Publicystyka

Dominacja Korporacji Zbrojeniowych

Publicystyka

Multikorporacje związane z przemysłem militarnym należą do największych korporacji. Największe zachodnie koncerny zbrojeniowe znajdują się w pierwszej setce korporacyjnych molochów. Przynoszą roczne zyski rzędu od kilkunastu do kilkudziesięciu miliardów dolarów. Do korporacji powiązanych ścisłe z przemysłem zbrojeniowym, czyli takich, które czerpią zyski z rozwoju i wzmożonej produkcji militarnej należą także potentaci przemysłu samochodowego, lotniczego i elektronicznego oraz koncerny wydobywcze czyli absolutna czołówka ekonomii globalnej. Nie zaskakuje fakt, że mają one tak istotny wpływ na politykę szeregu państw.

Wojenny Marketing

Publicystyka

WOJENNY MARKETING czyli jak dobrze zareklamować i sprzedać wojnę?

Weryfikacja przebiegu wojen i propagandy wojennej oraz wpływ ekonomii na tę ostatnią.

Odkąd świat stał się jednobiegunowy, konflikty i zbrojne napaście stały się czymś niemal powszednim. Wojna okazała się coraz częstszym narzędziem rozwiązywania sporów politycznych i gospodarczych. Dzięki mediom o oddziaływaniu globalnym: akty politycznego terroru, wywoływanie wojen przybrało charakter tendencyjnych przekazów o charakterze spotów reklamowych.

Na kilka kilkanaście miesięcy wcześniej, każda wojna poprzedzana była w mediach pojawianiem się masowo nieprzychylnych informacji dotyczących państw przeciw, którym przygotowywano militarną agresję. W ciągu ostatnich piętnastu lat kampanie militarne poprzedzane były wielomiesięcznymi kampaniami propagandowymi, akcje zbrojne akcjami reklamowymi mającymi ukazać przyszłe ofiary zaborczego konfliktu i globalistycznego terroryzmu o wymiarze militarnym jako dyktatury, siły antydemokratyczne czy …terrorystów.

Chomsky: Globalna dominacja

Publicystyka

Tekst z 2004 roku.

Spójrzmy na globalizację i jej powiązania z zagrożeniem wojną, być może nawet wojną ostateczną. Wersja globalizacji zaprojektowana przez "panów świata" cieszy się bardzo szerokim poparciem elit, podobnie jak tzw. umowy o wolności handlu, które "Wall Street Journal" nazwał bardziej uczciwie umowami o wolności inwestowania. Bardzo niewiele mówi się na te tematy, a najważniejsze informacje są po prostu przemilczane. Na przykład, minęło już 10 lat a stanowisko amerykańskich związków zawodowych wobec Północnoamerykańskiego Porozumienia o Wolnym Handlu (NAFTA), czy też wnioski Biura Ekspertyz Technologicznych przy Kongresie (the Office of Technology Assessment, OTA), znane są w zasadzie jedynie w środowiskach dysydentów. Oczywiście te zagadnienia nie są też tematem kampanii wyborczych.

Internacjonalizm w trójkącie trzech krajów. A. T. Pilarski i anarchosyndykalizm na Górnym Śląsku w okresie międzywojennym

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Odrzucenie istnienia idei narodów i państw, a tym sa­mym także granic, w żadnym politycznym ruchu XX wieku nie było tak wyraziste jak w anarchizmie i anarchosyndykalizmie. Właśnie to możemy przeczytać w deklaracji zasad niemieckiego syndykalizmu napisanej w 1919 roku przez Rudolfa Rockera.

„Syndykaliści odrzucają wszystkie wyznaczone samo­wolnie granice polityczne i narodowe; nacjonalizm widzą wyłącznie jako religię nowoczesnego państwa i odrzu­cają zasadniczo wszystkie próby osiągnięcia tak zwa­nej narodowej jedności, za którą kryje się jednak tylko władza klasy posiadającej. Syndykaliści uznają tylko różnice natury regionalnej i żądają dla każdej grupy na­rodowościowej prawa, które pozwoliłoby załatwiać swoje sprawy i specyficzne potrzeby kulturowe we­dług swojego zwyczaju oraz predyspozycji w solidar­nym porozumieniu z innymi grupami oraz związkami lu­dowymi.” [2]

Noam Chomsky: Świat. Jak ocalić demokrację?

Świat | Gospodarka | Kultura | Publicystyka | Tacy są politycy | Ubóstwo

Wywiad ukazał się w tygodniu "Polityka" w 2004 roku.

Noam Chomsky, intelektualny guru antyglobalistycznej lewicy, tłumaczy, co naprawdę dzieje się ze światem, ostrzega przed dyktaturą totalitarnych korporacji i „wirtualnego rządu” rynków finansowych, zapowiada kolejne fale niepokojów i wzywa do oporu w obronie prawdziwej demokracji.

JACEK ŻAKOWSKI: – Co się stało z Ameryką?

NOAM CHOMSKY: – Ameryka pęka. Podobnie jak reszta świata.

Dlaczego?

To jest trudniejsze pytanie.

Pan musi mieć odpowiedź.

Pewnie, że mam.

Więc co takiego się stało w Ameryce przez te cztery lata?

To trwało czterdzieści lat. Nie cztery. I działo się nie tylko w Ameryce. Zaczęło się w latach 60., kiedy odważyliśmy się głośno, publicznie rozmawiać o krzywdach, nieprawościach, zbrodniach, na których ten kraj zbudowano.

Czyli?

Czyli o ludobójstwie milionów pierwotnych Amerykanów, o zbrodni niewolnictwa, o potwornym wyzysku, rasizmie, seksizmie, nierównościach. To była rewolucja, która kompletnie zmieniła Amerykę i Amerykanów, a także dużą część Europy. Idąc do mnie przez campus MIT (Massachusetts Institute of Technology – największa uczelnia techniczna w USA) widział pan różnobarwny, dwupłciowy, wielorasowy tłum swobodnie ubranych i swobodnie zachowujących się ludzi. Gdybyśmy się tu spotkali 50 lat temu, zobaczyłby pan tylko zachowujących się niezwykle formalnie białych mężczyzn w ciemnych garniturach, krawatach, białych koszulach. Zmiana formy wyraża zmianę mentalności. Ta zmiana dokonała się w całej Ameryce. Wszędzie powstały grupy pokojowe, antyrasistowskie, ekologiczne, emancypacyjne, gejowskie... Miliony ludzi się w to zaangażowały.

To było słynne „zielenienie się Ameryki”.

Raczej cywilizowanie i uspołecznianie.

Ale potem pojawiły się przeciwne sygnały. Powstała cała literatura poświęcona zamieraniu społecznej aktywności Amerykanów.

To dotyczy raczej życia towarzyskiego czy środowiskowego. Aktywność polityczna może być co najwyżej mniej czy bardziej widoczna. Ameryka jest rozdrobnionym krajem. Europejczykom trudno to zrozumieć, ale tu pacyfiści z jednej dzielnicy Bostonu mogą nie mieć pojęcia o pacyfistach z jakiejś innej dzielnicy.

W latach „zielenienia” to było raczej nie do pomyślenia, bo wszyscy razem jechali na marsze do Waszyngtonu.

Kompletnie się pan myli. Nigdy za mojego życia Amerykanie nie byli tak zaangażowani w politykę jak teraz. Mam po parę publicznych wystąpień w tygodniu, za każdym razem przychodzą setki albo tysiące ludzi, ale całe dni zajmuje mi odrzucanie – z największą wdzięcznością – zaproszeń od setek środowisk działających w całej Ameryce.

To chyba coś nowego. Jeszcze kilka lat temu miałem wrażenie, że jest pan zupełnie zmarginalizowany. Jeden z moich harvardzkich rozmówców, kiedy go o pana pytałem, powiedział mi wtedy: „Ach, Chomsky – ten lingwistyczny dziwak z MIT”.

Ja nigdy nie byłem pieszczochem establishmentu. Uniwersyteckiego także.

To chyba jednak nie była tylko kwestia establishmentu. W latach 90. pańskich książek nie wystawiano w witrynach nowojorskich księgarń i nie trafiały one na listy bestsellerów.

Sprzedaż moich książek rzeczywiście systematycznie rośnie.

Jest więc zasadnicza różnica w stosunku do lat 90.?

A w latach 90. była zasadnicza różnica w stosunku do lat 70. Ten ruch ciągle rośnie, a z nim rośnie sprzedaż książek, liczba zaproszeń, kolejka po wywiady. Amerykanie coraz bardziej chcą zmiany.

Ale w wyborach coraz więcej głosów oddają na kandydatów prawicy.

To jest druga tendencja. Bo proces rozpoczęty w latach 60. wywołał reakcję elit. I to na całym świecie. Nie tylko w Ameryce. Rośnie aktywność polityczna i sprzeciw wobec istniejącego porządku, a jednocześnie nasila się presja, by tę aktywność uciszyć.

Czuje się pan „uciszany”?

Od lat 70. jesteśmy uciszani przez establishment z prawicy i lewicy.

Przez lewicę także?

Przez lewicowy establishment tak! W 1975 r. tak zwana Komisja Trójstronna złożona głównie z liberalno-lewicowych liderów Ameryki, Europy i Japonii ogłosiła raport zatytułowany „Kryzys demokracji”. Ich zdaniem głównym problemem świata był wówczas nadmiar demokracji w krajach demokratycznych. Zagrożenie widzieli w nadmiernej politycznej aktywności obywateli – kobiet, studentów, rolników, robotników – którzy domagali się realnego wpływu na decyzje rządów.

Z tego raportu pamiętam słynny tekst Huntingtona poświęcony szukaniu równowagi między rozwojem nowej masowej medialnej demokracji a możliwością skutecznego sprawowania władzy. Nie chodziło mu o to, „jak uciszyć nowych obywateli”, ale „jak sprawnie działać w nowej sytuacji”. Przestrzegał przed złym wpływem rozrywkowych mediów i odpowiadał: „Najlepsze lekarstwo na kryzys demokracji to więcej demokracji”.

Więcej? Ale dla kogo? Przede wszystkim dla elit. Obywatele, ich zdaniem, mają głosować i wracać do domu, powierzając rządzenie wybranej elicie. Elity zaczęły się martwić, że po wyborach obywatele nie chcą wracać do domu, że dalej obserwują, kontrolują, protestują, żądają. Elita chciała skończyć z rosnącym permanentnym naciskiem wyborców na władzę, którego wcześniej nie było.

Obawy Huntingtona brzmiały racjonalnie: obywatele powinni wybrać tych, którym ufają, a potem zostawić rządzenie fachowym politykom.

Czy pan naprawdę jest taki naiwny? Nie politykom, tylko korporacjom! Politycy establishmentu zaczęli się niepokoić, bo zobaczyli, że coraz trudniej jest im realizować interesy wielkich korporacji. Dlatego podjęli ogromne wysiłki, żeby ograniczyć pole demokracji. To był cel stworzenia wielkich prawicowych fundacji ideologicznych – takich jak Heritage Foundation czy American Enterprise Institute. Chodziło o przesunięcie całego pola publicznej debaty na prawo. O kontrolę nad gazetami, radiem i telewizją, o odzyskanie wpływu na uniwersytety. To się w dużym stopniu udało. Amerykańskie media są dziś dużo bardziej prawicowe niż większość społeczeństwa, a na uniwersytetach lewicowy dyskurs został wyciszony.

Może po prostu dziennikarze i profesorowie zniechęcili się do lewicowych poglądów?

To zniechęcenie kosztowało ogromne pieniądze.

Co konkretnie kosztowało ogromne pieniądze?

Budowanie ideologii neoliberalnej, zdobywanie dla niej wpływowych wyznawców, stypendia, programy badawcze, nagrody, konferencje, książki, periodyki. Stworzono potężną globalną infrastrukturę ideologicznej zmiany. I po kilku latach, pod koniec lat 70., te inwestycje zaczęły przynosić efekty w świecie anglosaskim. W Anglii do władzy doszła pani Thatcher, a w Ameryce Reagan.

Thatcher i Reagan doszli do władzy dlatego, że państwo opiekuńcze znalazło się w kryzysie.

Akurat w tych dwóch krajach? Zresztą w Ameryce państwo opiekuńcze nigdy nie powstało. A Anglia znalazła się w kłopotach po upadku imperium. Źródłem zmiany była ideologiczna presja, a nie gospodarka. Od wojny do połowy lat 70. w wielkiej części świata mieliśmy ćwierć wieku błyskawicznego rozwoju gospodarczego. To był złoty wiek nowoczesnego kapitalizmu. I był to stosunkowo egalitarny wzrost. W USA dolne 25 proc. społeczeństwa zyskało więcej niż górne 25 proc. Podobnie było w Ameryce Łacińskiej.

Ćwierć wieku po wojnie mechanizmy tamtej koniunktury zostały wyczerpane i trzeba było je zmienić.

Trzeba je było zmienić, bo nie odpowiadały tym, którzy mieli najwięcej pieniędzy. Chcieli mieć jeszcze więcej choćby za cenę spowolnienia rozwoju i zubożenia ogółu. Od czasu neoliberalnego zwrotu, czyli od połowy lat 70., zmniejszyło się tempo wzrostu, spadł poziom inwestycji, wzrosły nierówności. Gospodarka wciąż się rozwijała, ale wolniej i owoce wzrostu były dzielone coraz bardziej nierówno. W Stanach Zjednoczonych blisko 90 proc. społeczeństwa odczuło stagnację lub wręcz spadek dochodów. Natomiast górny 1 proc. gwałtownie się wzbogacił.

Zawsze bogaci stawali się coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi.

Nigdy w takim stopniu! To jest kompletny precedens historii gospodarczej. A na to nałożyło się jeszcze redukowanie instytucji bezpieczeństwa socjalnego, pomocy społecznej, praw pracowniczych. Większość krajów poszła tą samą drogą. Także w Trzecim Świecie. W Ameryce Łacińskiej od lat 70. wzrost jest bliski zeru i dramatycznie zwiększyło się rozwarstwienie społeczne, chociaż w latach 50. i 60. tamtejsze gospodarki szybko się rozwijały, a różnice społeczne malały.

I to pana zdaniem jest rezultat prawicowej reakcji na wydarzenia lat 60.?

To jest natychmiastowy, bezpośredni, zrozumiały i przewidywalny skutek liberalizacji rynków finansowych. Keynes przestrzegał przed tym 70 lat temu. Jeżeli uwolni się przepływ kapitału, jeżeli zniesie się cła i opodatkowanie wymiany walutowej, to pozbawia się rządy możliwości prowadzenia polityki społecznej koniecznej dla zachowania wewnętrznej równowagi. W globalnie wolnej gospodarce rządy narodowe muszą wybierać między niszczeniem społeczeństwa albo gospodarki. Teraz to dzieje się wszędzie. Dlatego demokracja staje się coraz bardziej nieznośna i trzeba ją ograniczać. Polityka neoliberalna na dłuższą metę niszczy nie tylko gospodarkę, ale też demokrację.

To brzmiałoby przerażająco, gdyby nie budujące przykłady azjatyckich cudów gospodarczych.

Ależ one były możliwe tylko dzięki temu, że w Japonii, Korei, Malezji czy Hongkongu nie respektowano neoliberalnych zasad.

A konkretnie których?

Zwłaszcza nie zrezygnowano z ochrony krajowych rynków i utrzymano ograniczenia w przepływie kapitału. Azjatyckie tygrysy dobrze sobie radziły, dopóki Ameryka, Bank Światowy i MFW nie wymusiły wprowadzenia neoliberalnych reguł. Wtedy wybuchł kryzys. Niech pan poczyta, co o tym pisał Stiglitz – były wiceszef Banku Światowego. Ale na dłuższą metę jeszcze bardziej niebezpieczne jest to, że kraje, które wchodzą do neoliberalnego młyna, faktycznie muszą się wyrzec demokracji i niepodległości.

Nie idzie pan za daleko?

Pan naprawdę nie widzi, że władzę przejmuje „wirtualny parlament” inwestorów i pożyczkodawców? Rządy muszą się z nimi porozumieć w każdej poważniejszej sprawie. Bez ich akceptacji nic nie można już zrobić. Jeżeli jakaś decyzja im się nie podoba, to z dnia na dzień zabierają pieniądze i waluta się wali, a gospodarka popada w ruinę.

Co w tym złego, że inwestorzy lokują pieniądze tam, gdzie mają z nich większe zyski?

Nie chodzi o doraźne zyski. Chodzi o kształt społecznego ładu. Na przykład o wymuszanie totalnej prywatyzacji. Wiadomo, że to jest ekonomiczny absurd, którego jedynym celem jest przesunięcie kolejnych dziedzin życia ze sfery publicznej, podlegającej demokratycznej kontroli, do sfery prywatnej, czyli w prywatne ręce.

W Polsce to, co pan nazywa „demokratyczną kontrolą” nad gospodarką, kojarzy się ze złodziejstwem i nepotyzmem skorumpowanych polityków, a „prywatne ręce” to jaśniejsze reguły i większa efektywność.

Korupcja polityków to oczywiście jest problem, ale można z nią walczyć, dopóki mamy instytucje demokratycznej kontroli. Kiedy funkcjonariusz publiczny narusza zasady, może się pan poskarżyć prokuratorowi, może go pan opisać w gazetach. Albo pójdzie siedzieć, albo go ludzie w przyszłości nie wybiorą.

Chyba że w prokuraturze siedzą równie skorumpowani koledzy tego polityka, a koledzy partyjni mimo wszystko wpiszą go na listę wyborczą.

Skorumpowane partie wreszcie stracą władzę, bo ludzie nie będą bez końca wybierali tych, którzy kierują się tylko własnym interesem. W odniesieniu do korporacji ta reguła nie działa. Wielkie korporacje są totalitarnymi instytucjami, w istocie pozostającymi poza demokratyczną kontrolą. Ich wewnętrzne reguły nie różnią się od reguł komunistycznej czy faszystowskiej gospodarki centralnie planowanej. Zwłaszcza po zniesieniu ograniczeń, którym podlegały dawniej. Często są już tak wielkie, potężne i blisko ze sobą związane, że faktycznie nie poddają się prawom konkurencji czy rynku nawet w skali globalnej. Siemens w Niemczech, Toshiba w Japonii i IBM w Ameryce blisko współpracują, bo chcą unikać konkurencji. Kapitalizm już nie jest taki jak w XIX w. Wielkie megakorporacje tworzą strategiczne sojusze luźno powiązane z kilkoma krajami i podlegające publicznej kontroli tylko w niewielkim stopniu. Prywatyzacja kolejnych przedsiębiorstw i całych sfer życia jeszcze wzmacnia ich siłę.

Ale zwiększa dobrobyt przyczyniając się do wzrostu wydajności.

Dokładnie na odwrót! Wielkie korporacje są nieefektywne, a ich wzrost spowalnia rozwój gospodarczy. Mają autokratyczne metody zarządzania, rozbudowaną biurokrację, wielkie systemy nadzoru, struktury zorientowane na zadowalanie przełożonych, a nie na efektywne działanie.

Gdyby tak rzeczywiście było, to by upadały.

Nie mogą upaść, bo wciąż są zasilane publicznymi pieniędzmi – z giełdy i z podatków. Zresztą zawsze mogą liczyć na pomoc polityków, których sponsorują, albo na wsparcie mediów, które posiadają lub którymi manipulują na wiele sposobów. Korporacje z jakichś powodów tracące ochronę spektakularnie padają.

Jeżeli nawet wielkie korporacje są mało efektywne, osłabiają rynek i psują demokrację, to trudno tak samo opisać cały prywatny sektor. Gdyby sektor prywatny z natury był nieefektywny, to kapitalizm nigdy by się nie rozwinął i nie stworzyłby bogactwa Zachodu.

Pan ciągle udaje, że kapitalizm jest taki sam jak 200, 100 czy 50 lat temu. A jest kompletnie inny! I ten nowy system narzuca ludziom nieracjonalne reguły. Weźmy służbę zdrowia. Wszyscy mamy z nią kłopot, bo zbyt drogo kosztuje. Liberałowie naciskają, by ją sprywatyzować. A to jest ślepa uliczka. Bo prywatna służba zdrowia jest droższa i gorsza. Ostatnio wydział medycyny Harvardu dokładnie to policzył, porównując kanadyjski system publicznej opieki medycznej z dwoma systemami amerykańskimi: publicznym Medicaidem i różnymi prywatnymi ubezpieczalniami. Różnica jest ogromna. W sektorze prywatnym koszty administracyjne są wielokrotnie większe. Ale także koszty Medicaidu, który działa na częściowo prywatnym rynku usług medycznych, są dużo większe od kosztów ponoszonych w systemie kanadyjskim.

Dlaczego?

Bo amerykańskim lekarzom biurokracja zajmuje dużo więcej czasu niż ich kolegom w Kanadzie. Po prostu sektor prywatnych korporacji jest dużo bardziej zbiurokratyzowany i swoimi biurokratycznymi standardami zaraża otoczenie. Korporacyjny mechanizm wymuszania standardów i kontroli kosztów jest potwornie drogi. W samych Stanach przeszło 3 mld dol. są marnowane na biurokratyczne systemy nadzoru w prywatnych ubezpieczalniach. Efektywność sektora prywatnego to już tylko iluzja.

Pan twierdzi, że przedsiębiorstwa państwowe są bardziej efektywne i gospodarka państwowa rozwija się lepiej od prywatnej?

Jeżeli działają w podobnych warunkach, to tak.

No to dlaczego komunizm skończył się wielką gospodarczą klapą?

Ależ to jest kolejna fantazja! System sowiecki był oczywiście potworny. Ale gospodarczo był dość efektywny. Od I wojny światowej do lat 60. Zachód był przerażony tempem wzrostu sowieckiej gospodarki. Niech pan porówna rozwój Rosji sowieckiej z rozwojem porównywalnie biednych krajów, które pozostały w obrębie świata zachodniego – na przykład z Brazylią. Niech pan zestawi ich poziom na przykład w roku 1920 i 1990.

A niech pan zestawi Polskę i Hiszpanię.

W Hiszpanię Zachód wpompował ogromne pieniądze, kiedy została przyjęta do Wspólnoty Europejskiej. A Polska nie była niepodległa i miała mieszany system gospodarczy. Nawet Bank Światowy uznał, że między 1920 a 1990 r. szybciej rozwijały się te biedne kraje, które nie były kontrolowane przez Zachód. To oczywiście nie znaczy, że mogły przegonić tę część Zachodu, która była wyraźnie bogatsza już dwa wieki wcześniej. To wszystko dobrze widać w statystykach. Ale jeszcze lepiej widać, że w krajach, które przez ostatnie 30 lat podporządkowały się neoliberalnym zasadom, wzrost gospodarczy radykalnie malał. Ten system jest efektywny tylko w jednej dziedzinie – w świadomym niszczeniu demokracji...

Umie pan to jakoś udowodnić?

To widać gołym okiem. Po pierwsze finansowa liberalizacja odbiera władzę demokratycznym rządom. Po drugie prywatyzacja przesuwa instytucje ze sfery publicznej do prywatnej. Nikt nam nie zabrania wybierać parlamentów i rządów, ale ich rola maleje. Prawdziwa władza przesuwa się do totalitarnych multikorporacji, które w rosnącej części kontrolują też media, więc mogą nam wmawiać, że wszystko jest wspaniale.

Pan chyba ma poczucie, że demokracja się kończy.

Demokracja słabnie. To stało się widoczne. Ale jednocześnie narasta opór wobec jej niszczenia. Jeszcze kilka lat temu niemal nikt nie kwestionował neoliberalnej drogi. W mediach i politycznych elitach przedstawiano antyglobalistów jako grupkę frustratów i szaleńców. Dziś nasz głos jest słyszalny i słuchany – także w wielkich mediach, na uniwersytetach, nawet w parlamentach.

Krytykę słychać dobrze, ale nie słychać o żadnej dobrej alternatywie, bo przecież do lat 60., do czasów narodowego państwa opiekuńczego już się nie cofniemy. Czy pan umie sobie wyobrazić dobrą globalizację?

Są oczywiste i powszechnie znane propozycje rozwiązań mogących zatrzymać niszczenie demokracji i pauperyzowanie społeczeństw. Przede wszystkim trzeba ograniczyć swobodny przepływ kapitału spekulacyjnego.

To powtarza wielu ekonomistów na czele z noblistą Josephem Stiglitzem i George’em Sorosem, ale jak to politycznie osiągnąć?

Do połowy lat 70. to się udawało. Tamtego systemu opartego na parytetach złota nie da się przywrócić, ale już wprowadzenie słynnego podatku Tobina, czyli opodatkowania międzynarodowych przelewów, dużo by zmieniło. W każdym razie pozycja rządów byłaby dużo mocniejsza, gdyby ryzyko gwałtownego odpływu kapitału zmniejszyła skuteczna bariera podatkowa.

Myśli pan, że to jest realne?

Dużo bardziej niż jeszcze 10 lat temu. Wtedy nikt z establishmentu – z pewnością nie Stiglitz i nie Soros – by tego pomysłu nie poparł. Ta świadomość narasta.

To załatwi problem dobrej globalizacji?

Jakąś część problemu. W każdym razie łatwiej wtedy będzie rozmawiać o innych absurdach. Na przykład o modelu ochrony praw intelektualnych w ramach WTO, które radykalnie naruszają zasady wolnego handlu, zapewniając wielkim korporacjom kontrolę nowych technologii. Gdyby taki system działał sto lat temu, żaden kraj bogatego Zachodu by się nie rozwinął. Ochrona patentowa poszła dziś tak daleko, że hamuje postęp i niszczy konkurencję.

Co z tym można zrobić?

Znieść! Wyeliminować! Niech pan spróbuje sobie wyobrazić, jak by dziś wyglądała na przykład motoryzacja, gdyby monopol na produkcję silników spalinowych miał ten, kto ten silnik pierwszy zbudował i opatentował? A współczesne prawo patentowe gwarantowałoby taki monopol. Te przepisy wprowadzono tylko po to, żeby chronić interesy multikorporacji farmaceutycznych i elektronicznych. Trzeba z tym szybko skończyć. Trzeba wrócić do tradycyjnego prawa patentowego, które gwarantuje prawa wynalazcy, ale nikomu nie daje monopolu. GATT, który był poprzednikiem WTO, miał dużo rozsądniejsze regulacje praw intelektualnych. Wystarczy do nich wrócić! To jest tylko mały, umiarkowany, konserwatywny krok, który jednak może dużo zmienić.

Guru antyglobalistycznej lewicy okazuje się być w gruncie rzeczy konserwatywnym miłośnikiem epoki zamkniętej pod koniec XX w.

Bo potem pod pozorem różnego rodzaju wolności władzę przejęły wielkie korporacje. Za pomocą różnych prawnych kruczków cały system został skrojony tylko na ich potrzeby. WTO przewiduje na przykład, że państwa mogą subsydiować swoją gospodarkę, jeżeli tego wymagają względy bezpieczeństwa. Haiti, USA, Polska mogą z tego prawa korzystać tak samo. Tylko że w przypadku Haiti i Polski to są raczej żarty. Natomiast w USA to już jest inna sprawa.

USA są militarną potęgą.

Ale pod pozorem badań służących obronie rząd USA z publicznych pieniędzy finansuje postęp technologiczny w wielkich korporacjach. Czym pana zdaniem jest MIT, na którym pracuję? Przecież to jest wielka korporacja publiczna, poprzez którą z pieniędzy podatników rozwija się technologie na potrzeby prywatnych korporacji. Tak działa cała nowa ekonomia. Biedne kraje nie mają prawa wspomagać swoich biednych chłopów, bo to narusza reguły konkurencji, ale bogatym krajom nikt nie broni pompowania ogromnych pieniędzy w rozwój technologii wykorzystywanych przez bogate multikorporacje. To jest typowy przykład hipokryzji neoliberałów. Słabsi i biedniejsi muszą się podporządkować regułom, które służą tylko bogatym i silnym, bo inaczej są jeszcze bardziej karani i niszczeni.

A winni są neoliberałowie?

Winni są ci, którzy opowiadając o równości, wolności, demokracji i rynku wprowadzają zasady niszczące równość, wolność, demokrację i rynek. W krajach demokratycznych obywatele powinni domagać się od władzy popierania takiego międzynarodowego porządku, który służy ludziom – nie tylko inwestorom. I to dotyczy nie tylko międzynarodowego porządku. Dlaczego ludzie godzą się na to, żeby rządziły nimi wielkie korporacje, czyli w istocie utrzymywane przez państwo prywatne tyranie. Komu są one potrzebne. W każdym kraju można to ograniczyć przez zmianę wewnętrznego prawa.

Bill Gates, na przykład, jest pana zdaniem utrzymywany przez państwo?

To jest oczywiste. Skąd się wziął Microsoft? Przecież on korzysta z wiedzy i technologii, które przez lata były tworzone za publiczne pieniądze. Wszyscy o tym wiedzą. Skąd się wzięły programy, konstrukcje komputerów, skąd się wziął Internet? Przecież to wszystko są technologie amerykańskiej armii. Cała jego zasługa polegała na tym, że skomercjalizował albo sprywatyzował to, co było publiczną własnością. To jest typowy przykład: koszty i ryzyko ponosi społeczeństwo, a zyski zostają sprywatyzowane. Korporacje mają prawo do zysków faktycznie bez ryzyka. Dlaczego to tak wygląda? Bo ludzie się na to godzą.

A jak się mają nie godzić?

Zmieniając te prawa w ramach demokratycznego systemu.

Polska jest w tym systemie niedawno, ale w Ameryce przecież nie jest lepiej. Więc co by pan radził ludziom początkującym na rynku?

Rynek to są żarty! Rynek to już przeszłość. Z tego musicie szybko zdać sobie sprawę! Od stu lat prawdziwy rynek znika. Sto lat temu brytyjskie sądy przyznały korporacjom taką podmiotowość prawną, jaką mają ludzie. Potem to poszło dalej. Dziś korporacjom wolno dużo więcej niż mnie albo panu i są dużo lepiej chronione przez prawo. A przy tym prawo wymusza na nich patologiczne działanie. Mają obowiązek maksymalizować zyski. To jest ich najważniejszy cel. Gdyby człowiek tak się zachowywał, uznalibyśmy to za patologię. Co więcej, korporacje zostały skazane na hipokryzję. Mogą robić coś dobrego dla innych tylko wtedy, kiedy to służy tworzeniu ich wizerunku. I co jeszcze gorsze, ten styl korporacyjnego, zakłamanego, skrajnie interesownego myślenia zaraża zwykłych ludzi.

Z tego by wynikało, że pana zdaniem korporacje są głównym wrogiem ludzkości.

Totalitaryzm jest wrogiem ludzkości. A XX w. stworzył trzy formy totalitaryzmu. Faszyzm, bolszewizm i korporacje. Jedna z nich wciąż istnieje. Czy to jest konieczne?

Skoro prawda wygląda tak prosto, dlaczego ludzie jej nie rozumieją i brną w to, co pan nazywa korporacyjnym totalitaryzmem?

Bo nasze demokracje są bardzo ograniczone. Dopóki istnieje skoncentrowana prywatna władza gospodarcza, demokracja będzie „cieniem władzy biznesu nad społeczeństwem” – tak pisał John Dewey, który nie jest żadnym anarchistą ani antyglobalistą, tylko czołowym filozofem społecznym amerykańskiego establishmentu. W takiej sytuacji polityka staje się żartem, a demokracja jest głównie grą pozorów.

Gdyby tak rzeczywiście było, to sytuacja byłaby beznadziejna. Ma pan wizję tego, co nas dalej czeka?

Ja nie zajmuję się przewidywaniem przyszłości.

Ale jakoś musi pan ją sobie wyobrażać. Richard Rorty uważa na przykład, że zanim powstanie jakiś nowy rozsądny porządek, czeka nas nowa globalna wojna trzydziestoletnia. To pana zdaniem jest prawdopodobne?

Pewnie możemy do tego doprowadzić, jeżeli korporacje wciąż będą rządziły światem, jeżeli będziemy kontynuowali taką globalizację i jeżeli Ameryka będzie prowadziła politykę zagraniczną Busha. Nawet oficjalni eksperci amerykańskiego wojska i wywiadu zgadzają się publicznie, że obecny wariant globalizacji prowadzi do pogłębiającej się stagnacji ekonomicznej, rosnących nierówności, nasilających się wrogości i aktów przemocy głównie przeciwko Stanom Zjednoczonym. Ale to nieprawda, że terroryzm jest dziś największym zagrożeniem. Największym zagrożeniem jest remilitaryzacja światowej polityki i powrót wyścigu zbrojeń. Polityka Busha już doprowadziła do tego, że Rosja i Chiny zwiększyły wydatki zbrojeniowe i wznowiły pracę nad nowymi broniami – także nad militaryzacją kosmosu. To oczywiście jest na rękę wielkim korporacjom realizującym wielkie zamówienia rządowe, ale nikomu więcej.

Pan wierzy, że Chińczycy i Rosjanie są dziś w stanie technologicznie konkurować z Zachodem?

Prawdopodobnie mają słabsze technologie. I tym gorzej dla nas. Bo to oznacza większą zawodność ich broni i większe ryzyko przypadkowego, niekontrolowanego konfliktu, który zniszczy wszystko.

Ma pan pomysł, jak tego można uniknąć?

To zależy, czy ludzie w Ameryce i na całym świecie będą w stanie powstrzymać taką politykę.

A będą?

Zachowania ludzi są nieprzewidywalne. Ale trzeba coś robić, nie wystarczy gadać.

Może ten system, który pan opisał, jest już tak potężny, że się go nie da zmienić.

Gdybyśmy mieszkali na Marsie, to mógłbym tak myśleć. Ale mieszkamy na Ziemi. Mówimy o naszym istnieniu, o życiu lub śmierci. Gdybanie nie ma sensu. Trzeba się przeciwstawiać. Wszyscy wiemy, jak potworne i potężne tyranie udawało się zniszczyć w przeszłości. Udało się z niewolnictwem, z faszyzmem, z komunizmem. Więc może i z tą nam się uda.

Jak?

To zawsze dzieje się tak samo – poprzez systematyczne, stopniowe, ofiarne wysiłki rosnącej grupy ludzi. Poprzez edukację, uświadamianie, sprzeciw. Nie ma i nigdy nie było żadnych czarodziejskich różdżek ani cudownych trików.

Ale może też nigdy siły status quo nie były tak potężne.

Kompletnie się pan myli. Status quo dawno nie było tak słabe jak dzisiaj. Trzyma się tylko na propagandzie, kontroli, przemocy, tworzeniu sztucznych konsumpcyjnych pragnień. Ten system jest słaby i można go pokonać. Jak ktoś chce się poddać, to proszę. Ale wtedy może lepiej od razu w łeb sobie palnąć. Mamy jeszcze wiele możliwości. Możemy z nich nie skorzystać, ale to jest nasz wybór. Żadnej konieczności nie ma.

Konkretnie: co pana zdaniem mogą zrobić ludzie w kraju takim jak Polska.

Słaby kraj ma małe możliwości. Największa odpowiedzialność spoczywa na Amerykanach. Ale jednak coś możecie zrobić. A od kiedy weszliście do Unii Europejskiej, możecie dużo więcej, bo Europa to jest już poważna siła. Nie chcę radzić Polakom, jakich wyborów mają dokonywać. Ale macie wybór i coś od was zależy.

----------------------------
NOAM CHOMSKY (76 lat), amerykański lingwista, filozof, działacz polityczny; twórca generatywnej gramatyki transformacyjnej, wniósł duży wkład w rozwój psycholingwistyki. Kieruje katedrą lingwistyki i filozofii w Massachusetts Institute of Technology. Niezmienny krytyk amerykańskiej polityki zagranicznej. Protestował zarówno przeciwko wojnie w Wietnamie jak i działaniom podejmowanym przez USA po 11 września 2001. Nazywany amerykańskim dysydentem nr 1.

TEORIA GRAMATYKI GENERATYWNO-TRANSFORMACYJNEJ NOAMA CHOMSKIEGO zrobiła w świecie humanistycznym karierę nieporównywalną z żadną wcześniejszą ideą. W rankingu „New York Times Book Review” Chomsky znalazł się w pierwszej dziesiątce najczęściej cytowanych humanistów wszech czasów, za Szekspirem, Bibliią i Freudem, przed Heglem i Cyceronem. Nie można dzisiaj uprawiać poważnie językoznawstwa bez określenia swojej pozycji wobec teorii, którą pół wieku temu ogłosił 29-letni profesor MIT. Chomsky wyznaczył wówczas nowy cel lingwistyki: właściwym przedmiotem studiów powinny być nie same akty językowe, ale twórcze umiejętności potrzebne ludziom do posługiwania się językiem. Jeżeli dziecko przyswaja sobie bez trudu nowy język nie posługując się żadną systematyką, a ludzie potrafią ze skończonego zasobu reguł swojego języka wygenerować nieskończenie wielką liczbę sensownych zdań, to istota gramatyki tkwi w procesach inicjujących i poprzedzających mowę. Dalej: jeśli zgodzimy się, że mówienie jest wrodzoną własnością mózgu, to gdzieś w nim jest także zapisana jedna uniwersalna gramatyka ludzkiego umysłu. Z gramatyk wszystkich języków ludzkich, a ściślej z ich formalnych warunków, można wyprowadzić definicję klasy potencjalnych gramatyk – aksjomatów zakodowanych w mózgu. Wygenerowany na gruncie tej definicji nowy język powinien być poprawny i naturalny z ludzkiego punktu widzenia.

źródło:
http://www.geocities.com/chomsky_popolsku/polityka.html

20 lat demokracji- 20 lat neoliberalnej zarazy

Publicystyka

Jeżeli jesteś już w tym miejscu, to znaczy, że chodź trochę zaciekawił cię tytuł notatki, poświęć mi jeszcze kilka minut i dowiedz się jak w Polsce od 20 lat panoszy się ideologia neoliberalizmu. W rzeczywistości wszystko zaczęło się nieco wcześniej, gdy w roku 80 w odpowiedzi na rządowe podwyższki cen mięsa, wybuch strajk w gdańskiej stoczni im. Lenina, na czele którego stanął charyzmatyczny Lech Wałęsa.

Fala strajków szybko rozprzestrzeniła na Pomorzu i w całym kraju. Nie tylko Polacy, ale cały świat zakochał się we Wałęsie, który jak się potniej okazało stał się zwiastunem upadku komunizmu w Europie Środkowo- Wschodniej. Moskwa nie mogła patrzeć na to spokojnym okiem, posługując się gen. Jaruzelskim w grudniu 81r. w Polsce wprowadzono stan wojenny, a tysiące członków i sympatyków wcześniej założonej Solidarności zostało internowanych. Na krótki czas wydawało się, że sytuacja została opanowana, gdy w ’88 przez kraj przetoczyła się kolejna fala strajków inspirowanych przez „S’. Wytoczona przeciw robotnikom siła nie zdołała uciszyć żądań Solidarności, w wyniku czego władza musiała siąść do rozmów z demokratyczna opozycją.

Między 6 lutego, a 5 kwietnia 1989r. w Warszawie oraz kilku innych miejscach toczyły się burzliwe obrady przy słynnym już „Okrągłym Stole”, gdzie miała zostać podjęta decyzja, w którą stronę powinna iść Polska. W tym czasie gospodarka Polski była w opłakanym stanie. Zadłużenie kraju wynosiło 40 miliardów dolarów, inflacja sięgała 600 procent, pojawiły się braki w zaopatrzeniu żywności i kwitł czarny rynek. To tylko kilka z bolączek polskiej transformującej się gospodarki. Ostatecznie Solidarność zdołała zdobyć większość miejsc w dwuizbowym parlamencie. Ale co dalej, co zrobić z palącymi problemami? Mamy wolność, ale ludzie nie mają nadal, co jeść. Amerykański prezydent Georg H. W. Bush pogratulował Solidarności zwycięstwa nad komunistami, ale jasno dał do zrozumienia, że nie odpuści spłaty 40- miliardowego długu.

Nowe elity polityczne stanęły przed kolejnym dylematem, czy realizować początkowe założenia związku tzn. przekształcenie przedsiębiorstw państwowych w robotnicze kooperatywy, czy wybrać inną drogę. Była to idealna okazja do wcielenia w życie „doktryny szoku”, czy jak ktoś woli ”kapitalizmu kataklizmowego” naczelnej doktryny Miltona Friedmana (ojciec neoliberalizmu) i jego studentów z Uniwersytetu Chicago, zajmujących na przełomie lat 80/90 wysokie stanowiska w MFW ( Międzynarodowy Fundusz Walutowy) i Banku Światowym (doktryna szoku wyniosła do władzy między innymi Pinocheta w Chile, czy gen. Suharto w Indonezji). „Doktryna szoku” opiera się na neoliberalnej świętej trójcy: deregulacji, prywatyzacji i drastycznych cięciach socjalnych.

Chicago boys i inni zwolnicy leseferyzmu między innymi Jeffry Sachs widzieli w transformujące się Polsce szanse na kolejny neoliberalny eksperyment. Demokratyczna władza znalazła się w potrzasku, albo realizować swoje pierwotne założenia bez wsparcia Zachodu, albo obrać neoliberalny kurs i stać się sługusami MFW. Wcześniej wspomniany Sachs nawiązał bliską współpracę z „S”, a później ministrem finansów Leszkiem Balcerowiczem. Apogeum nastąpiło 12 września 1989r. gdy premier Tadeusz Mazowiecki oficjalnie ogłosił, wcielenie w życie „Planu Sachsa” lub inaczej „terapii szokowej”, co oznaczało prywatyzację państwowego przemysłu, powstanie giełdy papierów wartościowych i rynki kapitałowe, drastycznie ciecia budżetowe oraz nieograniczoną wiarę w „niewidzialną rękę rynku”.

W ten oto sposób Solidarność odeszła od swoich pierwotnych planów. Sachs przewidywał, że radykalne reformy spowodują tylko „czasowe zakłócenia”, czy rzeczywiście? Bardzo szybko okazało się, że gospodarcze reformy nie przyniosły oczekiwanego cudu. Już po osiemnastu miesiącach rządów Solidarności jej robotnicza baza miała dość. W roku 1990 Solidarność zorganizowała 250 strajków, dwa lata później już 6000, a w’93 aż 7500, dzisiaj- nie ma tygodnia gdy nie słyszymy o strajkach. A co z symbolem „S”, stocznią w Gdańsku? Kto jest na bieżąco z wydarzeniami w Polsce dokładnie wie. O ironio losu „czasowe zakłócenia” trwają już przeszło 20 lat i nie widać ich końca, a rządy PO, polityków zakochanych w Friedmanowskim neoliberalizmie z pewnością ich nie zakończą.

Tak o to w Polsce już od 20 lat panoszy się zaraza neoliberalizmu, która służy tylko silnie ekonomicznym jednostkom, doprowadzając do coraz większej polaryzacji między gospodarczym establishmentem, a rzeszami polskich robotników. Obecnie współczynnik GINI w Polsce wynosi około 0,35(skala od 0-1) co, klasuje nas na jednym z ostatnich miejsc w Europie(współczynnik GINI mierzy dysproporcję między zamożnymi, a biednymi). Gnij w grobie Fridman!

Na podstawie: "Doktryna Szoku" Naomi Klein

Demonstracja pracowników okupowanej fabryki w Chersoniu - sprawozdanie anarchistów

Prawa pracownika | Protesty | Publicystyka

O okupacji fabryki maszyn w Chersoniu, we wschodniej Ukrainie, pisaliśmy już tutaj. Pracownicy postanowili okupować fabrykę, ponieważ nie otrzymali pensji od września 2008 r. i fabryka planowała grupowe zwolnienia. Pracownicy domagają się wypłat zaległych pensji oraz nacjonalizacji fabryki.

Poniżej przedstawiamy sprawozdanie krymskich anarchistów z pikiety, w której brali udział 7 lutego.

Noc przed zebraniem malowaliśmy transparenty i przygotowywaliśmy plakaty oraz plan działań. Do rana udało się namalować około 15 plakatów z hasłami: „Pracownicy i studenci razem”, „Dziś Chersoń, jutro cała Ukraina”, „Jedno rozwiązanie – opór”, „Fabryka i płace pod kontrolą pracowników”, "Rewolucja teraz”, itd., oraz wielki transparent: "Nie poddawajcie się - niech strajk trwa nadal".

Około 10 rano spotkaliśmy się z towarzyszami z Kijowa i natychmiast wyruszyliśmy w stronę przejętej fabryki, która znajduje się około 5 minut marszu od dworca. Rozdaliśmy nasze ulotki pracownikom. Zdziwiło nas to, że sami pracownicy uczynili tak mało przygotowań - widzieliśmy tylko kilka plakatów i bardzo niewiele ulotek, które rozdawali przechodniom.

Czekając na rozpoczęcie wiecu, rozmawialiśmy z pracownikami. Byli bardzo zadowoleni, że przyjechaliśmy, tym bardziej, że w samym Chersoniu nikt z "młodego pokolenia" nie zareagował na wydarzenia. Bierna reakcja ukraińskich anarchistów i aktywistów również była rozczarowująca. Szkoda, że w tak wielkim kraju jak Ukraina tylko tak niewiele osób przyjechało wesprzeć pracowników.

O godz. 11 rozwinięto flagi i plansze. Razem z pracownikami przeszliśmy pod budynek władz lokalnych, skandując po drodze różne hasła. Po drodze wielu pracowników i przechodniów pytało nas, dlaczego mamy czarną flagę. Niektórzy byli nastawieni agresywnie, a niektórzy po wyjaśnieniach się uspokoili. Jedna kobieta próbowała nawet usunąć jedną z aktywistek z demonstracji mówiąc: "nie potrzebujemy anarchistów, robimy to dla siebie, nie potrzebujemy żadnych partii".

Oczywiście, dążenie pracowników do niezależności bardzo nas ucieszyło – chociaż było to lekko komiczne z powodu obecności flag PSPU i CPU na przedzie pochodu. Podczas wiecu, wysłuchaliśmy wypowiedzi dużej liczby szefów i urzędników partyjnych, a nie naszych towarzyszy. Prawdę mówiąc, to było dość nudne i dołujące. Urzędnicy partyjni przypominali nam sowiecką przeszłość: jakie były wspaniałe płace, świadczenia socjalne, oraz że państwo było właścicielem fabryk.

Pod względem praw pracowniczych rzeczywiście wtedy mogło być nieco lepiej. Ale płace były niskie w porównaniu do ilości pracy, którą musieli wykonywać. Wiele produktów było bardzo niskiej jakości. Pracownicy uważali, że nie warto pracować dla tak niskich pensji, na terenie zakładów miało miejsce mnóstwo kradzieży. Pracownicy uważali, że własność należy do nich - w pewnym sensie mieli rację.

Ogólnie rzecz biorąc, poprzedni system, pomimo niektórych pozytywnych stron, był całkiem przegniły. Nie chodzi przecież o to, jaki rząd kieruje państwo. Samo państwo jest problemem. Państwo tak samo, jak i prywatni właściciele, jest wyzyskiwaczem, który myśli o pracownikach tylko przez pryzmat własnego interesu. Ponieważ własność prywatna istnieje krócej niż państwo, dla państwa korzystne jest traktowanie pracowników nieco lepiej niż u prywatnych właścicieli. Ale państwo dba tylko o własną wiarygodność i zysk.

Dlatego uważamy, że lepiej osiągnąć uspołecznienie, a nie nacjonalizację przedsiębiorstwa. Powstaje jednak pytanie: czy ludzie są na to gotowi?. “Wyzwolenie pracowników może być jedynie dziełem samych pracowników”. Warto to zachować na uwadze. Pracownicy nie powinni powierzać swojego życia i swoich warunków pracy ani burżujom, ani państwu. Mamy szczerą nadzieję, że nie posłuchają obietnic partii zabiegających o głosy i że nie poprą ich w następnych wyborach.

Po demonstracji, udaliśmy się wraz z pracownikami z powrotem do fabryki. Ludzie odnosili się już przyjaźnie do nas i do naszych flag. Uderzył nas fakt, że właściciel fabryki nadal kontroluje ochronę i może decydować kto wchodzi do środka, a kto nie.

W fabryce miały miejsce przemówienia o trudnej sytuacji życiowej, które były o wiele bardziej interesujące i szczere, niż przemówienia podczas demonstracji. Nic w tym dziwnego, ponieważ ludzie lepiej znają swoje problemy, niż urzędnicy partyjni.

Następnie przemawiał przedstawiciel “rolniczej burżuazji”, z pobliskiego gospodarstwa. Wyraził pochwałę dla fabryki i nadzieję, że przetrwa i że będzie działać, jak poprzednio.

Po spotkaniu podano posiłek. Nie był zbyt smaczny, ale przyjemnie było, że potraktowano nas jako honorowych gości.

Odnieśliśmy wrażenie, że część pracowników była bardzo bierna i niezdecydowana. Być może ich zachowanie wiąże się z “sowiecką przeszłością” i brakiem autonomii związków zawodowych i brakiem możliwości kolektywnego podejmowania decyzji organizacyjnych, gdy wszystkie decyzje były podejmowane odgórnie. To może tłumaczyć brak entuzjazmu i wahanie wobec tak radykalnej zmiany. Rozczarowało nas również to, że pracownicy nie mogą podejmować decyzji niezależnie we wszystkich sprawach, a muszą kontaktować się ze swoim przywódcą.

Choć demonstracja nie była tak radykalna, jakbyśmy chcieli i choć była nieco wyreżyserowana i zbyt dużą rolę odgrywały partie polityczne, ogólnie jesteśmy zadowoleni. Choćby dlatego, że nareszcie pracownicy zaczęli przejawiać świadomość klasową i zareagowali przeciwko skompromitowanej burżuazji i skompromitowanym partiom.

Krymscy anarchiści

Oryginalny tekst, po rosyjsku: http://news.zaraz.org/?n=1112

Mobilizacja NO VAT - coroczna demonstracja przeciw Watykanowi

Klerykalizm | Publicystyka

Poniżej przytaczamy oświadczenie sieci Facciamo Breccia, organizatorów corocznej demonstracji przeciw Watykanowi w Rzymie.

Osiemdziesiąt lat po podpisaniu traktatu lateranskiego pomiędzy Mussolinim, a Piusem XI (11 lutego 1929 r.), w pełni kryzysu systemu neoliberalnego, zmowa pomiędzy państwem autorytarnym a Watykanem, która jest podstawą konkordatu, nadal obowiązuje. Dziesięciolecia instytucjonalnej rehabilitacji faszyzmu znajdują oddźwięk w rewizjonistycznych poglądach Ratzingera na temat Piusa XI i Piusa XII, wspólników faszyzmu, nazizmu, a więc także wspołników likwidacji i deportacji kobiet i mężczyzn, którzy zostali uznani za "innych".

Traktaty Laterańskie, pomyślane jako sposób wzajemnego gwarantowania przywilejów, nadal są potężnymi narzędziami kontroli - w postaci zaktualizowanego Konkordatu z 1984 r. Religia katolicka i jej symbole nadal są potężne i korzystając z logiki "zderzenia cywilizacji" piętnują idee samostanowienia, laickości, ateizmu i wolności przekonań, często karając je jako przejawy "kulturowego terroryzmu".

Demonstracja NO VAT - wzywająca do samostanowienia, laickości, antyfaszyzmu, wyzwolenia i praw obywatelskich - potępia hegemonię Watykanu, dążenie do wzmocnienia seksistowskiego, rasistowskiego i faszystowskiego systemu i rolę Watykan w zarządzaniu kryzysami systemu neoliberalnego. Gdy następuje kryzys, a państwo socjalne, które - przynajmniej na papierze - dawało gwarancje socjalne każdemu, zostało stopniowo zniszczone, kościół proponuje charytatywne "rozwiązania", oparte na dyskryminacji i kościelnemu modelowi rodziny.

W tym samym czasie, gdy następują cięcia w funduszach edukacyjnych i zdrowotnych w budżecie państwowym, szkoły i uniwersytety wyznaniowe, katolickie szpitale i kliniki cieszą się ciągłym dopływem gotówki. Drenaż szkół publicznych, który był przyczyną fali protestów studenckich na jesieni 2008 r., miał na celu przekierowanie zasobów gdzie indziej, ale także pozbawienie następnych pokoleń narzędzi intelektualnych umożliwiających zdobywanie wiedzy i zachowanie krytycznego spojrzenia, niezbędnego, by zrozumieć mechanizmy działania władzy.

We Włoszech, stowarzyszenia katolickie nabijają sobie kabzę dzięki udziałowi w wielu programach społecznych i bezpośredniemu zaangażowaniu w zarządzanie Ośrodków Identyfikacji i Deportacji i ośrodków dla osób ubiegających się o azyl. Kościół w ten sposób przyłącza się do policyjnej logiki zarządzania migracją i traktowania imigrantów jako "rezerwowej armii pracowników". Dzięki kolejnym kryzysom międzynarodowym, kościół może prowadzić coraz więcej humanitarnych interesów dzięki chorym na AIDS, uchodźcom w obozach i przy okazji innych kampanii humanitarnych.

Hierarchia Watykanu broni i kultywuje ideologię patriarchalnego podporządkowania płci, toczy wojnę przeciwko pojęciom płci kulturowej podważającym rzekomą "naturalność" podziałów ról pomiędzy kobietami i mężczyznami, oraz nieustannie wtrąca się w politykę narodowych i międzynarodowych organizacji (ONZ, UE).

Pontyfikat integrysty Ratzingera stoi pod znakiem próby kontrolowania życia i śmierci, wprowadzenia bezwzględnej dyscypliny nad wszystkim i wszystkimi. Dla Watykanu, anatemą jest każdy przypadek samostanowienia, a sojusznikiem są wszelkie szczeble władzy wprowadzające zakazy i prawa zgodne z wolą Watykanu. Model rodziny pokazywany w telewizji jest narzucany przez państwo i kościół jako jedyny model godny akceptacji. Ci, którzy się z nim nie zgadzają są uznawani za niebezpiecznych.

Osiemdziesiąt lat po podpisaniu Paktów Laterańskich, hierarchia Watykanu i władze państwowe próbują zneutralizować konflikty społeczne tworząc nowe kategorie "ludzkich odpadów", które można dyskryminować pod pretekstem "bezpieczeństwa". Wiemy dobrze, co kryje się za tą kampanią nienawiści: strach przed utratą przywilejów i władzy. Ale nie zamierzamy płacić za ich strach! Podnieśmy głowy. Powiedzmy stanowczo, że nie boimy stać się strasznymi!

Potępiamy kolaborację państwa i kościoła i ich policyjnej, rasistowskiej, transfobicznej, lesbofobicznej, homofobicznej i mizoginicznej polityki. Jeszcze raz wychodzimy na ulice na demonstrację NO VAT 14 lutego 2009 r., by domagać się:

- Prawa do samostanowienia i wolności odpowiedzialnego wyboru na każdym etapie życia
- Świeckiej publicznej edukacji i usunięcia lekcji religii ze szkół publicznych
- Świeckiej publicznej służby zdrowia
- Państwa socjalnego, które spełnia prawdziwe potrzeby wszystkich ludzi
- Pełnych praw obywatelskich dla lesbijek, osób transgender, gejów i imigrantów
- Zniesienia ideologicznego ustawodawstwa, za którym lobbował Watykan i zniesienia Ustawy o Medycznym Wspomaganiu Reprodukcji (40/2004)
- Zniesienia Konkordatu i związanych z nim przywilejów (ulg podatkowych na poziomie gmin, funduszów państwowych)

Ogłoszone przez sieć Facciamo Breccia

To ostatnia niedziela... Rustam o swoim aresztowaniu

Publicystyka

O aresztowaniu Rustama w Tiumieniu na Syberii pisaliśmy już tutaj. Poniżej przedstawiamy tekst napisany przez Rustama po wyjściu z aresztu.

- Dlaczego w Polsce nie zostałeś?- pyta operacyjny
- Wolałem wrócić – roześmiałem się.

***

Przyjdzie mi samemu opisać moją historię, bo obrośnie mitami i legendami, nie zawsze według „Morfologii czarodziejskiej bajki”. Nie ma zbyt wiele czasu, więc będę wrzucał po kawałku bez korekty, ale daruje mi to zasada czystości gatunku, której się trzymałem.

1. Zima, grudzień.

„W dalekich krajach przy akompaniamencie fletów i trąbek, zrozumiałem: tyranów tworzą niewolnicy, a nie niewolników tyranie” Aleksander Dolski „1825, trzynasty grudnia”

Na początku grudnia, znów kogoś w żółtym domu * zbiesiło by „stłoczyć dysydentów”- a może w Dużym domu, na Sowieckiej…** a może jeszcze gdzie indziej. Dzielnicowi zaczęli się rozbiegać.
Rozbudziły się liczne wewnętrzne organy, które w grupach, pod osłoną tajemnicy ulegały podnieceniu minionych dni.

Jeśli wierzyć protokołom, które mi wydali, 4 grudnia założono sprawę o pomazanie farbą 1 kwietnia budynku Obwodowego Komisariatu Wojskowego, podobno napisali coś nieprzyzwoitego. 11 grudnia założyli jeszcze 2 sprawy o obrzucenie farba Komisariatu rejonów Kalinińskiego i Centralnego.
O ile sobie przypominam, w Tłumieniu budynki Wojskowych Komisariatów obrzucano farbą wiele lat, po kilka razy do roku, nikt nigdy nie robił z tego sprawy i po każdym takim ataku malowali je na nowo.

20 stycznia 3 sprawy połączyli w jedną: art. 214 „wandalizm” (ale za to nie wsadzają), więc po moim zamknięciu zmienili na „zbiorowy wandalizm” za który można ukarać do 3 lat.

21-ego kiedy z przyjaciółmi zapaliliśmy znicze pod portretami zamordowanych Nasti Baburovej i Stanisława Markiełowa na pl. Bojowników Rewolucji a potem w Parku „ Berezovaja roshha” mocy prawnej nabierało pozwolenie na rewizje mojego mieszkania. Już wtedy jawnie nas śledzili, ale nie ruszali. Na co oni czekali do 29-ego? Nie wiem.

„Kto jest gotów posiedzieć za swoje przekonania?” spacerując po „ Berezovoj roshhe” filozoficznie rzuciła Cincinati „przynajmniej kilku jest gotowych”- odpowiedziałem.

* Budynek władz Obwodu Tiumeńskiego, wcześniej siedziba Obwodowego Komitetu Sowieckiej Partii, historycznie malowany na żółto.
** budynek Federalnych Służb Obrony

2. Maski i Lalki

„dzisiaj albo nigdy
nastał ostatni wieczór,
ach, Książę kończ mowę,
zaciągnijcie zasłony, postawcie jasne świece” (tamże)

29-ego po północy, zjawiłem się w domu całkowicie zadowolony ze wszystkiego, trzeźwy, zajrzałem jeszcze do sieci, żeby życzyć wszystkim dobrej nocy - a dobrego dnia życzyć już nie mogłem.

O 7.30 przede mną, obserwującym kontynuację czwartego snu Wiery Pawłownej( tej od Czernyszewskiego* ) nagle pojawił się obraz Maski, nie odnoszącej się ani do widzeń sennych, ani do komedii dell'arte. A dokładniej była to maska СОБР-owca**.

„ Rustam Ibragimovicz?” – zapytała Maska siedząc u mojego podnóża- musiała się schylić, ponieważ śpię na podłodze. Łóżko połamałem jeszcze w grudniu– coś wtedy we mnie instynktownie postanowiło, że trzeba przywykać do spania bardziej demokratycznego, na czymś twardym. Na początku chciałem zdobyć japoński materac – futon, ale ostatecznie byłem zmuszony spać na macie.

Sadząc po gestach i mowie Maski, nie dokończę już snu i będę musiał się ubrać. Narzuciłem na siebie kimono– Maska pouczyłam mnie o nieodpowiedniości stroju do tej okazji. „ Cholera, co Maskę obchodzi, że chodzę w kimonie, jem zupę pałeczkami i śpię na podłodze?”. Ach, szkoda, że nie mam katany, kontynuowałem myśli na orientalne tematy, ale te myśli naruszały art. 11 kodeksu karnego Rosyjskiej Federacji, dlatego przemilczę tutaj ich temat.

Okazało się, że Maski СОБР- owców są z młotem do wywarzania drzwi plus dwóch operacyjnych z Centrum ds. Walki z Ekstremizmem i śledcza z jasnofioletową czupryną. Drzwi otworzyli im rodzice, po otrzymaniu postanowienia o przeszukaniu( złamanie prawa powinni mieć nakaz sądowy), zabronili mi używać komórki ( kolejne złamanie przepisów, nie mogłem zadzwonić do adwokata)

Telefon leżał u mojego podgłówka, a ja nie mogłem do nikogo zadzwonić, ani napisać sms- a. Sam telefon zaczął się trząść od przychodzących rozmów i wiadomości zapowiadając, że nie jestem sam. Pozwolili i jedynie odrzucać rozmowy, albo wyłączyć aparat. Wyłączyłem.

СОБР- owcy po dokonaniu „szturmu’” nie znalazłszy ogniska zbrojnego sprzeciwu ekstremistów poprosili o taborety i usiedli sobie w przedpokoju. Zaczęli czytać lokalne gazety, które leżały tam na szafce, nie zdejmując masek. A do Andreja z jakiegoś powodu przyszli СОБР- owcy bez kominiarek.

Moje mieszkanie historycznie jest poobwieszane teatralnymi lalkami. Kiedy lalki przestały się mieścić na ścianach mojego pokoju, zajęły w nim szafki, kufry i miejsce na szafach i rozpoczęły ekspansję dalej– na pustoszejący pokój siostry i na przedpola przedpokoju. W moment szturmu СОБР- owców linia frontu lalek przechodziła akurat przez korytarz, a lalki szykowały się do ostatecznego ataku– przejęciu antresoli w przedpokoju, a dalej kuchni i ścian w pokoju rodziców. Kukły- trębacze na wielbłądach, heroldowie konkańskich chanów, zajęli pozycje.

Na przeciwnej ścianie zamarły lalki narodów Goga i Magoga- postaci z wyłupiastymi oczami, nieprzewidywalnych i niezbadanych. Po sąsiedzku, nad drzwiami do pokoju siostry, w roli strażników unosiły się kukły Belovo Deva*** i czarodziejki z „ Szahname”– trzeba przyznać niezbyt pacyfistycznie nastawione. Znając epos, nie zaryzykowałbym wejścia tutaj, ale operacyjni „Szahname” nie czytali i przy dalszym przeszukaniu na lalki nie zwracali uwagi. Czy Bielyj Dev i Czarodziejka z wrócili uwagę na nich? Nie wiem, pożyjemy, zobaczymy.

Po lewej, na skraju szafy z zamkniętymi oczami leżał Marynarz – anarchista Żeleźniak, znany z frazy „ Karaul ustal!” **** Żelezniak nie raczył nawet otworzyć oka uznając, że żaden nalot СОБР, ani nikogo innego, nie był godny uwagi jego legendarnej postaci.

Z całej wielopostaciowości grona lalek, operacyjni zainteresowali się jedynie kukiełką punka i rudowłosej dziewczyny w sarafanie, w groszki, z transparentem „WOLNOŚĆ WIĘZNIOM POLITYCZNYM” oraz trzeciej z napisem ”NIE! POLICYJNEMU PAŃSTWU!”. Kukiełki zupełnie nie rzucające się w oczy, nie związane z żadnymi mitami. Mimo to operacyjną dotknął napis „państwo policyjne”.

Zacząłem tłumaczyć im różnicę między autorem, a bohaterem lirycznym i pomyłki utożsamiania słów bohatera ze słowami autora. Operacyjni czując niebezpieczeństwo przeniknięcia do ich głów szkodliwych terminów literackich odstąpili od dyskusji i przy ironiczno- pogardliwych spojrzeniach lalek, przystąpili do przeszukania.

Lalki nie należą do naszego świta i niczego się w naszym świecie nie boją: ani milicji, ani kryzysu, ani wojny domowej. W naszym świecie są nieśmiertelne. Lalki mogą robić wszystko to, czego my ludzie nie możemy.

* Powieść N. Czernyszewskiego, „ Co robić?” –4 sen bohaterki Wiery Pawłowny, to utopijna wizja świata
** СОБР- Specjalny Oddział Szybkiego Reagowania ( coś w rodzaju oddziału antyterrorystycznego)
*** car Belyj Dev- postać z armeńskiego folkloru.
**** patrz https://cia.media.pl/powstanie_w_kronsztadzie_wszelka_wladze_sowietom_zad...

tłumaczenie: Traszka

na podstawie: http://www.golosa.info/node/3000

Frost / Nixon na ekranach

Kultura | Publicystyka | Recenzje

Jutro będzie miała miejsce polska premiera filmu Frost/ Nixon pokazującego historię serii wywiadów z byłym prezydentem Nixonem, który poruszyła amerykańskie społeczeństwo w 1977 roku.

Filma Rona Howarda oglądałam w Stanach, gdzie wiele osób pamięta te wywiady do dziś, w szczególności wywiad o aferze Watergate. Film jest wart obejrzenia dla miłośników historii i polityki i zdecydowanie łatwiej go zrozumieć jeśli trochę się poczyta o historii Watergate, czy prezydentury Nixona. W Dzienniku ukazał się artykuł, gdzie jest trochę informacji o Nixonie.

Historia afery Watergate była czymś unikalnym w amerykańskiej historii politycznej. Nixon dla wielu był niemal idealnym antybohaterem; dla lewicy i liberałów był mordercą, odpowiedzialnym za objęte tajemnicą bombardowanie w Kambodży. Trwała wojna w Wietnamie, rosła inflacja i pierwsze poważne problemy ekonomiczne w powojennej Ameryce. Gdy zrezygnował ze stanowiska, wiele osób nie odczuło satysfakcji. Nie chciał przyznać się do winy i ludzie czuli, że Nixon nie został odpowiednio ukarany.

Z drugiej strony, zwolennicy byłego prezydenta chcieli usłyszeć, że to wszystko było nieprawdą. Latem 1977 roku, wyemitowano serię wywiadów Davida Frosta z Richardem Nixonem - to były pierwsze wywiady od czasu rezygnacji Nixona. Takiego zainteresowania programem publicystycznym nie odnotowano nigdy wcześniej i nigdy później w historii amerykańskiej telewizji.

Film Howarda nie przybliża jednak kulis afery Watergate. Howard skupił się właśnie na relacji dwóch antagonistów i jednocześnie stworzył bardzo ciekawy obraz mediów. Frost w tych latach nie był publicystą, lecz gwiazdą rozrywkowych talk-show. Miał jednak ambicje i chciał zrobić wywiad z Nixonem. Ekipa Nixona, która chciała uniknąć wywiadów po aferze Watergate, jednak rozumiała, że Frost, który był głównie showmanem i nie mógł dorównać intelektualnie z Nixonowi, może jednak byłemu prezydentowi, który marzył o powrocie do polityki, pomóc. Doradcy Nixona byli przekonani, że jeśli po prostu będzie on kontrolować wywiad, będzie mógł przedstawić swoją wizję historii prezydentury i zmienić opinię publiczności.

Na początku, plan Nixona się udał, ale w końcu... więcej nie zdradzam. Film przedstawia w ciekawy sposób, jak media można wykorzystać i wpływać na ocenę historii i politycznych wydarzeń.

Film moim zdaniem jest bardzo udany, ale nie należy oczekiwać wiele informacji o Watergate, czy nawet ostrej krytyki Nixona. Film jest bardziej subtelny i psychologiczny, ale jednak zachwycający. Aktorzy są przekonujący, co nie zawsze jest łatwe, kiedy chodzi o zagranie znanych ludzi. Anthony Hopkins w filmie Nixon Olivera Stone'a był niemal idealnym Nixonem, więc na początku trudno mnie było przekonać, że Frank Langella może grać rolę Nixona odpowiednio, jednak po pierwszych minutach zrozumiałam, że Langella całkowicie zrozumiał osobowość Nixona. Michael Sheen także doskonale gra Davida Frosta.

Niestety warto dodać, że niektórzy ludzie z ekipy Frosta i Nixona ujawnili, że te wywiady były bardziej kontrolowane, niż się wydawało i że Nixon nie ujawnił i nie przyznał się do niczego, czego wcześniej nie zamierzał ujawnić. Co w tym dramatycznym i historycznym wywiadzie było tylko elementem show, trudno ocenić.

Wywiad z Ronem Howardem: Nixon był świetnym kłamcą

Frank Langella: Nixon był chodzącą paranoją

Wywiad z Peterem Morganem, scenarzystą i dramaturgiem

Wywiad z David Frostem z maja 1977 r.

Wideo klipy z oryginalnych wywiadów Frosta z Nixonem

Roczny Przegląd Naruszeń Praw Związkowych w Polsce w 2008 roku

Prawa pracownika | Publicystyka

Raport dla Międzynarodowej Konfederacji Związków Zawodowych (ITUC)

Ustawodawstwo

W roku 2008 w Polsce w zakresie ustawodawstwa dotyczącego prawa związkowego nie zaszły żadne istotne zmiany w porównaniu z ubiegłym rokiem i ubiegłorocznym raportem. Odnotować należy jednak kilka faktów, które z naszego punktu widzenia są istotne.

• Ustawa o związkach zawodowych stanowi, że kto w związku z pełnioną funkcją związkową kieruje działalnością sprzeczną z ustawą, podlega karze. Na podstawie tego przepisu prezes zarządu toruńskiej spółki Metron złożył zawiadomienie do prokuratury rejonowej o popełnieniu przestępstwa przez członków związków zawodowych działających przy spółce. Związkowcy skierowali wobec spółki postulaty załogi dotyczące m.in. zmiany zarządu spółki, dokonania analizy struktury i kosztów zatrudnienia określonych osób i podmiotów gospodarczych, utrzymania zatrudnienia i poziomu wynagrodzenia - pod groźbą rozpoczęcia strajku. Żądania te zdaniem prezesa zarządu były sprzeczne z ustawą o związkach zawodowych.

Zarówno prokuratura rejonowa jak i okręgowa odmówiły wszczęcia dochodzenia z uwagi na brak znamion czynu zabronionego. Natomiast sąd rejonowy powziął wątpliwości, co do konstytucyjności art. 35.2 ustawy o związkach zawodowych. Uznał, że przepis nie pozwala na udzielenie jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jaka to działalność sprzeczna z ustawą osób kierujących organizacjami związkowymi prowadzi do odpowiedzialności karnej.

13 maja 2008 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że kwestionowany artykuł ustawy o związkach zawodowych jest niezgodny z Konstytucją RP. Trybunał podkreślił, że każdy przepis o charakterze prawno-karnym musi jasno wskazywać znamiona czynu zabronionego, rodzaj sankcji i osoby, które podlegają takiej karze. Adresat normy karnej musi dokładnie wiedzieć, na czym polega niedozwolone działanie. Tymczasem ten artykuł ustawy o związkach zawodowych tego nie precyzuje. Tym samym dotychczasowy artykuł ustawy o związkach zawodowych nie może być podstawą wszczęcia dochodzenia przeciwko działaczom, bo nie precyzuje, na czym ma polegać niezgodne z tą ustawą działanie związkowców. Niemożliwe jest zatem karanie na jego podstawie.

W odniesieniu zaś do pracodawców treść art. 35.1 ustawy o związkach zawodowych pozostaje nadal aktualny. Jak dotąd nie był kwestionowany i wydaje się, że nie ma do tego podstaw. Zatem w każdym przypadku, gdy pracodawca bądź osoba pełniąca określone funkcje w zakładzie pracy celowo utrudnia działalność związkową podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności.

• Komisja Kodyfikacyjna Prawa Pracy powołana w 2002 roku przez ówczesny rząd RP, przygotowała projekt zmiany Kodeksu Pracy jako dwa projekty: indywidualnego kodeksu pracy oraz zbiorowego kodeksu pracy. Wiele rozwiązań zaproponowanych w projektach, a zwłaszcza w projekcie zbiorowego kodeksu pracy, zostało negatywnie ocenionych przez związkowych ekspertów.

Indywidualny kodeks pracy umniejsza dotychczasowe uprawnienia pracowników poprzez wydłużenie okresu oczekiwania na 26-dniowy urlop, likwidację urlopu na żądanie, wydłużenie okresu wykorzystania urlopu wypoczynkowego, pozostawienie decyzji o tworzeniu funduszu socjalnego pracodawcy. Całkowicie pominięta została instytucja społecznej inspekcji pracy. Widoczna jest marginalizacja roli związków zawodowych poprzez np. rezygnację z konsultacji ze związkiem zawodowym w przypadku nałożenia kary na pracownika, poprzez wprowadzenie nowego rozwiązania, jakim jest zawiadomienie związku zawodowego o wypowiedzeniu dopiero po jego wręczeniu pracownikowi, czy też poprzez ograniczenie udziału związków zawodowych w ustalaniu zasad organizacji pracy. W projekcie narzucona została zmiana organizacji związku zawodowego – niezależnie od wielkości i struktury będzie on jedną osobą prawną. W chwili obecnej istnieje możliwość przyznania osobowości prawnej jednostce organizacyjnej związku na mocy postanowienia statutu. Wiele emocji budzi wprowadzenie do projektu nowej w polskim prawie instytucji lokautu.

Krytykowana jest także klarowność przepisów. Zarzuca się zastosowanie nowego nazewnictwa, które wymusi na związkach zawodowych zmiany w statutach. Wiele zapisów kodeksu budzi wątpliwości interpretacyjne, zaś jego systematyzacja jest nieczytelna i może nastręczać wiele problemów związanych z korzystaniem z przepisów.

Główne tendencje

1. Nasilanie zjawiska dyskryminacji związkowej
Pracodawcy nie boją się blokować tworzenia związków, gdyż sankcje są mało dotkliwe. W Lionbridge i Faurecia osoby zakładające związek zawodowy zostały niemal natychmiast usunięte z firmy.

2. Podwójne standardy
Łamanie praw związkowych ma miejsce w polskich oddziałach korporacji ponadnarodowych, które w krajach swego pochodzenia i w krajach Europy Zachodniej prowadzą dialog społeczny ze związkami zawodowymi. Przykłady z tego roku to Faurecia (Francja) i Nestle (właściciel Alima Gerber - Szwajcaria).

3. Monitoring
Nasila się tendencja stosowania technik inwigilacyjnych. W przypadku Alima Gerber pracodawca znał szczegóły rozmowy z plantatorem (której odbycie posłużyło za podstawę dyscyplinarnego zwolnienia z pracy przewodniczącego związku). Rozmowa prowadzona była przez telefon. W przypadku Mławy uczestnicy demonstracji przeciwko pracodawcy byli filmowani, zarówno pod zakładem jak i pod ambasadą koreańską. W fabrykach Faurecia zdjęcia zwolnionych związkowców umieszczano na portierniach z poleceniem dla ochrony nie wpuszczania ich na teren zakładu.

4. Proponowanie intratnej ugody
Aktualną praktyką pozbywania się aktywnych organizacji związkowych mających oparcie w zakładzie jest zwolnienie lidera związkowego, nawet przy złamaniu przepisów prawa i uniemożliwienie mu wstępu na teren zakładu. Następnie podejmuje się intensywne działania na rzecz zdyskredytowania lidera w oczach załogi i zastraszenia pracowników, często oskarżając związkowca o działanie na szkodę zakładu i jego dobrego imienia. Jednocześnie zwolnionemu liderowi proponuje się bardzo korzystną ugodę (odszkodowanie, często sięgające kilkudziesięciu tysięcy złotych, w zamian za zrezygnowanie z dochodzenia przywrócenia do pracy). Ze względu na przedłużające się procedury sądowe związkowiec ma przed sobą średnio 2 lata czekania na przywrócenie do pracy, nawet jeśli został zwolniony bezprawnie i bez żadnej winy. W tym czasie będzie pozostawać bez pracy, odizolowany i oczerniony. Można założyć, że w przeważającej większości przypadków związkowcy zgadzają się na ugodę. Właśnie taki schemat miał miejsce w tym roku w przypadku Alima Gerber i Lionbridge (z tym, że w obu sprawach liderzy związkowi nie zgodzili się na ugodę i odstąpienie od uprawnionego roszczenia przywrócenia do pracy).

5. Zwalnianie działacza związkowego za “ujawnienie poufnych informacji” i “działania na szkodę pracodawcy”
Wiele firm w Polsce próbuje się pozbyć działaczy związkowych wykorzystując przeciwko nim sfabrykowane zarzuty. “Ujawnienie tajemnicy firmy” i „naruszenie dobrego imienia firmy” jest jednym z najczęściej stosowanych strategii. Firma Alima-Gerber zarzuca liderowi związkowemu ujawnianie poufnych informacji w rozmowie telefonicznej oraz publikowanie szkodliwych informacji na temat firmy na forach internetowych. Lionbridge przypisało liderowi związkowemu autorstwo artykułu „Lionbridge: globalizacja niskich płac”. W obu przypadkach zarzuty nie zostały w żaden sposób udowodnione, a w przypadku Lionbridge inna osoba przyznała się do napisania artykułu. W przypadku BZ WBK pracodawca po publikacjach prasowych dotyczących trudnej sytuacji lidera związkowego w zakładzie zarzucił mu „nieuzasadnione pomawianie przełożonych o stosowanie mobbingu”, co podał jako przyczynę utraty zaufania do pracownika i zwolnienia go z pracy.

6. Żądanie imiennej listy członków związku
Powszechną praktyką pracodawców jest żądanie imiennej listy członków związku. Pracodawcy argumentują swoje prawo do pozyskiwania informacji o pracownikach korzystających z ochrony związkowej oraz prawo do informacji o liczebności (i, co za tym idzie, reprezentatywności) organizacji związkowej w zakładzie. W przypadku, gdy pracodawca żąda takiej listy od organizacji związkowej na szczeblu zakładowym istnieje możliwość powołania się na decyzję Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych, który w tym roku jednoznacznie nakazał zaprzestania takiej praktyki Bankowi BZ WBK SA (pismo GIODO z dn. 10.06.2008 w sprawie BZ WBK SA), powołując się na szczególną ochronę danych nt. przynależności związkowej, które mogą być udzielane jedynie indywidualnie (odpowiadając na pytanie, czy dana osoba jest objęta ochroną organizacji związkowej, a nie w formie listy wszystkich członków).

Niestety, ochrona taka nie przysługuje w przypadku postępowania dowodowego przed sądem (pismo GIODO z dnia 01.08.2008 w sprawie Faurecia Wałbrzych Sp. z o.o.). Tym samym, jeżeli pracodawca zwolni osobę objętą szczególną ochroną stosunku pracy pod zarzutem, że organizacja związkowa w zakładzie nie spełnia liczebnego kryterium reprezentatywności i jej liderom nie przysługuje taka ochrona, sąd zażąda listy imiennej członków związku. Lista będzie służyć za podstawę, aby orzec, czy organizacja spełnia, czy nie spełnia kryterium reprezentatywności w postępowaniu o przywrócenie związkowca do pracy. Obecnie nie ma możliwości uniemożliwienia pracodawcy (jako stronie procesowej) dostępu do akt sprawy, zwłaszcza, że będzie występować jako pozwany. W taki sposób (zwalniając lidera związkowego i zarzucając organizacji związkowej brak reprezentatywności) pracodawca jest w stanie uzyskać pełen dostęp do informacji na temat przynależności związkowej w jego zakładzie. Dokładnie taka strategia została zastosowana w tym roku w przypadku Faurecia Wałbrzych Sp. z o.o.

Łamanie praw związkowych

Naruszenia indywidualnych praw członków związku

Zwolnienie lidera związkowego

Alima Gerber SA. Rzeszów. (adres: ul. Generała Stanisława Maczka 1, 35-234 Rzeszów).
Należy do: Nestle Polska (od 2007 roku)

W 1991 roku przedsiębiorstwo państwowe Alima zostało kupione przez amerykańską firmę Gerber Products Company. Od stycznia 1999 roku Alima-Gerber S.A. wchodziła w skład polskiej struktury Novartis Consumer Health (NCH). We wrześniu 2007 roku, Alima-Gerber S.A. oficjalnie dołączyła do grupy Nestlé jako część Nestlé Infant Nutrition.

Związek zawodowy w zakładzie Alima Gerber w Rzeszowie został reaktywowany 14 listopada 1989 roku. 8 października 2004 roku przewodniczącym związku został Jacek Kotula. Od początku rozwinął on bardzo aktywną działalność związkową w firmie. Tylko w 2008 roku liczebność członków związku w zakładzie wzrosła o 52%. Przewodniczący działał na rzecz zlikwidowania dyskryminacji kobiet wracających do pracy po urlopie macierzyńskim, dyskryminacji pracowników tymczasowych, wypłacenia zaległego wynagrodzenia za pracę w godzinach nadliczbowych, organizowania w zakładzie kontroli PIP – wszystkie akcje z sukcesem. Dzięki aktywności przewodniczącego w 2006 roku w gazecie szwajcarskiej Basler Zeitung ukazał się artykuł omawiający kwestię dyskryminacji płacowej pracowników w polskich zakładach firmy (pracownicy produkcyjni zarabiają w Alima-Gerber of. 125 PLN netto). Związek w Alima Gerber dostał nagrodę dla najaktywniejszej jednostki w regionie.

Pracodawca coraz mniej przychylnie patrzył na działalność przewodniczącego. W 2008 roku podjął zdecydowane kroki w celu pozbycia się go z zakładu. Dnia 05.09.2008 przedstawił komisji zakładowej zamiar zwolnienia przewodniczącego w trybie dyscyplinarnym. Powodem miało być ujawnienie poufnych informacji na temat firmy. Według pracodawcy, przewodniczący odbył rozmowę z jednym z plantatorów – dostawców firmy namawiając go do negocjowania wyższych cen. Pomimo nie wyrażenia zgody na rozwiązanie umowy o pracę przez związek, Jacek Kotula został zwolniony.

Należy zaznaczyć, że pracodawca powoływał się na przypadkową rozmowę telefoniczną, która miała zupełnie niezobowiązujący niezaplanowany charakter a odbyła się kilka miesięcy przed zakomunikowaniem zamiaru zwolnienia dyscyplinarnego. W trakcie tej rozmowy plantator i przewodniczący rozmawiali o powszechnie znanych faktach (jak np. fakt sprowadzania przez firmę dostaw owoców z Włoch, gdzie są wyższe koszty pracy niż w Polsce itp.).

Wkrótce po (bezprawnym) zwolnieniu przewodniczącego pracodawca zaczął działać na rzecz zniszczenia poparcia przewodniczącego wśród załogi poprzez pomawianie go oraz poprzez zastraszanie jego zwolenników. W tym celu m. in. w zakładzie zostało zorganizowane spotkanie z załogą (na ten czas została wstrzymana produkcja, rzecz niemal nie praktykowana w firmie), podczas którego przedstawiciele pracodawcy oskarżali Kotulę o prowadzenie akcji medialnej na rzecz zdyskredytowania firmy i straszyli zamknięciem zakładu. Jednocześnie pracodawca zwracał się do przewodniczącego z ofertami ugody – zaprzestania dochodzenia przywrócenia do pracy w zamian za bardzo wysokie odszkodowanie.

W tej chwili toczy się postępowanie w sądzie pracy o uznanie zwolnienia za bezskuteczne i o przywrócenie do pracy.

Podobna sytuacja miała miejsce w MZK w Koninie – zwolniono przewodniczącego KZ Jerzego Andrzejewskiego;

Lionbridge Poland Sp. z o.o.(adres: Jutrzenki 183, 02-231 Warszawa)
Należy do: Lionbridge Technologies, Inc., Waltham, Massachusetts, USA

Lionbridge jest korporacją ponadnarodową zajmującą się tłumaczeniami i ma biura w Europie, USA, Indiach i Chinach. Pod koniec stycznia 2008 pracodawca został poinformowany o powstaniu związku zawodowego - Krajowej Federacji Pracowników. Związek od samego początku był aktywny. W czasie krótkiej historii działania związku KFP na terenie zakładu w Warszawie, udało się uzyskać od pracodawcy zaległe rekompensaty za nadgodziny oraz wypłatę świadczeń z Funduszu Socjalnego (przez długi okres czasu pracodawca nie chciał ich wypłacać).

Niedługo potem, dnia 12 lutego 2008, pracodawca zawiadomił związek o zamiarze zwolnienia dyscyplinarnego lidera związkowego Jakuba G. Powodem miało być „ujawnienie tajemnicy przedsiębiorstwa”, „przekazywanie dokumentów wewnętrznych poza firmę”, „działanie na szkodę pracodawcy przez przekazywanie na stronach internetowych nieprawdziwych informacji”. Pracodawca przypisał Jakubowi G. autorstwo artykułu opublikowanego w internecie, zawierającego informacje nt. spółki Lionbridge.

Związek nie wyraził zgody na zwolnienie Jakuba G. ze względu na fakt, iż nie było dowodów na to, aby rzeczony artykuł został opublikowany przez Jakuba G. (artykuł był anonimowy). Co ważniejsze, nie zawierał on poufnych informacji, a jedynie takie, które są ogólnie dostępne, część z nich na stronach firmy Lionbridge. Pomimo braku zgody związku na zwolnienie lidera firma Lionbridge rozwiązała z nim umowę o pracę w trybie dyscyplinarnym (bez wypowiedzenia).

Jakub G. złożył pozew do Sądu Pracy, domagając się przywrócenia do pracy na poprzednich warunkach i wypłacenia wynagrodzenia za cały czas pozostawania bez pracy. Dotychczas odbyły się trzy 04.07, 13.08, 22.10 posiedzenia Sadu Pracy w tej sprawie.

W tej sprawie został także wydany raport PIP, który potwierdził zarzut bezprawnego rozwiązania stosunku pracy z przewodniczącym związku zawodowego.

Bank BZ WBK SA (adres: BZ WBK SA Odział w Rudzie Śląskej, ul Niedurnego 44, 41-709 Ruda Śląska).
Należy do: grupa AIB z Irlandii http://www.aib.ie, AIB Group Headquarters Bankcentre, Ballsbridge, Dublin 4, Ireland.)

BZ WBK należy do grupy AIB z Irlandii. Związek zawodowy działa w firmie od 1998 roku. Od 2006 roku Dariusz Gojowczyk pełni funkcję wiceprzewodniczącego organizacji związkowej przy Banku Zachodnim BZ WBK SA. Od dnia 25.09.06 pełni funkcję zakładowego społecznego inspektora pracy. W zakładzie pracuje od 1997 roku, był zatrudniony na stanowisku doradcy klienta detalicznego w 1 Oddziale BZ WBK SA w Rudzie Śląskiej.

Dariusz Gojowczyk odegrał aktywną rolę w działalności związku w BZ WBK. Doprowadził do kontroli inspektora PIP we Wrocławiu oraz wyroku sądowego w sprawie dotyczącej wypłacenia pracownikom banku zaległego dodatku za pracę w warunkach uciążliwych (praca przy monitorach komputerowych bez zabezpieczeń). Chodziło o kwoty rzędu kilku milionów złotych. Na skutek postępowania sądowego dodatek został wypłacony nie tylko pracownikom, którzy pozwali pracodawcę, ale wszystkim tym, którym się on należał. W 2006 roku brał udział w zorganizowaniu od podstaw społecznej inspekcji pracy w skali całego banku BZ WBK SA. Współorganizował też ogólnopolską akcję PIP „Kontrola czasu pracy w bankach” – przeprowadzone w 2005 roku kontrole wykazały liczne nieprawidłowości i nadużycia ze strony różnych instytucji bankowych.

Od czasu zaangażowania się wiceprzewodniczącego w działalność w imieniu pracowników firmy oraz rozpoczęcia przezeń aktywnej działalności związkowej pracodawca zaczął sukcesywnie angażować się w działania mające cechy mobbingu (m. in. nałożenie nieuzasadnionej kary nagany (uchylonej przez Sąd Pracy) oraz podejmować kroki w celu zwolnienia go z pracy. Ostatecznie, w dniu 02.01.07, pomimo konsekwentnego odmawiania zgody przez związek na rozwiązanie umowy o pracę z wiceprzewodniczącym, pracodawca wręczył Dariuszowi Gojowczykowi rozwiązanie umowy o pracę. Jako przyczynę wskazał: nieobecności w pracy, nie osiąganie przyjętych planów sprzedażowych oraz utratę zaufania do pracownika spowodowaną m.in. nieuzasadnionym pomawianiem przełożonych o stosowanie mobbingu.

Trzeba zauważyć, że nieobecności w pracy spowodowane były zwolnieniami lekarskimi po przebytych dwóch wypadkach w miejscu pracy, tak samo jak nie osiągnięcie planów sprzedażowych spowodowane było nieobecnościami w pracy.

W tej chwili wciąż toczy się postępowanie sądowe w sprawie uznania wypowiedzenia umowy o pracę za bezskuteczne, a Dariusz Gojowczyk cały czas pozostaje bez pracy.

Faurecia Wałbrzych, Faurecia Grójec, Faurecia Gorzów Wlkp.
Adres: Faurecia Walbrzych Sp z o.o. ul Jachimowicza 3, 58-306 Walbrzych, Faurecia Grójec Sp z o.o. ul. Spółdzielcza 4, 05-600 Grójec, Faurecia Gorzów Wlkp. ul. Szczecińska 31, 66-400 Gorzów Wielkopolski (należą do: grupa Faurecia, 2, rue Hennape 92735 Nanterre cedex France).

Faurecia to jeden z największych producentów podzespołów do samochodów (m in. foteli samochodowych). W Polsce koncern ma swoje fabryki w Grójcu, Wałbrzychu, Gorzowie Wielkopolskim i Legnicy.
W 2007 i 2008 roku w fabrykach Faurecia pojawiła się wyraźna tendencja błyskawicznego eliminowania związkowców przy jakiejkolwiek próbie założenia związku zawodowego.

Przykładowo, w fabryce Faurecia Wałbrzych Sp. z o.o. został założony związek zawodowy NSZZ „Solidarność”. Pracodawca został powiadomiony o tym fakcie w dniu 04.07.2007. Natychmiast osoby zakładające związek zostały zwolnione, a ich zdjęcia polecono wywiesić na portierni fabryki, by ochrona nie wpuszczała ich na teren zakładu. Identyczny schemat miał miejsce w fabryce Faurecii w Grójcu i Gorzowie Wielkopolskim. Tam także wystarczyło, że związkowcy jednego dnia rozdawali pracownikom ulotki informujące o założeniu organizacji związkowej (ulotki były rozdawane nie w godzinach pracy i nie na terenie zakładu). Natychmiast zostali zwolnieni, a ich zdjęcia wywieszone na portierni.

Podobna sytuacja miała miejsce w RD Precision Polska Sp. z o.o. w Mielcu - zwolniono przewodniczącego KZ Pawła Ochalika i wiceprzewodniczącego KZ Roberta Szypułę, jednakże po interwencji zarządu regionu zostali oni przywróceni do pracy.

Naruszenia zbiorowych praw członków związku

Zwolnienia za udział w strajku, zastępowanie strajkujących nowymi pracownikami

Dong Yang i LG Electronics – Specjalna Strefa Ekonomiczna
Specjalna Strefa Ekonomiczna w Mławie – firmy Dong Yang Electronics Sp. z o.o, LG Electronics.

Firmy Dong Yang Electronics i LG Electronics działające w Specjalnej Strefie Ekonomicznej w Mławie objęte są działalnością międzyzakładowej organizacji związkowej przy LG Electronics.

Związek od marca 2008 roku prowadził z Dong Yang Sp. z o.o. w Mławie spór zbiorowy (chodziło o postulaty płacowe). Prowadzone od tego czasu rokowania i mediacje między stronami sporu nie przyniosły porozumienia, a organizacja związkowa podjęła decyzję o przeprowadzeniu strajku.

W dniach 6-7 sierpnia 2008 r. zorganizowane zostało referendum strajkowe wśród pracowników spółki. W referendum tym nie udało się uzyskać zgody na strajk. Związek uznał, że stało się tak ze względu na zastraszenie pracowników przez pracodawcę (m. in podczas prowadzonego głosowania przedstawiciele pracodawcy sporządzali wykazy pracowników uczestniczących w strajku, a w pewnym momencie liczba przedstawicieli pracodawcy na sali przekroczyła liczbę pracowników). Zostało zatem zorganizowane drugie referendum, poza terenem zakładu, na które przedstawiciele pracodawcy zostali zaproszeni. Referendum odbyło się w dniach 17-18.09.08 i decyzja o akcji strajkowej została podjęta jednogłośnie.
Akcja strajkowa trwała w dniach 16.10-25.11.08. Pracodawca, powołując się na wynik poprzedniego referendum uznał akcję strajkową za nielegalną. Do załogi wystosowano obietnicę 5% podwyżki dla tych, którzy nie poprą akcji strajkowej (został nawet przygotowany odpowiedni aneks do umowy o pracę). Także podczas trwania akcji strajkowej pracodawca zastąpił strajkujących pracowników nowymi. Nie byli to jednak pracownicy tymczasowi tylko osoby, które głównie dostały umowy na czas określony (ok. 80 osób.) Jednocześnie pracodawca w czasie strajku zawiesił negocjacje i odmówił kontaktu ze związkiem, jeśli będzie reprezentowany przez przewodniczącego (Edwarda Judziaka).

Następnie, w wyniku udziału w akcji strajkowej zostało zwolnionych ok. 200 osób, w tym 3 dyscyplinarnie (liderzy związkowi). Większość członków związku obejmującego 3 zakłady była zatrudniona w Dong Yang. Zwolniwszy uczestników strajku pracodawca pozbył się zarządu i znacznej części członków związku w SSE w Mławie.

W trakcie działań strajkowych odbyły się 2 pikiety – pod zakładem i pod ambasadą koreańską w Warszawie. Podczas tych demonstracji uczestniczący pracownicy byli filmowani.
Pracodawca nakłaniany do przywrócenia do pracy zwolnionych pracowników konsekwentnie odmawiał. Deklarował jedynie, że być może przywróci część osób, ale na zasadach pełnej dowolności, tylko tych, których sam sobie wybierze. Ostatecznie pracownicy ani liderzy związkowi nie zostali przywróceni. Toczą się postępowania sądowe.

Lubuskie Zakłady Drobiarskie ELDROB w Świebodzinie (adres: Ul. Poznańska 56, 66-200 Świebodzin).
ELDROB wchodzi w skład grupy kapitałowej Indykpol SA. Jest to jeden z największych zakładów drobiarskich w Polsce.

W maju 2008 roku zarząd spółki podjął decyzję o zamknięciu dwóch wydziałów i zwolnieniu 223 z 370 pracowników, w tym 120 członków związku. KZ o zwolnieniach dowiedziała się po wejściu w spór zbiorowy i rozpoczęciu negocjacji nt. poprawy warunków pracy i podwyżki wynagrodzeń w kwietniu 2008 r. Pracownikom, którzy należeli do „Solidarności” proponowano, że nie zostaną objęci zwolnieniem, jeśli wypiszą się ze związku. Zwolnienia przeprowadzane są w tych zakładach, gdzie „Solidarność” ma swoje siedziby. Działacze związkowi uważają, że zaistniała sytuacja to rewanż ze strony pracodawcy za spór zbiorowy. 8 sierpnia 2008 roku ok. 400 związkowców protestowało przeciwko zwolnieniom w ELDROB-ie przed siedzibą Rolmexu w Warszawie (główny udziałowiec w grupie Indykpol). Podczas pikiety złożono petycję wzywającą do podjęcia dialogu.

Opracowanie: Anna-Galus-Czerwonka i Zuzanna Muskat-Górska, Komisja Krajowa NSZZ „Solidarność”, styczeń 2009 r.

Najczęściej zadawane pytania nt. samorządu pracowniczego

Prawa pracownika | Publicystyka

Najczęściej zadawane pytania na temat samorządu pracowniczego

Czym jest samorząd robotniczy?
Samorząd pracowniczy to sposób zarządzania miejscem pracy bez szefów czy ustalonej hierarchii kierowniczej. W zamian nich, miejsce pracy zarządzane jest w sposób demokratyczny. Demokracja nie oznacza wybierania przez robotników menadżerów, którzy podejmą za nich decyzje. Sądzę raczej, że robotnicy decydują sami za siebie, uzgadniając jak będą wykonywać swoje zadania i obowiązki. Nikt w samorządnym przedsiębiorstwie robotniczym nie ma kontroli nad innymi tzn., że władza do podejmowania decyzji jest podzielona równo pomiędzy wszystkich robotników.

Jak to działa?
Każde samorządne miejsce pracy jest zarządzane poprzez bezpośrednie spotkania wszystkich tam pracujących, tj. zgromadzenie robotników. Robotnicy każdego przedsiębiorstwa podejmują decyzje kolektywnie w oparciu o zasadę jeden pracownik to jeden głos. Robotnicy każdego z mniejszych działów podejmują decyzje dotyczące tylko tego działu i tak dalej, do najmniejszych grup pracowników.

Czy zajmuje to dużo czasu?
Niezupełnie. Menadżerowie często uskarżają się na czasochłonność ich pracy, ale większość czasu spędzają oni na pracach administracyjnych, natomiast relatywnie niewiele czasu poświęcają się na właściwe zarządzanie. Jakkolwiek w większych fabrykach jest zbyt dużo robotników, aby zbierać się codziennie na spotkaniu. Zgromadzenie ogólne mogą mieć miejsce raz na tydzień lub raz w miesiącu. Istotne jest to, że podejmuje się na nich najważniejsze decyzje dotyczące funkcjonowania zakładu, tj. takie które robotnicy uznają za najważniejsze.

Spokój panuje w Warszawie

Publicystyka

Rozprzestrzeniają się strajki na uczelniach Hiszpanii. W Polsce cisza. Krwawo stłumiona zostaje dziesięciotysięczna demonstracja przed gmachem parlamentu w Wilnie, zwołana w proteście przeciwko podwyżkom podatków i nieudolności władz w rozwiązywaniu problemów gospodarczych. W Polsce cisza. Równie wielki tłum zbiera się pod siedzibą rządu w Rydze, dwa razy większy – w Sofii. W Polsce cisza. Strajk generalny paraliżuje Włochy na znak niezgody wobec polityki rządu Silvio Berlusconiego. W Polsce cisza. Wielodniowe demonstracje emigranckiej młodzieży i płonące samochody na przedmieściach Paryża. W Polsce cisza. Cała Francja upomina się o sprawiedliwe traktowanie młodych ludzi, którzy rozpoczynają swoją karierę zawodową. W Polsce cisza. Cynizm i kłamstwa władz węgierskich wywołuje oburzenie tłumów, w Budapeszcie odbywa się największa demonstracja uliczna od rewolucji 1956 roku. W Polsce cisza. Ewentualnie szczere zdziwienie komentatorów, jak można zachowywać się tak nieodpowiedzialnie? Przecież władza ma problemy, władza troszczy się o nas, władzy nie należy przeszkadzać.

Graffiti w przestrzeni publicznej cz. 2

Publicystyka

Podobne inicjatywy oddania pod krytyczne oko przechodniów obrazów prowokujących do myślenia podejmuje się nie tylko w "wyłuskanej" na czas pokazu przestrzeni jak to opisałem w części pierwszej, podejmowane są one przede wszystkim na murach wielu Europejskich miast:

Znajduje się wśród nich także wiele rodzimych produkcji.

Nie odwołuje się tutaj bezpośrednio do zaangażowanych haseł czy grup które tworzą tego typu sztukę, ponieważ myślę że wzbudzają one w nas często mniejsze kontrowersje (tu np. rat.bzzz.net) ze względu na to co tworzą, pomimo często zakamuflowanego przekazu zmuszającego do myślenia dają nam tak czy inaczej obraz idei pod wpływem której to robią.

Sprawa "komplikuje się" bardziej jeśli chodzi o graffiti które widzimy na murach miast w miejscach nie legalnych, czyli wrzuty.

Nie legalną formę graffiti niektórzy próbują marginalizować, czy też wręcz atakować (nawet osoby z graffiti związane w taki czy inny sposób), twierdząc, że nie jest ono prawdziwe, że tworzą je ludzie, którzy z grafficiarstwem mają nie wiele wspólnego.
Może to jednak wynikać z tego, że wciąż prowadzony jest bój pomiędzy interesami decydentów, technokratów, czy też inwestorów a interesem publicznym, które to interesy są wobec siebie przeciwstawnymi. Ten akurat rodzaj graffiti przynależy bardziej niż niektórzy chcieliby go widzieć właśnie do „interesu” społecznego, pomimo tego, że ci sami ludzie, stara się je zwalczać. „[…]Faktem jest, iż z punktu widzenia milczącej i niezaangażowanej części społeczeństwa graffiti jawi się znacznie bardziej i znacznie wyraźniej jako problem społeczny, z którym należy (powinno się) coś zrobić niż jako głos w obronie społeczeństwa, jego racji i jego interesów.”

Tym nie mniej, to ten właśnie nie dający zamknąć się w pewne ramy ocen i „nie oswojony” ze współczesną ikonografia „nurt” graffiti, od którego w końcu wszystko się zaczęło staje się tym, który wciąż nadaje pewne kierunki i wywołuje dyskusje na swój temat. To właśnie ten rodzaj, choć tak bardzo represjonowany wciąż pociąga za sobą wielu ludzi i staje się oknem i drzwiami, w których przeciągu wpadają na „scenę” writerów nowe pomysły, zarazem kontynuując tak zwaną „starą szkołę” malowania.
„Gdy wychodzę malować czuję wolność. Graffiti tym właśnie jest. Twoja litera żyje tylko w tobie do czasu, gdy nie położysz jej na ścianie miasta. Wtedy to miasto jest już częścią ciebie. Im więcej twoich liter, znaków, tym bardziej czujesz bliskość tych chorych miejsc, z których twoje litery obserwują życie przechodniów i tylko one mnie wyrażają”.

Dzięki różnego rodzaju taktykom malujące grupy wnikają niejako w przestrzeń miejską i pozwalają dzięki działaniu grupowemu na zdobycie tego, co w pojedynkę było by nie możliwe. Taktyki ich swoją strukturą działania przypominają małe oddziały partyzanckie. Wyszukują odpowiednie momenty i przeprowadzają szybkie rajdy przeciwko „systemowi”, czerpiąc swą siłę z mobilności, elastyczności działania i inwencji twórczej.

Aby lepiej zrozumieć „problem”, proponuje przyjrzeć się jeszcze wynikom przeprowadzonych przeze mnie badań, których narzędziem badawczym był wywiad (wywiad zogniskowany), respondentami byli sami grafficiarze, ponieważ stwierdziłem że to ich zdanie i ogląd sytuacji w obrębie tego co robią jest tutaj istotne. sądzę że szczegółowych informacji na temat badania podawać nie muszę, nie przedstawiam też mniej ważnych dla tematu tej publikacji wniosków. Przytoczone odpowiedzi osób badanych zaznaczone są cudzysłowiem.

Przeszkadzają im (grafficiarzom) pewne rzeczy takie jak to, że „ludzie tworzący na legalu trochę zatracili pierwotne wartości związane z tą kulturą” zarazem jednak ten sam respondent dodaje „Oczywiście wszystko postępuje na przód i nie można stać w miejscu” tak, więc wnioskować można z tego, że występuje tutaj zrozumienie dla tych, którzy wybrali taką a nie inną drogę. Jeśli jednak występują jakiekolwiek uwagi w stronę innych to są one albo niwelowane przez dalszą część wypowiedzi, albo jest to regulowane poprzez postawę malującego „Zawsze maluję z przekazem nie kręci mnie malowanie sreber i tagów. Dla mnie nie ma w tym nic poza auto promocją i adrenalinom.
Bliżej tu do wandalizmu niż do sztuki.” Z kolei jednak na początku wypowiedzi respondent odpowiada: „Maluję zarówno legalnie jak i nielegalnie”. Środowisko graffiti poprzez represje, jakie je dotyka nie dzieli się zbytnio, raczej stara się trzymać razem czy to ze względu na to, że tworzą swoje załogi czy to ze względu na zrozumienie dla innych, co wynika albo z ich wcześniejszych doświadczeń (poprzez przenikanie się twórców legalnych i nie legalnych) „Kiedyś więcej zajmowałem się nie legalem, obecnie jednak większą frajdę sprawia mi wczuta w szczegóły, w które nie mogę się czasami zagłębić robiąc coś na nie legalu. Ale nie mam nic do ludzi, którzy robią to na nie legalu.” Albo wynika to ze zwykłego zrozumienia dla pobudek innych „Mój stosunek do legalu i nie legalu jest praktycznie taki sam, jak ktoś woli malować legal to czemu nie.”

Wydaje się, że tak jak w każdym „zbiorowisku”, grupie, tak i tutaj znajdują grafficiarze czarne owce, przywołując takie przykłady „przewinień” jak:
- Niszczenie historycznego wydźwięku graffiti
- Niszczenie świeżo odremontowanych budynków
- Brak własnego stylu
- Brak zrozumienia istoty graffiti i nie oglądanie się na to, co już zostało w nim zrobione

Określenia te jednak, odnoszę wrażenie, tyczą się i tych legalnych i tych nie legalnych twórców, dlatego nie jest tutaj możliwe stwierdzenie szczególnej niechęci jednej grupy malarzy do drugiej, wskazują oni jedynie pewne negatywne trendy, które dotyczą i jednych i drugich.
Najlepiej jednak w tym wypadku chyba opisuje sytuację wypowiedź: „Zależne to wszystko jest od tworzącego, jeśli lubi adrenalinę – to, czemu miałby nie robić nie legalnie pewnych rzeczy ważne, aby w to wkładać serce.”

Zarazem większość z tych ludzi nie uważa, że graffiti powinno być w jakimkolwiek stopniu ograniczane, jeśli już tak jest to są to pojedyncze głosy wywołane rozgoryczeniem związanym z nieodpowiedzialnym zachowaniem innych „Oczywiście nie mogę zabronić nikomu robienia tego, co robi, ale jeśli bym mógł to wolałbym żeby jakoś można było weryfikować ludzi, którzy zaczynają coś robić i chwalą się tym wszędzie i wszystkim.” Myślę, że to samo dotyczy się kolejnej wypowiedzi „ograniczenia powinny wynikać z rozdziału na ludzi, którzy tylko demolują a tych, którzy malują i w ten sposób uznawani są za wandali” Czy też te związane z tęsknotą za „starymi dobrymi czasami „Uważam, że graffiti tak jak kiedyś w latach poprzednich powinno posiadać swój charakter nieoswojony.”

To jednak w większości wypowiedzi dominuje pogląd, że graffiti czy to uważane za sztukę czy to robione po prostu „ot tak” dla siebie, nie powinno mieć swoich ograniczeń.
Część z nich stawia nawet na równi słowo graffiti z wyrażeniem - nieograniczony: „Uważam, że nie, przecież graffiti to graffiti, wkładanie go w jakieś ramy to chyba nie porozumienie.”
Tutaj z kolei dobrze całą tę kwestie wyraża wypowiedź „Twórczość w ogóle musi wymykać się poza wszelkie ramy by mogła być twórczością.”

Jeśli jednak o zasady chodzi, które dotyczą malowania, to pomimo tego, że pewne się powtarzają jak na przykład nie malowanie po budynkach świeżo odmalowanych lub też szanowanie siebie wzajemnie i włożonej w daną twórczość energii to jednak wzbraniają się oni niejako od tych zasad. Podczas prowadzonych wywiadów zaobserwować mogłem to, że wyrażają się oni o tych zasadach raczej nie chętnie (chyba, że jest to bardziej zorganizowane malowanie, jak w przypadku trzeciej fali gdzie określone są pewne zasady).
Do podobnych wniosków dojść można analizując ich wypowiedzi „[..]ale jeśli ktoś chce malować tak, a nie inaczej, to jego wybór, ja nigdy się nikomu nie wpychałem w prace.” Ewentualne określenie tych zasad, to pewne ogólniki jak szanowanie siebie wzajemnie, odniesienie do sumienia każdej osoby indywidualnie, czy nawet sprzeczności jak na przykład „Myślę, że nie, nie powinno się stosować zasad, są one niepotrzebne a graffiti zawsze było tworem spontanicznym. Sam nie stosuje się do żadnych zasad, choć nigdy nie pomalowałem żadnego kościoła, ale jeśli mur jest dobrze widocznym to równie dobrze mogę go pomalować nawet, jeśli jest to mur kościelny.”

Pomimo tego, że występują tu pewne ogólniki, których prawdopodobnie można by się domyśleć czasami nawet bez pomocy badającego, czy też po prostu odnosząc się do „ogólnie przyjętych” wartości społecznych, to jednak graffiti zdaje się tworem wciąż na tyle spontanicznym i indywidualnym, że nie sposób określić pewnych jego ogólnych zasad, nawet przez samych grafficiarzy.

Wydawnictwo i dystrybucja Bractwo Trojka

Publicystyka | Ruch anarchistyczny

"Dusza anarchisty jest jak trojka, mknąca w wichrolotnym pędzie po bezgranicznej przestrzeni stepu. Szeroka natura to pęd do obejmowania nieskończonych widnokręgów w sferze uczuć, pragnień i dążeń, to rozmach jakiś, wynikający ze zbytku sił fizycznych, szukających ujścia dla siebie, ale rozmach skojarzony z jakąś ogromną tęsknotą"

Oficyna Wydalnicza Bractwa Trojka powstała w 1994 roku, z początku jako rozwinięcie idejki brackiej, by dzielić się znaleziskami ciekawych lektur z antykwariatów i zaciszy strychów, ze znajomymi i bractwem bawiącym się w mail-art. Okazało się, iż zainteresowanie jest o wiele większe niż grono znajomych i przyjaciół, toteż broszury Trojki zaczęły być sprzedawane i reklamowane w szerszych kręgach.

Oficyna Wydawnicza Bractwa Trojka z założenia wydawać miała niedrogie pozycje, dzięki którym chciała szerzyć anarchizm, idee wolnościowe oraz nieskrępowane i tfu-rcze myślenie. Od początku były to skromne publikacje, tzw. seria groszowa. Dopiero z biegiem czasu zaczęliśmy wydawać pozycje droższe i bardziej dogłębnie przedstawiające idee, takich klasyków anarchizmu jak Bakunin, Kropotkin, czy rodzimy Abramowski. Później pojawiły się wydania innych autorów piszących o wspomnianych myślicielach i działających w oddolnych ruchach społecznych.

Teksty wydawane przez Trojkę zawsze szeroko ujmują rzeczywistość, w której żyjemy. Odwołują się one do różnych dziedzin: historii, polityki, filozofii, kultury, ekonomii, ekologii, feminizmu. Z założenia mają jednak łączyć owe nurty i łamać zawarte w ich ramach ograniczenia. Punktem wyjścia jest dla nas krytyczne traktowanie wszelkich stosunków dominacji, które występują na różnych poziomach życia społecznego. Jedynie poprzez przekroczenie normy określonej przez władzę, możemy mówić o jej realnej krytyce. Jeżeli krytyka za pomocą słowa i pisma posiadać ma jakikolwiek sens, musi zostać przełożone na praktykę. To w odniesieniu do niej wydajemy książki.

Chcąc podkreślić ciągłość podejmowanych tematów rozwinęliśmy serie wydawnicze.

Pierwsza z nich nosi tytuł "Anarchizm Idee Praktyka". Przedstawia ona istniejące alternatywy wobec narzuconego porządku społecznego. W założeniach, ma być także zaczątkiem dyskusji nad taktyką i praktyką ruchów wyzwolenia.

Następująca po niej seria "Teorie Oporu" stanowi krytykę dominujących sposobów myślenia na temat społecznych realiów. Prezentowane w niej koncepcje autorów nawiązują do doświadczeń konkretnych ruchów społecznych i są z nimi ściśle związane.

Seria historyczna obejmuje dzieje oraz dorobek ruchów antysystemowych nie tylko z dalekiej przeszłości. Stawia także pytania i skłania do wniosków dotyczących obecnie działających ruchów społecznych.

Seria Biblioteka klasyków Anarchizmu jest częścią projektu ,,Anarchistyczne Archiwa" realizowanego wraz z Poznańską Biblioteką Anarchistyczną. Głównym jej założeniem jest popularyzacja spuścizny myśli anarchistycznej w jej klasycznej formie. Założenia te realizujemy zarówno przez publikacje multimedialne jak i drukowane pozycje książkowe.

"Analizy" to prezentacja studiów nad działaniami elit posiadających władzę oraz działaniami większości społeczeństwa, która jej nie posiada. W tym wypadku dokładna analiza łączy się z wyznaczeniem najważniejszych praktyk przyjmowanych przez obie strony.

Publikacja magazynu "Przegląd Anarchistyczny" rozpoczęła debatę wokół kluczowych konfliktów społecznych, ruchów społecznych oraz związków występujących pomiędzy tymi dwoma zjawiskami. Ich dynamika zmusza nas do połączenia perspektywy lokalnej z globalną, dlatego też magazyn zawiera analizy pisane w Polsce, jak i tłumaczenia tekstów pisanych przez działaczy z innych krajów.

Jesteśmy też współwydawcami pisma "Inny Świat" prezentującego felietony oraz informacje na temat bieżącej aktywności i inicjatyw ruchów, anarchistycznego, antymilitarnego, radykalno-lewicowego oraz związkowego.

Obok serii wydawniczych Trojka regularnie przygotowuje książki przedstawiające historię ruchu anarchistycznego w Polsce, a także na świecie, teksty ideowe takich myślicieli i działaczy, jak Max Nettlau, Johan Most, Henry David Thoreau, Józef Zieliński, badaczy ruchu anarchistycznego, w tym między innymi Wincentego Kołodzieja, Ludwika Kulczyckiego czy Wojciecha Giełżyńskiego.

Od samego początku swojego istnienia działalność Trojki nie była sztywno określona, dlatego w naszym katalogu można znaleźć poezję, prozę, komiks, poradniki i książki z wielu innych dziedzin.

Bractwo Trojka jest kolektywem, jego uczestnicy są równi wobec siebie. Pomimo że funkcjonuje on w otoczeniu "rynkowym" to jednak nie do końca na jego zasadach. Realnie nie posiada szefa. Osoby w nim pracujące nie są zatrudniane na zasadach kapitalistycznych, które opierają się na hierarchii oraz wykorzystaniu innych. Kolektyw ten jest silnie związany z polskim ruchem wolnościowym. Pozostając częścią ruchu społecznego, zmierza do rozszerzania jego autonomii od instytucji państwa i kapitału. Z tych względów jego celem nie jest dopasowanie się do realiów rynku, lecz rozwój samoorganizacji społecznej.

Działalność wydawnicza jest dla nas dopełnieniem aktywności na innych polach. Organizujemy się lokalnie oraz w skali kraju. Współtworzymy squat Rozbrat potwierdzający, że niezależne centrum społeczne nie musi być utopią. Prowadzimy "Bibliotekę Anarchistyczną" spełniającą funkcję archiwum radykalnych wydawnictw z całego świata. Rozwijamy Ogólnopolski Związek Inicjatywa Pracownicza, będący odpowiedzią wobec wzrastającego przymusu pracy. Tworzymy niezależną od sponsorów, mód i dotacji kulturę, niezależne media, kluby dyskusyjne, alternatywną ekonomię i wiele innych inicjatyw.

Rozprowadzamy pisma i literaturę wydawane przez nas jak również inne wydawnictwa. Poprzez niezależną sieć dystrybucji pocztowej, internetowej, sprzedaż podczas koncertów, spotkań, imprez oraz w księgarniach docieramy do czytelników.

To z tak zwanych zysków realizujemy nasze - kolektywu wydawniczego, wizje, idee, odjazdy. Oczywiście jesteśmy również otwarci na każdego, szczególnie jeśli mowa o dystrybucji i promowaniu niezależnego ruchu wydawniczego.

Poszukujemy dystrybutorów, tłumaczy, składaczy komputerowych, osoby piszące i ludzi, którzy chcieliby czynnie rozwijać niezależne formy komunikacji. Bractwo Trojka to nie tylko oficyna wydalnicza, to przede wszystkim sieć wymiany brackiej, myśli, krytyki, mail-artu, i co do łba strzeli, do czego każdego z Was spraszamy.

Kolektyw Bractwo Trojka

www.bractwotrojka.pl

Kanał XML