Publicystyka
Aleksander Berkman: Wielkie rozczarowanie (Rosja 1917-21)
wiatrak, Śro, 2013-12-11 00:50 Historia | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycyRozmaite okoliczności zahamowały wydanie mojej pracy o Rosji. Lecz mimo iż odnosi się to do sytuacji sprzed dwóch lat, książka ta opisuje Rosję taką jaka jest i dziś.
Poniżej ostatni rozdział pamiętnika Aleksandra Berkmana z lat 1920 - 21.
“Bolszewicki mit” mówi o okresie militarnego komunizmu i wprowadzeniu NEP-u; nowej taktyki gospodarczej rozpoczętej przez Lenina w 1921 roku. NEP pozostał w sile do dziś, jakkolwiek rozmaite jest jego zastosowanie, teraz waha się i intensywnie wzmaga. Tzw. NEP to nic innego jak wstęp do kapitalizmu i państwowego i prywatnego, włączającego koncesje dla obcego kapitału, dzierżawę fabryk a nawet prawie całego przemysłu prywatnym osobom lub korporacjom. Krótko mówiąc świeżo opierzony kapitalizm, zmieszanie monopolu państwa i prywatnego biznesu. Wyłączając pewne mniejsze zmiany, bardziej pozorne niż realne - entuzjazm co niektórych robotniczych delegacji i innych naiwnych odwiedzających Rosję nijak się ma do sytuacji w tym kraju - warunki są tam dziś w zasadzie takie jak opisane w mej pracy.
Na pierwszy rzut oka poprawił się wygląd zewnętrzny niektórych większych miast, takich jak Petersburg czy Moskwa. Większe arterie komunikacyjne wydają się przyzwoitsze, niektóre budynki wyremontowane, na taksówkach i elektryczności można bardziej polegać. Życie jest bardziej uregulowane i przybiera normalniejszą formę w porównaniu z często zdezorganizowaną i chaotyczną sytuacją lat 1920-21. Lecz obecnie, codzienna egzystencja ludzi nie jest wynikiem tych powierzchownych zmian, ani tych późniejszych, co w jakimś sensie symbolizuje prawdziwą esencję i jakość bolszewickiego reżimu. By zrozumieć istotę kraju trzeba spojrzeć w jego serce, w nieupiększone poziomy bytu ukształtowane i odzwierciedlone w politycznych, gospodarczych i kulturowych warunkach.
W dziedzinie życia politycznego, komunistyczna dyktatura zachowała status quo z poprzednich lat. W istocie rzeczy, duch rządowego despotyzmu stał się bardziej intensywny, bardziej natrętny mając taką władzę jak w Rosji.
Jest teraz bardziej systematyczny i zorganizowany, choć o wiele mniej usprawiedliwiony w latach 1919-1921. Wtedy był okres obcej inwazji, blokady, wojny domowej. Bolszewicy obiecywali wtedy uroczyście, że polityka terroru i prześladowań zostanie przerwana gdy tylko Rosja zostanie zabezpieczona przed militarnym atakiem. To dzięki mocy tych obietnic i nadziei wielkie rosyjskie masy, jak i również większość elementów rewolucyjnych, kontynuowały współpracę z sowieckim rządem, mając nadzieję poprzez zjednoczone wysiłki ochronić Rewolucję przed jej wewnętrznymi i zewnętrznymi wrogami. Przyszedł czas, że obce siły zaniechały prób wtrącania się, blokada została zniesiona, walkę na frontach zakończono ostateczną porażką armii Wrangla. Wojna domowa zakończyła się, lecz bolszewicka polityka terroru i zakazów trwała; tak, stała się nawet gorsza. Masy oszukane w swych oczekiwaniach, podniosły się jeszcze bardziej rozjątrzone i rozgoryczone przeciw komunistycznemu rządowi. Poprzez stopniowo rosnące niezadowolenie uaktywniały się w rozmaitych częściach kraju - na Wschodzie, Południu, Syberii - ostatecznie osiągając szczyt w kronsztadzkim powstaniu marynarzy, żołnierzy i robotników. Lenin został zmuszony do ustępstw. Miał do wyboru: dać ludziom albo wolność albo kapitalizm. Wybrał to drugie i narodził się NEP.
Dyktatura małej garstki rządzących komunistów - wewnętrznego kręgu Komitetu Egzekutywy Partii Komunistycznej - pozostała. Bolszewicy obawiali się zaufać ludziom wolnym, ponieważ mogło to zagrozić wyłącznemu monopolowi ich państwa. Mottem Lenina było: “Ustąpimy lecz nie oddamy choćby najmniejszej cząstki naszej władzy”. Obecna dyktatura w rękach triumwiratu (Stalin, Zinowiew, Kamieniew), jest tak absolutna jak była w czasach Lenina.
Faktycznie, stała się ona bardziej rozległa i systematyczna, dzięki normalniejszym i bardziej uregulowanym warunkom w kraju. Wszechwładna ręka dyktatury sięgnęła teraz nawet do szczytu Partii, unicestwiając Trockiego, dławiąc Grupę Robotniczą i wyjmując spod prawa całą lewicę Komunistycznej Partii Ukrainy. Każdy objaw niezależnej politycznie opinii, każda próba krytyki była tłumiona bezlitośnie. Przerażające “wewnętrzne” (specjalne) więzienia Czeki, stare więzienia carskie i nowe “budynki pozbawiania wolności” wypełniły się tłumem ludzi. Mrozy Północnej Syberii, głusze Turkiestanu, lochy Archangielska i Sołowiecka, obozy koncentracyjne przetrzymywały tysiące politycznych; inteligentów, robotników, którzy odważyli się zastrajkować, chłopów protestujących przeciw nieznośnemu uciskowi, nie-partyzantów podejrzanych o “niepewność polityczną”. Pośród będącego w mym posiadaniu zbioru dokumentów rosyjskich są także skierowane przez CzeKę do więźniów, stanowiące, że zostali oni aresztowani za “przynależność” do Syjonistycznej Partii Socjalistycznej”. Doniosłość takiej “winy” mówi więcej za siebie, gdy zauważy się, że Syjonistyczna Partia Socjalistyczna nie miała na celu nic bardziej “rewolucyjnego” czy “kontrrewolucyjnego” niż to co Sowiecka Konstytucja obecnie respektowała w praktyce.
Wciąż jednak Bolszewicy mieli czelność udawać, że w Rosji jedynymi prześladowanymi są ci, którzy podnieśli rękę przeciw Sowieckiemu Rządowi oraz ci, którzy są aktywnie zaangażowani w działalność kontrrewolucyjną. Wystarczająco scharakteryzować obecną sytuację w Rosji może ten fakt, że nie pozwala się tam na jakiekolwiek polityczne publikacje, oprócz ortodoksyjnie komunistycznych gazet i magazynów. Nawet posiadanie rewolucyjnych, lecz nie-komunistycznych wydawnictw, wychodzących za granicą, karane jest więzieniem i wygnaniem. Gruntownym błędem jest nazywanie Rosji dyktaturą proletariatu - robotnicy są bardziej zniewoleni politycznie i wyzyskiwani w Rosji niż w jakimkolwiek innym kraju. Nie jest to także dyktatura Partii Komunistycznej - szeregowi jej członkowie są utrzymywani w identycznym poddaństwie wobec Kremla co i reszta ludzi. Rosja dziś, tak jak i w dniach Lenina, jest dyktaturą małej kliki, znanej jako “biuro polityczne” Komitetu Wykonawczego Partii, ze Stalinem, Zinowiewem i Kamieniewem jako obecnymi i wyłącznymi panami losu całej Rosji wraz z jej stumilionową populacją. Polityka terroru całkowicie stłumiła każde ujście wolnej myśli. Zdławiła głos ludzkich potrzeb i dążeń. Obróciła organizacje robotnicze w komunistyczne komitety wykonawcze, posłusznie wypełniające rządowe rozkazy.
W społecznym i kulturalnym życiu kraju, tak jak i na polu gospodarki i przemysłu, efektem dyktatury jest nieunikniony zastój i depresja. Nowoczesny rozwój przemysłowy może iść w parze z absolutnym despotyzmem. Określona odrobina wolności - osobiste bezpieczeństwo i prawo do wysilenia własnych inicjatyw i energii twórczych są niezbędnymi warunkami wstępnymi gospodarczej poprawy. Jedynie najradykalniejsza zmiana charakteru dyktatury komunistycznej - jej zasilenie, może w rzeczywistości wyprowadzić Rosję z bagna tyrani i cierpienia. Szczytem tragedii jest to, że bolszewicki socjalizm, zaplątany w logiczne sprzeczności, nie może dziś - siedem lat po rewolucji - dać światu nic prócz wzmocnienia zła każdego systemu, którego antagonizmy stworzył socjalizm.
Moja osobista postawa i reakcje
Od wczesnej młodości rewolucja - społeczna rewolucja - była wielką nadzieją i celem mojego życia. Oznaczała dla mnie Mesjasza, który uwolni świat od brutalności, niesprawiedliwości i zła oraz wytyczy zregenerowanej ludzkości drogę braterstwa, życia w pokoju, wolności i pięknie. Bez przesady mogę rzec, że najszczęśliwszy dzień mego życia spędziłem w więziennej celi - dzień, gdy pierwsze wiadomości o Rewolucji Październikowej i zwycięstwie bolszewików dotarły do mnie w areszcie stanowym Atlanty. Ciemność mego lochu rozjaśniona została chwałą wielkiego snu, który stał się rzeczywistością. Stalowe kraty rozpłynęły się w powietrzu, kamienne ściany rozstąpiły się, a ja wstąpiłem na złote runo Ideału, który został zrealizowany. Następne tygodnie i miesiące upłynęły w drżeniu, a ja żyłem nadzieją pomieszaną ze strachem - strachem, by reakcja nie przezwyciężyła Rewolucji i nadzieją sięgnięcia krainy marzeń.
W końcu nadszedł długo oczekiwany dzień i znalazłem się w Związku Radzieckim. Przybyłem pełen radości i podziwu dla bolszewików, rozpromieniony z radości na myśl o oczekującej mnie użytecznej pracy pośród bohaterskich Rosjan. Wiedziałem, że bolszewicy są marksistami, wierzącymi w scentralizowane państwo, któremu ja anarchista zaprzeczam od podstaw. Lecz postawiłem Rewolucję przed teorią i wydawało mi się, że oni uczynili to samo. Mimo, że marksiści doprowadzili do rewolucji całkowicie marksistowskiej, będącej faktycznie wyzwaniem dla dogmatów i proroctw Marksa. Żarliwi obrońcy parlamentaryzmu wyrzekli się go w swych czynach. Uporczywie żądając zwołania Zgromadzenia Ustawodawczego, bezceremonialnie rozwiązali je, gdy tylko samo życie udowodniło jego niestosowność.
Zrezygnowali ze swojej polityki rolnej, by przyjąć tą Społecznych Rewolucjonistów, w odpowiedzi na potrzeby chłopstwa. Rozsądnie zastosowali anarchistyczne metody i taktykę, gdy czas tego wymagał. Krótko mówiąc, bolszewicy okazali się w praktyce rewolucyjną partią, której jedynym celem jest sukces Rewolucji, partią posiadającą moralną odwagę i prawość by podporządkować swe teorie wspólnemu dobru. Czyż Lenin częstokroć nie określał siebie i swych ludzi jako anarchistów? - władza polityczna należała do nich jedynie jako tymczasowy środek udoskonalania Rewolucji. Państwo stopniowo miało umrzeć, jak nauczał Engels, ponieważ jego funkcje staną się niepotrzebne i przestarzałe. Zaakceptowałem więc bolszewików jako szczerą i niewzruszoną awangardę społecznego wyzwolenia człowieka. Po to by pracować z nimi, pomagać im w walce z wrogami rewolucji, wspierać ich w obronie jej owoców. Stało się to mym żarliwym pragnieniem.
W takim stanie umysłu przybyłem do Rosji Sowieckiej. Jak zapalczywie przyznałem; na mym pierwszym spotkaniu na granicy radzieckiej, zamierzałem zignorować wszelkie teoretyczne różnice zdań. Przybyłem by pracować, a nie dyskutować. By uczyć się, a nie nauczać. By uczyć się i pomagać. Uczyłem się i próbowałem pomagać. Uczyłem się dzień po dniu, długie tygodnie i miesiące, w różnych częściach kraju. Lecz to co zobaczyłem i czego się nauczyłem było tak krzyczącym i rażącym kontrastem wobec mych nadziei i oczekiwań, że wstrząsnęło to od podstaw moją wiarą w bolszewików. Nie tak wyobrażałem sobie Rosję - proletariackie Eldorado. Zupełnie nie tak. Poznałem jak wielki był trud okresu rewolucji, jak duże trudności do przezwyciężenia.
Rosja oblężona była na wielu frontach; byli kontrrewolucjoniści wewnątrz i na zewnątrz, blokada zagłodziła kraj i odmówiła medycznej pomocy nawet chorym kobietom i dzieciom. Ludzie wymęczeni byli długą wojną i niepokojami w kraju, przemysł zdezorientowany, łączność kolejowa przerwana. W pełni uświadomiłem sobie okropieństwo sytuacji; Rosję wykrwawiającą się na ołtarzu Rewolucji, podczas gdy świat patrzył na to nie reagując, a siły zjednoczone siały śmierć i destrukcję. Widziałem rozpaczliwe bohaterstwo ludzi i prawie nadludzkie wysiłki bolszewików. Byłem z nimi blisko związany, przyjaźniłem się z czołowymi komunistami, dzieliłem z nimi ich nadzieje i cele, pomagałem im w pracy, czerpałem natchnienie z ich poświęcenia i całkowitego oddania służbie Rewolucji. Byłem zniecierpliwiony krytycyzmem bolszewików w czasie, gdy byli otoczeni przez potężnych wrogów. Czułem urazę wobec odrzucania pomocy, potępiałem to jako zbrodnie i z wysiłkiem usiłowałem sprawić by przeciwne frakcje rewolucyjne lepiej się rozumiały i współpracowały. Moja bliskość z bolszewikami, moje szczere przywiązanie do ich sprawy rozdrażniły mych przyjaciół i odsunęły ode mnie najbliższych kolegów. Lecz moja wiara w komunistów i ich prawość nie były kwestią ich oddziaływania. To pewne nawet mimo oczywistości mych własnych uczuć i sądów, mych wrażeń i przeżyć.
Życie, rzeczywistość nieprzerwanie wystawiała na próbę moją wiarę. Widziałem nierówność i niesprawiedliwość z każdej strony, człowieczeństwo wdeptywane w ziemię, rzekome wymagania robiące za przykrywkę zdrady, oszustwa i ucisku. Zobaczyłem Partię rządzącą dławiącą witalne impulsy Rewolucji, zniechęcenie do masowej inicjatywy i wzajemnego zaufania, które są tak ważne dla jej wzrostu. Mimo to kurczowo trzymałem się mej wiary. Uporczywie niańczyłem w sobie nadzieję, że złe zasady i praktyki, rządowa biurokracja i partyjna autokracja zanikną, a podniesie się wola idealizmu, która zmiotłaby czarne chmury despotyzmu. Ta iskra idealizmu stanowiła według mnie wybaczenie za wszelkie błędy i omyłki, potworną nieudolność, niewiarygodną korupcję, a nawet zbrodnie popełnione w imię Rewolucji.
Co dzień narastała przeklęta rzeczywistość. Zobaczyłem bolszewików odzwierciedlających rewolucję jak potworną groteskę, zobaczyłem tragiczną rewolucyjną potrzebę zinstytucjonalizowaną w nieodpowiedzialny terror, krew tysięcy przelewaną bez powodu i bez ograniczeń. Zobaczyłem klasową walkę, stającą się wojną zemsty i eksterminacji. Zobaczyłem zdradę wczorajszych ideałów, wynaturzone znaczenie Rewolucji, jej istotę skarykaturowaną w coś przeciwnego. Zobaczyłem robotników ujarzmionych, cały kraj uciszony przez partyjną dyktaturę i jej zorganizowaną przemoc. Zobaczyłem całe wioski zmiatane z powierzchni ziemi przez bolszewicką artylerię.
Zobaczyłem pełne więzienia - zapełnione nie kontrrewolucjonistami, lecz robotnikami i chłopami, proletariackimi intelektualistami, głodującymi kobietami i dziećmi. Zobaczyłem prześladowania rewolucjonistów, ducha Października ukrzyżowanego na Golgocie wszechmocnego państwa komunistycznego. Wciąż nie uznawałem krzyczącej prawdy. Wciąż miałem nadzieję, że bolszewicy mimo, że absolutnie błędni w zasadach i praktyce, jeszcze nieubłaganie trzymają się jakichś skrawków rewolucyjnego sztandaru. “Przeszkody Sprzymierzonych”, “Blokada i wojna”, “Konieczność stanu przejściowego” - tak szukałem ułagodzenia dla mego oburzonego sumienia. Gdy krytyczny okres przeminął, ręka terroru i despotyzmu wciąż była wzniesiona, a moja zraniona wiara próbowała to usprawiedliwić. W końcu zlikwidowano fronty, wojna domowa dobiegła końca, a w kraju zapanował pokój. Lecz komunistyczna polityka nie uległa zmianie. Wręcz przeciwnie: represje stały się bardziej fanatyczne, czerwony terror wzrósł do rozmiarów orgii, bardziej bezlitosny moloch państwa siał śmierć i zniszczenie. Kraj jęczał pod nieznośnym jarzmem dyktatury Partii. Lecz nie było odwetu. Potem przyszedł Kronsztad i równoczesne mu echa rozległy się w całym kraju. Całe lata ludzie cierpieli głód, nędzę i niedostatek. Ze względu na Rewolucję wciąż mieli wolę by to znosić i by cierpieć. Nie za chlebem płakali. Jedynie za oddechem życia, oddechem wolności.
Kronsztad mógł z łatwością obrócić swoje działa przeciw Piotrogradowi i przegnać bolszewickich panów, przestraszonych i prawie że uciekających. Jeden zdecydowany cios marynarzy, a Piotrograd mógłby być ich, razem z Moskwą. Cały kraj był przygotowany na ten krok. Nigdy wcześniej bolszewicy nie znaleźli się tak blisko zniszczenia. Ale Kronsztad, tak jak i reszta Rosji, nie zamierzał walczyć ze Związkiem Radzieckim. Nie chciał rozlewu krwi, nie chciał strzelać jako pierwszy. Kronsztad zażądał jedynie uczciwych wyborów, Rosji wolnej od komunistycznej dominacji. Zażądał potwierdzenia sloganów Października i zmartwychwstania prawdziwego ducha Rewolucji. Kronsztad został zmiażdżony tak bezlitośnie jak Thiers i Gallifet pozarzynali paryskich komunardów. A z nim cały kraj i jego ostatnią nadzieję. A także moją wiarę w bolszewików. W tym dniu ostatecznie i nieodwołalnie odszedłem od komunistów. Stało się dla mnie jasne, że nigdy, w żadnych okolicznościach, nie będę mógł zaakceptować takiej degradacji ludzkiej osobowości i wolności jaką akceptuje partyjny szowinizm i absolutyzm państwa, które to stały się esencją dyktatury komunistycznej. Uświadomiłem sobie w końcu, że bolszewicki idealizm to MIT, niebezpieczne złudzenie fatalne dla swobody i rozwoju.
Komunistyczna dyktatura i rewolucja rosyjska
Rewolucja Październikowa nie była prawowitym potomkiem tradycyjnego marksizmu. Poza tym Rosja była mało podobna do kraju, w którym jak Marks uzgodnił: “skupienie środków produkcji i uspołecznienie narzędzi pracy sięgnęło punktu, w którym nie mogą one dłużej być zawarte w swej kapitalistycznej skorupie. Skorupa pęka...”. W Rosji “skorupa” pękła nieoczekiwanie. Pękła przy niskim poziomie technicznego i przemysłowego rozwoju, centralizacja produkcji poczyniła niewielki postęp. Rosja była krajem ze źle zorganizowanym systemem transportu, z mało znaczącą burżuazją i słabym proletariatem, a za to z silną liczebnie i społecznie ważną populacją chłopów. Był to kraj, w którym nie było mowy o “nieprzejednanym antagonizmie pomiędzy rosnącymi siłami robotniczymi a w pełni dojrzałym systemem kapitalistycznym”. Lecz połączenie okoliczności w 1917 roku pociągnęło za sobą, co szczególne dla Rosji, wyjątkowy stan, którego wynikiem stało się katastrofalne załamanie całego jej systemu przemysłowego.
“Łatwym było”, pisał Lenin w tym czasie “rozpocząć rewolucję w osobliwie unikalnej sytuacji roku 1917”. Szczególnie sprzyjającymi okolicznościami były:
1) możliwość zmieszania haseł Rewolucji Socjalnej z masowymi żądaniami zakończenia imperialistycznej wojny światowej, która wielce wyczerpywała i wywoływała niezadowolenie wśród mas;
2) szansa pozostania, przynajmniej na jakiś czas, poza sferą wpływów kapitalistów europejskich, którzy kontynuowali wojnę;
3) sposobność do rozpoczęcia, nawet choćby przez krótki okres, pracy nad wewnętrzną organizacją i tworzeniem podstaw dla rewolucyjnej odbudowy;
4) niezwykle dogodne położenie Rosji w przypadku nowej agresji ze strony zachodnioeuropejskich imperialistów, spowodowane jej ogromnym terytorium i niedostatecznymi środkami komunikacji;
5) korzyść takiego położenia w przypadku wojny domowej;
6) możliwość prawie natychmiastowego spełnienia żądań chłopów domagających się ziemi, mimo iż zasadniczo demokratyczny punkt widzenia populacji wiejskiej był zupełnie różny od socjalistycznego programu “Partii proletariatu”, który trzymał za wodzy rząd.
Ponadto rewolucyjna Rosja korzystała z wcześniejszego doświadczenia - tego z roku 1905, kiedy carska autokracja odniosła zwycięstwo miażdżąc rewolucję, z wielu powodów, z których jeden tylko był wyłącznie polityczny, a więc nie mógł ani pobudzić do działania chłopów ani zachęcić do walki nawet świadomej części proletariatu. Wojna światowa ukazując kompletne bankructwo rządów konstytucyjnych, posłużyła by przygotować i wyostrzyć największy ruch ludzi - ruch, który przez moc swej własnej istoty potrafił rozwinąć się tylko w społeczną rewolucję. Uprzedzając zabiegi rządu, i często nawet w jego obronie, masy rewolucyjne ze swej własnej inicjatywy rozpoczęły, długo przed październikowymi wydarzeniami, stosować w praktyce swoje socjalne ideały. Objęły w posiadanie ziemię, fabryki, kopalnie, młyny i narzędzia produkcji. Uwolnili się od znienawidzonych i niebezpiecznych przedstawicieli władzy. W swym wielkim rewolucyjnym wybuchu gniewu zniszczyli każdą formę politycznego i ekonomicznego ucisku. W głębi Rosji procesy Rewolucji Socjalnej intensywnie rozwijały się nawet przed październikową zmianą, mającą miejsce w Piotrogrodzie i Moskwie.
Partia Komunistyczna, planując dyktaturę, od początku prawidłowo oceniała sytuację. Porzucając demokratyczne punkty w swym programie, proklamowała hasła Rewolucji Socjalnej by objąć kontrolą masowy ruch. W miarę rozwoju Rewolucji, bolszewicy przyjęli konkretną formę według pewnych fundamentalnych zasad i metod anarchistycznego komunizmu, jak np.: negacja parlamentaryzmu, wywłaszczenie burżuazji, taktyki akcji bezpośredniej, konfiskatę środków produkcji, założenie Rad Robotniczych i Chłopskich. Ponadto, Partia Komunistyczna wykorzystała wszelkie popularne żądania tego okresu: zakończenie wojny, cała władza dla rewolucyjnego proletariatu, ziemia dla chłopów. Taka postawa bolszewików miała ogromny efekt psychologiczny w przyspieszaniu i stymulowaniu Rewolucji.
Rewolucja była organicznym procesem, który wybuchł z naglących potrzeb ludu, ze złożonej kombinacji okoliczności, które przesądzały o ich egzystencji. Rewolucja instynktownie podążała ścieżką wytyczoną przez wielki masowy wybuch gniewu, naturalnie odzwierciedliła anarchistyczne tendencje. Zniszczyła starą machinę państwa i ustanowiła w życiu politycznym zasadę federacji związków. Użyła metody bezpośredniego wywłaszczania by znieść prywatną własność kapitalistyczną. Na polu odnowy gospodarczej Rewolucja ustanowiła komitety zakładowe zarządzające produkcją. Komitety mieszkaniowe doglądały właściwego wykorzystywania kwater mieszkaniowych. Oczywiste było, że jedyny słuszny i całościowy rozwój - który mógł ochronić Rosję od jej zewnętrznych wrogów, niepokojów wewnętrznych - jest możliwy tylko poprzez bezpośrednią, twórczą, inicjatywę mas pracujących. Tylko ci, którzy przez stulecia dźwigali najcięższe brzemię, mogli, dzięki świadomym, systematycznym wysiłkom odnaleźć drogę ku nowemu, zregenerowanemu społeczeństwu. Ale koncepcja ta nie dawała się pogodzić z duchem marksizmu w jego bolszewickiej interpretacji i częściowo z autorytarną wizją Lenina. Latami ćwiczący się w swej specyficznie “podziemnej” doktrynie, w której żarliwa wiara w Rewolucję Społeczną była w jakiś dziwny sposób połączona z nie mniej fanatyczną wiarą w państwową centralizację, bolszewicy wymyślili zupełnie nowy system taktyki. Był on wynikiem tego, że przygotowywanie i dokonanie Rewolucji Socjalnej, stworzyło konieczność zorganizowania specyficznie konspiracyjnego sztabu, wyłączającego teoretyków ruchu, przekazujących władzę dyktatorską w celu skrystalizowania i popchnięcia naprzód, dzięki swej konspiracyjnej istocie, świadomość klasową proletariatu. Zasadniczą charakterystyką bolszewickiej psychologii jest nieufność wobec mas. Pozostawieni samym sobie ludzie - według bolszewików - mogą wznieść się jedynie do świadomości drobnego reformatora. Masy muszą zostać wyzwolone na siłę. By nauczyć je wolności nie można wahać się przy używaniu przemocy i przymusu. Droga prowadząca ku wyzwoleniu została więc opuszczona. “Proletariacki przymus we wszystkich jego formach” jak pisał Bucharin, jeden z czołowych komunistycznych teoretyków, “rozpoczęty pobieżną, krótką egzekucją a zakończony przymusową pracą jest, jakkolwiek może brzmieć to paradoksalnie, metodą przeróbki ludzkiego materiału epoki kapitalizmu w komunistyczne społeczeństwo”.
Już w pierwszych dniach Rewolucji, na początku 1918 roku, gdy Lenin jako pierwszy ogłosił światu swój socjekonomiczny program opracowany w najdrobniejszych szczegółach; role ludzi i Partii w rewolucyjnej rekonstrukcji były od siebie ściśle oddzielone i dokładnie określone. Z jednej strony, kompletnie uległe i posłuszne socjalistyczne stado, niemi ludzie; a z drugiej wszechwiedząca, wszystko kontrolująca partia polityczna. Jak ktoś czegoś nie rozumie, wystarczy otworzyć książkę w odpowiednim miejscu. Jest jedynie bezsporne źródło prawdy - państwo. Lecz komunistyczne państwo jest w zasadach i praktyce, dyktaturą Komitetu Centralnego. Każdy obywatel musi być, po pierwsze i ostatnie zarazem, sługą państwa, jego posłusznym funkcjonariuszem, bez szemrania wykonującym wolę swego pana. Wszelka swobodna inicjatywa, tak indywidualna jak i kolektywna, zostaje wyeliminowana z wizji państwa. Ludzie radzieccy zostają przetworzeni w części rządzącej partii; sowieckie instytucje stają się bezdusznymi urzędami, jedynie przekazującymi wolę centrum ku peryferiom. Wszelkie przejawy działań państwa muszą być podbite aprobującą pieczęcią komunizmu, określonego jako frakcję u władzy. Każde inne działanie jest uważane za zbędne, niepotrzebne i niebezpieczne. Przez swą deklarację “L’etat, c’est moi”, bolszewicka dyktatura wzięła na siebie całą odpowiedzialność za Rewolucję we wszelkich tego historycznych i etycznych szczegółach.
Konstruktywne wysiłki ludzi zostały sparaliżowane, Partia Komunistyczna mogła więc liczyć jedynie na swą własną inicjatywę. A w jakim znaczeniu, bolszewicka dyktatura miała zastosować jak najkorzystniej Rewolucję Socjalną? Jaką drogę wybrała, nie jedynie po to by mechanicznie podporządkować masy swej władzy, lecz także by kształcić je, pobudzać postępowymi ideami socjalistycznymi i stymulować je - udręczone długą wojną, ruiną gospodarczą i politycznymi rządami - nową wiarą w socjalistyczną odbudowę? Czym był ten substytut w miejsce rewolucyjnego entuzjazmu, który spłonął juŜ intensywnie wcześniej? Dwie rzeczy zawierały w sobie początek i koniec konstruktywnych działań bolszewickiej dyktatury:
1. Teoria Państwa Komunistycznego;
2. Terroryzm.
W swych mowach o programie komunistycznym, w dyskusjach na konferencjach i kongresach, i w swej sławnej broszurze “Lewicowy komunizm: dziecinny bałagan” Lenin stopniowo odsłaniał tę specyficzną doktrynę Państwa Komunistycznego, której przeznaczone było grać główną rolę w postawie Partii i decydować o wszystkich późniejszych krokach bolszewików w sferze praktycznej polityki. Jest to doktryna zygzakowatej drogi politycznej: “odraczania” i “ponaglania”, zgody i kompromisu, korzystnych odwrotów, zyskownego cofania się, poddawania - prawdziwa, klasyczna teoria kompromisu. Kompromis i targowanie się, za które to rzeczy bolszewicy tak niemiłosiernie i oskarżycielsko piętnowali wszelkie inne odłamy państwowego socjalizmu; stały się jakby Gwiazdą Betlejemską wyznaczającą drogę ku rewolucyjnej odbudowie. Naturalnie metody takie nie omieszkały ugrzęznąć w bagnie dostosowywania się, hipokryzji i niegodziwości. Pokój w Brześciu Litewskim; polityka rolna z jej spazmatycznymi zmianami od najbiedniejszej klasy chłopstwa do chłopów - wyzyskiwaczy; kapryśna polityka wobec ekspertów technicznych - teoretyczne i praktyczne wahania od kolektywnego zarządzania fabrykami do “jednowładztwa” w tychże; nerwowe apele do zachodnioeuropejskiego kapitalizmu za plecami krajowego i zagranicznego proletariatu, a w końcu, późniejsza niekonsekwencja - przywrócenie zniesionej burżuazji, oto system bolszewizmu. System bezprecedensowej bezwstydności praktykowanej na monstrualną skalę; polityka niesłychanie dwuznaczna, w której lewa ręka Partii Komunistycznej świadomie ignoruje a nawet zaprzecza poczynaniom prawej; gdy np. stwierdza się, że najważniejszym problemem w tej chwili jest walka z drobną burżuazją (a co za tym idzie, w stereotypowej bolszewickiej frazeologii - przeciw elementom anarchistycznym), podczas gdy z drugiej strony wysuwane są nowe rozporządzenia tworzące techniczno-gospodarcze i psychologiczne warunki konieczne do przywrócenia i umocnienia tej samej burżuazji - taka jest bolszewicka polityka, która na zawsze stanie jako pomnik kompletnego fałszu, kompletnej sprzeczności, zorientowanej jedynie na własną ochronę oportunistycznej linii komunistycznej dyktatury. Jak głośno nie chwaliła by się ta dyktatura wielkimi sukcesami swych politycznych metod, najtragiczniejszy pozostanie fakt, że najgorsze i najmniej uleczalne rany zadała Rewolucji ta właśnie dyktatura.
Dawno temu Engels powiedział, że proletariat nie potrzebuje państwa by ochronić wolność, lecz potrzebuje go w celu zmiażdżenia swych przeciwników, i że gdy możliwa będzie mowa o wolności, nie będzie rządu. Bolszewicy przyjęli tę maksymę nie jedynie jako swój socjopolityczny aksjomat podczas “przejściowego okresu”, lecz nadali mu też uniwersalne znaczenie. Terroryzm wciąż jest “racją ostateczną” rządu zaniepokojonego o własną egzystencję. Terroryzm kusi swymi kolosalnymi możliwościami. Oferuje mechaniczne rozwiązania w beznadziejnych sytuacjach. Psychologicznie jest to tłumaczone jako rodzaj samoobrony, jako konieczność - “lepiej porzucić odpowiedzialność by pokonać wroga”. Lecz zasady terroryzmu nieuniknienie przeskakują do zgubnego uszkodzenia wolności i rewolucji. Władza absolutna psuje i niszczy własnych partyzantów nie mniej niż swych przeciwników. To nie wolność przyzwyczaja ludzi do dyktatury. Zwalczając despotyzm i kontrrewolucję, terroryzm staje się ich doskonałą szkołą. Wkraczając na drogę terroryzmu, państwo odsuwa się od ludzi. Musi zmniejszyć do minimum krąg mających nadzwyczajną władzę, w imię bezpieczeństwa państwa. A potem rodzi się to co można nazwać paniką władzy.
Dyktator, despota wciąż jest tchórzliwy. Wynajduje wszędzie zdrajców. I sam staje się bardziej przerażający, gniew spowodowany wyobraźnią, niezdolność odróżniania niebezpieczeństw prawdziwych od fałszywych. On sieje wokół niezadowolenie, antagonizmy, nienawiść. Wybierając taki kierunek, państwo skazane jest na podążanie nim do końca. Rosjanie pozostali cicho, a w ich imieniu - pod pozorem śmiertelnego boju z kontrrewolucją - rząd zainicjował najbardziej niemiłosierną wojnę przeciw wszystkim przeciwnikom Partii Komunistycznej. Każdy ślad swobody wyrwany został z korzeniami. Wolność myśli, prasy, zgromadzeń publicznych, samodecydowania o sobie robotnika i jego związków, wolność pracy - wszystko to zostało określone bzdurnym, starym, doktrynerskim nonsensem jako “burżuazyjne uprzedzenia” lub jako “intrygowanie w celu odrodzenia kontrrewolucji”. Taka była bolszewicka odpowiedź na rewolucyjny entuzjazm i głęboką wiarę, które to zainspirowały masy na początku ich wielkiej walki o wolność i sprawiedliwość - odpowiedź, która wyraziła sama przez się politykę kompromisu na zewnątrz i terroryzmu w kraju.
Odepchnięty od bezpośredniego uczestnictwa w konstruktywnej pracy rewolucji, nękany na każdym kroku, ofiara stałego nadzoru i partyjnej kontroli, proletariat przyzwyczaił się by uważać rewolucję i jej dalsze losy za osobistą sprawę komunistów. Na próżno bolszewicy podawali wojnę światową jako powód rosyjskiej ruiny gospodarczej; na próżno przypisywali to blokadzie i atakom kontrrewolucjonistów. Nie w tym leżała prawdziwa przyczyna załamania i upadku. Nie blokada, nie wojny z obcą reakcją mogły przerazić czy współzawodniczyć z rewolucjonistami, których bezprzykładne bohaterstwo, poświęcenie i wytrwałość rozgromiły wszystkich zewnętrznych wrogów. Wręcz przeciwnie, wojna domowa naprawdę pomogła bolszewikom. Posłużyła by utrzymać w ludziach entuzjazm oraz wykształciła w nich nadzieję, że gdy skończy się wojna, partia rządząca udoskonali nowe rewolucyjne zasady i zapewni ludziom cieszenie się owocami rewolucji. Masy spoglądały w przód tęskniąc za społeczną i gospodarczą swobodą. Może to brzmieć paradoksalnie, lecz dyktatura komunistyczna nie mogła lepiej połączyć się, w sensie umocnienia i przedłużenia swego istnienia, niż z reakcyjnymi siłami, przeciw którym walczyła.
Było to tylko zakończenie wojny, które pozwoliło ujrzeć pełną wizję gospodarczej i psychologicznej demoralizacji, do której przywiodła Rosję despotyczna polityka dyktatury. Stało się więc jasne, że najgroźniejsze niebezpieczeństwo dla rewolucji istniało nie na zewnątrz, lecz w kraju: niebezpieczeństwo wynikające z prawdziwej natury społecznych i gospodarczych układów charakteryzujących system bolszewicki. Jego znamienne rysy - odziedziczenie antagonizmów społecznych - zostały w Związku Radzieckim zniesione jedynie formalnie. W rzeczywistości antagonizmy te istnieją i są bardzo głęboko osadzone. Wyzyskiwanie mas pracujących; zniewolenie robotnika i chłopa; unieważnienie obywatela jako ludzkiej istoty, jako osobowości oraz jego transformacja w mikroskopijną część uniwersalnego mechanizmu ekonomicznego, będącego własnością rządu; stworzenie uprzywilejowanych grup faworyzowanych przez państwo: system służb publicznych i jego organy karne - oto cechy bolszewizmu. Bolszewizm, ze swoją partyjną dyktaturą i komunizmem państwowym nie jest i nie może być przedsionkiem wolnego, nieautorytarnego społeczeństwa komunistycznego, ponieważ sama istota i natura rządowego, przymusowego komunizmu wyklucza taką ewolucję. Jego gospodarcza i polityczna centralizacja, upaństwowienie i biurokratyzacja każdej sfery działań, nieunikniona militaryzacja oraz degradacja ducha człowieczeństwa, mechanicznie niszczą każdy zarodek nowego życia i unicestwiają bodźce ku twórczej, konstruktywnej pracy.
Historyczna walka mas pracujących o wolność nieuniknienie musi wyjść poza sferę rządowych wpływów. Walka z uciskiem - politycznym, ekonomicznym i socjalnym - przeciw wyzyskowi człowieka przez człowieka, czy też pojedynczych osób przez rząd, jest ciągle równoczesna z walką przeciw rządowi samemu w sobie. Państwo polityczne, jakie by nie było, jest nie do pogodzenia z konstruktywnym, rewolucyjnym wysiłkiem. Obie te rzeczy wzajemnie się wykluczają. Każda rewolucja w toku swego rozwoju staje w obliczu takiej alternatywy: wzrastać swobodnie, niezależnie i bez rządu lub też wybrać rząd ze wszystkimi jego ograniczeniami i ogólnym zastojem.
Droga rewolucji społecznej, konstruktywnych, polegających na sobie samych, zorganizowanych i świadomych mas, idzie w kierunku nierządowym, którym jest anarchia. Nie państwo, nie rząd, lecz systematyczna i skoordynowana przez ludzi praca społeczna. Rekonstrukcja jest konieczna dla zbudowania nowego społeczeństwa. Nie państwo i jego policyjne metody lecz solidarna współpraca wszystkich elementów - proletariatu, chłopstwa, rewolucyjnej inteligencji - wzajemnie wspomagających się w ochotniczych stowarzyszeniach, wyzwolą nas spod państwowego zabobonu i zbudują most pomiędzy zniesieniem starej cywilizacji a wolnym komunizmem. Nie na rozkaz jakiejś władzy centralnej, lecz organicznie, z życia po prostu, musi wyrosnąć ściśle połączona federacja zjednoczonych przemysłowych, rolnych i innych stowarzyszeń; przez samych pracowników muszą one być organizowane i zarządzane, a dopiero wtedy - i jedynie wtedy - dążenia mas do społecznej odnowy będą miały solidny, trwały fundament.
Jedynie taka organizacja wspólnoty stworzy miejsce dla prawdziwie wolnej nowej ludzkości i będzie odpowiednim przedsionkiem nie-państwowego, anarchistycznego komunizmu. Żyjemy w przededniu olbrzymich zmian społecznych.
Stare formy życia załamują się i walą. Nowe czynniki zaczynają istnieć, szukając adekwatnego sposobu wyrażania swych pragnień i celów. Filary dzisiejszej cywilizacji są roztrzaskiwane. Zasady własności prywatnej, pojęcia ludzkiego osobistego i społecznego życia oraz swobody są przewartościowywane. Bolszewizm nadszedł jako rewolucyjny symbol, obietnica lepszych czasów. Dla milionów wydziedziczonych i zniewolonych stał się nową religią, światłem socjalnego zbawienia. Lecz bolszewizm był błędem, absolutnie i całkowicie. Tak jak chrześcijaństwo, kiedyś nadzieja pogrążonych, wywiodło Chrystusa i jego ducha z Kościoła, tak też bolszewizm ukrzyżował Rewolucję Rosyjską, zdradził ludzi, a teraz rozgląda się by oszukać inne miliony naiwnych swym judaszowym pocałunkiem. Koniecznie zdemaskować trzeba wielką złudę, bo w przeciwnym razie może ona pogrążyć zachodnich robotników w tej samej otchłani co ich rosyjskich braci.
Obowiązkiem tych, którzy widzą za mitem jego prawdziwą naturę, jest odsłonić społeczną groźbę, która za tym stoi - czerwony jezuityzm, który chciałby zepchnąć świat z powrotem do średniowiecza i inkwizycji.
Bolszewizm jest przeszłością. Przyszłość należy do człowieka i jego wolności.
tłumaczenie: Krzysztof Dworniczak
https://cia.media.pl/berkman
https://cia.media.pl/analiza_bolszewickiego_komunizmu_na_przykladzie_rosj...
https://cia.media.pl/rosja1917
Errico Malatesta: Anarchizm i przemoc
wiatrak, Śro, 2013-12-04 23:59 Publicystyka | Ruch anarchistycznyWiększość dzisiejszych anarchistów* przekonana jest o tym, iż społeczeństwo może jedynie przy użyciu przemocy, na rewolucyjnej drodze zmienić świat na lepszy.
Inne partie, które także uważają się za “rewolucyjne”, chociaż ich rewolucyjny duch zaginął już dawno w mętnych wodach parlamentaryzmu, nadały słowu “rewolucja” szczególne znaczenie, poprzez które przyjęła się stopniowo myśl, że świadome oburzenie i rewolucja stanowią faktyczną zawartość, kwintesencję anarchizmu i anarchistycznej idei.
Pytanie, w jaki sposób lub na jaką skalę użycie przemocy jest uprawnione i pożyteczne, nie było wcale dyskutowane. Wskutek tego, zostały różne i nierówne pojęcia zapakowane w jedną terminologię - całkiem tak, jak czyniono to już przy innych problemach. Najlepszym dowodem tego jest fakt, że liczne akty terrorystyczne, które zostały dokonane w imię anarchizmu, wywołały nagle różnorodne poglądy wśród towarzyszy - poglądy - które wcześniej się nie pojawiały.
Niektórzy towarzysze zrażeni brutalnością i bezużytecznością tych aktów, opowiadają się przeciwko każdej przemocy, z wyjątkiem takich przypadków, w których zostaniemy bezpośrednio zaatakowani, czyli w samoobronie.
Niestety, nie zgadzam się z tymi towarzyszami, ponieważ znaczyłoby to zmierzch każdej rewolucyjnej inicjatywy i trafialibyśmy najwyżej do nic nie znaczących...
Inni towarzysze są znowu przeciwnego zdania. W ich rozgoryczeniu z powodu nie kończącej się walki i nieustannego prześladowania przez rząd, będących pod wpływem jakobinistycznych idei, które wychowywały młodą generację, pochwalają każdy czyn. Obojętnie jaki byłby jego charakter i wpływ na masy, tak długo jak był dokonywany w imię anarchizmu. Ten “gatunek” anarchistów mało zrozumiał podstawową ideę anarchizmu, iż uważa, że ma prawo decydować o życiu i śmierci tych, którzy nie są anarchistami.
Ludność nie rozumie nic z tych dyskusji, które są prowadzone w naszych kręgach. Nie ma ona dojścia do naszych poglądów. Ludność jest zdania, że anarchizm to nic innego jak mord i bandytyzm, a anarchiści to krwiożercze zwierzęta marzące wciąż o mordowaniu i niszczeniu. Dlatego koniecznością stało się zająć jasne i jednoznaczne stanowisko w tej sprawie. Obowiązkiem każdego anarchisty jest objaśnić jego stanowisko, ponieważ wymagają tego po pierwsze interesy naszego ruchu, a po drugie w celu ogólnej propagandy i po trzecie wymaga tego nasz stosunek do społeczeństwa i do człowieka.
Uważamy, iż myśl może ewoluować i nie jesteśmy zdania, że absolutna i niepodzielna prawda znajduje się u nas. Nie wierzymy we wszechwładzę i nieomylność osób, ponieważ ta wiara jest podstawową zasadą wszystkich prawodawców i polityków. I dlatego uważamy, iż jesteśmy wybrańcami, umiejącymi samodzielnie myśleć i działać w interesie i dla dobra wszystkich. My jesteśmy rzeczywistą organizacją głosicieli wolności, organizacją najwolniejszego rozwoju i socjalnego eksperymentu. Lecz ta wolność, której żądamy dla każdego - ten socjalny eksperyment - możliwość naszego rozwoju udaremniane są przez rozporządzenia i ustawy rządu. Armie żołnierzy i policjantów stoją gotowe do zabicia lub zawleczenia do więzienia każdego, kto nie uznaje praw uchwalonych przez grupkę uprzywilejowanych w celu zabezpieczenia ich prywatnych interesów. I nawet zakładając (co jest niemożliwe), iż nie byłoby żołnierzy i policjantów - istnienie wolności jest niemożliwe przy zachowaniu obecnych struktur ekonomicznych.
Jak długo bogactwa i środki produkcji pozostaną własnością jedynie kilku ludzi, tak długo większość zawsze zmuszona będzie żyć i pracować w biedzie.
Naszym podstawowym zadaniem jest wyzwolenie się spod zbrojnej władzy chroniącej istniejące instytucje i przeszkadzającym nam w zabraniu wszystkich środków produkcji, ziemi. Tak, aby każdy miał prawo do wolnego z nich korzystania.To zadanie zostanie rozwiązane jedynie - jesteśmy o tym głęboko przekonani - poprzez siłę fizyczną i naturalny przyrost ekonomicznego antagonizmu, przez wzrost bezrobocia i zaślepiony opór władców. Jednym słowem: wewnętrzny stan całego socjalnego rozwoju musi doprowadzić logicznie do wybuchu wielkiej rewolucji, która zmieni warunki życia od podstaw i której pierwsze objawy możemy obserwować już teraz.
Ta rewolucja przyjdzie z nami, albo bez nas: ale istnienie nurtu socjalnego posiadającego świadomość o rezultacie tej rewolucji, jest najlepszą gwarancją, żeby nadać jej wytyczony kierunek i złagodzić jej charakter, dzięki wpływowi ideału. A więc po to, w tym celu jesteśmy rewolucjonistami. Z tego punktu widzenia przemoc nie pozostaje w przeciwności do anarchizmu i jego zasad, albowiem nie jest ona rezultatem naszego wolnego wyboru i decyzji: jesteśmy często zmuszeni użyć przemocy aby się bronić i przedstawić nasze prawa. Powtarzam jeszcze raz: jako anarchiści nie mamy zamiaru używać przemocy, jeśli się nas nie zmusza, ale musimy chronić siebie lub innych przed uciskiem. To nasze prawo do samoobrony. I to jest przyczyna dlaczego próbujemy złamać instrument, który nas kaleczy, dlatego atakujemy rękę prowadzącą ten instrument i głowę, która wyznacza jego kierunek. Czas, miejsce i sposób ataku pozostawiamy każdemu z osobna, w zależności od tego kiedy nadarzy się sposobność.
Niestety, znajdujemy między czynami dokonywanymi w imię anarchizmu także takie, które błędnie wplata się w ten nurt. Osobiście protestuję przeciwko tej mieszaninie czynów, całkowicie różnorodnych w ich moralnej zawartości i konsekwencjach. Moim zdaniem istnieje potężna różnica między człowiekiem poświęcającym swoje życie świadomie dla sprawy, przekonany niezłomnie o jej słuszności, a najczęściej nieświadomym aktem nieszczęśliwca doprowadzonego przez społeczeństwo do rozpaczy. Człowieka, którego ból i cierpienie sprowadziły z dobrej drogi, na którego wywarło wpływ barbarzyństwo tak zwanego cywilizowanego społeczeństwa w którym żyje.
Bez wątpienia istnieje kolosalna różnica między rozsądnym czynem człowieka, który najpierw ocenia korzyści i szkody dla ruchu a aktem innego pozostawiającego wszystko ślepemu przypadkowi. Jest to wielka różnica między czynem człowieka ryzykującego swoje życie po to, aby inni nie musieli cierpieć, a burżuazyjnym aktem człowieka, który dla własnych interesów zadaje cierpienie innym. (...)
Burżuazja nie ma żadnego prawa skarżyć się na przemoc swoich przeciwników. Jej historia jako klasy jest zbrukana krwią i pełna morderstw. System wyzyskiwania - podstawowa zasada ich bytu - pociąga za sobą codziennie całe piramidy niewinnych ofiar. Partie polityczne też nie mają prawa intonować pieśni żałobnych na przemoc, albowiem ich ręce także są czerwone od krwi, która została przelana w imię ich interesów.
Ci, którzy wychowywali pokolenia za pokoleniem w brutalnej wierze w przemoc, wielbiciele czerwonego terroru pod koniec XVIII wieku, którzy zdusili ówczesne rewolucyjne starania, oni nie mają prawa skarżyć się na przemoc swych przeciwników. Historia ukazuje konieczność przemocy i rozumie samo przez się, że także anarchiści jej używają. Jednak nie możemy zapomnieć, że tylko nędza może nas do tego zmusić. Przemoc jest zasadą zaprzeczającą naszym przekonaniom i staraniom. Nie zapomnijmy o tym smutnym historycznym fakcie, że wszędzie gdzie triumfował opór przy użyciu przemocy, wszędzie tam rozwinął się ucisk. Ma być to dla nas ostrzeżeniem, że tak będziezawsze, dopóki nie przełamiemy krwawej tradycji z przeszłości. Dlatego jest konieczne zredukowanie użycia przemocy.
Przemoc rodzi przemoc. Autorytet wytwarza autorytet. Nawet dobra wola człowieka i jego szczere motywy nie mogą pod tym względem nic zmienić. Fanatyk wmawiający sobie, że jest w stanie wybawić naród przez przemoc i na swój sposób może być dobrym człowiekiem, ale równocześnie jest on okropnym narzędziem w rękach ucisku i reakcji. Robespierrowi przyświecała z pewnością dobra wola, ale okrucieństwo jego braku sumienia było na pewno tak samo szkodliwe dla rewolucji jak osobiste ambicje Napoleona. Szczery fanatyzm Torquemady (1430-1498) dowódcy hiszpańskiej inkwizycji, żeby ratować ludzkie dusze jest dużo niebezpieczniejszy niż sceptyka i korupcja reżimu Leona X. Teorie, objaśnienia i piękne słowa nie są w stanie ignorować tego naturalnego faktu. Wielu męczenników zginęło już za wolność, wiele walk zastało za nią stoczonych - pomimo to nie została wolność jeszcze urzeczywistniona.
Anarchistyczna idea nie daje tak samo gwarancji, że nie ulegnie skorumpowaniu. Idea liberalizmu odwrotnie. I już dzisiaj możemy obserwować czyny niektórych anarchistów, które wskazują na początek korupcji, nietolerancję i pragnienie rozprzestrzeniania wokół siebie strachu i obaw. Anarchiści nie dajmy się korupcji. Nasz ideał jest ideałem miłości. Nie możemy i nie mamy prawa być sędzią i każącym ramieniem sprawiedliwości. Naszym jedynym żądaniem i ideałem jest bycie wyzwolicielem.
Tłum. Maciek Gilge
Red Rat, zeszyt 1, Zielona Góra, 1996
Stalingrad nacjonalistów
XaViER, Pią, 2013-11-15 11:33 Kraj | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmCo roku komentuję wydarzenia związane z 11 listopada, przy okazji analizując rozwój (?) ruchu nacjonalistycznego w ciągu minionego roku. Emocje po ostatnich wydarzeniach powoli opadają, więc można przemyśleć sytuację.
Tym razem wiele wskazuje na to, że pod względem wizerunkowym tegoroczny Marsz Niepodległości może stać się dla nacjonalistów tym, czym Stalingrad był dla nazistów. O ile dwa lata temu symbolem wydarzeń stała się "niemiecka antifa" i rzekomy "atak Niemców na rekonstruktorów" (którego nie było) albo atak na rzekomego "spokojnego patriotę", który okazał się neonazistowskim bojówkarzem, co dało propagandowe narzędzie w ręce nacjonalistów, mające uzasadnić "niszczenie lewactwa, to w tym roku głównym newsem była podpalona tęcza i próba spalenia skłotów z ludźmi w środku oraz problemy międzynarodowe wywołanie atakiem na rosyjską ambasadę. Mało kto bierze na poważnie tłumaczenia wodzów Ruchu Narodowego w stylu "kiedy złodzieja złapią za rękę, wtedy złodziej mówi, że to nie jego ręka".
Zostajemy tutaj! Nie boimy się, będzie Nas więcej.
Jaromir, Śro, 2013-11-13 22:26 Kraj | Antyfaszyzm | Publicystyka | Ruch anarchistycznyWczoraj (11 listopada- przyp.red.) doszło do brutalnego ataku na nasz dom. Faszystowskie bojówki były starannie przyszykowane – przygotowanymi wcześniej narzędziami przecięli kłódki naszych bram, młotkami rozbili szyby, koktajlami spalili nasze auto, ranili ludzi. Nie dało się tego zrobić spontanicznie. Więcej – otrzymali na to przyzwolenie policji, która, mimo że była wszędzie wokół, nie reagowała przez niemal pół godziny. Pojawiła się dopiero, gdy paramilitarne bojówki wyczerpały swój arsenał.
Mimo ogromnych pragnień zniszczenia nas za przyzwoleniem władzy skutecznie broniliśmy nasze domy i nas samych przez pół godziny. Nie daliśmy im satysfakcji. Żyjemy i zostaniemy tutaj!
Zdołaliśmy odeprzeć atak własnymi siłami, bo z góry wiedzieliśmy, że nie możemy liczyć na wsparcie władz.
„Bądźcie gotowi” – słyszeliśmy od przyjaciół-imigrantów, którzy mieszkają z nami, a wcześniej byli świadkami przygotowanych podpaleń ich domów w Białymstoku. Te ataki też działy się przy całkowitym przyzwoleniu policji, prokuratury, miejscowych władz.
„Bądźcie gotowi” – mówili nam prowadzący u nas dyżury prawne lokatorzy z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, którego założycielką była Jolanta Brzeska – nękana, straszona, w końcu – spalona, zamordowana przez bojówki kamieniczników. A mieszkała – jak my – kilkaset metrów od komendy policji!
Bądźcie gotowi – przypominali nam działający tu pracownicy i związkowcy Inicjatywy Pracowniczej: przecież nękanie pracowników odbywa się za pełnym przyzwoleniem władz.
Byliśmy gotowi, bo wiemy, że jesteśmy celem faszystów, że pragną, abyśmy zniknęli. Ale byliśmy też gotowi, bo my – ludzie eksmitowani, imigranci, pracownicy – jak to mówią: lewaki i pedały, nielegalni i czerwoni – od dawna musimy się bronić sami! Czemu?
Faszyści polują na bezdomnych, ale to władze wyrzucają ludzi na bruk. To faszyści mordują całe rodziny imigrantów, ale to władze tworzą dla nich ośrodki zamknięte, organizują łapanki i deportacje.
Faszyści nie są dla nas nawet partnerami do walki. Nasze codzienne działania – blokady eksmisji, demonstracje pracownicze, wsparcie strajków głodowych imigrantów – są nakierowane na zmianę opresyjnego systemu. W tym systemie paramilitarne bojówki faszystów tylko kończą, co zaczęła władza. Zamiast delegalizować maski na ulicach, niech władze ściągną swoją maskę, niech odpowiedzą, czemu nie zajmują się przyczynami biedy, tylko ją tworzą?
Nie będziemy apelować do władz o nic – o lepsze wyposażenie policji, o więcej kamer na ulicach, o kolejne zakazy i nakazy. Zakaz marszu niepodległości doprowadziłby do spychania faszystów pod dywan, do głębszego podziemia i większej agresji. To do ludzi chcemy skierować swój apel – bądźcie gotowi, bo nasz dom nie jest pierwszy, ale też nie jest ostatni, w końcu przyjdą i po was! Historia zabrania nam być biernym – nie dajmy się zastraszyć, nie czekajmy, aż będzie za późno, organizujmy się! Zostajemy tutaj, nie boimy się, będzie nas więcej!
Zapraszamy na marsz w piątek. Spotykamy się 15 listopada o 17:30 pod bramą Uniwersytetu Warszawskiego. Zapraszamy wszystkich – niech połączy nas troska o wolność i bezpieczeństwo stojąca ponad politycznymi podziałami.
Kolektywy Syrena i Przychodnia
Komunikat Kolektywu Przychodnia w związku z atakiem na skłot
wiatrak, Pon, 2013-11-11 22:28 Kraj | Antyfaszyzm | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmOkoło godziny 15.45 na centrum społeczne Przychodnia przypuszczono zaplanowany atak ze strony tzw. "Marszu Niepodległości".
Tylko dzięki opanowaniu i zimnej krwi mieszkańców i mieszkanek budynku, udało się odeprzeć nacjonalistyczną agresję i obyło się bez ofiar, a jedynie z paroma rannymi.
Neofaszyści byli przygotowani do komentowania sprawy w mediach i natychmiast poinformowali, że to osoby przebywające na skłocie zaatakowały z dachu ich marsz kamieniami. Z przyczyn oczywistych nie było to możliwe, gdyż koniec ul. Skorupki, gdzie mieści się budynek, znajduje się w odległości ok. 200 metrów od ul. Marszałkowskiej, którą przechodził nacjonalistycznych pochód.
Jak zarejestrowano na kilku filmach, paramilitarna formacja o nazwie Straż Marszu Niepodległości, która miała zabezpieczać zgromadzenie, na wysokości ul. Skorupki rozstąpiła się, by umożliwić przejście uzbrojonej i przygotowanej na atak bojówce w sile kilkuset osób. Uczestnicy Marszu Niepodległości z racami, kamieniami i butelkami wdarli się na teren Przychodni. Narodowcy podpalili jeden samochód, zdewastowali drugi i uszkodzili budynek, próbując dostać się do nas, ale na szczęście zdołaliśmy odeprzeć atak. Udało się to tylko dzięki wartom wystawionym wcześniej na dachu (pogróżki dostawaliśmy od dawna) i szybkiej reakcji mieszańców gaszących wrzucane do środka race.
Zaznaczamy, że mimo iż mimo zgrupowań policji w odległości paruset metrów, minęło 20 minut nim służby podjęły jakąkolwiek interwencję. Gdybyśmy posłuchali zaleceń policji i zignorowali zagrożenie, skłot teraz byłby spalony.
Goebbelsowska propaganda Ruchu Narodowego tradycyjnie próbuje obrócić wydarzenie w chuligański wybryk - mimo tego, że to oficjalnie wyznaczona straż Marszu wypuściła bojówkarzy, a po ataku pozwoliła i pomogła im się ewakuować. Obecnie przygotowujemy się na kolejny napad, bądźcie czujni!
Z antyfaszystowskim pozdrowieniem,
Kolektyw Przychodnia
..................................................
Korekta fact sheetu dla mediów które nie potrafią zinterpretować materiału video...
- jesteśmy 200m od Marszałkowskiej, w żaden sposób nie mogliśmy prowokować uczestników marszu
- w ciagu dnia policja dwa razy przychodziła prosząc o zejście z dachu skłotu
- planowy atak około dwustu bojówkarzy został przepuszczony przez kilkanaście osób ze straży marszu niepodległości które miały rzekomo odcinać ul. Skorupki
- marsz rozstępował się, żeby wypuścić a później wpuścić swoich bojówkarzy
- atak trwał ok. 20 min bez żadnej reakcji policji, która stała na rogu Skorupki i Hożej oraz na wyśokosci komisariatu przy ul. Wilczej
- straż marszu pomagała ewakuować się bojówkarzom uczestniczącym w ataku na skłot
- odparliśmy atak, dopchnęliśmy narodowców, którzy wdarli się na teren skłotu
- atakujący wdarli się na podwórze skłotu, podpalili jeden i zdewastowali drugi samochód
- skłot nie został spalony tylko i wyłącznie dzięki szybkiej reakcji mieszkańców gaszących wrzucane do środka race i dzięki wartom, wystawionym na dachu
- gdybyśmy nie zignorowali zaleceń policji skłot byłby spalony
- narodowcy próbują przypuścić kolejny atak na budynek
- goebelsowska propaganda Ruchu Narodowego próbuje obrócić wydarzenie w chuligański wybryk
Oświadczenie poparcia od greckich Antyfaszystów
Jaromir, Pon, 2013-11-04 15:29 Kraj | Antyfaszyzm | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmPrezentujemy oświadczenie wsparcia w działaniach protestacyjnych, przesłane do administracji portalu antynacjonalizm.pl przez przedstawicieli Ruchu Antyfaszystowskiego z Grecji, który po zabójstwie Pavlosa Fyssasa zwarł szeregi i przeszedł do kontrofensywy.
Dowiedzieliśmy się, że planujecie demonstrację w Warszawie upamiętniającą „Kristallnacht” – jedną z najciemniejszych kart w historii ludzkości. Historia ta pozwoliła nazistom wywołać masowy pogrom, początkowo przeciw Żydom i Romom, a następnie przeciw wszystkim mniejszościom, co zaowocowało milionami ofiar na kontynencie europejskim.
Te nazistowskie zombi ponownie wychodzą ze śmietnika historii, co jest niebezpiecznym zjawiskiem. Bardzo ważne, by organizować szeroki, masowy i zjednoczony ruch antyrasistowski i antyfaszystowski w szkołach, na uniwersytetach, w sąsiedztwach i miejscach pracy, który położy kres rasizmowi i grupom faszystowskim.
My, tu w Grecji, toczymy wielkie walki przeciw gangowi Złotego Świtu. Ci faszyści zostali w 2012 r. wybrani do parlamentu, co ich umocniło i dało pewność siebie w rozpętaniu rasistowskich i faszystowskich ataków na imigrantów i aktywistów ruchu. Doprowadziło to do morderstwa Pavosa Fyssasa. Wtedy wielki ruch wyległ na ulicę zmuszając prawicowy rząd Samarasa, przykrywający działania faszystów przez bardzo długi czas, do wsadzenia niektórych z nich do więzienia.
Nie ufamy, że [premier] Samaras rozmontuje nazistów, wciąż organizujemy więc ruch i żądamy zamknięcia obozów osadzenia dla imigrantów, końca rasistowskich rajdów policyjnych, usunięcia Frontexu [agencji Unii Europejskiej koordynującej wydalanie nielegalnych imigrantów], obywatelstwa dla wszystkich dzieci i legalizacji dla wszystkich imigrantów. Aby skończyć z neonazistami, musimy pozbyć się tego rasistowskiego rządu i jego okrutnej polityki.
W tym momencie musimy skoordynować działania i maszerować razem z antyrasistowskimi i antyfaszystowskimi ruchami na poziomie międzynarodowym, dlatego naciskamy na organizację globalnej mobilizacji w dniu 22 marca 2014 r. pod hasłem „NIGDY WIĘCEJ FASZYZMU”. KEERFA wita z zadowoleniem Waszą mobilizację w dniu 9 listopada w Warszawie, i życzy Wam sukcesu we wszystkich organizowanych akcjach.
Przesyłamy Wam bojowe pozdrowienia z Grecji, zwyciężymy! PRACOWNICY ZJEDNOCZENI SĄ NIEZWYCIĘŻENI!
Ruch Przeciwko Rasizmowi i Zagrożeniu Faszystowskiemu (KEERFA) –
Ateny, 31 października, 2013 r.
antynacjonalizm.pl
Prawdziwe oblicze reformy Kudryckiej
wiatrak, Czw, 2013-10-24 22:39 Kraj | Edukacja/Prawa dziecka | Publicystyka | Tacy są politycyUstawa o płatnym drugim kierunku studiów przeszła bez większego echa. Co prawda była powszechnie krytykowana przez studentów, jednak nie kryły się za tym konkretne działania. Protesty ograniczyły się do kilku pism i zaskarżenia ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Te działania podejmowały jednak nieliczne grupy, zaś ogół studentów podchodził do sprawy z obojętnością, w myśl zasady „mnie to nie dotyczy”.
Jak bardzo niebezpieczne i szkodliwe są poczynania ministerstwa, przeprowadzane w myśl „podnoszenia standardów kształcenia” przekonujemy się obecnie, gdy na większości publicznych uczelni studentom każe się płacić za wszystko, co wykracza ponad narzucone z góry minimum określone programem i limitem punktów ECTS. Każdy przedmiot uniwersytecki ma ich określoną ilość, która – wg standardów przyjętych w procesie bolońskim – odzwierciedla wysiłek potrzebny do przygotowania się na zajęcia i zaliczenia ich. Teoretycznie, im więcej nauki tym wyższa powinna być liczba ECTSów. Wprowadzenie takiej punktacji ma w założeniu również ułatwić podejmowanie i kontynuowanie studiów na innych uczelniach, zarówno w kraju jak i zagranicą.
W praktyce jednak, abstrakcyjna wartość punktowa staje się o wiele ważniejsza niż wartość merytoryczna zajęć. Studenci często rejestrują się na przypadkowe przedmioty, niezgodne z ich zainteresowaniami, ale odbywające się w dogodnym terminie i mające odpowiednią ilość punktów. Biurokracja doprowadziła do tego, że studia nie są już okresem poszerzania horyzontów, rozwoju pasji i przygodą intelektualną, lecz „etapem, na którym należy wyrobić 120 pkt ECTS” oraz pilnować, aby w wirtualnym świecie Uniwersyteckiego Systemu Obsługi Studentów (USOS) wszystko wyglądało „tak, jak należy” (co bynajmniej nie musi odpowiadać rzeczywistości), po czym można z dumą odebrać swój „papierek” (bo dyplom nie znaczy nic ponadto).
Lecz biada tym, którzy byli zbyt ambitni! Studenci, którzy chcą chodzić na dodatkowe zajęcia w imię samorozwoju – to znaczy, wszyscy ci, którzy ośmielili się przekroczyć wyznaczoną mu przez los i państwo liczbę punktów – słono za to zapłacą. Do tej pory płatności dotyczyły niezaliczonych przedmiotów, czyli tzw. warunków (co jest zupełnie zrozumiałe i powszechne). Teraz jednak do zapłaty będzie zobligowany również każdy, kto nie tylko lekceważy sobie zajęcia (lub nie zalicza ich z innych powodów), ale kto wychyli również w tę dobrą stronę. Jak określiła to Barbara Kudrycka, wraz z nową ustawą „studenci zyskują nowe prawa, szanse i przywileje”. Dziękujemy! Prawo do płacenia za „bezpłatne” studia na publicznej uczelni nie jest dla nas żadnym przywilejem.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego twierdzi, że „reforma służy temu, aby student był partnerem dla uczelni, aby zdobywał wysokiej jakości wykształcenie i miał większe szanse na rynku pracy.” Dalej minister Kudrycka dodaje: „Mamy bardzo zdolną młodzież, dlatego musimy stwarzać im warunki do najlepszego rozwoju”. Czy zamykanie studentom możliwości do bezpłatnego dostępu do zajęć uniwersyteckich rzeczywiście stwarza warunki do najlepszego rozwoju? Na pewno nie intelektualnego.
Jak wiele cynizmu trzeba mieć by przekonywać studentów, że ograniczanie ich praw, mnożenie procedur, wprowadzanie opłat za dodatkowe zajęcia, niszczenie idei uniwersytetów gwarantuje „lepszy dostęp do bezpłatnych studiów”? Możliwe, że osobie związanej z prywatnym szkolnictwem wyższym po prostu zależy na umyślnym niszczeniu szkół publicznych celem poprawienia uczelniom prywatnym pozycji na rynku.
Niestety, kampania i retoryka stosowana przez ministerstwo na określenie działań dążących do likwidacji darmowego szkolnictwa wyższego do tej pory przynosiły skutki. Studenci nie zdecydowali się na wyraźny protest, gdy trwały prace nad nowa ustawą, ponieważ ministerstwo prowadziło celowe działania mające na celu dezinformacje i zatajanie prawdziwych efektów reformy. Na uczelniach trwał (i trwa nadal!) chaos, wiele spraw pozostawało nieokreślonych i niejasnych. Nikt dokładnie nie wiedział za co i ile trzeba będzie płacić, tymczasem Kudrycka przekonywała: „Jestem przekonana, że uczelnie wykorzystają nowe możliwości, by coraz lepiej kształcić studentów – przyszłą elitę naszego kraju.”
Teraz, gdy widzimy i odczuwamy prawdziwe oblicze, tej „prostudenckiej” reformy przypieczętowanej przez karierowiczów z samorządów uniwersyteckich powinniśmy w końcu powiedzieć DOŚĆ! Niech przesłaniem dla nas będą słowa naszej drogiej pani minister: „Studentom życzę codziennego zapału do nauki, prawdziwego głodu wiedzy i tych wszystkich uroków czasu studenckiego.” A zatem korzystajmy i róbmy rewolucję, a nie podpięcia!
Organizujmy się!
https://www.facebook.com/ProtestStudentow
(PS. nie tylko na fejsie :-)
Kampania na rzecz godnej płacy w globalnym przemyśle odzieżowym
Czytelnik CIA, Wto, 2013-10-22 15:05 Prawa pracownika | PublicystykaClean Clothes Campaign wierzy, że wszyscy pracownicy i pracownice przemysłu odzieżowego powinni otrzymywać godną płacę - wystarczającą na życie im samym i ich rodzinom. Niestety tak się nie dzieje. Większość z nich zarabia równowartość płacy minimalnej. Te wynagrodzenia zwykle nie wystarczają na godne życie. Szacunki Clean Clothes Campaign pokazują, że godna płaca wystarczająca na życie to w większości badanych krajów trzykrotność płacy minimalnej.
Obejrzyj spot i podpisz petycję na rzecz godnej płacy w przemyśle odzieżowym
Tymczasem, przemysł odzieżowy wciąż zwiększa swoje zyski. Z ceny, którą konsumenci płacą za sztukę odzieży tylko 1-2% trafia do pracowników a około 50% do marek odzieżowych. Dysproporcja ta pokazuje, że godne wynagradzanie pracowników nie jest niemożliwe. Niskie płace są jednak konsekwencją sytemu działania firm odzieżowych kierujących się maksymalizacją zysków. Przenoszą one produkcję do coraz tańszych krajów z coraz słabszym systemem prawa pracy i nikłym stopniem edukacji i zorganizowania pracowników. W przypadku polepszenia się warunków pracy w jednym kraju, produkcja przenosi się do tańszych sąsiadów lub innych regionów. Dlatego też, jedynie globalne działania na rzecz godnej płacy wystarczającej na życie i wzięcia odpowiedzialności przez firmy odzieżowe za pracujących na ich potrzeby pracowników, mogą przynieść poprawę sytuacji. Jest to powód rozpoczęcia przez Clean Clothes Campaign globalnej kampanii na rzecz Godnej Płacy dla Wszystkich. Poprzez badania, akcje konsumenckie, wspieranie działań pracowników i dialog z firmami dążymy do zapewnienia godnej płacy w przemyśle odzieżowym.
Godna płaca to fundamentalne prawo. W całej Azji, pracownicy i pracownice walczą o godne wynagrodzenia. Powinniśmy im pomóc z trzech powodów.
Ponieważ wszyscy jesteśmy pracownikami/pracownicami. Staramy się znaleźć godną pracę, która pozwoli nam – bez brania morderczych nadgodzin – zapewnić sobie dach nad głową, kupić jedzenie, ubrania, pójść do lekarza, do szkoły, wyjechać za miasto, otrzymać świadczenia socjalne. Czy zgodzilibyśmy się na ciężką pracę w zamian za życie w nędzy? Nie. Dlatego nie gódźmy się na takie życie dla innych. Wymagajmy godnej płacy dla wszystkich.
Ponieważ wszyscy jesteśmy konsumentami/konsumentkami. Tylko ułamek ceny noszonych przez nas ubrań trafia do ludzi, którzy je uszyli. Gdybyśmy zapłacili o złotówkę więcej za sztukę odzieży, życie szwaczek i szwaczy znacznie by się polepszyło. Czy chcemy tanich ciuchów za cenę pozbawienia godności szyjących je ludzi? Nie. To nie do zaakceptowania. Wymagajmy, aby globalne marki odzieżowe zawarły w kosztach zamówień zlecanych fabrykom godne pensje dla pracowników.
Ponieważ wszyscy jesteśmy obywatelami/obywatelkami. Mamy dziś globalną świadomość i wiemy co łączy nas z osobami oddalonymi o dziesiątki tysiące kilometrów. Te powiązania materializują się w postaci pijanej przez nas kawy, cyny obecnej w naszych telefonach, zjadanych przez nas owoców, kupowanych zabawek. No i ubrań. Wiemy, że dążenia tamtych ludzi są także naszymi. Wiemy, że wyzysk, podobnie jak społeczna niesprawiedliwość z łatwością przekraczają granice państw. Czy nasze poczucie solidarności może więc zawężać się do granic państw, podczas gdy nasze ubrania przemierzają pół świata? Nie. Sprawiedliwość społeczna nie może zatrzymywać się na granicy danego kraju. Naciskajmy na rządy, aby płace minimalne zrównały się z godnymi, wystarczającymi na życie płacami. Wymagajmy od korporacji, aby wprowadziły godne płace w swoich łańcuchach dostaw.
W Azji pracownicy i pracownice sektora odzieżowego już teraz walczą o prawo do godnej płacy. Teraz czas na nas. Musimy im pomóc i zacząć działać.
Nosząc ich ubrania, wesprzyjmy ich starania o godną płacę.
System Amazon
Akai47, Pon, 2013-10-21 15:02 Prawa pracownika | PublicystykaGdy firma Amazon ogłosiła, że otworzy 3 centra logistyczne w Polsce, niektórzy politycy i dziennikarze tryumfalnie pisali o tym, jakby to było jakieś wielkie osiągnięcie dla polskich pracowników. Niedługo potem dotarły informacje od pracowników w krajach, gdzie już działa Amazon, którzy opisują swoje warunki pracy jako „koszmarne”. Niniejszy artykuł nie tylko opisuje niektóre fakty o warunkach pracy w Amazonie ale także analizuje, jak szkodliwy dla pracowników i całego społeczeństwa jest system Amazona i jak Amazon traktuje Polskę jako kraj łamistrajków.
Cały system Amazona jest oparty na cięciu kosztów pracy i jak najtańszych zakupów od wydawnictw. Dzięki temu firma może oferować atrakcyjne ceny, dość szybkie terminy realizacji zamówień i różne innowacje technologiczne dla konsumentów. Im więcej mają klientów, tym mocniejsza jest ich pozycja na rynku, szczególnie w porównaniu z tradycyjnymi księgarniami. Jednak, tak jak w przypadku tanich ubrań z Bangladeszu, wszystko to okupione jest wielkimi kosztami dla pracowników i całej branży.
Pracownicy Amazonu muszą pracować prawie jak roboty. Latają jak szaleni po magazynie. Muszą znaleźć i spakować książki w prawie nierealnym tempie. Ci, którzy nie potrafią pracować jak maszyny przez wiele godzin dziennie tracą pracę. Wszystko jest monitorowane za pomocą nadajnika GPS.
Walka o OD:ZYSK
Jaromir, Sob, 2013-10-19 14:00 Kraj | Kultura | Lokatorzy | Publicystyka | Ruch anarchistyczny10 października kilkanaście osób - aktywistek i aktywistów skłotu Od:zysk i poznańskiej sekcji Federacji Anarchistycznej - wzięło udział w pikiecie pod siedzibą firmy spółki Savills przy ulicy Wierzbięcice. Pikieta była kolejnym elementem kampanii w obronie zagrożonego skłotu Od:zysk znajdującego się u zbiegu ulic Paderewskiego i Szkolnej w Poznaniu. Kamienica, w której mieści się skłot ma być niebawem zlicytowana, jednym z wierzycieli jest wspomniana spółka Savills.
Savills jest znanym graczem na europejskim rynku nieruchomości zamieszanym w działania spekulacyjne, łamanie praw lokatorów i brutalne eksmisje. Uczestnicy pikiety, którym towarzyszyła grająca na bębnach samba, wznosili hasła w obronie skłotu Od:zysk, przeciwko eksmisjom i łamaniu praw lokatorów. Przechodniom rozdawane były ulotki informujące o przyczynach protestu. Protestujący usiłowali również spotkać się z przedstawicielami spółki Savills, okazało się, że mimo, iż pikieta odbywała się w godzinach pracy biura spółki, nikogo nie udało się w nim zastać. Być może spekulujący nieruchomościami nie mieli ochoty konfrontować się z potencjalnymi ofiarami swojej polityki. Protestujący zapowiedzieli kolejne działania w obronie skłotu Od:zysk. Poniżej publikujemy oświadczenie Kolektywu Od:zysk.
Jednym z wierzycieli, na którego wniosek odbędzie się licytacja skłotu Od:zysk jest spółka Savills – wiodąca agencja doradcza na globalnym rynku nieruchomości. Savills co roku odnotowuje wielomilionowe zyski nawet po tym, jak bańka na rynku nieruchomości nadmuchana w wyniku spekulacji przez tego rodzaju spółki oraz banki, doprowadziła do kryzysu gospodarczego. Kryzys ten przekształcił się w kryzys mieszkaniowy, który dla wielu osób oznaczał utratę własnych domów i wyroki eksmisyjne. Przykładowo, w samej Hiszpanii w ciągu ostatnich 6 lat dach nad głową odebrano ponad 400 tysiącom rodzin. Na tamtejszym rynku znajduje się obecnie ponad 3 miliony pustostanów, którymi banki po „wyczyszczeniu” przestały się interesować.
Jednak ludzie, w obliczu masowych eksmisji w całej Europie, zaczęli stawiać opór. Protestowano pod siedzibami spółki Savills, m.in. w Dublinie oraz Londynie. Próby wysiedlenia przez spółkę farmerskiej rodziny w Kildare w Irlandii, doprowadziły do masowych demonstracji przeciwko sztucznemu zawyżaniu czynszów, wysokim opłatom i wyrzucaniu ludzi na bruk. Sytuacja była o tyle dramatyczna, że jeden z farmerów trafił do szpitala z powodu załamania nerwowego. To nie pierwsza ofiara takiej polityki, chociażby Jose Miquel Domingo, który odebrał sobie życie na kilka godzin przed planowaną eksmisją.
Bezdomność wzrasta w zastraszającym tempie – w Anglii, gdzie protesty przeciwko spółce Savills są już zauważalne: według oficjalnych danych, dwa lata temu 50 tysięcy rodzin nie posiadało dachu nad głową. W Poznaniu mówi się o 1,5 tysiąca osób bez dachu nad głową, podczas gdy 30 tysięcy lokali stoi pustych. Nie godzimy się na taką sytuację!
Stoimy więc w jednym szeregu z ludźmi sprzeciwiającym się temu procederowi na całym świecie – walka o Od:zysk jest też walką o to, by mieszkanie było prawem, a nie towarem. Twierdzimy, że czy to naszemu kolektywowi, czy to każdemu/każdej z nas z osobna, jak i innym oddolnym inicjatywom oraz wszystkim mieszkańcom/mieszkankom Poznania, należy się dach nad głową i miejsce umożliwiające nieskrępowaną realizację pasji, pozwalające podejmować twórcze działania.
Kolektyw Od:zysk
Za: rozbrat.org
To politycy powinni być wykluczeni, a nie opiekunowie!
Czytelnik CIA, Pon, 2013-10-07 19:53 PublicystykaW dniu 8 października, po raz kolejny wykluczeni opiekunowie osób z niepełnosprawnościami będą protestować w Warszawie o godz. 11 pod Kancelarią Premiera
Od 1 lipca, większość osób opiekujących się dorosłymi osobami z niepełnosprawnościami straciła prawo do świadczeń pielęgnacyjnych, a prawo do otrzymania zasiłku pielęgnacyjnego zostało uzależnione od bardzo niskiego kryterium dochodowego. W ten sposób, ok. 100 tys. osób straciło swoje jedyne źródło dochodu, które i tak było bardzo mizerne. Nie wiedzą, co mają teraz zrobić. Trudno podjąć pracę, gdy osoba z niepełnosprawnościami potrzebuje stałej opieki, a nie stać ich przecież na zatrudnienie profesjonalnego opiekuna.
Związki zawodowe w Hiszpanii. Plan węglowy 2006-2012 i strajk w Asturii
wiatrak, Pon, 2013-10-07 11:48 Świat | Historia | Publicystyka | Strajk | Tacy są politycyW 2012 roku miał miejsce dziki strajk górników w Asturii. Był on świetnym przykładem konfliktu interesów między szeregowymi pracownikami, a hierarchicznymi i reformistycznymi związkami zawodowymi.
Dochodziło do wielkich demonstracji solidarnościowych w całej Hiszpanii oraz do starć górników z policją z użyciem ładunków wybuchowych. Zdjęcia i nagrania krążyły głównie w internecie. Starałem się w alternatywnych mediach polskich oraz angielskich przebijać jak najwięcej informacji z przebiegu strajku w rejonie którego miały nawet miejsce manewry wojskowe.
Kontaktowałem się w tym celu z kolegami z CNT będącymi na miejscu. Po upadku strajku namówiłem jednego z nich do napisania swoich refleksji w języku angielskim. Tak powstał artykuł Some words on the miner's conflict in Asturias. Celem zobrazowania roli hiszpańskich związków zawodowych w tłumieniu wystąpień robotniczych postanowiłem wrócić do tego tematu i ukazać "zasługi" związków w tym strajku.
................................................................................................................................................
Strajk wybuchł na skutek cięć w górnictwie i likwidacji kopalń węgla. Obecnie węgiel jest importowany. Za ten stan rzeczy nie odpowiadała jednak rządząca już wtedy partia chadecka, a poprzedni rząd Zapatero (Partido Socialista Obrero Espagnola), dwa związki zawodowe: podległy PSOE UGT, lewicowy CCOO oraz związek pracodawców zrzeszający wszystkie prywatne firmy sektora węglowego - CARBUNIÓN.
Szef CARBUNIÓN i de facto główny pracodawca branży węglowej to Victorino Alonso, który jako Sekretarz Stanu ds. Przemysłu w latach 90-tych podejrzewany był o oszustwa finansowe, a w 2010 roku został skazany na 14 000 000 euro grzywny za oszustwa, których wynikiem było niskie wydobycie węgla.
UGT to największy pod względem ilości członków związek zawodowy w Hiszpanii. Jednak jego liczebność w żaden sposób nie przełożyła się na skuteczność w działaniu. Związek uwikłany jest w układy z politykami, a swoją siłę często wykorzystuje do działań przeciwko pracownikom. W Asturii jego działanie przypomina bardziej działanie mafii niż związku zawodowego. W niektórych branżach w ogóle nie można znaleźć zatrudnienia bez układów z lokalnymi biurokratami. Do takich branż należy górnictwo i straż pożarna.
CCOO jest powiązany z hiszpańskim lewicowym frontem parlamentarnym o nazwie Izquierda Unida w skład której wchodzi m.in. Komunistyczna Partia Hiszpanii. Pod względem liczbowym CCOO i UGT są sobie równe, liczą po około 1 200 000 członków z czego część jak w przypadku górników i strażaków w Asturii należy do nich pod przymusem.
O ile UGT liczy niewiele więcej członków od CCOO, o tyle głosów w wyborach do rad pracowniczych więcej uzyskuje CCOO. Rady pracownicze są swego rodzaju mikroparlamentami działającymi na poziomie zakładów gdzie związki zawodowe pełnia rolę mikropartii politycznych i walczą o głosy wyborców.
CCOO ma najwięcej delegatów w radach pracowniczych sektora węglowego, ale najmniej w radach sektora publicznego. CCOO charakteryzuje się również tym, że dysponuje największą ze wszystkich związków siłą mobilizacyjną podczas protestów ulicznych.
Członkowie górniczych związków CCOO i SOMA-UGT znani są jako najwięksi zadymiarze ze wszystkich związkowców w Hiszpanii. To jak bardzo byli skorzy do przemocy dobitnie odczuła policja usiłująca szturmować bronione przez nich kopalnie.
Niestety liderzy związkowi nie byli i nie są tak bojowi jak członkowie ich górniczych sekcji. Świadczyć mogą o tym zdjęcia zamieszczone obok. Na pierwszym od góry na lewo od przemawiającego związkowca CGT widzimy lidera UGT Cándido Méndeza (z siwą brodą) oraz lidera CCOO Ignacio Fernándeza Toxo (z wąsami).
Drugie zdjęcie przedstawia tę samą dwójkę tym razem nie w towarzystwie ludu pracującego tylko Joana Rosella - prezydenta Hiszpańskiej Konfederacji Organizacji Pracodawców. Trzecie zdjęcie przedstawia ich w towarzystwie Mariano Rajoya, obecnego premiera Hiszpanii. Toxo w przeszłości brał aktywny udział w walce z Franco, 10 marca 1972 roku brał udział w strajku w Ferrol, który tłumiono karabinami za co został skazany na 5 lat więzienia i ukrywał się do 1977 kiedy ogłoszono amnestię. Dziś jest częścią establiszmentu politycznego i zasiada obok lidera partii założonej przez dawnych frankistów.
Tyle gwoli przedstawienia stron układu, który został zawarty w roku 2005, a miał być realizowany w latach 2006-2012. Warunkiem stawianym przez związki było dostarczanie subsydiów mających za zadanie przystosować górnicze tereny do nowej rzeczywistości. Nie był to jednak jedyny taki układ. W podobny sposób likwidowano przemysł włókienniczy.
Po zmianie rządu w listopadzie 2012 rząd Mariano Rajoya zmniejszył subsydia na które zgodził się rząd Zapatero o 64% co zmobilizowało związki zawodowe do zaprotestowania. Nie przeciwko zamykaniu kopalń lub o stworzenie alternatywnych miejsc pracy tylko przeciwko redukcji tych subsydiów.
Związki górników SOMA-UGT i CCOO zorganizowały dwudniowy strajk generalny w górnictwie w Asturii na czas 23 i 24 maja. Organizowano blokady dróg z których wiele uzgadnianych było z policją (Guardia Civil). Kolejny strajk został ogłoszony na dni 30 i 31 maja kiedy liderzy związkowi mieli spotkać się z ministrem przemysłu, który nie zamierzał iść na ustępstwa.
Wtedy strajk rozpoczął się definitywnie mimo, iż CCOO odnosił się do tej kwestii raczej mało entuzjastycznie. Nie jest do końca jasne kto go zainicjował. Czy sami górnicy czy liderzy związkowi czy wszyscy jednocześnie. Co do jednego nie mamy wątpliwości - rozpoczęła się fala protestów. Górnicy pozamykali się w swoich miejscach pracy, zablokowali drogi i tory, zaczęli organizować demonstracje oraz rozbijać obozowiska pod gmachami urzędów.
Siłą rzeczy doszło również do starć górników z policją z czego mamy olbrzymią ilość zdjęć i filmów krążących po internecie. Część z nich pojawiło się nawet w reportażach stacji telewizyjnych innych krajów. Mało kto dziś pamięta, że w czasie trwania dzikiego strajku górników w dniach 3 - 8 czerwca miał w Asturii miejsce strajk pracowników transportu. Przyłączali się do akcji górników przez co starcia z policją były coraz bardziej intensywne. W mediach nie przebiła się informacja, że pracownicy transportu doprowadzili w ten sposób do spełnienia swoich postulatów. W wielu przypadkach związki zawodowe odcinały się od akcji górników mówiąc jedynie, że nie są w stanie kontrolować sytuacji.
Górnicy w starciach z policją usiłującą powstrzymywać ich od blokowania dróg używali wszystkiego co mieli, a dysponowali m.in. ładunkami wybuchowymi. Ostrzeliwali policję z rakiet domowej roboty oraz z proc. Barykady, które ustawiali na drogach płonęły.
Doszło do kilku poważnych wypadków. Jeden z policjantów stracił oko, a kilku górników zostało oskarżonych o usiłowanie zestrzelenia helikoptera. Inni musieli płacić ogromne pieniądze aby zostać wypuszczonymi z więzień za udział w blokowaniu dróg.
Na skutek tych działań, związki postanowiły zorganizować pokojowy marsz w Madrycie. W stolicy doszło do wielkiej demonstracji wspierającej górników w której uczestniczyli górnicy z całego kraju oraz ludzie spoza górnictwa. Demonstracja skończyła się zamieszkami w trakcie przemówień liderów związków zawodowych. Jak pokazują nagrania, walki rozpoczęła policja, a nie demonstranci, a wśród aresztowanych nie było wielu górników. Aresztowani nie zostali wsparci przez UGT ani CCOO, a prawników załatwili im działacze Ruchu Oburzonych i CNT. Oto jak liczące ponad milion członków potężne organizacje odwdzięczyły się za okazaną solidarność...
Górnicy zakończyli swój strajk pod koniec lipca nie osiągając zupełnie nic. Wszystko przez to jak bardzo dalekie od postulatów górników były postulaty UGT i CCOO. W trakcie strajku jeden z górników, napisał list otwarty w którym opisał m.in. sprawę z Oviedio gdzie pieniądze z subsydiów władze miasta przeznaczyły na oświetlenie dla Pałacu Wystaw i Kongresów oraz z Gijon gdzie pieniądze te zostały przeznaczone na Politechnikę. Opisał również przypadek całkowitego zmarnowania pieniędzy - budowę centrum sportowego, którego nie można było oddać do użytku ze względu na brak toalet.
Asturia jest przepełniona centrami sportowymi, muzeami itd. Ale górnicy nie otrzymują żadnej alternatywy dla bezrobocia. Ich problem polega na tym, że o ile zależy im na pracy, wczesnej emeryturze, szkołach dla dzieci o tyle nie udało im się odebrać z rąk związków inicjatywy. Subsydia nadal nie są wykorzystywane z korzyścią dla nich.
Z powodu silnej pozycji związków (ciężko jest znaleźć pracę bez członkostwa w jednym z nich) pozycja CNT w Asturii jest bardzo mało istotna. Nie istnieją również inne autonomiczne organizacje pracowników Związek SOMA-UGT zarządzany jest przez José Ángel Fernández Villę. Postaram się streścić jego życiorys.
Jose Villa rozpoczął pracę w kopalniach w latach 60-tych kiedy zdobył kontakty do kilku starych członków CNT i został członkiem grupy CRAS działającej głównie w Gijon. Była to grupa prowadząca akcje społeczne, polityczne i kulturalne. Została założona przez José Luis García Rúę, późniejszego działacza CNT.
Jose Vila został później zwolniony z pracy. Po krótkim pobycie w Barcelonie wrócił do Asturii i został według historyka Gómeza Fuoza informatorem policji. W 1979 roku został sekretarzem generalnym związku SOMA-UGT i jest nim do tej pory. Oprócz tego zajmował wiele innych politycznych stanowisk.
Biurokrata związkowy kontroluje również lokalną PSOE, większość funkcji publicznych pełnią ludzie z jego otoczenia. Kontrolowany przez niego związek jest tak uległy wobec władzy, że w Asturii nazywany jest w żartach SOMA-PP (PP - Partido Popular)
CCOO powstał w latach 60-tych podczas nielegalnych strajków górniczych. Został on zinfiltrowany przez Komunistyczną Partię Hiszpanii, którzy pojawiając się w kopalniach Asturii agitowali na rzecz wyborów związkowych. Tę samą politykę prowadził chadecki związek górników USO (obecnie przybudówka UGT, żadnych reprezentantów w radach), UGT i CNT zgodnie się temu przeciwstawiały.
Po upadku dyktatury kiedy projektowano nowy system funkcjonowania związków zawodowych w zakładach pracy padła propozycja żeby utrzymać model promowany wtedy przez CCOO, ale z udziałem wszystkich działających związków zawodowych. CNT była jedynym związkiem zawodowym, któremu się
temu przeciwstawił. Doświadczył z tego tytułu rozłamu i licznych prześladowań i prób infiltracji.
Górnicy nie interesują się polityką i mało interesuje ich to co stoi za związkami zawodowymi. Dlatego przegrali. Rola tych dwóch związków zawodowych skoncentrowała się na gaszeniu konfliktu klasowego kosztem górników. Subsydia państwowe z których nic nie było przeznaczane na nowe miejsca pracy dla górników trafiły w łapy lokalnych samorządów, w których zasiadają ludzie Jose Ángel Fernándeza Villi.
Oto rola UGT i CCOO odgrywana w spektaklu na przykładzie strajku w Asturii w 2012 roku.
...............................................................................................................................................................................................................................................
https://cia.media.pl/asturia2012
https://cia.media.pl/dlaczego_ruchy_spoleczne_nie_powinny_wiazac_sie_z_pa...
Czarno-czerwony reformizm. Czym jest hiszpańska CGT?
wiatrak, Sob, 2013-09-21 19:32 Świat | Antyfaszyzm | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycyKrótka krytyka działania jednego z dwóch dużych hiszpańskich związków zawodowych określających się jako anarchosyndykalistyczne.
- Co sądziesz o sloganie “żadnego kompromisu z państwem niezależnie od kształtu I formy”?
- „Piękne słowa, który miały znaczenie, mają znaczenie i będą miały znaczenie w różnych interpretacjach w różnych momentach historii.” – Ch. Robinson, członek CGT.
Ruch anarchosyndykalistyczny ewoluuje od samego początku swojego istnienia. Dostosowuje swoją politykę do nowych warunków dzięki czemu, mimo że dziś jest cieniem tego czym był przed II wojną światową, jego koncepcja nadal się sprawdza.
Odrodzona hiszpańska CNT po upadku dyktatury Franco zyskała wielu nowych członków w całym kraju. Jednak w pewnym momencie nastąpiło coś, co nie miało miejsca nigdy wcześniej w historii związku – rozłam. W 1979 roku powstały dwa odłamy CNT, znane jako CNT-AIT i CNT-U. W ciągu roku CNT-AIT pozwała CNT-U do sądu za uzurpowanie sobie prawa do używania nazwy, czego efektem było wymuszenie zmiany nazwy CNT-U na CGT w 1989 roku.
Różnice między tymi związkami bardzo często są ignorowane. Ich sympatycy, albo traktują je analogicznie do wrogich sobie drużyn sportowych z jednego kraju lub miasta, albo przedstawiają uproszczony obraz „pragmatyków” z CGT i „fanatyków” z CNT. Ignorują jednocześnie różnice zarówno w teorii jak i praktyce działań związków.
Głównym powodem rozłamu była chęć partycypacji CGT w radach pracowniczych razem z żółtymi związkami, UGT i CCOO. Rady pracownicze są samorządami z wybieralnymi delegatami. Samorządy pracownicze pełnią funkcję konsultantów lub kontrolerów wdrażanych przez pracodawców regulacji. W praktyce ogranicza się to jednak do współpracy z pracodawcami i ustępstw na ich korzyść. W dużym uproszczeniu można powiedzieć, że rady pracownicze to mini-parlamenty występujące na poziomie zakładów.
Rady pracownicze w Hiszpanii jako jedyne mogą legalnie podnieść akcję strajkową, jednak podnoszą ją tylko w sytuacjach, gdy nie trwają negocjacje, ewentualnie celem ich rozpoczęcia. Syndykalizm zakłada stosowanie akcji bezpośredniej jako metody dialogu z pracodawcą, dlatego stosunek do partycypacji w przedstawicielskich radach pracowniczych doprowadził do rozłamu, o którym mowa we wstępie. Opowiadając się przeciwko demokracji przedstawicielskiej CNT bojkotuje rady pracownicze, w ramach których związki zawodowe upodobniły się do partii politycznych - kandydaci konkurują między sobą o głosy pracowników. CGT w wyborach uczestniczy.
Oprócz tego, CGT ma swoich szeregach etatowych związkowców „proporcjonalnie do potrzeb”. Innym problemem CGT jest przyjmowanie subsydiów od państwa w wysokości setek tysięcy euro.
W samym CGT miało miejsce również łamanie praw pracowniczych. Związek "nie zamykał się" na możliwość zatrudniania pracowników. W 2011 roku miało miejsce zwolnienie z pracy przez CGT sekretarza terytorialnej konfederacji madryckiej CGT ponieważ jego działalność kolidowała z pracą administracyjną dla związku sprzątaczy, również z CGT. Rozwiązanie takiego problemu na drodze zwolnienia, w sytuacji gdy pracodawca uważa się za obrońcę praw pracowniczych i reprezentuje w parlamentach pracowniczych pracowników, jest skandalem, gdyż przypomina postępowanie rodem z korporacji. Takie są konsekwencje tego typu polityki ze strony związku zawodowego.
Kontrowersje budzi również stosunek CGT do policji. Oficjalnie CGT nie przyjmuje w swoje szeregi pracowników służby policyjnej. W latach 80-tych akces do CGT zgłosiła jednak grupa policjantów lokalnych (odpowiednik polskiej straży miejskiej) określająca się jako „anarchosyndykaliści”. Nie zostali przyjęci do lokalnej federacji ze względu na obowiązujący wówczas statut, jednak nie przeszkadzało im to używać nazwy i symboliki CGT.
Policyjny związek zawodowy uzurpujący sobie prawo do używania nazwy i symboliki CGT nigdy nie poniósł z tego tytułu konsekwencji. O ile są na świecie rzeczy, które nie śniły się młodym klerykom i zaliczają się do nich policjanci anarchosyndykaliści (zakładając, że nie byli prowokatorami) o tyle część z tych rzeczy przekracza granice absurdu. Czymś takim jest sprzeciw wobec łamania praw pracowniczych policjantów, nazwanych w oficjalnym dokumencie związkowym "towarzyszami policjantami".
Należy przy tym pamiętać, że hiszpańska policja po upadku dyktatury nie przeszła nigdy defaszyzacji, analogicznie do dekomunizacji polskiej policji. Pomijając tę kwestię, hiszpańscy policjanci obok włoskich i belgijskich uchodzą za jednych z najbrutalniejszych w Europie.
Osobną parą kaloszy jest problem zbyt daleko posuniętej otwartości CGT. Ani CGT ani CNT nie wymagają od swoich członków podzielania poglądów anarchistycznych. Członek CNT może głosować w wyborach, jednak musi liczyć się z tym, że CNT bojkotuje wybory i jako członek CNT nie może kandydować w wyborach, ani wspierać oficjalnie kandydatów. W latach 90-tych CGT postanowiła dopuścić członkostwo w związku dla członków partii politycznych, co spowodowało napływ nacjonalistów (katalońskich), a także trockistów i maoistów.
Jednak najprzykrzejszą konsekwencją takiej otwartości nie był w przypadku CGT napływ dziwnego towarzystwa z lewej strony, ale z prawej. Członkiem CGT był Juan Antonio Aguilar, aktywny działacz, wcześniej należący do CCOO. Problemem były jego powiązania z hiszpańskim środowiskiem Blood & Honour oraz większą faszystowską organizacją Movimento Social Republicano. Działał w celu propagowania ksenofobii w środowiskach pracowniczych. O ile szeregowi członkowie CGT anonimowo informowali media o działalności Aguilara, góra nie miała zastrzeżeń co do jego aktywności "w obronie praw kolegów".
Członkowie CGT donosili również o innych faszystach wewnątrz związku, jednak przez kilka miesięcy nic nie zostało zrobione. Dopiero później związek zalecał swoim członkom usuwanie osób propagujących niezgodne ze statutami ideologie ( w tym nazizm, faszyzm, rasizm). Aguilar został wykluczony gdyż w internecie znajdowało się dużo dowodów przeciwko niemu. Innym przykładem nazisty wewnątrz CGT był niejaki Juan Antonio Llopart, sekretarz Movimento Social Republicano, skazany za pochwalanie Holocaustu i dystrybucję książek pochwalających Adolfa Hitlera. Bez problemu pisywał na swoim blogu, iż był jednocześnie ważnym faszystą i działaczem związkowym w CGT.
Największym problemem wynikającym z takiego zjawiska był fakt, iż oficjalnie CGT występowało przeciwko faszyzmowi i ksenofobii, a tolerowanie faszystów we własnych szeregach wiązało się z narażeniem własnych członków na niebezpieczeństwo.
Takie sytuacje sprawiają, iż CNT nie widzi możliwości współtworzenia ze środowiskiem CGT jedności w kwestii walki z kapitalizmem i państwem. Z powodu ugodowej polityki w stosunku do instytucji państwa, anarchiści odmawiają CGT miana organizacji anarchistycznej, z kolei rewolucyjni syndykaliści - miana rewolucyjnej, ze względu na jej partycypację w parlamentach pracowniczych i zatrudnianie pracowników. W Hiszpanii na szczeblu lokalnym zdarzają się przypadki współpracy lokalnych środowisk CNT i CGT. Pozostaje to jednak wyłącznie w gestii tych środowisk i ma miejsce tylko wtedy kiedy jednych i drugich w większym lub mniejszym stopniu łączy stosunek do teorii i praktyki.
https://cia.media.pl/dlaczego_ruchy_spoleczne_nie_powinny_wiazac_sie_z_pa...
https://cia.media.pl/zwiazki_zawodowe_w_hiszpanii_plan_weglowy_2006_2012 https://cia.media.pl/struktura_organizacyjna_cnt
Zarabiamy coraz mniej, choć pracodawców stać na podwyżki
Czytelnik CIA, Czw, 2013-09-19 21:55 Kraj | Gospodarka | Prawa pracownika | PublicystykaCzy warto już upominać się u pracodawcy o podwyżkę? Kondycja firm się poprawia, a tymczasem pracownicy zarabiają coraz mniej. W sierpniu płace spadły o dwa procent w stosunku do lipca, a w poprzednich kilkunastu miesiącach skąpe podwyżki zjadała inflacja.
Tymczasem w drugim kwartale tego roku przedsiębiorcy zainwestowali o 1,6 procent więcej w porównaniu z danymi z 2012 roku - podał dziś Narodowy Bank Polski. Firmy zanotowały też ponad 17-procentowy wzrost zysku brutto. Z raportu NBP wynika też, że po raz pierwszy od 1991 roku - czyli od kiedy prowadzi się wiarygodne statystyki - poziom eksportu w Polsce był wyższy od poziomu importu.
Optymizmem nastraja również wskaźnik bezpieczeństwa działalności gospodarczej sporządzany przez BIG InfoMonitor. W trzecim kwartale tego roku wzrósł o ponad pięć punktów i osiągnął tym samym wynik 14 punktów. Tak dobrze nie było od 3,5 roku.
Co więcej, według profesora Ryszarda Bugaja, w polskich firmach nawet w ostatnich latach w ogóle nie było źle.
- Kryzys nie przyniósł dramatycznych spadków zysku w przedsiębiorstwach. Owszem, wzrosła liczba tych, które znalazły się w tarapatach, ale znaczna większość radziła sobie nad wyraz dobrze - mówi prof. Bugaj. - Z tego punktu widzenia dobrze by było, żeby się teraz podzieliły tymi zyskami z zatrudnionymi.
Profesor Bugaj jest znany ze swojej przychylności wobec pracowniczej strony rynku pracy. Twierdzi, że bilans pomiędzy zyskami firm, a płacami ich pracowników, nie osiągnął jeszcze równowagi, która byłaby dobra dla całego rynku.
Przedsiębiorcy w pewnego rodzaju krótkowzroczności zjadają swój ogon. Wyczekują poprawy koniunktury, która jest dla nich związana ze zwiększeniem popytu wewnętrznego, a jednocześnie nie chcą dawać podwyżek. Gdzie tu logika, jak ludzie mają więcej kupować? - pyta ekonomista.
To, że Polacy nie mają za co walczyć o lepszą koniunkturę, pokazuje zestawienie inflacji i wynagrodzeń. Wczoraj Główny Urząd Statystyczny opublikował najświeższy odczyt tego drugiego wskaźnika. Jasno i wyraźnie widać, że przez zeszły rok inflacja zżerała nasze podwyżki i dopiero ostatnie miesiące przynoszą poprawę w tej kwestii. Choć ostatni odczyt znów napawa niepokojem. Dynamika wzrostu spadła z 3,5 procent do 2.
Czy podwyżki Polakom się należą? Ekonomista Marian Noga, były członek Rady Polityki Pieniężnej, przekonuje, że jak najbardziej. Wskazuje, że jedynym wskaźnikiem gospodarczym, który niezmiennie rośnie od czasów transformacji, jest wydajność pracy. Co prawda ciągle nam daleko do średniej Unii Europejskiej, ale powoli, sukcesywnie zbliżamy się do efektywności pracownika UE.
- W takim kontekście zupełnie uprawniony byłby stały minimalny wzrost płacy w okolicach dwóch procent - mówi prof. Noga. - Co więcej, uważam, że gdyby wzrost płac był co miesiąc wyższy o jeden punkt procentowy od inflacji, to firmom też by się nic nie stało. Przy takim wzroście wydajności pracy to bezpieczne.
Przedsiębiorcy zdają siebie sprawę, że ponad 13 procent osób w wieku produkcyjnym stoi pod ich drzwiami i czeka na zatrudnienie. Dlatego - jak zauważa profesor Noga - utrzymują oni "optymalnie najniższe wynagrodzenie" dla swoich kadr. - Myślę jednak, że zdają sobie sprawę, iż powolutku znów wchodzimy w ten okres, kiedy prośba o podwyżkę będzie uzasadniona i nie będzie można jej zbyć wymówką w postaci kryzysu - dodaje ekonomista.
Ale o rozwagę w domaganiu się większych pensji postulują sami związkowcy. Kazimierz Kimso, szef dolnośląskiej Solidarności uważa, że o podwyżkę, owszem, można iść, ale trzeba wiedzieć w jakiej firmie i branży. Przyznaje że na Dolnym Śląsku - gdzie stosunkowo dużo związków zawodowych jest w zakładach prywatnych - podwyżki udawało się wywalczyć nawet w kryzysie.
- Ale zawsze spoglądamy na wyniki ekonomiczne zakładu pracy. Nie ma co podcinać gałęzi, na której się siedzi - mówi Kimso. - Ja jestem pragmatykiem i fakt, że we wskaźnikach widać koniec kryzysu nie oznacza, że trzeba z automatu biec do szefa po podwyżkę.
Zapędy w staraniach o podwyżkę najmniej pochwala prof. Stanisław Gomułka. Według niego, nasze przedsiębiorstwa ucierpiały na kryzysie, zmalała ich zyskowność, a managerowie nabrali dużej ostrożności w wydawaniu firmowych pieniędzy.
- Tym bardziej, że nasze przedsiębiorstwa nie mają zgromadzonych aż takich zasobów, jak to się przedstawia" - wyjaśnia prof. Gomułka. - "Jeśli na ich kontach jest około 50 czy 160 miliardów, a średnie roczne wydatki inwestycyjne wynoszą w Polsce 300 miliardów, to nie możemy mówić o jakieś zawrotnej kwocie. Gdyby firmy miały na kontach 500 czy 600 miliardów, wtedy domaganie się podwyżek byłoby dużo bardziej uzasadnione.
Źródło: http://www.regiopraca.pl/portal/rynek-pracy/zarobki/zarabiamy-coraz-mnie...
Dlaczego średniowieczny chłop miał więcej wolnego od Ciebie
Czytelnik CIA, Pon, 2013-09-09 01:38 PublicystykaŻycie średniowiecznego chłopa z pewnością nie było usłane różami. Jego codzienność była naznaczona przez głód, choroby i wojny. Jego dieta i higiena osobista pozostawiały wiele do życzenia. Ale mimo tej całej nędzy, jednego możesz mu pozazdrościć: czasu wolnego.
Orka i żniwa oznaczały łamiącą kręgosłup harówkę, ale chłop cieszył się wakacjami o długości od ośmiu tygodni do pół roku. Kościół, dbający o to, by lud się nie buntował, wymuszał częste obowiązkowe wakacje[1]. Śluby, rocznice czy narodziny mogły oznaczać tydzień łapczywego picia piwa, również gdy w mieście odbywały się występy kuglarzy czy imprezy sportowe, chłopi mogli liczyć na czas wolny na rozrywkę. W niedziele się nie pracowało, a kiedy kończył się sezon orki i zbiorów, chłop znowu mieli wolne. Jak udowodniła ekonomistka Juliet Shor[2], w okresie wyjątkowo wysokich płac, jak XIV wiek w Anglii, rolnicy nie pracowali dłużej niż 150 dni w roku.
A co ze współczesnym amerykańskim robotnikiem? Po roku pracy otrzymuje średnio osiem dni wakacji3.
Nie tak miało być: John Maynard Keynes, jeden z ojców założycieli nowoczesnej ekonomii, przedstawił sławne założenie[4], że przed 2030 rokiem rozwinięte społeczeństwa będą tak bogate, że to czas wolny, a nie praca będzie charakteryzował styl życia. Jak na razie się na to nie zapowiada.
Co poszło nie tak? Niektórzy przytaczają współczesny 8-godzinny dzień pracy i 40-godzinny tydzień pracy zamiast okrutnej 70- czy 80-godzinnej udręki XIX wieku, za przykład tego, że zmierzamy w dobrym kierunku. Ale Amerykanie już dawno powiedzieli dobranoc 40-godzinnemu tygodniowi pracy[5], a badania Shor pokazują, że XIX wiek był wynaturzeniem w całej historii ludzkości. Gdy robotnicy walczyli o osiem godzin, nie żądali czegoś radykalnego i nowego, lecz raczej przywrócenia tego, czym cieszyli się ich przodkowie zanim na scenę wkroczyli przemysłowi kapitaliści i elektryczność. Cofnijmy się o 200, 300 czy 400 lat, by ujrzeć, że większość ludzi nie pracowała zbyt długo. Poza odpoczynkiem podczas długich wakacji, średniowieczny chłop miał też przerwy na posiłki, a dzień pracy często obejmował popołudniową drzemkę. „Tempo życia było wolne, nawet leniwe: a tempo pracy niewymagające,” wskazuje Shor. „Nasi przodkowie może nie byli bogaci, ale odpoczynku mieli pod dostatkiem.”
Wracamy do XXI wieku, by się przekonać, że USA są jedynym rozwiniętym krajem bez jakiegokolwiek krajowego ustawodawstwa na temat wakacji[6]. Wielu amerykańskich robotników musi pracować w czasie publicznych dni wolnych, a przysługujące im wakacje często pozostają niewykorzystane. Gdy w końcu już zarobimy na odpoczynek, wielu z nas odpowiada na maile i „melduje się” czy jest na kempingu z dziećmi czy też wyleguje się na plaży.
Można oczywiście obwiniać amerykańskiego pracownika[7] za to, że nie walczy o swoje. Ale w erze stale wysokiego bezrobocia, braku zabezpieczeń i słabych związków zawodowych, pracownicy czują, że nie mają innego wyboru niż zaakceptowanie warunków narzuconych przez kulturę i pracodawcę. W świecie zatrudnienia „z dobrej woli”, gdzie kontrakt może być zerwany w dowolnej chwili, niełatwo się buntować.
To prawda, że Nowy Ład wprowadził pewne zmiany, które dla średniowiecznych robotników i rzemieślników były czymś oczywistym, lecz od lat 80 sytuacja regularnie się pogarsza. Wraz z topnieniem stabilnego zatrudnienia, ludzie skaczą od pracy do pracy, więc starszeństwo nie gwarantuje już dodatkowych przywilejów i dni wolnych. Rosnący od początku kryzysu trend pracy na godziny i czasowej dla wielu ludzi oznacza, że idea gwarantowanego czasu wolnego to już tylko ulotne wspomnienie.
Jak na ironię, ten kult nieskończonej harówki niczego nie zmienia. Badanie[8] za badaniem[9] pokazuje, iż przepracowanie redukuje produktywność. Z drugiej strony, wydajność pracy wzrasta po wakacjach, gdy robotnicy wracają wypoczęci i skupieni. Im dłuższe wakacje, tym bardziej zrelaksowani i pełni energii[10] ludzie zasiedlają biura.
Kryzysy ekonomiczne są dla ograniczonych umysłowo polityków wymówką, by mówić o zmniejszaniu czasu wolnego, zwiększaniu wieku emerytalnego i cięciach w programach zabezpieczeń i pomocy społecznej, które miały zapewnić nam lepszy los niż praca do upadłego. W Europie, gdzie pracownicy mają średnio od 25 do 30 dni wolnego rocznie, politycy jak prezydent Francji Francois Hollande czy premier Grecji Antonis Samaras, wysyłają sygnały[11], że kultura dłuższego wypoczynku dobiega końca. Ale wiara, że krótsze wakacje przyniosą korzyści ekonomiczne nie ma sensu. Według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), Grecy, których gospodarka jest w opłakanym stanie, pracują więcej godzin niż inni Europejczycy. W Niemczech, gospodarczej potędze, pracownicy zajmują drugie miejsce od końca pod względem roboczogodzin. Mimo tego, zajmują oni również ósme miejsce pod względem produktywności, podczas gdy harujący Grecy są na miejscu 24 na 25.
Poza wypaleniem, przez znikające wakacje cierpią nasze relacje z rodziną i przyjaciółmi. Pogarsza się nasze zdrowie: narody pozbawione czasu wolnego są bardziej narażone na depresję[12] i ryzyko śmierci[13]. Co mądrzejsi ludzie próbują odwrócić ten trend, w tym postępowy ekonomista Robert Reich, który postulował obowiązkowe trzy tygodnie wakacji dla każdego amerykańskiego pracownika. Kongresmen Alan Grayson zaproponował w 2009 roku Ustawę o Płatnych Wakacjach, lecz niestety nie dotarła ona nawet do Kongresu.
A mówiąc o Kongresie, wygląda na to, że jego członkowie jako jedyni w Ameryce mają tyle czasu wolnego co średniowieczni chłopi. W tym roku 239 dni[15].
Lynn Parramore
1 http://history-world.org/peasant.htm
2 http://groups.csail.mit.edu/mac/users/rauch/worktime/hours_workweek.html
3 http://www.bls.gov/news.release/ebs.t05.htm
4 http://money.howstuffworks.com/five-day-weekend2.htm
5 http://www.businessinsider.com/americans-40-hour-work-week-not-enough-20...
6 http://www.theatlantic.com/business/archive/2012/07/the-only-advanced-co...
7 http://www.theatlantic.com/business/archive/2012/08/no-vacation-nation-w...
8 http://accounting.smartpros.com/x43420.xml
9 http://www.lostgarden.com/2008/09/rules-of-productivity-presentation.htm...
10 http://familiesandwork.org/site/newsroom/releases/2005overwork.html
11 http://www.bloomberg.com/news/2013-08-25/hollande-bids-adieu-to-eu-vacat...
12 http://familiesandwork.org/site/newsroom/releases/2005overwork.html
13 http://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/11020089
14 http://www.marketplace.org/topics/economy/commentary/mandatory-extended-...
15 http://www.policymic.com/articles/38177/want-a-job-with-239-vacation-days-become-a-member-of-congress