Publicystyka

Burmistrzowie wynagrodzeni

Kraj | Publicystyka | Tacy są politycy

Prezydent Warszawy przyznała pierwsze w tym roku nagrody dla burmistrzów. Średnio po 5 tys. zł na osobę. Czas przed majówką to dla burmistrzów stołecznych dzielnic moment sympatyczny nie tylko dlatego, że nadchodzą wolne dni, ale także dlatego, że na ich konta wpływają właśnie nagrody kwartalne, przyznawane tradycyjnie przez prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz. Tym razem pochłonęły one łącznie prawie 351 tys zł (oczywiście z podatków obywateli). – Średnio przypada więc 5084 zł na jednego burmistrza lub wiceburmistrza – wyjaśnia rzecznik ratusza Agnieszka Kłąb.

Nagrody za 2011 r. pochłonęły półtora miliona złotych (370 tys. zł na kwartał). Najwyżej ocenieni zostali burmistrzowie z Platformy. Dostali po 36 tys. zł za cały rok, co daje średnio 9 tys. zł na jedną nagrodę. Wówczas najniższe nagrody dostały osoby zarządzające tymi dzielnicami, w których PO nie rządzi – czyli Ursynowa, Rembertowa czy Włoch.

Jeden wielki neofaszystowski szwindel (polscy narodowi-socjaliści i ich anty-kapitalizm 1 maja w Warszawie)

Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

Wreszcie jest. Popularny trend wśród neofaszystów w Niemczech i Czechach zawitał i do nas.

Autonomiczni Nacjonaliści pojawili się w Niemczech już blisko 10 lat temu. To młodzi neofaszyści niemieccy, którzy nie chcąc wstępować w szeregi NPD postanowi wcielać swoje rasistowskie idee na swój własny sposób. To nowe oblicze skrajnej prawicy, które zdążyło w ostatnich latach zasłynąć ze swojej szczególnej brutalności, zaintrygowało oczywiście i polskich neofaszystów. Około roku 2009 trend zawitało i do nas. Krok po kroku zadomowiło się już w kilku większych i paru mniejszych miastach. Polscy skinheadzi spod znaku NS znudzeni już samymi sobą przejęli z entuzjazmem nową stylistykę niemieckich neofaszystów. I skopiowali ją 1:1. Wystarczy spojrzeć na zamieszczone obok fotografie niemieckich i warszawskich Autonomicznych Nacjonalistów aby się zorientować, że nie pokusili się nawet na wymyślenie własnego pomysłu na banery. A skoro przejęli modę to starają się także nadążyć na nowymi trendami ideowymi wytyczanymi przez niemieckich AN.

I tak, Polska skrajna prawica, zorganizowana w grupach AN (zwanych w środowiskach wolnościowych “Anabolicznymi Naziolami”) i reklamująca się jako „nowoczesny nacjonalizm”, próbuje ostatnio wzorem swoich kolegów z Niemiec wymyślić anty-kapitalizm z prawej strony. Przykładem tego jest wezwanie do marszu w dniu 1 maja przeciwko „globalizacji, wyzyskowi i multikulturalizmowi”.

Wymyślanie skrajnie prawicowego anty-kapitalizmu znamy już z przeszłości i przeszło ono do niej pod nazwą narodowego-socjalizmu. To zresztą jest też idea z której wywodzą się i pod którą w dużej części podpisują się środowiska organizujące skrajnie prawicową majówkę pod obłudną nazwą „Młodzież potrzebuje alternatywy”.

Cóż, nie będę tu przypominała dorobku narodowego-socjalizmu. Raczej przypomnę jakim to nie lada wyzwaniem natury społeczno-filozoficznej jest próba krytyki kapitalizmu z perspektywy nacjonalistycznej. Wystarczy przyjrzeć się zarówno genezie jak i samej naturze kapitalizmu, aby zrozumieć, że zarówno doktryny skrajnie prawicowe jak i sam kapitalizm budują na tych samych hierarchicznych wartościach podporządkowania słabszych silniejszym czy na tych samych pryncypiach wykluczenia, negując tym samym idee społecznej solidarności i walki właśnie z wszelkimi wykluczeniami, dyskryminacją i o sprawiedliwość społeczną, które są podstawą antykapitalistycznego oporu.

Pozorowanie anty-kapitalizmu ze strony skrajnej, narodowej prawicy, to nic innego jak znana już z historii ponowna próba zredukowania problemu kapitalizmu do pewnej wytypowanej grupy ludzi, którzy za nim stoją (to PO! to żydzi! To imigranci! …). To kolejna próba utożsamienia anty-kapitalizmu z antysemityzmem, albo inaczej: budowania owego „anty-kapitalizmu” na antysemityzmie.

Polscy narodowcy bardzo lubią pozorować swój dystans w stosunku do innych ruchów faszystowskich (tych współczesnych jak i tych historycznych). Jednak w swoich ideach i propagandzie niczym się od nich nie różnią, może poza wpisywaniem owych neofaszystowskich, radykalno-narodowych haseł w polski kontekst. Akurat ich wersja „anty-kapitalizmu” najlepiej to uwidacznia.

Jednym z filarów skrajnie prawicowej wersji „anty-kapitalizmu” jest swoisty „antyglobalizm” z perspektywy nacjonalistycznej. Sprowadza się on do spłaszczonej do granic wytrzymałości analizy, która brzmi mniej więcej tak: skoro przyczyną pogłębiającego się kryzysu kapitalizmu jest cyrkulacja międzynarodowego kapitału, to jedynym wyjściem z sytuacji jest nacjonalizm. Albo jeszcze krócej: skoro kapitalizm jest zjawiskiem ponadnarodowym, to anty-kapitalizm musi mieć wymiar narodowy/nacjonalistyczny.
Czy można być aż tak głupim, aż tak naiwnym, żeby samemu w to wierzyć? Otóż nie.

Z faktu, iż kapitalizm jest relacją opierającą się na formach własności oraz organizacji produkcji i zarządzania własnością społeczną, a przez to jest motorem wyzysku i niesprawiedliwości społecznej funkcjonującym niezależnie od aspektów narodowo-tożsamościowych, nasi narodowi-radykałowie doskonale zdają sobie sprawę. Tak, tak.

A więc to nie głupota. A jeśli nie głupota to co? Odpowiadam. To brak logicznych możliwości i podporządkowanie logiki potrzebom propagandy.

Powyższego paradoksu nacjonaliści starają się nie dostrzegać gdyż uznanie go, grozi nie tylko obnażeniem bezsensowności anty-kapitalizmu z pozycji narodowo-radykalnych, ale też konsekwentnym dopisaniem idei nacjonalistycznych do tych, które nomen-omen podbudowują kapitalistyczny byt, z którym tak bardzo chcieli by walczyć (no właśnie, czy aby na pewno?!). Zresztą to datego, w swojej odezwie, nacjonaliści maskują swoje „anty-kapitalistyczne” zapędy za sloganem „anty-systemowości”. Kwestię tego jak mają się ciasne i opresyjne idee nacjonalistyczne do anty-systemowości pozostawię bez komentarza.

Dodatkowo nacjonaliści, zdając sobie sprawę z własnej krytyki kapitalizmu, wzywają w swojej pierwszomajowej odezwie do oporu przeciwko przemocy policyjnej. Oczywiście pomijają już jakąkolwiek analizę przyczyn obecnej aktywności aparatu policyjnego, gdyż musieliby wówczas wezwać do oporu wobec wszelkich prawicowych, autorytarnych, pro-państwowych ideologii, a przede wszystkim do anty-kapitalistycznego oporu z pozycji wolnościowych.

Anty-kapitalizm skrajnej prawicy jest więc mieszanką trzech elementów:

- wezwaniem do odbudowy silnego autorytarnego państwa regulującego w sposób biurokratyczno-nacjonalistyczny kwestie gospodarcze;
- posegregowaniem kapitalistycznego wyzysku w Europie na narodowe segmenty;
- ponownym rozbudzeniem ksenofobicznej i rasistowskiej nagonki w kraju, przede wszystkim o anty-semickim i anty-imigracyjnym zabarwieniu, chociaż pojawiają się też pierwsze elementy islamofobii;

Uważny obserwator dostrzeże tu zarówno nawiązania do historycznych idei NS (jeszcze tych z przed holokaustu) jak również do PRL-owskiej wizji „anty-kapitalizmu” gdzie kapitalistyczny wyzysk także nie był rozwiązany a właśnie funkcjonował w sposób stricte narodowy, scentralizowany, podporządkowany państwu i nie raz sięgał do argumentów nacjonalistycznych i antysemickich.

Co to ma wspólnego z anty-kapitalizmem? Co z anty-systemowością? Co ze sprawiedliwością społeczną? Co z jakąkolwiek alternatywą dla ludzi młodych?

Kompletnie nic. To zagrożenie dla wolności – przynajmniej tej sfery, której ludziom nie odebrał jeszcze kapitalizm.

„Anty-kapitalizm” w wykonaniu nacjonalistów może się przysłużyć tylko jednej pozytywnej sprawie: odkrywając ich obłudę. W tym sensie warty jest opisywania czy wręcz reklamowania z odpowiednim komentarzem.

Skrajna prawica nigdy nie miała żadnych godnych uwagi społecznych rozwiązań w kontekście kapitalizmu (ani zresztą w żadnym innym kontekście). Wyjście z sytuacji prowadzi u niej zawsze albo do zamknięciem się na obcych (imigrantów, żydów…) albo wręcz ataku na nich. Z kolei „solidarność”, do której nacjonaliści również obłudnie się odwołują, dotyczy tylko i wyłącznie osób wybranych, należących do zamkniętego na obcych „narodowego klanu zaakceptowanych”. W rzeczywistości owa nacjonalistyczna „solidarność” i ów skrajnie prawicowy „anty-kapitalizm” prowadzą do podtrzymania i ponownej legitymizacji samych mechanizmów wyzysku, a więc kwestii własności oraz formy kontroli i zarządzania własnością społeczną.

I jeszcze jedno zasadnicze pytanie.

Jak wygląda zaangażowanie nacjonalistów w walkę z agresywnym kapitalizmem poza próbą postawienia pierwszomajowego propagandowego akcentu?

Odpowiedź. Nie wygląda w ogóle.

Środowiska wolnościowe, anarchistyczne, antyfaszystowskie i lewicowe prowadzą od lat intensywną działalność społeczną, m.in. lokatorską i pracowniczą, blokują eksmisje i współorganizują strajki. Natomiast nacjonaliści? Oni tymczasem zajmują się dzieleniem pracowników na bardziej i mniej polskich, przyklaskiwaniem rozwojowi coraz bardziej policyjnego państwa a przede wszystkim atakowaniem środowisk anarchistycznych i antyfaszystowskich propagujących antykapitalistyczne alternatywy do wszechobecnego konsumpcjonizmu czy terroru płacowego i czynszowego (m.in. squaty, spółdzielnie, kooperatywy spożywcze, kolektywy pracownicze, niekomercyjne centra kultury, autonomiczne projekty społeczne, etc). Swoimi atakami na te projekty (do których dochodzi w ostatnim czasie w wielu miastach kraju – Lublinie, Warszawie, Poznaniu…) narodowi-radykałowie pokazują, że to nie o anty-kapitalizm im chodzi ile o ukierunkowanie swojej nienawiści. Raz na lewaków, raz na żydów, raz na homoseksualistów, raz na imigrantów. Akurat właśnie warszawscy AN starają się być szczególnie „anty-kapitalistyczni” na tym polu…

Tyle o 1 maja organizowanym przez „nowoczesnych nacjonalistów”.

Może jeszcze trzy słowa komentarza:
Jeden wielki szwindel!
I jeszcze cztery podsumowania:
Brunatne gówno w nowym opakowaniu.

xxx

Dwa tygodnie temu antyfaszyści na demonstracji w Białymstoku ogłosili:
„Nacjonalizm oddajemy na złom!”
Lukrecja dodaje:
A razem z nim najlepiej od razu i kapitalizm. Jeden drugiego wart.

Tekst ukazał się na: https://lukrecjasugar.wordpress.com/

https://cia.media.pl/strategie_skrajnej_prawicy_oswajanie_z_nazizmem_i_zl...

Wikipedia cenzuruje ZSP

Kraj | Ironia/Humor | Publicystyka

Przez długi czas w wikipedii ciężko było znaleźć informację na temat Związku Syndykalistów Polski. Gdy zamieściłem tam wpis dotyczący tej aktywnie działającej organizacji o której można przeczytać po angielsku na tym blogu http://zspwawa.blogspot.com/ nie sądziłem, że natknę się na takie chamstwo ze strony jej administratorów.

O co poszło? ZSP jest mało widoczne bo... nie organizuje zadym.

Artykuł został usunięty jako, że był "nieencyklopedytczny" (zupełnie jakby cokolwiek na wikipedii było encyklopedytczne). Okazuje się, że na wikipedii istnieje poważny problem haseł związanych z anarchizmem i... prawicowością/lewicowością faszyzmu.

Niszowa organizacja. Brak źródeł wskazujących na działalność. Agitacyjny styl.

Usprawiedliwia swojego kolegę inny admin.

Nawet nie wiadomo czy istnieje. Jakoś nikt o nich nie pisał.

Wszystko wskazuje na to, że wikipedyści nie czytają innych artykułów na wikipedii i nie wiedzą nawet, że w kilku jest o ZSP wzmianka. Nie potrafią również używać wyszukiwarki.

Jest, istnieje, ciężko powiedzieć, czy coś z tego wynika, jako że brak źródeł.

Brak źródeł... Poprostu nic nie ma w wyszukiwarce.

Okazuje się, że znalazł się głos rozsądku:

Ugrupowanie działa, istnieje jest współorganizatorem pochodów 1-majowych, blokad antyfaszystowskich, dni gniewu społecznego, protestach przeciw ACTA, działacze organizacji ostatnio pojawili się programie Uwaga gdy podjęta była sprawa podpaleń na Pradze - to oni organizowali patrole obywatelskie. Skoro ZSP jest niszowa to co na wikipedii robią ugrupowania w rodzaju Liga Obrony Suwerenności, Liga Republikańska? Nawet NOP etc. są niszowe tylko dlatego mówi się o nich w mediach bo wszczynają burdy, wznoszą wulgarne hasła. Czy gdyby członkowie ZSP zostali przyłapani na tzw. "hajlowani" też przestali by być organizacją niszową? Co do braku źródeł zamieszczę kilka linków:

http://lewica.pl/?id=26279&tytul=Warszawa:-Dzie%F1-Gniewu-Spo%B3ecznego http://lewica.pl/?id=24528 http://www.la.org.pl/index.php?start=24 (lokatorzy blokują ulice) http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/5,114946,11052006,Otwarcie_Stadio... http://wiadomosci.gazeta.pl/kraj/1,34309,4092537.html

Szkoda, że "wolną" encyklopedią rządzą troglodyci i miłośnicy ugrupowań prawicowych.

Przegląd prasy ludzi bogatych

Publicystyka

Zawsze zastanawiałem się, czy dziennikarz piszący we „Wprost”, „Newsweek” Polska, „Uważam Rze” ma pojęcia jak żyje zwyczajny Polak. Czym żyje, jaka jest jego codzienność, relacje z pracodawcą, umowy śmieciowe, warunki pracy, kwestie bytowe (mieszkaniowe), przeżycie z miesiąca na miesiąc. Nie wierzę, że ktoś taki jak Kamil Durczok, redaktor naczelny „Wprost” i dziennikarz „Faktów” TVN, Tomasz Lis związany teraz z „Newsweekiem” są w stanie zainteresować się losem zwykłego człowieka, a tym bardziej pozwolić podwładnym na opisanie prawdziwego życia współobywateli, na łamach swoich tygodników, jeśli nie jest się Kubą Wojewódzki, Grycankami czy Szymonem Majewskim. Z czego to wynika? Z prostej przyczyny. Oni mieszkają oraz żyją w warunkach dalece bardziej komfortowych niż tym, którzy nie mają pozycji, układów towarzysko – biznesowych, a za ich pracę płaci się podwójnie tylko za samo znane nazwisko.

Małżeństwo Wałęsów, Rydzyk, Smoleńsk i Euro 2012

Najważniejszymi tygodnikami w Polsce są: „Wprost”, „Newsweek” Polska oraz „Uważam Rze” czy „Polityka”. Gazety to: „Gazeta Wyborcza”, „The Times” Polska, „Gazeta Prawna Codzienna” i „Rzeczypospolita”. Dziennikarze tam piszący są na ogół związani z gazetą oraz tygodnikiem, a nawet z telewizją, jak wspomniani dwaj panowie Durczok oraz Lis. Im bardziej prestiżowe jest to nazwisko na giełdzie medialnej oraz prasowej, jego teksty ukazują się często a gaża za nią jest tak wysoka, że nie jedna polska rodzina utrzymała by się za to przez pół roku. Co tak wartościowego jest w tych artykułach, że mają ich autorzy takie poważanie w kraju? Mianowicie nic. Są one monotematyczną analizą życia elit politycznych, (kto do jakiej partii przystąpił lub wystąpił, kto straci na tym, a kto wygra), życia towarzyskiego ludzi sobie znanych oraz rynku, gdzie biedny pracodawca jest ogołacany przez nieuczciwe państwo i zachłannych pracowników. Oczywiście prawdą jest, że pracodawcy bywają nękani przez urzędy, ale dla równowagi trzeba przedstawiać też drugą stronę medalu, a mianowicie nie łatwe życie pracowników. A tym paradoksalnie zajmuje się tylko: „Fakt” oraz „Super Express”, które jest wyśmiewany przez opiniotwórczych dziennikarzy, jako mało poważne gazety. I owszem bo temat poruszające eksmisje, nieuczciwych pracodawców, wyzysk w pracy, zwalnianie bez przyczyny, nigdzie by się nie przebił, skoro we „Wprost” pisze taka persona jak Ryszard Petru, Przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich czy w „Gazecie Wyborczej”, Witold Gadomski były poseł sejmu I kadencji, współzałożyciela Kongresu Liberalno – Demokratycznego, autor biografii o Leszku Balcerowiczu. Trudno nabrudzić na własne podwórko. Więc piszą o rzeczach bzdurnych, absurdalnych i zupełnie wykluczających siebie.

„Uważam Rze”, „Gazetę Polską”, „Gazetę Polską. Codzienną” oraz „Rzeczypospolitą” łączą nie tylko osoby dziennikarzy: Rafała Ziemkiewicza, Piotra Semki czy Piotra Gursztyna, ale płytkość dobieranych tematów, Smoleńsk, niechęć do PO, miłość do USA oraz lustracji od Mieszka I skończywszy na współczesnych. Rafał Ziemkiewicz dba o swój wizerunek, lansując się w oczach opinii publicznej, jako dziennikarz niereżimowy, niepokorny obecnej władzy. Nie mniej tak jak on, tak jego koledzy z „Uważam Rze” i „Rzeczypospolitej”, nigdy nie napiszą o sprawach społecznych, bo go po prostu nie interesują. Dla niego walczący o swoje prawa pracownik, to niebezpieczny roszczeniowiec, element rodem z PRL-u, a takich trzeba zwalczać. I tu „niespodzianka”! Po mimo ideologiczny różnić między nimi a Dominiką Wielowieyską (znaną dziennikarką „GW”), ich wspólnym mianownikiem jest niechęć do socjalnych rozwiązań, chęć szerzenia kapitalizmu we wszystkich dziedzinach naszego życia. „Gazeta Wyborcza” to symbol obłudy oraz hipokryzji. Z jednej strony pochyla się nad losem młodych, braku dla nich pracy, umów jakie zawierają, a z drugiej lansuje osoby, piewców wolnego rynku zwolenników antyspołecznych rozwiązań. Dziennikarze „Gazety Wyborczej” płaczą nad rozlanym mlekiem, a sami tego byli sprawcami. Gazeta ta stała się przystanią dla byłych polityków jak Mirosław Czech, dawny poseł UW. Więc nie dziwi neoliberalny ton w „GW”.

Przez długi czas uwagę prasy skupiał temat rzekomego kryzysu w małżeństwie Wałęsów, spowodowanych książką byłej pierwszej damy. Wieść o owym kryzysie była tylko potrzebna do wypromowania autobiografii Danuty Wałęsy. Wydano jej tyle, że dziś gdy wrzawa minęła, już nikt nie chce kupować książki. Temat ten eksploatowały „Gazeta Wyborcza” czy „Polityka” do tego stopnia, jakby nie było innych tematów, po za bieżącą polityką. Był to listopad, zaczął się czas ochronny przed eksmisją, podniosło się bezrobocie, podawany typowo dla mediów, jako efekt sezonowy na rynku pracy. Tematy tak zwykłe, że czytelników to nie interesuje. Kolejnym to EURO 2012. Owszem dziennikarze piszą w artykułach o rzeczach negatywnych dotyczących mistrzostw, ale tych gołym okiem widoczne o innych aspektach, jak koszta pisze się nie wiele. Dziennikarze chcą być ostrożni, by nikomu nie podpaść, ani władzy, ani czytelnikom, inne jak bezpłatny przedruk „GW”, „Metro” jest zdziwione dla czego Polacy nie cieszą się z nadchodzącego „szczęścia”, jakim są mistrzostwa. Ogólny obraz z tematów dopieranych do powyższych tytułów jest dowodem oderwania dziennikarzy od smutnej rzeczywistości w Polsce, a z drugie dbania o wizerunek krainy wiecznej szczęśliwości, gdzie tylko dziwnym zbiegiem okoliczności malkontenci nie mogą znaleźć swego miejsca w szeregu.

Prasy prospołecznej brak

„Przegląd” uchodzi za lewicowy tygodnik, ale jest on zainteresowany wyłącznie tematami związanymi z ogólno pojętą lewicowością obyczajową, nakierowaną na krytyce zarówno PiS jaki PO, bez zagłębiania się w problemy społeczne. Stała się prasową tubą Leszka Millera, udzielającego nieustanie na łamach „Przeglądu” wywiadów. Zapraszany jest też do redakcji tygodnika też Janusz Palikot, a trudno go posądzić o poglądy prospołeczne. Tak więc mamy osobliwą prasę lewicową w postaci „Przeglądu”. Brak zainteresowania tematami społecznymi jest normą w naszym kraju. Wszyscy w końcu musimy być piękni, bogaci i zdolni. Mniej zaradni, tzw. nieżyciowi oraz ich problemy nie mają czego szukać na łamach poczytnej prasy.

RobertHist

Jak skąpy ONR pożałował grosza na własnego grafika

Kraj | Edukacja/Prawa dziecka | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

O tym, że prawica od zawsze jest mało twórcza i nie potrafi wymyślić niczego samodzielnie wiadomo od lat. Nie mówię tu o tym jak faszyści i narodowi socjaliści kradną symbolikę antyfaszystowską.

Zbliżają się wakacje. Coraz więcej będzie się mówić o sytuacji szkół. Do akcji ruszył więc ONR, który wygląda na to, że chce przedłużyć części swoich nastoletnich członków wakacje i… „nawołuje do strajku” w szkołach.

O co chodzi? Ano o reformę szkolnictwa proponowaną przez rząd Tuska, która nie podoba się narodowcom ponieważ nie reformuje szkolnictwa na taką modłę jaką oni sami próbowali lansować, kiedy ministrami byli ich idole, tzn. Roman Giertych i Mirosław Orzechowski.

Próbują wmówić opinii publicznej, że zainteresowała ich sprawa szkół. W rzeczywistości interesuje ich tylko używanie ich, jako narzędzi do promowania nacjonalizmu. Najpierw przedmiot, który Giertych nazywał „wychowaniem patriotycznym”, później getta ławkowe.

Nie było ONR-u podczas walk przeciwko zamykaniu szkół i zwalnianiu z pracy kucharek. Narodowcy zajmują się jedynie napadaniem na związkowców i obroną kapitalizmu ponieważ nie są niczym innym jak narzędziami.

Na portalu autonom.pl można znaleźć wiele informacji o strajkach żywcem kopiowanych m.in. z CIA. Prawica próbuje upodobnić się do silnych ruchów społecznych, takich jak ruch lokatorski czy syndykalistyczny, żeby skupić wokół siebie jego zwolenników.

Pierwszą taką akcją było zorganizowanie prawicowej kopii Dnia Gniewu Społecznego, za którą stali kamienicznicy i neofaszyści z ONR. Protest teoretycznie skierowany był przeciwko drożyźnie i systemowi jednak na demonstracji, mimo że hasła zbliżone do tych używanych przez syndykalistów („Rząd na bruk, bruk na rząd”), powiewały anarcho-kapitalistyczne flagi, a na kanale w serwisie YouTube można było oglądać uczestnika owej demonstracji mówiącego na temat drożyzny: „Kebab dwa lata temu kosztował 7 złotych, dziś kosztuje 9”, albo „Tusk miał wprowadzać kapitalizm, a ciągle wprowadza socjalizm”.

Tym razem ONR, przy okazji „strajku” szkolnego, zamiast nazwy postanowił użyć grafiki Dnia Gniewu Społecznego. ONR – Obraz Nędzy i Rozpaczy. Chcą budować kapitalizm, ale skąd wezmą kasę na grafika? Ukradną lewakom? A po co kasę, jak można pracę.

Antifa znaczy bojówka. Wyzwania dla ruchu antyfaszystowskiego

Publicystyka

Niniejszy tekst jest próbą krytycznego spojrzenia na rozwój ruchu antyfaszystowskiego oraz sformułowania użytecznych dla tego rozwoju, długofalowych wniosków. Został on napisany z perspektywy osób od dłuższego czasu aktywnie zaangażowanych w akcje antyfaszystowskie przyjmujące różny charakter.

Od początku roku przez Polskę przetoczyła się fala protestów społecznych, które wciąż narastają. Polityka władz centralnych i samorządowych zorientowana jest na cięcia świadczeń socjalnych, prywatyzację mienia publicznego a wraz z tym ze zwiększenie represyjności państwa, co powoduje coraz gwałtowniejszy i szerszy opór społeczny. Żeby deklaracje walki o społeczne wyzwolenie nie pozostały tylko pustym „wyznaniem wiary” ruch antyfaszystowski powinien zadać sobie trud politycznego określenia się w zaistniałej sytuacji i zajęcia wobec niej określonych stanowisk.

Do tej pory szeroko pojęty antyfaszyzm skupiał się niemal wyłącznie na kwestiach kulturowych i światopoglądowych, zarówno jeśli chodzi o własną identyfikację, jak też o treść prowadzonych działań. W wyniku praktycznie kompletnego pominięcia kwestii socjalnych i politycznych nastąpiło przyjęcie przez ten ruch ideologii i strategii liberalnych. Zaczynając od stosowanej argumentacji (np. faszyzm czy ultraprawica traktowane są jako z zasady złe, z pominięciem powodów takiego stanu rzeczy) przez charakter najbardziej reprezentatywnej akcji antyfaszystowskiej (przypominającej bardziej ludowy jarmark niż uliczną manifestację), a kończąc na przyjmowanej symbolice i ogólnej estetyce (przyjęcie standardów wielkonakładowych publikacji dla młodzieży i schlebianie gustom tzw. klubowiczów) ruch podjął decyzję, iż chce dotrzeć z antyfaszystowskim przekazem do tzw. „normalsów”. Definicja „normalsa” została jednak przejęta z zachowaniem wszelkich cech nadanych jej przez establishment. Jest on, jak przedstawia to każda reklama, bądź też kampania wyborcza, schludnie ubranym członkiem czteroosobowej, uśmiechniętej rodziny prowadzącej stabilne życie. W zależności od tego, do jakiego pokolenia „normals” należy, w weekend spędza czas w klubach lub jedzie w góry. Gra w Xboxa lub chodzi na fitness. Pije kawę w Starbucksie lub je lunch w restauracji. Niestety w kraju, gdzie dwie trzecie ludzi żyje poniżej minimum socjalnego, jak również dwie trzecie dzieci uczęszczających do szkół jest niedożywionych, a stała umowa o pracę przez młodych ludzi traktowana jest jak dar z niebios, prawdziwy wizerunek normalsa jest diametralnie inny. Tak czy inaczej, sam antyfaszyzm nie oferuje zbyt wiele „normalsowi” stworzonemu na modłę liberalną, ani normalsowi z pobliskiego osiedla. „Normalsów” skutecznie odstrasza słowo „antifa” pojawiające się przy okazji szokujących newsów o zamieszkach. Natomiast normalsom ruch antyfaszystowski nie ma nic do zaproponowania, jeśli chodzi o ich codzienne życie.

Forma, którą przyjął antyfaszyzm w Polsce, nie byłaby może niczym dziwnym, gdyby nie fakt, że znaczna część jego działaczy wywodzi się lub jest częścią ruchu anarchistycznego. Niemniej z powyżej wymienionych względów taktycznych i pod naciskiem środowisk liberalnych zrezygnowali oni niemal kompletnie z nadania swoim działaniom społecznego charakteru i kontekstu. Efektem owej strategii staje się zawłaszczenie i kanalizowanie społecznego niezadowolenia przez skrajną prawicę, jak też ograniczone znaczenie antyfaszystów. Tam, gdzie prawicowcy mają wolną rękę, działają na szeroką skalę, czego przykładem są stadiony.

Skuteczne działanie antyfaszystowskie to takie, które uniemożliwia marginalnym w istocie grupom skrajnej prawicy nadawanie tonu debacie publicznej - odwołując się do ludowych porzekadeł: „łatwiej zapobiegać niż leczyć”. W związku z tym uzasadnione jest stosowanie takich argumentów i przekazywanie ludziom takich narzędzi, które będą im przydatne w walce o ich prawa i interesy jak również aktywny udział w toczących się walkach społecznych. Antyfaszyści muszą działać tam, gdzie potencjalnie mogą pojawić się faszyści. Przykład stadionu nie jest bezpodstawny. W ostatnich latach to właśnie środowiska skupiające się na stadionach stały się punktem odniesienia dla działań faszystów. Czy to oznacza, że antyfaszyści powinni również zacząć tam działać? Bynajmniej. Kibice są niewielką częścią całości społeczeństwa. Na stadionie faszyści mogą się wykazać. Wykorzystują pełne emocji i dające poczucie siły momenty, kontrastując je z nędzą ponoć wywołaną przez „obcych” jak i „wrogów wewnętrznych”. Chwilowa euforia, nie powstrzyma jednak nadejścia momentu, w którym trzeba znów szukać pracy, zapłacić za czynsz lub zgłosić się do kuratora. Tutaj już wykazać się mogą antyfaszyści, pod warunkiem, że odrzucą liberalną retorykę. Ba, zapewne do kieszeni schować trzeba będzie słowo „antyfaszyzm”. Mimo typowych cech, jakie można by przypisać faszystom, kamienicznik, szef czy sądowy urzędnik nie utożsamiają się z tą ideologią. Kamienicznik jest kamienicznikiem, szef szefem, a kurator sądowy kuratorem sądowym. Skutki nazywania wszystkich przedstawicieli systemu faszystami są aż nazbyt bolesne, a przede wszystkim trącą demagogią lub sekciarstwem. Antyfaszyzm nie ma prawa bytu jako ruch odseparowany od innych grup społecznych toczących walkę. Jego skuteczność zależy od tego czy stanie się praktyką stosowaną przez szersze ruchy społeczne w momentach, kiedy faszyści stają im na drodze. Od radykalnych środowisk zależy to czy będzie on praktyką stosowaną głównie przez ruch radykalny. W innym wypadku nie przyczyni się do zmiany reżimu społecznego, z którym obecnie mamy do czynienia, a tym samym umożliwi faszystom określanie się jako „antysystemowa” przeciwwaga.

Skąd więc tytuł artykułu? W skład radykalnego ruchu dążącego do społecznej emancypacji muszą wchodzić również ludzie gotowi w jego obronie stosować przemoc, bądź stosować działania, które przez władze będą kryminalizowane. Jest tak m.in. dlatego, że ludzie działający w środowiskach infiltrowanych przez skrajną prawicę narażeni są na ataki, również fizyczne, z jej strony. W tej materii nic się nie zmieniło od końca pierwszej wojny światowej. To wówczas zasadniczym celem obranym przez faszystów stało się zwalczanie ruchów działających na rzecz oddolnej społeczno-ekonomicznej emancypacji, by po ich trupie zdobyć władzę. Ponadto, grupy o charakterze bojowym powinny być przygotowane na inne zadania i zagrożenia - np. blokady eksmisji, siłowe wejścia na teren zakładu pracy, w którym nastąpił lokaut, ochrona szykanowanych przez właścicieli kamienic lokatorów. Okazji do włączania się i inicjowania walk jest coraz więcej i to od ruchu zależy, czy podejmie te wyzwania. W istocie, obecny moment może być decydujący dla „być albo nie być” radykalnego ruchu antyfaszystowskiego, jeżeli nie chce on skończyć jako grupka pasjonatów sportów i systemów walki, czy też przeistoczyć się w kolejne podtrzymujące system stowarzyszenie. Nie jest on w stanie przetrwać jako osobna całość, czas więc skończyć z budowaniem „antyfaszystowskiej świadomości” czy „antyfaszystowskiej kultury” - kierowanie uwagi do wewnątrz czy eskapizm, zawsze kończą się degradacją do poziomu politycznego folkloru czy też sekciarstwa. Nie oznacza to oczywiście konieczności zaprzestania organizacji np. antyfaszystowskich grup trenujących sporty walki, czy też typowo antyfaszystowskich imprez mających na celu zebranie funduszy. Bazowanie jednak na takich podstawach i budowanie na nich „ruchu antyfaszystowskiego” zawęża, a nie poszerza grono osób odpornych na faszystowską propagandę, a to powinno być podstawowym celem Antify. Myślą przewodnią tego artykułu jest powiązanie podobnych inicjatyw z toczącymi się walkami ekonomiczno-politycznymi, w które ruch radykalny jest już zaangażowany, co przynosi wymierne efekty (w ciągu ostatnich lat chociażby podniesienie kwestii sytuacji pracowników sezonowych, umów śmieciowych, wzmagającej się represyjności władzy czy problemów lokatorskich). Szeroka i konkretna debata na ten temat jest konieczna ze względu na wzmożony terror stosowany przez neofaszystów, który kończy się coraz częściej ofiarami śmiertelnymi. Naszym politycznym, ale również moralnym obowiązkiem jest wypracowanie skutecznych metod przeciwdziałania takiej tendencji.

Źródło: http://antifa.bzzz.net/artykuly/publicystyka/item/350-antifa-znaczy-bojo...

Jaka Ugoda? Gdzie okrągły stół mieszkaniowy?

Publicystyka

Poniżej przytaczamy komunikat prasowy skłoterskiego Kolektywu "Przychodnia" w związku z rozmowami prowadzonymi z władzami Warszawy w sprawie zaskłotowanego budynku, oraz szerszej polityki mieszkaniowej miasta.

Niniejszym pragniemy stanowczo sprostować słowa ratusza jakoby doszło do podpisania jakiejkolwiek ugody, na podstawie której kolektyw Przychodni miałby usunąć się z okupowanego pustostanu i przenieść w inne miejsce bez spełnienia jakiegokolwiek z postulatów ogłaszanych od początku naszego istnienia. Działania rzecznika miasta traktujemy jako próbę zamiecenia pod dywan trawiących miasto istotnych problemów społecznych, których bezpośrednim wynikiem było zajęcie Przychodni, zaś artykulacją - jej manifest i postulaty zgłaszane na każdym spotkaniu. Przychodnia - opuszczony teren z roszczeniami, o który stara się jeden z "zawodowych odzyskiwaczy" - skupia w sobie kluczowe problemy w mieście, którego władze nie dbają o swoje bogactwo i potrzeby mieszkańców, w zamian za darmo oddając w prywatne ręce tysiące kamienic oraz skwery i parki. Fakt ten z natury rodzi opór społeczny, który kolektyw Przychodnia wyraził w praktyce, przez okupację. Nie można tego przemilczeć. Poniżej komunikat Przychodni po ostatnich rozmowach z miastem. * 16 kwietnia odbyło się czwarte spotkanie delegatek i delegatów warszawskich grup skłotersko-lokatorskich z przedstawicielami władz Warszawy. Władze miasta reprezentowali: Włodzimierz Paszyński, Zastępca Prezydenta m.st. Warszawy, Marcin Wojdat, Dyrektor Centrum Komunikacji Społecznej oraz Łukasz Pawłowski, Zastępca Dyrektora CKS. Postulat poprowadzenia przez władze dialogu z organizacjami i grupami społecznymi mającego na celu rozwiązanie palących problemów społecznych, w tym mieszkaniowych pojawił się już w oświadczeniu opublikowanym przez kolektyw Przychodnia 26 marca, gdy policja otoczyła budynek skłotu. Był on następnie powtarzany na każdym kolejnym spotkaniu z przedstawicielami władz miasta i stanowił przedmiot sporny podczas tych spotkań. Kompletny zapis wideo postulatów zgłoszonych już na pierwszej rozmowie z Prezydentem tutaj: http://www.youtube.com/watch?v=KmCj9QH48t8 Na ostatnim spotkaniu przedłożona została propozycja gotowego projektu zarządzenia Prezydent ws. powołania Okrągłego Stołu Mieszkaniowego, który leży "zamrożony" w szufladzie pani Prezydent od zgoła dwóch lat.

Prezydent oraz dyrektorzy CKS postulat na rzecz zmiany polityki starali się wykluczyć z rozmów, jako nie dotyczący problemu okupacji i protestu mającego miejsce w Przychodni, pragnąc tym samym rozdzielić kontekst polityki mieszkaniowej miasta od aktu zajmowania pustostanów. Powołując się na brak kompetencji w tej dziedzinie jednocześnie nie zaakceptowali postulatu udziału od początku w negocjacjach reprezentanta ratusza odpowiedzialnego za politykę mieszkaniową Warszawy. Podczas dzisiejszego spotkania ustalono, że rozmowy na ten temat będą kontynuowane z udziałem Michała Olszewskiego, Zastępcy Prezydenta m.st. Warszawy. Celem tych rozmów będzie wypracowanie formuły wyżej wymienionego dialogu społecznego. Kolektyw Przychodnia zgodził się rozpocząć w międzyczasie poszukiwania pustostanu, do którego przeniesiona mogłaby być działalność skłotu. Po spotkaniu sporządzono notatkę roboczą. Przedstawiciele kolektywu nieustannie podkreślają zarazem, że zajęcie przez nich budynku miejskiego, który od dłuższego czasu pozostaje pusty, jest aktem sprzeciwu wobec braku dostatecznego udziału mieszkańców i mieszkanek miasta w podejmowaniu decyzji, które ich dotyczą oraz wobec bezczynności władz publicznych w rozwiązywaniu dramatycznych problemów mieszkaniowych. Dlatego też warunkiem przeniesienia skłotu jest osiągnięcie porozumienia dotyczącego formy dialogu organizacji i grup społecznych z władzami miasta mającego na celu rozwiązanie tych problemów. W świetle ostatnich działań rzecznika wprowadzających opinię publiczną w błąd, do naszych postulatów dołączamy apel, by wobec istotnej kwestii społecznej zachować dziennikarską zasadę bezstronności, która wymaga uzyskiwania informacji od wszystkich zainteresowanych stron.

Zaproszenie na "No Border Camp" 2012 w Sztokholmie

Świat | Dyskryminacja | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Na świecie jest obecnie ponad 12 mln uchodźców; 236 tys. ludzi wystąpiło w 2010r. o azyl w granicach UE, lecz tylko nieliczni go otrzymali; Tylko w 2011r. przeszło 2,000 ludzi zginęło na Morzu Śródziemnym próbując dotrzeć do UE w ucieczce z Libii i Tunezji.

Czym jest Obóz Antygraniczny?

Rok rocznie, począwszy od 1990r. spotkania i obozy odbywają się pod hasłem „Bez Granic”, mając zwrócić uwagę na problem sztywnych granic oddzielających ludzi od siebie. Od lat bez względu na to, czy wydźwięk obozów był skupiony przeciwko granicom wytyczanym przez rządy, czy przez kapitalistów i establishment, obozy stanowiły strefy wolnościowe, wolnocłowe- tworzone przez ludzi, aby zwrócić uwagę na spektrum problemów uchodźców i ukazać szerokie pole działania przeciwko sztucznym granicom i restrykcyjnej polityce migracyjnej, powstające w celu wymiany wiedzy i doświadczeń oraz podejmowania wspólnych akcji bezpośrednich przeciwko społeczeństwom autorytarnym, których granice są najdobitniejszym dowodem ich istnienia.

„Bez Granic” nie jest organizacją lecz koncepcją walki, jest pewną ideą, pomysłem. Motywem przewodnim jest walka o świat bez granic, bez sztucznych podziałów, gdzie każdy bez względu na pochodzenie ma równe szanse i nikt nie jest pozbawiony możliwości swobodnego przemieszczania się po całym świecie, bez choćby groźby bycia nazwanym „nielegalnym”.

Dlaczego Sztokholm?

Granice dotyczą nas wszystkich, jednak dotykają nas w różnoraki sposób, zależnie od płci, pochodzenia, rasy czy klasy społecznej. Przemoc i kontrola państwa wobec niechcianych „intruzów” nie występują wyłącznie w strefach przygranicznych, ale także na lotniskach, w portach, szpitalach, szkołach, miejscach pracy, na ulicach i placach. Dyskryminacyjne i szowinistyczne traktowanie rozprzestrzenia się jak trujący gaz w powietrzu, którym przyszło nam oddychać i staje się to coraz częściej elementem naszego codziennego życia. Ciągle urządzane polowania na imigrantów spoza Europy legitymizują jednocześnie prześladowanie przez władzę wszystkich tych, którzy nie mieszczą się w jej wyobrażeniu o składzie i ramach społeczeństwa. Istnienie granic kreuje rasizm i dyskryminację.

Polityka graniczna jest spoiwem wewnątrz Unii Europejskiej i Szwecja odgrywa aktywną rolę w jej tworzeniu. Na terenie Unii Europejskiej, osoby spoza Europy są notorycznie kryminalizowane i prześladowane, zamykane w więzieniach, brutalnie i bezwzględnie deportowane. Politycy straszą społeczeństwo, przedstawiając migrację jako zagrożenie obecnych czasów. W Szwecji wytworzono niezwykle sprawne mechanizmy prawne oraz instytucje ułatwiające i przyśpieszające deportowanie niechcianych elementów ze szwedzkiego społeczeństwa. Wyłapywanie imigrantów jest tu sprawniejsze m.in. dzięki specjalnie wyszkolonym, działającym po cywilu jednostkom służb specjalnych, które wespół z np. urzędami skarbowymi wykonują niezapowiedziane naloty na miejsca pracy, mają przywileje podejmowania szybszych decyzji odnośnie zatrzymanych imigrantów (z zarządzaniem deportacji włącznie). Ponadto służby ds. deportacyjnych w Szwecji koordynują swoje działania i organizują wspólne masowe deportacje z organizacją Frontex. W tym roku liczba deportacji wzrosła już o 40%.

Ludzie, którzy z powodu agresywnej polityki deportacyjnej są niepewni o swoje jutro, na co dzień wykorzystywani są przez lokalny kapitalizm. Ich sytuacja i położenie generuje powstawanie dla państwa i prywatnych przedsiębiorców taniej, niewymagającej, pozbawionej niemal wszystkich praw siły roboczej. Jednocześnie ci sami wykorzystywani na co dzień pracownicy używani są przez władze do podminowywania społeczeństwa wizją spadku wynagrodzeń i osłabienia ich bezpieczeństwa socjalnego. Współczesna polityka graniczna w Szwecji umożliwia prywatnym firmom i korporacjom zarabianie potężnych pieniędzy, służąc państwu jako jego maszyny deportacyjne, jako służby kontroli, identyfikacji i nadzoru. Wszystko powodowane koniecznością spełnienia wymagań postawionych przez państwo w ramach polityki antyimigranckiej.

Procedury związane ze szczegółami deportacji okryte są milczeniem. W aresztach przejściowych, ludzie czekający na samolot deportacyjny przetrzymywani są w ciasnych celach, często w założonych kajdankach, pieluchach, faszerowani środkami uspakajającymi. Ośrodki deportacyjne i areszty dla imigrantów lokowane są na obrzeżach miast, ukryte na terenach poprzemysłowych, na uboczu i z dala od oczu społeczeństwa. Korporacje działające w tym „sektorze” mogą bez problemu i żadnej odpowiedzialności za swoje czyny zarabiać ogromne pieniądze okupione cierpieniem i ludzkimi dramatami.

Takie postępowanie jest zjawiskiem, na które nie możemy się godzić i przyzwalać na jego dalsze istnienie. Granice państwowe stale są rozmywane dzięki tysiącom ludzi przekraczającym je bez wymaganych dokumentów. System obywatelski wciąż kwestionowany jest przez tych, którzy chcieliby funkcjonować w wolnej przestrzeni bez przypinanych metek obywatelstwa. Mury pokonywane są przez tych, którzy się na nie wspięli i przedostali na drugą stronę, pomimo niebezpieczeństwa. Wzywamy wszystkich ludzi, aby zgromadzili w sobie gniew i dali mu upust na ulicach Sztokholmu, przeciwko granicom! Przeciwko nieludzkiemu traktowaniu uchodźców i imigrantów! Aby przerwali milczenie w związku z karygodną polityką graniczną! Wzywamy do podjęcia tygodnia akcji bezpośrednich przeciwko granicom i tzw. „polityce bezpieczeństwa”! Przybądź do Sztokholmu i zamanifestuj swój opór i niezgodę przeciwko rasizmowi, dyskryminacji! Przekaż innym swoje umiłowanie dla świata wolnego od sztucznych granic, dokumentów, podziałów i odgórnej kontroli. Przyjedź, pomóż zniszczyć nam to, co nas ogranicza i pomóż w tworzeniu alternatywy!

Jakie są cele obozu i planowane akcje?

- Podkreślenie roli i działanie przeciwko korporacjom oraz interesom kapitału, które wspierają i finansują politykę deportacyjną, a jednocześnie niejednokrotnie z tych mechanizmów prawnych czerpią korzyści;
- Podzielenie się swoimi doświadczeniami i pomysłami. Wspólnie budować sieć kontaktów, strategie działania i przeprowadzania kampanii solidarnościowych, omawiać plany walki z systemem państw narodowych i prowadzoną przez nie polityką imigracyjną.
- Aby w debacie publicznej popychać naprzód temat deportacji, dyskutując o lepszym świecie, bez deportacji, bez istnienia podziałów na ludzi gorszych i lepszych.

Kiedy?

- Budowa obozu rozpocznie się w drugim tygodniu czerwca.
- Obóz rozpocznie się 17-go czerwca i potrwa aż do 24-go czerwca
- 18-go czerwca odbędzie się akcja solidarnościowa z więzionymi w obozie w Märsta
- W trakcie trwania obozu planowane są również akcje i protesty pod siedzibami firm wspierających proceder deportacji, korporacjami wykorzystującymi imigranckich robotników i siedzibami służb bezpieczeństwa.

Zasady funkcjonowania obozu:

- Filozofia obozu opiera się na samoorganizacji, decentralizacji i autonomii. Obóz wyraźnie odrzuca kapitalizm, który karmi się wojną i prowadzi do nędzy milionów ludzi, a opiera się na fundamentach państwa narodowego i jego granicach;
- Po wszystkich uczestnikach obozu spodziewamy się przestrzegania zasady tolerancyjności wobec różnych opcji „politycznych” wśród innych obozowiczów (nie wliczając tych z góry wykluczonych). Jesteśmy solidarni z każdym uczestnikiem obozu i nie będziemy stawać po niczyjej stronie w sporach, z których ktoś miałby czerpać personalną korzyć. Szanujemy i dyskutujemy wszelkie proponowane taktyki i strategie działań;
- Od wszystkich uczestników obozu oczekujemy, że w przypadku ewentualnych represji będą brali czynny udział w akcjach solidarnościowych. Solidarność naszą bronią!
- Seksistowskie, rasistowskie, homofobiczne oraz wszelkie inne formy uprzedzeń są na obozie niemile widziane i zdecydowanie nie będą tolerowane;
- Cały obóz stoi w konfrontacji z wszelkimi strukturami autorytarnymi i chce, poprzez zdecydowane akcje i działania bezpośrednie, stanowić dla nich alternatywę;
- Represje są zjawiskiem dotykającym nas wszystkich. Sprzeciw przeciwko granicom stanowi część tej samej walki, w której zawiera się także antyfaszyzm, walka klas, boje o prawa zwierząt i w obronie środowiska naturalnego. Zachęcamy wobec tego wszelkie tej maści kolektywy, grupy i organizacje oraz osoby indywidualne, do przeprowadzania zdecentralizowanych akcji bezpośrednich przeciwko polityce migracyjnej podczas całego tygodnia trwania obozu „No Border”, tu na miejscu w Sztokholmie, ale i w innych miejscach w Europie i na świecie!

Jak możesz pomóc w organizacji obozu?

- Samoorganizowany obóz nie będzie niczym więcej poza tym, co my sami zbudujemy. Każdy jest w stanie wnieść cząstkę siebie w powstawanie obozu i odnaleźć swoje miejsce w jego tworzeniu!
- Możesz skutecznie przyczynić się do powstawania obozu poprzez czynne uczestnictwo w jednej z wielu grup roboczych (logistyka, mobilizacja, media, program i prowadzenie warsztatów, organizacja masowej demonstracji 17-go czerwca, pomoc medyczna, budowa i obsługa strony internetowej, grupa wsparcia prawnego, grafiki i reklamy itd.);
- Możesz zaprezentować nam swoje warsztaty, pokazy filmowe, prowadzić tematyczne wykłady i prezentacje związane z tematyką obozu. Główne motywy przewodnie powinny być powiązane z polityką migracyjną i deportacjami;
- Możesz mobilizować potencjalnych uczestników do wzięcia udziału w obozie, oczywiście także pojawić się samemu, blokować deportacje, organizować pikiety solidarnościowe, odwiedzać więzionych w centrach deportacyjnych ludzi czy zająć się czymkolwiek twórczym, co w jakiś sposób uderzy w machinę deportacyjną;
- Możesz zorganizować imprezy wspierające obóz u siebie na miejscu, koncerty benefitowe na powstanie obozu itp.;
- Możesz pomóc nam w znalezieniu dokładnej lokalizacji obozu i sugerować płaszczyzny do działania dla innych aktywistów;
- Możesz nas wesprzeć finansowo, swoim doświadczeniem w organizowaniu wielkich imprez lub materiałami ;
- Możesz pożyczyć nam bardzo potrzebne z logistycznego punktu widzenia- wielkie namioty, vany transportowe, konstrukcje montażowe, materiały budowlane. Każda pomoc jest mile widziana!

Strona "No Border Camp Stockholm": www.noborderstockholm.org
Kontakt: info@noborderstockholm.org

No Border Camp Stockholm
Tłum. Jaromir

Jak zarobić na trupach?

Publicystyka

Katastrofa „Titanica” z nocy 14 na 15 kwietnia 1912 roku, była jedną z najbardziej spektakularnych tragedii morskich XX wieku. Uważa się ją, za początek końca epoki blichtru, rządów Wielkiej Brytanii na morzach oraz oceanach. Niektórzy wręcz uważają, że zatonięcie luksusowego liniowca, było znakiem nadchodzącej katastrofy, jaką był wybuch I wojny światowej ponad dwa lata później. Tak czy owak z tą katastrofą wiążę się wiele nie przyjemnych prawd, niż romantycznych uniesień. „Titanic” wznosił się przez dwa lata, w stoczni Harlanda i Wolffa w Belfaście, rękami zwykłych ludzi, tylko dla kaprysu bogatych. To nie miał być zwykły statek, to miał być pływający hotel, spełnienie marzeń konstruktorów, o coraz większych, luksusowych liniowcach łączących stary kontynent z bogacącym się Nowym Światem. Nowa amerykańska „arystokracja” powoli zaczęła decydować o porządku na świecie. Dla ich marzeń powstał owy cud techniki i w imię zadufania swoich twórców, a także armatora White Star Line poszedł na dno, a wraz z nim wiele niewinnych istnień ludzkich, głównie pasażerów 3 klasy, którzy nie mogli być uratowani, ze względu na małą ilość szalup ratunkowych, chaos panujący podczas akcji i przede wszystkim dla tego, że ratowano w pierwszej kolejności kobiety oraz dzieci z górnej części pokładu. Zastosowanie segregacji ze względu na pochodzenie klasowym, było wówczas normą. Z dolnych pokładów przeżyło tylko 44 osoby. To mało porównując ile mniej majętnych pasażerów płynęło tym kolosem. Smutną pamiątką tamtych zdarzeń są dobrze zachowane męskie trzewiki należące do 35-letniego rzemieślnika Williama Henry’ego Allena. Ich właściciel nie przeżył. Ironią losu jest fakt, że „Titanic” stał się wspólnym grobem dla biednych oraz bogatych.

Katastrofa „Titanica” niczego i nikogo nie nauczyła. Na pewno nie pokory dla majestatu śmierci tych 1500 osób, którzy spoczęli z wrakiem statku na dnie Oceanu Atlantyckiego. Od momentu, gdy cały świat dowiedział się o katastrofie, ludzie byli rządni informacji, kto płynął, kto przeżył lub kto zginął. Interesowali ich pasażerowie z 1 klasy, nikt inny. To kim byli, co więźli było ważniejsze, niż smutna prawda o zaniedbaniach podczas budowy, rejsu i samej katastrofy „Titanica”. Dziś biznes robiony na samym statku oraz katastrofie przewyższa wartość wszystkiego, co przewoził liniowiec. Sam film Jamesa Camerona z 1997 roku zarobił na siebie ponad 1 mld dolarów amerykańskich. Na pamiątkach wyciągniętych lub ponoć pochodzących z wraku, ich sprzedawcy zarabiają krocie, bez jakichkolwiek zahamowań, znajdując na to pobyt wśród popranej, bogatej klienteli na całym świecie. Na książkach, filmach, gadżetach zrobiono również niezły biznes. Często odbywa się to poza jakąkolwiek międzynarodową kontrolą, a także protestami Roberta Ballarda, który wraz z Janem – Louisem Michlem odnaleźli wrak „Titanica” w 1985 roku. Już 2002 roku odbyło się kilka ekspedycji penetracyjnych do wraku, celem odnalezienia drogocennych przedmiotów należących do bogatych pasażerów. Nie wykluczone, że i takie odbędą się w tym roku, robione w wielkiej tajemnicy. Szczytem jednak wszystkiego jest to, że z okazji stulecia katastrofy firma Miles Morgan Travel wpadła kilka temu na pomysł wycieczki luksusowym promem „Balmoral” śladami „Titanica”. Bilety na ten rejs wykupiono już w 2010 roku. O tym wydarzeniu, zachwytem i wręcz fascynacją w głosie, mówiła w swoim programie, w Radiu „Zet”, znana celebrytka Beata Pawlikowska.

Katastrofa „Titanica” była w swej istocie wielkim dramatem pasażerów, ich rodzin, a teraz zamiast w ciszy, skupieniu, bez rozgłosu uczcić to smutne wydarzenie, robi się z tego jarmarczną rozrywkę, dosłownie i w przenośni. W mieście Cobh – Queenstown (ostatniego portu, do którego przybił „Titanic”) odbył się miejski festyn. To właśnie tam wsiedli Irlandzcy emigranci, udający się do USA, kraju „wielkich molowości”. Większość z nich nigdy nie zobaczyła Statuy Wolności oraz Nowego Jorku. Szkoda, że w imię uczenia rocznicy i chęci zarobienia większej kasy, nie zrobiono perwersyjnej zabawy. O to część pasażerów przebrać za bogatych, a resztę za biednych, umieścić ich w dolnych pokładach w warunkach przybliżonych do tych z 3 klasy, a w okolicach Nowej Funlandii, gdzie zatonął „Titanic” zafundować im niemal taką samą katastrofę, pobudkę w rocznicową noc, potem chaotyczną ewakuację i zostawić ich na koniec przez obsługę na pastwę losu. Co to by były za wrażenia!

Mówiąc poważnie, przez media przejdzie od czasu do czasu nie przyjemna prawda. Nawet w kiczowatym filmie Jamesa Camerona z 1997 roku, widzimy jak traktowano ludzi z dolnej części pokładu. Oni mieli być ratowani później, jak zostaną jeszcze szalupy ratunkowe, potem mogli jedynie ratować się już na własną rękę. Potem było już za dla nich za późno. To miejscem, gdzie spoczęły ich ciała, będzie płynąć prom „Balmoral”, z bawiącym się na jego pokładzie bogatymi pasażerami, którzy poza ekscytacją o tamtej nocy, nie przeżyją żadnej poważnej refleksji nad losem „Titanica” i jego pasażerów.

RobertHist

Gdy anarchiści walczyli z prawdziwą "komuną", gdzie był wówczas ONR?

Kraj | Historia | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Ruch anarchistyczny

Na porządku dziennym pojawiają się we współczesnej Polsce różnego rodzaju grupy, nazwijmy je "rekonstrukcyjne", które rzekomo wciąż walczą z "komuną".

ONR i MW, dwie sojusznicze organizacje, są tutaj szczególnie "waleczne" i stoją w pierwszym szeregu walki. "Komuną" dziś dla nich nie są jedynie popłuczyny po PZPR, ale także PO, PZPN, PSL, Palikot, geje, generalnie wszyscy poza nimi samymi... No i oczywiście anarchiści.

To ostatnie jest szczególnie interesujące z punktu widzenia historycznego. Poniżej zamieszczam film z manifestacji z 20 kwietnia 1989 r. (jeszcze przed wyborami 4 czerwca, PRL wciąż istniał). Marsz antyrządowy pod hasłem "Wolne szkoły - wolne uczelnie" ruszył spod Uniwersytetu Warszawskiego i zakończył się pod Pałacem Kultury i Nauki. Obok różnorodnych organizacji opozycyjnych na czele manifestacji idą anarchiści krzycząc, uwaga, "Precz z komuną"*.

Oświadczenie antyfaszystów po demonstracji w Katowicach

Kraj | Antyfaszyzm | Publicystyka

14 kwietnia w Katowicach antyfaszyści planowali zatrzymać nacjonalistyczny marsz ONR-u. Prowokacyjny pochód obrażał nie tylko Ślązaków, ale też dużą część mieszkańców tego kraju. Szerzył hasła i symbole rasistowskie, ksenofobiczne i homofobiczne, a także, jak pokazały wcześniejsze dokonania narodowych radykałów, stanowił też zagrożenie dla bezpieczeństwa mieszkańców miasta.

Polska krwi i dyshonoru

Antyfaszyzm | Publicystyka

Nie wolno nie reagować na kolejne incydenty nazistowskiego terroru w naszym kraju. Organizacja nazywająca się „Krew i honor” to naprawdę jedna z największych hańb w Polsce. Ta organizacja bezpośrednio powołuje się na nazizm, ideologię, która jest odpowiedzialna za okrutną śmierć milionów ludzi, m.in. milionów Polaków, uznawanych za przedstawicieli „gorszej rasy”, godnej tylko, by żyć na służbie wobec „aryjskiej rasy panów”.

Te oczywiste fakty nie są chyba ważne dla tej organizacji, która uważa za swoją misję walkę o „aryjską kulturę”. Ich ideologia jest zlepkiem idiotyzmów inspirowanych nienawiścią na podłożu rasistowskim. Jest to ideologia terroru i ludobójstwa, hierarchii rasowej – primitywna, nie oparta na jakichkolwiek logicznych przesłankach. To ideologia tworzenia elit wokoł przypadkowych czynników, takich jak rasa. W międzyczasie, istnieją realne elity… bankierzy, politycy, bogacze, którzy rządzą światem, pozostawiając miliony ludzi w nędzy i niewoli ekonomicznej. Organizacje takie jak Krew i Honor i inne im podobne, są zupełnymi impotentami wobec tych prawdziwych elit. Jeśli w ogóle odnoszą się do nich, to zwykle przez przymat nacjonalistyczny – dla nich to nie bankierzy z którymi trzeba walczyć, tylko sztuczne podkategorie, takie jak „żydowscy bankierzy” itd. To pokazuje, że tak naprawdę, nie zależy im na zniesieniu elit, ale na ich wymianie, tak by elitą stała się wymarzona „aryjska rasa”. Są chyba przekonani, że będąc w awangardzie ideologii nazistowskiej, kiedyś sami znajdą się w elicie. Wygląda to jak próba ucieczki od rzeczywistości: większość z nich jest gówno warta w oczach obecnej elity, są jedynie bezmózgą tanią siłą roboczą, której trzeba się szybko pozbyć, gdy się zestarzeje.

W walce z tą idiotyczną nazistowską ideologią, potrzebujemy czegoś więcej niż antyrasizm. Oczywiście warto obnażać rasistowską ideologię, lecz konieczna jest również analiza klasowa, gdyż rasistowską ideologię często podchwytują ludzie ubodzy, którym łatwiej jest przyjąć, że wyzyskuje ich ktoś obcy. Niełatwo jest przyznać, że wróg może być „swój” i być obojętny w kwestii tego, kogo wyzyskuje. A wyzyskiwani będą wszsycy ci, którzy nie potrafią się zorganizować i zjednoczyć we wspólnej walce. Gdy ludzie zostaną podzieleni według ras, narodowości i krajów, łatwiej jest wykorzystywać jednych przeciw drugim i w ten sposób ich pokonać.

Gdy widzę takie problemy socjalne, nie chcę zostawać w domu i mówić sobie, że nic nie da się zrobić. Zmiany są możliwe, nawet jeśli horyzonty działania nie są w Polsce zbyt ciekawe. Musimy budować zdolność oporu. Dlatego ja i wielu moich kolegów z ZSP w Warszawie będziemy aktywnie wspierać akcje takie jak demonstracja 15 kwietnia w Białymstoku. Nie wolno nam milczeć w takich sprawach, nie wolno nie reagować na coraz liczniejsze incydenty przemocy oparte na ideologii nienawiści, rasizmu i nacjonalizmu, ideologii elit, której nie możemy zaakceptować.

Ale także muszę dodać, że walka z rasizmem i nacjonalizmem, to tylko część walki o stworzenie egalitarnego społeczeństwa, jak najbardziej popieram inicjatywy, takie jak antyrządowa i antykapitalistyczna demonstracja 1 majowa, która odbędzie się tym roku w Warszawie. My także będziemy tam i mamy nadzieję, że ludzie nie będą obojętni i pokażą swój sprzeciw. W tym roku, bezmózgowcy nacjonaliści-autonomiści także wyjdą na ulice, więc uczestnictwo w 1 majowej demonstracji, to także jest akt oporu przeciw ich próbie terroryzowania ludzi o równościowych poglądach.

Dzisiejszą Polskę możemy określić jako kraj hańby w wielu aspektach. Niech nie stanie się tak, że kolejną hańbą będzie brak aktywnej opozycji równościowej, oraz brak oddolnych inicjatyw i organizacji na 1 maja.

Oświadczenie w sprawie przemocy białostockiej skrajnej prawicy

Antyfaszyzm | Publicystyka

Związek Syndykalistów Polski - Warszawa z oburzeniem przyjął wieści o przestępstwach i faszystowskim terrorze mających miejsce w Białymstoku. Niestety ostatnie doniesienia medialne, to tylko wierzchołek góry lodowej. Na Podlasiu regularnie dochodzi do przestępstw na tle rasistowskim, ksenofobicznym i nie tylko. Sprzeciwiamy się nacjonalizmowi oraz wszelkim formom dyskryminacji, które są ideami głoszonymi przez sprawców zbrodni, jakie miały miejsce w całej Europie podczas II wojny światowej i sprawców incydentów w Białymstoku.

Co więcej, sprzeciwiamy się aparatowi państwowemu, który wspomaga białostockie grupy neonazistowskie, poprzez represjonowanie lokalnych grup samoobrony i tym samym uniemożliwianie reakcji na terror, którego sprawcy są znani. Potępiamy wszystkich stronników morderców oraz władze miasta, które przez lata pozwalały miejscowemu środowisku neonazistowskiemu rosnąć w siłę.

Nasz sprzeciw nie ogranicza się jedynie do ugrupowań deklarujących się jako nazistowskie, ale także innych środowisk odpowiedzialnych za pozbawianie życia, takie jak Polski Front Narodowy (obecnie Liga Obrony Suwerenności), którego członkowie w 1995 roku w Legionowie ciężko pobili 30 bezdomnych, a zamordowali dwóch, Obozu Narodowo-Radykalnego, którego sosnowiecki działacz w 2005 roku dźgnął nożem mieszkającego na lokalnym squacie chłopaka, Narodowego Odrodzenia Polski, którego łódzcy działacze usiłowali w 1996 zabić 15-latka i innym, niezrzeszonym w partiach politycznych i masowych organizacjach prawicowych siepaczy próbujących siać terror w Polsce.

15 kwietnia trzeba być właśnie w Białymstoku, na demonstracji antyfaszystowskiej. Skrajnej prawicy trzeba powiedzieć: STOP!

Związek Syndykalistów Polski - Warszawa

Anarchosyndykalizm w Ameryce Południowej do połowy XX wieku

Historia | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Niezwykle rzadko historycy przyznają, iż ruch anarchosyndykalistyczny w końcu XIX i początku XX wieku był w wielu krajach Ameryki Łacińskiej nie tylko ruchem masowym, ale także ruchem dominującym. Tak było w Argentynie, Brazylii, Meksyku oraz w Urugwaju[1]. Naturalnie, w dużej mierze stanowiło to efekt ogromnej migracji Europejczyków do Nowego Świata, wśród których znajdowali się również anarchiści przywożący ze sobą nowe idee. Z kolei idee anarchistyczne a następnie anarchosyndykalistyczne niezwykle łatwo się adaptowały w tym regionie, bowiem, jak przyznawał J. Morris, warunki pracy i życia były zbliżone do europejskich[2]. Ponadto wzmożona industrializacja, która nastąpiła w kolejnych latach, imigracja, wolny handel oraz niehamowany niczym kapitalizm spowodowały drastyczny wzrost różnic społecznych, co z kolei doprowadziło do tego, iż Ameryka Łacińska stała się niezwykle istotnym miejscem dla konfliktów klasowych[3] oraz bardzo podatnym obszarem na koncepcje anarchosyndykalistyczne i anarchistyczne w ogóle.

Pyrrusowe zwycięstwa skrajnej prawicy

Antyfaszyzm | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Rozochociła się w ostatnich miesiącach nam uliczna prawica bojówkarska. Podczas gdy Uważam Rze oraz Rzeczpospolita pastwi się od wielu miesięcy nad jednym znalezionym  przez policję 11 listopada kastetem (który nie był z tego co mi wiadomo w użyciu) - dodajmy jednym na stu zatrzymanych prewencyjnie przez policję, "niezwykle groźnych" podobno niemieckich antifiarzy. Tymczasem nasi rodzimi bojówkarze prawicowi, na co już Rzepa jest zupełnie ślepa, posługują się znacznie bardziej "skutecznymi" narzędziami, jak siekiery i maczety. I mordują ludzi. Poniżej zdjęcie prawicowej bojówki z 11 listopada. Jeden z osobników trzyma nic innego jak toporek.


Maczety były w użyciu podczas ataku na armeńskiego boksera. Niedawno trafił do szpitala w stanie krytycznym po tym jak został zaatakowany przed jednym z białostockich pubów. Skrajnie prawicowa bojówka w ten sposób wzięła odwet za porażkę podczas poprzedniego ataku z maczetami, który udało się mu skutecznie odeprzeć (za co notabene został skazany w przeciwieństwie do napastników). W świąteczny poniedziałek, prawdopodobnie ta sama bojówka zaatakowała kilka osób pod hasłem "czyszczenia miasta z lewactwa". Jedna osoba nie przeżyła pobicia, kilka innych jest rannych od ataku nożem.

Nie jest tajemnicą związek części bojówkarzy z neonazistowskim ugrupowaniem Blood and Honour. Na wschodzie kraju ta organizacja jest szczególnie aktywna, choć była także obecna jawnie i bez skrępowania 11 listopada zarówno w Warszawie, jak i we Wrocławiu (na zdjęciu poniżej).


Może się wydawać, że tego rodzaju bojówki stanowią przede wszystkim problem lewicy, w tym zwłaszcza anarchistów. Naturalnie stanowią pewne zagrożenie i utrudnienie w codziennej działalności, choć zwykle, poza Białymstokiem, jak na razie nie dochodzi do tak makabrycznych ekscesów. Co najwyżej bojówka kilkunastu nastolatków, aby zdobyć pozycję w stadzie i udowodnić swoją przydatność dla "starszyzny", zaatakuje wracającego z demonstracji związkowca i ukradnie mu transparent, czy flagę, by potem tryumfalnie ogłosić to na forum (zob. też Prawicowi bojówkarze przeciwko związkowcom i strajkom)

Mimo to uważam, że znacznie większy problem stanowią, lub wkrótce zaczną stanowić ich własne bojówki dla samej prawicy. Jeśli myślą, że postronni ludzie staną po ich stronie tylko dlatego, że "mordują złych lewaków", to się mogą na tym poważnie przejechać. Po pierwsze - atakują często na oślep, żadnych tam "antifiarzy", ale zupełnie przypadkowe osoby, jak np. plakaciarzy, którzy wieszali na ścianach plakaty reklamujące koncert Armii w Pile. Armia, to jak wiadomo, chrześcijański zespół, który ma sporo fanów w Polsce. Większość słuchaczy zapewne nie ma nic wspólnego z "lewactwem". Czy takie działania wkurzą nie tylko sam zespół, ale i jego słuchaczy? Zapewne. Po drugie - ludzie odczuwają w większości odruchowo sympatię w stosunku do ofiar przemocy, często przekraczając w tej sympatii własne ograniczenia polityczne. Mało kto rozkoszuje się widokiem pięciu "kafarów" kopiących leżącego, wszystko jedno z jakiej opcji. Nie wspominając już o sympatii w stosunku do przypadkowego człowieka zamordowanego maczetami, bo nakoksowane półmózgi wkroczyły do, ich zdaniem, "lewackiej knajpy". Przecież każdy, nawet konserwatysta mógł w tej knajpie przypadkiem się znaleźć i stać się zupełnie bezsensowną ofiarą.

Tutaj dochodzimy do problemu podstawowego. Prawicowi bojówkarze często mają trudności z "rozpoznaniem wroga". O ile w czasie wojen subkultur z lat 90. sytuacja była w miarę jasna, ponieważ subkultury dbały bardzo skrupulatnie o "umundurowanie" i oznakowanie swoich członków, to obecnie nic już nie jest takie jasne. Szef autonomicznych nacjonalistów może mieć równie dobrze irokeza. Nie jest to też takie proste, jak podczas starć kibiców piłkarskich, gdzie każda ekipa dba o oznakowanie. W przestrzeni politycznej natomiast już tak prosto w dzisiejszych czasach nie jest. Anarchista może być równie dobrze schludnie ubranym panem (lub panią) po pięćdziesiątce. W polityce, w przeciwieństwie do subkultur, nie istnieją aż tak wyraźne wyróżniki w ubiorze.  Tymczasem prawica uliczna potrzebuje cały czas być w ruchu i udowadniać potrzebę swojego istnienia fizycznie. Dlatego atakują często kompletnie losowo. Ostatnio pobili np. człowieka na stacji tylko dlatego, że miał czerwone spodnie.

Tym samym bojówkarze generują dla radykalnej prawicy politycznej co najmniej dwa problemy. Po pierwsze naciskają na wiele odcisków wielu przypadkowych środowisk. Jeśli nawet ktoś nie jest lewakiem, ale dostanie od prawicowego oszołoma po mordzie z okrzykiem "ty lewacki śmieciu", raczej nie zapała sympatią do prawicy (chyba że lubi być poniżany), a może nawet zacznie się zastanawiać, czy nie ma w rzeczy samej czegoś lewackiego w sobie, na tej samej zasadzie jak naziści "pomogli" odkryć tożsamość żydowską wielu od pokoleń zasymilowanym z daną społecznością osobom pochodzenia żydowskiego. Tym samym mogą spowodować, że po chwilowym tryumfie na ulicy wahadło może zacząć się przechylać w drugą stronę. Tak więc tutaj największym zagrożeniem dla nich jest kompletna bezmyślność ich własnych bojówkarzy, którzy często biją dla samego bicia i poczucia wyższości (co jakoś jednak koresponduje z hierarchiczną wizją społeczeństwa prawicy w ogóle, a więc przyciąga do nich tego rodzaju jednostki).

Po drugie coraz trudniej będzie im się odżegnywać od przemocy i udawać grzecznych patriotów w sytuacji, kiedy ta przemoc jest tak ewidentna i wciąż się nasila po ostatnim 11 listopada. Wtedy to organizatorzy Marszu Niepodległości zajęli delikatnie mówiąc ambiwalentne stanowisko w stosunku do wydarzeń na pl. Konstytucji. Teraz widocznie poczuli się na tyle bezkarni, że postanowili zupełnie odrzucić maski. Jak pisze Jakub Siemiątkowski w, zbliżonym do Młodzieży Wszechpolskiej, piśmie Polityka Narodowa: Omawiając ostatni Marsz nie sposób nie zatrzymać się na chwilę przy towarzyszących mu zamieszkach. (...) Oburzanie się na ludzi, którzy tego dnia (w odpowiedzi na jawne prowokacje policji) robili coś więcej niż tylko spokojne spacerowanie w Marszu, jest jak potępianie tych, którzy w czasie stanu wojennego rzucali w milicję kamieniami. Czy dzisiejsze czasy aż tak bardzo się różnią? 

O ile sądziłem, że taktycy z MW i ONR będą starali się ukryć tę sprawę, to niejako oddolne ciśnienie ze strony samych bojówkarzy, którzy poczuli, że ktoś wyrywa im udział i "zwycięstwo" na ulicach z rąk, spowodowało, że przestali ukrywać prawdę. W dodatku uwaga mediów od TVN poprzez Fakt, aż po Rzeczpospolitą skierowana była głównie na Niemców oraz poparcie niemal bezwarunkowe, jakie zadymiarze z pl. Konstytucji otrzymali od sporej części prawicowego establishmentu medialnego (głownie Rzeczpospolitej, Uważam Rze oraz Gazety Polskiej, które są tubami PiS), spowodowały zmianę taktyki. Już nie muszą się ukrywać - bo jak sądzą - dostali carte blanche od prawicowej społeczności. Co także obciąża tęże społeczność, bo dzięki jednostronnemu poparciu bojówkarze mogą w swoim odczuciu pozwolić sobie na więcej, skoro zdaniem autorytetów prawicowych są tylko "dobrze zbudowaną młodzieżą patriotyczną". I zapewne będą pozwalać sobie na coraz więcej.

Problem w tym, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Dzisiejsza sympatia, mniej lub bardziej silna, może zamienić się w coś zupełnie przeciwnego, jeśli będą dalej brnęli w uliczne zadymiarstwo. Raz, czy dwa można było sprawę przykryć Niemcami lub wrogimi knowaniami Gazety Wyborczej. Jeśli jednak na serio krew się będzie dalej lała, a ONR znów bez żenady będzie paradował w mundurach i "hajlował" przy każdej okazji, sytuacja może się zmienić. Wystarczy, że któraś z ich bojówek zaatakuje np. lokal organizacji lokatorskiej, albo nadal będzie atakować związkowców, czy dalej będą atakować przypadkowe osoby, to cała radykalna prawica może szybko zostać ściągnięta z powrotem  do poziomu wojowniczej subkultury i nie tylko z szerokich politycznych ambicji wyjdą nici, ale w dodatku tym razem mogą sobie narobić więcej wrogów niż mieli ich uprzednio. Własne bojówki mogą doprowadzić ich do zguby. To dlatego Hitler musiał nakazać Noc Długich Noży i likwidację szefostwa SA, bo byli zbyt radykalni, nie nadający się do kontroli w totalitarnym państwie. To samo zrobił też Franco, choć mniej krwawo, z radykalnymi Falangistami w czasie wojny domowej w Hiszpanii. Jeśli chce się iść po władzę, trzeba kontrolować bojówki, a u nas to raczej bojówki kontrolują swoich wodzów.

Należy rozwój sytuacji dokładnie obserwować i uczyć się na ich błędach. Nasze organizacje nie powinny dawać się wciągać w tę samą pułapkę. Nigdy nie wolno uderzać na oślep, a przemoc stosować w ostateczności. Podczas gdy rośnie szaleństwo na prawicy, my powinniśmy skupiać się przede wszystkim na robocie pozytywnej, a działania bojowe powinny generalnie koncentrować się na ochronie tejże pozytywnej działalności. Jeśli oni sieją terror i zniszczenie, my pokazujmy alternatywę, organizację, samodyscyplinę i strategiczne podejście do sprawy. Oni najwyraźniej bardziej nastawieni są na taktyczne zwycięstwa, działają chaotycznie - raz udają baranki, innym razem robią sobie fotki z mordercami z Blood and Honour.

Nasza praca pozytywna jest może często mniej efektowna, ale bez wątpienia długofalowo znacznie bardziej efektywna niż ich seanse nienawiści. Budujmy instytucje, a raczej kontr-instytucje w stosunku do obecnych struktur władzy, struktury oporu: organizacje lokatorskie, ośrodki niezależnej kultury, organizacje pracownicze, itd. Pomagajmy ludziom w konkretnych sprawach życiowych, jednocześnie informując ich dlaczego, z jakich systemowych przyczyn znaleźli się w takiej a nie innej sytuacji podległości i zależności. Do ludzi to przemawia, o czym przekonuję się niemal codziennie pracując z nimi. Fakt, że ich sytuacja w niewielkim stopniu wypływa z "ich winy", czy jakichś nieokreślonych sił metafizycznych nad którymi nie mogą zapanować, dodaje im siły do walki i nadzieję na zmianę swojej sytuacji. Rasizm to postawa, która maskuje niejednokrotnie realne zależności i problemy w jakich znaleźli się ludzie. To jednak ideologia, która nie jest wyzwalająca - choćby wymordowali wszystkich domniemanych czy prawdziwych Żydów czy "pedałów", wyrzucili z kraju te parę tysięcy "obcych" jacy jeszcze po wojnie tu zostali - nie uwolni ich to od relacji władzy. Nadal będą niewolnikami. Naszym obowiązkiem jest dawać ludziom lekarstwo na realne problemy i nadzieję na zmiany, a nie złudzenia. Prawica zwykle takich lekarstw i rozwiązań nie posiada - raczej uzasadnia hierarchię i poddaństwo, niż chce je zburzyć.

Tak więc idźmy własną drogą, nie dajmy się ściągać do poziomu wroga, bo pokona nas doświadczeniem na swoim polu. Musimy zawsze myśleć kilka kroków naprzód, zastanawiać się, jakie nasze działania wywołają skutki. Prawica wykończy się prędzej czy później sama. Ile w końcu można biegać bezkarnie z tasakiem po ulicy i siec na prawo i lewo? Ile można zdziałać organizując pochody rocznicowe, czy w sprawach abstrakcyjnych dla przeciętnego mieszkańca tego kraju, jak "serbskie Kosowo"?

Tymczasem, jak pisze o nas autor prawicowego portalu Rebelya - jesteśmy "niezależni, zajmujemy się pracą u podstaw i razem z "moherowymi" babciami organizujemy ruch lokatorski.". To robi wrażenie i budzi szacunek nawet u przeciwnika. Jaki szacunek zaś budzi bojówkarz z siekierą?

--
Zapraszam na Facebooka:
http://www.facebook.com/wolnelewo
i bloga: http://lewica-wolnosciowa.blogspot.com/

Kanał XML