Publicystyka

Piotr Kropotkin: Zarzuty wobec anarchokomunizmu

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Rozpatrzmy teraz główne zarzuty przeciw komunizmowi. Większość ich, oczywiście, ma swe źródło w zwykłym nieporozumieniu; ale niektóre poruszają nader doniosłe kwestie i zasługują niewątpliwie na uwagę.

Nie zamierzamy odpowiadać na zarzuty, stawiane komunizmowi państwowemu, sami je bowiem podzielamy. Narody cywilizowane zbyt wiele poniosły cierpień w walce o wyzwolenie jednostki, aby mogły zapomnieć o swej przeszłości i pogodzić się z istnieniem rządu, wtrącającego się w najdrobniejsze szczegóły życia obywatela – nawet wówczas, gdyby ten rząd nie miał innego celu poza dobrem powszechnym. Jeśliby kiedykolwiek mogło powstać społeczeństwo, oparte na komunizmie państwowym, to niedługie byłoby jego istnienie; pod naciskiem niezadowolenia powszechnego musiałoby albo rozpaść się, albo zreorganizować na zasadach wolności. [Kropotkin pisał te słowa w latach 90. XIX w., zanim jeszcze powstało jakiekolwiek państwo tzw. komunistyczne, przyszłość, jak wiemy, potwierdziła jego słowa w zupełności - przyp. red.]

Chcemy zająć się społeczeństwem, opartym na komunizmie anarchistycznym, tj. społeczeństwem, które uznaje zupełną wolność jednostki, nie zna żadnej władzy i nie ucieka się do przemocy w celu zmuszania do pracy. Rozważmy, uwzględniając jedynie ekonomiczną stronę kwestii – czy takie społeczeństwo posiadałoby widoki pomyślnego rozwoju, nawet jeśliby składało się z ludzi takich jacy są dzisiaj, tj. nic lepszych, i nie bardziej pracowitych.

Znamy dobrze zwykłą replikę: „Jeżeli każdy będzie miał byt zapewniony, jeżeli konieczność zarabiania na chleb przestanie pobudzać człowieka do pracy, nikt nie zechce pracować. Skoro praca przestanie być przymusem, każdy zechce zwalić ją na innych”. Przede wszystkim podkreślić musimy niesłychaną lekkomyślność tak sformułowanego zarzutu: ci co to mówią zapominają o tym, że zagadnienie to rozstrzygnięte być może jedynie na drodze porównania i sprowadza się w rzeczywistości do zbadania, czy praca najemna daje istotnie takie rezultaty, jakich się od niej spodziewają – oraz czy praca dobrowolna nie jest już nawet dziś bardziej wydajna od pracy wykonywanej pod przymusem zarobkowym. Jest to kwestia wymagająca gruntownego zbadania. Gdy w naukach ścisłych w kwestiach mniej złożonych i ważnych wyrokuje się dopiero po gruntownym poznaniu faktów, zbadaniu całokształtu ich wzajemnych stosunków – tu, w dziedzinie społecznej wypowiada się kategorycznie sądy na podstawie pierwszego lepszego odosobnionego faktu, jak np. upadku jakiejś gminy komunistycznej w Ameryce. Taki stosunek do zagadnień społecznych podobny jest do taktyki adwokata, który w osobie obrońcy strony przeciwnej widzi nie przedstawiciela odmiennego poglądu, lecz współzawodnika w turnieju krasomówczym i który, jeśli uda mu się znaleźć zręczną odpowiedź na argumenty przeciwnika, nie troszczy się już wcale o to, czy ma istotnie rację czy nie. Dlatego to badania nad tym podstawowym zagadnieniem ekonomi politycznej – w jakich warunkach społeczeństwo kosztem najmniejszych strat siły ludzkiej osiągać może największe rezultaty – nie posuwając się wcale naprzód. Ludzie zadawalają się powtarzaniem oklepanych ogólników, lub pomijają je milczeniem.

Podobna lekkomyślność jest tym bardziej rażąca, iż nawet wśród przedstawicieli kapitalistycznej ekonomii politycznej można już spotkać autorów, którzy, pod naciskiem faktów, zaczynają wątpić o niewzruszoności aksjomatu, sformułowanego przez pierwszych ekonomistów, jakoby głód był najlepszym bodźcem do pracy. Zaczynają spostrzegać, iż w produkcji odgrywa rolę pewien pierwiastek kolektywny, dotąd lekceważony, a który być może ma znaczenie donioślejsze, niż perspektywa zysku osobistego. Niska wartość pracy najemnej, zastraszające marnowanie wysiłków ludzkich w rolnictwie i przemyśle współczesnym, wciąż wzrastające zastępy próżniaków, usiłujących pracę swą zwalić na barki innych, coraz jaskrawiej występujący brak ożywienia w produkcji – wszystko to zaczyna budzić niepokój nawet wśród ekonomistów szkoły klasycznej. Niektórzy z nich namyślają się, czy nie popełnili błędu, budując swe rozumowania na rzekomym istnieniu jakiejś istoty przesadnie złej, która kieruje się wyłącznie względami na zysk osobisty. Herezja ta przenika nawet do uniwersytetów i przebija niekiedy w dziełach prawowiernych ekonomistów. Nie przeszkadza to jednak wielu reformatorom socjalistycznym pozostawać nadal zwolennikami indywidualistycznego systemu wynagradzania pracy i bronienia przestarzałej twierdzy najemnictwa, pomimo że nawet dawni jej obrońcy stopniowo ją opuszczają.

Istnieje zatem obawa, iż bez przymusu ludzie nie zechcą pracować. Ale czyż nie słyszeliście dwukrotnie za naszych czasów tych samych obaw, raz z ust amerykańskich plantatorów przed zniesieniem niewolnictwa, a po raz wtóry z ust rosyjskiego ziemiaństwa przed uwłaszczeniem włościan? „Bez bata murzyn nie będzie pracował"- mówili plantatorzy - „Bez czujnego oka pana poddany przestanie uprawiać pola" - twierdzili bojarzy rosyjscy. Jest to piosenka szlachty francuskiej z r. 1789, piosenka średniowiecza stara jak świat. Słyszymy ją za każdym razem, gdy chodzi o usunięcie jakiejś krzywdy ciążącej nad ludzkością.

I za każdym razem życie zadaje jej kłam. Włościanin z r. 1792, wyzwolony z jarzma poddaństwa, uprawiał swe pole z taką zawziętą energią, jakiej nie znali jego przodkowie. Wyzwolony murzyn pracował więcej niż jego ojcowie. Również i chłop rosyjski, uczciwszy miodowy miesiąc swej wolności obchodzeniem „świętego piątku" na równi z niedzielą, brał się do pracy z tym większym zapałem, im zupełniejsze było jego wyzwolenie. W miejscowościach, gdzie mu nie zbywa ziemi, pracuje po prostu z zajadłością.

Ta piosenka więc mieć może wartość jedynie dla właścicieli niewolników. Ale niewolnicy wiedzą doskonale, co jest warta i w jakim celu się ją śpiewa.

Któż zresztą, jeżeli nie ekonomiści, pouczał nas, iż najemnik stara się zbyć byle jak swoją robotę, zaś pracę prawdziwie natężoną i produkcyjną może dać tylko człowiek, którego dobrobyt wzrasta proporcjonalnie do jego wysiłków. Wszystkie hymny pochwalne na cześć własności prywatnej sprowadzają się właściwie do tego aksjomatu.

Wysławiając dobrodziejstwa własności prywatnej, ekonomiści przytaczają zwykle jako przykład grunty nieuprawne -jakieś błota, nieużytki kamieniste, które dzięki pracy drobnego właściciela, zroszone jego potem, przeistaczają się w urodzajne łany; i rzecz dziwna, wcale nie spostrzegają, iż przykład powyższy nie przemawia bynajmniej na korzyść tezy o dobrodziejstwach własności. Przyznając bowiem, co jest zupełnie słuszne, iż posiadanie narzędzi pracy jest jedyną rękojmią, zabezpieczającą pracownikowi korzystanie z owoców jego pracy, dowodzą właściwie tylko tego, że praca dopiero wtedy jest owocna i twórcza, gdy człowiek wykonuje ją zupełnie swobodnie, gdy może w pewnym stopniu sam wybierać sobie rodzaj zajęcia, gdy nie ma nad sobą krępującego dozoru i gdy widzi wreszcie, iż z pracy korzysta nie jakiś próżniak, lecz on sam i inni ludzie pracy. Jest to jedyny wniosek, który można wysnuć z powyższej argumentacji — wniosek, który w zupełności podzielam.

Co się tyczy formy posiadania narzędzi pracy, to właściwie jest ona w powyższym rozumowaniu ekonomistów rzeczą uboczną, zalecają rolnikowi własność prywatną, jako rękojmię, iż nikt mu nie wydrze plonu jego zabiegów i trudu. Dla dania dowodu, iż ze wszystkich form posiadania najlepszą jest własność prywatna, czyż nie powinni ekonomiści wykazać, że, przy komunalnej formie własności, ziemia wydaje plony mniej obfite, niż przy własności indywidualnej? Otóż w rzeczywistości tak nie jest. Doświadczenie stwierdza co innego.

Przyjrzyjcie się np. życiu jakiejś gminy kantonu Vaud w Szwajcarii, gdzie cała ludność wyrusza na wyrąb drzewa do lasu, należącego do wszystkich na mocy gminnego władania. Właśnie wtedy podczas owego „święta pracy" ujawnia się największy zapał do pracy i najwyższe natężenie sił ludzkich. Nie sprostałaby mu żadna praca najemna, żadne wysiłki właściciela.

Albo spojrzyjcie na wieś wielkorosyjską, gdy jej mieszkańcy wychodzą kosić łąki, należące do gminy, lub przez nią dzierżawione: wtedy dopiero zrozumiecie, czego może dokonać człowiek, który pracuje wespół z innymi dla wspólnej sprawy. Kosiarze współzawodniczą ze sobą o to, czyja kosa zatacza szersze kręgi, dziewczęta, na wyścigi jedna przed drugą, śpieszą gromadzić siano, nie dając się ubiec kosiarzom. I znów jest to święto pracy, podczas którego stu ludzi w przeciągu kilku godzin robi więcej, niż zrobiliby w ciągu kilku dni, gdyby każdy z nich pracował oddzielnie. W porównaniu z tym obrazem, jakże smutny kontrast przedstawia odosobniona praca chłopa.

Moglibyśmy przytoczyć tysiące przykładów z życia pionierów amerykańskich, z życia wsi szwajcarskich, niemieckich i rosyjskich, moglibyśmy powołać się, na przykład, na rosyjskie artele mularzy, cieśli, przewoźników, rybaków, które dzielą po prostu pomiędzy sobą plon swej pracy, lub zarobek, nie uciekając się do pośrednictwa przedsiębiorcy. Moglibyśmy wspomnieć o wspólnych łowach plemion koczowniczych i o niezliczonym mnóstwie innych pomyślnie dokonywanych prac zbiorowych. Wszędzie stwierdzilibyśmy jedno — niewątpliwa wyższość pracy kolektywnej w porównaniu do pracy najemnej lub pracy właściciela.

Po wsze czasy najpotężniejszym bodźcem do pracy było dążenie do dobrobytu, tj. do zaspakajania potrzeb fizycznych, artystycznych i moralnych, oraz do zabezpieczenia sobie tego stanu rzeczy. To też wolny robotnik, który widzi, iż jego własny i powszechny dobrobyt rośnie w miarę jego wysiłków, rozwija daleko większą energię i pomysłowość i osiąga daleko lepsze rezultaty, niż najemnik, który zaledwie zdoła zdobyć niezbędne środki do życia. Ten ostatni czuje się na wieki przykutym do taczki niedoli, tamten zaś może korzystać z wolnego czasu i wszelkich rozkoszy, które to daje.

W tym tkwi cały sekret. Dlatego też społeczeństwo, które, mając na celu dobrobyt powszechny, będzie zaspokajało wszystkie potrzeby ludzkie, będzie mogło, dzięki pracy dobrowolnej osiągać niezrównanie wspanialsze rezultaty, niż te, które dawała dotychczas produkcja ludzka, oparta kolejno na niewolnictwie, na poddaństwie i na pracy najemnej.

Dziś każdy, kto może zwalić wszelką niezbędną dla życia pracę na barki innych, śpieszy to uczynić. Powszechnym jest mniemanie, iż tak będzie zawsze.

Pracą niezbędną dla życia jest przede wszystkim praca ręczna. Kimkolwiek jesteś uczonym, czy artystą, nie możesz obejść się bez produktów pracy ręcznej: chleba, odzieży, dróg, okrętów, światła, ciepła itd. Nie dość na tym, jakkolwiek wysoce artystyczne, czy subtelnie metafizyczne są nasze potrzeby i rozkosze, wszystkie bez wyjątku oparte są na pracy ręcznej i od tej pracy, stanowiącej podstawę życia, każdy stara się uwolnić.

Jest to zupełnie zrozumiałe. W dzisiejszych warunkach inaczej być nie może. Oddawać się dziś pracy fizycznej, to znaczy być zamkniętym codziennie przez długie godziny w niezdrowym pomieszczaniu i być przykutym do jednej i tej samej roboty przez 10 - 30 lat, przez życie całe. To znaczy być skazanym na lichy zarobek, na niepewność jutra, na bezrobocie, bardzo często na nędzę, a jeszcze częściej na śmierć przedwczesną w szpitalu i to po czterdziestu latach pracy, która była źródłem bogactwa i radości dla innych, a dla robotnika i jego dzieci - przekleństwem. To znaczy mieć na swym czole przez całe życie piętno niższości i na każdym kroku odczuwać tę niższość, gdyż cokolwiek się mówi przy stołach biesiadnych o dostojeństwie „namulonej dłoni”, praca ręczna zawsze jest uważana za coś niższego od umysłowej. Istotnie, czyż człowiek, przez 10 godzin pracujący w warsztacie, ma czas i możność oddawania się wyższym rozkoszom, jakie daje nauka i sztuka, a zwłaszcza, czy może być przygotowany do odczuwania ich wartości. Zadawalać się musi okruchami, spadającymi ze stołów klasy uprzywilejowanej.

Rozumiemy doskonale, że w takich warunkach praca ręczna musi być uważana za przekleństwo losu. Rozumiemy dlaczego wszyscy marzą o jednym - aby samemu wydostać się lub dzieci swoje wyzwolić z tych nizin społecznych, aby zdobyć sobie życie „niezależne", czyli innymi słowami, żyć kosztem cudzej pracy!

I tak będzie dopóty, dopóki istnieć będą obok siebie dwie klasy ludzi — ludzi pracujących fizycznie i ludzi mianujących się „pracownikami ducha”, dopóki istnieć będą ręce czarne i ręce białe.

Jakie zainteresowanie budzić może ta praca ogłupiająca w robotniku, który wie naprzód, jaki go los czeka — niedostatek, nędza i wieczna niepewność jutra. I gdy widzimy, jak codziennie olbrzymia większość ludzi powraca do swej smutnej pracy, to musimy podziwiać ich wytrwałość, ich przywiązanie do pracy, siłę przyzwyczajenia, która pozwala im, na wzór puszczonej w ruch maszyny, pędzić z dnia na dzień nędzny żywot bez nadziei lepszego jutra, bez marzeń nawet o tym, iż kiedyś jeśli nie oni, to przynajmniej ich dzieci będą mogły korzystać ze skarbów przyrody, wiedzy i sztuki, dziś dostępnych dla nielicznej garstki uprzywilejowanych.

Właśnie w celu położenia kresu temu podziałowi pomiędzy pracą myśli a pracą rąk, pragniemy zniesienia pracy najemnej, dążymy do rewolucji społecznej. Praca przestanie wtedy być przekleństwem, stanie się tym, czym być powinna — swobodnym ćwiczeniem wszystkich zdolności człowieka.

Czas wreszcie poddać poważnej krytyce ową legendę o wyższości pracy, której bodźcem jest praca najemna. Dość jest zwiedzić pierwszą lepszą fabrykę, lub rękodzielnię dzisiejszą, by się przekonać o niesłychanym marnotrawieniu sił ludzkich, które jest cechą charakterystyczną produkcji współczesnej. Na jedną fabrykę, zorganizowana mniej więcej w sposób racjonalny, przypada sto lub więcej takich, w których praca człowieka, ta drogocenna siła, marnuje się po to jedynie, by zwiększyć zyski przedsiębiorcy o kilka groszy dziennie.

Oto np. widzimy młodych 20-letnich chłopaków, którzy całymi dniami siedzą zgarbieni i, gorączkowo potrząsając głową i całym ciałem, zawiązują z szybkością godną kuglarza końce nitek bawełnianych, odpadków po wyrobie koronek. Cofnąłem się ze zgrozą, gdym ujrzał ten okropny obraz w jednej z wielkich fabryk angielskich. Po co marnuje się tak życie ludzkie? Po co ci ludzie młodzi i pełni sił trawią swój żywot na podobnie bezsensowne zajęcie? Literalnie chodzi tu o groszowe oszczędności! I jakież to potomstwo zostawią po sobie te ciała trzęsące, wyniszczone, rachityczne? Ale… „zajmują oni tak mało miejsca w fabryce, a każdy z nich daje mi dziennie po ½ fr. czystego zysku" — powie fabrykant.

Gdzie indziej znów, w jednej z olbrzymich fabryk zapałek w Londynie, widzimy młode dziewczęta wyłysiałe w 17 roku życia, wskutek przenoszenia na głowie z jednej sali do drugiej pudeł z zapałkami, gdy najprostsza maszyna mogłaby doskonale podwozić je do stołów. Ale... praca kobiet niewykwalifikowanych kosztuje tak tanio, po co więc maszyna! Gdy te robotnice nie będą już mogły pracować, zastąpi się je innymi, tyle ich jest na ulicy.

Na schodach bogatego domu wielkomiejskiego, zobaczyć możemy w noc zimową małego chłopaka śpiącego z paczką gazet w ręku. Licha odzież nie zabezpiecza go od zimna i słoty, jest bosy... Ale praca dzieci jest taka tania! Dlaczegoż by nic skorzystać z tego, iż chłopiec sprzeda sporo gazet, a sam zadowoli się paroma groszami.

Albo oto widzimy zdrowego i silnego mężczyznę, przechadzającego się z założonymi rękoma, całe miesiące na próżno szuka pracy, gdy tymczasem córka jego więdnie przy apreturze tkanin wśród gorąca i zaduchu, a syn napełnia szuwaksem blaszane pudełka, praca, którą maszyna zdołałaby wykonać sto razy prędzej i lepiej.

I tak jest wszędzie od San Francisco do Moskwy, od Neapolu do Sztokholmu — bezużyteczne marnowanie sił ludzkich jest charakterystyczną i przeważającą cechą naszego przemysłu, nie mówiąc już o handlu, gdzie dosięga jeszcze większych rozmiarów.

Cóż za gorzka ironia dźwięczy w tej nazwie e k o n o m i a polityczna, którą dajemy nauce o lekkomyślnym marnotrawieniu sił przy systemie pracy najemnej!

To jeszcze nie wszystko. Porozmawiajcie, na przykład, z dyrektorem jakiejkolwiek dobrze zorganizowanej fabryki, a zacznie z naiwnością utyskiwać nad trudnościami znalezienia zręcznych, silnych, energicznych robotników, którzy by z zapałem oddawali się pracy. „Jeżeli na 20-tu lub 30-tu, powie nam, którzy co poniedziałek zgłaszają się w poszukiwaniu pracy, znajdzie się choć jeden taki, to na pewno przyjmiemy go nawet wtedy, gdy okoliczności zmuszają nas do redukowania rąk roboczych. Takiego robotnika można poznać od pierwszego wejrzenia i zawsze się go przyjmie. Miejsce dla niego się znajdzie, albowiem nazajutrz wyrzucić można któregoś, ze starszych lub słabszych robotników. Każdy wyrzucony-robotnik i ci, których wyrzucą jutro, powiększają armię zapasową kapitału — szeregi robotników bez pracy, których powołują do fabryk i warsztatów jedynie w chwilach gorączkowego ożywienia w przemyśle, lub w celu złamania oporu strajkujących.

A teraz porozmawiajcie z robotnikami. Dowiecie się, że przyjętą przez nich zasadą jest, nigdy nie wykonywać całej ilości pracy, jaką wykonać można i biada robotnikowi, któryby, na przykład, w fabryce angielskiej nie usłuchał tej rady, dawanej mu na wstępie przez towarzyszy! Robotnicy wiedzą doskonale, że jeżeli w chwili wspaniałomyślności ustąpią naleganiom fabrykanta i zwiększą intensywność pracy w celu prędszego wykonania na przykład zamówień terminowych, to w przyszłości ten właśnie stopień natężenia pracy będzie od nich wymagany nie jako wyjątek, lecz jako reguła i według niego układać się będzie skala płacy. Dlatego też w dziewięciu fabrykach na dziesięć wstrzymują się od pracy intensywnej. W niektórych gałęziach przemysłu ograniczają produkcję, żeby .utrzymać wysoką cenę wyrobów, a niekiedy rzucają sobie hasło: "Go — canny", które oznacza "za lichą płacę, licha praca".

Praca najemna — to praca niewolnika, który nie może i nie powinien pracować z całym natężeniem. Dawno czas zerwać z legendą, iż płaca najemna jest dla człowieka najlepszym bodźcem do pracy produkcyjnej. Jeżeli przemysł wytwarza dziś sto razy więcej, niż dawał za naszych pradziadów, — to zawdzięczamy to nagiemu rozkwitowi chemii i fizyki w końcu XVIII stulecia; stało się to nie dzięki kapitalistycznemu systemowi pracy najemnej, lecz wbrew niemu.

*
Ci, co poważnie zbadali tę kwestię, nie zaprzeczają ani jednej z dobrych stron komunizmu, pod warunkiem oczywiście, że będzie to komunizm, oparty na wolności, t.j, anarchistyczny. Przyznają, iż praca wynagradzana pieniędzmi, chociażby nawet w formie „bonów pracy", wykonywana przez związki robotnicze pod kierownictwem państwa, zachowałaby wszystkie cechy pracy najemnej i wszystkie jej wady.

Twierdzą, iż, koniec końców, odbiłoby się to źle na całym systemie, pomimo, że narzędzia produkcji zostałyby uspołecznione. Z drugiej strony zgadzają się z tym, że dzięki wszech-stronnemu i powszechnemu wykształceniu młodych pokoleń, dzięki przyzwyczajeniu do pracy wszystkich członków społeczeństwa cywilizowanego, dzięki swobodzie wyboru i możności zmiany zajęć i tej rozkoszy, jaką daje człowiekowi spólna praca ludzi równych dla powszechnego dobra społeczeństwo komunistyczne nie będzie odczuwało braku rąk chętnych do pracy, które wkrótce podwoją co najmniej wydajność ziemi i pchną przemysł na nowe tory.

Oto są punkty, co do których przeciwnicy nasi godzą się z nami. „Ale niebezpieczeństwo – powiadają – tkwi w próżniakach. Oni to pomimo doskonałych warunków, które uczynią pracę przyjemną, nie zechcą pracować, lub też pracować będą niesystematycznie i niedbale". Dziś perspektywa głodu zmusza nawet najgorszych z pośród nich do dotrzymywania kroku innym. Ten, kto nie stawia się na czas do pracy, wkrótce zostaje wydalony. Ale jedna parszywa owca zaraża całe stado i dość jest trzech niedbałych i krnąbrnych robotników, by zdemoralizować wszystkich i zasiać wśród nich ducha niezgody i buntu, który uniemożliwi dalszą pracę. W końcu dojść może do tego, iż trzeba będzie znów uciec się do przymusu, by ukrócić swawolę. Otóż najlepszym systemem, pozwalającym stosować przymus bez obrażania godności robotnika, jest właśnie system wynagradzania według ilości wykonanej pracy. Wszelkie inne środki przymusu wymagałyby ciągłej interwencji władzy, której człowiek wolny znieść nie może".

Tak brzmi najsilniejszy argument naszych przeciwników. Jak widzimy, należy on do kategorii argumentów, których używa się zwykle dla usprawiedliwienia istnienia państwa, kodeksu karnego, sądu i więzień.

„Ponieważ są ludzie, chociażby nieznaczna mniejszość, którzy nic chcą stosować się do przyjętych reguł i zwyczajów społecznych — powiadają zwolennicy władzy państwowej — musimy przeto z konieczności utrzymać państwo, jakkolwiek wiele miałoby to nas kosztować, musimy też zachować i władzę i sąd i więzienia, chociaż te instytucje same stają się źródłem wszelkich zbrodni." Moglibyśmy ograniczyć się do powtórzenia raz jeszcze odpowiedzi, którą tylokrotnie dawaliśmy, gdy mowa była o władzy w ogóle: „Dla zapobieżenia możliwemu złu uciekacie się do środka, który sam przez się jest jeszcze większym złem i staje się źródłem tych samych nadużyć, którym właśnie zapobiec pragnęliście. Nie zapominajcie bowiem, że właśnie praca najemna, niemożność istnienia inaczej, jak przez sprzedawanie swej siły pracy, stworzyła ustrój kapitalistyczny, którego ciemne strony zaczynacie dostrzegać".

Moglibyśmy zauważyć również, iż powyższe rozumowa-nie naszych przeciwników jest w gruncie rzeczy obroną istniejącego porządku. Praca najemna nie została wprowadzona bynajmniej w celu usunięcia złych stron komunizmu. Początki jej podobnie, jak początki państwa i własności, są zgoła inne. Zrodziła się z niewolnictwa i poddaństwa, narzuconych prze-mocą, i jest ich modyfikacją zastosowaną do warunków współczesnych. To też argument ten posiada taką samą wartość, co i argumenty przytaczane na obronę własności i państwa. Po-staramy się jednak rozpatrzyć go bliżej i przekonać się, czy nie zawiera pewnej dozy słuszności.

Przede wszystkim zastanówmy się nad pytaniem, czy społeczeństwo, hołdujące zasadzie pracy dobrowolnej zagrożone przez próżniaków, nie potrafiłoby obronić się od nich bez uciekania się do pracy najemnej lub do przemocy państwowej? Wyobraźmy sobie grupę ludzi zrzeszonych dobrowolnie dla dopięcia spólnego celu: wszyscy prześcigają się wzajemnie w gorliwości prócz jednego, który się zaniedbuje. Czyż z jego przyczyny należałoby rozpędzić grupę, albo wybrać prezydenta. któryby wyznaczał kary, albo wreszcie, czyż trzeba jak akademia francuska rozdawać żetony dla obliczania członków nieobecnych. Oczywiście, że członkowie takiej grupy nic podobnego nie uczynią, lecz pewnego poranku powiedzą po prostu swemu krnąbrnemu towarzyszowi: ,,pragnęlibyśmy pracować z tobą, przyjacielu, ale ponieważ zaniedbujesz swoje obowiązki, musimy się rozstać. Poszukaj sobie innych towarzyszy, którzy będą względniejsi dla twego niedbalstwa”.

Jest to środek tak naturalny, że dziś stosują go wszędzie we wszystkich gałęziach przemysłu, na równi ze wszystkimi systemami kar, obniżania płac, dozorów i t. d. Jeśli robotnik pracuje niedbale, jeśli brakiem staranności lub innymi przywarami przeszkadza towarzyszom, jeśli jest kłótliwy — skończone, musi opuścić fabrykę.

Ludzie nie obeznani z praca .fabryczna mniemają, iż sumienność pracy i pilność robotników zależna jest wyłącznie od wszechwiedzy fabrykanta i czujności dozorców. W rzeczywistości zaś w jakimkolwiek przedsiębiorstwie nieco skomplikowanym każdy wyrób, zanim zostanie wykończony, przejść musi przez szereg rąk, a w takich warunkach sami robotnicy czuwają, by każdy sumiennie spełniał swą powinność. Dlatego to w najlepszych fabrykach prywatnych w Anglii jest mało dozorców, przeciętnie daleko mniej, niż we francuskich, a bez porównania mniej, niż w angielskich fabrykach państwowych.

Dzieje się tu to samo, co z utrzymaniem pewnego poziomu moralnego w społeczeństwie. Mniema się zwykle, iż poziom ten podtrzymuje się dzięki sądom i policji, gdy tymczasem istnieje on właśnie wbrew działalności sędziów, policjantów i żandarmów. „Im więcej praw, tym więcej zbrodni!”— prawdę tę odkryto już dawno przed nami.

Powtarza się to nie tylko w fabrykach ł warsztatach, ale we wszystkich dziedzinach pracy ludzkiej, codziennie na każdym kroku i to w tak szerokich rozmiarach, iż tylko mole książkowi mogą tego nie dostrzec. Gdy np. jakieś towarzystwo kolejowe, związane umowa z innymi towarzystwami, nie wypełnia swych zobowiązań, gdy pociągi jego spóźniają się, lub, gdy to-wary zbyt długo leżą po stacjach, wówczas inne towarzystwa grożą mu zerwaniem umowy. Zazwyczaj to wystarcza.

Utarte jest mniemanie, iż w handlu wszelkie zobowiązania wypełniane bywają jedynie pod grozą odpowiedzialności sądowej; faktycznie wcale tak nic jest. W dziewięciu wypadkach na dziesięć kupiec, który nie dotrzymał słowa, nie jest pozywany do sądu. W wielkich miastach, jak Londyn, gdzie handel jest nadzwyczaj ożywiony, wytoczenie dłużnikowi procesu wystarcza, by na przyszłość większość kupców unikała stosunków z człowiekiem, który może przysłać wezwanie sadowe.

Dlaczegóż więc to, co dziś już istnieje pomiędzy robotnikami, kupcami i towarzystwami kolejowymi, miałoby okazać się niemożliwe w społeczeństwie, oparłem na pracy dobrowolnej. Gmina komunistyczna zawierałaby na przykład z każdym ze swych członków następującą umowę: „Zapewnimy ci używa-nie naszych domów, magazynów, ulic, dróg, środków komunikacji, szkół, muzeów i t.d., pod warunkiem, że od 20 do 45 lub 50 roku życia będziesz poświęcał wytwarzaniu przedmiotów niezbędnych do życia codziennie 4 do 5 godzin pracy. Możesz wybrać sobie grupę dowolną, lub też stworzyć nowa, byle pod-jęła pracę, uważaną za niezbędną. Co się zaś tyczy wolnego czasu, to możesz nim rozporządzać, według własnego uznania, na odpoczynek, zajęci, naukowe, lub artystyczne."

„1200 do 1500 godzin pracy rocznie w którejkolwiek z grup, produkujących artykuły spożywcze i odzież, wznoszących budowle, czuwających nad zdrowotnością publiczną i t. d., oto wszystko, czego żądamy od ciebie; w zamian zaś zabezpieczamy ci korzystanie z wszystkiego, co grupy nasze wytworzyły lub wytwarzają. Ale jeżeli żadna z wielu grup, należących do naszej gminy, nie zechce cię przyjąć, jeżeli nie jesteś zdolny do żadnej pracy użytecznej, albo też nie chcesz pracować, to nie pozostaje ci nic innego, jak pędzić żywot w odosobnieniu, lub żyć jak nasi chorzy, t. j. kosztem gminy. Jeżeli będziemy na tyle boga-ci, aby cię zaopatrywać we wszystko niezbędne do życia, z przyjemnością to uczynimy: jesteś człowiekiem, więc masz prawo do życia. Ale ponieważ sam stawiasz siebie w położenie wyjątkowe i usuwasz się z szeregów, musi to niewątpliwie od-bić się i na stosunku do ciebie reszty obywateli — patrzeć będą na ciebie, jako na przybysza ze świata burżuazji, chyba, że znajdą się twoi przyjaciele, którzy uznają cię za geniusza, po-śpieszą uwolnić cię od wszelkich obowiązków moralnych względem społeczeństwa, wykonując za ciebie pracę niezbędną. „Jeżeli wreszcie wszystko ci się tu nie podoba, idź w świat i szukaj sobie innych warunków życia. Może dobierzesz sobie towarzyszy, z którymi założysz nową gminę, oparta na odmiennych zasadach. Co do nas, to wolimy nasze".

Oto w jaki sposób mogłoby radzić sobie społeczeństwo komunistyczne, gdyby liczba próżniaków urosła na tyle, że aż trzeba by było bronić się od nich.

*

Wątpimy jednak, aby podobne niebezpieczeństwo miało grozić społeczeństwu opartemu na zupełnej wolności jednostki. Nawet dziś bowiem pomimo istnienia własności prywatnej, pobudzającej do lenistwa, poza chorymi, spotyka się bardzo mało ludzi prawdziwie leniwych.

Wśród robotników często można słyszeć zdanie, że burżuje to sami próżniacy. Tacy istotnie wśród nich bywają, ale można ich uważać za wyjątki. Przeciwnie, w każdym przedsiębiorstwie przemysłowym spotyka się jednego, lub kilku burżujów, którzy dużo pracują. Prawda, większość z nich korzysta z uprzywilejowanego stanowiska, wybiera rodzaj pracy najmniej uciążliwy i pracuje w takich warunkach higienicznych, iż praca ich zbytnio nie męczy. Takich warunków żądamy właśnie dla wszystkich bez wyjątku. Prawdą jest również, że dzięki uprzywilejowanemu położeniu bogacze wypełniają częstokroć pracę bezużyteczną, a nawet szkodliwą dla społeczeństwa. Cesarze, ministrowie, naczelnicy wydziałów, dyrektorowie fabryk, kupcy, bankierzy itp. zmuszają siebie do wykonywania w ciągu kilku godzin dziennie pracy, którą uważają za mniej lub bardziej nudną i wszyscy wolą godziny odpoczynku, niż tę prace obowiązkową. Jeżeli w większości wypadków praca ich jest szkodliwa, to przez to nie wydaje się im ona mniej uciążliwą. Jeżeli udało się burżuazji zwyciężyć stan szlachecki, jeżeli do dziś panuje jeszcze nad ludem, to zawdzięcza to właśnie wielkiej energii, z jaką świadomie lub nieświadomie spełnia swe zgubne dzieło i broni swego stanowiska uprzywilejowanego. Gdyby składała się z samych próżniaków, dawno by już jej nie było, znikłaby z oblicza ziemi, jak znikły pióropusze i ostrogi szlacheckie.

W społeczeństwie, które wymagałoby 4 – 5 godzin dziennie pracy pożytecznej, przyjemnej i higienicznej dzisiejsi burżuje wykonywaliby ją doskonale i na pewno za nic nie zgodziliby się znosić cierpliwie ohydnych warunków, w których dziś każą pracować swym robotnikom, lecz dokładaliby starań do ich zreformowania. Gdyby jakiś Pasteur popracował tylko parę godzin w ściekach Paryża, z pewnością znalazłby wkrótce drogę do uczynienia pracy tej równie przyjemną, jak praca w jego pracowni.

Co się tyczy rzekomego lenistwa olbrzymiej większości warstwy robotniczej, to nad nim rozwodzić się mogą chyba tylko ekonomiści i filantropi. Pomówcie z rozumnym przemysłowcem, a dowiecie się, że gdyby robotnicy zechcieli oddawać się lenistwu, nie pozostałoby nic innego, jak zwinąć wszystkie fabryki. Albowiem żadne najsurowsze środki, żaden dozór, szpiegostwo i kary na nic by się nie zdały. Trzeba było widzieć popłoch, jaki powstał wśród przemysłowców angielskich, gdy paru agitatorów rzuciło hasło „Go—canny" i zaczęło głosić teorię — „marna płaca — marna praca, pracujcie pomału, nie wysilajcie się, fuszerujcie, gdzie tylko można". — „Ależ to jest demoralizowanie robotnika, zabijanie przemysłu!", krzyczeli ci sami, którzy jeszcze niedawno ciskali gromy na niemoralność robotników i niską wartość ich pracy. Gdyby jednak robotnik istotnie był takim, jakim go przedstawiają ekonomiści, próżniakiem, którego ciągle trzeba popychać groźbą wydalenia z fabryki, to cóżby miał znaczyć ów wyraz „demoralizacja"?

Otóż, gdy mowa o możliwości próżniactwa, trzeba zawsze pamiętać, iż chodzi o mniejszość, o nieznaczną mniejszość społeczeństwa. Zanim przystąpimy do wydawania praw przeciwko mniejszości, czy nie należałoby przede wszystkim zbadać, skąd się ona bierze.

Każdy, kto umie patrzeć uważnie dookoła siebie, wie o tym, iż dziecko, uchodzące w szkole za leniwe, częstokroć wydaje się takim dlatego, że źle rozumie to, co mu źle wykładają. A jeszcze częściej rzekome lenistwo jest wynikiem anemii mózgu, spowodowanej nędzą i wychowaniem niehigienicznym. Chłopak, leniwy w grece i łacinie, okazałby się może pracowity jak wół, gdyby go uczono nauk przyrodniczych, zwłaszcza za pomocą zajęć praktycznych. Dziewczynka, uważana za niezdolną do matematyki, staje się nagle pierwszą matematyczką w klasie, jeśli przypadkiem spotkała kogoś, kto potrafił uchwycić i wytłumaczyć jej wszystko, co było dla niej niezrozumiałe w podstawach arytmetyki. Robotnik niedbały w fabryce, gdy się wydostanie się na swobodę, na otwarte powietrze, pracuje w swoim ogródku od świtu do nocy.

Powiedział ktoś, że kurz nie jest niczym innym, jak cząsteczkami materii, które trafiły nie na swoje miejsce. Otóż określenie to można by zastosować do dziewięciu dziesiątych ludzi, których nazywamy leniwymi. Są to bowiem najczęściej tacy, którzy trafili na drogę nie odpowiadającą ich zdolnościom i upodobaniom. Czytając życiorysy znakomitych ludzi, nie wychodzimy z podziwu, jak wielu było wśród nich „leniwych" dopóki nie trafili na właściwą sobie drogę, a wówczas stawali się nadzwyczaj pracowici. Darwin, Stephenson i tylu innych należeli właśnie do tego typu próżniaków.

Bardzo często leniwym jest człowiek, któremu obrzydło przez całe życie pracować nad wykonaniem jakiejś jednej osiemnastej części szpilki, lub jednej setnej części zegarka, podczas, gdy czuje w sobie nadmiar energii, którą chciałby zużytkować w jakiejś innej pracy. A jeszcze częściej jest to człowiek, którego oburza myśl, że przez całe życie ślęczy, przykuty do warsztatu, nad pracą po to, by zapewnić dobrobyt swemu chlebodawcy, mimo że nie czuje się ani głupszym, ani gorszym od niego i nie ma za sobą innej winy prócz tej, że urodził się w norze, a nie w pałacu.

Wreszcie większa część ludzi leniwych nie zna dobrze rzemiosła, którym zmuszoną jest zarabiać. Widząc niedoskonałość wyrobów, które wychodzą z ich rak, siląc się próżno robić lepiej, zniechęcają się, a nabrawszy przekonania, iż dzięki nabytym złym przyzwyczajeniom nie dojdą nigdy do pożądanego rezultatu, zaczynają nienawidzić swe rzemiosło, a z czasem i pracę w ogóle. Tysiące robotników i artystów wykolejonych należą właśnie do tej kategorii.

Przeciwnie, człowiek, który od dzieciństwa nauczył się dobrze grać na fortepianie, dobrze władać heblem, dłutem, pędzlem lub pilnikiem, tak iż czuje, że to, co robi, jest piękne, nie porzuci nigdy ani fortepianu, ani dłuta, ani pilnika. Znajduje rozkosz w swej pracy i praca go nie nuży, o ile oczywiście się nie przepracowuje.

Widzimy więc, iż jedną ogólną nazwą lenistwa oznacza się cały szereg stanów, wynikających z różnych przyczyn, z których każda mogłaby stać się źródłem pożytku i dobra społecznego, zamiast być źródłem zła.

Jak w kwestiach przestępczości, jak w ogóle we wszystkich kwestiach dotyczących zdolności ludzkiej, zwalono na jedną kupę fakty, nie mające ze sobą nic spólnego. Ludzie wymawiają wyrazy „lenistwo" lub „zbrodnia", nie zadawszy sobie trudu zbadania ich przyczyn, A następnie śpieszą karać, nie zdawszy sobie sprawy z tego, czy sama kara nie zawiera w sobie zachęty do ,,lenistwa" lub „zbrodni".

Oto dlaczego wolne społeczeństwo, wobec wzrostu liczby próżniaków, pomyślałoby niewątpliwie przede wszystkim o wykryciu przyczyn ich lenistwa i starałoby się najpierw usunąć je, zanim ucieknie się do kary. Oto np. dziecko leniwe z powodu anemii, zanim zaczniecie nabijać mu głowę mądrościami, napełnijcie mu żyły krwią i wzmocnijcie je, ażeby nie traciło darmo czasu, odwieźcie je na wieś lub nad morze, tu uczcie geometrii, nie z książek, lecz na świeżym powietrzu, mierząc z nim przestrzeń aż do najbliższej skały, uczcie nauk przyrodniczych, zbierając rośliny, łowiąc ryby, uczcie fizyki, budując łódkę, którą pojedzie na połów ryb. Ale na litość nie nabijajcie mu głowy pustymi frazesami i językami starożytnymi. Nie róbcie zeń „próżniaka"!

A oto np. inne dziecko, które nie jest wdrożone do porządku i systematyczności w pracy. Pozwólcie dzieciom, by same pomiędzy sobą wyrabiały w sobie dobre przyzwyczajenia. Później w laboratoriach i fabrykach praca na małej przestrzeni, gdzie trzeba mieć do czynienia z mnóstwem przyborów i narzędzi, nauczy porządku i metody w pracy. Ale nie wszczepiajcie mu sami bezładu waszą szkołą, w której ład wyraża się jedynie w symetrycznym układzie ławek, samo zaś nauczanie jest istnym chaosem, który nie natchnie nikogo zamiłowaniem do harmonii, ładu i metody w pracy.

Czyż nie widzicie, że waszymi metodami nauczania, wypracowanymi przez ministerja dla milionów dzieci, przedstawiających prawie tyleż milionów najróżnorodniejszych zdolności, narzucacie wszystkim pewien system dobry dla miernot i stworzony przez miernoty. Wasza szkoła staje się wszechnicą lenistwa, tak jak wasze więzienie jest wszechnicą zbrodni. Stwórzcie nareszcie wolną szkolę, znieście stopnie naukowe, powołajcie do pracy pedagogów-ochotników, spróbujcie zacząć od tego, zamiast stanowić przeciwko lenistwu prawa, które służą tylko do jego utrwalenia.

Robotnikowi, któremu obrzydło ślęczenie nad wykonywaniem jakiegoś drobnego ułamka szpilki, którego przy maszynie zjada nuda, nuda, przechodząca w końcu we wstręt do pracy, dajcie możność uprawiania ziemi, rąbania drzew w lesie, walczenia z burzą na morzu, przebiegania wielkich przestrzeni na parowozie. Ale nie róbcie sami zeń próżniaka, zmuszając do dozorowania przez całe życie maszyny do wybijania uszek w igłach.

Usuńcie przyczyny, które stwarzają próżniaków, a wierzcie, że nie będzie ludzi naprawdę nienawidzących pracy, zwłaszcza pracy dobrowolnej. Arsenał praw przeciwko nim okaże się zbyteczny.

Rozdział z jednej z najważniejszych prac Piotra Kropotkina Zdobycie Chleba
PDF do ściągniecia tutaj: http://www.faszczecin.most.org.pl/cz/spislit.html

https://cia.media.pl/czym_jest_anarchokomunizm

Klęska polityki ekonomicznej kato-faszystowskiego reżimu Pinoczeta

Publicystyka

Dziedzictwo Augusto Pinoczeta, katolickiego dyktatora w Chile, jest wynoszone przez polskie ultrakonserwatywne think-tanki takie jak katolicki "Instytut Spraw Publicznych". Inni są bardziej sceptyczni, w jednym z tekstów zamieszczonych na Indymediach zauważa się iż wzrost PKB per capita za wieloletnich rządów katolickiego despoty wyniósł zaledwie 100 dolarów, a więc można mówić o stagnacji. Jak więc całościowo ocenić ten reżim pod względem jego dokonań gospodarczych?

Tekst BBC na ten temat (por. http://news.bbc.co.uk/2/hi/business/6167941.stm ) podaje iż na końcu rządów kato-despoty w 1987, aż 46% populacji zaliczono do grupy żyjącej poniżej granicy ubóstwa, natomiast w roku 2003, po latach demokracji, liczba ta się skurczyla do ok. 19%.

Zdaniem zwolenników katolickiego dyktatora, uratował on kraj przed reżimem w kubańskim stylu. Oponenci odpierają te zarzuty, mówiąc iż Allende był wybrany demokratycznie i nie nosił się z takimi zamiarami. Zdaniem jego przeciwników, rządy Pinocheta dały w efekcie długoletni okres stagnacji ekonomicznej, związanej ze stałym, wysokim bezrobociem i równie wysoką inflacją, z której wydobyły kraj dopiero reformy jego demokratycznie wybranych następców. Jak podają encyklopedie internetowe, szczególnie pod koniec rządów kato-dyktatora gospodarka stanęła w miejscu, po tym jak we wcześniejszym swym rozwoju nie odbiegała od tempa innych krajów uprzemysłowionych. W latach 1980-1990 wzrost produktu narodowego brutto w przeliczeniu na osobę wyniósł niecały 1%. Prawdziwy skok jakościowy w gospodarce Chile nastąpił dopiero po odejściu od władzy Pinocheta. W latach 1990-2000 wzrost produktu narodowego utrzymywał się stale na poziomie 4-6%, przy jednocześnie niskiej inflacji i stale spadającym bezrobociu.

Na początku katoreżim nie dawał sobie rady w polityce gospodarczej, wojskowi nie wiedzieli co robić- inflacja szalejąca za Allende, i za rządów junty sięgala 300 %. Póżniej jednak Pinoczet mimo wszystko zreformował gospodarkę likwidując państwowe monopole powstałe za Allende, zwiększając zakres sektora prywatnego. W tym celu skorzystal z tzw. Chicago Boys- grupy ekonomistów szkolonych na amerykańskich uczelniach. Katoreżim, po początkowym rozwoju, w roku 1982 doprowadził gospodarkę chilijską do głębokiego kryzysu: PKB spadło o 14%, bezrobocie wzrosło do 33%. Wówczas już ludność próbowała obalić katodespotę. (por. http://en.wikipedia.org/wiki/Chile_under_Pinochet ). Również za wcześniejszych rządow Pinoczeta bazrobocie było bardzo wysokie: sięgało 25% w 1977, i wzrosło z 3 % w roku 1972, przed okresem dyktatury.

Nowa publikacja: Myśl społeczno-filozoficzna Edwarda Abramowskiego

Publicystyka | Recenzje

Nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie ukazała się pozycja, która powinna zainteresować środowisko anarchistyczne. Jest to naukowe opracowanie Małgorzaty Augustyniak pt. "Myśl społeczno-filozoficzna Edwarda Abramowskiego."

Recenzenci podkreślają, że praca ta ma bardzo duże znaczenie dla „szeroko rozumianej historii myśli politycznej”. Prof. Nadzw. Dr. Hab. Lech Dubel piesze w swojej recenzji: „Należy […] podkreślić, iż zasadniczo brak jest ostatnio systematycznego i syntetycznego opracowania poświęconego jednej z najciekawszych polskich ideologii przełomu XIX i XX wieku. Tematyka myśli Edwarda Abramowskiego była jedynie fragmentarycznie opracowywana w literaturze historii myśli politycznej.”

Oto krótki opis tego, co zawiera publikacja:
„W rozdziale pierwszym autorka przybliża drogę życiową myśliciela, jego szerokie, różnorodne zainteresowania intelektualne, ewolucję poglądów, poszukuje źródeł inspiracji, zwraca uwagę na rozprzestrzenianie się tzw. abramowszczyzny, związanej z wizją aktywnego społeczeństwa dążącego do samoorganizowania się i samorządności. Rozdział drugi dotyczy epistemologii, ontologii i antropologii filozoficznej Abramowskiego. Jednostka, jego zdaniem, jest bytem autonomicznym w sferze odczuwania, myślenia i działania. Jako byt wolny ma prawo tworzyć siebie, poszukiwać sensów określających jego egzystencję. W rozdziale trzecim omówiona została myśl polityczna Abramowskiego: pojęcie państwa, jego geneza, funkcje, przydatność. Rozdział czwarty dotyczy idei społeczeństwa kooperatywnego jako alternatywy dla tradycyjnego modelu państwa. Przedstawiono strukturę organizacyjną, typologię form działania i związków między kooperatywami. Rozdział piąty to podsumowanie myśli politycznej Abramowskiego pod kątem jej ponadczasowości. Choć jego idea wymyka się jednoznacznej kategoryzacji, jednak w kontekście współczesnych rozważań doktrynalnych można ją wpisać w idee społeczeństwa obywatelskiego.”

Nestor Machno: O rewolucyjnej dyscyplinie

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Niektórzy towarzysze przedstawiają następujące pytanie: Jak wyobrażam sobie rewolucyjną dyscyplinę? Pozwólcie, że na to odpowiem.

Rewolucyjną dyscyplinę rozumiem jako samodyscyplinę poszczególnej jednostki, osadzoną w kontekście ściśle określonym przez kolektywną działalność równo obejmującą wszystkich.

Powinna to być odpowiedzialna polityczna linia członków kolektywu prowadząca ściśle do zgodności między teorią a praktyką.

Bez dyscypliny wewnątrz organizacji nie ma możliwości na żadną konsekwentną działalność rewolucyjną. Nieobecność dyscypliny sprawia, że rewolucyjna awangarda nie może istnieć, w takim przypadku będzie próbowała odnaleźć się w totalnym nieładzie praktycznym i nie będzie w stanie rozpoznać zadań stających przed nią ani dogrywać roli inicjatywnej jaką masy będą od nich wymagać.

Przewiduje zastrzeżenia przeciwko okolicznościom obserwacji i doświadczenia konsekwentnej rewolucyjnej praktyki. Z swojej strony jako podstawę biorę swoje doświadczenia z rewolucji rosyjskiej, które było wolnościowe w swojej istocie.

Jeśli anarchiści byli by silnie związani organizacyjnymi zasadami i gdyby byli w swoich działaniach poddani ściśle dobrze rozumianej dyscyplinie, mogli by nigdy nie ponieść tak wielkiej klęski. Ale, ponieważ anarchiści „dla wszystkich przekonań i tendencji” nie reprezentowali (nawet w swoich specyficznych grupach) jednolitego kolektywu z pozytywnie określoną polityką działania, z tych też powodów, ci anarchiści nie byli w stanie przeciwstawić politycznej oraz strategicznej analizy którą narzucały im rewolucyjne okoliczności. Dezorganizacja zredukowała ich do politycznych impotentów, dzieląc ich na dwie kategorię: pierwszy wymyślony przez tych, którzy zagarnęli burżuazyjną własności, gdzie zbudowali domy i żyli w komforcie. Są to ci których nazywam "turystami", różni anarchiści, którzy krążą między kilkoma miastami, w nadziej na znalezienie miejsca w którym będą mogli żyć, leniąc się i włócząc tak długo, jak możliwe jest to w komforcie i beztrosko.

Szkice o anarchizmie

Kraj | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Raduje się moja dusza. Raduje się moje serce. Raduje się wielce. Przyczyną tej radości jest książka pióra Piotra Laskowskiego zatytułowana Szkice z dziejów anarchizmu. Cieszy fakt, że jest to jedna z nielicznych, oficjalnie wydanych, w dużym nakładzie, przez znane wydawnictwo, pozycja poruszająca tematykę. Cieszy jeszcze bardziej to, że dzieło Laskowskiego wolne jest od naleciałości prawicowych, autor – inaczej niż mają to w zwyczaju co niektórzy doktorowie i profesorowie – nie czerpie wiedzy z brukowców i produktów popkultury na temat anarchizmu, ale sięga do źródeł. Jest to kawał rzetelnej, solidnej lektury, która zmaga się z prawdziwą myślą anarchistyczną, starając się zachować naukowy dystans.

Autor jako formę wypowiedzi wybiera esej, swobodne płynięcie myśli, wolne od sztucznych rygorów prac naukowych. Słowo zaś „szkice” zawarte w tytule wskazuje na zbór różnych tekstów, często otwierających problematykę, zarysowujących sprzeczności, punkty zapalne. Znajdziemy rozdziały poświęcone konkretnym postaciom anarchistycznym, jak też przegląd poglądów anarchistycznych na konkretne tematy, relacje anarchizmu na przykład do religii, tradycji oświecenia, sztuki. Porusza problem homoseksualizmu, wolnościowej edukacji, bandyterki ideologicznej – za każdym razem starając się uczciwie przestawiać skomplikowaną problematykę. Bez wybielania, ale i bez oczerniania.

Książka Laskowskiego jest dziełem historycznym, zarówno działalność anarchistyczna, dorobek myśli, jak sam XIX wieczny anarchizm jest traktowany jako przedmiot badań historycznych. Powoduje to, że mamy do czynienia z muzeum, bardzo barwnym i urządzonym z gustem, ale jednak z muzeum, gdzie spory dawno wygasły i wystarczy je przedstawić – nie trzeba odnosić do współczesności, ani próbować dokonać krytycznej syntezy. To moim zdaniem największy brak tej książki, ale brak taki można byłoby jedynie uzupełnić pisząc druga książkę. Jeśli nie całą sagę. Pewna powierzchowność jest uzasadniona przy takim zakresie dzieła i formie, zwłaszcza że dzieło prowokuje by przezwyciężać je poza tekstowo. Często szkic jest pretekstem do dalszego poszukiwania, dalszego, samodzielnego rozważania podanych kwestii.

Spalmy bibliotekę wraz z bibliotekarką. O fanatyzmie chrześcijańskim który zabił poprzednią cywilizację

Publicystyka

Hypatia, aleksandryjska uczona, wybitna matematyczka została zamordowana przez chrześcijan przerażonych jej naukami, poglądami, światłością i wiedzą. Ta historia upadku tamtej cywilizacji pod presją chrześcijaństwa nie jest chętnie przyjmowana w kraju wyznanioweym w jakim żyjemy. A powinna być. Skoro starożytni znali cement, potrafili budować z niego budowle o wymiarach wrocławskiej Hali Ludowej, skoro stworzyli analogowe maszyny cyfrowe (por. http://www.gazetawyborcza.pl/1,75476,3767922.html), skoro żyli w milionowych aglomeracjach? To oni stworzyli demokrację, do której powrócono dopiero po ponad tysiącu lat!

Ale oto nadeszło chrześcijaństwo, które zmieniło...wszystko. Które stworzyło najdłuższy totalitaryzm w historii ludzkości. Które zasłynęlo paleniem ludzi na stosach, które w Hiszpanii zrodziło pierwsze masowe pogromy Żydów!

Oto co innego zaczęło się liczyć w nowym, chrześcijańskim świecie- wiara na pokaz. Tego jednak nie uczą w szkołach podstawowych Katolandu. Tak samo jak nie uczą o losach Biblioteki Aleksandryjskiej, o których tylko półgębkiem wspominają co odważniejsi nauczyciele historii, i to tylko grupie zaufanych uczniów, zupełnie jak gdyby to była jakaś zakazana nauka.

Wybitna starożytna uczona została porwana przez tłum chrześcijan i potraktowana jak czarownica, zmarła rzeźnicko zamęczona przez tłum rozjuszonych chrześcijan. Zgodnie z edyktem nowonawróconego na chrześcijaństwo cesarza rzyskiego jej ciało zostało odarte muszlami od jej kości. Równocześnie spalono Serafeum (jedną z dwóch wielkich bibliotek Aleksandii). Ojcec Hypatii, Theon, był ostatnim odnotowanym członkiem i naukowcem Muzejonu, 'kaplicy Muz'. W 391 roku naszej ery Teodozjusz nakazał swym edyktem zniszczenie wszystkich świątyń pogańskich, a więc także tej pogańskiej światyni przechowującej od 500 do 700 tysięcy zwojów.

RasFufu!!!!

"Problemu nie ma". O tym, jak krajem współrządzą neo-naziści.

Publicystyka

Wczoraj w telewizji tvn24 katolicki publicysta, ultrakonserwatysta R. Ziemkiewicz wszelkimi sposobami zaprzeczał jakoby w Polsce narodowi socjaliści (naziści) byli zbyt rozpanoszeni.

Jakie to dziwne- nawet niejako dzięki więzom rodzinnym znam narodowego socjalistę zafascynowanego Hitlerem. Przecież ci ludzie są wśród nas, a te idee są w tym kraju dośc popularne. Do codziennych aktów przemocy w tym kraju nie dochodzi tylko z tego względu że do Polski boją się, ale także nie mogą, ze względu na ultrarepresyjne prawo imigracyjne, przyjachać ludzie innych narodowości. Niemniej mimo wręcz neonazistowskiego w europejskim porównaniu prawa imigracyjnego bilans ofiar śmiertelnych rasistowskich zajść w kraju od początku lat 90-tych wynosi ponad 40 osób (dane od "Nigdy Więcej"). Niekiedy zostały one kompletnie przemilczane przez media, jak w przypadku niewyjaśnionej sprawy wypadnięcia z pociągu mającego dredy ciemnoskórego współpracownika radia Ulicznik. Innym razem, jak w przypadku ciężkiego pobicia Anthonego Egwuatu z Nigerii, sprawę nagłośniła tylko gazeta piłkarska, ponieważ ofiara była przyjacielem Kalu Uche – czarnoskórego piłkarza Wisły Kraków.

Dzieje się to mimo tego że w krajach Europy Zachodniej zbrodnie o podłożu rasistowskim są miesiącami roztrząsane na pierwszysch stronach gazet. Innym razem, w Stallowej Woli, czarnoskórej Polce wracającej z przyjaciółki z koncertu antyfaszystowskiego napastnicy, po obrzuceniu rasistowskimi obelgami, wycięli nożem swastykę na policzku. W stolicy kraju pod kościołami na straganach sprzedaje się antysemickie i szowinistyczne publikacje, m.in.: „Piąty rozbiór Polski” Henryka Pająka czy anonimową książkę „Żydzi i masoni”. Gdy policjanci zostali wezwani przez młodą kobietę, zbulwersowaną nachalnym zachowaniem mężczyzny zachwalającego wydawnictwa ujawniające: „prawdziwe oblicze Żydów” i „Kto naprawdę rządzi Polską”, wokół policjantów zgromadziło się około 10 zachowujących się agresywnie przechodniów, którzy obrzucili wyzwiskami („Żydówa”, „Semitka, która okrada Polskę i fałszuje prawdę” itd.) interweniującą kobietę.

Ale w Polsce "problemu nie ma", nawet dziś rano większość wydawałoby się centrowych mediów wybuchłą wczoraj aferę z filmem przedstawiającym asystenkę ojca szefa partii rządzącej pokazująca znak Hail Hitla na tle płonącej swastyki, przemilczało. Cały ten temat jest tematem tabu. Od lat co jakiś czas opinię społeczną bulwersują przygody członków młodzieżówki jednej z partii, którzy piwo rzekomo zamawiają gestem Hail Hilter, albo pozdrawiają się "rzymskimi pozdrowieniami". Jak się okazało, śpiewają też piosenki o narodowym socjaliźmie.

A cóż, jeśli jesteśmy rządzeni także przez nazistów? Skoro wychodzą takie kompromitujące powiązania i to na najwyższym szczeblu (asystent ojca liderapartii współrządzącej krajem)? Europoseł zatrudniajacy ową asystentkę wygłaszał w Europarlamencie kontrowersyjne mowy gloryfikujące faszystowskiego dyktatora Franco, mowy po których na sali europarlamentu wybuchało jedno wielkie oburzenie. Nasz kraj zaczyna być z tego znany na kontynencie- z gloryfikowania faszyzmu. Jesteśmy jak na razie jedynym krajem, gdzie partie mające tak silne faszystowskie lub nazistowskie konotacje współrządzą krajem i są obecne na taką skalę w parlamencie i w samorządach lokalnych.

Faszystowskie konotacje są w szczególności czytelne w silnym mariażu religii z władzą. To tutaj historia pozostawia najmniej złudzeń. Sam Hitler do władzy doszedł tylko i wyłącznie dzięki poparciu Partii Katolickiej. Mussolini został wręcz obwołany jako błogosławieństwo zesłane przez Opatrzność przez ówczesnego papieża, odbywały się przecież wspólne procesjo-parady wojskowe, a ówczesny Kościół mocno popierał wojny które ów faszysta wszczął np. z Abisynią. Hiszpański dyktator Franco wprowadził identyczną do obecnej polskiej politykę religijną narodowego katolicyzmu (nacionalcatolicismo). Jego Błękitna Dywizja, 'Division Azul' walczyła przecież także i na terytorium Polski, po stronie hitlerowców! Religijnych powiązań systemów autorytarnych z hierarchią kościelną było nadzwyczaj wiele, wymienić należy "bardzo wyznaniowe" reżimy takie jak np. reżim Ustaszy w Chorwacji, ks. Józefa Tiso na Słowacji, gen. Pinocheta w Chile czy gen. Franco w Hiszpanii, którego oficjalną doktryną był narodowy katolicyzm. Inni dyktatorzy wymieniani w związku z powiązaniami politycznymi z Kościołem rzymskokatolickim (obopólnej współpracy) to: Antonio Salazar (Portugalia), Engelbert Dollfuss (Austria), Ante Pavelić (Chorwacja), Miklos Horthy (Węgry), oraz rząd Vichy we Francji. Polski reżim katolicki, bo tak to należy określić, tych podobieństw do innych reżimów historycznych ma aż nadto, i nie chodzi tu tylko o jego politykę wyznaniową.

Działacze jednej z partii wg "Brunatnej Księgi" stanowiącej dokumentację incydentów na tle rasistowskim i ksenofobicznym, stosowali przemoc polityczną i groźby wobec swoich przeciwników politycznych. Ta sama partia weryfikuje czystość etniczną swoich kandydatów na członków. Administrator witryny podlaskiej młodzieżówki tej samej partii administrował równocześnie stronę Redwatcha- witryny nawołującej do stosowania aktów przemocy politycznej wobec przeciwników politycznych. Jadąc pociągiem na zjazd krajowy tej partii, jej członkowie w nocy z 14 na 15 stycznia 2006 r. w pociągu relacji Szczecin – Terespol, podróżując do Warszawy, skandowali „Heil Hitler” i krzyczeli, że Hitler miał rację „robiąc z Żydami porządek”. Media ujawniły też że poprzez internetową stronę wydziału szkoleniowego młodzieżówki tej partii rozpowszechniane są rasistowskie książki. Nowi chętni na członków mogli kupić m.in. „Pochodzenie i rasa Słowian”, „O przyczynach szkodliwości Żydów” czy „Międzynarodowy Żyd” Henry’ego Forda, a również zapoznać się z twórczością lidera tej współ-rządzącej partii: „Musimy wiedzieć kto jest naszym wrogiem (…). Wroga poznajemy w historii: zawsze był nim Niemiec, (…), masoneria, sprzysiężone z nim prawie zawsze niewdzięczne żydostwo i rodzimi sprzedawczycy”. Inne partie rządzące też nie są lepsze: w wyborach parlamentarnych mandat dostała osoba, która jako polityk w sejmiku wojewódzkim krzyczała: "Są dwa rodzaje Żydów. Dobry Żyd to martwy Żyd”.

A cóż, jeśli Polska jest rządzona przez nazistów szykujących się do przejęcia pełni władzy? A jeśli oni swoje niepoprawne politycznie poglądy schowali na razie chwilowo na bok, ale wyjdą one na jaw, gdy ci ludzie zdobędą tyle władzy że nie będa musieli się przejmować głosami krytyki? Przeciez oni dziś nie głoszą przeciwstawnych do narodowo-socjalistycznych poglądów i ideologii- oni jakby po prostu tylko przestali głośno głosić te faszyzujące czy nazizujące. Ci ludzie przecież nie wzywają do zarzucenia uprzedzeń wyznaniowych, etnicznych czy narodowościowych, a ich przeszłość jest związana z innymi środowiskami. A co, jeśli oni tylko na chwilę schowali swoje uprzedzenia i poglądy, po to tylko by przejąć władzę?

Ras Fufu

https://cia.media.pl/strategie_skrajnej_prawicy_oswajanie_z_nazizmem_i_zl...

Aleksander Pawłowski: O utopii słów kilka

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Jednym z częstszych zarzutów wysuwanych wobec anarchizmu jest jego domniemana „utopijność”. Zarzut ten wynika prawdopodobnie z dogmatu, że dla liberalnej demokracji nie ma w dzisiejszym świecie alternatywy. Znakiem czasu jest napisana przez Francisa Fukuyamę książka pt. „Koniec historii”. Komunizm upadł, wygrały demokracje zachodnie, historia się skończyła – tak mniej więcej można podsumować 308 stron zapisanych przez Fukuyamę. I dogmat ten przyjęto bezkrytycznie, dzieląc świat na poglądy racjonalne, z którymi dyskutować można, i nieracjonalne, marzycielskie idee, które dla dobra wszystkich należy spychać na margines. Anarchizm znalazł się oczywiście w tej drugiej grupie.

Etymologia słowa „utopia” jest oczywiście grecka. Słowo to składa się z dwóch członów, zaprzeczenia („u”) oraz rzeczownika oznaczającego „miejsce” („topia”). Utopia więc jest miejscem, które nie istnieje. Czym jest jednak anarchizm? Upraszczając – anarchizm jest ideą (ang. idea - pomysł), czyli czymś co z samej swojej definicji nie istnieje w świecie materialnym, podobnie jak ma to miejsce np. z pięknem. Piękno przejawia się w wielu rzeczach – w sztuce, architekturze, czynach – ale rzeczy te nie są „pięknem”, a jedynie emanacją piękna. Tak samo jest z komunizmem, socjalizmem, konserwatyzmem... oraz kapitalizmem. Adam Smith był bowiem takim samym utopistą jak Karol Marks i głęboko wierzył w to, że dzięki kapitalizmowi na ziemi zapanuje prawdziwy raj, a ludzie będą równi, wolni i szczęśliwi. Do obalenia tej tezy nie trzeba wiele – wystarczy się przejść po warszawskiej Pradze.

Do idei powinno się dążyć, chodź trzeba mieć świadomość, że może nigdy nie zrealizuje się ona w pełni. Anarchizm, chodź w różnych formach, realizowany jest w wielu dzisiejszych społeczeństwach – Chiapas (południowy Meksyk), Porto Alegre (1,5 mln miasto w Brazylii), a nawet w Szwajcarii (system referendalny). Przyjęła się też edukacja wzorowana na modelu anarchistycznym w postaci szkół takich jak Bednarska czy Wielokulturowe Liceum Humanistyczne im. Jacka Kuronia. Z historycznych przykładów realizowania idei anarchistycznych wymienić można choćby ruch Wolnego Ducha w średniowieczu, rewolucje hiszpańską na terenach Katalonii, czy Machnowszczyznę na Ukrainie. Można oczywiście spierać się o formę i nazewnictwo, ale fakt pozostaje faktem, że we wszystkich tych przykładach, postulaty anarchistów, w mniejszym lub większym stopniu, były i są realizowane.

Inwestycje w infrastrukturę - jak władza kradnie w biały dzień

Świat | Gospodarka | Publicystyka

Inwestycje w infrastrukturę są często sławione jako wybitny wkład władz w rozwój gospodarczy. Te inwestycje są przytaczane jako jeden z powodów konieczności istnienia organów władzy centralnej. Są powszechnie uważane za możliwe do realizacji na dużą skalę tylko przy użyciu metod planowania odgórnego. Rzekoma dalekowzroczność instytucji centralnych ma gwarantować sukces inwestycji prowadzonych z rozmachem. Domniemana krótkowzroczność stowarzyszeń zwykłych obywateli miałaby je uniemożliwiać.

Jak głosi obiegowy pogląd, zwykli obywatele nigdy sami z siebie nie mogliby lub nie chcieliby zdobyć się na sfinansowanie takich prac. Również uważa się, że radni i parlamentarzyści muszą się uniezależnić od „kaprysów elektoratu” na magiczny czas trwania kadencji, podczas którego znajdują się poza jakąkolwiek kontrolą społeczną, aby sprawniej realizować ambitne projekty, z których potem będą korzystać rzesze obywateli.

Infrastruktura transportowa, często budowana za publiczne pieniądze, przynosi wiele korzyści firmom handlowym obniżając koszty transportu. Mówi się o tym, że konsument również na tym zyskuje w postaci niskich cen. Nie mówi się jednak o wysokich kosztach powiązanych z nadmiernym rozwojem transportu: zanieczyszczeniu i dewastacji środowiska, zmianach klimatycznych. Deregulacja rynku przez import truskawek z Chin i jabłek z RPA powoduje obniżenie płac i likwidację wielu miejsc pracy, oraz pogorszenie jakości żywności, która jest selekcjonowana ze względu na odporność na warunki transportu, a nie na zawartość składników niezbędnych dla zdrowia.

Ale nawet pomijając nieracjonalny charakter samego przewozu towarów, przyjrzyjmy się sposobowi, w jaki władze centralne podchodzą do planowania i realizacji inwestycji w infrastrukturę.

Za świetny przykład może posłużyć budowa autostrady Via Baltica, a w szczególności jej odcinka przecinającego Puszczę Augustowską z Doliną Rospudy, Biebrzański Park Narodowy, Puszczę Białą oraz prawdopodobnie Puszczę Knyszyńską. Urzędnicy z uporem trwają przy najdroższym z możliwych wariantów trasy, której projekt przewiduje poprowadzenie ponad 300 metrowej estakady przez torfowiska doliny Rospudy. Choć istnieją alternatywne warianty, których szacowany koszt byłby niższy o ok. 100 mln złotych, a zatem można by go zrealizować szybciej, urzędnicy nie chcą sobie zadać trudu przemyślenia projektu jeszcze raz. Zamiast tego, burmistrz Augustowa, pan Cieślik, obwinia ekologów za wypadki, w których regularnie giną mieszkańcy Augustowa pod kołami Tirów przejeżdżających tranzytem. Ich winą miałoby być blokowanie budowy obwodnicy. Władze miasta nie chcą nawet zainwestować nieskończenie mniejszej sumy w zainstalowanie sygnalizacji świetlnej, która już od zaraz mogłaby chronić ludzkie życie. Odpowiedzią burmistrza jest: „sygnalizacja świetlna zmniejszyłaby płynność ruchu”. Można by powiedzieć: „Płynność ruchu UBER ALLES! (ponad śmierć)”.

Sytuacja Palestyny oraz Czeczenii

Publicystyka

„W Gazie płynie rzeka krwi i łez.” (ei)
1947 r. ONZ opowiada się za podziałem Palestyny na część arabską (11tys. km) i część żydowską. W 1948 Ben Gurion proklamuje powstanie państwa żydowskiego. (Wyłącznie –Palestyny ma nie być). Palestyńczycy zostają wypędzeni z ziem, które zajmuje Izrael. (Wielu do dziś -przez 60 lat- mieszka w obozach dla uchodźców.) W 1967 po wojnie 6 dniowej Izrael przejmuje zamieszkałe przez Palestyńczyków Strefę Gazy i Zachodni Brzeg. Rozpoczyna się długa historia izraelskiej okupacji. W jej przebiegu były wydarzenia krwawe i dramatyczne i chwile względnego spokoju, jednak nieodmiennie jest ona dla Palestyńczykowi pasmem cierpienia i upokorzeń. Palestyńczykom z terytoriów okupowanych odmawia się zarówno prawa do własnego państwa, jak i obywatelstwa w państwie Izrael (z obawy wówczas Izrael utraciliby charakter państwa żydowskiego). Zawieszeni w sytuacji bez wyjścia i dyskryminowani przez prawo apartheidu na co dzień, nawet w chwilach „pokoju” (?), borykają się z takimi problemami jak m.in.:
-burzenie domów (Produkowane na izraelski rynek pancerne buldożery firmy Catepillar stały się już jednym z niechlubnych symboli tej okupacji.)
-aresztowania dzieci (Rozporządzenie wojskowe nr 132 daje pełne prawo siłom okupującym do aresztu i więzienia palestyńskich dzieci w wieku 12-14 lat. Rozporządzenie wojskowe nr 53 przewiduje maksymalną karę pozbawienia wolności dla dzieci oskarżonych o rzucanie kamieniami na 10 lat jeśli celem był żołnierz bądź osadnik i 20 lat jeśli celem był samochód. Dzieci przetrzymywane są w przerażających warunkach. Aby złożyły obciążające zeznania, są torturowane)
-punkty kontrolne i potężny mur anektujący ziemie Palestyńczyków uniemożliwiający dostęp do pracy, szpitali, a dzieciom do szkół
-największa na świecie populacja uchodźców, tj. ponad 4 mln. licząc wyłącznie osoby żyjące w obozach i zarejestrowane w ONZ

O eksterytorialności polskich uczelni

Publicystyka

Niewiele osób zdaje zdawać sobie sprawe z potencjału drzemiącego w fakcie, iż tereny polskich uczelni są eksterytorialne, co jest tradycją od czasów, gdy w Polsce rządzili królowie. Także w czasach PRL to prawo przysugiwało uniwersytetom.
Ustawa o szkolnictwie wyższym:

Art. 227.
1. Rektor dba o utrzymanie porządku i bezpieczeństwa na terenie uczelni.
2. Teren uczelni określa rektor w porozumieniu z właściwym organem samorządu
terytorialnego.
3. Służby państwowe odpowiedzialne za utrzymanie porządku publicznego i
bezpieczeństwa wewnętrznego mogą wkroczyć na teren uczelni tylko na wezwanie
rektora. Służby te mogą jednak wkroczyć z własnej inicjatywy na teren uczelni
w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia ludzkiego lub klęski żywiołowej,
zawiadamiając o tym niezwłocznie rektora.
4. Porozumienia zawarte przez rektora z właściwymi organami służb, o których
mowa w ust. 3, mogą określić inne przypadki związane z utrzymaniem porządku i
bezpieczeństwa uzasadniające przebywanie tych służb na terenie uczelni.
5. Służby, o których mowa w ust. 3, są obowiązane opuścić teren uczelni
niezwłocznie po ustaniu przyczyn, które uzasadniały ich wkroczenie na teren
uczelni, lub na żądanie rektora

Artur

Medialna polityka antystrajkowa

Kraj | Świat | Gospodarka | Prawa pracownika | Protesty | Publicystyka

Podczas jednej z Ogólnopolskich Konferencji Pracowniczych przysłuchiwałem się wykładowi o okresie tzw. pierwszej Solidarności. Jeden z uczestników tamtych wydarzeń starał się odpowiedzieć na pytanie - na bazie własnych doświadczeń, jak też doświadczeń samego ruchu - kiedy strajk jest skuteczny. Wysunął dwie główne zasady jakie sprawiają, że protest pracowników staje się niebezpieczny dla władzy i przedsiębiorcy.

Pierwsza polegała na tym, aby nie interesować się legalnością lub nielegalnością protestu. Jest to pewien poziom świadomości uczestników strajku. Pracownicy podejmujący akcje protestacyjną nie patrząc czy to jest zgodne czy niezgodne z literą prawa, ustanawiają się w sposób antagonistyczny do całości systemu, zastępując niejako prawo istniejące swoim własnym. Przyjmują, że mają prawo do strajku, mają prawo walczyć o lepszy byt dla siebie i innych ludzi pracy, a w ostateczności dla całego społeczeństwa. Jednocześnie w swojej słusznej, we własnym przekonaniu, walce kierują się nie zasadą legalności, ale skuteczności. Wymagając jednocześnie implicite akceptacji przez władze tych form oporu, albo wejścia w bezpośrednią konfrontację. Odwoływanie się do prawa pisanego nie stanowi w tym przypadku legitymizacji poczynań władzy, ale wręcz jest okrzykiem bojowym przeciwko pracownikom.

Drugą zasadą jest poparcie społeczne dla strajku. Bez wsparcia ludności lokalnej czy krajowej, a w niektórych przypadkach światowej, protestujący tracą oparcie, stają się wyizolowani, a tym samym coraz słabsi. Słabnie wtedy i zasada pierwsza, pojawia się kwestionowanie własnego prawa do protestu i żądań, a nawet zmiany prawa – w ekstremalnych sytuacjach całego systemu.

Można powiedzieć, że zasada druga jest zasadą nadrzędną. Żaden protest się nie powiedzie, nie będzie skuteczny, jeśli nie dostanie wsparcia od społeczeństwa. Jest to źródło siły dla pracowników, a źródło lęku dla pracodawców i polityków.

Kontr-kulturowe centrum we Wrocławiu - Żeromskiego 82a

Kraj | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Wszystko zaczęło się w pewien mroźny zimowy wieczór. Grupa osób zebrała się w lokalu wrocławskiego stowarzyszenia artystyczno-ekologicznego BASTA. Zimno jak diabli, na dworze pada śnieg – nas ratuje tylko gorąca koncepcja: przejęcie stowarzyszenia oraz lokalu. Wraz z tymi planami, określenie obowiązków, planów i możliwości jakie chcemy realizować w tym miejscu, w najbliższym czasie.

Przez kilka miesięcy (mniej lub bardziej udanych) zrealizowaliśmy wiele inicjatyw kulturalnych. Zaliczyć do nich można: wieczorek filmowy w ramach tygodnia antywojennego, wystawa fotografii przyrodniczej z okazji Dnia Ziemi, dla najmłodszych sąsiadów Dzień Dziecka, ekologiczne warsztaty dla dzieci. Oprócz tych działań, odbywają się u nas cyklicznie spotkania różnych grup aktywistycznych (Wrocławska Grupa Wolnościowa, Inicjatywa Uczniowska, Basta, Indymedia), dla których lokal jest fundamentalną bazą do podejmowanych działań. Wkrótce lista ta zapewne się wydłuży o kolejne organizacje.

Po pewnym czasie, stwierdziliśmy, że miejsce zaczęło nabierać istotnego charakteru, a osoby działające w nim jaśniej widzą, co chcą robić. Zrezygnowaliśmy w tym czasie z obecności lokatorów w lokalu (ze względu na pewne konfliktowe sytuacje) i postanowiliśmy, że stanie się on miejscem spotkań oraz działań tylko grup aktywistycznych.

W chwili obecnej funkcjonuje „Biblioteka Wolnej myśli”, otwarta dwa dni w tygodniu (poniedziałek, środa), w której znajduje się literatura z zakresu ekologii, anarchizmu, wegetarianizmu, nauk społecznych, humanistycznych, kontrkulturowe ziny. W najbliższych miesiącach powstać ma pracownia sitodruku oraz Uniwersytet Wolnościowy. Formą Uniwersytetu będą weekendowe zjazdy (raz w miesiącu), poświęcone konkretnym tematom. Pierwszy (październik) wykład, będzie dotyczył społeczeństwa obywatelskiego.

Zapraszamy do odwiedzenia naszego lokalu. Bywajcie!
http://www.zeromskiego.glt.pl

TVP od nowa pisze historię PRL

Kraj | Publicystyka

Solidarnościowi kombatanci pragną z siebie zrobić większych bohaterów, niż są nimi naprawdę.

W tym celu przedstawiają komunistyczny ucisk jako większy od tego, który miał miejsce w rzeczywistości. Młode pokolenie, które nie pamięta już tamtych czasów, bywa w ten sposób łatwo wprowadzane w błąd. Starsi, cierpiący na sklerozę, czasem też.

Posłużę się tylko jednym przykładem: rocznicami narodowymi. W telewizji nagminnie się słyszy, że za komuny zakazane było świętowanie 3 Maja, 11 listopada, rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, bitwy o Monte Cassino itp.

Jest to ewidentna nieprawda.

Sam dobrze pamiętam, jak to było. Z paroma zastrzeżeniami:

  • taki stan rzeczy mógł naprawdę mieć miejsce w czasach stalinowskich (tzn. przed 1956 r.),

  • rzeczywiście zakazane były niezależne obchody tych rocznic, ale to samo można powiedzieć o wszystkich innych ważnych datach, chociażby o 1 Maja,
  • odsłonięcie pomnika Konstytucji 3 Maja w Lublinie w 1981 r. spotkało się z pewnymi trudnościami, ponieważ była to inicjatywa oddolna, nie partyjna, a ponadto pomnik został postawiony w sąsiedztwie znienawidzonego Pomnika Wdzięczności, upamietniającego żołnierzy radzieckich,
  • zakazane było mówienie o 17 września, represjach NKWD i o Katyniu (z pewnymi wyjątkami: raz podobno reżimowa telewizja pokazała Katyń, oczywiście mówiąc, że zbrodni dokonali Niemcy; we wszelkiego rodzaju encyklopediach były suche informacje o 17 września; w okresie posierpniowej odwilży wolno było mówić o zbrodniach NKWD).

Wbrew temu co twierdzą mitomani, powyższe daty były za PRL-u ważne, chociaż nie były dniami wolnymi od pracy (ale zauważmy, że w przeciwieństwie do ZSRR dniem roboczym była również rocznica rewolucji październikowej). Już w latach siedemdziesiątych 11 listopada był obchodzony dość uroczyście, choć trochę pozostawał w cieniu 7 listopada i obowiązywała wersja, że to rewolucja bolszewicka dała Polsce niepodległość. Ale bezwstydnie dziś wygłaszane twierdzenia, że samo wspominanie rocznicy odzyskania niepodległości było zakazane, stanowią totalną bzdurę. Pamiętam, że sześćdziesiąta rocznica, przypadająca w 1978 r., była na okrągło omawiana w telewizji.

Pół roku trwania akcji bojkotu skrajnie prawicowej encyklopedii Wikipedia

Kraj | Protesty | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

Pół roku temu wikipedysta Ajri zapoczątkował akcję bojkotu encyklopedii internetowej Wikipedia. Argumentował on, iż prezentuje ona jednostronny punkt widzenia i oskarżył grono edytorów o bezwzględną cenzurę innych opinii i poglądów z tej encyklopedii dokonywaną wszedzie poza jedynie kilkoma wybranymi hasłami. Jak cała sprawa wygląda po pół roku?

Ajri nawoływał wówczas do tego by wszyscy kontrybutorzy do tej encyklopedii posiadający inne od konserwatywnego światopoglądy na znak protestu zaniechali aktywności wewnątrz kolektywu wolontariuszy tworzących ta encyklopedie oraz wycofali się z jakiejkolwiek działalności edyscyjnej. Celem akcji Ajriego było doprowadzenie do tego by Wikipedia straciła swą reputację poprzez swoje światopoglądowe skrzywienie.

Akcja Ajriego przynosi efekty. Encyklopedia "Wikipedia" jest coraz bardziej jednostronna, swoje kontrybucje w niej mają liczni jawni faszyści(por. profil tego autora: http://pl.wikipedia.org/wiki/Dyskusja_Wikipedysty:Jose_Luigi )

Większość haseł dotyczących kontrowersyjnych postaci kojarzonych z antysemityzmem, totalitaryzmem, hitleryzmem, nazizmem lub faszyzmem jest napisana w sposób niezgodny z prawdą. Wikipedię dominuje rewizjonistyczna wersja historii, hasła pisane są przez osoby o ultraskonserwatywnym, a nawet faszyzującym światopoglądzie. Nie oszczędzono nawet nie-klerykałom. Z polskiej wersji Wikipedii wyczyszczono hasła takie jak "katolicki faszyzm", "antyklerykalizm", "antykatolicyzm". Przy tematach takich jak hasła o Franco, Pinochecie, Dmowskim i Salazarze czuwali przez długi okres czasu skrajni prawicowcy, którzy w mig kasowali wszelkie fakty krytyczne wobec tych ikon konserwatywnego totalitaryzmu. Ajri podawał przykłady jak jego nowe hasła, przetłumaczone z angielskiej Wikipedii były albo kasowane natychmiast, albo ginęły po chwili.

Na temat wikipedii pojawiają się nawet takie komentarze:
"Wikipedia w rękach CIA i KrK
nie wierzycie? 25.10.2006 17:16

Kanał XML