Publicystyka

Murray Bookchin: Anarchizm Ery Dobrobytu

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Przedmowa

Jak zauważył kiedyś George Woodcock tradycyjny anarchizm mający swe korzenie w XIX- wiecznych teoriach i ruchach społecznych ożywianych niespełnionymi w burżuazyjnych rewolu­cjach tego okresu ideałami Oświecenia dokonał swego żywota na polach bitew (ściślej w wyniku komunistycznych intryg) podczas Rewolucji Hiszpańskiej 1936-39.
W wypełnionych największą i najgłupszą jednocześnie wojną oraz wykwitłymi po jej zakończe­niu naiwnymi nadziejami na nowy wspaniały świat "Welfare State" latach 40-tych i 50-tych myśl wolnościowa zapadła w sen.
Przebudzenie doszło do skutku z początkiem lat 60-tych i nastąpiło w miejscu oraz społecznym kontekście najmniej do roli wylęgarni kontestacji odpowiednim.
Miejscem tym były bowiem najwyżej zaawansowane kraje kapitalistyczne, a nośnikami rewolty okazały się nie muzealne (choć nazywające siebie anarchistycznymi) federacje, wegetujące na marginesie rzeczywistości i zajęte coraz bardziej doktrynerskimi sporami, ale ludzie nie znający ani historii, ani teorii anarchizmu - spontaniczni buntownicy i młodzi uczestnicy ruchów kontrkultury, organizacji pacyfistycznych czy ekologicznych. Niewątpliwie pierwszą formacją tego nurtu, który badacze ruchów społecznych nazwali neoanarchizmem była powołana w 1957 roku Mię­dzynarodówka Sytuacjonistów. Formułowane w jej ramach, oraz wśród podobnych grup poglądy, pozwoliły wkrótce na wyodrębnienie ogólnej formuły teoretycznej anarchizmu współczesnego. Pamiętać tu trzeba jednak, że odwrotnie niż wśród wywodzących się z XIX-wiecznej tradycji ruchów politycznych, teoria ta budowana była przede wszystkim na doświadczeniu praktycznym i jest raczej radykalną krytyką niż spekulatywnym projektowaniem sformalizowanej utopii.
Jednym z tych, którzy już w latach 60-tych równolegle do toczących się wydarzeń podjęli próbę wyłożenia podstawowych zasad i idei nowego ruchu anarchistycznego jest Murray Bookchin. Jego liczne prace sprawiły, że ma on dzisiaj pozycję wśród najbardziej cenionych i poważanych myśli­cieli anarchistycznych. Miarą tego jest fakt, iż spośród aktywnie uczestniczących w działaniach różnych organizacji teoretyków stawia się go obok Paula Goodmana, Guya Deborda i Raoula Vaneigema.
Lektura "Anarchizmu ery dobrobytu" daje ogólne wyobrażenie o światopoglądzie antyautorytarnym, wartościach, które go konstytuują i o jego społecznym wymiarze w końcu XX wieku. Tym, co w krótkiej pracy Bookchina najcenniejsze, jest to, że zwraca uwagę na aspekt myśli i działań anarchistów, który, choć nie wyartykułowany dosłownie w tekście, daje się zeń wyczytać; jest nim odrzucenie konsumpcyjnej kultury i ideologii społeczeństwa późno-kapitalistycznego.
Anarchizm współczesny nie daje się zwieść urastającej do rangi ideału wizji nasyconego społe­czeństwa konsumpcji, które w reprodukowaniu swego instytucjonalnego porządku, posługuje się sztucznym stymulowaniem "potrzeb" konsumpcyjnych (przy pomocy kultury masowej, reklamy, wytwarzania różnych mód), dla zaspokojenia których konieczne jest ciągle postępujące ogranicze­nie niezależności i suwerenności jednostek oraz mniejszości.
Odmawia on uczestnictwa w "wielkim marszu" zachodniej cywilizacji ku utopii zorganizowa­nego, zaprogramowanego, stechnicyzowanego "raju na ziemi". Jest to podstawowa różnica mię­dzy nim, a innymi opcjami głoszącymi dziś konieczność zmian. Anarchiści odrzucają bowiem nie tyle metodę dojścia do owego "raju", ile samą jego na wskroś totalitarną i alienacyjną ideę. Sprze­ciwiają się usprawiedliwiającej państwowy terroryzm ideologicznej chimerze ogólnego szczęścia kosztem szczęścia jednostek, która zawsze oznacza postawienie interesów uzurpujących sobie prawo do reprezentowania ogółu instytucji nad interesem indywiduum. Sprzeciwiają się liberal­nemu indywidualizmowi kanalizującemu kreatywność ludzką do użytecznych dla państwa i kapitału aktywności gospodarczych (ograniczonych zresztą narzuconymi przez system bądź potentatów finansowych prawami i zasadami rynku). Wiąże się z tym ściśle bunt przeciw warto­ściowaniu ludzkiej egzystencji poprzez pryzmat jej przydatności dla systemu gospodarczego czy politycznego i mitologizacji własności prywatnej, która prowadzi do nieograniczonej eksploatacji a w konsekwencji, zniszczenia środowiska naturalnego.
Ogromną siłą anarchizmu zawsze było to, że odwrotnie niż cała klasyczna lewica, do której przeciwnicy daremnie usiłowali go zredukować, dostrzegał, iż zarówno klasowy podział społe­czeństwa jak i potrzeby podstawowych grup, a także wyznawane przez nie wartości są wytwora­mi kapitalistycznego państwa i kultury oraz, że mają one sens jedynie w odniesieniu do nich jako do pewnej ponadhistorycznej zasady, wobec której uzyskują racjonalność. Dlatego też anarchizm dąży przede wszystkim do obalenia stworzonych przez państwo form życia społecznego, do unieważnienia narzucanych przez nie wartości, antynomii i celów - dąży więc do zanegowania jego racjonalności. Z tych właśnie powodów, jak sądzi Bookchin, w krajach gdzie najbardziej zbliżono się do modernistycznego ideału społecznego, takich jak: Stany Zjednoczone, RFN czy Wielka Brytania i gdzie najłatwiej sporządzić bilans korzyści i strat z tego płynących, przesłanki dla tworzenia ruchów ożywianych neoanarchistycznym etosem są największe, a perspektywa zmiany najwyraźniejsza. Wszakże już w 1964 roku Che Guevara powiedział: "Zazdroszczę wam. Wy północni Amerykanie macie dużo szczęścia. Walczycie w najważniejszej ze wszystkich walk - żyjecie w sercu bestii". W tej sytuacji, dla mieszkańca postkomunistycznej części Europy nasuwa się nieodparcie pytanie: czy oznacza to, że etos ten nie może znaleźć gruntu w krajach takich jak nasz, gdzie kapitalistyczna utopia wciąż jeszcze jest mitem dość skutecznie zawężającym pojęcia wolności, autonomii, samorealizacji do mglistej wizji pełnych półek w luksusowych sklepach i nieograniczonych możliwości konsumowania wytwarzanych przez system ekonomiczny dóbr?
Wydaje się, że na obecnym etapie już raczej nie, tym bardziej, że próbom ustanawiania kapitali­zmu towarzyszy tu narastająca świadomość katastrofalnych skutków ekologicznych gospodarcze­go wzrostu, powiększających się rozwarstwień ekonomicznych oraz szybka kompromitacja par­lamentaryzmu i obłudnego narodowego solidaryzmu.

Przemysław Wielgosz

Anarchizm ery dobrobytu

Uwarunkowania i możliwości
Wszystkie rewolucje przeszłości były rewolucjami partykularnymi, w których jakaś mniejszość dążyła do narzucenia swych interesów reszcie społeczeństwa. Wielkie rewolucje burżuazyjne zaoferowały ideologię radykalnej zmiany systemu społecznego, a w rezultacie zaledwie uprawo­mocniły społeczną dominację burżuazji nadając formalny, polityczny wyraz ekonomicznemu panowaniu kapitału. Wzniosłe pojęcia "narodu", "wolnego obywatela", równości wobec prawa ukrywały przyziemną rzeczywistość scentralizowanego państwa, zatomizowanego społeczeństwa odizolowanych jednostek, dominacji interesów burżuazji. Mimo radykalnych haseł partykularne rewolucje zastępowały jedynie panowanie jednej klasy panowaniem innej, jeden system wyzysku innym, jeden system pracy najemnej innym i jeden system psychologicznej represji innym.
Nasz wiek ma wyjątkowy charakter, po raz pierwszy pojawiła się szansa na rewolucję po­wszechną - całkowitą i totalną. Społeczeństwo burżuazyjne jedno osiągnęło na pewno - zrewolu­cjonizowało środki produkcji na skalę niespotykaną dotąd w historii.
Rewolucja technologiczna znajdująca kulminację w automatyzacji wykreowała obiektywną, ilo­ściową podstawę dla świata bez władzy klasowej, wyzysku i materialnych pragnień. Istniejące obecnie środki umożliwiają rozwój człowieka pełnego, totalnego, wyzwolonego z poczucia winy i naleciałości autorytarnych sposobów wychowania, oddanego pragnieniom i zmysłowej percepcji bogactwa rzeczywistości. Przyszłe doświadczenie człowieka możemy sobie wyobrazić pod posta­cią spójnego procesu, w którym dualizmy myśli i działania, umysłu i zmysłowości, dyscypliny i spontaniczności, człowieka i natury, miasta i wsi, edukacji i życia, pracy i zabawy, zostaną prze­zwyciężone, zharmonizowane i organicznie zjednoczone w jakościowo nowym królestwie wolno­ści.
Ta wolność musi być rozumiana w kategoriach ludzkich, a nie zwierzęcych - w kategoriach życia nie przetrwania. Ludzie nie zrzucą więzów zniewolenia, nie staną się w pełni sobą, uwalnia­jąc się jedynie spod społecznej dominacji i uzyskując wolność w formie abstrakcyjnej. Muszą być wolni konkretnie: wolni od materialnych pragnień, od codziennej pracy najemnej i od brzmienia poświęcania większości swego czasu, w rzeczywistości większości większej części swego życia na walkę o byt. Dostrzeżenie materialnych uwarunkowań wolności, podkreślenie, że wolność zakłada posiadanie wolnego czasu, a także materialny dostatek, który sprawia, iż wolny czas przestaje być traktowany jako swego rodzaju przywilej - wszystko to stanowi wkład Karola Marksa do nowo­czesnej teorii rewolucyjnej.
Zewnętrznych warunków wolności nie można jednak pomylić z jej warunkami wewnętrznymi. Możliwość wyzwolenia nie tworzy rzeczywistości wyzwolenia. Obok aspektów pozytywnych, zaawansowanie technologiczne ma też wyraźnie negatywne i społecznie wsteczne konsekwencje. O ile prawdą jest, że postęp technologiczny zwiększa historyczną możliwość zdobycia wolności, o tyle prawdą jest też, że burżuazyjna kontrola technologii wzmacnia istniejącą organizację społe­czeństwa i życia codziennego. Technologia i dobrobyt wyposażają kapitalizm w środki pozwalają­ce na wchłonięcie dużych części społeczeństwa przez istniejący system hierarchii i władzy. Zaopa­trują system w broń oraz środki kontroli i propagandy, które służą równie dobrze szantażowi jak i rzeczywistości masowych represji. Będąc ze swej natury centralistyczne, źródła dobrobytu umac­niają monopolistyczne, centralistyczne i biurokratyczne tendencje aparatu politycznego. Krótko mówiąc, wyposażają one państwo w nie mające historycznego precedensu środki manipulacji i mobilizacji całego środowiska człowieka, utrwalając hierarchię, wyzysk i zniewolenie.
Trzeba jednak zauważyć, że ta manipulacja i mobilizacja środowiska ma charakter niezwykle problematyczny, obciążony narastającym kryzysem. Próby społeczeństwa burżuazyjnego, zmierzające w kierunku kontroli oraz eksploatacji środowiska naturalnego i społecznego, nie tylko nie prowadzą do ustabilizowania rzeczywistości, ale mają konsekwencje wręcz niszczycielskie. Powstały całe księgi o zanieczyszczeniu atmosfery i wód, o zniszczeniu lasów i gleby, o toksycznych substancjach w produktach żywnościowych, ale bardziej niebezpieczne jest zniszczenie biologicznego otoczenia niezbędnego dla skomplikowanego organizmu, jakim jest człowiek. Nagromadzenie odpadów radioaktywnych w żywych istotach stanowi zagrożenie dla zdrowia i kontynuacji genetycznej niemal wszystkich gatunków. Światowe zanieczyszczenie pestycydami, które hamuje produkcję tlenu przez plankton, czy niemal zabójczy poziom ołowiu produkcję tlenu przez plankton, czy niemal zabójczy poziom ołowiu pochodzącego ze spalin samochodowych są przykładami trwałych zagrożeń dla biologicznej integralności wszystkich zaawansowanych form życia.
Nie mniej alarmujące znaczenie ma fakt, że musimy drastycznie zrewidować tradycyjne mnie­manie o źródłach zanieczyszczenia środowiska. Parę dziesiątków lat wstecz absurdem byłoby twierdzenie, że dwutlenek węgla i ciepło są źródłami degradacji środowiska. A jednak oba są zaliczane obecnie do najpoważniejszych źródeł zaburzenia równowagi ekologicznej i stanowią zagrożenie dla istnienia życia na Ziemi. W wyniku masowego wykorzystania spalania w proce­sach przemysłowych i komunalnych ilość dwutlenku węgla w atmosferze zwiększyła się o ponad 25% w ciągu ostatnich stu lat i może się podwoić do końca tego wieku. Przypuszcza się, że słynny "efekt cieplarniany", szeroko obecnie dyskutowany w mediach, jest rezultatem zwiększenia ilości CO2 w atmosferze. Przypuszcza się, że warstwa dwutlenku węgla w atmosferze hamuje oddawa­nie ciepła w kosmos, co spowoduje najpierw podwyższenie średnich temperatur na Ziemi, a następnie roztopienie czap lodowych i zalanie ogromnych, nisko położonych obszarów przy­brzeżnych. Zanieczyszczenie cieplne jest natomiast rezultatem emisji do środowiska ciepłej wody z elektrowni nuklearnych i konwencjonalnych. Wywiera to katastrofalny wpływ na ekologię jezior i rzek. Wzrost temperatury wody nie tylko szkodzi fizjologicznej i rozrodczej aktywności ryb, ale sprzyja także rozkwitowi alg, które stają się poważnym problemem dla dróg wodnych.
Burżuazyjna eksploatacja i manipulacja rozpatrywane w kategoriach ekologicznych podważają możliwość przetrwania na Ziemi zaawansowanych form życia. Kryzys ten potęgowany jest przez masowe narastanie zanieczyszczenia powietrza i wody, rosnące w ogromnym tempie nagroma­dzenie nierozkładalnych odpadów ołowiu, pestycydów, przez rozrastanie się miast w ogromne zurbanizowane pasy, przez rosnący stres (efekt przeludnienia, hałasu i tłoku), przez beztroską eksploatację Ziemi w górnictwie, przy wyrębie lasów i przy spekulacji nieruchomościami. W rezultacie, w ciągu zaledwie paru dziesięcioleci Ziemia została splądrowana na skalę, która nie ma precedensu w całej historii rodzaju ludzkiego.
W kategoriach społecznych, burżuazyjna eksploatacja i manipulacja doprowadziły życie co­dzienne do krytycznego punktu bariery percepcji i znudzenia. W miarę jak społeczeństwo prze­kształca się coraz bardziej w fabrykę i rynek, sens życia coraz bardziej redukuje się do produkcji dla samej produkcji i konsumpcji dla samej konsumpcji.

Dialektyka zbawienia
Czy istnieje dialektyka, która może poprowadzić rozwój społeczny w kierunku społeczeństwa anarchistycznego, w którym ludzie zdobędą pełną kontrolę nad swoim życiem codziennym? A może wraz z kapitalizmem doszło do atomizacji społeczeństwa, która utrwalana przy pomocy zaawansowanej technologii uniemożliwia już wszelką zmianę?
Powinniśmy uczyć się na ograniczeniach marksizmu, który - rzecz zrozumiała w okresie niedo­boru - umiejscowił społeczną dialektykę i sprzeczności kapitalizmu w sferze ekonomicznej. Marks, jak to było już wspomniane wcześniej, analizował zewnętrzne, a nie wewnętrzne warunki wolno­ści. Marksistowska krytyka tkwi korzeniami w przeszłości, w erze niezaspokojonych materialnych pragnień i relatywnie ograniczonego rozwoju technologicznego. Jego teoria alienacji odnosi się również przede wszystkim do sfery pracy i oddzielenia człowieka od produktu jego pracy. Dzisiaj jednak kapitalizm jest pasożytem, który żeruje na przyszłości i wampirem, który żyje dzięki technologii i w oparciu o zasoby wolności. Kapitalizm przemysłowy czasów Marksa zorganizowa­ny był wokół systemu materialnego niedoboru. Przed wiekiem niedobór trzeba było przetrwać, obecnie niedobór jest narzucany - oto rola państwa w naszych czasach. Nie jest tak, że współcze­sny kapitalizm rozwiązał sprzeczności i anulował społeczną dialektykę. Społeczna dialektyka i sprzeczności kapitalizmu przesunęły się ze sfery ekonomicznej do sfery hierarchii społecznej, z abstrakcyjnej dziedziny "historii" do rzeczywistości codziennego doświadczenia, z areny prze­trwania na arenę życia.
Dialektyka biurokratycznego kapitalizmu państwowego rodzi się ze sprzeczności między represyjnym charakterem społeczeństwa towarowego, a niezwykłym potencjałem wolności, jaki oferuje postęp technologiczny. Jest to także sprzeczność między opartym na wyzysku społeczeń­stwie, a naturą - nie chodzi tu tylko o środowisko naturalne, ale także o ludzką "naturę" - impulsy pochodzące z Erosa. Sprzeczność między opartym na eksploatacji ładem społecznym, a natural­nym środowiskiem jest nie do przezwyciężenia: atmosfera, woda, gleba i ekologia niezbędna dla przetrwania człowieka nie podlegają logice przemian, koncesji, zmian strategii politycznej. Nie istnieje technologia, która umożliwiałaby wytworzenie tlenu w ilości pozwalającej utrzymać życie na Ziemi. Nie ma techniki, która umożliwiałaby oczyszczenie środowiska z masowego, przemy­słowego zanieczyszczenia izotopami radioaktywnymi, pestycydami, ołowiem. Nie istnieje też najmniejsze świadectwo, że społeczeństwo burżuazyjne wstrzyma, w dającej się przewidzieć przyszłości, niszczenie życiowych, ekologicznych procesów poprzez eksploatację naturalnych zasobów, przekształcenie atmosfery i wód w śmietnisko i rakopodobny sposób urbanizacji i użytkowania Ziemi.
Jeszcze bardziej gwałtowny charakter ma sprzeczność między opartym na eksploatacji ładem społecznym, a impulsami pochodzącymi z Erosa - sprzeczność, która manifestuje swą obecność w banalizacji i wyjaławianiu ludzkich przeżyć w biurokratycznie manipulowanym i bezosobowym społeczeństwie masowym. Impulsy pochodzące z Erosa mogą być tłumione i sublimowane, ale nie mogą być nigdy zupełnie wyeliminowane. Odnawiają się z każdymi narodzinami człowieka, z każdą generacją młodzieży. Nic więc dziwnego, że to właśnie młodzi, a nie jakaś klasa czy war­stwa ekonomiczna wyrażają dziś życiowe impulsy ludzkiej natury, jej pragnienia i wrażliwość. A więc biologiczna matryca, z której wieki temu wyłoniło się społeczeństwo hierarchiczne, pojawia się ponownie, na nowym poziomie, przepojona zjawiskami społecznymi, w erze, która zapowiada koniec hierarchii. Wobec niemożliwości manipulacji zarodkową formą człowieka, wspomniane życiowe impulsy mogą być wyeliminowane tylko wraz z eliminacją samego człowieka.
Sprzeczności w ramach biurokratycznego kapitalizmu państwowego przenikają wszelkie hierarchiczne struktury, które burżuazyjne społeczeństwo rozwinęło aż do potworności. Struktury hierarchiczne, które przez wieki podtrzymywały istnienie społeczeństwa posiadania i napędzały jego rozwój - państwa, miasta, scentralizowana gospodarka, biurokracja, patriarchalna rodzina i rynek - osiągnęły swój historyczny kres po spełnieniu funkcji środków stabilizacji. Nie chodzi w tym miejscu o to, czy były one kiedykolwiek "postępowe" w marksistowskim sensie. Jak zauważył Raoul Vaneigem: "nie wystarczy powiedzieć, że hierarchiczny system zachował ludzkość w przeciągu tysięcy lat, tak jak alkohol konserwuje płód, zatrzymując wszelki rozkład jak i rozwój". Dzisiaj obalenie hierarchicznych struktur jest celem wszystkich rewolucyjnych sił i bez względu na to, czy ktoś dostrzega konsekwencje ich istnienia pod postacią nuklearnej czy ekologicznej kata­strofy, stanowią one zagrożenie dla przetrwania ludzkości.
Wraz z przekształceniem się hierarchicznych struktur, zagrożenie dla ludzkości, społeczna dialektyka daleka od anulowania, nabiera nowych wymiarów. Występuje z "kwestią społeczną". Jeśli niegdyś człowiek musiał zapewniać sobie warunki biologicznego przetrwania, żeby żyć (jak zauważył Marks), to obecnie musi zacząć naprawdę żyć, jeśli chce biologicznie przetrwać. Wobec odwrócenia relacji między przetrwaniem i życiem rewolucja nabiera szczególnie pilnego charakte­ru. Nie stoimy już w obliczu słynnego marksistowskiego dylematu - socjalizm albo barbarzyństwo; dzisiaj stajemy przed bardziej drastyczną alternatywą: anarchizm albo unicestwienie. Problemy związane z przetrwaniem są tożsame z problemami wolności i życia. Nie wymagają one żadnej teoretycznej mediacji, stadiów "przejściowych", scentralizowanej organizacji dla wypełnienia szczeliny między istniejącym a możliwym. To co jest możliwe, w rzeczywistości jako jedyne ma szansę na przetrwanie. Stąd problem "przejścia", który zajmował marksistów przez niemal cały wiek, został wyeliminowany nie tylko przez zaawansowaną technologię ale także przez społeczną dialektykę jako taką. Problemy społecznej odbudowy zostały faktycznie zredukowane do prak­tycznych zadań, które mogą być zrealizowane spontanicznie przez samo wyzwalające działanie społeczeństwa.
Rewolucja jest nie tylko potrzebna, ale stanowi również nowy rodzaj obietnicy. W hippisowskiej plemienności, alternatywnym stylu życia, swobodnej seksualności milionów młodzieży, w sponta­nicznych grupach anarchistycznych znajdujemy afirmację, która następuje po aktach negacji. Wraz z odwróceniem "kwestii społecznej", następuje odwrócenie dialektyki społecznej, "tak" wyłania się automatycznie i jednocześnie z "nie".
Rozwiązania znajdują punkt wyjścia w problemach. Kiedy państwo, miasto, biurokracja, scen­tralizowana gospodarka, patriarchalna rodzina, rynek osiągnęły historyczny kres swego rozwoju, nie chodzi o zmianę formy, ale o absolutną negację wszystkich hierarchicznych form jako takich.
Taką absolutną negacją państwa jest anarchizm - sytuacja, w której człowiek wyzwala nie tylko "historię", ale wszystkie bezpośrednie warunki swego życia codziennego. Absolutną negacją miasta jest wspólnota - zdecentralizowanie życia społecznego. Integralna negacja biurokracji jest pilna, ponieważ wynika z relacji pośrednich. Alternatywa to sytuacja, w której reprezentacja zostaje zastąpiona przez bezpośrednie relacje zachodzące na generalnym zgromadzeniu wolnych jednostek. Absolutną negacją scentralizowanej gospodarki jest regionalna eko-technologia, w której środki produkcji dostosowane są do zasobów ekosystemu. Absolutną negacją patriarchalnej rodziny jest wyzwolona seksualność - w której wszystkie formy regulacji seksualnej są przekra­czane przez spontaniczną, nieskrępowaną ekspresję erotyzmu między równymi sobie. Absolutną negacją rynku jest komunizm, w którym kolektywny dostatek oraz kooperacja przekształcają pracę w zabawę i sprawiają, że już niematerialna potrzeba lecz wewnętrzne pragnienie jest motorem działania.

Spontaniczność i utopia
To nie przypadek, że w tym punkcie historii, w którym hierarchiczna władza i manipulacja osiągnęły najbardziej przerażające rozmiary, jednocześnie kwestionowane są same koncepcje hierarchii, władzy i manipulacji. Wypływa to z ponownego odkrycia spontaniczności - odkrycia zainicjowanego przez koncepcję samodoskonalenia, ekologii, nowego zrozumienia rewolucyjnego procesu zachodzącego w społeczeństwie.
Ekologia pozwoliła dostrzec, że równowaga w naturze osiągana jest w wyniku organicznego zróżnicowania i złożoności, a nie w wyniku jednorodności i symplifikacji. Na przykład: im bar­dziej flora i fauna ekosystemu są zróżnicowane, tym bardziej stabilny charakter ma populacja potencjalnego szkodnika. Im bardziej zmniejsza się zróżnicowanie środowiska, tym większe są wahania w wielkości populacji ewentualnego szkodnika i mogą one wydostać się spod naturalnej kontroli. Pozostawiony sam sobie, ekosystem dąży spontanicznie do ograniczonego zróżnicowa­nia, większej różnorodności fauny i flory, zróżnicowania w liczbie ofiar i drapieżców. Nie znaczy to, że musimy zaprzestać jakiegokolwiek oddziaływania na przyrodę. Konieczność wydajnego rolnictwa - określonej formy oddziaływania na środowisko naturalne, musi zawsze pozostawać na pierwszym planie ekologicznego podejścia do uprawy roślin i administracji lasami. Nie mniej ważny jest fakt, że człowiek często wywołuje zmiany w ekosystemie, które mogą w znacznym stopniu polepszyć jego ekologiczną jakość, ale te wysiłki wymagają wnikliwości i zrozumienia, a nie działania brutalnej siły i manipulacji.
Ta koncepcja zarządzania, nowe zrozumienie spontaniczności ma daleko idące technologiczne i społeczne zastosowania. Określa miejsce i kształt człowieka w wolnym społeczeństwie. Stanowi wyzwanie dla kapitalistycznego ideału rolnictwa jako fabryki zorganizowanej wokół ogromnych, centralnie kontrolowanych holdingów, wysoce wyspecjalizowanych form monokultury, redukcji ziemi do przestrzeni fabrycznej, substytucji procesów organicznych procesami chemicznymi, wykorzystania pracy brygadowej itd. Jeżeli uprawa ziemi ma być sposobem kooperacji a nie konkurencji z naturą, rolnicy muszą być dobrze zaznajomieni z ekologią ziemi, muszą być wrażli­wi na jej potrzeby i możliwości. Pociąga to za sobą redukcję rolnictwa do jednostek o ludzkiej skali i zastosowanie różnorodnych form uprawy ziemi, a więc rolnictwo ekologiczne i zdecentralizowa­ne.
Ten sam sposób rozumowania znajduje zastosowanie w przypadku kontroli zanieczyszczeń. Za zanieczyszczenie atmosfery odpowiedzialne są gigantyczne kompleksy fabryczne stosujące poje­dyncze lub najwyżej podwójne źródła energii. Zanieczyszczenie przemysłowe może być znacznie ograniczone jedynie przez rozwój mniejszych jednostek przemysłowych, zróżnicowania źródeł energii i szerokie wykorzystanie czystych form energii (energii słonecznej, energii wiatru i wody). Środki dla tej radykalnej zmiany są obecnie w zasięgu ręki. Technologowie opracowali zminiatu­ryzowane substytuty operacji przemysłowych dużej skali - małe wieloczynnościowe maszyny i wyrafinowane metody przetwarzania energii słońca, wiatru i wody w energię możliwą do wyko­rzystania w przemyśle i urządzeniach komunalnych. Substytuty te są często dużo bardziej wydaj­ne niż istniejące obecnie urządzenia dużej skali.
Wnioski dla społeczności wynikające z ekologicznego rolnictwa i przemysłu małej skali są oczywiste - jeśli ludzkość ma wykorzystać zasady niezbędne przy obchodzeniu się z ekosystemem, podstawowa jednostka społeczna musi również stać się ekosystemem: zróżnicowaną, różnorodną, zrównoważoną i zharmonizowaną ekospołecznością. Taka koncepcja społeczności nie jest wyłącz­nie rezultatem konieczności zapewnienia trwałej równowagi między człowiekiem a jego natural­nym środowiskiem. Współgra ona również z utopijnym ideałem człowieka pełnego, jednostki, której uczucia, skala doświadczeń, styl życia wynikają z szerokiego zakresu bodźców, różnorodnej aktywności i takiej skali życia społecznego, która zawsze jest możliwa do ogarnięcia przez czło­wieka. A więc środki i warunki przetrwania stają się środkami i warunkami życia, potrzeba staje się pragnieniem, a pragnienie potrzebą. Został osiągnięty punkt, w którym największe społeczne przekształcenia są źródłem najwyższej formy integracji, łącząc najpilniejsze potrzeby ekologiczne z najwyższymi utopijnymi ideałami.
Jeżeli prawdą jest, jak zauważył Guy Debord, że "życie codzienne jest miarą wszystkiego: spełnienia albo raczej niespełnienia relacji społecznych, użytku, jaki robimy z naszego czasu", powstaje pytanie: kto to są ci "my", których życie ma być spełnione? I w jaki sposób wyłania się osobowość zdolna przekształcić czas w życie, przestrzeń w społeczność i relacje międzyludzkie w cud?
Wyzwolenie osobowości pociąga za sobą, przede wszystkim, proces społeczny. W społeczeń­stwie, które okaleczyło osobowość, sprowadzając ją do kategorii towaru, przedmiotu wytwarzane­go aby nim handlować - osobowość spełnienia nie może zaistnieć. Mogą tylko istnieć zaczątki osobowości w postaci "ja" pragnącego spełnienia - "ja", które jest w dużej mierze definiowane przez przeszkody, które musi przezwyciężyć, aby się samorealizować. W społeczeństwie, którego brzuch rozdęty jest do granic możliwości rewolucją, którego stanem chronicznym są niekończące się bóle porodowe, którego kondycją jest gwałtownie narastający kryzys, tylko jedna myśl i jedno działanie jest słuszne - przyjęcie na świat nowego życia. Każde środowisko, prywatne czy społecz­ne, które nie stawia tego faktu w centrum doświadczenia człowieka, jest oszustwem i zmniejsza to, co jeszcze pozostało z naszej osobowości po pochłonięciu codziennej dawki trucizny życia w społeczeństwie burżuazyjnym.
Jest jasne, że celem rewolucji musi być wyzwolenie codzienności. Każda rewolucja, która w tym względzie ponosi klęskę, jest kontrrewolucją. Bo przecież to my przede wszystkim musimy być wyzwoleni, nasze życie, wszystkie jego chwile, godziny, dni, a nie ogólniki w rodzaju "historii" i "państwa". Osobowość musi być zawsze postrzegalna w procesie rewolucyjnym, nie może być w nim zagubiona. W "rewolucyjnym" słowniku nie ma słowa bardziej złowrogiego niż "masy". Rewolucyjne wyzwolenie musi być wyzwoleniem osobowości, która osiąga społeczne wymiary, a nie wyzwoleniem "mas" czy "wyzwoleniem klasowym", za którymi kryje się władza elity, hierar­chii i państwa. Jeżeli rewolucja poniesie klęskę w wytworzeniu nowego społeczeństwa, jeżeli w wyniku aktywności i mobilizacji rewolucjonistów w procesie rewolucyjnym nie zostanie wykuta nowa osobowość, rewolucja jeszcze raz okpi tych, których życie ma być przeżyte i pozostawi codzienność nietkniętą. Z rewolucji musi się wyłonić osobowość, która zawładnie całkowicie codziennością, a nie codzienność, która zawładnie całkowicie osobowością. Najbardziej zaawan­sowaną formą świadomości klasowej jest samoświadomość - koncentracja na życiu codziennym, wielkiej wyzwalającej powszechności.
Z tego powodu ruch rewolucyjny jest głęboko zainteresowany stylem życia. Musi próbować przeżyć rewolucję w całej jej totalności, nie tylko w niej uczestniczyć. Musi być głęboko zaintere­sowany sposobem życia rewolucjonisty, jego relacjami z otoczeniem i stopniem jego samo eman­cypacji. Dążąc do zmiany społeczeństwa, rewolucjonista nie może uniknąć zmian w sobie, które wymagają wywalczenia jego własnego istnienia. Podobnie ruch, w którym uczestniczy rewolucjo­nista, musi próbować, przynajmniej w stopniu możliwym obecnie, wyrazić w działaniu ideę społeczeństwa, które próbuje osiągnąć.
Po zdradach i klęskach zeszłej połowy wieku stało się jasne, że nie można oddzielać procesu rewolucji od rewolucyjnego celu. Społeczeństwo, którego celem jest samorządność może powstać tylko w wyniku aktywności samego społeczeństwa. Zakłada to sposób organizacji zarządzania oparty na bezpośrednim uczestnictwie każdej zainteresowanej jednostki. Władza człowieka nad człowiekiem może być zniszczona tylko w takim procesie, w którym człowiek zdobywa władzę nad swym życiem, w którym nie tylko "odkrywa" siebie, ale przede wszystkim kreuje swoją osobowość we wszystkich wymiarach społecznych.
Wolne społeczeństwo może być osiągnięte tylko w wyniku wolnościowej rewolucji. Wolność nie może być "dostarczona" jednostce jako "produkt końcowy rewolucji". Zgromadzenie i wspól­nota nie mogą powstać drogą legalizacji lub zadekretowania. Grupy rewolucyjne mogą świadomie i zdecydowanie propagować formy wolnego społeczeństwa, ale jeżeli samorząd i wspólnota nie powstaną w sposób naturalny, jeżeli ich powstanie nie zostanie poprzedzone procesem dojrzewa­nia samodzielności, samorealizacji i demistyfikacji, pozostaną jedynie pustą formą pozbawioną treści, podobnie jak rady w post-rewolucyjnej Rosji. Samorząd i wspólnota muszą powstać w toku rewolucji. W rzeczywistości to proces rewolucji unicestwiając władzę, własność, hierarchię i eksploatację, musi stworzyć samorząd i wspólnotę.
Rewolucja jako efekt samodzielnej aktywności nie jest czymś wyjątkowym w naszych czasach. Samodzielna aktywność jest fundamentalnym rysem wszystkich wielkich rewolucji współczesnej historii. Cechowała ona "journes" sankiulotów w 1792 i 1793 roku, słynne "5 dni" lutego 1917 roku w Piotrogrodzie, powstanie proletariatu w Barcelonie w 1936 roku, wczesne dni Rewolucji Węgier­skiej z 1956 roku, wydarzenia czerwcowe z Paryża 1968 roku. Niemal każde rewolucyjne powsta­nie w historii naszych czasów zainicjowane było spontanicznie samodzielnym działaniem "mas" - często stojącym w sprzeczności z oporem organizacji rewolucyjnych prowadzących niezdecydo­waną politykę. Każda z tych rewolucji naznaczona była wyjątkową indywidualizacją, radością, solidarnością, które przekształciły życie codzienne w festiwal. Ten surrealny wymiar procesu rewolucyjnego, eksplozja głęboko ukrytych sił libidinalnych, rechocze zdrowo na kartach historii jak twarz satyra migocąca w wodzie. Nie bez powodu bolszewiccy komisarze rozbili butelki z winem w Pałacu Zimowym w nocy 7 listopada 1917 roku.
Purytanizm i etyka pracy tradycyjnej lewicy wyrastają z jednej z najbardziej potężnych sił przeciwstawiających się obecnie rewolucji - zdolności burżuazyjnego środowiska do infiltracji środowisk rewolucyjnych. Źródło tej siły tkwi w towarowej naturze człowieka kapitalizmu, jako­ści, która jest niemal automatycznie przenoszona do zorganizowanych grup, i którą z kolei te grupy wzmacniają wśród swoich członków. Jak podkreślał późny Józef Weber, wszystkie zorgani­zowane grupy "mają tendencję do autonomizacji tzn. do alienacji wobec ich pierwotnego celu i do zakończenia żywota w rękach tych, którzy nimi zarządzają". Zjawisko to dotyczy zarówno organi­zacji rewolucyjnych, jak i państwowych i półpaństwowych, oficjalnych partii i związków zawo­dowych.
Problem alienacji nie może być nigdy rozwiązany do końca poza procesem rewolucyjnym. Jednak świadomość jej istnienia i spontaniczne radykalne przekształcenia grupy rewolucyjnej mogą w znacznym stopniu zapobiec alienacji. W tym celu grupa rewolucyjna musi zdać sobie sprawę, że jest katalizatorem, a nie "awangardą" procesu rewolucyjnego. Grupa rewolucyjna musi wyraźnie zdawać sobie sprawę z tego, że jej celem nie jest przejęcie władzy, ale jej zniszczenie. Musi zrozumieć, że cały problem władzy, odgórnej i oddolnej kontroli, może być rozwiązany tylko wtedy, gdy nie istnieje, ani dół ani góra.
Grupa rewolucyjna musi się przede wszystkim uwolnić od wszelkich form władzy - statutów, hierarchii, własności, właściwych opinii, fetyszów, oficjalnej etykiety - najbardziej subtelnych, a jednocześnie najbardziej oczywistych cech biurokratycznych i burżuazyjnych, które świadomie i nieświadomie wzmacniają autorytet i hierarchię. Grupa musi być otwarta na publiczną kontrolę nie tylko podejmowanych decyzji, ale i samego procesu ich formułowania. Niezbędne jest zrozu­mienie, że teoria grupy jest jej praktyką, a jej praktyka teorią. Grupa musi być wolna w swej co­dziennej egzystencji od wszelkich relacji towarowych. Powinna realizować zasady zdecentralizo­wanego społeczeństwa, do którego dąży - wspólnota, samorządność, spontaniczność. Grupa rewolucyjna, znakomitymi słowami Józefa Webera "winna cechować się prostotą i jasnością. W każdej chwili tysiące nieprzygotowanych ludzi może się do niej przyłączyć i nią kierować, a grupa zawsze pozostaje zrozumiała i kontrolowana przez wszystkich". Tylko wtedy, kiedy ruch rewolu­cyjny jest zgodny ze społecznością, którą zamierza osiągnąć, może uniknąć losu kolejnej elitarnej przeszkody rozwoju społecznego i tylko wtedy może rozpłynąć się w rewolucji, jak nici chirur­giczne w gojącej się ranie.

Perspektywa
Najważniejszym procesem, jaki ma obecnie miejsce w Ameryce, jest radykalna dezinstytucjonalizacja burżuazyjnej struktury społecznej. Potęguje się zasadniczy, daleko idący brak zaufania i głęboka nielojalność wobec warunków, form, aspiracji, a przede wszystkim instytucji istniejącego porządku. Na skalę niespotykaną w historii Ameryki miliony ludzi odrzucają społeczeństwo, w którym żyją. Nie ufają zapewnieniom, nie mają szacunku dla symboli, nie akceptują celu i, co najważniejsze, odmawiają całkiem intuicyjnie życia zgodnego z instytucjonalnymi i społecznymi wzorcami i schematami.
Ta rosnąca odmowa sięga bardzo głęboko. Rozciąga się od sprzeciwu wobec wojny do nienawi­ści do wszelkich form politycznej manipulacji. Począwszy od odrzucenia rasizmu kwestionuje istnienie hierarchicznej władzy jako takiej. W nienawiści do wartości i stylu życia klasy średniej ewoluuje w kierunku odrzucenia systemu towarowego; od gniewu wobec zanieczyszczenia śro­dowiska przechodzi do odrzucenia amerykańskiego miasta i współczesnej urbanizacji. Krótko mówiąc, dąży do przekroczenia każdej partykularnej krytyki społeczeństwa i na coraz większą skalę ewoluuje w kierunku powszechnej opozycji wobec burżuazyjnego porządku.
Pod tym względem czasy, w których żyjemy przypominają rewolucyjne Oświecenie, które przetoczyło się przez Francję w XVIII wieku, zmieniając zupełnie francuską świadomość i tworząc warunki dla Wielkiej Rewolucji 1789 roku. Wówczas również, na długo przedtem zanim zostały obalone przez masowe akcje rewolucyjne, stare instytucje były powoli rozkładane przez pojedyn­cze oddolne działania. Pojedyncze akcje kreują atmosferę powszechnego bezprawia, narastającego osobistego nieposłuszeństwa. Tworzy się więc pozornie "drobna", a w rzeczywistości o decydują­cym znaczeniu, tendencja do odrzucenia istniejącego systemu, okpienia restrykcji w każdej dzie­dzinie życia codziennego. W rezultacie społeczeństwo staje się niezdyscyplinowane, zbuntowane, dionizyjskie - kondycja, która ujawnia się najsilniej w rosnącej liczbie przestępstw w świetle pra­wa. Rozwija się wreszcie poważna krytyka systemu - rzeczywiste Oświecenie dwa wieki temu i radykalna krytyka naszych czasów - która nieubłaganie przyśpiesza żywiołowe procesy zachodzą­ce w obrębie jej bazy. Niech to będą gniewne gesty, "bunt" lub świadoma zmiana stylu życia - stale rośnie liczba ludzi w równym stopniu niezaangażowanych w ruch rewolucyjny, co odrzucających obecne społeczeństwo, którzy angażują się spontanicznie we własną, buntowniczą propagandę czynu.
Ten dezintegrujący proces społeczny zasilany z wielu źródeł rozwija się z całą zmiennością, ze wszystkimi sprzecznościami, które cechują każdy nurt rewolucyjny. W osiemnastowiecznej Fran­cji, radykalna ideologia oscylowała od sztywnego scjentyzmu do sentymentalnego romantyzmu. Wolnościowe idee obejmowały zarówno sprecyzowany, logiczny ideał samokontroli, jak i nieokre­śloną, niewyraźną, instynktowną normę spontaniczności. Rousseau nie zgadzał się z Holbachem, Diderot z Wolterem, jednak z naszej perspektywy okazuje się, że każdy z nich nie tylko transcendentował, ale i implikował drugiego w kumulatywnym rozwoju w kierunku rewolucji. Taki sam zmienny, czasem sprzeczny, kumulatywny rozwój zachodzi obecnie. W wielu przypadkach ma on niezwykle wyraźny, wspólny kierunek. Najważniejszego wyłomu w solidnych wartościach klasy średniej dokonał ruch beatników w latach 50-tych. Został on niezwykle poszerzony przez nielegal­ne działania pacyfistów, bojowników o prawa obywatelskie, odmawiających służby wojskowej i długowłosych. Co więcej, czysto odruchowe działanie rebelianckiej młodzieży amerykańskiej doprowadziło do powstania bezcennych form wolnościowej i utopijnej afirmacji - prawo do miło­ści bez ograniczeń, dążenie do wspólnoty, zdewaluowanie pieniędzy i własności, wiara w pomoc wzajemną, odnowiony szacunek dla spontaniczności. Rewolucjonistom łatwo jest krytykować pułapki orientacji na wartości prywatne i społeczne, ale faktem jest, że odegrało to rolę inicjującą o decydującym znaczeniu w ukształtowaniu obecnej atmosfery niezdyscyplinowania, spontaniczno­ści, radykalizmu i wolności.
Drugą paralelą do rewolucyjnego Oświecenia jest pojawienie się na scenie "tłumu", jako głów­nego motoru protestu społecznego. Typowe, zinstytucjonalizowane formy wyrażania publicznego niezadowolenia - wybory, demonstracje, wiece - ustępują obecnie miejsca akcji bezpośredniej tłumów. Ten zwrot od przewidywalnych, wysoce zorganizowanych protestów w zinstytucjonali­zowanych ramach istniejącego do sporadycznych, spontanicznych, niemal powstańczych ataków z zewnątrz, odzwierciedla głęboką zmianę jaka zaszła w psychologii społecznej. Chociaż w sposób niepełny i intuicyjny, "buntownik" zaczął przełamywać głęboko utrwalone normy zachowania, które tradycyjnie spajały "masy" z istniejącym porządkiem. "Buntownik" aktywnie odrzuca zinternalizowane struktury autorytetu i długo kultywowany zespół odruchów warunkowych i wzorów posłuszeństwa opartych na poczuciu winy, które przywiązują człowieka do systemu nawet bardziej efektywnie niż jakikolwiek strach przed brutalnością policji czy sądowym odwe­tem. W przeciwieństwie do poglądów psychologów społecznych, którzy dostrzegają w formie akcji bezpośredniej podporządkowanie jednostki terroryzującej kolektywności bytu zwanego "motłochem", prawda jest taka, że "bunty" (zadymy) i akcje uliczne reprezentują pierwsze, nie­świadome, ślepe odruchy w kierunku indywidualizacji. Masy chcą być odmasowione w tym sensie, że występują przeciwko rzeczywiście umasawiającym, automatycznym reakcjom wywoły­wanym przez burżuazyjną rodzinę, szkołę, i mass media. Jednocześnie akcje masowe odkrywają na nowo ulicę i stanowią próbę jej wyzwolenia. Ostatecznie to na ulicy, dla ulicy władza musi być zniszczona. To właśnie ulica, na której władza jest konfrontowana i zwalczana, na której eroduje i cierpi nasze życie, musi być z powrotem domeną radości, twórczości, napędem życia codziennego. Buntowniczy tłum oznaczał więc nie tylko początek spontanicznych przekształceń rewolucji prywatnej w społeczną, w imię problemów życia codziennego.
Zauważmy wreszcie, że podobnie jak w Oświeceniu, dostrzegamy wyłonienie się olbrzymiej i stale rosnącej warstwy tzw. zdeklasowanych - masy zubożałych jednostek reprezentujących cały przekrój społeczeństwa. Chronicznie zadłużone i społecznie nieokreślone klasy średnie naszych czasów mogą być w pewnym stopniu zestawione z chronicznie niewypłacalną i lekkomyślną arystokracją przedrewolucyjnej Francji. Pojawia się także, zarówno wtedy jak i dzisiaj, duża grupa ludzi wykształconych żyjących bez zajęcia, bez ustalonych karier i ustalonych korzeni społecz­nych. Na dnie obu tych struktur znajdujemy dużą liczbę chronicznie biednych - wagabundów (włóczęgów), pracujących dorywczo, bezrobotnych, groźnych, stojących poza prawem sankiulotów - którzy wegetują dzięki pomocy publicznej i śmieciom wyrzucanym przez społeczeństwo: nędzarze paryskich slumsów, czarni amerykańskich gett.
Ale na tym wszelkie paralele się kończą. Oświecenie francuskie należy do okresu rewolucyjne­go przejścia od feudalizmu do kapitalizmu - społeczeństw opartych na ekonomicznym niedoborze, władzy klasowej, eksploatacji, społecznej hierarchii i władzy państwowej. Powszechny, codzienny opór XVIII wieku znalazł kulminację w otwartej rewolucji, która wkrótce została zdyscyplinowana przez nowo wyłaniający się porządek, jak również przez zwyczajną przemoc. Ogromna masa zdeklasowanych i sankiulotów została w przeważającej części pochłonięta przez system fabryczny i poskromiona przez dyscyplinę przemysłową. Wykorzenieni intelektualiści i pozbawiona zobo­wiązań szlachta znalazły bezpieczne miejsce w gospodarczej, politycznej, społecznej i kulturalnej hierarchii nowego burżuazyjnego porządku. Po okresie społecznie i kulturalnie płynnej sytuacji nacechowanej ogólnikowością struktury i relacji, społeczeństwo okrzepło tworząc sztywne, party­kularne formy klasowe i instytucjonalne - klasyczna era wiktoriańska wystąpiła nie tylko w Anglii, ale także, do pewnego stopnia, w całej Zachodniej Europie i Ameryce. Krytyka zjednoczyła się w apologetyce, rewolta zmieniła się w reformę, zdeklasowani w wyraźnie zdefiniowane klasy, a "tłum" w polityczną bazę społeczną. "Bunty" stały się grzecznymi procesjami, które nazywamy "demonstracjami", a spontaniczne akcje bezpośrednie przekształciły się w wyborcze rytuały.
Nasza epoka jest także epoką przejściową, ale istnieje wyraźna głęboka różnica. W ostatnim wielkim powstaniu sankiuloci Rewolucji Francuskiej powstali z płomiennym okrzykiem: "Chleba i Konstytucji z '93 roku". Czarni sankiuloci amerykańskich gett powstali pod hasłem: "Czarne jest piękne". Między tymi dwoma hasłami leży rozwój o bezprecedensowym znaczeniu.
Zdeklasowani XVIII wieku byli rezultatem powolnego przejścia od ery agrarnej do przemysło­wej - byli tworem przerwy w historycznych przeobrażeniach prowadzących od jednego systemu pracy najemnej do następnego. Żądanie chleba można było usłyszeć w każdym momencie ewolucji społeczeństwa posiadania. Nowi zdeklasowani XX wieku są produktem bankructwa wszelkich form społecznych opartych na pracy najemnej. Są produktem końcowym procesu rozwoju społe­czeństwa posiadania i problemów społecznych materialnego przetrwania. W erze, w której techno­logiczne zaawansowanie i cybernetyzacja zakwestionowały eksploatację człowieka przez człowie­ka, pracę najemną, materialne pragnienia w jakiejkolwiek formie, okrzyk "Czarne jest piękne" albo "Make love not war" oznacza transformację tradycyjnego żądania przetrwania w historycznie nowe - żądanie życia. Podstawę każdego konfliktu społecznego w Ameryce stanowi obecnie żądanie realizacji całego potencjału ludzkich możliwości w całkowicie zharmonizowanym, zrów­noważonym, pełnym sposobie życia. Krótko mówiąc: możliwość rewolucji w Ameryce tkwi w możliwościach samego człowieka.
Jesteśmy świadkami załamania się ponad 150-letniej burżuazyzacji i zniszczenia wszystkich instytucji burżuazyjnych, momentu w historii, w którym najśmielsze idee utopijne są możliwe do zrealizowania. I nie istnieje nic, co obecny burżuazyjny porządek może zaoferować w miejsce swoich zniszczonych instytucji oprócz manipulacji i kapitalizmu państwowego. Ujawnia się to w sposób najbardziej dramatyczny w USA. W okresie krótszym niż dwie dekady byliśmy świadkami załamania się "Amerykańskiego Snu", albo, co oznacza to samo, upadku mitu mówiącego, że materialny dobrobyt oparty na relacjach towarowych między ludźmi może ukryć wrodzoną, nieodłączną nędzę burżuazyjnego życia. Czy proces ten znajdzie kulminację w rewolucji czy nie, będzie zależało w dużej mierze od zdolności rewolucjonistów do rozpowszechnienia świadomości społecznej i obrony spontaniczności rozwoju rewolucyjnego przed, zarówno prawicową, jak i "lewicową" ideologią autorytarną.

Tłumaczył Maciej Gachewicz

Czas zmienić śmieciowe warunki pracy!

Prawa pracownika | Publicystyka

1 maja to nie „święto pracowników”, ale dzień walki o prawa pracownicze. Nie zostało wymyślone przez żadne państwo, ani partię, ale ustanowione przez sam ruch pracowniczy, aby upamiętnić tych, którzy walczyli o dni wolne od pracy, godną płacę i warunki pracy. Część z nich zapłaciła najwyższą cenę za swoje poświęcenie.

Tymczasem od jakiegoś czasu trwa atak na prawa pracownicze wywalczone przez poprzednie pokolenia – prawo do płatnego urlopu, godnej płacy, pozwalającej na utrzymanie siebie i bliskich, chorobowego, czy emerytury. Coraz więcej praw jest nam odbierane, a coraz więcej się od nas wymaga. Coraz bardziej rozwiniętych kompetencji, większego wkładu własnego w postaci „inwestycji w edukację” na którą niejednokrotnie składa się cała rodzina. W zamian nie dostajemy wiele.

Na przykład Multikino osiąga dziesiątki milionów zysku. Czy przekłada się to na jakość płac czy warunki zatrudnienia? Nie. Zyski firmy w ogóle nie przekładają się na płace, a przecież to pracownicy kina wypracowują te gigantyczne zyski. Nie dotyczy to jedynie tej sieci kin, ale generalnie sytuacji w branży. Dopóki pracownicy godzą się na niskie zarobki, dopóty korporacja nie widzi powodu, żeby dzielić się z nimi wypracowanymi zyskami.

Islamski fundamentalizm: fanatyzm religijny umacniający państwo

Świat | Historia | Klerykalizm | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

(Z „Internationalist Perspective” nr 15, zima 1989-90)

Poprzednia dekada była falą „islamskiego fundamentalizmu” przetaczającą się przez cały świat muzułmański. W świecie szyickim doszło do konsolidacji „republiki islamskiej” w Iranie, pod charyzmatycznym przywództwem Ajatollaha Chomeiniego. Na przedmieściach zachodniego Bejrutu, Partia Boga lub Hezbollah stała się potężną siłą militarną i polityczną, tak wrogą baasistowskiemu reżimowi w Syrii, jak syjonistycznemu państwu Izrael, i głównym czynnikiem w libańskim zamieszaniu. W świecie sunnickim, „fundamentalistyczne” Bractwo Muzułmańskie jest rosnącą siłą polityczną w kilku arabskich państwach, i szczególnym cierniem w boku Assada w Syrii i Mubaraka w Egipcie, których rządy jest zdeterminowane obalić. W Libii pułkownik Kadafi uczynił z siebie avatar „fundamentalizmu islamskiego”, który jest zdecydowany rozprzestrzeniać w Afryce Północnej. Islamski fundamentalizm stał się także decydującym czynnikiem w polityce Azji Południowej, od Afganistanu, Pakistanu i Indii po Malezję, Indonezję i Filipiny.

Zarówno akademicy i politycy na Zachodzie, jak i mułłowie i zwolennicy „fundamentalizmu” w świecie muzułmańskim przedstawiają ten fenomen jako odrodzenie religii, odrodzenie wiary Proroka, które na Zachodzie może być przedstawiane jako nawrót przesądów i obskurantyzmu, a które na Wschodzie przedstawia się jako utopijne odrodzenie skierowane przeciwko złu nowoczesności i kapitalizmu. Oba poglądy na fundamentalizm islamski, każdy z nich służący interesom ideologicznym tych którzy je wyrażają, są błędne. Niestety, rewolucyjni marksiści, zwiedzeni religijnymi przejawami i symbolami tego zjawiska, zaakceptowali jego pretensje do stanowienia religijnego ożywienia, na co wystarczy odpowiedzieć słynnym zwrotem Marksa – które samo najczęściej wyrywane jest z kontekstu – o „opium ludu”. Podczas gdy nie ma wątpliwości, że islamski fundamentalizm jest mistyfikacją, nie dostrzeże się jego potencjału politycznego, jego zdolności do mobilizacji masowej i ustanowienia albo skonsolidowania aparatu państwowego, i jego prawdziwego ciągu jako przedmurza przeciwko socjalizmowi i rewolucji proletariackiej w świecie muzułmańskim, jeśli będzie się postrzegać go jako zjawisko religijne.

Prawdziwa demistyfikacja islamskiego fundamentalizmu opiera się na dwóch podstawowych spostrzeżeniach, które zostaną rozwinięte w tym artykule. Po pierwsze, sam termin „fundamentalizm islamski” z jego religijnym wydźwiękiem jest nazwą błędną. Pomimo swoich religijnych pozorów i symboli, islamski fundamentalizm nie jest wcale zjawiskiem religijnym. Tak naprawdę, będąc daleko od stanowienia sobą odrodzenia doktryn i tradycji islamu, ruch ten opiera się na odrzucenia znacznej części doktrynalnego rdzenia i tradycyjnych podstaw instytucjonalnych islamu. Po drugie, rzeczywisty charakter islamskiego fundamentalizmu to charakter ideologii wygenerowanej przez imperatyw kapitalizmu państwowego. To warunki społeczne szczególne dla świata muzułmańskiego w epoce kapitalistycznej dekadencji, konieczność ideologicznej odpowiedzi adekwatnej do potrzeb kapitalizmu stworzyły zjawisko znane jako „islamski fundamentalizm”.

Zakres, w jakim islamski fundamentalizm odrzucił te same tradycje islamu, za których obrońcę się podaje, można dostrzec w jego monolityzmie kulturowym i politycznym. Klasyczny islam był doktrynalnie i teologiczne pluralistyczny. Nieobecność wewnątrz islamu wszelkiej doktrynalnej władzy, jaką historycznie miało zachodnie chrześcijaństwo w formie papiestwa, zarówno wzmagała jak i odzwierciedlała ten pluralizm. Podczas gdy w świecie chrześcijańskim poza doktrynalną ortodoksją była tylko herezja. W klasycznym świecie muzułmańskim kwitły bardzo różniące się od siebie szkoły i mnogość wyznań oraz ruchów – wszystko w obrębie tego, co powszechnie przyjmowano jako islam. Bezlitosny monolityzm i nietolerancja charakterystyczna dla islamskiego fundamentalizmu i jego politycznych reżimów stoi w ostrej sprzeczności z pluralizmem klasycznego świata islamskiego. Istotnie, te charakterystyczne cechy islamski fundamentalizm dzieli z faszyzmem i stalinizmem i stanowią one wcielenie najbardziej barbarzyńskich tendencji dwudziestowiecznego kapitalizmu państwowego. Widać to być może najlepiej w sprawie Salmana Rushdiego, w której to wyrok śmierci wydany przez ajatollaha Chomeiniego nie tylko narusza ducha tradycyjnego islamu i literę jego prawa, lecz odpowiada wyłącznie totalitarnym wymaganiom nowoczesnego państwa kapitalistycznego, jakimi są masowa mobilizacja i ksenofobiczna reakcja zapewniające ideologiczną kontrolę nad ludnością.

Stosunek między społeczeństwem obywatelskim a państwem dostarcza dalszej wskazówki co do stopnia, w jakim fundamentalizm narusza tradycyjne struktury świata islamskiego. W klasycznym islamie nie ma podstaw dla asymilacji religii przez państwo. Nic porównywalnego do tradycji cezaropapizmu w zarówno zachodnim, jak i wschodnim chrześcijaństwie z jego połączeniem kościoła z państwem. Ponadto klasyczny islam nie zezwala na redukcję społeczeństwa obywatelskiego do państwa. Tak naprawdę prawo muzułmańskie, szariat, jako kodyfikacja idealnego systemu etycznego było hamulcem dla nieograniczonej władzy politycznej despotycznego państwa. Ulemowie, specjaliści od doktryny i interpretacji prawa, byli tradycyjnie znaczną przeciwwagą dla i przeciwnikiem aparatu państwowego. Rzeczywiście, w następstwie grabieży Abbasydów (VIII wiek), „ulemowie i szariat stał się wyrazem autonomii społeczeństwa wobec monarchii absolutnej” (Marshall G. S. Hodgson, „Islam and image”, History of religions t. 3, 1964, s. 234). Wzorzec ten nie ogranicza się do świata sunnickiego. W szyizmie nieufność wobec światowej władzy i państwa jest historycznie wszechobecny.

Dla kontrastu, fundamentalizm islamski jest oddany bezlitosnemu tłumieniu społeczeństwa obywatelskiego i podporządkowaniu religii potrzebom totalitarnego państwa. Sama tkanina społeczna tradycyjnego społeczeństwa muzułmańskiego, już będąca w strzępach pod naciskiem kapitalizmu, otrzymuje ostateczny cios od aparatu państwowego skontruowanego przez tych, którzy twierdzą, że je zachowują: islamska republika w swojej formie chomeinistowskiej czy kadafistowskiej jest państwem totalitarnym, które wykorzenia ostatnie pozostałości tradycyjnych społecznych i kulturowych form nie odpowiadających wymaganiom kapitalizmu w świecie muzułmańskim. To kolejny przykład pułapki historii!

Nawet patrząc na niego socjologicznie, islamski fundamentalizm nie jest wyrazem tradycyjnego islamu. Społecznym korzeniem i podstawą klasową islamskiego fundamentalizmu nie są klerycy (ulemowie i mułłowie) tradycyjnego świata sunnickiego i szyickiego, których pozostałości nadal istnieją, lecz należy ich szukać w większości wśród nowoczesnych, kapitalistycznych sektorów społeczeństwa: w ośrodkach miejskich, na uniwersytetach, wśród nauczycieli, uczonych, inżynierów itp. Nawet w „republice islamskiej” Chomeiniego, w której mułłowie odgrywają decydującą rolę, warstwa ta była tak naprawdę głęboko podzielona. Wielu mułłów sprzeciwiało się roli przyznanej państwu, która tak gryzła się z tradycyjnymi wzorcami, a wielu ajatollahów sprzeciwiało się przejęciu przez Chomeiniego władzy dyktatorskiej i roszczeniu przez niego pretensji do bycia imamem wbrew doktrynom szyickiego islamu (nasuwa się tu na myśl na przykład nieszczęsny ajatollah Shariatmadari). W wielu przypadkach ci duchowni, którzy sprzeciwiali się projektowi Chomeiniego działało w obronie tradycyjnych interesów ziemskich. Niemniej jednak, pokazuje to jedynie niekompatybilność tradycyjnego islamu i fundamentalizmu pielęgnowanego w „republice islamskiej”. Mułłowie będący na czele reżimu chomeinistowskiego są blisko związani z warstwami miejskimi, które stanowią decydującą społeczną bazę fundamentalizmu w dzisiejszym świecie muzułmańskim. Ich celem jest wchłonięcie społeczeństwa obywatelskiego przez totalitarne państwo, którym będą kierować i administrować- państwo, które z konieczności jest wcieleniem kapitalistycznego prawa wartości.

Pod ideologiczną przykrywką odbudowania politycznej struktury najwcześniejszej wspólnoty muzułmańskiej, i kierując swój masowy urok na chłopów i tradycyjne masy drobnomieszczańskie kipiące od niezadowolenia, owe warstwy miejskie kierujące ruchami fundamentalistycznymi chcą zostać funkcjonariuszami zestratyfikowanego kapitału. Podczas gdy tradycyjnymi islam był obojętny jeśli nie wręcz wrogi wobec państwa, fundamentalizm islamski jest ideologią poświęconą sformowaniu wszechwładnego państwa. Fanatyzm islamskiego fundamentalizmu nie jest fanatyzmem religijnym, cofnięciem się do wieków średnich jak to się przedstawia na Zachodzie, lecz raczej fanatyzmem państwowym typowym dla gnijącego kapitalizmu na całym świecie. Nieważne jakby poszczególne formy nie różniłyby się od siebie z jednego sektora światowego rynku w drugi.

Pozostaje pytanie, co precyzuje konfigurację sił, które wygenerowały fundamentalizm w świecie muzułmańskim jako ruch i ideologię odpowiadającą imperatywom kapitalizmu państwowego. Kapitalizm państwowy nie jest zjawiskiem ograniczonym do zacofanych społeczeństw kapitalistycznych, czy skutkiem nieudanej rewolucji proletariackiej jak twierdzili niektórzy. Jest on uniwersalną tendencją kapitalizmu w jego fazie permanentnego kryzysu, i jako taki jego klasyczne wcielenie znajdziemy w najbardziej rozwiniętych społeczeństwach kapitalistycznych Europy Zachodniej i Ameryki Północnej. W tych społeczeństwach kapitalizm państwowy został zbudowany, że tak powiem, oddolnie. Kapitalistyczne prawo wartości, początkowo ograniczone do faktycznego procesu bezpośredniej produkcji (formalna dominacja kapitału), zaczęło rozszerzać się na proces cyrkulacji i konsumpcji, ostatecznie wdzierając się w każdy aspekt życia społecznego i osobistego, i poddając swojej władzy całe społeczeństwo obywatelskie. W zacofanych społeczeństwach, gdzie sam proces kapitalizacji w większości zbiegał się z kapitalistyczną dekadencją, imperatyw kapitalizmu państwowego dał się dobrze odczuć zanim taki organiczny proces mógł się dokonać (w niektórych przypadkach wtedy, kiedy dopiero co się zaczął). Wskutek tego, w wielu częściach świata kapitalizm państwowy wyłonił się pod nieobecność socjoekonomicznych i politycznych podstaw jakie istniały na Zachodzie; w znacznym stopniu musiał być skonstruowany odgórnie. By zrekompensować sobie słabość swoich fundamentów, kapitalizm państwowy w tych społeczeństwach nabrał co bardziej brutalnych form, a totalitarne państwo operowało bardziej bezpośrednim zastosowaniem siły i przemocy, jakie wymagało jego słabe wyartykułowanie, niż poprzez ogromną siłę nadzoru i kontroli reprezentowaną przez dobrze wyartykułowane społeczeństwo obywatelskie, teraz przez nie wchłonięte.

By zrekompensować sobie swoją słabość, państwo kapitalistyczne zwykle musiało się uciekać do najbardziej rasistowskich i ksenofobicznych form nacjonalizmu jako jedynego kleju zdolnego skonsolidować jego władzę. Jednakże w świecie muzułmańskim nawet nacjonalizm, przy braku dobrze wyartykułowanych państw narodowych, często okazywał się być nieadekwatny do zadania dostarczenia ideologicznej bazy państwu kapitalistycznemu. Na przykład w Afryce Północnej, istnienie wielu różnych grup etnicznych (Arabowie, Berberowie), oraz zachowanie się podziałów plemiennych, czyni z islamskiej ideologii o wiele bardziej efektywną bazę dla mobilizacji mas niż nacjonalistyczne apele. Tak samo jest w Afganistanie i Pakistanie, gdzie nie ma czegoś takiego jak naród afgański czy pakistański, i gdzie tylko ideologia islamska dostarcza podstawy do skonstruowania stabilnego bytu. W Iranie i Indonezji, istnienie rywalizujących grup etnicznych w granicach tego samego państwa (np. Azerów, Beludżów, Arabów jak i Persów w Iranie), uczyniło z ucieknięcia się do ideologii islamskiej alternatywy dla możliwych wojen domowych i dezintegracji bytu polityczno-ekonomicznego. W każdym z tych przypadków, ideologia islamska funkcjonuje nie jako religia, lecz jako zastępczy nacjonalizm, środek którym funkcjonariusze kapitału mogą dążyć do wykucia masowej bazy i spróbować dokonać legitymizacji swoich rządów.

Rozwój islamskiego fundamentalizmu w świecie muzułmańskim można zrozumieć i można mu się przeciwstawić jedynie wtedy, gdy stanie się jasnym, że stawiamy czoła zjawisku nowoczesnemu, nie średniowiecznemu, i kapitalistycznemu, nie tradycyjnemu. Zdolność islamskiej ideologii do mobilizowania wynędzniałych mas świata muzułmańskiego z pewnością zwiększa jej antykapitalistyczna retoryka, jej tępe odwołanie się do tradycyjnego świata zniszczonego przez szatańskie siły nowoczesności i westernizacji. Niemniej jednak, za tym ideologicznym płaszczykiem czyha imperatyw kapitalizmu państwowego i samo prawo wartości. W tym sensie, ideologia islamska nie może zaspokoić nadziei, jakie pokładają w niej masy skłaniające się ku niej. Co więcej, islamski fundamentalizm nie może zapewnić skonstruowania stabilnego bytu socjopolitycznego jako koniecznej struktury dla operowania kapitalistycznego prawa wartości. Ten wysiłek mający na celu odgórne skonstruowanie trwałego bytu państwowo-kapitalistycznego jest skazany na porażkę. Istnienie permanentnego kryzysu kapitalizmu jako sposobu produkcji, istnienie otwartego kryzysu gospodarczego, który najbardziej pustoszy Trzeci Świat, i nieobecność niezbędnej struktury dla dobrze wyartykułowanego społeczeństwa obywatelskiego ukształtowanego przez prawo wartości, oznacza że aparat państwowy wykuty w imię islamskiej ideologii będzie po prostu przewodzić procesowi rosnącej kapitalistycznej barbaryzacji.

Świat tradycyjnego islamu jest martwy, a islamska ideologia, która obiecuje go zachować, jest w rzeczywistości jego grabarzem. Jednakże, zaprowadza w jego miejsce nie postęp historyczny, który w tej epoce może przyjąć formę jedynie międzynarodowej rewolucji proletariackiej, lecz raczej ciemną noc totalitarnego kapitalizmu państwowego.

MAC INTOSH

Źródło: http://internationalist-perspective.org/IP/ip-archive/ip_15_islamic.html

Anarchiści i Kubańska Rewolucja

Świat | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Wywiad z Octavio Alberolą, hiszpańskim anarchistą, zaangażowanym w walkę z castryzmem…

Poniższy wywiad jest w zasadzie materiałem historycznym, choć w dzisiejszej rzeczywistości ciągle aktualnym. W 2004 roku wenezuelscy anarchiści z pisma El Libertario przeprowadzili wywiad z hiszpańskim weteranem walk anty-autorytarnych, Octavio Alberolą, nt. obecności anarchistów w czasie kubańskiej rewolucji oraz perspektyw na przyszłość mieszkańców tej pięknej wyspy.

Po 10 latach, wiele z wypowiedzianych tu kwestii jest wciąż aktualne. Gdy zamienimy Busha na Obamę, a Fidela na Raula, pojawi się nam niemal identyczny obraz Kuby roku 2014. Dlatego zdecydowaliśmy się na prezentację poniższego wywiadu, który jednocześnie przypomina nam o roli anarchistów w czasie walk z dyktaturami na całym świecie.

Krytyka konsumpcjonizmu oraz kultury masowej w zwiazku z rozwijajacym sie kapitalizmem

Publicystyka

Gwaltowny przyrost liczby ludnosci w ostatnich 50 latach wiaze sie nie tylko z wystepowaniem pewnych antagonizmow oraz problemem glodu w krajach trzeciego swiata.Np. w 1960 r. Ziemię zamieszkiwało 3 miliardy mieszkańców, a już w 1974 r. przekroczyliśmy granicę 4 miliardów. Był to pierwszy miliard w tak krótkim czasie. W 1988r. skromne 4 miliardy zamieniły się w 5.Obecnie szacuje sie iz ziemie zamieszkuje okolo 7,2 miliarda ludzi.
Fakt ten jest warty odnotowania takze z tego wzgledu iz wzrost liczby ludnosci oznacza dla korporacji logicznie rozumujac wzrost liczby konsumentow a co za tym idzie wzrost dochodow.
Ponadto poprzez rozwoj technologi tworzone sa nowe produkty,które z zalozenia także maja znalezc
nowych nabywcow(pomijajac przy tym wielkosc populacji)
Niewatpliwie zwiazane jest to nieodozwnie z tworzeniem sie spoleczenstwa konsumcyjnego oraz masowego.Trzeba produkowac na coraz wieksza skale ale przede wszystkim wzbudzac
potrzebe posiadania tych wszystkich nowosci.

Konsumpcjonizm.
Problem konsumpcjonizmu we współczesnym społeczeństwie jest bardzo często podnoszony przez różnych teoretyków kultury, filozofów, politologów i socjologów.Mozna go zdefiniowac w ten sposob iż jest to chec zdobywania dobr materialnych i uslug ponad miare,która staje sie celem w zyciu a ilosc posiadancyh dobr traktowana jest jako wyznacznik jakosci zycia. "Ludzie chcą konsumować coraz więcej i w pewien sposób zatracają się w tej konsumpcji nie widząc, że nie potrzebują wcale nowych rzeczy i usług".Tak naprawde to korporacje dzieki swym specom od marketingu, którzy wykorzystuja mechanizmy psychologiczne(takie „regula wzajemnosci” „potega autorytetu”
„zaangazowanie i konsekwencja” i wiele innych.) wmawiaja spoleczenstwu iz wszelkie nowniki i "kolorowe wynalazki" sa do zycia niezbedne.
Cytujac Ericha Fromma:
„Cały świat w swoim bogactwie zostaje przekształcony w przedmiot konsumpcji. W akcie konsumpcji człowiek pozostaje pasywny i łapczywie
pochłania przedmiot konsumpcji (...). Przedmioty konsumpcji (...) nie są
odbierane pod kątem rzeczywistych ludzkich uzdolnień, ale pod naciskiem
jednego potężnego pragnienia: potrzeby posiadania i używania. Konsumpcja
jest wyalienowaną formą utrzymywania kontaktu ze światem, który nie jest już
przedmiotem zainteresowania i troski człowieka, lecz staje się celem jego
chciwości”
W takim spoleczenstwie gdy posiadasz markowe ubrania,super smarftona,palmptopa, chodzisz du super restauaracji itd stajesz się „kims”.Rozrastajacy się konsumcjonizm napedza rozwoj technologi a co za tym idzie takze nauki w niewlasciwym kierunku.W dalszym ciagu nie wynaleziono skutecznych sposobow na walke z rakiem Aids.W Afryce dalej problemem jest wirus Ebola na którego jak dotad nie znaleziono skutecznego lekarstwa(Być może zwiazane jest to z polityka wielkich mocarstw w celu ograniczenia przyrostu liczby ludnosci w krajach trzeciego swiata ale to jest już temat na inny artykul) Jednoczesnie powstaja ciagle coraz to nowsze wynalazki,które maja po prostu bawic,zajmowac czas nie wnoszac do zycia niczego wartosciowego.
Konsumcjonizm zwiazany jest także powodowaniem nieszczescia u tych, którzy nie bedac wstanie osiagnac okreslonego statusu materialnego,nie będą zarazem mogli posiasc tych wszystkich „kolorowych,plastikowych” dobr.W zwiazku z tym istnieje duze ryzyko iż przez to będą sie czuli się gorsi sfurstrowani,niedowartosciowani.Zatem pedzacy konsumcjonizm może się również przyczyniac do wzrasjacej liczby skorzen psychicznych czy tez psychosomatycznych.(W internecie można znalezc wiele artykulow jak w ostatnich latach przybywa ludzi cierpiacych na tzw choroby cywilizacyjne)
Odwolujac się do filozofii Jeana Jacquesa Rousseau rozwój cywilizacji uczynił z człowieka istotę egoistyczną i agresywną. Jest on ze swej istoty dobry ("niewinny") i w czasach poprzedzających rozwój cywilizacji, "w stanie natury", żył szczęśliwy i wolny od zbędnych potrzeb, popychających do walki z innymi ludźmi. Powstanie społeczeństwa, nierówność w korzystaniu z dóbr i podział pracy zapoczątkowały trwający do dziś upadek moralny człowieka.
Czyz nie nasuwa się wniosek iż glowne jego tezy sa nawet bardziej trafne,dobrze odzwiecriedlaja rzeczywistosc w erze kosumcjonizmu niż w czasach w których zyl Rousseau?

W obecnym systemie- posiadajac, budujesz swoje ego i czujesz się przez to lepszym,zatracajac swa dobra prawdziwa nature.

Kultura masowa.Popkultura
Analizujac to zagadnienie odwolalem się szczególnie do artykulu Wlodzimierza Kaczocha pt. „Ludwika Krzywickiego teoria kultury masowej” ,infomracji znalezionych w internecie ale także do wlasnych obserwacji.

„Kapitalistyczne spososby wytwarzania i rozwoj wielkich aglomeracji miejskich spowodowaly zatomizowanej,a zarazem i zhomogenizowanej publicznosci kulturalnej”

Jaka jest kondycja obecnej kultury masowej?Udzielajac odpowiedzi na to pytanie chyba najtrafniej
byloby po prostu przeanalizowac najpopularnieszje trendy panujace w muzyce,filmie,zobaczyc jakie programy sa ogladane najchetniej.Nalezy zwrocic także uwage na to jakie sa glowne przyczyny powstawania kultury masowej i tak cytujac Wlodzimierza Kaczocha:”Kultura kapitalistyczna zostala calkowicie podporzadkowana regulom wynikajacym ze stosunkow towarowo-pienieznych”
ponadto „Wskutek rozwoju kapitalizmu sztuka,tworczosc naukowa oraz bezinteresowne ongiś formy ludycznej zabawy zostaly wprzagniete w system towarowo pieniezny(…) Nauka krytyka,powiesc slowem wszystko winno się bylo przystosowac do wzrastajacego tempa plasow Pieniadza”
Co ciekawe Kaczocha krytykujac kulture masowa miał na mysli glownie tworczosc literacka i dziennikrska gdyz jego artykul ukazal w koncowce lat siedemdziesiatych a wtedy jak wiadomo było po prostu mniej rodzajow rozrywki a technologia zwiazana z rozrywka,formy przekazywania informacji nie były na tyle rozwiniete aby kultura masowa mogla w takim stopniu się upowszechniac jak obecnie.
Jednakze jego spostrzezenia odnosnie kultury masowej jako tworzonej dla pieniedzy,komercyjnej
sa jak najbardziej trafne i w czasach wspolczesnych.Patrzac na to jaki rodzaj rozrywki serwuja mainstremowe media latwo można dojsc do wniosku (o ile posiada się jakis zmysl pozwalajacy odroznic walory artystyczne kultury tzw wysokiej od tzw masowej) iż kultura masowa staje się niesamowicie plytka
kolorowa,banalna,oglupiajaca.Przecietny odbiorca jak widac nie ma zbyt wysokich wymagan i wystarczy
mu aby spedzal wolny czas sluchajac bądź ogladajac jakis trywialny chlam.Najpopularniejsze stacje radiowe serwuja glownie popowate wyroby muzyko podobne Biebera,Rihany,jakiejs tam lady Gagi czy Dody.Prawdziwa muzyka posiadajaca walory artystyczne istnieje sobie gdzies tam z boku,poza glownym nurtem.Stacje serwujace np. ambitny Jazz ,Klasyke czy tez cos bardziej wspolczesnego jak gleboka muzyke elektroniczna(Amon Tobin,Skalpel) albo tez dobry rock lub nu metal nie ciesza się zbytnia popularnoscia.Po prostu wieksza czesc spoleczenstwa jest zbyt mocno przesiaknieta mainstreamowa kolorowa tandeta i dla nich ambtniejsza muzyka staje sie zbyt trudna
W telewizji natomiast jest do wyboru mase kanalow na ktorych tak na prawde nic nie ma.Odmozdzajace seriale przedstawiaajce te same ‘wzruszajace’ kiczowate historie milosne tyle ze opowiedziane w nieco inny sposób.Te same schematy, perypetie jedynie imiona bohaterow sa inne.Po za tym moda w ostatnich latach na durnowate reality show,teraz każdy chce być celebrytem i pokozac ile to ma do zaoferowania swiatu budujac swoje ego po najmniejszej lini oporu.Programy muzyczne w stylu voice of poland lansujace „artystow” którzy graja kolorowy kiczowaty pop po prostu na potrzeby rynku,gdyz taka muzyka jest prostsza w odbiorze i nie wymaga duzego wysliku intelektualnego podczas sluchania a co za tym idzie trafi do szerszego grona odbiorcow.
Jaka jest obecnie proporcja miedzy tymi którzy wola isc do teatru,dobry koncert itp. a tymi którzy siedza na tapczanie przed telewizorem ogladajac durnowaty „taniec z gwiazdami” poraz n ty? ,jeden do stu?
Być może jestem nawet optymista okreslajac ta proporcje.

W dosc ciekawy sposób podana jest definicja popkultury w nonsenopedi:
„Popkultura powstała m.in. jako odpowiedź na niesforność mas robotniczych. Bieda i brak perspektyw nie były najlepszymi środkami na utrzymanie robotników we względnym spokoju i odrętwieniu intelektualnym, dlatego wynaleziono intelektualną paszę, która podpala i zagasza miasta, wywołuje i zagłaskuje rewolucje i zatrzymuje spadający miecz”

Jedynym do czego można się przyczepic w tej definicji jest okreslenie:”intelektualna pasza” powinno raczej być „odmozdzajaca pasza”

Konsumpcjonizm a kultura masowa.Sadze iż pomiedzy konsumcjonizmem a kultura masowa wystepuje scisly zwiazek.Wystepuje miedzi nimi sprzezenie zwrotne.Ludzie często sluchaja takiej czy innej muzyki lub ogladaja takie czy inne programy gdyz jest to lansowane przez maistremowe media lub jest to lubiane przez wiekszosc.Podobna analogie można zauwazyc w konsumpcjonizmie gdzie glowna role spelnia reklama czy tez chec posiadania dobr,które posiadaja inni.
Kultura masowa jest czyms co podlega procesowi konsupmcji,zaspokajajac potrzebe zozrywki.
Krytykujac popkulture krytykuje sie w pewnym stopniu zwiazany z nia konsumcjonizm.

Odnoszac się do analizowanych przeze mnie tych dwoch pojec strwierdzam ponadto iż panujace tendecje
maja swe odzwierciedlenie w kondycji moralnej i intelektualnej spoleczenstwa.Spoleczenstwo staje się poprzez to taka suma blizniaczo podobnych do siebie egzemplarzy(jak w fabryce produkajacej te same lalki),lub tez jednolitym moniltem który pochlania caly czas ta sama kolorowa,plastikowa,bezwartosciowa papke.Uzasadniajac ta teze można by się odwolac do psychologi behawioralnej czy tez poznawczej
Sam fakt wystepowania konsumcjonizmu,który w erze kapitalizmu nabral szczegolnego znaczenia, czy tez kultury masowej(plytkiej,bezwartosciowej) stanowia razem pewne uwarunkowania w których czlowiek zyje,jest przez nie od zewnatrz ksztaltowany a zwiazku z tym będzie to wplywalo na jego decyzje.
Przytocze tu pewna analogie jeśli czlowiek będzie jadl sam chleb i pil wode to uda mu się przezyc,jednak
jego cialo stanie się coraz slabsze az w koncu nawet może stac się workiem kosci .Podobnie jest z mozgiem,osobowoscia,intelektem jeśli wszyscy będa zywic się kolorowa pozbawiona walorow intelektualnych plastikowa papka serwowana przez koncerny,wytwornie fonograficzne,media, będą stawali się mowiac kolokwialnie coraz wiekszymi bezmozgami.

Analizujac mój caly wywod, pod katem anarchizmu jest on wbrew pozorom wedlug mnie istony gdyz w spoleczenstwie marionetek karmionych wspolczesna popkultura, trudniej do nich dotrzec odwolujac się do
wznioslych ,szlachetnych idei ponieważ ich umysly staly sie zbyt plytkie –pochlaniete konsumowaniem
tych wszystkich zarowno materialnych jak i kulturowych plastikowych fetyszy.Niestety w odmozdzonym
masowym spoleczenstwie coraz trudniej o dokonywanie jakis zmian na lepsze.

Wylacz mainstream,wlacz alternatywe!
Przestan ogladac odmozdzajaca telewizje zacznij studiowac chocby teksty Arystotelesa!

Autor:Thetruth

http://www.wolniludzie.pl/konsumpcjonizm-i-jego-krytyka
Zob. E. Fromm, Rewizja psychoanalizy,
http://portalwiedzy.onet.pl/29086,,,,rousseau_jean_jacques,haslo.html
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Popkultura
Miesiecznik Studia filozoficzne 1978 nr 3.Artykul „Ludwika Krzywickiego teoria kultury masowej”

Holocaust i Hiroszima- imperializm i masowy mord w dwudziestym wieku

Publicystyka

„Wszystko zdawało się topnieć i prasować ciała w oddali przed nami. Kobiety i dzieci były zwęglone nie do poznania; ci, którzy zginęli z braku tlenu byli wpół zwęgleni i rozpoznawalni. Ich mózgi wybebeszyły się z ich pękniętych skroni a ich wnętrzności z miękkiej części po żebrami. Jak okropna musiała być śmierć tych ludzi. Najmniejsze dzieci leżały jak spalone węgorze na chodniku.”

Hiroszima? Nagasaki? Żadne z nich. To 15-letnia dziewczyna opisuje poranek po nalocie strategicznym na Hamburg przez RAF i USAAF 27 lipca 1943. (1) Przynajmniej 45 000 ludzi zginęło tej nocy i ciężko wśród nich było doszukać się wojskowego. Gorsze miało nadejść w Dreźnie w noce od 13 do 15 lutego. Nikt nie wie, ilu ludzi zginęło wtedy w Dreźnie lecz było to o wiele więcej niż 35 000 podawane potem przez aliantów. Normalna ludność Drezna została powiększona przez 400 000 uchodźców do około 1 miliona. (2) Miasto nie było wcześniej bombardowane ponieważ nowe myśliwce (P-51B Mustang) zdolne wspierać rajd bombowy w głąb Niemiec nie były dostępne do końca 1943. Do tego czasu brytyjskie i amerykańskie siły powietrzne zdały sobie sprawę, że bomby zapalające (początkowo zrzucane tylko po to by naprowadzać bomby wybuchowe) były faktycznie bardziej niszczycielskie niż ich droższe „wielkie bomby”. Zapalające tworzyły wichury o prędkości ponad 160 km/h podczas gdy pożary stawały się tak wielkie, że pochłaniały cały tlen dookoła. Żar w środku tych burz ogniowych wynosił ponad 1000 stopni Celsjusza. Osoby znajdująca się w zasięgu były zasysane w płomienie i spalane na popiół. Jest to rodzaj destrukcji opisany na początku tego artykułu. Apologeci brytyjscy i amerykańscy będą przekonywać, że „Niemcy to zaczęły” bombardowaniem obszarów cywilnych podczas Blitzu z 1940, które ostatecznie doprowadziło do zniszczeniu wielu miast i miasteczek poza Londynem. I nie ma wątpliwości, że to zemstę mieli na myśli Churchill (3) i „Bomber” Harris gdy wydali rozkaz do tych nalotów. Tak jak Hitler, uważali że „wojna totalna” oznaczała demoralizację ludności cywilnej (obie strony były w błędzie). Ostatecznie po wszystkich stronach usprawiedliwienie było takie, że wszystko co wygrywa wojnę jest usprawiedliwione. Pytaniem, jakie zawsze stawiają kapitalistyczni moraliści brzmi, dlaczego takie zbrodnie popełniono w dwudziestym wieku, kiedy „cywilizacja” osiągnęła taki szczyt postępu?

Bestialska natura wojny imperialistycznej

W końcu wiek rozpoczął się tak obiecująco. Pierwszą Pokojową Nagrodę Nobla przyznano w 1901. Zabijanie nie biorących udziału w walkach cywili zostało zakazane przez konwencję haską z 1907 podpisaną przez wszystkie mocarstwa. (Choć może byłoby to szczersze, gdyby powiedzieli że ma to zastosowanie tak długo niewalczący są biali, biorąc pod uwagę ówczesne masakry ludów kolonialnych). Jednakże, w ciągu kilku krótkich lat, konwencja haska była w zgliszczach. W 1917, niemieckie bombowce zabiły 162 ludzi w rajdzie powietrznym na wschodni Londyn, który trafił w szkołę. Był to początek nowej ery nie tylko w sensie militarnym. Pod koniec I wojny światowej rządy brytyjski, francuski i amerykański odmawiały zniesienia blokady Niemiec przez miesiące, przynosząc głód i śmierć od chorób setkom tysięcy niemieckich cywili.
W sądzie historii zwycięzcy nie popełniają zbrodni wojennych. Oskarżenia są zwykle zarezerwowane tylko dla przegranych. Jednakże, jest jasnym że z wszelkiego obiektywnego punktu widzenia wojny dwudziestego wieku popełniły zbrodnie, które wiek wcześniej zostały by potępione jako nieludzkie. W XIX i XX wieku kapitalizm był systemem produkcji gospodarczej, lecz różnica była taka, że natura systemu się zmieniła. W dziewiętnastym wieku, jakiekolwiek mordercze działania przeprowadzono przeciwko ludom nieeuropejskim w Chinach, Indiach, Afryce i Ameryce Północnej, w Europie wojny były generalnie ograniczone i ledwo wpływały na większość społeczeństwa. Pomimo pychy z powodu zwycięstw Nelsona, tak naprawdę miały niewielkie znaczenie w większości Brytanii (wieść o Trafalgarze dotarła do północnych części Anglii dopiero rok później). Po wojnach napoleońskich (które trwały 23 lata i dały nieznaczny posmak wojen dwudziestego wieku) nie było długich wojen w epoce kapitalistycznej ekspansji. Wojny prowadzono o ograniczone cele i były rozstrzygane stosunkowo szybko. Na przykład, wojna która naprowadziła państwo włoskie na kurs ku niepodległości w 1859 skończyła się po dwóch bitwach i kilku miesiącach, nawet mimo tego, że początkowe cele wojny nie zostały osiągnięte. W tym czasie, poziom strat pośród armii zawodowych był uznawany za zbyt wysoki.

Takie ograniczone wojny „gabinetowe” skończyły się z początkiem imperialistycznej fazy kapitalistycznej konkurencji pod koniec dziewiętnastego wieku. Imperializm wyrasta z samej dynamiki kapitalistycznego sposobu produkcji, jak wyjaśniliśmy przy wielu wcześniejszych okazjach. Prawo tendencji spadkowej stopy zysku oznacza, że okresowo kapitalizm wpada w kryzys, gdyż kapitał jest „nadakumulowany”. Jedyny sposób, w jaki kapitalizm może wznowić swój cykl akumulacji to zdewaluowanie istniejących wartości kapitałowych (bogactwa). Występuje to w czasie kryzysu, gdy niektóre firmy bankrutują a ich zdewaluowany aparat produkcyjny jest przejęty przez szczęśliwszych rywali. Każdy kryzys kapitalizmu prowadzi więc od rosnącej centralizacji i koncentracji kapitału. Taka centralizacja prowadzi z kolei do tworzenia większych i większych firm, dopóki nie stają się monopolami wewnątrz państwa narodowego. Konkurencja jest więc teraz na skali międzynarodowej. Rywalizacja między żądaniami krajowych monopoli kieruje imperialistycznymi imperatywami każdego państwa narodowego.
Historycznie, skutek był taki że kapitalistyczne potęgi zaczęły anektować sfery wpływu na całej planecie, w celu kontrolowania zasobów surowców, taniej siły roboczej i rynków. By usprawiedliwić aneksję terytoriów zamieszkiwanych przez uprzednio wolne ludy, Europejczycy musieli wprowadzić pogląd, że było to robione tylko z powodu ich „zacofania”. Nieważne jak wyrafinowane kultury niszczyły, europejskie mocarstwa usprawiedliwiały swoje czyny jako misję „cywilizacyjną” lub „chrystianizacyjną”. Imperialistyczne usprawiedliwienie wspierał rasistowski pogląd, że nie-Europejczycy byli niższymi ludami. Wszelkie rodzaje bestialstw były popełniane na rozkaz imperializmu (najbardziej niesławne jest Kongo Belgijskie, gdzie zbieraczom kauczuku, którzy nie zdołali dostarczyć swojego kontyngentu dla kompanii króla Leopolda ucinano dłonie), gdy europejskie mocarstwa (i z opóźnieniem USA oraz Japonia) zdobywały terytoria kolonialne.

W czasie naszych słynnych konferencji haskich, cała planeta była pod jarzmem kapitalistycznego imperializmu. Jednakże, kryzysy kapitalistycznie nie odeszły. W zasadzie stały się bardziej ostre. Teraz każde państwo usiłowało zachować wartość wytworzoną przez jego działalność gospodarczą na koszt swoich rywali. Prowadziło to militaryzmu i wyścigu zbrojeń. Nacjonalizm osiągnął apogeum gdy potrzeba obrony ojczyzny stała się okrzykiem bojowym każdej klasy rządzącej. Od końca Wielkiej Depresji (1893) do I wojny światowej napięcie narastało wraz z podziałem Europy na dwa zbrojne obozy. Nieważne było jak sprzeczne były żądania mocarstw z żądaniami ich sojuszników, gdyż główną rzeczą było to, że inny sojusz był postrzegany jako reprezentacja potęgi która najbardziej zagrażała ich interesom. Tak więc, Wielka Brytania i Rosja mogła zakopać topory, którymi wymachiwały przed sobą od 1830 i skupić się na stawieniu czoła Niemiec, które zagrażały Imperium Brytyjskiemu na morzu a Rosji w Europie. Gdy przyszła wojna, jej bezprecedensowy horror nie był po prostu skutkiem nowej technologii wojennej, lecz ponieważ wszystkie strony były zdeterminowane walczyć do osiągnięcia całkowitej porażki i destrukcji swoich przeciwników. Celem wojny jest obronić wartość każdego kapitału narodowego lecz jej funkcja to, paradoksalnie, tak naprawdę niszczenie wartości. I wojna światowa została nazwana pierwszą „wojną totalną” przez burżuazyjną historię, lecz wojna totalna znaczy wojna imperialistyczna. Takie wojny nie są już prowadzone przez zawodowe armie, z niewielkim odniesieniem do sytuacji wewnętrznej czy lokalnej gospodarki. Wojna jest wojną ekonomiczną. W kategoriach kapitalistycznych pozwala ona na tymczasowe zawieszenie prawa odpowiedzialności gospodarczej, gdyż pieniądze są drukowane by spekulować na przyszłym zwycięstwie. I, jako że stawki gospodarcze są ogromne, środki użyte do prowadzenia tych wojen nie znają granic. Wojna imperialistyczna jest produktem gnijącego systemu społecznego. Wojna imperialistyczna oznacza barbarzyństwo.

Holocaust

Ostateczne barbarzyństwo widziano w państwie nazistowskim. Niemcy nie miały wielkiego doświadczenia w rasistowskich masakrach, ponieważ późno się załapały na wyścig kolonialny. Lecz rasizm ma absolutnie centralne znaczenie jako ideologiczne usprawiedliwienie imperializmu. Tak jak brytyjska i francuska (nie wspominając o hiszpańskiej, holenderskiej, portugalskie, duńskiej i belgijskiej) klasa rządząca widziały siebie jako wyższe od Afrykańczyków i Azjatów nad którymi panowali, naziści zebrali wszystkie rasistowskie idee kwitnące w Niemczech przed I wojną światową (i nie tylko na obłąkanej prawicy- David i Legien kierujący Niemiecką Partią Socjaldemokratyczną byli otwartymi rasistami). Teoria rasistowska była doprowadzona do ostateczności przez Hitlera i Himmlera, którzy ogłosili, że Niemcy są Herrenvolk [rasą panów] i mówili o zniszczeniu „Untermenschen”. Jest to szokujące dla liberałów, lecz Himmler uważał się za „syna Oświecenia” które tak dominowało europejską myśl podczas wschodu burżuazji. Tak naprawdę nazizm i ogólnie faszyzm nie był zerwaniem z panowaniem kapitalistycznym (czego dowodzili prekursorzy naszego nurtu politycznego w latach 20.). Był formą ideologiczną i organizacyjną przyjętą przez kapitał w erze imperializmu, wśród tych państw które przegrały I wojnę światową i chciały odwrócić jej konsekwencje. Niemiecki rasizm nie miał się zwracać przeciwko czarnym za granicą, lecz przeciwko Żydom wewnątrz. A antysemityzm nazistowski, nieważne jak podłe i obrzydliwe były jego działania, stał się systematycznie ludobójczy dopiero w toku samego imperialistycznego konfliktu. Nie możemy dowieść, że w nazistowskim ludobójstwie jakąś choćby wypaczona ekonomiczna logika, ponieważ zakładanie obozów zagłady i infrastruktury kolejowej je wspierającej odrywało od wysiłku wojennego (podczas gdy wcześniejsze obozy koncentracyjne były dla reżimu bardziej produkcyjne). Nie funkcjonowały nawet jako ideologiczny wysiłek ku zmobilizowaniu niemieckiego nacjonalizmu, ponieważ Niemcy nie byli nawet świadomi co się naprawdę działo. (naziści mieli wyszukaną „nowomowę”, w której biurokratyczny język krył wszelkie zbrodnie, jakiej pozazdrościłaby nawet Thatcher i Blair). Nie, logiką imperialistycznej supremacji dla Niemców było wytępić wszystkich, którzy osłabiali czystość „rasy panów”. Nie dotyczyło to jedynie nieczystych rasowo (Żydów, Słowian i Romów), lecz także „Aryjczyków” którzy urodzili się z kalectwem umysłowym czy fizycznym.

Ten sam rodzaj potwornego imperialistycznego utopizmu można zobaczyć także w Japonii po tym, jak wojsko przejęło władzę (w nieogłoszonym przewrocie) pod koniec lat 20. Japońska wyspiarskość, która zakładała (całkiem błędnie), że kraj był rasowo czysty i niezdobyty w całej swojej historii, doprowadziła jego nacjonalistycznych przywódców do pogardzania wszystkimi obcokrajowcami jako „nie-ludźmi”. Gdy armia japońska zaatakowała azjatyckie kolonie brytyjskie, francuskie i holenderskie, widziano ją najpierw jako wyzwolicieli od „białego rasizmu” (prawicowi obłąkańcy w Japonii do tej pory usprawiedliwiają tym imperialną awanturę Japonii), lecz gwałty, grabieże, morderstwa i zniewolenia, co nie dziwi, nie przywiązały kolonialnych poddanych do ich nowych panów.

Po stronie alianckiej nowsza historiografia (jak ta Anthony’ego Beevora) podkreśliła zbrodnie popełnione przez Armię Czerwoną podczas jej marszu na Berlin. Przynajmniej milion niemieckich kobiet zostało zgwałconych i wiele było brutalnie mordowanych, ponieważ Rosjanie mścili się w pełni za bestialstwa popełnione na ich cywilach podczas niemieckich ofensyw w latach 1941-2 (5). Beevor oczywiście sam trochę popełnia rewizjonizm, by zademonstrować że Rosjanie nie byli godni nazwania „aliantami”, ale armie amerykańska i brytyjska nie były o wiele lepsze. Armia amerykańska gwałciła na całej swojej drodze przez Niemcy Zachodnie, jeśli nawet na bardziej dyskretną skalę, a traktowanie niemieckich jeńców, którzy zginęli w nieludzkich warunkach łamiących konwencję genewską z 1932, nie powinno zostać zapomniane.

Wszystkie te dehumanizujące zbrodnie pomagają wyjaśnić, dlaczego amerykańska klasa rządząca myślała, że użycie bomby atomowej było zupełnie usprawiedliwione.

Bombardowanie Hiroszimy i Nagasaki

Bomba, która spadła na Hiroszimę zrobiła to z czystego, jasnego nieba rankiem 6 sierpnia 1945. Jednak, jak widzieliśmy wcześniej, destrukcja jaką przyniosła, i kompletne lekceważenie wszelkiej myśli w kogo i co się trafiało, już nie. Użycie broni jądrowej w Hiroszimie i Nagasaki było kulminacją wojny do samego końca. To logika każdego imperialistycznego konfliktu.

Było także, w kategoriach ściśle wojskowych, jak powiedział wówczas Naczelny Dowódca Sił Sprzymierzonych w Europie, Dwight D. Eisenhower, zupełnie niepotrzebne. Japońska flota i siły powietrzne zostały zniszczone, a Japończycy od miesięcy potajemnie prowadzili negocjacje ze Stalinem (jak dobrze wiedziały Stany Zjednoczone, gdyż przechwyciły transmisje) by spróbować wyjść z wojny. Oprócz tego, naloty dywanowe na japońskie miasta miały dalece bardziej niszczycielski efekt niż podobne naloty na Niemcy. Najgorsze przyszło 10 marca 1945, gdy 345 bombowców B-29 zaatakowało Tokio. 15 mil kwadratowych tego głównie drewnianego miasta spłonęło w 6 godzin, pozostawiając 168 000 martwych w jedną noc. Nadal jest to uznawane za najbardziej barbarzyński akt nalotu konwencjonalnego. Nie jest niespodzianką, że Truman mógł potem powiedzieć, że decyzja o użyciu bomby atomowej nie zajęła dużo myśli i „nie była decyzją jaką należało się martwić”.

Normalnym „wytłumaczeniem” zrzucenia bomb atomowych było to, że miały zakończyć szybko wojnę i „ocalić życie Amerykanów”. Częstym uzasadnieniem jest przywołanie faktu, że na Iwo Jimie 20 000 z 21 000 obrońców zginęło, podczas gdy tylko 1000 się poddało. Chociaż Stany Zjednoczone straciły o wiele mniej ludzi (6000), ten wskaźnik strat był uznany za zbyt wysoki. Generał Groves powiedział Trumanowi, że zrzut bomby mógłby uchronić milion i pół istnień. Zdaje się, że nikt nie spytał Grovesa skąd wziął tę liczbę. I, jako że nie był generałem na linii frontu lecz wojskowym dyrektorem Projektu Manhattan mającego na celu zbudowanie bomby, jego dowód może zostać uznany za wadliwy. Lecz nie było potrzeby dalszych inwazji na terytorium japońskie. Blokada zmusiłaby w końcu Japończyków do porażki. W 1976, US Strategic Bombing Survey doszło do wniosku, że

„Wydaje się jasnym, że nawet bez ataków bombami atomowymi, przewaga powietrzna nad Japonią wywarłaby nacisk wystarczający by doprowadzić do bezwarunkowej kapitulacji. (6)’’

Dlaczego więc rząd amerykański tak się spieszył? Odpowiedź brzmi: ponieważ już myślał o sytuacji po wojnie. Fakt, że ZSRR dominowałoby w Europie Wschodniej po wojnie już drażniło Stany Zjednoczone i nie chciały one, by było tak wpływowe na Dalekim Wschodzie. Stalin obiecał w 1943, że ZSRR przyłączyłoby się do wojny z Japonią trzy miesiące po zwycięstwie nad Niemcami. Wojna z Niemcami skończyła się 8 maja. Trzy miesiące później byłby 8 sierpnia. Truman (który dowiedział się o Projekcie Manhattan dopiero przy objęciu urzędu w kwietniu) przełożył konferencję poczdamską z Churchillem i Stalinem do lipca, by pozwolić na test prototypu bomby w Los Alamos. W czasie konferencji wieść o pomyślnym teście dotarła do Trumana, który powiedział Stalinowi że miał nową broń o niezmiernie niszczycielskiej sile. Stalin (który wiedział o tym wszystko od swoich szpiegów) jedynie zasugerował, że USA użyłoby tego niedługo przeciwko Japończykom. Wielka Trójka opracowała wtedy Deklarację Poczdamską, która groziła Japonii „prędkim i zupełnym zniszczeniem” jeśli nie podda się bezwarunkowo.

Rzeczywisty powód użycia bomby został ujawniony lata później przez sekretarza stanu Trumana, Jimmy’ego Byrnesa, który wyjaśnił dlaczego Truman nie powiedział Stalinowi prawdy o bombie.

„Wskutek doświadczeń z Rosjanami podczas (…) konferencji, doszedł do wniosku że byłoby niefortunnym gdyby Związek Radziecki przyłączył się do wojny, i (…) obawiał się, że gdyby Stalina w pełni uświadomiono o mocy nowej broni, mógłby rozkazać radzieckiej armii od razu rzucić się naprzód. (7)”

Stąd decyzja o zbombardowaniu Hiroszimy 6 sierpnia w celu uzyskania japońskiej kapitulacji zanim Armia Czerwona została przemieszczona na Wschód. Tak więc obywatele Hiroszimy były pośród pierwszych ofiar zimnej wojny. Jak to podkreśla nowa historia, decyzja o zrzuceniu bomby miała charakter polityczny. Wiadomość była naprawdę dla Stalina, nie dla Japończyków

„Truman zdawał się mówić „Zachowuj się albo będziesz następny”. (8)’’

Lecz Truman utrzymywał kłamstwo, że Hiroszima była głównie bazą wojskową i że USA chciało „uniknąć, najbardziej jak się dało, zabijania cywili”. Kłamstwo to tylko podkreśla, jak imperializm musi przystrajać swoje najbardziej barbarzyńskie czyny jakby były doskonale racjonalne i akceptowalne. Ostatnimi czasy kłamstwo, że Irak posiadał broń masowego rażenia należało zastąpić racjonalizacją i nowym kłamstwem, że inwazja na Irak miała wpłynąć na „zmianę reżimu” i przynieść demokrację ludowi irakijskiemu. W ciągu sześćdziesięciu lat tak zwanego pokoju od 1945 w wojnie zginęło miliony więcej ludzi niż w czasie całej II wojny światowej. Te wojny nie są skutkiem „nieludzkości ludzi wobec ludzi” czy innych tego typu liberalnych bredni, lecz jak pokazaliśmy tutaj mają one absolutnie centralne znaczenie dla działania kapitalizmu w jego imperialistycznej fazie. Tak długo jak pogoń za zyskiem panuje nad planetą, pogoni za najbardziej barbarzyńską formą wojny nie da się zatrzymać.
-Jock

(1) Zacytowane przez Richarda Rhodesa w Jak powstała bomba atomowa, 1988
(2) Ciężko ustalić teraz dokładną prawdę. Oficjalna aliancka liczba 35 000 jest po prostu niewiarygodna. Ówczesny szef miejscowej policji odnotował 60 000, lecz mógł celowo ją zaniżyć by utrzymać niemieckie morale. Apologeta Hitlera David Irving, który przeczy, jakoby Holocaust miał miejsce lecz usiłuje udowodnić, że alianci popełnili większe zbrodnie od Hitlera, twierdzi że 235 000 zginęło, lecz nieważne jaka jest prawdziwa liczba, zbrodnia pozostaje wielka.
(3) Chociaż Churchill był entuzjastą bombardowania niewinnych ludzi przez całe życie. Usprawiedliwił pierwsze użycie gazów trujących przeciwko irakijskim Kurdom w 1921 tym, że byli „niecywilizowani” , a potem nawet sugerował, by Harris wysłał swoje bombowce by zniszczyć „wstrętną rasę Hindusów”.
(4) Patrz „Historia i imperium” w tym numerze by zobaczyć główną listę działalności japońskiego wojska.
(5) Jeden z niemieckich żołnierzy pisząc do domu powiedział rodzinie, by nie spodziewał się litości jeśli Niemcy przegrają wojnę, chociaż nie podał szczegółów okropieństw popełnionych przez Wehrmacht.
(6) Zacytowane przez Johna Coxa w Overkill (Penguin, 1977)
(7) Jak powiedziane historykowi Herbertowi Feis i zacytowane przez Rhodesa, op. cit.
(8) Gerard DeGroot, The Bomb: A History of Hell on Earth (Pimlico, 2005)

Źródło: http://www.leftcom.org/pl/articles/2014-05-18/holocaust-i-hiroszima-impe...

Czerwoni, brunatni, zieloni: pora na detoks

Publicystyka

Założenie partii Zmiana spowodowało spore kontrowersje. Z różnych względów Zmiana została poddana krytyce wielu osób i organizacji.

Partia Zielonych spróbowała zbić kapitał polityczny na lewicy wyrażając protest przeciwko opcji reprezentowanej przez Zmianę, w skład której wchodzą totalitarni komuniści, antysemici i faszyści. Partia Zielonych zwróciła się do OPZZ, by nie wynajmowała swojej przestrzeni tej partii. Tego typu posunięcia, obliczone na zyskanie sympatii liberalnych lewicowców, mają efekt odwrotny od zamierzonego na tych, którzy są nastawieni najbardziej antykapitalistycznie. Zieloni reprezentują pro-unijną socjal-demokrację i liberalizm – a więc kierunki, które coraz większa część lewicy chce odrzucić. Dezaprobata Zielonych spotkała się z odpowiedzią, że są oni burżuazyjni, pełni hipokryzji i że stoją po stronie neoliberałów, którzy rozwijają swoje plany wobec Ukrainy.

1 marca - dzień Żołnierzy Przeklętych

Historia | Publicystyka

 OfiaryNie jesteśmy przeciwko tym wszystkim, którzy po 1945 roku walczyli z nowym systemem represji w Polsce, ale przeciwko tym, którzy pod płaszczykiem tej walki byli zwykłymi mordercami.

Jeżeli po 1989 roku ktoś spodziewał się końca fałszowania historii i zapisywania białych plam to grubo się pomylił. Dawnych „krystalicznie czystych bohaterów” jak Dzierżyński zastąpili nowi w postaci Łupaszki. Dzisiaj więc wystarczy powiedzieć, że ktoś po 1945 roku ‘pozostawał w lesie’, by stał się on narodowym bohaterem. „Bohaterem”, który w imię walki o wolną Polskę strzelał równie łatwo do członków UB, żołnierzy jak i chłopów, mniejszości narodowych czy całych rodzin, których ojcowie podpali wyklętym. W ten sposób zginęło 4018 milicjantów, 1616 ubeków, 3729 żołnierzy, 495 funkcjonariuszy ORMO jak i 5150 zupełnie bezbronnych i w nic niezaangażowanych ofiar cywilnych (na przykład chłopów, którzy ośmielili się przyjąć ziemię z reformy rolnej, czy tych, którzy nie chcieli płacić daniny wyklętym, a nawet nauczycieli jadących na głęboką prowincję walczyć z analfabetyzmem). Życie straciło też kilkuset Słowaków, Białorusinów i Żydów za to, że nie byli Polakami. Spośród tej liczby najbardziej wstrząsające jest zamordowanie 187 dzieci, których rodzice stali po niewłaściwej stronie lub mieli niepolskie pochodzenie.

Dzisiaj jakakolwiek krytyka „wyklętych” i próba dyskusji spotyka się z histerycznym atakiem kręgów prawicowych. Mniejszość słowacka w Polsce wielokrotnie protestowała przeciwko pisaniu historii na nowo i prosiła o wszczęcie śledztwa przez IPN w związku z mordowaniem ich rodaków tylko za to, że nie byli Polakami. Według ich relacji w latach 1945-1947 dokonano ok. 120 napadów rabunkowych na ludność cywilną Spisza i nakładano nakazy zapłaty kontrybucji na spiskie miejscowości przy okazji dokonując grabieży mienia. Wszystko to dokonywał oddział żołnierza wyklętego Ognia. IPN jednak odmawia śledztwa twierdząc, że te wydarzenia uległy już przedawnieniu. Słowacy jednak nie poddawali się i pojawiali na konferencjach naukowych pragnąc przedstawić swoje dowody i świadków. Niestety każdorazowo odmawiano im głosu, a 9 marca 2007 roku w czasie zorganizowanej w Nowym Targu konferencji naukowej „Wokół legendy »Ognia«” jej przedstawiciela zaczęto szarpać i omal nie pobito. Nie lepiej było w 2008 roku gdy przedstawiciela Słowaków wyrzucono z sali, gdy zaczął zadawać niewygodne pytania. W końcu do Polski przyjechali słowaccy historycy, który zapoznali się z materiałami IPN i przesłuchali wielu świadków. Wynikiem tych badań był film dokumentalny „Zakątki zapomniane przez Pana Boga” wyemitowany w słowackiej telewizji, pokazujący „żołnierzy wyklętych” jako ludzi odpowiedzialnych za próby czystek etnicznych polskiego pogranicza. Oczywiście polska telewizja odmówiła emisji.

Nie tylko Słowacy protestują. Byli akowcy z Podhala słali liczne pisma do gazet, do IPN, domagając się wyjaśnienia pospolitych zbrodni popełnionych przez oddział "Ognia". Powołali Stowarzyszenie Pamięci im. 1. Pułku Strzelców Podhalańskich, które zajęło się zbieraniem relacji i dokumentów o zbrodniach ludzi "Ognia" na byłych żołnierzach AK. W Zakopanem nie dopuścili do nadania imienia Kurasia jednej z ulic. Nowotarscy akowcy natomiast zablokowali nadanie szkole w Waksmundzie jego imienia. W akcji informacyjnej na ulotkach środowisk prawicowych przeczytać można było nawet, że Józef Kuraś to „porucznik Piłsudskiego”, który miał gromić bolszewików w 1920 roku (nikt tylko nie sprawdził, że sam Kuraś miał wtedy dopiero 5 lat..).

Dziś, gdy głośno wyrażamy swoje niezadowolenie w stosunku do nacjonalistycznych bohaterów innych państw, którzy prześladowali naszych rodaków, jak chociażby Stefan Bandera na Ukrainie, zaczynamy bezkrytycznie wielbić naszych żołnierzy wyklętych. Wciąż jeszcze żyje w Polsce wielu świadków tamtych wydarzeń, jednak odmawia im się udziału w dyskusji, a zmowa milczenia przypomina tą z najgorszych lat stalinizmu.

https://www.youtube.com/watch?v=mSuNfLqz3Ik#t=305
https://www.youtube.com/watch?v=5suC3LwWMZY
https://www.youtube.com/watch?v=iwZElMjk3kY
https://www.youtube.com/watch?v=uVEOPR_ncRc
https://www.youtube.com/watch?v=HbgvyEzECoI#t=32
https://www.youtube.com/watch?v=_1xT4iBYtLw#t=118
https://www.youtube.com/watch?v=Fc8wfP8iXcM

Warto poczytać:

http://www.tygodnikprzeglad.pl/ogien-byl-bandyta-0/
https://zolnierzeprzekleci.wordpress.com
http://www.wadowita24.pl/dzien-pamieci-o-gwalcicielach-i-mordercach/

Historia „Czarnych Szeregów"

Publicystyka

Grupy „Czarnych Szeregów”, rekrutujące się głównie spośród członków FAUD, powstać zaczęły spontanicznie w końcu lat 20-tych XX wieku na terenie Górnego Śląska w celu walki z nazistami. Nad wyraz problematyczne jest jednoznaczne stwierdzenie czemu akurat na obszarze Górnego Śląska zaczęły powstawać pierwsze grupy „Schwarzen Scharen”, skoro na tym obszarze FAUD było wyjątkowo słabe. Z całą jednak pewnością wpływ na to posiadało etniczne zróżnicowanie tego regionu oraz agresja bojówek nazistowskich.

Lokalnym liderem anarchosyndykalistów na Górnym Śląsku był Alfons Tomasz Pilarski, urodzony w 1902 roku w Leśnicy, redaktor pisma „Freiheit” („Wolność”), utrzymujący kontakt z A. Souchym, R. Buschem – liderem FAUD. To właśnie polskiego pochodzenia anarchosyndykalista zainicjował grupę FAUD w Raciborzu, do której przynależało około 45 osób w 1930 roku. Równolegle z grupą FAUD powstała w mieście w 1929 roku pierwsza grupa „Czarnych Szeregów”, której liderem był Theodor Bennek, i która na jesień 1930 roku liczyła około 40 członków.

W listopadzie 1929 roku kolejna grupa „Schwarzen Scharen” powstała w Bytomiu i już w następnym roku składała się z około 45 członków. W następnych miesiącach kolejne grupy powstały w Gliwicach, Kietrzu oraz w Bobrek-Karf (dzisiejsze dzielnice Bytomia). W 1931 roku grupa powstała w Kassel, która (wg policyjnych danych) liczyła od 20 do 40 osób (tak dla porównania, komunistyczne bojówki liczyły ponad 800 członków). Następne grupy powstać zaczęły w regionie Ren-Men (Rhine-Main), zwłaszcza zaś w Darmstadt, a wkrótce w Westfalii[1].

Organizacja posiadałaparamilitarny charakter. Jej członkowie ubierali się na czarno: zakładali czarne ubranie wierzchnie, nosili czarne berety, zaś na sprzączkach od pasa nosili anarchistyczną symbolikę. Cześć grup posiadała broń palną, używając jej czasem w walkach. Niekiedy, jak np. w Bytomiu, grupy posiadały nawet materiały wybuchowe, które akurat w przypadku Bytmia zostały zarekwirowane przez policję w 1932 roku[2].

Samą działalność organizacji podzielić można na dwa rodzaje: prowadzenie działań bojowych, jak np. atakowanie grup nazistowskich, ochrona manifestacji anarchistycznych oraz na działania propagandowe, do których zaliczyć można organizowanie parad, czy nocnych spotkań, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Samo w sobie nie było to sprzeczne z taktyką FAUD, które rozpoczynało wówczas eksperymenty z gminami wiejskimi oraz zaleceniami kongresu FAUD z 1928 roku, podczas którego zaapelowano o poświęcenie większej uwagi robotnikom rolnym oraz drobnym rolnikom.

W swych działaniach propagandowych starali się promować anarchosyndykalizm oraz ostrzegać przed nazistowskim zagrożeniem. Co równie istotne, „Czarne Szeregi ” współpracowały z komunistami z KPD. Przykładowo podczas jednej z akcji w Raciborzu przeciw faszystom udział wzięło około 70 komunistów i 80 anarchosyndykalistów z „Czarnych Szeregów”, z kolei w sierpniu 1930 roku w działaniach przeciwko wojnie udział wzięło ponad 300 osób, w tym 47 umundurowanych anarchistów i około 100 członków „Robotniczej Milicji” – jednostki KPD[3]. Nie jasna pozostaje liczebność tego paramilitarnego ruchu, która prawdopodobnie nigdy nie przekroczyła 500 osób. Z drugiej strony, sami aktywiści „Czarnych Szeregów” deklarowali, iż formacje te mogły zmobilizować nawet 1,5 tysiąca bojowników[4]. Po przejęciu władzy przez nazistów liczebność grup „Czarnych Szeregów” szacowana była na około 500 osób[5]. Równie zagadkowa pozostaje struktura organizacyjna i prawdopodobne się wydaje, iż struktura w każdej grupie określającej się mianem „Czarnych Szeregów” była ona odmienna.

Nie można jednak traktować „Schwarzen Scharen” wyłącznie w kategoriach bojówek, czy grup paramilitarnych. Były one zjawiskiem znacznie szerszym oraz głębszym. Ich powstanie stanowiło nieśmiałą próbę przezwyciężenia kryzysu w ruchu anarchosyndykalistycznego, w jakim ten znajdował się w Niemczech od kilku lat. W większości grupy te tworzone były przez młode osoby, często ukształtowane w SAJD (Syndikalistisch-Anarchistische Jugend Deutschlands) i które wprost deklarowały, iż nadszedł czas, aby wyciągnąć ruch z zastoju i przeciwstawić się rosnącemu w siłę nazizmowi. Na ten przykład następują deklarowała jedna z berlińskich grup „Czarnych Szeregów”:

Jesteśmy młodymi rewolucjonistami nie akceptującymi stagnacji w naszym ruchu. Połączyliśmy [swe siły] by przedyskutować drogi i środki, które wyprowadzą nas z tego zastoju. Podjęliśmy następującą decyzję: zgodnie z przykładem towarzyszy z Górnego Śląska dla Berlina, czarne hordy [są] formacją obronną przeciwko faszyzmowi i militarną organizacją anarchosyndykalistycznej sprawiedliwości[6]

Ponadto, berlińscy milicjanci „Schwarzen Scharen” opublikowali własny manifest (Richtlinien der Schwarzen Schar, Bezirk Berlin-Brandenburg) oraz stworzyli własne, wewnętrzne, pismo służące do wzajemnej komunikacji. Posiadali również własne mundury, przyjmując za symbol złamany karabin oraz radziecką gwiazdę z sierpem i młotem na czarnym tle.

Publikacje berlińskich milicjantów „Schwarzen Scharen” pełne były krytyki pod adresem działania i metod stosowanych przez FAUD oraz SAJD. Za jedną z najważniejszych przyczyn stagnacji w FAUD uważali brak debaty politycznej wewnątrz organizacji oraz zaniedbanie działalności propagandowej. Kolejną przyczyną był ich zdaniem pewien elitaryzm organizacji, promocja anarchoindywidualizmu oraz ukryta niechęć wobec organizacji, zwłaszcza już tej ustrukturyzowanej. Stwierdzili, iż dla zmiany świata konieczne jest zrezygnowanie z „małych, ale czystych” sekt na rzecz stworzenia ruchu masowego[7].

Sami siebie określili jako organizację walczącą, co wydawało im się szczególnie istotne w chwilach, kiedy naziści rośli w siłę. Uważali za coś koniecznego stworzenie silnych struktur organizacyjnych oraz spisanie solidnego programu, co miało być ich obowiązkiem jako „żołnierzy rewolucji”. Zgadzali się także co do konieczności propagowania anarchosyndykalizmu na wsi, wśród robotników rolnych oraz wokół kanałów wśród operatorów barek.

Zastrzegali jednak, iż propaganda ta nie mogła być uprawiana w staroświecki sposób, który nie trafiał już do nikogo. Zamiast tego proponowali zastosowanie nowoczesnych metod: muzyki, teatru, plakatów, poprzez wyprawy ciężarówkami na wieś. Tę jakościową zmianę uważali za konieczną, bowiem (jak przekonywali) jeżeli organizacja nie będzie potrafiła wychować sobie nowych członków, nie będzie w stanie dokonać rewolucji[8].

Rzecz jasna walka o poprawę kondycji anarchosyndykalizmu, chociaż najważniejsza dla milicjantów „Czarnych Szeregów” oraz wola samodzielnego stawiania oporu nazistom nie były jedynymi celami tych grup. Większość ich członków była realistami zdającymi sobie sprawę z niewielkiej siły „Czarnych Szeregów” oraz rosnącej siły nazistów. Dlatego właśnie ogromną część swej energii młodzi działacze pragnęli skierować na stworzenie zjednoczonego frontu młodych robotników przeciwko faszystom. To też – co już wcześniej zostało wspomniane - dopuszczali współpracę z komunistami, jak i wszelkimi innymi antyautorytarnymi organizacjami, w walce z państwem, faszyzmem bądź kapitalizmem.

Niezwykle złożony pozostawał stosunek członków i kierownictwa FAUD wobec tych grup, które przecież często bywały traktowane niczym integralna część niemieckiej federacji, chociażby ze względu na fakt, iż większość członków tych grup była również działaczami FAUD. Można rzec, iż teoretycznie stanowiły one odpowiednik „Czerwonego Frontu” tworzonego przez KPD. Jednak w przeciwieństwie do nich, formalnie nie były one powiązane z FAUD, zachowując – przynajmniej teoretycznie – niezależność strukturalną, zaś każda jednostka była samodzielna, często tworzoną spontanicznie, nie tworząc przy tym silniejszych więzi pomiędzy sobą. W praktyce były one ściśle powiązane z FAUD i co ciekawe, często przyczyniały się do wzmocnienia FAUD w danym regionie, jak np. właśnie na Górnym Śląsku, na którym – w niektórych przypadkach – „Czarne Szeregi” bywały silniejsze od analogicznych jednostek KPD[9].

Należy zaznaczyć, iż powstanie i rozwój „Schwarzen Scharen” budziło także liczne kontrowersje wśród części anarchosyndykalistów. Przede wszystkim część anarchosyndykalistów nie uważała nazizmu za największe zagrożenie ani nowy ruch polityczny, bowiem ich zdaniem nazizm był doskonale zakorzeniony w istniejącym systemie kapitalistycznym oraz klasowym. Dlatego też stanowić on miał wyłącznie narzędzie elit ekonomicznych, zaś tego rodzaju bojówki jak „Czarne Szeregi ”, tworzone w obrębie ruchu anarchosyndykalistycznego, traktowane były przez tak spoglądających anarchistów jako zagrożenie dla walki klasowej, a więc same przez się oddalające robotników od rewolucji społecznej oraz wyzwolenia[10].

Dla tak argumentujących swój sprzeciw anarchosyndykalistów, strajk generalny stanowił najskuteczniejszą broń przeciwko faszyzmowi. Swoje stanowisko podpierali przykładem upadku Puczu Kappa, który załamał się ze względu na paraliż wynikający z masowego odejścia od pracy większej części niemieckiego proletariatu. Z kolei doświadczenie Armii Czerwonej w Zagłębiu Ruhry i nie powiedzenie tamtejszej rewolucji (Rewolucja Marcowa), egzemplifikować miało nieskuteczność walk zbrojnych oraz bezsens tworzenia paramilitarnych organizacji anarchistycznych[11].

Nie brakło także interpretacji powstania „Schwarzen Scharen” jako czegoś w rodzaju „mody”. Wszak niemal wszystkie siły polityczne ówczesnych Niemiec posiadały własne bojówki. Jednakże, zdaniem przeciwników tego rodzaju organizacji, nie posiadały one większej wartości dla proletariatu, zaś do ochrony nie potrzeba byłoby tworzyć zuniformizowanych jednostek[12].

Oprócz powyżej wymienionych elementów krytyki nie wolno zapominać, iż „Schwarzen Scharen” posiadały identyczny skrót co „Die Schutzstaffel der NSDAP”, czyli „SS”, co wywoływać mogło negatywne konotacje. Z kolei część młodzieży anarchosyndykalistycznej działającej w SAJD interpretowała „Schwarzen Scharen” jako przejaw niebezpiecznego militaryzmu wewnątrz ruchu anarchistycznego, co równać się miało odejściu od podstawowych pryncypiów anarchosyndykalizmu.

Ostatecznie głos zabrała nawet „Komisja Związkowa”, która również sceptycznie spoglądała na „Czarne Szeregi ” obawiając się, że tego typu działalność odsunie główne zainteresowanie FAUD od walki na polu ekonomicznym, postrzegając walki uliczne jako pewną formę powrotu do XIX-wiecznych metod terrorystycznych. Niemniej pomimo niekiedy bardzo mocnej krytyki ze strony FAUD i SAJD, organizacja pozytywnie wpłynęła na siłę związku, bowiem swą obecnością potrafiła zainteresować oraz pozyskać nowych członków organizacji.

źródło: http://drabina.wordpress.com/

Demokracja Bezpaństwowa: jak Kurdyjski Ruch Kobiet uwolnił demokrację od państwa

Publicystyka

Tłumaczenie wystąpienia Dilar Dilik, aktywistki Kurdyjskiego Ruchu Kobiet, na konferencji w Brukseli. Wideo można obejrzeć poniżej tekstu.

Tekst skopiowano ze strony https://freelab2014.wordpress.com/2014/11/11/feminizm-po-kurdyjsku/ plus film https://www.youtube.com/watch?v=Qk6g2yyA-jg&feature=youtu.be

„Demokracja Bezpaństwowa:
jak Kurdyjski Ruch Kobiet uwolnił demokrację od państwa.”

[Moderatorka forum]

Dilar Dilik, doktorantka i aktywistka Kurdyjskiego Ruchu Kobiet.

Kobiety odegrały postawową rolę w kurdyjskim ruchu oporu. W roku 1997 Związek Kurdyjskich Patriotek wszedł w sojusz z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK). To wystąpienie przybliży nam rolę Kurdyjskiego Ruchu Kobiet w emancypacji projektu wyzwolenia narodowego w Kurdystanie.

Dirik opowie, jak ruch kobiecy przeciwstawia się przemocy państwa, a także dominacji mężczyzn.

Uznanie wszechogarniającego systemowego ucisku społecznego za efekt kapitalistycznego, narodowo-państwowego systemu dominacji, doprowadziło Kurdyjski Ruch Kobiet do sprzeciwu wobec istnienia państwa.

Państwo jest tu postrzegane jako kopia relacji patriarchalnych, które można podważyć jedynie poprzez zasadniczą równość płci i radykalny konfederalizm demokratyczny.

Tytuł wykładu: „Demokracja Bezpaństwowa: jak Kurdyjski Ruch Kobiet uwolnił demokrację od państwa.”

[Dilar Dilik]

Zanim zacznę, chcę powiedzieć, że dedykuję to wystąpienie wszystkim rewolucjonistkom świata; szczególnie zaś tym, które w tej chwili walczą przeciwko obrzydliwej mentalności, zwącej siebie Państwem Islamskim. Jak wiecie, Kurdyjki są w tej chwili na pierwszej linii frontu walki zbrojnej z Państwem Islamskim.

Chcę też zadedykować moje wystąpienie trzem kurdyjskim rewolucjonistkom, zamordowanym brutalnie w zeszłym roku, w sercu Paryża. Już rok, osiem miesięcy i 12 dni czekamy na sprawiedliwość dla zamordowanych Sakine Canzis, Fidan Dogan i Leyli Saylemez.

Zabito je brutalnie w centrum Paryża.

Chciałabym zacząć to wystąpienie w szczęśliwszych i bardziej pełnych nadziei czasach, ale jak wiecie z wczorajszego wystąpienia Adem Uzun, ludzie w Kurdystanie, Iraku i Syrii stoją dziś w obliczu masakry.

Właśnie w tej chwili, w ciągu ostatnich 24 godzin, ponad 70 tysięcy ludzi zostało przesiedlonych. W ciągu doby. Ponieważ zostali otoczeni przez siły Państwa Islamskiego w granicach Syrii, na terenie kurdyjskich rejonów w Syrii. ISIS (Państwo Islamskie) atakuje na wielu frontach, zaledwie miesiąc po tym, jak zaatakowało Jazydyjskie społeczności Kurdów w Shengai i Sinjar.

Dzieje się to na oczach społeczności międzynarodowej.

Wiedzcie więc, że kiedy mówię o Kurdyjskim Ruchu Kobiet, ma to właśnie takie podłoże polityczne. Może właśnie obecne zagrożenie, któremu stawia czoła Ruch, pozwoli nam zrozumieć go lepiej.

Jak widzicie w mediach głównego nurtu, który właśnie zauważył istnienie Państwa Islamskiego… Przede wszystkim, Państwo Islamskie istnieje od lat. A Kurdowie w Syrii walczą z nim już od dwóch lat. Ale nikt się tym dotychczas nie przejął, no nie?

Dopiero w ostatnim miesiącu (sierpień 2014) świat zwrócił uwagę na to, co się tam dzieje – bo zaatakowano strategiczne miejsca w Iraku. I w tym kontekście zauważa się nagle rolę Kurdyjek, jak gdyby dopiero wczoraj zaczęły walkę.

Nie. Kurdyjki walczyły przeciw wielu reżimom. Przeciw Iranowi; przeciw drugiej największej armii NATO – Turcji; przeciw Saddamowi Husseinowi; a teraz przeciwko obu naraz: reżimowi syryjskiemu i Państwu Islamskiemu. Ale ludzie dopiero teraz zwrócili na to uwagę, bo wiecie… „One walczą z Państwem Islamskim. Jak to może być, że kobiety z takiego zacofanego rejonu świata walczą z Państwem Islamskim?”

Ale nikt nie zapyta „Jakie są ich motywacje? Jaki projekt polityczny za tym stoi? Jakie wsparcie mają te kobiety, że odważnie stawiają czoła Państwu Islamskiemu, gdy cały świat tylko dyskutuje, co z nim zrobić?”

Kurdyjki tymczasem walczą z nim twarzą w twarz. Ale nie dlatego, że są tak dobrze uzbrojone. Dlatego, że mają za sobą ideologię i nadzieję na lepszą przyszłość.

Więc chociaż sytuacja jest skrajnie napięta – a ja postaram się nie być zbyt gniewną w swoich słowach, choć to niemożliwe, biorąc pod uwagę sytuację – postaram się zakończyć nutą nadziei.

Dlaczego więc mówię o Kurdyjskim Ruchu Kobiet, kiedy zebraliśmy się tu, aby mówić o pństwie? O niepodległości narodowej? Co z tym ma wspólnego wyzwolenie kobiet?

Zacznijmy od zgrubnego opisu Kurdyjskiego Ruchu Kobiet. Jak pojawił się w kontekście wyzwolenia narodowego i jak ostatecznie odciął się od nacjonalizmu, uświadamiając sobie wstecznictwo i prymitywizm nacjonalizmu, z jego patriarchalnymi implikacjami.

Bowiem, jak wiemy, nacjonalizm zawsze wspiera patriarchat. Kobiety postrzegane są jako biologiczne i kulturowe replikatory tak zwanego narodu – co jest bardzo samczą koncepcją.

Kurdyjki zakwestionowały więc samą idę państwa. Jak więc ruch wyzwoleńczy, którego celem był początkowo niepodległy Kurdystan, doszedł do odrzucenia państwa, jako immanentnie opresywnego, immanentnie hegemonistycznego, niezgodnego z prawdziwymi wartościami demokracji i wolności? To jest właśnie ważne, jak sądzę.

Przedstawię więc koncepcję „konfederalizmu demokratycznego”, jako alternatywy dla państwa, opartej na zasadach równości płci, ekologii i radykalnej demokracji bezpośredniej.

Postaram się to rozwinąć, zgodnie z tą piękną mapą. Podziękowania dla jej projektantów.

Jak więc mówiłam, jednym z podstawowych celów ruchu jest konfrontacja z państwem; z wszystkimi jego kapitalistycznymi, patriarchalnymi i szowinistycznymi implikacjami.

Oczywiście jesteśmy tu wraz z przedstawicielkami wielu narodowości bezpaństwowych. Wiemy wszyscy, że być bezpaństwowym a tym systemie państw narodowych czyni nas wyjątkowo narażonymi. To jest bezdyskusyjne. Jeśli konfrontujemy się z państwem, musimy pamiętać, co oznacza bezpaństwowość.

Ale to nie oznacza, że państwo jest dobrym rozwiązaniem. Być może właśnie to państwo jest problemem. Jak mówiłam, bezpaństwowość naraża nas na ludobójstwo, na wymazanie ze społeczeństwa, na ucisk i asymilację. Nie muszę tego rozwijać. Wiedzą to też dobrze Kurdowie i Kurdyjki, często określani jako największy naród bez państwa, rozdzieleni pomiędzy cztery obce państwa: Iran, Irak, Syrię i Turcję.

Wiedzą jak cierpi bezpaństwowa społeczność. A szczególnie dotknięte tym cierpieniem są kobiety. Bowiem oprócz ucisku narodowościowego, cierpią tez dyskryminację społeczno-ekonomiczną, nie tylko ze strony patriarchalnego państwa, ale też własnej społeczności.

I to są właśnie ci ludzie, mężczyźni i kobiety, którzy pomysleli, że skoro państwo wywołuje tyle problemów, to może państwo nie jest najlepszym rozwiązaniem. Czy powinniśmy dążyć do ustanowienia dokładnie takiego systemu, jaki powoduje tyle problemów, tyle ucisku? Może nie przyniesie nam on sensownej wolności? Może da nam tylko to, co daje innym? Flagę i coś tam jeszcze.

Ale czyż może być wolność bez przemian społecznych? Kobiety szczególnie dobrze wiedzą – bowiem doświadczyły tego we własnych zmaganiach, wewnątrz ruchu narodowowyzwoleńczego – jak nasza własna społeczność, wciąż pod hasłem równości i wolności, potrafi całkowicie odmówić nam naszych praw. I musimy zapytać same siebie „Jaki to rodzaj wyzwolenia, który nie dba o prawa połowy własnej społeczności?”

Widząc kompromisy, do jakich dochodzi w ruchach narodowowyzwoleńczych, Kurdyjski Ruch Kobiet zdecydował się zorganizować w sposób niezależny. Wciąż jest powiązany z ogólnym ruchem narodowowyzwoleńczym, ale – aby zapewnić respektowanie praw kobiet – pozostaje wewnętrznie autonomiczny.

A to właśnie jest problem, z którym mierzą się kobiety w wielu różnych ruchach wyzwoleńczych, rewolucyjnych i socjalistycznych. Zawsze słyszą obietnice: „Gdy nadejdzie wolność, gdy będziemy mieć własne państwo, gdy przegnamy kolonizatorów, wtedy wszyscy będziemy wolni. Bo przecież jesteśmy o wiele lepsi niż oni. Byliśmy uciskani i nie będziemy tego robić sami.”

Ale tak się nie dzieje. W każdym miejscu świata, gdy już przegnano wroga, kobiety nagle miały mniej praw, niż przedtem.

Kurdyjki doświadczyły tego samego. Nie miałyśmy złudzeń. To właśnie doświadczenie tej opresji spowodowało, że kurdyjskie kobiety postanowiły się zorganizować w sposób niezależny.

Jednym z celów było także, aby ludzie na pewno zrozumieli, że wyzwolenie kobiet to nie tylko kwestia praw. Nie chodzi o papierowe prawa, bez zmiany myślenia całej społeczności. Żeby zmienić myślenie społeczności, nie można zrzucić tego jedynie na barki kobiet. „Kobiety, twórzcie własne społeczności i wtedy zdobędziecie prawa.” Tak to nie działa.

Wyzwolenie kobiet jest niezbędne dla prawdziwego zrozumienia demokracji i wolności. Słyszeliśmy tu wypowiedzi, które opisywały problemy kobiet w kategorii gwałtu. „Kobiety są gwałcone”. Ale to nie jest jedyny problem, jakiemu muszą stawić czoła. Jest ich znacznie więcej.

Więc, autonomiczne zorganizowanie się kobiet nadeszło wraz z ogólną zmianą wewnątrz ruchu kurdyjskiego. Ruch odszedł od koncepcji niepodległego państwa kurdyjskiego, z jasno okreslonymi granicami, na rzecz tego, co Abdullah Ocalan, ideologiczny przedstawiciel PKK, uwięziny od 15 w Turcji, zaproponował pod nazwą „Demokratycznego Konfederalizmu”.

W tym miejscu widzicie dość skomplikowaną mapę (raz jeszcze podziękowania dla projektantki).

Czym więc jest Demokratyczny Konfederalizm”? Przede wszystkim alternatywą dla państwa. I jest to projekt nie tylko dla Kurdów, ale dla wszystkich ludów w tym regionie. Albowiem uznaje on, że nie tylko Kurdowie zamieszkują Kurdystan.

Co więc możemy zrobić? Jak możemy żyć razem w pokoju i demokracji? Nie tylko na papierze, ale tak naprawdę?

Kobiety zastanawiały się, jakie są ich problemy. Patriarchat, kapitalizm, państwo narodowe. Musimy znaleźć sposoby, aby przeciwdziałać tym szalenie opresywnym siłom. Podstawami będą więc: równość płci – i aktywna walka o nią – ekologia i demokracja bezpośrednia.

Jest tu wiele elementów: wspólne uprawianie ziemi, kooperatywy pracownicze i – szczególnie ważny – system rad (zgromadzeń).

Ponieważ podstawową zasadą systemu rad jest, że to my, ludzie, decydujemy w naszych sprawach. I że rady są bardzo lokalne. Podjęte decyzje są potem koordynowane poprzez różne komitety, a wreszcie egzekwowane.

Ale jak to zrobić, mając dookoła siebie te cztery państwa?

Pomysł jest, żeby to zrobić pomimo istnienia tych państw. Ważna jest tu też sama organizacja konfederalizmu. Konfederalizm jest nazwą dla całości idei, całego projektu. Pierwsze praktyczne kroki w tym kierunku nazywamy „demokratyczną autonomią”.

Tworzymy więc demokratyczną autonomię pomimo dominujących wokół struktur. Jedną z interesujących rzeczy jest zasada obowiązkowego współprzewodniczenia, co oznacza, że niezależnie od stanowiska – czy to przewodniczenie partii, czy małej wiosce, czy komitetowi – zawsze przewodzą wspólnie jeden mężczyzna i jedna kobieta. Ta sama zasada jest dziś wprowadzona w parlamencie tureckim. Partia, którą nazywają „partią kurdyjską” – ale która siebie tak nie określa – ma na każdym poziomie, od góry do dołu, współprzewodniczących. Mimo, że państwo tureckie tego nie uznaje, stosują to, bez względu na życzenia państwa.

Chcę Wam pokazać, że ruch kobiecy jest jednocześnie aktywną częścią ruchu autonomii demokratycznej, ale też częścią wewnętrznie niezależną. Dlaczego?

Na przykład, przy głosowaniu na współprzewodniczących gminy, aby zapewnić, że wspólprzewodnicząca nie będzie tylko marionetką, manipulowana przez mężczyzn, Ruch Kobiet decyduje, kogo wystawić jako kandydatkę.

W Turcji, z racji ucisku przez państwo, jest to bardzo trudne do realizacji. Właśnie z powodu autonomii demokratycznej, za zadeklarownie tej autonomii, 10 tysięcy ludzi poszło do więzienia pod zarzutem terroryzmu i „zachwalania oddzielenia się od państwa”.

Za organizowanie własnych szkół, własnych rad ludowych, własnych autonomicznych struktur, równoległych do państwa i samowystarczalnych, ludzie są zamykani w więzieniach i kryminalizowani.

Spójrzmy teraz na syryjską część Kurdystanu, zwaną Rojava. Rojava po kurdyjsku znaczy „Zachód”, a więc mówimy o „Zachodnim Kurdystanie” – syryjskiej części Kurdystanu.

W 2012 roku… Nie będę Was zanudzać szczegółami wojny, ale w 2012 roku reżim syryjski wycofał się z tego rejonu, co stworzyło przestrzeń, przejętą przez Kurdów. Tak więc w zasadzie północna Syria, regiony kurdyjskie, są teraz w pełni kontrolowane przez Kurdów. I co tam uczynili? Uruchomili właśnie system demokratycznego konfederalizmu. Mogli go tak wprowadzić w czyn łatwiej niż w Turcji, bo nie było tam żadnego państwa, które mogłoby im w tym przeszkodzić.

Co to oznacza? Oznacza współprzewodniczenie na wszystkich poziomach. Oznacza 40% parytet kobiet. Pierwsze wprowadzone prawa zakazują „zabójstw honorowych”, poligamii, małżeństw dzieci, małżeństw wymuszonych, przemocy domowej – i nie tylko jest to nielegalne, ale jest to zbrodnia. Mężczyzna, który dopuści się przemocy domowej nie może zajmować stanowisk publicznych. I temu podobne. Wiele ciekawych rzeczy tam się rozwija.

Spisano statut dla trzech autonomicznych kantonów, które ostatecznie ogłoszono w poczatkach 2014 roku. W nich – nie chcę mówić, że integrują – współpracują różne grupy etniczne i religijne regionu. Nie ma już mowy o Kurdystanie. Używa się nazw kantonów – kanton Cezire i tp.

Na przykład w kantonie Cezire, który jest najbardziej wielokulturowy z nich trzech, 30% miejsc w parlamentach przeznaczone jest dla Arabów, 30% dla Asyryjczyków, 30% dla Kurdów i 10% dla innych grup mniejszościowych. W każdej z tych części 40% mają stanowić kobiety. To, co się tam dzieje jest bardzo interesujące i wielu Arabów, wielu Asyryjczyków dołaczyło do nich. To już nie chodzi o enklawę dominowana przez Kurdów. Ludzie starają się pracować razem z innymi, w pokoju.

W ostatnim miesiącu, w sierpniu – na pewno słyszeliście o atakach Państwa Islamskiego w Iraku, gdzie kurdyjska społecznośc Jezydów, która doświadczyła 72 masakr w swojej historii, znów została zmasakrowana, przez Państwo Islamskie. Gdy się to stało, oddziały Kurdów syryjskich przeszły przez granicę do Iraku i uratowały 10 tysięcy ludzi.

Dlaczego Kurdowie z Syrii, a nie Kurdowie z Iraku?

Dla Kurdów w Iraku ważne jest, aby pewne ruchy polityczne zyskały uznanie większych sił. Kurdystan iracki, który ma wielką historię ucisku i walki z reżimem Saddama Husseina, został przygarnięty przez międzynarodowe mcarstwa. Jeste teraz kwitnącą gospodarka kapitalistyczną. Jest wybitnie patriarchalny i feudalny – i jest jedynym rejonem kurdyjskim, który nazywa siebie państwem. Jest to bardzo interesujące.

Pomimo, że [Kurdystan iracki] ogłasza niepodległość, a ruchowi związanemu z PKK zarzuca rezygnację z niepodległości, siły zbrojne irackiego rządu kurdyjskiego wycofały się. Nie były w stanie się utrzymać, bo zbyt polegają na międzynarodowym wsparciu politycznym i militarnym, aby mogły samodzielnie ochronić rodaków.

To właśnie Kurdowie z Syrii, politycznie i gospodarczo marginalizowani, uciskani przez społeczność międzynarodową, izolowani politycznie i gospodarczo, wykluczeni z Konferencji Pokojowej Genewa II – to oni i one właśnie przekroczyli granicę i uratowali ludzi.

To jest odpowiedź na pytanie, co jak wiele niepodległości może dać dążenie do własnego państwa, jeśli sam system państwowy nie pozwala być niepodległymi.

Jeśli państwo jest dla nas wyzwolicielem, jeśli wierzymy w paradygmat, że tylko państwo może nas wyzwolić, skończymy w systemie, który czyni nas kompletnie zaleznymi od status quo.

Dlaczego? Ludzie zależą w nim od państwa, a państwo zależy od uznania innych państw narodowych. A system tych państw, „społeczność międzynarodowa” jest w rękach kilku najsilniejszych państw. Wiemy to wszyscy bardzo dobrze.

Jak wiele z państw Bliskiego Wschodu, niepodległych na papierze, jest tak naprawdę niepodległe w praktyce? Zapytajmy nas samych o to.

Przykład ataku na Jezydów pokazuje, że nie kwitnąca gospodarka, czy miedzynarodowe uznanie czynią nas w istocie niepodległymi. To samowystarczalność, oddolna organizacja, wsparcie dla w społeczności, współpraca z innymi – a nie izolowanie się w granicach państwowych – to daje nam istotne podstawy niepodległości, autonomii i samostanowienia.

W pewnym sensie operacja w Shengal (Sinjar) była praktykowaniem demokratycznego konfederalizmu. Ponieważ ludzie nie uznają tych granic [państwowych]. Stwierdzili „przejdziemy przez granicę, aby uratować tamtych”. W tym sensie nie jest to odwrót od niepodległości. To jest głębsza forma niepodległości.

Będę powoli kończyć. Uważam, że przykład Rojawy, zachodniego, czy syryjskiego Kurdystanu (żałuję, że nie mam więcej czasu, aby to rozwinąć), pokazuje nam w praktyce, że mimo politycznego i gospodarczego embargo, mimo ataków Państwa Islamskiego, ludzie tamtejsi, Kurdowie, Asyryjczycy, Arabowie, wspólpracują ze sobą. Mówi nam „tak, oczywiście, to jest możliwe”. Ludzie, równolegle do walki o życie, przeciwko ISIS, w tym samym czasie tworzyli kobiece akademia, szkoły. Kooperatywy.

To nie jest utopia. Ludzie w Rojavie starają się tak żyć. Ten system jest właśnie teraz atakowany przez Państwo Islamskie, Ale przedtem był atakowany przez marginalizację w społeczności międzynarodowej. Czemu na rokowania pokojowe Genewa II nie wpuszczono nawet małej delegacji z Rojavy? Dlaczego?

Dlaczego utrzymuje się polityczną i gospodarczą blokadę Zachodniego Kurdystanu, gdzie ludzie współpracują, a kobiety są na pierwszej linii?

Myślę, że powinniśmy zadać sobie pytanie, jak rozumiemy niepodległość i samostanowienie. Czy są one możliwe w ramach państwa? Czy są możliwe, jeśli system państwowy zakłada tak wielka zależnośc od status quo, które wywołało trzecią wojnę światową – bo to jest trzecia wojna światowa we wszystkim, oprócz nazwy – poprzez globalny handel bronią, politykę kierowaną zyskami, wspieraną przez struktury państwa, system miedzynarodowy działający poprzez państwo. Bo wiecie, tylko państwo ma prawo decydować. Ale pytam was tu, w tym pokoju, kto „ma państwo”?

Jak bardzo niepodlegli jesteście? Czy wasz rząd pytał was, czy ma rozpocząć wojnę gdzieś na Bliskim Wschodzie, albo w Afryce? Czy to była wasza decyzja? Nie sądzę.

Co więc oznacza niepodległość? Czy naprawdę możemy ją osiągnąć poprzez państwo?

Czy nie powinniśmy raczej pracować nad oddolnym zorganizowaniem nas samych?

Wiem, to brzmi utopijnie, ale to właśnie się dzieje. Gdy „społeczność” miedzynarodowa wciąż dyskutuje, co zrobić z Państwaem Islamskim, to właśnie Kurdyjki walczą przeciw niemu na froncie. To Kurdyjki i Kurdowie uratowali Jezydów, gdy dwa dni później Amerykanie wysłali pomoc [humanitarną], która nawet nie dotarła do wszystkich potrzebujących.

Syryjscy Kurdowie dali społeczności międzynarodowej lekcję pomocy humanitarnej i pokazali systemowi państw narodowych, co naprawdę oznacza niepodległość.

Oznacza ona, że nie potrzebujesz czyjejś zgody, aby ratować ludzi.

Nie potrzebujesz starać się o cudzą pomoc, czy cokolwiek, jeśli chcesz coś zrobić, zwłaszcza jak masz ISIS przed nosem. Jeśli jesteś naprawdę niepodległa, nie potrzebujesz niczyjej biurokratycznej zgody.

Zapytajmy więc siebie, czy to [państwo] jest własciwą drogą? Czy właśnie struktura państwa jest miejscem, gdzie powinniśmy szukać idei niepodległości? Czy może powinniśmy próbować zmienić system?

Tak, bezpaństwowość stawia nas w zagrożeniu, ale to państwo jest problemem. Nie możemy czekać na wyzwolenie, które może nigdy nie nadejdzie. Musimy działać tu i teraz. I to jest właśnie – jak sądzę – siłą Kurdyjskiego Ruchu Kobiet. Bo to, co robią za każdym razem, to nie czekanie, aż meżczyźni zaakceptują cokolwiek w strukturach partyjnych. Nie, one wychodzą przed szereg. Nie czekały, aż państwo tureckie zaakceptuje ideę współprzewodniczenia. Wprowadziły ją tak czy owak. Nie czekały na nic – po prostu stworzyły to tu i teraz.

Kiedu ISIS zaatakowało Kobane, które wciąż jest atakowane, kilka miesięcy temu, kobiety nie czekały na dostawy broni. Kobiety, 50-60-letnie, sformowały własny batalion. Uzbroiły się same, stare babcie, aby walczyć z Państwem Islamskim.

Kiedy w Genewie zaczynały się negocjacje. Kurdowie z Rojavy nie zostali zaproszeni. Tego samego dnia, co zrobili? Ogłosili powstanie 3 autonomicznych kantonów, podczas gdy „społeczność międzynarodowa” wciąż – zapewne – próbowała wymyślić rozwiązanie kryzysu.

Kiedy więc świat dyskutuje co zrobić z ISIS, Kurdyjki po prostu robią to. I robią nie same, a we współpracy z innymi ludźmi.

Kiedy więc myślimy o państwie, jeśli myślimy tylko o własnej niepodległości, o tym, jakie granice możemy stworzyć – sami się izolujemy.

Jeśli cały system wokół nas jest wadliwy, jeśli jest strefą wojny, nie będziemy wolni w izolacji. To nie będzie wolność. To będzie totalna niestabilność.

Trzeba współpracować z ludźmi, w całym regionie. Trzeba przekroczyć granice państwowe, które przede wszystkim nam narzucono. I z tego czerpać legitymizację. Można czekać i czekać i czekać ale to samo nigdy nie nadejdzie. Trzeba działać teraz i zacząć teraz. Uważam, że ludzie zasługują na coś lepszego [niż jest teraz].

Jak powiedziałam, niepodległość to bardzo szeroka koncepcja. Musimy się upewnić, że to [do czego dążymy, to] jest istotna niepodległość.

Ostatnio Pństwo Islamskie wydało otwartą wojnę kobietom. Trzeba to wyraźnie zauważyć. Systematycznie używają przemocy seksualnej jako narzędzia wojny. A ludzie to ignorują. Mówia „O, te kobiety zostały zgwałcone”. A ISIS czyni to celowo. Wykorzystują istniejące w tym regione koncepcje honoru, istniejące struktury patriarchalne, aby wywoływać ataki na kobiety.

Właśnie dzięki autonomicznej organizacji Kurdyjski Ruch Kobiet ma możliwość przeciwstawienia się tej mentalności. Ponieważ ISIS jest kompletnym przeciwieństwem. Jest tym wszystkim, przeciwko czemu ruch kobiet walczy. To jest wojna z kobietami. Kobietobójstwo.

Kończąc, chcę powiedzieć, że największym zagrożeniem dla status quo nie jest kolejne państwo. Jest nim oddolna, samorządna, aktywna organizacja pomiędzy ludźmi z w tych regionach, które są tak bardzo uciskane przez dominujący porządek. To jest znacznie bardziej niebezpieczne dla systemu.

A co jest jeszcze większym zagrożeniem? I to nie tylko na Bliskim Wschodzie, ale na całym świecie?

To zorganizowane, zmobilizowane i świadome kobiety. Nie zapominajmy o tym, bo wyzwolenie kobiet jest niezbędne, aby odpowiedzieć na pytanie „o jakim rodzaju demokracji i wolności mówimy?”

Na koniec raz jeszcze chcę uczcić ludzi, którzy w tej chwili aktywnie walczą przeciw takiemu właśnie systemowi. Przeciwko ultrapatriarchanemu systemowi ISIS, który jest tylko ekstremalną formą tej samej przemocy, której doświadczają kobiety wszędzie indziej.

Kończę więc kurdyjskim zawołaniem. Brexwedan jian e! Czyli „opór to życie”.

Dziękuję bardzo.

O czym trzeba pamiętać?

Antyfaszyzm | Publicystyka

„Walczymy o odzyskanie kontroli nad naszym życiem, zarówno w zakładzie pracy, jak też w miejscu zamieszkania. Walczymy o całkowicie inne oblicze świata, bowiem jesteśmy przekonani, że kapitalizm, podobnie jak państwowy socjalizm, nie daje się zreformować. Potrzebne są głębokie zmiany społeczne, ekonomiczne i polityczne. „

Deklaracja Ideowa
OZZ Inicjatywa Pracownicza

Wydarzenia ostatnich miesięcy jasno pokazały, że kontrowersje, jakie wywołują niektórzy działacze OZZ Inicjatywa Pracownicza, nie są tematem zastępczym czy konfliktem personalnym, ale wynikają z poważnego problemu. Przyprowadzenie na manifestację listopadową stalinistów z KMP czy wspólny start w wyborach samorządowych, razem z przedstawicielami nacjonalistycznej prawicy - to wydarzenia, które są bez precedensu dla środowiska wolnościowego w Polsce.

Kurdyjscy anarchiści: Co sądzimy o współczesnym kryzysie irackim?

Świat | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycy

Kryzys iracki ciągnie się od dziesiątek lat i miał miejsce zarówno pod władzą Saddama Husseina jak i pod władzą „obecnego demokratycznego reżimu” czyli od inwazji w 2003 roku.

Nie było ani wolności ani sprawiedliwości, równości ani szansy dla tych, którzy byli niezależni od stronnictw będących u władzy. Dodatkowo obok istniejącej brutalności i dyskryminacji wobec kobiet i zwykłych ludzi pojawiła się wielka przepaść między bogatymi i biednymi, która sprawiła, że biedni biednieją, a bogaci się bogacą. Obecny kryzys niewiele różni się od tego co wyżej napisaliśmy. Jest to kontynuacja sytuacji sprzed dziesiątek lat. Różnią się jedynie nazwy i partie polityczne będące u władzy.

Politycy i masowe media uwielbiają mówić nam, że obecne walki to kontynuacja starych walk i konfliktów między dwiema głównymi doktrynami islamu – szyią i sunną, że mają krwawe tło prawie od narodzin islamu.

Gdy przyjrzymy się historii narodów, krajów i ludzi, ich historia była zawsze historią walk między silnymi i słabymi, między wyzyskiwaczami, a wyzyskiwanymi, między okupantami, a okupowanymi, między najeźdźcami, a tymi, którzy walczyli przeciw rządowi, władzy i państwom. W skrócie, była to wojna o kapitał i zyski.

To co dzieje się dziś w Iraku pod nazwą „Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie” - ISIS jest dalekie od tego co próbują nam wmówić media mainstreamowe. Fakty są takie:

1. Stronnicy ISIS to marginalna grupa wspierana przez sunnickie ugrupowania rozczarowane rządami szyitów w Bagdadzie, sunnicką starszyznę plemienną, członków partii Baas http://pl.wikipedia.org/wiki/Partia_Baas , starych oficerów wojska i dawnych rebeliantów, którzy razem chcą przejąć władzę. Kiedy ISIS maszerowali na Mosul, trzecie co do wielkości miasto Iraku i rozpoczęli jego okupację, było ich mniej niż 2000 podczas gdy policji, wojska i innych służb w mieście było około 60 000. Armia była dobrze uzbrojona m.in. w czołgi, ale przegrała z islamistami stawiając śladowy opór.
2. To co ma miejsce było planem Turcji, krajów Zatoki Perskiej, Regionalnego Rządu Kurdyjskiego przy akceptacji USA i Wielkiej Brytanii.

3. Trudno powiedzieć co się będzie działo na sam koniec, jednak będzie to zależało od interesów USA i krajów zachodnich. W chwili obecnej zarówno USA jak i Wielka Brytania kładą nacisk na narodową jedność ludzi w Iraku aby chcieli żyć razem pod jednym systemem. Gdy uznają, że ich interesy są zagrożone, nie będą mieli nic przeciwko podziałowi Iraku na trzy para-państwa: kurdyjskie, sunnickie i szyickie.

4. Ta sytuacja wepchnęła Irak w wojnę religijną, zwłaszcza po wydaniu fatwy przez ajatollacha Alego al-Sistaniego, jednego z bardziej charyzmatycznych szyickich duchownych, do noszenia broni i zapisywania się do wojska.

5. Jesteśmy prawie pewni, że istnieje również ukryty plan. Uważamy, że jednym z celów wojnyjest otoczenie i zniszczenie demokratycznego ruchu masowego Kurdów w Zachodnim Kurdystanie (Syryjskim Kurdystanie) i jego lokalnej administracji. Ten ruch udowodnił, że istnieje alternatywa dla państwa narodowego, starego systemu neoliberalnego i jego władzy. Udowodnił też, że ruch masowy nie musi podążać drogą Arabskiej Wiosny, która skończyła się wybraniem islamskiej władzy. Ponad to, ten ruch udowodnił, że walka możliwa jest bez wsparcia USA, Unii Europejskiej i ich agentur. Udowodnił, że rewolucja powinna zaczynać się w społeczeństwie, który tworzy lokalne środowiska podejmujące swoje decyzje samodzielnie i dla samych siebie. Istnienie tego ruchu nie jest zbieżne z interesami polityków i neoliberalizmu, więc następnym krokiem jest atak na Zachodni Kurdystan.

W związku z powyższym, my (Kurdyjskie Forum Anarchistyczne) mamy zamiar przyjąć wypowiedzenie wojny, która została nałożona na Irakijczyków, wierzymy w organizowanie się poza partiami politycznymi, podżegaczami wojennymi i instytucjami państwowymi i rządowymi wewnątrz swoich miejsc pracy, uczelniach, sąsiedztwie i ulicach celem walki przeciwko wojnie, niesprawiedliwości, biedzie, głodowi, nierówności, represjom i brutalnemu systemowi państwa, korporacji, finansjery, neoliberalnych mediów oraz agentów.

Kurdyjskie Forum Anarchistyczne
18.06.2014
http://www.anarkismo.net/article/27113

https://cia.media.pl/nato_i_islamscy_fundamentalisci_historia_owocnej_wsp... https://cia.media.pl/spojrzenie_z_bliska_na_syryjska_rewolucje_anarchista...

Evo Morales: W przeszłości Bank Światowy był wrogiem, teraz jest przyjacielem

Świat | Publicystyka | Tacy są politycy

Evo Morales, pierwszy rdzenny prezydent Boliwii kojarzony jest jako antyimperialista i antykapitalista. Jednak w Boliwii spotykamy się ze sporą ilością jego krytyki o charakterze nie reakcyjnym, a postępowym.

Wygrywając wybory prezydenckie w 2005, 2009 i ostatnio w 2014, Evo Morales, lider Ruchu Na Rzecz Socjalizmu (MAS) został po raz trzeci prezydentem. Morales to pierwszy rdzenny prezydent tego kraju: antykapitalista, antyimperialista, ekolog i nadzieja dla całej światowej lewicy. Jednak wielu jego byłych towarzyszy oskarża go o odejście od swojego programu politycznego, przedstawianie wszystkich swoich krytyków jako prawicowych konspiratorów i używanie siły do uciszania ich.

MAS, zdobył w 2005 roku 54% głosów, w 2009 64%, a w 2014 60%. Morales powiedział na łamach Reutersa: „To była debata między dwoma modelami: nacjonalizacją i prywatyzacją. Nacjonalizacja wygrała ponad 60% poparcia”. Nie jest to pierwszy przypadek w którym Boliwia ma tylko dwie alternatywy: lewicowy rząd i prawicową opozycję.

Krwawa łaźnia w Syrii: wojna klasowa czy etniczna?

Świat | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

Arabska Zima

Jak długie wydają się trzy lata. We wczesnym roku 2011 wydawało się, że świeży powiew wiał ze Wschodu, rozchodząc się po całym świecie arabskim (1). Masowe protesty i strajki pracowników w Tunezji i Egipcie przeraziły klasę rządzącą do tego stopnia, że poczuła potrzebę zdymisjonowania swoich głów państwa. Niedopałki rewolty podsycane były w poprzek świata arabskiego, i wreszcie nawet zdawały się wzniecać iskry na skalę całego świata w postaci ruchów Occupy i Oburzonych. Wszystko to po masowych ruchach w Iranie i Grecji sprzed paru lat dało milionom na całym świecie złudzenie, że klasa pracownicza zaczyna powracać do walki, że raz jeszcze zwykli ludzie chwytali się możliwości radykalnej przemiany swojego życia.

A jednak, zbliżywszy się do końca roku 2014, sytuacja nie wygląda tak optymistycznie. Na Bliskim Wschodzie konflikty w Iraku i Syrii zdają się być złączone w jedną etno-sekciarską wojnę, która nawet dziś grozi przelaniem się na sąsiednie kraje, Liban i Jordania wyglądają na najbardziej na to narażone. Na wschodniej Ukrainie wojna domowa na niskim poziomie trwa pomimo początkowego zawieszenia broni. W ciągu tych krótkich trzech lat przeszliśmy z sytuacji, w której walka klas zdawała się powracać do sytuacji, w której klasa pracownicza zamiast chwytać się szansy na walkę o swoje własne interesy, dała nura głową w dół w coraz głębsze i głębsze walki etniczno-sekciarskie.

Arabska zima zdała się nadejść niemal tak szybko, jak wiosna wypuściła pierwsze pędy. O ile mogło to być dla niektórych trudne do dostrzeżenia, jako że dali się porwać entuzjazmowi ruchu nie zauważając w ogóle kierunku w którym zmierzał, oznaki pojawiły się najpóźniej w marcu. W Tunezji i Egipcie klasa pracownicza została zmobilizowana wo bronie swoich interesów. W obu krajach to strajki mas pracowników wstrząsnęły państwem. Jednakże, w innych krajach tak nie było. Konflikt w Libii nigdy nie posiadał takich cech charakterystycznych nawet na samym początku. W Libii, arabska wiosna nabrała cech bratobójczej wojny plemiennej. Interwencja mocarstw zachodnich po stronie buntowników nie zrobiła nic innego jak tylko popchnęła konflikt dalej w tym kierunku. Niemniej jednak dalej na wschodzie warzyły się potencjalnie o wiele groźniejsze wydarzenia.

Podczas gdy konflikt w Libii był w istocie walką między rywalizującymi plemionami, walka w Lewancie i Mezopotamii nabrała o wiele głębszego sekciarskiego charakteru, mającego potencjał do rozprzestrzenienia się daleko poza granice jednego państwa, i objęcia całego regionu. Walki w zarówno Syrii jak i Bahrajnie nabrały takich cech. Syrią, krajem gdzie większość ludności to arabscy muzułmanie wyznania sunnickiego, rządzą członkowie szyickiej mniejszości, którzy mają skłonność do polegania na wsparciu innych mniejszości. Odwrotnie w Bahrajnie, sunnicka monarchia rządzi ludnością w większości sunnicką. Zmartwiona szyicką mniejszością w swoich własnych krajach, Rada Współpracy Zatoki Perskiej (GCC), organizacja monarchii naftowych z Zatoki pod przywództwem Arabii Saudyjskiej, wysłała czołgi celem stłumienia tego szyickiego powstania w środku marca. W tym momencie stało się zupełnie jasne, że konflikt przestał być szeregiem wydarzeń „krajowych” i stawał się teraz sekciarską walką wszerz całego regionu, której głównymi bohaterami była Arabia Saudyjska, i GCC wraz z Turcją po stronie sunnickiej, oraz Iran, Syria i frakcje w Iraku i Libanie po drugiej.

Oczywiście było wielu na lewicy takich, którzy, tak jak w Libii, widzieli w Syrii prawdziwą rewolucję pracowniczą. Inni, świadomi reakcyjnej, sekciarskiej natury dużej części ruchu protestowego, bronili państwa syryjskiego w imię sekularyzmu, antyimperializmu lub jakiejkolwiek ideologii jakiej mogli użyć, żeby zatuszować przemoc morderczego, krwawego państwa. Anarchiści w szczególności, lecz nie tylko oni, byli podatni na gadanie o demokratycznych komitetach i samoorganizacji rewolty. Wielu upierało się przy tych cechach nawet gdy stało się coraz bardziej jasne, że wojna zmieniała się w wielostronną krwawą łaźnię, w której różne etniczne/sekciarskie gangi kontrolowały siłą populacje. Oczywiście, jako komuniści również zgadzamy się, że nie może być prawdziwego ruchu klasy pracowniczej bez samoorganizacji pracowników. Jednakże, utrzymujemy także że nie może być rad pracowniczych bez walki pracowniczej. Lokalna demokracja nie jest sama w sobie czymś rewolucyjnym. W wielu krajach pracownicy mogą głosować na swoich lokalnych przedstawicieli odpowiedzialnych za prowadzenie usług komunalnych, i w wielu krajach niewielu z nich to obchodzi.

Co obdarza rady pracownicze ich treścią rewolucyjną to nie ich demokratyczne formy, lecz fakt że reprezentują pracowników w walce. Wojna w Syrii przyniosła początkowy wybuch entuzjazmu w walce z reżimem. Ludzie tworzyli różne komitety i rady, ale to nie była walka pracownicza. Ostatecznie gdy zbrojne gangi przejęły kontrolę nad tym co nagle stało się wojną, entuzjazm i ruch ludowy zamarły. Oczywiście niektóre komitety pozostały, lecz byli to po prostu uzbrojeni ludzie wydający rozkazy. Wielu, lecz nie wszyscy na lewicy, zdawało się dostrzegać ten błąd. Tak jak od początku twierdzili internacjonaliści, nie było w tej strojnie postępowej strony. Wyglądało na to, że jakaś lekcja została wyciągnięta.

I wtem nadeszło Kobanê...

Bohaterowie- Da'esz i PKK

Od środka września małe miasto Kobane na granicy turecko-syryjskiej znalazło się w centrum uwagi całego świata, gdy Da'esz rozpoczęło oblężenie mające na celu zdobycie miasta. Raz jeszcze lewica wznowiła swoje kibicowanie temu, co jest w istocie jedynie kolejną fazą większej sekciarskiej walki toczonej w regionie. Ten moment w walce jest przedstawiany niemal jako walka między światłem a mrokiem przez dużą część lewicy. W narożniku dobra i światła mamy PKK, Partię Pracujących Kurdystanu, a w narożniku ciemności i zła mamy Da'esz, teraz świeżo przechrzczone na po prostu Państwo Islamskie.

Korzeni Da'esz należy szukać w Iraku pod koniec lat 90. ubiegłego wieku. Przeszło różne fuzje i zmiany nazwy, włączając w to bycie znanym w Iraku jako Al-Kaida, i w końcu pozostało przy nazwie Państwa Islamskiego Iraku pod koniec 2006. Rzeczą, która tak naprawdę zbudowała Da'esz w ciągu tych lat był rozwój sytuacji w Iraku w otwartą wojnę domową w 2006. Chociaż prezentowano ją na Zachodzie jako walkę z amerykańską okupacją, iracka wojna domowa miała cechy sekciarskiej walki między muzułmanami sunnickimi a szyickimi.

Irak był tradycyjnie państwem kierowanym przez członków jego sunnickiej mniejszości, rządzącej szyicką większością. Po ostatniej wojnie w Iraku obiecana amerykańska demokracja dała szyickiej większości większą reprezentację i kontrolę nad irackim rządem. Role się odwróciły. Szyiccka większość używa swojej władzy przeciwko sunnickiej mniejszości. Akty czystki etnicznej podobne do tych, jakich dopuszcza się Da'esz, popełniane są także przeciwko ludności sunnickiej dalej na południe w Iraku. Da'esz zdołało umiejscowić się jako przewodnia sunnicka siła w sekciarskiej wojnie domowej w Iraku. W tym czasie, zredukowali liczbę zagranicznych bojowników, i sprofesjonalizowali swoją strukturę militarną poprzez sprowadzenie byłych baasistowskich oficerów wojska i wywiadu. Ponadto opanowali politykę plemienną, co w następnych latach im wielce pomogło.

Wraz z początkiem wojny w Syrii, jedna z frakcji w Da'esz zaczęła infiltrować bojowników za granicą. Raz jeszcze przedstawiając się jako obrońca sunnickich muzułmanów przed okrucieństwami popełnianymi tym razem przez państwo syryjskie, i powoli wykorzystując plemienne sojusze i rozbieżności, oraz konflikty i fuzje jakie były rzeczą stałą wśród syryjskiej opozycji, wymanewrowała się na szczyt. Oczywiście wsparcie, polityczne, finansowe, jak i w postaci zasobów ludzkich, nadeszło z Arabii Saudyjskiej i niektórych z jej sojuszników w GCC, nie wspominając o wsparciu otrzymywanym z Turcji. Dla państw Zatoki w szczególności, Da'esz było bronią jakiej można było użyć w szerszej walce, skierowaną przeciw szyickiemu rządowi w Bagdadzie, i alawickiemu w Damaszku, dwóch z trzech głównych sojuszników ich ostatecznego wroga, Iranu.

Zdaje się, że Da'esz utraciło teraz wsparcie swoich stronników z Zatoki (2). Turcja jednak dalej zdaje się widzieć w nim jakiś użytek, jako narzędzie w walce o obalenie państwa syryjskiego, i jako młot do wymierzenia ciosu w jej trzydziestoletniego wroga, PKK.

Partia Pracujących Kurdystanu (PKK) prowadziła wojnę w południowo-wschodniej Turcji przez ostatnie trzy dekady. Tak jak Da'esz jest ona w swojej istocie etniczną milicją. Jej korzenie nie leżą w Syrii, lecz w Turcji. Niemniej jednak w ciągu jej długiej wojny ustanowiła sekcje w sąsiednich krajach z ludnością kurdyjską. Tak jak Da'esz, PKK również otrzymywała wsparcie od różnych państw, głównie Syrii, lecz także Iranu (dopóki irańska sekcja PKK nie zaczęła przeszkadzać państwu irańskiemu) i Rosji. Sugeruje się także że jej irańska sekcja, PJAK, otrzymywała pomoc z USA, i z pewnością próbowała pogłębić jakiekolwiek kontakty jakie ma z Ameryką, a rzecznik PJAK Ihsan Warya posunął się do stwierdzenia, że „PJAK naprawdę chciałaby być agentem Stanów Zjednoczonych”.

Syryjska sekcja PKK, Demokratyczna Partia Jedności (PYD), trzymała się z daleka od większości frakcji na początku wojny syryjskiej, zarówno Kurdyjskiej Rady Narodowej wspieranej przez rywala PKK, Demokratycznej Partii Kurdystanu Massouda Barzaniego, jak i Syryjskiej Rady Narodowej, którą uważała za zbyt blisko powiązaną z Turcją. W lipcu 2012, państwo syryjskie podjęło decyzję operacyjną o wycofanie większości oddziałów z kurdyjskich obszarów kraju by umożliwić ponowne rozmieszczenie ich przeciwko ofensywie opozycjonistów na Aleppo. Wkrótce potem PYD przejęła kontrolę nad rozległą większością regionu kurdyjskiego. To przejęcie zostało dokonane niewielką przemocą, i wielu sugerowało że PKK/PYD i państwo syryjskie zawarły między sobą układ. Co PYD zrobiło w syryjskim Kurdystanie od tego czasu, wielu postrzegało jako rewolucję społeczną.

Rewolucja w Rojavie

PKK prowadzi szeroko zakrojoną kampanię propagandową na Zachodzie. Artykuły opowiadające o walce w syryjskim Kurdystanie pojawiają się wszędzie w zachodnich mediach, od lewicowych magazynów po magazyn dla kobiet, Marie Claire. To, co niegdyś widziano w zachodnich mediach głównego nurtu jako autorytarną, stalinowską grupę nacjonalistyczną teraz stało się ruchem demokratycznym, ekologicznym i feministycznym, kierującym się filozofią zwaną „demokratycznym konfederalizmem”, przejętą od anarchisty Murraya Bookchina. Dla wielu w regionie, którym znajomy jest sposób działania PKK, bardzo ciężko w to uwierzyć. PKK jest organizacją o mrocznej przeszłości. Nawet jej uwięziony przywódca Abdullah Öcalan mówi o okresach „gangów wewnątrz naszej organizacji i otwartego bandytyzmu, organizowania niepotrzebnych, bezplanowych operacji, posyłania młodych ludzi tłumami na śmierć”. Historia PKK jest czymś, co dobrze zostało udokumentowane przez internacjonalistycznych krytyków (3). Nie tym chcemy się tu zajmować.

Dla nas problemem nie jest to, że PKK ma krwawą historię zbrodni przeciwko swoim własnym członkom i klasie pracowniczej. Oczywiście, ma taką historię. Nie jest to jednak niespodzianka. Praktycznie wszystkie nacjonalistyczne gangi mają podobną historię, i o ile wielu na lewicy którzy popierają te gangi pragnęłoby żeby nie miały, jest to czymś nieodłącznym. Nawet gdyby był jakiś dziewiczy ruch nacjonalistyczny nieskalany krwią klasy pracowniczej, i swoich własnych członków, nacjonalistyczna logika i tak by go popchnęła w tym samym kierunku, tak więc nie mamy tutaj zamiaru skupiać się na krwawej przeszłości PKK, lecz na jej stanowisku dzisiaj.

Wiele uczyniono w zachodnich mediach szumu wokół kobiecych jednostek milicji, a obrazki młodych kobiet w mundurach i z karabinami zdobią strony magazynów i strony internetowe. Mówiąc cynicznie, to się sprzedaje. Mamy tutaj oto te dzielne młode kobiety odpierające tych „islamskich barbarzyńców”. Wydział marketingowy PKK niewątpliwie zna swoją publikę. Gdyby zastanowić się nad tym chwilę, to nie jest wcale takie radykalne. Da'esz także ma wyłącznie kobiece grupy w oddziałach bojowych. Nie można sobie wyobrazić, żeby mieli grupy mieszane w grupie ultraislamskiej, lecz tak samo nie wyobraża sobie tego PKK, ani państwo irańskie, które także ma kobiece oddziały bojowe. Tak naprawdę PKK ma długą historię separacji płci a stosunki seksualne między płciami były od dawna karane, tak jak w każdej innej burżuazyjnej armii.

Jednakże jest to dla nich wielki propagandowy atut. Cel tej kampanii na Zachodzie jest dwojaki. Jednym z nich jest wykreślenie PKK z list organizacji terrorystycznych w różnych krajach. Wraz z pojawieniem się diabła Da'esz, linia PKK dla głównego nurtu jest taka, że te młode kobiety są tymi, które walczą z terrorystami. Linia, jaką sprzedają lewicą brzmi tak, że ma miejsce jakiś rodzaj społecznej rewolucji, w której zmieniają się stosunki między płciami. Anarchiści czynili porównania do rewolucji hiszpańskiej, które omawiamy w artykule towarzyszącym (4). Drugim celem tej kampanii jest uzyskanie praktycznego wsparcia od USA i Europy dla bojowników w Kobanê, co do tej pory się udaje jako że Amerykanie zrzucają broń i amunicję dla oblężonych oddziałów, i dostarczają wsparcia z powietrza.

Wracając jednakże do kwestii rewolucji; dla nas komunistów, rewolucja jest tworem klasy pracowniczej w walce o jej własne interesy. W toku tej walki klasa pracownicza nie tylko przemienia społeczeństwo, lecz także i samą siebie. W syryjskim Kurdystanie nie było ruchu klasy pracowniczej. Kontrolę nad miastami przejęła tam zbrojna grupa wypełniająca próżnię, jaka została po wycofaniu Syryjskiej Armii Arabskiej. Nie oznacza to że nie było poparcia dla PYD, tak jak wszędzie dzisiaj nacjonalizm na obszarach kurdyjskich jest silny. Wyrastały lokalne komitety, które przejęły kontrolę nad koniecznymi zadaniami, których zwykle podejmuje się szczebel samorządowy państwa. Da'esz także w wielu przypadkach pozostawia miejscowym załatwianie miejscowych spraw, i tak jak Da'esz, uzbrojeni ludzie utrzymali władzę na szczycie. Naczelny organ rządzący Rojavy, Najwyższy Komitet Kurdyjski jest organem złożonym nie z delegatów z komitetów niższego poziomu, lecz sojuszem dwóch grup politycznych, PYD, i wspartą przez Barzaniego KDP. Pomimo wszelkich demokratycznych pretensji, ostateczną kontrolę sprawują uzbrojone nacjonalistyczne gangi.

A nacjonalistyczny gang to jest to, czym jest PKK. Jak wspomnieliśmy wcześniej PKK, pomimo nieco pstrokatej historii z grupami mniejszościowymi w Turcji teraz zrobiło siebie obrońcą mniejszości w Kurdystanie. Jednakże nie tyczy się to, i nie może się tyczyć Arabów. Przy więcej niż jednej okazji Salih Muslim, jeden z przywódców PYD, mówił o „wypędzeniu Arabów”, i o możliwości „wojny między Kurdami a Arabami”. Żeby było jasne, Muslim ni mówi o wygnaniu wszystkich Arabów, „pewnego dnia ci Arabowie którzy zostali sprowadzeni na kurdyjskie ziemi będą musieli zostać przepędzeni”. Arabowie o których tutaj mówi to ci, których zostali przeszczepieni do tego regionu w ramach państwowej kampanii arabizacyjnej w 1973. Jednak biorąc pod uwagę demografię krajów bliskowschodnich (średnia wieku w Syrii to 22 lata), większość z „tych Arabów którzy zostali sprowadzeni na kurdyjskie ziemie” będzie tak naprawdę urodzona tutaj. Sam Muslim przyznaje, że ci Arabowie są w tym wszystkim „ofiarami”. Nie powstrzymuje go to jednak przed ogłoszeniem, że „wszystkie wioski, w których mieszkają należą teraz do Kurdów”.

Oczywiście Arabów tych nie da się już oddzielić od Arabów, którzy mieszkali tu wcześniej. Wielu z nich urodziło się w Kurdystanie, poślubiło miejscowych Arabów i Arabki, i miało dzieci a nawet wnuki. Jak PYD będzie ich rozróżniać, i co ważniejsze jak inni Arabowie zareagują na to gadanie o czystce etnicznej? To jest droga do konfliktu etnicznego jaki widzieliśmy wszerz Bliskiego Wschodu, szczególnie w sąsiednim Libanie, i w miejscach takich jak była Jugosławia i Irlandia Północna w Europie, wiele, zbyt wiele razy przedtem. Czegokolwiek lewica by nie mówiła o uczestnikach tych walk, podążają wiecznie pogłębiającą się spiralą ku coraz okrutniejszym konfliktom etnicznym i sekciarskim. Na początku najgorsze okrucieństwa mogą być „błędami”, strzelaniem do cywili dokonanym bez kierownictwa lub przyzwolenia przywództwa różnych nacjonalistycznych bojówek. Jednakże dla rodzin i przyjaciół ofiar ma to drugorzędne znaczenie. Oddają cios, i po morderstwie następuje okrucieństwo i masakra.

W środku wojny domowej między milicją kurdyjską, a tym co jest w istocie milicją sunnickich Arabów, takie wydarzenia będą miały miejsce. Nie ma znaczenia jak postępowo przedstawia się PKK. Logika sytuacji dyktuje, co się wydarzy. Dobrym przykładem byłaby masakra w Kingsmill w hrabstwie Armagh, w Irlandii Północnej w 1976. IRA, tak jak PKK, była uważana za „postępową, socjalistyczną” organizację, lecz dzień po tym jak protestanccy bojówkarze zastrzelili pięciu katolickich cywili, irlandzcy republikanie wyszli i zatrzymali autobus z robotnikami budowlanymi, wyprowadziło z niego jedenastu protestantów i zastrzeliło, zabijając dziesięciu z nich. IRA zaprzeczyła zaangażowaniu w ten atak. Jednakże nie powstrzymało to bojówek protestanckich przed wzięciem odwetu, i zabójstwa wet za wet trwały dalej.

Dla komunistów rewolucja nie może zostać przeprowadzona przez etniczne lub sekciarskie bojówki a walki między bojówkami różnym grup etnicznych czy sekciarskich będzie prowadzić jedynie do dzielenia klasy pracowniczej i wykorzystaniu jej do masakrowania się nawzajem.

Wojna klas czy wojna sekciarska?

To zagrożenie wojną etniczną/sekciarską zwiastuje niebezpieczeństwo na przyszłość. Ostatecznie pomimo różnic między PKK a Da'esz, podobieństwa między nimi są tym co je łączy. Socjalistyczny pokost nie powstrzymuje etnicznej milicji przed odegraniem swojej roli w eskalacji cyklu konfliktu etnicznego i czystki etnicznej. Jasnym jest, że w tej walce Da'esz jest agresorem, a PKK jedynie broni swojego terytorium. Jest także jasne, że w porównaniu z Da'esz, PKK wygląda pozytywnie postępowo. Nic z tego nie powstrzymuje żadnego z nich przed odgrywaniem swoich ról w intensyfikacji konfliktu etnicznego.

Oczywiście sympatyzujemy z Kurdami masakrowanymi przez Da'esz. Jednakże, w przeciwieństwie do innych na lewicy, internacjonaliści uznają że ci umierający po stronie Da'esz, także pochodzą głównie z klasy pracowniczej i chłopstwa. Tak jak wśród Kurdów, wielu wśród walczących dla Da'esz to ci, którzy stracili bliskie osoby w sekciarskiej masakrze dokonanej przez szyickie bojówki w Iraku, i przez rządzone przez alawitów państwo w Syrii. Ponadto po stronie Da'esz, tak jak u Kurdów, jest wielu młodych robotników i chłopów którzy zostali wcieleni do tych gangów.

W walce takiej jak ta, w której pracownicy i chłopi zarzynają siebie nawzajem w imię nacjonalizmu i religii, komuniści nie biorą stron. Ci którzy biorą strony w tej wojnie nie przyczynią się na dłuższą metę do żadnego postępowego zwycięstwa, lecz jedynie do dalszego podziału etnicznego, i zwiększonej militaryzacji regionu, z których żadne nie będzie korzystne dla klasy pracowniczej. Ironicznym zdaje się także to że wielu na lewicy, zwłaszcza tych wspierających PKK w Turcji, którzy od dawna stawali po stronie którejkolwiek lokalnej imperialistycznej potęgi lub pełnomocnika który sprzeciwiał się Ameryce, teraz kibicuje USA. Oczywiście, muszą wiedzieć że amerykańska interwencja w tej wojnie nie jest na pewno na korzyść ludu Bliskiego Wschodu, lecz zdaje się że bardzo szybko o tym zapomnieli.

Klasa pracownicza, ani na Bliskim Wschodzie ani w reszcie świata, nie jest wystarczająco silna by powstrzymać tę wojnę, tak jak w 1914 nie była wystarczająco silna by zatrzymać I wojnę światową czy ludobójstwo Ormian rok później. Udawać, że jest inaczej oznacza paść łupem złudzeń. Niemniej jednak, nie oznacza to że rewolucjoniści powinni pogrążać się w zajmowaniu w niej stron, i w działaniu w sposób jaki niemal na pewno doprowadzi do przedłużenia i nasilenia się konfliktu etnicznego/sekciarskiego. Ważne jest aby pamiętać, że oblężenie Kobanê jest jedynie chwilą w większej walce w poprzek całego regionu, prowadzonej przez pełnomocników różnych lokalnych imperialistycznych potęg. Turcja wraz z Saudyjczykami i GCC będzie dalej próbować obalić państwo syryjskie, a Turcja będzie kontynuować swoją terrorystyczną wojnę nie tylko przeciwko PKK, lecz także ludności cywilnej w tureckim Kurdystanie. Jest niemal nieuniknionym, że w zamian inne potęgi przeciwne tureckiej polityce zaczną wysyłać PKK broń by kontynuowała walkę z Turcją. Ostatnie demonstracje poparcia dla bojowników z Kobanê w Turcji przyniosły śmierć ponad trzydziestu ludzi, większość z nich z rąk państwa tureckiego, niektórych z rąk tureckich gangów nacjonalistycznych, i pociągnęły za sobą użycie przez państwa przeciwko demonstrantom czołgów po raz pierwszy od przewrotu z 1980. Tureckie siły zbrojne także, po okresie zawieszenia broni, wznowiły ataki na PKK w Turcji. Oczywiście Turcja jest tutaj agresorem, lecz kiedy PKK odpowiada tym samym i zabija paru tureckich poborowych, nie jest to pierwsza rzecz jaka przychodzi na myśl pogrążonym w żałobie matkom, krewnym i przyjaciołom... i tak spirala nienawiści etnicznej, która z kolei prowadzi do przemocy, morderstwa i masakry, będzie trwać.

Alternatywa jaką internacjonaliści stawiają wobec tego to walka klas. Może wydawać się teraz odległa, lecz minęły ledwie cztery lata odkąd strajk pracowników TEKEL w Turcji naprawdę wydawał się przełamywać bariery między pracownikami kurdyjskimi a tureckimi, i doprowadził do o wiele szerszej fali strajków. 2013 przyniósł masywne demonstracje w całej Turcji, sprowokowane brutalnością policji przeciwko protestującym w stambulskim parku Gezi. Trzy lata od arabskiej wiosny może wydawać się teraz długim czasem, lecz w takich czasach zmiany te mogą odbywać się bardzo, bardzo szybko. Chociaż klasa pracownicza wygląda dziś na słabą, walki w których klasa pracownicza walczy o własne interesy powrócą w przyszłości, i są one jedynym rozwiązaniem przezwyciężającym etniczny i sekciarski podział poprzez jednoczenie pracowników jako pracowników, nie jako Kurdów, Turków, Arabów i Persów, czy też sunnitów, szyitów, chrześcijan bądź jezydów.

D. Valerian 28/10/14

Glosariusz

Kto jest kim w Kurdystanie- krótkie podsumowanie

PKKPartia Pracujących Kurdystanu. Organizacja polityczna i militarna tureckich Kurdów, początkowo marksistowsko-leninowska (tj. stalinowska), założona w 1978 przez Abdullaha Öcalana (w więzieniu w Turcji od 1998). W stanie wojny z państwem tureckim od 1984.

PYD Demokratyczna Partia Jedności. Syryjska gałąź PKK założona w 2003.

YPG Powszechne Jednostki Obrony. Wojskowe skrzydło PYD.

KNCS Kurdyjska Narodowa Rada w Syrii. Niejednolite zgrupowanie kurdyjskich organizacji politycznych przeciwnych PYD i pod patronatem KDP.

KDP Kurdyjska Partia Demokratyczny. Założona w 1946 przez Mustafę Barzaniego, przewodzi jej teraz jego syn, Masud. Jest siłą rządzącą w KRG.

KRG Kurdyjski Rząd Regionalny. Powołany po upadku Saddama Husajna w Iraku przez KDP Masuda, jest wiernym sojusznikiem USA.

PUK Patriotyczny Związek Kurdystanu. Założony w irackim Kurdystanie w 1975 po rozłamie wewnątrz KDP. Dominuje w południowej części irackiego Kurdystanu, a jej przywódca Dżalal Talabani był prezydentem Iraku w latach 2005-14.

Przypisy

(1) Po nasze podejście do tego patrz http://www.leftcom.org/en/articles/2011-08-10/the-unfinished-business-of...

(2) Patrz ten artykuł dla bardziej szczegółowej analizy szerszego konfliktu imperialistycznego http://www.leftcom.org/en/articles/2014-10-15/iraq-the-new-caliphate-is-... . Jest także aktualizacja dotycząca materialnych korzeni konfliktu na http://www.leftcom.org/en/articles/2014-10-30/is-%E2%80%93-imperialist-b...

(3) Artykuł na http://en.internationalism.org/icconline/201304/7373/internationalism-on... jest bogaty w szczegóły dotyczące historii PKK, łącznie z interesującą sekcją o jej postawie wobec kobiet.

(4) Patrz http://www.leftcom.org/pl/articles/2014-10-30/w-rojavie-wojna-ludowa-nie...

Źródło: http://www.leftcom.org/pl/articles/2014-11-01/krwawa-%C5%82a%C5%BAnia-w-...

Oświadczenie w sprawie demonstracji antyfaszystowskiej 8.11.2014

Publicystyka

Zbliża się dzień 11 listopada – dobrze wiemy, co to oznacza dla mieszkańców i mieszkanek Warszawy. Smutnym rytuałem stało się w ostatnich latach terroryzowanie miasta przez nacjonalistyczne bandy, których „patriotyzm” polega na przemocy, nienawiści i poniżaniu, fizycznym oraz symbolicznym, wszystkich „innych”. Osoby o innym kolorze skóry, orientacji seksualnej czy narodowości, ludzie słabsi i ubodzy – najprawdopodobniej znów staną się celem ataków. A gdy opadnie kurz, za zdemolowanie miasta zapłacimy my – jego mieszkańcy.

Zdajemy sobie sprawę, że nie wszyscy idący w tzw. „Marszu Niepodległości” uczestniczą w tych atakach, tak jak nie wszyscy podzielają neofaszystowskie poglądy jego organizatorów. Mając na względzie historię, wiemy jednak, że rozwój i zbrodnie faszyzmu w XX w. nie byłyby możliwe bez akceptacji ze strony „zwykłych obywateli”.

Dziś, tak jak wtedy, kryzys gospodarczy staje się źródłem swoistego odrodzenia skrajnej prawicy w Europie. W Grecji, Francji, na Węgrzech oraz w innych krajach, gniew i frustrację usiłuje się przekierować z winnych kryzysu elit na kozły ofiarne: imigrantów, osoby LGBTQ, bezrobotnych. O prawdziwych intencjach Ruchu Narodowego świadczy ponowne zaproszenie działaczy m.in. węgierskiego Jobbiku, włoskiej Forza Nuova – skrajnie prawicowych organizacji jawnie odwołujących się do faszyzmu, a także oficjalne wzorowanie się na neonazistowskim, greckim Złotym Świcie.

W obliczu rosnącego zagrożenia, nie możemy pozostać bezczynne. Zapraszamy wszystkich i wszystkie na Weekend Antyfaszyzmu. Dnia 8. listopada, w przeddzień rocznicy Nocy Kryształowej, otworzy go demonstracja „Razem Przeciwko Nacjonalizmowi”.

Zbieramy się o 13.00 pod bramą Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie w okresie 20-lecia międzywojennego nożownicy z ONR terroryzowali żydowskich studentów.

Grupa „Razem Przeciwko Nacjonalizmowi”

Kanał XML