Dlaczego ruchy społeczne nie powinny wiązać się z partiami

Ekologia/Prawa zwierząt | Gospodarka | Kultura | Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Ostatnio odbyłem ciekawą dyskusję z kolegą na temat drogi jaką w ciągu ostatnich 150 lat przeszły związki zawodowe.

Dawniej organizacje tego rodzaju stanowiły część całego ruchu społecznego organizującego zmagania pracowników z systemem. Dziś to już często wydrążone, biurokratyczne instytucje, będące przede wszystkim swego rodzaju ubezpieczalniami dla pracowników.

Wśród socjologów nie traktuje się ich już jako części ruchu społecznego, ale coś odmiennego, osobnego. Wciąż na różnego rodzaju konferencjach powstaje pytanie o możliwość połączenia walk ruchów społecznych i związków zawodowych. Ale przecież jeszcze kilkadziesiąt lat temu związki zawodowe same kształtowały i były częścią żywego, potężnego i różnorodnego ruchu społecznego i dzięki temu w łatwy sposób łączyły się z ruchami sojuszniczymi.

Jak to się stało, że związków zawodowych nie postrzegamy już jako części ruchów społecznych? Odpowiedź na to pytanie jest rozległa i nie sposób tutaj przeanalizować całości w krótkim tekście. Skupię się na kilku, moim zdaniem kluczowych kwestiach. Temat ten istotny jest także dla innych, pozapracowniczych ruchów społecznych. Mogą z tego procesu, jaki przeszły związki zawodowe, wyciągnąć wnioski także dla siebie na przyszłość.

100 lat temu wśród związków zawodowych można było określić dwie podstawowe tendencje - tradeunionizm brytyjski i syndykalizm rewolucyjny. Główną reprezentantem pierwszego nurtu był Trade Union Congress, drugiego francuska Confédération générale du travail.

Brytyjczycy byli prekursorami zaangażowania związków zawodowych bezpośrednio w działalność parlamentarną swoich działaczy. Syndykalizm rewolucyjny reprezentowany wówczas przez CGT zaś stał na stanowisku autonomii związków zawodowych i szerzej ruchu pracowniczego względem partii politycznych, zgodnie z ideą Karty z Amiens. Nastawiał się głównie na akcję bezpośrednią (strajk, sabotaż, bojkot), a celem było rewolucyjne przekształcenie stosunków społeczno-ekonomicznych za pomocą masowego strajku generalnego. Na ukształtowanie syndykalizmu ogromny wpływ mieli, uczestniczący od początku w ruchu pracowniczym, anarchiści. Z połączenia syndykalizmu rewolucyjnego i anarchizmu wyłonił się nurt zwany anarchosyndykalizmem, który najpełniejszą formę osiągnął w hiszpańskiej Confederación Nacional del Trabajo oraz innych organizacjach pracowniczych zorganizowanych w Międzynarodowym Stowarzyszeniu Pracowników (IWA-AIT).

Syndykalizm rewolucyjny, w tym także anarchosyndykalizm, wielki wysiłek kładł i wciąż kładzie na rozwój nie tylko działalności typowo związkowej, ale na tworzenie całej kultury pracowniczej. CGT tworzyła robotniczą kinematografię, CNT miała własne szkoły, rozbudowaną prasę, rozwijała spółdzielczość, etc. W łonie ruchu pracowniczego budowanego przez CNT, działały radykalne organizacje kobiece, a nawet organizacje promujące np. wegetarianizm, czy międzynarodowy język esperanto (przez długi czas esperanto było jednym z języków oficjalnych IWA-AIT), albo swoiście rozumiany "naturyzm", promujący zdrowy kontakt z naturą i jej ochronę (co dzisiaj nazwalibyśmy ekologizmem), co potem było także określane jako "zielony syndykalizm" - i to wszystko na dziesięciolecia przed powstaniem ruchów tzw. Nowej Lewicy i kontrkulturowych lat 60.! Jednym słowem ruch ten nie skupiał się jedynie na defensywie, obronie praw pracowniczych, ale tworzył "nowy świat w skorupie starego".

Potężny cios rozwojowi syndykalizmu zadała pierwsza wojna światowa, a także rewolucja bolszewicka, która wywołała ogromne wrażenie na pracownikach całego świata i dała (złudne jak się okazało) wrażenie, że polityka partyjna, polityka przejęcia władzy w państwie, jest skutecznym sposobem radykalnego przekształcenia rzeczywistości społecznej. CGT stopniowo dostała się pod wpływ francuskiej partii komunistycznej, syndykaliści zaś stali się mniejszością. W większości krajów związki zawodowe stawały się albo socjaldemokratyczne, albo komunistyczne. Jednocześnie także chadecy, zainspirowani tzw. społeczną nauką kościoła, zaczęli tworzyć własne związki "chrześcijańskie", zwykle ugodowe w stosunku do pracodawców.

W międzywojniu jedynie w Hiszpanii utrzymał się potężny ruch anarchosyndykalistyczny, który apogeum osiągnął w czasie Rewolucji Hiszpańskiej, kiedy to w praktyce udowodniono, że "inny świat jest możliwy". Niestety hiszpański ruch anarchosyndykalistyczny upadł pod ciosami totalitaryzmu - walcząc na dwa fronty - z frankistami z jednej strony i stalinowcami z drugiej.

Nie był to dobry czas dla anarchosyndykalizmu, ale nie był to dobry czas dla ruchu pracowniczego w ogóle. Po II wojnie światowej okazało się, że ruch pracowniczy de facto przestał istnieć jako autonomiczna siła. Odrodziły się co prawda związki zawodowe, ale coraz bardziej były wciągane w tryby maszynerii kapitalistycznej i państwowej. Ekonomista John Kenneth Galbraith pisał w latach 60 i 70, że związki zawodowe, wraz z biurokracją państwową i biurokracją korporacji stały się częścią, jak to określi, rządzącej technostruktury. Związki zawodowe stały się swego rodzaju pasami transmisyjnymi i wentylami bezpieczeństwa dla klasy rządzącej. Na przykład groźna kiedyś CGT pod wpływem Francuskiej Partii Komunistycznej "odwołała rewolucję" w 1968 roku. Podobny proces, choć w brutalniejszej formie, odbywał się w krajach tzw. "demokracji ludowych".

Przez dziesięciolecia, od momentu zejścia ze ścieżki syndykalizmu rewolucyjnego, związki zawodowe ulegały stopniowej biurokratyzacji i uzależniania od polityki partyjnej i państwowej, a nawet od polityki korporacji. Zdarzało się, że szefowie korporacji namawiali działaczy związkowych, żeby wywoływali "kontrolowane" strajki, które miały zapobiec większemu, spontanicznemu wybuchowi. Biurokracja związkowa przestała przypominać jakikolwiek ruch.

Dla wielu biurokratów związkowych, kariera w organizacji pracowniczej była tylko przystankiem do kariery partyjnej i wreszcie państwowej. Taktyka związków była coraz bardziej podporządkowywana potrzebom biurokracji i powiązanych z nimi partii, a dopiero w drugim rzędzie potrzebom pracowników. Kiedy rządziła partia powiązana z danym związkiem, związek studził emocje społeczne. Kiedy zaś rządziła partia przeciwna emocje były podgrzewane. Niejednokrotnie fundusze związkowe były (i są) wykorzystywane do kampanii wyborczej tego czy innego biurokraty związkowego.

W latach 70. XX wieku nastąpiło załamanie dotychczasowej polityki keynesizmu i kapitalizm wszedł w permanentny kryzys z którego w zasadzie nie może wyjść do teraz. Wtedy zaczęły pojawiać się pewne niezbyt jeszcze jasne przebłyski zrywania z dotychczasową polityką "pasa transmisyjnego". Generalnie ruch pracowniczy zaczął odwracać się od związków zawodowych widząc jałowość dotychczasowej polityki. Dziś jest już jest własnym cieniem. Ma to oczywiście związek z przemianami w samym systemie kapitalistycznym, ale także i z taktyką partii lewicowych i związków zawodowych. W momencie, kiedy należało podjąć walkę okazało się, że lata biurokratyzacji spowodowały niemoc i związki zawiodły w chwili próby. Wraz z kryzysem wiary w parlamentaryzm, przyszedł także kryzys nieskutecznego w obronie praw pracowniczych i mało bojowego ruchu związkowego, powiązanego z kompromitującą się z ogromnym tempie polityką partyjną. Ludzie zaczęli odchodzić zarówno od partii, jak i od związków zawodowych.

Widzimy to na przykładzie naszego kraju w skali mikro i w pewnym przyspieszeniu. Na początku lat 80. mieliśmy wielki, niezależny od państwa i partii, bojowy związek zawodowy Solidarność, rozbity następnie w stanie wojennym, w podziemiu coraz bardziej biurokratyzujący się, by wyłonić się w 1989 jako związek-partia realizujący w następnych latach politykę osłaniania tzw. reform Balcerowicza. Podobnie było w przypadku OPZZ centrali związkowej, której biurokracja związana jest z SLD rozlicznymi interesami. Powiązany z tą partią związek tracił wiarygodność pracowników wraz z kompromitacją partii. W dodatku powiązanie związków z poszczególnymi partiami dzieliło ruch pracowniczy z absurdalnych czasem powodów. O ile potężniejszy byłby np. sprzeciw wobec obecnej reformy emerytalnej, gdyby największa w tej chwili centrala związkowa nie była kojarzona z określoną partią polityczną. Automatycznie odstręczało to ludzi, którzy nie lubią danej partii, albo nie lubią partii w ogóle. To była taktyka nosząca wręcz znamiona sabotażu ruchu protestu przeciwko reformie, jaki zaczął się rodzić. Po raz kolejny świat pracy przegrał bitwę zanim się jeszcze zaczęła. Biurokraci związkowi znajdą swoje miejsca na listach wyborczych, więc dla nich to nie była sprawa życia i śmierci, ale my będziemy musieli pracować do 67 roku.

O wiele lepszą strategię proponowali syndykaliści, którzy uważali, że sympatie partyjne, czy religijne pozostawiamy poza progiem organizacji, aby nie dzielić pracowników i nie wywoływać awantur politycznych. Dziś powrót do tej taktyki wydaje się być sprawą niezwykle istotną dla odbudowy siły i wiarygodności ruchu pracowniczego.

Paradoksem jest, że w latach 90. polski parlament był chyba najbardziej uzwiązkowiony na świecie. Najwięcej posłów w historii wywodziło się ze związków zawodowych (OPZZ i Solidarności), a jednocześnie były to lata prowadzenia bezwzględnej, antypracowniczej polityki. Pracownicy, widząc, że biurokracja związkowa powiązana jest na sztywno z partiami, nie broni ich skutecznie, odchodzili masowo z organizacji, zniechęceni do związków jako takich. Polityka powiązania związków z partią osiągnęła dno i ostateczną kompromitację. Nie tylko zresztą w Polsce.

Dzisiaj tak naprawdę należy budować ruch pracowniczy od nowa. Radykalne odcięcie się od partii politycznych, gier parlamentarnych jest koniecznością. Jeśli znów pracownicy mają stanąć na nogach, to muszą to być ich własne nogi, a nie nogi partyjnych i związkowych biurokratów. Niestety odbudowa ruchu pracowniczego, (celowo piszę o ruchu, bo nie chodzi tu jedynie o związki zawodowe) jest bardzo trudna. Kapitalizm nigdy w tym nie pomagał, ale dziś, w przeciwieństwie do czasów sprzed 100 lat, w tej części świata nikt do pracowników na tę chwilę nie strzela, a poziom zorganizowania klasy pracującej jest najniższy w historii. Samym strachem i przeszkodami systemowymi tego wyjaśnić się nie da. Dochodzi czynnik zniechęcenia i braku nadziei na zmiany po tym, co lewicowe partie i związki zawodowe wyczyniały przez lata.

Aby obudzić nadzieję, trzeba tytanicznej pracy, ale też rozwagi. Nie należy wywoływać w ludziach złudzeń i sugerować prostych rozwiązań. Od tego są politycy, którzy mamią ludzi, że wystarczy na nich zagłosować, a sytuacja się poprawi. Poprawi się czy nie, to zależy od wielu czynników, a nie jedynie woli tego czy innego polityka. Wiążąc ruch pracowniczy z polityką partii tej czy innej pomagamy tworzyć w ludziach złudzenia, którymi potem żywią się politycy i populiści wszelkiej maści, żerujący na pracownikach.

Tutaj nie ma prostych rozwiązań, jest droga przez mękę. Będziemy mieć tylko tyle ile sobie wywalczymy sami, a nie ile nam ktoś obieca, że załatwi. Jeśli organizacja pracownicza "poręczy" za jakiegoś polityka, to będzie musiała spłacać także jego polityczne długi, które zaciągnął rozdając przed wyborami złote góry i puste obietnice. Polityków nic to nie kosztuje, partie powstają i upadają, ale ruch pracowniczy musi trwać i dlatego nie może pomagać budować zamków z piasku.

Jednym z problemów jakie rodzi powiązanie z partiami jest fakt nacjonalizacji ruchu pracowniczego, wiązanie go z konkretnym aparatem państwowym. Tymczasem kapitalizm był zawsze globalny, raz mniej, raz bardziej "wyciekał" poza granice państwowe. Dziś widać to wyraźnie i kluczowe jest raczej tworzenie ruchu ponadnarodowego, walczącego na poziomie globalnym z globalnym kapitalizmem. Pojedyncze kraje są jedynie marionetkami w rękach skoncentrowanego kapitału. Pozornie wszechmocnego Berlusconiego nie obaliły protesty lewicy, ale obaliły go tzw. rynki. Obecnie agencje pracy tymczasowej zarejestrowane jednocześnie w kilku krajach oszukują pracowników na masową skalę. Jak pokazała kampania w sprawie agencji OTTO, czy Groen Flex, zwycięstwo jest wówczas możliwe wyłącznie w przypadku skoordynowanej akcji międzynarodowych organizacji pracowniczych. Żadna lokalna organizacja pracownicza nie jest w stanie wygrać z globalnymi korporacjami w takiej sytuacji. Wiązanie się więc z lokalnymi politykami w sytuacji kiedy coraz mniej mogą, bo decyzje zapadają poza ich głowami w często niedemokratycznych gremiach, nie ma sensu i odwraca uwagę od istoty problemu - na globalne problemy może być tylko globalna odpowiedź.

Niestety o tych zagrożeniach nie chce pamiętać także część ruchu odwołującego się do tradycji anarchosyndykalistycznych, przeprowadzając konferencje prasowe z politykami antypracowniczych partii politycznych, tworząc wspólne Komitety z podejrzanymi biurokratami, a nawet startując w wyborach. To jest zgubna droga, bo obecnie jedynie anarchosyndykalizm ma lekarstwo dla chorego pacjenta jakim jest ruch pracowniczy. Jeśli zacznie robić to samo co wciąż jeszcze dominujące, choć podupadłe związki zawodowe, to sam wpadnie w tę samą pułapkę co one.

Celem powinna być budowa niezależnych, silnych organizacji, które będą w stanie wymuszać zmiany na biurokracji państwowej bez względu na jej odcień partyjny oraz przede wszystkim na kapitale. I to dotyczy wszystkich innych ruchów, nie tylko pracowniczego - lokatorskich, ekologicznych, feministycznych itp. Bez uzależniania się, bez płacenia nie swoich rachunków politycznych. Zaś jeśli ruch jest słaby to i tak politycy z nim nie będą się liczyć. A jeśli jest silny, to jest w stanie wymusić zmiany sam.

Co to znaczy siła ruchu? W czasach drugiej republiki hiszpańskiej, przed wyborami w których było spore prawdopodobieństwo zwycięstwa prawicy, zgłosili się do związku CNT politycy partii lewicowych. Poprosili o jedną rzecz - aby związek w drodze wyjątku nie ogłaszał tradycyjnego bojkotu wyborów. Nie mieli tyle odwagi, by prosić o poparcie. Raz, w drodze wyjątku CNT zgodziła się nie ogłaszać bojkotu, ale cena jaką zażądała była wysoka - wypuszczenie wszystkich uwięzionych anarchistów oraz wydanie broni organizacjom związkowym z magazynów wojskowych. To znaczy realna siła i niezależność organizacji. Zdolność do wywierania presji.

Dzisiaj ruch jest słaby i nic nie może uzyskać właśnie ze względu na uzależnienie się od logiki wyborczej, a nie dlatego że ma słabe wpływ w partiach. Odbudowa to ciężki i niepewny proces, bo ludzie sądzą, że organizowanie się straciło sens, skoro nawet związki ich porzuciły. Tymczasem musi istnieć latarnia, która w tych czasach będzie wskazywała drogę. Dlatego ważne jest, aby nowe organizacje pracownicze nie powielały starych błędów, przypominając sobie jednocześnie o tym, że przede wszystkim są częścią ruchów społecznych. Także na poziomie struktury, która musi być pozbawiona instytucjonalnych rozwiązań rodem z demokracji przedstawicielskiej, centralnych organów zarządzających, ale stanowić wzorzec praktyczny, a nie jedynie teoretyczny, innej formy organizowania się - niehierarchicznego, zdecentralizowanego, federalistycznego, opartego o demokrację bezpośrednią oraz konsensus. Aby walczyć o nowy świat, trzeba starać się ten nowy świat wskazywać w praktycznych rozwiązaniach już teraz, a nie obiecywać raj na ziemi dla naszych prawnuków.

Nie ma drogi na skróty, nie ma łatwych rozwiązań. Jest tylko ciężka robota i zmaganie się z apatią nie przez nas zresztą wywołaną.

XaViER

--
Zapraszam na Facebooka:
http://www.facebook.com/wolnelewo
i bloga: http://lewica-wolnosciowa.blogspot.com/

https://cia.media.pl/strajk_w_stoczni_puerto_real
https://cia.media.pl/oni_nie_reprezentuja_naszych_interesow

Wszystko ok ale gdzie ip bo

Wszystko ok ale gdzie ip bo chyba o niej mowa tam miala konferencje z politykami. co?

mysl!

pfff no i co,ze ona sobie powiedziala,ze oni sa z ip? jakos na stronie ip nic o tym nie ma! ip to anarchisci i na pewno nie wspolpracuja z paliglupem. ona pewnie specjalnie to wymyslila, zeby oczernic ruch @. ale widze na tym portalu nagonka na ip trwa...

tak jest, to był SPISEG!

tak jest, to był SPISEG!

Trwa nagonka na głupotę i

Trwa nagonka na głupotę i chowanie głowy w piasek. A ludzie na filmie podstawieni przez cia, to przecież jasne.

to udowodnij mi szerloku, ze

to udowodnij mi szerloku, ze on jest z ip. dlaczego na stronie ip nic o tym nie ma,he?

jaja sobie robisz?

jaja sobie robisz?

Chcesz powiedziec, ze

Chcesz powiedziec, ze sekretarz IP nie jest w IP? Powaznie?

Spytaj Piotra Krzyżaniaka,

Spytaj Piotra Krzyżaniaka, który jest w IP i KMP jednocześnie.

w kabaracie mlodych panow?:D

w kabaracie mlodych panow?:D a tak na powaznie, to powaznie??

Odnośnie

Odnośnie KMP:

http://www.komsomol.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=124:...

Z komunistycznym pozdrowieniem,
r

ja myslalem,ze mowisz o

ja myslalem,ze mowisz o policji

tylko błagam, nie

tylko błagam, nie sprowadźmy tutaj dyskusji na poważny temat do tradycyjnej napierdalanki i napinactwa. mam nadzieję, że związki zawodowe. WSZYSTKIE związki zawodowe wyciągną wnioski, bo temat jest wart POWAŻNEJ dyskusji.

sprawa jest prosta,jak

sprawa jest prosta,jak budowa czolgu t-55. NIE WIERZYC POLITYKOM

ruch anarchistyczny

też jest ruchem politycznym, na polityków zwłaszcza lokalnych warto wpływać, ale się bezpośrednio w partyjniactwo nie angażować.

Co do Komunistycznej Młodzież Polski, to bez sekciarstwa, w ramach ruchu związkowego przy konkretnej roboci warto działać

No tak, IP nie zabroniła

No tak, IP nie zabroniła swoim członkom podejmowania autonomicznych decyzji (chociażby udziału w jakiejkolwiek konferencji), a powinna jasno sformułować "partyjne" przykazania. To duży błąd i poważny temat do dyskusji jak narzucić innym swoją wizję anarchizmu.

co ty tu chcesz nam wcisnac.

co ty tu chcesz nam wcisnac. na tym nagraniu jest sekretarz krajowy ip, wiec to nie byla inicjatywa wyłącznie lokalna, poza tym co to za tajemnica ze warszawa ma kontakty z paliglupami głównie z nowicką?

udowodnij

udowodnij

Ziew. Od lat ta sama

Ziew. Od lat ta sama ściema.

czytalem co nieco o

czytalem co nieco o rewolucji hiszpanskiej, ale o tym,ze postawili takie zadania,to nie slyszalem:) kozaki!

generalnie dobry artykul!

Wszystko fajnie, ale gdyby

Wszystko fajnie, ale gdyby nie IP i konferencja z Nowicką, to o chung chong usłyszałaby garstka anarchistów. Jestem przeciwnikiem bratania się z partiami politycznymi, ale bez minimalnego zaplecza politycznego, choćby sympatyków lewicowości, żaden ruch nie jest w stanie się rozwinąć. Jak świat długi i szeroki anarchiści wchodzą w sojusze z lewicą państwową, tylko w Polsce musimy być ortodoksyjni - dzięki czemu anarchiści są znaczącą siłą w nieznaczącej sile.

Przepraszam, ale to jest

Przepraszam, ale to jest akurat nieprawda. Gdzie słyszałeś w mediach o tej konferencji z Nowicką i konkretnie jakie przyniosło to wymierne efekty? O Chung Hong było w mediach głośno już przed tą konferencją. Najpierw napisały o niej media lokalne, a potem jak sprawa się zaostrzała, napisały o tym media krajowe (zresztą często chujowo, jak GW). Sam, korzystając ze swojej bazy dziennikarzy, rozsyłałem o tym co się dzieje informację do mediów, zapewne też robili podobnie inni. Politycy, a obserwowałem to z bliska, zaczęli interesować się sprawą i próbować na niej lansować, dopiero właśnie jak głośno się zrobiło o tym w mediach, bo liczyli że sobie na tle pracowników porobią fotki. A więc proces był dokładnie odwrotny - najpierw pisały media, potem przyklejać się zaczęli politycy.

Nie wiem też co masz na myśli o sojuszach anarchistów z partiami i rzekomą powszechności tego zjawiska. Po drugie od kiedy Ruch Palikota jest uznawany za lewicę (zwłaszcza w kwestiach ekonomicznych). Z tego co wiem, takie twierdzenie wywołuje kontrowersje nie tylko na CIA, ale nawet na lewica.pl.

Prosiłbym opierać się na analizie faktów, a nie myśleniu życzeniowym, bo tak do niczego nie dojdziemy. Pomijając kwestię IP, bo nie o tym jest głównie artykuł. Solidarność znacznie głębiej idzie w sojusz z partią i jakie konkretnie przynosi to efekty pracownikom? Jedyne co udało się osiągnąć to podzielić pracowników na linii zupełnie absurdalnych kwestii, jak stosunek do Radia Maryja. Przeczytaj dokładnie jeszcze raz mój tekst i zastanów się nad tą taktyką.

Tej, teraz to już nie wiem,

Tej, teraz to już nie wiem, ale sprawa Chung Hong chyba się pokazała w którymś z ogólnopolskich dzienników telewizyjnych. To jest silniejszy przekaz niż teksty w wyborczej. Media mediom nierówne.
Hehe... ale w sumie nie jestem tego pewien, a nie chce mi się sprawdzać.

Co do sojuszów, to nie pisałem chyba o partiach, tylko o lewicy państwolubnej. W Niemczech socjaliści i anarchiści idą w jednej demonstracji, nie jebią na siebie w każdej możliwej sprawie. Die Linke współpracuje z anarchistami, Syriza w Grecji też. I nie, nie chodzi o to, że Palikot to lewica, ale Nowicka jest - jak na polski parlament - radykalną lewaczką. I ja nie rozumiem, dlaczego współpraca z nią ma się źle skończyć (w ogóle to ja mam wyjebane na tę czystość ideową, na to, że nas kojarzą z palikotem jacyś jebnięci prawicowcy - w końcu mają rację: ekonomicznej sfery nie dostrzegają, więc różnic nie zrozumieją, a w kwestii obyczajowej się dużo nie różnimy).
I to nie znaczy, że ufam politykom. Mam tylko świadomość, że jak coś ma spory elektorat to potrafi pewne problemy poruszyć z większą mocą niż rozproszone komórki rewolucyjne (hehe).

PS. Solidarność to osobny idiotyzm, z zupełnie inną charakterystyką. Wiele wskazuje na to, że przy zachowaniu demokratycznej struktury związku nie ma szans na taki scenariusz. S. realizuje aspiracje Śniadków i innych idiotów po prostu, a potem ubiera to w szaty "walki o prawa pracowników".

Nic mi nie wiadomo o

Nic mi nie wiadomo o współpracy postkomunistów z die Linke z anarchistami w Niemczech.

Czym innym jest natomiast nacisk społeczny niezależnych organizacji, a czym innym jest współpraca z partiami. Jak ta współpraca dla ruchu związkowego się skończyła to wiemy i opisałem to w tekście dość obszernie. Mamy przykład Solidarności, mamy przykład OPZZ. Więcej chyba nie trzeba. I nie chodzi o czystość ideową, tylko sprawność. Jeśli związek jest słaby, to i tak wiele nie wywalczy, a jak jest silny to może wywalczyć wiele niekoniecznie współpracując z politykami. Lepiej skupić się więc raczej na budowie niezależnych i silnych organizacji niż na tym co można ugrać zbliżając się do tej czy innej partii.

Rozum polityczny podpowiada także, że skojarzenie z pojedynczą partią ogranicza możliwości nacisku na polityków innych partii, którzy utwardzają się podwójnie, ponieważ ustępstwo na rzecz związku uznane by zostało za ustępstwo wobec konkurencyjnej partii, a nie jedynie danego związku. Mamy tutaj przykład rozmów z Solidarnością. Tusk nie chce nawet z nimi rozmawiać, bo uważa, że pójście w jakiejkolwiek sprawie na rękę Solidarności będzie uznane za dowód słabości wobec PiSu, a tego w żadnym wypadku PO pokazać nie chce i nie może. Nie jest to oczywiście jedyny czynnik wpływający na pozycję zajmowaną przez Tuska, ale bez wątpienia nie pomaga to w jakichkolwiek naciskach politycznych.

...Nic mi nie wiadomo o

...Nic mi nie wiadomo o współpracy postkomunistów z die Linke z anarchistami w Niemczech...

Nikomu nic nie wiadomo, ale to taka śpiewka trockistów o szerokim froncie radykalnej lewicy z anarchistami. Tyle że fałszywa śpiewka.

Idź pan na jakieś demo w

Idź pan na jakieś demo w Niemczech - wspólna ciężarówka komunistów, anarchistów i socjalistów gra międzynarodówkę, a wokół tańczy cała demokratyczna lewica. Pewnie pod nich podczepiają się też jacyś pierdolnięci maoiści, ale generalnie ten szeroki front lewicy jest w dojczlandzie widoczny i jasno deklarowany. A że są tarcia, to wiadomo, gdzie ich nie ma?

Moze i tak, ale tez te

Moze i tak, ale tez te demonstracje kompletnie nic nie znacza. W Berlinie przeszla taka 6 tys. demonstracja, a na wladzach to nie robi zadnego wrazenia, a wiekszosc osob w ogole o tym nie slyszala... W Polsce wieksze wrazenie robi demonstracja 200 osobowa.

W Niemczech jest tak, że

W Niemczech jest tak, że politycy z partii zielonych mówiąc oficjalnie o tym że wspierają pensje minimalną, jednocześnie zatrudniają imigrantów na czarno poniżej pensji minimalnej. Jest jeden przykład o którym niedługo będziemy pisać. Sprawa jest rozwojowa.

o solidarności

nie warto gadać to klerykalny , prawicowy żółty "związek"

27 pazdziernika w sobotę

27 pazdziernika w sobotę we Wroclawiu odbędzie sie
zjazd roboczy IP,serdecznie zapraszamy autora tekstu chętnie porozmawiamy w realu a nie w internecie

tylko go nie zadzgajcie:P

tylko go nie zadzgajcie:P

a generalnie kazdy moze

a generalnie kazdy moze przyjsc?

ja bym sie w sumie chetnie

ja bym sie w sumie chetnie przeszedl,ale w sumie to nie wiadomo,czy mozna-bo jest tylko anonimowe zaproszenie w internecie

Skoro Pan Jacek zaprasza,

Skoro Pan Jacek zaprasza, wydaję mi się, że to spotkanie otwarte. Chętnie bym wpadł.

kaczor

Po 1 Jacek nie jest jakims szefem w ip,ze moze sobie was "zaprosic". jak ja napisze na gg to Xaviera to tez znaczy,ze jest zaproszony na zjazd roboczy? po 2,kazdy mogl podpisac sie "jacek r.". po trzecie nie jestesmy dziecmi - jesli uznamy, ze warto zorganizowac dyskusje z Xavierem,to zostanie ta propozycja przeglosowana i dostanie on normalna informacje o tym,a nie post na CIA.

Czemu bardzo dorzeczny tekst

Czemu bardzo dorzeczny tekst dla niektórych stanowi od razu okazję do napinki i niekończących się rozliczeń?
Kto nic nie robi nie popełnia błędów.

Widać napięcia są ciągle

Widać napięcia są ciągle silne. Ale napisałem ten tekst nie po to żeby jątrzyć napięcie, ale żeby dać ludziom z różnych organizacji, nie tylko związkowych, do myślenia nad strategią i taktyką. Sprawa jest ważna i to nie tylko dla anarchosyndykalistów. Taktyka współpracy z partiami nie wypaliła i czas żeby cały ruch pracowniczy ją przemyślał. Rozmawiam o tych sprawach z ludźmi z różnych związków i organizacji i wiele osób myśli podobnie nawet jeśli nie uważa się stricte za anarchosyndykalistów.

przypadkiem wpadłem na

przypadkiem wpadłem na artykuł w Guardianie, na temat

szef "lewicowej" brytyjskiej Partii PRACY która kiedyś miała być partią robotników "odwiedza protest" TUC, związku który jest z nią związany politycznie, ale najpierw odwiedza tych którzy mu płacą, czyli biznes. A teraz najlepsze, będzie szedł w marszu przeciwko cięciom chociaż jak mówi, jakby był premierem to też by ciął

http://www.guardian.co.uk/politics/2012/oct/18/ed-miliband-tuc-anti-cuts...

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.