Publicystyka
Jestem indywidualistą, ale się staram – kilka uwag do tekstu Oskara Szwabowskiego.
jaś skoczowski, Sob, 2007-01-06 15:59 PublicystykaW dzieciństwie stoczyłem kilka bitew, wszystkie były zwycięskie. Wszystkie też były kompletnie zmyślone. Mniej więcej jak wizja anarchistycznego indywidualizmu przedstawiona przez Oskara Szwabowskiego w jego tekście zamieszczonym na stronach internetowych Recyklingu Idei oraz na tej stronie pod tytułem „Polityka społeczną, nie indywidualistyczna”. Stąd też trafność argumentów przedstawionych w tym tekście – ze stworzonym przez siebie wrogiem walczy się najłatwiej. Jego policzek doskonale pasuje do naszej pięści zazwyczaj.
Postawy bierno-odlotowe to zawsze problem dla jakiejkolwiek zbiorowej aktywności. Oczywiście to pięknie umieć marzyć, ale jeszcze piękniej te marzenia realizować, konsekwentnie i skutecznie. Czyli owszem, Oskar wskazuje problem. Tłumaczy go krzywdząco – oskarżą ciekawy i inspirujący nurt myśli politycznej. Nie rozumiem tego? Jakaś kryta zawiść?
Nie jestem erudytą. Większość tekstów, które znam, to teksty indywidualistów. Boochina próbowałem czytać, dokładnie wspomniany w artykule Oskara tekst „Anarchizm społeczny, a anarchizm stylu życia”. Nie zdzierżyłem. Błędnie twierdzenia popełnione w tym tekście są te same, co w teście Oskara – przede wszystkim ignorancja historyczna (można byłoby się spytać, co lepsze – postawa ahistoryczna czy antyhistoryczna?), polana sosem zarozumiałości, powiedzmy, metafizycznej. Tutaj należy podkreślić pewną rzecz – tak, anarchoindywidualizmem nazywam określoną czasowo ideologię, której korzenie są ściśle amerykańskie. Jest to myśl zapoczątkowana przez takich ludzi, jak Josiah Warren, William B. Greene, Lysadnder Spooner i innych. Później kontynuowali to tacy ludzie jak Tucker, Labadie, ojciec i syn, i kilku innych. Jeśli czytelniczy czytelnicy tekstu są zainteresowani składem osobowym pewnej formacji ideologicznej, nazywanej anarchizmem indiwidualistycznym, polecam przeglądarkę google. Zwłaszcza polecam ją Oskarowi. Gdyby dotarł dzięki niej do tekstów np. Tuckera, w którym określa się on jako utylitarysta, zrozumiałby, że trudno nazwać go „stirnerianiem” (czymkolwiek ktoś taki mógłby być – bo głos Stirnera w dyskusji jest jednak zupełnie pojedynczy, tak myślę...) – bo jednak utylitaryzm jest postawą etyczną i to dość konkretną. Stirner to natomiast kompletny brak postawy etycznej. Tak przynajmniej ja to rozumiem.
Komunikat Prasowy - Akcja ZAMKNĄĆ GUANTANAMO
Akai47, Pią, 2007-01-05 14:06 Publicystyka | Ruch anarchistyczny11. stycznia 2002 r. do amerykańskiej bazy wojskowej w Zatoce Guntanamo na Kubie przywieziono pierwszych, nielegalnie zatrzymanych więźniów. Obecnie, po pięciu latach, władze USA nadal bezterminowo przetrzymują ponad 430 ludzi z 35 krajów, którym przeważnie nie postawiono żadnych zarzutów i pozbawiono podstawowego prawa do sprawiedliwego procesu sądowego. Poddanym okrutnym, poniżającym torturom odmówiono też pomocy prawnej i kontaktu z rodziną.
Akcja “ZAMKNĄĆ GUNATANAMO” - protest przeciwko amerykańskiemu reżimowi więziennemu zorganizowany przez warszawskie środowisko anarchistyczne, który 6. stycznia 2007 r. o godz. 12.00 rozpocznie się pod Ambasadą USA w Warszawie, odbędzie się w ramach zaplanowanej na 11. stycznia br. międzynarodowej kampanii “SHUT DOWN GUNATANAMO”, zainicjowanej przez amerykańską organizację WITNESS AGAINST TORTURE (http://www.witnesstorture.org/).
Stosowanie tortur już dawno stało się integralną częścią polityki rządu USA. Tuż po ataku z 11. września 2001 r. prezydent Bush podpisał memorandum, w którym nadał CIA “wyjątkowe uprawnienia” do tzw. “walki z terroryzmem”, upoważniając do tworzenia poza terytorum Stanów Zjednoczonych tajnych miejsc przetrzymywania osób uznanych za niebezpieczne i poddawania ich szczególnie brutalnym metodom przesłuchań. Choć rząd Busha odmawia komentowania tych działań, niepodważalnych dowodów na torturowanie więźniów dostarczyli byli i obecni zatrzymani, agenci FBI oraz przydzielony do Guantanamo personel wojskowy. Do nieludzkich form traktowania ludzi należy: zakuwanie ich w kajdany oraz przykłuwanie do podłogi, przesłuchiwanie bez krzesła, w pozycji leżącej, ze związanymi rękoma i nogami, pozbawianie snu, pożywienia i wody. Poddawani torturom psychicznym więźniowie są również wystawiani na działanie bardzo niskich temperatur, rażeni prądem, chłostani, podtapiani oraz bici po podeszwach stóp. Kilkoro z nich próbowało popenić samobójstwa, a prawie 150 rozpoczęło strajki godowe. Dlatego w swym raporcie z lutego 2006 r. Komisja Praw Czowieka ONZ napisała, że “reżim prawny stosowany wobec zatrzymanych poważnie podkopuje (...) fundamentalne, powszechnie uznawane prawa czowieka”, jak i to, że “rząd USA powinien jak najszybciej zamknąć więzienie w Zatoce Guantanamo”.
Szwabowski: Polityka społeczna, nie indywidualistyczna
Recykling Idei, Śro, 2007-01-03 17:22 PublicystykaAnarchizm społeczny wywodzi się z tradycji racjonalistycznej, jest krytycznym rozwinięciem, dokończeniem przygody Oświecenia. Nie odrzuca on rozumu, ale też nie odrzuca namiętności, emocji – tak jak opowiadając się za kolektywem nie niszczy jednostki. Intelekt jest jednym z większych zdobyczy ewolucji i może być środkiem emancypacji. Rozum umożliwia krytyczną refleksję, jak też kontakt między ludźmi, powstanie pewnej uniwersalności. Ta racjonalna krytyka umożliwia pojawienie się politycznego programu i wizji całościowej przemiany stosunków społecznych. Anarchizm tak pojęty zdaje sobie sprawę, że wolność społeczna wymaga zorganizowania, zinstytucjonalizowania.Anarchizm społeczny jest też socjalistyczny i zaangażowany w walkę uciskanych, jest ich głosem. Opowiada się radykalnie przeciwko kapitalizmowi i stara stworzyć warunki dla uspołecznienia produkcji.
Klapek: Anarchizm Edwarda Abramowskiego. Stosunek do kapitalizmu i własności prywatnej
oski, Nie, 2006-12-31 13:23 Publicystyka | Ruch anarchistycznyAnarchizm jako pierwsza nowożytna doktryna konsekwentnie krytykuje własność zarówno prywatną jak i państwową, którą uważa za przyczynę i główną ostoję niesprawiedliwości i nierówności społecznej. Bowiem mówiąc słowami Kropotkina, "czyż można określić jaka cząstka bogactw, w których nagromadzeniu bierzemy wszyscy udział należy się każdemu z nas?". Dlatego też uważa on iż jedynym wyjściem jest zniesienie własności prywatnej na rzecz anarchistycznej wspólnoty komunistycznej. Jednak najdosadniej zdefiniował istotę własności Proudhon, twierdząc iż własność jest kradzieżą, bowiem nawet praca nie może się wiązać z przywłaszczeniem wspólnego dobra, które w postaci ziemi, powietrza czy darów przyrody należy do wszystkich ludzi. Także i inni anarchiści twierdzili, iż wszelka własność, wszelki kapitał pochodzi z rabunku, z kradzieży, z wyzysku pracy jednego nad drugim. Dlatego też anarchiści postrzegali własność jako przeszkodę na drodze do równości wszystkich obywateli, ponieważ, jak to ujął Malatesta, tak długo jak bogactwa i środki produkcji pozostaną własnością jedynie kilku ludzi, tak długo większość zawsze będzie zmuszona żyć i pracować w biedzie. Anarchizm zatem w konsekwencji krytyki własności krytykował także kapitalizm za bezduszne i czysto materialistyczne traktowanie człowieka. Jawił się on jako system eksploatujący bezwzględnie i bezlitośnie ludzi w swoim dążeniu do osiągnięcia jak największych korzyści jak najmniejszym kosztem. Dlatego też anarchiści winili system kapitalistyczny za całe zło i niesprawiedliwość społeczną. Zatem według Stanisława Morawskiego, możemy stwierdzić, iż już od słynnego sformułowania Proudhon, iż własność jest kradzieżą, kapitalizm był przez anarchistów interpretowany jako typowy przykład zniewolenia ludzi. Pisze on dalej iż właśnie dlatego Oscar Wilde już w 1891 roku w swej książeczce "Dusza człowieka w epoce socjalizmu" szuka uzasadnienia dla stanowiska anarchistycznego przede wszystkim jako wyjścia z piekła, jakim jest system kapitalistyczny, który to "produkuje" głód, nędzę i upokorzenie większości społeczeństwa. Dlatego też walka z kapitalizmem oznaczała, jak to ujął Kropotkin, dążenie do wywłaszczenia klas posiadających ze znajdujących się w ich rękach bogactw, które to potem będą mogły być rozdysponowane równo pomiędzy wszystkich w ustroju anarchokomunistycznym.
Martha Ackelberg: Anarchistyczne szkolnictwo i krytyka feministyczna
oski, Pią, 2006-12-29 16:11 Edukacja/Prawa dziecka | Publicystyka | Ruch anarchistycznyPoniższy wywiad pochodzi z anarchistycznego periodyku „Perspectives on Anarchist Theory” (spring 1997 vol.1 no.1), wydawanego przez Institut for Anarchist Studies.
Martha Ackelberg jest autorką książki „Wolne Kobiety Hiszpanii; walka o emancypację kobiet”, która opowiada historię grupy Mujeres Libres – organizacji Wolnych Kobiet. Mujeres Libres powstały w czasie hiszpańskiej rewolucji, a za swój cel stawiały sobie wyzwolenie kobiet od „potrójnego zniewolenia – od ignorancji, jako kobiety, jak i pracownice”.
Lektura tej książki pozwala poznać walkę Mujeres Libres jako walkę kobiet, jak i anarchistek, oferuje również współczesnemu feminizmowi nowe spojrzenie na takie kwestie jak wspólnota, różnorodność, władza czy niezależność.
Wywiad przeprowadzony został 6 stycznia 1997 roku przez Rebeccę DeWitt.
-Czy w rezultacie silnych politycznych represji, które przeszły hiszpańskie anarchistki, trudno było zdobyć archiwalne i historyczne materiały na ich temat?
Szczególnie trudno było spotkać te kobiety, dowiedzieć się czegoś o nich, ponieważ moimi początkowymi informatorami byli mężczyźni, którzy nie traktowali poważnie tematyki płciowej. Nie sądzę jednak, że rozmyślnie chcieli przeszkodzić, ale nie uważali, że miało to jakieś znaczenie.
Jeśli chodzi o archiwa to sytuacja była odmienna. Archiwa zostały stworzone przez wojsko i tajną policje frankistowską. Po zdobyciu tych dokumentów używali ich po wojnie w celu skazywania ludzi za zdradę. Zgromadzili w ten sposób niesamowitą dokumentację. Kiedy po raz pierwszy pojechałam do Hiszpanii w połowie lat 70., archiwa wciąż były prowadzone przez wojsko, a więc nie były ułożone w porządku, który miałby sens dla historyka. Materiały były skatalogowane na podstawie miejsc w których je znaleziono. Dlatego nie można było poprosić „Ok, chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś na temat kolektywizacji – do którego katalogu mamy zajrzeć?”. Nie, musieliśmy po prostu przejrzeć wszystko co tam było. To był absurdalny sposób badań.
Oskar Szwabowski: Nie ma prawdy o Ameryce
oski, Śro, 2006-12-27 23:22 Świat | PublicystykaWyjechać gdzieś, takie bierne pragnienie odmiany swojego losu, pragnienie innego świat i innego życia. Wyjechać, jest na ustach niemal wszystkich, niczym modlitwa, tajne zaklęcie, niemrawy blask nadziei. Czasami jest to związane z brakiem pracy i perspektyw na jej znalezienie, innym razem wynika z egzystencjalnego znużenie tymi ludźmi i tymi ulicami, to też tęsknota za ludźmi mającymi jeszcze krew w żyłach, za niebem szerokim. Zdaje się nam, że zmiana miejsca będzie wiązać się ze zmianą naszego życia. Zmiana miejsca to jednak nie aktywne zaangażowanie w sprawy swojego otoczenia, to nie próba przemiany, czy to na drodze reform czy w zrywie rewolucyjnym, ziemi ojców i matek. Po upadku wiary w postęp pozostała wiara w utopie. Ale ta musi być nam dana. Takie nastawienie nie wynika z lenistwa, ale jest reakcją na milczenie. Miejsce nasze nie jest nasze, ingerencja w to-tutaj jest niemile widziana a nawet zakazana. Emigracja zaś jest mile widziana i ze stron wszelkich nam ułatwiana. Nic dziwnego skoro tylu osobom jest na rękę. Remigiusz Okraska pisze: „Imigracja jest więc czymś pozytywnym w strategii wielkiego biznesu. Za pół darmo pozyskuje się siłę roboczą, która godzi się na warunki pracy, na jakie nie zgodziliby się ‘tubylcy’. Ale nie tylko – zyskuje się także nowych konsumentów” [1.Remigiusz Okraska, Popychadła – komu służy imigracja, s.37 [w:] Obywatel 2/2004.]. Tania siła robocza osłabia walkę klasową, ułatwia równanie w dół świadczeń socjalnych i płac. Poza niewykwalifikowaną siłą roboczą, państwa rdzenia eksploatują kraje peryferyjne z co zdolniejszych obywateli. Jak zauważa Okraska „Krzemowa Dolina nie przeniosła się do Indii, lecz hinduscy informatycy (najlepsi specjaliści) ciągną całymi zastępami do USA” [2.ibidem s.37]. Państwom półperyferyjnym i peryferyjnym taki układ również pasuje, gdyż pozbywają się nadmiaru zbędnych ludzi, których koncentracja mogłaby doprowadzić do niepokojów społecznych. A tak – jak ci się nie podoba, to możesz wyjechać. Jest to wentyl bezpieczeństwa dla systemu. Ale zarazem jego potencjalna szubienica. Wzrastająca liczba ludzi-odpadów staje się problemem, ktoś do sprzątania jest potrzebny i to w dużej ilości, aby można było wynegocjować najniższe stawki, jak stwierdził jeden z bohaterów Gron Gniewu próbując dojść do ładu z rzeczywistością, która okazała się nie taka jak wyobrażenie o niej: „Im więcej ludzi zbierze i im bardziej głód im doskwiera, tym mniej będzie im musiał płacić” [3.John Steinbeck, Grona Gniewu, przełożył Alfred Liebfeld, Warszawa 2001, s.285.]. Jednocześnie proces emigracji ekonomicznej powoduje powstawanie dużej grupy upośledzonej, która nie ma nic do stracenia prócz kajdan. „Trzysta tysięcy głodnych, pogrążonych w nędzy ludzi! Jeśli zdadzą sobie sprawę z własnej siły, zagarną cały kraj i nie powstrzymają ich żadne bomby łzawiące ani karabiny” [4 ibidem s.357.]. Jak pisze Wallerstein „[imigranci] będą zasadniczo tworzyły dolną warstwę klasy robotniczej w każdym kraju. Jeśli tak będzie wrócimy do sytuacji, która miała miejsce w Europie Zachodniej przed 1848 rokiem – będziemy mieli klasę upośledzonych skupioną na obszarach przemysłowych bez praw i z bardzo silnymi roszczeniami, tym razem wyraźnie rozpoznawaną etnicznie” [5.Immanuel Wallerstein, Koniec świata jaki znamy, przełożyli M.Bilewicz A.W.Jelonek i K.Tyszka, Warszawa 2004, s.44.]. Stąd próba regulacji prawnej przekraczania granic, to ich zniesienie a zarazem wzmocnienie.
Piotr Arszinow: Machnowczyzna i anarchizm
oski, Śro, 2006-12-27 22:55 Publicystyka | Ruch anarchistycznyAnarchizm składa się z dwóch światów – świata filozofii, idei oraz świata czynów, praktycznych działań. Znajdują się one ze sobą w ścisłym związku. Walczącą klasę robotniczą przyciąga głównie konkretna, praktyczna strona anarchizmu. Podstawą praktycznego anarchizmu jest zasada rewolucyjnej inicjatywy robotników i ich samooswobodzenia. Stąd wynikają same z siebie zasada bezpaństwowości i samorządności robotników w nowym społeczeństwie. Do tej pory w historii walki proletariatu nie było przykładu masowego ruchu anarchistycznego w jego zasadniczym rodzaju. Wszystkie istniejące do tej pory ruchy robotników i chłopów znajdowały się w ramach ustroju kapitalistycznego i miały taki lub inny odcień anarchizmu. I jest to w pełni zrozumiałe.
Klasa robotnicza nie znajduje się w świecie pragnień, a w świecie realnym, gdzie codziennie poddawana jest fizycznemu i psychicznemu oddziaływaniu wrogich sił. Pomimo anarchistycznego świata idei, wciąż odczuwa na własnej skórze oddziaływanie całej kapitalistycznej rzeczywistości.
Naturalne jest to, że walka, którą wiodą robotnicy i chłopi w sposób nieunikniony niesie ze sobą znamię warunków i rzeczywistości. Ta walka nie może rodzić się w gotowej, skończonej anarchistycznej formie i odpowiadać wszystkim wymogom ideału. Taka skończona forma możliwa jest jedynie w wąskich politycznych kręgach i znów nie w praktyce, a w planach i programach.
Szerokie masy zaczynając walkę, szczególnie dużą walkę, w sposób nieunikniony na początku popełniają omyłki, dopuszczają sprzeczności i odchylenia i tylko w procesie tej walki wyrównują swoją linię stosownie do ideału, o który walczą.
Tak zawsze było i tak zawsze będzie. Jakbyśmy we wstępnym, pokojowym etapie dokładnie nie przygotowali organizacji i pozycji klasy robotniczej, w pierwszym dniu decydującej masowej walki wydarzenia potoczą się inaczej niż były planowane, w jednych przypadkach poprzez sam fakt wielkiego masowego wystąpienia, nieprzewidzianych odchyleń i wstrząsów mas, niektóre ulegną postępowi, zażądają uściślenia. I tylko stopniowo ogromny masowy ruch wejdzie na tę zasadniczą drogę, która wiedzie do celu.
To oczywiście nie oznacza, że wstępna organizacja pozycji i sił klasy robotniczej nie jest potrzebna. Wręcz przeciwnie, taka wstępna praca jest jedynym warunkiem zwycięstwa robotników. Ale przy tym należy stale pamiętać, że nie zwieńcza ona dzieła i że na jej początku ruch wymaga jeszcze przenikliwości w każdym momencie, zdolności do szybkiego orientowania się w nowych, złożonych okolicznościach, słowem – wymaga rewolucyjnej, klasowej strategii, od której w znacznym stopniu zależeć będzie wynik ruchu.
Ideał anarchistyczny jest wielki i bogaty różnorodnością swoich koncepcji. Jednak rola anarchistów w społecznej walce mas jest nader skromna. Ich zadaniem jest pomoc masom przy obieraniu prawidłowej drogi walki i zakładaniu nowego społeczeństwa. Jeśli masowy ruch nie jest jeszcze w stadium decydującego starcia, powinni oni pomóc masom zrozumieć sens nadchodzącej walki, jej zadania i cele, powinni pomóc im zająć swoje bojowe pozycje i organizować swoje siły. Gdy ruch wstąpi w stadium decydującego starcia powinni oni, nie tracąc ani minuty przystąpić do niego i pomóc uwolnić mu się od mylących odchyleń oraz podtrzymywać masy w ich początkowych, twórczych zamierzeniach, służyć im myślą i starać się cały czas o to, aby ruch na trwałe znalazł się na drodze wiodącej do głownego celu robotników.
Tu jest główne i być może jedyne zadanie anarchizmu w najbliższym okresie rewolucji. Klasa robotnicza owładnąwszy trwale pozycjami walki i budownictwa społecznego niewątpliwie nie ustąpi nikomu inicjatywy tworzenia. Ona będzie już przewodzić swoją myślą, stworzy społeczeństwo według swojego schematu. Być może będzie to anarchistyczny schemat, ale i on i społeczeństwo przez niego stworzone wyjdą z wnętrza oswobodzonej pracy, zbudowane i zwieńczone jej myślą i wolą.
Gdy zwracamy się ku machnowszczyznie, to od razu stykamy się z dwoma podstawowymi stronami tego ruchu:
1) ludowy, oddolny, jego prawdziwie proletariackie źródło, które zrodziło się w masach i masy od początku do końca podtrzymywały go, rozwijając go i kierując nim
2) był nie tylko żywiołowy, ale w pełni świadomie od pierwszych dni swojego powstania zaczął opierać się na pewnych bezspornie anarchistycznych zasadach:
a) na prawie pełnej inicjatywy robotników
b) na prawie ich gospodarczej i społecznej samorządności
c) na zasadzie bezpaństwowości przy budowaniu społeczeństwa.
W toku całego swego rozwoju ruch uporczywie i konsekwentnie trzymał się tych zasad. W ich imię stracił on od 200 do 300 tys. najlepszych synów narodu, odrzucił związki z jakimkolwiek siłami państwowymi i w ciągu trzech lat, w niesłychanie ciężkich warunkach z rzadkim w historii bohaterstwem niósł czarny sztandar uciskanej ludzkości, na którym było napisane: prawdziwa wolność robotników, autentyczna równość w nowym społeczeństwie.
W machnowszczyznie, mamy masowy anarchistyczny ruch robotników - nie w pełni skończony i skrystalizowany ale dążący do anarchistycznego ideału i idący drogą anarchizmu.
Ale dlatego, że ruch ten wyszedł z głębi mas, nie dysponował on niezbędnymi teoretycznymi siłami potrzebnymi przy każdym dużym ruchu społecznym. Ten niedostatek wyraził się w tym, że ruch w obliczu surowej rzeczywistości opóźniał się w rozwoju swoich idei i haseł, w wypracowaniu swoich praktycznych, konkretnych form. Dlatego rozwijał się on z opóźnieniem, szczególnie wobec licznych wrogich sił atakujących go ze wszystkich stron.
Należałoby oczekiwać, że anarchiści, zawsze tak wiele mówiący o masowym ruchu rewolucyjnym, latami oczekiwali na niego, jak na przyjście Mesjasza, spieszyli się, aby przystąpić do tego ruchu, zlać się z nim, oddać mu się w całości. W gruncie rzeczy nie doszło jednak do tego.
Większość rosyjskich anarchistów, którzy przeszli teoretyczną szkołę anarchizmu przebywało w swoich wyizolowanych, nikomu wtedy niepotrzebnych kółkach. Stali oni na boku i zastanawiali się co to za ruch, jak należy się do niego odnieść i nic nie robili pocieszając się myślą, że nie jest on jakoby czysto anarchistyczny.
A właśnie ich pomoc ruchowi, szczególnie wtedy, gdy bolszewizm jeszcze nie naruszył jego normalnego rozwoju, byłaby nieoceniona. Masy na gwałt potrzebowały robotników, którzy mogliby formułować i rozwijać ich idee, przenosić je na szerokie przestworza życia, rozwijać jego formy i kierować jego dalszym przebiegiem. Anarchiści nie chcieli być tymi robotnikami. Tym samym wyrządzili oni ogromna szkodę i ruchowi i sobie. Ruchowi - tym, że nie oddali mu w czas swego potencjału organizacyjnego i kulturalnego, wskutek czego rozwijał się on powoli, korzystając jedynie ze swego, wówczas niewielkiego potencjału teoretycznego, który posiadały masy. A sobie anarchiści wyrządzili szkodę tym, że ograniczyli swój związek z rzeczywistością i tym samym skazali się na bezczynność i bezpłodność.
Musimy skonstatować, że rosyjscy anarchiści przespali w swych kółkach największy masowy ruch, który w prawdziwej rewolucji jest na razie jedynym powołanym do realizacji historycznych zadań zniewolonej ludzkości.
Ale my tymczasem uważamy, że ten smutny fakt miał miejsce nie przypadkowo i że miał w pełni określone przyczyny. Zatrzymajmy się przy nich. Pośród naszych teoretyków duży procent pochodził z inteligencji. Ta okoliczność miała duże znaczenie. Znajdując się pod sztandarem anarchizmu, wielu z nich nie mogło całkiem wyrwać się ze sposobu myślenia środowiska z którego wyszli. Większość innych zajmowała się teorią anarchizmu - stopniowo przesiąkali oni przekonaniem o swoim przewodnictwie w ruchu anarchistycznym i uważali, że i sam ruch zacznie się od nich lub przy ich bezpośrednim udziale. A ruch zaczął się daleko od nich, na obrzeżach i do tego w najgłębszych warstwach ówczesnego społeczeństwa. Tylko niewielu teoretyków anarchizmu znalazło w sobie niezbędną czułość i męstwo, aby uznać ten ruch za dokładnie ten, do którego ich od dawna przygotowywał anarchizm i pospieszyć mu na pomoc. Lepiej będzie powiedzieć, że spośród wszystkich inteligenckich, teoretycznie uświadomionych anarchistów tylko Wolin zdecydowanie przystąpił do ruchu, w pełni poświęcając mu swoje zdolności, siły i wiedzę. Większość teoretyków anarchizmu trzymało się z boku od niego. To oczywiście nie przemawia ani przeciw machnowszczyznie, ani przeciw anarchizmowi, a tylko przeciw tym anarchistom i anarchistycznym organizacjom, które w momencie historycznego ruchu społecznego robotników i chłopów okazały się mieć na tyle wąskie horyzonty, być pasywnymi i bezużytecznymi, że nawet nie były w stanie lub nie chciały wziąć spraw w swoje ręce, gdy stały się one ciałem i krwią i wzywały do siebie wszystkich, którym drogie były wolność pracy i ideały anarchizmu.
Drugą, jeszcze ważniejszą stroną bezsilności i bezczynności anarchistów było pogmatwanie idei anarchizmu i chaos organizacyjny w ich szeregach. Nie bacząc na całą siłę, korzystność i bezkonfliktowość ideałów anarchizmu, jest w nim sporo niedomówień, ogólników i odchyleń w dziedziny nie związane ze społecznym ruchem robotników. Tworzy to grunt dla wszelkiego rodzaju mylnych interpretacji celów anarchizmu i jego praktycznego programu.
Do tej pory wielu anarchistów trwoni swoje siły rozmyślając nad tym, czy problemem anarchizmu jest oswobodzenie klasy, ludzkości czy jednostki. Jest to pytanie puste, jednak stale ono wynika z niektórych niejasnych założeń anarchizmu i daje dużą swobodę do złego wykorzystywania anarchistycznej praktyki.
Jeszcze większą swobodę do podobnego złego wykorzystywania daje niejasna teoria anarchistycznej swobody jednostki. Oczywiście, ludzie działając z silną wolą i silnie rozwiniętym rewolucyjnym instynktem, w idei anarchistycznej wolności jednostki widzą przede wszystkim ideę anarchistycznego stosunku do każdej innej jednostki, ideę nieustającej walki o anarchistyczną wolność mas. Ale ludzie nie kierujący się rewolucyjną pasją, troszczący się bardziej o wykazywanie swojego „ja" rozumieją tę ideę po swojemu. Kiedykolwiek, gdy problem dotyczy organizacji działań anarchistycznych, poważnej odpowiedzialności za nią, łapią się oni teorii anarchistycznej wolności jednostki i na jej podstawie sprzeciwiają się każdej organizacji, uciekają od wszelkiej odpowiedzialności. Każdy z nich ucieka na swoje drzewo, dba o swoje sprawy, głosi swój anarchizm. Myśl i działania anarchistów rozrzedzają się do absurdu. W rezultacie tego znajdujemy u rosyjskich anarchistów obfitość rozlicznych praktycznych systemów. W latach 1904-07 mieliśmy praktyczne programy „beznaczalców" i „czarnoznamieńców" głoszących częściowe wywłaszczenie i nieumotywowany terror jako metody walki anarchistycznej. Nietrudno zauważyć, że programy te są wyrazem zwykłego nastawienia ludzi do anarchizmu i mogły pojawić się i być przedstawione w środowisku anarchistycznym tylko w warunkach słabo rozwiniętego poczucia odpowiedzialności przed ludem i jego rewolucją. Ostatnimi czasy pojawił się rząd teorii to kibicujących sympatii dla władzy państwowej lub do przewodnictwa masom, to odrzucających zasadę jakiejkolwiek organizacji i głoszących absolutną swobodę jednostki lub mówiących o zbyt „uniwersalnych" zadaniach anarchizmu a w istocie dążących do tego, aby uwolnić się od ciężkich obowiązków chwili. Od dziesiątków lat rosyjskich anarchistów trzęsła żółta febra niezorganizowania. Wyżarła ona w nich zdolność do realnego myślenia i do momentu epoki rewolucji zgotowała im historyczną bezczynność.
Niezorganizowanie jest rodzonym bratem nieodpowiedzialności, a oboje prowadzą ku rozdrobnieniu idei i pustości w praktyce. Oto dlaczego, kiedy masowy ruch w postaci machnowszczyzny wyszedł z głębi ludu, anarchiści okazali się tak nieprzygotowani, bezwolni i słabi. Według nas jest to zjawisko tymczasowe. Można je wyjaśnić tym, że rosyjski anarchizm jeszcze się organizacyjnie nie wykrystalizował. Powinien on zorganizować się, związać w jedno wszystkich tych, którzy całym sercem byli za anarchizmem i tych, którzy przede wszystkim byli oddani klasie robotniczej. Tym samym usunęłoby się dezorganizacyjny element w anarchizmie.
Anarchizm nie jest mistycyzmem, nie jest rozważaniem o rzeczach przepięknych, nie jest krzykiem rozpaczy. Jego wielkość polega przede wszystkim na jego oddaniu uciskanej ludzkości. Nosi on w sobie prawdziwość mas, ich heroizm, dążenia woli i w obecnych czasach jest jedyną społeczną teorią, na której masy mogą z ufnością oprzeć się w swojej walce. Ale aby usprawiedliwić to zaufanie anarchizmowi nie wystarczy być tylko wielką ideą, a anarchistom - jej platonicznymi wyrazicielami. Anarchiści muszą być stałymi uczestnikami, wyrobnikami rewolucyjnego ruchu mas. Wówczas ruch ten będzie oddychać całą pełnią anarchistycznych ideałów. Za darmo nic się nie da zrobić. Każda sprawa potrzebuje uporczywego wysiłku i ofiar. Anarchizm powinien obrać jedność woli i jedność działań oraz dokładne określenie swoich historycznych zadań. Anarchizm powinien wejść w masy, zlać się z nimi. Mimo tego, że machnowszczyzna powstała i rozwijała się samodzielnie, bez jednoczesnego działania ze strony organizacji anarchistycznych, jej los i los anarchizmu w rosyjskiej rzeczywistości ściśle się przeplatały.
Machnowszczyzna jasno świeciła anarchistycznym światłem. Spośród wszystkich społecznych teorii, masy powstańcze odnosiły się z sympatią jedynie do anarchizmu. Bardzo wielu powstańców nazywało się anarchistami nie wyrzekając się tego nawet w obliczu śmierci. I w tych czasach anarchizm dał machnowszczyznie kilku wspaniałych uczestników, którzy z pełnym poświęceniem oddali swe siły i wiedzę temu ruchowi. Jak nie mały by był procent tych uczestników, zdążyli oni przynieść ruchowi wiele korzyści wiążąc anarchizm z tragicznym losem machnowszczyzny. To przeplecenie losów anarchizmu i machnowszczyzny rozpoczęło się w połowie 1919r. Latem 1920r. zostało ono utrwalone na Ukrainie jednoczesnym pochodem bolszewików na machnowców i anarchistów i najwyraźniej zaznaczył się w październiku 1920 r. podczas wojskowo- politycznego porozumienia machnowców z władzą radziecką, kiedy machnowcy pierwszym warunkiem tego porozumienia uczynili żądanie uwolnienia z ukraińskich i rosyjskich więzień wszystkich machnowców i anarchistów oraz zapewnienia im prawa do wypowiadania i głoszenia swoich idei i przekonań.
Spróbujmy chronologicznie przedstawić proces wchodzenia anarchistów do ruchu machnowskiego. Już od pierwszych dni rewolucji 1917r. w Hulaj-Polu organizowała się grupa anarcho-komunistów, która prowadziła nasiloną pracę rewolucyjną w regionie. Z tej grupy wyszli później ofiarni działacze i przywódcy machnowszczyzny - N. Machno, S. Karetnik, Marczenko, Kałasznikow, Liutyj, Grigorij Machno i inni. Od samego początku machnowszczyzny grupa ta utrzymywała ścisły związek z ruchem.
W końcu 1918 r. i na początku 1919 r. w rejonie machnowskim powstawały grupy anarchistyczne i starały się nawiązywać kontakty z machnowcami. Jednak niektóre z tych grup, jak np. w Bierdiańsku i innych miastach nie odpowiadały wymogom anarchizmu i oprócz negacji, niczego nie dawały ruchowi. Na szczęście był on na tyle rozsądny, że działał pomimo nich... Na początku 1919 r. w Hulaj-Polu oprócz takich wybitnych miejscowych chłopów-anarchistów, jak Machno, Kretnik, Marczenko, Wasilewski i inni byli także anarchiści przybyli z miast, ze znanych organizacji - Burbyra, Michaliow-Pawlenko i inni. Pracowali oni wyłącznie na froncie lub w oddziałach powstańczych na tyłach. Wiosną 1919 r. do Hulaj-Pola przybyło kilku wybitnych anarchistów zajmujących się głównie organizowaniem kultury i oświaty w regionie: wydawali pismo „Droga ku Wolności" - główny organ prasowy machnowców, założyli miejscowy Hulaj-polski Związek Anarchistów rozpoczynający działania w armii i wśród chłopów.
W tym czasie w Hulaj-Polu pojawiła się anarchistyczna organizacja „Nabat". Pozostawała ona w ścisłym kontakcie z machnowcami, pomagała im kulturalnie i wydawała pismo „Nabat". Nieco później organizacja ta zjednoczyła się z Hulaj-polskim Związkiem Anarchistów.
W maju z Iwano-Wozniecowska do Hulaj-Pola przyjechała grupa robotników anarchistów w liczbie 36 ludzi. Pośród nich byli znani anarchiści Czerniakow i Makiejew. Część przybyłych osiedliła się w komunie Hulaj-polskiej a część rozpoczęła pracę kulturalną w regionie i w armii.
A od maja 1919 r. Konfederacja Anarchistycznych Organizacji Ukrainy „Nabat" będąca najaktywniej działającą ze wszystkich organizacji anarchistycznych w Rosji, zaczęła rozumieć, że główny puls życia rewolucyjnego mas bije w oswobodzonym obszarze powstańczym. Zdecydowała się ona skierować swe siły na ten obszar. Na początku 1919 r. wysłała ona do Hulaj-Pola Wolina, Mrocznego, Nosifa Emigranta i innych robotników. Proponowano, aby po zjeździe robotniczo-chłopskim zwołanym przez Radę Wojenno-Rewolucyjną na 15 czerwca w Hulaj-Polu, przenieść tam centrum koordynacyjne Konfederacji. Ale następujący wówczas jednoczesny atak na region bolszewików i Denikina przeszkodził tym poczynaniom. Do Hulaj-Pola dotarł sam Mroczny, zmuszony po 1-2 dniach wrócić z powrotem ze względu na ogólny odwrót. Wolin i inni utknęli w Jekaterynosławiu i dopiero pod Odessą w sierpniu 1919 r. weszli do cofającej się już armii machnowskiej.
Jednak anarchiści weszli do ruchu z ogromnym opóźnieniem, gdy jego normalny rozwój został przerwany działaniami wojennymi i został zbity z drogi budownictwa społecznego i przestawiony na wojenne tory.
Od końca 1918 r. do lipca 1919 r. w regionie były wspaniałe warunki dla pracy twórczej w miastach: front stał w odległości 200-300 wiorst, prawie pod Taganrogiem, a wielomilionowa ludność 8-10 powiatów była pozostawiona sama sobie.
Teraz anarchiści mogli pracować tylko w sytuacji działań wojennych, znajdując się pod nieustannym obstrzałem ze wszystkich stron i codziennie przemieszczali się z miejsca na miejsce. W sytuacji wojny anarchiści, którzy przystąpili do armii robili wszystko, co było w ich mocy. Niektórzy, jak Makiejew, Kagan weszli na obszar działań wojennych, a większość zajmowała się pracą kulturalna wśród powstańców i we wsiach, przez które przechodzili machnowcy. Ale nie była to twórcza praca wśród mas. Warunki wojenne zawęziły ją, ograniczywszy znacznie szeroką agitację. O zakrojonej na szeroką skalę pracy twórczej nie było nawet co myśleć. Tylko w rzadkich przypadkach, np. przy zdobyciu Aleksandrowska, Berdłańska,
Melitopola i szeregu innych miast i powiatów anarchiści i machnowcy mieli czasową możliwość rozpocząć pracę na szerszą skalę. Ale to z jednej, to z drugiej strony ciągle się staczała wojenna zawierucha zmiatając przeprowadzona pracę i wciąż przychodziło ograniczać zacieśnioną agitację i propagandę wśród powstańców i chłopów. Był to niedogodny moment do szerokiej i twórczej pracy wśród mas.
Niektóre osoby nie będące w ruchu lub będące w nim krótkotrwale, na podstawie tego okresu wyprowadziły błędny wniosek, że machnowszczyzna zbyt wiele uwagi poświęcała wojnie, a zbyt mało pozytywnej pracy wśród mas. W rzeczy samej wojenny okres w historii machnowszyzny okazywał się produktem nie jej samej, a tylko tych okoliczności, które powstały w odniesieniu do niej w połowie 1919r. Bolszewicy-państwowcy doskonale znali sens ruchu machnowskiego i położenie anarchizmu w Rosji. Nie wątpili w to, że w obecnym momencie anarchizm w Rosji bez związku z takim masowym ruchem, jakim była machnowszczyzna, nie będzie miał gruntu, będzie bezpiecznym i nieszkodliwym dla nich zjawiskiem. I na odwrót, anarchizm był jedynym światopoglądem na którym machnowszczyzna mogła oprzeć się w swej nieprzejednanej walce z bolszewizmem. Oto i dlaczego oni uporczywie dokładali wszelkich starań ku temu, aby oddzielić jedno od drugiego. I w końcu ogłosili, że machnowszyzna jest przeciw wszelkim ludzkim prawom. Przy tym i w Rosji i szczególnie za granicą wyrachowani kombinatorzy tworzyli wyobrażenie, że wierzą w bezsporną słuszność swoich działań i że ponoć tylko ślepi lub całkiem nie znający Rosji mogą wątpić w sprawiedliwość ich działań.
Idei anarchistycznej bolszewicy oficjalnie nie ogłaszali za sprzeczną z prawem, ale jakikolwiek rewolucyjny krok anarchistów nazywali oni machnowszczyzna i udowadniając swoją podłość jezuicką zasłaniali się polityczna frazeologią wtrącając ich do więzień lub obcinając im głowy. W ostatecznym rozrachunku i machnowszczyzna i anarchizm nie chcąc płaszczyć się przed bolszewikami znalazły się w jednym położeniu.
Niech żyje sabotaż
oski, Śro, 2006-12-27 22:51 PublicystykaNa przełomie lat 60 i 70 dyrekcja zakładów General Motors w Lordstown, Ohio, podjęła szereg kroków mających na celu "usprawnienie produkcji". Pracownicy mieli jeszcze bardziej upodobnić się do automatów powtarzając z upiorną monotonią narzucone z zewnątrz naukowo zracjonalizowane procedury. Ich odpowiedzią były absencja i akty sabotażu, których eskalacja doprowadziła do przekształcenia ponurych hał produkcyjnych w wielki lunapark. Wtłoczeni dotąd w kołowrót pracy ludzie odnajdywali drogę do dawno zapominanej krainy zabawy. Ostatecznie General Motors musiało zrezygnować z wielu spośród swych racjonalizatorskich pomysłów.
Wypadki te opisywane są w poniższym tekście pochodzącym z broszury "Lordstown 1972".
W niektórych częściach fabryki zaczęły pojawiać się działania zorganizowanego sabotażu. Na początku były to biedy w montażu, czy nawet pominięcia pewnych części w skali o wiele większej od przeciętnej, tak że wiele silników było odrzucanych przy pierwszej kontroli. Organizacja działania doprowadziła do wielu porozumień pomiędzy sprawdzającymi i niektórymi zakładami montażu, uczucia i motywacje tych robotników były różne niektórzy byli zdeterminowani, inni szukali rodzaju zemsty, jeszcze inni uczestniczyli w tym tylko po to, ażeby się dobrze pośmiać. W każdym bądź razie działania te rozprzestrzeniały się błyskawicznie w atmosferze entuzjazmu...
W trakcie weryfikacji i przy próbach jeśli okazywało się, że silnik przeszedł przez całą taśmę produkcyjną bez wyraźnych wad fabrykacyjnych, wystarczyło mocne pyknięcie młotkiem w filtr do oleju, w przykrywę korby napędowej, lub rozdzielacz zapłonu, aby naprawić to przeoczenie. Często odrzucano silniki tylko dlatego, że nie działały wystarczająco cicho...
W trakcie niezliczonych narad opracowano projekt przeprowadzenia akcji sabotażowych w skali całej fabryki silników V-8. Tak samo jak sześciocylindrowe, silniki V-8 były montowane z błędami, lub też uszkadzane w trakcie odprowadzania, tak aby zostały odrzucone. Oprócz tego kontrolerzy uzgodnili, że będą odrzucać trzy czy cztery silniki na pięć testowanych.
Pytania o (bez)sens
oski, Pon, 2006-12-25 15:13 Publicystyka…
Czy to ja jestem odpowiedzialny/a za jałowość egzystencji, za te mdłości, wypalony pejzaż? Czy poczucie bezsensu jest jedynie oznaką mojej nieudolności? Czy ja jestem tym, co ustanawia sens oraz bezsens, i jedyną za to odpowiedzialną – przed samą sobą – osobą?
1.Ja jako widz.
Próba zacieśnienia perspektywy do ściśle prywatnego postrzegania rzeczywistości jest jednocześnie próbą zaciemnienia poznania, jest próbą zatuszowania rzeczywistych przyczyn i interesów za nimi stojącymi. Jest też przeniesieniem odpowiedzialności z tych, co podejmują decyzje, na tych, co doświadczają skutków. Jak pisze Jean Baudrillard: „’Państwo to ja’, ‘Państwo to my’ zmieniło się niepostrzeżenie w ‘Państwo to ty’” [J. Baudrillard Przed końcem przeł. R. Lis Warszawa 2001 s.76 cytat za: Maciej Gdula Czekając na Maj s.61 w: Krytyka polityczna 6/2004]. Intelektualiści neoliberalni wciąż próbują przekonać, że nasze losy, a tym samy stany wewnętrzne i ustanawianie sensu, w tym sensu życia, są w gestii w pełni wolnych indywiduów. Porażka i sukces, poczucie sensu czy jego brak, są rezultatem jedynie twojej działalności. Rusz się, a nie marudź, pokrzykują z teksańskim akcentem. Nie marudź, lepiej zajmij się swoim domem. Pokrzykują skazując jednocześnie na bezdomność.
Zygmunt Bauman w książce poświęconej globalizacji stwierdza, że znaczna część ludzkości została odcięta do sensotwórczych rejonów. „(…)przestrzeń publiczna, w której tworzy się i negocjuje znaczenia, znajduje się poza zasięgiem lokalnej egzystencji, a w związku z tym lokalność coraz bardziej zdaje się na sensotwórcze i interpretacyjne działania, nad którymi nie ma kontroli” [Zygmunt Bauman Globalizacja i co z tego dla ludzi wynika przeł. Ewa Klekot Warszawa 2000 s.7]. Powoduje to poczucie niemocy ogarnięcia otaczającej rzeczywistości, niemożliwość zapanowania nad własnym losem, napisania własnego scenariusza. Pracodawca może w każdej chwili przenieść fabrykę do Meksyku. Człowiek jest wydany na pastwę tajemnych sił, chimerycznych i nie dających się ujarzmić [Zob. ibidem s.71-72]. Zostaje opanowany przez magiczne, autonomiczne siły, które stają się obiektywną, ba!, nawet odwieczną rzeczywistością, tą rzeczywistością, która wymyka się imperialistycznym zapędom organizacyjnym. Jesteśmy niczym dzieci we mgle: słowa rozpływają się we wieloznaczności, gesty nie za bardzo wiadomo co znaczą. Znaki usunięto albo pokryły się rdzą… To nawet miła perspektywa, gdy znika Centrum, gdy nikt nie ma nad nikim kontroli… lecz jak to się do poprzedniego stwierdzenia? Z pomocą przychodzi uznany przez Baumana podział klasowy społeczeństwa. Kontroli nad rzeczywistością, a w konsekwencji nad własną egzystencją, nie posiadają ci, co są globalizowani. Ci, co globalizują, a zarazem ustanawiają sens i bezsens, trzymają rękę na pulsie i wcale nie pozostawiają lokalności samej sobie. Nawet wspomniane nowe więzienie mające izolować wykluczonych, nie są pozbawione funkcji resocjalizacyjnej. Ma ono oduczyć robotników pracy, a tym samym snucia syndykalistycznych snów [Zob. ibidem s.131]. To, co nam jawi się jako obiektywne, konieczne i naturalne, jest aktywnością wąskiej grupy ludzi, działających w interesie wielkiego kapitału. Slogan – Nie marudź –oznacza – Zamknij gębę. Obywatel przemienia się w widza, w konsumenta. „Zastępuje wspólnoty centrami handlowymi” [Noam Chomsky Zysk ponad ludzi przeł. Marcelina Zuber Wrocław 2000 s.9] pisze Robert McCheseney w przedmowie do książki Noam`a Chomsky`ego.
Nowy Wspaniały Totalitaryzm
oski, Nie, 2006-12-24 22:58 Kraj | Świat | PublicystykaGnijemy powszechnie, codziennie w hierarchicznym społeczeństwie, w świecie opartym na wyzysku i represji. Świecie gdzie jest się redukowanym do liczby, przecinku, do bycia narzędziem – z przeznaczeniem na śmietnik. Obdarci z sensu i możliwości innej egzystencji niż kapitalistycznej jesteśmy karmieni niezdrowym jedzeniem i równie trującą propagandą. W wykreowanym Disnejworldzie, w cudnie kolorowym państwie policyjnym...
Musimy podporządkować się logice kapitalizmu i biurokracji – inaczej czeka nas więzienie, nędza, bezdomność i śmierć w ciszy. Śmierć zadawana przez System jest niewidoczna – ludzie po prostu umierają. Ludzie po prostu się nudzą, po prostu nie odczuwają satysfakcji z wykonywanej pracy, z własnego wyboru są bezrobotnymi i nędzarzami, z własnego wyboru zarabiają nędznie i wykonują nędzną robotę – poczym są karmieni równie nędzną i jałową tak zwaną rozrywką. Świat jest dla nas niedostępny, nasza ingerencja w niego jest przestępstwem – mamy jedynie oglądać przedstawienie, obraz stworzony przez molochowe korporacje i dbających o siebie biurokratów. Gapić się w szklany ekran, a zmianę programu z jednego na drugi, zwie się działalności. Jedynie dostępną nam możliwością potwierdzenia własnej aktywności.
Nędzna praca, nędzne życie, powszechna kolorowa nędza – radośnie afirmowana przez odurzonych niewolników i bezradnie konstatowana przez niewolników niezadowolonych, dla których słowa wysoko nakładowych gazet i masowej telewizji słały się pyłem, gorzkim żartem. Brak możliwości powiedzenia czegoś nowego, czegoś czego nie rozbroiłby sympatyczny nauczyciel i uśmiechnięty spiker z telewizji. Słowa nasze są cenzurowane nim przecisną się przez usta...
I wciąż powtórki… I w ciąż ta sama piosenka, że trzeba się dostosować. Być elastycznym, efektywnym, dyspozycyjnym. Dobrowolnie dać się wyssać korporacji, rynkowi – nie pytając poświęcić siebie dwadzieścia cztery na dobę, myśleć tylko jak dobrze zrobić firmie. Poza firmą nie ma nic. A potem bruk. I kolejna firma. Mechaniczne ruchy, obliczone co do sekundy – to znaczy rozumne, że żywą osobę redukuje się do czynności maszyny. Podnosisz kotleta tak a tak, przyciskasz na tyle i tyle, podajesz takim to a taki ruchem dalej – i powtórz, i powtórz. Powtórz, aż ruch ten stanie się twoją istotą. Powtórz z uśmiechem. Zasypiasz i budzisz się dla firmy, albo nie masz po co wstawać. Wstawaj dla firmy bez marudzenia, bez poddawania w wątpliwość zasad – inaczej napiętnują cię mianem lenia, jednostki antyspołecznej, jednostki odrealnionej… nikt nie będzie z tobą rozmawiał na temat sensu pracy, sensu dostosowywania się do rynku. Od niewolników po nadzorców – słowa pałki, ignorowanie…
Prezes - przyjaciół
Czytelnik CIA, Sob, 2006-12-23 07:17 PublicystykaGdyby w Polsce poważnie traktować prawo, to Kazimierz Marcinkiewicz nie mógłby zostać prezesem banku.
"Kaziu" jest kandydatem na prezesa PKO BP.
W programie "Co z tą Polską" Marcinkiewicz powiedział, że w prawie bankowym nie ma żadnego zapisu, według którego osoba będąca w zarządzie banku powinna mieć doświadczenie bankowe.
W dokumencie „Solidarne państwo solidarnych obywateli” PiSu, jednak sprawe wyglądają inaczej.[1] Możemy w nim przeczytać m.in., że sprawowanie nadzoru właścicielskiego nad spółkami skarbu państwa opierać się będzie na zestawie kryteriów doboru osób na stanowiska kierownicze oraz procedur ich powoływania i odwoływania. Towarzyszyć temu będzie „pełna jawność postępowania ministra skarbu państwa”.
- Kwalifikacje związane z pełnieniem stanowisk w sektorze bankowym są precyzyjnie sformułowane, stąd kierowanie polityków na takie stanowiska jest zaskakujące - tłumaczy dr Andrzej Sadowski.
Art. 16.1 z ustawy z dnia 29 sierpnia 1997 (prawo bankowego) mówi:
"Radę nadzorczą powołuje na okres 3 lat sposród osób POSIADUJĄCYCH OPOWIEDNIE KWALIFIKACJE Z ZAKRESU FINANSÓW.
...
Art. 17. 3 Powołanie presezu zarządu oraz jednego członka zarządu postępuje za zgodą Komisji Nadzoru Bankowego.
Art 22b. 3. Komisja Nadzoru Bankowego odmawia wyrażenia zgody na powołanie osoby, o której
mowa w ust. 1, jeżeli:
...
2) spowodowała udokumentowane straty w miejscu pracy albo w związku z pełnieniem funkcji
członka organu osoby prawnej,
4) nie spełnia wymagań określonych w art. 30 ust. 1 pkt 2, z zastrzeżeniem ust. 4.
...
Art. 30. 1.
2) założyciele oraz osoby przewidziane do objęcia w banku stanowisk członków zarządu, w
tym prezesa, dają rękojmię ostrożnego i stabilnego zarządzania bankiem, przy czym co
najmniej dwie osoby przewidziane do objęcia w banku stanowisk członków zarządu
posiadają wykształcenie i doświadczenie zawodowe niezbędne do kierowania bankiem oraz
Czarno-czerwona opaska na ramię powstańca
oski, Czw, 2006-12-21 16:28 Publicystyka | Ruch anarchistyczny1.
Kiedy Michał Przyborowski zapukał do drzwi Michała Marka, syna Lwa Marka, w celu zebrania danych na temat dawnej działalności anarchistów na ziemiach Rzeczpospolitej, usłyszał: "mój ojciec nie jest sławą, o której ktoś wie, czy też pisze książki". Ostatecznie przekonał do siebie Michała Marka otrzymując wspomnienia uczestnika Powstania Warszawskiego, Żyda anarchisty, współzałożyciela Syndykalistycznego Porozumienia Powstańczego, redaktora "Syndykalisty", uczestnika Anarchistycznej Federacji Polski… Syn pisze w Posłowiu, że miał pewne wątpliwości, czy taka publikacja komukolwiek może coś dać, myślał, że to tylko wyprawa w przeszłość. Pierwsze reakcje na wspomnienia Lwa Marka rozwiały te wątpliwości, ukazały aktualność problemową, inspirujący charakter tekstu.
Pierwotnie wspomnienia napisane były dla konkretnego odbiorcy, dla Michała Marka. Napisane w 1967-69 obejmują okres 1943-44. Lew Marek zastrzegł, że tekst ma zostać przeczytany dopiero po jego śmierci.
W pewnym sensie syn Marka miał racje. Historia anarchizmu jest historią przez małe "h". Jest opowieścią codzienną, żmudną walką poza głównymi salonami, walką często w osamotnieniu ideologicznym. Mały format tej historii, jej lokalność, jej marginalność, nie stanowi bynajmniej powodu do odrzucenia, uznania za nieistotne dokonań anarchistów. Zwłaszcza dziś, gdy wielka Historia ulega szerokiej krytyce, gdy główny tekst atakowany jest za swoją represyjność, gdy salony polityki ujawniają się jako wylęgarnia zepsucia moralnego, gdy kolorowe, wysokonakładowe gazety nie reprezentują nic poza reklamami, może właśnie dziś warto przyjrzeć się zapiskom na marginesie, czarno-białym, niskonakładowym pismom, działaniom, których kamery nie obejmują.
Książka mająca przede wszystkim charakter dokumentalny, historyczny została wzbogacona o liczne biografie postaci przewijających się przez jej stronice oraz opisy organizacji, jak też zdjęcia z okresu okupacji.
Prawicowa publicystka, czyli donosy, kłamstwa i anarchiści
XaViER, Śro, 2006-12-20 14:51 Kraj | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycyPrzed wyborami samorządowymi na poznańskich ulicach pojawiło się darmowe pismo "Echo Poznania". Jak się okazało, nie była to kolejna mutacja "Metra", tylko pismo agitacyjne małej prawicowej partii LPR, której działacze wysławili się ostatnio negowaniem teorii ewolucji, a jej młodzieżówka pijackimi śpiewami wychwalającymi nazizm.
Na 3 stronie pisma zmieszczony został demaskatorski artykuł "Święte krowy z Rozbratu". Mogliśmy się z niego dowiedzieć, że "Poznańscy anarchiści to świetnie zorganizowana, lewacka grupa z rozbudowanym zapleczem logistycznym i finansowym jakiego nie powstydziłaby się niejedna patia polityczna". A także, że "działania tej grupy są finansowane z kasy miejskiej". No tak, poznaniacy dowiedzieli się w końcu gdzie lokuje się dywidendy z Kulczykowych inwestycji i dlaczego trzeba podnieść ceny biletów tramwajowych - to anarchiści potrzebują pieniędzy... Tą sytuację autor tłumaczy cytując klasyka: "już towarzysz Lenin mawiał, iż 'kapitaliści są tak głupi, że sami sprzedadzą nam sznur, na którym ich powiesimy' ".
Dalej dowiadujemy się o perypetiach autora, który w Rozbratowej Bibliotece pożyczył "książkę Kropotkina niedostępną nawet w bibliotece uniwersyteckiej" i gdy przekroczył czas zwrotu, dostał "pisemny monit od anarchistów" - co oczywiście świadczy o "rozbudowanym zapleczu logistycznym".
Następnie zarzuca anarchistom hipokryzję gdyż: "używają legalnego konta bankowego, prądu i telefonu" (na marginesie, abstrahując od tego, że Rozbrat żadnego konta nie posiada, to słyszał ktoś o "nielegalnym" koncie bankowym?).
Na zakończenie autor nawołuje do wszczęcia policyjnej akcji, kończącej działalność skłotu lub chociaż o zaprzestanie finansowania przez miasto jego działalności.
Autorem artykułu okazał się niejaki Adam Kuź, kandydat na prezydenta Poznania wspomnianej partyjki.
Oczywiście czystą formalnością jest dodanie, że nigdy w swojej historii skłot Rozbrat, ani organizacje z nim związane nie otrzymały złotówki z kasy miejskiej (nigdy się o to nawet nie starały). Natomiast mimo intensywnych poszukiwań, w bibliotecznych wpisach nie odnaleziono nikogo o nazwisku Adam Kuź.
Instrukcje chwytania za broń
oski, Wto, 2006-12-19 19:07 Kraj | Świat | Publicystyka | Ruch anarchistycznyJeśli mówienie o rewolucji może się wydawać śmieszne, to tylko dlatego, iż zorganizowany ruch rewolucyjny jest już od dawna nieobecny w nowoczesnych państwach, a więc tam, gdzie skupiają się właśnie możliwości zasadniczego przekształcenia społeczeństwa. Ale cała reszta jest jeszcze bardziej śmieszna, gdyż chodzi w niej o istniejącą rzeczywistość oraz rozmaite formy jej akceptacji. Słowo "rewolucyjny" straciło swój wywrotowy wymiar; zaczęło oznaczać, tak jak to się dzieje w reklamie, nieznaczne zmiany jakichś detali bezustannie modyfikowanej towarowej produkcji. Dzieje się tak, ponieważ nigdzie nie dochodzą już do głosu perspektywy centralnej i pożądanej zmiany. Projekt rewolucyjny staje dziś w charakterze oskarżonego przed trybunałem dziejów: zarzuca mu się, iż poniósł klęskę, że doprowadził jedynie do powstania nowych alienacji. Sprowadza się to do twierdzenia, że panujące społeczeństwo zdołało się obronić, na wszystkich poziomach rzeczywistości, o wiele skuteczniej niż to przewidywali rewolucjoniści; nie zaś do tego, że stało się ono, w większej mierze niż dawniej, godne akceptacji. Rewolucję trzeba odkryć ponownie, to wszystko.
Wiąże się z tym sporo problemów, które trzeba będzie rozwiązać teoretycznie i praktycznie w ciągu nadchodzących lat. Możemy pobieżnie zasygnalizować kilka kwestii, co do których należy się bezzwłocznie porozumieć.
Spośród wszystkich mniejszościowych grup europejskiego ruchu robotniczego, dążących ostatnimi czasy do zjednoczenia, na uwagę zasługuje jedynie nurt najbardziej radykalny, który skupia się obecnie pod sztandarami rad robotniczych. Nie należy zresztą zapominać o tym, że różne mętne środowiska usiłują się podczepić pod ten nurt (por. porozumienie zawarte ostatnio przez kilka "lewicowych" czasopism filozoficzno-socjologicznych z różnych krajów).
Największa trudność, z jaką muszą się borykać grupy usiłujące powołać organizację rewolucyjną nowego rodzaju, polega na ustanawianiu nowych relacji międzyludzkich wewnątrz takiej organizacji. Jest rzeczą oczywistą, iż powszechna presja społeczeństwa utrudnia takie próby. Jeśli jednak nie uda się do tego doprowadzić - poprzez metody, które pozostają wciąż do wynalezienia i wypróbowania - nie uda się też wyjść poza specjalistyczną politykę. Wymóg powszechnego uczestnictwa, które winno charakteryzować autentyczną organizację rewolucyjną, a w perspektywie społeczeństwo rzeczywiście nowego rodzaju, zostaje sprowadzony do poziomu abstrakcyjnego i moralizatorskiego życzenia. Działacze, nawet jeśli nie stają się zwykłymi wykonawcami decyzji podejmowanych przez partyjnych przywódców, skazani są na rolę widzów biernie kontemplujących tych, którzy mają najlepsze kwalifikacje w dziedzinie polityki, pojmowanej jako pewnego rodzaju specjalizacja; tym samym dochodzi do odtworzenia stosunku pasywności, który cechuje stary świat.
Piotr Kropotkin: Pragnienie zbytku
oski, Wto, 2006-12-19 17:46 Publicystyka | Ruch anarchistyczny(nauka i sztuka przed i po rewolucji anarchistycznej)
Człowiek nie jest wszakże istotą, którą sprawy jedzenia, picia i znalezienia schroniska, mogłyby w zupełności zadowolić. Gdy zaspokoi swe potrzeby materialne z niemniejszą siłą budzą się w jego duszy pragnienia, którym można by dać miano artystycznych. Ilu ludzi, tyle pragnień. W miarę rozwoju cywilizacji i indywidualności ludzkiej – pragnienia te coraz bardziej się różnicują.
Dziś nawet spotkać można wiele osób płci obojga, które wyrzekają się rzeczy najniezbędniejszych dla jakiegoś drobnego przedmiotu zbytku, przyjemności, zadowolenia umysłowego lub materialnego. Chrześcijanin, asceta potępia potrzeby zbytku, ale w rzeczywistości właśnie te drobiazgi przerywają monotonność życia i uprzyjemniają je. Czy wobec nieuniknionych utrapień życie byłoby co warte, jeśliby człowiek nie miał, od czasu do czasu, poza pracą codzienną, przyjemności, odpowiadających jego upodobaniom?
Jeśli pragniemy rewolucji społecznej, to niewątpliwie dlatego, by przede wszystkim ogółowi zapewnić chleb, by przekształcić ten obmierzły porządek rzeczy, gdzie zdrowi muszą próżnować, gdy nie znajdą fabrykanta, który chciałby ich wyzyskiwać, a całe rodziny robotnicze umierają przedwcześnie z braku opieki, odpowiedniego pożywienia i mieszkania. Pragniemy rewolucji, by wreszcie położyć kres wszystkim krzywdom i niesprawiedliwościom.
Oczekujemy wszakże od rewolucji jeszcze czegoś innego. Obecnie robotnik, zmuszony do ciężkiej walki o byt, pozbawiony jest owych wzniosłych rozkoszy, najwyższych, jakie są dostępne dla człowieka, które daje wiedza i sztuka, a zwłaszcza twórczość naukowa i artystyczna. Właśnie dlatego, by te dziedziny, będące dotychczas przywilejem niewielu, udostępnić wszystkim, by zapewnić wolny czas, niezbędny dla rozwoju zdolności umysłowych – rewolucja musi każdemu dostarczyć chleba powszedniego. Czas wolny, oto – zaraz po chlebie – nasz cal najwyższy.