Publicystyka
W oparach absurdu czyli o tym jak faszyści „czczą” pamięć Powstania Warszawskiego
Czytelnik CIA, Czw, 2012-08-09 21:24 Antyfaszyzm | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmNie wiem, czy to wina temperatur i masowych udarów spowodowanych słońcem, a może należy zrzucić to na zbyt wiele czasu wolnego jaki mają na wakacjach nasi rodzimi faszyści i nacjonaliści, ale w zasadzie co tydzień docierają do mnie informacje wydawałoby się, że absurdalne.
Wszystko byłoby by w porządku gdyby okazało się to spóźnionym primaaprilisowym żartem. Tak jednak nie jest i dzieje się to naprawdę! Mamy więc w tym roku faszystów z ONRu organizujących marsze ku pamięci Powstania Warszawskiego! Przypomnijmy, że to są nadal ci sami oenerowcy, którzy na co dzień, bez krępacji, przez 364 dni w roku bratają się i organizują wspólne akcje z jawnymi fascynatami Hitlera z neonazistowskiej organizacji Blood&Honour. Czyżby nastąpiła jakaś wielka mentalna zmiana u naszych rodzimych faszystów, prawie jak u rasistowskiego zespołu z USA Prussian Blue, który tworzyły swego czasu dwie bliźniaczki kierowane przez matkę nazistkę z National Alliance? Może podobnie jak one, junacy w piaskowych koszulach odkryli lecznicze działanie marihuany i odeszli od swoich mało apetycznych poglądów? Niestety, to kolejny ruch pozorowany, tak jak to, że faszyści z tej organizacji nie próbują już protestować podczas Marszów Wolnych Konopii, bo w pewnym momencie okazało się, że przychodzi na nie kilkaset razy ludzi więcej niż na ich akcje. Trawka u faszystów z dnia na dzień nagle przestała być „dla bydła”, bo okazało się, że jest to nieopłacalne PR-owo, a pojawianie się w okolicach takich manifestacji groziłoby linczemi fizycznym rozwiązaniem ONRu… Widocznie rocznica Powstania Warszawskiego stała się jedynym dniem w roku, gdy ochładzają oni swoje stosunki z neonazistami. Rzecznik ONRu, Marian „Siłka” Kowalski wymyślił taką taktykę w ramach wakacyjnego ocieplania wizerunku, po tym jak zaliczył w swoim regionie w Lublinie kilka wpadek (głównie chodziło o to, że według Mariana jacyś źli ludzie non stop podszywają się za oenerowców i psują im wizerunek, dziwnym jednak trafem zawsze okazywało się, że złapani na gorącym uczynku byli to jednak prawdziwi oenerowcy albo bliscy sympatycy;). Oczywiście swoją współpracę z neonazistami oenerowcy próbują ukrywać przed opinią publiczną kiedy nie jest im to na rękę i gdy robi się za duży szum medialny ( np. ubiegłoroczny 11 listopada). Niestety albo stety ukrywanie tej prawdy wychodzi im podobnie jak posługiwanie się poprawną polszczyzną.
Jednego odmówić im nie można, „nadchnienie” to na pewno oni mają – są tak „nadchnięci” swoją misją odrodzenia, że organizują co jakiś czas koncerty równie „patriotycznym” kapelom jak sam ONR (chodzi o zespół Tormentia, który grywał na koncertach poświęconych pamięci jednego z fundatorów neonazistowskiej sceny muzycznej w kraju-Szczeremu), czy nie krępują się jak Brygada Świętokrzyska ONR chodzić po Kielcach ramię w ramię z ludźmi noszącymi flagi Combat18 (czyli Adolf Hitler!). Ale już niecałe trzy miesiące później ci sami ludzie organizują akcję ku chwale Powstańców Warszawskich.
W czasie wojny rozprawa z takimi osobami byłaby bardzo krótka i po prostu dostali by kulkę za zdradę i kolaborowanie z hitlerowcami, albo zawiśli na pierwszym lepszym drzewie. Przed wojną, na ulicach Warszawy też nie mieliby łatwego życia i dostaliby od lewicowej, robotniczej młodzieży w gębę i stracili swoje mieczyki z klapy. O takich akcjach pisał np. Stanisław Grzesiuk, którym notabene podniecają się stołeczni Anaboliczni Nacjonaliści – widać czytają książki wybiórczo, albo zostali dotknięci wtórnym analfabetyzmem (lub po prostu stali się wtórnymi analfabetami bo jest to antysystemowe;). Ale na szczęście dla nich, nasi milusińscy dzięki funkcjonowaniu systemu demoliberalnego (którego ponoć tak nienawidzą) nadal mogą urządzać swoje harce.
Może jednak to odosobniony przypadek aberracji, typowy dla przedstawicieli ONRu? Ależ skąd, mamy przecież nie mniejszych odpałowców z Młodzieży Wszechpolskiej! Niezawodni działacze tej organizacji zawsze są na stanowisku- a to naślą policję na inną organizację nacjonalistyczną (NOP), która przeszkadza im w zdobywaniu medialnego rozgłosu, a to sami (Krzysiu Bosak) zadenuncjują na policji uczestników zadym, które wywołali 11 listopada przy okazji oskarżając ich o to, że są lewackimi prowokatorami, a to stoją pod domem Jaruzelskiego i chcą go rozliczać za stan wojenny, wieszając na drzewie, chociaż ich ideowy guru (oraz sponsor) Maciej Giertych, sam aktywnie popierał wprowadzenie stanu wojennego i cały ten okres był bardzo aktywnym członkiem Rady Konsultacyjnej przy Jaruzelskim… Oni także nie zawiedli podczas sezonu ogórkowego! Robert Winnicki, prezes MW, przemówił po tym jak jego funfle podczas obchodów 1 sierpnia na Kopcu Powstania Warszawskiego w Warszawie wykrzykiwali swój sztandarowy tekst „raz sierpem raz młotem czerwoną hołotę”. Coż z tego, że takimi zachowaniem plują na pamięć 200 tysięcy zamordowanych cywili, oraz tysięcy kobiet i mężczyzn biorących udział w powstaniu, czy w końcu na tysiące polskich żołnierzy z Ludowego Wojska Polskiego, którzy pomagali powstańczej Warszawie. Ważne, że jest szansa zbić kapitał polityczny wśród przybyłych na kopiec młodzieńców, których część była pod wyraźnym wpływem alkoholu (tak, byli i tacy! widać to jakaś nowa tradycja w prawicowym środowisku, przyjść nachlanym na Kopiec i drzeć gębę o wieszaniu komunistów na drzewach, wmawiając sobie przy okazji, że czci się pamięć poległych)!
Robert Winnicki (znany szerzej głównie z tego, że jest strasznym kłamczuchem i z tego, że kolejny raz został prezesem MW, w wyborach gdzie nie było kontrkandydata) nie przejmując się konwenansami napisał list otwarty do gen. Zbigniewa Ścibor – Rylskiego gdzie wyżalił się i powiedział co mu leży na sercu i wskazał kto jest tą straszną komuną, z którą dniem i nocą walczą wszechpolacy. Merytorycznie list jest słabiutki, trzeba mu jednak wybaczyć, w końcu Winnicki jest tylko politykierem, który patriotyzmu używa tylko do zbijania kapitału politycznego i nie są mu znane (albo po prostu są wyparte) fakty historyczne, nie pasujące do jego własnej, wybiórczej wizji historii. Skąd biedny chłopaczyna może wiedzieć, że w oddziałach powstańczych walczyli głownie ludzie, którzy z nacjonalizmem nie mili nic wspólnego i daliby mu mocny wycisk gdyby spotkali go na ulicy, skąd ma znać deklarację Rady Jedności Narodowej ( źródło )którą zapewne on nazwałby „lewacką”. Skąd ma wiedzieć, że na jego „Żołnierzy Wyklętych” (na których jest zresztą teraz wielka moda, nawet w mainstreamowych mediach i wśród władz państwowych) AKowcy patrzyli bardzo podejrzliwie i unikali jak mogli z nimi współpracy. Jego najbardziej interesuje, jak sam pisze „obalenie władzy i radykalna zmiana systemu zbudowanego po 89 roku” czyli, przekładając to na ludzki język „wielka kariera polityczna”, nachapanie się przy korycie tak jak to się udało tańczącemu Bosakowi czy reszcie wszechpolskiej spółki, której członkowie zasiadali przez kilka lat w radach nadzorczych różnych spółek czy na stanowiskach ministerialnych za rządów Kaczyńskiego. A Powstanie Warszawskie i jego obchody to jedynie trampolina, na której można się wybić. Winnicki jest po prostu zazdrosny, że do władzy i kasy dorwali się jego starsi koledzy z organizacji, którzy przecież mieli gorsze życiorysy niż on. Niektórzy z nich nieopatrznie dali się złapać na mało patriotycznym (przynajmniej w Polsce, bo w III Rzeszy jak najbardziej „zamawianiu pięciu piw”, robieniu pikniku przy palącej się swastyce, czy redagowaniu rasistowskich gazetek. A jemu, grzecznemu się to nie udało, chociaż „jedyne” co ma na koncie to mariaż z faszystami z ONRu i udział w węgierskim festiwalu Magyar Sziget, ogólnoeuropejskim spędzie skrajnej prawicy gdzie można sobie kupić koszulki ze swastykami, czy przybić piątkę i strzelić fotkę z Sagą(z czego oczywiście grono z MW chętnie skorzystało).
Saga to szwedzka piosenkarka która nagrała trzy płyty w hołdzie zmarłemu liderowi organizacji B&H oraz zespołu Skrewdriver. Saga lubi śpiewać o białej rasie i pozdrawiać publiczność zawołaniem „sieg heil”. Po obecności na takim festiwalu Winnicki zapewne uważa, że jak nikt inny ma moralne prawo profanować swoją obecnością kopiec usypany z gruzów zniszczonego przez hitlerowców miasta i pisać pouczające listy do powstańców! W końcu walka z komuną, to nie przelewki w kraju w którym nie widać jej od upadku PRLu. Jak wiadomo, nie od dziś, najłatwiej się walczy z nieistniejącym wrogiem, którym może być każdy. Na dokładkę, żeby tego było mało, naszym schizofrenicznym „patriotom”, którzy tak nienawidzą wszelkiej maści „komuny” bardzo pomaga ekipa z Nowego Ekranu, która jak wszystko na to wskazuje ( i o czym dość otwarcie mówi reszta środowisk prawicowych) ma mocne powiązania z byłymi PRLowskimi służbami wywiadowczymi, a większość jej pomysłodawców, dziwnym zbiegiem okoliczności kończyło wojskowe uczelnie w ZSRR :) To jednak Winnickiemu i jego kumplom z ONRu, kolejny raz dziwnym trafem zupełnie nie przeszkadza.
To wszystko powyżej pokazuje jedno - po pierwsze, to jak obrzydliwie zakłamani są ludzi z organizacji typu MW czy ONR, którzy kiedy im to nie pasuje bardzo szybko odcinają się od swojej „spuścizny historycznej” (zresztą też niezbyt chlubnej, no bo jak tu się otwarcie chwalić rozbijaniem związkowych, niepodległościowych manifestacji na początku XX wieku, czy na prawicowych salonach przechwalać się organizacją gett ławkowych, biciem żydowskich studentów i profesorów). A po drugie, jak bardzo prawica(ta skrajna i ta mniej) buja w obłokach. Nie ma ona kontaktu z prawdziwą rzeczywistością, musi więc na siłę wkręcać się we wszystkie rocznice historyczne, bo tylko tam chowając się za ludźmi może zrobić wokół siebie sztuczny tłum i werbować nowych członków robiąc im wodę z mózgu. To, że z rzeczywistością, czyli z realnymi problemami społecznymi jakie wytwarza kapitalizm, z walką którą prowadzą środowiska wolnościowe: z biedą, wyzyskiem w pracy, łamaniem praw człowieka czy sprawami lokatorskimi, nie mają kontaktu pokazały nacjonalistyczne „Dni Gniewu”. Miała to być odgórnie zaplanowana ale spontaniczna (sic!) wiosenna ofensywa, dotykająca realnych problemów ludzi – skończyła się klapą i kilkunasto osobowymi pochodami przez miasto oenerowców i wszechpolaków (tym razem w większości przypadków bez partyjnych emblematów, żeby wyglądać, na „zwykłych obywateli”). Wrócili zatem do starej, sprawdzonej taktyki obchodzenia rocznic. Można byłoby przymknąć zatem na ich działalność oko, jest jednak jeden poważny problem – wtedy gdy skrajna, faszyzująca prawica urywa się z obłoków i dotyka ziemi, kończy się to najczęściej pobiciami działaczy społecznych, morderstwami ludzi nie pasujących do szablonu „prawdziwego Polaka” stworzonego przez nacjonalistów czy napadami na niezależne centra kultury albo nawet atakami na festiwale dla dzieci jak to miało miejsce w Poznaniu! Dlatego tak ważne jest odcinanie tlenu, tym bękartom Hitlera i ich popłuczynom, wszędzie gdzie oni się pojawią. Tak ważne jest prowadzenie pracy organicznej w lokalnych środowiskach, żeby faszyści mieli jak najmniej tej przestrzeni. Jak się okazuje, tak ważna jest także edukacja i nie pozwalanie na zawłaszczanie pamięci historycznej. Tak ważne jest przypominanie, że np. w Powstaniu Warszawskim (jakkolwiek nie oceniać samego Powstania i tego czy było ono słuszne, oraz kto ponosi odpowiedzialność za tysiące ofiar cywilnych itp.) to szeroko pojęta lewica stanowiła znaczącą siłę wojskową czy ideową a nie zmarginalizowani nacjonaliści.
Jako środowiska wolnościowe, antyautorytarne, antyfaszystowskie musimy także zająć się rzeczami, którym do tej pory nie poświęcaliśmy wiele uwagi, czyli kształtować politykę historyczną i walczyć o świadomość ludzi. Jest to niezmiernie trudne w związku z prawicowym dyskursem w debacie publicznej. Jest to praca bardzo żmudna ale nikt inny za nas tego nie zrobi, może ona natomiast przynieść (i powoli przynosi, jeżeli spojrzymy na działania organizacji kobiecych, feministycznych próbujących pokazywać inną stronę wojny, skupiającą się na cywilach i kobietach) wymierne efekty w postaci odebrania kolejnego pola faszyzującej prawicy, która próbuje na nowo pisać historię tego kraju, doświadczonego tak dotkliwie przez dwa totalitaryzmy.
MOMOS 161
Źródło: http://antifa.bzzz.net/artykuly/publicystyka/item/368-w-oparach-absurdu-...
Czy Duda to Lenin, a Solidarność to partia bolszewicka?
XaViER, Śro, 2012-08-08 18:52 Prawa pracownika | PublicystykaW mediach internetowych rozpętała się burza. Przewodniczący związku zawodowego Solidarność, przez niektórych polityków i blogerów został określony mianem Lenina. Dlaczego? Cóż się stało, że w tym, bądź co bądź dość ugodowym, związku zawodowym niektórzy zobaczyli widmo bolszewizmu?
Mediolański skłot Villa Vegan zagrożony eksmisją
Czytelnik CIA, Wto, 2012-08-07 20:59 Miejsca | PublicystykaW połowie lipca 2012 patrole karabinierów pojawiły się w miejscach zameldowania dwóch skłotersów z Villa Vegan, by dostarczyć pisma oznajmiające zakończenie śledztwa w sprawie zajmowania skłotu. Villa Vegan jest anarchistyczno-wegańskim miejscem, które istnieje od 14 lat. Centrum służy niezliczonej ilości wydarzeń: koncertów benefitowych, mobilizacji, dyskusji na temat wielu aspektów anty-autorytarnej walki i oporu. Mieszkańcy wspierali inicjatywy feministyczne, antykapitalistyczne, ruchy działające na rzecz wyzwolenia zwierząt i Ziemi, akcje mające na celu zniesienie więzień, walkę z CIE (ośrodkami deportacyjnymi), ruch anty-cywilizacyjny i opór z wszelkimi formami represji. Na skłocie znajduje się również warsztat rowerowy, sala prób i studio nagraniowe. Ponadto to także miejsce rozwoju niezależnej i poza-rynkowej kultury.
Przez 14 lat miejsce to było przystankiem wielu towarzyszy z całego świata, a jego ściany rozbrzmiewały energią wszystkich, którzy je tworzyli lub zatrzymali się tutaj choćby na chwilę, wymieniając doświadczenie, uczucia, budując mędzynarodowe więzi. W skrócie, działali politycznie.
Villa Vegan to także dom dla wielu zwierząt, uratowanych z przerażających miejsc takich jak fermy, czy odebranych bestialskim właścicielom psów, kotów, kur, indyków, kaczek, królików. Wszystkie one, po uwolnieniu, żyją w ogrodzie Villi, razem z ludźmi, którzy uważają je za przyjaciół i towarzyszy, a nie własność, którą można kontrolować i wykorzystywać.
Z dokumentacji dochodzenia dowiedzieliśmy się, że skargę złożyła Mari Laura, szefowa " Settore Demanio e Patrimonio" (Biuro Państwowej Własności i Nieruchomości) miasta Mediolanu. Jest to pierwszy krok do planowanej eksmisji: "Miasto prosi, by po identyfikacji skłotersów powzięte zostały wszystkie potrzebne do usunięcia ich z zajmowanej nieruchomości kroki, tak, by w jak najkrótszym czasie zrealizowany został publiczny interes, czyli użytkowanie go zgodnie z założeniami."
Śledztwo prowadzone było przez mediolańską Digos (policję polityczną). Obserwowano wejście na skłot, tak, by zanotować, kto wchodził i wychodził. Dwóch policjantów wdarło się również na teren, by spisać numery rejestracyjne pojazdów w celu identyfikacji kolejnych czterech skłotersów, tak, żeby móc skierować przeciwko nim pozew.
Poza zarzutami zajmowania pustostanu mamy również komiczną okoliczność pogarszającą sytuację- dewastację stanu budynku przez zbudowanie opalanego drewnem pieca, z którego wyciągnęliśmy niejedną nielegalną pizzę!
To jasne, że urząd miasta chce eksmitować mieszkańców Villi, więc musimy zacząć się natychmiast mobilizować, żeby przeciwdziałać zarówno eksmisji, jak i represjom. Jeżeli myślą, że pozwolimy im odebrać tą wyzwoloną przestrzeń, by zbudować kolejny betonowy potwór jako rezultat spekulacji, to są w błędzie. Będziemy stawiać opór do końca, by zapobiec nie tylko zagarnięciu terenu, ale wszystkiego, co tu zbudowaliśmy. Nie musimy bronić tylko i wyłącznie murów, jest też poczucie wspólnoty, codziennej walki z represyjną kontrolą społeczną, wspólnotowe życie niesterowane chęcią zysku i chciwości. W starciu z duszącym rozwojem jesteśmy gotowi na obronę każdego rosnącego tu drzewa i każdego zwierzęcia, które znalazło tu azyl.
Tak więc zapraszamy wszystkich towarzyszy, by jak najszybciej dołączyli do naszej walki z urzędem miasta Mediolanu, a w razie, gdyby eksmisja miała rzeczywiście miejsce, zapraszamy zaraz po niej, by dać solidną i silną odpowiedź.
ŻADNEJ EKSMISJI BEZ NASZEJ ODPOWIEDZI!
Droga do wolności leży pośród gruzów miast!
Villa Vegan Occupata
Via Litta Modignani 66
Milano
Italy
villavegansquat@inventati.org
Jeżeli macie coś do powiedzenia...
Settore Demanio e Patrimonio, Via larga 12– 20122 MILANO, IV piano
,Settore Demanio e Patrimonio, stanza 491, 493 ,495
Responsabile: Mari Laura, tel. 02.884.53175 – 02.884.53176
laura.mari@comune.milano.it
Oświadczenie Komitetu Obrony Lokatorów w sprawie eksmisji na bruk na ul. Sempołowskiej
Yak, Pon, 2012-08-06 22:12 Lokatorzy | PublicystykaW dniu dzisiejszym doszło do eksmisji na bruk starszej kobiety zamieszkującej dotąd na ul. Sempołowskiej. Stało się tak w wyniku luk prawnych w przepisach, bezduszności urzędników i bezwzględności funkcjonariuszy policji, przy aplauzie szukających taniej sensacji mediów.
Lokatorka zajmowała lokal należący do Wojskowej Agencji Mieszkaniowej po zmarłym mężu. Powodem eksmisji nie było zadłużenie lokatorki, ale dyskryminacja lokatorów przez Wojskową Agencję Mieszkaniową, która naliczała zawyżone opłaty za nieżyjące już osoby, oraz odmówiła przyznania tytułu prawnego do lokalu po zmarłym mężu.
Wojskowa Agencja Mieszkaniowa, mimo wyroku Trybunału Konstytucyjnego potwierdzającego niezbywalne prawa konstytucyjne lokatorów, nie uznaje Ustawy o ochronie praw lokatorów w odniesieniu do lokatorów zamieszkujących zasoby Agencji. WAM stosuje eksmisję na bruk, nie oferując nawet miejsca w noclegowni, co jest jawnym łamaniem praw lokatorów.
Jednak nie tylko urzędnicy podlegli Wojewodzie Mazowieckiemu, Jackowi Kozłowskiemu, z uporem odmawiają praw należnych lokatorom. Również Wydział Zasobów Lokalowych Dzielnicy Śródmieście, od października zeszłego roku ignorował pod różnymi pozorami wnioski o wynajęcie lokalu socjalnego, choć spełnione były kryteria braku tytułu prawnego do lokalu, oraz nieprzekraczanie kryterium dochodowego (kryterium niedostatku).
W ostatnim dniu roboczym poprzedzającym eksmisję, Wydział Zasobów Lokalowych dzielnicy Śródmieście odmówił przyznania lokalu socjalnego lokatorce, stwierdzając, że nie przysługuje on osobom, które nie są bezdomne, tym samym skazując kilka dni później lokatorkę na bezdomność. Komitet Obrony Lokatorów od pół roku próbował zainteresować władze losem lokatorki. Jeszcze w dniu w którym odbyła się eksmisja, przedstawiciel Komitetu Obrony Lokatorów próbował skontaktować się z wiceprezydentem Warszawy. Bezskutecznie.
Okazuje się więc, że można w majestacie prawa bezkarnie dyskryminować niektóre grupy lokatorów, łamać konstytucyjny obowiązek zaspokojenia potrzeb mieszkaniowych obywateli, narażać ich życie podczas eksmisji na bruk i z pogardą traktować przepisy nakazujące przyznanie lokalu socjalnego.
Dziennikarzom znacznie łatwiej przychodzi granie na emocjach mało wyrobionych czytelników, epatując sztucznie naliczonymi długami lokatorów (w tym za zużycie wody przez zmarłe osoby), co ma rzekomo uzasadniać eksmisję na bruk i pozbawienie lokatorów godności. Jak stwierdziła dziennikarka Gazety Wyborczej, Małgorzata Zubik: „czasem ludzie potrzebują terapii szokowej”. Tak, tylko że operacja może się udać, ale pacjent tego nie przeżyje. W dniu dzisiejszym niewiele brakowało, by eksmisja zakończyła się jeszcze większą tragedią. Policjanci skorzystali zresztą bezwzględnie z przyjazdu karetki pogotowia do słabnącej lokatorki, by wedrzeć się siłą do mieszkania.
Kto dziś wieczór pójdzie spokojnie spać? Pozbawieni sumienia policjanci, urzędnicy i dziennikarze? Bo na pewno nie wyrzucona na bruk lokatorka.
Komitet Obrony Lokatorów
https://cia.media.pl/warszawa_policja_dokonala_dwoch_eksmisji_jest_zatrzy...
Czarny poniedziałek - oświadczenie kolektywu "Syrena"
Czytelnik CIA, Pon, 2012-08-06 21:23 Kraj | Lokatorzy | Publicystyka | RepresjeTuż po świcie w poniedziałek, stołeczna policja w sile około stu pięćdziesięciu funkcjonariuszy szturmowych pojawiła się na ulicach różnych części Śródmieścia. Konfiskata żywności przewożonej do intratnych restauracji Gesslera? Długo oczekiwana operacja wymierzona w fałszywych kamieniczników? Bynajmniej. Oto dzielni stróże prawa wysłani zostali by wesprzeć dwie eksmisje, do których miało dojść w tych samych godzinach: na tyłach modnego dziś Placu Zbawiciela oraz na ul. Wilczej.
Obie eksmisje zostały już raz zablokowane, w obu rolę egzekutora pełniły instytucje publiczne, u których lokatorki były zadłużone.
Emerytka przeciwko polskiej armii
Już w październiku, gdy blokowaliśmy eksmisję w kamienicy na Sempołowskiej, którą zarządza Wojskowa Agencja Mieszkaniowa, ośmiu obecnych policjantów zaapelowało o wsparcie do Żandarmerii Wojskowej. Wobec przeciągających się negocjacji między armią a policją, co do prawnych aspektów takiej interwencji, egzekucja lokatorki na bruk została jednak wstrzymana. W międzyczasie, władze dzielnicy podkreśliły błyskotliwie, że lokatorka, której eksmisję zablokowano, nie jest bezdomna, a więc nie przysługuje jej żaden "lokal socjalny" (eufemizm określający miejskie rudery i klitki, którymi skromnie dzieli się Ratusz). Dziś za to sprawiedliwości stało się zadość: policji było aż nadto, dłużniczka została odpowiednio upokorzona, trafiła na bruk (najpierw do szpitala, po zasłabnięciu), zaś blokada została rozbita, całkiem zresztą dosłownie: jedna osoba w areszcie, inna cała w siniakach.
Ordung zatem utrzymany, wojsko i miasto może spać spokojnie.
Walka o kibel kontra redaktor Zubik
Druga eksmisja - na Wilczej - dotyczyła kobiety i trójki niepełnoletnich. Nie ma już co pisać: "matki i jej dzieci", bowiem dzielne społeczeństwo zaraz odeprze "Bachorów narobiła, a teraz sępi na mieszkanie w centrum! Lewactwo, darmozjady, rozstrzelać!". Kiedy pierwszy raz przeszłam próg jej drzwi, uderzył mnie widok prycz jakby więziennych i ogromny ścisk. Pomieszczenie mieszkalne to rudera, 18 metrów, nawet nie wypełniało definicji lokalu socjalnego. Ale miało kibel. Tymczasem kobieta się zadłużyła - przypada na nią 30 tysięcy zł - zatem rodzina ta za karę dostała lokal bez kibla (całe mieszkanie dzieliło wcześniej kilka gospodarstw domowych, które także miały długi i opuściły Wilczą ponad rok temu).
W lipcu spora grupa osób przyszła bronić prawa kobiety do toalety. Tymczasowo się udało, jednak blokada została bardzo źle odebrana społecznie. W gusta czytelnicze trafiła wówczas najlepiej redaktor Zubik, z apetycznym artykułem pt. "Zablokowali eksmisję rekordowej dłużniczki". Teza bardzo strawna, prawdę pal sześć: lokatorka oszukała lud Warszawy na "blisko 150 tysięcy złotych", za które każdy z nas mógłby dostać od Ratusza co najmniej po lizaku, a słusznej kary uniknęła dzięki innym darmozjadom - "skłotersom z Syreny", którzy bezczelnie byczą się w centrum, krzycząc z automatu swoje stałe hasła "miasto to nie firma, lokatorzy to nie towar", przez co zmanipulowani sąsiedzi dają im na zimę węgiel. Jedyną stroną, która oprócz haseł potrafi wyartykułować zdanie, jest władza, w osobie jej rzecznika.
Dość powiedzieć, że tekst o "anarchistycznych darmozjadach" broniących innych darmozjadów odniósł ogromny komercyjny sukces, a czytany był także poza stolicą - wśród setek komentarzy pod tendencyjnym artykułem pojawiła się nawet opinia pana Pucka, słynnego prezesa mieszkaniówki (ZKZL)w Poznaniu: "tak wygląda miasto, gdy rządzi w nim anarchistyczne bezhołowie". Jego komentarz utonął w morzu treści w stylu "na bruk!" ,"zaj..bać!". Tym samym, autor planu budowy kontenerów zyskał natchnienie dla przyszłych śmiałych działań.
Zubik nie raczyła osobiście pojawić się na miejscu eksmisji, ani choćby porozmawiać z obiema stronami sporu - przyznajmy jednak, to bez wątpienia dość staromodny wymóg dziennikarstwa, tym bardziej, że nie ma tu żadnych "dwóch równych stron", ani nawet sporu w sensie stricte. Dłużnik ergo darmozjad, tj. człowiek żyjący kosztem reszty społeczeństwa, to nie partner do rozmowy. Jego wspólnicy w zbrodni są także w tyle wobec kulturalnej części świata, wyszczekują tylko slogany (Zubik przepisuje je po poprzednich blokadach, choć akurat wołaliśmy mało; głównie na modłę M. Jacksona, jak populistyczne i ordynarne "bideet bideet, naszym prawem jest mieć bidet").
Toteż, gdy po blokadzie lokatorka poszła do Burmistrza prosić o lokal socjalny z toaletą, uzbrojona w teczki dokumentów dementujących medialne doniesienia, oraz w odpowiednie paragrafy, usłyszała słowa, które mogłyby być refrenem w popularnej piosence Zubik: zero negocjacji, max siły na następną próbę egzekucji. Nie będą dłużnicy srać swobodnie kosztem reszty ludzi.
Władza w ręce wyobraźni
Na ile hasło "toaleta dla każdego" jest wywrotowe? Czy wynika ono wprost z "ideologii anarchistycznej"? Najwyraźniej brzmi dziś wystarczająco groźnie, by zmobilizować kolejne dziesięć radiowozów i 70 policjantów o poranku. Naiwny człowiek mógłby pytać dalej: "czy koszt owej operacji nie był co najmniej równy budowie jednej toalety"? Czy wobec tego potrzebny był cały ten spektakl przemocy i upokorzenia? Cóż, ratusz słusznie przekonuje, że trzeba mieć na uwadze takie niematerialne aspekty, jak choćby "wskaźnik zadowolenia społecznego", który tu trafnie wysondowała Zubik, pomagając wytworzyć odpowiedni nastrój u ludu, z ignorancją wykraczającą poza ramy etyki dziennikarskiej.
Nie idzie jednak o to, żeby zastanawiać się czy opór wobec wysiedleń na ulicę bądź do niesanitarnych ruder jest w naszych czasach czymś "rewolucyjnym", tj. nieracjonalnym - zostawmy ten dylemat bandzie szowinistycznego swołeczeństwa, któremu paliwa dostarczają przedstawiciele instytucji publicznych oraz niektórzy dziennikarze.
Nie dam sobie wmówić, że bronimy praw dyskusyjnych, choć w istocie zapiera dech, że są wciąż ludzie, dla których warto stać po stronie, lub w ogóle polemizować z tak upokarzającym status quo.
Rzecz w tym - i to jest dramat - że doszliśmy najwyraźniej do takiego momentu, że aby bronić skutecznie tak banalnych praw trzeba by dziś sięgać po narzędzia rodem z czasów "rewolucji". Powiedzieć, że zostaliśmy sprowadzeni do parteru to mało - kolejna z nas właśnie trafiła na bruk.
Zarazem, wszyscy, którzy bez wahania i z gołymi rękami stanęli naprzeciw uzbrojonej policji, najwyraźniej są dla władz miejskich koszmarem - jak inaczej tłumaczyć tak wielką mobilizację sił? Pani Gronkiewicz-Waltz, panie Bartelski! Intuicja Was nie myli. Jeśli nie trafiają do Was apele miejskiego bezhołowia, warto przypomnieć Wam zwyrodniałym, katolickim darwinistom społecznym - opinię Waszego patrona z dawnych lat, francuskiego Kardynała de Retz:
Oto moment, do którego doszli: oni sami zaczynają brać wasze armie za nic, a, bardzo nieszczęśliwie, ich siła leży dokładnie w ich wyobraźni. Można by szczerze powiedzieć, że tym co różni ich od każdej innej formy władzy jest - gdy dojdą do pewnego momentu - moc, by dokonać wszystkiego, co są w stanie sobie wyobrazić.
W XXI wieku, nawet "przaśni" mogą sobie wyobrazić miasto bez ludzi na bruku, a mieszkania - z kiblami. Na nic Wasza arogancja wobec dłużników - tu w Warszawie 40 tysięcy rodzin żyje w zadłużonych lokalach. Mając wszystkich za darmozjadów, jak dziś, w ten czarny poniedziałek, sami doprowadzicie do przewrotu - nie trzeba tu żadnej ideologii, wystarczy nie mieć gdzie się wysikać.
Sonia Berek,
Kolektyw Syrena
Tanie Latanie = Szybkie Spadanie
Czytelnik CIA, Pon, 2012-08-06 19:49 PublicystykaZ dniem 27 lipca br. roku Tanie Linie Lotnicze „OLT Express” zawiesiły wszystkie swoje regularne połączenia rejsowe do odwołania. Wstrzymano również sprzedaż biletów. Informacja o zawieszeniu działalności taniego przewoźnika lotniczego pojawiła się około 22.00 dnia poprzedniego. Dzień wcześniej na konferencji prasowej szef „OLT”, Jarosław Frankowski zapewniał, że są prowadzone rozmowy z dwiema instytucjami finansowymi. Jednak jak widać skończyły się najprawdopodobniej fiaskiem. „OLT” musi sprzedać turbośmigłowe samoloty typu ATR – 42 i 72 obsługujące do tej pory połączenia krajowe, pomiędzy większymi miastami. Były one jak się okazuje deficytowe. Zawieszenie tych rejsów miało nastąpić dopiero 11 sierpni. „OLT” miało latać jedynie na trasach europejskich, szef tychże linii mówił, że jego spółka jest jeszcze młoda i nabiera doświadczenia na rynku lotniczym. Urząd Lotnictwa Cywilnego zażądał od „OLT” sprawozdania finansowego za ubiegły rok pod groźbą odebrania licencji.
„OLT Express” rozpoczęło działalność z dniem (nomen omen) 1 kwietnia tego roku. Pierwszy rejs linii lotniczych „OLT” to lot z Warszawy do Gdańska. Wcześniej „OLT” Express istniał już od 2001 roku jako „Arii Jat” a potem „YES Airways”. Przez jakiś czas obsługiwał trasy regionalne współpracując z „EroLotem”, spółką córką PLL „LOT”. Latem 2011 roku od niemieckiego właściciela dawnego „Arii Jat” wykupiła 100% udziału gdańska grupa kapitałowa „Amber Gold”. I tu jest sedno sprawy. „Amber Gold” jest najprawdopodobniej największym obok podobnej instytucji „FirRoyal” przekrętem finansowym, oferującym lokaty w złocie. Już od jakiegoś czasu Komisja Nadzoru Finansowego ostrzega potencjalnych klientów, aby nie powierzali „Amber Gold” swoich pieniędzy. Na forach internetowych panuje większości przekonanie, że jest to klasyczna piramida finansowa. Bardzo wielu klientów nie otrzymało lub otrzymało z dużym opóźnieniem pieniądze, po wygaśnięciu im konta, jako zwrot od zysków w złocie. Firma zapewnia pewny zysk na swoich lokatach. Chociaż wiadomo, że jest to nie prawdą, gdyż na innych tego typu depozytach w banku można liczyć się ze stratą w przypadku spadku ceny złota na światowym rynku.
Pikanterii tej sprawie dodaje fakt, że właściciel „Amber Gold” oraz „OLT Express” to oszust i złodziej, skażany prawomocnym wyrokiem sądowym. Marcin Plichta to o nim mowa ma 28 lat! Jeszcze w 2008 roku pod swoim prawdziwym nazwiskiem Stefański (Plichta jest nazwiskiem panieńskim jego żony) odpowiadał przed sądem za przywłaszczenie 170 tysięcy złotych. Sąd skazał go na rok i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Odpowiadał on za przywłaszczenie sobie pieniędzy osób, które powierzyły jego „Multikasie” – sieci punktów do płacenia rachunków, która zachęcała niższymi niż na poczcie opłatami – 1 złoty za rachunek i zniżka dla seniorów. Przez kilka miesięcy wszystko działało jak należy, firma rozwijała się prężnie, pozyskując nowych klientów, grzecznie przelewając pieniądze na konta wierzycieli mi. in. firm telekomunikacyjnych czy dostarczających prąd itp.
Gdy firma pana Stefańskiego zdobyła zaufanie klientów, przestała dokonywać przelewów na konta wierzycieli. Poszkodowani dowiadywali się, gdy na ich adresy przychodziły wezwania do zapłaty. Co się potem okazało owszem mieli potwierdzenia wpłat, ale na konto „Multikasy”. I tak pan Stefański stanął przed obliczem Temidy. Jak widać ramię starożytnej bogini sprawiedliwości go nie dosięgła, gdyż dziś pod innym nazwiskiem może dalej kontynuować finansowe przekręty, a jego ofiarami nie są już wyłącznie mieszkańcy Gdańska, ale znaczna część polskiego społeczeństwa, która w jego instytucji parabankowej powierzyła pieniądze lub kupiła bilet na rejs samolotem jego linii lotniczych, teraz mają poważne kłopoty. Mawia chińskie powiedzenie: Obyś żył w ciekawych czasach. Szczerze powiem, jaka dziękuję za takie czasu. I nie skorzystam żadnych linii lotniczych, nawet za 1 zł i z wpadki roku, lotniska w Modlinie, przy którego modernizacji było wiele niejasności.
RobertHist
Filantropia Kapitalizmu
Czytelnik CIA, Nie, 2012-08-05 12:44 Świat | PublicystykaHymny pochwalne na cześć „dobroci serca” kapitalistów tak swym cuchnącym wyziewem przekuły powietrze Ameryki w ostatnich czasach, że rewolucjonista musi zatykać nos i uszy gdy się dostanie w atmosferę codziennego życia.
Pisma pieją o tym przy każdej sposobności i wykazują, że kapitał dzisiejszy ma serce poza kieszenią, boć przecież „dobrowolnie”(?!) dzieli się zyskiem z robotnikiem. Geszefciarstwo amerykańskiego kapitalizmu wyłazi, jak szydło z worka. I tak słyszymy dużo o wspaniałomyślności i milionach, które pan Ford z Detroit ma rozdać między swoich niewolników. O innych „dobrych sercach” kapitału słyszymy nie tak wiele, a przecież mniejsi i więksi „przywódcy przemysłu” w Stanach Zjednoczonych znaleźli się na szpaltach prasy, a kontu swego „miłosierdzia” względem swych niewolników.
W całej tej muzyce uderza jednak drażliwie brak jednej nuty i wytłumaczenia przyczyny takiego nagłego wybuchu czułości ze strony panów świata ku swym poddanym. Toć nędza mas była już ogromna w latach poprzednich, kiesy władców, stosunkowo, tak samo przepełnione, a ci tak nagle umiłowani robotnicy byli o wiele posłuszniejszymi w latach ubiegłych, niżeli teraz. Skądże więc to miłosierdzie dziś tak niespodzianie?
W tym leży właśnie „tajemnica począcia” tej hurtownej filantropii kapitalizmu. Każde zjawisko w naturze wywołane jest przez przyczyny poprzedzające takowe i tak samo w społeczeństwie gdy widzimy jakiś na pierwszy rzut oka niewytłumaczony objaw, to znajdujemy, że jest on tylko wynikiem głębokich przyczyn. Słyszymy, że pan Ford postanowił rozdać kilka milionów dolarów między niewolników w swych fabrykach, i to „dobrowolnie” mimo, że ci niewolnicy są zupełnie zadowoleni, niezorganizowani i nie podburzeni (?) przez żadnych agitatorów. Więc pan Ford musi być aniołem umyślnie zesłanym na pociechę swych niewolników.
Dalej dowiadujemy się, że trust elektryczny zaprowadził rodzaj pensji i też „bezinteresownie” wypłaca swym niewolnikom na starość zapomogi w różnych wysokościach. To samo czyni Kompania Pulmanowska. I oto wprowadza system pensji „dobrowolnie” i bezinteresownie.
Potem słyszymy, że trust stalowy sprzedaje swym niewolnikom akcje, z których płaci im dywidendy itd. Itd. w nieskończoność.
Każda kompania o pewnym znaczeniu występuje w roli anioła ekonomicznego dla swych najmitów i czyni to, jak nas zapewniają sprywatyzowane pisma kapitalistyczne, bezinteresownie, tylko dla dobra robotnika. Gdybyśmy chcieli w to wierzyć, to kapitalista dzisiejszy dokonał niemożliwości: oto wilk, duszący jagnię, uczuł nagle, że ma serce i ze łzami pokuty zatrzymał się w swej żarłoczności i zadowolił się mniejszą ilością wysączonej krwi.
Jednakowoż rzec przedstawia się całkiem inaczej. Ruch rewolucyjny i agitacja, walki bezwzględnej z kapitałem na śmierć lub życie, propaganda idei zniesienia systemu kapitalistycznego i usunięcia z powierzchni ziemi klasy kapitalistycznej, przybrała w ostatnich latach znaczne rozmiary. Nauki Przemysłowych Robotników Świata, głoszące nową erę dla ludu wybranego, witane są wszędzie przez niewolników najemnych w ogromnym zapałem. Nadzieja lepszego jutra dla robotniczej klasy, uwolnionej od pasożytów burżuazji, przepełnia piersi proletariatu nieugaszonym ogniem i żądzą walki o lepszy byt.
Prócz tego, w każdym szczególnym wypadku tej dobrowolnej i bezinteresownej filantropii, dowiadujemy się, że ta agitacja i ogólne niezadowolenie przybrały były konkretną formę. Robotnicy w tych wypadkach byli w przededniu walki o większy kawałek chleba i to było zawsze przyczyną tego miłosierdzia magnatów kapitalistycznych, o którym tyle słyszeliśmy.
W Detroit w przemyśle automobilowym organizacja I.W.W. przeprowadziła była w roku ubiegłym wspaniałą agitację. Wynikiem tejże była podwyżka płac w niektórych fabrykach, mimo że tam nie było ani organizacji w tym czasie. Niewolnicy w fabrykach Forda otrzymywali płacę niższą, niż w jakiejkolwiek innej fabryce i warunki pracy takie, że robotnik po kilku latach pracy należał do śmietnika kalek i niezdolnych do pracy maszynowej.
Robotnicy pana Forda przepełnieni byli żądzą lepszego bytu i myślą o strajku na przyszłą wiosnę. Kompania przez szpiclów dowiedziała się o tym, a wiedząc jakie następstwa sprowadza strajk, prowadzony na zasadach Nowego Unionizmu, ogłosiła dobrowolny podział części zysków, licząc, że w ten sposób zgniecie zarodki niezadowolenia. Dalej przez tę filantropię sądził pan Ford, że przywiąże robotników do „jobu” tak skutecznie, że nigdy nie ważą się narażać na niełaskę swego pana.
Wszystkie czyny filantropijne są wynikiem batogów i nacisku z dołu; im więcej proletariat organizuje się rewolucyjnie, im więcej i silniej domaga się należnych mu owoców pracy, im więcej plutokracja czuje się zagrożoną w swym jestestwie, - tym więcej słyszeć będziemy o filantropijnych pomysłach, które są tylko wysiłkiem upadającego systemu, by przedłużyć swe chwile konania.
Gdyby klasa robotnicza znajdowała się dziś o jakieś dziewięć lat wstecz w swym rozwoju na drodze Nowego Unionizmu i rewolucyjnej idei, to wszystkim tym panom i pankom aniby przez myśl nie przeszło być tak szczodrymi i miłosiernymi. W położeniu, w jakim się oni dziś znajdują, przedstawiają osaczonych rozbójników, którzy próbują zagrać na przestarzałych uczuciach swych przeciwników, by przez oddanie części zrabowanych skarbów, wybłagać sobie odroczenie wyroku śmierci. Kapitaliści wiedzą dobrze, że przegrana po ich stronie w każdym razie. W walce między proletariatem, a burżuazją zwycięstwo musi być po stronie produkującej. Wyrok na zgraję wyzyskiwaczy zapisany jest na kartach historii ludzkości, a wykonanie tego wyroku jest tylko kwestią czasu. Zaś świadoma część klasy robotniczej postara się o to, aby filantropie i inne pomysły skazanego kapitalizmu nie opóźniały nadto godziny stracenia.
„Solidarność” kwiecień 1914 – Chicago
Przedruk w: „Najmita” 1 maja 1914 – Paryż
Redakcja: Józef Zieliński
90 lat temu powstało Międzynarodowe Stowarzyszenie Pracowników
Yak, Śro, 2012-08-01 21:37 Historia | Publicystyka | Ruch anarchistycznyDziewiędziesiąt lat temu, kongres założycielski IWMA (obecnie IWA) został dwukrotnie zakłócony przez policję. Kongres odbył się na przełomie 1922 i 1923 roku, w burzliwy okresie w którym na całym świecie wybuchały ruchy rewolucyjne, a socjaldemokratyczna międzynarodówka porzuciła swój internacjonalizm i każda z partii wchodzących w jej skład poparła „swój” rząd w nacjonalistycznej wojnie. W tym samym czasie doszło do zapaści reformistycznego ruchu związkowego.
Po zakończeniu Pierwszej Wojny Światowej wznowiono próby budowy międzynarodowych organizacji. W 1921 r. w Moskwie odbył się kongres założycielski tzw. „czerwonej międzynarodówki”. Poczyniono wiele kroków, by przyciągnąć w jej szeregi syndykalistów, jednak bez powodzenia, gdyż syndykaliści nie chcieli wiązać się z ruchem kierowanym przez polityków.
Pod koniec grudnia 1922 r., delegaci syndykalistyczni reprezentujący łącznie 2 miliony pracowników z 10 krajów spotkali się w Berlinie. Na tym kongresie powstała IWMA, czyli obecne Międzynarodowe Stowarzyszenie Pracowników.
Historia wyklęta, czyli o co walczyli w Powstaniu Warszawskim?
XaViER, Śro, 2012-08-01 10:42 Kraj | Historia | Publicystyka | Ruch anarchistycznyOstatnio rozlewa się po kraju, wspierana przez instytucję warszawskiego muzeum, moda na Powstanie Warszawskie. O Powstaniu mówi się już nie tylko za pomocą książek, ale także muzyki, komiksów, wlepek i różnorodnych gadżetów typu szaliki czy stroje z epoki. Za powstańców "przebierają się" zarówno modni muzycy, jak i modni inaczej kibice, którzy z szalikami "z kotwicą" na twarzach walczyli "dzielnie" z rosyjskimi gośćmi, którzy przybyli dopingować swoją drużynę podczas Euro 2012.
Anarchistyczna Federacja Polski o Komunistycznej Partii Polski
wiatrak, Nie, 2012-07-29 00:06 Kraj | Historia | Publicystyka | Ruch anarchistyczny"Deklaracja w sprawie stosunku Anarchistycznej Federacji Polski do działalności Komunistycznej Partii w Polsce" w 1926 roku. Na podstawie odpisu policyjnego. Można się z niej wiele nauczyć.
Komunistyczna Partia w Polsce jako jedna z prawowiernych sekcji Kominternu prowadzi działalność swą posłusznie według wskazań Moskwy nie licząc się ze społeczno-politycznymi potrzebami życia klasy robotniczej w Polsce, zabijając samodzielność myśli i czynu masy i jednostki.
Dąży ona do ujęcia władzy w swoje ręce posługując się czynem rewolucyjnym całej klasy robotniczej, i do przebudowy istniejącego ustroju na państwo dyktatury proletariatu, która w swojej istocie jest dyktaturą jednej partii nad proletariatem i której wielką niezaprzeczalną wartością jest to, że wyzbywa klasę robotniczą złudzeń, jakoby państwo socjalistyczne miało być czym innym niż istniejące kapitalistyczne.
O 6-cio godzinny dzień pracy - Rezolucja Kongresu M.S.R.
wiatrak, Sob, 2012-07-28 15:13 Świat | Historia | Prawa pracownika | Publicystyka | Ruch anarchistycznyRezolucja Międzynarodowego Stowarzyszenia Pracowników IWA - AIT z 1928 roku wydrukowana w piśmie Anarchistycznej Federacji Polski.
Kongres stwierdza, że bezrobocie przybiera coraz bardziej charakter ostry i chroniczny, że proletariat całego świata pada jego ofiarą i że przyczyny jego są następujące:
1. Rozwój maszynizmu.
2. Stały wzrost liczebny proletariatu, wzrost wynikający z coraz częstszego używania siły roboczej kobiet i z napływu do pracy w przemyśle elementów dotychczas pracujących na roli.
3. Wprowadzenie nowych metod wytwórczości w przemyśle, metod, których skutkiem jest znacznie większa szybkość produkcji.
Syndykalizm Rewolucyjny - Anarchizm Komunistyczny
wiatrak, Pią, 2012-07-27 14:16 Publicystyka | Ruch anarchistycznySyndykalizm nie jest partią, ani też ruchem sztucznie wywołanym. Jest to ruch zupełnie naturalny i konieczny, można by rzec: biologiczno - społeczny. Tak jak pewne zorganizowane masy w wędrówkach śledzi lub w przelocie ptaków.
Oto żyją rzesze ludzkie. Zupełnie naturalne jest łączenie się ich w zwiazki podług miejsca pracy, a więc robotnicy po fabrykach, urzędnicy po biurach, włościanie po wioskach. Dalej zupełnie naturalna jest łączność w większe związki podług zawodów. Takie zwiazki lub syndykaty zawodowe stanowią cały sens naturalnej organizacji społecznej dla polepszenia swego bytu i uzyskania niezależności. Takie syndykaty powstać muszą nie tylko wśród wszelkich najemników, jak nauczycieli ludowych, urzędników prywatnych i rządowych, niższych rangą. Wśród biednych włościan, rzemieślników i handlarzy.
Jednym słowem, całe społeczeństwo pokrzywdzone, wszystkie warstwy uzależnione, biedniejsze, organizują się stopniowo w jedną masę harmonijną, w syndykaty zawodowe, na zasadach federalistycznych. Ta syndykalistyczna budowa społeczeństwa przeznaczona jest, przez sam impet rozwojowy, do walki, do walki drogą prostą, nie parlamentarną, ale drogą akcji bezpośredniej w celu osiągnięcia przewrotu społecznego, a więc do walki rewolucyjnej. Dlatego więc takie naturalne organizowanie się nazywa się syndykalizmem rewolucyjnym. Sabotaż, obstrukcja, strajk - są z dawna praktykowanymi i zupełnie prosto, z natury ludzkiej i stosunków uzależnienia od władzy, wynikającymi metodami. kierunek zaś generalnych strajków, tj. dążenie do rozszerzenia każdego strajku, jak można najszerzej, do generalizowania go, aby wreszcie zamienić strajk powszechny w zatrzymanie życia całego kraju i rewolucję powszechną, to też zupełnie konsekwentny wynik całego ruchu.
Ruch syndykalistyczno - rewolucyjny jest żywiołowy, on tworzy sie spontanicznie, sam przez się wzrasta jak lawina, a wreszcie przez kraj się przeleje jak powódź. Jest on więc objawem posuwania się po drodze postępu żywiołu ludzkiego. Dlatego więc powiedzieć możemy, że jest on ruchem żywiołowym i tworzącym się przez same prawa natury. Ale nie jest prowadzony i urządzony przez politykantów.
Teoretycy syndykalizmu, czy to Sorel, czy Yvetot lub inny, mają znaczenie tylko jako przejaw tego żywiołowego ruchu, ale nie jako jego organizatorowie. Sorel sie zmienił i niektórzy inni teoretycy syndykalizmu się zmienili, a ruch ten coraz szersze kręgi zatacza i modyfikuje się tylko w sensie dojrzewania po drodze rozwoju.
W szeregach syndykalistów, z natury rzeczy, krzewią się ideały anarchizmu komunistycznego. Nie wystawia się pod tym względem jakiegoś ścisłego programu, bo nie ma tego potrzeby, ale kultura anarchistyczno - komunistyczna wypełnia treść życia społecznego, dążenia, marzenia i ideały syndykalistów.
Anarchizm komunistyczny przedstawia sobą całokształt światopogłądu, nastrojów, systemu życia psychicznego, kultury duchowej. Anarchizm komunistyczny określa sobą budowę psychiczną i społeczną przyszłego ustroju społecznego i z tego punktu widzenia, jako ideał społeczny, który w niezbyt dalekiej przyszłości urzeczywistniony, zrealizowany będzie - daje się uwyraźnić i zrozumieć.
W zespoleniu z tym ideałem łączą się też i kierunki ruchu doń zdążającego, tj. ruch anarchistyczno-komunistyczny.
W przyszłym ustroju nie będzie rządów, państw, władzy, granic, wojsk, sądów, praw, własności narzędzi pracy. Wspólna własność ziemi i fabryk. Stowarzyszenia i kooperatywy zorganizują całość życia społecznego. Tu widzimy różnicę od socjalizmu, ideałem, którego jest bardzo silne państwo socjalistyczne. W tym państwie pracować będzie każdy musiał pod dozorem, otrzymując papierowe bony z wykazem ilości wykonanej pracy. Za te bony będzie mógł z magazynów gminnych dostawać wszelkie dobra do użytkowania. Ma być tam policja socjalistyczna i coś w rodzaju pieniędzy oraz przymus pracy. Taki ustrój jest niemożebny do urzeczywistnienia, ponieważ byłby organizacją niewoli społecznej. Ten zaś ustrój, który będzie, da pełną wolność jednostce, żadając od niej tyle pracy, wiele ona dać zechce i pozostawiając jej też dowolne użycie. Nie pod wpływem przymusu, ale pod wpływem własnej ochoty i lekkich wzajemnych nacisków unormują się stosunki.
Tu widzimy całą ogromną różnicę pomiędzy socjalizmem i syndykalizmem rewolucyjnym, który jest związany z anarchizmem komunistycznym.
Gdy jednak mówimy „anarchizm”, to słowo to nie określa nam jeszcze wyraźnie oznaczonego tylko co ruchu. Istnieje bowiem pod taką nazwą inny kierunek nie mający nic wspólnego z anarchizmem komunistycznym.
Jest to tak zwany anarchizm indywidualistyczny. Zwolennicy tego kierunku nie uznają władzy ponad sobą, ale pozwalają sobie na wywieranie tej władzy na innych. Z mniej inteligentnych, mniejszą wartość swemu życiu nadających i mniej kulturalnych osobników, hołdujących temu kierunkowi wytwarzają się bandyci noszący miano anarchistów indywidualistów, jak ci, których proces rozegrał się w Paryżu, albo jak niedaleko od nich stojące ugrupowania wokoło czasopisma „L’Anarchie”. Bardziej kulturalni są zwolennicy Nietzschego, Stirnera, Tuckera, filozofów egoizmu. Czuć w nich odcień burżuazyjny, bo ci ich przywódcy wyrośli z zasad konkurencyjnego egoizmu, zachłannego w wyścigu zdobywczym. Gardzą oni tłumem, stowarzyszeniami, z natury więc rzeczy są przeciwnikami syndykalizmu i komunizmu. Anarchiści komuniści są od indywidualistów oddzieleni silną linią demarkacyjną, różnią się od nich nie mniej, a nawet może więcej, niż od socjalistów.
Dlatego to przestrzegamy naszych towarzyszy, aby się nie dali złudzić podobieństwu nazwy, bo pod tą samą nazwą ogólną może kryć się wprost przeciwny kierunek. Gdy kto gardzi tłumem, chwali egoizm, nie uznaje stowarzyszeń, poczytuje siebie za ucznia i zwolennika Nietzschego, Stirnera, Tuckera – z tym my nic wspólnego nie mamy. Nasz ruch opiera się przedewszystkim na solidarności.
Sprawa Robotnicza, Kraków, 1 V 1913
https://cia.media.pl/anarchokomunizm_kapitalizm_i_akcja_bezposrednia
https://cia.media.pl/strajk_w_stoczni_puerto_real
Kilka słów o czarnym rasizmie i antysemityzmie
wiatrak, Wto, 2012-07-24 23:23 Świat | Dyskryminacja | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmTemat czarnego rasizmu jest dość śliski. Antyrasizm sam w sobie skierowany jest przeciwko wszelkiej formie dyskryminacji rasowej. Politycy chcący nie dopuścić do zbyt silnej solidarności przedstawicieli różnych ras starają się podziały rasowe podsycać faworyzując jedną z nich. Zwykle faworyzuje się rasę dominującą jednak ci, którzy chcą równych praw dla burżuazji wszystkich ras starają się faworyzować mniejszości żeby móc się podeprzeć antyrasizmem, a swojego przeciwnika politycznego zmarginalizować.
W taki sposób „rasistą” może być antyfaszysta blokujący demonstrację islamskich radykałów lub biały pracownik występujący przeciwko czarnemu kapitaliście. Poniżej krótko scharakteryzujemy jeden z odłamów ideologii czarnego rasizmu amerykańskiego.
Ta organizacja została założona w Detroit w stanie Michigan w lipcu 1930. Cztery lata później jej liderem został Elijah Muhammad (na zdjęciu), który przeniósł organizację do Chicago gdzie zbudował meczet.
Naród Islamu próbuje budować kapitał polityczny wśród ludności afroamerykańskiej wyznającej islam. Początkowo zajmowali się jedynie krzewieniem islamu wśród afroamerykanów. Organizacja głosiła, iż tylko opór ochroni ludność czarną przed dyskryminacją. Później zradykalizowała się w tej kwestii.
Działacze tej organizacji na oskarżenia o tendencje separatystyczne odpowiadali, iż jest to dopiero czwarty punkt ich programu. Głosili, iż chcą po pierwsze wolności, po drugie sprawiedliwości i po trzecie równości niezależnie od położenia społecznego. Uważali, że spełnienie tych postulatów sprawia, iż separacja jest zbędna jednak w swoich deklaracjach nie wykluczali jej.
Elijah Muhhamed głosił, że czarna rasa jest rasą pierwotną. Człowiek pochodzi z Afryki. Miało to być argumentem na pierwotność rasy czarnej. Jednocześnie Naród Islamu był silnie antysemicki. Winę za trudne położenie czarnej ludności często w ich retoryce ponosili Żydzi.
Żydów oskarżali też o moralne degenerowanie społeczeństwa przez promocję homoseksualizmu w pop-kulturze. Chwalono nawet Hitlera. Nazywano go "wielkim Niemcem". Jeden z liderów Narodu Islamu, Louis Farrakhan podróżował w latach 90-tych do Iraku, Iranu oraz utrzymywał kontakty z Kaddafim. Otrzymał od niego "nagrodę praw człowieka".
Większość tego typu treści nadal znajduje się na stronie internetowej organizacji.
Louis Farrakhan znalazł swoich naśladowców we Francji. Stellio Capo Chichi ideologicznie nawiązywał do tych samych idei, jego ruch nosił nazwę Tribu Ka i nawiązywał też do tradycji starożytnego Egiptu. Organizował antysemickie marsze przez dzielnice zamieszkane prze Żydów i Afrykanów.
Przeciwko tym działaniom wystąpiła organizacja SOS Racisme. W 2006 roku został skazany za propagowanie nienawiści rasowej w sieci. Po wyjściu z więzienia związał się z antyimperialistycznym ruchem MDI powiązanym z Hezbollachem do którego wstąpił też negator holokaustu Serge Thion.
Rasizm, rasizmem pogania
Amerykańska Partia Nazistowska powstała w 1959 roku i została założona przez George'a Lincolna Rockwella. Była to partia silnie negująca holokaust w pełni wzorowana na NSDAP Adolfa Hitlera. Miała swoją siedzibę w Virginii i dążyła do ustanowienia Narodowego Socjalizmu w USA. Po tym jak pierwszy fuhrer się nie sprawdził i został w 1967 roku zamordowany partia zmieniła nazwę na Narodowo-Socjalistyczna Partia Białych Ludzi.
Jednak zanim doszło w partii do wewnętrznego przewrotu Elijah Muhammed zaprosił Rockwella na zlot Narodu Islamu gdzie miał on wygłosić przemówienie.
Malcolm X po zerwaniu z Narodem Islamu i potępieniu doktryny separatyzmu rasowego ogłosił, iż Elijah Muhammed kontaktował się z Partią Nazistowską i Ku-Klux-Klanem przez co nie reprezentuje interesów czarnej ludności USA. Louis Farrakhan natomiast utrzymywał kontakty z Tomem Metzgerem i White Aryan Resistance (WAR). Metzger określił ruch jako "czarny odpowiednik" swojego. Dogadywali się w kwestii Żydów.
Konkluzja
Rasizm nie zależnie od tego, którą rasę stawia na piedestale głosi segregację. Czy biały rasista może mieć lepszego sojusznika od czarnego rasisty? Czarny rasista nie żąda równości rasowej tylko sam postuluje dokładnie to samo co biały rasista?
Jedni i drudzy pomimo tego, iż w teorii są wrogami nie wahają się przed współpracą albowiem jedni i drudzy bazują na idei sztucznych wspólnot ludzi o tych samych cechach fenotypowych, której to chcą przewodzić. Ich sukces zależy od dezorganizacji społecznej ludzi nad którymi chcą sprawować kontrolę.
Rasista jest wrogiem. Niezależnie od swojego koloru skóry i ukierunkowania polityki.
Armand Guerra. Anarchistyczny reżyser
Czytelnik CIA, Pon, 2012-07-23 22:16 Kultura | Publicystyka | Ruch anarchistycznyArmand Guerra (właść. José Estívalis Cabo). Reżyser, scenarzysta i dziennikarz związany z ruchem anarchistycznym. Urodził się 4 stycznia 1886 roku w hiszpańskim miasteczku Liria. Najpierw jako ministrant, a następnie jako uczeń seminarium rozwinął w sobie intensywną nienawiść do kościoła.
W wieku 13 lat zaczyna pracę w drukarni w Walencji. W 1907 roku wybucha w mieście strajk drukarzy, podczas którego Armand zostaje aresztowany. Gdy zostaje zwolniony, emigruje wraz z bratem do Paryża, gdzie nawiązuje kontakt z ruchem anarchistycznym. Policja zaś myśli, że przebywa on w Indiach Zachodnich.
w 1909 roku w Genewie Guerra uczestniczy w spotkaniach anarchistycznej grupy a także współtworzy hiszpańską gazetę anarchistyczną “Tierra y Libertad” (Ziemia i Wolność). W następnych latach regularnie pisuje do kubańskiego anarchistycznego tygodnika “Tierra” (Ziemia), wydawanego w Hawanie, a także do szwajcarskiego anarchistycznego tygodnika “Le Reveil” (Zegar).
Jednak Armand nie przesiaduje zbyt długo w jednym miejscu i w 1911 roku trafia do Kairu, gdzie bierze udział w działaniach włoskich anarchistów skupionych wokół drukarni. Pomaga także wydawać “L’Idea (Idea), gazetę tworzoną w trzech językach: włoskim, francuskim i greckim. Guerra ma nadzieje na wywołanie rewolty w Egipcie, jednak władze zakazują wszelkich publikacji anarchistycznych w języku arabskim.
Śledzony przez policję, rozpoczyna długą podróż przez Rumunię, Serbię i Grecję, by ostatecznie powrócić do Francji. Postanawia napisać książkę o swych podróżach, która zostaje wydana na Kubie w 1914 roku (niestety do dziś żaden egzemplarz się nie zachował).
Guerra postanawia w Paryżu nakręcić swój pierwszy film “Un cri dans la jungle” (Krzyk w dżungli). O filmie dowiaduje się Yves Bidamant – sekretarz związku zawodowego kolejarzy – i namawia Armanda by kręcił filmy z przekazem społecznym.
Tak oto rozpoczęła się działalność “Le Cinema du Peuple” (Kino Ludowe), w ramach którego Guerra reżyseruje: “Le vieux docker” (Stary doker) oraz “La Commune” (Komuna).
Niestety dozorca domu, w którym mieszkał Armand, doniósł policji o jego politycznej działalności, co poskutkowało wydaleniem reżysera z Francji we wrześniu 1915 roku. Osiadł więc w Szwajcarii, gdzie ponownie zajął się pracą w drukarni. Pod koniec 1917 roku powrócił do tworzenia filmów – tym razem dla Cervantes Films. Po wyprodukowaniu 6 filmów z niewiadomych przyczyn porzucił ten projekt. Możliwe, że były to przyczyny finansowe, gdyż większość jego filmów kręcona była w plenerze, a nie w studiu, co znacznie podwyższało koszty produkcji. Większość produkcji poświęcona była cyganom lub torreadorom, tematyce popularnej wśród ówczesnych odbiorców. Jednak Armand nie zaprzestał kręcenia filmów o społecznej tematyce, bowiem film “The Curse of The Gypsy” wymierzony był w przekonania katolickiej Hiszpanii.
W roku 1920 reżyser ponownie zmienia miejsce zamieszkania, tym razem na Berlin. Pracuje jako aktor, reżyser i tłumacz filmów (posługiwał się 7 językami). Guerra brał udział w realizacji filmów słynnych reżyserów takich jak: Murnau, Pabst czy też Lang. Pisał nie tylko scenariusze, ale był aktywny na wszystkich poziomach produkcji. W filmie Hansa Neumanna “Ein Sommernachtstraum” (Sen nocy letniej) wystąpił u boku innego aktora anarchisty Alexandera Granacha – słynnego z roli Knocka w filmie “Nosferatu” Murnaua. Możliwe, że Armand także brał udział przy produkcji tego filmu.
W Walencji, gdzie stał się pionierem kina dźwiękowego wyprodukował trzy filmy. W 1928 roku jego kolejny film – wyprodukowany w Niemczech – zostaje zakazany przez cenzurę. Tymczasem Armand zostaje berlińskim korespondentem “Popular Film”, barcelońskiego przeglądu filmowego, którego kierownikiem jest jego przyjaciel Mateo Santos (wyprodukował on dla CNT pierwszy film o wojnie domowej w Hiszpanii w 1936 roku).
w 1931 roku Armand został zmuszony do ostatecznego opuszczenia Berlina (z powodu wprowadzonych ustaw protekcjonistycznych). Zamieszkał więc w Madrycie wraz z Isabel Anglada, z którą miał dziecko.
W czasie kręcenia pierwszego pełnometrażowego fabularnego filmu Carne de Fieras, frankiści usiłowali dokonać zamachu stanu, mającego przeciwdziałać rewolucji.
Ze względu na to, iż CNT chciało uhonorować wszystkie kontrakty dla filmowców, film został skończony.
W swojej autobiografii “A Traves de la Metralla” Guerra zapisał fascynujące uwagi na temat tamtego okresu. “Carne de Fieras” miał być jego ostatnim filmem fabularnym. Poczynił próby, by stworzyć film o Durrutim a także wyprodukował kilka kronik filmowych pod wspólnym tytułem “Estampas Guerreras“. Jednak CNT potrzebowało jego daru przemawiania i Armand musiał porzucić kamerę.
Podczas ostatnich miesięcy 1937 roku objechał całą południową Francję wygłaszając przemówienia w imieniu CNT. Tym, którzy poddawali w wątpliwość, że Meksyk to jedyny kraj, który dostarcza broń republikańskiej Hiszpanii, Armand odpowiadał, że Związek Radziecki sprzedał im broń, ale jej nie dostarczył
Wraz z Manuelem Perezem tłumaczył pamflety o frankistowskiej masakrze na Majorce.
Na Guerrę padły gromy ze strony Partii Komunistycznej, która prowadziła własną kontrrewolucję. Zostaje aresztowany przez SIM (tajna policja kontrolowana przez komunistów), jest więziony w Urugwaju, a następnie na na statku przemienionym w więzienie w porcie w Barcelonie. Później jest więziony w areszcie domowym. Prosi o wstawiennictwo Generalnego Sekretarza CNT, Mariano Vasqueza.
Wraz z ostatecznym triumfem frankizmu, Guerra zdołał uciec w styczniu 1939 roku do Sete, na południu Francji, unikając przy tym francuskich obozów koncentracyjnych, które stały się domem dla wielu uciekinierów z Hiszpanii.
Miesiąc po odnalezieniu swojej rodziny w Saint Mande, 10 kwietnia 1939 roku, Armand Guerra umiera na skutek ataku spowodowanego prawdopodobnie skrajnym wyczerpaniem, jakiego doznał podczas ostatnich lat.
Artykuł pierwotnie opublikowany w magazynie “Organise!” nr 67 (oryginał dostępny pod adresem: http://www.afed.org.uk/org/issue67/index.html. Tłumaczenie na język polski i wprowadzenie nieznacznych zmian: Radykalny Kinematograf.
https://cia.media.pl/kino_ludowe
Tekst pochodzi ze strony http://radykalnykinematograf.wordpress.com
Kino Ludowe
wiatrak, Nie, 2012-07-22 21:42 Historia | Kultura | PublicystykaKino Ludowe (le Cinema du peuple) - wolnościowa kooperatywa założona przez CGT przez kilka miesięcy (od 28 października 1913 do sierpnia 1914) było oryginalnym zamysłem propagandy kierowanej przez anarchistów, pierwszym kinem walczącym w historii kina.
Całkowicie zapomniane przez anarchistów, włączając w to jego założycieli, a jedynie znane kilku historykom kina, których przypomniał Sadoul. Artykuły Laurenta Mannoni w przeglądzie Review z 1995 roku oraz Tangui Perrona w piśmie le Movement Social (n.o. 172) z września 1995 roku przyczyniły się do przywrócenia ich pamięci potomnych. Czyż anarchiści początkowo nie odnosili się z dystansem do kina, używanego przez siły policyjne do identyfikacjo uczestników zamieszek w czasie strajków robotniczych?
Jednym z pierwszych, który wykorzystał projekcje filmowe w swojej działalności był anarchista z Marsylii, Gustave Cauvin. Jego kampania przeciwko alkoholizmowi, na rzecz neomaltuzjanizmu i antymilitaryzmu była skrupulatnie nadzorowana przez siły policyjne.
Oto świadectwo Jeana Calandri przypomniane przez Henriego Poultry w "My friend Calandri": "Mój przyjaciel, Gustave Cauvin był oficjalnym wykładowcą, a ja mu dobrowolnie pomagałem w przygotowaniu materiałów do wykładów na temat kina. Moją rolą było przyniesienie materiałów z podmiejskiej stacji kolejowej w pobliżu sali, gdzie obok projektora, znajdowała się wielka acetylenowa butla gazowa do projekcji filmów, ponieważ światło elektryczne nie zastąpiło jeszcze gazu do użytku