Lokatorzy

Warszawa: Blokada eksmisji!

Lokatorzy
2011-10-24 09:00
2011-10-24 12:00

Komitet Obrony Lokatorów wzywa wszystkich do pomocy w zablokowaniu bezprawnej eksmisji na bruk starszej lokatorki mieszkającej w mieszkaniu przy ul. Sempołowskiej 3 m. 115 w Warszawie (nieopodal pl. Zbawiciela).

Eksmisja na bruk ma się odbyć w poniedziałek 24 października o godz. 9:00 rano.

Lokatorka nie otrzymała nawet żadnego pomieszczenia tymczasowego, a jedynie listę noclegowni dla bezdomnych.

Co więcej, właściciel lokalu - Wojskowa Agencja Mieszkaniowa - nie uzyskała nawet wyroku sądowego nakazującego eksmisję. Jest to więc działanie bezprawne.

Jeśli zależy Ci na tym, by lokatorzy nie byli skazywani na bezdomność i jeśli liczą się dla Ciebie czyny, a nie słowa - staw się na blokadzie eksmisji!

Warszawa: Komitet Obrony Lokatorów odwiedził miejsce zsyłki na Przeworskiej, by nie dopuścić do eksmisji

Kraj | Lokatorzy

Hotel robotniczy przy ul. Przeworskiej 1 w Warszawie, jest owianym złą sławą miejscem, gdzie władze dzielnic i prywatni właściciele zsyłają lokatorów, których chcą się pozbyć, bez zapewniania im lokali zamiennych na stałe.

Komornicy wykonują eksmisję do pomieszczenia tymczasowego (czyli baraku, w którym nie może być mowy o zaspokojeniu potrzeb ludzi starszych i chorych, gdzie nie ma nawet osobnych łazienek). Po kilku miesiącach, lokatorzy hotelu trafiają na bruk. Wtedy już nie przysługuje im żaden lokal i stają się bezdomni. Komitet Obrony Lokatorów nazwał ten proceder "eksmisją na bruk na raty".

Działacze Komitetu Obrony Lokatorów, wraz z córką ciężko chorej kobiety eksmitowanej praktycznie na bruk, odwiedzili hotel robotniczy, gdzie miała być tymczasowo zesłana.

W zeszłym tygodniu, dzięki zaangażowaniu dziesiątek lokatorów, doszło do skutecznego zablokowania eksmisji ciężko chorej kobiety. Mieszkanka dzielnicy Gocław miała trafić właśnie do hotelu robotniczego na ul. Przeworskiej. Blokada utworzona przez lokatorów sprawiła, że komornik nie był w stanie fizycznie dokonać eksmisji. Jednak eksmisja została jedynie przełożona na 25 października. Aby nie mogła się odbyć w ogóle, konieczne było zablokowanie możliwości zsyłki do hotelu robotniczego na ul. Przeworskiej.

Warszawa: Proces działacza Komitetu Obrony Lokatorów

Kraj | Lokatorzy

Dziś, w sądzie dla Pragi-Północ przy ul. Terespolskiej odbyła się sprawa Marka Jasińskiego, działacza Komitetu Obrony Lokatorów, który został oskarżony o zorganizowanie niezarejestrowanej pikiety pod Urzędem Dzielnicowym Praga-Północ. Podczas pikiety, która odbyła się w marcu b.r., lokatorzy domagali się poważnego potraktowania problemów lokatorów kamienic reprywatyzowanych i lokatorów oczekujących latami na przyznanie lokalu socjalnego. Z powodu tragicznej śmierci działaczki Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, Jolanty Brzeskiej, znaczna część wystąpień była poświęcona jej pamięci i jej walce.

Demonstracja była spontanicznie zorganizowana na wieść o śmierci Jolanty, dlatego też nie została zarejestrowana. Jednak wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2008 r. ustalił, że spontaniczne zgromadzenia powinny być traktowane jako cecha zdrowej demokracji. Oskarżony bronił się, powołując się na ten wyrok.

Na sali obrad obecnych było około 30 lokatorów, którzy przyszli wesprzeć oskarżonego i Komitet Obrony Lokatorów. Podczas rozprawy zeznania złożyło trzech świadków. Proces został odroczony do 20 grudnia.

Kraków: Smutny finał śmiesznego ogłoszenia

Kraj | Lokatorzy

Pod koniec września na krakowskim gumtree można było zobaczyć śmieszne ogłoszenie. Od razu wszystkie większe (głównie humorystyczne) portale podłapały temat, ogłoszenie stało się popularne na całą Polskę. No bo co mógł pomyśleć statystyczny czytelnik? Właściciel domu ma nieuczciwych i nielegalnych lokatorów (pewnie meneli), więc wpadł na niezwykle kreatywny pomysł pozbycia się nich: wynajęcia mieszkania grupce ciągle imprezujących studentów, których tryb życia wykurzy dotychczasowych mieszkańców. Niestety "statystyczny" człowiek tak widzi sprawę. Dodatkowo autor ogłoszenia zarzeka się, że jest uczciwym, ciężko pracującym i poważnym przedsiębiorcą, oszukanym przez dwoje nieuczciwych, lokatorów. Narzeka na polski system prawny, który nie chroni wystarczająco interesy takich jak on i pozwala mieszkać niechcianym ludziom w jego domu.

Jednak krakowscy dziennikarze postanowili sprawdzić jak na prawdę wygląda sytuacja. I okazało się kto tu jest nieuczciwy. Prawda była taka, że Chora na stwardnienie rozsiane i cukrzycę emerytka Stanisława Szymula, nie znająca kulisów prawa, bardzo potrzebująca pieniędzy, wzięła kredyt od przedsiębiorcy z Jaworzna, Rafała K. Biznesmen wprowadził ją w błąd, twierdząc, że akt notarialny jest tylko zabezpieczeniem długu. Nieświadomie pani Szymula sprzedała swój dom za niecałe 10% ceny... Gdy sprzedaż domu wyszła na jaw, zrozpaczone małżeństwo zawiadomiło prokuraturę o oszustwie, ale ta szybko umorzyła postępowanie. Bardziej wnikliwy okazał się sąd okręgowy, który orzekł, że umowa jest nieważna. Ale już sąd apelacyjny uznał ważność aktu notarialnego.

Warszawa: Skutecznie zablokowana eksmisja dzięki solidarności lokatorów

Kraj | Lokatorzy | Protesty

Dziś w Warszawie, w dzielnicy Gocław, doszło do blokady eksmisji ciężko chorej kobiety w starszym wieku. Eksmisja miała nastąpić do lokalu tymczasowego w hotelu robotniczym na ul. Przeworskiej, gdzie komornicy rutynowo wyrzucają niechcianych lokatorów. Taka eksmisja nie jest niczym innym niż eksmisją na bruk, gdyż hotel robotniczy jest przyznany tylko na miesiąc - później lokatorzy muszą się wyprowadzić (już bez prawa do innego lokalu). Nielegalne praktyki komorników i władz samorządowych zostaną zalegalizowane od listopada dzięki uchwalonej nowelizacji tzw. "Ustawy o ochronie praw lokatorów".

Lokatorka ledwie tydzień przed eksmisją zwróciła się po pomoc na dyżur do stowarzyszeń lokatorskich, m.in. Komitetu Obrony Lokatorów. Aktywiści doszli do wniosku, że nie było innej możliwości niż fizyczne zablokowanie eksmisji. Część organizacji była sceptyczna wobec tego pomysłu, bojąc się "posądzenia o zadymiarstwo". Jednak lista kontaktowa, wypracowana w trakcie licznych porad lokatorskich, zadziałała i około 70 lokatorów, w tym wielu starszych i niepełnosprawnych, stawiło się na blokadzie eksmisji. Obecni byli członkowie głównych stowarzyszeń lokatorskich działających w Warszawie, oraz wiele osób wspierających.

Nowa synekura dla Jakubiaka-Pinokia

Blog | Lokatorzy | Tacy są politycy

Wiceprezydent Warszawy, odpowiedzialny za gospodarkę nieruchomościami i politykę lokalową, Andrzej Jakubiak, przechodzi na synekurę do rządu. Jak donoszą media, premier powierzy mu funkcję szefa Komisji Nadzoru Finansowego. „Gazeta Wyborcza” wystawiła urzędnikowi piękną laurkę:

„Uważany jest za wzorowego, merytorycznego urzędnika. Ale ceniono go też za hardy charakter. W 2007 r. został wysłany do dzielnicowego ratusza na Pradze-Północ, gdzie rządził PiS-owski burmistrz nieuznawany przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Wiceprezydent przez jakiś czas próbował doprosić się o udzielenie mu głosu. Gdy dzielnicowi działacze go ignorowali, wstał i huknął pięścią w pulpit mównicy. [...] W 2008 r. pilotował niezwykle trudną ze względów społecznych reformę czynszów komunalnych. Udało mu się doprowadzić do uchwalenia podwyżki czynszów, które wcześniej były zamrożone przez dziewięć lat i należały do najniższych w kraju. Drugą zmianą było zróżnicowanie wysokości czynszów w zależności od lokalizacji mieszkania i wprowadzenie ulg dla najuboższych. (sic!)”

Kto śledził trochę sprawy protestów lokatorskich, ten wie ile w tym nieprawdy. Wystarczy przypomnieć matactwa Jakubiaka w sprawie obniżenia kryterium dochodowego uprawniającego do najmu mieszkań komunalnych (obniżka – czyli ograniczenie liczby osób uprawnionych – została przedstawiona przez Jakubiaka jako „podwyższenie kryterium”). Rzekoma „kompetencja” Jakubiaka miała się przejawiać m.in. w tym, że nie umiał odróżnić kwoty brutto od kwoty netto.

Jakubiak wykazał się też nieraz arogancją wobec lokatorów na licznych akcjach protestacyjnych, takich jak okupacja Ratusza i Biura gospodarowania nieruchomościami.

Warszawa: Proces wytoczony przez kamienicznika przeciw działaczce lokatorskiej

Lokatorzy
2011-10-11 09:40
2011-10-11 12:00

We wtorek, 11 października 2011 r. o godzinie 9.40 w sali nr 203 Sądu Rejonowego dla Warszawy Mokotowa przy ul. Ogrodowej 51A odbędzie się rozprawa sądowa naszej koleżanki, Ewy Andruszkiewicz i jej syna, Łukasza Łozowskiego.

Z pozwem wystąpił znany mecenas, książę herbu własnego, magister Hubert Dominik Massalski, który ponad rok temu zabrał naszej koleżance dach nad głową oraz 1/3 emerytury, a teraz żąda 40 tys. zł odszkodowania za bezumowne zajmowanie lokalu, choć właściciel lokalu nigdy nie rozwiązał umowy najmu, a Łukasz Łozowski wprawdzie wychował się w tym mieszkaniu, ale nie mieszkał w nim od czasu, gdy przestało być własnością gminy Warszawa Mokotów.

Komitet Obrony Lokatorów prosi o liczne przybycie i wsparcie dla Ewy i Łukasza w nierównej walce z kamienicznikami!

O prawie do dachu nad głową w zaskłotowanej bibliotece

Blog | Lokatorzy

W sobotę 1 października w Warszawie, po zakończonej demonstracji przeciwko eksmisjom i w obronie sprzedanych lokatorów, skłotersi z "Syreny" otworzyli opuszczony budynek biblioteki, gdzie odbył się wiec lokatorski.

Następnie przedstawiciele Kolektywu Syrena odczytali wspólną deklarację mówiącą między innymi o tym, że prawo do dachu nad głową jest ważniejsze niż zyski kamieniczników. (fot. Joanna Erbel).

Warszawa: Demonstracja z okazji Dnia Lokatora na warszawskiej Pradze

Kraj | Lokatorzy | Protesty

Dziś w dzielnicy Praga-Północ odbył się protest lokatorski w ramach międzynarodowego Dnia Lokatora. Protest zorganizował Komitet Obrony Lokatorów, wraz z ośmioma innymi stowarzyszeniami działającymi w obronie lokatorów poszczególnych kamienic w całej Warszawie (m.in. z ul. Siennej, Hożej, Jagiellońskiej, Wileńskiej, Przemysłowej, z Ursusa i z Muranowa). Akcja była protestem przeciw narastającym naruszeniom praw lokatorów, które przejawiają się w bezprawnym przekazywaniu nieruchomości razem z lokatorami, drastycznych podwyżkach czynszów, ignorowaniu potrzeb mieszkaniowych obywateli i zaniedbywaniu zasobów komunalnych przez władze miasta.

Protestujący zebrali się na rogu ul. Floriańskiej i al. Solidarności, po czym przemaszerowali ulicami Jagiellońską, Okrzei, Targową, Wileńską i Inżynierską, zatrzymując się pod kamienicami dotkniętymi reprywatyzacjami, gdzie lokatorzy otrzymują eksmisje na bruk i gdzie właściciele odcinają bezprawnie dostęp do wody bieżącej. Lokatorzy mieszkający w tych kamienicach opowiedzieli o swojej bieżącej sytuacji. Celem skoncentrowania się na realnych historiach mieszkańców było wzmocnienie wzajemnej solidarności uczestników ruchu. Poniżej także film z protestu.

Reprywatyzacja dotknie lokatorów również w Serbii

Świat | Lokatorzy

Serbscy parlamentarzyści przyjęli w poniedziałek ustawę o zwrocie własności skonfiskowanej przez władze po II Wojnie Światowej. Wprowadzenie tej ustawy było warunkiem ewentualnego przystąpienia Serbii do Unii Europejskiej.

Zwrot będzie się odbywał w naturze tam, gdzie to jest możliwe. Zostanie też utworzony fundusz o wartości 2 miliarda euro na pokrycie odszkodowań. Szacuje się, że na liście spadkobierców znajduje się 150 tys. osób. Dla lokatorów zamieszkujących nieruchomości, które będą podlegały zwrotowi niezwykle ważne będzie to, czy władze zapewnią im inne lokale zamienne. Prawdopodobnie jednak wprowadzony zostanie dziki model zwrotów nieruchomości wraz z "żywym inwentarzem" - znany z Polski. (taiwannews)

Billboardy, city-lighty, transparenty: mobilizacja przed dniem lokatora

Kraj | Lokatorzy | Protesty

 dzień lokatora Warszawscy lokatorzy kontratakują!

Jeszcze przed międzynarodowym dniem lokatora niecierpliwi mieszkańcy postanowili odzyskać miasto: przestrzenie oddane w ręce rynku – billboardy i city-lighty - przejęła zdeterminowana starsza pani w rękawicach bokserskich. Ironicznie podszywając się pod kolejną ofertę rynkową, głosi hasło: „Lokatorzy to nie towar!”; krzyczy „brońmy się przed eksmisją!” wysoko trzymając gardę.

Tym samym, „bezkompromisowa lokatorka” symbolicznie przekazała miastu, że skończyły się długie lata poniżenia, łamania podstawowych praw człowieka, wrzucania do piwnicy i kontenerów – nie będziemy czekać aż tam zgnijemy. Koniec z wywłaszczaniem mieszkańców dla zysku – tak jak warszawiacy sami wynieśli kamienice z powojennych gruzów, tak znów muszą sami wydrzeć sobie prawo do życia w nich. Władze miasta i kraju, które tolerują lub aktywnie wspierają tortury wobec lokatorów nie dają nam innego wyjścia. Lokatorzy kontratakują – wszystkich nas nie spalicie!

Łódź: Czy miasto to firma?

Kraj | Lokatorzy
2011-10-01 14:00
2011-10-01 16:00

Miasta Polski przeżywają kryzys mieszkalnictwa. W skali kraju brakuje około 1,5 mln mieszkań. Nic nie zapowiada, aby sytuacja się zmieniła – wydatki państwa na mieszkalnictwo pozostają na poziomie najniższym od dziesięcioleci. Na dodatek zmieniła się ich struktura własności – przeważająca ilość nowo wybudowanych mieszkań na rynku to mieszkania prywatne. Samorządy wycofują się z utrzymywania zasobu komunalne...go prywatyzując go. Przez miasta przelewa się fala podwyżek czynszów – Bydgoszcz, Gdańsk, Inowrocław – jutro kolejne. Działania te stale pogarszają sytuację materialną mieszkańców, zwłaszcza tych najuboższych – zajmujących lokale komunalne i socjalne.

Mieszkańcy miast, oczekujący w długich kolejkach na przydział mieszkania komunalnego bądź socjalnego, są traktowani przez władze jako kwestię, którą trzeba zatuszować najprostszym i najtańszym kosztem. W całej Polsce osiedla kontenerowe budowane są na obrzeżach większych aglomeracji. Ich mieszkańcy są pozostawieni samym sobie wraz ze starymi i nowymi problemami.

Niewygodna lokatorka

Lokatorzy | Publicystyka

Jolanta Brzeska przez cztery lata była nękana przez nowego właściciela domu. Aż znaleziono ją spaloną w Lesie Kabackim.

Wysoki i niezawisły sąd, zobowiązany do wnikliwego zbadania każdej sprawy, potrzebował ośmiu posiedzeń i ponad dwóch lat, by stwierdzić, że Jolancie Brzeskiej należy się wprawdzie zwrot 1,2 tys. zł z 1445 i 11 gr., jakie nadpłaciła w formie zaliczek na poczet opłat za zużyte media w 2006 r., ale figę zobaczy. W majestacie prawa sąd zmusił ją dodatkowo do zwrotu kosztów instancji odwoławczej na rzecz człowieka, który przywłaszczył sobie równowartość jej miesięcznej emerytury.

Goście na obiedzie

Po 60 latach mieszkania w tym samym domu, w sobotnie popołudnie 2006 r., podczas rodzinnego obiadu, państwo Brzescy mieli wizytę. Do mieszkania wtargnął tłum obcych ludzi. Radośnie oświadczyli, że właśnie odzyskali nieruchomość. Brzescy kończyli jeść zupę. Gościnna zazwyczaj Jola nie podzieliła się z nimi miską strawy. Nie zaproponowała nawet herbaty. Jakby przeczuwała kłopoty. Oszołomiona patrzyła, jak obcy myszkują po jej kątach i bawią się we wspominki z dzieciństwa. Nikt z nich nie zbliżał się jeszcze do emerytury, więc nie mogli mieć wspomnień z tego mieszkania. Tylko jeden, brzuchaty, niczego nie wspominał. Rozparty w fotelu w salonie wgapiał się łakomie w talerze z zupą.

Potem spotykali się w sądzie. Gdzieś znikł tłum spadkobierców, a jako jedyny właściciel mieszkania Brzeskich ostał się ten brzuchaty z wiecznie głodnym spojrzeniem. Jak wynikało z akt sprawy, Marek Mossakowski. Wytoczył im proces o eksmisję oraz o bezumowne zajmowanie lokalu i udowodnił, że przez 60 lat Jola okupowała jego mieszkanie bezprawnie. Dalibóg, w wieku czterech lat, kiedy wprowadzała się do tego domu z rodzicami i dziadkami, nie miała mocy decyzyjnej w sprawie miejsca zamieszkania. A Mossakowski nie mógł być właścicielem, bo nie było go jeszcze na świecie. Sprawa o eksmisję do dziś nie znalazła finału. W czerwcu była kolejna rozprawa. Już bez Joli. We wrześniu nastąpi ciąg dalszy.

Pod koniec 2007 r. Brzescy byli zmuszeni złożyć w sądzie pozew o zwrot nadpłaty za media, bo po raz pierwszy nie otrzymali żadnego rozliczenia. W mieszkaniu mieli zamontowane liczniki poboru wody. Z obliczeń wynikało, że między zaliczkami, które wnieśli z tytułu opłat dla zakładu wodociągów, a kosztem faktycznego zużycia powstała różnica ponad 1,2 tys. zł. Nowy właściciel, mimo obowiązku przedstawienia im rozliczeń do 30 kwietnia, milczał. Podobnie ustanowiony przez niego zarządca, Hubert Massalski. W maju Brzescy wystosowali pismo, w którym domagali się rozliczenia. Nie mieli wprawdzie pojęcia, gdzie szukać pana właściciela, ale w pismach, które otrzymywali od zarządcy w sprawie opuszczenia lokalu i opłat za bezumowne zajmowanie go, był adres: skrytka pocztowa nr 61. Wysłali jeden list polecony, drugi, wreszcie trzeci z groźbą skierowania sprawy na drogę sądową. Zero reakcji.

Tajemniczy meldunek

Pozew Brzeskich wpłynął do sądu 16 października 2007 r. Rozprawa została wyznaczona na 3 stycznia 2008 r. Nastąpiła jednak komplikacja. Podczas próby wtargnięcia nocą bandy podpitych młodych ludzi z diaksą (to taka piła tnąca metal) do mieszkania Brzeskich wyszło na jaw, że mają lokatora. Bez ich wiedzy wmeldował im się Marek Mossakowski. Policja przybyła z interwencją, widząc przerażenie dwojga starszych ludzi, tłumaczyła im jak dzieciom, że osoba zameldowana ma prawo wejść do mieszkania wraz ze znajomymi. – NO, NIE! – Jola, która od pamiętnego obiadu w asyście spadkobierców pilnie studiowała kodeksy cywilne i karne, z głowy rzucała artykułami zabraniającymi właścicielowi nękania lokatorów i odwiedzania ich bez uprzedzenia, zwłaszcza w środku nocy.

Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów do dzisiaj nie ustaliła, kogo należało ukarać za nocną awanturę i postawienie na nogi całej kamienicy. Marek Mossakowski został administracyjnie wymeldowany, ale nikt się nie pofatygował, by ustalić, w jaki sposób w ogóle mógł się zameldować. Kazimierz Brzeski ciężko odchorował tę sytuację. Po nocnym spotkaniu z Mossakowskim uzbrojonym w diaksę chudł z dnia na dzień i niknął w oczach. W grudniu 2007 r. pogotowie zabrało go do szpitala. Po tygodniu już nie żył.

Na styczniową rozprawę państwo Brzescy się nie stawili. W lutym trzeba było sprawę odroczyć do zakończenia postępowania spadkowego, które w imieniu wdowy i osieroconej córki przeprowadzał Marek Mossakowski. Sąd wyznaczył kolejny termin na listopad. Tym razem nie przyszedł Mossakowski. Sędzia przyjął tylko stanowisko Joli i postanowił ogłosić wyrok 17 grudnia. Nie ogłosił jednak, bo adwokat pozwanego, podający się za mecenasa książę Hubert Massalski, udowodnił, że nieobecność strony na rozprawie była wynikiem błędu sekretariatu, który nie wpisał na wezwaniu numeru sali, wskutek czego pobłądzili w wąskich korytarzach. Sąd otworzył więc zamknięty przewód i zobowiązał Brzeską do udokumentowania roszczenia.

Może ta pani się nie myje?

Przed następną rozprawą, na którą Jola przygotowała teczkę rachunków, listonosz przyniósł przekaz pocztowy. Marek Mossakowski przesłał jej 636,93 zł tytułem zwrotu nadpłat wraz z odsetkami, jak zaznaczył. Ona jednak nie przyjęła daru. Sędzia był zszokowany. – Dlaczego pani odmówiła przyjęcia przekazu? – zapytał z naganą w głosie. – Ponieważ kwota nie była zgodna z moim roszczeniem – odpowiedziała spokojnie Jola i usiadła.

Miesiąc później sytuacja się powtórzyła. Między rozprawami przyszedł kolejny przekaz na tę samą kwotę. I znów został odesłany. Książę mecenas na początku rozprawy długo rozwodził się o aspołecznej postawie powódki i braku możliwości ugody. Wysoki Sąd był wyraźnie poirytowany. Toż to pół emerytury Brzeskiej, a ona śmie kaprysić!

– Jak się panu wydaje – zwrócił się sędzia do mecenasa Massalskiego – skąd się biorą tak duże nadpłaty pani Brzeskiej?

– Nie wiem – odpowiedział arystokrata. – Może ta pani się nie myje? Zażenowany sędzia spuścił oczy i nerwowo zaczął przerzucać kartki w aktach. Wreszcie odważył się zadać to samo pytanie Joli. Robiła wrażenie nieporuszonej, tylko rumieniec na policzkach zdradzał stan jej ducha.
– Bo się nie myję – odpowiedziała, trzymając dumnie uniesioną głowę.
– Ja panią zaraz usunę z sali! Pani bezczelność i aroganckie zachowanie znane są w całym tym budynku. Nie pozwolę...

Sędzia długo zrzucał na Brzeską swoje frustracje. Na koniec zażądał, by udokumentowała, jakie faktycznie były należności za media.

Ba! Całą dokumentację miał w rękach duet Mass-Moss. Sąd miał prawo zażądać od nich rozliczeń, ale dla Brzeskiej były niedostępne. Przepisy mówią, że administrator budynku może udostępnić tajne dane o wodzie i ściekach tylko prawowitemu właścicielowi lokalu. Dorota Chróścikowska, zarządca budynku częściowo przejętego przez Mossakowskiego, wiedząc, że przez trzy lata nie odprowadził on ani złotówki z czynszów pobieranych od lokatorów za wodę czy wywóz śmieci, podjęła ryzyko popełnienia przestępstwa. Dała Joli rozliczenie mediów w mieszkaniu Brzeskich za 2006 r. Rzeczywista kwota wynosiła 1445,11 zł. Książę oskarżył ją potem w Ministerstwie Infrastruktury o brak kompetencji zawodowych.

Na kolejnej rozprawie Jola przedstawiła dokument. Sędzia był w szoku. – Ja nie mogę zasądzić kwoty, jaka się pani należy, bo w pozwie podała pani inną.

– Wszystko jest w porządku – odparła Jola. – Nie miałam dostępu do rozliczeń, więc podałam kwotę szacunkową i ona jest obowiązująca, a mnie w całości satysfakcjonuje. Sędzia nagle stał się życzliwy i usilnie starał się znaleźć zgodny z prawem sposób, by powódka odzyskała całą nadpłatę wraz z odsetkami. Bardzo ubolewał, że jest to niemożliwe. Jola była w euforii. Wszystkim wokół cytowała fragment uzasadnienia wyroku: „Twierdzenia pozwanego nie odpowiadają prawdzie i nie zasługują na uwzględnienie”. Zasuwaj z tym do Strasburga!

Mina jej zrzedła, gdy przyszło zawiadomienie z sądu okręgowego, że Mossakowski złożył apelację. Na rozprawie w trzecim już listopadzie, licząc od złożenia pozwu, arystokratyczny adwokat oświadczył, że w marcu 2009 r. Marek Mossakowski zbył udziały w nieruchomości, o czym Brzeska ma wiedzę od miesiąca. Wobec braku przedmiotu sporu pozew został skierowany do niewłaściwej osoby.

Trzyosobowy skład sędziowski nie miał wątpliwości, że siedzący na sali Marek Mossakowski, reprezentujący interesy nowej właścicielki, Barbary Zdrenki, prywatnie swojej mamusi, nie posiada mieszkania Brzeskich, a zatem nie może być pozwany ani oddać pieniędzy. Wyrok sądu rejonowego został zmieniony, a powództwo Brzeskich oddalone. Ponieważ jednak biedak się wykosztował na apelację, nakazano naprawić wyrządzoną mu krzywdę.

I tak sędzia sądu okręgowego, autorytet w sprawach cywilnych, któremu nie wolno było orzekać w tym procesie, jako że wcześniej popełnił ekspertyzę w tej sprawie na zlecenie Ministerstwa Sprawiedliwości, udowodnił, że Brzeska się czepia i nie ma racji.

– Jolka! Zasuwaj z tym do Strasburga! Jak ty tego nie zrobisz, to my z pielgrzymką pójdziemy tam piechotą – nawoływały staruszki, ofiary reprywatyzacji, które miały podobne spory sądowe.

– Wara od mojego wyroku! – Jolanta Brzeska przybierała czasem władczy ton. – Ja wiem, kto mnie okradł, i nie życzę sobie, by wypłacano mi odszkodowanie z pieniędzy podatników. Problemu wody i ścieków nie postawię na arenie międzynarodowej. Jeśli złodziej nie może oddać, trudno, pogodzę się ze stratą.

Nie mogła jednak się pogodzić. Napisała pisma do prezesa sądu okręgowego i do Krajowej Rady Sądownictwa, w których udowodniła, że wyrok pozostaje w sprzeczności z co najmniej czterema artykułami Kodeksu postępowania cywilnego. Nikt się tym nie przejął. Odpisano jej tylko, że wyroki sądu okręgowego uprawomocniają się w momencie ogłoszenia. Nie ma co z nimi dyskutować. Tak samo jak z boskimi.

Napisała też do Krzysztofa Kwiatkowskiego, ministra sprawiedliwości: „Szanowny Panie Ministrze! Gdybym ukradła dzisiaj Pana samochód, jutro go sprzedała, a pojutrze stanęła przed sądem, gdzie Pan by niezbicie udowodnił, że z mojego powodu poniósł określone straty materialne, czy sąd mógłby mnie uniewinnić z powodu braku przedmiotu sporu?”. Odpowiedź przyszła krótka i grzeczna. Urzędnik poinformował Jolantę Brzeską, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie ma takich uprawnień, by ingerować w prawomocne wyroki niezawisłych sądów.

PS Od wielu lat środowiska prawnicze bezskutecznie domagają się audiowizualnej rejestracji przebiegu procesów cywilnych. Niezawiśli sędziowie znajdują tysiące przeszkód natury formalnoprawnej, by do tego nie dopuścić. Na wszystkich rozprawach Jolanty Brzeskiej za monitoring robili jej przyjaciele. Każdy grymas i każde słowo niegodne sędziowskiej togi zostały zarejestrowane.

Ewa Andruszkiewicz

Kamienicznik

Marka Mossakowskiego okrzyknięto w stolicy kolekcjonerem kamienic. Sam mieszka w lokalu komunalnym przy Krakowskim Przedmieściu w kamienicy, o której zwrot ubiega się Hubert Massalski. Twierdzi, że jest spadkobiercą kilku kamienic w Warszawie, ale żadnej dotąd nie odzyskał. Z powodzeniem odzyskuje za to cudze nieruchomości, do których skupuje roszczenia. Nabywa też udziały w kamienicach od spadkobierców właścicieli i odgrywa rolę ich pełnomocnika. Jest postrachem miejskich lokatorów: podnosi czynsze, straszy eksmisją, kieruje pozwy do sądu i zazwyczaj każdą sprawę wygrywa. Skuteczność jego metod na własnej skórze odczuli lokatorzy z ulic Francuskiej, Nabielaka, Otwockiej, Dahlberga, Krakowskiego Przedmieścia i Hożej.

(na podst. Gazeta.pl, sierpień 2010) Spalona w Lesie Kabackim

1 marca 2011 r., dwa miesiące przed terminem kolejnego rozliczenia opłat za media, których i tak by nie rozliczono, na obrzeżach Lasu Kabackiego znaleziono spalone zwłoki Jolanty Brzeskiej, założycielki Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, aktywnej działaczki ruchu lokatorów pozbawianych dachu nad głową w ramach tzw. reprywatyzacji. Dochodzenie w sprawie jej śmierci prowadzone jest z taką samą skrupulatnością jak proces o zwrot nadpłaty za media. Od ponad pół roku zwęglone ciało Brzeskiej nabiera mocy urzędowej w lodówce zakładu medycyny sądowej. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów prowadziła najpierw dochodzenie w sprawie samobójstwa, teraz twierdzi, że było to nieumyślne spowodowanie śmierci. Od miesiąca dochodzenie prowadzi wydział zabójstw Komendy Stołecznej Policji.

Prokuratura mokotowska obiecała przyjrzeć się wszystkim procesom sądowym, które toczyły się w sprawie mieszkania na Nabielaka 9. Dotychczas nie zauważono związku między tragiczną śmiercią Jolanty Brzeskiej a ewidentnym bezprawiem, jakie w majestacie prawa zgotowano jej wielokrotnie za życia.

François Chateaubriand słusznie zauważył, że zraniona godność ludzka zawsze kryje w sobie zarodek śmierci. Godność Jolanty Brzeskiej była raniona i gwałcona wielokrotnie. Wciąż bez odpowiedzi pozostaje jednak pytanie: kim są rodzice tego zarodka?

(Przegląd)

http://media.wp.pl/kat,1022943,wid,13810444,wiadomosc.html

Transparent na dwóch kamienicach w centrum Warszawy przeciwko eksmisjom

Blog | Lokatorzy

Aktywiści wywiesili transparent przeciw decyzji reprywatyzacji kamienicy przy ul. Wilczej 62. Kamienica została przejęta przez jednego z "kolekcjonerów nieruchomości" dobrze ustosunkowanych z miejskimi urzędnikami - Jana Stachurę.

http://www.youtube.com/watch?v=lEizK_D9B5E

Polacy nie mają gdzie mieszkać

Kraj | Gospodarka | Lokatorzy

Wśród krajów UE trudniejszą sytuację mieszkaniową niż my mają tylko Słowacy. W Niemczech czy Danii na tysiąc mieszkańców przypada ponad 500 mieszkań. W Polsce tylko 350. A jest coraz gorzej.

Mimo powolnego rozwoju gospodarki z roku na rok narasta niedobór mieszkań. Przed dziewięcioma laty brakowało ich 950 tys., w roku ubiegłym liczba gospodarstw domowych była już o blisko 1,1 mln większa niż mieszkań – wynika z wyliczeń na podstawie danych GUS. O ogromnym dystansie, jaki dzieli nas od starych krajów Unii, świadczy to, że wskaźnik nasycenia mieszkaniami, jaki notujemy, one osiągnęły już 30 – 40 lat temu. Na przykład w Niemczech, Finlandii, Szwecji czy Danii przypada ponad 500 mieszkań na 1000 mieszkańców.

Ale to nie wszystko.

Kanał XML