Publicystyka
Errico Malatesta: Anarchizm i przemoc
wiatrak, Śro, 2013-12-04 23:59 Publicystyka | Ruch anarchistycznyWiększość dzisiejszych anarchistów* przekonana jest o tym, iż społeczeństwo może jedynie przy użyciu przemocy, na rewolucyjnej drodze zmienić świat na lepszy.
Inne partie, które także uważają się za “rewolucyjne”, chociaż ich rewolucyjny duch zaginął już dawno w mętnych wodach parlamentaryzmu, nadały słowu “rewolucja” szczególne znaczenie, poprzez które przyjęła się stopniowo myśl, że świadome oburzenie i rewolucja stanowią faktyczną zawartość, kwintesencję anarchizmu i anarchistycznej idei.
Pytanie, w jaki sposób lub na jaką skalę użycie przemocy jest uprawnione i pożyteczne, nie było wcale dyskutowane. Wskutek tego, zostały różne i nierówne pojęcia zapakowane w jedną terminologię - całkiem tak, jak czyniono to już przy innych problemach. Najlepszym dowodem tego jest fakt, że liczne akty terrorystyczne, które zostały dokonane w imię anarchizmu, wywołały nagle różnorodne poglądy wśród towarzyszy - poglądy - które wcześniej się nie pojawiały.
Niektórzy towarzysze zrażeni brutalnością i bezużytecznością tych aktów, opowiadają się przeciwko każdej przemocy, z wyjątkiem takich przypadków, w których zostaniemy bezpośrednio zaatakowani, czyli w samoobronie.
Niestety, nie zgadzam się z tymi towarzyszami, ponieważ znaczyłoby to zmierzch każdej rewolucyjnej inicjatywy i trafialibyśmy najwyżej do nic nie znaczących...
Inni towarzysze są znowu przeciwnego zdania. W ich rozgoryczeniu z powodu nie kończącej się walki i nieustannego prześladowania przez rząd, będących pod wpływem jakobinistycznych idei, które wychowywały młodą generację, pochwalają każdy czyn. Obojętnie jaki byłby jego charakter i wpływ na masy, tak długo jak był dokonywany w imię anarchizmu. Ten “gatunek” anarchistów mało zrozumiał podstawową ideę anarchizmu, iż uważa, że ma prawo decydować o życiu i śmierci tych, którzy nie są anarchistami.
Ludność nie rozumie nic z tych dyskusji, które są prowadzone w naszych kręgach. Nie ma ona dojścia do naszych poglądów. Ludność jest zdania, że anarchizm to nic innego jak mord i bandytyzm, a anarchiści to krwiożercze zwierzęta marzące wciąż o mordowaniu i niszczeniu. Dlatego koniecznością stało się zająć jasne i jednoznaczne stanowisko w tej sprawie. Obowiązkiem każdego anarchisty jest objaśnić jego stanowisko, ponieważ wymagają tego po pierwsze interesy naszego ruchu, a po drugie w celu ogólnej propagandy i po trzecie wymaga tego nasz stosunek do społeczeństwa i do człowieka.
Uważamy, iż myśl może ewoluować i nie jesteśmy zdania, że absolutna i niepodzielna prawda znajduje się u nas. Nie wierzymy we wszechwładzę i nieomylność osób, ponieważ ta wiara jest podstawową zasadą wszystkich prawodawców i polityków. I dlatego uważamy, iż jesteśmy wybrańcami, umiejącymi samodzielnie myśleć i działać w interesie i dla dobra wszystkich. My jesteśmy rzeczywistą organizacją głosicieli wolności, organizacją najwolniejszego rozwoju i socjalnego eksperymentu. Lecz ta wolność, której żądamy dla każdego - ten socjalny eksperyment - możliwość naszego rozwoju udaremniane są przez rozporządzenia i ustawy rządu. Armie żołnierzy i policjantów stoją gotowe do zabicia lub zawleczenia do więzienia każdego, kto nie uznaje praw uchwalonych przez grupkę uprzywilejowanych w celu zabezpieczenia ich prywatnych interesów. I nawet zakładając (co jest niemożliwe), iż nie byłoby żołnierzy i policjantów - istnienie wolności jest niemożliwe przy zachowaniu obecnych struktur ekonomicznych.
Jak długo bogactwa i środki produkcji pozostaną własnością jedynie kilku ludzi, tak długo większość zawsze zmuszona będzie żyć i pracować w biedzie.
Naszym podstawowym zadaniem jest wyzwolenie się spod zbrojnej władzy chroniącej istniejące instytucje i przeszkadzającym nam w zabraniu wszystkich środków produkcji, ziemi. Tak, aby każdy miał prawo do wolnego z nich korzystania.To zadanie zostanie rozwiązane jedynie - jesteśmy o tym głęboko przekonani - poprzez siłę fizyczną i naturalny przyrost ekonomicznego antagonizmu, przez wzrost bezrobocia i zaślepiony opór władców. Jednym słowem: wewnętrzny stan całego socjalnego rozwoju musi doprowadzić logicznie do wybuchu wielkiej rewolucji, która zmieni warunki życia od podstaw i której pierwsze objawy możemy obserwować już teraz.
Ta rewolucja przyjdzie z nami, albo bez nas: ale istnienie nurtu socjalnego posiadającego świadomość o rezultacie tej rewolucji, jest najlepszą gwarancją, żeby nadać jej wytyczony kierunek i złagodzić jej charakter, dzięki wpływowi ideału. A więc po to, w tym celu jesteśmy rewolucjonistami. Z tego punktu widzenia przemoc nie pozostaje w przeciwności do anarchizmu i jego zasad, albowiem nie jest ona rezultatem naszego wolnego wyboru i decyzji: jesteśmy często zmuszeni użyć przemocy aby się bronić i przedstawić nasze prawa. Powtarzam jeszcze raz: jako anarchiści nie mamy zamiaru używać przemocy, jeśli się nas nie zmusza, ale musimy chronić siebie lub innych przed uciskiem. To nasze prawo do samoobrony. I to jest przyczyna dlaczego próbujemy złamać instrument, który nas kaleczy, dlatego atakujemy rękę prowadzącą ten instrument i głowę, która wyznacza jego kierunek. Czas, miejsce i sposób ataku pozostawiamy każdemu z osobna, w zależności od tego kiedy nadarzy się sposobność.
Niestety, znajdujemy między czynami dokonywanymi w imię anarchizmu także takie, które błędnie wplata się w ten nurt. Osobiście protestuję przeciwko tej mieszaninie czynów, całkowicie różnorodnych w ich moralnej zawartości i konsekwencjach. Moim zdaniem istnieje potężna różnica między człowiekiem poświęcającym swoje życie świadomie dla sprawy, przekonany niezłomnie o jej słuszności, a najczęściej nieświadomym aktem nieszczęśliwca doprowadzonego przez społeczeństwo do rozpaczy. Człowieka, którego ból i cierpienie sprowadziły z dobrej drogi, na którego wywarło wpływ barbarzyństwo tak zwanego cywilizowanego społeczeństwa w którym żyje.
Bez wątpienia istnieje kolosalna różnica między rozsądnym czynem człowieka, który najpierw ocenia korzyści i szkody dla ruchu a aktem innego pozostawiającego wszystko ślepemu przypadkowi. Jest to wielka różnica między czynem człowieka ryzykującego swoje życie po to, aby inni nie musieli cierpieć, a burżuazyjnym aktem człowieka, który dla własnych interesów zadaje cierpienie innym. (...)
Burżuazja nie ma żadnego prawa skarżyć się na przemoc swoich przeciwników. Jej historia jako klasy jest zbrukana krwią i pełna morderstw. System wyzyskiwania - podstawowa zasada ich bytu - pociąga za sobą codziennie całe piramidy niewinnych ofiar. Partie polityczne też nie mają prawa intonować pieśni żałobnych na przemoc, albowiem ich ręce także są czerwone od krwi, która została przelana w imię ich interesów.
Ci, którzy wychowywali pokolenia za pokoleniem w brutalnej wierze w przemoc, wielbiciele czerwonego terroru pod koniec XVIII wieku, którzy zdusili ówczesne rewolucyjne starania, oni nie mają prawa skarżyć się na przemoc swych przeciwników. Historia ukazuje konieczność przemocy i rozumie samo przez się, że także anarchiści jej używają. Jednak nie możemy zapomnieć, że tylko nędza może nas do tego zmusić. Przemoc jest zasadą zaprzeczającą naszym przekonaniom i staraniom. Nie zapomnijmy o tym smutnym historycznym fakcie, że wszędzie gdzie triumfował opór przy użyciu przemocy, wszędzie tam rozwinął się ucisk. Ma być to dla nas ostrzeżeniem, że tak będziezawsze, dopóki nie przełamiemy krwawej tradycji z przeszłości. Dlatego jest konieczne zredukowanie użycia przemocy.
Przemoc rodzi przemoc. Autorytet wytwarza autorytet. Nawet dobra wola człowieka i jego szczere motywy nie mogą pod tym względem nic zmienić. Fanatyk wmawiający sobie, że jest w stanie wybawić naród przez przemoc i na swój sposób może być dobrym człowiekiem, ale równocześnie jest on okropnym narzędziem w rękach ucisku i reakcji. Robespierrowi przyświecała z pewnością dobra wola, ale okrucieństwo jego braku sumienia było na pewno tak samo szkodliwe dla rewolucji jak osobiste ambicje Napoleona. Szczery fanatyzm Torquemady (1430-1498) dowódcy hiszpańskiej inkwizycji, żeby ratować ludzkie dusze jest dużo niebezpieczniejszy niż sceptyka i korupcja reżimu Leona X. Teorie, objaśnienia i piękne słowa nie są w stanie ignorować tego naturalnego faktu. Wielu męczenników zginęło już za wolność, wiele walk zastało za nią stoczonych - pomimo to nie została wolność jeszcze urzeczywistniona.
Anarchistyczna idea nie daje tak samo gwarancji, że nie ulegnie skorumpowaniu. Idea liberalizmu odwrotnie. I już dzisiaj możemy obserwować czyny niektórych anarchistów, które wskazują na początek korupcji, nietolerancję i pragnienie rozprzestrzeniania wokół siebie strachu i obaw. Anarchiści nie dajmy się korupcji. Nasz ideał jest ideałem miłości. Nie możemy i nie mamy prawa być sędzią i każącym ramieniem sprawiedliwości. Naszym jedynym żądaniem i ideałem jest bycie wyzwolicielem.
Tłum. Maciek Gilge
Red Rat, zeszyt 1, Zielona Góra, 1996
Stalingrad nacjonalistów
XaViER, Pią, 2013-11-15 11:33 Kraj | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmCo roku komentuję wydarzenia związane z 11 listopada, przy okazji analizując rozwój (?) ruchu nacjonalistycznego w ciągu minionego roku. Emocje po ostatnich wydarzeniach powoli opadają, więc można przemyśleć sytuację.
Tym razem wiele wskazuje na to, że pod względem wizerunkowym tegoroczny Marsz Niepodległości może stać się dla nacjonalistów tym, czym Stalingrad był dla nazistów. O ile dwa lata temu symbolem wydarzeń stała się "niemiecka antifa" i rzekomy "atak Niemców na rekonstruktorów" (którego nie było) albo atak na rzekomego "spokojnego patriotę", który okazał się neonazistowskim bojówkarzem, co dało propagandowe narzędzie w ręce nacjonalistów, mające uzasadnić "niszczenie lewactwa, to w tym roku głównym newsem była podpalona tęcza i próba spalenia skłotów z ludźmi w środku oraz problemy międzynarodowe wywołanie atakiem na rosyjską ambasadę. Mało kto bierze na poważnie tłumaczenia wodzów Ruchu Narodowego w stylu "kiedy złodzieja złapią za rękę, wtedy złodziej mówi, że to nie jego ręka".
Zostajemy tutaj! Nie boimy się, będzie Nas więcej.
Jaromir, Śro, 2013-11-13 22:26 Kraj | Antyfaszyzm | Publicystyka | Ruch anarchistycznyWczoraj (11 listopada- przyp.red.) doszło do brutalnego ataku na nasz dom. Faszystowskie bojówki były starannie przyszykowane – przygotowanymi wcześniej narzędziami przecięli kłódki naszych bram, młotkami rozbili szyby, koktajlami spalili nasze auto, ranili ludzi. Nie dało się tego zrobić spontanicznie. Więcej – otrzymali na to przyzwolenie policji, która, mimo że była wszędzie wokół, nie reagowała przez niemal pół godziny. Pojawiła się dopiero, gdy paramilitarne bojówki wyczerpały swój arsenał.
Mimo ogromnych pragnień zniszczenia nas za przyzwoleniem władzy skutecznie broniliśmy nasze domy i nas samych przez pół godziny. Nie daliśmy im satysfakcji. Żyjemy i zostaniemy tutaj!
Zdołaliśmy odeprzeć atak własnymi siłami, bo z góry wiedzieliśmy, że nie możemy liczyć na wsparcie władz.
„Bądźcie gotowi” – słyszeliśmy od przyjaciół-imigrantów, którzy mieszkają z nami, a wcześniej byli świadkami przygotowanych podpaleń ich domów w Białymstoku. Te ataki też działy się przy całkowitym przyzwoleniu policji, prokuratury, miejscowych władz.
„Bądźcie gotowi” – mówili nam prowadzący u nas dyżury prawne lokatorzy z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, którego założycielką była Jolanta Brzeska – nękana, straszona, w końcu – spalona, zamordowana przez bojówki kamieniczników. A mieszkała – jak my – kilkaset metrów od komendy policji!
Bądźcie gotowi – przypominali nam działający tu pracownicy i związkowcy Inicjatywy Pracowniczej: przecież nękanie pracowników odbywa się za pełnym przyzwoleniem władz.
Byliśmy gotowi, bo wiemy, że jesteśmy celem faszystów, że pragną, abyśmy zniknęli. Ale byliśmy też gotowi, bo my – ludzie eksmitowani, imigranci, pracownicy – jak to mówią: lewaki i pedały, nielegalni i czerwoni – od dawna musimy się bronić sami! Czemu?
Faszyści polują na bezdomnych, ale to władze wyrzucają ludzi na bruk. To faszyści mordują całe rodziny imigrantów, ale to władze tworzą dla nich ośrodki zamknięte, organizują łapanki i deportacje.
Faszyści nie są dla nas nawet partnerami do walki. Nasze codzienne działania – blokady eksmisji, demonstracje pracownicze, wsparcie strajków głodowych imigrantów – są nakierowane na zmianę opresyjnego systemu. W tym systemie paramilitarne bojówki faszystów tylko kończą, co zaczęła władza. Zamiast delegalizować maski na ulicach, niech władze ściągną swoją maskę, niech odpowiedzą, czemu nie zajmują się przyczynami biedy, tylko ją tworzą?
Nie będziemy apelować do władz o nic – o lepsze wyposażenie policji, o więcej kamer na ulicach, o kolejne zakazy i nakazy. Zakaz marszu niepodległości doprowadziłby do spychania faszystów pod dywan, do głębszego podziemia i większej agresji. To do ludzi chcemy skierować swój apel – bądźcie gotowi, bo nasz dom nie jest pierwszy, ale też nie jest ostatni, w końcu przyjdą i po was! Historia zabrania nam być biernym – nie dajmy się zastraszyć, nie czekajmy, aż będzie za późno, organizujmy się! Zostajemy tutaj, nie boimy się, będzie nas więcej!
Zapraszamy na marsz w piątek. Spotykamy się 15 listopada o 17:30 pod bramą Uniwersytetu Warszawskiego. Zapraszamy wszystkich – niech połączy nas troska o wolność i bezpieczeństwo stojąca ponad politycznymi podziałami.
Kolektywy Syrena i Przychodnia
Komunikat Kolektywu Przychodnia w związku z atakiem na skłot
wiatrak, Pon, 2013-11-11 22:28 Kraj | Antyfaszyzm | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmOkoło godziny 15.45 na centrum społeczne Przychodnia przypuszczono zaplanowany atak ze strony tzw. "Marszu Niepodległości".
Tylko dzięki opanowaniu i zimnej krwi mieszkańców i mieszkanek budynku, udało się odeprzeć nacjonalistyczną agresję i obyło się bez ofiar, a jedynie z paroma rannymi.
Neofaszyści byli przygotowani do komentowania sprawy w mediach i natychmiast poinformowali, że to osoby przebywające na skłocie zaatakowały z dachu ich marsz kamieniami. Z przyczyn oczywistych nie było to możliwe, gdyż koniec ul. Skorupki, gdzie mieści się budynek, znajduje się w odległości ok. 200 metrów od ul. Marszałkowskiej, którą przechodził nacjonalistycznych pochód.
Jak zarejestrowano na kilku filmach, paramilitarna formacja o nazwie Straż Marszu Niepodległości, która miała zabezpieczać zgromadzenie, na wysokości ul. Skorupki rozstąpiła się, by umożliwić przejście uzbrojonej i przygotowanej na atak bojówce w sile kilkuset osób. Uczestnicy Marszu Niepodległości z racami, kamieniami i butelkami wdarli się na teren Przychodni. Narodowcy podpalili jeden samochód, zdewastowali drugi i uszkodzili budynek, próbując dostać się do nas, ale na szczęście zdołaliśmy odeprzeć atak. Udało się to tylko dzięki wartom wystawionym wcześniej na dachu (pogróżki dostawaliśmy od dawna) i szybkiej reakcji mieszańców gaszących wrzucane do środka race.
Zaznaczamy, że mimo iż mimo zgrupowań policji w odległości paruset metrów, minęło 20 minut nim służby podjęły jakąkolwiek interwencję. Gdybyśmy posłuchali zaleceń policji i zignorowali zagrożenie, skłot teraz byłby spalony.
Goebbelsowska propaganda Ruchu Narodowego tradycyjnie próbuje obrócić wydarzenie w chuligański wybryk - mimo tego, że to oficjalnie wyznaczona straż Marszu wypuściła bojówkarzy, a po ataku pozwoliła i pomogła im się ewakuować. Obecnie przygotowujemy się na kolejny napad, bądźcie czujni!
Z antyfaszystowskim pozdrowieniem,
Kolektyw Przychodnia
..................................................
Korekta fact sheetu dla mediów które nie potrafią zinterpretować materiału video...
- jesteśmy 200m od Marszałkowskiej, w żaden sposób nie mogliśmy prowokować uczestników marszu
- w ciagu dnia policja dwa razy przychodziła prosząc o zejście z dachu skłotu
- planowy atak około dwustu bojówkarzy został przepuszczony przez kilkanaście osób ze straży marszu niepodległości które miały rzekomo odcinać ul. Skorupki
- marsz rozstępował się, żeby wypuścić a później wpuścić swoich bojówkarzy
- atak trwał ok. 20 min bez żadnej reakcji policji, która stała na rogu Skorupki i Hożej oraz na wyśokosci komisariatu przy ul. Wilczej
- straż marszu pomagała ewakuować się bojówkarzom uczestniczącym w ataku na skłot
- odparliśmy atak, dopchnęliśmy narodowców, którzy wdarli się na teren skłotu
- atakujący wdarli się na podwórze skłotu, podpalili jeden i zdewastowali drugi samochód
- skłot nie został spalony tylko i wyłącznie dzięki szybkiej reakcji mieszkańców gaszących wrzucane do środka race i dzięki wartom, wystawionym na dachu
- gdybyśmy nie zignorowali zaleceń policji skłot byłby spalony
- narodowcy próbują przypuścić kolejny atak na budynek
- goebelsowska propaganda Ruchu Narodowego próbuje obrócić wydarzenie w chuligański wybryk
Oświadczenie poparcia od greckich Antyfaszystów
Jaromir, Pon, 2013-11-04 15:29 Kraj | Antyfaszyzm | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmPrezentujemy oświadczenie wsparcia w działaniach protestacyjnych, przesłane do administracji portalu antynacjonalizm.pl przez przedstawicieli Ruchu Antyfaszystowskiego z Grecji, który po zabójstwie Pavlosa Fyssasa zwarł szeregi i przeszedł do kontrofensywy.
Dowiedzieliśmy się, że planujecie demonstrację w Warszawie upamiętniającą „Kristallnacht” – jedną z najciemniejszych kart w historii ludzkości. Historia ta pozwoliła nazistom wywołać masowy pogrom, początkowo przeciw Żydom i Romom, a następnie przeciw wszystkim mniejszościom, co zaowocowało milionami ofiar na kontynencie europejskim.
Te nazistowskie zombi ponownie wychodzą ze śmietnika historii, co jest niebezpiecznym zjawiskiem. Bardzo ważne, by organizować szeroki, masowy i zjednoczony ruch antyrasistowski i antyfaszystowski w szkołach, na uniwersytetach, w sąsiedztwach i miejscach pracy, który położy kres rasizmowi i grupom faszystowskim.
My, tu w Grecji, toczymy wielkie walki przeciw gangowi Złotego Świtu. Ci faszyści zostali w 2012 r. wybrani do parlamentu, co ich umocniło i dało pewność siebie w rozpętaniu rasistowskich i faszystowskich ataków na imigrantów i aktywistów ruchu. Doprowadziło to do morderstwa Pavosa Fyssasa. Wtedy wielki ruch wyległ na ulicę zmuszając prawicowy rząd Samarasa, przykrywający działania faszystów przez bardzo długi czas, do wsadzenia niektórych z nich do więzienia.
Nie ufamy, że [premier] Samaras rozmontuje nazistów, wciąż organizujemy więc ruch i żądamy zamknięcia obozów osadzenia dla imigrantów, końca rasistowskich rajdów policyjnych, usunięcia Frontexu [agencji Unii Europejskiej koordynującej wydalanie nielegalnych imigrantów], obywatelstwa dla wszystkich dzieci i legalizacji dla wszystkich imigrantów. Aby skończyć z neonazistami, musimy pozbyć się tego rasistowskiego rządu i jego okrutnej polityki.
W tym momencie musimy skoordynować działania i maszerować razem z antyrasistowskimi i antyfaszystowskimi ruchami na poziomie międzynarodowym, dlatego naciskamy na organizację globalnej mobilizacji w dniu 22 marca 2014 r. pod hasłem „NIGDY WIĘCEJ FASZYZMU”. KEERFA wita z zadowoleniem Waszą mobilizację w dniu 9 listopada w Warszawie, i życzy Wam sukcesu we wszystkich organizowanych akcjach.
Przesyłamy Wam bojowe pozdrowienia z Grecji, zwyciężymy! PRACOWNICY ZJEDNOCZENI SĄ NIEZWYCIĘŻENI!
Ruch Przeciwko Rasizmowi i Zagrożeniu Faszystowskiemu (KEERFA) –
Ateny, 31 października, 2013 r.
antynacjonalizm.pl
Prawdziwe oblicze reformy Kudryckiej
wiatrak, Czw, 2013-10-24 22:39 Kraj | Edukacja/Prawa dziecka | Publicystyka | Tacy są politycyUstawa o płatnym drugim kierunku studiów przeszła bez większego echa. Co prawda była powszechnie krytykowana przez studentów, jednak nie kryły się za tym konkretne działania. Protesty ograniczyły się do kilku pism i zaskarżenia ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Te działania podejmowały jednak nieliczne grupy, zaś ogół studentów podchodził do sprawy z obojętnością, w myśl zasady „mnie to nie dotyczy”.
Jak bardzo niebezpieczne i szkodliwe są poczynania ministerstwa, przeprowadzane w myśl „podnoszenia standardów kształcenia” przekonujemy się obecnie, gdy na większości publicznych uczelni studentom każe się płacić za wszystko, co wykracza ponad narzucone z góry minimum określone programem i limitem punktów ECTS. Każdy przedmiot uniwersytecki ma ich określoną ilość, która – wg standardów przyjętych w procesie bolońskim – odzwierciedla wysiłek potrzebny do przygotowania się na zajęcia i zaliczenia ich. Teoretycznie, im więcej nauki tym wyższa powinna być liczba ECTSów. Wprowadzenie takiej punktacji ma w założeniu również ułatwić podejmowanie i kontynuowanie studiów na innych uczelniach, zarówno w kraju jak i zagranicą.
W praktyce jednak, abstrakcyjna wartość punktowa staje się o wiele ważniejsza niż wartość merytoryczna zajęć. Studenci często rejestrują się na przypadkowe przedmioty, niezgodne z ich zainteresowaniami, ale odbywające się w dogodnym terminie i mające odpowiednią ilość punktów. Biurokracja doprowadziła do tego, że studia nie są już okresem poszerzania horyzontów, rozwoju pasji i przygodą intelektualną, lecz „etapem, na którym należy wyrobić 120 pkt ECTS” oraz pilnować, aby w wirtualnym świecie Uniwersyteckiego Systemu Obsługi Studentów (USOS) wszystko wyglądało „tak, jak należy” (co bynajmniej nie musi odpowiadać rzeczywistości), po czym można z dumą odebrać swój „papierek” (bo dyplom nie znaczy nic ponadto).
Lecz biada tym, którzy byli zbyt ambitni! Studenci, którzy chcą chodzić na dodatkowe zajęcia w imię samorozwoju – to znaczy, wszyscy ci, którzy ośmielili się przekroczyć wyznaczoną mu przez los i państwo liczbę punktów – słono za to zapłacą. Do tej pory płatności dotyczyły niezaliczonych przedmiotów, czyli tzw. warunków (co jest zupełnie zrozumiałe i powszechne). Teraz jednak do zapłaty będzie zobligowany również każdy, kto nie tylko lekceważy sobie zajęcia (lub nie zalicza ich z innych powodów), ale kto wychyli również w tę dobrą stronę. Jak określiła to Barbara Kudrycka, wraz z nową ustawą „studenci zyskują nowe prawa, szanse i przywileje”. Dziękujemy! Prawo do płacenia za „bezpłatne” studia na publicznej uczelni nie jest dla nas żadnym przywilejem.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego twierdzi, że „reforma służy temu, aby student był partnerem dla uczelni, aby zdobywał wysokiej jakości wykształcenie i miał większe szanse na rynku pracy.” Dalej minister Kudrycka dodaje: „Mamy bardzo zdolną młodzież, dlatego musimy stwarzać im warunki do najlepszego rozwoju”. Czy zamykanie studentom możliwości do bezpłatnego dostępu do zajęć uniwersyteckich rzeczywiście stwarza warunki do najlepszego rozwoju? Na pewno nie intelektualnego.
Jak wiele cynizmu trzeba mieć by przekonywać studentów, że ograniczanie ich praw, mnożenie procedur, wprowadzanie opłat za dodatkowe zajęcia, niszczenie idei uniwersytetów gwarantuje „lepszy dostęp do bezpłatnych studiów”? Możliwe, że osobie związanej z prywatnym szkolnictwem wyższym po prostu zależy na umyślnym niszczeniu szkół publicznych celem poprawienia uczelniom prywatnym pozycji na rynku.
Niestety, kampania i retoryka stosowana przez ministerstwo na określenie działań dążących do likwidacji darmowego szkolnictwa wyższego do tej pory przynosiły skutki. Studenci nie zdecydowali się na wyraźny protest, gdy trwały prace nad nowa ustawą, ponieważ ministerstwo prowadziło celowe działania mające na celu dezinformacje i zatajanie prawdziwych efektów reformy. Na uczelniach trwał (i trwa nadal!) chaos, wiele spraw pozostawało nieokreślonych i niejasnych. Nikt dokładnie nie wiedział za co i ile trzeba będzie płacić, tymczasem Kudrycka przekonywała: „Jestem przekonana, że uczelnie wykorzystają nowe możliwości, by coraz lepiej kształcić studentów – przyszłą elitę naszego kraju.”
Teraz, gdy widzimy i odczuwamy prawdziwe oblicze, tej „prostudenckiej” reformy przypieczętowanej przez karierowiczów z samorządów uniwersyteckich powinniśmy w końcu powiedzieć DOŚĆ! Niech przesłaniem dla nas będą słowa naszej drogiej pani minister: „Studentom życzę codziennego zapału do nauki, prawdziwego głodu wiedzy i tych wszystkich uroków czasu studenckiego.” A zatem korzystajmy i róbmy rewolucję, a nie podpięcia!
Organizujmy się!
https://www.facebook.com/ProtestStudentow
(PS. nie tylko na fejsie :-)
Kampania na rzecz godnej płacy w globalnym przemyśle odzieżowym
Czytelnik CIA, Wto, 2013-10-22 15:05 Prawa pracownika | PublicystykaClean Clothes Campaign wierzy, że wszyscy pracownicy i pracownice przemysłu odzieżowego powinni otrzymywać godną płacę - wystarczającą na życie im samym i ich rodzinom. Niestety tak się nie dzieje. Większość z nich zarabia równowartość płacy minimalnej. Te wynagrodzenia zwykle nie wystarczają na godne życie. Szacunki Clean Clothes Campaign pokazują, że godna płaca wystarczająca na życie to w większości badanych krajów trzykrotność płacy minimalnej.
Obejrzyj spot i podpisz petycję na rzecz godnej płacy w przemyśle odzieżowym
Tymczasem, przemysł odzieżowy wciąż zwiększa swoje zyski. Z ceny, którą konsumenci płacą za sztukę odzieży tylko 1-2% trafia do pracowników a około 50% do marek odzieżowych. Dysproporcja ta pokazuje, że godne wynagradzanie pracowników nie jest niemożliwe. Niskie płace są jednak konsekwencją sytemu działania firm odzieżowych kierujących się maksymalizacją zysków. Przenoszą one produkcję do coraz tańszych krajów z coraz słabszym systemem prawa pracy i nikłym stopniem edukacji i zorganizowania pracowników. W przypadku polepszenia się warunków pracy w jednym kraju, produkcja przenosi się do tańszych sąsiadów lub innych regionów. Dlatego też, jedynie globalne działania na rzecz godnej płacy wystarczającej na życie i wzięcia odpowiedzialności przez firmy odzieżowe za pracujących na ich potrzeby pracowników, mogą przynieść poprawę sytuacji. Jest to powód rozpoczęcia przez Clean Clothes Campaign globalnej kampanii na rzecz Godnej Płacy dla Wszystkich. Poprzez badania, akcje konsumenckie, wspieranie działań pracowników i dialog z firmami dążymy do zapewnienia godnej płacy w przemyśle odzieżowym.
Godna płaca to fundamentalne prawo. W całej Azji, pracownicy i pracownice walczą o godne wynagrodzenia. Powinniśmy im pomóc z trzech powodów.
Ponieważ wszyscy jesteśmy pracownikami/pracownicami. Staramy się znaleźć godną pracę, która pozwoli nam – bez brania morderczych nadgodzin – zapewnić sobie dach nad głową, kupić jedzenie, ubrania, pójść do lekarza, do szkoły, wyjechać za miasto, otrzymać świadczenia socjalne. Czy zgodzilibyśmy się na ciężką pracę w zamian za życie w nędzy? Nie. Dlatego nie gódźmy się na takie życie dla innych. Wymagajmy godnej płacy dla wszystkich.
Ponieważ wszyscy jesteśmy konsumentami/konsumentkami. Tylko ułamek ceny noszonych przez nas ubrań trafia do ludzi, którzy je uszyli. Gdybyśmy zapłacili o złotówkę więcej za sztukę odzieży, życie szwaczek i szwaczy znacznie by się polepszyło. Czy chcemy tanich ciuchów za cenę pozbawienia godności szyjących je ludzi? Nie. To nie do zaakceptowania. Wymagajmy, aby globalne marki odzieżowe zawarły w kosztach zamówień zlecanych fabrykom godne pensje dla pracowników.
Ponieważ wszyscy jesteśmy obywatelami/obywatelkami. Mamy dziś globalną świadomość i wiemy co łączy nas z osobami oddalonymi o dziesiątki tysiące kilometrów. Te powiązania materializują się w postaci pijanej przez nas kawy, cyny obecnej w naszych telefonach, zjadanych przez nas owoców, kupowanych zabawek. No i ubrań. Wiemy, że dążenia tamtych ludzi są także naszymi. Wiemy, że wyzysk, podobnie jak społeczna niesprawiedliwość z łatwością przekraczają granice państw. Czy nasze poczucie solidarności może więc zawężać się do granic państw, podczas gdy nasze ubrania przemierzają pół świata? Nie. Sprawiedliwość społeczna nie może zatrzymywać się na granicy danego kraju. Naciskajmy na rządy, aby płace minimalne zrównały się z godnymi, wystarczającymi na życie płacami. Wymagajmy od korporacji, aby wprowadziły godne płace w swoich łańcuchach dostaw.
W Azji pracownicy i pracownice sektora odzieżowego już teraz walczą o prawo do godnej płacy. Teraz czas na nas. Musimy im pomóc i zacząć działać.
Nosząc ich ubrania, wesprzyjmy ich starania o godną płacę.
System Amazon
Akai47, Pon, 2013-10-21 15:02 Prawa pracownika | PublicystykaGdy firma Amazon ogłosiła, że otworzy 3 centra logistyczne w Polsce, niektórzy politycy i dziennikarze tryumfalnie pisali o tym, jakby to było jakieś wielkie osiągnięcie dla polskich pracowników. Niedługo potem dotarły informacje od pracowników w krajach, gdzie już działa Amazon, którzy opisują swoje warunki pracy jako „koszmarne”. Niniejszy artykuł nie tylko opisuje niektóre fakty o warunkach pracy w Amazonie ale także analizuje, jak szkodliwy dla pracowników i całego społeczeństwa jest system Amazona i jak Amazon traktuje Polskę jako kraj łamistrajków.
Cały system Amazona jest oparty na cięciu kosztów pracy i jak najtańszych zakupów od wydawnictw. Dzięki temu firma może oferować atrakcyjne ceny, dość szybkie terminy realizacji zamówień i różne innowacje technologiczne dla konsumentów. Im więcej mają klientów, tym mocniejsza jest ich pozycja na rynku, szczególnie w porównaniu z tradycyjnymi księgarniami. Jednak, tak jak w przypadku tanich ubrań z Bangladeszu, wszystko to okupione jest wielkimi kosztami dla pracowników i całej branży.
Pracownicy Amazonu muszą pracować prawie jak roboty. Latają jak szaleni po magazynie. Muszą znaleźć i spakować książki w prawie nierealnym tempie. Ci, którzy nie potrafią pracować jak maszyny przez wiele godzin dziennie tracą pracę. Wszystko jest monitorowane za pomocą nadajnika GPS.
Walka o OD:ZYSK
Jaromir, Sob, 2013-10-19 14:00 Kraj | Kultura | Lokatorzy | Publicystyka | Ruch anarchistyczny10 października kilkanaście osób - aktywistek i aktywistów skłotu Od:zysk i poznańskiej sekcji Federacji Anarchistycznej - wzięło udział w pikiecie pod siedzibą firmy spółki Savills przy ulicy Wierzbięcice. Pikieta była kolejnym elementem kampanii w obronie zagrożonego skłotu Od:zysk znajdującego się u zbiegu ulic Paderewskiego i Szkolnej w Poznaniu. Kamienica, w której mieści się skłot ma być niebawem zlicytowana, jednym z wierzycieli jest wspomniana spółka Savills.
Savills jest znanym graczem na europejskim rynku nieruchomości zamieszanym w działania spekulacyjne, łamanie praw lokatorów i brutalne eksmisje. Uczestnicy pikiety, którym towarzyszyła grająca na bębnach samba, wznosili hasła w obronie skłotu Od:zysk, przeciwko eksmisjom i łamaniu praw lokatorów. Przechodniom rozdawane były ulotki informujące o przyczynach protestu. Protestujący usiłowali również spotkać się z przedstawicielami spółki Savills, okazało się, że mimo, iż pikieta odbywała się w godzinach pracy biura spółki, nikogo nie udało się w nim zastać. Być może spekulujący nieruchomościami nie mieli ochoty konfrontować się z potencjalnymi ofiarami swojej polityki. Protestujący zapowiedzieli kolejne działania w obronie skłotu Od:zysk. Poniżej publikujemy oświadczenie Kolektywu Od:zysk.
Jednym z wierzycieli, na którego wniosek odbędzie się licytacja skłotu Od:zysk jest spółka Savills – wiodąca agencja doradcza na globalnym rynku nieruchomości. Savills co roku odnotowuje wielomilionowe zyski nawet po tym, jak bańka na rynku nieruchomości nadmuchana w wyniku spekulacji przez tego rodzaju spółki oraz banki, doprowadziła do kryzysu gospodarczego. Kryzys ten przekształcił się w kryzys mieszkaniowy, który dla wielu osób oznaczał utratę własnych domów i wyroki eksmisyjne. Przykładowo, w samej Hiszpanii w ciągu ostatnich 6 lat dach nad głową odebrano ponad 400 tysiącom rodzin. Na tamtejszym rynku znajduje się obecnie ponad 3 miliony pustostanów, którymi banki po „wyczyszczeniu” przestały się interesować.
Jednak ludzie, w obliczu masowych eksmisji w całej Europie, zaczęli stawiać opór. Protestowano pod siedzibami spółki Savills, m.in. w Dublinie oraz Londynie. Próby wysiedlenia przez spółkę farmerskiej rodziny w Kildare w Irlandii, doprowadziły do masowych demonstracji przeciwko sztucznemu zawyżaniu czynszów, wysokim opłatom i wyrzucaniu ludzi na bruk. Sytuacja była o tyle dramatyczna, że jeden z farmerów trafił do szpitala z powodu załamania nerwowego. To nie pierwsza ofiara takiej polityki, chociażby Jose Miquel Domingo, który odebrał sobie życie na kilka godzin przed planowaną eksmisją.
Bezdomność wzrasta w zastraszającym tempie – w Anglii, gdzie protesty przeciwko spółce Savills są już zauważalne: według oficjalnych danych, dwa lata temu 50 tysięcy rodzin nie posiadało dachu nad głową. W Poznaniu mówi się o 1,5 tysiąca osób bez dachu nad głową, podczas gdy 30 tysięcy lokali stoi pustych. Nie godzimy się na taką sytuację!
Stoimy więc w jednym szeregu z ludźmi sprzeciwiającym się temu procederowi na całym świecie – walka o Od:zysk jest też walką o to, by mieszkanie było prawem, a nie towarem. Twierdzimy, że czy to naszemu kolektywowi, czy to każdemu/każdej z nas z osobna, jak i innym oddolnym inicjatywom oraz wszystkim mieszkańcom/mieszkankom Poznania, należy się dach nad głową i miejsce umożliwiające nieskrępowaną realizację pasji, pozwalające podejmować twórcze działania.
Kolektyw Od:zysk
Za: rozbrat.org
To politycy powinni być wykluczeni, a nie opiekunowie!
Czytelnik CIA, Pon, 2013-10-07 19:53 PublicystykaW dniu 8 października, po raz kolejny wykluczeni opiekunowie osób z niepełnosprawnościami będą protestować w Warszawie o godz. 11 pod Kancelarią Premiera
Od 1 lipca, większość osób opiekujących się dorosłymi osobami z niepełnosprawnościami straciła prawo do świadczeń pielęgnacyjnych, a prawo do otrzymania zasiłku pielęgnacyjnego zostało uzależnione od bardzo niskiego kryterium dochodowego. W ten sposób, ok. 100 tys. osób straciło swoje jedyne źródło dochodu, które i tak było bardzo mizerne. Nie wiedzą, co mają teraz zrobić. Trudno podjąć pracę, gdy osoba z niepełnosprawnościami potrzebuje stałej opieki, a nie stać ich przecież na zatrudnienie profesjonalnego opiekuna.
Związki zawodowe w Hiszpanii. Plan węglowy 2006-2012 i strajk w Asturii
wiatrak, Pon, 2013-10-07 11:48 Świat | Historia | Publicystyka | Strajk | Tacy są politycyW 2012 roku miał miejsce dziki strajk górników w Asturii. Był on świetnym przykładem konfliktu interesów między szeregowymi pracownikami, a hierarchicznymi i reformistycznymi związkami zawodowymi.
Dochodziło do wielkich demonstracji solidarnościowych w całej Hiszpanii oraz do starć górników z policją z użyciem ładunków wybuchowych. Zdjęcia i nagrania krążyły głównie w internecie. Starałem się w alternatywnych mediach polskich oraz angielskich przebijać jak najwięcej informacji z przebiegu strajku w rejonie którego miały nawet miejsce manewry wojskowe.
Kontaktowałem się w tym celu z kolegami z CNT będącymi na miejscu. Po upadku strajku namówiłem jednego z nich do napisania swoich refleksji w języku angielskim. Tak powstał artykuł Some words on the miner's conflict in Asturias. Celem zobrazowania roli hiszpańskich związków zawodowych w tłumieniu wystąpień robotniczych postanowiłem wrócić do tego tematu i ukazać "zasługi" związków w tym strajku.
................................................................................................................................................
Strajk wybuchł na skutek cięć w górnictwie i likwidacji kopalń węgla. Obecnie węgiel jest importowany. Za ten stan rzeczy nie odpowiadała jednak rządząca już wtedy partia chadecka, a poprzedni rząd Zapatero (Partido Socialista Obrero Espagnola), dwa związki zawodowe: podległy PSOE UGT, lewicowy CCOO oraz związek pracodawców zrzeszający wszystkie prywatne firmy sektora węglowego - CARBUNIÓN.
Szef CARBUNIÓN i de facto główny pracodawca branży węglowej to Victorino Alonso, który jako Sekretarz Stanu ds. Przemysłu w latach 90-tych podejrzewany był o oszustwa finansowe, a w 2010 roku został skazany na 14 000 000 euro grzywny za oszustwa, których wynikiem było niskie wydobycie węgla.
UGT to największy pod względem ilości członków związek zawodowy w Hiszpanii. Jednak jego liczebność w żaden sposób nie przełożyła się na skuteczność w działaniu. Związek uwikłany jest w układy z politykami, a swoją siłę często wykorzystuje do działań przeciwko pracownikom. W Asturii jego działanie przypomina bardziej działanie mafii niż związku zawodowego. W niektórych branżach w ogóle nie można znaleźć zatrudnienia bez układów z lokalnymi biurokratami. Do takich branż należy górnictwo i straż pożarna.
CCOO jest powiązany z hiszpańskim lewicowym frontem parlamentarnym o nazwie Izquierda Unida w skład której wchodzi m.in. Komunistyczna Partia Hiszpanii. Pod względem liczbowym CCOO i UGT są sobie równe, liczą po około 1 200 000 członków z czego część jak w przypadku górników i strażaków w Asturii należy do nich pod przymusem.
O ile UGT liczy niewiele więcej członków od CCOO, o tyle głosów w wyborach do rad pracowniczych więcej uzyskuje CCOO. Rady pracownicze są swego rodzaju mikroparlamentami działającymi na poziomie zakładów gdzie związki zawodowe pełnia rolę mikropartii politycznych i walczą o głosy wyborców.
CCOO ma najwięcej delegatów w radach pracowniczych sektora węglowego, ale najmniej w radach sektora publicznego. CCOO charakteryzuje się również tym, że dysponuje największą ze wszystkich związków siłą mobilizacyjną podczas protestów ulicznych.
Członkowie górniczych związków CCOO i SOMA-UGT znani są jako najwięksi zadymiarze ze wszystkich związkowców w Hiszpanii. To jak bardzo byli skorzy do przemocy dobitnie odczuła policja usiłująca szturmować bronione przez nich kopalnie.
Niestety liderzy związkowi nie byli i nie są tak bojowi jak członkowie ich górniczych sekcji. Świadczyć mogą o tym zdjęcia zamieszczone obok. Na pierwszym od góry na lewo od przemawiającego związkowca CGT widzimy lidera UGT Cándido Méndeza (z siwą brodą) oraz lidera CCOO Ignacio Fernándeza Toxo (z wąsami).
Drugie zdjęcie przedstawia tę samą dwójkę tym razem nie w towarzystwie ludu pracującego tylko Joana Rosella - prezydenta Hiszpańskiej Konfederacji Organizacji Pracodawców. Trzecie zdjęcie przedstawia ich w towarzystwie Mariano Rajoya, obecnego premiera Hiszpanii. Toxo w przeszłości brał aktywny udział w walce z Franco, 10 marca 1972 roku brał udział w strajku w Ferrol, który tłumiono karabinami za co został skazany na 5 lat więzienia i ukrywał się do 1977 kiedy ogłoszono amnestię. Dziś jest częścią establiszmentu politycznego i zasiada obok lidera partii założonej przez dawnych frankistów.
Tyle gwoli przedstawienia stron układu, który został zawarty w roku 2005, a miał być realizowany w latach 2006-2012. Warunkiem stawianym przez związki było dostarczanie subsydiów mających za zadanie przystosować górnicze tereny do nowej rzeczywistości. Nie był to jednak jedyny taki układ. W podobny sposób likwidowano przemysł włókienniczy.
Po zmianie rządu w listopadzie 2012 rząd Mariano Rajoya zmniejszył subsydia na które zgodził się rząd Zapatero o 64% co zmobilizowało związki zawodowe do zaprotestowania. Nie przeciwko zamykaniu kopalń lub o stworzenie alternatywnych miejsc pracy tylko przeciwko redukcji tych subsydiów.
Związki górników SOMA-UGT i CCOO zorganizowały dwudniowy strajk generalny w górnictwie w Asturii na czas 23 i 24 maja. Organizowano blokady dróg z których wiele uzgadnianych było z policją (Guardia Civil). Kolejny strajk został ogłoszony na dni 30 i 31 maja kiedy liderzy związkowi mieli spotkać się z ministrem przemysłu, który nie zamierzał iść na ustępstwa.
Wtedy strajk rozpoczął się definitywnie mimo, iż CCOO odnosił się do tej kwestii raczej mało entuzjastycznie. Nie jest do końca jasne kto go zainicjował. Czy sami górnicy czy liderzy związkowi czy wszyscy jednocześnie. Co do jednego nie mamy wątpliwości - rozpoczęła się fala protestów. Górnicy pozamykali się w swoich miejscach pracy, zablokowali drogi i tory, zaczęli organizować demonstracje oraz rozbijać obozowiska pod gmachami urzędów.
Siłą rzeczy doszło również do starć górników z policją z czego mamy olbrzymią ilość zdjęć i filmów krążących po internecie. Część z nich pojawiło się nawet w reportażach stacji telewizyjnych innych krajów. Mało kto dziś pamięta, że w czasie trwania dzikiego strajku górników w dniach 3 - 8 czerwca miał w Asturii miejsce strajk pracowników transportu. Przyłączali się do akcji górników przez co starcia z policją były coraz bardziej intensywne. W mediach nie przebiła się informacja, że pracownicy transportu doprowadzili w ten sposób do spełnienia swoich postulatów. W wielu przypadkach związki zawodowe odcinały się od akcji górników mówiąc jedynie, że nie są w stanie kontrolować sytuacji.
Górnicy w starciach z policją usiłującą powstrzymywać ich od blokowania dróg używali wszystkiego co mieli, a dysponowali m.in. ładunkami wybuchowymi. Ostrzeliwali policję z rakiet domowej roboty oraz z proc. Barykady, które ustawiali na drogach płonęły.
Doszło do kilku poważnych wypadków. Jeden z policjantów stracił oko, a kilku górników zostało oskarżonych o usiłowanie zestrzelenia helikoptera. Inni musieli płacić ogromne pieniądze aby zostać wypuszczonymi z więzień za udział w blokowaniu dróg.
Na skutek tych działań, związki postanowiły zorganizować pokojowy marsz w Madrycie. W stolicy doszło do wielkiej demonstracji wspierającej górników w której uczestniczyli górnicy z całego kraju oraz ludzie spoza górnictwa. Demonstracja skończyła się zamieszkami w trakcie przemówień liderów związków zawodowych. Jak pokazują nagrania, walki rozpoczęła policja, a nie demonstranci, a wśród aresztowanych nie było wielu górników. Aresztowani nie zostali wsparci przez UGT ani CCOO, a prawników załatwili im działacze Ruchu Oburzonych i CNT. Oto jak liczące ponad milion członków potężne organizacje odwdzięczyły się za okazaną solidarność...
Górnicy zakończyli swój strajk pod koniec lipca nie osiągając zupełnie nic. Wszystko przez to jak bardzo dalekie od postulatów górników były postulaty UGT i CCOO. W trakcie strajku jeden z górników, napisał list otwarty w którym opisał m.in. sprawę z Oviedio gdzie pieniądze z subsydiów władze miasta przeznaczyły na oświetlenie dla Pałacu Wystaw i Kongresów oraz z Gijon gdzie pieniądze te zostały przeznaczone na Politechnikę. Opisał również przypadek całkowitego zmarnowania pieniędzy - budowę centrum sportowego, którego nie można było oddać do użytku ze względu na brak toalet.
Asturia jest przepełniona centrami sportowymi, muzeami itd. Ale górnicy nie otrzymują żadnej alternatywy dla bezrobocia. Ich problem polega na tym, że o ile zależy im na pracy, wczesnej emeryturze, szkołach dla dzieci o tyle nie udało im się odebrać z rąk związków inicjatywy. Subsydia nadal nie są wykorzystywane z korzyścią dla nich.
Z powodu silnej pozycji związków (ciężko jest znaleźć pracę bez członkostwa w jednym z nich) pozycja CNT w Asturii jest bardzo mało istotna. Nie istnieją również inne autonomiczne organizacje pracowników Związek SOMA-UGT zarządzany jest przez José Ángel Fernández Villę. Postaram się streścić jego życiorys.
Jose Villa rozpoczął pracę w kopalniach w latach 60-tych kiedy zdobył kontakty do kilku starych członków CNT i został członkiem grupy CRAS działającej głównie w Gijon. Była to grupa prowadząca akcje społeczne, polityczne i kulturalne. Została założona przez José Luis García Rúę, późniejszego działacza CNT.
Jose Vila został później zwolniony z pracy. Po krótkim pobycie w Barcelonie wrócił do Asturii i został według historyka Gómeza Fuoza informatorem policji. W 1979 roku został sekretarzem generalnym związku SOMA-UGT i jest nim do tej pory. Oprócz tego zajmował wiele innych politycznych stanowisk.
Biurokrata związkowy kontroluje również lokalną PSOE, większość funkcji publicznych pełnią ludzie z jego otoczenia. Kontrolowany przez niego związek jest tak uległy wobec władzy, że w Asturii nazywany jest w żartach SOMA-PP (PP - Partido Popular)
CCOO powstał w latach 60-tych podczas nielegalnych strajków górniczych. Został on zinfiltrowany przez Komunistyczną Partię Hiszpanii, którzy pojawiając się w kopalniach Asturii agitowali na rzecz wyborów związkowych. Tę samą politykę prowadził chadecki związek górników USO (obecnie przybudówka UGT, żadnych reprezentantów w radach), UGT i CNT zgodnie się temu przeciwstawiały.
Po upadku dyktatury kiedy projektowano nowy system funkcjonowania związków zawodowych w zakładach pracy padła propozycja żeby utrzymać model promowany wtedy przez CCOO, ale z udziałem wszystkich działających związków zawodowych. CNT była jedynym związkiem zawodowym, któremu się
temu przeciwstawił. Doświadczył z tego tytułu rozłamu i licznych prześladowań i prób infiltracji.
Górnicy nie interesują się polityką i mało interesuje ich to co stoi za związkami zawodowymi. Dlatego przegrali. Rola tych dwóch związków zawodowych skoncentrowała się na gaszeniu konfliktu klasowego kosztem górników. Subsydia państwowe z których nic nie było przeznaczane na nowe miejsca pracy dla górników trafiły w łapy lokalnych samorządów, w których zasiadają ludzie Jose Ángel Fernándeza Villi.
Oto rola UGT i CCOO odgrywana w spektaklu na przykładzie strajku w Asturii w 2012 roku.
...............................................................................................................................................................................................................................................
https://cia.media.pl/asturia2012
https://cia.media.pl/dlaczego_ruchy_spoleczne_nie_powinny_wiazac_sie_z_pa...
Czarno-czerwony reformizm. Czym jest hiszpańska CGT?
wiatrak, Sob, 2013-09-21 19:32 Świat | Antyfaszyzm | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycyKrótka krytyka działania jednego z dwóch dużych hiszpańskich związków zawodowych określających się jako anarchosyndykalistyczne.
- Co sądziesz o sloganie “żadnego kompromisu z państwem niezależnie od kształtu I formy”?
- „Piękne słowa, który miały znaczenie, mają znaczenie i będą miały znaczenie w różnych interpretacjach w różnych momentach historii.” – Ch. Robinson, członek CGT.
Ruch anarchosyndykalistyczny ewoluuje od samego początku swojego istnienia. Dostosowuje swoją politykę do nowych warunków dzięki czemu, mimo że dziś jest cieniem tego czym był przed II wojną światową, jego koncepcja nadal się sprawdza.
Odrodzona hiszpańska CNT po upadku dyktatury Franco zyskała wielu nowych członków w całym kraju. Jednak w pewnym momencie nastąpiło coś, co nie miało miejsca nigdy wcześniej w historii związku – rozłam. W 1979 roku powstały dwa odłamy CNT, znane jako CNT-AIT i CNT-U. W ciągu roku CNT-AIT pozwała CNT-U do sądu za uzurpowanie sobie prawa do używania nazwy, czego efektem było wymuszenie zmiany nazwy CNT-U na CGT w 1989 roku.
Różnice między tymi związkami bardzo często są ignorowane. Ich sympatycy, albo traktują je analogicznie do wrogich sobie drużyn sportowych z jednego kraju lub miasta, albo przedstawiają uproszczony obraz „pragmatyków” z CGT i „fanatyków” z CNT. Ignorują jednocześnie różnice zarówno w teorii jak i praktyce działań związków.
Głównym powodem rozłamu była chęć partycypacji CGT w radach pracowniczych razem z żółtymi związkami, UGT i CCOO. Rady pracownicze są samorządami z wybieralnymi delegatami. Samorządy pracownicze pełnią funkcję konsultantów lub kontrolerów wdrażanych przez pracodawców regulacji. W praktyce ogranicza się to jednak do współpracy z pracodawcami i ustępstw na ich korzyść. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że rady pracownicze to mini-parlamenty występujące na poziomie zakładów.
Rady pracownicze w Hiszpanii jako jedyne mogą legalnie podnieść akcję strajkową, jednak podnoszą ją tylko w sytuacjach, gdy nie trwają negocjacje, ewentualnie celem ich rozpoczęcia. Syndykalizm zakłada stosowanie akcji bezpośredniej jako metody dialogu z pracodawcą, dlatego stosunek do partycypacji w przedstawicielskich radach pracowniczych doprowadził do rozłamu, o którym mowa we wstępie. Opowiadając się przeciwko demokracji przedstawicielskiej CNT bojkotuje rady pracownicze, w ramach których związki zawodowe upodobniły się do partii politycznych - kandydaci konkurują między sobą o głosy pracowników. CGT w wyborach uczestniczy.
Oprócz tego, CGT ma swoich szeregach etatowych związkowców „proporcjonalnie do potrzeb”. Innym problemem CGT jest przyjmowanie subsydiów od państwa w wysokości setek tysięcy euro.
W samym CGT miało miejsce również łamanie praw pracowniczych. Związek "nie zamykał się" na możliwość zatrudniania pracowników. W 2011 roku miało miejsce zwolnienie z pracy przez CGT sekretarza terytorialnej konfederacji madryckiej CGT ponieważ jego działalność kolidowała z pracą administracyjną dla związku sprzątaczy, również z CGT. Rozwiązanie takiego problemu na drodze zwolnienia, w sytuacji gdy pracodawca uważa się za obrońcę praw pracowniczych i reprezentuje w parlamentach pracowniczych pracowników, jest skandalem, gdyż przypomina postępowanie rodem z korporacji. Takie są konsekwencje tego typu polityki ze strony związku zawodowego.
Kontrowersje budzi również stosunek CGT do policji. Oficjalnie CGT nie przyjmuje w swoje szeregi pracowników służby policyjnej. W latach 80-tych akces do CGT zgłosiła jednak grupa policjantów lokalnych (odpowiednik polskiej straży miejskiej) określająca się jako „anarchosyndykaliści”. Nie zostali przyjęci do lokalnej federacji ze względu na obowiązujący wówczas statut, jednak nie przeszkadzało im to używać nazwy i symboliki CGT.
Policyjny związek zawodowy uzurpujący sobie prawo do używania nazwy i symboliki CGT nigdy nie poniósł z tego tytułu konsekwencji. O ile są na świecie rzeczy, które nie śniły się młodym klerykom i zaliczają się do nich policjanci anarchosyndykaliści (zakładając, że nie byli prowokatorami) o tyle część z tych rzeczy przekracza granice absurdu. Czymś takim jest sprzeciw wobec łamania praw pracowniczych policjantów, nazwanych w oficjalnym dokumencie związkowym "towarzyszami policjantami".
Należy przy tym pamiętać, że hiszpańska policja po upadku dyktatury nie przeszła nigdy defaszyzacji, analogicznie do dekomunizacji polskiej policji. Pomijając tę kwestię, hiszpańscy policjanci obok włoskich i belgijskich uchodzą za jednych z najbrutalniejszych w Europie.
Osobną parą kaloszy jest problem zbyt daleko posuniętej otwartości CGT. Ani CGT ani CNT nie wymagają od swoich członków podzielania poglądów anarchistycznych. Członek CNT może głosować w wyborach, jednak musi liczyć się z tym, że CNT bojkotuje wybory i jako członek CNT nie może kandydować w wyborach, ani wspierać oficjalnie kandydatów. W latach 90-tych CGT postanowiła dopuścić członkostwo w związku dla członków partii politycznych, co spowodowało napływ nacjonalistów (katalońskich), a także trockistów i maoistów.
Jednak najprzykrzejszą konsekwencją takiej otwartości nie był w przypadku CGT napływ dziwnego towarzystwa z lewej strony, ale z prawej. Członkiem CGT był Juan Antonio Aguilar, aktywny działacz, wcześniej należący do CCOO. Problemem były jego powiązania z hiszpańskim środowiskiem Blood & Honour oraz większą faszystowską organizacją Movimento Social Republicano. Działał w celu propagowania ksenofobii w środowiskach pracowniczych. O ile szeregowi członkowie CGT anonimowo informowali media o działalności Aguilara, góra nie miała zastrzeżeń co do jego aktywności "w obronie praw kolegów".
Członkowie CGT donosili również o innych faszystach wewnątrz związku, jednak przez kilka miesięcy nic nie zostało zrobione. Dopiero później związek zalecał swoim członkom usuwanie osób propagujących niezgodne ze statutami ideologie ( w tym nazizm, faszyzm, rasizm). Aguilar został wykluczony gdyż w internecie znajdowało się dużo dowodów przeciwko niemu. Innym przykładem nazisty wewnątrz CGT był niejaki Juan Antonio Llopart, sekretarz Movimento Social Republicano, skazany za pochwalanie Holocaustu i dystrybucję książek pochwalających Adolfa Hitlera. Bez problemu pisywał na swoim blogu, iż był jednocześnie ważnym faszystą i działaczem związkowym w CGT.
Największym problemem wynikającym z takiego zjawiska był fakt, iż oficjalnie CGT występowało przeciwko faszyzmowi i ksenofobii, a tolerowanie faszystów we własnych szeregach wiązało się z narażeniem własnych członków na niebezpieczeństwo.
Takie sytuacje sprawiają, iż CNT nie widzi możliwości współtworzenia ze środowiskiem CGT jedności w kwestii walki z kapitalizmem i państwem. Z powodu ugodowej polityki w stosunku do instytucji państwa, anarchiści odmawiają CGT miana organizacji anarchistycznej, z kolei rewolucyjni syndykaliści - miana rewolucyjnej, ze względu na jej partycypację w parlamentach pracowniczych i zatrudnianie pracowników. W Hiszpanii na szczeblu lokalnym zdarzają się przypadki współpracy lokalnych środowisk CNT i CGT. Pozostaje to jednak wyłącznie w gestii tych środowisk i ma miejsce tylko wtedy kiedy jednych i drugich w większym lub mniejszym stopniu łączy stosunek do teorii i praktyki.
https://cia.media.pl/dlaczego_ruchy_spoleczne_nie_powinny_wiazac_sie_z_pa...
https://cia.media.pl/zwiazki_zawodowe_w_hiszpanii_plan_weglowy_2006_2012 https://cia.media.pl/struktura_organizacyjna_cnt
Zarabiamy coraz mniej, choć pracodawców stać na podwyżki
Czytelnik CIA, Czw, 2013-09-19 21:55 Kraj | Gospodarka | Prawa pracownika | PublicystykaCzy warto już upominać się u pracodawcy o podwyżkę? Kondycja firm się poprawia, a tymczasem pracownicy zarabiają coraz mniej. W sierpniu płace spadły o dwa procent w stosunku do lipca, a w poprzednich kilkunastu miesiącach skąpe podwyżki zjadała inflacja.
Tymczasem w drugim kwartale tego roku przedsiębiorcy zainwestowali o 1,6 procent więcej w porównaniu z danymi z 2012 roku - podał dziś Narodowy Bank Polski. Firmy zanotowały też ponad 17-procentowy wzrost zysku brutto. Z raportu NBP wynika też, że po raz pierwszy od 1991 roku - czyli od kiedy prowadzi się wiarygodne statystyki - poziom eksportu w Polsce był wyższy od poziomu importu.
Optymizmem nastraja również wskaźnik bezpieczeństwa działalności gospodarczej sporządzany przez BIG InfoMonitor. W trzecim kwartale tego roku wzrósł o ponad pięć punktów i osiągnął tym samym wynik 14 punktów. Tak dobrze nie było od 3,5 roku.
Co więcej, według profesora Ryszarda Bugaja, w polskich firmach nawet w ostatnich latach w ogóle nie było źle.
- Kryzys nie przyniósł dramatycznych spadków zysku w przedsiębiorstwach. Owszem, wzrosła liczba tych, które znalazły się w tarapatach, ale znaczna większość radziła sobie nad wyraz dobrze - mówi prof. Bugaj. - Z tego punktu widzenia dobrze by było, żeby się teraz podzieliły tymi zyskami z zatrudnionymi.
Profesor Bugaj jest znany ze swojej przychylności wobec pracowniczej strony rynku pracy. Twierdzi, że bilans pomiędzy zyskami firm, a płacami ich pracowników, nie osiągnął jeszcze równowagi, która byłaby dobra dla całego rynku.
Przedsiębiorcy w pewnego rodzaju krótkowzroczności zjadają swój ogon. Wyczekują poprawy koniunktury, która jest dla nich związana ze zwiększeniem popytu wewnętrznego, a jednocześnie nie chcą dawać podwyżek. Gdzie tu logika, jak ludzie mają więcej kupować? - pyta ekonomista.
To, że Polacy nie mają za co walczyć o lepszą koniunkturę, pokazuje zestawienie inflacji i wynagrodzeń. Wczoraj Główny Urząd Statystyczny opublikował najświeższy odczyt tego drugiego wskaźnika. Jasno i wyraźnie widać, że przez zeszły rok inflacja zżerała nasze podwyżki i dopiero ostatnie miesiące przynoszą poprawę w tej kwestii. Choć ostatni odczyt znów napawa niepokojem. Dynamika wzrostu spadła z 3,5 procent do 2.
Czy podwyżki Polakom się należą? Ekonomista Marian Noga, były członek Rady Polityki Pieniężnej, przekonuje, że jak najbardziej. Wskazuje, że jedynym wskaźnikiem gospodarczym, który niezmiennie rośnie od czasów transformacji, jest wydajność pracy. Co prawda ciągle nam daleko do średniej Unii Europejskiej, ale powoli, sukcesywnie zbliżamy się do efektywności pracownika UE.
- W takim kontekście zupełnie uprawniony byłby stały minimalny wzrost płacy w okolicach dwóch procent - mówi prof. Noga. - Co więcej, uważam, że gdyby wzrost płac był co miesiąc wyższy o jeden punkt procentowy od inflacji, to firmom też by się nic nie stało. Przy takim wzroście wydajności pracy to bezpieczne.
Przedsiębiorcy zdają siebie sprawę, że ponad 13 procent osób w wieku produkcyjnym stoi pod ich drzwiami i czeka na zatrudnienie. Dlatego - jak zauważa profesor Noga - utrzymują oni "optymalnie najniższe wynagrodzenie" dla swoich kadr. - Myślę jednak, że zdają sobie sprawę, iż powolutku znów wchodzimy w ten okres, kiedy prośba o podwyżkę będzie uzasadniona i nie będzie można jej zbyć wymówką w postaci kryzysu - dodaje ekonomista.
Ale o rozwagę w domaganiu się większych pensji postulują sami związkowcy. Kazimierz Kimso, szef dolnośląskiej Solidarności uważa, że o podwyżkę, owszem, można iść, ale trzeba wiedzieć w jakiej firmie i branży. Przyznaje że na Dolnym Śląsku - gdzie stosunkowo dużo związków zawodowych jest w zakładach prywatnych - podwyżki udawało się wywalczyć nawet w kryzysie.
- Ale zawsze spoglądamy na wyniki ekonomiczne zakładu pracy. Nie ma co podcinać gałęzi, na której się siedzi - mówi Kimso. - Ja jestem pragmatykiem i fakt, że we wskaźnikach widać koniec kryzysu nie oznacza, że trzeba z automatu biec do szefa po podwyżkę.
Zapędy w staraniach o podwyżkę najmniej pochwala prof. Stanisław Gomułka. Według niego, nasze przedsiębiorstwa ucierpiały na kryzysie, zmalała ich zyskowność, a managerowie nabrali dużej ostrożności w wydawaniu firmowych pieniędzy.
- Tym bardziej, że nasze przedsiębiorstwa nie mają zgromadzonych aż takich zasobów, jak to się przedstawia" - wyjaśnia prof. Gomułka. - "Jeśli na ich kontach jest około 50 czy 160 miliardów, a średnie roczne wydatki inwestycyjne wynoszą w Polsce 300 miliardów, to nie możemy mówić o jakieś zawrotnej kwocie. Gdyby firmy miały na kontach 500 czy 600 miliardów, wtedy domaganie się podwyżek byłoby dużo bardziej uzasadnione.
Źródło: http://www.regiopraca.pl/portal/rynek-pracy/zarobki/zarabiamy-coraz-mnie...
Dlaczego średniowieczny chłop miał więcej wolnego od Ciebie
Czytelnik CIA, Pon, 2013-09-09 01:38 PublicystykaŻycie średniowiecznego chłopa z pewnością nie było usłane różami. Jego codzienność była naznaczona przez głód, choroby i wojny. Jego dieta i higiena osobista pozostawiały wiele do życzenia. Ale mimo tej całej nędzy, jednego możesz mu pozazdrościć: czasu wolnego.
Orka i żniwa oznaczały łamiącą kręgosłup harówkę, ale chłop cieszył się wakacjami o długości od ośmiu tygodni do pół roku. Kościół, dbający o to, by lud się nie buntował, wymuszał częste obowiązkowe wakacje[1]. Śluby, rocznice czy narodziny mogły oznaczać tydzień łapczywego picia piwa, również gdy w mieście odbywały się występy kuglarzy czy imprezy sportowe, chłopi mogli liczyć na czas wolny na rozrywkę. W niedziele się nie pracowało, a kiedy kończył się sezon orki i zbiorów, chłop znowu mieli wolne. Jak udowodniła ekonomistka Juliet Shor[2], w okresie wyjątkowo wysokich płac, jak XIV wiek w Anglii, rolnicy nie pracowali dłużej niż 150 dni w roku.
A co ze współczesnym amerykańskim robotnikiem? Po roku pracy otrzymuje średnio osiem dni wakacji3.
Nie tak miało być: John Maynard Keynes, jeden z ojców założycieli nowoczesnej ekonomii, przedstawił sławne założenie[4], że przed 2030 rokiem rozwinięte społeczeństwa będą tak bogate, że to czas wolny, a nie praca będzie charakteryzował styl życia. Jak na razie się na to nie zapowiada.
Co poszło nie tak? Niektórzy przytaczają współczesny 8-godzinny dzień pracy i 40-godzinny tydzień pracy zamiast okrutnej 70- czy 80-godzinnej udręki XIX wieku, za przykład tego, że zmierzamy w dobrym kierunku. Ale Amerykanie już dawno powiedzieli dobranoc 40-godzinnemu tygodniowi pracy[5], a badania Shor pokazują, że XIX wiek był wynaturzeniem w całej historii ludzkości. Gdy robotnicy walczyli o osiem godzin, nie żądali czegoś radykalnego i nowego, lecz raczej przywrócenia tego, czym cieszyli się ich przodkowie zanim na scenę wkroczyli przemysłowi kapitaliści i elektryczność. Cofnijmy się o 200, 300 czy 400 lat, by ujrzeć, że większość ludzi nie pracowała zbyt długo. Poza odpoczynkiem podczas długich wakacji, średniowieczny chłop miał też przerwy na posiłki, a dzień pracy często obejmował popołudniową drzemkę. „Tempo życia było wolne, nawet leniwe: a tempo pracy niewymagające,” wskazuje Shor. „Nasi przodkowie może nie byli bogaci, ale odpoczynku mieli pod dostatkiem.”
Wracamy do XXI wieku, by się przekonać, że USA są jedynym rozwiniętym krajem bez jakiegokolwiek krajowego ustawodawstwa na temat wakacji[6]. Wielu amerykańskich robotników musi pracować w czasie publicznych dni wolnych, a przysługujące im wakacje często pozostają niewykorzystane. Gdy w końcu już zarobimy na odpoczynek, wielu z nas odpowiada na maile i „melduje się” czy jest na kempingu z dziećmi czy też wyleguje się na plaży.
Można oczywiście obwiniać amerykańskiego pracownika[7] za to, że nie walczy o swoje. Ale w erze stale wysokiego bezrobocia, braku zabezpieczeń i słabych związków zawodowych, pracownicy czują, że nie mają innego wyboru niż zaakceptowanie warunków narzuconych przez kulturę i pracodawcę. W świecie zatrudnienia „z dobrej woli”, gdzie kontrakt może być zerwany w dowolnej chwili, niełatwo się buntować.
To prawda, że Nowy Ład wprowadził pewne zmiany, które dla średniowiecznych robotników i rzemieślników były czymś oczywistym, lecz od lat 80 sytuacja regularnie się pogarsza. Wraz z topnieniem stabilnego zatrudnienia, ludzie skaczą od pracy do pracy, więc starszeństwo nie gwarantuje już dodatkowych przywilejów i dni wolnych. Rosnący od początku kryzysu trend pracy na godziny i czasowej dla wielu ludzi oznacza, że idea gwarantowanego czasu wolnego to już tylko ulotne wspomnienie.
Jak na ironię, ten kult nieskończonej harówki niczego nie zmienia. Badanie[8] za badaniem[9] pokazuje, iż przepracowanie redukuje produktywność. Z drugiej strony, wydajność pracy wzrasta po wakacjach, gdy robotnicy wracają wypoczęci i skupieni. Im dłuższe wakacje, tym bardziej zrelaksowani i pełni energii[10] ludzie zasiedlają biura.
Kryzysy ekonomiczne są dla ograniczonych umysłowo polityków wymówką, by mówić o zmniejszaniu czasu wolnego, zwiększaniu wieku emerytalnego i cięciach w programach zabezpieczeń i pomocy społecznej, które miały zapewnić nam lepszy los niż praca do upadłego. W Europie, gdzie pracownicy mają średnio od 25 do 30 dni wolnego rocznie, politycy jak prezydent Francji Francois Hollande czy premier Grecji Antonis Samaras, wysyłają sygnały[11], że kultura dłuższego wypoczynku dobiega końca. Ale wiara, że krótsze wakacje przyniosą korzyści ekonomiczne nie ma sensu. Według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), Grecy, których gospodarka jest w opłakanym stanie, pracują więcej godzin niż inni Europejczycy. W Niemczech, gospodarczej potędze, pracownicy zajmują drugie miejsce od końca pod względem roboczogodzin. Mimo tego, zajmują oni również ósme miejsce pod względem produktywności, podczas gdy harujący Grecy są na miejscu 24 na 25.
Poza wypaleniem, przez znikające wakacje cierpią nasze relacje z rodziną i przyjaciółmi. Pogarsza się nasze zdrowie: narody pozbawione czasu wolnego są bardziej narażone na depresję[12] i ryzyko śmierci[13]. Co mądrzejsi ludzie próbują odwrócić ten trend, w tym postępowy ekonomista Robert Reich, który postulował obowiązkowe trzy tygodnie wakacji dla każdego amerykańskiego pracownika. Kongresmen Alan Grayson zaproponował w 2009 roku Ustawę o Płatnych Wakacjach, lecz niestety nie dotarła ona nawet do Kongresu.
A mówiąc o Kongresie, wygląda na to, że jego członkowie jako jedyni w Ameryce mają tyle czasu wolnego co średniowieczni chłopi. W tym roku 239 dni[15].
Lynn Parramore
1 http://history-world.org/peasant.htm
2 http://groups.csail.mit.edu/mac/users/rauch/worktime/hours_workweek.html
3 http://www.bls.gov/news.release/ebs.t05.htm
4 http://money.howstuffworks.com/five-day-weekend2.htm
5 http://www.businessinsider.com/americans-40-hour-work-week-not-enough-20...
6 http://www.theatlantic.com/business/archive/2012/07/the-only-advanced-co...
7 http://www.theatlantic.com/business/archive/2012/08/no-vacation-nation-w...
8 http://accounting.smartpros.com/x43420.xml
9 http://www.lostgarden.com/2008/09/rules-of-productivity-presentation.htm...
10 http://familiesandwork.org/site/newsroom/releases/2005overwork.html
11 http://www.bloomberg.com/news/2013-08-25/hollande-bids-adieu-to-eu-vacat...
12 http://familiesandwork.org/site/newsroom/releases/2005overwork.html
13 http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/11020089
14 http://www.marketplace.org/topics/economy/commentary/mandatory-extended-...
15 http://www.policymic.com/articles/38177/want-a-job-with-239-vacation-days-become-a-member-of-congress
„Nicniemożenie” a urojenia wielkości
Yak, Nie, 2013-09-08 22:53 Publicystyka„Ile będzie ludzi?” Wieczne pytanie wątpiących. Wątpiących, czy warto się ruszyć sprzed facebooka i faktycznie wziąć udział w jakimś wydarzeniu, nie tylko klikając „lubię to”. Zaangażować się, poświęcić trochę energii i wykazać trochę zdecydowania. Na chwilę choć przełamać obezwładniający ciężar psychicznego „nicniemożenia”. Ja nic nie mogę, nie dam rady zmusić pracodawcy do zapłacenia mi zaległej pensji, „nie dam rady”, itd. Ile razy to słyszeliśmy? „Nie da się”, nawet wtedy gdy się da, często bardzo skromnymi siłami, nawet gdy zaangażuje się garstka zdecydowanych ludzi. Otacza nas chciejstwo, brak wiary. Chciałoby się za to lać po mordzie. Tak! Bo to zbrodnia wciąż wygadywać „nie da się”, gdy KAŻDY kto podjął walkę w choć minimalnym stopniu – wygrał. Nawet jeśli wygrał tylko swoją godność (a przecież zazwyczaj wygrywa też o wiele więcej – umowę najmu, odszkodowanie za bezprawne zwolnienie z pracy, itp.). To przerażające jak ta samokastrująca się mentalność, której jedynym skutkiem jest niewolnicze znoszenie kolejnych upokorzeń, rozpowszechniła się zarówno na lewicy, jak i na prawicy.
Na prawicy, wiadomo: kolejne marsze w symboliczne rocznice, symbole wspomnienia, jacy kiedyś byliśmy wielcy. Eskapizm w idealizowaną przeszłość, ucieczka od przygniatającej teraźniejszości, z jej nierozwiązanymi problemami, z którymi pozbawiona wsparcia społeczności jednostka nie ma szansy sobie poradzić. Ale poprzez chwilę można o tej koszmarnej teraźniejszości zapomnieć. Można pomachać flagą, odpłynąć w fantazje o projektowanej w przeszłość utopii „złotego wieku”, zwalić winę na zewnętrznego wroga. Jednym słowem, poczuć się lepiej, nic nie zmieniając.
Na lewicy jednak nie lepiej. To co stanowi największą wartość lewicy, czyli praca organiczna u podstaw, która jako jedyna ma realną szansę zjednać wszystkich wykluczonych, niezależnie od innych podziałów światopoglądowych, równie dobrze mogłaby być domeną archeologów. Gdy porówna się ilość czasu poświęcaną na codzienną walkę o najbardziej podstawowe sprawy z ilością odezw, mitów samopromujących, czczej gadaniny i tematów zastępczych, można dojść do wniosku: ch*j z taką lewicą! Czego by nie próbować, to samo „nicniemożenie”, to samo debilne pytanie „ilu będzie ludzi?” - bo samemu nie ma się dość kręgosłupa by stanąć w obronie słusznej sprawy, tylko dlatego że jest słuszna, a nie dlatego że musi to poświadczać obecność tłumu. Zresztą, jak łatwo zrozumieć, ci którzy nie mają w sobie dość przekonania i wiary, by działać o własnych siłach – złamią się także wtedy, gdy obok nich będzie nawet tysiąc innych osób pozbawionych wiary i determinacji.
Prawica chciałaby nas przekonać, że to kwestia charakteru: że człowiek rodzi się z kręgosłupem, lub bez. Że większość jest skazana na bierne podążanie za liderami, gdyż sami nie mają dość wyobraźni, woli i wiary, by rozwiązać najprostsze problemy. Lewica mówi na to: nie, to bezradność wyuczona, słabość która nam została wpojona wiecznym odtwarzaniem mitów o urojonej wielkości, wobec której zawsze czujemy się mali i niekompetentni. Ta wielkość jest zawsze GDZIE INDZIEJ. Obojętnie, w przeszłości, w przyszłości, na innym kontynencie. Nigdy tu, w TWOICH rękach. A przecież wszystko czego potrzebujesz jest w zasięgu ręki. Wystarczy tylko, że będziesz mieć dość WIARY. Wszystko czego pragniesz jest po drugiej stronie strachu. Strachu przed śmiesznością, osamotnieniem i izolacją. Po drugiej stronie opiumowego otępienia i wiecznego „nicniemożenia”.