Publicystyka
Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni
Czytelnik CIA, Wto, 2010-12-07 00:00 Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm„Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni.” Czyli znowu o ONR, MW, „nieuzasadnionej przemocy” i mitycznej Antifie.
Czy ONR i MW to niewinne ofiary przemocy? Skąd się wzięła przemoc w walce z neofaszystami i nacjonalistami? Kim naprawdę są i co propagują nacjonaliści z Obozu Narodowo Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej?
Przypatruje się z zaciekawieniem strategii medialnej jaką przyjmują teraz nacjonaliści organizujący „Marsz Niepodległości”. W oparciu o „ugrzecznioną” tegoroczną wersje nacjonalizmu z 11 listopada, przedstawiają się nam jako skrzywdzeni przez „agresywnych homoseksualistów” patrioci. Kto ich krzywdzi? Kto żyć nie daje? Niemalże wszyscy!!! Wiadomo, Gazeta Wyborcza i inne media nazywając ich faszystami. Porozumienie 11 listopada blokując ich legalny marsz. Grupy radykalnych antyfaszystów atakując ich przed i po marszu. Ktoś nieobeznany z historią najnowszą działań Obozu Narodowo Radykalnego i Młodzieży Wszechpolskiej może czytając ich strony dojść do wniosku że rzeczywiście: „krzywda dzieje się niewinnej patriotycznej młodzieży”. Napadani, oczerniani, opluwani, blokowani, obrzucani błotem w mediach. Normalnie- „Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni.” Czy ten ONR jest niczym rycerz bez skazy i zmazy? No właśnie... Przypatrzmy się najnowszej historii tego „ruchu ideowo wychowawczego” Ale też Narodowemu Odrodzeniu Polski, Młodzieży Wszechpolskiej, Blood&Honour i innym organizacjom skrajnej prawicy. Trochę faktów:
ONR świętował przez wiele lat rocznice „Wyprawy Myślenickiej” znanej także jako „Najazd na Myślenice” z roku 1936r. Były to zamieszki wymierzone w ludność żydowską, plądrowanie żydowskich sklepów i próba podpalenia synagogi, zorganizowane przez Adama Doboszyńskiego w Myślenicach.
W 2006 roku skrajni nacjonaliści, między innymi członkowie ONR, zaatakowali Festiwal Sztuki Niezależnej na squacie M9 w Sosnowcu. W wyniku ataku jedna osoba obecna na festiwalu została pchnięta nożem. Przed sadem stanęli zarówno poszkodowani(!) jak i napastnicy. Sąd skazał jedną osobę (napastnika który był pod wpływem alkoholu) na półtora roku kary pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata. Pozostałe osoby zostały uniewinnione.
2007 W Krakowie ONR organizuje marsz.. Na krakowskim rynku można usłyszeć hasła "Polska cała tylko biała", "Tu jest Polska, nie Izrael", "Żydzi z Polski precz" itp.
ONR kilkukrotnie uczestniczył w obchodach rocznicy wybuchu III Powstania Śląskiego na Górze św. Anny. Podczas składania kwiatów delegacja ONRu wykonała „pozdrowienie hitlerowskie” a wśród zgromadzonych ONR-owcy rozdawali antysemickie ulotki. Wznoszono też okrzyki „Niemcy won z tutejszych stron”. Wykonujących „pozdrowienie hitlerowskie” i posiadaczy antysemickich ulotek zatrzymała policja Odział ONR w Brzegu został rozwiązany przez sąd a działacze ONR zostali prawomocnie skazani za „hajlowanie” podczas uroczystości na Górze św. Anny w 2006 i 2007 r.
2007.11.11 Ulicami Warszawy maszerował ONR i NOP. Wznoszono hasła: „Tu jest Polska nie Izrael”, "Polska cała tylko biała" Na flagach ONRu były między innymi krzyże celtyckie. W marszu aktywnie uczestniczyła całkowicie neonazistowska i terrorystyczna organizacja Combat 18 powiązana ściśle z Blood&Honour!!! Na flagach przez siebie przygotowanych umieścili mieczyk Chrobrego symbol polskich nacjonalistów i logo swojej organizacji C18. Na swojej stronie C18 nie kryje fascynacji Hitlerem, Hessem i innymi hitlerowskimi zbrodniarzami. Po tym marszu, w obawie przed medialna kompromitacją, organizację tą poproszono aby przychodziła, ale bez własnych transparentów.
2007- kolejny raz w Białymstoku pojawiły się swastyki i rasistowskie napisy "Polska dla Polaków", "White Power". W nocy naziści wdarli się na teren posesji, na której stoi budynek mieszczący meczet i Centrum Kultury Islamskiej. Neonazistowskimi znakami pokryta jest cała frontowa elewacja.
2007 Grupa skinheadów dopuściła się zdemolowania herbaciarni Fanaberia w Bytomiu. Zapowiadają, że to nie koniec. Sześciu młodych mężczyzn wtargnęło do herbaciarni Fanaberia 8 grudnia ok. godziny 20. W momencie wtargnięcia trwał tam wówczas pokaz tańca orientalnego, wewnątrz znajdowało 30 osób. Krzyczeli coś w stylu "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę". Ranili kuflem jednego z klientów - chłopak miał rozcięty łuk brwiowy. Wybili szybę od strony ulicy, zdemolowali witrynę i uciekli - mówi Remigiusz Staroń, właściciel herbaciarni.
Polscy nacjonaliści z Obozu Narodowo-Radykalnego zainicjowali internetową akcję solidarnościową z Grecką policją tłumiącą protesty społeczne. Na stronie ONR Mazowsze pojawiła się grafika „Spirit of Spartan! Solidarity with Greek Police!”. Na zdjęciu widzimy policjanta kopiącego leżącego na ziemi bezbronnego demonstranta.
2008 Policja zatrzymała ośmiu mieszkańców Brzegu (opolskie), którzy są podejrzewani o uczestnictwo w bójkach z Romami i próbę podpalenia kamienicy zamieszkałej przez Romów. W Brzegu działa bardzo aktywnie oddział ONR.
2009 Kolejny marsz ONRu w Warszawie i kolejna próba jego zablokowania. Hasła takie jak w poprzednich latach ale Zadruga krzyczała dodatkowo „Narodowy Socjalizm” Policja przeprowadza ONR inną trasą od zaplanowanej.
2009 kolejny atak na cudzoziemców. W biały dzień w galerii handlowej czarnoskóra kobieta dostała po twarzy. To nie pierwszy taki incydent w Białymstoku. Tuż po południu w Galerii Białej ogolony na łyso wyrostek wyzywa i uderza dziewczynę. Skini krzyczeli "White Power".
2009 W Gorzowie Wielkopolskim nauczyciel wychowania fizycznego został zaatakowany nożem ponieważ zareagował na faszystowskie pozdrowienie „Sieg Heil”.
2010 Członkowie Obozu Narodowo-Radykalnego (ONR) zastraszyli organizatora oraz osoby które przyszły na demonstrację inicjatywy Wolne Konopie w Zakopanem. Demonstracja się nie odbyła.
Blood and Honour. Ta neonazistowska organizacja prowadząca witrynę „Redwatch”zasugerowała na swoim portalu polowanie na uczniów zabrzańskiej budowlanki, którzy posprzątali cmentarz żydowski.
Ognisko w kształcie swastyki, faszystowskie gesty - tak członkowie Nacjonalistycznego Stowarzyszenia "Zadruga" świętowali Noc Kupały. Miasto zabroniło jej organizacji po rasistowskiej manifestacji z NOP-em w pierwszy dzień wiosny na wrocławskim Tynku. Impreza jednak się odbyła. Nacjonalistyczne Stowarzyszenie "Zadruga" to neopogańska organizacja głosząca wyższość białej rasy, czystość krwi, atakująca katolicyzm i chrześcijaństwo za żydowskie pochodzenie. 21 marca zadrużanie manifestowali w Rynku razem z Narodowym Odrodzeniem Polski. Nieśli sztandary z kryptoswastykami, symbole Toporzyca (białego topora na czerwonym tle) i Swaroga. Demonstracja zmieniła się w rasistowski wiec. Zarzuty propagowania faszyzmu i nawoływania do nienawiści na tle rasowym dostali organizatorzy z NOP-u i Zadrugi. W czerwcu Zadruga ponownie chciała zorganizować w mieście zgromadzenie, tym razem z okazji Nocy Kupały - święta obchodzonego przez wyznawców religii pogańskich w noc z 23 na 24 czerwca. Miasto zakazało im tego w obawie, że znów pojawią się faszystowskie hasła i symbole. Ale neopoganie złamali zakaz. Film z imprezy umieścili w internecie na stronie swojej organizacji. Dariusz Petryk, szef wrocławskiej Zadrugi, nie ukrywa, że film nie pokazuje wszystkiego: - Staraliśmy się pousuwać z filmu takie gesty, a jeśli coś tam zostało, to na pewno nie nawiązuje do pozdrowienia faszystów. Swastyka to nasz symbol, jesteśmy z tego dumni. A że kojarzy się z Hitlerem? To symbol występujący na całym świecie od kilku tysięcy lat. Nie propagujemy faszyzmu, tylko rodzimą wiarę naszych przodków. Jesteśmy Słowianami i nacjonalistami.
Wnioski są oczywiste to: antysemici, rasiści, homofobi, neofaszyści. Przytoczone tu informacje zostały pozyskane z wielu skrajnie różnych źródeł. Nie są oczywiście kompletne, warto tu wspomnieć chociażby wielokrotne(!) ataki nacjonalistów na „Parady Równości”, skłoty w różnych miastach czy prywatne mieszkania działaczy ruchu anarchistycznego/antyfaszystowskiego. W tym kontekście kreowanie się nacjonalistów na „ofiary przemocy” jest żałosnym(!) kamuflażem i strategią która ma za zadanie utrzymanie tematu nacjonalizmu w mediach. Powtarzam jest to żałosny kamuflaż i chyba tylko niewidomy da się zwieść. Temat przemocy bardzo chętnie podchwytują media zapominając zupełnie kto był agresorem na blokadach 11.11. Kto zaczął atakować blokady? Jeśli mówimy o przemocy to mówmy chronologicznie! To nacjonaliści byli agresorami. To Oni atakowali pokojowe blokady przy użyciu kamieni i butelek. Wreszcie to nacjonaliści pocięli się nawzajem nożami podczas trwania Marszu Niepodległości w ramach bójki kibiców dwóch klubów piłkarskich!!! Temat ten jest wyciszany przez organizatorów Marszu Niepodległości. Niech dziennikarze się zainteresują dlaczego pod nosem policji 200 metrów(!) od pomnika Dmowskiego ma miejsce krwawa rozprawa nożowa między nacjonalistami. Jeżeli Ci ludzie potrafią napadać na siebie nawzajem i dźgać się nożami, to czy ktoś ma jeszcze wątpliwości kto to jest? Czy potrzeba aby zadźgali kogoś od nas nożem na blokadzie aby część osób przejrzała na oczy?
Na pewno część z uczestników akcji 11 listopada zadała sobie podczas blokad pytanie-Czy nadstawiać agresorom drugi policzek? Uciekać? Bić się? Liczyć na policję? Ta sytuacja dla części blokujących była szokiem. Byli nieprzygotowani na zmasowaną agresje nacjonalistów. Dla wielu osób to bardzo kontrowersyjny temat-przemoc w działaniach antyfaszystów. Nie wiedzą skąd się wzięła? Dlaczego? Czy jest potrzebna? Dobrze że osoby obecne od niedawna w ruchu antyfaszystowskim zadają sobie te pytania. Gorzej jeśli odpowiadają sobie na nie w oparciu o wiedzę z Gazety Wyborczej i stron nacjonalistycznych. Nieświadomie kopiują schematy myślowe z neoliberalnych mediów i mimowolnie podchwytują nacjonalistyczną retorykę. Przemoc ze strony radykalnych antyfaszystów jest reakcją(!) i odpowiedzią(!) na przemoc ze strony neofaszystów! Jest odpowiedzią na zmasowaną agresję skierowaną w różne osoby i środowiska. To nacjonaliści i neofaszyści atakują lewicowe kawiarnie, skłoty, demonstracje i spotkania, koncerty muzyki alternatywnej, cudzoziemców, osoby „wyglądające inaczej” lub o innej orientacji seksualnej. Atakują nie przebierając w środkach. „Manife” kilka lat temu obrzucano bryłami lodu. Parady Równości wielokrotnie atakowano przy użyciu kamieni i butelek. Skłotersi byli napadani i bici rurami metalowymi. Macieja D. antyfaszystę, ugodzono w plecy nożem w taki sposób że cudem uniknął śmierci. Nie dziwi mnie więc, że znajdują się grupy osób które biorą sprawy w swoje ręce. Nie robią tego z nudów lub chęci wyładowania się. Grupy takie są ODPOWIEDZIĄ na agresje. Nie nadstawiają drugiego policzka, nie czekają na sądy i policję. Działają. Bronią się przy użyciu wszystkich dostępnych środków często uprzedzając ataki . Bo jeśli się nie obronią to Oni wylądują w szpitalu. To nie na redaktora Blumsztajna czekają naziści z metalowymi rurami w okolicy koncertów hardcorowo/punkowych. To nie dziennikarze Gazety Wyborczej zostali zaatakowani przez grupę 150 kibiców Legii Warszawa na blokadzie przy ulicy Podwale. To nie lewicowi celebryci są atakowani pod swoimi domami. Łatwo w takim momencie pisać o „nieuzasadnionej agresji”. Łatwo znaleźć „chłopca do bicia” czyli mityczną Antife. Jest to powtarzający się schemat od lat. Protesty tak, ale pokojowe, miłe i kolorowe. Czarny Blok i zadymiarze-nie. Odpowiedzią ruchu alterglobalistycznego na taką kampanię oszczerstw i próbę rozbijania protestów była kampania „Wszyscy jesteśmy Czarnym Blokiem”. Analogicznie: wszyscy jesteśmy Antifą! Ja też! Bo Antifa to ruch antyfaszystowski a nie grupa 10 osób jeżdżąca po Polsce za ONRem. W ruchu tym jest miejsce na różne działania. Te radykalne i te mniej radykalne. Te bez przemocy i kiedy trzeba z przemocą.
Czytałem tekst Anny Czerwińskiej podsumowujący działania 11 listopada. Padło tam tak bardzo prawdziwe zdanie. Zdanie pod którym podpisuję się obiema rękoma i nogami: „Gdyby nie anarchiści, gdyby nie antifa – nasze ulice mogłyby w czasie przemarszów faszystów wyglądać jak w Belgradzie, czy w Moskwie. To oni płacą cenę za nasz pozorny spokój” Bo Blumsztajn odejdzie jak zwęszy koniunkturę gdzie indziej, Biedroń ma dobrych prawników i chroniący go status osoby publicznej a „zwykli” antyfaszyści zostaną ze swoimi problemami. Z problemami z którymi borykają się nie od roku czy dwóch ale od dziesiątek lat. Koncepcje „wujka dobra rada” Blumsztajna nie sprawdzają się w rzeczywistości. Bo otaczająca nas rzeczywistość jest pełna przemocy z którą musimy sobie radzić. Przemoc ze strony: nacjonalistów, neofaszystów, policji, państwa czy pracodawców nie zniknie jak zamkniemy oczy, nadstawimy dupy na razy i uszy na głosy autorytetów. To nie ta bajka Seweryn. Nie jestem „twoim narodowym bohaterem”. Przepraszam że Cię zawiodłem. Bo nie wiem jak Wy, ale Ja po prostu kuureewskoo nie lubię po chrześcijańsku nadstawiać drugiego policzka.
Arek „Świerku” Świdnicki
W oparciu wiedzę wielu osób oraz informację z:
cia.bzzz.net -zakładka Rasizm Nacjonalizm
antifa.bzzz.net
gazeta.pl
pl.indymedia.org
nacjonalista.pl
http://pl.wikipedia.org/
bhpoland.org/
onr.h2.pl/strona/news.php
narodowiec.com.pl/forum/index.php
falanga.boo.pl/
http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090322/LUBLI...
http://www.youtube.com/watch?v=aTWY0ncasvY&feature=player_embedded
http://www.youtube.com/watch?v=jZ5DlTdbbUg&feature=player_embedded#
http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20080502/REGION/194385381
Mural przeciwko inwigilacji i kontroli
Yak, Śro, 2010-12-01 06:34 Kultura | Publicystyka27.11.2010 - Mural przeciwko inwigilacji i kontroli, Warszawa ul. Elblaska 9/11. Wymiary pracy: 3,5 x 4,5m.
Po ataku terrorystycznym na World Trade Center (11.09.2001) Stany Zjednoczone oraz sympatyzujące z nimi państwa rozpoczęły inwigilację swoich obywateli na niespotykaną dotąd skalę. Wszystkie transakcje finansowe, rozmowy telefoniczne, ruch w internecie oraz ruch obywateli jest dziś ściśle kontrolowany. Umożliwiają to specjalne programy komputerowe, wszechobecne kamery, systemy rozpoznawania twarzy i rejestracji samochodowych, mikrochipy w kartach kredytowych, produktach sklepowych, samochodach czy telefonach komórkowych. Cała ta technologia powoduje iż działania przeciętnego obywatela średniej wielkości miasta są rejestrowane nawet do kilkuset razy dziennie.
PODSŁUCHY I LOKALIZOWANIE OSÓB
Szpiegowanie obywateli jest dziś trywialnie proste. Umożliwia to powszechnie używany telefon komórkowy. Każdy telefon co kilkanaście minut wysyła do najbliższej stacji bazowej (BTS) swój numer IMEI. Dzięki temu właściciela telefonu można zlokalizować z dokładnością do 15 metrów w dużym mieście i 500 metrów na terenie otwartym. Technologia Footpath brytyjskiej firmy Path Intelligence (używana w niektórych telefonach) umożliwia natomiast określenie pozycji użytkownika z dokładnością do jednego metra. Coraz bardziej popularne stają się również aparaty fotograficzne zapisujące na każdym wykonanym przez nas zdjęciu lokalizację gps.
Jak donosiła ostatnio prasa, Polskie służby specjalne są europejskimi liderami w inwigilacji swoich obywateli. W zeszłym roku operatorzy telefoni komórkowej odnotowali aż 1,06 mln zapytań od różnego rodzaju służb państwowych. Stanowi to 27,5 zapytań na każde 1000 mieszkańców Polski. Inne kraje w tej klasyfikacji to Czechy (odnotowały 10 zapytań na 1000 mieszkańców) oraz Wielka Brytania i Francja (ok. 8,5 zapytania). W Niemczech liczba ta wyniosła zaledwie 0,2, czyli 35 razy mniej niż w Polsce. W innych krajach istnieją jednak pewne ograniczenia prawne tego procederu. Polskie służby pobierają natomiast co chcą, kiedy chcą nie pytając nikogo o zgodę. Na dużą skalę robią to przede wszystkim w stosunku do dziennikarzy, głównie po to aby ustalić ich kontakty i powiązania. Obchodzą tym samym tajemnicę dziennikarskich źródeł informacji, zagwarantowaną w kodeksie karnym i prawie prasowym.
Również w Stanach Zjednoczonych państwowe służby omijają przepisy prawa. Popularną metodą podsłuchu, stosowaną m.in. przez FBI jest tzw. roving bug. Polega ona na zdalnym załączeniu mikrofonu do telefonu komórkowego i działa bez względu na to czy telefon jest włączony, czy nie. Na podsłuchy tego rodzaju najbardziej narażone są telefony firm Nokia, Motorola i Samsung.
Funkcjonującym na bazie międzynarodowych porozumień, ogólnoświatowym systemem stacji nasłuchowych jest Echelon. Jego budowa rozpoczęła się w latach pięćdziesiątych w porozumieniu wywiadów z USA, Wielkiej Brytanii, Kanady, Australii i Nowej Zelandii. Współpracują z nimi również m.in. Niemcy, Holandia, Japonia, Norwegia, Korea Południowa i Turcja. System ten obejmuje swoim zasięgiem cały glob i polega na przechwytywaniu rozmów telefonicznych, radiowych, przekazów satelitarnych, faksowych oraz wiadomości e-mail. Jest on w stanie przeanalizować 3 miliardy informacji dziennie, przefiltrowując je dokładnie w poszukiwaniu słów-kluczów, pewnych numerów czy nawet głosów.
W 1997 roku, podczas procesu pacyfistek oskarżonych o wtargnięcie na teren jednej ze stacji nasłuchowych Echelonu w Wielkiej Brytanii, ujawniono, że przebiegają przez nią trzy najważniejsze kable światłowodowe tego kraju. Umożliwia to agencjom wywiadowczym bezpośredni dostęp do wszystkich wiadomości przesyłanych łączami British Telecom. Okazało się wtedy, że gromadzone tym sposobem przez służby dane dotyczyły m.in takich organizacji Greenpeace czy Amnesty International.
Jakiś czas temu Firma Siemens wypuściła na rynek tzw. mini-echelon czyli Platformę wywiadowczą, którą może zakupić sobie każdy bogaty człowiek. Jak dotąd sprzedano około 90 takich urządzeń. System ten działa na mniejszą skalę od prawdziwego Echelonu, jednak w podobny sposób analizuje dane z sieci, rozmów telefonicznych czy transakcji bankowych, po czym przesyła je do właściela. Inwigilacja nie jest już więc jedynie domeną państwa. Coraz częściej stosują ją również sami obywatele, prywatne firmy czy korporacje. Tak się działo choćby w niemieckich sklepach Lidl, w których za pomocą ukrytych mikrofonów zapisywano prywatne rozmowy prowadzone przez pracowników, a wynajęci detektywi zbierali poufne informacje na ich temat. Kiedy sprawa wyszła na jaw, Lidl został obciążony przez sąd karą wysokości 1,5 mln euro.
CHIPY RFID
Każdy samochód wyprodukowany w Stanach Zjednoczonych po 09.2007 roku musi być wyposażony w microchip RFID (Radio Frequency Identyfication). Chipy te monuje się w autach pod pozorem kontrolowania ciśnienia w oponach, czemu rzekomo mają służyć. Mogą mieć jednak inne zastosowanie - umożliwiają bowiem śledzenie samochodu z każdego miejsca na świecie. Chip RFID to mikroprocesor wysyłający i odbierający zakodowane 128-bitowym kluczem dane. Znajduje się w nim antena odbiorczo-nadawcza, która gdy znajdzie się w pobliżu czytnika, zbiera emitowaną przez niego energię. Energię tą automatycznie zamienia na prąd elektryczny, wystarczający do aktywacji mikroprocesora i przesłania zakodowanych danych. Najnowsze czytniki tego typu umożliwiają przesyłanie informacji z microchipa na odległość 100 metrów.
RFID jest dziś używane do znakowania przesyłek, towarów w sklepach (np. książek w empiku) oraz zwierząt, tak by łatwo umożliwić ustalenie ich właściciela. Spadająca cena microchipów (w 2001 roku chip kosztował 20 eurocentów, w 2007 już tylko 7) powoduje że monotwane są w coraz większej ilości produktów. Od 2005 roku chipy RFID umieszczane są na banknotach dolarowych, zaś od 2007 roku na banknotach euro nominałów większych od 20stu. Stosuje się je również w niektórych kartach kredytowych, jak np. American Express.
Organizacje broniące prawa do prywatności ostrzegają iż w ciągu najbliższych kilku lat chipy staną się dodatkiem do każdego nabytego produktu. Już teraz firma Swingline, producent sprzętów biurowych, wyprodukowała zszywki do papieru zawierające ukryty chip RFID . Inna firma - Knox Defence - oferuje miniaturowe znaczniki RFID (wielkości ziarnka piasku), które można rozsypać w dowolnym miejscu. Jej klientami są m.in służby specjalne takie jak FBI.
W Edenthorpe, w hrabstwie South Yorkshire Wielkiej Brytanii, uczniowie szkoły Hungerhill, zostali z kolei poddani eksperymentowi, mającemu na celu przygotowanie do powszechnego wprowadzenia identyfikacji uczniów za pomocą technologii RFID. Nadajniki zostały wszyte do ich szkolnych mundurków i pozwalają śledzić dzieci. Pomimo zastrzeżeń ze strony rodziców oraz organizacji walczących z ingerencją państwa w prywatność, jak choćby Leave them kids alone pomysł zyskał uznanie władz i jest coraz szerzej propagowany.
DOWODY BIOMETRYCZNE
Od 2011 r. miały być w Polsce wprowadzane biometryczne dowody osobiste z mikrochipami zawierającymi nasze dane oraz elektroniczny podpis. Na dane biometryczne składają się przede wszystkim:
- zapis linii papilarnych dłoni oraz jej geometrii,
- zapis obrazu tęczówki i siatkówki oka,
- wizerunek twarzy,
- zapis brzmienia głosu
Z pomysłu rząd tymczasowo zrezygnował, jednak już w czerwcu br. rozpoczął wydawanie paszportów z tzw. drugą cechą biometryczną (pierwszą stanowi obraz twarzy, drugą - zapis odcisków palców). Próba wprowadzenia w Polsce biometrycznego dowodu osobistego z dwiema cechami biometrycznymi i chipem RFID jest krokiem do upowszechnienia Europejskiej Karty Obywatela, czyli unijnego dowodu osobistego.
Ostatecznie od 2011 r. mają być jednak wydawane dowody osobiste z chipami w których znajdą się jedynie nasze dane teleadresowe. Czy rząd jednak znów nie zmnieni zdania - tego nie wiadomo.
Jak podają media: "Dokumenty biometryczne z zastosowaniem technologii RFID stanowią zwiększone zagrożenie dla prywatności danych dotyczących obywateli. W Stanach Zjednoczonych krytycznie do zastosowania nadajników RFID w dokumentach identyfikacyjnych odnieśli się liczni specjaliści, m.in w dziedzinie kryptologii. Komitet Doradczy Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego (The Data Privacy and Integrity Advisory Committee of the Department of Homeland Security - DHS) wydał specjalne opracowanie, w którym ustosunkowuje się do zastosowania nadajników RFID w dokumentach identyfikacyjnych. Komitet Doradczy DHS bardzo krytycznie ocenił zastosowanie tego typu biometrycznej technologii w powszechnie stosowanych systemach identyfikacyjnych, np. w paszportach. Pomimo wielu sprzeciwów i konstruktywnych racji przedkładanych przez przeciwników zastosowania tego rodzaju biometrycznej technologii oraz pomimo ostatniego dokumentu Komitetu Doradczego DHS, w Stanach Zjednoczonych rozpoczęto wydawanie paszportów z wbudowanym chipem RFID."
MONITORING
Na świecie zainstalowanych jest około 20 milionów ulicznych kamer. Szacuje się że co piąta z nich działa w Wielkiej Brytanii. Kraj ten stosuje zainstalowany w wielu miejscach publicznych system o nazwie The Bug. Stanowi on zestaw ośmiu inteligentnych kamer, który ma na celu selekcjonowanie z tłumu osób zachowujących się podejrzanie oraz śledzenie ich ruchów. Ponadto np władze Manchesteru do patrolowania miasta używają izraelskiego samolotu szpiegowskiego o nazwie Casper. Jest on wyposażonego w kamerę i mikrofony oraz bezszelestny silnik elektryczny.
W Stanach Zjednoczonych istnieje obecnie conajmniej kilkanaście firm oferujących technologie umożliwiające rozpoznawanie twarzy i automatyczne porównywanie ich z bazami danych. Korzystają z tego narazie bary, kasyna oraz centra handlowe. Kilka firm komputerowych opracowało również model kamery ukrytej pod (za) ekranem monitora. Może ona śledzić każdy ruch w promieniu kilkunastu metrów. Firma Adspace Network połączyła tę technologię z systemem rozpoznawania twarzy i wprowadziła ją do 105 hipermarketów w USA.
Nowoczesna policja do monitoringu używa sond sterowanych zdalnie za pomocą karty sim. Poniżej film pokazujący ich zastosowanie: http://www.focus.pl/video/film/sondy-policyjne/
W Wielkiej Brytanii powstał niedawno projekt o nazwie Internet Eyes. Każdy obywatel Unii Europejskiej może się zarejestrować na stronie www i otrzymać dostęp do obrazu z kamer rozmieszczonych w sklepach, urzędach, czy na ulicach miast Wielkiej Brytanii. Ma to na celu wyłapywanie złodziei sklepowych, pijanych kierowców czy drobnych przestępców. Po zalogowaniu na ekranie pojawia się obraz z kilku przypadkowych kamer. Gdy internetowy wolontariusz zauważy coś podejrzanego - klika na odpowiednią ikonkę. W tej samej chwili właściciel firmy uczestniczącej w projekcie dostaje malia z obrazem ukazującym moment popełnienia przestępstwa. Za udział tym przedsięwzięciu najlepsi "łowcy przestępców" otrzymują nagrody pieniężne. Podobny pomysł zrodził się również w Stanach Zjednoczonych gdzie na granicy z Meksykiem władze zainstalowały system kamer, nazwany Virtual border. Internetowi ochotnicy mogą na monitorach swoich komputerów wypatrywać nielegalnych imigrantów próbujących przedostać się do USA.
Na system monitoringu w Warszawie składa się z kolei ponad 10 tysięcy kamer, w najbliższej przyszłości planowane jest zaś uruchomienie kolejnych. Dziś są to w większości zwykłe kamery przemysłowe. Bardzo szybko mogą jednak zostać zastąpione takimi, jakimi obecnie szczyci się rząd Meksyku - potrafiącymi zidentyfikować do 50 osób na minutę.
INWIGILACJA W SIECI
Pracujący w korporacji Cryptonym informatyk Andrew Fernandez w 1999 roku odkrył w oprogramowaniu Microsoft Windows NT specjalny klucz oznaczony NSA-KEY, umożliwiający zdalny dostęp do wszystkich komputerów z tym oprogramowaniem. National Security Agency od której pochodzi skrót klucza to druga obok CIA agencja wywiadowcza w USA. Pomimo iż Microsoft zaprzeczył, że posiada jakiekolwiek powiązania z NSA, w niedługim odstępie czasu brytyjski dziennikarz Duncan Campbell znalazł dowody na to iż agencja uzgodniła z Microsoftem umieszczanie specjalnych kluczy we wszystkich wersjach Windows począwszy od wersji z 95ątego roku.
Podobnie najbardziej spopularyzowana wyszukiwarka internetowa - Google nieraz już spotykała się z zarzutem pogwałcenia zasad prywatności. Współpracując z chińskim rządem jest odpowiedzialna za cenzurowanie internetu oraz udostępnianie informacji na temat jego politycznych przeciwników. Z kolei w USA udostępnia poufne dane, dotyczące wyszukiwanych przez użytkowników fraz. Ponadto skanuje pocztę użytkowników wyszukując kluczowych słów i dopasowując do nich odpowiednie reklamy (pojawiają się w dolnej części listów). Taki wgląd w treści przesyłanych wiadomości może mieć jednak praktyczne każdy internetowy system pocztowy. Monitoring użytkowników prowadzą także różne portale społecznościowe jak choćby: myspace, facebook czy twitter. Nie korzysta z niego natomiast kolektyw riseup.net.
Jedna z popularnych technik inwigilacji sieci stosowana przez służby specjalne polega na podsuwaniu internautom reklam i nazywa się "głęboką inspekcją pakietów" (DPI - z ang. deep packet inspection). Technologia ta umożliwia śledzenie wszystkiego, co wykonuje internauta. Monitoruje nie tylko odwiedzane strony ale też przepływ wszystkich danych z i do komputera. Z DPI korzystają zarówno służby specjalne jak i sami operatorzy (np. przy wykrywaniu wirusów).
POWSZECHNY SPIS LUDNOŚCI
Rząd polski coraz sprawniej przygotowuje się do przeprowadzenia w 2011 roku powszechnego spisu ludności. Ma on być krokiem do stworzenia potężnej bazy danych o obywatelach naszego kraju. Urzędy będą nas pytać o poufne informacje tj. ile zarabiamy, jakie płacimy podatki, rachunki, czy jesteśmy karani, jakiego jesteśmy wyznania, o nasze związki partnerskie oraz plany prokreacyjne, dojazdy do pracy, remonty, numery telefonów i adresy e-mail. Większość odpowiedzi będzie obowiązkowa, zaś wszystkie dane będą zapisane pod numerem PESEL. Spis ma odbyć się w okresie 1.04-30.06.2011.
Polski rząd przyjął również ustawę o systemie informacji oświatowej polegającą na zakładaniu uczniom kartoteki, która zakończy się informacją czy dostali się na studia, czy nie. Cyfrowa baza danych nie ominie także nauczycieli. Z ich kartotek będzie można wyczytać np. z jakich podręczników korzystali w danym roku.
Baza danych dotycząca kierowców i ich samochodów (CEPIK) też już istnieje. Podobnie skomputeryzowano większość ksiąg wieczystych w kraju. Dzięki temu można sprawdzić w sieci jak dużą nieruchomość posiada nasz sąsiad, czy jaki wziął na nią kredyt.
Podobną bazę danych rząd chce stworzyć w szpitalach oraz przychodniach zdrowia. Będzie zbierał informacje na co i gdzie leczą się Polacy oraz ile kosztuje NFZ czyja choroba. Ponadto powstanie Centralny Rejestr Dowodów Osobistych, zawierający wszelkie dane na nasz temat. Pomysł integrowania wszystkich tych baz danych może okazać się szczególnie niebezpieczny i grozi totalną inwigilacją obywateli. W Polsce oraz w całej Uni Europejskiej prowadzony jest obecnie projekt IPMPACT zmierzający "do stworzenia narzędzia łączącego szereg technik i źródeł informacji do bieżącej inwigilacji przestrzeni publicznej w celu wczesnego ostrzegania o zagrożeniach". Powstanie więc gigantyczna baza danych i wyrafinowane sposoby dopasowywania ich do siebie.
Światowy Dzień Przeciwko Inwigilacji przypada na 11 września każdego roku. Jest on obchodzony od trzech lat m.in w Berlinie, Madrycie, Paryżu, Londynie, Warszawie oraz Krakowie.
Strona polskiej organizacji walczącej z rentencją danych oraz inwigilacją: www.panoptykon.org
Strona brytyjskiej organizacji przeciwdziałającej inwigilacji, w szczególności systemowi kamer CCTV: http://www.no-cctv.org.uk/
Strajk generalny w Portugalii - relacja
Yak, Sob, 2010-11-27 23:10 Prawa pracownika | Protesty | PublicystykaPoniższy tekst spotkał się z reakcją sekcji portugalskiej Międzynarodowego Stowarzyszenia Pracowników (zob. komentarz poniżej).
Dzień przed 35 rocznicą tzw. “zamachu stanu” z 1975 r., który zakończył się “rewolucją” z 25 kwietnia 1974 r., w Portugalii odbył się strajk generalny. Strajk zwołały dwa związki zawodowe głównego nurtu, CGTP i UGT (kontrolowane przez dwie partie polityczne - PCP i PS). Jednak ciekawe było to, że jedyna manifestacja, która odbyła się tego dnia została zwołana przez grupy autonomiczne, radykalnie lewicowe i anarchistyczne.
Jako anarcho-syndykaliści z MSP (IWA-AIT), przygotowania rozpoczęliśmy tydzień naprzód. Wydrukowaliśmy nowy numer naszej gazety, wymalowaliśmy hasła popierające strajk generalny na murach i staraliśmy się dążyć do radykalizacji strajku.
W dniu strajku generalnego, zorganizowaliśmy całodniową pikietę przez centrum Lizbony, rozdając ulotki propagandowe na ulicach i w supermarketach, przemawiając przez megafon pod agencjami pracy tymczasowej, zwołując ludzi na demonstracje. W pikiecie wzięli udział najróżniejsi ludzie, tak anarcho-syndykaliści, jak i anarchiści innych tendencji, w tym insurrekcjonaliści, a nawet zorientowani przeciw wszelkim organizacjom nihiliści, a także ludzie bez określonych poglądów, którzy jednak określali siebie jako anarchiści.
W demonstracji uczestniczyły osoby i grupy o poglądach trockistowskich, anarchistycznych, squattersi, radykalni ekolodzy, antyglobaliści, oraz anarcho-syndykaliści z MSP. Niewykluczone, że pojawili się nawet leninowcy.
Demonstracja liczyła na początku około 200 osób, jednak gdy maszerowaliśmy przez ulicę, ludzie czytali ulotki i bannery, słuchali haseł i przyłączali się do demonstracji. W końcu było nas około 1500 osób. Wiele z uczestników demonstracji nie miało nic wspólnego z anarchizmem, ale byli bardzo niezadowoleni z sytuacji politycznej i odczuwali silną potrzebę protestu. Była to największa w tym stuleciu demonstracja w Portugalii zorganizowana przez anarchistów i radykalną lewicę.
Efekt był moim zdaniem bardzo dobry – pokazał innym siłom politycznym i rządowi (no i nam samym), że nasze idee zyskują zwolenników i że ruch anarchistyczny i radykalno lewicowy rośnie w Portugalii. Myślę, że będzie to punktem wyjścia do kolenych akcji i do zbliżenia się do ludzi.
Policja
Policja nie reagowała podczas akcji poprzedzających demonstrację i przez cały poprzedni tydzień. Wszystkie akcje zakończyły się sukcesem.
Na koniec demonstracji, policja zaczęła mówić ludziom na końcu pochodu (tym, którzy przyłączyli się jako ostatni), że marsz jest pełen przemocy z winy ludzi protestujących przeciwko szczytowi NATO i że lepiej się oddalić. Spowodowało to pewne napięcie w tłumie, jednak udało nam się dotrzeć do miejsca zakończenia demonstracji i nic złego się nie wydarzyło.
Media
Na kilka dni przed strajkiem generalnym, pojawiły się w prasie dwa artykuły na nasz temat. Było to dosyć śmieszne. Nasza grupa (AIT Sekcja Portugalia) rozdawała ulotki przy przystani dla promów. W tym czasie stacje telewizyjne cały czas kręciły reportaż o strajku generalnym. Gdy dziennikarze zobaczyli członków AIT-SP rozdających gazetę naszącą tytuł “Strajk Generalny”, nagrali z tego materiał i zrobili wywiady z ludźmi, którzy czytali gazetę na przystankach autobusowych. Po południu telewizja nadawała program na temat strajku, a w tle leciały zdjęcia naszej gazety, jednak bez żadnego wytłumaczenia. W końcu pojawił się materiał, w którym dziennikarz twierdził, że to anarchiści wezwali do strajku generalnego.
Dzięki temu w dniu demonstracji, obecne były kanały telewizyjne i radiowe i główne gazety. Dziennikarze byli przygotowani na małą akcję, którą mogliby wyśmiać jako śmieszną akcję anarchistów. Jednak, gdy nie dało się w ten sposób przedstawić tego wydarzenia, ze względu na ilość uczestników, w reportażach pominięto całkowicie wzmianki o anarchistach. Wielu ludzi, dla których telewizja jest jedynym źródłem informacji, uwierzyło, że tej demonstracji po prostu nie było.
W mediach pojawiła się informacja o przemocy pomiędzy uczestnikami demonstracji, a siłami policyjnymi (co było oczywiście kompletnym kłamstwem), oraz o atakach na bary McDonalda, itp. To był najlepszy dowód na to, że media są gotowe do tworzenia własnej, wyreżyserowanej rzeczywistości. Sposób, w jaki działały media był jednak inny, niż dotąd. Zobaczymy, jak to sie bedzie rozwijać dalej.
Dodatkowa akcja
Po demonstracji, jej uczestnicy, należący do różnych obozów politycznych (od trockistów do anarcho-syndykalistów) poszli zająć pusty budynek, niedaleko placu, gdzie miała miejsce demonstracja. Podczas pierwszej godziny okupacji, rozdawano darmowe jedzenie i picie. Drugiego dnia, gdy policja odwiedziła squat, próbowano wypędzić ludzi z budynków. W tym czasie w domu przebywało ok. 10 osób. Wszyscy zostali wezwani przez komisarza, by dokonano identyfikacji. Następnie wyrzucono ich na ulicę. Zajęty budynek miał szczególną nazwę, która według mnie dość dobrze pasuje: “Dom strajkującego” (casa do grevista).
Taki jest mój osobisty pogląd na przebieg strajku generalnego w Portugalii, który odbył się 24 listopada 2010 r. i był największym strajkiem w Portugalii od 1988 r.
Ernesto Vieira
(opinie wyrażone w tym artykule są jedynie opiniami autora).
Oświadczenie Komisji Zakładowej Inicjatywy Pracowniczej Bielsko - Biała
Czytelnik CIA, Sob, 2010-11-27 17:03 PublicystykaDo kontrowersji związanych z udziałem działaczy lubuskiej OZZIP ustosunkowała się także komisja Inicjatywy Pracowniczej z bielskiego szpitala. W oświadczeniu z dnia 24.11.2010 czytamy:
„Naszym zdaniem wykorzystywanie nazwy, symboli i loga związku, do celów kampanii wyborczej jest niewłaściwe i nie powinno mieć miejsca.
Faktem jest, że statut Inicjatywy Pracowniczej, nie reguluje kwestii korzystania z symboliki i nazwy związku. Jednak wykorzystanie jej, bez konsultacji z pozostałymi komisjami uważamy za nieodpowiednie i nieuczciwe.”
Bielscy związkowcy zapowiedzieli, że będą domagać się zmian w statucie związku, by zapobiec podobnym nadużyciom w przyszłości. Warto zauważyć, że w komisji zakładowej IP działającej w szpitalu, tylko jedna osoba określa się jako anarchista.
Lubuska IP ustosunkowała się do oświadczeń Komisji IP z Tarnowskich Gór
Czytelnik CIA, Pią, 2010-11-26 17:03 Prawa pracownika | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | WyboryUCHWAŁA PREZYDIUM LUBUSKIEJ KOMISJI MIĘDZYZAKŁADOWEJ OGÓLNOPOLSKIEGO ZWIAZKU ZAWODOEGO INICJATYWA PRACOWNICZA Z DNIA 26 LISTOPADA 2010 ROKU
§ 1
Większością głosów w stosunku 3:1 podjęto uchwałę o wydaniu Stanowiska Lubuskiej Komisji Międzyzakładowej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza o treści jak w załączniku.
§2
Na podstawie zgłoszonego przez Jacka Rosołowskiego wniosku informujemy, że zagłosował on przeciw przyjęciu stanowiska, jednocześnie potępiając działania towarzyszy ze Śląska jako nieodpowiedzialne i będące wyrazem nieposzanowania dla wkładu członków naszej komisji w działania związku.
§3
Zobowiązuje się Piotra Krzyżaniaka do zawnioskowała w imieniu Komisji o umieszczenie stanowiska w publikatorze internatowym związku.
§4
Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia.
Prezydium Lubuskiej Komisji Międzyzakładowej OZZ Inicjatywa Pracownicza
Przewodniczący Prezydium Jacek Rosołowski
Członek Prezydium Piotr Krzyżaniak
Członek Prezydium Roman Weiss
Członek Prezydium Eugeniusz Maniecki
Zał. jedyny
STANOWISKO LUBUSKIEJ KOMISJI MIĘDZYZAKŁADOWEJ OGÓLNOPOLSKIEGO ZWIĄZKU ZAWODOWEGO INICJATYWA PRACOWNICZA Z DNIA 26 LISTOPADA 2010 ROKU
Odnosząc się do dwóch stanowisk Komisji Środowiskowej OZZ Inicjatywa Pracownicza z Tarnowskich Gór, pierwszego z dnia 21 listopada 2010 roku i drugiego z dnia 23 listopada 2010 roku, sygnowanych jako Inicjatywa Pracownicza – Śląsk, pragniemy wyjaśnić, co następuje.
1. Nieporozumieniem jest twierdzenie, iż Lubuska Komisja Międzyzakładowa OZZ Inicjatywa Pracownicza poparła którykolwiek z komitetów wyborczych, uczestniczących w wyborach do rad gmin, sejmików województw, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast wyznaczonych na dzień 21 listopada 2010 roku .
2. Lubuska Komisja Międzyzakładowa OZZ Inicjatywa Pracownicza, pomimo szerokiej autonomii, którą komisją gwarantuje Statut związku, nie posiada odrębnej osobowości prawnej i zgodnie z art. 99 ust. 3 Ustawy z dnia 16 lipca 1998 r. ordynacja wyborcza do rad gmin, powiatów i sejmików województw (Dz. U. Nr 95, poz. 602 z późn. zmian.) nie jest statutowym organem związku mającym zdolność do udzielenia poparcia kandydatom startującym w wyborach, ani też do powołania samodzielnego komitetu wyborczego organizacji zgodnie z art. 64e ust. 1 w/w ustawy.
3. Organem mogącym udzielić takiego poparcia, lub posiadającym uprawnienie do powołania komitetu wyborczego organizacji (patrz pkt 2) jest Komisja Krajowa OZZ Inicjatywy Pracowniczej, będąc organem reprezentującym organizację na zewnątrz i ponoszącym odpowiedzialność prawną za działania związku. Jak nam wiadomo nie udzieliła ona takiego poparcia żadnemu kandydatowi startującemu w wyborach do organów samorządu terytorialnego na terenie woj. lubuskiego.
4. Lubuska Komisja Międzyzakładowa OZZ Inicjatywa Pracownicza nie bierze odpowiedzialności za osobiste zaangażowanie członków komisji w start w wyborach do samorządu lokalnego.
Odnosząc się do języka jakim zostało napisane pierwsze z w/w stanowisk Komisji Środowiskowej z Tarnowskich Gór, stosujemy zasady: „prawem każdego jest dokonywać samodzielnie doboru słów by głosić swoje własne zdanie”, oraz „nie ma pluralizmu bez strofowania i wzajemnych niewybrednych ataków”. To naszym zdaniem są dwie uniwersalne zasady wolności światopoglądowej. Niemniej jednak zobowiązani jesteśmy zaznaczyć iż słowa towarzyszy ze Śląska dotknęły niektórych członków naszej komisji, którzy nie pozostałą bez zasług dla związku i byli wielokrotnie represjonowani za działalność związkową. Kilku z nich do wielu miesięcy nie może znaleźć zatrudnienia.
Pomimo to pragniemy zaznaczyć, iż doceniamy wkład Komisji Środowiskowej OZZ Inicjatywa Pracownicza z Tarnowskich Gór w działania związku i dziękujemy jej za poparcie jakiej dotąd wielokrotnie udzielała w różnej postaci Lubuskiej Komisji Międzyzakładowej, tym bardziej ubolewamy nad złożonym przez tą komisję wnioskiem o wykreślenie z rejestru związku. Mamy nadzieję, że nie jest to decyzja ostateczna, i że nie będzie się ona wiązać z indywidualnymi decyzjami poszczególnych towarzyszy o opuszczeniu związku. Cieszymy się z faktu, iż w ramach Inicjatywy Pracowniczej ścierają się ze sobą różne poglądy i pragniemy by przekładały się one na różnorodny charakter działań związku i podejmowanych taktyk. Utracenie śląskich towarzyszy będziemy odczytywać jako zubożenie tej różnorodności. Apelujemy o nie poddawanie się emocją i o dalszą współprace wszystkich środowisk Inicjatywny Pracowniczej przy wspólnej wymianie światopoglądowej.
W imieniu Komisji
Członek Prezydium Lubuskiej Komisji Międzyzakładowej OZZ IP Piotr Krzyzaniak
Członek Prezydium Lubuskiej Komisji Międzyzakładowej OZZ IP Roman Weiss
Członek Prezydium Lubuskiej Komisji Międzyzakładowej OZZ IP Eugeniusz Maniecki
O mitach spółdzielczości i o hostelu "Emma"
H2, Pią, 2010-11-26 16:00 Kraj | Dyskryminacja | Edukacja/Prawa dziecka | Miejsca | Prawa pracownika | Publicystyka | Ruch anarchistycznyKilka dni temu w Warszawie został otwarty hostel "Emma", który działa na zasadzie spółdzielni prowadzonej przez pracowników. Pod newsem o otwarciu napisałem komentarz o tym że jedyne co można życzyć to wysokich pensji pracownikom, bo reszta osób oprócz przyjezdnych burżujów nic z tego nie będzie miała.
Później pojawiły się komentarze o tym, że 180 złotych za noc to nie tak drogo, bla bla bla i tak dalej. Być może rzeczywiście nie jest aż tak drogo jak w normalnym warszawskim hotelu. W sumie mnie też stać na kilka dni w takim miejscu za oszczędności z kilku miesięcy, tyle że osobiście nie lubię wydawać pieniędzy w błoto i za tą kwotę wolę spędzić tydzień albo więcej czasu za granicą u znajomych w dużo lepszych warunkach.
Mniejsza z tym. Podstawowym problemem jest orgazmiczny zachwyt jaki niektóre osoby dostają na słowo "spółdzielnia". Pojawiają się argumenty że "nie ma tam szefów". Tak się składa że ja też "nie mam szefów" dając prywatne korepetycje, ale musiał bym być naprawdę głupi aby stwiedzić że to powoduje, że jestem jakoś "poza" systemem kapitalistycznym.
Kapitalizm to trochę bardziej skomplikowany system niż tylko to, że szef zabiera ci większość pensji. W kapitaliźmie jesteśmy okradni po pierwsze w postaci tego co zabiera nam szef podczas pracy, po drugie kupując produkty po cenach kilkakrotnie wyższych niż kosztuje ich wyprodukowanie a po trzecie- i to jest najbardziej szkodliwy czynnik- przez wykonywanie prac, które tak naprawdę nie przynoszą żadnej korzyści ani materialnej ani że tak powiem "duchowej", jak było by w przypadku sztuki. Jest to koszt alternatywny całego systemu kapitalistycznego, którego nie da się policzyć.
W tym koszcie alternatywnym wchodzi praca wszystkich osób, które pracują w marketingu, bankowości, siłach przymusu utrzymujących sztuczny porządek kapitalistyczny. Również można podliczyć niewykonywaną pracę, którą nie mogą wykonywać osoby bezrobotne mimo że by chciały. Wchodzę ja jak i ludzie z hostelu Emma, którzy moglibyśmy pracować w czymś bardziej pożytecznym dla ogółu.
Tak jak ja udzielam korepetycji tylko dzięki temu, że w Polsce jest gówniany system edukacji, który zamiast pozwalać dzieciakom cieszyć się życiem, to zadaje im prace do domu, przez to produkuje masę zdyscyplinowanych debili, którzy później będą posłusznie lizać dupsko szefowi i pracować w nadgodzinach. Tak hostel "Emma" czy, wogóle samo pojęcie "hostelu" istnieje dlatego że nie ma żadnego systemu jakichś schronisk młodzieżowych a większości osób nawet się nie śni ze względów finansowych, aby przenocować w hotelu, więc muszą się gnieździć w takim zatłoczonym gównie.
Nie ma się co czepiać osób, które tam pracują. Każdy musi jakoś zarobić na życie. Jeden pracując w banku, drugi dając korepetycje dzieciakom z bogatych domów, inni organizując hostel dla burżujów. Ale też nie ma co robić z tego jakiejś nie-wiadomo-jakiej rewolucyjnej inicjatywy, bo nic szczególnego w niej nie ma.
Inna rzecz, która wyjątkowo nie przypada mi do gustu to wykorzystywanie zarówno przez prywatne biznesy typu Falanster jak i spółdzielnie takie jak Cykloza czy teraz "Emma", tzw. "alternatywnego" wizerunku i wyłudzanie darmowej reklamy na portalach takich jak CIA. Jak ktoś ma biznes to niech płaci w jakimś odpowiednim miejscu za reklamę i tyle. Nie widzę powodu aby faworyzować knajpy prowadzone przez ludzi z "środowiska", względem innych spółdzielni (a spółdzielnie nie są znowu czymś aż tak bardzo rzadkim)- tylko dlatego że organizują jakieś paskudne wegańskie obiadki i puszczają trochę mniej komercyjny film.
Tym bardziej nie ma co promować "alternatywnych" knajp, które jak by nie patrzeć doskonale wpisują się w strategię gentryfikacji. Wiadomo jest że dla japiszonów lepiej aby była "alternatywna" knajpa, która być może kiedyś zostanie opisana w dziale kulturalnym "Gazety Stołecznej" niż jakiś zapaskudzony spożywczak czy, o zgrozo zlitujcie się nad nami- sklep mięsny.
Nie od dzisiaj wiadomo że tworzenie inicjatyw "na obrzeżach" systemu kapitalistyznego nic nie daje i większość takich inicjatyw albo bankrutuje albo zostaje wciągnięta do środka i staje się kolejnym miejscem wyzysku czy wykluczenia np. ze względu na wysokie ceny.
Walkę z kapitalizmem prowadzimy całościowo bo w całości dotyczy on naszego życia.
Zamiast cieszyć się otwarciem nowej knajpy, zadowolony będę wtedy, gdy nie będę słyszeć debilnych argumentów od nazywających samych siebie syndykalistami, że domaganie się 20 zł na godzinę od szefa w miejscu pracy jest czymś obciachowym bo wygląda jak haracz, zadowolony będę kiedy dzieciaki zaczną się buntować przeciwko zadawaniu pracy domowej i ich rodzice będą robić awantury w szkole zamiast wyrzucać kasę na korepetycje i wtedy gdy ludzie będą uciekać bez płacenia z "Emmy" oraz miejsc takich jak Cykloza.
Javier Hernández
Czym jest Seattle Solidarity Network?
Czytelnik CIA, Czw, 2010-11-25 01:51 Prawa pracownika | PublicystykaPoniższy tekst jest tłumaczeniem "często zadawanych pytań" na stronie grupy Seattle Solidarity Network.
Jesteśmy siecią wolontariuszy, jesteśmy otwarci na pracowników i bezrobotnych, aktywnych zawodowo i będących na emeryturze. Na tym filmie mówimy o sobie więcej.
Czym się zajmujecie?
Oto niektóre przykłady naszych działań:
Bertowi skradziono kaucję za wynajem mieszkania. Penego ranka, wraz z grupą zwolenników Solidarity Network odwiedzili właścicielkę nieruchomości. Po kilku dniach, zwróciła pieniądze.
Pracodawca był winiej Jorge 892 dolary i kategorycznie odmawiał zapłaty. Jorge wraz z grupą pracowników odwiedzili dom pracodawcy, roznosili ulotki w kościele w parafii szefa dwa razy w niedzielę. Szef zgodził się wypłacić zaległe wynagrodzenie co do centa.
Stephanie, Yvette i inne długoletnie mieszkanki motelu żądały pomocy przy przeprowadzce, gdy otrzymały nakaz opuszczenia lokalu z bardzo krótkim wyprzedzeniem. Dzięki akcji Solidarity Network, najemcy z moteli i ich zwolennicy stawili czoła groźbom eksmisji, odwiedzili dzielnicę właścicieli i uruchomili kampanię bojkotu w sieci i na ulicy. W ciągu miesiąca właściciele spełnili wszystkie żądania i zapłacili równowartość 3-miesięcznego czynszu każdemu lokatorowi, który wziął udział w proteście.
Czemu to robicie?
Każdy z nas w jakimś momencie padł ofiarą niesprawiedliwego traktowania przez pracodawców, właścicieli nieruchomości i innych bogatych ludzi, którzy mają władzę nad naszym życiem. Z doświadczenia nauczyliśmy się, że jedyny sposób, byśmy byli traktowani sprawiedliwie i z godnością, to zawsze być gotowymi do walki o swoje prawa. Ciężko to robić samemu. Dlatego zebraliśmy się razem, dlatego szukamy innych ludzi z podobnymi problemami, którzy czują się tak samo.
Jaka jest wasza wizja?
Naszą pracę widzimy jako próbę budowy silnego i demokratycznego ruchu klasy pracującej. Któregoś dnia będziemy dość silni, by w pełni odzyskać kontrolę nad naszym życiem.
Skąd macie pieniądze na działalność?
Znikąd. Nie mamy żadnych sponsorów. Jesteśmy luźno powiązani z oddziałem Industrial Workers of the World (IWW), radykalnego związku z Seattle. Czasami otrzymujemy od nich pomoc finansową na akcje plakatowe i na benzynę. Jednak nie ma potrzeby być członkiem IWW, by działać w Solidarity Network.
Jakie są poglądy polityczne Solidarity Network?
Nie mamy politycznej doktryny. Naszym głównym celem jest razem bronić naszych praw przeciw szefom i właścicielom nieruchomości. To nas łączy. Oczywiście, każdy może swobodnie dyskutować, spierać się, zgadzać się i nie zgadzać na każdy temat.
Jak można działać z Solidarity Network?
Możesz...
...przychodzić na akcje, takie jak pikiety pod siedzibą szefa, odwiedzenie właściciela nieruchomości w domu, itd... Robimy wszystko, co jest konieczne.
...pomagać przy zbieraniu informacji i rozdawaniu ulotek, przychodzić na cotygodniowe spotkania.
...organizować się, spotykać, edukować i mobilizować innych pracowników i lokatorów.
Zacznij od nawiązania z nami kontaktu!
Czy jesteście prawnikami lub pracownikami socjalnymi?
Nie.
Jak odnosicie się do rasizmu/seksizmu/przesądów anty-imigranckich/homofobii/uprzedzeń?
Wszyscy mamy prawo być traktowani z szacunkiem jako równi sobie. Gdy szef, właściciel nieruchomości, czy instytucja dyskryminują pracowników i lokatorów, stawiamy opór. Rasizm, seksizm i homofobia nie mają racji bytu w Solidarity Network. Uprzedzenia tylko nas dzielą i sprawiają, że jesteśmy słabsi. Gdy ktoś, kto z nami działa, zaczyna wyrażać swoje uprzedzenia, nie każemy mu odejść, ale staramy się zmienić jego sposób myślenia.
Jaki jest model organizacyjny Solidarity Network?
Przyjęliśmy model organizacyjny IWW (tzw. „AEIOU”), bo myślimy że jest to dobry model. Przyjdź na szkolenie dla organizatorów by dowiedzieć się więcej. Ale w skrócie, chodzi o:
- Agitację = Zadawanie pytań, by dowiedzieć się, jakie ludzie mają problemy i nakłonienie ich do opowiedzenia emocjonalnej historii o ich problemie i o tym, jak to wpływa na ich życie.
- Edukację = Pomoc w zrozumieniu, za pomocą przykładów z innych konfliktów, jak rozwiązać problem za pomocą działań zbiorowych.
- Uodparnianie = Przygotowanie na to co druga strona (lub inni ludzie) powiedzą lub zrobią.
- Organizowanie = Włączenie ludzi w konkretne zadania, które przyczyniają się do wygranej. Oferowanie pomocy i upewnianie się, że praca została wykonana.
- Jednoczenie się = Zapraszanie ludzi na akcje, w ich sprawie i nie tylko. Pełne zintegrowanie ludzi z działaniami Solidarity Network.
Skąd wiemy, że lokator lub pracownik mówi nam prawdę?
- W naszym doświadczeniu, szefowie, właściciele nieruchomości i ludzie u władzy kłamią o wiele częściej niż zwykli pracownicy i lokatorzy. Nie dlatego, że są mniej ludzcy, ale dlatego że mają władzę i łatwiej im ujść na sucho z kłamstwami.
- Wersje szefów i właścicieli często się zmieniają. Jednym z przykładów jest to, jak kiedyś, podczas konfliktu z TIG dostarczyliśmy list z żądaniami. Właściciel skontaktował się z nami i oświadczył, że nie był winien niezapłaconej pensji Youngowi. Potem, powiedział, że nie był winien całej sumy 500 dolarów. W końcu, przyznał się, że był winien całą kwotę.
- Gdy spotykamy się po raz pierwszy z lokatorami i pracownikami, by porozmawiać o ich konflikcie z pracodawcą lub właścicielem, krytycznie analizujemy ich historię. W czasie tego spotkania, członkowie SeaSol nie spieszą się i zadają tyle pytań ile potrzebują, żeby wyczuć ludzi, którzy zwrócili się o pomoc. Czasem, lokatorzy i pracownicy mają jakąś dokumentację o swojej sytuacji. Po spotkaniu, członkowie SeaSol spotykają się, żeby przedyskutować o możliwości podjęcia akcji i o wrażeniach, które odnieśli z rozmowy z zainteresowaną osobą.
- Spokojnie podejmujemy decyzję wzięcia udziału w konflikcie i nie tłumimy pytań. SeaSol zarządza głosowania przed przyjęciem nowej sprawy. Głosowania następuje zwykle po dalszej dyskusji po cotygodniowym spotkaniu, gdy wszyscy obecni mogą poprosić o więcej informacji i wyrazić opinie lub wątpliwości.
- Dajemy pracodawcy, czy właścicielowi nieruchomości, czas by odpowiedział. Na początku każdego konfliktu dostarczamy list z żądaniami, w którym sprecyzowany jest dokładnie problem i termin do rozwiązania sporu, zanim zostanie rozpoczęta akcja. W tym czasie, zanim nastąpi kampania nacisku, szef lub właściciel może zaprzeczyć faktom podanym przez pracownika lub lokatora. Jeśli jego argumenty będą wiarygodne, grupa bada te okoliczności. Jednak taka sytuacja zdarza się rzadko.
- Nie mamy zbyt wiele do zaoferowania oszustom. Nie można nigdy mieć pewności, czy ktoś na pewno mówi prawdę, a z pewnością niektórzy pracownicy i lokatorzy też kłamią. Jednak pomimo naszych starań, prawdziwy oszust mógłby nas oszukać. Ale po co miałby to robić? Fachowy oszust o wiele skuteczniej by zdobył pieniądze, niż angażując się w małe akcje bezpośrednie z grupą biednych ludzi. Możemy być pewni, że prawdziwi oszuści będą starali się sprowokować wypadek przy pracy w Walmarcie i pozostawią SeaSol w spokoju. Dzięki temu, organizacja będzie mogła się zająć prawdziwymi przykładami niesprawiedliwości.
http://www.seattlesolidarity.net/index.php?option=com_content&task=view&...
Create chaos against NATO – relacja z obozu anty-NATO w Lizbonie
Czytelnik CIA, Czw, 2010-11-25 00:01 Militaryzm | PublicystykaW dniach 20-21 listopada 2010, w niedługim czasie od dziewiątej rocznicy katastrofalnej inwazji na Afganistan, odbyła się w Lizbonie konferencja przedstawicieli 40 państw zrzeszonych w NATO, na której uzgodniono założenia Nowej Koncepcji Strategicznej. Zakłada ona możliwość zaatakowania każdego państwa na świecie, bierze pod uwagę użycie broni atomowej oraz użycie wojsk do pacyfikowania “niepokojów społecznych”, a także przedłużenie misji wojsk amerykańskich w Afganistanie do 2015 roku mimo apeli rządu tego kraju o jej redukcję (dotychczas podczas wojny afgańskiej zgineło około miliona osób).
W związku z tym międzynarodowe środowisko aktywistyczne zorgnizowało obóz anty-NATO oraz tydzień akcji bezpośrednich trwający od 17 do 21 listopada celem zbojkotowania ekspansywnej, militarystycznej postawy tej organizacji i zwrócenia uwagi opinii publicznej na bezzasadność jej działań. Obóz ten, jako pierwszy tego typu w Portugalii, miał za zadanie wzmocnić początkujący ruch aktywistyczny w tym kraju.
Reakcją na infomację o przygotowaniach do obozu było kreowanie negatywnego obrazu aktywistów w mediach portugalskich, stworzenie mitu o ich przynależności do niebezpiecznego, agresywnego czarnego bloku oraz wzmożone kontrole na granicach Portugalii. Organizacji szczytu towarzyszyło zawieszenie funkcjonowania traktatu z Shengen, co stanowi poważne naruszenie swobód obywatelskich. Około 150 osób nie zostało wpuszczonych na teren kraju, m.in. z powodu posiadania ulotek “o treści anarchistycznej” lub “dużej ilości czarnych ubrań w bagażu”, tym samym pozbawieni oni zostali podstawowego prawa do publicznego wygłaszenia opinii. 17 osób zostało zaaresztowanych podczas próby przekroczenia granicy, nieznane są jednak jasne powody tych aresztowań.
Aktywiści, którym udało się przedostać do Lizbony, przeprowadzili szereg akcji od symbolicznych aktów nieposłuszeństwa społecznego po publiczne demonstracje i happeningi. Wśród nich można wymienić: flash mob, podczas którego około 200 osób “umarło” naprzeciwko centralnej stacji kolejowej Lizbony; postawienie krzyży na centralnym skwerze miejskim, upodobniając go do cmentarza w celu zwrócenia uwagi opinii publicznej na ilość zamordowanych cywili w wojnie afgańskiej czy obrzucenie reklam patronów szczytu NATO “bombami” z farbą (m.in Xerox, Delta café, Siemens). Pierwsza duża akcja miała charakter pochodu samby RoR oraz armii klaunów imitujących wojska NATO, dziękujących Lizbonie za przyjęcie swoich przedstawicieli podczas kilku dni konferencji i miliony euro wydane przez Portugalię i inne rządy europejskie na wojnę i eksploatację.
Oprócz tego odbyła się demonstracja solidarnościowa z osobami zatrzymanymi i zawróconymi z granicy portugalskiej. W celu obalenia mitu “agresywnego aktywisty-wandala” wykreowanego przez media, zorganizowany został publiczny trening z zakresu pokojowych akcji bezpośrednich.
W sobotę rano, 20.11 około 80 osób zablokowało jedną z dróg dojazdowych do czerwonej strefy szczytu, przeszkadzając delegatom w dotarciu na konferencję. Blokada wywołała natychmiastową acz chaotyczną akcję policji i została usunięta po około 40 minutach. W pierwszych minutach policjanci nie zauważyli zapięć i próbowali usunąć aktywistów siłą ciągnąc ich w przeciwne strony. Nie posiadali oni profesjonalnych narzędzi, czym zagrażali zdrowiu blokujących (iskry padające prosto na twarz i skórę blokujących, nieumiejętność zakładania i zdejmowania plastikowych kajdanek).
Zaaresztwano 42 osoby, w tym dwoje aktywistów z Polski. Po 15 godzinach aresztu zostali oni wypuszczeni po postawieniu zarzutów “nielegalnego wtargnięcia na teren szczytu NATO, blokowania ruchu ulicznego i nierozejścia się na wezwanie policji”. Zarzuty te wydają się być bezpodstawne, jako że blokada miała miejsce poza terenem szczytu, ruch uliczny zablokowała policja a aresztowania rozpoczęły się bez uprzedniej informacji. Za postawione zarzuty aktywistom grozi kara do roku wiezięnia.
O przebiegu sprawy sądowej będziemy informować na bieżąco i wzywać do ewentulnych akcji solidarnościowych.
Linki:
trening aktywistyczny: http://www.youtube.com/afp#p/search/16/HHmglkAHPDY
blokada: http://www.youtube.com/watch?v=E9LIfrLntXA
http://www.euronews.net/nocomment/2010/11/20/portugal/
flash mob : http://www.youtube.com/watch?v=zSmOwAreuP4
Kilka uwag z okazji Dnia Tolerancji
Czytelnik CIA, Śro, 2010-11-24 10:49 Antyfaszyzm | PublicystykaPublikujemy tekst Anny Czerwińskiej, chociaż nie podzielamy jej obserwacji, że współpraca z policją może być korzystna.
Kilka uwag z okazji Dnia Tolerancji czyli "jeśli jednoznacznie oceniamy ludzi - faszystą jesteś ty, faszystą jestem ja"
Wtorek, 16 listopada – Międzynarodowy Dzień Tolerancji – miałam spędzić w Lublinie, na spotkaniu o tolerancji właśnie. Ale rozchorowałam się po wydarzeniach 11 listopada i spacyfikowaniu przez policję blokady na ulicy Oboźnej, gdzie z innymi uczestniczkami i uczestnikami trzymani byliśmy na zimnie przez ponad 2 godziny. Dostałam też pałką od policji – ot mój kombatancki sznyt. Nie ja jedna. I tak mam szczęście, nie zostałam pobita tak, jak Robert Biedroń, czy zatrzymana, jak wielu naszych przyjaciół. Warszawska policja w ramach zapewnienia bezpieczeństwa pacyfikowała blokady antyfaszystowskie i atakowała ich uczestników. Rozumiem, że było zamieszanie, ale czekam chociażby na przepraszam. Przepraszam za to, że to im pozwoliliśmy przejść, a was pobiliśmy.
Chciałabym w tym miejscu zaznaczyć, że Feminoteka także bardzo aktywnie współpracuje z Policją, np. w sprawach przeciwdziałania przemocy wobec kobiet. Możemy tu ponarzekać na nieskuteczne interwencje, ale też porozmawiać o tym, co zrobić, aby takie się nie zdarzały, jak skutecznie chronić ofiary przemocy przed sprawcą, czego my byśmy wymagały od policji, czego policja od organizacji pomocowych. Wkrótce razem organizujemy na ten temat konferencję, do której nie musiałyśmy policji długo namawiać. I cieszy nas ta współpraca.
Manifestacje antyfaszystowskie w tym roku były wyjątkowe z kilku względów:
1. przez zawiązanie się koalicji Porozumienie 11 listopada, w skład której wchodziły grupy anarchofeministyczne, lesbijskie, organizacje LGBTQ, organizacje żydowskie, feministyczne, antyrasistowskie, lewicowe, walczące o prawa pracownicze. To Porozumienie ponad podziałami pozwoliło zebrać liczny, kolorowy tłum, który skutecznie zorganizował w Warszawie blokady neofaszystowskiego marszu.
2. przez włączenie się w akcję Gazety Wyborczej. Po raz pierwszy, narażając się na krytykę „zawsze obiektywnych i przezroczystych ideologicznie” dziennikarzy, media o takim zasięgu nawoływały do uczestniczenia w antyfaszystowskiej demonstracji. Przekaz był na tyle czytelny, że idąc z Placu Zamkowego na Oboźną usłyszałam, jak starsze małżeństwo wymieniało się uwagami: – A kto to idzie? Może pójdziemy z nimi? - Nie, to „wyborczaki”, ja z nimi nie będę maszerować.
Ale nie tylko przechodnie myśleli, że to akcja Gazety Wyborczej. Mam wrażenie, że myślała tak też duża część demonstrujących po raz pierwszy, nazwijmy ich umownie, "warszawską klasą średnią". Która spodziewała się demonstracji, jak z telewizji zachodnich, z filmów, nie wiem skąd. Której nie pasowało, kto na demonstracji przemaiwał, jaką puszczał muzykę, co mówił, a przede wszystkim, która była gdzie indziej, kiedy dochodziło do zamieszania z policją, do pobić, do kolejnych blokad. Ta część demonstrujacych publicznie odcina się od "bojówkarzy", od antify, od "tych radykałów", co poszli blokować marsz dalej, a „my przecież wygwizdaliśmy już faszyzm”. "Było tak miło i kolorowo, a anarchiści to wszystko zepsuli", a "politycznie ważne jest, aby robić dobre wrażenie" i "medialnie to jest ważne". Ta część demonstrujących, którą Porozumienie 11 listopada przeprasza za użyty podczas wiecu „język nienawiści”...
Ej!!! Byliśmy tam razem?! To była tylko Wasza demonstracja? Może stojąc naprzeciw przygotowujących się narodowców należało mówić o podziałach i pouczać? A może trzeba było demonstrować kilka lat temu?
Chciałabym przypomnieć wszystkim, którzy brali udział w manifestacji antyfaszystowskiej po raz pierwszy i teraz, obserwując relacje z bijatyki i „chuligaństwa” na ulicach mówią: „my nie chcemy tak demonstrować, my to zrobimy lepiej”, że gdyby nie anarchiści, gdyby nie antifa – nasze ulice mogłyby w czasie przemarszów faszystów wyglądać jak w Belgradzie, czy w Moskwie. To oni płacą cenę za nasz pozorny spokój. Za to, że możemy mówić o ugrupowaniach neofaszystowskich, że są marginalne. Robią to od lat, niektórzy kilkunastu, niektórzy kilku. Mi tym imponują.
W ramach zachęcania znajomych, aby przyszli demonstrować 11 listopada swój sprzeciw wobec marszy faszystów i narodowców, przeprowadziłam też kilka rozmów z bohaterkami naszego filmu „Powstanie w bluzce w w kwiatki”, uczestniczkami Powstania Warszawskiego. Wszystkie wyraziły entuzjazm: „tak, chciałabym przyjść, ale wie Pani, ja już z domu wyjść nie mogę, zdrowie nie to”, „jestem oburzona tym, że oni będą szli przez miasto. Jestem całym sercem z Wami!”. Organizowałam je na pikietę/wiec Międzypokoleniowego Porozumienia Antyfaszystowskiego 11 listopada. Kiedy napisałam o tym na Facebooku posypały się też komentarze, że jestem skrajnie nieodpowiedzialna, że chcę narażać staruszki, schorowane kobiety na zadymę, bijatyki, nieprzyjemności. „Tak, bo staruszki i kobiety w ciąży powinny siedzieć w domu. Niech nie wychodzą” - odpowiedziała na te zaczepki Patrycja Dołowy z Fundacji MaMa i ja się pod tym podpisuję. Demonstracje są także dla staruszek.
Nie organizowałam spotkania z kombatantami i kombatantkami sama, byłam "najsłabszym ogniwem". Mieliśmy stać trochę z boku, złożyć kwiaty pod tablicą upamiętniającą rozstrzelanych powstańców, pójść pod tablicę upamiętniającą prezydenta Gabriela Narutowicza, zastrzelonego przez endeka. Chodziło nam o to, aby przypomnieć w jakim mieście żyjemy – to miasto zniszczone przez faszystów, jaką mamy historię – towarzyszyli nam powstańcy, ale też ofiary gett ławkowych, jakie tradycje „patriotyczne” ma za sobą ONR, czy MW. W swoim krótkim wystąpieniu przypomniałam także, że pierwsze polskie feministki, wybitne Polki walczące o niepodległość, walczyły z narodowo-antysemickimi politykami i ich falangami. Było pięknie. Nie do końca podobały mi się biało-czerwone opaski na ramieniu, czy kotyliony, które zaordynował Prezydent Komorowski, ale to przełknę. Patriotyzm trzeba odzyskać, symbole narodowe też, nie zachwyca mnie to, ale potrafię zrozumieć. Mimo to stamtąd uciekłam.
Bo moi współtowarzysze, wcale nie powstańcy, nie kombatanci, zaczęli odcinać się w swoich wystąpieniach od głównej demonstracji. Oni tu sobie właśnie grzecznie przyszli, wspaniale wymyślili event historyczny, a tam ci źli anarchiści się biją i my tak nie chcemy obchodzić Dnia Niepodległości. Demonstrujemy sprzeciw wobec faszyzmu, ale nastrojowo i dystyngowanie.
Ale jak to?!!! Tam, właśnie tam!, na tej demonstracji są moi przyjaciele, mąż, zespół mojej fundacji, moje przyjaciółki i siostry, i właśnie oni zablokują, ZABLOKUJĄ, marsz faszystów. Poza tym też jestem anarchistką. Co to za podziały? Nieładnie. Pobiegłam i wiem, że „moje bohaterki” z filmu, gdyby im tylko zdrowie pozwoliło, pobiegłyby ze mną
W Dniu Tolerancji powinnam pisać o kolejnej zarazie, jaka dotarła do Polski, która nasila się jak każda ksenofobia i rasizm w okresie kryzysu. O islamofobii. Przeciwnicy budowy meczetów w Polsce, w obronie narodowych wartości, chrześcijańskiej Europy, ze szczególną lubością, wycierają sobie gęby prawami kobiet. Ci kulturalni ludzie nie są wprost przeciwko muzułmanom, Arabom, Persom... wszystko jedno, oni chcą bronić praw kobiet. Ale nie tych łamanych w Polsce, przez Polaków, przez katolików. Tych łamanych przez muzułmanów, którzy zagrażają Europie i zaraz wprowadzą nam wszędzie prawo szariatu. Ci, obrońcy praw kobiet chcą rozmawiać o 12 zabójstwach honorowych w Europie rocznie, ale nie o tych 150 polskich kobietach, które giną w Polsce w wyniku nieporozumień domowych. To ci obrońcy przyczyniają się do zamykania ośrodków dla uchodźców. To oni wkrótce dołączą do marszów nacjonalistów i faszystów. Ale na razie na pewno nie wdają się w bójki uliczne. To porządni ludzie. Nie jacyś tam anarchiści.
I piosenka anarchistycznego zespołu na koniec. O tolerancji.
Bo tylko w faszyście nie ma wątpliwości -
on wszystko widzi przez biało czarne szkła.
I jeśli jednoznacznie oceniamy ludzi -
faszystą jesteś ty, faszystą jestem ja.
Tekst: Anna Che Czerwińska
http://www.feminoteka.pl/readarticle.php?article_id=999
Oświadczenie Komisji Krajowej IP w związku z udziałem w wyborach
Renegade, Pon, 2010-11-22 14:22 Kraj | PublicystykaKomisja Krajowa Inicjatywy Pracowniczej przegłosowała oświadczenie, będące odpowiedzią na stanowisko IP Śląsk w sprawie udziału Lubuskiej komisji w wyborach samorządowych. Z 6 osób wchodzących w skład Komisji Krajowej, 5 osób głosowało za, 1 osoba przeciw. Zgodnie z Art. 28 Statutu IP, Komisja Krajowa posiada szeroki zakres władzy wykonawczej w związku i może samodzielnie interpretować statut i podejmować uchwały, bez konieczności uzyskania zgody (mandatu) od komisji wchodzących w skład związku. Polskie prawo nie wymaga, by związek zawodowy posiadał silne władze wykonawcze, jednak taki statut nadal obowiązuje w IP.
Pomimo, iż w oświadczeniu Komisji Krajowej pojawia się informacja, że nie istnieje sekcja Śląsk, na stronie Kim jesteśmy? można przeczytać: "Obecnie Inicjatywa Pracownicza działa w następujących ośrodkach: Poznań, Łódź, Szczecin, Gorzów, Kostrzyn, Zielona Góra, Górny Śląsk (Tarnowskie Góry, Miasteczko Śl., Bielsko-Biała, Racibórz, Rybnik), Warszawa, Gdańsk, Kraków, Bydgoszcz.
Poniżej tekst oświadczenia.
W związku z opublikowanym oświadczeniem sygnowanym przez Inicjatywę Pracowniczą Śląsk pragniemy stwierdzić, iż w strukturze OZZ Inicjatywa Pracownicza nie ma takiego ciała. Wiadomym nam jest jednak, że Oświadczenie to popiera Komisja Środowiskowa OZZ Inicjatywa Pracownicza z Tarnowskich Gór. Oświadczenie to zawiera liczne przekłamania wymagające sprostowania i wyjaśnienia.
1. Żaden z komitetów wyborczych do samorządów nie był sygnowany przez Inicjatywę Pracowniczą.
2. Żadna komisja Inicjatywy Pracowniczej nie poparła oficjalnie żadnego komitetu wyborczego.
3. Jedynie kilku członków Inicjatywy Pracowniczej brało udział w wyborach samorządowych, nie zawsze ujawniając swoją przynależność do IP.
W takim przypadku wydaje się nieuprawomocniony wniosek o wykluczenie Lubuskiej Komisji Międzyzakładowej ze Związku, tym bardziej, że zarzucane jej działania nie są sprzeczne z wymogami Statutowymi oraz Deklaracją Ideową i Programową naszego związku.
W związku z tym pragniemy przypomnieć:
1. Na ostatnim Krajowym Zjeździe Delegatów Inicjatywy Pracowniczej w marcu 2009 roku, oficjalnie przyjęto Deklarację Ideową i Programową, która mówi: „Wypowiadamy się przeciwko akcji politycznej i wykorzystaniu ruchu pracowniczego do celów politycznych i bieżących interesów partii politycznych. Popieramy zaangażowanie się ruchu pracowniczego w sprawy lokalne, zmierzające do przywrócenia autentycznej samorządności”.
2. Przeprowadzono dyskusję, co w takim układzie może lub nie członek np. Komisji Krajowej. Stwierdzono w par. 27 pkt. 4 nowegoprzejętego Statutu, że: „Członkowie Komisji Krajowej nie mogą w czasie trwania kadencji należeć do partii politycznych i kandydować do Sejmu, Senatu i Parlamentu Europejskiego oraz na Prezydenta RP.” Celowo pominięto w tym zapisie samorządy lokalne, co było przedmiotem naszego konsensusu. Przypomnijmy, że były wówczas przedstawione i przedyskutowane wyniki ankiety związkowej (wyniki otrzymali wszyscy delegaci), w której na pytanie "Czy IP powinna zaangażować się w działalność samorządów lokalnych poprzez uczestnictwo w wyborach?", 40 proc. odpowiedziało "tak", 28 proc - "raczej tak", 10 proc. - "raczej nie", 15 proc.- "nie" i 7 proc. - "trudno powiedzieć".
Uchwała w sprawie zmian w Statucie i cytowanego zapisu par. 27 pkt 4. przyjęta została przez Krajowy Zjazd Delegatów jednogłośnie, co oznacza, że za takim zapisem głosowało pięciu delegatów reprezentujących Śląsk, w tym dwoje reprezentujących Komisję Środowiskową OZZ Inicjatywa Pracownicza w Tarnowskich Górach.
Komisja Krajowa uważa za słuszne opublikować Oświadczenie sygnowane przez IP Śląsk na stronach internetowych związku, uznając zasadę pluralizmu poglądów w łonie naszej organizacji.
Komisja Krajowa OZZ Inicjatywa Pracownicza
Rue de la République: historia ryzykownej gry w społeczeństwie i na rynku nieruchomości
Czytelnik CIA, Pon, 2010-11-22 01:42 Kraj | Lokatorzy | PublicystykaTłumaczenie pochodzi ze strony gentryfikacja.zlem.org.
Od początku duży projekt inwestorów na rynku nieruchomości (przy rue de la Répubilque w Marsylii- przyp. tłum.), wykonany w drugiej połowie XIX wieku, walczył z brakiem zainteresowania marsyliańskiej elity. Budynki Société Immobilière Marseillaise (SIM) były wynajmowane rzemieślnikom, handlarzom i pracownikom portów. SIM utrzymywało niskie czynsze. Ten stan rozszerzył się na gospodarstwa domowe chronione przez prawo z 1948* roku, które powstały po zniszczeniu Le Panier** w 1944. Pomimo tego prawa, od lat 70. okolica doświadczała systematycznej degradacji spowodowanej brakiem prac konserwacyjnych ze strony SIM. Ci, którzy mogli się wyprowadzić, zrobili to, zostali tylko najbiedniejsi: osiedle stało się “parkiem faktu społecznego”.
Obecny, ogromny program rewitalizacji zaczął się w 2002 roku pod nazwami OPAH (Planowana Operacja Poprawy Mieszkalnictwa) i Euroméditerranée, ze wsparciem władz i odnoszących sukcesy inwestorów. Ta operacja bardzo szybko stała się się grą mającą na celu finansową spekulację, nie tylko przeszkadzającą w naprawie społeczności i poprawie warunków życia, ale sprzecznej z podstawowymi potrzebami mieszkańców i lokalnych handlarzy. Bez żadnych przekonujących rezultatów.
Pomiędzy centrum Sadi Carnot a Joilett ulica wydaje się być wyczyszczona z jakiejkolwiek aktywności społecznej, z zamkniętymi sklepami na parterach i w większości pustymi mieszkaniami powyżej.
Co z tańcem kapitału i szczęśliwymi posiadaczami? Co z zyskami zarobionymi na stratach mieszkańcow i obywateli tego miasta?
Od 1987 do 2004: pierwsza fala spekulacji przynosi duże zyski bez rewitalizacji
W 1986 roku rząd pozbył się prawa z 1948 co zainteresowało inwestorów i w 1987 SIM sprzedał swój majątek firmie Danone-Cofinda. Ten pierwszy inwestor pozwolił budynkom się rozpaść i odsprzedał je, po wyższej cenie 82 milionów euro, firmie P2C.
Radny Reanud Muselier pogratulował sobie za tę „nową energię”.
W 2002 roku Państwo zdecydowało udzielić Marsylii ogromnej pomocy, w ramach projektu Euroméditerranée. Stając naprzeciw groźby eksmisji dla najemców spowodowanych projektem rewitalizacyjnym negocjowano z miastem dwa warunki:
1. Miasto musi oddać do renowacji 500 budynków w zabytkowej okolicy oferując rządowi mieszkania, które urzeczywistnią „protokół regulujący likwidację niewartościowych mieszkańców”, umowę pomiędzy miastem a Państwem.
2. Miasto zaangażuje się w utrzymanie reguły „trzech trzecich” przewidzianej w OPAH (1/3 wolnego mieszkalnictwa, 1/3 rządowego i 1/3 tymczasowego). Wszystkie protokoły są podpisane przez Publiczny Zarząd Euroméditerranée, właścicieli P2C i Eurazéo w zamian za publiczne dotacje.
W 2004 roku część ulicy ujrzała nowego właściciela: P2C, które nie wykonało żadnej inwestycji przez 4 lata, sprzedało swoją własność za 117 milionów euro (1350 mieszkań i 50 000 metrów kwadratowych przestrzeni do wynajęcia) amerykańskiemu funduszowi emerytalnemu (Lone Star Fund IV); 553 właścicieli wciąż mieszkało w odsprzedanych mieszkaniach, dla P2C stanowiło to blisko 30 milionów euro pożyczki, bez zrobienia czegokolwiek! Lone Star Fund – Marseille została utworzona w raju podatkowym (podwójna korzyść – omija podatki i otrzymała dyskretną pożyczkę 100 milionów euro, po połowie od Société Générale i grupy Caisses d’Epargne).
Trzymając się image'u średnioterminowej inwestycji na rynku nieruchomości, a nie czysto spekulacyjnego projektu finansowego, Lone Star utworzyło spółkę o lokalnej nazwie Marseille-République (z francuskim dyrektorem wykonawczym, Ericiem Foillardem). Jednakże było konieczne by „sprzedać” ten plan mieszkańcom Marsylii. Projekt został zorganizowany z lokalnymi władzami by zaprezentować to jako szansę dla miasta i jego mieszkańców. Miasto szybko zgodziło się na projekt i spekulacyjne pieniądze popłynęły. Transfer własności Marseille- République ogłosiło na konferencji w ratuszu.
„Zgadzamy się z celami Marseille- République”, stwierdził Danièle Servant, asystent kampanii Urbanizm. Jednak skonfrontowani z dziennikarzami organizatorzy poczynili dwa wyznania. Danièle Servant powiedział „650 rodzin nie ma prawa by zostać na ulicy Republiki”, oraz „Nie mamy prawa by dawać państwowe mieszkania.” Wsparcie urzędu miasta dla Lone Star jest jasne. Eric Foillard ogłosił, że celem finansowym jego firmy jest 18% roczny dochód, czyli 3 lub 4 razy większy niż średni dla branży nieruchomości. Następne akapity pokażą, jdo jakich nielegalnych środków i nacisków ucieknie się firma by osiągnąć ten cel.
W maju 2004, poprzez fuzję, grupa Eurazéo otrzymała drugą połowę ulicy (140 budynków z 1350 mieszkań i 60 000 metrów kwadratowych przestrzeni do wynajęcia). Od 2004 do 2008 roku obie firmy działały na rzecz projektu renowacji, każda na części ulicy Republiki.
Jaki był rezultat?
Od 2004 do 2008 roku Panśtwo poprzez Euroméditerranée i lokalne władze wydały znaczne kwoty pieniędzy na publiczne udogodnienia, które nadały terenowi wartości: tramwaj (od Joliette do Sadi Carnot) i parking podziemny z 700 miejsc, podziemny zbiornik wody, odnowienie dróg publicznych, znaczny udział w poprawie fasad budynków z korzyścią dla właścicieli. Euroazéo-AN otrzymało 4,74 miliona euro w grantach na rewitalizację w ramach OPAH 2002-2006. Te inwestycje, korzystne dla budynków, które zyskały na wartości, przyszły bez żadnej publicznej kontroli czynszów.
Eurozéo-ANF, mistrz renowacji, rozkłada zyski w czasie
Poprzez te lata Eurozéo-ANF ukończyło pracę na części ze swoich 140 budynków, kompleksach apartamentów i przestrzeni do handlu detalicznego (7000 metrów kwadratowych). Ich założenie inwestycyjne bazuje na projekcie średnioterminowym, który jest zupełnie inny niż Lone Star: odkładać pieniądze z czynszów i najmu sklepów franczyzowych i wymieniać populację powoli poprzez wolne, rozłożone w czasie, podwyżki.
Patrząc z estetycznego punkt widzenia na terenie Vieux Port-Sadi Carnot renowacja była udana: budynki mają ładny kształt, wygląd mieszkań i małych sklepów został poprawiony, pojawiły się szyldy (H&M, Vert Baudet, Sephora, Mango, Celio, Hilton…) Aby podnieść zysk z nieruchomości zawsze gdy lokal jest przeznaczony do renowacji Eurazéo-ANF domaga się by czynsz był porównywalny z nowymi budynkami, lub tymi już odnowionymi w okolicy, nawet jeśli nadal są prace do wykonania. Un Centre Ville pour Tous (fr. Centrum Miasta dla Wszystkich) będąc stale otwartym dla mieszkańców miało możliwość obejrzenia dziesiątek listów od Eurazéo-ANF do mieszkańców ostrzegających o nawet trzykrotnych podwyżkach czynszów.
Długoterminowi mieszkańcy stanęli wobec groźby opuszczenia okolicy z powodu podwyżek czynszów w okresie odnawiania ich lokali: mogli spierać się o to z komisją pojednawczą, która właściciel musi zapewnić jeśli najemca odmawia płacenia wyższego czynszu. Ale musimy zapytać jak wielu nie było świadomych swoich praw na tyle by bronić się przed podwyżkami?
Marseille République, mistrz krótkoterminowej, spekulacyjnej renowacji
Pomiędzy 2004 a 2008 rokiem Marseille République, poprzez wdrażanie często bardzo kontrowersyjnych metod handlu nieruchomościami rozpoczęło ogromną operację destabilizowania lokatorów i handlarzy w celu „uwolnienia” większości możliwych budynków, które następnie sprzedawali. Najemcy otrzymywali informację, że muszą się wyprowadzić jako, że ich mieszkania podlegają owemu szerokiemu projektowi renowacji.
Jednocześnie ruszył projekt tłumienia biznesu przy użyci mniej lub bardziej etycznych środków prawnych, aby zrobić czyste pole dla franczyz, które podniosą czynsze i będą bardziej adekwatne dla przyszłych mieszkańców. Nieszczęście dla struktury społecznej zaczęło się.
Naciski i groźby były przedstawiane za pośrednictwem pseudo mediatorów Marseille République w celu wyparcia posiadaczy tytułów najmu z 1948. Dziś wielu się wyprowadziło, zastraszonych lub zmęczonych nieznośnymi warunkami jakim zostali poddani (szantaż, przemoc na budowach, czy niespełnione obietnice), po tym jak zostali „kupieni” otrzymując mizerny pakiet kompensacyjny już po wyprowadzce.
Wielu było zdolnych stawić opór, ze wsparciem lokalnych stowarzyszeń i wrócić. Swoją złość, solidarność i pretensje manifestowali na demonstracji 27 listopada 2004 roku przed l’Hôtel de Ville doprowadzając głowę lokalnej administracji Christiana Frémonta do ustalenia z Lone Stare Marseille République dotrzymywania zasad OPAH 2002: przesiedlania lokatorów z zachowaniem czynszu jaki płacili. Lone Star musialo zarzucić swoją ideę dzikiego zysku i oddać (za 650 euro za metr kwadratowy) 356 domów 6 społecznym zarządcom.
„Rzeczywistość” spekulacji
Początek 2008 roku, 255 mieszkań (z 1350) zostało odnowionych i mają być sprzedane za 3,800 euro za metr kwadratowy. Jeśli dodamy do bilansu 356 mieszkań odsprzedanych do „sektora mieszkalnictwa socjalnego”, okaże się, że nie odrestaurowano nawet połowy mieszkań. Pomimo to, inwestorzy z Lone Star zainkasowali swój zysk. Pomiędzy 2007 a 2008 rokiem spekulacyjny fundusz Lone Star Marseille-République sprzedał niemal wszystkie pozostałe nieruchomości (za wyjątkiem „działki 30” położonej nad morzem) dwóm firmom:
1) Buildinvest (z Paryża): 13 nieodnowionych budnynków, liczących 134 mieszkań, wolnych od lokatorów (działka 12, za 16 milionów euro) swojej lustrzanej firmie amerykańskiej
2) Atemi/Lehman Brothers Real Estates Partners, około 100 budynków za 200 milionów euro (mniej więcej połowa z tych pieniędzy w formie ryzykownych kredytów)
Wartość nadywżki wytowżonej przez Marseille République to 94 miliony euro w 4 lata! To jest cena „zapłacona” przez spekulantów z Marseille République za nigdy nie dokończoną renowację, gdzie najemcy, czyli mieszkańcy i lokalni handlarze są jedynymi ofiarami, tymczasem gmina nie przestaje śpiewać hymnów pochwalnych na cześć inwestorów., nie dbając o zgodność z przepisami prawa narzucającymi ścisłe zasady rewitalizacji, których społeczna stawka była oczywista.
Firma ATEMI, spółka zależna, w 80% własność Lehman Brothers, zachowała nazwę Marseille-République i ulokowała pieniądze w spółce nazwanej: Marina Baie of the Angles 7 marca 2008. Kolejny ambitny program pięcioletnich wydatków został ogłoszony przez nowo założoną firmę. Po raz 3, chociaż kryzys „zatrutych” kredytów hipotecznych zaczął już dotykać wielkie amerykańskie banki i podczas gdy francuski rynek nieruchomości zaczął podupadać, miasto było zadowolone z transakcji.
– “Taka transakcja pozłaca nawet bardziej obraz Marsylii” - zadeklarował J.C. Gondard, sekretarz generalny miasta.
2008 i później
Kryzys finansowy i wezwanie do do zachowania odpowiedzialności: „nie pozostawiajcie spekulantów samym sobie!”. bankructwo we wrześniu 2008 Lehman Brothers w USA i generalne poczucie niestabilności w nowych inwestycjach na rynku nieruchomości, prawdopodobnie zostawią znów tę część miasta miejskim odłogiem i społeczną pustynią. Kryzys dotknął cały rynek nieruchomości. Inne sektory będą cierpieć pośrednie straty na „pustyni kredytowej”. 600 mieszkań nadal jest nieodnowionych, a blisko 60 tysięcy metrów kwadratowych przestrzeni do wynajmu stoi puste! Kilkoro najemców, którzy nadal są w budynkach (w stanie porzucenia) żyją w totalnej niepewności o własną przyszłość.
„Rewitalizacja la Rue de la République jest skończona!” stwierdziły władze w 2007. Czy Urząd Miejski Marsylii, który wiele razy próbował „wyczyścić” centrum miasta z jego „biedaków”, tym razem przekroczy swoją tępotę i zaangażuje się w politykę, która szanować będzie populację miasta? Ratusz musi stworzyć lokalny i finansowy bilans tej operacji i wyłożyć go na stół, aby ustalić go od nowa, na zmienionych podstawach. Dla Centre-Ville Pour Tous władze – a zwłaszcza Państwo, Urząd Miasta i zarządcy całej aglomeracji Marsylii – muszą wziąć odpowiedzialność za wadliwe plany spekulacyjnych inwestorów. Mają narzędzia by to zrobić (zdolność negocjowania właściwej ceny i możliwego użytku, prawo pierwokupu) by odzyskać tę część miasta jako wspólną i do publicznego użytku.
W lutym 2010 ukazała się książka upubliczniająca badania i doświadczenia zbierane na ulicach u boku mieszkańców:Attention à la fermeture des portes ! Jean-Stéphane Borja, Martine Derain, Caroline Galmot, Véronique Manry.
Marsylia, 14 paźdzernika 2008
Patrick Lacoste, Antoine Richard
Link do pliku pdf z tekstem oryginalnym tutaj.
*- w 1948 roku Francja wprowadziła nowe prawo mieszkaniowe mające w założeniu deregulować czynsze, jednak w praktyce wprowadzające szereg ścisłych ograniczeń, które dotyczyły jedynie budynków wzniesionych przed 1949 rokiem.
**- stara dzielnica robotnicza Marsylii zniszczona w 1944 roku.
Manifestion pour le Droit au Logement à Marseille
http://dailymotion.alice.it/video/k2hjOtrpI7cDvnQP07
Marseille capitale européenne du logement
VIDEO I
http://tvbruits.org/spip.php?article1071#outil_sommaire_0
VIDEO II
http://tvbruits.org/spip.php?article1071#outil_sommaire_1
VIDEO III
http://tvbruits.org/spip.php?article1071#outil_sommaire_2
VIDEO IV
http://tvbruits.org/spip.php?article1071#outil_sommaire_3
Rue de la République
http://tvbruits.org/spip.php?article845&var_recherche=rue%20de%20la%20re...
Oświadczenie IP Śląsk w związku z udziałem Lubuskiej komisji IP w wyborach samorządowych
Czytelnik CIA, Nie, 2010-11-21 22:04 PublicystykaNa stronie Federacji Anarchistycznej Śląsk opublikowane zostało następujące oświadczenie Inicjatywy Pracowniczej - Śląsk.
Domagamy się natychmiastowego usunięcia wyżej wymienionej komisji [chodzi o Lubuską Komisję Środowiskową - przyp. red], w związku z jej działaniami będącymi zaprzeczeniem idei anarchosyndykalizmu. Występek ten traktujemy jako próbę przejęcia i narzucenia niezgodnych priorytetów jakimi miała i ma kierować się Inicjatywa Pracownicza. Posunięcie to odbieramy jako zaplanowany atak na doktrynę anarchosyndykalistyczną i jawne wspomaganie struktur państwowych, będących w opozycji do naszych podstawowych wartości.
Nie jesteśmy zaskoczeni dążeniami do władzy ww. kolaborantów, wykorzystujących do tego celu Nasz związek, jednakże jesteśmy zaskoczeni poparciem "towarzyszy" z Poznania, oraz brakiem reakcji ze strony innych ośrodków. Przystępując do związku zdeklarowanego jako anarchosyndykalistyczny, byliśmy pewni jego podwalin, tak samo jak teraz jesteśmy niepewni naszego uczestnictwa w IP. Pamiętamy deklaracje z przed kilku lat, dotyczącą wykorzystywania symboliki związkowej podczas kampanii wyborczej - ktokolwiek wystąpi w koszulce związkowej podczas agitacji wyborczej, zostanie usunięty z OZZ Inicjatywy Pracowniczej. Wtedy "ZAUFALIŚMY" deklaracjom. Dziś komisja lubuska, wykorzystała nazwę związku, ogłaszając zainicjowanie kampanii wyborczej przez Inicjatywę Pracowniczą, co w naszym rozumieniu jest o wiele cięższym przewinieniem.
W chwili obecnej czekamy na reakcję innych ośrodków, które jeszcze nie zajęły stanowiska w danej sprawie.
Za: http://fas.bzzz.net/Oswiadczenie_IP_slask_w_zwiazku_z_udzialem_Lubuskiej...
Non possumus
XaViER, Nie, 2010-11-21 16:25 Publicystyka | Ruch anarchistyczny | WyboryDlaczego nie wybieram się dziś na wybory? Powodem nie jest zła pogoda, lenistwo i inne tego rodzaju przykłady, jakie często padają w wypowiedziach publicystów na temat tych, którzy się nie zdecydowali brać udział w tej jałowej szopce zwanej wyborami samorządowymi.
Większość argumentów przeciwko głosowaniu jest znana, większość ma charakter stricte moralny (w skrócie to ujmując “tylko świnie siedzą u koryta”). Wydaje mi się, że nie przekonałyby mnie wyłącznie tego rodzaju argumenty. Uważam, że osoba, która zasiada w samorządzie, czy ogólnie u władzy, nie musi z założenia być osobą złą, niemoralną, czy chciwą. To co mnie przekonuje w znacznie większym stopniu to z mojej perspektywy jałowość głosowania, jak i bycia wybieranym, zwłaszcza mając dobre intencje.
Przez ruch anarchistyczny od jego zarania przetacza się dyskusja na temat głosowania i udziału w wyborach. O ile 150 lat temu te dyskusje miały, moim zdaniem, uzasadnienie, ponieważ nie posiadali ówcześni obywatele doświadczeń tak szerokich jak nasze i mogli żywić złudzenie, podzielane także np. w pewnych sytuacjach przez Marksa, że “przegłosujemy burżujów, odbierzemy im własność i przeprowadzimy rewolucję od góry”. Okazało się to jednak dość trudne, by nie powiedzieć niemożliwe.
Moje prywatne doświadczenie jest naturalnie krótsze, ale w dużym stopniu pokrywa się z doświadczeniem historycznym. Zaczynałem jako idealistyczny socjaldemokrata o zielonym odcieniu. Działając w ruchu zielonych w latach 90. eksperymentowałem i wyciągałem wnioski. Głosowałem na lewicowe partie, zwłaszcza gdy odwoływały się do idei ekologicznych w programach, itd. Rozczarowanie przyszło jednak dość szybko. Okazało się, że najwyraźniej partie notorycznie nie realizują swoich programów i po prostu czułem się wystrychnięty na dudka. Od końca lat 90. nie chodzę na wybory i nie wyczytałem tego w świętych księgach Bakunina, czy innego Kropotkina, bo po prostu ich wówczas nie znałem. Co prawda czytałem Mać Pariadkę, ale do ruchu anarchistycznego miałem dystans, zwłaszcza, że w Maci dominowały wówczas treści libertariańskie. Na pozycję bojkotu wyborów doprowadziło mnie własne doświadczenie. Wtedy dopiero zacząłem zastanawiać się nad historią parlamentaryzmu. Nie wygląda ona optymistycznie dla zwolenników zmiany za pomocą kartki wyborczej.
Ale nie o historii dziś będę pisał, ale skupię się na współcześnie stawianych argumentach o słuszności czynnego i biernego uczestnictwa w wyborach samorządowych. Weźmy np. oświadczenie Lewicowej Alternatywy, która mimo świadomości ograniczeń obecnego kształtu tzw. “samorządu terytorialnego”, sugeruje, że w związku ze słabością ruchów społecznych dałoby się je niejako ulepić od góry.
Moim zdaniem argument, że skoro ruchy społeczne – pracownicze, lokatorskie, ekologiczne, etc. są słabe, to że budowanie je od dołu to ślepa uliczka i się nie sprawdza. Że wobec tego trzeba być “niedogmatycznym” i spróbować “czegoś innego”. Ten argument jest podwójne nietrafny. Tak naprawdę ruch antyautorytarny w Polsce na poważnie w budowę ruchów tego rodzaju włączył się w większym stopniu dopiero niedawno. Doświadczenie jest zbyt krótkie, żeby wyciągać z nich wnioski. W dodatku ruch anarchistyczny czy antyautorytarny jako całość wcale tak bardzo jednoznacznie i aktywnie nie działa praktycznie. Więcej jest internetowych albo knajpianych teoretyków, którzy przy piwie obalają system, a jeszcze więcej tych którzy ograniczają działalność do koncertów, czy jednorazowych demonstracji, niż praktyków, którzy ciężko na co dzień wspomagają budowę tych ruchów.
Po drugie w jakiż to sposób słaby ruch ma wyłonić silnego przedstawiciela w samorządzie lokalnym? Zwolennikom wejścia w wyborczą grę wydaje się, że będąc słabymi “na dole” mogą w ogóle dostać się do samorządu, a w dodatku jeszcze w tym samorządzie zdobyć taką pozycję, że wywoła ona sama z siebie jakiś ruch. W jaki sposób amatorzy, dysponujący co najwyżej plakatami na ksero i zerowym budżetem wyborczym będą w stanie pokonać w walce bardziej zamożnych kandydatów? Nawet jeśli jakimś cudownym zrządzeniem losu uda się przepchnąć jednego, czy dwóch kandydatów, to co oni w ogóle tam będą mogli zdziałać? Taka sytuacja raczej zniechęci potencjalnych zwolenników, bo ujawni kompletną słabość polityczną tych ludzi, a nie zbuduje jakikolwiek ruch.
Żeby wstawić paru posłów socjaldemokracja musiała tu i ówdzie stoczyć wiele walk, zbudować ruch i maszynę wyborczą, a i tak wiele nie zdziałali, a system sprawnie ich wchłonął. Chyba że naszych drogich aktywistów zadowala pozycja jaką przed wojną mieli komunistyczni posłowie w polskim parlamencie. Totalnie izolowani przez inne partie, jedyne co mogli, to walić w pulpit podczas przemówienia Piłsudskiego. Bardziej śmieszno niż straszno.
Tak więc należy się zastanowić, czy to nie tyle dotychczasowa taktyka, co jej realizacja jest słaba. Tutaj w każdym razie można mieć jeszcze jakieś nadzieje na poprawę. Natomiast sprawa z wyborami z góry skazana jest na porażkę. Moja teza wynika z doświadczeń paru osób ze środowisk wolnościowych, ale nie tylko, które znam, a które startowały. Te osoby albo nie zostały wybrane, jak pewien znany mi profesor ze Szczecina, bo jego marne małe plakaty na które wydawał swoje grosiki, ginęły w powodzi kolorowych bilbordów bogatych kandydatów, albo inni gdy zostali wybrani, bo np. weszli na listy znanej partii, sami ulegli magicznej przemianie politycznej i tyle widziano ich radykalizm. To są praktyczne przykłady z ostatnich lat, z tego kraju, nie Hiszpanii lat 30. Odpada więc argument o rzekomej “nowości” wchodzenia w struktury polityczne państwa w ruchu anarchistycznym. Mamy tych doświadczeń trochę i nie wyglądają zbyt przekonująco.
Czasami pada również argument, że przecież jestem zwolennikiem samorządności, więc samorząd terytorialny powinien być dla mnie strawny. To prawda, jestem za samorządnością, ale jak słusznie zauważył Oskar Szwabowski, samorządność ma co najmniej dwa znaczenia. Ruch antyautorytarny opowiada się za samorządnością, która oznacza podejmowanie decyzji dotyczących danej społeczności przez samą społeczność, a nie osoby, które wybierze, aby decydowały za nich.
Samorząd terytorialny to organ państwowy, który jest kopią w mniejszej skali parlamentaryzmu. Nasi lokalni posłowie, czyli radni, nie są wiązani mandatami, nie muszą specjalnie obawiać się odwołania w razie niewypełniania go. Rady miast przypominają mały sejm. Nie wiem dlaczego lokalny parlament ma szczególnie być lepszy od tego ogólnokrajowego. Moje doświadczenie mówi mi, że jest odwrotnie. Często lokalne władze są bardziej skorumpowane (bo są tańsze), niż te krajowe.
W latach 90. miałem nieco kontaktów z samorządem miejskim w działalności społecznej i naoglądałem się takich przekrętów, o jakich nawet w sejmie byłoby trudno. Np. zakładanie przez żonę radnego stowarzyszenia, aby pompować kasę na działalność społeczną do ich kieszeni, to była norma. Oczywiście dla niezależnych stowarzyszeń, zwłaszcza krytycznych wobec władzy, zdobycie kasy na działalność graniczy z cudem.
Samorząd lokalny najczęściej więc przypomina raczej oligarchię, niż demokrację. Osoby, które autentycznie chciałyby coś zrobić dla lokalnej społeczności, a jakimś cudem dostały się do rady, są izolowane i nazywane “oszołomami”. Taka jest praktyka władzy i uważam, że to nie wynika z jakiegoś szczególnego charakteru tych konkretnych osób, ale struktury, która korumpuje nawet szlachetne jednostki, a co dopiero mówić o przeciętniakach. To struktura wymusza określone zachowania, jeśli chce się w jej ramach przetrwać. Argumenty Lewicowej nomen omen Alternatywy przypominają mi trochę argumenty prawicowego PiS – struktura strukturą, ale nasi będą moralnie czyści, sto razy lepiej przygotowani i będą ponad to. W praktyce PiS to także się nie udało, jak wiemy. To struktura przede wszystkim kształtuje określone postawy, określone schematy działania jednostek. Ci, którzy nie pasują do struktury są eliminowani.
Jest jeszcze jeden argument, mało moralistyczny a bardziej praktyczny jak sądzę, który powinni przemyśleć ci, którzy się wahają. Wszyscy wiemy ile wysiłku trzeba poświęcić, żeby zbudować maszynkę wyborczą. Ile trzeba funduszy zdobyć, żeby mieć szansę na wybór, ile czasu poświęcić na agitację wyborczą? A wynik i tak jest niepewny. Także gwarancji żadnej nie ma, że ci których wybraliśmy sprostają postawionemu przez ruch zadaniu, bo przecież nic ich nie wiąże, żaden mandat, a podobno tylko krowa nie zmienia poglądów.
Czy nie lepiej te marne środki, które posiadamy zamiast mnożyć w tysiącach taktyk, skoncentrować na tym, co nam jakoś jeszcze wychodzi – na codziennej działalności wśród ludzi. Z zawodowymi politykami w ich szaradach i propagandzie raczej nie wygramy. Za to politycy czują się zagubieni, tam gdzie my czujemy się, w porównaniu z nimi, jak ryby w wodzie – na ulicach i zakładach pracy. Nie warto stawiać tego na szali i przekombinowywać. Popatrzmy np. jak śmiesznie wygląda taki Blumsztajn, który nagle postanowił robić politykę na ulicy, a kompletnie się w tym pogubił, wystraszył i gdyby nie anarchiści to pewne dostałby od kiboli po gębie. Albo Palikot, który mimo potężnych środków i przyjaznych mediów, nie potrafi nawet zorganizować poważnej demonstracji antyklerykalnej.
Róbmy dalej to co robimy, a w końcu będą z tego jakieś pozytywne owoce. A nawet jeśli nie będzie ich wiele, to i tak to co już teraz robimy przynosi więcej dobrego, niż branie udział w szopce wyborczej, czy nawet tracenie czasu na dyskusje o tym.
Moim zdaniem nie możemy iść pozornie łatwiejszą drogą przetartą przez socjaldemokrację, ale wybrać może trudniejszą, ale za to stanowiącą prawdziwą teoriopraktyczną alternatywę dla zastanej polityki. Nasz ruch jest ostatnim, który nie skompromitował się tak jak pozostałe nurty polityczne i teraz to w naszych rękach znajduje się “złoty róg”, nawet jeśli to w obecnym stanie aktywności społecznej wydaje się absurdalne. Spoczywa na nas ogromna odpowiedzialność i nie możemy popełnić tych samych błędów i zawieść ludzi nierozważnymi decyzjami politycznymi.
Wcale nie tak spokojnie na wschodnim froncie
Yak, Nie, 2010-11-21 12:07 Antyfaszyzm | PublicystykaDziś Rosja rzadziej pojawia się jako temat wiadomości w mediach światowych. Serwisy takie jak Euronews, BBC, CNN rzadko poświęcają czas na opisywanie dużego terytorium położonego na wschód od Finlandii, a na północ od Chin.
W pewnym sensie – to zrozumiałe. Nie istnieją w Rosji masowe ruchy protestu, nie ma strajków, zmian w rządzie, ani nic z tych rzeczy. Czasem powstają zakłócenia w dostawach gazu do Europy, ale wciąż dostawy są stosunkowo stabilne. Ropa płynie na rynki światowe, podobnie jak dostawy metali i drewna. Bogaci rosyjscy oligarchowie wciąż się bogacą (i przeprowadzają się do Londynu), a biedni wciąż stają się biedniejsi (i pozostają w większości cicho). Wygląda na to, że Putin pozostanie Carem w Rosji na zawsze. Jedynie od czasu do czasu coś wybucha i zdjęcia ofiar pojawiają się w mediach...
Ale czy rzeczywiście można powiedzieć, że nic się w Rosji nie dzieje? To prawda - nie ma w tej chwili masowych ruchów społecznych, a te które istnieją nie przebijają się do mediów. Ale warto przyjrzeć się bliżej, bo w Rosji mają miejsce ważne i niepokojące wydarzenia, które czynią koniecznym wezwanie do solidarności z rosyjskimi aktywistami.
Dekada Putina
Dziesięć lat po objęciu władzy przez pana Putina – nikogo chyba nie zmyli formalna prezydentura pana Miedwiediewa – kraj osiągnął dość interesujący punkt rozwoju. Wybory parlamentarne są coraz mniej ciekawe. Są dwie partie wspierające rząd i dwie partie pseudo-opozycyjne, w tym partia komunistyczna, która udaje, że krytykuje rząd, ale w rzeczywistości głosuje zgodnie z wolą rządu. Wybory prezydenckie są jeszcze mniej ciekawe. Zainteresowanie społeczeństwa wyborami wciąż spada, w związku z czym zlikwidowano nawet wybory gubernatorów regionów. Są oni teraz mianowani przez Kreml, który z pewnością wie, co jest lepsze dla ludzi. Opozycja polityczna została całkowicie zmarginalizowana i poddana ostremu nadzorowi policyjnemu. Praktycznie wszyscy obserwatorzy są zgodni co do tego, że w Rosji nie ma już polityki. Po prostu przestała istnieć! A przynajmniej komentatorzy chcieliby, żebyśmy w to uwierzyli.
Stosunkowo niezależne media głównego nurtu zniknęły już kilka lat temu (choć autocenzura i tak była w tych mediach dużym problemem). Jest jednak nadal jedna gazeta, która nadal jest krytyczna wobec rządu, no i oczywiście jest internet. Ale dla większości społeczeństwa te głosy są niesłyszalne. Większość ludzi otrzymuje stałą dawkę propagandy państwowej i oficjalnych wiadomości, seriali o gliniarzach i problemach rodzinnych i nie kończących się programów rozrywkowych. Dyktatura, to nie jest coś co spada na nas z góry. To coś, co ludzie wychowani w duchu autorytaryzmu sami odtwarzają. Gdy się boją, są zmęczeni i szukają pocieszenia, zawsze wolą „łatwiejszą” drogę przez życie, bez zastanawiania się nad konsekwencjami.
Brutalna rzeczywistość życia społecznego w Rosji, to także naruszenia podstawowych praw człowieka, wciąż nasilający się wyzysk kapitalistyczny, brak masowego ruchu związkowego i skrajna przemoc ze strony policji. Do tego należy dodać wszechobecną korupcję i niesprawną administrację państwową, która momentami całkowicie paraliżuje cały system. Nawet wśród biurokratów wzrasta świadomość, że system jest bardzo kruchy. Stąd się bierze ich strach...
W pewnym sensie, anarchiści i lewicowcy przewidzieli obecną sytuację w swojej krytyce Związku Radzieckiego i kapitalizmu, która została sformułowana w latach 80’tych. Choć większość Rosjan była zafascynowana snem o życiu w konsumenckim raju Pierwszego Świata (takim jakim był wtedy), sceptycy ostrzegali, że owszem Rosja stanie się krajem kapitalistycznym, ale nie na wzór Europy Zachodniej i Stanów Zjednoczonych, ale na wzór Ameryki Łacińskiej z tamtych czasów. Czyli społeczeństwa z ogromną przepaścią pomiędzy bogatymi, a biednymi, skrajnym wyzyskiem kapitalistycznym pracowników i zasobów naturalnych, autorytarnym reżimem politycznym i szwadronami śmierci. Dziś można już stwierdzić, że większość tych przepowiedni okazała się całkiem rozsądna. Wszystko co zostało przepowiedziane się dokonało. A nawet więcej. Mamy przecież nawet szwadrony śmierci.
Biurokraci i ekstremiści
Współczesną Rosję i atmosferę wokół działalności społecznej w tym kraju wyróżniają dwie istotne cechy. Pierwszą z nich jest coraz bardziej arbitralna polityka „antyekstremistyczna”, która często skutkuje kryminalizacją i neutralizacją aktywności społecznej jako takiej. Drugą cechą jest wzrost neo-nazistowskiego terroryzmu. Władze i lokalni biurokraci tak bardzo się boją społecznych protestów, że chętnie nadają etykietę „ekstremizmu” każdej postaci działalności społecznej. Tak łatwo jest zabraniać wszystkiego po kolei w prawdziwie sowieckim/starorosyjskim stylu. Za to wzrost znaczenia skrajnej prawicy i przemocy z nią związanej (a więc prawdziwy „ekstremizm”) w dużej mierze jest wynikiem celowych zabiegów władz.
Wiele lat temu, doradcy prezydenta wpadli na pomysł, który wydał im się wspaniały: "zarządzalny nacjonalizm”! To miało być coś, co odwiedzie masy od prawdziwych przyczyn problemów społecznych i skanalizuje negatywną energię na coś co może być przedmiotem manipulacji. Władze już i tak grały na boisku nacjonalizmu, posługując się ekstremalną propagandą patriotyczną, ideą wielkiej rosyjskiej państwowości itp. Państwo postanowiło również wykorzystać ruchy nacjonalistyczne. W 2005 r. wymyślono nawet specjalnie dla nich święto narodowe – Dzień Jedności Narodowej 4 listopada – by uczcić klęskę polskich najeźdźców w XVII wieku. Rzeczywiście istotna data do świętowania! Od tego czasu, to święto było regularnie wykorzystywane do organizowania legalnych marszów przez rosyjskich nacjonalistów i otwartych nazistów. Powstał prawicowy Ruch Przeciw Nielegalnym Imigrantom (DPNI), który rozwija się od dłuższego czasu, oraz inne ksenofobiczne i otwarcie nazistowskie organizacje. Jednak wraz z upływem czasu, te organizacje były coraz mniej skłonne do realizowania scenariuszy narzuconych przez Kreml i chciały się coraz bardziej uniezależnić.
Nieprzypadkowe śmierci antyfaszystów
Przemoc przeciw znanym osobom publicznym, dziennikarzom i obrońcom praw człowieka czasem przebija się na pierwsze strony międzynarodowych mediów. Zabójstwa Anny Politkowskiej w 2006 r., działaczki na rzecz praw człowieka Natalii Estemirowej w 2009 r. i kilku liberalnych polityków wywołały wielki skandal (jak również tajemnicze otrucie Litwinienki w Londynie – choć ciężko by go było nazwać prawdziwym dysydentem). Jednak ostatnio twarze zamordowanych aktywistów stają się coraz młodsze. Gdy przyjrzymy się bliżej faktom, które są podawane (lub nie) do wiadomości w mediach, zauważymy dość istotne zmiany.
Ostatnimi czasy, w Rosji rośnie fala skrajnej przemocy rasistowskiej. Przez pewien czas była hołubiona przez władze, które nie reagowały na nazistowski terror. Przemoc nazistów - głównie przeciw imigrantom, osobom o innym kolorze skóry, ale także przeciw antyfaszystom, anarchistom i postępowym działaczom społecznym - wciąż rosła. Od niedawna można też mówić o pojawieniu się podziemia nazistowskiego, które w coraz większym stopniu staje się terrorystyczną siłą.
19 stycznia 2009 r., znany rosyjski prawnik Stanisław Markiełow został zabity strzałem w głowę w samym centrum Moskwy. Dziennikarka Anastazja Baburowa, która szła wraz z nim, usiłowała powstrzymać zabójcę i została również zabita. Ta sprawa wywołała międzynarodowy skandal, gdyż Markiełow był znanym obrońcą Czeczenów – cywilnych ofiar policji i wojska, a także obrońcą aktywistów społecznych, w tym antyfaszystów. Był również socjalistą, który aktywnie współpracował z anarchistami. Baburowa była nie tylko reporterką dla „Nowej Gazety”, ale także aktywistką anarchistyczną i antyfaszystowską. Te fakty nie były już tak szeroko podawane w mediach. Jeszcze mniej było informacji o śmierci innych rosyjskich aktywistów, anarchistów i antyfaszystów, które miały miejsce później w podobnych okolicznościach, jak morderstwo Markiełowa i Baburowej.
Przez pewien czas policja udawała, że nie dostrzega problemu i sprowadzała sprawę do wojny subkultur młodzieżowych – nazi-skinheadów przeciwko antyfaszystom. Jednak sytuacja wymknęła się całkowicie spod kontroli i władze przyznają już, że w Rosji istnieją nazistowskie grupy terrorystyczne. Najnowszym wydarzeniem było zabójstwo sędziego, który skazywał nazistów na kary więzienia.
W czerwcu 2004 r. w Petersburgu zastrzelono Mikołaja Girenko, strzałami przez drzwi jego mieszkania. Mikołaj był aktywistą na rzecz praw człowieka i biegłego, który zeznawał w sądzie przeciwko rasistowskim zabójcom. W listopadzie 2005 r., zginął Timur Kaczarawa, młody muzyk i aktywista antyfaszystowski. Timur został zabity za pomocą noży przez kilkunastu nazi-skinheadów po zakończeniu akcji Food not Bombs. W kwietniu 2006 r., również w Petersburgu, naziści zastrzelili czarnego studenta z Senegalu, Samba Lanspara, który działał w antyrasistowskiej organizacji pozarządowej. W tym samym miesiącu w Moskwie grupa nazistów uzbrojonych w noże zaatakowała aktywistę antyfaszystowskiego Aleksandra Riuchina, gdy wybierał się na koncert. Podobny atak w Moskwie kosztował życie Alekseja Kryłowa w marcu 2008 r.
W lipcu 2007 r. podczas obozu ekologicznego w Angarsku, na Syberii, którego tematem była walka z importem odpadów atomowych do Rosji, jeden z protestujących – Ilja Borodaenko – został zakłuty nożem na śmierć przez gang nazistów. Atakujący z pewnością działali z rozkazu lokalnych władz i policji. Minęły trzy lata, a sprawa wciąż nie stanęła przed sądem, ponieważ oficerowie śledczy nie wykonali rzetelnie swojej pracy. W październiku 2008 r., Fjodor Filatow – antyrasistowski skinhead - jeden z głównych organizatorów akcji antyfaszystowskich w Moskwie został pchnięty nożem przy wejściu do swojego domu. Ilja Dżaparidze, antyfaszystowski organizator w Moskwie, aktywny wśród kibiców, został zabity w ten sam sposób w Moskwie w lipcu 2009 r. W styczniu 2009 r. naziści zastrzelili Stanisława Markiełowa i Anastazję Baburową - oboje byli aktywnymi antyfaszystami. W listopadzie 2009 r. Iwan Chutorski, jeden z głównych organizatorów ulicznych antyfaszystów w Moskwie został zastrzelony.
Wymienione są tu tylko przypadki, gdy ktoś został zabity, ale wydarzyło się wiele innych przypadków, gdzie ofiary zostały jedynie zranione. Były też przypadki prób podłożenia bomb pod koncertami antyfaszystowskimi lub pod domami zamieszkałymi przez antyfaszystów. Według raportu opublikowanego przez centrum Sova, około 22% wszystkich ataków przeprowadzonych przez nazistów w 2009 r. było skierowanych przeciwko antyfaszystom. Styl zabójstw jest taki sam jak w przypadku zabójstw motywowanych rasowo: grupowy atak i wielokrotne rany zadane nożem, które okazują się śmiertelne. Ostatnio, doszły do tego ataki bronią palną.
Jak dotąd, ruch antyfaszystowski nie praktykuje odwetowych zabójstw nazistów. To bardzo silne przesłanie moralne i szlachetna postawa, ale nie wiadomo, jak długo może być utrzymana. Są oczywiście przypadki śmierci nazistów – jeden taki przypadek miał miejsce w Odessie, na Ukrainie, gdy antyfaszysta bronił się przeciwko atakującej grupie nazistów i przypadkowo zabił jednego z atakujących. Jak się wydaje, na Ukrainie również problem nazistowskiej przemocy wciąż się nasila, choć nie jest tak poważny jak w Rosji.
2004 | 2005 | 2006 | 2007 | 2008 | 2009 | |
Liczba ofiar rasistowskich ataków skrajnej prawicy * | 267 | 464 | 564 | 653 | 486 | 333 |
Liczba zgonów | 49 | 47 | 62 | 73 | 109 | 71 |
* W danych zawarte są zarówno ataki skrajnej prawicy motywowane rasowo, jak i ataki przeciw antyfaszystom. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych aż do niedawna nie publikowało takich danych. Z tego powodu, Centrum Sova zebrało te dane niezależnie. W większości ujętych przypadków ataków nazistów, można dostrzec motyw rasistowskiej nienawiści i ksenofobiczne motywacje. Nie są jednak ujęte codzienne przejawy rasizmu i ksenofobii, których nie da się policzyć z powodu braku statystyk, których nie udostępnia Ministerstwo.
Nie ma odwrotu
Wraz z dojściem do władzy coraz bardziej autorytarnie nastawionego prezydenta Putina w latach 1999-2000 i pojawieniem się nowych problemów, takich jak autorytarny reżim policyjny, wojna i niepokoje w Czeczenii i na Kaukazie, terroryzm, wzrost ksenofobii i rosnący w siłę ruch nazistowski w Rosji, ruch anarchistyczny również rósł w siłę, jako reakcja na niekorzystne zmiany. Anarchiści w Rosji są częścią wielu lokalnych walk, podobnie jak inni postępowi aktywiści społeczni.
Wobec rosnącego w Rosji nacjonalizmu, anarchiści i przeciwnicy autorytaryzmu stanowią trzon ruchu antyfaszystowskiego i są najbardziej konsekwentnymi internacjonalistami na rosyjskiej scenie politycznej, gdzie lewica jest praktycznie nieobecna. To jasne, że partie komunistyczne nie mogą być uznawane za „lewicę” w żadnym tego słowa znaczeniu, gdyż są one stalinowskie, nacjonalistyczne, ekstremalnie autorytarne i ksenofobiczne. Istnieją co prawda nie-stalinowskie grupy lewicowe, ale ich liczebność jest mniejsza, niż liczebność anarchistów. Nic więc dziwnego, że to anarchiści i ich bliscy sprzymierzeńcy regularnie padają ofiarą ataków nazistów. Zarówno ruch anarchistyczny, jak i szerszy ruch anty-faszystowski w Rosji składa się z ludzi młodych – przeciętna wieku waha się od 16 do 25 lat. Ofiary nazistowskiego terroru przeciw antyfaszystom są również zaskakująco młode.
Tak jak i w innych krajach, w Rosji toczą się debaty, czy należy walczyć z faszyzmem, czy z kapitalizmem. Są tacy, którzy argumentują (zwłaszcza zza klawiatury i ekranu komputera), że najpierw należy walczyć z kapitalizmem, gdyż jest on źródłem wszystkich problemów. To oczywiście prawda, że nie należy zapominać o walce z kapitalizmem w wirze walki z faszyzmem. Jednak nie mamy luksusu możliwości podejmowania wyboru, czy walczyć z faszyzmem tu i teraz i co powinno być na naszej liście priorytetów.
Co dalej?
Główny problem anarchistów i postępowych aktywistów społecznych w Rosji pozostaje ten sam: większość ludzi tradycyjnie nie wierzy w „polityczne”, tzn. zbiorowe, działania i osiąganie dzięki temu swoich celów. W pewnej mierze, jest to dziedzictwo setek lat bardzo represyjnej administracji państwowej, która przetrwała reżim carski i komunistyczny. Niektóre tradycje są bardzo żywotne! Ten nastrój społeczny współgra z postępującą atomizacją społeczną w Rosji, która jest z kolei skutkiem neoliberalnych reform.
Od niedawna, aktywizm społeczny znów rośnie w Rosji wbrew represyjnemu państwu, wszechobecnej korupcji i kapitalizmowi, które stają się coraz zuchwalsze. Rośnie brak ufności wobec reżimu Putina, który coraz bardziej przypomina sowiecką administrację, ale ten brak wiary nadal paraliżuje, gdyż brak jest idei i narzędzi do przeprowadzenia zmian. Ruchy społeczne są bardzo słabe, nie ma ugruntowanych form działania i organizacji, które mogłyby stać się instrumentami działań obywatelskich (choćby związki zawodowe, czy lokalne inicjatywy). W ciągu ostatnich miesięcy odbyło się wiele protestów, które były skierowane wprost przeciwko państwu i jego polityce i w których uczestniczyło więcej ludzi, niż wcześniej. Polityka rządu, arogancja urzędników, kapitalistyczna praktyka, dewastacja środowiska, przemoc policyjna i nazistowska stały się nie do zniesienia. Coraz więcej ludzi sądzi, że uderzyliśmy w dno i że coś trzeba z tym zrobić.
Jednak atmosfera dla działaczy społecznych w Rosji nadal jest bardzo represyjna i wciąż się pogarsza. Oprócz ciągłej inwigilacji aktywistów przez policję i FSB, przeprowadzane są naloty na biura organizacji społecznych i politycznych (nawet spokojnych organizacji pozarządowych), a protesty są bardzo surowo ograniczane. Lokalne władze z reguły zabraniają lub uniemożliwiają organizację legalnych manifestacji, a nawet małych pikiet. W Rosji trzeba ostrzec władze 10 dni przed demonstracją, jeśli ma być legalna (o ile się nie mylę podobne przepisy obowiązywały w Chile za czasów Pinocheta). W praktyce, choć niezgodnie z prawem, urzędnicy nie dają pozwolenia. A nawet jeśli jest pozwolenie, to nie znaczy, że demonstracja nie zostanie nielegalnie i brutalnie zatrzymana przez policję. To wszystko sprawia, że otwarte protesty na ulicy i aktywizm stają się bardzo trudne. Zostają zepchnięte do małych parków, za kordonem policyjnym, czasem są zupełnie niemożliwe. Wyobraź sobie, że twój kolega został zabity przez nazistów lub pobity przez policję. Czy będziesz czekać 10 dni, by zaprotestować?
Anarchistyczna praktyka organizowania nielegalnych demonstracji okazała się w ostatnich latach bardziej skuteczna, niż praktyka reszty opozycji. Anarchiści nie proszą o pozwolenie na demonstracje i dzięki temu udaje im się zaplanować i przeprowadzić swoje demonstracje wbrew policji. To nadal ograniczone pole do działania: można jedynie zorganizować szybki marsz i można być pewnym, że szybko pojawią się przytłaczające siły policji, gdy tylko policja dowie się o proteście. Jednak można w ten sposób dokonać widocznego i skutecznego protestu. Wiele razy, anarchiści w Moskwie i Petersburgu organizowali w ten sposób demonstracje, blokując ruch na głównych ulicach miasta (na przykład podczas kampanii przeciw brutalności policji, czy przy okazji protestów przeciw nazistowskim zabójstwom kolegów). Coraz częściej dochodzi też do konfrontacji z policją, jeśli ta próbuje zakłócić legalne demonstracje (było tak podczas antyfaszystowskiej demonstracji w styczniu 2010 r.). Tak więc anarchistyczna polityka uliczna rozwija się, choć nie bez problemów, a anarchiści byli w stanie powoli zbudować własną kulturę protestu.
Pewien rosyjski pisarz napisał kiedyś: “w Rosji wydarzyły się dwie główne katastrofy: władza zła na dole i zło władzy na górze”. W 1886 r. chodziło o wzajemnie wzmacniającą się autorytarną władzę państwa i brak oświecenia obywatelskiego społeczeństwa. To dość uniwersalne stwierdzenie, które pasowałoby do 1916, 1936 i 2006 r. Nadal mamy ten sam problem i choć wydawało się, że już zniknął, to wciąż powraca. Nie mamy innego wyjścia, niż walczyć z tym stanem rzeczy.
Ważne jest, byśmy nie czuli się osamotnieni w tej walce. Dlatego tak ważna jest solidarność międzynarodowa. Jak pokazuje doświadczenie, rosyjscy biurokraci nadal martwią się o swoją międzynarodową reputację, dlatego akcje solidarnościowe pod ambasadami Rosji są nadal dość efektywne (tak jak inne metody protestu i okazywania solidarności). Niestety, sytuacja w Rosji wskazuje na to, że takie akcje solidarnościowe mogą niedługo znów być potrzebne.
Mikhail Tsovma
http://www.anarkismo.net/article/17474
https://cia.media.pl/kolejne_morderstwo_rosyjskich_neonazistow
DLACZEGO ANARCHIŚCI NIE GŁOSUJĄ
Czytelnik CIA, Nie, 2010-11-21 02:37 Publicystyka | WyboryCałą prawdę o głosowaniu da się streścić w jednym zdaniu: głosując, oddajesz innym władzę nad samym sobą. Wybierając jednego bądź wielu panów, niezależnie czy na krótko czy na długo, rezygnujesz z własnej wolności. Jakakolwiek osoba, którą wyniesiesz na tron, na fotel prezydencki, czy na jakikolwiek stołek, będzie twoim panem. Tą właśnie osobę wynosisz ponad prawo, gdyż to ona będzie miała władzę stanowienia prawa i pilnowania, abyś właśnie Ty musiał go przestrzegać. Uczestniczenie w głosowaniu jest czymś wyjątkowo bezsensownym.