Publicystyka

Chomsky: Moja reakcja na śmierć bin Ladena

Świat | Militaryzm | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

Staje się coraz bardziej jasne, że operacja ta, była drobiazgowo zaplanowanym zabójstwem i wielokrotnie złamała normy prawa międzynarodowego. Wygląda na to, że nie podjęto próby zatrzymania żywcem nieuzbrojonej ofiary. Nie było to trudne zadanie dla osiemdziesięciu komandosów, którzy nie spotkali się z niemal żadnym oporem – poza tym, że żona bin Ladena, jak twierdzą, rzuciła się w ich kierunku. W społeczeństwach, które uznają pewien stopień szacunku dla prawa, podejrzani są zatrzymywani i doprowadzani przed sąd. Podkreślam podejrzani.

Anarchiści w rządzie – strzał w kolano anarcho-syndykalizmu

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

W lipcu 1936 r., w odpowiedzi na bunt grupy faszystowskich generałów i próbę obalenia Republiki i przejęcia władzy, pracownicy w Barcelonie zastrajkowali i stawili masowy opór. Głównym trzonem ruchu oporu wobec faszystów były zbrojne grupy zorganizowane w dzielnicowe komitety samoobrony, w których skład wchodzili członkowie CNT, FAI i Juventudes Libertarias. Bunt wojska został stłumiony. Jednak pracownicy nie ograniczyli się do samego zwycięstwa w walce z wojskiem. Natychmiast zaczęli organizować społeczną rewolucję i wcielać w życie ideały samorządności pracowniczej. Przejęto zakłady pracy, magazyny, środki transportu. W ciągu kilku dni życie w Barcelonie unormowało się: transport działał jak zawsze, sklepy były otwarte, działały fabryki i systemy łączności.

Stało się to, czego tak się obawiał Lluis Companys, prezydent autonomii Katalońskiej: zbrojna siła CNT stała się zagrożeniem dla burżuazyjnego projektu republiki. Państwo republikańskie zostało rozbite na części, utracony został monopol na przemoc, a część aparatu bezpieczeństwa stanęła po stronie ludu. Nazajutrz po triumfie nad siłami armii, Lluis Companys zaprosił delegatów z CNT i FAI do swojego gabinetu i oświadczył:

„Bez was, faszyści zwyciężyliby w Katalonii. To wy, anarchiści, uratowaliście Katalonię i bardzo wam za to dziękuję. Zdobyliście prawo, by kierować życiem publicznym. Jesteśmy gotowi się wycofać i pozostawić wam całą odpowiedzialność za sytuację.”

Juan Garcia Oliver, członek zbrojnej grupy Los Solidarios, która walczyła z terrorem pracodawców, odmówił. Oświadczył, że Companys musi pozostać na czele rządu i że należy za wszelką cenę utrzymać jedność antyfaszystowską. Całkowita rewolucja była wtedy w zasięgu ręki i państwo mogło zostać całkowicie obalone. Jednak pozostawiono nietknięty szkielet instytucji państwa. Anarchiści uznali, że nie będzie już stanowić zagrożenia. Doniosłe konsekwencje tego błędu objawiły się później.

W tym czasie, faktyczna kontrola nad sytuacją pozostawała w rękach CNT i FAI, a władza rządu nad krajem była całkiem symboliczna. Władza Lluisa Companysa nie rozciągała się dalej niż budynek, w którym mieścił się rząd. Centralne władze w Madrycie skompromitowały się nieumiejętnością powstrzymania buntu wojska i straciły wszelki autorytet. Barcelonę kontrolowały milicje pracownicze, zdominowane przez anarchosyndykalistów. Robotnicy nie potrzebowali urn wyborczych, bo przejąć kontrolę nad życiem społecznym.

Jednak liderzy CNT-FAI postanowili wejść na drogę „demokratycznej współpracy” z republikanami. Uzasadnieniem miała być „skuteczność w walce z faszystami”. Powstał Centralny Komitet Milicji Antyfaszystowskich (CCMA), który miał pilnować porządku w Katalonii i koordynować walkę zbrojną z faszystami na froncie w Saragossie. Był to swego rodzaju surogat rządu, który miał przygotować grunt do pełnego przywrócenia państwa. CNT i FAI zaakceptowały pozostawienie Companysa u władzy i zgodziły się na udział w Komitecie socjalistów z UGT i PSOE, mimo, że mieli wtedy bardzo małe poparcie wśród ludności, w odróżnieniu od cieszących się ogromnym autorytetem anarchistów. Ten manewr miał zapewnić lojalność autorytarnych partii i pozwolić uniknąć - jak to określano - "samobójczej konkurencji". Do komitetu wstąpili m.in. Garcia Oliver, Abad de Santillan i Buenaventura Durruti. CCMA zachowywało pozory ciała rewolucyjnego, ale jednocześnie pozwoliło przetrwać burżuazyjnym strukturom państwowym i przywrócić im siłę.

Czołowe postaci ruchu anarchistycznego zostały wciągnięte w logikę kolaboracji z innymi siłami politycznymi. Rezultatem był szereg kompromisów, który ułatwił wzrost sił kontr-rewolucji i ostatecznie przywrócenie starego państwa. Dzięki istnieniu CCMA, zwolennicy republikańskiej władzy mieli czas, by przejąć inicjatywę z rąk oddolnego ruchu i odzyskać kontrolę nad spontanicznie organizowanymi oddolnymi komitetami zaopatrzeniowymi. Od lipca do września, powstały scentralizowane ciała, które stopniowo przejęły funkcje, takie jak dostawy żywności, wymiar sprawiedliwości i obronność, które wcześniej były całkowicie w rękach lokalnych komitetów rewolucyjnych – tzw. "federacji barykad".

Logika kompromisów i tolerancji dla centralnych organów dowodzenia, doprowadziła w końcu anarchistów do akceptacji idei udziału w rządzie. Pod naciskiem partii ERC, anarchistyczni liderzy zgodzili się na zastąpienie CCMA zrekonstytuowanym rządem. W zamian anarchistom zaproponowano stanowiska rządowe. W dniu 4 listopada 1936 r., do rządu premiera Largo Caballero weszli Juan Garcia Oliver (jako Minister Sprawiedliwości), Juan López (Minister Handlu), Federica Montseny (Minister Zdrowia) i Juan Peiró (Minister Przemysłu). W jednym ze swoich przemówień, Federica Montseny tak uzasadniła udział anarchistów w rządzie:

„Anarchiści weszli do rządu, by nie dopuścić do wykolejenia rewolucji i by mogła toczyć się także po zakończeniu wojny, by sprzeciwiać się zagrożeniu dyktaturą".
W późniejszych latach, zupełnie inaczej patrzyła na ten epizod.

Kierownictwo CNT zapewniało członków organizacji, że ministrowie będą realizować program ich organizacji, "zbiorową wolę większości mas pracujących, wypracowaną na zgromadzeniach ludowych". W dniu, w którym CNT weszło do rządu, Buenaventura Durruti przemawiał w radio. Dokładny zapis przemówienia nie zachował się, wiadomo natomiast, że w niezwykle gwałtownych słowach wyraził przekonanie, że liderom CNT nie uda się zdusić rewolucji pod pretekstem bezzębnego antyfaszyzmu. Dwa tygodnie później, Durruti zginął w niejasnych okolicznościach w czasie oblężenia Madrytu.

Szybko okazało się, że ministrowie poczuwają się do większej lojalności wobec przedstawicieli partii burżuazyjnych wchodzących w skład rządu, niż do swoich macierzystych organizacji anarchistycznych. Na użytek wewnętrzny w CNT-FAI, nadal używali maksymalistycznej retoryki, nazywając nawet struktury rządu "ciałem rewolucyjnym" i twierdząc, że „państwo przestało być siłą, która dzieli społeczeństwo na klasy”. Jednak w tym samym czasie, aktywnie ograniczali zasięg rewolucji, by zachować jedność rządu i "paktu antyfaszystowskiego".

Jednym z pierwszych dekretów nowego rządu była likwidacja lokalnych komitetów rewolucyjnych zdominowanych przez anarchistów. Minister przemysłu, Juan Lopez, wydał dekret, który ograniczał zdobycze kolektywizacji przedsiębiorstw i potwierdzał prawa właścicieli fabryk. Anarcho-syndykalista Joan Porqueras i Fàbregas, który został ministrem gospodarki, apelował do robotników, by powstrzymali się od dalszych wywłaszczeń fabryk.

W pierwszej połowie 1937 r., doły CNT-FAI zaczęły reagować na rządowe ataki na osiągnięcia rewolucji. Opozycja wobec rządu skupiła się w milicjach robotniczych CNT i komitetach rewolucyjnych, które przetrwały pomimo ich oficjalnego rozwiązania. Anarchiści, wraz z członkami POUM, zorganizowali w lutym 1937 r. demonstrację, będącą wyrazem frustracji postawą liderów CNT-FAI, którzy swoimi działaniami doprowadzili do osłabienia siły milicji rewolucyjnych w Katalonii. Przyczyny protestu były też ekonomiczne: kompromisy zawarte przez rząd z obszarnikami ułatwiły spekulację żywnością i spowodowały ogromny wzrost cen, co uderzyło w najbiedniejszych. Wezwanie do „drugiej rewolucji” zostało potraktowane przez rząd jako prowokacja. Nasiliły się starcia milicji anarchistycznych z policją rządową. W kwietniu 1937 r., rząd wydał decyzję o rozbrojeniu milicji, oraz zabronił obchodów święta pierwszego maja. Wzrost napięcia doprowadził do tzw. "dni majowych" - konfrontacji zbrojnej na ulicach Barcelony, pomiędzy państwową policją z jednej strony, a anarchistyczną milicją, POUM i lokalnymi komitetami rewolucyjnymi z drugiej. Robotnicy wznieśli barykady i przejęli kontrolę nad dzielnicami. Policja i zbrojne jednostki należącej do Kominternu partii PSUC kontrolowały tylko budynki rządowe i ich bezpośrednie otoczenie. Ponownie, siły rewolucyjne okazały się silniejsze. Jednak liderzy CNT-FAI przyjęli ugodowe stanowisko i pozostali lojalni wobec rządu w którym uczestniczyli. W wyniku zawartych porozumień, barykady zostały usunięte, a wraz z nimi, siła rewolucyjna CNT-FAI.

Niedługo potem, anarchiści zostali usunięci z rządu. Rząd Katalonii doskonale zdawał sobie sprawę, że bez barykad i komitetów rewolucyjnych, anarchiści byli bezsilni. W ten sposób, liderzy CNT-FAI sami zlikwidowali własny potencjał rewolucyjny i skazali się na porażkę. Pozostałe komitety rewolucyjne zostały wkrótce rozbrojone, wiejskie komuny zostały zniszczone przez wojsko republikańskie pod dowództwem bolszewika Enrique Listera, a rewolucja stała się odległym marzeniem, choć była już w zasięgu ręki.

Federica Montseny przyznała później, że udział w rządzie był zupełną porażką, pomimo takich osiągnięć anarchistycznej minister, jak wprowadzenie bezpłatnej służby zdrowia i legalizacji aborcji. Juan Lopez przyznał, że był bezsilny, gdyż inne stanowiska w rządzie były w rękach socjalistów i komunistów. Reformy Garcia Olivera, m.in. wprowadzenie kary 20 lat więzienia za przechowywanie broni i materiałów wybuchowych, zostały wykorzystane przeciw anarchistom. Abad de Santillan powiedział po latach:

"Wiedzieliśmy, że nasza sprawa nie mogła zwyciężyć bez wygrania wojny. Ale poświęciliśmy rewolucję, nie rozumiejąc, że to poświęcenie oznaczało rezygnację z prawdziwych celów tej wojny."
Masy utraciły entuzjazm i nie miały już o co walczyć. Od początku 1939 r. rozpoczęły się dezercje na masową skalę z armii republikańskiej.

Na podstawie:

Chris Ealham, Anarchism and the City, Revolution and counter-revolution in Barcelona, 1898-1937, AK Press (2010)
Vadim Damier, Anarcho-syndicalism in the 20th Century, Black Cat Press (2009)
Gaston Leval, Espagne Libertaire – 36-39, Editions du Cercle (1971)
Jose Peirats, CNT in the Spanish Revolution, Meltzer Press (2001)

Tekst stanowi drugą część tekstu: Anarchiści w Drugiej Republice Hiszpanii – gorzkie lekcje polityki wyborczej

https://cia.media.pl/hiszpania36

Niewolnictwo naszych czasów - Lew Tołstoj

Gospodarka | Prawa pracownika | Publicystyka | Ubóstwo

Niewolnictwo naszych czasów
Lew Tołstoj

1. Tragarze pracujący trzydzieści siedem godzin

Pewien mój znajomy, który pracuje na kolei, na linii Moskwa – Kursk, w trakcie rozmowy wspomniał, iż mężczyźni ładujący towary na wagę, pracują trzydzieści sześć godzin.
Chociaż w pełni akceptowałem prawdomówność rozmówcy, nie mogłem mu uwierzyć. Myślałem, że myli się lub przesadza, bądź też źle go zrozumiałem.

Jednakże mój znajomy opisał warunki wykonywania tej pracy tak dokładnie, iż nie pozostawało żadnych wątpliwości. Powiedział mi, że na Stacji Kurskiej w Moskwie pracuje dwieście pięćdziesięciu takich tragarzy. Są podzieleni na pięcioosobowe grupy, pracują na akord i otrzymują od rubla do półtorej za każde szesnaście ton załadowanych lub rozładowanych towarów.
Przychodzą rano, pracują cały dzień i całą noc, rozładowując wagony, a kiedy kończy się noc, zaczynają je załadowywać, pracując w ten sposób do wieczora. W ciągu dwóch dób mają jedynie jedną noc na sen.

Ich praca polega na rozładowywaniu i przenoszeniu bali ważących po sto, sto dwadzieścia, a nawet sto pięćdziesiąt kilo. Dwóch ludzi umieszcza bale na plecach pozostałych trzech, którzy je przenoszą. Taką pracą zarabiają mniej niż rubla dziennie. Pracują ciągle, bez świąt.

Opis dany przez mego znajomego był tak drobiazgowy, iż nie można było w niego wątpić. Mimo to postanowiłem zweryfikować fakty osobiście. Udałem się więc na stację towarową.
Znalazłszy mego znajomego na stacji, powiedziałem mu, iż osobiście chciałbym zobaczyć rzeczy, o których mi opowiadał.
- Nikt, komu o tym mówię, nie wierzy mi – powiedziałem.
Nie odpowiadając, mój znajomy krzyknął do kogoś:
- Nikita, chodź tutaj! - Z budynku wyszedł wysoki, przygarbiony robotnik w podartym płaszczu. – Kiedy zacząłeś pracę?
- Kiedy? Wczoraj rano.
- A gdzie spędziłeś ostatnią noc?
- Oczywiście rozładowywałem.
- Pracowaliście w nocy? – upewniłem się.
- Oczywiście.
- A kiedy dzisiaj zaczęliście pracować?
- Rano, a kiedy mieliśmy zaczynać?
- Kiedy skończycie pracę?
- Skończymy, kiedy nam pozwolą!

Podeszło do nas pozostałych czterech robotników z grupy. Wszyscy mieli na sobie tylko zniszczone płaszcze, chociaż panował siarczysty mróz.

Zacząłem wypytywać ich o warunki pracy. Definitywnie zaskoczyłem ich swoim zainteresowaniem tak prostą i naturalną rzeczą, jak trzydziestosześciogodzinny dzień pracy.

Wszyscy pochodzili ze wsi, w większości byli to moi krajanie z Tuły. Niektórzy jednakże przybyli z Oryolu, a inni z Weroneszy. W Moskwie mieszkali w kwaterach; niektórzy ze swoimi rodzinami, ale większość z nich bez rodzin. Ci, którzy przybyli tutaj sami, wysyłali zarobki do domu.

Żywili ich przedsiębiorcy. Jedzenie kosztowało ich dziesięć rubli miesięcznie. Nie zwracali uwagę na post, zawsze jedli mięso.

Ich praca zajmowała im więcej niż trzydzieści sześć godzin, ponieważ sama droga z kwater trwała pół godziny, a poza tym, zawsze trzymano ich w pracy dłużej niż ustalony czas.
Płacąc za wyżywienie, zarabiali w takiej trzydziestosiedmiogodzinnej pracy około dwudziestu pięciu rubli na miesiąc.

Na moje pytanie, dlaczego wykonują tak katorżniczą pracę, odpowiedzieli:
- A do kogo mamy się zwrócić?
- Ale pracować trzydzieści sześć godzin bez przerwy? Czy nie można zorganizować pracy na zmiany?
- Robimy, co się nam każe.
- Tak, ale dlaczego się zgadzacie?
- Zgadzamy się, ponieważ musimy się wyżywić. Jeśli nam się nie podoba, możemy odejść. Jeżeli spóźnisz się choćby o godzinę, twój kontrakt jest zerwany. Dziesięciu ludzi gotowych jest do zajęcia twego miejsca.

Wszyscy z nich byli młodzi, tylko jeden był trochę starszy, może około czterdziestki. Ich twarze były wychudzone, o zmęczonych oczach, jakby byli pijani. Szczególnie uderzył mnie wygląd przygarbionego robotnika, z którym rozmawiałem najpierw – jego oczy pełne były dziwnego znużenia. Spytałem go, czy przypadkiem nie pił dzisiaj.

- Nie piję – odpowiedział w zdecydowany sposób, w jaki niepijący ludzie zawsze odpowiadają na to pytanie. – Również nie palę - dodał.
- A czy inni piją? – zapytałem.
- Tak, to tutaj normalne.
- Praca nie jest lekka, a alkohol zawsze dodaje trochę siły – powiedział starszy robotnik.
Ten mężczyzna pił już tego dnia, ale w ogóle nie dawało się tego zauważyć.
Po rozmowie, poszedłem obserwować pracę.

Przechodząc obok długich rzędów towarów, natknąłem się na robotników, którzy powoli pchali załadowany wagon. Dowiedziałem się później, iż ludzie ci musieli sami umieścić wagon na torach i oczyścić platformę wyładunkową ze śniegu, nie otrzymując za to ani grosza. Zawarte jest to w „Warunkach Zatrudnienia”. Robotnicy ci byli równie obszarpani, jak ci, z którymi rozmawiałem wcześniej. Kiedy umieścili wagon na miejscu, podszedłem i spytałem, kiedy zaczęli pracę i kiedy jedli posiłek.

Powiedzieli mi, że zaczęli pracować o siódmej i właśnie jedli.
- Kiedy kończycie?
- Czasami nie wcześniej niż dziesiąta – odpowiedzieli mężczyźni, jakby chwaląc się swoją wytrzymałością. Widząc moje zainteresowanie ich sytuacją, otoczyli mnie i najprawdopodobniej uważając mnie za inspektora, przekrzykując się nawzajem, przekazali mi swoją główną skargę: mieszkanie, w którym mogli się czasem ogrzać i wyrwać godzinę snu pomiędzy dniem pracy a nocą pracy, było przepełnione. Wszyscy z nich wyrazili wielkie niezadowolenie z tego powodu.
- Czasami gnieździ się tam ze stu ludzi, nie ma się gdzie położyć, nawet miejsca pod półkami są zajęte. Możesz sam zobaczyć, to blisko – usłyszałem.
Pomieszczenie z pewnością nie było wystarczająco duże. W małym pokoiku około sześćdziesięciu osób mogłoby znaleźć miejsce do spania na półkach.

Kilku z mężczyzn weszło ze mną i zaczęło przekrzykiwać się w skargach o ubóstwie kwatery.
Ci ludzie, którzy przy siarczystym mrozie, bez porządnych płaszczy, noszą na plecach stupięćdziesięciokilowe ładunki przez trzydzieści sześć godzin; którzy karmią się zupą, nie wtedy, gdy są głodni, ale kiedy pozwoli im na to nadzorca; którzy mieszkają w warunkach gorszych niż konie pociągowe – wydawało się dziwne, że ci ludzie skarżyli się tylko na złe warunki pomieszczenia, do którego przychodzili się ogrzać. Jednakże, choć na początku wydawało mi się to dziwne, kiedy zrozumiałem głębiej ich sytuację, to pojąłem, jaką mękę czują ci ludzie, którzy nigdy nie otrzymują dość snu, zawsze pozostający na granicy zamarznięcia, kiedy zamiast odpoczynku i ogrzania się, muszą spać na brudnej podłodze pod półkami, gdzie w dusznym, cuchnącym powietrzu, stają się jeszcze słabsi i bardziej złamani.

Być może tylko podczas tej nędznej godziny próżnych wysiłków odpoczynku i snu, boleśnie zdają sobie sprawę ze straszliwości tej trzydziestosześciogodzinnej, niszczącej życie pracy, i dlatego właśnie oburzają się tak pozornie nieznaczącymi okolicznościami, jak zatłoczenie pomieszczenia.

Przyjrzałem się jeszcze kilku grupom przy pracy, porozmawiałem z kilkoma robotnikami, i po usłyszeniu od nich tej samej historii, wróciłem do domu, przekonany teraz, iż mój znajomy mówił prawdę.

Było prawdą, iż dla utrzymania się, ludzie uważający się za wolnych, uważali za konieczne podjęcie się pracy, do której za czasów niewolnictwa, żaden pan, jakkolwiek okrutny, nie wysłałby swoich niewolników. Nie mówiąc już o właścicielu niewolników; nawet dorożkarz nie zmusiłby konia do takiej pracy, gdyż koń kosztuje pieniądze i marnotrawstwem byłoby zmuszenie go do takiej nadmiernej pracy, która skróciłaby życie tego wartościowego zwierzęcia.

2. Obojętność społeczeństwa na zagładę ludzi

Zmuszać ludzi do pracy przez trzydzieści siedem godzin bez przerwy jest nie tylko okrutne, ale i nieekonomiczne. A jednak takie nieekonomiczne marnowanie ludzkiego życia ma ciągle miejsce wokół nas.

Naprzeciwko domu, w którym mieszkam, stoi fabryka jedwabiu, wybudowana z użyciem najnowocześniejszych ulepszeń. Pracuje tam i mieszka około trzech tysięcy kobiet i siedmiuset mężczyzn. Siedząc teraz w moim pokoju, słyszę nieprzerwany zgiełk maszyn i wiem, bo tam byłem, co oznacza ten hałas. Trzy tysiące kobiet stoi przez dwanaście godzin dziennie przy krosnach, w ogłuszającym zgiełku; nawijając, odwijając, układając jedwabne nici, aby stworzyć jedwabne tkaniny. Wszystkie kobiety, oprócz tych, które dopiero co przybyły ze wsi, mają niezdrowy wygląd. Większość z nich prowadzi niemoralne i nieumiarkowane życie. Prawie wszystkie, zamężne, czy niezamężne, kiedy tylko urodzi się im dziecko, wysyłają je bądź na wieś, bądź też do schroniska dla podrzutków, gdzie osiemdziesiąt procent z nich ginie. Ze strachu o utratę zatrudnienia matki wracają do pracy już pierwszego albo najwyżej trzeciego dnia po porodzie.

Z tego, co wiem, od dwudziestu lat dziesiątki tysięcy młodych, zdrowych kobiet rujnuje sobie życie i życie swoich dzieci, aby produkować aksamit i inne jedwabne rzeczy.

Wczoraj spotkałem młodego mężczyznę o kulach, mocno zbudowanego, ale okaleczonego. Pracował wcześniej jako niewykwalifikowany robotnik z taczkami, ale poślizgnął się i doznał wewnętrznego urazu. Wszystko co miał, wydał na wiejskie znachorki i doktorów. Teraz od ośmiu lat jest bezdomny, żebrząc na chleb, skarżąc się, iż Bóg nie ześle mu śmierci.

Jak wiele jest takich ofiar życiowych, o których albo nic nie wiemy, albo nie zwracamy uwagi, uważając ich istnienie za nieuniknione.

Znam ludzi pracujących przy wielkich piecach w odlewni żelaza w Tule, którzy co dwa tygodnie dostają jedną niedzielę wolną i pracują po dwadzieścia cztery godziny w jednym ciągu, to znaczy po przepracowaniu całego dnia, pracują też całą noc. Widziałem tych ludzi. Wszyscy piją wódkę, żeby utrzymać energię i jasne jest, że tak jak ci tragarze na kolei, szybko wyczerpią kapitał swego życia.

Co z tym wszystkimi ludźmi, którzy zatrudnieni są w innych, jawnie szkodliwych zawodach: w fabrykach szkła, papieru, zapałek, tytoniu, na kopalniach czy jako czyściciele szamba?
Istnieją angielskie statystyki mówiące, że średnia życia wśród ludzi z klas wyższych wynosi pięćdziesiąt pięć lat, a wśród ludzi pracujących w niezdrowych warunkach dwadzieścia dziewięć.

Wiedząc o tym – a nie da się nie wiedzieć – my, którzy korzystamy z pracy kosztującej ludzkie życia, wydawałoby się, iż nie powinniśmy, jeśli nie jesteśmy bestiami w ludzkiej skórze, zaznać chwili spokoju. Prawda jednak jest taka, że my, zamożni ludzie, liberałowie i humanitaryści, bardzo wrażliwi na cierpienia nie tylko ludzi, ale i zwierząt, nieprzerwanie korzystamy z takiej pracy i próbujemy wzbogacić się coraz bardziej przez coraz większe korzystanie z taniej pracy. I jesteśmy całkowicie spokojni.

Na przykład, dowiedziawszy się o trzydziestosiedmiogodzinnej pracy tragarzy i ich niewygodnym pokoju, natychmiast wysyłamy tam inspektora, który dostaje pokaźną pensję i zakazujemy pracować tym ludziom więcej niż dwanaście godzin, pozbawiając robotników jednej trzeciej ich zarobków, zmuszamy też kolej do postawienia dużego, wygodnego budynku dla robotników. Następnie z doskonale spokojnym sumieniem kontynuujemy wysyłanie i otrzymywanie towarów za pomocą tej kolei i ciągle otrzymujemy wpływy i korzyści z dzierżawy domów i ziemi. Dowiadując się, że kobiety i dziewczęta w fabryce jedwabiu, żyjąc z dala od rodzin, rujnują swoje życia i życia ich dzieci; że ponad połowa praczek czyszczących, krochmalących i pracujących nasze ubrania oraz drukarzy drukujący nasz książki i dokumenty, choruje na gruźlicę, wzruszamy tylko ramionami i mówimy, że przykro nam, iż tak jest, ale nie możemy nic temu zaradzić. I z czystym sumieniem kupujemy jedwab, nosimy wykrochmalone ubrania i czytamy poranną gazetę. Martwimy się godzinami pracy ekspedienta w sklepie, jeszcze bardziej martwimy się długimi godzinami, jakie nasze dzieci spędzają w szkole, surowo zakazujemy furmanom zmuszania koni do dźwigania ogromnych ciężarów, a nawet organizujemy humanitarne zabijanie bydła w rzeźni. Ale jak zadziwiająco ślepi jesteśmy, kiedy pojawia się kwestia tych milionów robotników, którzy powoli i często boleśnie giną dookoła nas przy pracy, której owoce używamy dla naszej wygody i przyjemności.

3. Usprawiedliwienie istniejącego systemu za pomocą nauki

To zadziwiające zaślepienie, które opadło ludzi z naszego kręgu, może tylko wyjaśnić fakt, że kiedy ludzie zachowują się źle, zawsze wymyślają filozofię życia, według której ich złe czyny wcale nie są złymi czynami, lecz tylko rezultatem niezmiennych praw pozostających poza ich kontrolą. W dawnych czasach można było znaleźć taki punkt widzenia w teorii, iż istnieje nieprzenikniona i niezmienna wola Boga, która umieściła pewnych ludzi w pokornej sytuacji ciężkiej pracy, a innych na wzniosłej pozycji czerpania radości z dobrych rzeczy w życiu.

Napisano na ten temat wielką ilość książek i wygłoszono tysiące kazań. Przyglądano się temu z każdej możliwej strony. Udowodniono, że Bóg stworzył różne rodzaje ludzi: niewolników i panów, i że oboje powinni być zadowoleni ze swojej pozycji. Udowodniono też, że niewolnikom będzie lepiej na tamtym świecie, a następnie pokazano, że chociaż niewolnicy są niewolnikami i mają takimi pozostać, ich sytuacja nie będzie wcale zła, jeżeli panowie będą dla nich dobrzy. Po wyzwoleniu niewolników próbowano udowodnić, że Bóg obdarzył bogactwem określoną grupę ludzi, aby mogła ona użyć część tego bogactwa na dobre cele, dlatego nie ma nic złego w tym, że jedni ludzie są bogaci, a inni biedni.

Wyjaśnienie to zadawalało biednych i bogatych (szczególnie bogatych) przez długi czas. Nadszedł jednak czas, że przestało ono wystarczać, szczególnie biednym, którzy zaczęli rozumieć swoją sytuację. Pojawiła się potrzeba nowych wyjaśnień. I we właściwym czasie pojawiły się. Przyszły w formie nauki: ekonomii politycznej, która ogłosiła, iż odkryła prawa regulujące podział pracy i dystrybucję produktów klasy pracującej. Według tej nauki prawa te są następujące: podział pracy i korzystanie z jej produktów zależy od popytu i podaży, kapitału, płacy, wartości i zysku – generalnie od niezmiennych praw rządzących ekonomicznym działaniem ludzkości.

Wkrótce napisano nowe książki i pamflety, wygłoszono mnóstwo wykładów, traktatów, kazań i ciągle pisze się góry książek i wygłasza wykłady, równie mgliste i niezrozumiałe, jak teologiczne kazania. Spełniają one swój cel, to znaczy wyjaśniają istniejący porządek rzeczy w sposób usprawiedliwiający unikanie pracy przez jednych i wykonywanie jej przez innych.

Prawda jest taka, iż dla udowodnienia tej pseudonauki, która ma jakoby wyjaśnić powszechny porządek całego świata, zbadano jedynie sytuację ludzi małego kraju, w wyjątkowych okolicznościach, to znaczy Anglii w końcu XVIII i początki XIX stulecia. Fakt ten wcale nie powstrzymał nikogo przed przyjęciem za autentyczne rezultatów tych badań, które obecnie są przyczyną niekończących się dysput pomiędzy ludźmi studiującymi tę naukę. Co do jednego jej założenia zgodni są wszyscy: relacje międzyludzkie są uwarunkowane nie przez to, co ludzie uważają za dobre lub złe, ale przez ich zyskowność dla osób znajdujących się na korzystnej pozycji.

Przyjmuje się za niepodważalną prawdę, że jeśli w społeczeństwie pojawia się wielu złodziei i rabusiów, którzy zabierają robotnikom owoce ich pracy, dzieje się tak nie dlatego, ponieważ złodzieje i rabusie czynią źle, ale ponieważ takie są nieuniknione prawa ekonomiczne. Można je zmieniać tylko powoli, przez ewolucyjny proces wskazany przez naukę, dlatego też zgodnie z zasadami nauki, ludzie należący do klasy złodziei, rabusiów i paserów, mogą w spokoju nadal używać rzeczy zdobytych za pomocą rabunku i złodziejstwa.

Chociaż większość ludzi w naszym świecie nie zna szczegółów tych uspakajających wyjaśnień naukowych, podobnie jak nie znała wyjaśnień teologicznych dotyczących ich pozycji w średniowieczu, wie jednak, że istnieją, wie iż uczeni mądrzy ludzie przekonywująco udowodnili i ciągle udowadniają, iż istniejący porządek rzeczy jest taki, jaki powinien być, dlatego też możemy spokojnie w nim żyć, nie próbując go zmieniać.

Tylko w taki sposób mogę wytłumaczyć zadziwiające zaślepienie dobrych ludzi naszego społeczeństwa, którzy szczerze pragną poprawienia sytuacji zwierząt, ale bez wyrzutów sumienia pożerają życia swoich ludzkich braci.

4. Założenie nauki ekonomicznej, iż wszyscy rolnicy muszą wejść w system fabryczny

Teoria, iż jest wolą boską, że jedni ludzie są własnością innych, zadawalała ludzi przez bardzo długi czas. Jednakże teoria ta, przez usprawiedliwianie okrucieństwa, doprowadziła do takiej eskalacji okrucieństwa, że wzbudziła opór i wątpliwości, co do jej prawdziwości.

Tak więc teraz, z teorią, że ekonomiczna ewolucja prowadzona przez nieuniknione prawo robi postęp, w wyniku którego niektórzy ludzie muszą zwiększać kapitał, a inni muszą pracować całe życie, aby zwiększyć ten kapitał, przygotowując się w międzyczasie do obiecanej komunalizacji środków produkcji – ta teoria, sprawiając iż jedni ludzie stali się jeszcze okrutniejsi dla innych, zaczyna, szczególnie pomiędzy prostymi ludźmi, nieogłupionymi jeszcze przez naukę, budzić pewne wątpliwości.

Widzimy na przykład tragarzy niszczących swoje życia, pracując trzydzieści siedem godzin, kobiety w fabrykach i pralniach, drukarzy, czy wszystkich tych ludzi żyjących w ciężkich, nienaturalnych warunkach, monotonnej, ogłupiającej i niewolniczej pracy, i naturalnie pytamy: co doprowadziły tych ludzi do takiego stanu? Jak ich z niego uwolnić? Nauka odpowiada, iż ludzie ci są w takiej sytuacji, ponieważ kolej należy do tego przedsiębiorstwa, fabryka jedwabiu do tego gentelmana, odlewnie, fabryki, drukarnie i pralnie do kapitalistów, i że stan rzeczy naprawi się przez formowanie związków zawodowych i towarzystw spółdzielczych, organizowanie strajków, branie udziału w działaniach rządu, coraz bardziej wpływając na panów i rząd, dopóki robotnik najpierw nie zdobędzie krótszych godzin i większych zarobków, a ostatecznie, aż środki produkcji nie przejdą w jego ręce – a wtedy wszystko będzie dobrze! W międzyczasie wszystko jest takie, jakie ma być, nie ma więc potrzeby niczego zmieniać.

Taka odpowiedź musi być dla nieuczonego człowieka, a szczególnie dla naszego rosyjskiego ludu czymś zaskakującym. Po pierwsze, jeśli chodzi o tragarzy, robotnice fabryczne, czy miliony innych robotników wykonywających ciężką, niezdrową i ogłupiającą pracę, to czy posiadanie środków produkcji przez kapitalistę wyjaśnia cokolwiek? Rolnicze środki produkcji tych ludzi, którzy teraz pracują na kolei, nie zostały zajęte przez kapitalistów – mają oni ziemię, konie, pługi, brony i wszystko konieczne do uprawy ziemi. Również kobiety pracujące w fabrykach nie zostały zmuszone do pracy przez pozbawienie ich narzędzi produkcji, ale wręcz przeciwnie – opuściły domy (najczęściej wbrew woli starszych członków rodziny), gdzie potrzebna była ich praca i gdzie posiadały narzędzia produkcji.

Miliony robotników w Rosji i innych krajach są w podobnej sytuacji. Więc przyczyny nędznej pozycji robotników nie można znaleźć w zagarnięciu środków produkcji przez kapitalistów. Przyczyna musi przede wszystkim leżeć w tym, co wypiera ich ze wsi. Po drugie, wyzwolenie robotników z tego stanu rzeczy, nawet w tej odległej przyszłości, w której nauka obiecuje im wyzwolenie, nie może być osiągnięte ani przez skrócenie godzin pracy, ani przez zwiększenie zarobków, czy obiecane uspołecznienie środków produkcji.

Te rzeczy nie mogą poprawić ich sytuacji, ponieważ nieszczęście robotników, czy to na kolei, czy w fabryce jedwabiu i każdej innej fabryce i warsztacie, nie leży w krótszych, czy dłuższych godzinach pracy (chłopi czasami pracują osiemnaście godzin dziennie i uważają się za szczęśliwych), w niskich zarobkach, w fakcie, iż kolej, czy fabryka nie należy do nich, ale w tym, że muszą pracować w szkodliwych, nienaturalnych warunkach, często niebezpiecznych dla życia, mieszkają w barakach, w miastach, prowadząc życie pełne pokus i niemoralności oraz muszą z przymusu pracować dla innych.

Ostatnio zmniejszono godziny pracy i zwiększono zarobki, ale nie polepszyło to sytuacji robotników - jeżeli weźmiemy pod uwagę nie luksusowe rzeczy, jak zegarki na łańcuszku, jedwabne chusteczki, tytoń, wódkę, wołowinę i piwo, ale ich dobrobyt, zdrowie, moralność, a przede wszystkim ich wolność.

W fabryce jedwabiu, o której mam pewną wiedzę, dwadzieścia lat temu praca była wykonywana głównie przez mężczyzn, którzy pracowali czternaście godzin dziennie, zarabiali około piętnastu rubli na miesiąc i wysyłali pieniądze swoim rodzinom na wsi. Obecnie prawie całą pracę wykonują kobiety, pracując jedenaście godzin, niektóre zarabiają dwadzieścia pięć rubli na miesiąc (średnia ponad piętnaście rubli) i przeważnie nie wysyłają pieniędzy do domu, ale wydają wszystko, co zarobią, tutaj, głównie na stroje, pijaństwo i nierząd. Zmniejszenie godzin pracy tylko zwiększa czas, jaki spędzają w tawernach.

To samo ma miejsce we wszystkich fabrykach i warsztatach. Wszędzie, pomimo zmniejszenia godzin pracy i zwiększenia zarobków, zdrowie robotników jest gorsze niż chłopów, średnia ich wieku jest mniejsza, moralność zepsuta, co musi nastąpić, kiedy wyrwie się ludzi z warunków najbardziej przychylnych moralności – od życia rodzinnego i swobodnej, zdrowej, zróżnicowanej i zrozumiałej pracy na roli.

Bardzo możliwe, iż, jak zakładają niektórzy ekonomiści, przy krótszych godzinach pracy, większych zarobkach i lepszych warunkach sanitarnych w warsztatach i fabrykach, zdrowie i moralność robotników polepszy się w porównaniu z poprzednimi warunkami robotników fabrycznych. Możliwe jest też, iż ostatnio pozycja robotników jest lepsza pod względem zewnętrznych warunków, niż pozycja ludności wiejskiej. Dzieje się tak (i to tylko w niektórych miejscach) jednak dlatego, iż rząd i społeczeństwo, pod wpływem założeń nauki, robi wszystko, co możliwe, aby polepszyć pozycję ludności fabrycznej kosztem ludności wiejskiej.

Jeżeli warunki życia robotników w niektórych miejscach są (choć tylko w zewnętrznych aspektach) lepsze niż warunki życia chłopów, pokazuje to jedynie, iż za pomocą różnego rodzaju restrykcji można uczynić życie nieszczęśliwym w wydawałoby się najlepszych warunkach zewnętrznych, i że nie ma takiej sytuacji, jakkolwiek nienaturalnej i złej, do jakiej człowiek by się nie przyzwyczaił, jeżeli pozostanie w niej przez kilka pokoleń.

Nieszczęście pozycji robotnika fabrycznego i generalnie pracownika miejskiego nie polega na długich godzinach pracy i małych zarobkach, lecz na fakcie, iż pozbawiony jest on naturalnych warunków życia w kontakcie z naturą, iż pozbawiony jest wolności i zmuszony jest do obowiązkowego, monotonnego znoju dla kogoś innego.

Dlatego odpowiedź na pytanie dlaczego robotnicy znajdują się w nędznej sytuacji i jak można ją poprawić, nie leży w tym, że kapitaliści posiadają środki produkcji i że warunki życia robotników poprawią się przez zmniejszenie godzin pracy, zwiększenie zarobków i uspołecznienie środków produkcji.

Odpowiedź na to pytanie musi opierać się na wskazaniu przyczyn, które pozbawiły robotników naturalnych warunków życia w kontakcie z naturą i popchnęły ich do niewoli fabrycznej. Należy wskazać środki do uwolnienia robotników z potrzeby porzucania swobodnego życia wiejskiego na rzecz niewolniczego życia w fabryce.

Dlatego pytanie, dlaczego robotnicy miejscy znajdują się w nieszczęśliwej sytuacji, przede wszystkim zawiera w sobie pytanie: jaki powód popchnął ich do opuszczenia wsi, gdzie żyli ich przodkowie, gdzie ciągle żyją ludzie im podobni? I co popycha ich do pracy wbrew swojej woli w fabrykach?

Jeżeli istnieją robotnicy, jak w Anglii, Belgii czy Niemczech, którzy od pokoleń utrzymują się z pracy w fabryce, nawet oni nie żyją w ten sposób z wyboru, ale ponieważ ich ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie zostali w jakiś sposób zmuszeni do zamiany życia wiejskiego, które kochali, na ciężkie życie w fabrykach i miastach. Karol Marks mówi, że chłopi najpierw zostali zmuszeni do opuszczenia ziemi przemocą, zostali wyrzuceni i zmuszeni do włóczęgostwa. Następnie byli torturowani, przypalani rozpalonym żelazem, biczowani, aby zmusić ich do bycia najemną siłą roboczą. Dlatego wydawałoby się, że pytanie, jak uwolnić robotników z ich nieszczęsnej sytuacji, powinno naturalnie prowadzić do pytania, jak zlikwidować te przyczyny, które zepchnęły i ciągle spychają rolników z pozycji, którą uważają za dobrą, i popychają ich do sytuacji, którą uważają za złą.

Nauka ekonomiczna, chociaż wskazuje przyczyny, które wypchnęły chłopów ze wsi, nie zajmuje się pytaniem, jak usunąć te przyczyny, ale skierowuje całą swoją uwagę na poprawę sytuacji robotników w istniejących fabrykach, przyjmując, iż pozycja robotników w tych fabrykach jest czymś nienaruszalnym, czymś, co należy utrzymać wszelkim kosztem, dla tych, którzy już są w fabrykach i tych, którzy jeszcze nie zostawili życia wiejskiego.

Ponadto ekonomiczna nauka jest tak pewna, że wszyscy chłopi muszą stać się robotnikami miejskimi, chociaż wszyscy mędrcy i poeci świata zawsze twierdzili, iż ideał ludzkiego życia leży w życiu na wsi; chociaż wszyscy, jeszcze niezdeprawowani robotnicy, zawsze przekładają pracę rolniczą nad jakąkolwiek inną; chociaż praca fabryczna jest zawsze niezdrowa i monotonna, podczas gdy praca na roli jest zdrowa i zróżnicowana; chociaż praca na roli jest wolna - rolnik uprawia ziemię i odpoczywa zgodnie ze swoją rolą, natomiast praca fabryczna, nawet jeśli fabryka należałaby do robotników, zawsze jest przymusowa, zależna od maszyn; chociaż praca w fabryce jest wtórna, a praca na roli fundamentalna (bez niej nie mogłyby istnieć fabryki) – mimo to nauka ekonomiczna nie tylko głosi, że nie ma dla chłopów żadnej szkody w przeprowadzce ze wsi do miasta, ale nawet oni sam jej pragną i dążą do niej.

5. Dlaczego uczeni ekonomiści głoszą nieprawdę?

Bez względu na to, jak niesprawiedliwe jest założenie ludzi nauki, iż dobrobyt ludzkości musi opierać się na tym, co jest głęboko wstrętne ludzkim uczuciom – na monotonnej, przymusowej pracy fabrycznej – ludzie nauki przedstawiają to ewidentnie niesprawiedliwe twierdzenie tak, jak w dawnych czasach teologowie przedstawiali równie niesprawiedliwe założenie, iż niewolnicy i ich panowie są stworzeniami różnego rodzaju, a nierówność ich pozycji w tym świecie zostanie im zrekompensowana w następnym.

Przyczyną tego ewidentnie niesprawiedliwego twierdzenia jest fakt, że ci, którzy formułowali i formułują prawa naukowe, należą do zamożnej klasy i są tak przyzwyczajeni do korzystnych warunków, w jakich żyją, że nie dopuszczają do siebie myśli, iż społeczeństwo mogłoby istnieć w innych warunkach. Warunki życia, do jakich przyzwyczajone są zamożne klasy, opierają się na obfitej produkcji artykułów potrzebnych dla ich wygody i przyjemności; a rzeczy te można osiągnąć tylko dzięki istnienia fabryk i pracy zorganizowanej tak, jak teraz. Dlatego dyskutując o poprawie sytuacji robotników, ludzie nauki, należący do zamożnej klasy, zawsze rozważają tylko takie poprawki, które nie naruszą systemu fabrycznej produkcji, z którego odnoszą korzyść.

Nawet najbardziej postępowi ekonomiści – socjaliści – którzy żądają dla robotników całkowitej kontroli środków produkcji, oczekują produkcji tych samych, bądź też podobnych artykułów, jakie produkuje się teraz, tym samym przedłużając istnienie obecnego lub podobnego systemu fabrycznego z obecnym podziałem pracy.

Różnica, jak ją sobie wyobrażają, będzie polegała jedynie na tym, że w przyszłości wszyscy ludzie będą mogli cieszyć się wygodami, jakimi teraz cieszą się zamożni. Mgliście wyobrażają sobie, że wraz z komunalizacją środków produkcji, również oni – ludzie nauki i klasy rządzące w ogólności, będą wykonywali jakąś pracę, ale głównie jako menadżerowie, projektanci, naukowcy i artyści. Nigdy nie odpowiadają na pytanie, kto będzie musiał nosić maskę w kopalniach ołowiu, kto będzie musiał być palaczem, górnikiem, czyścicielem szamba, bądź też przepowiadają, że nastąpi taki rozwój techniki, iż nawet praca w szambie i w kopalni będzie przyjemnym zajęciem. Tak wyobrażają sobie przyszłą sytuację ekonomiczną, zarówno w utopiach, takich jak Bellamy’ego, jak i w pracach naukowych.

Według ich teorii wszyscy robotnicy przyłączą się do związków zawodowych i stowarzyszeń, będą kultywować solidarność przez związki, strajki, udział w parlamencie, aż nie wezmą w posiadanie wszystkich środków produkcji oraz ziemi. A kiedy to się stanie, będą tak dobrze karmieni, tak dobrze ubrani, będą wyjeżdżać na urlop, że będą woleli życie w mieście, pośród budynków z cegieł i dymiących kominów, od wolnego życia na wsi, wśród roślin i zwierząt, będą woleli monotonną, dobrze uregulowaną mechaniczną pracę od zróżnicowanej, zdrowej i swobodnej pracy wiejskiej.

Chociaż to oczekiwanie jest równie nieprawdopodobne, jak oczekiwanie teologów, mówiące o niebie, które czeka robotników za ich pracę tutaj, to jednak wykształceni i uczeni ludzie w naszym społeczeństwie wierzą w te dziwne nauki tak samo, jak kiedyś mądrzy, uczeni ludzie wierzyli w niebo, jako nagrodę dla robotnika za pracę tutaj. Wykształceni ludzie i ich uczniowie wierzą w to, ponieważ muszą w to wierzyć. Stoi przed nimi taki oto dylemat: mogą albo zobaczyć, że wszystkie te rzeczy, z których korzystają w życiu: od kolei do zapałek i papierosów, reprezentują pracę opłaconą życiem wielu ich bliźnich, i nie biorąc udziału w tym znoju, a jedynie korzystając z niego, są bardzo niegodziwymi ludźmi, albo też muszą wierzyć, że wszystko to dzieje się dla korzyści ogółu, zgodnie z niezmiennymi prawami ekonomii. W tym właśnie leży wewnętrzna, psychologiczna przyczyna, zmuszająca ludzi nauki, ludzi mądrych i wykształconych, ale nie oświeconych, do uporczywego wygłaszania tak oczywistej nieprawdy, jak ta, że robotnicy, dla swojego własnego dobra powinni zostawić szczęśliwe i zdrowe życie w kontakcie z naturą, i zrujnować swoje ciało i duszę w fabrykach i warsztatach.

6. Bankructwo ideału socjalistycznego

Nawet jednak przyjmując założenie (ewidentnie bezpodstawne i sprzeciwiające się ludzkiej naturze), że lepiej jest ludziom mieszkać w mieście i wykonywać przymusową, mechaniczną pracę w fabrykach, zamiast żyć na wsi i swobodnie wykonywać swoje rzemiosło, pozostaje idea, do której według naukowców prowadzi ekonomiczna ewolucja, w której to idei leży nierozwiązywalna sprzeczność. Ideał wygląda tak, że robotnicy, stając się właścicielami środków produkcji, osiągną wygody i przyjemności, którymi obecnie cieszą się zamożni ludzie. Wszyscy robotnicy będą dobrze ubrani, dobrze odżywieni, będą mieszkali w wygodnych domach, przechadzać się po asfaltowych, oświetlonych ulicach, chodzić na koncerty i do teatru, czytać gazety i książki, jeździć samochodami. Jednakże, aby każdy korzystał z tych rzeczy, należy rozdzielić produkcję i w konsekwencji zadecydować, jak długo ma pracować każdy robotnik. W oparciu o co podejmie się tę decyzję?

Statystyki mogą pokazać, jakkolwiek niedoskonale, czego wymagają ludzie w społeczeństwie spętanym przez kapitał, przez pragnienie. Ale żadna statystyka nie pokaże granicy tego pragnienia, ani jakie artykuły potrzebne są, aby zadowolić pragnienia społeczeństwa, w którym środki produkcji będą należeć do społeczeństwa, w którym ludzie będą wolni.

Nie można określić potrzeb takiego społeczeństwa. Zawsze będą one nieskończenie przewyższać możliwość ich spełnienia. Każdy będzie chciał mieć bogactwa, które posiadają obecnie najbogatsi. Dlatego niemożliwe jest zdefiniowanie ilości dóbr, które takie społeczeństwo będzie wymagało.
Ponadto, jak skłonić ludzi do pracy przy produkcji artykułów, które niektórzy uważają za konieczne, a inni za zbędne, a nawet szkodliwe?

Jeżeli uzna się za konieczne, aby każdy pracował powiedzmy sześć godzin dziennie, aby spełnić wymagania społeczeństwa, kto w wolnym społeczeństwie może zmusić człowieka do tej sześciogodzinnej pracy, jeżeli będzie on wiedział, iż część tego czasu musi poświęcić na wytwarzanie rzeczy, które uważa za niepotrzebne, a nawet szkodliwe?

Nie da się zaprzeczyć, że przy obecnym stanie rzeczy, najbardziej zróżnicowane artykuły produkowane są z wielkim ekonomicznym wysiłkiem, dzięki maszynom, a szczególnie dzięki podziałowi pracy, który jest wielce subtelny i został doprowadzony do najwyższej doskonałości. Te artykuły przynoszą korzyść wytwórcom i są bardzo wygodne i przyjemne w użyciu. Jednakże fakt, że artykuły te są dobrze zrobione, wyprodukowane przy małym wysiłku ludzkim, przynoszą korzyść kapitalistom i są dla nas wygodne, nie świadczy o tym, że wolny człowiek, bez przymusu będzie chciał kontynuować ich produkcję. Nie ma wątpliwości, że Krupp, przy obecnym podziale pracy, wytwarza godne podziwu działa, robiąc to szybko i doskonale; N.M. bardzo szybko i umiejętnie produkuje materiały jedwabne; X.Y. i Z. wytwarzają perfumy, pudry i laminowane talie kart; K. produkuje whisky o różnych smakach. Niewątpliwie zarówno dla tych, którzy potrzebuję tych artykułów, jak i dla tych, którym przynoszą one zysk, wszystko to jest wielce korzystne. Jednakże działa, perfumy i whisky potrzebne są tym, którzy chcą przejąć kontrolę nad chińskimi rynkami, chcą się opić albo zależy im na cerze. Są jednak ludzie, uważający te rzeczy za szkodliwe. Zawsze będą istnieć ludzie, dla których wystawy, akademie, piwo, wołowina są niepotrzebne, a nawet szkodliwe. Jak zmusić ich do udziału w produkcji tych artykułów?

Nawet jeśli znajdą się środki, dzięki którym wszyscy zgodzą się wytwarzać pewne artykuły (chociaż takich środków nie ma i nie może być – oprócz przymusu), kto w wolnym społeczeństwie, bez kapitalistycznej produkcji, współzawodnictwa i prawa popytu i podaży, będzie decydował, które artykuły są ważniejsze? Które będą produkowane najpierw, a które na drugim miejscu? Czy najpierw mamy wybudować kolej syberyjską i umocnić Port Arthur, a następnie polepszyć drogi w kraju, czy też na odwrót? Co ma być pierwsze – elektryfikacja, czy zbudowanie systemu irygacyjnego? Następnie pojawia się kolejne pytanie: którzy ludzie mają wykonywać określoną pracę? Oczywiście ludzie będą woleć sianokosy od pracy w fabryce i czyszczenia szamba. Jak przy podziale pracy sprawić, aby ludzie doszli do porozumienia?

Żadne statystyki nie odpowiedzą na te pytania. Rozwiązanie może być jedynie teoretyczne: można powiedzieć, że pewnych ludzi obdarzy się władzą regulowania tych spraw. Jedni ludzie będą decydować, a inni wykonywać rozkazy.

Oprócz pytań dotyczących rozdzielania i kierowania produkcją i wyborem pracy, kiedy dojdzie do komunalizacji środków produkcji, pojawi się inne, najważniejsze pytanie, dotyczące stopnia podziału pracy, który należałoby ustanowić w społeczeństwie zorganizowanym socjalistycznie. Obecny podział pracy uwarunkowany jest potrzebami robotników. Robotnik zgadza się spędzić swoje życie pod ziemią, wytwarzać jedną setną cząstkę produktu całe życie, czy też poruszać ręką w górę i w dół, pośród hałasu maszynerii całe życie, ponieważ w przeciwnym wypadku nie będzie posiadał środków do życia. Kiedy robotnik będzie w posiadaniu środków produkcji i nie będzie w potrzebie, tylko przymusem można będzie skłonić go do przyjęcia takich ogłupiających, niszczących duszę warunków życia, w jakich pracuje teraz. Podział pracy jest niewątpliwie bardzo zyskowny, ale jeżeli ludzie będą wolni, podział pracy będzie możliwy tylko do pewnego, bardzo ograniczonego stopnia.

Jeżeli jeden człowiek zajmuje się głównie szewstwem, jego żona przędzie, inny człowiek uprawia ziemię, jeszcze inny jest kowalem, i osiągnąwszy zręczność w swoim fachu, następnie wymieniają się wytworzonymi przez siebie artykułami – taki podział pracy jest korzystny dla wszystkich i wolni ludzie naturalnie podzielą pracę w ten sposób. Natomiast podział pracy, w którym jeden człowiek wykonuje jedną setną produktu, albo kotłowy pracujący przy 40 stopniach Fahrenheita, bądź duszący się w trujących gazach – taki podział pracy jest niekorzystny, ponieważ zwiększając produkcję niepotrzebnych artykułów, niszczy to, co najcenniejsze – życie człowieka. Dlatego też obecny podział pracy może istnieć tylko pod przymusem. Dodbertus mówi, iż komunistyczny podział pracy jednoczy ludzkość. To prawda, ale odnosi się to jedynie do wolnego, dobrowolnie przyjętego podziału pracy.

Jeżeli jednak niezależnie od pragnień robotników, a czasami nawet wbrew tym pragnieniom, buduje się strategiczne koleje, Wieżę Eiffel’a, czy głupoty wypełniające Wystawę Paryską, i jeden robotnik musi wydobyć żelazo, inny wykopać węgiel, trzeci wykonać odlewy, czwarty wyciąć drzewa, piąty pociąć je, nie mając najmniejszego pojęcia, na co potrzebne są te rzeczy, taki podział pracy nie tylko nie jednoczy ludzkości, ale ją dzieli.

Dlatego przy komunalizacji środków produkcji, jeżeli ludzie będą wolni, przyjmą podział pracy tylko do takiego stopnia, do jakiego dobro z niego wynikające przeważy nad złem. A ponieważ każdy człowiek naturalnie widzi dobro w różnorodności i zwiększeniu zakresu swego działania, obecny podział pracy będzie niemożliwy w wolnym społeczeństwie.

Przyjąć, że wraz z komunalizacją środków produkcji, ciągle będzie istniała taka obfitość rzeczy, jakie obecnie produkuje się dzięki przymusowemu podziałowi pracy, to tak, jakby uważać, że po wyzwoleniu chłopów pańszczyźnianych, ciągle będą istnieć prywatne orkiestry i teatry, ręcznie wykonywane dywany oraz wymyślne ogrody utrzymywane przez chłopów. Dlatego też założenie, że wraz ze spełnieniem ideału socjalistycznego, każdy będzie wolny i równocześnie będzie miał do swojej dyspozycji wszystko, bądź prawie wszystko, z czego korzystają obecnie klasy zamożne, zawiera w sobie oczywistą sprzeczność.

7. Kultura czy wolność?

Powtarza się obecnie to, co działo się podczas istnienia poddaństwa. Większość panów i ludzi z zamożnych klas, jeżeli już przyznało, iż pozycja chłopów pańszczyźnianych jest niezadawalająca, to zgadzało się tylko na takie zmiany, które nie pozbawiłyby ich zysku. Teraz ludzie z zamożnych klas, przyznając, iż sytuacja robotników nie jest w najmniejszym stopniu satysfakcjonująca, proponują dla jej polepszenia jedynie takie środki, które nie pozbawią bogaczy ich korzyści. Tak, jak w przeszłości bogaci panowie mówili o „ojcowskim autorytecie”, a ludzie, jak Gogol, radzili panom, aby byli dobrzy dla chłopów pańszczyźnianych i troszczyli się o nich, nie tolerując przy tym idei wyzwolenia, uważając ją za szkodliwą i niebezpieczną, tak samo dzisiaj większość zamożnych ludzi radzi pracodawcom dbać o robotników w miejscu pracy, nie dopuszczając jednak myśli o takiej zmianie systemu ekonomicznego, która wyzwoliłaby robotników.

I tak, jak wówczas postępowi liberałowie, uważając poddaństwo za część niezmiennego porządku, naciskali na rząd, aby ograniczył władzę panów, tak i liberałowie dnia dzisiejszego, uznając obecny porządek za coś niezmiennego, naciskają na rząd, aby ograniczył władzę kapitalistów i producentów. Tak jak wówczas najbardziej postępowi ludzie żądali wyzwolenia chłopów pańszczyźnianych, tworząc przy tym projekt, który uzależniał chłopów od prywatnych właścicieli ziemskich, lub narzucał im daniny i podatki od ziemi, tak i teraz najbardziej postępowi ludzie żądają wyzwolenia robotników spod władzy kapitalistów i uspołecznienia środków produkcji, równocześnie zostawiając robotników w systemie obecnego podziału pracy, który jakoby musi pozostać niezmieniony. Zasady nauki ekonomicznej, które – bez bliższej analizy – przyjmują ludzie z zamożnych klas, uważający się za oświeconych i postępowych, wydają się na powierzchni liberalne, a nawet radykalne, zawierając atak na bogate klasy społeczeństwa. W swej istocie jednak nauki te są konserwatywne i okrutne do najwyższego stopnia. Ludzie nauki i zamożne klasy pragną za wszelką cenę utrzymać obecny system dystrybucji i podziału pracy, który czyni możliwym produkcję wielkiej ilości dóbr przez nich używanych. Istniejący porządek ekonomiczny jest nazywany kulturą przez ludzi nauki i popierające ich klasy zamożne. I w tej kulturze, z jej kolejami, telegrafami, telefonami, fotografią, promieniami Rentgena, szpitalami, wystawami, a głównie w dostępnych wygodach, widzą oni coś tak świętego, nienaruszalnego, że nie pozwalają ani na myśl o zmianie, która mogłaby to wszystko zniszczyć, czy choćby zagrozić małej części tych zdobyczy. Według tej nauki można zmienić wszystko, poza tym, co nazywają kulturą. Staje się coraz bardziej oczywiste, że kultura ta może istnieć tylko wtedy, kiedy zmusza się robotników do pracy. Mimo to ludzie nauki są tak pewni, że ta kultura jest najwyższym błogosławieństwem, iż bezczelnie głoszą przeciwność tego, co kiedyś mówili puryści: fiat justitia, pereat mundis (Niech stanie się sprawiedliwość, nawet jeśli zginąć by miał świat). Mówią teraz: fiat cultura, pereat justitia (Zachowajmy kulturę, nawet za cenę sprawiedliwości). Nie tylko tak mówią, ale i tak działają. Wszystko można zmienić, w praktyce i w teorii, oprócz kultury, oprócz tego, co dzieje się w warsztatach i fabrykach, a szczególnie oprócz tego, co sprzedaje się w sklepach.

Mi jednak wydaje się, że oświeceni ludzie, wyznający chrześcijańskie prawo braterstwa i miłości bliźniego, powinni głosić coś przeciwnego.

Światło elektryczne, telefony, wystawy są wspaniałe, podobnie jak piękne ogrody, koncerty, przedstawienia, cygara, samochody, ale niechby wszystko to zginęło, wraz z kolejami, fabrycznym perkalem i ubraniami, jeśli dla ich wytworzenia konieczne jest, aby dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi żyło w niewolnictwie i tysiącami ginęło w fabrykach, w których produkuje się te artykuły. Jeżeli dla oświetlenia Londynu lub Petersburga, dla wybudowania wystawy, dla szybkiej i obfitej produkcji ubrań, trzeba kilka choćby żyć poświęcić, zrujnować, skrócić – a statystyki pokazują jak wiele żyć jest zniszczonych – to niech Londyn i Petersburg będzie oświetlany przez gaz, niech raczej nie będzie wystaw, malunków, wytwornych ubrań. Aby tylko nie było niewolnictwa, aby nie niszczono życia. Mottem prawdziwie oświeconych ludzi nie jest fiat cultura, pereat justitia, ale fiat justitia, pereat cultura.

Jednakże kultura, pożyteczna kultura, nie zostanie zniszczona. Z pewnością ludzie nie będą zmuszeni powrócić do uprawy ziemi patykami, albo oświetlania domów pochodniami. Nie na darmo ludzkość, ze swoim niewolnictwem, osiągnęła tak wielki postęp w sprawach technicznych. Jeżeli tylko zrozumiemy, że nie wolno nam poświęcać życia naszych braci dla naszej przyjemności, stanie się możliwe korzystanie z technicznych udogodnień, nie niszcząc ludzkich żyć. Będzie można ułożyć życie w ten sposób, żeby wszyscy korzystali z tych metoda, dających kontrolę nad naturą, i nikt nie będzie musiał być niewolnikiem.

8. Niewolnictwo istnieje wśród nas

Wyobraźcie sobie człowieka przybyłego z kraju całkiem różnego od naszego, człowieka nie znającego naszej historii ani praw. Przypuśćmy, że pokazawszy mu różne aspekty naszego życia, zapytalibyśmy go, jaka była największa różnica, jaką zauważył w życiu ludzi naszego świata. Główną różnicą, jaką zauważyłby taki człowiek, byłoby to, iż pewni nieliczni ludzie mają czyste, białe dłonie, są dobrze odżywienia, ubrani, mieszkają w wygodnych domach oraz wykonują bardzo mało pracy, albo nawet w ogóle nie pracują, lecz poświęcają cały czas zabawie, wykorzystując na nią owoce milionów dni pracy innych ludzi, którzy są zawsze brudni, chodzą w łachmanach, mało jedzą, mają brudne ręce i od rana do wieczora, a czasami nawet i w nocy pracują niestrudzenie na tych, którzy ciągle się bawią.

Nawet jeżeli trudno jest zaznaczyć wyraźną granicę pomiędzy dzisiejszymi niewolnikami i panami, nawet jeśli pomiędzy niewolnikami dnia dzisiejszego niektórzy są niewolnikami tylko tymczasowo, a z czasem zostaną panami, są też osoby będące równocześnie niewolnikami i panami – to zacieranie się różnic w miejscu zetknięcia tych dwóch klas nie zmienia faktu, że ludzie naszych czasów podzieleni są na niewolników i panów, tak samo definitywnie, jak pomimo istnieniu świtu i zmierzchu, każda doba dzieli się na dzień i noc.

Chociaż współczesny właściciel niewolników nie posiada niewolnika Johna, którego może wysłać do czyszczenia szamba, ma za to pięć szylingów, których setki Johnów potrzebują tak bardzo, że współczesny właściciel niewolników może sobie wybrać jednego spośród setek osób i być dobroczyńcą, pozwalając takiemu Johnowi wejść do szamba i posprzątać odchody.

Niewolnikami naszych czasów są nie tylko robotnicy w fabrykach i warsztatach, którzy muszą zaprzedać się całkowicie we władzę fabryki bądź odlewni, aby żyć. Są nimi też prawie wszyscy rolnicy, pracując nieprzerwanie, aby hodować czyjąś kukurydzę, na czyimś polu, zbierając ją do czyjegoś spichrza, bądź też uprawiając własną ziemię po to tylko, aby oddać bankierowi odsetki od długów, których nie mogą spłacić. Niewolnikami są wszyscy ci niezliczeni lokaje, kucharze, pokojówki, tragarze, dorożkarze, kąpielowi, kelnerzy, itd., którzy całe swoje życie wypełniają obowiązki niezgodne z naturą ludzkiej istoty, obowiązki, których sami nie znoszą.

Niewolnictwo istnieje w pełnym rozkwicie, ale nie dostrzegamy tego; tak jak pod koniec osiemnastego stulecie w Europie nie dostrzegano niewolnictwa chłopów pańszczyźnianych.

Ludzie w tamtych czasach uważali, iż pozycja ludzi zmuszanych do posłuszeństwa i uprawy ziemi dla swoich panów jest naturalnym, nieuniknionym, ekonomicznym warunkiem życia i nie nazywali tego niewolnictwem.

Tak samo jest z nami: współcześni ludzie uważają pozycję robotników za naturalny, nieunikniony, ekonomiczny warunek życia i nie nazywają tego niewolnictwem.

Tak samo jak pod koniec osiemnastego wieku, ludzie Europy zaczęli po trochę rozumieć, że to, co wydawało się naturalną i nieuniknioną formą ekonomicznego życia – pozycja chłopów całkowicie zależnych od swoich panów – jest niewłaściwe, niesprawiedliwe i niemoralne, i zaczęli żądać zmiany, tak i teraz ludzie zaczynają rozumieć, iż sytuacja płatnych robotników i klasy pracującej w ogóle, choć kiedyś wydawała się czymś właściwym i normalnym, nie jest tym, czym powinna być i wymaga zmiany.

Kwestia niewolnictwa naszych czasów jest obecnie w takiej samej fazie, w jakiej kwestia poddaństwa była w Europie pod koniec osiemnastego wieku, a w Rosji, podobnie jak niewolnictwo w Ameryce, w połowie dziewiętnastego wieku.

Niewolnictwo robotników w naszych czasach zaczyna być dopiero dostrzegane przez ludzi postępowych, większość jednak osób jest przekonana, że niewolnictwo wśród nas nie istnieje.

Powodem, dla którego ludzie nie rozumieją sytuacji, jest fakt, że w Rosji, jak i w Ameryce, dopiero niedawno zniesiono niewolnictwo. W rzeczywistości jednak zniesienie poddaństwa i niewolnictwa było jedynie zniesieniem przestarzałej formy niewolnictwa, która stała się już niepotrzebna i zastąpienie jej mocniejszą formą niewolnictwa, która trzyma w niewoli większą liczbę ludzi. Zniesienie poddaństwa i niewolnictwa podobne jest do tego, co Tatarzy i mieszkańcy Krymu robili z jeńcami. Rozcinali im podeszwy stóp i posypywali rany kolcami. Zrobiwszy to, uwalniali ich z więzów. Zniesienia poddaństwa w Rosji i niewolnictwa w Ameryce, chociaż usunęło poprzednią metodę niewolnictwa, nie tylko nie zniosło tego, co było jego sednem, ale uwolniło niewolników dopiero wtedy, kiedy kolce na stopach doprowadziły do powstania strupów i można było mieć pewność, iż więźniowie nie uciekną po zdjęciu z nich kajdanów. Mieszkańcy północnych stanów Ameryki odważnie domagali się zniesienia poprzedniej formy niewolnictwa, ponieważ wśród nich pokazało już moc więzienia ludzi nowe niewolnictwo – finansowe. Mieszkańcy stanów południowych nie dostrzegali jeszcze wyraźnych oznak nowego niewolnictwa, dlatego też nie zgodzili się na zniesienie jego starej formy.

W Rosji zniesiono poddaństwo dopiero wtedy, kiedy zawłaszczono już całą ziemię. Po przekazaniu ziemi chłopom okazało się, że była obciążona opłatami, które zastąpiły niewolnictwo ziemskie. W Europie zniesiono podatki trzymające ludzi w niewoli dopiero wtedy, kiedy utracili całą swoją ziemię, odzwyczaili się od pracy na roli i zasmakowawszy życia w mieście, stali się całkowicie zależni od kapitalistów. Dopiero wtedy w Anglii zniesiono podatek od uprawy kukurydzy. Teraz w Niemczech i w innych krajach próbują znieść podatki nałożone na robotników i nałożyć je na bogatych, ponieważ i tak większość ludzi jest już w rękach kapitalistów. Jedna forma niewolnictwa zostaje zniesiona dopiero wtedy, kiedy ustanowiona jest już następna. Istnieje wiele takich form, i jeśli nie jedna, to druga (a czasami kilka na raz) utrzymuje ludzi w niewoli, umieszczając ich w takiej sytuacji, iż mała cząstka ludzkości ma pełną władzę nad pracą i życiem większości. W tym zniewoleniu leży główna przyczyna nieszczęśliwych warunków życia ludzi. Dlatego poprawienie sytuacji robotników musi opierać się na tym: po pierwsze należy przyznać, iż niewolnictwo istnieje wśród nas, i to nie w jakimś metaforycznym sensie, ale jak najbardziej dosłownie – niewolnictwo utrzymujące większość ludzi we władzy mniejszości. Po drugie, należy znaleźć przyczyny zniewolenia jednych ludzi przez drugich. A po trzecie, znalazłszy te przyczyny, należy je zniszczyć.

9. Czym jest niewolnictwo?

Na czym polega niewolnictwo naszych czasów? Jakie siły czynią z ludzi niewolników? Jeżeli spytamy wszystkich robotników w Rosji, w Europie, w Ameryce, w różnych sytuacjach, w których pracują zarobkowo, w miastach i wsiach – dlaczego wybrali sytuację, w jakiej żyją – wszyscy odpowiedzą, iż zostali do niej zmuszeni; ponieważ nie mieli ziemi, na której mogliby pracować i mieszkać (taka będzie odpowiedź wszystkich robotników rosyjskich i wielu europejskich), bądź też z powodu bezpośrednich i pośrednich podatków, które musieli płacić, a które mogli spłacać jedynie wynajmując się do pracy, albo też pozostają w życiu fabrycznym dlatego, iż wciągnęły ich luksusowe przyzwyczajenia, które mogą zaspokoić jedynie sprzedając swoją pracę i wolność.

Dwa pierwsze warunki: brak ziemi i podatki popychają ludzi do przymusowej pracy, podczas gdy trzeci: zwiększające się, niezaspokojone potrzeby wabią go i utrzymują w niewoli.

Możemy wyobrazić sobie, iż da się uwolnić ziemię z rąk prywatnych właścicieli, stosując plan Henry George’a, i w ten sposób można pozbyć się pierwszej przyczyny niewolnictwa. Możemy również, oprócz planu Pojedynczego Podatku, wyobrazić sobie bezpośrednie zniesienie podatków, które teraz stosuje się w niektórych krajach. Jednakże w obecnym porządku ekonomicznym bogaci przyjmują coraz więcej luksusowych, często szkodliwych zwyczajów życia, i zwyczaje te po trochę przechodzą do niższych klas, będących w kontakcie z bogaczami, jak woda wcieka w suchą ziemię, i potrzeby te stają się tak konieczne dla robotników, że aby je zaspokoić, będą gotowi sprzedać swoją wolność.

Tak więc trzeci warunek, chociaż jest dobrowolny i wydawałoby się, iż człowiek może oprzeć się pokusie, i chociaż nauka nie potwierdza, że jest to przyczyna nieszczęśliwej sytuacji robotników, jest najsilniejszym powodem niewolnictwa.

Robotnicy żyjący blisko bogatych ludzi często zarażają się nowymi potrzebami i udaje im się uzyskać środki do zaspokojenia tych potrzeb tylko do takiego stopnia, do jakiego poświęcą na ich zdobycie najbardziej intensywny wysiłek. Dlatego robotnicy w Ameryce i w Anglii, choć czasami zarabiają dziesięć razy więcej, niż potrzebują na swoje utrzymanie, pozostają takimi samymi niewolnikami, jak przedtem.

Trzy przyczyny, jak wyjaśniają sami robotnicy, składają się na niewolnictwo, w którym żyją, i historia oraz ich sytuacja potwierdzają prawdziwość tego wyjaśnienia.

Wszyscy robotnicy zostali umieszczeni w obecnej sytuacji i są w niej utrzymywani z tych trzech przyczyn. Osaczeni tymi przyczynami ze wszystkich stron ludzie nie mogą uciec od zniewolenia. Chłop, który nie ma ziemi lub posiada jej niewiele, zawsze będzie zmuszony do stałego bądź okresowego niewolnictwa, aby w ogóle móc się wyżywić z ziemi. Jeśli w jakiś sposób zdobędzie dosyć ziemi, aby wyżywić się z pracy na roli, żąda się od niego takich podatków (pośrednich lub bezpośrednich), że aby je spłacić, znów musi zostać niewolnikiem.

Jeżeli chce uniknąć niewolnictwa, przestaje uprawiać rolę i żyjąc na czyjejś ziemi zaczyna zajmować się rzemiosłem i wymieniać wytwory swojej pracy na rzeczy, które potrzebuje, a wtedy z jednej strony podatki, a z drugiej współzawodnictwo kapitalistów produkujących podobne artykuły, ale z wyższym poziomem produkcji, zmuszają go do tymczasowego bądź trwałego oddania się w niewolę kapitaliście. Pracując dla kapitalisty może ustanowić z nim swobodną relację i nie musi być zobowiązany do sprzedania swojej wolności, jednakże nowe potrzeby, które przyswoił, pozbawiają go takiej możliwości. Więc w ten czy inny sposób robotnik jest zawsze niewolnikiem – tych, co kontrolują podatki, ziemię i produkty konieczne do zaspokojenia jego potrzeb.

10. Prawa dotyczące podatków, ziemi i własności

Niemieccy socjaliści nazwali połączenie warunków zmuszających robotników do podporządkowania się kapitalistów, żelaznym prawem płacy, sugerując słowem „żelazne”, iż prawo to jest niezmienne. Ale w sytuacji tej nie ma nic niezmiennego; warunki te są jedynie rezultatem ludzkich praw dotyczących podatków, ziemi i przede wszystkim rzeczy zaspakajających nasze potrzeby, czyli głównie praw dotyczących własności. Prawa są ustanawiane i uchylane przez ludzkie istoty. Tak więc to nie jakieś „żelazne” prawo, lecz prawo stworzone przez człowieka jest przyczyną niewolnictwa. Niewolnictwo naszych czasów jest w oczywisty i definitywny sposób rezultatem ludzkich ustaw dotyczących ziemi, podatków i własności. Istnieje zestaw praw, według których prywatne osoby mogą mieć w posiadaniu jakąkolwiek ilość ziemi i mogą przekazywać ją jako spadek bądź sprzedawać. Według innego zestawu praw każdy musi płacić podatki i wymaga się tego od niego bezdyskusyjnie. Trzeci zestaw praw głosi, iż jakakolwiek ilość artykułów, zdobyta jakimkolwiek sposobem, może stać się absolutną własnością osób, w których posiadaniu się znajdują. Jako konsekwencja tych praw istnieje niewolnictwo.

Jesteśmy tak przyzwyczajeni do tych praw, że wydają nam się równie konieczne i naturalne dla ludzkiego życia, jak w dawniejszych czasach prawa dotyczące niewolnictwa i poddaństwa. Wydaje się, iż niemożliwa jest jakakolwiek wątpliwość co do ich potrzeby i sprawiedliwości, nie widzimy w nich nic niewłaściwego. Jednakże, tak jak przyszedł czas, że ludzie dostrzegłszy zgubne efekty poddaństwa, zakwestionowali sprawiedliwość i potrzebę praw, które je utrzymywały, tak i teraz, kiedy szkodliwe konsekwencje obecnego systemu ekonomicznego stają się oczywiste, ludzie mimowolnie kwestionują sprawiedliwość i nieuniknioność ustawodawstwa dotyczącego ziemi, podatków i własności.

Ludzie pytali kiedyś: czy właściwe jest, aby jedni ludzie należeli do innych, nie posiadając nic i oddając wszystkie owoce pracy swemu panu? Więc teraz musimy zadać sobie pytanie: czy właściwe jest, iż ludziom nie wolno używać ziemi uznawanej za własność innych ludzi? Czy właściwe jest, żeby ludzie oddawali pod postacią podatków część owoców swojej pracy? Czy właściwe jest, że ludziom nie wolno używać artykułów uznawanych za własność innych ludzi?

Czy właściwe jest, że ludziom nie wolno używać ziemi należącej do innych, którzy jej nie uprawiają?

Mówi się, iż prawo to zostało ustanowione, ponieważ prawo własności ziemi jest podstawowym warunkiem rozkwitu rolnictwa i jeśli nie istniałaby przekazywana przez pokolenia prywatna własność, ludzie wyrzucaliby się nawzajem z zajmowanej ziemi i nikt nie uprawiałby zajmowanej przez siebie ziemi. Czy to prawda? Odpowiedź znajdziemy w historii i w czasach dzisiejszych. Historia pokazuje, że prawo własności ziemi nie wyrosło z pragnienia zabezpieczenia tytułu własności ziemi, lecz było rezultatem zagarnięcia wspólnej ziemi przez zdobywców i rozdzielenia jej pomiędzy tych, którzy zdobywcom służyli. Więc prawa własności ziemi nie zostały ustanowione dla inspiracji chłopów. Fakty dnia dzisiejszego pokazują błędność założenia, iż prawo własności ziemi chroni ludzi pracujących na roli przed utratą ziemi, którą uprawiają. W rzeczywistości ma miejsce coś przeciwnego. Prawo własności ziemi, z którego najbardziej skorzystali wielcy właściciele ziemscy, sprawiło, iż ogromna większość chłopów musi uprawiać czyjąś ziemię, z której mogą zostać wyrzuceni zgodnie z kaprysem człowieka, który jej nie uprawia. Obecne prawo własności ziemi z pewnością nie chroni prawa chłopów do cieszenia się owocami ich pracy, a wręcz przeciwnie, jest sposobem pozbawiania chłopów ziemi, na której pracują i przekazywania jej tym, którzy nie pracują. Dlatego prawo to z pewnością nie jest środkiem polepszenia rolnictwa, ale przeciwnie – pogarsza je.

Mówi się o podatkach, że ludzie muszą je płacić, ponieważ ustanowione zostały za powszechnym, choć milczącym przyzwoleniem wszystkich, a ponadto używa się ich na projekty publiczne, dla korzyści wszystkich. Czy to prawda?

Odpowiedź na to pytanie można znaleźć zarówno w historii jak i w faktach dnia dzisiejszego. Historia pokazuje, że podatki nigdy nie były wprowadzane za powszechną zgodą, ale wręcz przeciwnie – pojawiały się w konsekwencji faktu, iż pewni ludzie, doszedłszy do władzy nad innymi ludźmi za pomocą podbojów lub innych środków, zmusili ich do płacenia daniny, przeznaczonej nie na potrzeby publiczne, lecz na ich własne. I to samo ma miejsce dzisiaj. Podatki pobierane są przez ludzi, którzy mają władzę. Jeżeli nawet w czasach dzisiejszych część tej daniny, nazywanej podatkami, używana jest dla celów publicznych, najczęściej te publiczne cele są raczej szkodliwe dla większości ludzi.

Na przykład w Rosji jedna trzecia całego dochodu chłopa zabierana jest na podatki, lecz tylko jedna piąta dochodu państwowego przeznaczona jest na pewien rodzaj edukacji, która ogłupiając ludzi, szkodzi im więcej niż przynosi korzyści. Pozostałe pieniądze z podatków przeznaczane są na niepotrzebne, szkodliwe ludziom rzeczy, jak zbrojenie wojska, budowanie kolei strategicznych, fortów, więzień, bądź wspieranie duchowieństwa i sądownictwa oraz na wypłaty dla osób zajmujących się ściąganiem podatków.

To samo ma miejsce nie tylko w Persji, Turcji i Indiach, ale we wszystkich chrześcijańskich i konstytucyjnych państwach i republikach demokratycznych: zabiera się pieniądze większości ludzi, bez względu na to, czy tego chcą, czy nie, i zbiera się nie tyle, ile jest potrzebne, ale ile tylko można wyciągnąć od ludzi (wiemy jak działają Parlamenty i jak mało dbają o wolę ludzi), po czym nie używa się tych pieniędzy dla wspólnej korzyści, ale na rzeczy uważane przez klasy rządzące za konieczne dla nich: na wojny na Kubie i na Filipinach, na grabież bogactw Transwaalu, itd. Tak więc wyjaśnienie, iż ludzie muszą płacić podatki, ponieważ są one wprowadzone za ogólną zgodą i używa się ich dla powszechnej korzyści, jest równie nieprawdziwe, jak inne wyjaśnienie – że prawo prywatnej własności ziemi zostało ustanowione dla wspierania rolnictwa.

Czy to prawda, że ludzie nie powinni używać rzeczy koniecznych dla zaspokojenia ich potrzeb, jeżeli rzeczy te należą do innych ludzi?

Przyjęte jest, iż prawo własności zostało ustanowione, aby upewnić się, że nikt nie zabierze robotnikowi produktów jego pracy. Czy to prawda?

Wystarczy popatrzeć, jak to wygląda w naszym świecie i w którym miejscu własność chronione jest ze szczególną surowością, aby przekonać się jak fakty całkowicie stoją w sprzeczności z tym wyjaśnieniem.

W naszym społeczeństwie, w konsekwencji prawa własności zdobytych artykułów, ma miejsce to właśnie, czemu to prawo miało zapobiec: wszystkie artykuły wytwarzane przez ludzi pracujących, są zabierane i przejęte w posiadanie przez ludzi, którzy ich nie wytwarzają.

Tak więc założenie, że prawo własności zapewnia robotnikom możliwość cieszenia się owocami ich pracy jest w oczywisty sposób jeszcze bardziej nieprawdziwe, niż założenie dotyczące prawa własności ziemi, i oparte jest na tej samej sofistyce. Sytuacja wygląda tak, iż najpierw owoc pracy robotników jest im zabierany niesprawiedliwie i brutalnie, a następnie wchodzi prawo ogłaszające, iż rzeczy te są absolutną własnością tych, którzy je ukradli.

Własność, na przykład w fabryce, zdobyta poprzez serię oszustw i za pomocą wykorzystywania robotników, jest uważana za rezultat pracy i uznaje się ją za świętość. Jednakże życia robotników zniszczone przy pracy w tej fabryce oraz sama ich praca nie są uważane za własność właściciela fabryki, jeżeli korzystając z faktu, że są w potrzebie, związał ich kontraktem uznawanym za legalny. Setki tysięcy buszli kukurydzy zabranym chłopom za pomocą lichwy i serii wymuszeń są uznawane za własność kupca. Kukurydza hodowana przez chłopa jest uznawana za własność kogoś innego, kto odziedziczył ziemię od dziadka albo pradziadka, który z kolei zabrał tę ziemię chłopom. Mówi się, iż prawo na równi chroni własność przemysłowca, kapitalisty, właściciela ziemskiego, robotnika oraz chłopa. Równość kapitalisty i robotnika jest jak równość dwóch żołnierzy, z których jeden ma związane ręce, a drugi ma broń, ale wobec których bezstronnie stosuje się w czasie walki te same zasady.

Tak więc wszystkie wyjaśnienia dotyczące tych trzech rodzajów praw, będących powodem niewolnictwa, są równie nieprawdziwe, jak wyjaśnienia potwierdzające poprzednio konieczność poddaństwa. Te trzy zestawy praw są niczym więcej jak ustanowieniem nowej formy niewolnictwa, która zastąpiła starą formę. Poprzednio ludzie ustanowili prawa pozwalające jednym ludziom kupować i sprzedawać innych ludzi, posiadać ich i zmuszać do pracy. To było niewolnictwo. Obecnie ustanowiono prawa zabraniające ludziom używania ziemi, którą uważa się za własność kogoś innego, zmuszające ich do płacenia podatków, oraz nie pozwalające na używanie rzeczy uznawanych za własność innych – i to jest niewolnictwo naszych czasów.

11. Prawa – przyczyna niewolnictwa

Powodem niewolnictwa naszych czasów są trzy zestawy praw: prawa dotyczące ziemi, podatków i własności. Dlatego wszystkie próby poprawienia sytuacji robotników w nieunikniony (choć nieświadomy) sposób skierowane są przeciwko tym trzem prawom.

Jedni ludzie chcieliby znieść podatki ciążące na klasie pracującej i przenieść je na bogatych; inni proponują zniesienia prawa prywatnej własności ziemi – próby w tym kierunku odbywają się w Nowej Zelandii, w jednym z amerykańskich stanów, ograniczenie prawa właścicieli ziemskich w Irlandii jest ruchem w tym samym kierunku; trzeci rodzaj ludzi (socjaliści) proponuje uwspólnienie środków produkcji, opodatkowanie dochodów i spadków, oraz ograniczenie praw kapitalistycznych pracodawców. Wydawałoby się, iż w ten sposób można zmienić ustawy prawne będące przyczyną niewolnictwa, tym samym znosząc same niewolnictwo. Musimy jednak przyjrzeć się bliżej warunkom i rezultatom, do których doprowadzi zniesienie tych ustaw. Zdamy sobie wtedy sprawę, iż zastępując po prostu jeden niewolniczy zestaw praw innymi, stwarzamy jedynie nową postać niewolnictwa. Na przykład ci, którzy znoszą obowiązki podatkowe dla biednych, przenosząc ciężar płacenia podatków na bogatych, muszą utrzymać prawa na których opiera się prywatna własność ziemi, środków produkcji i innych towarów, na które zostanie przeniesiony ciężar podatkowy. Utrzymanie praw dotyczących ziemi i własności utrzymuje robotników w niewolnictwie wobec właścicieli ziemskich i kapitalistów, pomimo faktu, że robotnicy byliby zwolnieni z podatków. Ci, którzy jak Henry George i jego zwolennicy, znieśliby prawa prywatnej własności ziemi, proponują nowe prawa narzucające obowiązkową opłatę dzierżawy ziemi. Ta obowiązkowa dzierżawa doprowadzi do nowej formy niewolnictwa, ponieważ człowieka zmuszonego płacić dzierżawę lub jednorazowy podatek, może dotknąć nieurodzaj lub inne nieszczęście. W takiej sytuacji będzie musiał pożyczyć pieniądze od kogoś, kto je posiada, w ten sposób znów wpadając w niewolę. Ci, którzy jak socjaliści, chcą znieść prawa prywatnej własności ziemi i środków produkcji, nie tylko utrzymają prawa dotyczące podatków, ale ponadto będą musieli wprowadzić prawa pracy przymusowej – to znaczy będą musieli przywrócić niewolnictwo w jego prymitywnej, pierwotnej formie.

Więc w ten, czy inny sposób, wszystkie praktyczne i teoretyczne próby odrzucenia pewnych praw utrzymujących pewną postać niewolnictwa, zawsze wprowadzały nowe ustawy, które zastępowały starą formę niewolnictwa nową, świeżą.

Przypomina to sytuację, w której strażnik więzienny przenosi łańcuch z szyi więźnia na jego ręce, a z rąk na nogi, bądź też zamienia łańcuch na zamki i kraty. Wszystkie „ulepszenia” losu robotników zawsze były tego rodzaju.

Prawa pozwalające panu na zmuszanie niewolników do pracy zostały zastąpione przez prawa pozwalające panu na posiadanie całej ziemi. Prawa pozwalające, aby ziemia stała się prywatną własnością panów, mogą zostać zastąpione przez prawa podatkowe, przenoszące kontrolę nad podatkami w ręce panów. Prawa podatkowe mogą zostać zastąpione przez inne, broniące prawa własności towarów i środków produkcji. Prawa utrzymujące własność ziemi i środków produkcji mogą – jak proponuje się to teraz – zostać zastąpione przez prawo przymusowej pracy (socjalizm - przypisek tłumacza).

Oczywiste jest więc, iż zniesienie jednej formy prawodawstwa, na którym opiera się niewolnictwo naszych czasów, czy to dotyczące podatków, własności ziemi, własności towarów użytkowych, środków produkcji, nie zniszczy niewolnictwa, ale jedynie zniesie jedną z jego postaci, natychmiast zastępując je nową, tak jak stało się to w przypadku zniesienia tradycyjnego niewolnictwa, poddaństwa, czy zniesienia podatków. Nawet zniesienie tych trzech grup praw na raz nie zniszczy niewolnictwa, a jedynie doprowadzi do powstania nowych, dotąd nie znanych jego form, które już teraz stają się widoczne i ograniczają wolność pracy przez wprowadzanie praw dotyczących godzin pracy, wieku i stanu zdrowia robotników, jak również żądających obowiązkowego chodzenia do szkoły, obowiązkowych ubezpieczeń na emeryturę i wypadki, etc. Wszystko to jest niczym innym, jak okresem przejściowym przygotowującym nową, jeszcze niewypróbowaną postać niewolnictwa.

Tak więc staje się oczywiste, iż istota niewolnictwa nie leży w tych trzech korzeniach praw, na jakich się opiera, nie leży nawet w tym, czy tamtym konkretnym prawie, ale w fakcie samego istnienia prawodawstwa – w fakcie, iż istnieją ludzie mający władzę ustanawiania korzystnych dla nich praw. Tak długo, jak będą istnieć tacy ludzie, tak długo będzie trwało niewolnictwo.

Dawniej opłacało się posiadanie niewolników; ustanowiono więc prawa dotyczące niewolników. Później korzystne stało się posiadanie ziemi i zbieranie podatków; wprowadzono więc odpowiednie prawa. Obecnie opłaca się utrzymywanie istniejącego kierunku i podziału pracy; wprowadzane są więc prawa zmuszające ludzi do pracy w obecnym systemie. Jak widzimy fundamentalną przyczyną niewolnictwa jest prawodawstwo – fakt istnienia ludzi mających władzę ustanawiania praw. Czym jest prawodawstwo? Skąd bierze się władza ustanawiania praw?

12. Istotą prawodawstwa jest zorganizowana przemoc

Czym jest prawodawstwo? I co daje ludziom władzę ustanawiania praw? Istnieje cała nauka, nawet bardziej starożytna, kłamliwa i zawiła niż ekonomia polityczna. Jej zwolennicy przez wieki napisali miliony książek (przeważnie zaprzeczających sobie nawzajem), aby odpowiedzieć na te pytania. Celem tej nauki, tak samo jak ekonomii politycznej, nie jest wyjaśnienie tego, co istnieje teraz i co powinno istnieć, ale raczej dowodzenie, iż to, co teraz istnieje, powinno istnieć. W tej nauce prawoznawstwa znajdujemy wiele rozpraw na temat praw, podmiotu i przedmiotu, idei państwa oraz innych, podobnych rzeczy, niezrozumiałych zarówno dla ucznia, jak i nauczyciela. Nie dostajemy jednak jasnej odpowiedzi: czym jest prawodawstwo?

Według nauki, prawodawstwo jest wyrazem woli ogółu, jednakże skoro ci, którzy łamią prawo, bądź też przestrzegają go jedynie ze strachu przed karą są o wiele liczniejsi od tych, którzy pragną go przestrzegać, to oczywiste jest, iż ustawodawstwa nie można uznać za wyraz woli ogółu.

Istnieją na przykład prawa zabraniające uszkadzania słupów telegraficznych, nakazujące szacunek pewnym ludziom, dotyczące przymusowej służby wojskowej, bycia ławnikiem w sądzie, zakazujące przewożenia pewnych dóbr przez określone granice państwowe albo używania ziemi należącej do kogoś innego, zakazujące podrabiania pieniędzy, używania pewnych artykułów należących do kogoś innego i wiele, wiele innych.

Wszystkie te prawa są skrajnie skomplikowane i zostały ustanowione z najbardziej różnorodnych powodów, ale ani jedno z nich nie wyraża woli ogółu. Wszystkie te prawa mają jedną, wspólną cechę – jeśli ktoś nie będzie ich przestrzegał, to ci, którzy je ustanowili, wyślą uzbrojonych ludzi, którzy go pobiją, pozbawią wolności, a nawet zabiją.

Jeżeli człowiek nie chce oddać części produkcji swojej pracy (podatki), jakiej się od niego żąda, zjawią się uzbrojeni ludzie i zabiorą mu to, co się od niego żąda, a jeśli stawi opór, zostanie pobity, uwięziony, a czasami nawet zabity. To samo stanie się z człowiekiem, który zacznie używać ziemię należącą do kogoś innego. To samo stanie się z człowiekiem, który użyje przedmiotów, potrzebnych dla jego pracy. Jeżeli te rzeczy są uznawane za własność kogoś innego, pojawią się uzbrojeni mężczyźni, odbiorą mu to, co wziął, a jeżeli stawi opór, pobiją go, pozbawią wolności, a może nawet zabiją. To samo spotka każdego, kto nie okaże szacunku tym, których podług prawa mamy szanować, tego, kto odmówi służby wojskowej albo produkuje swoje własne pieniądze.

Za każde uchylenie się od przestrzegania prawa grozi kara: przestępca podlega biciu, więzieniu, a nawet utracie życia.

Stworzono wiele konstytucji, poczynając od angielskiej i amerykańskiej, a kończąc na japońskiej i tureckiej. Ludzie mają wierzyć, iż wszystkie prawa ustanowione w ich kraju są uchwalone zgodnie z ich pragnieniami. Jednakże każdy wie, że nie tylko w państwach despotycznych, ale również w tych teoretycznie wolnych – Anglii, Ameryce, Francji i innych – nie ustanawia się praw zgodnie z wolą ogółu, ale z wolą ludzi u władzy. Dlatego zawsze i wszędzie uchwala się prawa korzystne dla tych u władzy – czy jest ich wielu, kilku, czy tylko jeden. Zawsze i wszędzie wymusza się ich przestrzegania za pomocą środków, które zawsze zmuszały i zmuszają ludzi do poddania się czyjejś woli – za pomocą bicia, pozbawienia wolności i morderstwa. Nie może być innego sposobu.

Nie może być inaczej, ponieważ prawa są żądaniami posłuszeństwa wobec pewnych zasad, a żeby zmusić ludzi do przestrzegania zasad, konieczne jest bicie, pozbawienie wolności i morderstwo. Jeśli istnieją prawa, musi też istnieć siła, która zmusi ludzi do ich przestrzegania. Istnieje tylko jedna siła, mogąca zmusić ludzi do przestrzegania zasad (do poddania się woli kogoś innego) – jest to przemoc. Nie ta prosta przemoc, którą czasami używają wobec siebie ludzie, w momencie wzburzenia, ale zorganizowana przemoc używana przez ludzi u władzy, za pomocą której zmuszają oni innych do przestrzegania praw ustanowionych przez nich samych, innymi słowy do posłuszeństwa wobec ich woli.

Istota prawodawstwa nie leży w przedmiocie i podmiocie, w prawach, w idei dominacji woli kolektywnej nad indywidualną czy też w innych tak nieokreślonych i zawiłych warunkach, ale opiera się na fakcie, iż ludzie dzierżący narzędzia zorganizowanej przemocy mają władzę zmuszania innych do posłuszeństwa.

Tak więc dokładna i niezbita definicja prawodawstwa jest następująca: Prawa są nakazami narzuconymi przez ludzi, którzy rządzą za pomocą zorganizowanej przemocy, za których nieprzestrzeganie podlega się biciu, utracie wolności, a nawet morderstwu.

Definicja ta zawiera w sobie odpowiedź na pytanie, co umożliwia ludziom ustanawianie praw. Ta sama rzecz pozwala na ustanawianie praw, jak i na zmuszanie do ich przestrzegania. Jest to zorganizowana przemoc.

13. Czym są rządy? Czy możliwe jest życie bez rządów?

Przyczyną nieszczęśliwych warunków życia robotników jest niewolnictwo. Powodem niewolnictwa jest ustawodawstwo. Ustawodawstwo opiera się na zorganizowanej przemocy.

Wynika z tego, że polepszenie warunków życia ludzi możliwe jest tylko przez zakazanie zorganizowanej przemocy.

„Ale zorganizowaną przemocą jest rząd. Jak możemy żyć bez niego? Bez rządu nastąpi chaos, anarchia, zginą wszystkie osiągnięcia cywilizacji i ludzie cofną się do pierwotnego barbarzyństwa.”

Jest czymś normalnym, że zarówno ci, którzy czerpią korzyść z obecnego porządku, jak i ci, którzy są wykorzystywani, nie mogą wyobrazić sobie życia bez przemocy rządu. Mówią, że nie wolno nam podnieść ręki na istniejący porządek rzeczy. Według nich zniszczenie rządu będzie początkiem nieszczęść, zamieszek, rabunków i morderstw, a ostatecznie najgorsi z ludzi przejmą władzę i zrobią niewolników z dobrych ludzi. Prawda jest jednak taka, że wszystkie te rzeczy: zamieszki, rabunki, morderstwa, tyrania niegodziwców, niewolnictwo dobrych już się zdarzyło i ciągle ma miejsce, więc założenie, że zakłócenie istniejącego porządku spowoduje chaos, nie jest dowodem, że obecny system jest dobry.

„Dotknij tylko obecnego porządku i stanie się najgorsze.” Dotknij tylko jedną cegłę z tysiąca ułożonych w wąską wieżę, a wszystkie cegły przewrócą się i roztrzaskają! Ale fakt, że usunięcie, czy popchnięcie jednej cegły zniszczy taką wieżę i roztrzaska cegły, udowadnia jedynie, że układanie cegieł w takiej nienaturalnej i niebezpiecznej pozycji nie jest zbyt mądre. Wręcz przeciwnie – wynika z tego, że cegły powinno się ułożyć porządnie, poziomo, żeby można było z nich korzystać bez zniszczenia całej struktury. Tak samo jest z instytucją państwa. Państwo jest czymś skrajnie nienaturalnym i sztucznym, i fakt że małe pchnięcie może je zniszczyć, nie tylko nie potwierdza jego konieczności, ale przeciwnie – pokazuje, że choć kiedyś było potrzebne, obecnie jest zbędne, a ponadto szkodliwe i niebezpieczne.

Jest szkodliwe i niebezpieczne ponieważ organizacja państwowa nie walczy ze złem istniejącym w społeczeństwie, ale raczej umacnia je. Umacnia je, albo przez znalezienie dla zła usprawiedliwienia i atrakcyjnego kształtu, albo przez ukrycie go.

Wszelkiego rodzaju dobrobyt ludzi, który widzimy w tak zwanym prosperującym państwie kierowanym przemocą, jest tylko pozorem, fikcją. Ukrywane jest wszystko, co zepsułoby zewnętrzną fasadę – głodni, chorzy, kryminaliści. Jednak to, że ich nie widzimy, nie znaczy, że nie istnieją. Wręcz przeciwnie – im bardziej się ich ukrywa, tym więcej ich będzie, zwiększy się również okrucieństwo wobec nich z rąk odpowiedzialnych za ich położenie. To prawda, że zakłócenie, czy tym bardziej powstrzymanie przemocy państwa, zakłóca zewnętrzne pozory dobrobytu, ale te zakłócenia nie są źródłem nieporządku, ale raczej pomagają zobaczyć to, co było ukryte.

Gdzieś tak do końca dziewiętnastego stulecia ludzie myśleli, że nie mogą żyć bez rządu. Ale życie idzie do przodu i koncepcje ludzi zmieniają się. Nie będąc w stanie znieść wysiłków rządu, żeby utrzymać ich w dziecinnej ignorancji, ludzie, a szczególnie robotnicy, zarówno w Europie, jak i w Rosji, coraz bardziej rozumieją swoje prawdziwe położenie.

„Mówicie, że gdyby nie wy, pokonałyby nas sąsiednie kraje – Japonia albo Chiny. Ale my czytamy gazety i wiemy, że nikt nie grozi nam atakiem. Tylko wy, którzy nami rządzicie, z jakiejś nieznanej nam przyczyny drażnicie się nawzajem, a później, pod pretekstem obrony obywateli, rujnujecie nas podatkami, z których utrzymujecie flotę, armię, kupujecie broń – wszystko to służy jedynie spełnieniu waszych ambicji i próżności. Następnie wywołujecie wojny, jak właśnie zrobiliście z pokojowymi Chinami. Mówicie, że bronicie ziemi dla naszej korzyści, ale wasza obrona ma następujący skutek: wszystka ziemia przeszła albo przechodzi pod kontrolę bogatych banków, które nie pracują, podczas gdy my, przeważająca większość ludzi, zostaliśmy pozbawieni ziemi i dostaliśmy się pod kontrolę tych, którzy nie pracują. Wy, z waszymi prawami, nie bronicie prawa własności ziemi, ale zabieracie ją z rąk tych, którzy na niej pracują. Mówicie, że zapewniacie każdemu obywatelowi owoce jego pracy, ale robicie dokładnie na odwrót: dzięki waszej pseudo-ochronie ci, którzy produkują coś wartościowego, znajdują się w takiej pozycji, że nie tylko nie otrzymują wartości swojej produkcji, ale ponadto ich życie znajduje się całkowicie w rękach tych, którzy nie pracują.” (…)

Jest powiedziane, że bez rządu pozbawieni zostaniemy oświeconych, edukacyjnych i publicznych instytucji, których wszyscy potrzebują.

Dlaczego miałoby tak być? Dlaczego myśleć, że zwykli ludzie nie mogą ułożyć swojego życia lepiej, niż robią to za nich ludzie z rządu?

Przeciwnie – widzimy, że w najróżniejszych sprawach, ludzie w naszych czasach układają sobie życie nieporównywalnie lepiej, niż próbujące nimi rządzić państwo. Bez pomocy rządu, a często pomimo jego ingerencji, ludzie organizują wszelkiego rodzaju społeczne inicjatywy – związki zawodowe, kooperatywy, syndykaty, itp. Dlaczego mielibyśmy zakładać, że wolni ludzie, bez żadnych nacisków, nie będą w stanie dobrowolnie zebrać potrzebnych środków i robić to, co teraz robione jest za pomocą podatków, jeśli tylko konkretne działanie będzie pożyteczne dla wszystkich? Dlaczego zakładać, że nie może być sądów bez przemocy? (…) Jesteśmy tak zdeprawowani przez długoletnie niewolnictwo, że nie możemy wyobrazić sobie zarządzania bez przemocy. Ale nie musi tak być. Rosyjskie społeczności emigrujące do odległych regionów, gdzie rząd zostawia ich w spokoju, organizują swoje własne podatki, zarządzanie, sądy i policję, i zawsze kwitną, dopóki przemoc rządowa nie wmiesza się w ich sprawy. Dlatego też nie ma powodów przypuszczać, że ludzie nie mogliby, przez wspólną porozumienie, zdecydować, jak używać ziemię.

Osobiście znałem ludzi – Kozaków z Uralu, którzy żyli bez uznania prywatnej własności ziemi. Istniał tam taki dobrobyt i porządek, jakiego nie doświadczymy w miejscu, gdzie prawo własności ziemi bronione jest przemocą. Obrona własności ziemi za pomocą przemocy rządowej nie tylko, że nie powstrzymuje zmagania się o ziemię, ale przeciwnie – wzmaga konflikt, a niejednokrotnie jest jego przyczyną.

Gdyby nie obrona prawa własności ziemi i wynikający z niej wzrost cen, ludzie nie gnieździliby się na tak małych przestrzeniach, ale rozproszyliby się po wolnej ziemi, której tyle jest na świecie.

Podobnie, jeśli chodzi o rzeczy produkowane przez ludzi. Rzeczy wyprodukowane przez człowieka, rzeczy które potrzebuje – jego własność, są chronione przez zwyczaj, opinię publiczną, poczucie sprawiedliwości i wzajemną pomoc – nie trzeba chronić tego przemocą.

Dziesiątki tysięcy hektarów ziemi należy do jednego właściciela, podczas gdy tysiące ludzi, gnieździ się na małej przestrzeni. Podobnie dzieje się w fabrykach, gdzie kolejne pokolenia robotników są okradane przez kapitalistów. Tysiące ton ziarna jest własnością jednego człowieka, który przetrzymuje je na czas głodu, kiedy będzie mógł kilkakrotnie zwiększyć jego cenę. Żaden człowiek, jak nikczemny by nie był, poza bogaczami i urzędnikami rządowymi, nie zabrałby plonu komuś, kto z niego żyje, czy krowy, która obdarza jego i jego rodzinę mlekiem, czy pługu, który sam zrobił i używa w polu. Gdyby ludzie znaleźli kogoś, kto jednak odważyłby się na takie bandyctwo, ich gniew nie znałby granic. Mówi się: „Spróbuj znieść prawa własności ziemi i fabryk, a nikt nie będzie pracował, wiedząc, że nie ma żadnej pewności, że będzie mógł zatrzymać owoc swojej pracy”. Jest dokładnie na odwrót: używanie przemocy dla obrony praw własności zdobytych niemoralnie, co jest obecnie normą, osłabiło wśród ludzi naturalne poczucie sprawiedliwości, jeśli chodzi o własność (…).

Dlatego nie ma żadnego powodu, aby oczekiwać, że ludzie nie będą w stanie ułożyć swego życia bez zorganizowanej przemocy. Oczywiście, można powiedzieć, że konie, czy byki muszą być prowadzone przez silną rękę (przemoc) racjonalnej istoty – człowieka. Dlaczego jednak człowiek miałby być prowadzony nie przez jakąś wyższą istotę, ale przez ludzi, jak on sam? Dlaczego miałby się podporządkować przemocy tych, którzy akurat są u władzy? Jaki jest dowód, że są oni mądrzejsi od niego?

Fakt, że pozwalają sobie na użycie przemocy wobec poddanych, świadczy jedynie, że nie są bardziej, ale raczej mniej mądrzejsi od tych, którzy im podlegają. Jest to prawdą, zarówno jeśli chodzi o władzę dziedziczną, czy wybory w krajach konstytucjonalnych. Władzę zawsze zagarniają ludzie bez sumienia i moralności.

Powiedziane jest: „Jak ludzie mogą żyć bez rządu i jego przemocy?” Powinno się raczej zapytać: „Jak racjonalni ludzie mogą żyć, wiedząc, że ich życie społeczne podlega przemocy, a nie wzajemnemu porozumieniu?”

Jedno z dwóch: albo ludzie są istotami racjonalnymi albo irracjonalnymi. Jeżeli są istotami irracjonalnymi, wtedy wszystkie są irracjonalne, a wtedy o wszystkim powinna decydować przemoc i nie istnieje powód, dla którego pewni ludzie mają mieć prawo używania przemocy, a inni nie. W takiej sytuacji nie ma żadnego usprawiedliwienia dla przemocy rządowej. Ale jeśli ludzie są istotami racjonalnymi, wtedy ich związki powinny być oparte na rozumie, a nie na przemocy tych, którzy zagarnęli władzę. W takim przypadku również nie ma usprawiedliwienia dla przemocy rządowej.

14. Jak można znieść rządy?

Niewolnictwo rodzi się z praw, natomiast prawa ustanawiają rządy, dlatego ludzie mogą uwolnić się z niewoli tylko przez zniesienie rządów. Ale jak to zrobić?

Wszelkie wysiłki w celu pozbycia się rządów przemocą, miały zawsze jeden efekt: w miejsce obalonego rządu, powstawał nowy, często okrutniejszy niż poprzedni.

Zgodnie z teorią socjalistów obalenie władzy kapitalistów, wspólnota środków produkcji i nowy porządek ekonomiczny społeczeństwa ma zostać wprowadzony przez nowy aparat przemocy i to poprzez niego nowy porządek ma być utrzymany. Tak więc zniesienie przemocy za pomocą przemocy nigdy nie przyniosły efektu, ani w przyszłości nie wyzwolą ludzi od przemocy, i konsekwentnie, od niewolnictwa.
Nie ma innej możliwości.

Pomijając wybuchy gniewu czy zemsty, przemocy używa się tylko wtedy, gdy jedna grupa ludzi chce zmusić do czegoś inną grupę. Ale bycie zmuszonym do zrobienia czegoś wbrew własnej woli jest niewolnictwem. Dlatego też, dopóki będą miały miejsce akty przemocy, mające na celu zmusić ludzi do czegoś wbrew ich woli, tak długo będzie istniało niewolnictwo.

Wszelkie wysiłki w kierunku zniesienia niewolnictwa przemocą są jak gaszenie ognia ogniem, czy tamowanie wody wodą.

Dlatego, jeśli mamy znaleźć sposób na wydostanie się z niewoli, nie możemy szukać go w nowej formie przemocy, ale w pozbyciu się rzeczy, które umożliwiają rządowi używanie przemocy. Przemoc rządowa, jak każda inna, stosowana przez małą grupę ludzi wobec dużej, zawsze zależała i ciągle zależy od faktu, że mała grupa jest uzbrojona, podczas gdy duża nie jest, albo mała jest lepiej uzbrojona od dużej.

Tak było w przypadku wszystkich podbojów. Tak Grecy, Rzymianie, Templariusze i Pizarrowie podbili narody, i tak podbija się teraz ludzi w Afryce i Azji. W ten sam sposób w czasach pokoju wszystkie rządy trzymają ludzi w poddaństwie.

Tak jak kiedyś, tak i teraz jedni ludzi rządzą innymi, ponieważ są uzbrojeni.

W dawnych czasach wojownicy napadali na bezbronnych mieszkańców, podbijali ich i rabowali. Następnie dzielili się łupami w zależności od swojego udziału w walce, odwagi, okrucieństwa i każdy wojownik jasno widział, że przemoc przynosi mu zysk. Obecnie żołnierze, wywodzący się z głównie z klasy robotniczej atakują bezbronnych ludzi: strajkujących robotników, buntowników, mieszkańców innych krajów. Podporządkowują ich sobie, rabują owoce ich pracy nie dla siebie, ale dla ludzi, którzy nawet nie biorą udziału w walce.

Jedyna różnica pomiędzy zdobywcami i rządami jest taka, że zdobywcy razem z żołnierzami atakowali bezbronnych mieszkańców i w przypadku oporu grozili im torturami i śmiercią. Natomiast rządy w przypadku nieposłuszeństwa nie torturują i nie zabijają ludzi własnymi rękoma, ale zmuszają do tego innych – odczłowieczone trybiki, które specjalnie dla tego celu oszukano i nauczono brutalności. Wybiera się je spośród tych samych ludzi, wobec których rządy stosują przemoc. Przemoc najpierw była owocem osobistego wysiłku, odwagi, okrucieństwa i zręczności zdobywców. Obecnie stosuje się ją za pomocą oszustwa.

Mała liczba rządzących ludzi, która osiągnęła swoją pozycję, powiedzmy za pomocą podboju, mówi do większej liczby ludzi: „Jest was wielu, ale jesteście głupi, niedouczeni, nie jesteście w stanie rządzić się sami, ani zajmować sprawami publicznej wagi. Dlatego zajmiemy się tym my. Będziemy chronić was przed obcymi, stworzymy wam sądy i publiczne instytucje: szkoły, drogi, pocztę. Ogólnie mówiąc, zaopiekujemy się wami. W zamian za to, macie spełnić nasze (niewielkie) wymagania. Ponadto macie nam przekazać całkowitą kontrolę nad częścią waszych zarobków, a oprócz tego macie podjąć się służby w armii, która potrzebna jest dla ochrony was i rządu”.

Większość ludzi zgadza się na to, nie dlatego, że przeanalizowała plusy i minusy tego systemu – nigdy nie dano im takiej szansy – ale dlatego, że od samych narodzin była zmuszona żyć w takich warunkach.

Kiedy pojawiają się wątpliwości, każdy myśli o sobie samym i boi się skutków swojego nieposłuszeństwa. Każdy ma nadzieję na korzyść płynącą z posłuszeństwa i wszyscy uważają, że oddając rządowi małą część swoich zarobków oraz zgadzając się na służbę wojskową, nie czynią sobie wielkiej szkody.

Ale kiedy tylko rządy mają już nasze pieniądze i żołnierzy, zamiast spełnić swoją obietnicę obrony mieszkańców przed wrogami, robią wszystko, co mogą, żeby sprowokować sąsiednie narody do wojny. Nie tylko nie sprzyjają dobrobytowi mieszkańców, ale rujnują ich.

W „Baśniach z tysiąca i jednej nocy” znajduje się historia o podróżniku, który wylądował na bezludnej wyspie. Spotkał tam małego starca, siedzącego na brzegu strumienia. Starzec poprosił podróżnika, żeby ten wziął go na plecy i przeniósł przez wodę. Podróżnik się zgodził, ale skoro tylko staruszek usiadł mu na plecach, zacisnął na nim ręce i nogi, i nie dał się zrzucić. Przejąwszy kontrolę nad podróżnikiem, starzec kierował nim, tak jak chciał, zrywając z drzew owoce i jedząc je samemu, nie dzieląc się z podróżnikiem.

Dokładnie to samo dzieje się z ludźmi, którzy dają rządowi pieniądze i żołnierzy. Za pieniądze rząd kupuje broń, płaci generałom, którzy używając pomysłowego i doskonałego systemu ogłupiania (w naszych czasach udoskonalonego i nazywanego dyscypliną) zamieniają ludzi w zdyscyplinowaną armię. Dyscyplina ta polega na tym, że podlegający jej przez jakiś czas ludzie, pozbawieni są najcenniejszej rzeczy w życiu – wolności. Stają się posłusznymi, podobnymi maszynom, instrumentami mordu w rękach zorganizowanej, hierarchicznej instytucji. W armii leży esencja oszustwa, które daje współczesnemu rządowi władzę nad ludźmi.

Kiedy rząd posiada w swoich rękach instrument przemocy i mordu, nie mający własnej woli, wszyscy ludzie znajdują się w jego władzy. Nie tylko żeruje on na ludziach, ale deprawuje ich, zaszczepiając w umysłach za pomocą pseudoreligijnej i patriotycznej edukacji lojalność, a nawet cześć wobec rządu, który zadręcza i zniewala obywateli.

Nie bez powodu królowie, imperatorzy i prezydenci cenią tak wysoko dyscyplinę i boją się jej naruszenia, dlatego kładą taki nacisk na manewry, przeglądy, parady, marsze ceremonialne i inne bzdury. Wiedzą, że wszystko to pomocne jest dyscyplinie i nie tylko władza, ale całe ich istnienie zależy od dyscypliny poddanych.

Dlatego jedynym sposobem zniszczenia rządu nie jest siła, ale obnażenie oszustwa, na którym się opiera. Ludzie muszą zrozumieć dwie rzeczy.

Po pierwsze w świecie chrześcijańskim nie ma potrzeby ochrony ludzi przed nimi samymi. Wrogość pomiędzy ludźmi rozniecana jest przez rządy. Armie istnieją jedynie dla korzyści małej grupy władców. Nie przynoszą one żadnej korzyści ludziom – wręcz przeciwnie – są w najwyższym stopniu szkodliwe, będąc narzędziem, za pomocą którego utrzymuje się ich w niewolnictwie.

Po drugie – dyscyplina, tak wysoko ceniona przez rządy, jest największym przestępstwem, jakie człowiek może popełnić i wskazuje na przestępczy charakter celów rządowych. Dyscyplina jest tłumieniem rozsądku i wolności, i nie ma żadnego celu ponad przygotowanie ludzi do popełnienia przestępstw, których w normalnych warunkach, człowiek nie byłby w stanie popełnić. (…)

Straszny starzec siedzący na ramionach podróżnika zachowywał się tak samo, jak rządy: wyśmiewał go i obrażał, wiedząc, że tak długo jak siedzi mu na plecach, ma go w swojej władzy. To właśnie przez takie oszustwo mała liczba bezwartościowych ludzi, nazywających siebie rządem, ma władzę nad innymi. Nie tylko, żeby zubożyć ludzi, ale aby zdeprawować całe pokolenia, od samego dzieciństwa. Jest to straszne oszustwo, które musi zostać obnażone, jeśli mamy znieść rządy i wynikające z nich niewolnictwo.

Niemiecki pisarz, Eugen Schmitt, w gazecie Ohne Staat, napisał artykuł, w którym pokazał, że rządy, mówiąc o zapewnianiu obywatelom bezpieczeństwa, są jak Bandyta Kalabryjski. Zbierał on od podróżnych haracz, zapewniający im bezpieczny przejazd przez drogę. Schmitta pozwano za ten artykuł do sądu, ale został uniewinniony.

Jesteśmy tak zahipnotyzowani przez rząd, że porównanie to wydaje nam się przesadzone. Że jest paradoksem, żartem. W rzeczywistości nie jest. Jedyna nieścisłość polega na tym, że działania rządów są wielokrotnie bardziej nieludzkie i szkodliwsze od działań Bandyty Kalabryjskiego. On rabował bogatych. Rządy rabują biednych i ochraniają bogaczy, którzy pomagają w rządowych zbrodniach. Bandyta wykonując swoją pracę, ryzykował życiem. rządy nie ryzykują niczym. Ich działanie opiera się na kłamstwach i oszustwach. Bandyta nie zmuszał nikogo, żeby się przyłączył do jego szajki. Rządy zmuszają ludzi do służby wojskowej. Wszyscy, którzy zapłacili haracz, byli bezpieczni. W przypadku rządów, im większy ktoś bierze udział w jego oszustwach, tym większą czerpie korzyść. Ci, którzy nie biorą udziału w zbrodniach rządu, którzy odmawiają służby, płacenia podatków, wyroków sądowych, narażają się na jego przemoc. Bandyta nie deprawuje ludzi. Rządy, dla osiągnięcia swoich celów, deprawują całe pokolenia, od dzieciństwa do wieku dorosłego, wpajając w nich fałszywą religię i patriotyzm. Nawet największy bandyta nie może równać się z rządem, jeśli chodzi o okrucieństwo, brak litości, pomysłowość w torturach. Nie mówię nawet o zbrodniczych władcach, znanych ze swojego okrucieństwa, jak Iwan Groźny, Ludwik XI, Elżbieta, etc., etc., ale nawet w obecnych konstytucjonalnych, liberalnych rządach mamy do czynienia z izolatkami, batalionami karnymi, brutalnym zduszeniem buntów, masakrami wojennymi.

Rządy i kościoły można traktować tylko z czcią albo niechęcią. Dopóki człowiek nie zrozumie czym są rządy i kościoły, traktuje je z czcią. Dopóki za nimi podąża, próżność zmusza go do myślenia, że to, co wspiera, jest pierwotne, wielkie i święte. Skoro tylko zrozumie, że nie ma w tym nic pierwotnego, wielkiego i świętego, że jest to tylko wielkie oszustwo bezwartościowych ludzi, którzy pod pretekstem przewodzenia, wykorzystują go do osobistych celów, nie ma wyjścia, jak czuć niechęć wobec tych ludzi.

Raz pojąwszy, czym są rządy, nie można myśleć o nich inaczej. Ludzie muszą zrozumieć, że biorąc udział w przestępczej działalności rządu, przez płacenie podatków, czy udział w służbie wojskowej, są współsprawcami w zbrodniach rządów.

Epoka wielbienia rządów, pomimo hipnotycznego wpływu, jaki ciągle mają, coraz bardziej przemija. Nadszedł czas, aby ludzie zrozumieli, że rządy nie tylko są niepotrzebne, ale są szkodliwymi i wysoce niemoralnymi instytucjami, w których uczciwy, szanujący się człowiek nie może brać udziału.

Skoro tylko ludzie to zrozumieją, automatycznie przestaną brać udział w tym oszustwie. Przestaną płacić rządowi podatki i dawać żołnierzy. Skoro tylko większość ludzi to zrobi, wielkie oszustwo, zniewalające człowieka, zostanie zniesione.
Tylko w ten sposób ludzie mogą wyzwolić się z niewoli.

15. Co powinien zrobić każdy człowiek?

„Ale wszystko to są tylko teoretyczne rozważania, i bez względu na ich prawdziwość, nie mają zastosowania w życiu” – powiedzą ludzie przyzwyczajeni do swojej sytuacji, uważając jakąkolwiek zmianę za rzecz niemożliwą bądź niepożądaną.

„Powiedz, co mamy zrobić i jak zorganizować społeczeństwo” – mówią zwykle ludzie z zamożnych klas.

Są tak przyzwyczajeni do swojej roli panów niewolników, że kiedykolwiek mówi się o poprawieniu sytuacji robotników, natychmiast zaczynają, jak właściciele chłopów pańszczyźnianych przed wyzwoleniem, wynajdywać wszelkiego rodzaju plany dla poprawienia losu niewolników, nigdy jednak nie przyjdzie im do głowy, iż nie mają prawa rozporządzać innymi ludźmi. Jeżeli naprawdę pragną dobra ludzi, jedyne co powinni zrobić, to przestać czynić zło, jakie czynią teraz. To zło jest bardzo określone i oczywiste. Nie jest to tylko zatrudnianie niewolniczej siły roboczej, ale również branie udziału w ustanawianiu i utrzymywaniu tego przymusu pracy. To powinni przestać czynić.

Ludzie pracy są tak zdeprawowani przez swoje przymusowe niewolnictwo, iż wydaje się im, że skoro ich sytuacja jest zła, jest to wina panów, którzy mało im płacą i zatrzymują dla siebie środki produkcji. Nie rozumieją, że ich sytuacja zależy całkowicie od nich samych, i jeżeli tylko chcieliby poprawić sytuację swoją i swych braci, główną rzeczą, jaką muszą zrobić, jest zaprzestanie czynienia zła. A to zło polega na tym, iż pragnąc polepszyć swoją sytuację materialną tymi samymi środkami, które doprowadziły do ich niewoli, robotnicy dla zaspokojenia przyjętych nawyków, poświęcają swoją ludzką godność i wolność, i podejmują się upokarzających i demoralizujących zajęć, wytwarzają niepotrzebne i szkodliwe artykuły, a przede wszystkim utrzymują rządy, płacąc podatki i służąc im bezpośrednio, stając się w ten sposób niewolnikami.

Aby poprawić stan rzeczy, zarówno ludzie zamożni, jak i robotnicy muszą zrozumieć, iż na poprawę tę nie może mieć wpływu ochrona własnych interesów. Służba oznacza poświęcenie, i dlatego jeżeli ludzie naprawdę chcą poprawić sytuację swoich bliźnich, a nie tylko swą własną, muszą być gotowi nie tylko na zmianę sposobu życia, do którego się przyzwyczaili i porzucenie korzyści będących ich udziałem, ale również na wielką walkę – nie z rządami, ale z samymi sobą, ze swymi rodzinami i muszą być gotowi na prześladowania z powodu nie spełniania wymagań rządu.

Dlatego odpowiedź na pytanie: „Co mamy zrobić?” jest bardzo prosta, i nie tylko teoretyczna, ale w najwyższym stopniu praktyczna dla każdego człowieka, choć nie oczekuje się tego od ludzi zamożnych, którzy są w pełni przekonani, iż przeznaczeniem ich jest poprawianie, nie siebie – oni już są dobrzy – ale innych. Nie oczekuje się tego również od robotników, pewnych, iż nie oni, ale jedynie kapitaliści są powodem ich złej sytuacji i zło będzie naprawione, jeżeli zabierze się wszystko kapitalistom i wszyscy będą mogli używać wygód, które teraz są domeną bogaczy. Odpowiedź jest bardzo określona i praktyczna, ponieważ wymaga działania tej jednej osoby, nad którą każdy z nas ma prawdziwą, prawowitą i niekwestionowaną władzę – nas samych. Jeżeli człowiek, czy to niewolnik, czy pan, naprawdę pragnie polepszenia nie tylko swojej własnej sytuacji, ale dobrobytu całej ludzkości, musi sam zaprzestać czynienia złych rzeczy, które zniewalają jego i jego braci. Aby nie czynić zła będącego powodem cierpienia i jego i bliźnich, powinien po pierwsze nie brać udziału w żadnym działaniu rządu, czy to dobrowolnie, czy pod przymusem, dlatego nie powinien być żołnierzem, komornikiem, ministrem rządowym, poborcą podatkowym, świadkiem, wójtem, ławnikiem, gubernatorem, członkiem parlamentu, czy być w jakikolwiek sposób połączony z przemocą rządową. To jest pierwsza rzecz.

Po drugie, taki człowiek nie powinien dobrowolnie płacić podatków, zarówno bezpośrednio, jak i pośrednio, nie powinien nigdy przyjmować pieniędzy zebranych za pomocą podatków, czy to wypłaty, czy emerytury, czy premii, nie powinien też korzystać z rządowych instytucji, utrzymywanych przez podatki zrabowane ludziom za pomocą przemocy. To jest druga rzecz.

Po trzecie, taki człowiek nie powinien zwracać się do rządu dla ochrony swojej własności, czy to własności ziemi, czy innej, ani dla ochrony siebie i swoich bliskich.

„Ale to niemożliwe! Odmowa udziału we wszystkich sprawach rządu, oznacza odmowę życia” – powiedzą ludzie. – „Człowiek odmawiający służby wojskowej trafi do więzienia; człowiek odmawiający płacenia podatków zostanie ukarany, a podatek zostanie skalkulowany z jego własności, człowiek nie posiadający innego środka utrzymania, jeśli odmówi służby rządowej, zginie z głodu, wraz ze swoją rodziną; to samo spotka człowieka odrzucającego rządową ochronę jego własności i osoby; odmowa używania rzeczy, które są opodatkowane, odmowa korzystania z instytucji rządowych jest niemożliwa, ponieważ najbardziej potrzebne artykuły są opodatkowane; jak można się też obyć bez instytucji rządowych, jeśli chodzi o pocztę czy drogi?”

To prawda, iż dla człowieka naszej epoki czymś trudnym jest uniknięcie wszelkiego udziału w przemocy rządowej. Jednakże fakt, iż nie każdy może ułożyć swoje życie w taki sposób, aby do jakiegoś stopnia unikać udziału w przemocy rządowej, wcale nie pokazuje, że nie możemy uwalniać się od niej bardziej i bardziej. Nie każdy człowiek będzie miał na tyle siły, aby odmówić służby wojskowej, choć są ludzie, którzy to robią, jednakże każdy człowiek, rozumiejąc jej niewłaściwość, może zmniejszyć swój udział. Nie każdy może wyrzec się posiadania kapitału, choć są ludzie, którzy to robią, albo wyrzec się używania rzeczy chronionych przemocą, ale każdy człowiek, zmniejszając swoje potrzeby, może coraz mniej używać artykuły, budzące zawiść innych. Nie każdy urzędnik może się wyrzec rządowej pensji, choć są ludzie, którzy wolą głód od nieuczciwej pracy rządowej, jednakże każdy może wybrać mniejszą pensję zamiast większej, znajdując zajęcie mniej połączone z przemocą. Nie każdy może odmówić używania szkół rządowych, choć są tacy, którzy odmawiają, jednakże każdy może wybrać szkoły prywatne i każdy może zmniejszyć używanie opodatkowanych towarów i instytucji rządowych.

Pomiędzy istniejącym porządkiem opartym na brutalnej sile, a ideałem społeczeństwa opartego na rozsądnym porozumieniu potwierdzonym przez zwyczaj, istnieje nieskończona ilość stopni, po których wspina się ludzkość. Ludzkość zbliża się do ideału tylko do takiego stopnia, do jakiego wyswabadza się z udziału w przemocy, z czerpania z niej korzyści, z przyzwyczajenia do niej.

Nie wiemy i nie możemy zgadnąć, a jeszcze mniej możemy ufać pseudonaukowym przepowiedniom dotyczącym stopniowego słabnięcia rządów i wyzwolenia ludzkości. Nie wiemy też, jaką postać przyjmie nowe życie człowieka, w miarę postępu stopniowego wyzwolenia, ale jedno wiemy na pewno – życie ludzi, którzy zrozumiawszy zbrodniczość i szkodliwość działań rządowych, unikają wszelkiego z nimi kontaktu, będzie bardzo różne i zgodniejsze z prawem życia i naszym własnym sumieniem, niż obecne życie, w którym ludzie biorą udział i korzystają z przemocy rządowej, równocześnie udając, że z nią walczą, próbując zniszczyć starą przemoc za pomocą nowej.

Główna rzecz jest taka – obecny porządek życia jest zły; wszyscy się z tym zgodzą. Przyczyna złej sytuacji i istniejącego niewolnictwa leży w przemocy używanej przez rządy. Istnieje tylko jeden sposób zniesienia przemocy rządowej: ludzie powinni przestać brać w niej udział. Dlatego bez względu na to, czy unikanie udziału w przemocy rządowej jest trudne lub nie, bez względu na to, czy szybko przyniesie to dobre efekty, czy też nie, są to powierzchowne pytania, ponieważ aby wyzwolić ludzi z niewolnictwa możliwy jest tylko ten sposób. Nie ma innego!

Kiedy i do jakiego stopnia dobrowolna zgoda potwierdzona przez zwyczaj zastąpi przemoc w każdym społeczeństwie i na całym świecie, będzie zależało od mocy i czystości ludzkiej świadomości oraz od liczby jednostek, które przyjmą tę świadomość. Każdy z nas jest oddzielną osobą i każdy może wziąć udział w powszechnym ruchu ludzkości, bardziej czy mniej jasno zdając sobie sprawę z celu. Może też być przeciwnikiem postępu. Wszyscy będą musieli sami zadecydować, czy sprzeciwić się Bogu, budując na pisaku chwiejny dom tego krótkiego złudnego życia, czy też dołączyć do wiecznego, nieśmiertelnego ruchu prawdziwego życia zgodnego z wolą Boga.

Ale może się mylę i prawdziwa konkluzja ludzkiej historii jest inna, być może ludzka rasa nie idzie w kierunku wyzwolenia z niewolnictwa, być może da się udowodnić, iż przemoc jest koniecznym czynnikiem postępu, a państwo z jego przemocą jest konieczną formą życia, i może ludziom będzie gorzej, kiedy znikną rządy, kiedy zniknie rządowa ochrona naszego mienia i nas samych.

Przyjmijmy to na chwilę i powiedzmy, iż moje rozumowanie jest błędne, jednakże poza ogólnymi rozważaniami nad życiem ludzkości, każdy człowiek musi stanąć w obliczu kwestii swojego własnego życia i pomijając rozważania nad ogólnymi prawami życia, nie może czynić rzeczy nie tylko szkodliwych, ale i złych.

„Bardzo możliwe, iż rozumowanie ukazujące państwo jako konieczną formę rozwoju jednostki, a przemoc rządową koniecznym warunkiem dobrego społeczeństwa, może być wydedukowane z historii i jest prawdą” – powie każdy uczciwy i szczery człowiek naszych czasów. – „Jednakże morderstwo jest złe. Jestem tego pewny bardziej, niż jakiegokolwiek rozumowania. Żądając, abym przyłączył się do armii albo bym płacił na żołd i ekwipunek żołnierzy, bądź finansował budowę dział i okrętów wojennych, chcesz uczynić ze mnie wspólnika w morderstwie. Nie mogę się na to zgodzić. Nie mam też zamiaru ani nie mogę korzystać z pieniędzy, które zabrałeś głodnym ludziom pod groźbą morderstwa, nie chcę też korzystać z ziemi bądź kapitału chronionego przez ciebie, ponieważ wiem, iż twoja ochrona opiera się na morderstwie.

Mogłem robić te rzeczy, kiedy jeszcze nie rozumiałem ich zbrodniczości, ale raz ją ujrzawszy, nie mogę przestać jej widzieć, i nie mogę już brać w niej udziału.

Wiem, że jesteśmy tak oplątani przemocą, iż trudno jest jej całkowicie uniknąć, ale mimo wszystko będę robił tyle, ile mogę, aby nie brać w niej udziału. Nie będę wspólnikiem, będę próbował unikać używania rzeczy osiągniętych za pomocą morderstwa.

Mam tylko jedno życie, dlaczego więc miałbym w tej krótkiej egzystencji działać wbrew głosowi mojego sumienia i zostać wspólnikiem twoich ohydnych uczynków? Nie mogę i nie będę.

Nie wiem, co mnie czeka, uważam jednak, że działanie zgodne z sumieniem nie może przynieść złych owoców.”

Tak więc w naszych czasach każdy uczciwy i szczery człowiek powinien odpowiedzieć sobie na wszystkie argumenty dotyczące konieczności istnienia rządów i przemocy.

W ten sposób konkluzja, do której powinno doprowadzić nas ogólne rozumowanie, zostanie potwierdzona w sercu każdego człowieka, przez tego najwyższego, nieskazitelnego sędziego – głos sumienia.

16. Posłowie

„I znów mamy tę samą starą śpiewkę: z jednej strony przekonywanie do zniszczenia obecnego porządku rzeczy, bez zaproponowania czegoś w zamian, a z drugiej nawoływanie do niedziałania” – powie wielu, po przeczytaniu mych słów. – „Działania rządu są złe, podobnie jak działania właściciela ziemskiego i biznesmena; równie złe są działania socjalistów i rewolucyjnych anarchistów. Czyli wszystkie praktyczne działania są złe, a jedynie jakiś rodzaj moralnych, duchowych, nieokreślonych działań, prowadzących do chaosu i niedziałania jest czymś dobrym.” Wiem, iż wielu poważnych, szczerych ludzi tak pomyśli i będzie tak mówiło!

Najbardziej w idei niestosowania przemocy niepokoi ludzi to, iż własność nie będzie chroniona i dlatego każdy człowiek będzie mógł zabrać to, co potrzebuje, albo po prostu to, na co ma ochotę i nie poniesie za to żadnej kary. Ludziom przyzwyczajonym do ochrony własności i osoby za pomocą przemocy wydaje się, że bez takiej ochrony nastąpi chaos i ciągła walka wszystkich ze wszystkimi.

Nie będę powtarzał tego, co napisałem już wcześniej – że ochrona własności za pomocą przemocy nie zmniejsza, ale zwiększa chaos. (…)

Jeżeli zrozumieliśmy, iż jesteśmy chorzy z pijaństwa, nie możemy ciągle pić, mając nadzieję, iż przez umiarkowane picie albo lekarstwo otrzymane od krótkowzrocznego lekarza naprawimy sprawy.

Tak samo wygląda sytuacja z naszą chorobą społeczną. Jeżeli zrozumieliśmy, że jesteśmy chorzy, ponieważ pewni ludzie używają przemocy, nie możemy poprawić sytuacji społecznej ciągle wspierając istniejącą przemoc rządową albo wprowadzając jakiś rodzaj nowej, rewolucyjnej albo socjalistycznej przemocy. Można by to robić tak długo, jak nie widzielibyśmy jasno podstawowej przyczyny nieszczęścia ludzi. Ale kiedy tylko zdamy sobie sprawę, iż jedni ludzie cierpią z powodu przemocy popełnianej przez innych, niemożliwymi staną się próby poprawiania sytuacji przez kontynuowanie starej przemocy albo wprowadzenie nowej. Tak, jak człowiek chory na alkoholizm może wyleczyć się tylko w jeden sposób – przez powstrzymanie się od alkoholu będącego przyczyną jego choroby, tak też istnieje tylko jeden sposób uwolnienia człowieka od złego porządku społecznego – jest nim powstrzymanie się od przemocy, przyczyny cierpienia, od namawiania do przemocy i od jakiegokolwiek usprawiedliwienia przemocy.

Nie tylko jest to jedyny sposób wybawienia ludzi z choroby, ale konieczne jest przyjęcie go, ponieważ pokrywa się on z moralną świadomością każdej jednostki w naszych czasach. Jeżeli człowiek naszych czasów raz tylko zrozumie, iż każda ochrona własności bądź osoby za pomocą przemocy, oparta jest na groźbie morderstwa, nie może dłużej z czystym sumieniem używać rzeczy osiągniętych za pomocą morderstwa lub groźby morderstwa, nie mówiąc już o samym udziale w morderstwie. Tak więc to, co potrzebne jest dla uwolnienia ludzkości z nieszczęścia, konieczne jest również dla zadowolenia moralnej świadomości każdej jednostki. Dlatego żadna osoba nie może mieć wątpliwości, iż zarówno dla powszechnego dobra, jak i dla spełnienia prawa indywidualnego życia, nie wolno brać udziału w przemocy, usprawiedliwiać jej, ani korzystać z jej efektów.

(1900)

Chcemy węgla- nie atomu!

Kraj | Ekologia/Prawa zwierząt | Gospodarka | Protesty | Publicystyka | Technika

17 maja w Katowicach o godz. 14.00, na placu teatralnym pod Teatrem Wyspiańskiego odbędzie się pikieta antyatomowa "Chcemy węgla nie atomu".

Organizatorzy zaznaczają, iż akcja ta ma na celu nie tyle trzymanie się bieżącego modelu energetycznego, co apel o jego usprawnienie.

Obecnie w dyskusji na temat zastosowania węgla w pozyskaniu energii często podnosi się kwestię dużej emisji zanieczyszczeń co jednocześnie staje się argumentem dla zwolenników energetyki jądrowej (którzy jednak bardzo chętnie pomijają problem składowania odpadów atomowych).

Tymczasem istnieją nowe technologie, które pozwalają na jednoczesne zwiększenie efektywności w pozyskiwaniu energii z węgla, zmniejszenie kosztów tego procesu i znaczną redukcję zanieczyszczania środowiska. Mowa tu o CEEC (Complex Energy Extraction from Coal - Kompleksowe Podziemne Procesowanie Węgla).

Opracowana przez Polaka, Bohdana Żakiewicza, technologia CEEC pozwala wykorzystać zarówno węgiel kamienny, jak i brunatny, tak z pokładów płytkich, jak również głębokich. W efekcie poddania złoża odpowiednim procesom uzyskuje się energię i gaz syntezowy. Co warte uwagi - robi to w sposób nieinwazyjny, co przekłada się na mniejszy wpływ na środowisko.

Standardowo regulacje Unii Europejskiej przewidują, że do roku 2020 emisje dwutlenku węgla do atmosfery powinny być zredukowane o 20 procent. W przypadku pozyskiwania energii poprzez CEEC emisje te mogą zejść do poziomu 100 kg na megawatogodzinę, co stanowi wartość kilkukrotnie mniejszą, niż w przypadku elektrowni obecnie stosowanych.

W przeciwieństwie do elektrowni atomowych, stawiając na CEEC nie musimy czekać na wybudowanie całego kompleksu - możemy się skupić na budowie kolejnych mniejszych elektrowni. Co więcej o ile w wypadku energetyki atomowej paliwo jądrowe musiałoby być sprowadzane z zagranicy, o tyle w przypadku węgla dysponujemy największymi złożami w Europie.

Za: http://www.fas.bzzz.net/Chcemy_wegla_nie_atomu

Poświęcka - chcą wykończyć ten szpital powoli (film od Przekręt TV)

Kraj | Publicystyka

Szykują się redukcje etatów w szpitalu rehabilitacyjnym przy ul. Poświęckiej we Wrocławiu. Gdy jesienią 2009 roku pojawiły się plany połączenia placówki ze szpitalem na ul. Kamińskiego pacjenci tego pierwszego zorganizowali spontaniczną blokadę drogi. Obawiali się wówczas, że połączenie to pierwszy krok do likwidacji placówki, która właściwie stanowi dom dla wielu niepełnosprawnych ludzi. Teraz po przyłączeniu szpitala do placówki na Kamińskiego część pracowników ma być zwolniona. Strona obrony szpitala: http://poswiecka.razem.cc


Obama nie żyje

Publicystyka

Śmierć Osamy bin Ladena przyćmiła nawet tak doniosłe wydarzenie jak beatyfikacja Jana Pawła II. Od triumfującego Obamy, który egzekucję wygodnie oglądał niczym reality show z własnego fotela[1], po Radosława Sikorskiego, który stwierdził "że dziś smutni są tylko źli ludzie"[2], wszyscy hucznie świętowali śmierć bin Ladena. Przynajmniej na czas pisania tego artykułu będę wobec tego bardzo złym człowiekiem, albowiem smuci i jednocześnie budzi mój głęboki niepokój mitomania i fałsz jaki płynie strumieniem od rządzących na całym świecie. Pozostawiając obok dyskusję na temat prawdziwości tego 'dokonania' opiszmy sobie najpierw samą sytuację. Ukrywający się co najmniej od 10 lat po wioskach pakistańskich były, amerykański (nie)tajny współpracownik zostaje wytropiony przy użyciu satelitarnego namierzania, oddziałów specjalnych i najnowocześniejszej technologii, najbogatszej armii świata, następnie rozstrzelany wraz z anonimowymi osobami i najpewniej również anonimową kobietą[3], która przy nim była, następnie na wielki finał jego zwłoki wyrzucono do Afgańskiego Morza [to jednak okazało się niemożliwe - w Afganistanie dostępu do morza nie ma - uzupełniono więc informacje o Morze Arabskie]. Jeżeli to ma być "Triumf Demokracji", jak wielu komentujących opisało to dokonanie, to wypada życzyć nam wszystkim, byśmy z tą demokracją mieli jak najmniej do czynienia. Obama, laureat pokojowej nagrody, który reklamował się jako odejście od Bushowskiej polityki walki z terroryzmem, najpierw zrezygnował nawet z obiecywanego zamknięcia Guantanamo, by kolejno rozpocząć wojnę w Libii zgodnie z tradycyjnie imperialną linią polityki G. Busha i na finał słowami, którymi równie mógłby przemawiać jego poprzednik komentować bezlitosną likwidację byłego współpracownika. Rozentuzjazmowany tłum jaki wyszedł pod Biały Dom fetować śmierć Osamy zdemaskował jednocześnie nastroje liczącej się części tkanki społecznej USA. Ten wydawałoby się, bogaty i ciemiężący jedynie kraj, żył i żyje wciąż w atmosferze stanu wojennego, chcąc uchodzić za oblężoną twierdzę, która rozpaczliwie broni się przed zagładą, niosącymi demokrację wojnami na Bliskim Wschodzie. Pozycja ofiary, jest jednocześnie doskonałą bazą do poszukiwania wroga. Tym wrogiem USA są nadal terroryści, pakowani w jeden zestaw McDonalds z dzikością i irracjonalnością jaką reprezentuje wschód i co za tym idzie kraje arabskie. Nacjonalizm jaki pociąga za sobą ideologia neoliberalnej dominacji i imperialnej doktryny w USA staje się jaskrawo widoczny.

Bez sądu, bez szans na obronę, 'czyściuteńka' likwidacja. Terroryzm państwowy, jaki stosuje Ameryka jest nieproporcjonalny do działań terroryzmu wschodniego, wyhodowanego za fundusze samych Stanów. Szacowany milion ofiar Wojny Irackiej, który Wikipedia nazywa Stabilizacją Iraku[4] wcale nie jest bowiem, jak głosiła i nadal głosi Bushowsko-Amerykańska propaganda zadośćuczynieniem za 11 Września, lecz starą, dobrą, wojskową operacją poszerzania wpływów gospodarczych. Nie można też inaczej interpretować wojny w Libii, którą właśnie toczy NATO, uśmiercając wnuczęta Kaddafiego[5]. Ze swobodą łamane jest prawo międzynarodowe, a tropienie i zdalne wysadzanie ludzi [wysadzanie się samemu w samobójczym ataku, to zło, i co innego] jest stosowaną przez państwo Obamy normą. "No-fly zone" jak nazwano rezolucję Narodów Zjednoczonych pozwala NATO korzystać ze "wszystkich niezbędnych środków" by chronić cywilów przed rzekomymi atakami rządu Kaddafiego. W granicach tego może mieścić się wszystko, od zabicia dyktatora z rodziną do drugiego pokolenia, po zrzucanie bomb kasetowych, napalmu czy użycie broni atomowej jeżeli dyktator nadal nie będzie się poddawał. Nie chodzi o pokój, nie chodzi o wartości (nieobecnego tu od dawna ducha humanizmu), jedyne co liczy się dla Obamy to wpływy w regionie, a osiągnąć je z pomocą swego aparatu propagandowego USA jest w stanie nawet pod przykrywką ratowania Troskliwych Misiów, które Kaddafi mógłby molestować niczym Fritzl w swojej piwnicy. Zjawisko wyhodowanego terroryzmu, którym obecnie przeforsowuje się najbardziej ordynarne i krwawe decyzje, które w większości dotykają niewinnej ludności biedniejszych krajów jest czymś co wrosło w kulturę USA i Europy. Za tym obrazem wroga: terrorysty kryje się zakamuflowany religijny fundamentalizm i szowinizm. Ten fundamentalizm i szowinizm narodowy kryje się po obu stronach barykady, nie mają jednak one tego samego arsenału środków i nie są równorzędnymi konkurentami, czy to gospodarczymi, czy militarnymi. Oba te narzędzia kontroli społecznej, są jednak wtórne i tworzą fikcyjną przestrzeń opozycji kulturowej. Obama, i imperialna doktryna żeruje jednak na tych naturalnych dla większości lękach i dalej pod publiczkę bez procesu zarzyna starców, anonimowych ludzi i może jeszcze kozy grasujące po Afgańskich wzgórzach - jednocześnie stawiając na swoim w globalnym układzie sił ekonomicznych na świecie. Tym samym jest oczywiste, że "wojna z terroryzmem" USA, nie skończy się nigdy. Kiedyś [a dla części nadal] tym wrogiem mógł być, bardziej elegancki i lepiej przemawiający do mas komunizm radziecki, teraz wraz z postmodernizmem, pojawił się bardziej lipny, ale nadal chwytliwy motyw terrorysty.

To nie Osama bin Laden został zabity. Nie miał on już wpływu na decyzje rządu USA od bardzo dawna. W Europie to kryzys był i nadal jest najistotniejszy, a Osama od dłuższego czasu tkwił tylko w formie -jakże trafnego - żartu w "Wojnie polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną" Doroty Masłowskiej. Reanimowany trup, zabitego na nowo wroga ożywił tylko skrajnie nacjonalistyczne, bezrefleksyjne, ślepo prorządowe i ultrakonserwatywne bloki. Osama nie żył już od bardzo dawna. Kto inny teraz dokonał swojego żywota, tą osobą jest prezydent USA, Barack Obama. Dawna nadzieja na 'zmianę', człowiek, który miał zmienić obliczę USA, jest teraz urozmaiceniem [bo trzeba jednak przyznać, że od Busha różni go kolor skóry] w prowadzonej w ten sam sposób polityce zagranicznej co za poprzednika. Obamie nie wyszło, aż stał się tym, z którym przysięgał walczyć. Wszedł w tą samą linię interesów i powiązań, w którą wejdzie najpewniej każdy, kto w obecnym układzie, w którym dominują siły prowojenne wygra wybory do Białego Domu. Mieliśmy wszyscy deja vu, obserwując jak rozpromieniony, triumfujący Obama melduje o śmierci Osamy, z dozą dramatyzmu, która pasowałaby do obwieszczania śmierci Adolfa Hitlera, lub samego diabła. Poziom prezentowanej nam wizji 'demokracji zachodniej' oraz jej 'dokonań', staje się coraz większym obciachem. Hussein, Osama, Kaddafi... Zawsze znajdzie się ktoś, na miejsce 'tego złego'. Należy jednak zwrócić uwagę prawnikom Obamy, by w kontraktach dla przyszłych współpracowników-dyktatorów i terrorystów, umieszczali dopisek o możliwości zmiany w umowie, lub jej spontanicznego, bolesnego (bardziej niż rak którym ostrzega się na opakowaniach papierosów) wygaśnięcia.

Przypisy:
[1] http://fakty.interia.pl/raport/bin-laden-nie-zyje/news/obama-na-zywo-ogl...
[2] http://lewica.pl/?id=24340
[3] http://wiadomosci.onet.pl/swiat/bin-laden-uzyl-kobiety-jako-zywej-tarczy...
[4] http://pl.wikipedia.org/wiki/Stabilizacja_Iraku
[5] http://www.wsws.org/articles/2011/may2011/liby-m03.shtml

O Nieformalnej FAI, strategii napięcia i greckiej guerilli słów kilka

Świat | Publicystyka

Komentarz redakcyjny: Poniższy tekst traktuje o szeroko pojętym nurcie insurekcjonizmu w ruchu anarchistycznym. Przez samych anarchistów jest nurt ów różnie postrzegany, począwszy od skrajnej niechęci i negowania jego skuteczności, poprzez obojętność, po fascynację zbrojnymi działaniami anarcho- insurekcjonistów i przypisywanie im sukcesów na polu walki z państwem.

Jako redakcja CIA, składająca się w większości z osób- co najmniej, powątpiewających w dalekosiężną skuteczność działań insurekcyjnych pragniemy zaznaczyć, że poniższy tekst nie ma na celu promowania tej gałęzi ruchu anarchistycznego oraz nie przedstawia naszych preferencji odnośnie walki z władzą i państwem, a jest jedynie ciekawostką i przedstawieniem historii tej ścieżki anarchizmu. Jesteśmy zwolennikami „rewolucji od dołu” opartej na pracy u podstaw i oddolnym organizowaniu się, w działaniach zbrojnych upatrując raczej szkodliwość dla ruchu, niźli jego wzmacnianie.

Redakcja CIA

"Wszystkie wielkie sprawy muszą najpierw nosić straszne maski, po to by wyryć się w sercu ludzkości"
Fryderyk Nietzsche

W związku z kontrowersjami (podnoszonymi m.in. przez niektórych, polskich anarchistów) na temat kwestii zbieżności skrótów nazw, nieformalnej, insurekcjonistycznej FAI i legalnej, włoskiej FAI, prezentujemy poniżej krótką analizę na ten temat. Stanowi ona jednocześnie pretekst do zasygnalizowania pewnych podstawowych problemów, możliwych pytań i odpowiedzi, jakie niesie ze sobą kwestia różnic strategii między nurtem insurekcjonistycznym a np. anarchosyndykalistami. Nie jest jej celem popierania czy negowanie działań żadnej z tych grup. Chodzi raczej o przyjrzenie się okolicznościom całego zamieszania, a także o zastanowienie nad sensownością i zasadnością niektórych argumentów oraz etykiet. Część anarchistów (z Włoską FAI na czele) zarzuca bowiem anarchistom - insurekcjonistom, że zbrojne ataki zakonspirowanych grup, pachną prowokacją i pomagają władzy w oczernianiu społecznego skrzydła ruchu, dostarczając pretekstu do represji. Działania te zdaniem niektórych przypominają znaną z przeszłości "strategię napięcia".

Kilka słów wstępu:

To nie przypadek że w momencie narastania masowych protestów społecznych ożywiają się i intensyfikują swoją działalność radykalne grupy stosujące metody walki zbrojnej i akcji bezpośredniej. To prawidłowość stara jak świat. Upatrują one bowiem w ożywieniu nastrojów społecznego niezadowolenia, szansy na popchnięcie spraw dalej, w kierunku zanegowania systemu jak całości. Walka zbrojna to m.in. ich metoda agitacji i propagandy na rzecz przemian społecznych. Anarchiści insurekcyjni stawiają na zaognienie bieżących konfliktów, celem otwarcia przed społeczeństwem, perspektywy rewolucyjnej.

Ludzie działający w podziemnych grupach zbrojnych zazwyczaj nie sytuują się w opozycji do legalnego ruchu masowego. Niejednokrotnie są oni jego dawnymi i wieloletnimi uczestnikami (czasem równocześnie działają w ruchu masowym i w konspiracji). To właśnie dzięki udziałowi w wielu walkach społecznych ich świadomość polityczna oraz dobór metod działania, radykalizują się i ewoluują. Radykalne ruchy społeczne stanowią zazwyczaj naturalne zaplecze grup zbrojnych i łączy je organiczny związek. Środowisko radykalne to "woda w której pływają". Dostarcza im ono kanałów komunikacyjnych, nowych członków, kryjówek, politycznego poparcia. Ideą grup zbrojnych jest współuzupełnianie się z ruchem masowym po to, by w momencie nasilającej konfrontacji z władzami, ruch dysponował gotowym, przetartym szlakiem, umożliwiającym użycie siły, dla obrony i dla ataku.

Najczęściej grupy zbrojne nie reprezentują awangardyzmu, a już na pewno nie robi tego anarchistyczna guerilla. Nie twierdzą, że wyręczą w czymkolwiek masy i ruch społeczny, ani, że same zrobią rewolucję. Dysponują one raczej wyobrażeniem, że w procesie narastania procesu rewolucyjnego - na skutek nieuniknionej konfrontacji z państwem - nastąpi zlanie się nurtu podziemnego z masowym. Ruch masowy stanie się zbrojny, a grupy zbrojne ulegną umasowieniu, bedąc czymś w rodzaju ludowej milicji, rewolucyjnej armii, jaka w warunkach wojny domowej stawi czoła siłom państwa. Niektóre grupy zbrojne zakładano właśnie ze względu na fakt rozbicia się i wygasania ruchu masowego w zderzeniu z kontrpowstańczymi represjami systemu.

Terroryzm, strategia napięcia i walka zbrojna.

Należy wyraźnie powiedzieć, że działania zbrojne wymierzone w aparat systemu i jego elity nie są "strategią napięcia". Nie jest nią walka zbrojna. Pojęcia tego nie można po prostu utożsamić z insurekcjonizmem. Walka zbrojna, ataki na funkcjonariuszy państwowych i kapitalistycznych, moga być niekiedy stosownie do swojej specyfiki nazywane nawet "terroryzmem", nie są jednak "strategią napięcia".

Walkę zbrojną (unikającą ataków na zwykłych członków społeczeństwa) można nazywać terroryzmem tylko w tym sensie, że odwołuje się ona do mechanizmu zastraszania rządzących elit. W określeniu tym chodzi wyłącznie o zastraszenie ośrodków władzy, poprzez groźbę kolejnego ataku przeciwko nim, uwiarygodnianą zamachami na poszczególnych przedstawicieli systemu. Takie samookreślanie swojej działalności, akceptowane było i czasami nadal jest przez niektóre grupy rewolucyjne, np przez grecką grupę "Aspołeczne Zachowania na rzecz Rozprzestrzeniania Rewolucyjnego Terroryzmu". Dawniej popularne było np. wśród polskich czy rosyjskich rewolucjonistów walczących z caratem.

Innym natomiast, pejoratywnym rozumieniem terroryzmu jest atakowanie zwykłych ludzi, cywili, w miejscach publicznych (ale oczywiście nie tylko tam). Rewolucyjna grupa zbrojna może uciec się do takich aktów. Mamy jednak wówczas do czynienia z terroryzmem. Negatywnymi przykładami mogą tu być IRA czy ETA, jak również porywanie samolotów pasażerskich przez inne grupy. Jeśli nie jest to podstawowy aspekt, charakteryzujący działania danej organizacji, jeśli nie zakłada go jej program i ucieka się ona do niego w ostateczności,w ramach odstępstwa od swoich zasad, wówczas można powiedzieć, że jest to organizacja rewolucyjna, stosująca niekiedy metody terrorystyczne. Jeśli zaś grupa otwarcie, od początku akceptuje takie metody, wówczas jest po prostu organizacją terrorystyczną o celach rewolucyjnych.

Strategię napięcia (przy współpracy z Amerykanami) wymyśliły w latach 60/70 władze państw zachodnich, w których walkę prowadziły duże ruchu masowe i gdzie zazwyczaj nieco później - gdy ruchy te już przygasały - swoją działalność rozpoczęły grupy miejskiej partyzantki. Historycznie rzecz biorąc "strategia napięcia" polegała na organizowaniu przez państwo zamachów na zwykłych ludzi w miejscach publicznych, a następnie na próbie przypisania odpowiedzialności za nie lewicowym grupom zbrojnym.
"Strategia napięcia" była zatem zwykłym terroryzmem.

Dzięki temu władze liczyły na przerwanie związków radykalnej lewicy z klasą pracującą, na utratę jej poparcia społecznego. Usiłowano wzbudzić strach, przekonać zwykłego człowieka, że on również jest obiektem ataku rewolucjonistów. Tymczasem radykalna lewica zbrojna zasadniczo nie przeprowadzała tego typu ataków, celując zawsze uważnie w aparat systemu oraz administrację kapitalizmu, upatrując w masach naturalnego sojusznika i podmiot ku któremu adresowała swoje działania. (Można by doszukiwać się wyjątków, zastanawiać czy dotyczy to każdej sytuacji, np. gdy atakowano przedstawicieli systemowej prasy czy członków wrogich ugrupowań)

Najsłynniejszym przykładem kraju w którym zastosowano "strategię napięcia" są Włochy. Tutaj właśnie miały miejsce anonimowe zamachy bombowe skierowane przeciwko cywilom, takie jak zamach na Piazza della Logia w Bresci w maju 1974 r.(eksplozja bomby podczas demonstracji pracowniczej), zamach na pociąg Italicus w maju tego samego roku czy słynny zamach w Banku Rolniczym na Piazza Fontana w 1969 r. Czas pokazał jednak, że za działaniami tymi stały włoskie tajne służby, działające w porozumieniu z grupami neofaszystowskimi i prawdopodobnie przy współpracy CIA. Również w RFN w okresie działań Frakcji Czerwonej Armii, na dworcach kolejowych miała miejsce seria alarmów bombowych, które usiłowano przypisać niemieckiej guerilli. RAF jednak kategorycznie odcięła się od tego typu działań, stwierdzając że wskazują one na "faszystowskie metody CIA", ponieważ wymierzone zostały w niewinnych ludzi.

Operacje w ramach "strategii napięcia" zwykło się nazywać "false-flag operation" czyli akcjami przeprowadzanymi pod fałszywą flagą.

Zazwyczaj gdy lewicowa grupa zbrojna podkłada bombę w budynku gdzie pracują ludzie (np. sąd, giełda, gazeta, TV), ostrzega ona o tym telefonicznie odpowiednio wcześnie, by możliwa była ewakuacja i aby zapobiec ofiarom.

Bombowe przesyłki

Bombowe przesyłki FAI i KKO nie mogą być zatem "strategią napięcia", ponieważ wysłano je do placówek państwowych, które w ramach horyzontu akcji wywrotowych, nie stanowią miejsc neutralnych takich, jak ulice, sklepy czy dworce. Nie były one również bombami, mającymi na celu wysadzenie budynku lub jego części, ani zabicie kogokolwiek. Zaadresowano je do funkcjonariusza państwowego i niewykluczone że FAI liczyła iż otworzy je sam ambasador.

Listopadowe (2010 r) zamachy bombowe na 14 placówek i instytucji politycznych (większość to ambasady, ale oprócz tego przesyłki do Merkel, Sarkozy'ego i Berlusconiego) przeprowadzone przez Konspiracyjne Komórki Ognia, były elementem międzynarodowej kampanii zbrojnej, nakierowanej na budowę frontu solidarności z uwięzionymi towarzyszami, ale również na zacieśnianie więzi między anarchistycznymi grupami insurekcyjnymi na całym świecie. Zamachy na placówki we Włoszech były jedną z odpowiedzi na ten apel. Kontrowersje w środowisku radykalnym wywołała kwestia zranienia szeregowych pracowników ambasad, którzy otwierali paczki.

Należy powiedzieć o różnicy między paczkami rozesłanymi przez KKO, a paczkami FAI. Paczki KKO "tylko" straszyły i parzyły. Paczki FAI jak dotąd urwały kilku osobom palce (w tym jednemu z włoskich żołnierzy jednostki stacjonującej w Afganistanie). Wskazuje to na użycie silniejszego ładunku przez drugą z tych grup i na większą dbałość KKO, o to by uniknąć choćby zranienia kogokolwiek. Niektóre środowiska anarchistyczne potępiły ten atak na zwykłych pracowników, inne stwierdziły (insurekcjoniści chilijscy), że szeregowi pracownicy placówek państwowych nie są wolni od współodpowiedzialności za państwową przemoc i dlatego muszą liczyć się z konsekwencjami wspierania administracji systemu.

Tak o swoich paczkach napisały same KKO (po przesłaniu paczki do Ministerstwa Sprawiedliwości):

"Nie będziemy odpierać kłamstw ministra, dotyczących rzekomo potężnej siły naszych materiałów wybuchowych. Kłamstw, które rozpowszechnia on w celach socjotechnicznych, po to by kreować się na ofiarę. Powtórzymy tylko, że podjęte przez nas środki ostrożności, były takie same, jak w przypadku poprzednich 14 paczek, niemożliwe jest zatem, aby jakakolwiek postronna osoba została zraniona."

(po 14 ładunkach wysłanych do różnych ambasad oraz kilku europejskich polityków)

"Wszystko zaczęło się gdy pracownik kurierskiej firmy wysyłkowej Swift Mail, chcąc zaspokoić swoją ciekawość oraz uprawiając detektywizm w celu ochrony ambasadora, wykraczając poza zakres swoich obowiązków, otworzył jedną z paczek, w rezultacie czego doszło do zapłonu, lecz nikt nie został ranny."
(...)
"Co zaś się tyczy akcji, jako takiej, to nasza ostrożność odnośnie tego, że korespondencja arystokracji ambasadorów, nie jest otwierana przez nich samych, lecz przez urzędniczą obsługę ambasady, sprawia, że nie używamy silnego materiału wybuchowego, który mamy w zapasie, stosując zamiast tego minimalną ilość zaimprowizowanego czarnego prochu, tak by dostarczyć naszą wiadomość, nie raniąc człowieka. Wziąwszy nawet pod uwagę, że paczki pozostałyby przez dobę w magazynie firmy, a kurierzy dostarczyliby je dopiero następnego dnia, dbamy o pełne bezpieczeństwo mechanizmu, tak, że aktywowałby on się tylko w przypadku otwarcia paczki. Jak wspomniano w poprzednim oświadczeniu, działanie miejskiej partyzantki oraz przemoc, jaką się ona posługuje, skierowane są wyłącznie przeciwko bandytom, którzy rządzą naszym życiem oraz przeciwko ich lojalnym wasalom, wyznającym religię prawnego Porządku. Jednak, gdy władcy mogą przekonać niewolników, że żyją oni w wolności, wówczas znaczenia stają w obliczu utraty swojego sensu. Często stykamy się ze sprzecznością, odkrywając, że niektórzy pracownicy zgadzają się z interesami elit ekonomicznych. Mania bezpieczeństwa i społecznego donosicielstwa, okazywane przez kilku pracowników, podtrzymują życie systemu. Tak, więc w społeczeństwie, gdzie “bohaterscy” obywatele chronią pieniądze banku przed bandytami, inni wciąż domagają się więcej policji, pewni ludzie przestrzegają praw skorumpowanych władców, wielu donosi, o wszystkim, co odchyla się od służalczej prawidłowości, a niektórzy domagają się przykładnego ukarania buntowników, stajemy przeciwko nim, gotowi prowadzić walkę, aż do gorzkiego końca."

Nie licząc krótkiego komunikatu towarzyszącego akcji, FAI nie skomentowały metody swojego działania. Ponieważ jednak ofiarami padli szeregowi pracownicy, w środowiskach "legalistycznej" opozycji rewolucyjnej, podniosły się głosy, że była to prowokacja, że atak ten nie ma nic wspólnego z działaniem rewolucyjnym.

Z drugiej strony żadna grupa zbrojna nie określiła tego działania, mianem "prowokacji" czy "strategii napięcia". Bowiem "strategia napięcia" jako efektywne narzędzie kontrrewolucji, skuteczna była dzięki temu, że bomby wybuchały w neutralnych miejscach publicznych i zabijały zwykłych ludzi, nie zaś pracowników państwowych placówek. Warto zauważyć, że - przynajmniej w latach 60/70 - zamachy przeciw instytucjom władzy mogły cieszyć się pewnym poparciem społecznym, dlatego intensyfikowanie napięcia społecznego musiało dokonywać się poprzez akty pospolitego terroru.

Oczywiście poza zainteresowaniem tego tekstu jest rozstrzyganie kwestii w kategoriach, tego czy akcja FAI była "zła", czy "dobra", czy ustanawiała jakąś korzyść dla ruchu czy go sabotowała. Nie jest jego celem obrona czy propagowanie przemocy w takiej lub innej postaci. Chodzi tu natomiast o uświadomienie sobie konieczności używania precyzyjnego języka, zgodnego ze swoim historycznym znaczeniem oraz unikania upraszczających ocen, w przypadku analizowania działań grup tego typu.

Prowokator, to człowiek przysłany, opłacany, wynajęty przez państwo. Z rewolucyjnej perspektywy prowokator to agent i wróg, którego należy zwalczać. Prowokator realizuje "strategię napięcia", podkładając bombę na dworcu w Bolonii. W przypadku FAI, radykalna lewica może mówić co najwyżej o błędnej strategii. Dlatego, choć FAI - zależnie od czyichś poglądów - można oceniać źle, to jednak nie można jej zrównywać z neofaszystami czy agentami tajnych służb, wrzucając do worka "strategii napięcia". Wątpliwe jest, by dziś w jakimkolwiek europejskim kraju prowadzono strategię napięcia. Jako taka powstała ona i uzasadniana była szczególnymi warunkami Zimnej Wojny, koniecznością walki z ekspansją komunizmu. Dzisiejsze ruchy społeczno-radykalne, mimo że ich aktywność się zwiększa, nie dysponują taką siłą ani nie mają potężnych sojuszników.

Zdarzenie to ujawniło jednak, że środowisko grup zbrojnych nie jest jednolite, nie ma jednej linii taktycznej i że dzieli je odmienność kryteriów, określających dopuszczalne obiekty ataku. Paczki FAI we włoskich ambasadach potępiła grecka Walka Rewolucyjna, podkreślając, że szeregowi pracownicy nigdy nie byli i nie będą dla niej celem. Ponieważ Komórka FAI, która wysłała paczki, podpisała się imieniem zabitego członka Walki Rewolucyjnej, Lambrosa Fountasa, dlatego WR poprosiła o nieużywanie jego imienia w tego typu działaniach. Prośba ta i krytyka akcji (zamiast zarzutów prowokacji) potwierdziły jednak, że WR uznają autentyczność FAI, nie podzielając jednak jej metod.

Powoływanie się na oświadczenie Walki Rewolucyjnej przez przeciwników walki zbrojnej, może być dla nich jednak zgubne, bowiem to nie włoska FAI, ani greckie KKO, czy Zachowania Aspołeczne, mają na koncie próby politycznych zabójstw, lecz właśnie Walka Rewolucyjna (oprócz niej Sekta Rewolucjonistów) W Maju 2006 r. WR usiłowała zabić byłego Ministra Porządku Publicznego Georgiosa Voulgarakisa, który obecnie jest Ministrem Kultury. W Grudniu 2008 r. WR ostrzelała w Atenach policyjnego busa pełnego funkcjonariuszy (nikt nie zginął). W Styczniu 2009 r. grupa ciężko postrzeliła młodego policjanta pełniącego na terenie Exarchii, straż przy Ministerstwie Kultury. Uratowała go operacja.

Warto zatem zdać sobie sprawę, że choć WR wężej definiuje obiekty ataku to jednak jest skłonna posunąć się dużo dalej, niż KKO czy Nieformalna FAI, które szersze spektrum celów, amortyzują użyciem niegroźnych ładunków.

Indywidualizm a nurt społeczny.
O różnicy między Konspiracyjnymi Komórkami Ognia a Walką Rewolucyjną.

We współczesnym ruchu insurekcjonistycznym istnieją przynajmniej dwa odmienne prądy, odnoszące się do różnych podstaw ideologicznych - nurt indywidualistyczny i nurt społeczny. Tym co łączy te nurty jest anarchizm oraz dążenie do zbrojnego przeciwstawienia się państwu i kapitalizmowi. Walka Rewolucyjna reprezentuje społeczny nurt insurekcjonizmu. W swoich komunikatach posługuje się językiem analizy klasowej, aspiruje do związku z większością społeczeństwa - klasą pracującą. W swoim programie społecznym mówi o systemie robotniczych samorządów.

Konspiracyjne Komórki Ognia oraz pokrewne im grupy niuansują postrzeganie sytuacji społecznej. Dystansują się do prostego podziału na "uciskaną większość" i "uciskającą mniejszość". Indywidualistyczna filozofia KKO ma odcień antyspołeczny w tym znaczeniu, iż grupa wskazuje na fakt, świadomego i dobrowolnego uczestnictwa społeczeństwa w systemie. Ludzie chodzą na wybory, popierają polityków, nie chcą zmiany ustroju, szanują rękę która ich karmi ale i która im grozi.

Dlatego KKO podkreślają, że społeczeństwo jest współwinne trwania systemu, a jego konformizm i uległość jako takie również powinny stać się celem anarchistycznego ataku, po to by pobudzić w ludziach samoświadomość i potrzebę wolności. Społeczeństwo w filozofii KKO - a przynajmniej jego większość - nie jest sojusznikiem lecz wrogiem.

Indywidualistyczni nihiliści nie potrzebują jego poparcia ani związku z nim. Wyraża się to w ich słowach, gdy mówią, że tak samo jak ręki trzymającej bat, nienawidzą również tych, którzy pokornie przyjmują jego uderzenia. KKO solidaryzują się nie z tymi, którzy cierpią, lecz z tymi, którzy mają odwagę przeciwstawić się swojemu cierpieniu. Rewolucyjny podmiot wg KKO stanowi świadoma mniejszość, obdarzona etycznym sumieniem. Takie podejście zmniejsza szanse na realne obalenie systemu, nie o samo obalenie jednak tu przede wszystkim chodzi. Romantyczne pierwiastki anarchizmu KKO wskazują na rozumienie zjawiska rewolucji, mniej w sensie ekonomiczno-społecznym, bardziej zaś w indywidualnym, osobistym i duchowym wymiarze. Dlatego też idea jednostkowej rewolucji realizuje się już w samym procesie uczestnictwa w walce zbrojnej. Wkroczenie na drogę insurekcji jest celem samym w sobie, potwierdzającym autentyczny wybór innego systemu wartości, przeobrażającym wewnętrznie daną osobę i ustanawiającym jakościowo nowe związki między rebeliantami.

Sama FAI wpisała się w podnoszony przez nią już kilka lat wcześniej - a przypomniany przez KKO - projekt stworzenia międzynarodowej sieci grup zbrojnych, wspólnie atakujących Państwo i Kapitał, wspólnie reagujących na bieżące wydarzenia, solidaryzujących się wzajemnie z więźniami politycznymi w skali ponadnarodowej. Od roku 2001, kiedy to wraz z pogróżkami przesłała Berlusconiemu pocisk pistoletowy, poprzez rok 2003, kiedy zainicjowała swoją pierwszą, szerszą kampanię bombową, ma ona na koncie wiele akcji, zwróconych przeciwko państwu, UE, systemowi kapitalistycznemu oraz w szczególności przeciw systemowi penitencjarnemu. Więcej o jej działaniach przeczytasz tutaj i tutaj

FAI - kwestia skrótu

W swoim założycielskim manifeście ludzie z Nieformalnej FAI przeprosili za zbieżność jej skrótu z kilkoma innymi organizacjami, nie tylko anarchistycznymi.

cytat:

"P.S. Jakiekolwiek podobieństwo nazwy FAI z włoską FAI- Federacją Pracowników Transportu (Federazione Autotransportatori Italiani), z włoską FAI- Federacją Anarchistyczną (Federazione Anarchica Italiana) oraz z FAI- Włoską Fundacją Na Rzecz Środowiska (Fondo Italiano per l'Ambiente) jest czystym zbiegiem okoliczności. Tym samym przepraszamy tych, których ten zbieg okoliczności dotyczy."

Całość dokumentu programowego Nieformalnej FAI przeczytasz TUTAJ

Nikt nie ma jednak monopolu na jakiś skrót. Choć insurekcjoniści nie wyświadczyli w ten sposób przysługi legalistycznej FAI, to jednak o próbie podszywania się można byłoby mówić raczej dopiero wtedy, gdyby zamachowcy nazwali się Włoska Federacja Anarchistyczna. Czy należy zatem uznać, że Nieformalna FAI jest również prowokacją wobec Federacji Pracowników Transportu i Włoskiej Fundacji na rzecz Środowiska? Wydaje się, że Włoska Federacja Anarchistyczna przecenia swoją rolę i zagrożenie jakie mogłaby stanowić dla państwa, przywiązując zbyt dużą wagę już nawet nie do nazwy, ale do jej skrótu, zamiast skupić się na zaakcentowaniu oczywistej różnicy codziennej praktyki politycznej. Czyżby Włoska FAI była tak silna i nietykalna, że dla umożliwienia sobie represji oraz tłumienia jej wpływów, władze zmuszone były założyć grupę prowokatorów, atakujących ambasady? I jakby tego było mało prowokatorzy ci wysyłają bomby już od przeszło 7 lat, narażając zdrowie postaci z europejskiego, politycznego świecznika, opatrując te zamachy politycznymi komunikatami? (Jedna z paczek FAI, swego czasu lekko poparzyła ówczesnego Przewodniczącego UE, Romano Prodiego.)

Rewolucyjna odpowiedzialność
Represywność państwa i różnice strategii

Kilka legalistycznych organizacji anarchistycznych, wystosowało komunikaty w których potępiło nie tylko Nieformalną FAI, ale i samą strategię zbrojnej konspiracji. Zapewne pierwsza zrobiła to Włoska FAI, kiedy to Nieformalna FAI w 2003 r. zintensyfikowała swoje działania i wypuściła "List otwarty do ruchu anarchistycznego i antyautorytarnego" w którym przedstawiła własną koncepcję organizacyjną, opartą na trzech czynnikach: nieformalności, federacyjności i anarchizmie.

W jednym z komunikatów z 2003 r. Włoska FAI napisała: "ktokolwiek wystawia jakąś grupę aktywistów na represje, należy do policji lub działa w jej imieniu." ("whoever points out a group of comrades to repression is a police or one that cooperates with them.")

Zadziwiające słowa, zwłaszcza gdy padają z ust anarchistów. Anarchiści winią w nich innych anarchistów, za to, że ci drudzy atakują państwo, przy użyciu takich metod, które sprawiają, że odpowiada ono użyciem przemocy wobec ruchu anarchistycznego.

Insurekcjonista mógłby zapytać retorycznie: Czy zamieszki w Pradze, Genui, Seattle, w Roztocku i wielu innych miastach, w trakcie których niszczono mienie i atakowano policjantów, były "działaniami w imieniu policji" ? A przecież w wyniku starć w Genui, w ramach represji, policja aresztowała i pobiła setki niewinnych osób, a także wtargnęła do szkoły w której mieściło się alternatywne centrum antyglobalistów i spałowała do nieprzytomności wielu przebywających tam ludzi. Spora część z nich wylądowała wówczas w szpitalach. Była to reakcja policji i państwa na masowe starcie się z nim na ulicach, reakcja na radykalne działania antypaństwowe. Czy odpowiedzialny za narażenie ich na takie represje, był Carlo Giuliani z gaśnicą w dłoniach oraz inni towarzyszący mu aktywiści Czarnego Bloku? Czy zamieszki były przejawem głupoty i strategicznej krótkowzroczności?

Pomijając pytanie o to, czy zdaniem anarchistów, przemocy państwa doświadcza się dopiero i tylko wtedy, gdy się je zaatakuje, warto byłoby zapytać także w jaki zatem sposób atakować państwo, by nie doszło do odwetu z jego strony? Czyż anarchiści legalistyczni, wybierający bardziej pokojowe metody działania, oczekują, że walcząc przy użyciu takich działań, uchronią się przed prześladowaniami i jednocześnie obalą państwo? Wreszcie jedno z ważniejszych pytań nad którym warto się zastanowić: Czy państwo prześladuje anarchistów dlatego, że dążą oni do jego obalenia - wszystko jedno jakimi środkami - czy też dopiero wtedy gdy środki te wykraczają poza dopuszczalne ramy zakreślone przez państwo? Jeśli zaś faktycznie chodzi tu o kwestię środków, to czy nie oznaczałoby to, że albo państwo zgadza się na własne obalenie, pod warunkiem, że odbędzie się ono zgodnie z prawem, albo też pozwala anarchistom na istnienie, dopóki nie zagrażają jego panowaniu ?

Wydaje się zatem, że kwestią zasadniczą dla anarchistów legalistycznych, nie jest kwestia samego użycia przemocy czy też jej środków, lecz takiego jej zastosowania, by było ono w ich mniemaniu adekwatne do stopnia rozwoju procesu rewolucyjnego, tak by nie narazić się na przedwczesne represje i nie zniechęcić do siebie społeczeństwa.((Pytanie o zgodność momentu w którym rewolucjoniści akceptują używanie przemocy z momentem, kiedy gotowe ją zaakceptować są same masy. Pytanie: Jak uczynić masy rewolucyjnymi, aby momenty te uległy utożsamieniu?) Z pewnością jest to złożona kwestia, którą należałoby rozpatrywać każdorazowo, w ramach konkretnych, określonych warunków i stosunków sił - kwestia, której nie da się rozstrzygnąć jednoznacznie na poziomie teoretycznym, abstrahując od danej praktyki i okoliczności historycznych. Zarówno fetyszyzowanie masowości może prowadzić do ugodowości oraz reformizmu, ciągłego czekania na odpowiedni moment (a następnie rozczarowania gdy masy rozejdą się do domu zadowolone podwyżkami), jak i fetyszyzowanie illegalizmu, może zakończyć się przedwczesnym wypaleniem wywrotowego potencjału oraz sekciarskim terroryzmem, zagrożonym izolacją nie tylko od społeczeństwa ale i od ruchu. Niektórzy twierdzą, że w pewnej sytuacji przemoc może pobudzić masowość i zdynamizować czynnik rewolucyjny, pomóc w przejściu od żądań częściowych do całościowych, inni zaś, że umiarkowane metody mogą pozyskać sympatię mas, które później łatwiej będzie zachęcić do bardziej zdecydowanych posunięć i które ze względu na swoją masowość nie będą musiały być już tak brutalne i desperackie.

Ulegając pokusie wydestylowania tych dwóch czynników poza konkretne ramy sytuacji społecznej, można by powiedzieć, że charakterystykę przemocy legalistycznej cechuje spontaniczność, demokratyczność, i jawność większa kontrola ze strony ruchu, zaś przemoc insurekcyjną charakteryzuje: wyspecjalizowanie ataków i narzędzi, konspiracyjność, planowość, mniejsza możliwość kontroli przez ruch. Te pozorne w mniemaniu insurekcjonistów sprzeczności znosi dążenie do tego, by insurekcyjna przemoc pełniła rolę narzędzia zanurzonego w ruchu masowym. (Niemniej uznają oni także - w wersji indywidualistycznej - atak, prowadzony poza ruchem) Podkreślając jednak wagę umiejscowienia danej strategii w określonym procesie, nalezy pamiętać, że wyjęcie elementu z mechanizmu społecznego, którego jest on częścią, nie pozwala nam na generalne opisanie jego roli (słuszności lub niesłuszności).

Z pewnością tłem takich rozważań powinno być uzmysłowienie sobie, że o ile represywność zachodniego państwa była niegdyś większa, dostarczając rewolucyjnego paliwa, "zwykłemu" ruchowi masowemu (wystarczyło wyjść na ulicę, by trafić do więzienia lub oberwać kulę) to dziś ( m.in. na skutek redukcji napięć klasowych poprzez wygenerowanie klasowego bufora w postaci modelu opiekuńczego) zliberalizowało ono swój stosunek do opozycji antypaństwowej (możesz demonstrować wrogość wobec państwa pod warunkiem, że nie niszczysz mienia i nie atakujesz innych ludzi). Oczywiście takie poszerzenie swobody w przestrzeni publicznej, nie zmienia zasadniczo istoty krytyki anarchistycznej (przymusowość pozostaje, jedynie próg uruchomienia państwowej przemocy uległ podwyższeniu), niuansuje jednak zagadnienie strategii i wykorzystania możliwości, jakie daje omawiana tu zmiana. Na przestrzeni wieków państwo złagodniało, dając dziś ludziom więcej przestrzeni niż kiedyś (wypadkowa obecności na scenie politycznej umiarkowanych nurtów postępowych, lewicy socjaldemokratycznej, narzucenia państwu pewnych standardów, wypracowanych w efekcie walk społecznych, model państwa socjalnego, z drugiej zaś strony kryzys świadomości klasowej, pacyfikacja i słabość społecznych alternatyw, panowanie ideologiczne, udział mas w konsumpcji, itp) - wobec czego, aby zdemaskować jego agresywną twarz, potrzebne są określone okoliczności, zaostrzenie uśpionych konfliktów, konstrukcja wyraźnego podmiotu opozycyjnego, aby na nowo zarysowały się dwie przeciwstawne strony, reprezentujące odmienne wizje świata.

Przyglądając się taktyce zachodniej guerilli w latach 70-ych, widzimy, że jednym z kluczowych założeń było uczynić przemoc państwa na powrót widoczną, sprowokować je do zrzucenia łagodnej, demokratycznej maski.Pytanie brzmi: czy poza represjami, lub właśnie dzięki represjom udaje się uzyskać jakiś konstruktywny efekt ? Rzecz jasna i tu zdania będą podzielone.

Kiedy państwo reaguje represjami, kryminalizując ruch społeczny, intensyfikacji ulega proces konfrontacji. Zniesione zostaje swoiste zawieszenie broni, między tlącym się, legalistycznym ruchem a władzą, tolerującą go, dopóki pozostaje on na obrzeżach sceny politycznej, respektując (z racji bezsiły) prawne normy i ustrój parlamentarny. Konflikt ulega wyostrzeniu. Stanowić to może sposobność, do wciągnięcia w ten proces mas, pobudzenie do buntu, szansę na wyraźne zaistnienie w powszechnej świadomości. Obawę przed tym zaangażowaniem mas oraz radykalizacją ruchu, odzwierciedla strategia wojny psychologicznej, inicjowana przez państwo, zabiegające wówczas o wykreowanie zniechęcającego wizerunku najbardziej radykalnego przeciwnika. (antypartyzancka propaganda mass mediów, strategia napięcia, itp) Niebagatelną rolę odgrywa tu również proces solidarności, która angażuje kolejne niezdecydowane części środowiska, dając im okazję zinterioryzowania procesu konfrontacji i wkroczenia na ścieżkę nielegalności. De facto, poprzez to, illegalizm, stanowi swoistą ścieżkę w ruchu masowym, otwierającą perspektywę rewolucyjną, jednostkom jak i całemu ruchowi.

Zwolennicy legalnej masowości zarzucić mogą insurekcjonistom przedwczesne wyostrzenie konfliktu, co doprowadzi do stłumienia i stępienia siły powstającego dopiero ruchu. Insurekcjonista kieruje się jednak zapewne przekonaniem, że konfrontacja i tak jest nieunikniona, o ile w ogóle polityce radykalnej uda się wyjść poza społeczny margines i radykalne getto, a następnie wkroczyć na szerszą scenę, dotąd kontrolowaną wyłącznie przez państwo. Wątpliwe zaś, wydaje mu się takie przejście, jeśli "radykałowie " ograniczą się do stosowania umiarkowanych metod, akceptowanych przez władze, dających mu narzędzie kontroli i utrzymujących w ten sposób ruch w pewnych ryzach.

Anarchizm masowo-legalistyczny woli budować ruch pokojowymi metodami, traktując przemoc jako końcowy element konkretnych walk klasowych; uruchomić jej stosowanie na etapie masowości, po wkroczeniu lub w procesie wkraczania na scenę polityczną. Anarchizm insurekcyjny woli stosować przemoc od samego początku, by wydostać się poza margines, przebić bufor rewindykacyjnych kompromisów, a przy tym wciągnąć do starcia tlący się ruch, w ślad za nim masy, uwidocznić i zaostrzyć społeczne sprzeczności.

Bez względu na wspomniane już wątpliwości, faktem jest, że taktyka insurekcjonistyczna ze swoją otwarcie illegalistyczną opcją stanowi jeden z zasadniczych rdzeni anarchizmu, który zawsze otwarcie kwestionował ramy prawne państwa, przedstawiając własny radykalizm, jako odpowiedź na legalną przemoc, dokonywaną w białych rękawiczkach przez klasę rządzącą. Podobnie sprawę widzieli komuniści, z ich marksowską "akuszerką historii", skłaniający się jednak ku zcentralizowanej i upartyjnionej masowości w miejsce spontaniczności mas oraz indywidualnej inicjatywy.

Dlatego warto pamiętać, że przemoc nie jest jakąś specyficzną domeną pewnego nurtu w anarchizmie, lecz - w kontekście naszych rozważań - stanowi nieodłączną cechę ruchu rewolucyjnego - zaś w szerszej optyce stanowi czynnik napędowy procesu historycznego, wykraczający poza ramy tej czy innej ideologii.

Jeśli natomiast dochodzi do pokojowego rozstrzygnięcia między obozem władzy, a ruchem antyrządowym, nie jest to dowodem na możliwość konsekwentnego przeprowadzenia pokojowej rewolucji, ponieważ na ogół jedna ze stron decyduje się ustąpić, a to pod naciskiem niekorzystnych dlań okoliczności, z drugiej zaś wobec groźby radykalizacji przeciwnika, który dziś pokojowy i gotów rozmawiać, jutro może sięgnąć po broń. Widmo przemocy jest obecne w tle tzw. pokojowych przemian.

Trzeba zdać sobie sprawę, że władza ma możliwość rozegrania i obrócenia każdej formy antysystemowego nacisku, przeciwko tym, którzy go wywierają. Od strajku po zamach bombowy - każda forma nacisku może zostać określona jako akt przemocy skierowany przeciwko społeczeństwu. Niejednokrotnie tak właśnie państwo i media to przedstawiają - tym łatwiej im większe ugruntowanie w społeczeństwie ma ideologia klasy panującej. W społeczeństwie przesyconym poglądami neoliberalnymi, o używaniu przemocy i "terroryzowaniu" większości przez "roszczeniową" mniejszość, mówi się już nawet w przypadku większych strajków pracowniczych. "Terrorystą" z kamieniem w dłoni, można stać się nawet wtedy, gdy zablokowane zostaną główne miejskie arteria drogowe. Przecież ludzie nie mogą spokojnie dojechać do domu z pracy, pracodawca spokojnie prowadzić swojego interesu. Anarchizmowi obca jest tradycja, oskarżania innych rewolucjonistów o to, że w wyniku ich działań państwo zaczyna zadawać ciosy na oślep, oskarżając niewinnych ludzi. Tam gdzie tak się dzieje, a grupy zbrojne mają pewne zakorzenienie w lokalnej tradycji i historii, wiele legalistycznych grup widzi tę sprawę inaczej. Przemoc państwa pozostaje przemocą państwa, a środki podejmowane przeciw niemu - nawet jeśli jacyś anarchiści się od nich odcinają - pozostają w dalszym ciągu, zaledwie odpowiedzią na tę przemoc. Zachowanie tego odróżnienia przyczyny od skutku jest dla wielu warunkiem logiki anarchizmu. Przykładem może tu być fragment wywiadu z jednym z redaktorów bloga "Ocuppied London":

"Faktycznie, miały miejsce akcje, które zaskakiwały z punktu widzenia ich użyteczności i czasu, kiedy zostały dokonane. Musimy jednak pamiętać, że kiedy opada demokratyczna maska państwa i ujawnia się jego prawdziwa, autorytarna twarz, to nie jest wina grup walczących z państwem – i nie mamy prawa ich winić. To, czy ich taktyka może odstraszać wiele osób od przyłączenia się do ruchu, to dobre pytanie, ale to już sprawa na zupełnie inną dyskusję."

Dlatego, nawet pomimo ostrej samokrytyki i burzliwej debaty, do jakiej doszło wśród greckich anarchistów, na skutek spalenia pracowników Marffin Banku, nie porzucono idei jednoczesnej solidarności z miejską partyzantką jak i tymi anarchistycznymi więźniami państwa, których bezpodstawnie oskarżono na skutek jej działalności. Georgias Tsakalos z KKO, tak skomentował tę sprawę:

W celu uniknięcia podobnych wypadków w przyszłości, zachęcamy do tworzenia nielegalnej infrastruktury i organizacji oraz do konsekwentnego przygotowywania ataków. Ogólne potępienie takich środków walki nie jest niczym innym jak wąskoświadomościowym punktem widzenia, za którym czai się kompromis z reformistycznymi formami "walki", akceptowanymi przez sam system.

Nie pojawiają się również wypowiedzi kogokolwiek z niewinnie oskarżanych, w których obwinialiby oni miejską guerillę za swoje położenie. W Grecji - a zapewne nie tylko w Grecji - dzieje się dokładnie odwrotnie. Niewinnie oskarżeni anarchiści mówiąc: "Jestem szykanowany z powodu tego, że jestem anarchistą", tworzą wspólny front walki razem z więźniami, którzy po schwytaniu otwarcie zadeklarowali przynależność do grup zbrojnych. Następuje proces politycznego łączenia się przedstawicieli nurtu masowego i insurekcjonistycznego, przeciwko wspólnemu wrogowi.

Komunikat Włoskiej FAI, chętnie podchwycili za to niektórzy polscy anarchiści, nieufnie odnoszący się do walki zbrojnej i słabo zaznajomieni z historią miejskiej partyzantki, sięgający swoją praktyką polityczną nie dalej niż zachodnie organizacje pozarządowe i lewicowe związki zawodowe. W Polsce anarchizm zbrojny dobrze prezentuje się tylko na półce, jako ciekawa pozycja w biblioteczce. Samozadowalający się przedrukami tekstów XIX-wiecznych teoretyków ruchu, w swoim purytańskim dążeniu do ideologicznej czystości, przeoczają oni niejednokrotnie doświadczenia lat 60/70-ych oraz bogactwo innych mniej lub bardziej radykalnych ideologii lewicowych (wyjątek stanowi tu redakcja Przeglądu Anarchistycznego), ale także prosty fakt, że zachodni ruch (który część swojej tożsamości ukonstytuował w oparciu o te właśnie wydarzenia) nie tylko rozumie sens i rolę aktywności grup miejskiej guerilli, ale także włącza jej politycznych więźniów w obręb własnego poczucia politycznej solidarności.

Nadając jej autentyczność, zachodni anarchiści mówią nie tylko o anarchistycznych więźniach politycznych, ale również o rewolucyjnych komunistach z Akcji Bezpośredniej czy Frakcji Czerwonej Armii, których uważają za swoich represjonowanych towarzyszy walki (Patrz choćby TUTAJ).

Swoistą puentą, dzielenia ludzi na prowokatorów i nie-prowokatorów, może być komentarz na jednym z polskich forów internetowych, w którym jeden z prawników związanych ze sprawą planowanego wydalenia, zatrzymanej wówczas działaczki na rzecz praw uchodźców, Oksany Makarenko, obrzucił stekiem epitetów, rzekomo "radykalną" pikietę warszawskich anarchistów. Twierdził bowiem, że z powodu jej krzykliwego i rzekomo agresywnego charakteru, sędzina zdecydowała się przedłużyć areszt zatrzymanej. W ten oto sposób, anarchistyczni zwolennicy działań legalnych, stali się przez moment "insurekcjonistycznymi" kozłami ofiarnymi, w środowisku liberalnych obrońców praw człowieka.

"Critique"

Nuklearny koszmar Ameryki

Ekologia/Prawa zwierząt | Publicystyka

W USA pracuje 31 reaktorów dokładnie takich, jak w Japonii – ale ciała regulujące ignorują ryzyko, by zwiększyć zyski prywatnych firm.

Pięć dni po potężnym trzęsieniu ziemi i tsunami, które uderzyło w Japonię, powodując najgorszą katastrofę atomową od czasów Czarnobyla, amerykańska agencja regulująca przemysł jądrowy wystąpiła przed Kongresem z dobrymi wiadomościami: to się nie może wydarzyć w USA. Po katastrofie w Japonii, władze w Niemczech nakazały szybko wyłączyć stare elektrownie w celu dokonania inspekcji, a Chiny wstrzymały przyznawanie pozwoleń na uruchomienie nowych elektrowni. Ale Gregory Jaczko, szef Komisji ds. Regulacji Przemysłu Jądrowego (NRC), zapewniał kongresmenów, że nie ma żadnych podstaw, by cokolwiek zmieniać w działających w USA elektrowniach atomowych. 10 dni po trzęsieniu ziemi w Japonii, NRC przedłużyło zezwolenie na funkcjonowanie czterdziestoletniego reaktora Vermont Yankee - brata bliźniaka Fukushimy - na kolejne 20 lat. Pozwolenie wydano pomimo, iż komin chłodzący dosłownie się rozpadł, a z elektrowni wiele razy wyciekały radioaktywne ciecze.

Być może Jaczko próbował zapobiec masowej panice. W końcu w USA są 104 reaktory rozsiane po całym kraju, które generują 20% energii elektrycznej kraju. Wszystkie zostały zaprojektowane w latach 60’tych i 70’tych i zbliżają się do końca swojego zaplanowanego okresu eksploatacji. Dave Lochbaum, starszy doradca w Związku Zaangażowanych Naukowców stwierdził, że w przemówieniu szefa NRC przed Kongresem zawarte były „bezczelne kłamstwa”.

Lochbaum - inżynier atomista – uważa, że Jaczko doskonale zdaje sobie sprawę, że stanowisko NRC straciło na wiarygodności w ciągu ostatnich lat. W niektórych elektrowniach, wysyko radioaktywne odpady są składowane w basenach umieszczonych obok reaktorów. W innych, zmiany w systemach chłodzenia sprawiły, że w przypadku stopienia rdzenia, sytuacja będzie jeszcze bardziej niebezpieczna. Kilka tygodni przed wydarzeniami w Fukushimie, Lochbaum opublikował raport, w którym wykazywał niedbalstwa NRC i wskazywał na 14 przypadków (tylko w minionym rokuu), gdy ledwo udało się uniknąć katastrofy. W reaktorze Indian Point na północ od Nowego Jorku, inspektorzy federalni odkryli wycieki, które pozostały nie naprawione przez 16 lat.

Jako szef NRC, Jaczko jest główną osobą odpowiedzialną za bezpieczne utrzymanie starzejących się elektrowni w całym kraju. Zarządza agencją zatrudniającą 4 tys. osób, z budżetem 1 miliarda dolarów. Ale NRC od dawna jest tylko pupilem przemysłu jądrowego i niechętnie zajmuje się niebezpiecznymi reaktorami. Victor Gilinsky – były pracownik agencji, który pracował w niej w czasie wypadku w Three Mile Island w 1979 r. - określił ją, jako „filię przemysłu jądrowego”. Nawet prezydent Obama skrytykował agencję w czasię kampanii w 2008 r., nazywając ją „umierającą agencję, którą trzeba odmłodzić, gdyż stała się zakładnikiem przemysłu, który ma regulować”.

Eksperci jądrowi ostrzegają, że konsekwencje bezczynności agencji będą poważne w nadchodzących latach. „NRC konsekwentnie stawia zysk przemysłu ponad bezpieczeństwo” – powiedział Arnie Gundersen, były manager przemysłu jądrowego, który stał się aktywistą antynuklearnym - „dlatego mamy w Ameryce kilkanaście Fukushim, które mogą w każdej chwili wybuchnąć”.

Katastrofa w Japonii nie mogła się wydarzyć w gorszym momencie dla przemysłu jądrowego. W ostatnich latach, energię jądrową prezentowano jako jedyne źródło energii, które może zastąpić węgiel dość szybko, by zatrzymać postępy globalnego ocieplenia. Na całym świecie buduje się około 60 nowych elektrowni jądrowych, co branża nazywa „renesansem”. W budżecie na 2012 r., Obama przeznaczył 54 miliardy federalnych gwarancji na pożyczki na budowe nowych reaktorów. O wiele więcej, niż przeznaczone zostało na odnawialne źródła energii (18 miliardów).

Bez tak wysokich dotacji z kieszeni podatników, nigdy nie zbudowano by nowych reaktorów. Od czasu Projektu Manhattan i budowy bomby jądrowej w latach 40'tych, sen o nuklearnej przyszłości prawie w całości był napędzany przez budżet państwowy. Reaktory jądrowe, które obecnie istnieją w USA powstały jedynie dlatego, że Kongres przyjął ustawę Price-Anderson w 1957 r., która ograniczała odpowiedzialność operatorów elektrowni atomowych w razie katastrofy. Ale nawet w sytuacji, gdy podatnicy przejmują na siebie większość ryzyka, giełda i tak nie zgodziłaby się na finansowanie reaktorów jądrowych bez bezpośredniej pomocy finansowej na poziomie federalnym. M.in. dlatego, że koszt budowy jest tak wysoki (20 miliardów dolarów na elektrownię), ale także dlatego, że technologia nuklearna jest jedyną inwestycją, która może stać się całkowicie bezużyteczna w ciągu kilku godzin. „Na wolnym rynku, gdzie ryzyko i koszty są wzięte pod uwagę, energia jądrowa nie istnieje” – powiedział Amory Lovins, wiodący ekspert Rocky Mountain Institute. Elektrownie jądrowe są „tworem polityki rządu i interwencjonizmu”.

Są też dziełem lobbystów i dotacji do kampanii wyborczych. W ciągu ostatnich 10 lat, przemysł jądrowy przekazał ponad 4,6 miliarda dolarów członkom Kongresu. Tylko w zeszłym roku, branża wydała 1,7 miliarda dolarów na lobbying na poziomie federalnym. Z powodu szczodrego strumienia pieniędzy, NRC ma nastawienie korzystne dla biznesu. W agencji pracuje wielu utalentowanych inżynierów i naukowców, ale pięciu członków komisji, którzy nadzorują ich pracę ma bezpośrednie powiązania z przemysłem, który mają rzekomo regulować. Rober Alvarez, były doradca w Departamencie Energii, powiedział: „Są zrośnięci z branżą. To typowy układ 'drzwi obrotowych’, gdzie szefowie agencji, to byli managerowie przemysłu jądrowego i wice-wersa. Nie ma tam zbyt wielu sceptyków."

Jeffrey Merrifield, były członek komisji w NRC, który odszedł w 2007 r., jest dobrym przykładem. Gdy Merrifield kończył służbę publiczną, po prostu zadzwonił do prezesa Exelonu, największego w kraju operatora elektrowni jądrowych, i poprosił o rekomendację. Dzięki znajomościom, dostał pracę w Shaw Group, firmie budowlanej, która buduje reaktory jądrowe. Zrobił co mógł, by się odwdzięczyć. Podczas katastrofy w Fukushimie, Merrifield wypowiadał się dla Fox News i na użytek filmów Instytutu Energii Nuklearnej, który jest grupą lobbystów. W jednym z filmów, zatytułowanym "Były członek komisji NRC jest przekonany, że budowa nowych elektrowni w USA powinna być kontynuowana”, Merrifield zapewniał widzów, że katastrofa w Japonii nie jest niczym groźnym. „Powinniśmy budować nowe elektrownie, gdyż to jest dobre dla narodu i dla naszej przyszłości” – powiedział.

Tak intymne relacje pomiędzy urzędnikami ciał regulujących, a przemysłem, nie są niczym nowym. NRC współpracuje ściśle z elektrowniami od 1974 r., gdy agencja powstała na bazie Komisji Energii Jądrowej, której jawnym mandatem było promowanie energii jądrowej. „Z powodów politycznych, USA chciało pokazać, że coś dobrego może wynikać z energii jądrowej” – powiedział Robert Duffy – politolog w Coloradu State University, który napisał wiele książek o historii przemysłu jądrowego. „Był duży nacisk ze strony władz, by szybko budować elektrownie jądrowe”. Bez skutecznego nadzoru ze strony rządu, firmy z branży często szły na skróty podczas projektowania i budowy reaktorów. W Diablo Canyon w Kalifornii, inżynierowie zamontowali newralgiczne przewody chłodzące nie w tę stronę, co trzeba. Musieli je potem demontować i montować na nowo.

Ale nawet niedbały nadzór agencji był zbyt uciążliwy. W 1996 r., NRC próbowała zbadać wady konstrukcyjne w szeregu reaktorów i wypisała znaczące grzywny. Gdy branża poskarżyła się senatorowi Pete Domenici z Nowego Meksyku, silnego poplecznika energii jądrowej, Domenici zagroził NRC odcięciem funduszów, chyba że agencja odpuści. Jak mówi Lochbaum, „agencja odpuściła”. I tak sprawy się mają do dziś.

Katastrofa w Japonii powinna być pobudką dla popleczników energii jądrowej. W USA są 31 starzejące się reaktory takiego typu jak w Fukushimie i wcale nie trzeba trzęsienia ziemi, czy tsunami, by doprowadzić je na skraj stopienia rdzenia. Owszem, katastrofa naturalna wywołała kryzys w Japonii, ale prawdziwym problemem było to, że elektrownia straciła zasilanie i nie można było utrzymać pracy systemów chłodzenia. W elektrowniach w USA, problemy z zasilaniem powodowały tak prozaiczne przyczyny, jak przegryzanie kabli przez wiewiórki. Gdy następuje utrata zasilania, operator ma tylko kilka godzin na to, by przywrócić zasilanie. Jeśli nie zdąży, następuje początek stopienia rdzenia. Wszystkie elektrownie są wyposażone w zapasowe generatory spalinowe i akumulatory. Ale w Fukushimie, generatory zostały zalane przez tsunami, a baterie wytrzymały tylko 8 godzin - nie dość długo, by przywrócić zasilanie i zapobiec katastrofie. Standardy NRC nie przyczyniają się do tego, by zapobiec podobnej katastrofie w USA. Tylko 11 spośród elektrowni jądrowych działających w USA jest wyposażonych w akumulatory, które mogą dostarczać zasilanie do 8 godzin. Pozostałe 93 elektrownie mają akumulatory, które wytrzymują tylko 4 godziny.

Ale to tylko początek problemów. Starzejące się reaktory są kopalnią złota dla operatorów. Takie elektrownie są drogie w budowie, ale tanie w eksploatacji. To znaczy, że im dłużej działają, tym stają się bardziej zyskowne. NRC zrobiło co mogło, by zwiększyć zyski, pozwalając operatorom na „podrasowanie” elektrowni, by mogły pracować bardziej intensywnie. Nie wymagano przy tym większych zabezpieczeń. Np. elektrownia Vermont Yankee mogła zwiększyć produkcję mocy o 20%, przez co zwiększono ryzyko wystąpienia problemów w razie katastrofy. Ciało doradcze w NRC ostro sprzeciwiło się takim zmianom, ale agencja pozwoliła na nie, gdyż zysk był ważniejszy, niż bezpieczeństwo. Jak stwierdził Lochbaum, "NRC wystawiło miliony Amerykanów na niebezpieczeństwo".

Polityka pod hasłem “bezpieczeństwo na ostatnim miejscu” przypomina politykę, która doprowadziłą do katastrofy BP w Zatoce Meksykańskiej w zeszłym roku. Reaktory jądrowe zostały zaprojektowane tylko na 40 lat, ale NRC wciąż na nowo przedłuża pozwolenia na funkcjonowanie starzejących się elektrowni. Na 63 wnioski o przedłużenie uprawnień, agencja wystawiła 63 zgody. W niektórych przypadkach, inspektorzy NRC nie sprawdzili nawet informacji podawanych przez operatora i zadowolili się tylko przeklejeniem informacji pochodzących od operatorów. To budzi niepokój, zwłaszcza że przedłużono pozwolenia na eksploatacje reaktorów, które miały poważne problemy, jak Davis-Besse w Ohio, gdzie inspektorzy NRC przegapili otwór wielkości piłki nożnej, który omal nie doprowadził do katastrofy w 2002 r. "NRC z pewnością pozwoli na dalszą eksploatację" - powiedział Gundersen, były manager w przemyśle jądrowym.

Nawet, jeśli jakiś reaktor zostanie uznany za bardziej ryzykowny, z powodu informacji o możliwych trzęsieniach ziemi, jak w przypadku elektrowni w Indian Point, znajdującej się o 38 mil od Nowego Jorku, NRC nie zwiększa wymogów bezpieczeństwa. Obecna ocena ryzyka uszkodzenia rdzenia w reaktorze Pilgrim w Massachusetts jest osiem razy wyższa niż w 1989 r. Ale nie zrobiono wiele, by przygotować elektrownię na trzęsienie ziemi. Dodano jedynie kilka dodatkowych gaśnic i sprzętu ratowniczego. Elektrownia w Diablo Canyon w Kalifornii znajduje się w jednej z najbardziej aktywnych seismicznie stref na świecie. W teorii, ma być w stanie wytrzymać trzęsienie o sile 7,5 stopni. Ale sąsiednie uskoki są w stanie generować trzęsienia ziemi o skali 7,7 stopni, lub wyżej. Czy należy zatem zamknąć elektrownię? Były członek komisji NRC stwierdził: „Na takie pytania NRC powinna potrafić udzielić odpowiedzi – ale niestety, nie jest w stanie”.

Największym problemem starych elektrowni są odpady jądrowe. W Fukushimie, najwięcej emisji radioaktywnych pochodziło z basenów ze zużytymi prętami paliwowymi. Są one pokryte specjalnym stopem i są chłodzone po wykorzystaniu w reaktorze. Te pręty są niezwykle gorące – ich temperatura sięga 1100 stopni celsiusza. Potrzebują ciągłego chłodzenia, by nie zaczęły się palić. Ale większość elektrowni w USA nie ma systemu, który zapewniłby chłodzenie w wypadku awarii zasilania. Baseny ze zużytym paliwem nie są umieszczone w zabezpieczonych bunkrach, gdyż NRC uważało, że jest praktycznie niemożliwe, by specjalny stop pokrywający pręty się zapalił. Jednak Fukushima udowodniła, że jest to fałszywe założenie. Trzęsienie ziemi uszkodziło system chłodzący zużyte pręty paliwowe, a woda wyciekła. Pręty rozgrzały się do takiej temperatury, że ich pokrywa zaczęła się palić, uwalniając cez-137 i inne cząstki radioaktywne. Pręty w końcu ostudzono wodą morską, ale najpierw uwolniona została duża dawka promieniowania.

W teorii, baseny miały przechowywać paliwo dość krótko, a docelowo, zużyte paliwo miało być przechowywane w Yucca Mountain w Newadzie. Ale ten projekt okazał się niewykonalny pomimo 20 lat badań i 7 miliardów dolarów inwestycji. Prezydent Obama w końcu skasował ten projekt w zeszłym roku. To oznacza, że dziesiątki tysięcy ton odpadów jądrowych są przechowywane w basenach przy reaktorach w całym kraju. Uwolnienie tylko jednej dziesiątej radioaktywnego materiału przechowywanego w Vermont Yankee mogłoby zabić tysiące ludzi i zamienić dużą część Nowej Anglii w obszar zamknięty na całe stulecia. Ale NRC ignorowało to ryzyko przez dziesięciolecia - twierdzi Alvarez, były doradca Departamentu Energii.

Według studium przeprowadzonego w 2003 r., koszt operacji polegającej na przeniesieniu zużytego paliwa z basenów do bardziej bezpiecznej lokalizacji kosztowałby 7 miliardów dolarów. Dlaczego NRC nie egzekwowało takiego środka bezpieczeństwa? Zdaniem Alvareza, operatorzy nie zamierzają za to płacić. Wolą przerzucić ryzyko na społeczeństwo. Gilinsky tłumaczy to inaczej: „Latami twierdzili, że zużyte paliwo nie jest problemem. Teraz, NRC nie chce publicznie przyznać, że się mylili, choć wszyscy - po Fukushimie - o tym wiedzą".

Jako szef NRC, Gregory Jaczko miał reformować agencję. Wcześniej służył jako doradca ds. naukowych u boku senatora Harry Reida z Newady. Został nominowany do komisji w wyniku protestów. Jednak NRC pod jego rządami nie śpieszyło się ze zmianami po Fukushimie. Agencja twierdzi, że przygląda się reaktorom. Ale nikt nie spodziewa się, że agencja faktycznie coś zrobi. Od czasu ataków terrorystycznych, agencja używała bezpieczeństwa narodowego jako wymówki, żeby nie udzielać informacji - mówi Diane Curran, prawnik, specjalizująca się w bezpieczeństwie jądrowym.

Krytycy mówią, że czas, by zewnętrzna agencja, taka jak Narodowa Akademia Nauk, zajęły się inspekcją zabezpieczeń starzejących się elektrowni. Ale lepszym pomysłem byłoby odwołanie ustawy Price-Anderson i zmuszenie przemysłu jądrowego do wzięcia odpowiedzialności za zarządzanie starymi elektrowniami, zamiast przerzucać koszty na podatników. Katastrofa w Japonii będzie kosztować Tokyo Electric około 130 miliardów dolarów – trzy razy tyle, co koszty katastrofy Deepwater Horizon dla BP. Jeśli operatorzy musieliby odpowiadać finansowo za swoje elektrownie, rozpadające się reaktory zostałyby naprawione lub zamknięte w mgnieniu oka.

Zamiast tego, pozwolono branży pójść na skróty, by zwiększyć zyski. Ale samo NRC stawia „atomowy renesans” pod znakiem zapytania. „To nie protesty zatrzymały przemysł jądrowy, ale giełda na Wall Street” – twierdzi republikanin Ed Markey z Massachusetts. Energia wiatrowa i gaz naturalny już teraz są tańsze niż energia nuklearna, a cena energii słonecznej wciąż spada. Z każdą nową Fukushimą, koszt energii jądrowej i ryzyko się zwiększają.

Pytanie nie brzmi, czy będzie trzęsienie ziemi, czy tsunami – twierdzi Lochbaum – pytanie brzmi, czy jesteśmy przygotowani na nieprzewidywalne zdarzenia i czy robimy, co w naszej mocy, by chronić społeczeństwo. Chyba tak nie jest. Jeśli wydarzy się katastrofa nuklearna, nie chciałbym mówić Amerykanom "wiedzieliśmy, ale nic nie zrobiliśmy".

JEFF GOODELL – THE ROLLING STONE – 27 KWIETNIA 2011 R.
http://www.rollingstone.com/politics/news/america-s-nuclear-nightmare-20...

Cocktail za gazowe eldorado

Ekologia/Prawa zwierząt | Publicystyka

Po całej serii niepowodzeń historycznych wygląda że Polska stanie się nareszcie w czymś prawdziwym mocarstwem! Zanosi się bowiem na to że do zawsze tu obecnej masy głupków dojdzie teraz jeszcze masa gazu (g)łupkowego. Polska potęgą gazową - to brzmi dumnie. Polska gazowym eldorado, Arabią Saudyjską Europy - to brzmi jeszcze dumniej.

Czym by tu oblać ten sukces? Najodpowiedniejszy do tego jest cocktail Halliburton:

1,2 Benzisothiazolin-2-one / 1,2-benzisothiazolin-3-one
1,2,4 trimethylbenzene
1,4-Dioxane
1-eicosene
1-hexadecene
1-octadecene
1-tetradecene
2,2 Dibromo-3-nitrilopropionamide, a biocide
2,2'-azobis-{2-(imidazlin-2-yl)propane}-dihydrochloride
2,2-Dobromomalonamide
2-Acrylamido-2-methylpropane sulphonic acid sodium salt polymer
2-acryloyloxyethyl(benzyl)dimethylammonium chloride
2-Bromo-2-nitro-1,3-propanediol
2-Butoxy ethanol
2-Dibromo-3-Nitriloprionamide (2-Monobromo-3-nitriilopropionamide)
2-Ethyl Hexanol
2-Propanol / Isopropyl Alcohol / Isopropanol / Propan-2-ol
2-Propen-1-aminium, N,N-dimethyl-N-2-propenyl-chloride, homopolymer
2-propenoic acid, homopolymer, ammonium salt
2-Propenoic acid, polymer with 2 p-propenamide, sodium salt / Copolymer of acrylamide and sodium acrylate
2-Propenoic acid, polymer with sodium phosphinate (1:1)
2-propenoic acid, telomer with sodium hydrogen sulfite
2-Propyn-1-ol / Propargyl alcohol
3,5,7-Triaza-1-azoniatricyclo[3.3.1.13,7]decane, 1-(3-chloro-2-propenyl)-chloride,
3-methyl-1-butyn-3-ol
4-Nonylphenol Polyethylene Glycol Ether Branched / Nonylphenol ethoxylated / Oxyalkylated Phenol
Acetic acid
Acetic acid, hydroxy-, reaction products with triethanolamine
Acetic Anhydride
Acetone
Acrylamide

Że składniki trudno dostępne? Tylko czasowo! Jeśli jesteś na obszarze gdzie poszukiwania gazu (g)łupkowego w Polsce już się rozpoczęły (mapka) jest szansa że wkrótce woda w twoim kranie będzie miała wszystkie te składniki w komplecie. Plus zdrową dawkę innych, na razie jeszcze utajnionych przez Wielkiego Brata. Jest to bowiem cocktail chemikaliów wstrzykiwanych do ziemi jako nieodłączna część frackingu (hydraulic fracturing) - podstawowej metody pozyskiwania gazu (g)łupkowego od głupków.

Że składniki są rakotwórcze? No, nie myślałesz chyba że potęgą gazową staniemy się za darmo. Że przyjedzie tu dobry wujek Halliburton, wpuści do ziemi rurkę z kurkiem na końcu a my odkręcimy jedynie kurek i zaczniemy sprzedawać gaz. Gaz łupkowy (shale gas), o którym mowa i o którym do niedawna nic nie słyszano a którego obecnie mamy podobno w nadmiarze, nie jest żadnym cudem. W rzeczywistości był tu w ziemi od milionów lat. Siedział sobie jedynie cicho zamknięty w porach skalnych a nie w postaci podziemnych baloników do których wystarczy jedynie dowiercić się rurką z kurkiem a gas sam popłynie.

Tak łatwo to było może za Ignacego Łukasiewicza ale nie teraz. Gaz (g)łupkowy trzeba, aby to tak ująć, wyciskać ze skały której nikt by normalnie nie podejrzewał o to że zawiera jakiś gaz. To wyciskanie jest właśnie sednem frackingu. Bez niego i bez wyciskania nie ma gazu (g)łupkowego. A bez tego nie będzie eldorado i Arabii Saudyjskiej Europy.

Rzecz jest całkiem zmyślna i technicznie możliwa dopiero od stosunkowo niedawna. Najpierw wiercona jest w głąb ziemi dziura która w pewnym momencie zakręca i idzie dalej poziomo. Sprytne, nie? Potem tłoczy się w nią pod olbrzymim ciśnieniem wodę z piaskiem oraz właśnie z powyższym cocktailem chemikaliów (recepta akurat dla stanu Nowy Jork, regionalne wariacje dopuszczalne). To skałę na końcu otworu literalnie rozsadza. Popękana skała uwalnia wtedy zawarty w niej gaz który razem z silnie toksyczną już teraz wodą, zanieczyszczoną produktami ropopochodnymi oraz częścią użytych chemikaliów, pompuje się na powierzchnię.

A co z resztą użytych chemikaliów? Ta w ten czy inny sposób pozostaje w ziemi i przedostając się z czasem do wód gruntowych zanieczyszcza je na dużym obszarze. Ale przecież coś za coś. Nie ma cocktailu bez właściwych ingredientów, nie ma gazowego eldorado za darmo. I to właśnie dzięki niemu będziesz mógł otworzyć wkrótce kran, nalać sobie szklankę tego co dawniej było wodą i wznieść toast za nową potęgę gazową Europy.

No i naturalnie najważniejsze - pokazać środkowy palec wykorzystującemu nas Gazpromowi. Nie będziemy dłużej musieli importować drogiego ruskiego gazu! Za to zaczniemy importować ruską wodę pitną gdy ta w naszych kranach zmieni się wkrótce w cocktail Halliburton.

Zanim jednak wzniesiesz cocktail za powodzenie gazowego eldorado nad Wisłą weź się obudź, obywatelu drugiej Arabii Saudyjskiej, i obejrzyj to:

http://www.youtube.com/watch?v=iNl6sx059bE&feature=player_embedded

Na niebezpieczeństwa frackingu zwracaliśmy uwagę w 2GR już wcześniej (Gaz łupkowy czyli fracking luck , W poszukiwaniu gazu głupkowego), a w szczególności na nieuchronne zanieczyszczenie olbrzymich ilości koniecznej dla procesu a całkiem deficytowej w Polsce wody i na brak regulacji gwarantujących jakość wody pitnej. Amerykanie "dobrodziejstwa" niekontrolowanego frackingu odkryli już dawno. Nie dziw że wycofywane ze stanów, najbardziej przestarzałe i najbardziej ekologicznie uciążliwe warianty tej technologii szukają teraz frajerów w Europie.

Nawet Francuzi niedawno to zrozumieli. Wobec narastającego w ostatnich miesiącach sprzeciwu organizacji ekologicznych premier Francois Fillon cofnął w środę (13.04.2011) udzielone już licencje na eksploatację złóż gazu łupkowego. Francja wydaje się być bliska wydania zakazu poszukiwania i wydobywania gazu z łupków bitumicznych. 10 maja parlament ma rozpatrzeć propozycje w tej sprawie.

Jedynie Hotentoci nad Wisłą nadal nie posiadają się ze szczęścia jakie ich spotkało w postaci paru amerykańskich świecidełek. Zamiast wody pitnej regulują dopalacze. Niepomni że zamiast drugiej Arabii Saudyjskiej mogą prędzej dostać drugą Fukushimę, i to nawet bez atomu.

Cocktail za gazowe eldorado jest autoryzowanym przedrukiem z bloga DwaGrosze cynika9

Anarchiści w Drugiej Republice Hiszpanii – gorzkie lekcje polityki wyborczej

Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Wybory

Wraz z końcem dyktatury Primo de Rivery w 1930 r. nastąpił okres odwilży, w którym zalegalizowano anarchosyndykalistyczny związek CNT i złagodzono represje wobec organizacji związkowych.

Jednak skala bezrobocia i niewydolność systemu pomocy społecznej spowodowała, że pracownicy budowlani zrzeszeni w CNT przystąpili do strajku generalnego. Władza sięgnęła po sprawdzone metody: znów doszło do brutalnych represji ze strony policji.

Choć rewolucyjny syndykalizm był nadal najbardziej popularny wśród robotników, w siłę rosła nacjonalistyczno-socjalistyczna Republikańska Lewica Katalonii (Esquerra Republicana de Catalunya), partia która obiecywała wprowadzenie anty-inflacyjnych ustaw wiążących poziom zarobków z rosnącymi kosztami utrzymania, wprowadzenie płacy minimalnej, daleko idące reformy służby zdrowia i opieki społecznej, a także skrócenie dnia pracy. Partia obiecywała też rewolucję w mieszkalnictwie i stworzenie "miasta ogrodu" - domu z ogrodem dla każdej rodziny robotniczej.

CNT nie było nastawione wrogo wobec nowej partii, m.in. z racji tego, iż czołowi politycy partii, tacy jak Lluis Companys, bronili członków CNT przed sądami w czasie dyktatury i udostępniali miejsca spotkań nielegalnemu wówczas związkowi. ERC przekonywało aktywistów CNT, że nawet jeśli partia nie zrealizuje obietnic wyborczych, to jej obecność we władzach ułatwi walkę o prawa pracownicze. Te złudzenia spowodowały, że CNT stworzyło przychylny klimat dla ERC, reklamowało wydarzenia partii i organizowało razem protesty. Choć CNT nie poparło wprost głosowania na tę partię, jednak współpraca z kandydatami w wyborach mogła być odczytana tylko w jeden sposób. CNT przyczyniło się też do ugruntowania kultu osobowości Francesca Macia, który stał się później prezydentem autonomii katalońskiej. Odchodząc od swojej zwyczajowej polityki bojkotu wyborów, na wiosnę 1931 r., CNT uznało, że wygrana prawicy oznaczałaby utrzymanie monarchii, brak amnestii dla więźniów politycznych i niepewność co do dalszych losów związku. Głosowanie na republikanów wydawało się „mniejszym złem” i z tego powodu odstąpiono od bojkotu wyborów.

Kwietniowe wybory w Barcelonie zakończyły się niekwestionowanym zwycięstwem partii ERC, która zdobyła 31% głosów. Ogłoszono powstanie Drugiej Republiki. Masy świętowały na ulicach. Członkowie CNT nie czekali długo i tuż po ogłoszeniu nowego ustroju ruszyli do głównego więzienia i uwolnili swoich towarzyszy, paląc całą dokumentację więzienną w trakcie dobrze zaplanowanej operacji. Jednak Guardia Civil zareagowała, gdy niedługo później tłumy próbowały wedrzeć się do sądów, by spalić całą dokumentację sądową. Gdy odbyła się demonstracja pod wyspecjalizowaną jednostką policji do zwalczania anarchistów i syndykalistów (Brigada Policial especializada en Anarquismo y Sindicalismo), policjanci otworzyli ogień do zebranych. Anty-anarchistyczna jednostka policji, utworzona podczas monarchii, nie została zlikwidowana przez władze Drugiej Republiki, a jedynie zmieniono jej nazwę na „Oddział śledztw o podłożu społecznym”.

Nowa władza musiała w jakiś sposób zapanować nad wzburzonymi masami, w których rozbudzone zostały nadzieje. Nowy prezydent autonomii katalońskiej, Francesc Macia, liczył na to, że CNT włączy się w działania policji na ulicach, by zmienić wizerunek policji, jako instytucji wrogiej robotnikom. Macia chciał wciągnąć CNT do rządu „narodowej jedności”, co w tamtym momencie odrzucali nawet najbardziej umiarkowani członkowie związku.

Szybko okazało się, że nowe władze nie są w stanie zrealizować swoich obietnic. Władze centralne w Madrycie zamroziły programy pomocy dla bezrobotnych i prace publiczne, które miały zmniejszyć bezrobocie. Praktyczne efekty społecznych programów ERC ograniczyły się do rozdawania zupy bezdomnym i wydawania kuponów żywnościowych. Nagłej zmianie polityki towarzyszyła zmiana retoryki. Nagle okazało się, że subsydia są „niemoralne”, gdyż spowodowałyby powstanie nowej „kasty” wśród bezrobotnych i robotników. Republikanie przepełnieni byli wiarą w procedury sądowe i uważali, że zarówno biedni, jak i bogaci będą mogli w równym stopniu korzystać z aparatu sądowego i że pozwoli on uporządkować siły rynku. Utrzymując fikcję równości wobec prawa, republikanie w istocie wzmocnili faktyczne nierówności społeczne wpisane w status quo.

Partia, która w czasie wyborów pozowała na obrońcę mas pracujących, jasno opowiedziała się po stronie klasy posiadającej i jej ideałów. Najważniejsze stało się utrzymanie porządku. Nowe władze, w tym gubernator Lluis Companys, były zgodne co do tego, że Republika miała budzić strach. Nurt nacjonalistyczny w partii ERC zaczął dominować, a wraz z nim ślepa wiara w „ducha narodu” i cudowną moc niepodległości, która sama z siebie miałaby znieść wyzysk klasowy. ERC widziało siebie jako arbitra pomiędzy klasą posiadaczy, a klasą pracującą. Z tego powodu, tradycja walki pracowniczej i bezpośrednie metody anarchistów zaczęła być postrzegana jako przeszkoda w „harmonijnym rozwoju Katalonii”. Wszelkie spory pomiędzy pracownikami, a pracodawcami miały być rozwiązywane przed instytucją arbitrażową, tzw. „jurados mixtos”, które miały całkowicie zastąpić kulturę strajków i protestów właściwą dla CNT. W ten sposób, władze Republiki próbowały wdrożyć ściślejszą dyscyplinę robotniczą, niż ta, która istniała za czasów Monarchii. Dla członków CNT było to nie do zaakceptowania: związkowcy uważali, że wszelkie ustępstwa od szefów i państwa można uzyskać jedynie na ulicy.

Gdy znów wybuchły protesty bezrobotnych, rząd zrównał bezrobotnych z kryminalistami i ogłosił, że bezrobocie jest jedynie problemem z zakresu porządku publicznego i rozwiązanie tego problemu powinno leżeć w gestii policji. Partia ERC kładła też coraz większy nacisk na walkę z imigrantami i zamierzała deportować imigrantów o narodowości innej, niż Katalońska. ERC interpretowała bezrobocie w kategoriach nacjonalistycznych, obarczając imigrantów całą odpowiedzialnością za wszystkie problemy na rynku pracy – czego nie uczyniła dotąd żadna partia prawicowa.

By wdrożyć represyjną politykę, władze republikańskie postanowiły nie rozwiązywać znienawidzonych jednostek Guardia Civil, które były czołową siłą represji za czasów monarchii. Gdy dochodziło do walki pracowniczej poza instytucją jurados mixtos, oddziały Guardia Civil rutynowo strzelały do nieuzbrojonych protestujących robotników. Bezwarunkowe poparcie władz dla gwardzistów dawało im dużą pewność siebie. We wrześniu 1931 r., zaledwie pięć miesięcy po ogłoszeniu Republiki, pierwszy członek CNT zmarł w wyniku obrażeń doznanych na posterunku policji. W tym samym miesiącu policjanci zabili trzech aresztowanych robotników i ranili pięciu innych. Kilka tygodni później, grupa znanych anarchistów z Barcelony została aresztowana na ulicy i pobita na komisariacie.

Władza uznawała wszelkich „agitatorów” i osoby powodujące „skandal publiczny” za pozbawione wszelkich praw, wobec których można było stosować areszt bez sądu. Stałą praktyką były łapanki w „podejrzanych dzielnicach”. Przepchnięto przez parlament Ustawę o obronie Republiki, która umożliwiała prewencyjne działania przeciwko „siłom lewicy i prawicy”, które zostały uznane za „wrogów Republiki”. W praktyce, ustawę stosowano jedynie przeciw lewicy. Nowa ustawa kryminalizowała „bunt”, rozpowszechnianie informacji, które mogło prowadzić do złamania prawa, lub dyskredytowanie instytucji państwowych. Ustawa również praktycznie delegalizowała zebrania i demonstracje „anty-republikańskich grup”, do których zaliczali się anarchiści.

Jednym z gorących zwolenników ustawy był Largo Caballero, który miał później uformować rząd, w którego skład weszli anarchiści z CNT (o gorzkich konsekwencjach tej drugiej zdrady ideałów w następnym odcinku).

Na podstawie: Chris Ealham, Anarchism and the City, Revolution and counter-revolution in Barcelona, 1898-1937, AK Press (2010)

Tekst książki dostępny jest tu: http://libcom.org/files/Class,%20Culture%20and%20Confict%20in%20Barcelon...

https://cia.media.pl/rewolta_w_asturii_w_1934
https://cia.media.pl/hiszpania36

Dni Gniewu Społecznego: 27-28 maja w Warszawie

Publicystyka

Walka zaostrza się na wszystkich frontach. Bezkarność i arogancja urzędników osiąga coraz większe rozmiary. Nasila się zmasowany atak na prawa pracowników, lokatorów, studentów, pacjentów, bezrobotnych, imigrantów i wykluczonych poza nawias społeczeństwa. Wdrażane są przygotowywane od lat reformy. Przez wiele lat czekano na właściwy moment, badano grunt, sprawdzano jak daleko władza może się posunąć, jak bardzo można sponiewierać i pozbawić godności społeczeństwo, jak dalece uda się sprowadzić masy do stanu zbydlęcenia.

Wyrosło całe pokolenie osób, które nigdy nie znały stałej umowy o pracę, zostały pozbawione płatnych urlopów i zwolnień chorobowych i dostępnych studiów. Pokolenie osób, które nie zazna spokoju na emeryturze – zbyt niskiej by przeżyć. Nie ma litości dla osób starszych - czynsze w lokalach komunalnych zaczęły przewyższać wysokość emerytur, a gminy czekają tylko, by dziesiątki tysięcy lokatorów komunalnych w starszym wieku przeprowadziło się na cmentarz. Celem jest zwiększenie zysków i profitów dla wciąż kurczących się elit, bez względu na koszta społeczne.

Rozwarstwienie społeczne nigdy jeszcze nie było tak wielkie. Według statystyk opublikowanych przez OECD w 2008 r., tzw. wskaźnika GINI, czyli współczynnika nierówności dochodów, Polacy w wieku produkcyjnym 18-65 lat są na pierwszym miejscu pod względem nierówności dochodów przed opodatkowaniem wśród krajów należących do OECD, wyprzedzając Portugalię, Włochy i Węgry! Klasa średnia bankrutuje, nie jest już w stanie spłacać kredytów hipotecznych i podwyższonych opłat za dzierżawę wieczystą. Osoby żyjące w dostatku dołączają do biedaków pozbawionych nadziei.

Niezależnie od woli społeczeństwa, rząd realizuje zalecenia Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który dyktuje warunki polityki wewnętrznej krajom na całym świecie. W wytycznych dla Polski znajdują się m.in. ograniczenie indeksacji rent i emerytur, "racjonalizacja" świadczeń socjalnych na dodatki chorobowe i inwalidzkie (czyli powiązanie ich wysokości z płaconymi składkami), „zwiększenie elastyczności” wydatków na zbrojenia (elastyczność umożliwi zapewne zwiększenie tych wydatków), zwiększenie obciążeń podatkowych osób samozatrudnionych, rozszerzenie podatku dochodowego na rolników, powrót do dyskusji o reformie KRUS, zunifikowanie podatku VAT na wspólnym, wyższym poziomie, ograniczenie dodatków rodzinnych i reforma systemu podatków od nieruchomości. Służba zdrowia staje się coraz bardziej skomercjalizowana i coraz mniej dostępna.

Łamanie praw lokatorów

Jednym z obszarów, gdzie polityka władz zbiera najbardziej krwawe żniwo jest polityka lokalowa wobec lokali komunalnych. W październiku 2008 r. Rada Warszawy wprowadziła jednorazową podwyżkę czynszów w mieszkaniach komunalnych Warszawy w wysokości od 200 do 300% stawki dotychczasowej. Jest to stawka zupełnie nierealna dla większości lokatorów zamieszkujących mieszkania komunalne, a dotyczy to ok. 100 tys. lokali. Pieniądze z podwyżek miały zostać przeznaczone na remonty, jednak zostały wykorzystane na nagrody dla urzędników i podwyżki dla prezydent miasta.

W marcu 2010 r. Ministerstwo Gospodarki próbowało przeprowadzić zmiany w Ustawie o ochronie praw lokatorów, pod wdzięcznym hasłem „promocji przedsiębiorczości". Zmiany miały ułatwiać eksmisje lokatorów bez podawania przyczyn, wyeliminowanie obowiązku wyszukiwania lokali zamiennych (eksmisję na bruk), częstsze podwyżki czynszów. Komitet Obrony Lokatorów uruchomił wtedy kampanię, dzięki której udało się powstrzymać nowelizację.

Rząd nie dał jednak długo za wygraną. W tym roku, Ministerstwo Infrastruktury przygotowało kolejny projekt zmiany ustawy o ochronie praw lokatorów, która podważa całą ideę mieszkalnictwa komunalnego, pozwalając gminom równać czynsz komunalny do czynszu komercyjnego. Za dziesięciolecia zaniedbań, przez które kamienice komunalne znajdują się w stanie ruiny zapłacą lokatorzy – to oni zostaną obciążeni pełnymi kosztami remontów. Ponadto, projekt nowelizacji zakłada możliwość wyrzucania na bruk osób dotąd chronionych m.in. kobiet w ciąży, bezrobotnych, małoletnich. Nikogo nie interesuje, co się z nimi stanie.

Lokatorzy kamienic nielegalnie zreprywatyzowanych są szykanowani przez szajki prywatnych kamieniczników, odcina się im wodę i prąd. Ostatnio, dochodzi do bardziej drastycznych sposobów pozbywania się lokatorów, o czym świadczy zabójstwo lokatorki Jolanty Brzeskiej.

Podwyżki cen towarów i usług

Podwyżki czynszów nie są jedynymi, które uderzą w pracowników, emerytów i bezrobotnych. W ciągu najbliższych trzech lat Zarząd Transportu Miejskiego w Warszawie zamierza podnieść ceny biletów o 100 proc. Bilet jednorazowy miałby zdrożeć w ciągu trzech lat z 2,80 do 5,60 zł, a 90-dniowy na okaziciela z 360 do 760 zł. Podobne podwyżki są planowane w innych miastach Polski.

Jakby tego było mało, w tym roku ceny niektórych towarów podstawowej potrzeby mogą wzrosnąć nawet o 50%. Przyczyną wzrostu cen będzie m.in. podwyższony podatek VAT. Największe podwyżki dotyczyć mają żywności oraz paliw. Przykładowo wobec początku roku 2009, kawa zdrożała o 160%, kukurydza 100%, ryż ponad 70%. Najwyższe podwyżki dotyczyć mają produktów pszennych, które zdrożeć mogą do 20%. Cukier wzrósł do poziomu najwyższego od 30 lat. Energia elektryczna zdrożeje o ok. 5-7 %. Wzrosną ceny tekstyliów. Na razie poszły w górę o 10%, lecz do końca roku spodziewany jest wzrost nawet o 20-30%.

Łamanie praw pracowników

Wraz ze wzrostem bezrobocia i coraz większą desperacją ludzi pracy, pogarszają się warunki pracy tych, którzy jeszcze są w stanie znaleźć pracę. Stopa bezrobocia zarejestrowanego wyniosła na koniec lutego 13,2 proc., czyli 2 mln 150,2 tys. osób. W ujęciu rocznym wzrost liczby bezrobotnych wyniósł aż 48,7 tys. osób. Pensje nie są wystarczające, by pokryć koszty utrzymania. Choć ceny wciąż rosną, nie idzie z tym w parze wzrost wynagrodzeń. Składki na fundusz emerytalny i rentowy trafiają w czarną dziurę.

Co gorsza, pracę na stały etat coraz częściej zastępuje praca tymczasowa. Ostatnio, dotknęło to pielęgniarki - i tak jedną z najgorzej traktowanych grup pracowników. W marcu, Sejm przegłosował poprawki do ustawy o działalności leczniczej, pozwalające na zatrudnianie pielęgniarek na tymczasowych umowach śmieciowych.

W sytuacji braku stałej pracy, karierę robią agencje pracy tymczasowej, takie jak OTTO Workforce, które systematycznie okradają pracowników z zarobionych przez nich pieniędzy, za pomocą przemyślanych systemów kar i potrąceń, obdzierając pracowników ze skóry za koszta zakwaterowania, transportu do pracy i pozbawiając ich należnych świadczeń chorobowych za zdrowie utracone w pracy. Klasyczne związki zawodowe, zajęte dogadywaniem się z pracodawcami, nie potrafią i nie chcą pomagać pracownikom tymczasowym, wysyłanym do pracy zagranicą. Dla oszukanych pracowników, których nie stać na pomoc prawną w krajach takich jak Holandia, Belgia, czy Francja, ostatnią deską ratunku są oddolne organizacje wspierające pracowników, takie jak Związek Syndykalistów Polski i Międzynarodowe Stowarzyszenie Pracowników, które przez bezpośredni nacisk na pracodawców, skoordynowany na poziomie międzynarodowym, są w stanie wywalczyć pieniądze należne pracownikom.

Pracownicy tymczasowi są pierwszą ofiarą oszczędności na bezpieczeństwie pracy. Przepisy o pracy tymczasowej są tak skonstruowane, że nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za szkolenia BHP pracowników. Najczęściej więc nie szkoli ich nikt. 1 grudnia 2009 r. dwaj pracownicy zginęli w wypadku przy pracy przy budowie Stadionu Narodowego w Warszawie. Z wysokości 18 metrów spadł podnoszony przez żurawia kosz, w którym znajdowało się dwóch robotników. Państwowa Inspekcja Pracy ustaliła, że kosz nie nadawał się do podczepienia pod żuraw. Jednak przed wypadkiem PIP chwaliła się, że wszystko jest pod jej nadzorem i że na bieżąco monitoruje stan przestrzegania przepisów. Na budowie Stadionu działa ponad 100 firm podwykonawców. Nagminne jest nie wypłacanie wynagrodzeń pracownikom. System polega na ignorowaniu zasad bezpieczeństwa, by zarobić więcej. Sieć podwykonawców służy do tego, by zwolnić generalnego wykonawcę od odpowiedzialności za pracowników na budowie.

Wyzysk pracowników jest wyjątkowo silny wobec pracowników imigrantów. By otrzymać pracę w Polsce, muszą otrzymać wizy, które są bezpośrednio powiązane z umową o pracę. Gdy pracodawca nie chce im zapłacić za wykonaną pracę, wystarczy że ich zwolni, co powoduje, że z dnia na dzień stają się nielegalni i nie mogą dochodzić swoich praw. W ten sposób oszukani zostali pracownicy sprowadzeni z Chin do pracy przy budowie Wola Tower w Warszawie przez firmę TD Development. Podobną gehennę przeżyli pracownicy zatrudnieni na budowach JWC Construction. Pracownicy mieli kontrakty i wizy na dwa lata. Jednak po 3 miesiącach nie dostali pensji. Polskie firmy nie chciały podpisać z nimi umowy. Gdy próbowali zaprotestować, zostali zwolnieni i uznani za nielegalnych na terenie Polski.

Edukacja i kontrola umysłów

Wobec tak daleko idących ataków na bezpieczeństwo i dostatek milionów ludzi, rząd uznał za kluczowe dokonanie takich zmian w systemie edukacji, by nikt nie uczył się już myślenia krytycznego o otaczającej nas rzeczywistości. Konformizm i specjalizacja w wąskich dziedzinach wiedzy są najlepszymi sojusznikami aparatu władzy. Wyższe uczelnie zostaną więc włączone w proces podporządkowywania całego życia społecznego logice zysku. W kwietniu b.r. podpisana została nowelizacja Ustawy o szkolnictwie wyższym, oparta na wytycznych tzw. „Procesu Bolońskiego”. Reforma ma zamienić uczelnie w "firmy" przynoszące zysk, dotychczasowe standardy edukacyjne mają zostać zlikwidowane, a treść programowa podporządkowana potrzebom przedsiębiorców. Koszty studiowania zostaną przerzucone na studentów, a stypendia zostaną zastąpione kredytami studenckimi. Młodzi ludzie po studiach będą wychowywani na wąsko wyspecjalizowanych technokratów, rozległe obszary wiedzy zostaną porzucone, a kredyty studenckie ciążące na ich karku będą miały za zadanie zapewnić uległość i posłuszeństwo.

Opinia społeczeństwa nie jest czymś, z czym należy się liczyć. Władze nie szczędzą środków, by manipulować opinią publiczną, by przeforsować lukratywne dla biznesu rozwiązania, zarazem niezwykle kosztowne i ryzykowne dla społeczeństwa. Tak się dzieje w przypadku sprzecznego z wolą znacznej części społeczeństwa programu budowy energetyki jądrowej. Jak udowadnia Koncepcja kampanii informacyjnej dotyczącej energetyki jądrowej z grudnia 2009 r., opublikowana na stronach Ministerstwa Gospodarki, władze traktują zwolenników innych rozwiązań jako „wrogów”, których należy zwalczać w wojnie informacyjnej. Na kampanię dezinformacji w sprawie elektrowni atomowych, rząd wydał już 6 milionów złotych. W dokumencie napisano m.in.: „konieczne jest podejmowanie działań, które po pierwsze wyeliminują lub ograniczą wpływ wrogów na komunikację oraz wykorzystają przyjaciół do wsparcia informacyjnego i przeforsowania oczekiwanych stanowisk.”

Kontrola umysłów przybiera też postać propagandy o walce z urojonymi wrogami. Bez oglądania się na opinię społeczeństwa, w samym 2008 r. władze wydały na udział polskich wojsk w interwencjach w Afganistanie i Iraku prawie 540 mln zł. Całość kosztów poniesionych w związku z operacją w Iraku oszacowano na 1,1 mld zł. To pieniądze, które nie mogły być wykorzystane na polepszenie szkolnictwa, służby zdrowia i programów pomocy społecznej.

Punkt zwrotny

Zbliżamy się do momentu przełomowego. Nadchodzi chwila, w której społeczeństwo nie będzie już fizycznie w stanie ponieść dalszych kosztów bankrutującej gospodarki. Cięcia socjalne będą tak wielkie, że zabraknie środków na czynsze, żywność i leki. Wiele tysięcy lokatorów już teraz prowadzi strajk czynszowy, odmawiając płacenia podwyższonych czynszów. Popularność akcji, takich jak „Nie kasuj” we Wrocławiu, pokazały potencjał skoordynowanej akcji odmowy płacenia wygórowanych opłat za transport publiczny. Walka prowadzona na co dzień przez pracowników i lokatorów jest jednak niewystarczająca wobec bezpardonowego i zmasowanego ataku instytucji państwa na dobrobyt społeczeństwa.

Czas działać! Zanim zostaniesz pozbawiony mieszkania, pracy, służby zdrowia, edukacji i środków do życia - pozbaw władzy tych, którzy do tego doprowadzili. Strajkuj, blokuj urzędy, organizuj akcje solidarnościowe z oszukanymi pracownikami!

ZATRZYMAJ OFENSYWĘ WŁADZY!

DNI GNIEWU SPOŁECZNEGO – 27-28 MAJA - WARSZAWA

27 maja kontr-wydarzenia związane ze spotkaniem prezydentów Europy Środkowej, w którym uczestniczyć ma też prezydent USA Barack Obama.
28 maja, godz. 12:00, demonstracja na pl. Trzech Krzyży

http://dnigniewu.blogspot.com/

Wydarzenie na Facebooku

Europa na prawo

Świat | Publicystyka

Susza u źródeł rewolucji

W jednym z ostatnich wywiadów Grzegorz Kołodko, uważany za jednego z czołowych ekonomistów ruchu alternatywy w Polsce - i słusznie zważywszy na popularność w naszym kraju dinozaurów neoliberalizmu pokroju Leszka B. - wyraźnie dał do zrozumienia, że nie widzi alternatywy dla systemu kapitalistycznego. Nie ma wobec tego w jego dyskursie konfrontacji stanu obecnego z utopią, możliwością zmiany czy nawet znamion jakiejkolwiek alternatywy. Można się spierać, czy przypadkiem nie jest to rutynowa przypadłość wielu ekonomistów, którzy operują słupkami wskaźników nie będąc w istocie zaangażowanymi w jakiekolwiek rozważania nad samą mechaniką w jakiej się poruszają (pomimo tego, że nieraz odmienna sytuacja wpływałaby na ich różnie pojętą korzyść). Jednocześnie Profesor Reykowski w Tygodniku Przegląd formułuje program lewicy, który zakłada działalność wewnątrz kapitalizmu, najlepiej tego bogatego. Ta dolegliwość wydaje się być jednak poważniejszą chorobą, objawy widoczne są w całym życiu publicznym Polski. "Ciąża w firmie na koszt... podatnika" - czytamy w jednym z tytułów Gazety Wyborczej, w TVN 24 Radosław Sikorski pozbawia moralnego prawa do władzy Kaddafiego, z kolei Sławomir Sierakowski zajmuje się podkreślaniem Polskiej nienawiści do Imperium Sowieckiego i niedemokratyczności Chin [interwencja jak w Libii?] a inne źródła męczą nas szczegółami na temat zagadnień związanych z urokami katastrofy smoleńskiej. Syreny przypominają nam o cierpieniu jakie mamy współodczuwać z narodem. Najgorszym wrogiem prawdziwie Polskiego Polaka pozostaje żydokomuna, z tą różnicą że po jednej stronie bardziej żydo, po drugiej bardziej komuna. W tym świecie można czuć się niczym turysta w Zoo z tylko jednym gatunkiem małpy w klatkach. Ten proces jaki przebiega prowadzi na prawo całą opinię publiczną. Utwierdzać ma nas w przekonaniu o sile i stabilności jeśli nie neoliberalizmu to kapitalizmu ekonomicznego. Jeśli dyskusja nie obejmuje alternatywy systemu, szybko przemienia się w rozmyślania bogatych nad tym, czy przypadkiem nie czas już, żeby coraz bardziej niezadowolonemu społeczeństwu rzucić kilka dodatkowych ochłapów. Daleki jestem również od optymizmu i wiary w wydolność środowiska akademickiego Zachodu - a co dopiero Polski - jeśli chodzi o awangardowe posunięcia na scenie politycznej. Sama przyjemna debata na temat trendów kulturowych czy próba syntezy ich z geopolityczną sytuacją nie jest w stanie przybliżyć kogokolwiek do uformowania się realnych struktur czy ruchów zdolnych do zmiany paradygmatu ekonomicznego. Atmosfera swoistego wyczekiwania jaka pojawiła się w środowisku lewicy i w pewnych obszarach warstw inteligencji od chwili 'Arabskiej Wiosny Ludów' jest swego rodzaju oszustwem i zawłaszczaniem rebelii ubogich warstw państw Bliskiego Wschodu na rzecz swojej lokalnej sytuacji. "Obetniecie nam stypendia, a zrobimy wam Egipt!" - grozi środowisko akademickie systemowi neoliberalnemu. Sama groźba brzmi całkiem do rzeczy, na płaszczyźnie interesu środowiska akademickiego pozostaje jednak nadal - tylko to stypendium - po, którego otrzymaniu lwia część powróci do sprzyjania misji demokratycznej Nato w Libii - jeśli do tej pory tego nie robiła.

Europa na prawo

Trudno być optymistą, kiedy obserwujemy jak społeczeństwa stają się coraz bardziej konserwatywne, a 'demokracja' rozumiana bardziej jako zachodni styl życia staje się kulturowym syndromem wykluczania możliwości partnerstwa dla 2/3 świata. 'Demokracja' stała się bowiem karykaturą samej siebie. Okazuje się, że tylko demokracja państw najbardziej rozwiniętych i kapitalistycznych ma prawo być arbitrem dla innych, niedorozwiniętych krajów, gdzie nadal panuje niemodna bieda. Europa idzie na prawo, widać to nie tylko po rosnącym poparciu dla skrajnie prawicowych partii ale i skutecznych działaniach takowych gdy te dostają się do władzy, jak choćby na Węgrzech. Rynki finansowe nie znają świętości ani nie zamierzają z sentymentu inwestować w Europie, jeżeli lepsze warunki znaleźć mogą w krajach poza EU czy USA. Tym samym odpływ kapitału zmusza Europę do kolejnych ustępstw i odejścia od praw wywalczonych w toku kształtowania się formuły państwa opiekuńczego w wieku XX. Ludność Europy broni się kierując swe oczy w stronę skrajnej prawicy. Nie ma już bowiem zaufania dla lewicowych partii, które pod szyldem socjaldemokracji wprowadzały kolejne destrukcyjne dla rynków pracy i solidaryzmu społecznego reformy. Tymczasem rządzący w wielu państwach giganci liberalnej doktryny, którzy przegrali starcie o postawienie się międzynarodowemu kapitałowi próbują ratować się akcjami militarnymi, które napędzać mają koniunkturę i dostarczać funduszy by łatać odpływ inwestorów na rodzimych rynkach - tak interpretować można wojnę w Libii. Cała sytuacja na Bliskim Wschodzie jest wobec tego podwójnie przykra dla państw Europejskich i Stanów. Groźba utraty wpływów w roponośnym regionie, przy jednoczesnych gigantycznych utopionych środkach w prywatny sektor podczas kryzysu i braku jakiejkolwiek nad nimi kontroli zwiastuje perspektywę społecznego fermentu wywodzącego się z widma niewypłacalności dotychczasowych praw socjalnych. Przed wielkimi trudnościami stanie także sama koncepcja Unii Europejskiej. Bogate państwa już teraz przejawiają rosnący opór przed dalszym finansowaniem i pomaganiem krajom w trudniejszej sytuacji finansowej. Gdy skończą się płynące potokiem dopłaty - sytuacja w biedniejszych krajach ulegnie pogorszeniu zwiastującemu wręcz katastrofę - jednocześnie rynki państw takich jak Niemcy odnotują wzrost a kraje prawdziwie majętne wzbogacą się kosztem izolacji i rosnących sprzeczności w regionie. Przy takim rozwoju wypadków staniemy się świadkami niebezpiecznego chaosu, sprzyjającego wszelkim skrajnym odmianom prawicowej ideologii w dojściu do władzy.

Zmiana polityki zagranicznej

Na własne oczy obserwujemy jak zmienia się polityka zagraniczna w Europie. Dotąd będące stricte zgodnymi z interesem USA środowiska otwierają się na współpracę z Rosją i idą jej na ustępstwa formując partnerstwo - inspirowane z rozkazu Ameryki. Ta nieuchronna wspólnota interesów USA, UE oraz Rosji wskazuje na rosnące zagrożenie ze strony gospodarek rosnących w siłę takich jak Chiny czy Indie. W tych stających się potęgami państwach kontrola nad nimi zachodniego kapitału jest tak samo umowna jak władza Zachodnich rządów nad ich gospodarką. Jednocześnie NATO wraz z USA instrumentalnie odnosi się do Bliskiego Wschodu, gdzie mnoży sobie wrogów kolejną kampanią wojenną - tym razem w Libii. Tym samym sytuacja staje się coraz bardziej napięta. NATO dało jasny sygnał jak instrumentalnie jest w stanie posłużyć się ONZ i zademonstrowało na przykładzie Libijskim jakimi środkami planuje uzyskiwać przewagę gospodarczą nad pozostałymi podmiotami. Obserwujemy bitwę kapitalizmów w różnym wydaniu. Gdzieś osobno od poszczególnych decyzji rządów państw ma miejsce także transfer i subtelnie prowadzona wojna inwestorów giełdowych. To Wall Street chce dyktować USA jak bardzo kraj ten może się zadłużyć, to Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy chcą pełnić rolę bardzo konkretnego (mimo promowania koncepcji 'wolnego rynku') modulatora gospodarki światowej z ramienia elity finansjery. Jak gdyby zawieszone w powietrzu rządy państw Europejskich i USA balansują między zaspokajaniem rosnącego apetytu kapitału światowego a zapobieganiem rewolcie społecznej, którą spowodować może rosnące rozwarstwienie i nierówność w podziale środków ze wzrostu gospodarczego. W obliczu śmierci alternatywnych od kapitalizmu modeli ideologicznych, wszystkie partie polityczne, zarówno w Polsce jak i w Unii Europejskiej proponują różnorodne rozwiązania w polityce wewnętrznej Europy na bazie kapitalizmu. Jednocześnie wszystkie te partie stosują te same izolacjonistyczne i ksenofobiczne postawy w stosunku do innych krajów i nimi będą kierować się przy prowadzeniu gospodarczej polityki zagranicznej. Wydaje się, że ta tendencja do domykania rynków pracy przed imigrantami przy jednoczesnym odpływie kapitału do państw rozwijających się będzie pełniła kluczową rolę w rozwoju sytuacji w Europie. Zauważyć należy jednak, że kapitał posiada wewnętrzne, rosnące sprzeczności. Burżuazja podzieliła się na z jednej strony fragmentarycznie patriotyczną, inwestującą w wysokie technologie pochodzące z Europy, i na tą drugą: lokującą swoje interesy w krajach rozwijających się, kompradorską o nasyceniu spekulacyjnym. Poziom komplikacji przepływu finansowego na świecie doprowadził do izolacji i indywidualizacji wielu potencjalnie podmiotowych struktur kapitałowych. Koncerny przemysłu zbrojeniowego i finansowe zaplecze neoliberalizmu jest jednak nadal najstabilniejszą finansową strukturą, jak do tej pory egzystującą przede wszystkim przy interesach Stanów Zjednoczonych, co może jednak łatwo ulec zmianie. Pozostałe, możliwie alternatywne jednostki ekonomiczne wydają się nie być dostatecznie autonomiczne by samodzielnie kreować politykę państwową. Tym samym wiodące liberalne grupy interesu mogą okazać się zbyt silnie narodowymi by zamortyzować faszyzację polityczną.

Bezruch społeczny

Dopóki trwał będzie bezruch społeczeństwa Europy i USA, dopóki stabilność wyznaczonej hierarchii ustroju będzie przekonująca, dopóty wszelkie interwencje w obronie tego wydzielonego prosperity będą prawomocne. To wrażenie stabilności, jakim otoczona jest perspektywa kapitalistyczna ma maskować niestałość tendencji ekonomicznych, które nią rządzą. Konsumpcyjna konstrukcja nowoczesnego kapitalizmu tworzy na tyle nośną i nienasyconą przestrzeń, że zdecydowanej większości nie jest dane kiedykolwiek poza nią wyjść. O tyle o ile konsumpcyjny styl życia na Zachodzie jest czymś wynikłym wprost z historycznego awansu i bogacenia się społeczeństwa, to zadziwiająco skutecznie model ten funkcjonuje również w państwach praktycznie pozbawionych szans na szerszy dostęp do konsumpcyjnych dóbr. Bogactwo, majątek, status jest czymś co uchronić ma przed niepewnością jaka udziela się każdemu w kapitalizmie. System tym samym udziela odpowiedzi samemu sobie, będąc odpowiedzią na własny, opresyjny charakter. "Czujesz się niepewnie? Boisz się, że zdechniesz na ulicy nikogo nie obchodząc? Dorób się!" - taki wewnętrzny głos krąży po masach, tworząc z każdej istoty ludzkiej sprowadzoną do popędu mróweczkę. Rzeczywistość uświadamia nam jak długo utrzymywać może się taki stan rzeczy. Status stoi na szczycie wszystkich współczesnych wartości kapitalistycznego świata. Świadomość, że status szerszej grupy i sytuacja całego społeczeństwa stanowi gwarant własnego samopoczucia i bezpieczeństwa jest zarezerwowana dla właścicieli kapitału i rządzących. Ten znany od dawna proces indywidualizacji, atomizacji społeczeństwa jest dziś czymś szczególnie widocznym. Symboliczna samotność w tłumie, cisza pełna wzajemnej wrogości i wyrachowanie to objawy ogłuszenia mas, które będzie trwało tak długo, jak długo system przynosił będzie dostateczne profity by podtrzymywać tą znieczulicę. Perspektywa humanistyczna, ogólnoludzka i równościowa nie przemawia do druzgocącej większości. Jest czymś naturalnym godzić się na powszechny egoizm. Przeciwdziałać stara się temu jedynie dyskurs narodowy, który apeluje do nas o solidaryzm na szczeblu narodu. Jest to oczywiste, jak fałszywy musi być ten dyskurs, lub jak bardzo zakłamana jako niedostępna i fikcyjna jest perspektywa ogólnoludzka. Co wobec tego może być tym czynnikiem izolującym społeczeństwa narodowe od szerszej perspektywy? Zarówno narodowa organizacja państwa, wciąż bariera językowa, oraz szeroko pojęta kultura, która wykorzystywana jest jako narzędzie izolacji. Kultura międzynarodowa dostępna jest dla wybranych. Języki konferencyjne i etykieta unormowanych zachowań przemieszcza się wraz z globalną ekspansją kapitału. Masy w swojej pełnej złości odpowiedzi na pogarszające się ich warunki bytowania skazane są na użycie dostępnego, lokalnego systemu pojęciowego, symbolicznego, kulturowego. Ta perspektywa uświadamia nam jak daleko jeszcze w swoim procesie zajść musi globalizacja by przekształcić hierarchie narodowe we w pełni klasowe. Tym samym współczesne społeczeństwa wciąż wydają się być podatne na faszyzujące je i izolujące od szerszej perspektywy procesy.

Przestrzeń pod wyzysk

Przepowiadany kres kolonializmu nie następuje. Możesz mieć tyle demokracji, ile tylko pragniesz, ale jeżeli jest ona wprowadzana z pomocą przewagi wojskowej twoich bogatszych sąsiadów, jest to tak fałszywa demokracja jak demokratyczny jest dzisiejszy Irak. Perspektywą dla bliskiej przyszłości zdaje się być epoka wtórnego kolonializmu ekonomicznego. Poszczególne bogacące się i ubożejące rynki narodowe tworzą nieustanne, zapętlone koło wyzysku i drenażu finansowego. Ta huśtawka koniunktury nie odbywa się jednak bez konsekwencji. Reakcją na niższy i pogarszający się status ekonomiczny Niemiec po I Wojnie Światowej była ideologia nazizmu. Reakcją na strach przed zapaścią ekonomiczną i fiaskiem polityki Unii Europejskiej będzie i jest już ten sam izolacjonistyczny trend w państwach bogatej Unii. Funkcję rozbrajania tej tendencji mogą mieć Europejskie grupy gospodarcze i inwestycyjne, dla których izolacjonizm stanowił będzie katastrofalny spadek konkurencyjności. Jednakowoż ideologia liberalizmu jaka będzie przy okazji tej próby rozbrajania stosowana nie zaskarbi już sobie prawdopodobnie wymaganego poparcia społecznego. Tymczasem nikt nie wyłoży środków na perspektywę międzynarodowej polityki socjalistycznej, nikt też nie wydaje się być nią zainteresowany. Jeśli liberalizm ma zwyciężyć z tą faszyzacją bez ingerencji ideologii internacjonalizmu socjalistycznego będzie musiał zrezygnować z narodowego uwiązania do USA i dominacji stosowanego przez Stany neoliberalizmu. Jednakowoż reakcja samych Stanów na tą decyzję o separacji nie będzie już zależała od kapitału. Pozostaje nadzieja w inteligencję rządzących i pragnienie z ich strony na uniknięcie szerszej skali konfliktów natury tak samo ekonomicznej jak i militarnej. Ewolucja systemowa w krótkich odcinkach historycznych przyjmować może nie liniowy, a wahadłowy ruch i prawdopodobne wydaje się być krążenie między tendencjami narodowo-socjalistycznymi a liberalnymi o rosnącym szczeblu. Współczesny wolnorynkowy kapitalizm chce sprzedawać się jako nowe lekarstwo, zbudowane na zgliszczach złego, starego. Kłamstwo rwanej historii to prosty mechanizm mający zasłonić procesualny charakter dziejów. W przeszłości siła Europejskich socjalistycznych partii w okresie międzywojennym okazała się iluzoryczna, a socjaldemokracja przyłożyła rękę do rozwoju polityki militaryzmu, prowadzącego w rezultacie do wojny. Wielki kapitał wtedy istniejący w o wiele mniej konkretnym kształcie również nie zapobiegł konfliktowi. Współcześnie siła socjalistycznych i internacjonalistycznych frakcji jest tak samo, a może nawet bardziej namacalnie iluzoryczna, o co zadbał imperializm i jego zamaskowane odłamy rozrzucone od prawicy po lewicę. Rozwinął się natomiast sam kapitał, formułując ponadnarodowe, globalne reguły gry. Rynek i kapitał może się jednak okazać zbyt mało jednomyślny by zapobiec procesowi faszyzacji, a nawet sam może przyłożyć do tego procesu rękę, wietrząc w konfliktach różnorodnej natury wspaniałą okazję do robienia interesów. To mające teraz miejsce siłowanie się nacjonalizmu i internacjonalizmu w Europie będzie miało rezultaty rzutujące na najbliższą przyszłość i dalszy kształt historii.

Sytuacja rehabilitacji na Poświęckiej we Wrocławiu

Kraj | Prawa pracownika | Publicystyka | Zwolnienia

Aktualna sytuacja na rehabilitacji jest taka z 30 rehabilitantów 5 rehabilitantów i 2 sanitariuszy (ostantnio była mowa o 4 rehabilitantach więcej wyjaśni się może po świętach - przyp. red.) ma zostać zwolnionych. Nikt nie wie kiedy i w jakiej formie. Do końca kwietnia ma się rozstrzygnąć sprawa rehabilitacji kto ma zostać zwolniony. Rehabilitanci czekają na spotkanie z Marią Dytko pełnomocnikiem ds pacjentów ,która jest tylko przekaźnikiem wiadomości z Kamińskiego.

Podstawowe pytanie brzmi dlaczego stworzono w styczniu 2011 Neurologie przyjmuje się ludzi po udarach wylewach ludzi coraz starszych i schorowanych a jednocześnie zapowiada się zwolnienia rehabilitantów i sanitariuszy.

Pacjentów wymagających fachowej rehabilitacji jest coraz więcej rehabilitantów ma być mniej, gdzie tu logika? Nie uspokajają nas zapowiedzi ,że się przyjmie innych i będziemy ćwiczyć, bo każdy rehabilitant czy sanitariusz musi mieć czas na zdobycie wiedzy dotyczącej naszych chorób. Każde zwolnienie rehabilitanta czy sanitariusza dla każdego z nas pacjentów oznacza automatyczne pogorszenie jakości rehabilitacji. A co za tym idzie naszego stanu zdrowia i w tym kontekście należy patrzeć na sytuacje rehabilitantów i sanitariuszy a przede wszystkim pacjentów.

Poza tym przyłączono szpital na zasadzie najpierw przyłączymy jak kukułcze jajo a potem zobaczymy co się da zrobić. Dyrekcja Naczelna szpitala nie zna w ogóle specyfiki szpitala rehabilitacyjnego i wszystkie ruchy wykonywane są po omacku, bez znajomości jego zadań.

My jako pacjenci, nie pozwolimy na to aby posunięcia ekonomiczne pogarszały jakość rehabilitacji a co za tym idzie pogorszenie się stanu zdrowia. Musicie Państwo Wiedzieć, że szpital po włączeniu w struktury szpitala wojewódzkiego zmienił swój profil przestano lub ograniczono przyjmowanie młodzieży szkolnej, która łączyła zabiegi i rehabilitacje z obowiązkiem szkolnym, a zaczęto przyjmować ludzi dorosłych starszych coraz bardziej schorowanych . Przeważnie ze schorzeniami neurologicznymi po wszczepieniu endoprotezy kolan czy bioder. Zapowiedzi zwolnienia rehabilitantów i sanitariuszy w przypadku gdy ludzie wymagają coraz bardziej fachowej rehabilitacji jest zbrodnią na zdrowiu pacjentów. Po za tym. Cały czas wmawiano pracownikom kłamliwie ,że jak się zrzekną np socjalnego to się uratuje zakład pracy i zdrowie Pacjentów. Tymczasem Celowo nie wiem czy z winy urzędu Marszałkowskiego organu właścicielskiego doprowadzano szpital do zaniedbania. Tak by z przyczyn ekonomicznych włączyć go w struktury szpitala wojewódzkiego. A teraz kosztem modernizacji szpitala wojewódzkiego niszczy się nadal ośrodek rehabilitacyjny na Poświeckiej nie mając żadnej koncepcji na rozwój tak potrzebnej Dolnemu Śląskowi i
Polsce placówki. Leczą się tu bowiem pacjenci z całej polski i taka krocząca likwidacja jaka ma miejsce obecnie będzie dramatem dla naprawdę wielu ludzi.

My pacjenci nie pozwolimy nigdy na to by przyczyny ekonomiczne krzywdziły pacjentów. Prosiłbym o włączenie się wszystkich środowisk w rzetelną kampanie informacyjną na temat rzeczywistej sytuacji informacyjnej na temat rzeczywistej sytuacji w dolnośląskiej służbie zdrowia. Po za tym należy wspomnieć ,że Jeżeli sanitariusze zostaną zwolnieni lub przeniesieni w struktury firmy Niro podobnie jak w szpitalu wojewódzkim to będzie to oznaczało ,że sanitariusz będzie robił tylko to za co zapłaci mu firma i nic po za tym . Co może zaprowadzić na przykład do zaniedbań pielęgnacyjnych i wydłużenia się procesu rehabilitacyjnego. Nie ma absolutnej zgody na zwolnienia jakiekolwiek personelu ze szpitala na Poświeckiej. Żądamy wprowadzenia menadżera umiejącego zarządzać takimi placówkami i rzeczywistych reform ,których koszty nie obciążały by pacjentów i pracowników . Wierzymy bowiem,że taka placówka jak szpital rehabilitacyjny na Poświeckiej może dać nadzieje na lepsze zdrowie jeszcze wielu ludziom . Pod warunkiem utrzymania obecnej kadry na stanowiska i docenienia jej naprawdę wielkiej fachowości. Jako pacjenci nie wyrażamy swojej zgody na kroczące zniszczenie tego szpitala.

długoletni pacjent
stale się rehabilitujący w szpitalu na Poświeckiej
Marcin Antoniak lat 32

Europejski Kongres Gospodarczy - o co chodzi?

Kraj | Gospodarka | Protesty | Publicystyka

Czym jest Europejski Kongres Gospodarczy (EKG)?

EKG jest największą imprezą biznesową w Europie Środkowej. W jej ramach zostanie poruszone blisko sto dyskusji dotyczących najistotniejszych tematów gospodarki europejskiej w kontekście światowym, a więc: polityka energetyczna, organizacja systemu ochrony zdrowia, zarządzanie przestrzenią miasta, polsko – chińska współpraca gospodarcza, finanse publiczne, uniwersytety, przewozy kolejowe, porty lotnicze, gaz łupkowy w Polsce i wiele wiele innych zagadnień, które rozpatrywane będą w kontekście konkurencyjnej gospodarki Unii Europejskiej. Zjazd przewiduje 4500 gości wśród których znajdą się szefowie europejskich rządów, „perełki” polskiej polityki, przedstawiciele największych koncernów biznesowych, oraz Robert J. Shapiro, doradca Baraka Obamy.

Dlaczego się sprzeciwiamy?

Europejski Kongres Gospodarczy to kolejne wydarzenie podczas którego decyzje zapadną bez udziału osób zainteresowanych. Jego celem jest stworzenie odpowiednich warunków do zawarcia umów na płaszczyźnie najbardziej istotnych, dochodowych sektorów gospodarki. Osobiste interesy zaproszonych polityków i przedsiębiorców załatwione zostaną pod kurtyną neoliberalnej nowomowy.
Sam fakt środków finansowych, które zostały przeznaczone na organizację imprezy jest oburzający. Konferencje będą miały miejsce w najbardziej prestiżowych, katowickich hotelach, a całkowity koszt przedsięwzięcia wyniesie...

Społeczna pasywność doprowadziła gospodarkę do stanu z którego wyłoniła się ekonomiczna oligarchia. Sprowadziło to przeciętnego Kowalskiego do roli obserwatora „wielkiej polityki”. Dlaczego? To dobrowolność, samorządność i autonomia powinny determinować wszelkie społeczne zmiany.

Konkurencyjność o której mowa w programie kongresu ma na celu podporządkowanie tak specyficznych sfer życia publicznego jak medycyna czy edukacja wolnemu rynkowi, będącemu, jak wiemy, bezwzględnym. Opłakany proces rozprawiania się przez przedsiębiorców ze spółkami węglowymi obserwować możemy na bieżąco, tak jak antyspołeczną politykę miast odsprzedających budynki z eksmitowanymi w efekcie lokatorami (kongresowe zarządzanie przestrzenią miasta). Takie działania pogłębiają jedynie społeczne nierówności. Polityka poszczególnych miast, a idąc dalej państw, zależna jest od ekonomicznych potentatów. Czy wobec tego możemy liczyć na polepszenie sytuacji?

Zamiast słów zarządzanie, konkurencja i kapitał – partycypacja, autonomia, człowiek.

Jako Federacja Anarchistyczna Śląsk pragniemy wyrazić swój sprzeciw przeciwko Europejskiemu Kongresowi Gospodarczemu, który jest wydarzeniem przeczącym ideom demokracji.

Nie jesteśmy ludzkim kapitałem!

http://antykongres.pl/

Tołstoj: Królestwo Boga jest w tobie

Kultura | Militaryzm | Publicystyka | Tacy są politycy | Ubóstwo

Królestwo Boga jest w tobie
Lew Tołstoj

Krąg przemocy

Rządy i klasy rządzące nie opierają się obecnie ani na sprawiedliwości, ani nawet na pozorach prawości, ale na organizacji tak sprytnie opracowanej za pomocą postępu naukowego, że ludzie schwytani są w kręgu przemocy, z którego nie ma ucieczki. Krąg ten składa się z czterech sposobów wpływania na człowieka – metod połączonych i wspierających się wzajemnie, jak ogniwa łańcucha tworzące koło.

Pierwszym i najstarszym sposobem jest terroryzm. Polega on na przedstawianiu istniejącego systemu rządów (czy będzie to wolna republika, czy najbardziej oburzająca tyrania) jako coś świętego i niezmiennego, i na barbarzyńskim karaniu wszelkich prób zmiany ustanowionego porządku. Sposobu tego używa się zawsze tam, gdzie jest rząd – w Rosji przeciwko tzw. nihilistom, w Ameryce przeciwko anarchistom, we Francji przeciwko monarchistom, komunistom i anarchistom. Koleje, telegraf, telefon, fotografia – wszystkie te rzeczy są doskonałymi metodami pozbycia się człowieka bez potrzeby zabijania, przez zamknięcie kogoś na całe życie w pojedynczej celi, gdzie zostanie zapomniany i umrze ukryty przed oczami ludzkości. Te i inne wynalazki o wiele częściej używane przez państwo niż przez jednostki, dają rządowi taką władzę, że – kiedy raz tylko pewne jednostki ją przejmą, a jawna i tajna policja, urzędnicy wszelkiego rodzaju, prokuratorzy, strażnicy więzienni i kaci będą działać z wystarczającym zapałem – nie ma żadnej możliwości obalenia rządu, bez względu na jego barbarzyńskość i bezsensowność.

Drugim sposobem jest przekupstwo. Polega ono na odbieraniu klasie pracującej własności za pomocą podatków, a następnie rozdzielanie tej własności pomiędzy dygnitarzy, którzy w zamian za pieniądze utrzymują i pogłębiają niewolnictwo ludzi.

Ci przekupieni dygnitarze, od premiera do najmniejszego skryby, tworzą niezniszczalny łańcuch jednostek, zjednoczonych wspólnym celem żerowania na pracy ludzi. Wynagradza się ich proporcjonalnie do ich podporządkowania się woli rządu, dlatego też we wszystkich formach działania utrzymują słowem i uczynkiem oraz niezachwianie bronią wszelkimi środkami przemocy państwa, na której opiera się ich bogactwo.

Trzecim sposobem jest zjawisko, które mogę nazwać jedynie „hipnotyzmem”. Polega na hamowaniu duchowego rozwoju ludzi i utrzymywaniu ich wszystkimi metodami wpływu i sugestii w koncepcji życia, z której ludzkość już dawno wyrosła, ale która stanowi fundament władzy państwa. W obecnych czasach hipnotyzm ten jest zorganizowany w doskonały sposób: jego wpływ zaczyna się już w dzieciństwie i trwa do samej śmierci. Zaczyna się w najwcześniejszej młodości, w przymusowych szkołach, stworzonych szczególnie dla celu hipnotyzmu, gdzie uczy się dzieci koncepcji świata, która choć była wyznawana przez ich przodków, teraz bezpośrednio sprzeciwia się obecnej świadomości ludzkości. W krajach posiadających religię państwową uczy się dzieci absurdalnych bluźnierstw kościelnego katechizmu oraz wpaja się im potrzebę posłuszeństwa autorytetowi. W krajach republikańskich uczy się ich oburzającego zabobonu patriotyzmu i tego samego wyimaginowanego obowiązku posłuszeństwa wobec państwa. W późniejszych latach ten hipnotyczny wpływ utrzymywany jest przez działanie religijnych i patriotycznych przesądów. Religijne przesądy pobudza się procesjami, obchodami, rzeźbami i kościołami wybudowanymi za pieniądze zabrane ludziom za pomocą muzyki, architektury, obrazów i kadzideł, które narkotyzują ludzi. Najważniejszą rolę pełni duchowieństwo, którego zajęciem jest oszałamianie umysłów ludzi i utrzymywanie ich w nieprzerwanym stanie ogłupienia, podtrzymywanym przez teatralność, patos kazań, wtrącanie się do osobistego życia - w życie, małżeństwo i śmierć.

Patriotyczne przesądy pobudza się za pomocą narodowych ceremoniałów, obchodów, pomników i parad organizowanych przez rząd i klasy panujące, za pieniądze zabrane ludziom. Rzeczy te popychają człowieka do wiary w wyłączną ważność własnego kraju oraz w potęgę własnego rządu i władców, i budzą w nim nieprzyjazne uczucia, a nawet nienawiść wobec innych narodów. Oprócz tego despotyczne rządy bezwzględnie zabraniają wykładów, mów, drukowania i rozprowadzania książek, które mogłyby oświecić ludzi, i zsyłają na wygnanie lub zamykają wszystkich tych, którzy próbują obudzić ludzi z otępienia. Wszystkie rządy, bez wyjątku, ukrywają przed ludźmi wszystko, co może pogłębić ich niezależność, i zachęcają ich do wszystkiego, co ich degraduje i demoralizuje. Stąd pisma utrzymujące ludzi w iluzji, co do ich religijnych i patriotycznych zabobonów, wszelkie rodzaje zadawalania zmysłów, przedstawienia, cyrki, teatry, a nawet fizyczne środki ogłupiające, jak tytoń i alkohol, z których podatek jest jednym z największych wpływów do kasy rządowej. Zachęca się nawet do prostytucji. Nie tylko się ją uznaje, ale w wielu krajach rządu legalizują ją. To jest trzeci sposób.

Czwarty sposób polega na wybraniu za pomocą poprzednio wymienionych metod pewnej liczby ludzi z masy zniewolonych i ogłupionych istot ludzkich, i zmuszenie ich do poddania się szczególnie intensywnemu procesowi ogłupiania i deprawacji, zamieniając ich w bierne narzędzia okrucieństw wymaganych przez państwo. Ten stan brutalności i zidiocenia osiąga się przez wybranie ludzi we wczesnej młodości, kiedy nie mają jeszcze ukształtowanej żadnej koncepcji moralności, odseparowanie ich od naturalnych warunków ludzkiego życia – domu, rodziny, miejsca narodzin i pracy – a następnie zamknięcie ich razem w barakach. Tutaj ubiera się ich w dziwaczne stroje i zmusza do wykonywania określonych ruchów, czemu towarzyszą okrzyki, uderzenia bębnów, muzyka i błyszczące ozdoby. Wszystkie te rzeczy wprowadzają ludzi w stan hipnotyczny, w którym przestają być ludźmi i stają się posłusznymi, bezmyślnymi narzędziami w rękach hipnotyzerów. Ci młodzi ludzie, fizycznie silni, uzbrojeni i zredukowani do stanu bezmyślnego hipnotyzmu, zawsze posłuszni autorytetowi państwa i gotowi popełnić każdy akt przemocy, jakiego się od nich oczekuje, składają się na czwartą metodę zniewolenia ludzi. Ta metoda zamyka krąg przemocy.

Terroryzm, przekupstwo i hipnotyzm degradują człowieka do stanu, w którym pragnie zostać żołnierzem. Armia daje władzę, pozwala na karanie i hipnotyzowanie ludzi, rabowanie ich (i przekupywanie dygnitarzy zrabowanymi pieniędzmi), zaciąganie innych do armii, w ten sposób zwiększając jeszcze bardziej władzę rządu.

Krąg się zamyka i nie da się z niego wyrwać za pomocą przemocy.
Niektórzy twierdzą, że wyzwolenie albo przynajmniej zmniejszenie przemocy stanie się możliwe, jeżeli uciskane masy siłą zniszczą uciskające ich rządy i zastąpią je nowymi organizacjami, które nie będą wymagały przemocy czy zniewolenia człowieka. Niektórzy próbują doprowadzić do rewolucji, ale w ten sposób oszukują tylko siebie i innych, i zamiast polepszać, pogarszają warunki życia ludzkości. Ich działanie zwiększa tylko despotyzm państwa. Ich wysiłki w stronę niezależności dają rządowi wygodny pretekst do umocnienia swojej władzy i w rzeczywistości pogarszają sytuację. Nawet jeżeli dzięki jakimś wyjątkowym warunkom niesprzyjającym państwu – jak we Francji w 1870 – udałoby się obalić niektóre rządy siłą i władza przeszłaby w inne ręce, ta nowa władza w żadnym wypadku nie będzie mniej oparta na ucisku niż poprzednia. Wręcz przeciwnie: będzie musiała bronić się przed zrozpaczonymi, pokonanymi wrogami, dlatego też będzie musiała być zawsze bardziej despotyczna i okrutniejsza niż poprzednia. Dowodem na to jest historia wszystkich rewolucji.

Socjaliści i komuniści potępiają indywidualistyczny i kapitalistyczny system społeczeństwa, anarchiści potępiają wszystkie rządy, monarchiści, konserwatyści i kapitaliści potępiają anarchizm, komunizm i socjalizm – żadna strona w tym konflikcie nie przedstawia sposobu zjednoczenia ludzi nieopartego na przemocy. Jakakolwiek strona nie odniosłaby zwycięstwa, będzie musiała użyć wszystkich istniejących sposobów przemocy, aby utrzymać władzę i wprowadzić swój własny sposób życia, a być może będzie musiała wymyślić nowe metody przemocy. Inni ludzie zostaliby zniewoleni, ale przemoc i nienawiść pozostałaby te same, a nawet gorsze, ponieważ wzajemną nienawiść rozpalałby konflikt i wymyślono by nowe metody zniewolenia.

Zawsze tak było w przypadku wszystkich rewolucyjnych, opartych na przemocy przypadkach obalenia rządu. Każda przemoc jedynie zwiększa siłę ucisku w rękach tych, którzy tymczasowo są u władzy.

Znaczenie służby wojskowej

Wykształceni ludzie z wyższych klas próbują tłumić rozwijającą się świadomość potrzeby zmiany obecnego systemu życia. W ten sposób zwiększają się sprzeczności i cierpienia ludzkiego istnienia, prowadząc człowieka do ostatecznej granicy, której nie da się przekroczyć. Sprzecznością pociągniętą do najdalszych granic jest służba wojskowa.

Generalnie ludzie uważają, iż uniwersalna służba wojskowa i coraz intensywniejsze zbrojenia, wraz z wynikającymi z nich podatkami i zwiększającym się długiem narodowym są marginalnym zjawiskiem spowodowanym obecną sytuacją polityczną Europy. Według popularnej opinii można się od tego uwolnić dzięki odpowiednim środkom politycznym bez przekształcenia wewnętrznego systemu życia.
Jest to całkowicie błędne. Służba wojskowa jest największą sprzecznością społecznej koncepcji życia. Sprzeczność ta dobiła granic i stała się przerażająco oczywistą konsekwencją określonego stopnia materialnego rozwoju.

Społeczna koncepcja życia polega na przeniesieniu sensu życia z jednostki na społeczność – rodzinę, plemię, rasę, państwo. Społeczna koncepcja życia zakłada, iż sens życia leży w społeczności istot ludzkich, w których jednostka z własnej woli podporządkowuje swój interes osobisty interesom społeczności. I tak było i jest w przypadku pewnych społeczności, w rodzinie, w plemieniu, a nawet w rasie i państwie patriarchalnym. Z powodu tradycji przekazywanej przez edukację i potwierdzonej religijnym autorytetem, jednostki utożsamiły swój interes z interesem społeczności i bez przymusu podporządkowały korzyść osobistą korzyści powszechnej.

Jednakże im bardziej złożone stawały się społeczności, im częściej ludzie byli umieszczani w społeczeństwie przez podbój i przemoc, tym bardziej jednostki zaczęły próbować osiągać swoje własne cele kosztem społeczności i przez to coraz większa stawała się potrzeba odwołania się do autorytetu – to znaczy przemocy – aby zdusić te buntownicze elementy.

Obrońcy społecznej koncepcji życia mylą ideę autorytetu, czyli przemocy, z ideą duchowego wpływu. Takie połączenie jest zupełnie absurdalne.

Wpływ duchowy oznacza zmianę pragnień człowieka, aby dobrowolnie czynił to, co jest konieczne. Człowiek, który poddaje się duchowemu wpływowi, działa w zgodzie z własnymi pragnieniami. Autorytet z drugiej strony, w znaczeniu jakie powszechnie się stosuje, oznacza zmuszenie człowieka do działania wbrew własnej woli. Człowiek, który podporządkował się autorytetowi nie robi tego, co chce, ale jest zmuszony do działania. Aby zmusić kogoś do działania wbrew jego woli, trzeba zastosować przemoc fizyczną albo zagrożenie taką przemocą – pozbawienie wolności, bicie, torturowanie, groźby. Na tym polega władza – teraz i zawsze.

Pomimo mozolnych wysiłków ludzi u władzy, zmierzających do ukrycia tego faktu i nadania autorytetowi innego znaczenia, władza zawsze będzie oznaczać sznur i łańcuch pętający człowieka, bat, który go chłoszcze, nóż i topór, które odcinają jego głowę, ręce, stopy, nos i uszy, oraz groźbę tych kar. Tak było za czasów Nerona i Czingis Chana, tak też jest i teraz, nawet pod władzą najbardziej liberalnych rządów, we Francuskiej i Amerykańskiej Republice. Człowiek podporządkowuje się autorytetowi tylko dlatego, że boi się kary czekającej go za nieposłuszeństwo. Wszystkie wymagania państwa – płacenie podatków, spełnianie obowiązków publicznych, poddanie się karze, wygnanie, grzywny – rzeczy, które pozornie są wykonywane z własnej woli, tak naprawdę opierają się na przemocy fizycznej lub jej groźbie.

Podstawą autorytetu jest przemoc fizyczna. Użycie przemocy fizycznej możliwe jest dzięki organizacji uzbrojonych ludzi, którzy bezkrytycznie podporządkowują się jednej woli. Taki zbiór uzbrojonych ludzi posłusznych jednej woli składa się na armię. Armia zawsze była i jest fundamentem władzy. Władza zawsze znajduje się w rękach tych, którzy dowodzą armią. Dlatego wszyscy władcy, od cesarzy Imperium Rzymskiego, do niemieckich i rosyjskich imperatorów, są pochłonięci utrzymaniem armii, której pochlebiają i przymilają się, wiedząc, że póki jest z nimi armia, póty władza pozostaje w ich rękach.

Organizacja i zwiększenie liczby żołnierzy, konieczne dla utrzymania władzy, ma wpływ na rozpad społecznej koncepcji życia. Celem i usprawiedliwieniem, na jakie powołuje się autorytet, jest kontrola nad jednostkami, które chciałyby osiągnąć swoje własne cele, kosztem i na szkodę społeczeństwa. Jednakże bez względu na to, czy władza została zdobyta za pomocą oddziałów, odziedziczona czy wybrana, ludzie u władzy, tak samo jak wszyscy, nie są chętni do poświęcenia swoich interesów na rzecz społeczności. Wręcz przeciwnie – bardziej niż inni są skłonni do podporządkowania interesu publicznego swoim własnym interesom. Dlaczego? Ponieważ są w posiadaniu środków, dzięki którym mogą tego dokonać. Jakiekolwiek środki zostały podjęte, aby powstrzymać ludzi na pozycji autorytetu od podporządkowania publicznych interesów swoim własnym, czy też aby przekazać władzę jedynie nieomylnym istotom – jak dotąd żadny nie osiągnął swego celu.

Wszystkie zwykłe metody, takie jak boska zgoda, wybory, sukcesja dziedziczna, głosowanie, kongresy, parlamenty i senaty – wszystkie te metody okazały się nieodpowiednie. Wszyscy wiedzą, iż żaden z tych środków nie pozwolił na oddanie władzy nieomylnej istocie, ani nawet nie powstrzymał jej nadużyć. Wręcz przeciwnie – wszyscy wiemy, że ludzie u władzy – cesarzowie, ministrowie, dygnitarze, policjanci – zawsze, w konsekwencji posiadania władzy, są bardziej podatni na występność, czyli na podporządkowanie interesu publicznego swojemu własnemu, niż człowiek bez władzy. Nie może być inaczej.

Społeczna koncepcja życia była usprawiedliwiona tylko tak długo, jak długo człowiek dobrowolnie podporządkowywał swój interes interesowi społeczności. Jednak kiedy tylko pojawili się tacy, którzy odmówili dobrowolnego przyjęcia interesów społeczności jako swoich własnych, autorytet – czyli przemoc – stał się konieczny do ich kontroli. W ten sposób w społeczną koncepcję życia i opartą na niej organizację, wślizgnął się element rozkładu – władza, która oznacza przemoc mniejszości wobec większości.

Aby władza mniejszości nad większością osiągnęła swój cel, to jest powstrzymanie jednostek działających na szkodę społeczeństwa, konieczne jest, aby znajdowała się w rękach nieomylnych ludzi, jak uważają Chińczycy, czy też jak uważano w Średniowieczu, albo jak ciągle uważają ludzie wierzący w świętość konsekracji. Tylko pod takim warunkiem można usprawiedliwić społeczną koncepcję życia.

Tak jednak nie jest. Wręcz przeciwnie, ludzie na pozycji autorytetu, z powodu posiadania władzy, są zawsze dalecy od nieomylności i świętości. Dlatego organizacja społeczna oparta na władzy nie może mieć żadnego usprawiedliwienia.

Być może istniał czas, kiedy z powodu niskiego poziomu moralności i skłonności człowieka do przemocy, istnienie autorytetu powstrzymującego tę przemoc było korzystne – w przypadku, kiedy przemoc państwa była mniejsza od przemocy jednostki. Każdy jednak przyzna, iż korzystność istnienia państwa w opozycji do jego nieistnienia, nie może trwać wiecznie. W miarę jak natura ludzka stawała się coraz delikatniejsza i zmniejszyła się skłonność jednostek do przemocy, autorytet stawał się coraz bardziej zdeprawowany. Było to wynikiem jego wolności od ograniczeń. Dlatego potrzeba jego istnienia stała się proporcjonalnie coraz mniejsza.

Ta stopniowa zmiana relacji pomiędzy moralnym postępem mas, a korupcją rządów, składa się na historię ostatnich dwóch tysięcy lat. W najprostszym kształcie bieg historii wygląda tak: ludzie żyli w rodzinach, plemionach, rasach, walcząc, prześladując i mordując się wzajemnie. Do większego lub mniejszego stopnia praktykowano uniwersalną przemoc: człowiek walczył z człowiekiem, rodzina z rodziną, plemię z plemieniem, rasa z rasą, naród z narodem. Większe i potężniejsze społeczności połknęły słabsze. W miarę jak społeczności stawały się większe i potężniejsze, zmniejszała się suma wewnętrznej przemocy i przedłużenie istnienia społeczności wydawało się coraz bezpieczniejsze. Wśród członków plemienia i rodziny, zjednoczonych w jednej społeczności, spory do pewnego stopnia zostały złagodzone. Plemię i rodzina nie umiera, jak jednostka, ale trwa. Pomiędzy obywatelami państwa, podporządkowanymi jednej władzy, konflikty są złagodzone do jeszcze większego stopnia, a istnienie państwa wydaje się pewniejsze.

Zjednoczenie ludzi w coraz bardziej rozbudowane społeczności nie było wynikiem uświadomienia sobie korzyści z tego wynikających, ale z jednej strony rezultatem naturalnego rozwoju, a z drugiej konfliktów i podbojów.

Kiedy podbój uwieńczony jest sukcesem, autorytet zwycięzcy kładzie kres wewnętrznym tarciom. W ten sposób usprawiedliwiona jest społeczna koncepcja życia. Jednakże usprawiedliwienie to jest tylko tymczasowe. Wewnętrzne konflikty poskramiane są proporcjonalnie do zwiększającego się ciężaru autorytetu narzuconego jednostkom, które wcześniej były wobec siebie wrogie. Przemoc wewnętrznego konfliktu, zniszczona przez autorytet, wraca do życia poprzez autorytet. Władza znajduje się w rękach ludzi, którzy, jak wszyscy inni, są zawsze albo przynajmniej bardzo często, gotowi podporządkować dobrobyt ogółu swoim osobistym interesom. Jedyna różnica polega na tym, że władcy wolni są od ograniczającego wpływu oporu ze strony uciskanych oraz podatni są na demoralizujący wpływ władzy. Tak też zło władzy, dostając się w ręce autorytetu, zawsze się zwiększa, szybko stając się gorsze niż zło, które ma zniszczyć. Równocześnie zmniejsza się stopniowo skłonność ku przemocy członków społeczności, a tym samym coraz mniej potrzebna jest przemoc władzy.

Przemoc państwa, nawet jeżeli zniszczy przemoc wewnętrzną, zawsze, proporcjonalnie do swojej mocy i długotrwałości, wprowadza w ludzkie życie nowe, coraz gorsze formy przemocy. Chociaż przemoc autorytetu państwa jest mniej oczywista niż wzajemna przemoc jednostek, albowiem nie objawia się poprzez konflikt, ale przez podporządkowanie, to jednak istnieje i prawie zawsze w większym stopniu niż poprzednio.

Nie może być inaczej. Po pierwsze dlatego, albowiem władza deprawuje, a po drugie celem i nieświadomym instynktem ciemiężców jest doprowadzenie swoich ofiar do stanu skrajnego wyczerpania – im słabszy jest uciskany, tym mniej wysiłku potrzeba, aby go do czegoś zmusić.

Dlatego przemoc wobec uciskanych doprowadzona jest do najdalszych granic, jakie może osiągnąć bez zabijania kury znoszącej złote jajka. Kiedy kura przestaje znosić jajka, jak Indianie, mieszkańcy Fiji, murzyni, zabija się ją, wbrew szczerym protestom filantropów.
Doskonałym tego przykładem są obecne warunki klasy pracującej, która nie jest niczym więcej, jak klasą pokonanych ludzi.
Pomimo udawanych wysiłków wyższych klas w kierunku polepszenia warunków życia robotników, podlegają oni niezmiennemu żelaznemu prawu, stosownie do którego wolno im posiadać zaledwie tyle, aby mogli pracować dla swoich panów (to znaczy zdobywców). Głód zmusza ich do wiecznego znoju.
Zawsze tak było. Proporcjonalnie do zwiększenia się siły i okresu trwania autorytetu, korzyści z jego istnienia znikają, a strony ujemne się zwielokrotniają.

Jest i zawsze tak było, bez względu na formę rządu, pod którym żyje naród. Jedyna różnica polega na tym, iż w despotycznej formie rządu władza koncentruje się w ręce małej liczby ciemiężców, a manifestacja jego przemocy jest bardziej tyrańska, natomiast w monarchiach konstytucyjnych i republikach, jak Francja i Ameryka, władza rozdzielona jest pomiędzy wielu ciemiężców, a formy jej manifestacji są lżejsze – jednakże esencja przemocy, w której minusy istnienia autorytetu są większe niż korzyści oraz proces za pomocą którego doprowadza uciskanych do granic wytrzymałości zawsze pozostają takie same.

Taka zawsze była i jest sytuacja uciskanych, jednakże do tej pory nie zdawali sobie z tego sprawy i naiwnie wierzyli, iż rządy istnieją dla ich korzyści, że zginęliby bez państwa, że idea ludzi żyjących bez rządu jest bluźnierczą myślą, której nigdy nie wolno ubrać w słowa, ponieważ równałaby się straszliwym naukom anarchizmu, który z jakiejś nieznanej przyczyny łączy się w umyśle człowieka z każdym wyobrażalnym okropieństwem.

Jakby było to czymś ostatecznie udowodnionym i niepotrzebującym potwierdzenia, ludzie wierzą, iż ponieważ do tej pory wszystkie narody ukształtowały struktury państwowe, państwo musi na zawsze pozostać niezbędnym warunkiem ludzkiego rozwoju.

I tak to trwa od setek i tysięcy lat, a rządy – to znaczy ludzie u władzy – zawsze próbują utrzymać narody w tej iluzji. Tak było za czasów Imperium Rzymskiego, tak też jest i teraz. Chociaż świadomość bezużyteczności a nawet szkodliwości państwa coraz bardziej rozwija się w ludziach, taki stan rzeczy może trwać wiecznie, a rządy zawsze będę zwiększały zbrojenia, aby utrzymać władzę.

Generalnie ludzie uważają, iż armie istnieją, aby bronić państwa przed atakiem innych narodów. Zapominają, iż rządy potrzebują oddziałów, aby bronić się przed swoimi własnymi zniewolonymi i uciskanymi poddanymi.

Dlatego istnienie armii zawsze było konieczne. Potrzeba ta wzrasta proporcjonalnie do edukacji i pogłębiania się związków między ludźmi tej samej lub różnych narodowości, a teraz, w okresie rozprzestrzeniania się ruchu komunistów, socjalistów, anarchistów, ruchu robotniczego, potrzeba zbrojeń jest jeszcze większa. Rządy o tym wiedzą, zwiększają więc moc i liczbę zdyscyplinowanych oddziałów. (…)

Jeżeli człowiek pracujący nie ma ziemi i nie posiada najbardziej naturalnego prawa każdego człowieka – prawa do zdobywania środków utrzymania dla siebie i rodziny z uprawy ziemi – nie dzieje się tak, ponieważ tego nie chce, ale dlatego, iż pewni ludzie – właściciele ziemscy - przywłaszczyli sobie prawo obdarzania albo odbierania własności klasie pracującej. Ten nienaturalny porządek rzeczy utrzymywany jest przez armię. Jeżeli potężne bogactwa, nagromadzone przez wysiłek człowieka pracującego, nie należą do wszystkich, a jedynie do pewnych jednostek; jeżeli przywilej zbierania podatków i używania ich na cokolwiek się chce, przyznawany jest określonym osobom; jeżeli tłumi się strajki robotników i wspiera koalicje kapitalistów; jeżeli pewni ludzie mają władzę wymyślania praw i zmuszania innych do ich przestrzegania; jeżeli mogą zgodnie ze swoją wolą dysponować własnością i życiem ludzkich istot; jeżeli pewne jednostki są upoważnione do wyboru świeckich i religijnych sposobów wychowania dzieci – wszystko to nie wynika z pragnienia ludzi, czyli nie jest rezultatem żadnego naturalnego prawa, ale istnieje dlatego, iż rządy i klasy panujące pragną tego we własnym interesie i utrzymują system za pomocą przemocy fizycznej i ucisku. Jeżeli ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy, zrozumie wszystko, kiedy tylko spróbuje oprzeć się albo zmienić istniejący porządek rzeczy. Dlatego każdy rząd i klasy panujące potrzebują armii – dla utrzymania systemu, który nie narodził się z potrzeb ludzi, ale przeciwnie – często jest dla nich szkodliwy i służy tylko rządom i klasom panującym.

Armia potrzebna jest każdemu rządowi, aby utrzymać poddanych w posłuszeństwie i przywłaszczyć sobie owoce ich pracy. Jednakże żadne państwo nie jest samo; poza jego granicami znajduje się inne państwo, które również używa przemocy dla grabienia poddanych i zawsze gotowe jest do grabieży owoców pracy zniewolonych poddanych swojego sąsiada. Dlatego każdy rząd potrzebuje armii nie tylko do działań wewnętrznych, ale również, aby zabezpieczyć dla siebie przywilej grabieży poddanych przed zewnętrznymi rabusiami. W konsekwencji tego wszystkie państwa zmuszone są naśladować się wzajemnie w zwiększaniu zbrojeń. Rozwój armii staje się zaraźliwy – jak sto pięćdziesiąt lat temu powiedział Monteskiusz. Każde zwiększenie zbrojeń skierowane przeciwko własnym poddanym staje się również niebezpieczne dla sąsiada i jest impulsem do zwiększania zbrojeń w innych państwach. Armie osiągnęły obecną liczbę milionów nie tylko z powodu zagrożenia ze strony sąsiadujących państw, ale głównie w rezultacie potrzeby tłumienia wszelkich oznak buntu ze strony uciśnionych poddanych. Zwiększenie armii jest równoczesnym rezultatem dwóch przyczyn – oddziały potrzebne są do obrony przed wewnętrznym wrogiem i do ochrony przed obcymi agresorami. Jeden wynika z drugiego. Despotyzm rządów rośnie proporcjonalnie do ich zewnętrznych sukcesów i zwiększenia liczby i siły armii; agresywność rządów wzrasta proporcjonalnie do wzrostu wewnętrznego despotyzmu.

Tak więc rządy europejskie próbują prześcignąć się w ciągłym zwiększaniu siły swych armii. Ostatecznie doszły do nieuniknionej potrzeby powszechnej służby wojskowej, ponieważ jest to najtańszy sposób zdobycia największej ilości żołnierzy w czasie wojny. Najpierw zrobiły to Niemcy, a kiedy tylko jedno państwo zaczęło, wszystkie inne musiały zrobić to samo. I kiedy tylko wprowadzono ten system, ludzie zostali zmuszeni do chwycenia za broń, aby bronić tych, którzy sami dokonują na nich gwałtu. Obywatele stali się swymi własnymi ciemiężcami.

Powszechna służba wojskowa była nieuniknioną, logiczną potrzebą, która musiała zostać spełniona. Jednak jest również ostatnim wyrazem wewnętrznej sprzeczności społecznej koncepcji życia, która pojawiła się natychmiast, kiedy przemoc zaczęła być potrzebna dla jej utrzymania. W powszechnej służbie wojskowej sprzeczność ta stała się oczywista. Każdy zgodzi się, iż znaczenie społecznej koncepcji życia polega na tym, iż jednostka, zdając sobie sprawę z okropieństwa walki człowieka z człowiekiem i przemijalności własnej egzystencji, przenosi znaczenie swego życia na społeczność ludzkich istot. Tymczasem rezultatem powszechnej służby wojskowej jest to, iż człowiek, po odrzuceniu wszystkiego, co miało uwolnić go od indywidualnego konfliktu i przemijalności jednostkowego życia, ponownie zmuszony jest do poddania się wszelkim niebezpieczeństwom, od których miał nadzieję uciec. To nie wszystko: państwo – ta społeczność, w imię której ludzie poświęcili swoje osobiste interesy – narażone jest na to samo zniszczenie, które dotychczas zagrażało jednostce.

Rządy miały wybawić człowieka od okrucieństwa indywidualnej niezgody i zagwarantować mu nienaruszalną regularność życia państwowego. Zamiast tego zmuszają ludzi do takiego samego konfliktu, z tą tylko różnicą, iż z walki jednostek przeradza się on w wojnę z mieszkańcami innych krajów. Niebezpieczeństwo indywidualnego i państwowego zniszczenia pozostaje.

Ustanowienie powszechnej służby wojskowej jest jak działanie człowieka, który chce odnowić zgniły dom. Ściany pękają – wzmacnia je krokwiami, zapada się dach - dobudowuje szkielet, odpadają deski między krokwiami -podpiera je belkami. W końcu okazuje się, że chociaż rusztowania utrzymują budynek w kupie, tak naprawdę nie nadaje się do zamieszkania.

Tak samo jest z powszechną służbą wojskową, która niszczy wszystkie korzyści życia społecznego, które ma jakoby zapewniać.
Korzyści życia społecznego polegają na bezpieczeństwie własności i pracy oraz powszechnej współpracy w celu ogólnego dobrobytu. Służba wojskowa niszczy to wszystko.
Podatki zbierane od ludzi na zbrojenia i wojny pochłaniają większą część owoców pracy, którą armia ma ochraniać. Porywanie całej męskiej części populacji od codziennych obowiązków życia niszczy samą możliwość pracy. Groźba wojny, czającej się w każdej chwili, sprawia, iż cały postęp życia społecznego idzie na marne.

Kiedy w dawnych czasach człowiek słyszał, że dopóki nie podporządkuje się autorytetowi państwa, będzie mu groziła agresja niegodziwych ludzi, wewnętrzni i zewnętrzni wrogowie oraz będzie musiał osobiście walczyć, ryzykując życie, dlatego też w jego interesie leży poddanie się pewnym niewygodom, aby być wolnym od tych nieszczęść – kiedy człowiek o tym słyszał, mógł kiedyś w to wierzyć, ponieważ ustępstwa na rzecz państwa były jedynie drobną ofiarą i dawały mu nadzieję na spokojne życie w niezniszczalnej społeczności. W obecnych czasach, kiedy ofiary te zwiększyły się wielokrotnie, a obiecanych korzyści nie widać, każdy człowiek naturalnie zaczyna myśleć, że podporządkowanie się państwu jest całkowicie bezużyteczne.

Manifestacja sprzeczności nieodłącznych społecznej koncepcji życia nie jest jedynym fatalnym rezultatem służby wojskowej. Główną manifestacją jej niespójności jest fakt, że każdy obywatel zobowiązany do podjęcia się służby wojskowej, staje się stronnikiem organizacji państwa i wspólnikiem w jego działaniach, bez względu na ich zbrodniczość. Rządy zapewniają, iż armia potrzebna jest do obrony zewnętrznej, ale to kłamstwo. Przede wszystkim konieczna jest do ujarzmiania wewnętrznego, a każdy człowiek podejmujący się służby wojskowej, staje się wspólnikiem przemocy rządu skierowanej przeciwko jego poddanym.

Aby zrozumieć, iż każdy człowiek, który staje się żołnierzem, bierze udział we wszystkich działaniach rządu, działaniach, których nie można wspierać, musimy pamiętać, że wszystko to wykonywane jest przez rząd i spełniane przez siły zbrojne w imię porządku i dobra publicznego. Wszystkie dynastyczne i polityczne spory, egzekucje będące wynikiem tych zakłóceń, tłumienie zamieszek i odwoływanie się do działania zbrojnego w rozpędzaniu tłumów i dławieniu strajków, niesprawiedliwy podział ziemi, pobór podatków i ograniczenia pracy – wszystko to, jeżeli bezpośrednio nie jest wykonywane przez armię, to przynajmniej przez policję wspieraną przez armię. Każdy człowiek, który zostaje żołnierzem, staje się wspólnikiem wszystkich tych czynów, w których zasadność często wątpi, a w większości przypadków całkowicie sprzeciwiają się one jego sumieniu. Chłopi nie chcą zostawiać ziemi, którą uprawiali przez pokolenia; tłumy nie chcą się rozejść zgodnie z pragnieniem rządu; ludzie nie chcą płacić narzuconych im podatków; nie chcą przestrzegać praw, w których ustanowieniu nie brali udziału; nie chcą być pozbawieni swojej narodowości, a ja, który spełniam obowiązki wojskowe, muszę ich prześladować. Zadaję sobie pytanie, czy te czyny, w których muszę brać udział, są dobre czy złe, i czy powinienem w nich pomagać.

Dla rządów powszechna służba wojskowa jest najwyższym wyrazem przemocy potrzebnej do utrzymania całego systemu; dla poddanych jest najwyższym wyrazem podporządkowania się. Jest to kamień węgielny filaru podtrzymującego ściany, którego usunięcie zniszczyłoby cały budynek.

Nadszedł czas, kiedy coraz większe nadużycia rządów i ich spory wymagają od poddanych takiej materialnej i moralnej ofiary, że każdy człowiek musi zadawać sobie pytanie: czy mogę złożyć tę ofiarę? Dlaczego mam ją złożyć? Wymagana jest w imię państwa. W imię państwa mam porzucić wszystko, co drogie człowiekowi: rodzinę, bezpieczeństwo, spokojne życie, szacunek wobec samego siebie. Czym jest to państwo, które żąda tak ogromnej ofiary? I dlaczego jest ona tak bardzo konieczna? Mówi się nam, iż państwo jest niezbędne – po pierwsze bez niego nie byłoby ucieczki od przemocy i agresji niegodziwców, po drugie bez niego ciągle bylibyśmy dzikusami, bez religijnych, naukowych, edukacyjnych, ekonomicznych instytucji społecznych oraz bez środków komunikacji, po trzecie bez państwa ryzykowalibyśmy podbicie przez sąsiednie narody.

Ale gdzie są ci niegodziwcy, przed których atakami i przemocą broni nas państwo i jego armia? Może istnieli trzysta, czterysta lat temu, kiedy człowiek chełpił się wojennymi talentami i uważał za bohaterstwo zabijanie swoich bliźnich, ale w obecnych czasach nie ma takich ludzi. Nikt nawet nie nosi ani nie używa broni, wszyscy wyznają te same zasady filantropii i wzajemnej sympatii, i wszyscy pragną tego samego – możliwości spokojnego życia. Nie istnieje żadna określona klasa ludzi, przed których przemocą musiałoby nas ochraniać państwo. Jeżeli za ludzi, przed którymi broni nas państwo, uważamy kryminalistów, to wszyscy zdajemy sobie sprawę, iż kryminaliści nie są jakimiś dziwadłami, jak dzikie bestie wśród owiec, ale są ludźmi jak my, z równie nikłą skłonnością do zbrodni jak ci, przeciw którym występują. Zdajemy sobie sprawę, że ilość takich ludzi nie zmniejsza się przez groźby i kary, a jedynie przez otoczenie i wpływ moralny. Dlatego próby usprawiedliwienia potrzeby istnienia państwa dla obrony przed kryminalistami, jeżeli nawet miały jakieś podstawy kilkaset lat temu, teraz nie mają żadnych. Bliższe prawdzie jest stwierdzenie, że to działalność państwa, z jego okrutnymi metodami karania, z jego więzieniami, galerami, gilotynami, szubienicami, bardziej sprzyja bezduszności i brutalności, niż łagodności i dobroci, dlatego raczej zwiększa ilość złoczyńców zamiast ją zmniejszać.

„Bez państwa” – mówi się nam – „nie mielibyśmy środków komunikacji, ani nie istniałyby naukowe, religijne, edukacyjne i inne instytucje. Bez państwa człowiek nigdy nie byłby w stanie stworzyć potrzebnych organizacji społecznych”. Argument ten miał rację bytu kilkaset lat temu.

Jeżeli kiedykolwiek istniał czas, kiedy komunikacja i wymiana myśli były tak prymitywne, a ludzie byli tak odizolowani, iż nie byli w stanie dyskutować, ani zgodzić się co do powszechnych spraw – ekonomicznych, edukacyjnych, handlowych, itd. – bez pomocy państwa, to teraz ta izolacja już nie istnieje. Dzięki szeroko rozprzestrzenionym środkom komunikacji i intelektualnej wymiany, człowiek jest zupełnie zdolny do radzenia sobie bez rządu, w organizacji miast, zgromadzeń, rad, kongresów, ekonomicznych i politycznych instytucji. W większości przypadków rząd raczej przeszkadza niż w pomaga w osiągnięciu tych celów.

Od końca poprzedniego wieku prawie każdy ruch postępowy ludzkości jest powstrzymywany przez rządy. Tak było w przypadku zniesienia niewolnictwa, tortur i kary śmierci oraz z ustanowieniem wolności słowa i niezależności prasy. W obecnych czasach rządy i autorytet państwa są bezpośrednią przeszkodą w działaniu, w którym człowiek próbuje stworzyć lepsze formy życia. Rozwiązanie politycznych i religijnych kwestii problemu ziemi i pracy, zamiast być wspierane przez autorytet państwa, jest ciągle hamowane.

„Bez państw i rządów, narody zostałyby pokonane przez sąsiadów.”
Ten argument zawiera w sobie swoje własne obalenie.

Mówi się nam, że rządy i ich armie potrzebne są do obrony przed obcymi państwami, które mogą chcieć nas podbić. Jednakże wszystkie państwa mówią to o sobie nawzajem, a przecież wiemy, iż wszystkie kraje europejskie wyznają te same zasady wolności i braterstwa, i dlatego nie potrzebują obrony przed sobą. Jeżeli mówimy o obronie przed barbarzyńcami, do tego wystarczy jedna tysięczna oddziałów, które mamy teraz. Jak widzimy, fakty zaprzeczają stwierdzeniu o potrzebie armii do obrony przed zewnętrznym wrogiem. Autorytet państwa zamiast chronić nas przed agresją sąsiadów, w rzeczywistości stwarza niebezpieczeństwo takiej agresji.

Dlatego każdy człowiek, który został powołany do armii i zastanawia się nad znaczeniem państwa, w imię którego musi poświęcić swój spokój, bezpieczeństwo i życie, musi jasno widzieć, iż w obecnych czasach nie ma żadnego usprawiedliwienia dla jego ofiary.

Teoretycznie każdy człowiek może zobaczyć, że ofiary jakich domaga się państwo nie mają wiarygodnych podstaw, ale nawet z praktycznego punktu widzenia, oceniając bolesną sytuację, w której umieściło go państwo, człowiek widzi, że podjęcie się służby wojskowej jest w większości przypadków bardziej dla niego szkodliwe, niż odmowa posłuszeństwa.

Kimkolwiek bym nie był, bez względu na przynależność do bogatych, uciskających klas, czy pracujących i uciskanych - w obu przypadkach ujemne strony nieposłuszeństwa są mniejsze niż rezultaty posłuszeństwa, a korzyści płynące z nieposłuszeństwa są większe niż te, płynące z podporządkowania się autorytetowi.

Jeżeli należę do uciskającej mniejszości, negatywne rezultaty nieposłuszeństwa wobec wymagań państwa będą następujące: zostanę osądzony jako człowiek, który odmówił posłuszeństwa swemu rządowi i w najlepszym przypadku zostanę uniewinniony albo zmuszony do spędzenia okresu mojej służby wojskowej w jakiejś niemilitarnej organizacji – jak robi się w Rosji z menonitami – a w najgorszym, zostanę skazany na wygnanie lub więzienie na dwa, trzy lata (mówię o sytuacji w Rosji), a może nawet na dłuższy okres. Mogę nawet zostać skazany na śmierć, chociaż to nie jest zbyt prawdopodobne. Takie są złe strony nieposłuszeństwa. Złe strony posłuszeństwa są następujące: w najlepszym wypadku nie zostanę wysłany, aby mordować ludzi, ani nie znajdę się w ryzykownej sytuacji, w której mogę zginąć lub zostać ranny. Będę tylko trybikiem w militarnej niewoli. Będę ubierał się w strój klauna, będą mi rozkazywać moi przełożeni, ich zachcianki zmuszą mnie do najróżniejszych, groteskowych wygibasów, a po okresie od roku do pięciu, zostanę uwolniony, zobowiązując się przez dziesięć następnych lat do gotowości podjęcia się tej samej służby i spełniania tych samych rozkazów. W najgorszym przypadku oprócz podlegania wyżej wymienionym warunkom zniewolenia, zostanę wysłany na wojnę, gdzie będę musiał mordować obywateli innych krajów, którzy w niczym mi nie zawinili. Będę ryzykował śmierć i kalectwo, a czasami zostanę wysłany na pewną śmierć, jak to było w Sewastopolu i we wszystkich innych wojnach. Najbardziej bolesne jest to, że mogę zostać wysłany przeciwko moim własnym rodakom i będę musiał mordować moich braci dla całkowicie obcych mi interesów dynastycznych i rządowych. Tak wygląda porównanie złych stron.

Porównanie korzyści płynących z posłuszeństwa i nieposłuszeństwa rządowi wygląda następująco: człowiek, który zgodził się na służbę wojskową, po przełknięciu wszystkich afrontów i popełnieniu wszystkich okrucieństw, których od niego wymagano, jeżeli nie zginie, otrzyma czerwone i złote błyskotki, które będzie mógł przyczepić do swego stroju klauna, a jeśli ma szczęście, będzie mógł dowodzić setkami i tysiącami ludzi, równie zdeprawowanymi jak on. Dostanie funkcję feldmarszałka i dużo pieniędzy.

Korzyści płynące z odmowy służby wojskowej obejmują zachowanie ludzkiej godności, szacunek uczciwych ludzi i przede wszystkim całkowitą pewność, że działa po bożemu i dlatego jest się pożytecznym ludzkości.

Takie są dobre i złe strony dla członków bogatych, uciskających klas.
Dla biednego człowieka z klasy pracującej są one takie same, z przewagą stron ujemnych. Szczególna niekorzyść dla człowieka pracującego, który zgodził się na służbę wojskową polega na tym, że przez swój udział i pozorne przyzwolenie, wzmacnia ucisk, pod którym żyje.

Jednakże ani ogólne argumenty dotyczące potrzeby i efektywności państwa, które ludzie muszą utrzymywać przez uczestnictwo w służbie wojskowej, ani przedstawienie plusów i minusów posłuszeństwa i nieposłuszeństwa jednostek wobec państwa, nie mogą rozwiązać kwestii konieczności istnienia lub zniszczenia państwa. Ta kwestia może zostać nieodwołalnie i bezwarunkowo rozwiązana jedynie przez sumienie i duchową świadomość każdej jednostki, która zastanawia się nad problemem istnienia i nieistnienia państwa, wraz z jego powszechną służbą wojskową.
(1893)

więcej esejów Tołstoja znajdziecie w kolejnych numerach Jasnej Polany.

Kanał XML