupowanej restauracji McDonald’s w dzielnicy Strasbourg St-Denis w centrum Paryża. Następnie przemaszerowaliśmy do najbliższej restauracji Frog, która mieściła się 10 minut drogi dalej. Strajk pracowników ze Sri Lanki był spowodowany zwolnieniu pomocnika managera, który był Tamilem ze Sri Lanki. Jednak szybko doszły sprawy poprawy skandalicznych warunków sanitarnych i wielu uchybień wobec prawa pracy. Szef przyznawał pracownikom urlopy wtedy, gdy mu pasowało, pomywacze musieli używać zimnej wody, nie było dodatkowych wypłat za nadgodziny, pracownicy kończący pracę o 1 nad ranem musieli być z powrotem w pracy o 8 rano (według prawa powinno być przynajmniej 11 godzin pomiędzy zmianami). Manager sieci Frog powiedział jednemu pracownikowi ze Sri Lanki: „Jestem zadowolony z twojej pracy. Europejczyk nie pracowałby tak nawet przez godzinę.”
Dodatkowej radości dostarczał fakt, że większość klienteli sieci Frog stanowili aroganccy yuppies, w tym wielu Brytyjczyków (jak manager), którzy dostali ataku apopleksji. Podczas drugiej interwencji, Kolektyw Solidarnościowy nie patyczkował się. Pewną rolę odegrała specyficznie francuska „kultura strajkowa”, dość trudna do wytłumaczenia. Ludzie wkroczyli do baru i natychmiast jedna osoba zaczęła krzyczeć przez megafon, w ciągu kilku minut główne wejście zostało zablokowane i zaklejone kilkumetrowym banerem z hasłami w 10 językach. Rozdawano również ulotkę po francusku i po angielsku, w której dokładnie opisano sytuację.
Zjawiła się policja i wtedy zaczął się dziwny kabaret (łatwo sobie wyobrazić, jak zachowałaby się nowojorska policja, lub policja San Francisco w podobnej sytuacji). Policja odnosiła się do strajkujących w rękawiczkach (najwyraźniej otrzymali takie polecenia, żeby uniknąć złej reklamy dla rządu Chiraca, który szykował się do frontalnego ataku na pracowników sfery budżetowej). Nastąpiła dyskusja o tym co mogą, a czego nie mogą robić pikietujący. A więc można blokować główne wejście, ale nie wchodzić do środka i nakłaniać klientów do opuszczenia lokalu, itp. itd. Od czasu do czasu jeden ze strajkujących włączał syrenę z megafonu, co podkręcało atmosferę.
Po zakończeniu akcji poszliśmy do innej restauracji McDonald’s, w której również trwał strajk. Było w niej pełno klientów, ale w ciągu pięciu minut udało się ją całkowicie zablokować przy użyciu takiej samej taktyki. Przy drzwiach odsyłaliśmy klientów, mówiąc im, że bar jest zamknięty. 90% osób natychmiast odchodziło. Ciekawa była reakcja na strajk niechlujnych hip-hopowców.
O 18:30 tego samego dnia miała miejsce kolejna akcja w innym barze Frog przy małej uliczce w ekskluzywnej dzielnicy St-Germain des Pres. Pomimo problemów, które później pojawiły się pomiędzy strajkującymi, a CNT-F, związkiem anarcho-syndykalistycznym, do którego się przyłączyli, bardzo podnosił na duchu widok pikiet Tamilów z flagami czarno-czerwonymi w barwach CNT-F, sugerując prawdziwego ducha internacjonalizmu.
Większość Tamilów ledwie mówiła po francusku i czasem trudno było ocenić, co sądzą o różnych frakcjach politycznych, które krążyły wokół nich, a także jakie konflikty polityczne dzieliły ich samych. Niemniej jednak, jako członkowie anarcho-syndykalistycznego CNT-F, chroniły ich prawa pracy, które albo nie istnieją, albo nie są stosowane w USA: nie mogli być zwolnieni za udział w strajku, nie mogli być zastąpieni na stałe przez łamistrajków (ale już podczas strajku mogli być zastąpieni przez pracowników tymczasowych). W przypadku powrotu do pracy byli chronieni przez umowę o pracę na czas nieokreślony.
Wsparcie społeczne dla strajkujących było mniejsze z powodu zbytniej ufności w skuteczność tych praw i niedocenienia roli akcji bezpośredniej w wyrównywaniu sił.
Dzielnica raczej nie była “proletariacka”. Przechodnie w większości byli zagranicznymi turystami lub bogatymi Francuzami. Kolektyw Solidarnościowy nakłonił jednak sporo osób do nie wchodzenia do baru i tłumaczył powody strajku w jęz. angielskim, francuskim, niemieckim i hiszpańskim. Zaczęliśmy zbierać pieniądze do pudełka po butach. W dwie godziny zebraliśmy około 30 euro. To był doskonały przyśpieszony kurs socjologiczny, który pokazał, kto reaguje, a kto nie. Ciekawe było też to, że nawet osoby, które były w oczywisty sposób obojętne lub wrogo nastawione, zachowywały się uprzejmie. W Stanach w podobnej sytuacji z pewnością powiedziano by mi, że nie będę im mówić, gdzie mają jeść. Trzeba jednak powiedzieć, że specyficzny klimat, który poprzedzał masowe demonstracje przeciwko reformie emerytalnej na przełomie maja i czerwca 2003 r. zwiększał sympatię dla strajkujących wśród przechodniów i ofiarodawców.
Taktyka stosowana przez Kolektyw Solidarnościowy podczas 5-6 strajków najbardziej wyzyskiwanych imigrantów i młodych Francuzów w regionie Paryża wykazała swoją skuteczność. W skład kolektywu wchodzą aktywiści z całego miasta, którzy widzą potrzebę walki również poza miejscem pracy. Elementem decydującym, który pozwala wygrać strajk jest 30-40 osobowa grupa wsparcia z zewnątrz, która dostarcza dodatkowych sił strajkującym, którzy często znajdują się w izolacji. Nie jest to strategia leninowska, gdyż nikt nie stara się werbować ludzi do organizacji. Kolektyw stara się pozostawić pracowników w centrum decyzji o ich własnej walce, czego nie robi żaden związek zawodowy, ani typowe grupy lewicowe. Jedynym celem jest zwycięstwo strajku i pogłębienie sieci "latających pikiet", które będą dostępne dla następnej bitwy.
Jakie można mieć zastrzeżenie do tego rodzaju wędrownych grup wsparcia dla strajkujących? Na pewno taka taktyka nie rozwiązuje wszystkich problemów, a kolektyw zdaje sobie sprawę z faktu, że możliwość odesłania dużej liczby klientów w niektórych miejscach przyczyniła się do sukcesu. Aby zablokować fabrykę, lub machinę wojenną potrzeba znacznie więcej ludzi.
Niemniej jednak tego rodzaju taktyka stworzyła coś w rodzaju miniaturowego strajku w Toledo Auto-Lite (w 1934 r.), gdy pracownicy tymczasowi zakończyli izolację przegrywających strajków najbardziej wyzyskiwanych pracowników imigrantów i zamienili ją na coś co naprawdę zabolało zarząd pod względem finansowym i pod względem reputacji. Przynajmniej w części jest to odpowiedź na bardzo skuteczną formę zwalczania oporu przez atomizację w „miejscu produkcji” dzięki rotacji nastoletnich pracowników, itp. Dzięki tej strategii, sukces managementu z ostatnich 20 lat zostaje postawiony na głowie: ciągle poddawana rotacji tymczasowa siła robocza, która nigdy nie przebywa w jednym miejscu dość długo, by się zorganizować, nagle przybywa „z zewnątrz”, aby zamknąć miejsce pracy i wymuszać zmianę warunków pracy.
Dzisiejsi strajkujący jutro będą pikietować w innych miejscach, lub będą tam strajkować. Zwolnienia stałych pracowników, to broń obosieczna: z jednej strony jest to korzystne dla pracodawców, ale z drugiej powoduje zwiększenie liczebności pracowników pozbawionych korporacyjnego przywiązania do pracy wykonywanej przez całe życie i którzy mogą wzmocnić latające pikiety. Problem związkowej obojętności, czy utrudniania przestaje być problemem: związki są wykorzystywane zawsze wtedy, gdy są użyteczne, dla ochrony prawnej, ale są ignorowane wtedy, gdy utrudniają strajk z powodu prowadzonej przez siebie polityki. Związki muszą albo zgodzić się na takie warunki, albo zamilknąć (co zwykle robią). Związki raczej nie odważyłyby się użyć takiej kombinacji prawnych i poza-prawnych taktyk, zwłaszcza w USA.
Nie ma problemu przypodobania się lewicowym biurokratom lub stawania się jak oni. Komitet przejmuje inicjatywę nie czekając na związki. W podobnej sytuacji w USA, typowy związek zawodowy ustawiłby swoją rachityczną pikietę, odpędził „ludzi z zewnątrz” mówiąc im, że to nie ich sprawa i zastosowałby się do jakiegokolwiek nakazu sądowego. Kolektyw Solidarnościowy NIE JEST też grupą awangardystyczną, jak wiele grup w przeszłości. Wszyscy członkowie kolektywu są "pracownikami z odzysku".
Od maja 2003, strajk w sieci Frog Pub zmienił się z powodu wielkich strajków sektora publicznego, które rozpoczęły się w marcu i trwały do czerwca. Całymi tygodniami w Paryżu odbywały się (zazwyczaj kontrolowane) demonstracje, jedna za drugą. Główne tematy protestów (na tyle, na ile można je streścić tutaj) polegały na sprzeciwie wobec próby (zakończonej powodzeniem) zwiększenia czasu pracy koniecznego do uzyskania emerytury do 37 lat, tak jak w sektorze prywatnym. Również chodziło o sprzeciw wobec ataku na prawa nauczycieli za pomocą reform szkolnictwa, które zakładały masowe zwolnienia personelu nie uczącego i zmiana programu nauczania zgodnie z miejscowym rynkiem pracy.
Wielu strajkujących z sieci Frog było zawodowymi kucharzami i w naturalny sposób zaczęli sprzedawać napoje i kanapki demonstrantom w strategicznie umieszczonych punktach na trasie demonstracji, reklamując jednocześnie swój strajk i zbierając fundusze, co Komitet Solidarnościowy robił już podczas każdej demonstracji. Dzięki temu fundusz strajkowy został znacząco zasilony, a protest przeciwko "szefom-poganiaczom niewolników" stał się bardziej znany, niż to było możliwe wcześniej.
W tym samym czasie odbyła się cała seria masowych demonstracji, zebrań i konfrontacji z policją. To całkowicie zaćmiło działania Komitetu Solidarnościowego i stworzyło sytuację w której tradycyjna awangardystyczna lewica, przede wszystkim Lutte Ouvriere, systematycznie przejmowała i manipulowała masowymi zebraniami. Pomimo wielu oddolnych inicjatyw, związki zawodowe i grupy lewicowe skutecznie zdemobilizowały aktywistów.
Ale nawet zanim ruch masowy opadł, inne czynniki zaczęły ciążyć nad strajkiem we Frog Pub. Inaczej niż w przypadku uwieńczonego sukcesem strajku pracowników McDonald's i strajku afrykańskich pokojówek przeciw ACCOR i Arcade, strajk we Frog Pub zakończył się porażką. Jednak zarząd sieci zapłacił wysoką ceną w wielu obszarach.
Pierwszym niekorzystnym zjawiskiem był wewnętrzny kryzys w CNT-F, który bezpośrednio podważył strajk. Na zewnątrz mało było wiadomo o tym wewnętrznym kryzysie, który obrócił przeciwko sobie minibiurokratów z CNT-F. Znany jest tylko fakt, że w końcu doszło do zmiany osoby odpowiedzialnej branżę restauracji w CNT-F. CNT-F nie ignorowało strajku, jak CGT (z jednym wyjątkiem). Nie odcięło się też od strajku i nie przypisało sobie na koniec zasług (jak w przypadku SUD i strajku afrykańskich pokojówek), ale z początku CNT-F prowadziło strajk bez prób włączenia strajkujących w organizację, przedstawiając się jako "zawodowcy”, którzy w ciągu kilku tygodni rozprawią się z zarządem Frog. Gdy stało się jasne, że to tylko czcze przechwałki, strajkujący zrozumieli, że Kolektyw Solidarnościowy był jedynym wiarygodnym sojusznikiem, choć CNT-F traktowało Kolektyw jak rywala. W końcowych miesiącach strajku, jedynie garstka aktywistów CNT-F nadal działała razem ze strajkującymi i Komitetem Solidarnościowym.
Równie destrukcyjne było odkrycie w połowie lata, że 7 strajkujących było członkami nacjonalistycznych Tamilskich Tygrysów. Jeden z managerów Frog Pub skontaktował się z Tygrysami, którzy mają coś w rodzaju „rządu cieni” wśród 15 tys. Tamilów żyjących w regionie paryskim i którzy starają się narzucić swoją władzę Tamilom, w podobny sposób, jak północnoafrykańscy fundamentaliści próbują narzucić swoje wpływy północnoafrykańskiej ludności Francji. Wskutek jakiejś umowy, Tamilskie Tygrysy uczestniczące w strajku były zmuszone wycofać się ze strajku pod groźbą śmierci.
W tym czasie strajk pracowników budżetówki i strajk nauczycieli był już pokonany, z wyjątkiem działań grupy Intermittents du Spectacle, która działała aż do jesieni.
Nie mniej jednak, praca pozostałych 7 strajkujących wraz z pracą Kolektywu Solidarnościowego przyniosła rezultaty, zwłaszcza w największej restauracji Frog Pub w Bercy, gdzie znacznie zmniejszyła się liczba klientów sympatyzujących ze strajkiem. Ta sytuacja utrzymała się do jesieni.
Pomimo osłabienia CNT-F i “interwencji” Tamilskich Tygrysów, managerowie Frog nadal chcieli pójść na ugodę. W końcu w październiku 2003 r. pozostali pracownicy zgodzili się na sumę 5000 euro na głowę w zamian za zgodę na zwolnienie (dzięki czemu zyskiwali prawo do świadczeń dla bezrobotnych).
Niniejszy artykuł ma na celu opisanie taktyki, sukcesów i porażek ruchu aktywistom w innych krajach. Nie chodzi tu o żadną propagandę sukcesu. Jak już powiedziano, członkowie kolektywu doskonale zdawali sobie sprawę z tego co mogą, a czego nie mogą zrobić przy takiej a nie innej liczbie członków. Zdawali sobie również sprawę z wrażliwości pracodawców na rodzaj stosowanej taktyki. Po zakończeniu strajków, management wrócił do ofensywy. Rok po swojej porażce, McDonald's próbował jeszcze raz zastosować prowokację i naraził się na kolejny strajk. Sieć hoteli ACCOR prześladuje strajkujące pokojówki i zwolniła najbardziej bojowe aktywistki. Kolektyw angażuje się w nową kampanię. Obrońcy status quo tacy, jak niektóre grupy lewicowe, mieli czelność oskarżyć kolektyw o manipulowanie strajkującymi, pomimo że zawsze wyróżniał się odmową zastępowania strajkujących w ich walce.
Przeniesienie tej taktyki do USA będzie musiało oczywiście uwzględnić bardziej brutalną rzeczywistość w tym kraju. Jednak nie znam innej metody konfrontacji z pracodawcami, która by była skuteczna z ofensywą pracodawców mającą miejsce od trzech dziesięcioleci. Żadna inna taktyka nie pozwoliła na osiągnięcie tylu małych, ale znaczących zwycięstw.
Loren Goldner
Tekst pochodzi ze strony: Break Their Haughty Power:
http://home.earthlink.net/~lrgoldner
DBF Toruń - Bojkotuj SIMPLE cruelty products
Czytelnik CIA, Śro, 2008-11-26 22:45 PublicystykaWitamy wszystkich zgromadzonych na pokazie mody. Dzisiaj jest szczególny dzień – prezentujemy nową kolekcję ubrań skierowanych do kobiet młodych duchem, ambitnych, zamożnych, śledzących trendy i kreatywnych. Chcielibyśmy zwrócić Państwa uwagę na Wzornictwo, które można zdefiniować jako wyrafinowane, eleganckie, zapewniające komfort i luksus tkanin. Kolekcje dedykujemy w szczególności kobietom biznesu, które muszą starannie selekcjonować ubiór.
Zmiany klimatyczne a ruch pracowniczy
Akai47, Wto, 2008-11-25 21:17 Edukacja/Prawa dziecka | Prawa pracownika | PublicystykaZa tydzień rozpocznie się w Poznaniu Szczyt ONZ ds. klimatu. Zmiany klimatyczne, to jeden z najważniejszych problemów naszych czasów, który grozi nam wszystkim. Zniszczenie środowiska naturalnego jest logiczną konsekwencją ludzkich działań w systemie opartym na pogoni za zyskiem za wszelką cenę. Jest to też konsekwencja pewnej mentalności, która traktuje wszystkie zasoby naturalne oraz ludzi, jako materiał do produkowania, do przetwarzania bogactwa. W takich systemach ekonomicznych, wszystko jest na sprzedaż i prawo do spełnienia podstawowych potrzeb materialnych wymaga wykupienia się u klasy posiadaczy. Zasoby naturalne, to dla klasy posiadaczy możliwość wzbogacenia się, a dla klasy pracującej i rolników, możliwość zarabiania na utrzymanie. Jednak często to najbiedniejsi ludzie są w najgorszej sytuacji, gdy zdarzają się katastrofy naturalne związane ze zmianą klimatu. Także najbiedniejsi często żyją w coraz gorszych pod względem ekologicznym warunkach.
Jest kilka krajów, które przeciwstawiają się regulacjom ekologicznym, m.in. limitom na emisję gazów CO2. Polska należy do tych krajów, które chcą większych limitów, ponieważ chcą rozwijać w kraju ciężki przemysł, a przemysł w Polsce często nie jest współczesny, nie działa ekologicznie. Jest także inny problem: religijni fundamentaliści produkują ogromną liczbę pseudonaukowych prac o zmianie klimatu i twierdzą, że taki problem w ogóle nie istnieje, że to jakiś mit. Takie poglądy pewnie są obecne także wśród polskich polityków, którzy przeciwstawiają się próbom działania na rzecz ograniczenia emisji gazów CO2.
Do grona przeciwników ochrony klimatu należy też wiele związków zawodowych. Wszystkie związki zawodowe, które wyraziły sprzeciw wobec limitów na emisję CO2 twierdzą, że limity stanowią zagrożenie dla polskiej gospodarki. Związek zawodowy Sierpień 80 protestuje i domaga się zwiększenia limitów z przyczyn gospodarczych. Choć związek ten często występuje przeciw neoliberalizmowi, a czasami przeciw kapitalizmowi, chce walczyć o te sektory polskiej gospodarki, w których bogaci bogacą się najbardziej na niszczeniu środowiska i zdrowia pracowników, ponieważ tam pracuje wielu ich członków. Kapitalizm i wyzysk może być zły, ale jak ludzie muszą pracować, nagle mają jakiś wspólny interes z przedsiębiorcami z firm energetycznych i przemysłowych.
Więc wedle tej logiki, wychodzi na to, że domagając się limitów na emisję CO2, występuje się przeciwko ludziom pracującym. Nawet wtedy, gdy w rzeczywistości ludzie pracy mogą dużo zyskać na nowej polityce ekologicznej. Nawet jeśli głoszący taki pogląd sam jest pracownikiem, może zostać uznany za osobę popierającą politykę antypracowniczą.
Niestety, tu występuje rzeczywisty dylemat dla tych pracowników. Jednak to jest raczej problem systemu neoliberalnego i kapitalistycznego (w tym państwowego kapitalizmu), gdzie każdy musi pracować na potrzeby kapitalistów i pracodawców, a nie na potrzeby społeczeństwa.
Stanowisko związków jest zrozumiałe, ale bardzo staromodne. W wielu krajach, w tym krajach nie tak rozwiniętych jak Polska, ludzie starają się myśleć o modelach zrównoważonego rozwoju, starają się szukać innych rozwiązań.
Z punktu widzenia radykalnego anarchisty, oczywiście praca powinna służyć dla dobra społeczeństwa, dla zaspokojenia ludzkich potrzeb, a nie dla kreowania zysku, nie dla wytwarzania niepotrzebnych towarów, nie dla produkowania śmieci. Obecnie, wiele pracy jest po prostu niepotrzebnej i służy jedynie po to, żeby ktoś zarabiał na luksusy, a inni zarabiali na wykupienie swojego życia. Potrzebujemy radykalnych zmian, dzięki którym będziemy mogli wreszcie postanowić, jaki przemysł jest nam naprawdę potrzebny i jak możemy ograniczyć eksploatację zasobów naturalnych i zaśmiecanie środowiska.
Przypadkowa śmierć robotnika
Czytelnik CIA, Pon, 2008-11-24 16:32 Prawa pracownika | PublicystykaPrzypadkowa śmierć robotnika
Swego czasu Międzynarodowa Organizacja Pracy podała, że każdego dnia na świecie ginie w pracy ok. 5 tys. pracowników. To liczba przerażająca, zwłaszcza jeżeli do tego doliczymy niewspółmiernie więcej osób, które przeżyły, ale czasowo lub trwale doznały uszczerbku na zdrowiu. Powstaje pytanie dlaczego się tak dzieje?
Maszyna ważniejsza od człowieka
Prawie wszędzie gdzie interweniował nasz związek, mieliśmy do czynienia z groźnymi wypadkami przy pracy: Bridgestone/Firestone w Poznaniu, Velux w Gnieźnie, Greenkett w Stęszewie, M3 we Wrocławiu itd. Po ujawnieniu przez Inicjatywę Pracowniczą wypadku w fabryce cukierków Vobro, otrzymaliśmy także informacje o innych podobnych sprawach. Na przykład w słupeckim Konspolu, w makabrycznych okolicznościach zginął człowiek. Przez pół godziny jego ciało, wciągnięte przez maszynę, wisiało zgniecione w pół. Na widok ten inni pracownicy mdleli. Pojawiły się domysły (na portalu internetowym www.slupca.pl), że nie od razu wezwano odpowiednie służby, bowiem zastanawiano się, co zrobić, żeby nie uszkodzić maszyny. Oto jedna z przyczyn: dla pracodawcy koszt utraty urządzenia jest niewspółmiernie większy od straty człowieka.
Zarówno dla właścicieli firmy, ale także dla wynajętego przez nich menadżerów, liczy się przede wszystkim tzw. „dobro zakładu”, które jednak w pierwszym rzędzie utożsamiane jest z środkami produkcji, a nie z ludźmi. Ideologiczne frazesy w stylu, że najwyższą wartością danej firmy są jej pracownicy, może mają jakieś realne odniesienie w przypadku firm doradczych, banków lub agencji reklamowych, jednak w zdecydowanej większości przedsiębiorstw pracodawcy traktują pracowników jak „mięso armatnie”, zdając sobie sprawę, że większość z nich mogą bez trudu zastąpić, zwłaszcza przy wysokim bezrobociu.
Podejście takie zyskuje także odzwierciedlenie w przyjętych lub tolerowanych uregulowaniach formalnych, na przykład pozwalających wprowadzać premię za brak absencji chorobowej, czy ustanawiając wypłatę 80% wynagrodzenia podczas tzw. chorobowego. Żeby nie tracić na zarobkach dwójnasób, czyli stracić 20% wynagrodzenia i dodatkową premię absencyjną, chorzy i osłabieni pracownicy, stają przy maszynach. Kiedy dziś ponad jedna czwarta umów o pracę ma charakter umów „śmieciowych” (w tym na czas określony), można w każdej chwili „chorowitego” pracownika zwolnić, bez konieczności podawania przyczyny. Dlatego wielu z nich, aby nie stracić pracy, pomimo, że nie czuje się dobrze, idzie do pracy. Do tego planuje się obecnie, pod naciskiem pracodawców, zlikwidować cztery dni urlopów na żądanie, które pracownicy w takich przypadkach często wykorzystywali.
Wydajność ponad wszystko
Innym powodem licznych wypadków jest pogoń za wydajnością pracy. W fabryce Vobro do standardowych działań należało zasłanianie fotokomórek szmatą tak, aby pracownicy mogli wybierać masę czekoladową z urządzenia będącego w ruchu. W takich właśnie okolicznościach zginął Krzysztof Prusiewicz. Pracodawca uchylił się od odpowiedzialności, stwierdzając, że to była własna i nielegalna inicjatywa Prusiewicza. Zwykle jednak kierownictwo aprobuje takie działania. Jak wykazała druga kontrola PIP w firmie Vobro, tak było i w tym przypadku. W głośnej sprawie łódzkiego Indesitu, gdzie zginął Tomasz Jochan (przygnieciony dwutonowym stemplem, który zmiażdżył mu głowę), i którego również obarczono odpowiedzialnością, w trakcie procesu wyszło na jaw, że kierownicy zmiany i działów oraz dyrektor łódzkiej fabryki tolerowali zdejmowanie zabezpieczeń z maszyn, by ułatwić produkcję. Jak powiedział w czasie rozprawy jeden z pracowników: „Bywali w tym dziale, a dyrektor ponaglał, żebyśmy szybciej pracowali”. W zgodnych relacjach wielu robotników, pogoń za wydajnością najczęściej odbywa się kosztem bezpieczeństwa i higieny pracy. Pracować szybciej, ale także dłużej, poprzez narzucanie nadgodzin, zabieranie wolnego, ograniczenia prawa do urlopu.
Zaoszczędzić na BHP
Wypadki biorą się też z prostej próby oszczędzania kosztów nawet na BHP. Do nagminnych praktyk należy np. niewydawanie odzieży ochronnej pracownikom przyjętym na okres próbny (nieraz liczący trzy miesiące). Krzysztof Prusiewicz nie dostał odpowiednich butów antypoślizgowych, co prawdopodobnie przyczyniło się do jego śmierci. Telewizja Polsat ustaliła i pokazała, że buty takie kosztują góra 80 złotych. Tyle, stwierdzono w programie, kosztowało życie młodego pracownika. Ale to nie jedyna tego typu praktyka. Firmy zaniedbują i oszczędzają także na szkoleniach BHP. Po pierwsze dlatego, że przeważnie trzeba je opłacić, po drugie ponieważ powinny się odbywać w czasie pracy. Również z powodów oszczędności przedsiębiorstwa rezygnują z własnych służb BHP, zlecając zadanie z tego zakresu zewnętrznym podmiotom, które jednak nastawiają się na zysk, a nie podniesienie bezpieczeństwa pracy. Narusza się też przepisy BHP, oszczędzając na kosztach pracy. Posyła się często pracownika w pojedynkę, tam gdzie powinno ich pracować dwóch. Jak widzimy w tym zakresie pole do popisu dla pracodawców jest bardzo szerokie i ciągle jesteśmy, jako związki zawodowe, zaskakiwani nowymi pomysłami wprowadzanymi w życie, kosztem zdrowia, a często i życia pracowników.
Sam sobie winien?
Pracodawcy najczęściej starają się wykazać, iż pracownik, który uległ wypadkowi był sam sobie winien. Wcześniej jednak z reguły robią wszystko, aby załoga, o ile to możliwe, żyła w nieświadomości swoich praw (np. co do przysługującego odpoczynku), a nawet przepisów BHP, bowiem mogłoby to skutkować odpowiednimi roszczeniami. Wygodnie jest kapitalistom myśleć, że wypadek przy pracy jest dziełem przypadku, nieszczęśliwego zbiegu okoliczności i nierozwagi pracownika. Zdejmuje to z pracodawcy odpowiedzialność nie tylko majątkową, prawną, ale także moralną.
Oczywiście pracownicy, którzy nigdzie wcześniej nie pracowali, albo nie byli zatrudnieni w firmach o odpowiedniej „tradycji”, gdzie istnieją związki zawodowe, a znajomość zasad BHP jest przekazywana sobie przez robotników z pokolenia na pokolenie. Niejednokrotnie zgadzają się oni wówczas na warunki pracy urągające bezpieczeństwu oraz robią rzeczy, które przeczą rozsądkowi. Częściej jednak z niewiedzy, niż z tzw. „organicznej głupoty”. Tezę tę potwierdzają statystyki. W ostatnich trzech latach (2005-2007) ilość wypadków przy pracy znacząco wzrosła - aż o 17,5%, kiedy równocześnie zatrudnienie wzrosło jedynie o 5,1%. Nie da się tego wytłumaczyć wzrostem zatrudnienia w najbardziej „wypadkowych” sektorach gospodarki jak w budownictwie (zatrudnienie w tym okresie wzrosło o 16,3%) w przemyśle, w tym wydobywczym (wzrost zatrudnienia jedynie o 6,7%), czy w rolnictwie (zatrudnienie w zasadzie się nie zmieniło). Spadły po prostu standardy i cena ludzkiego życia.
Jarosław Urbański
Za rysunek porno 17-latki trafisz do więzienia!
Czytelnik CIA, Pon, 2008-11-24 06:38 PublicystykaZAKAZANE RYSUNKI - FINAŁOWA ODSŁONA
Co według polskiego prawa grozi za posiadanie, ściąganie z internetu czy nawet samodzielne nagranie pornograficznego filmu z udziałem siedemnastoletniej dziewczyny, nawet jeśli treścią tego filmu jest np. kopulacja z psem?
Otóż nic, jeśli tylko nie zamierza się tego filmu rozpowszechniać ani prezentować publicznie. Zgodnie bowiem z art. 202, par. 3 Kodeksu karnego karze podlega jedynie ten, kto “w celu rozpowszechniania produkuje, utrwala lub sprowadza, przechowuje lub posiada albo rozpowszechnia lub publicznie prezentuje treści pornograficzne z udziałem małoletniego albo treści pornograficzne związane z prezentowaniem przemocy lub posługiwaniem się zwierzęciem”. Chyba, że małoletni ma poniżej 15 lat - wtedy karalne jest utrwalanie, sprowadzanie, przechowywanie i posiadanie takich treści nawet bez zamiaru rozpowszechniania (art. 202, par. 4 i 4a kk).
Oświadczenie Klubu KP w sprawie programu „Godzina Krytyczna” na antenie radia Afera
Czytelnik CIA, Sob, 2008-11-22 23:10 PublicystykaW ciągu ostatnich tygodni w lewicowych portalach internetowych oraz w serwisach anarchistycznych pojawiały się komentarze dotyczące zmiany ramówki poznańskiego radia Afera. Komentowany - miejscami obficie - był fakt zdjęcia z anteny Szerokości marginesu , którego to programu autorem i prowadzącym był Marek Sanczo Piekarski z poznańskiego Rozbratu. Fakt ten został skojarzony przez aktywistów Federacji Anarchistycznej z pojawieniem się na antenie tej samej rozgłośni programu Godzina Krytyczna , którego autorami są członkowie Klubu Krytyki Politycznej w Poznaniu.
JEST ALTERNATYWA dla PRYWATYZACJI SŁUŻBY ZDROWIA!
Czytelnik CIA, Pią, 2008-11-21 13:48 Publicystyka(TEKST OŚWIADCZENIA PRZYGOTOWANEGO W ZWIĄZKU Z PIKIETĄ W KRAKOWIE 20 LISTOPADA POD BIUREM PO)
Rząd Platformy Obywatelskiej planuje w projekcie na rok 2009 przeznaczyć 5,6 % z budżetu państwa na zbrojenia, zaś na służbę zdrowia zaledwie 1,2 %. W budżecie na mijający rok, przygotowanym jeszcze przez rząd PiS-u, nie było o wiele lepiej (1,3 % - zdrowie, 5,2 % - wojsko). Wydatki na zdrowie w Polsce są i tak najniższe w Europie, wynoszą bowiem 5% PKB. Czy to znaczy, że zabawki dla generałów cenimy bardziej od ratowania życia? Prawdą jest, że świadczenia medyczne finansowane są w głównej mierze przez NFZ, ale środki z budżetu państwa pokrywają pensje personelu, koszty ratownictwa medycznego, programów zdrowotnych, kształcenia lekarzy i niektórych operacji. Oszczędności w budżecie oznaczają zatem pogorszenie jakości świadczonych usług i wymuszanie odpłatności za ratowanie życia pacjentów, szczególnie że NFZ odmawia finansowania kosztownych zabiegów medycznych. O znacznych podwyżkach zarobków personelu medycznego też można zapomnieć.
Alternatywą dla panującego obecnie patologicznego systemu może być przekształcenie istniejących szpitali w spółdzielnie pracy z udziałem własności samorządowej. Spółdzielniami mogą kierować bezpośrednio pracownicy. To znaczy bez pośrednictwa biurokratów i menadżerów, a przy pomocy zebrań i demokratycznych głosowań. Realizacja podobnych projektów w skali całego kraju pozwoli zarówno na obronę przed prywatyzacją, jak i na sprawniejsze zarządzanie i kontrolę ze strony lokalnych społeczności. Spółdzielnie powinny być zakładane z udziałem wszystkich pracowników oraz samorządu gminnego, powiatowego lub wojewódzkiego.
Jednym z większych problemów będą prawdopodobnie relacje spółdzielczych przychodni i szpitali z NFZ. Tej instytucji zapewne obojętne jest, czy o środki na leczenie starać się będzie prywatna, państwowa, czy też spółdzielcza placówka. Jednak w przeciwieństwie do prywatnego kapitału, spółdzielnie medyczne nie powinny decydować o udzielaniu świadczeń według kryteriów opłacalności rynkowej. Służba zdrowia nigdy nie będzie dochodowa i nie można jej traktować w kategoriach biznesu, który z założenia ma przynosić zyski. Dlatego jedną z możliwości zapewnienia pełnych świadczeń dla społeczeństwa byłoby „uspółdzielnienie” całego systemu ubezpieczeń zdrowotnych. Niech każdy z obywateli zostanie uznany za udziałowca przekształconego w spółdzielnię NFZ, a będąc jego członkiem zyska prawo decydowania o sposobie wydatkowania publicznych środków na leczenie.
Niestety wymyślony przez PO pakiet ustaw o przymusowej komercjalizacji służby zdrowia uniemożliwia wprowadzenie społecznego i demokratycznego zarządzania placówkami medycznymi. W myśl nowych przepisów szpitale i ZOZ-y będą spółkami prawa handlowego. Przekształcenie szpitala w spółdzielnię nie będzie możliwe. Nowo utworzone spółki nie będą musiały podpisywać kontraktów na świadczenie usług w publicznym systemie i będą mogły świadczyć usługi komercyjnie. Mówi się również o planach utworzenia szeregu prywatnych ubezpieczalni, co pogłębi istniejącą dyskryminację mniej zamożnych obywateli. Te ubezpieczenia będą prawdziwym dobrodziejstwem, lecz głównie dla prywatnych firm, które na tym zbiją fortuny.
W związku z tym wzywamy do organizowania akcji protestacyjnych przeciwko odbywającej się likwidacji służby zdrowia i rozpoczęcie walki o społeczną kontrolę nad finansami publicznymi. Pamiętajmy, że stawką jest nasze zdrowie i życie, które rząd Tuska postanowił wystawić na sprzedaż.
Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza
Federacja Anarchistyczna – sekcja Kraków
Związek Syndykalistów Polski – Śląsk
Chiny w przemysłowym świecie przemocy
Czytelnik CIA, Czw, 2008-11-20 19:14 Publicystyka„Nasz problem z olimpiadą w Chinach nie polega na tym, że Chiny są, jakie są, i nic na to nie umiemy poradzić – pisał w sierpniu 2008 r. Jacek Żakowski – Nasz problem polega na tym, że przeszliśmy nad sytuacją w Chinach do porządku dziennego”. Telewizja – zauważył – podaje, ile dni zostało do rozpoczęcia igrzysk ale informacja ta jest „moralnie obojętna” w „ojczyźnie Solidarności”, jeśli brak jest dodatkowej „informacji, ile osób zostało w związku z tą olimpiadą wysiedlonych, aresztowanych, skazanych na wieloletnie więzienie, czyli ilu Chińczyków musi zapłacić życiem, żebyśmy się mogli rozerwać, przeżywając sportowe wzruszenia". (1)