Publicystyka
Wykład Benjamina Barbera o zderzeniach cywilizacji
Yak, Pon, 2006-10-23 10:16 Publicystyka | RecenzjeW zeszłą sobotę w Fabryce Trzciny na warszawskich Szmulkach odbył się wykład Benjamina Barbera, autora m.in. książki „Dżihad kontra McŚwiat”. W czasie ponad godzinnego wykładu, Barber zaprezentował swoją wizję tego, co zwykło się określać „zderzeniem cywilizacji”, czyli konfliktu chrześcijańsko-muzułmańskiego. Barber zaprezentował dość proste i zdroworozsądkowe tezy, które jednak mogą się wydawać rewolucyjne w krajobrazie mentalnym przeciętnego mieszkańca kraju nad Wisłą zaczadzonego „walką z terroryzmem”, rodzimą ksenofobią i fascynacją konsumpcjonizmem.
Tezy te brzmią następująco:
1) Świat stał się znacznie bardziej wielokulturowy niż kiedyś, co stanowi wyzwanie dla demokracji
2) Konflikty cywilizacyjne biorą się z braku dialogu i chęci porozumienia
3) Terroryzm bierze się z desperacji, braku perspektyw i upokorzenia. Likwidacja terroryzmu może się powieść tylko wtedy, gdy zlikwiduje się warunki, które jemu sprzyjają.
4) Kapitalizm nie jest jednoznaczny z demokracją
5) Uczestnictwo obywateli jest koniecznym warunkiem demokracji
Każda z tych tez, choć w zasadzie słuszna, nie została w pełni rozwinięta, po części z braku czasu, po części dla zachowania prostoty wykładu, a po części z powodu ograniczeń w światopoglądzie samego wykładowcy.
Argumentacja Benjamina Barbera opiera się na rzekomym zwiększeniu wielokulturowości współczesnych społeczeństw, które miałoby kontrastować z homogenicznością wcześniejszych państw narodowych. Jest to daleko idące uproszczenie. Podstawowym błędem jest sąd, że kiedykolwiek istniały spójne etnicznie państwa narodowe, o których można było mówić, że są państwami chrześcijańskimi, muzułmańskimi, itp. Proces tworzenia państw narodowych od początku zakładał sztuczne STWORZENIE kultury państwotwórczej z wielu zupełnie odrębnych plemion i grup etnicznych. Tak więc np. proces „europeizacji” na kanwie UE krajów Europy Wschodniej, Bałkanów, czy nawet Turcji nie jest niczym nowym w historii, a jest jedynie powtórzeniem procesów, które miały miejsce już od niepamiętnych czasów. Procesy te nie miały nigdy zbyt wiele wspólnego z demokracją, a raczej polegały na przymusowej asymilacji według jednego wzorca i przechwytywaniu elementów starszej kultury w celu ułatwienia tego procesu (w tym kontekście mieszczą się np. praktyki budowania świątyń chrześcijańskich na miejscu świętych gajów czczonych przez pogan). Także proces „integracji europejskiej” ma zdecydowanie mniej wspólnego z demokracją, niż z marketingiem politycznym i decyzjami urzędników znajdujących się poza kontrolą społeczeństwa.
Stallman: Dlaczego oprogramowanie nie powinno mieć właścicieli
Czytelnik CIA, Nie, 2006-10-22 21:18 PublicystykaTechnologia informacji cyfrowej przynosi światu ułatwienie kopiowania i modyfikowania informacji. Dzięki komputerom może to być łatwiejsze dla każdego z nas.
Ale nie wszyscy chcą by było łatwiej. System praw autorskich przyznaje programom „właścicieli”, z których większość dąży do pozbawienia wszystkich pozostałych potencjalnych korzyści z oprogramowania. Chcą być jedynymi, którzy mogą kopiować i modyfikować oprogramowanie, które używamy.
System praw autorskich pojawił się z rozwojem druku – techniką masowej produkcji kopii. Do tej techniki był dobrze dostosowany, ponieważ ograniczał tylko wielkich producentów kopii. [Stąd angielska nazwa „copyright”, mówiąca o prawie do kopiowania, która znacznie lepiej opisuje naturę tego systemu niż polska]. Nie odbierał wolności czytelnikom książek. Zwykły czytelnik, który nie miał prasy drukarskiej, mógł sporządzać kopie książek tylko za pomocą pióra i atramentu, i niewielu o to oskarżono.
Technologie cyfrowe są bardziej elastyczne niż druk: gdy informacja ma postać cyfrową, łatwo ją kopiować i dzielić się nią z innymi. Do tej ogromnej elastyczności nie pasuje taki system jak dzisiejsze prawo autorskie. To właśnie jest przyczyną dokuczliwych i drakońskich środków podejmowanych obecnie w celu egzekwowania praw do kopiowania oprogramowania. Rozważmy poniższe cztery przykłady praktyk Stowarzyszenia Wydawców Oprogramowania (Software Publishers Association, SPA):
Zmasowana propaganda, w której twierdzi się, że nieposłuszeństwo wobec właścicieli, by pomóc przyjaciołom, jest czymś złym.
Nakłanianie ludzi do donoszenia na współpracowników i kolegów.
Rajdy (z pomocą policji) na biura i szkoły, podczas których każe się ludziom udowadniać, że nie są winni nielegalnego kopiowania.
Ściganie sądownie (przez rząd USA, na żądanie SPA) takich ludzi, jak David LaMacchia z MIT, nie za kopiowanie oprogramowania (nie jest oskarżony o kopiowanie czegokolwiek), ale za samo pozostawienie bez nadzoru urządzeń umożliwiających kopiowanie i nieprowadzenie cenzury ich wykorzystywania.
Węgry ’56 – Rady pracownicze i nieudana próba tworzenia dwuwładzy
Akai47, Nie, 2006-10-22 08:31 Historia | Publicystyka50 lat temu, zaczęło się powstanie na Węgrzech. Wtedy władze komunistyczne przedstawiły powstanie jako ruch nacjonalistyczny, próbujący przywrócić kapitalizm lub nawet faszyzm. Także władze kapitalistycznych krajów wolały przedstawić to jako demokratyczne, nacjonalistyczne, antysowieckie i prokapitalistyczne powstanie.
Ale w rzeczywistości, żaden z postulatów powstańców nie zmierzał do przywrócenia kapitalizmu. Choć różne rady pracownicze miały czasami różne postulaty, wspólne dla nich było żądanie, aby pracownicy sami rządzili w pracy w radach pracowniczych, które działałyby w systemie dwuwładzy z rządem.
"Oni wymyślili niebezpieczne hasła! Oni fetyszyzują demokratyczne zasady! Oni postawili prawa pracowników do wybierania przedstawicieli ponad Partię. Jakby Partia nie miała prawa forsować swojej dyktatury nawet, jeśli ta dyktatura czasowo była w konflikcie z przelotnymi nastrojami pracowniczej demokracji". - Trocki o powstaniu w Kronsztadzie na 10 zjeździe Komunistycznej Partii Rosji w 1921 r.
Spóźnione obituarium dla Jana Pawła II
Czytelnik CIA, Czw, 2006-10-19 16:04 PublicystykaNie ma dla mnie nic bardziej pełnego sprzeczności niż Jan Paweł II. To, że nasza opinia publiczna jeszcze nie rozliczyła się z jego postacią, jest moim zdaniem przyczyną obecnego stanu polskiej sceny politycznej, i dominacji pewnych ideologii.
Po śmierci Jana Pawła II dnia 2 kwietnia 2004 roku na antenie nagle pojawił się kanał tematyczny pod tytułem TVP Papież, którego nie przypominam sobie bym abonował. Aby odetchnąć od natłoku jednostronnych, nieobiektywnych laudacji włączyłem media zagraniczne. A tam po prostu nie cenzurowano. W Polsce może nikt nie chciał ranić uczuć katolików, i po prostu powstrzymywał się z krytyką. Ja się powstrzymywałem i jeszcze nakazywałem powstrzymanie innym. A tam nie.
Poniedziałkowe gazety z 4 kwietnia przyniosły obituaria w stylu "Papież miał krew na rękach". Nawet historyk Timothy Garton Ash, autor książki "Polska rewolucja: Solidarność", znany ze swych lekko konserwatywnych poglądów i ostrożnych wypowiedzi, napisał że z winy nauk Jana Pawła II o rzekomej "cywilizacji śmierci", tysiące niechcianych dzieci urodziło się w straszliwej nędzy, i co więcej, często mając HIV/AIDS i skazanych na niczym niezawinione cierpienia i śmierć w męczarniach.
O ile Timothy Garton Ash był papieżowi wyraźnie przychylny, o tyle Terry Eagleton, wybitny kulturoznawca, w swym obituarium dla Papieża Polaka nie miał żadnej litości. Wylicza on rozliczne wady papieża, choćby takie jak niezwykła pewność siebie, aroganckie przekonanie o własnej nieomylności, o własnej potędze intelektualnej i duchowej, oraz autorytarne rządy jakie zaprowadził w Watykanie, zastępujące dawną kolegialność biskupów i zasadę "primus inter pares" zwykłym wydawaniem poleceń. Pisze krótko o akcji tuszowania gigantycznych pedofilskich skandali w kościele amerykańskim i wynagradzaniu przez papieża tych kardynałów, którzy czyny pedofilskie swych podwładnych ukrywali wysokimi stanowiskami w Watykanie.
Ściema konsultacji społecznych
oski, Pon, 2006-10-16 18:44 Kraj | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycyDemokrację Uczestniczącą można rozumieć różnorako: raz, w wydaniu UE, jako konsultacje społeczne; dwa, w wersji radykalnej jak w Chiapas, jako rodzaj demokracji bezpośredniej. Różnica miedzy nimi nie jest różnicą stopnia, a różnicą jakościową. Postaramy się to pokrótce wykazać.
W pierwszej wersji propagowanej przez obyczajową lewicę oraz UE, i którą to starają się wprowadzić powoli, z oporami, w Polsce, władza ma głos decydujący. Znamienna wydaje się być wypowiedź dla Dziennika Wschodniego rzecznika urzędu miasta w Kraniku: Chodziło nam o to, aby społeczność lokalna aktywnie uczestniczyła w procesie decyzyjnym dotyczącym najważniejszych, strategicznych dla miasta spraw. Mieszkańcy zyskaliby dzięki temu poczucie realnego wpływu na politykę lokalną, a władza otrzymałaby dodatkowy mandat społeczny dla swoich działań. Oczywiście wyniki konsultacji społecznych nie muszą być wiążące dla władz, ale decydenci będą mieli świadomość, że działają wbrew woli lub z poparciem dużej części opinii publicznej. Nasuwa się tutaj naiwne pytanie o jakim aktywnym udziale można mówić, skoro sprowadza się ono do kibicowania i władza nie jest w żaden sposób zobowiązana do działania według woli mieszkańców? Aktywny udział zostaje tutaj zredukowany do naciskania przycisku na tak lub na nie - potem podliczą głosy... i tyle. Istnieje również uzasadniona obawa, że ‘dyskusja’ będzie ustalana przez władze, możliwości wyboru alternatywnych rozwiązań będą proponowane przez przedstawicieli a nie obywateli. Sondy, ankiety, badania opinii publicznej, przyjmowanie skarg i zażaleń, które nie gwarantują żadnego działania. Tak pojmowana Demokracja Uczestnicząca stwarza tylko pozór władzy społeczeństwa, stabilizuje i umacnia podział na rządzących i rządzonych. Przedstawiciel jest dalej wyodrębniony, ponad społeczeństwem, nadzoruje je i w rzeczywistości podejmuje decyzje.
Ciekawa kariera Mariusza O.
Akai47, Sob, 2006-10-14 22:00 PublicystykaJak podaje portal lewica.pl, 10 października pełnomocnicy Komitetu Wyborczego Polska Partia Pracy, m.in. Mariusz Olszewski i Ewa Ziółkowska złożyli w Miejskiej Komisji Wyborczej w Kielcach dokumenty potrzebne do rejestracji list PPP.
Warto znowu zastanowić się, dlaczego pełnomocnikiem i wice-przewodniczącym partii "lewicowej" nadal jest prawicowy były poseł Olszewski.
O Olszewskim pisano już nie raz na CIA, a także na innych portalach, jak IMC czy nawet lewica.pl - gdy jeszcze mieli komentarze. Wiele osób jest zbulwersowanych tym, że narodowiec znajduje się w kierownictwie partii, która próbuje przebudować się jako "lewicowa". Jednak warto pamiętać, że jeszcze w zeszłym roku PPP nazywała się "patriotyczną lewicą".
Polska Partia Pracy (PPP, dawniej pod nazwą Alternatywa – Partia Pracy) – powstała 11 listopada 2001 r. na bazie koalicji wyborczej Alternatywa Ruch Społeczny. Alternatywa Ruch Społeczny to koalicja wyborcza, która powstała 18 marca 2001 roku w Warszawie z połączenia KPN-Ojczyzna (Michał Janiszewski, Tomasz Karwowski, Janina Kraus) i grupy polityków wywodzących się z ZChN (Henryk Goryszewski, Mariusz Olszewski) oraz działaczy WZZ Sierpień '80 (Daniel Podrzycki , Bogusław Ziętek). Partia ta była w koalicji z Narodowym Odrodzeniem Polski, Stowarzyszeniem "Nie dla UE", Frontem Polskim, WZZ Sierpniem 80 oraz Polską Partią Ekologiczną "Zielonych".
Wiele było wypowiedzi nacjonalistycznych i prawicowych Olszewskiego i wiele zostało udokumentowanych na zawsze w archiwum Sejmu.
Zanim pan Roman Giertych stał się obiektem protestu PPP, poseł Olszewski i większość z jego środowiska współpracowała z klanem Giertycha w ruchu nacjonalistycznym. Niektórzy z partyjnych sojuszników Olszewskiego właśnie podchodzą z kręgów LPR-u.
Akurat Mariusz Olszewski był jednym z najbardziej głośnych zwolenników dziedzictwa Romana Dmowskiego. Razem z kolegami, opowiadał się za powstaniem pomnika Dmowskiego w Warszawie.
Błędne koło - samonapędzająca się produkcja i konsumpcja
Czytelnik CIA, Pią, 2006-10-13 13:00 PublicystykaFromm w swej coraz bardziej aktualnej książce "Mieć czy być?" (1976) pisze: "(...) obecna epoka, licząc od końca pierwszej wojny światowej, w większości powróciła do praktyki i teorii radykalnego hedonizmu. Ta idea nieograniczonej przyjemności stoi w osobliwej sprzeczności z ideałem zdyscyplinowanej pracy, sprzeczności przypominającej tę, jaka zachodzi między akceptacją obsesyjnej etyki pracy a ideałem nieskrępowanego lenistwa trwającego przez resztę dnia i podczas okresu wakacji. Nieskończona taśma montażowa oraz biurokratyczna rutyna z jednej strony, a telewizja, samochód i seks z drugiej, czynią możliwym taki układ przeciwieństw. (...) oba przeciwstawne nastawienia odpowiadają ekonomicznej konieczności - dwudziestowieczny kapitalizm opiera się zarówno na maksymalnej konsumpcji dóbr i usług, jak i na zrutynizowanej pracy zespołowej". I dalej "Konsumpcja ma ambiwalentne własności - uwalnia od niepokoju, ponieważ to, co się posiada nie może być już odebrane, równocześnie jednak wymaga konsumowania coraz większych porcji, albowiem towary już skonsumowane szybko tracą własność zaspokojenia pragnienia".
Zgodnie z tym, co twierdzi Fromm coraz więcej ludzi na Zachodzie, gdzie płytkie, konsumpcyjne życie jest przywilejem całej klasy średniej, zdaje sobie sprawę z tego procesu. Świadomość ta odzwierciedla się w coraz większej ilości książek . Dla przykładu Brock Tully w swojej książeczce "Rozważania, czyli jak się cieszyć życiem" pisze:
" ... kiedy robię coś czego nie lubię ponieważ uważam
że potrzebuję dużo pieniędzy
wierzę, że żeby móc robić to
co mnie uszczęśliwi muszę zarobić jeszcze więcej -
zarabiam więc, ale nie jestem szczęśliwy i aby poczuć się lepiej wydaję i wydaję bez końca"
Fromm rozróżnia posiadanie funkcjonalne, użytkowe od posiadania niefunkcjonalnego. Posiadanie funkcjonalne to posiadanie przedmiotów niezbędnych nam do życia, przedmiotów, z których musimy korzystać (ubiór, narzędzia, dach nad głową). Posiadanie niefunkcjonalne to posiadanie przedmiotów, które gromadzimy, mimo że nie są nam naprawdę potrzebne, a często nawet mimo tego, że w ogóle z nich nie korzystamy.
Emile Armand: Z punktu widzenia indywidualisty
jaś skoczowski, Nie, 2006-10-08 18:00 PublicystykaAnarchistyczni indywidualiści nie przedstawiają siebie jako proletariuszy, dbających tylko o poprawienie swojej materialnej sytuacji, przywiązanych do klasy, która jest zdeterminowana do tego, by zmienić świat i zastąpić obecne społeczeństwo nowym. Anarchiści indywidualistyczni osadzają siebie w teraźniejszości; obrzydzeniem napełniłaby ich próba urabiania przyszłych pokoleń po to, by te uformowały społeczeństwo mające, podobno, zapewnić im szczęście, z tego prostego powodu, że z punktu widzenia indywidualisty szczęście jest wyzwaniem, sprawą wewnętrznego samorealizownia się jednostek.
Nawet jeśli uwierzyłbym w skuteczność uniwersalnej zmiany, poprzez wprowadzenie dobrze opracowanego systemu (w domyśle: systemu społecznego – tłOmacz), bez nadanego z góry kierunku, sankcji czy narzuconych obowiązków [1], jednak nie wiem, jakim prawem mógłbym przekonywać innych, że to jest najlepsze wyjście. Na przykład, ja chcę żyć w społeczeństwie, z którego znikł ostatni ślad autorytetu, ale, szczerze mówiąc, nie jestem pewny czy „masy”, by nazwać je tak, jak na to zasługują, są w stanie żyć bez niego.
Chcę żyć w społeczeństwie, w którym każdy jego uczestnik myśli za siebie, ale gdy widzę, jak bardzo atrakcyjne są dla mas reklamy, prasa, bzdurne czytadła i sponsorowane przez Państwo rozrywki, zastanawiam się czy kiedykolwiek człowiek będzie w stanie zastanawiać się i sądzić niezależnie. Ktoś mógłby mi odpowiedzieć, że rozwiązanie problemów społecznych przemieni każdego człowieka w mędrca. Jest to jednak niczym niepodparta obietnica, w każdym ustroju dotychczas niemało było też mędrców. A skoro nie wiem, która forma społeczeństwa z największym prawdopodobieństwem zapewniłaby wewnętrzną harmonię i równość w społecznej jedności, powstrzymuję się od teoretyzowania.
Gdy wspominane jest “dobrowolne zrzeszanie się”, dobrowolne poddawanie się planowi, projektowi, włączanie się w akcję, to trzeba zauważyć, że dobrowolność pociągają za sobą możliwość odmowy zrzeszenia się, posłuszeństwa założeniom planu i współdziałania. Wyobraźmy sobie planetę poddaną jednemu modelowi społecznego współżycia; w jaki sposób mógłbym funkcjonować w takim systemie, gdyby mi on całkowicie nie odpowiadał? Pozostałyby tylko dwie możliwości: przyłączyć się lub zginać. Utrzymuje się, że gdyby została rozwiązana „kwestia społeczna”, nie byłoby już miejsca na nonkonformizm, opór itd... ale to właśnie w momencie, gdy ta kwestia zostanie rozwiązana ważnym będzie postawić nowe lub powrócić do starych rozwiązań, by uniknąć stagnacji.
Specjalne Oświadczenie Komitetu Wolny Kaukaz
Czytelnik CIA, Pią, 2006-10-06 23:38 PublicystykaW związku z niebezpiecznym precedensem zatrzymania przez policję autokaru z uchodźcami czeczeńskimi i sympatykami KWK pragniemy wyrazić nasze oburzenie, rozgoryczenie i poczucie bezsilności.
Stała się rzecz niebywała. Z inspiracji politycznej uniemożliwiono grupie osób dotarcie i uczestnictwo w legalnym, pokojowym zgromadzeniu. Przez 9 godzin pod pretekstem kontroli pojazdu i sprawdzania danych, uchodźców – w tym kobiety i dzieci - przetrzymywano w autokarze.
W ciągu całego zatrzymania policja kilkakrotnie kłamała, celowo wprowadzając w błąd media i osoby usiłujące uzyskać informacje o autokarze, twierdząc, że został on zwolniony i jedzie dalej.
Jedyne co chcieliśmy osiągnąć to okazać uchodźcom naszą solidarność i udzielić wsparcia. Pokazać, że wspólnie możemy upomnieć się o należne im prawa, że ich los głęboko nas porusza.
Niestety zatriumfowała urzędnicza bezduszność i policyjna przemoc usankcjonowana przez polityczny interes rządzących. Komuś bardzo zależało na tym by zastraszyć uchodźców, zademonstrować siłę i pokazać gdzie jest ich miejsce. Ktoś postanowił pokazać im, że droga wyznaczona dla nich przez polskie przepisy prowadzi tylko w jedną stronę - w kierunku ośrodka, gdzie wyznaczono im role biernych i bezsilnych, oczekujących na urzędniczy wyrok.
Uchodźcom odmówiono demokratycznego prawa do wolnej wypowiedzi, do uczestnictwa w życiu publicznym, do skorzystania z namiastki praw i poczucia się ludźmi. Wykluczono ich.
Tak nie wygląda demokracja. To pachnie Białorusią. To pachnie...Polską. Po raz kolejny od stycznia ubiegłego roku, gdy rozbito pokojowy protest przeciw wizycie Putina w Polsce.
Uważamy, że ta kuriozalna sytuacja dowodzi tego jak wiele pozostaje do zrobienia w tym chorym kraju i pokazuje, że z władzą i urzędnikami należy walczyć, aby nauczyli się czym jest szacunek dla ludzi, w tym szczególnie dla tych, którzy uciekli przed wojną, dźwigając brzemię strasznych doświadczeń.
Inny socjalizm
oski, Pią, 2006-10-06 23:28 Publicystyka | RecenzjeKiedy do Jednego Wielkiego Związku przyłączy się wystarczająca liczba robotników – mówiła dalej teoria – wtedy strajk generalny pozbawi władzy rządzących kapitalistów, oddając ją zakładowym komitetom robotniczym we wszystkich gałęziach przemysłu.
Takie poglądy czyniły wobblistów wrogami państwa, ścigając na nich gniew zarówno ‘konserwatystów’, jak i ‘liberałów’, a także reformistycznych związków. Tak samo jak obdżektorzy, musieli być wyeliminowani.
Podczas debat stosuje się często leninowską alternatywę: kapitalizm albo komunizm państwowy. Ta redukcja jest wygodna zarówno dla burżuazji, jak i dla lewicowych autorytarystów. W dyskursie tym wciąż mamy do czynienia ze światem nierówności, władzy, represji i dominacji. Tymczasem wybór między czerwonymi a białymi dyktatorami nie był, i nie jest, jedyną dostępną opcją. Ruch robotniczy nie jest skazany na posłuszeństwo względem kapitalisty czy partyjnego wodza. Ruch robotniczy zdobywa są silę i tożsamość sytuując się w opozycji zarówno do przedsiębiorców, jak też działaczy państwowych.
Wydana ostatnio przez Federacje Anarchistyczną sekcja Poznań książka o anarchosyndykalizmie przypomina właśnie ten nurt robotniczy, który opierał się na zasadach demokratycznych, oddolnej inicjatywie i pomocy wzajemnej, który wypracowywał struktury i kulturę proletariacką. Ruchu, który nie wierzył w państwo i parlaentaryzm i radził sobie bardzo dobrze bez pomocy hierarchicznych instytucji. Wybrane teksty przybliżają czytelnikowi tragiczną i wspaniała historię rewolucyjnego syndykalizmu, który nie był, jak starają się utrzymywać przeciwnicy samoorganizacji robotniczej poza partią, marginalny. Książka prowadzi nas przez różne przejawy działania anarchosyndykalistów: organizowanie robotników do walki z kapitalizmem, poprzez anarchistyczne kino, działania antywojenne, edukacje jak udział w powstaniu warszawskim. Prowadzi nas przez epoki, zaczynając od 1892 roku kończąc na współczesności – roku 1990. Jak też przez rózne krainy geograficzne: Włochy, Francja USA, Rosja, Hiszpania, Argentyna… Artykuły, jak wskazują redaktorzy, czasami poruszają kwestie szczegółowe, innym razem koncentrują się na ogólnej analizie czy opisie zdarzeń – dając całościowo obraz zasięgu oddziaływania myśli anarchosyndykalizmu, jego strategii i głównych idei.
Lektura, której oddawałem się podczas ostatnich dni moich ostatnich wakacji, z jednej strony wprowadzała w zachwyt, z drugiej napawała smutkiem, złością. Zdumiewać może potęga anarchosyndykalizmu, wielość jego działań, heroiczna determinacja działaczy, wielkie poświęcenie sprawie, inicjowanie różnych instytucji, które częściowo przejmowało państwo pozbawiając radykalnego charakteru organizacje, ale tez często czyniąc je niewydolnymi. Przerażać bezwzględność jego wrogów, którym w ostatecznym rachunku nie potrafił się przeciwstawić. Brutalne działania państwa i kapitalistów, i równie brutalne akcje bolszewików, liczne zdrady reformistycznych związków zawodowych, ruchów socjalistycznych czy komunistycznych, które wolały wspierać faszystów niż pozwolić na samodzielną rewolucje społeczną.
Daleki jestem do traktowania anarchosyndykalizmu jako reliktu historycznego, a obecnych związków anarchosyndykalistycznych jako złud i ‘faktów medialnych’. Kiedy partie komunistyczne skompromitowały się ostatecznie, kiedy kapitalizm wciąż gnębi ludzi, a biurokracja państwowa umila życie, kiedy reformistyczne, hierarchiczne związki zawodowe nie stają po stronie pracowników, a dogadują się z partiami oraz przedsiębiorcami, gdy w gruncie rzeczy niewiele się zmieniło, warto sobie przypomnieć, zwłaszcza w Polsce, że istniał inny ruch pracowniczy, że oprócz socjalizmu autorytarnego istnieje socjalizm wolnościowy, anarchizm.
Idea samoorganizacji robotniczej jest wciąż żywa i inspirująca.
Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892-1990, red. Rafał Górski, Wydawnictwo: Inicjatywa Pracownicza - Poznań, Poznań – Kraków 2006, 227 str. A5, oprawa miękka lakierowana, ISBN 83-923977-2-X.
Spis treści:
Słowo wstępne
Rafał Górski
Anarchizm ery przemysłowej
David Rappe
Giełdy Pracy i początki anarchosyndykalizmu we Francji
Eric Jarry
Kino Ludowe, 1913-1914
Robotniczy antymilitaryzm. Procesy syndykalistów w 1912 roku
Rob Blurton
Atak! Represje w Ameryce podczas I wojny światowej
Black Flag
Włoski syndykalizm i faszyzm
Tragiczny Tydzień w Buenos Aires
Efim Jarczuk
Kronsztad 1917
Igor Podsziwałow
Czarne flagi nad kopalnią w Czeremchowie cz. 1 i cz. 2
Anatolij Sztyrbul
Autonomiczna kolonia przemysłowa Kuzbas
Dom Międzynarodowego Robotnika i rewolucja meksykańska
Dieter Nielsen
Robotniczy i ruch reform seksualnych w Republice Weimerskiej
Tom Wetzel
Barceloński strajk czynszowy w 1931 roku
Rewolucja hiszpańska w 1936 roku cz. 1, cz. 2, cz. 3
Gaston Leval
Tramwaje Barcelony
Gaston Leval
Kolektyw Graus
Sara Bassave
Kobieca utopia w Hiszpanii
Rafał Górski, Michał Przyborowski
Oddziały bojowe syndykalistów polskich podczas okupacji hitlerowskiej
Ralf G.Hoerig
Opór. Opozycja anarchosyndykalistyczna w radzieckiej strefie okupacyjnej.
Rewolta nie tylko studencka - Francja 1968
Walka tramwajarzy w Melbourne
Oswiadczenie Komitetu Wolny Kaukaz
Tomasso, Pią, 2006-10-06 19:26 Kraj | PublicystykaDziś w Warszawie w ramach kampanii antydeportacyjnej NO LAGER miał się odbyć protest pod Urzędem ds. Repatriacji i Cudzoziemców w Warszawie przy ulicy Koszykowej, który organizował Komitet Wolny Kaukaz oraz Koło Naukowe UW. W proteście przeciwko polityce wobec uchodźców w Polsce mieli wziąć udział także uchodźcy z Czeczenii z Warszawy i z Lublina. policja jednak uniemożliwiła dojazd zatrzymując autokar z Czeczenami kilkadziesiąt kilometrów pod Warszawą.
Uważamy, że metody stosowane wobec Czeczenów w tym przypadku potwierdzają polityczny charakter tak podejmowanych decyzji. Skandaliczna sytuacja, kiedy uniemożliwia się dojazd Czeczenom na pokojowy protest jest świadectwem praktyk z ubiegłej epoki kiedy wolność słowa była deptana pod milicyjnym butem.
Przypominamy, że policja pozostała również bezkarna po pacyfikacji, również pokojowej demonstracji w Krakowie 26 stycznia 2005 roku podczas protestu przeciwko wizycie Władimira Putina w Auschwitz. Policjanci zostali uniewinnieni.
W tym przypadku po raz kolejny mamy do czynienia z zamykaniem ust niewygodnym dla rządu grupom a konkretnie dyskryminowanym Czeczenom. Każdy przejaw działalności, choćby nawet, zgodnej z literą prawa, spotyka się z policyjną pałką, która zawsze i w każdych okolicznościach pozostaje bezkarna, bo broni interesy swoich pracodawców.
Od pewnego czasu w Polsce mamy do czynienia z zaostrzonym traktowaniem organizacji pozarządowych i niezgodnych z linią rządu. Przypomina to praktyki w państwach totalitarnych. Komitet Wolny Kaukaz od samego początku swego istnienia broniąc praz człowieka sprzeciwia się tego typu praktykom i zdecydowanie będzie robił wszystko aby prawda nie została zasłonięta przez tyrańskie rządy policji i biurokratów.
KWK żąda zmiany polityki prowadzonej wobec uchodźców w Polsce i organizacji reprezentujących ich interesy. Procesy polityczne od pewnego czasu stały się w Polsce normalnością i będąc nawet bezdomnym można być ściganym przez wszechobecny aparat państwowy.
CZAS NA RADYKALNĄ ZMIANĘ SPOŁECZNĄ!
oski, Pią, 2006-10-06 17:38 Kraj | Protesty | Publicystyka | Ruch anarchistycznyDOŚĆ JUŻ SAMOWOLI RZĄDU I CHAOSU WŁADZY!
Złudzenia pryskają szybciej, niż kolejni ideologowie są w stanie je stworzyć. Było źle za AWS, było źle za SLD, jest źle za PiS-u. Każda ‘opozycyjna’ partia szła do zwycięstwa niosąc hasła zmiany: poza twarzami i tyłkami na stołkach zmieniało się jednak niewiele – polityka liberalizacji rynku, czyli tłumacząc na nasze, niszczenie zdobyczy socjalnych pracowników, obniżanie standardu życia najuboższym i wspieranie pracodawców w nierównej walce o przetrwanie, rozdawanie publicznych pieniędzy prywatnym firmom i wielkim korporacjom, jednocześnie niszcząc służbę publiczną.
Przedwyborcze obietnice okazywały się tylko obietnicami, elementem gry politycznej, z których to obietnic rozliczać się nie muszą ze społeczeństwem, wyborcami. Po oddaniu głosu ludzie zostali skazywani na aroganckie poczynania władzy, która zawsze wiedziała lepiej. Czy to likwidując fabrykę, czy kryminalizując społeczeństwo, czy mnożąc absurdalne ustawy. Każdy z nas jest tylko pionkiem w ich rękach, w walce o władze i zyski. Politycy grają na naszych emocjach, szczują przeciwko ‘lewakom’, ‘pedałom’, ‘ksenofobom’ – repertuar jest szeroki, a chodzi w tym o jedno: aby bazując na naszym niezadowoleniu, na naszej nędzy i braku perspektyw wygrywać głosy, poparcie i coraz większą władzę.
Realne rozwiązanie problemów społecznych, poprawa warunków naszego życia i naszych sąsiadów, wymaga zmiany dostępu do podejmowania publicznych decyzji. Zastąpienia demokracji parlamentarnej demokracją bezpośrednią. Decentralizacji i oddolnego podejmowania decyzji, w której uczestniczą wszyscy zainteresowani. Nasze problemy powinniśmy rozwiązywać sami. Politycy rozwiązują tylko problemy własne oraz lobby.
Opowiadamy się za strategią Abramowskiego: Potęga społeczeństwa tkwi w jego solidarności, pomocy wzajemnej. Twórzmy już dziś kontr-organizacje: kasy pomocy wzajemnej, giełdy pracy, komitety pracownicze i sąsiedzkie, stowarzyszenia tematyczne, oddolne związki zawodowe, instytucje oparte na równym głosie każdego – wydzierając spod władzy państwa coraz szersze przestrzenie. Jednocześnie domagajmy się zmian od rządu: poprzez akcje bezpośrednie, masowe demonstracje, naciskajmy na elity u władzy by wprowadzały reformy, które w ostateczności mają doprowadzić do zmiany radykalnej.
Szantaż i wpływanie firm farmaceutycznych na świat polityki
Tomasso, Śro, 2006-10-04 11:12 Świat | PublicystykaW ciągu ośmiu miesięcy od października do maja tego roku szefowie dziesięciu firm farmaceutycznych spotykali się z wysokimi brytyjskimi urzędnikami państwowymi, by wymóc na nich korzystne decyzje dotyczące swoich produktów. Bardzo krytykowali działalność National Institute for Clinical Excellence (NICE), niezależnej agencji eksperckiej w Wielkiej Brytanii, rekomendującej służbie zdrowia, które leki są najbardziej efektywne w stosunku do ceny.
Pfizer, największa na świecie firma farmaceutyczna, zaszantażowała ministrów, że może się wynieść gdzie indziej. Ministrowie pod naciskiem zgodzili się na specjalne spotkanie, podczas którego sześć firm miało lobbować na rzecz swoich leków na chorobę Alzheimera. Dokumentacja podkreślała ogromne możliwości finansowe Pfizera, który w 2004 roku odnotował 52,5 miliarda dolarów dochodu i ponad 11 miliardów netto zysku. Koncern zagroził, że może się wynieść z Wysp Brytyjskich. Domagał się większego wsparcia ze strony państwa dla potężnego przemysłu farmaceutycznego w Wielkiej Brytanii oraz częstszych konsultacji i możliwości dialogu z przedstawicielami rządu. Naciskali oni, by rząd odrzucił werdykt NICE.
Natomiast dwaj producenci lobbowali za zwiększeniem dostępu pacjentów do konkretnych ich leków. Oba specyfiki zostały odrzucone przez NICE jako nie dość skuteczne i za drogie.
Sporą presję na urzędników wywierał także Johnson & Johnson, producent Velcade – leku na raka kości. W ciągu ostatnich 12 miesięcy firma Johnson & Johnson wielokrotnie pisała do ministerstwa zdrowia w sprawie Velcade. Firma chciała załatwić szybką aprobatę leku przez NICE.
Przemysł farmaceutyczny ma znaczący wkład w brytyjską gospodarkę. Całkowita suma inwestycji w badania i rozwój wyniosła w 2004 roku ponad 3,4 miliarda funtów, co stanowi około jednej czwartej wydatków na całą produkcję przemysłową w Wielkiej Brytanii. Widać jest o co walczyć.
Profesorowie na ulicach albo bojówki filozofów
oski, Wto, 2006-10-03 08:43 PublicystykaGyorgy Lukács za rewolucyjny podmiot uznaje tylko proletariat. Inne klasy traktuje albo jako reakcyjne, albo określa ich pozycję jako ambiwalentną, ponieważ mogą one realizować swe interesy zarówno po stronie konserwatywnej, jak rewolucyjnej. Takie postawienie sprawy, wynika z tego, że marksizm jest nie tylko filozofią, ale przede wszystkim, jest samoświadomością proletariatu, z którego to pozycji, jak twierdzi Lukács, jest możliwe całościowe wyzwolenie ludzkości, zniesienie hierarchii i wyzysku. Taka rewolucja społeczna nie jest możliwa ‘z pozycji inteligenckich’.
Inteligencja ze względu na interes klasowy jest zainteresowana trwaniem kapitalizmu i może jedynie reformować obecny system w pewnych określonych ramach. Pomimo iż są pracownikami najemnymi, to i tak mają pozycję uprzywilejowaną i istotnym jest dla nich jej utrzymanie. Zdarza się, że poszczególny przedstawiciel inteligencji zapragnie zmiany całościowej, przechodzi on wtedy na pozycje proletariatu, ale już nie jako inteligent, a robotnik. Wszak istnienie podziału, jak dowodził Marks, na pracę umysłową i fizyczną, jest jednym ze źródeł zarówno społeczeństwa klasowego, jak i fałszywej świadomości. Lewicowy postulat w sprawie inteligencji, to zniesienie podziału na pracę umysłową i fizyczną. Dostęp do kształcenia się i tworzenia sztuki i nauki dla wszystkich, po przepracowanych 5 godzinach na rzecz wspólnoty. „Z konieczności założone zostaną zakłady naukowe, jednakie dla wszystkich, i szkoła wychowywać przestanie, jak teraz, jednych na niewolników, drugich na panów. Wszyscy staną się jednakowo inteligentnymi ludźmi, nie będzie kogo skazywać na współczesną katorgę dożywotniej pracy fizycznej…” [1].
Lukács w artykule "W sprawie inteligenckich organizacji" zastanawia się, dlaczego liczne organizacje inteligenckie nie zasiliły szeregów proletariackich, a przeszły na stronę burżuazji, opowiedziały się za trwaniem systemu kapitalistycznego, tłumaczy to interesem klasowym inteligencji. „Ich organizowanie ma charakter czysto obronny. Ponieważ warstwy te są ‘pasożytami’ kapitalizmu, tedy zachowanie kapitalizmu przejawia się przede wszystkim jako zachowanie ich pozycji klasowej” [2]. Na poparcie tezy, że są one reakcyjne, przytacza przykład Rosji oraz Węgier, gdzie dziennikarze jako pierwsi dali sygnał do kontrrewolucji. Podobnie Machajski, ówczesny teoretyk analizując rolę inteligencji w walce klasowej, stawia znak równości między nią a kapitalistami: „Socjaliści i inteligencja zapatrują się na swoje wykształcenie zupełnie tak samo, jak przedsiębiorca na swoje kapitały. Chcesz być bogaty, mówi robotnikowi kapitalista: pracuj, zarabiaj, oszczędzaj. Chcesz być uczonym jak ja, mówi zupełnie tak samo robotnikowi socjalista i inteligent: ucz się! Ucz się w każdej wolnej chwili, nie pij, nie hulaj! Innej drogi nie ma!” [3].
Sytuacja kobiet na rynku pracy
Czytelnik CIA, Pon, 2006-10-02 21:35 Kraj | Dyskryminacja | Prawa kobiet/Feminizm | PublicystykaPonad połowa bezrobotnych w Polsce to kobiety. I mimo że są lepiej wykształcone od mężczyzn, mają większe problemy ze znalezieniem zatrudnienia.
Choć liczba ogółu bezrobotnych zmniejszyła się, to liczba kobiet bez pracy spada zdecydowanie wolniej niż mężczyzn. Dane GUS-u z lipca 2006 roku podają, że na 2443,4 tys. bezrobotnych, 1371,6 tys. to kobiety. W sierpniu na 2411, 6 tys. było 1369,1 tys. niepracujących kobiet. Jakie są tego przyczyny? Główne to wiek i tak zwane obciążenia rodzinne, czyli dzieci. Stereotypowe postrzeganie kobiety jako opiekunki domowego ogniska degraduje ją jako pracownika. Dodatkowo działa na niekorzyść słabo rozwinięta sieć przedszkoli i żłobków. To powoduje, że kobiety są często stawiane przed wyborem: praca czy dom. Wiele z nich dobrowolnie decyduje o pozostaniu w domu. Nie pracują i nie czują się bezrobotne.
Czynnikiem utrudniającym kobietom dostęp do rynku pracy jest w Polsce i Europie fakt, że niełatwo przychodzi im godzenie obowiązków rodzinnych z pracą zawodową. Badania pokazują, że 69 proc. kobiet uważa, że posiadanie dziecka jest pewnym utrudnieniem. 22 proc. w ogóle rezygnuje z posiadania dziecka z tego powodu (badania CBOS 2006).
I co z tego, że mądrzejsza
Statystyki pokazują, że Polki są jednymi z najlepiej wykształconych kobiet w Europie. W Polsce studiuje zdecydowanie więcej kobiet niż mężczyzn. Wyższe wykształcenie ma 57,8 proc. Polek. Po ukończeniu studiów ich szanse na rynku pracy nie są tak duże jak szanse mężczyzn. W III kwartale 2005 roku aż 52,5 proc. absolwentek nie mogło znaleźć pracy. Młodych absolwentów bez zatrudnienia było 36,3 proc. Pracodawcy zazwyczaj nie chcą zatrudniać młodych kobiet w obawie, że szybko odejdą na urlopy macierzyńskie i wychowawcze. Pewnym rozwiązaniem prawnym tej sytuacji miało być wprowadzenie urlopów rodzicielskich dla mężczyzn. Badania pokazują jednak, że z urlopów wychowawczych korzysta mniej niż 2 proc. mężczyzn. Z dwudniowego prawa do opieki nad dzieckiem korzysta co siódmy.