Prawa kobiet/Feminizm

ALTERGODZINA - o spotkaniu Rebelia Gospodyń Domowych - Reprodukcja życia codziennego, autonomistyczny feminizm

Prawa kobiet/Feminizm

ALTERGODZINA - audycja społecznie zaangażowana
W każdą środę o godz. 22:00 w Akademickim Radiu LUZ w Internecie i we Wrocławiu na 91,6 FM

Tematem dzisiejszej Altergodziny będzie Rebelia Gospodyń Domowych, wysłuchacie fragmentu nagrania ze spotkania organizowanego przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Inicjatywa Pracownicza sekcja Kobiety z Inicjatywą, które odbyło się w Warszawie 15 września (na CIA pisaliśmy o nim tutaj). Tematem dyskusji był ostatni numer (11) Przeglądu Anarchistycznego, traktujący między innymi o społecznej reprodukcji i feministycznym ruchu oporu : autonomistycznych feministek i operaistek.

Działaczki autonomistycznego feminizmu jako pierwsze dostrzegły, że praca reprodukcyjna, domowa i opiekuńcza nie odbywa się poza mechanizmami kapitalizmu – przeciwnie, poprzez reprodukowanie samego życia, kolejnych pokoleń pracowników, ma strategiczne znaczenie dla całej kapitalistycznej gospodarki. Będąc całkowicie nieodpłatną, odbywa się bez ponoszenia żadnych bezpośrednich kosztów przez państwo czy rynek. Ruch autonomistycznego feminizmu odcinał się jednak od emancypacji poprzez pracę zawodową kobiet, dążąc do walk, w których stawką jest odmowa pracy.

Dlaczego kobiety powinny wstępować do organizacji politycznych

Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka

Tekst ten, napisany przez Dolores, członkinie Miami Autonomy and Solidarity i opublikowany na stronie owej organizacji był zdaje się w zamyśle "reklamą" tej grupy skierowaną do kobiet. Tłumacząc opuściłem akapity, których jedynym celem było zachęcenie do wstąpienia do MAS. Całośc zawiera kilka ciekawych myśli i uwag i może być potraktowana jako głos w dyskusji "razem czy osobno", która od kilkudziesięciu lat toczy się pomiędzy feministkami a męską lewicą. Warto zwrócić uwagę na fakt, że autorka sama przyznaje, że na razie proponowana przez nią strategia nakłaniania kobiet do udziału w organizacji mieszanej nie prznosi rezultatu. Inny tekst na podobny temat publikowano już na CIA tutaj.

(...) MAS (Miami Autonomy and Solidarity – z ang. Autonomia i Solidarność) założyło by rekrutować więcej kobiet i mieliśmy wiele nieustających dyskusji z kobietami o różnym pochodzeniu, jak na razie żadna się do nas nie przyłączyła.

Dla przykładu jeden z naszych członków spotykał się regularnie z młodą kobietą zaangażowaną w wiele różnych ruchów społecznych tu w Miami, ale osiągnął pewien punkt, w którym dyskusja zamarła. Ostatnio rozmawiałam z ową dziewczyną i dowiedziałam się, że człowiek z którym się spotykała nie rozumiał jej gdyż jest ona kobietą i nie mógł przejąć jej perspektywy. Niestety, osoba, która mogłaby po czasie zostać potencjalną członkinią została stracona.

Czy to ponieważ ów mężczyzna nie mógł „zrozumieć" jej nie wstąpiła ona do grupy? Czy byłoby inaczej gdyby dyskusja toczyła się ze mną? Chociaż mogłoby to nieco pomóc, myślę, że chodzi o coś poważniejszego niż o samą tożsamość. To problem, który widziałam w zbyt wielu politycznych/rewolucyjnych organizacjach i który nadal jest nierozwiązany, tak jak jest źródłem frustracji dla wielu grup, zwłaszcza dla ich członkiń, ale także dla kobiet spoza nich, które mogą być z nimi jakoś powiązane.

(...) Nim nie wstąpiłam do MAS nigdy nie byłam w organizacji politycznej. Wiele obrazów i historii licznych organizacji na lewicy pozbawiło mnie, jak mnóstwa kobiet, złudzeń. Widziałam sama i czytałam o uciszaniu i wykluczaniu kobiet, mentalności redukującej wszystko do walki klas, grupach, które nie włączają się w ruch społeczny, ale zamiast tego są skupione na taktykach jak czarny blok i wielkich manifestacjach i oczywiście o maczyzmie. To typowe dyskusje i krytyki, które zostały wypowiedziane wiele razy i miały już bardziej rozbudowane analizy, więc nie czuję potrzeby przeprowadzać ich tutaj. Obok pewnych stereotypów jakie miałam o grupach rewolucyjnych czułam także, że nie jestem im właściwa, czy pasująca do nich. Czułam, że nic nie mogłabym z nich mieć i dodatkowo był jeszcze praktyczny powód, że nikt nigdy nie rozmawiał ze mną o wstąpieniu gdziekolwiek.

Teraz, podczas gdy są grupy, które ciągle trzymają się tych subkulturowych i ciasnych aktywności, nastąpiło przesunięcie wewnątrz niektórych z nich w kierunku skupienia się na organizowaniu i uczestniczeniu w ruchach społecznych, tak jak ku rozpoznaniu poprzednich zachowań wobec kobiet i w wielu wypadkach ku zmianie tego jak traktuje i jak szanuje się w nich kobiety. Zatem jako kobieta zdecydowałam się dokonać wyboru: mogłam kontynuować pracę dla organizacji pozarządowej, lub zajmować w niej jakąś pozycję jako jednostka i nigdy nie zobaczyć żadnej fundamentalnej zmiany, lub mogłam spróbować odłożyć na bok niektóre z moich wcześniejszych przekonań o organizacjach rewolucyjnych i dołączyć do takiej, czyniąc ją tym czego chciałabym być częścią, czego inne kobiety chciałyby być częścią i co jak mam nadzieję pewnego dnia doprowadzi do rewolucji.

Znam tak wiele kobiet, które mają tak wiele do wniesienia – ich pomysły, doświadczenia organizacyjne, doświadczenie rodzicielskie itd. a które mówiły mi o licznych frustracjach dotyczących organizacji pozarządowych lub indywidualnego aktywizmu, ale nadal kontynuują samotną pracę. Jeśli będziemy nadal tak postępować i nie zjednoczymy się wokół wspólnych ideologicznych ram, koniec patriarchatu czy opresji nie nastąpi nigdy.

Kobiety wszędzie na świecie żyją w jednych z najcięższych warunków – począwszy od bycia najniżej płatnymi pracownikami, często mającymi dwie prace i doświadczającymi instytucjonalnej i indywidualnej przemocy i jak na razie, chociaż jest wiele feministek i organizacji kobiecych, które robią dobrą robotę by poprawić warunki życia kobiet, bez fundamentalnej zmiany w społeczeństwie, takiej by kobieta z klasy pracującej nie była wyzyskiwana zarówno przez kapitalizm jak przez państwo, będą to jedynie reformy, które poprawią życie niektórych i nie zagwarantują końca wyzysku wszystkich kobiet.

Jak bell hooks pisała w „Talking Black, Talking Black”*, „Feminizm, jako walka wyzwalająca, musi istnieć oprócz i jako część (apart from and as part) większej walki o likwidację wszelkich form dominacji. Musimy zrozumieć, że patriarchalna dominacja podziela ideologiczną podstawę z rasizmem i innymi formami grupowej opresji, tak że nie ma nadziei, że może być wytępiony gdy ten system pozostanie nietknięty”. Jeśli nie pracujemy na rzecz końca wyzysku płacowego, odkryjemy, że świat będzie wyglądał tak samo jak wygląda teraz, z bogatymi kobietami wyzyskującymi nas i podejmującymi decyzję nad naszymi własnymi życiami.

Hooks także pisała o „uczeniu się jak być solidarnymi, jak walczyć ze sobą nawzajem” jako części budowania ruchu feministycznego. Organizacja rewolucyjna jest miejscem gdzie antykapitalistyczne kobiety mogą zebrać się razem i rozmawiać o ideach, organizować się i posuwać walkę o sprawiedliwe społeczeństwo. To także miejsce gdzie kobiety mogą walczyć z męskimi towarzyszami wobec ich własnych seksistowskich przekonań, pracując z nimi jak równe i ucząc się nawzajem od siebie.

(…) Najważniejsze by podkreślać, że nikt nie jest „ekspertem” we we wszystkich rewolucyjnych zagadnieniach, i nie ma tu znaczenia poziom zaawansowania teoretycznego, czy doświadczenia organizacyjnego, każdy i każda ma coś by wnieść do grupy.

Podczas gdy pewną wagę ma również indywidualna odpowiedzialność kobiet za wstępowanie do grup, istotne jest by organizacje tworzyły środowisko, w którym kobiety czują się szanowane. To oznacza priorytetowość naboru kobiet, czy to poprzez odnajdywanie kobiet, które są zainteresowane i byłyby dobrymi członkiniami, współpracę w organizacji wydarzeń z kobiecymi/feministycznymi organizacjami, czy to poprzez taką obecność w przestrzeni publicznej, która zaangażuje więcej kobiet. To także oznacza strategiczne organizowanie masowego ruchu z kobietami, w celu pomocy w wykształcaniu liderek oraz potencjalnych kandydatek.

Jeśli jest nowa członkini w grupie, tak jak w wypadku członków, ważne jest by ktoś dowiedział się czy jest w stanie się odnaleźć oraz upewnić się, że inna kobieta z grupy zapewnia wsparcie nowej.

To o czym piszę to nic nowego, ale czuję, że uczestnictwo kobiet w organizacjach rewolucyjnych wciąż jest minimalne. Skoro tak, czuję się odpowiedzialna by namawiać kobiety, które uważają, że utknęły, są same, a są pewne swej chęci uczestnictwa w większym ruchu na rzecz znoszenia wszelkich form opresji, by rozważyły wstąpienie do grupy politycznej. Nasze głosy są często wykluczane i niesłyszane i tylko przez włączanie się do dyskusji zmienimy to. Jakkolwiek wyświechtanie by to nie brzmiało, musimy włączyć walkę przeciwko patriarchatowi w naszą walkę by zakończyć kapitalizm i państwową kontrolę i nie możemy tego zrobić same. Kobiety mają wiele do wniesienia i będąc częściami organizacji, czy nawet tworząc przestrzeń wewnątrz grup, możemy pomóc w popchnięciu tego naprzód.

*- chodzi być może o książkę bell hooks Talking Back: Thinking Feminist, Thinking Black (1989) (przyp. tłum)

Tekst oryginalny tutaj. Będę wdzięczny za uwagi i poprawki do tłumaczenia.

Więcej radykalnej publicystki m.in. na anarkismo.net.

Meksyk: siedem kobiet skazanych za poronienie wyszło na wolność

Świat | Prawa kobiet/Feminizm

Siedem kobiet w mieście Meksyk odsiadujących wyroki do 29 lat więzienia za “spowodowanie śmierci nowonarodzonych dzieci” zostało zwolnionych we wtorek w wyniku nowelizacji ustawy w Stanie Guanajuato. Przypadek tych kobiet spowodował burzliwą debatę w meksykańskim społeczeństwie. Choć sprawa dotyczyła poronienia, kontekstem politycznym była aborcja.

Aborcja na życzenie jest legalna w mieście Meksyk na mocy ustawy z 2007 r. (w odróżnieniu od reszty stanu). Stan Guanajuato dopuszcza aborcję w bardzo ograniczonych przypadkach, takich jak gwałt, ale nawet wtedy – jak alarmują organizacje na rzecz praw kobiet - kobietom odmawia się aborcji. Aby dokonać aborcji, lekarze domagają się od kobiet, które zaszły w ciążę w wyniku gwałtu pisemnego potwierdzenia od prokuratury. A prokuratura celowo opóźnia wydawanie takich zaświadczeń, aż minie okres 12 tygodni, po którym aborcja nie jest już w ogóle dopuszczalna w większości stanów.

Z powodu tej ustawy, konserwatyści dążą do zakwalifikowania przypadków aborcji jako „spowodowania śmierci nowonarodzonych dzieci".

Rozrywki skandynawskiej burżuazji

Świat | Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka

Poniżej wklejam krótki tekst z ostatniej Rzeczypospolitej. Co prawda nie wnosi on do tematu nic nowego, a zachowania świadczące o moralnej zgniliźnie elit są znane nie od dzisiaj. Mimo to warto poświęcić chwilę i przeczytać, chociażby z dwóch powodów. Po pierwsze, dlatego że artykuł odnosi się do Szwecji, kraju uznawanego w środowiskach lewicowych za oazę sprawiedliwości i równości, po drugie, dlatego, że krótko porusza wątek (nierówności) płci w kręgach burżuazji. Na koniec ubogi intelektualnie komentarz (nie od autorki), ale można go pominąć... Miłej lektury.

Nowy dekadent po szwedzku

Wchodzi do restauracji. Zamawia dwie butelki szampana. Jedną wypija, drugą barman na jego życzenie wylewa do zlewu. Demonstruje, że go stać.

Czy marnotrawstwo dotarło do Szwecji? To temat dyskusji, która trwa w mediach.

"Pozbywanie się pieniędzy w bezsensowny sposób miało podnosić poziom adrenaliny"

A może to przejaw dekadencji albo braku pomysłu na lepsze spędzanie czasu? Albo sztuka? Restauracje zakazały zwyczaju polewania się szampanem w czasie przyjęć. Pracownikom nie podobało się, że młodzi klienci wylewali drogi napój na siebie i na podłogę.

Globalizacji mówią „nie”?

– Wylewanie szampana jest absurdem – mówi „Rz” Marie Söderqvist Tralau, dziennikarka, szefowa firmy United Minds analizującej trendy. – W ten sposób bawi się niewielka grupa z klasy wyższej. To ekstremalna forma marnotrawstwa.

Ale, według niej, wylewanie szampana do zlewu jest także formą protestu. Nie jedynie przeciw zakazowi polewania się „bombelkami”, ale także przeciwko globalizacji i równouprawnieniu. – Nigdzie nie znajdzie się tak stereotypowych ról płci, jak w świecie zabawy – argumentuje. – Pryskanie szampanem to domena młodych mężczyzn, podczas gdy kobiety tylko się temu przyglądają.

Taki „wyrafinowany” sposób marnowania szampana prowokuje większość Szwedów. Nikt tu nie reaguje okrzykami: Niesamowite! Ci, którzy każą wylewać podczas jednego przyjęcia szampana o wartości 40 czy 50 tysięcy koron (50 tys. koron to ok. 23 tys. zł) nie są osobami, które same na niego zarobiły. To zabawowa elita, synowie zamożnych rodzin, którzy chcą na siebie ściągnąć uwagę.

Trasa przyjemności jest znana. Zaczynają w czasie tygodnia turnieju tenisowego Swedish Open w Bastad w lipcu, następnie przenoszą się na obchody Tygodnia Almedalen (politycznego jarmarku) do stolicy Gotlandii, Visby, by zakończyć eskapady z końcem lata w Saint- Tropez.

Choć moja znajoma Szwedka twierdzi, że są i tacy, którzy, chcąc zaimponować kolegom, pracują i oszczędzają, by potem zaszaleć w barze i wylać szampana.

Jak takie marnotrawstwo ma się do wizerunku chłodnej, racjonalnej Szwecji, w której imponuje oszczędność i zapobiegliwość w stylu Ivana Kamprada, założyciela sieci sklepów Ikea? Powszechnie wiadomo, że Kamprad, mimo dochodów wysokości 23 mld dolarów, nigdy nie jeździ taksówkami, prowadzi

15-letni volvo, lata w ekonomicznej klasie i ma zwyczaj jadania w tanich restauracjach. Jego nazwisko widnieje na liście nie tylko najbogatszych, ale i najbardziej skąpych osób świata.

Równowaga w cenie

Według Marie Söderqvist Tralau, która właśnie wydała książkę „Status. Droga do szczęścia”, i raportów o wyznacznikach szczęścia – największym poważaniem w Szwecji cieszą się wartości postmaterialne.

Status zapewnia m.in. dobre ogólne wykształcenie, znajomość języków obcych, świetne dawanie sobie rady w pracy i np. taka cecha charakteru, jak zrównoważenie.

Jako przykładu zrównoważenia nie oceniono jednak publicznego spalenia 100 tys. koron prawdziwych banknotów przez liderkę partii Feministyczna Inicjatywa Gudrun Schyman. Pieniądze otrzymała w darze od dwóch mężczyzn, którzy chcieli, by Schyman zwróciła uwagę na skandaliczną dyskryminację kobiet w Szwecji pod względem płac.

Mężczyźni w sumie otrzymują 70 miliardów koron więcej rocznie niż kobiety, co daje właśnie 100 000 koron więcej na minutę. Taka „manifestacja” (spalenie gotówki) zbulwersowała większość mieszkańców kraju – zamiast niszczyć, należało korony przeznaczyć na cele charytatywne.

Przykładów „puszczania z dymem” pieniędzy jest więcej. Pewien 30-latek uruchomił w Internecie portal, w którym nie było żadnej treści oprócz jednego numeru. Na niego należało wysyłać płatne esemesy, które miały trafiać w próżnię. Na tym polegał pomysł – pozbywanie się pieniędzy w bezsensowny sposób miało podnosić poziom adrenaliny. Młodzi zareagowali natychmiast.

Bez gustu

Zachowania utracjuszy budzą gniew. Niedawno popołudniówka „Aftonbladet” doniosła o innym trendzie marnotrawienia – tym razem hamburgerów. Gazeta opisała, jak ludzie zamawiają w barze szybkiej obsługi np. 50 hamburgerów, zjadają jednego, po czym proszą personel, by pozostałe wyrzucił do kosza.

Takie zachowanie wzbudza oburzenie nawet w kręgach politycznych. Szef chadeckiej młodzieżówki Charlie Weimers stwierdził, że klasa młodzieży, która oddaje się uciesze marnowania szampana i hamburgerów, nie ma wstydu i jest pozbawiona gustu. Grzmiał: „Sprzeciwianie się wszystkim moralnym kodom stało się nowym opium nowoczesnego człowieka rozrywki”. I skonkludował, że powstaniu takiego społeczeństwa winna jest socjaldemokracja.

Anna Nowacka-Isaksson

Polska hipokryzja: Aborcja tylko dla bogatych

Kraj | Prawa kobiet/Feminizm

Nawet 200 tys. Polek przerywa rocznie ciążę, z czego część za granicą - szacuje Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. 26 sierpnia w gmachu Sejmu odbyło się wysłuchanie obywatelskie pt.: "Turystyka aborcyjna Polek". Zostało zorganizowane z inicjatywy lekarza i posła Marka Balickiego oraz Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Wydarzenie miało na celu zwrócenie uwagi na konsekwencje obecnie obowiązującej ustawy antyaborcyjnej, w tym szczególnie turystyki aborcyjnej, ale także funkcjonowania podziemia aborcyjnego.

- Ustawa jest nieskuteczna, a do tego powoduje wiele szkód: upokorzenie kobiet, zagrożenie dla ich zdrowia, wprowadza też podział na biednych i bogatych. Bo jeśli kobieta jest biedna to nie będzie mogła usunąć ciąży. Drugi aspekt nieskuteczności ustawy jest taki, że Polki po prostu wyjeżdżają zagranicę, czy to do Niemiec, Wielkiej Brytanii, czy Holandii, żeby przeprowadzić zabieg. - powiedział Balicki.

- Turystyka aborcyjna jest zjawiskiem coraz bardziej powszechnym. Z jednej strony cieszymy się, że kobiety wyjeżdżają za granicę, gdzie mają dostęp do usług najwyższej jakości i są dobrze traktowane, ale one powinny mieć taką możliwość tutaj w kraju - mówiła Wanda Nowicka, szefowa Federacji. - Problem ustawy nie zakończył się, gdy została przyjęta - on się dopiero wtedy rozpoczął. Temat nie jest zamknięty, on jest otwarty i ta ustawa musi zostać zmieniona - podkreśliła.

Hiszpania: Za przemoc mężczyźni karani surowiej

Świat | Dyskryminacja | Prawa kobiet/Feminizm

W Hiszpanii za przemoc w rodzinie mężczyźni mogą być surowiej karani niż kobiety - uznał hiszpański Trybunał Konstytucyjny. Trybunał stwierdził, że ostrzejsze kary dla przedstawicieli jednej z płci nie naruszają zasad równouprawnienia. Orzeczenie opublikowano we wtorek. Trybunał oddalił skargę sędzi z Alicante, która w odnośnym artykule kodeksu karnego dopatrywała się dyskryminacji mężczyzn.

Zgodnie z hiszpańskim prawem za przemoc wobec żony lub partnerki mężczyźnie grozi do pięciu lat więzienia. Natomiast kobiecie, dopuszczającej się przemocy wobec męża lub partnera, grozi tylko do trzech lat. Trybunał Konstytucyjny zaakceptował to niejednakowe rozwiązanie w związku z tym, że akty przemocy, których dopuszczają się mężczyźni, mają z reguły poważniejsze konsekwencje.

Naga prawda o dzielnicy czerwonych świateł w Amsterdamie - rozdział "Życia Aktywisty"

Świat | Blog | Dyskryminacja | Prawa kobiet/Feminizm

Wakacje. Coraz więcej Polaków odwiedza Amsterdam. Miasto słynie z dzielnicy czerwonych świateł, gdzie prostytucja jest nie tylko legalna i widoczna, lecz wręcz stała się atrakcją turystyczną. Jednak za tymi sztucznymi, wabiącymi uśmiechami kryje się dużo cierpienia, wyzysku i niesprawiedliwości. Nagą prawdę staramy się odsłonić w tym rozdziale książki Griksa "Życie Aktywisty". Jest to jedynie powierzchowne otarcie się o temat rzekę. Zapraszam do czytania. Rozpowszechnianie jak najbardziej wskazane.

Strefa Gazy: Rząd Hamasu przykręca śrubę kobietom

Świat | Dyskryminacja | Klerykalizm | Prawa kobiet/Feminizm

Islamskie władze Hamasu wprowadziły w Strefie Gazy zakaz palenia fajki wodnej dla kobiet. Jak stwierdził rzecznik hamasowskiej policji, Ajman Batneżi, "palenie fajki przez kobiety w otwartych przestrzeniach jest nie do pogodzenia z ideami wyznawanymi przez lud palestyński".

W marcu tego roku, Hamas wprowadził zakaz prowadzenia salonów fryzjerskich dla kobiet przez fryzjerów płci męskiej.

USA: Kobiety masowo odchodzą od branż technologicznych

Świat | Prawa kobiet/Feminizm

Jak podaje portal Womensenews.org, kobiety masowo odchodzą od pracy w branży informatycznej. Dzieje się tak pomimo, iż jest to jedna z szybciej rosnących branży w gospodarce USA. W kolejnej dekadzie spodziewany jest wzrost liczby miejsc pracy w tej branży o 22%.

W 2008 r., średnia roczna pensja dla kobiet w branży informatycznej wynosiła 70 370 dolarów. W tym samym okresie, pensja mężczyzn na takich samych stanowiskach wynosiła średnio 80 357 dolarów. Studium wykonane przez National Center for Women and Information Technology w Boulder, Colorado, wykazało, iż 56% kobiet w branży informatycznej odchodzi od swoich firm w środku swojej kariery, po 10-20 latach pracy. W 2008 r., 25% kobiet pracowało w branży informatycznej, w porównaniu z 36% w 1991 r.

Według tego samego raportu, połowa kobiet, które odchodzą od pracy w branży naukowej, inżynieryjnej i informatycznej nadal używa swojej wiedzy w zakładanych przez siebie firmach, lub pracując dla rządu lub organizacji pozarządowych. Druga połowa jednak całkiem rezygnuje z pracy w branży lub całkiem przestaje pracować.

Hiszpania: Molestowanie kobiet na plantacjach truskawek

Świat | Dyskryminacja | Prawa kobiet/Feminizm | Prawa pracownika

Wiele kobiet pracujących sezonowo przy zbiorach truskawek na południu Hiszpanii, w tym Polek, staje się ofiarami nadużyć seksualnych ze strony pracodawców. Do tej pory żadne z wniesionych oskarżeń nie zakończyło się wyrokiem skazującym.

Pracujące przy zbiorach w okolicach Huelvy kobiety to w większości Polki, Rumunki i Marokanki. Co roku zbierają ponad 250 tys. ton truskawek, nazywanych tutaj "czerwonym złotem". Owoce, z których 80 proc. przeznacza się na eksport, przynoszą rocznie 320 mln euro.

W bieżącym roku do zbierania truskawek zatrudniono 65 tys. kobiet, w tym 50 tys. z krajów Europy Wschodniej, głównie Rumunii i Polski. Marokanki zatrudniane są na okres pięciu miesięcy, po czym powinny wrócić do swojego kraju. Przedsiębiorcy wolą zatrudniać kobiety niż mężczyzn, gdyż "są posłuszniejsze i bardziej odporne na ból" po wielu godzinach pracy w szklarniach, ze schylonymi placami. W przypadku Marokanek preferuje się kobiety mające dzieci, gdyż powrócą do nich po zakończeniu kontraktu. Kobiety mieszkają w barakach ustawionych w szczerym polu, wiele kilometrów od najbliższej wioski.

Ekonomia opieki – kolejna ważna ścieżka krytyki kapitalizmu

Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka | Recenzje

Czy znaczenie podziału obowiązków domowych zmieniło się wraz z nastaniem globalnej hegemonii Międzynarodowego Funduszu Walutowego? Dlaczego klasyczna, akademicka ekonomia na równi z ekonomią marksistowską nie potrafią opisać w pełni sytuacji (wyzysku) jakiej doświadczają ubogie matki? Otwierający serię „Biblioteka Think Tanku Feministycznego” zbiór tekstów „Gender i ekonomia opieki” wprowadza czytelniczkę czy czytelnika na tory myślenia o kapitalizmie w sposób niepopularny dotąd na lewicy radykalnej. Mocną stroną publikacji jest prezentacja tekstów badaczek i badaczy reprezentujących różne dyscypliny: ekonomię, socjologię, filozofię, którzy chętnie przełamują granicę między nimi i pozwalają nam poszukać odpowiedzi na zaskakujące niekiedy pytania.

Perspektywa kobieca otwiera nowe pola krytyki procesów globalizacji i rozwoju kapitalizmu, krytyki opartej w pełni na humanizmie rozumianym przede wszystkim jako szacunek wobec każdego człowieka. Możemy powiedzieć, że dyscyplina deficytu budżetowego i nacisk na politykę monetarną narzucane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy zwłaszcza biednym krajom świata (i tym, które przeszły społeczne, polityczne, bądź naturalne katastrofy) uruchamia łańcuch przyczyn i skutków, którego jednymi z kolejnych ogniw są uelastycznienie pracy mężczyzn i kobiet, zwiększenie obciążenia pracą opiekuńczą, wycofanie państwa z udziału w niej, a zatem kumulacja opresji i ucisku na kobietach, przy jednoczesnym zwiększeniu dystansów społecznych pomiędzy kobietami (bogate kupują bez trudu bezpieczeństwo reprodukcyjne i socjalne, którego inne są pozbawione).

Niedawno czytaliśmy na CIA o warsztatach Think Tanku Feministycznego, w którym uczestniczyły ubogie kobiety z Podgórza (dzielnicy Wałbrzycha) wraz z aktywistkami i aktywistami społecznej lewicy. Ich skutkiem było powstanie oddolnej inicjatywy Podgórzanek mającej na celu otworzenie społecznej, niekomercyjnej przestrzeni dla kobiet z dziećmi. Podgórzanki mówiły na warsztacie o błędnym kole, w którym konieczność opieki nad dziećmi pozbawia je pracy, a brak pracy skazuje na nędzę i uniemożliwia prawidłową opiekę nad dziećmi. Błędne koło kobiet z Wałbrzycha, w świetle perspektywy szkicowanej w „Gender i ekonomia opieki” to efekt dwóch zachodzących równolegle procesów: jednoczesnych przemian rynku pracy, który wymaga od pracownic i pracowników coraz większej elastyczności oraz wycofania państwa z opieki, a więc zamykania przedszkoli i żłobków, ograniczania opieki w służbie zdrowia, utrudniania dostępu do edukacji. Obie tendencje są efektem globalnego odwrotu od kompromisu klasowego w stronę niczym nie skrępowanego dążenia do maksymalizacji zysku.

Nasilenie wymogu elastyczności pracy uderza w kobiety podwójnie: same muszą być bardziej dyspozycyjne w pracy oraz muszą opiekować się pracującymi coraz więcej i w coraz bardziej nieludzkich porach członkami rodziny, opieka nad nimi staje się coraz bardziej czasochłonna, a godzenie elastycznych grafików coraz trudniejsze (por. Charkiewicz s. 126)*. Jednoczesna tendencja do wycofywania się państwa z pomocy w opiece (cięcia budżetowe w służbie zdrowia, przedszkolach, szkołach, świetlicach czy kółkach sportowych) sprawia, że obciążenia czasowe kobiet jeszcze bardziej rosną. Jeśli chory wychodzi dziś ze szpitala po 5 dniach choć 10 lat temu z tą samą przypadłością leczono by go tam 20 dni, oznacza to, że koszt finansowy i czasowy opieki nad nim przez kolejne doby ponosi jego gospodarstwo domowe, najczęściej kobiety w nim żyjące. Mniej państwowej opieki, a więcej dzikiego kapitalizmu to więcej chorych, poszkodowanych w wypadkach i inaczej skazanych na opiekę członków rodzin, mniej dzieci w przedszkolach a więcej w domach, więcej godzin harówki i niższe pensje, co wszystko razem powoduje zwielokrotnione obciążenie, często bardzo ciężką pracą.

Perspektywa ekonomii opieki pozwala nam nie tylko wskazać globalne przemiany jako źródło namacalnego wyzysku, ale także, przez zwrócenie uwagi na to jak ważną rolę pełni opiekuńcza praca dla społeczeństwa, zauważyć jak zgubne jeszcze one mogą mieć skutki. Co więcej nie tylko możemy dzięki niej powiedzieć, że na turbokapitalistycznych przemianach ostatnich dziesięcioleci więcej tracą kobiety. Możemy także stwierdzić, że następuje powiększenie dystansu (nie tylko ekonomicznego, można rzec, dystansu w „stopie wyzysku”, a na pewno dystansu w szansach życiowych) pomiędzy kobietami o niskich i wysokich dochodach (Charkiewicz, Zachorska-Mazurkiewicz 2009 s.12).

Jak z likwidacją żłobków i trudnym dostępem do przedszkoli poradziłyby sobie Wałbrzyszanki, gdyby dochody jakie oferują im pracodawcy był sześciokrotnie większe (czyli mniej więcej na poziomie profesjonalistek z Warszawy?) Odpowiedź jest prosta. Podjęłyby owe zajęcia zawodowe, wymagające nieskończonej elastyczności i dyspozycyjności zawsze gdy żąda tego przełożony, a do opieki nad dziećmi wynajęłyby do nielegalnej pracy imigrantki z Ukrainy. Owe imigrantki zostawiłyby za Bugiem własne dzieci, zazwyczaj pod opieką najstarszej córki, a więc niedobór opieki wynikający z globalnego przesunięcia w stronę elastycznej pracy i braku państwowej opieki zostałby przesunięty z Wałbrzycha do Stansiławowa czy Drohobyczy. Tak oto problemy społeczne związane z brakiem opieki kumulują się w najbiedniejszych rodzinach i najbiedniejszych regionach. Mamy więc do czynienia z wyzyskiem i opresją nawarstwiającą się na kobietach z biedniejszych rodzin biednych krajów, oraz na migrantkach oraz kobietach z rodzin migrantów, a zwłaszcza migrantek (por. zwłaszcza Young s.188-190). Jednak moment, w którym obciążenie pracą zarobkową i pracą opiekuńczą przekracza fizyczne możliwości kobiet (nawet jeśli dotyczy to tylko określonych grup społecznych) zagrożone jest w ogóle trwanie społeczeństwa, biologiczna, ale także społeczna i kulturowa jego reprodukcja. Deficyt pracy opiekuńczej to deficyt jednostek przygotowanych do życia w społeczeństwie.

Nasilenie migracji z krajów biedniejszych do bogatszych także jest wynikiem ostatnich przemian gospodarczych. Przesunięcie w stronę „gospodarki opartej na wiedzy” powoduje, że surowce naturalne (poza ropą) ustępują miejsca w handlu międzynarodowym taniej pracy. Tak jak nigdy rządom krajów biednych „opłaca się” utrzymywać u siebie niskie płace. To zaś sprzyja migracjom z tych krajów do krajów rozwiniętych (por. Peterson s.72-73). Oprócz kumulacji niedoboru opieki w krajach Południa pociąga to za sobą wszystkie inne problemy związane z migracjami, które także dotykają zwłaszcza kobiet i niebiałych.

Jak argumentuje Fineman „opieka jest zbiorowym, czy społecznym długiem” (Engster s. 41) – to popycha nas w stronę koncepcji zbiorowej odpowiedzialności za opiekę, współdzielenia kosztów z nią związanych. Odsłonięty w tomie łańcuch zależności pomiędzy pracą opiekuńczą, a globalnymi nierównościami nie pozwala nam przyjmować podziału na to co zamknięte wewnątrz gospodarstwa domowego i sprawy publiczne. Jak pisze Isaksen (s.108-109) lokalny deficyt opieki, który wymusza globalne migracje powstaje nie tylko wskutek nacisku przez pracodawców na uelastycznienie pracy. Drugim ważnym czynnikiem jest wciąż zbyt mały udział mężczyzn w opiece, czy mówiąc szerzej to, że w opiekę wciąż zaangażowane jest zbyt mało osób. Gdyby lokalny podział opieki był bardziej sprawiedliwy, mniej potrzebne byłyby migracje opiekunek oraz biurokratyczna machina państwowa. Oczywiście nie zmienia to faktu, że OPRÓCZ sprawiedliwego podziały obowiązków i korzyści w gospodarstwie domowym potrzebujemy również sprawiedliwego podziału obowiązków i korzyści w miejscu pracy i całej społeczności.

Opieka nad chorą bliską osobą jest równie ważna z perspektywy dobra społecznego co budowa drogi, czy udział w decyzjach politycznych. Nie można być socjalistą odrzucając wartość opieki, w tym tej wykonywanej w ramach najbardziej „prywatnych” ukrytych stosunków. Podobnie nie można „jechać na gapę” korzystając z globalnej pracy opiekuńczej i odrzucając konieczność udziału w niej (por. Engster s. 41-43).

Zbiór tekstów ma swoje wady. Tak jak w całej produkcji intelektualnej w dziedzinie nauk społecznych zdarzają się tu przypadki misternie splecionych pojęć po rozpracowaniu, których odnajdujemy banał lub pustkę, ale to zdaje się niezbywalna przypadłość akademii. Niewprawionym czytelniczkom czy czytelnikom ciężko może być przebić się przez co bardziej teoretyczne teksty, które dużo obiecują a przynoszą mało satysfakcji. To ostatnie odnosi się także do niektórych analiz empirycznych, które są raczej wstępem do analizy problemów, które stawiają, ale trudno się dziwić skoro to właściwie pierwsza publikacja prezentująca to ujęcie w Polsce, a na zachodzie regularnie mówi się o nim bodaj od 10 lat.

Generalnie tom zawiera sporą ilość ciekawie omówionych danych, zwłaszcza o niewidocznych z punktu widzenia makroekonomii efektach reform turbokapitalistycznych w Chile, Brazylii i Argentynie oraz odwrotu od nich, a także o analogicznych procesach na Dalekim Wschodzie. Na plus wyróżnia się także tekst Julii Kubisy prezentujący przebieg i osiągnięcia protestów polskich pielęgniarek. Moim osobistym zdaniem poszukując najpełniejszego wywodu z dziedziny ekonomii opieki w skróconej formie najlepiej sięgnąć do zawartego w tomie tekstu Rachel Kurian (równeż na stronie Think Tanku).

*- wszystkie przypisy dotyczą tekstów zamieszczonych w tomie.

Gender i ekonomia opieki pod redakcją Ewy Charkiewicz i Anny Zachorowskiej-Mazurkiewicz Warszawa 2009

O perspektywie "ogólnoludzkiej" z perspektywy nieludzkiej

Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Perspektywa ogólnoludzka – czym ona właściwie jest? Jeśli ogólnoludzka perspektywa jest tą perspektywą, która bierze pod uwagę perspektywy ludzi w całej swej rozciągłości płci, orientacji seksualnej, pochodzenia kulturowego, itd., to oddzielanie „perspektywy kobiecej” lub „feministycznej” od niej byłoby aktem wykluczającym z jakiegoś powodu jednej z perspektyw na podstawie przekonania o jednej idei, która łączy całą ludzkość, a jest nią wyzbyty innych perspektyw, niż „męski”, „racjonalny” humanizm lekceważący różnorodność postaw, opcji, pochodzenia, tożsamości jednostek i grup ludzi. To, o czym się często zapomina to fakt, że myśl feministyczna jest tak samo rozległa i wszechobejmująca wiele dziedzin ludzkiego doświadczenia jak anarchizm.

Przemoc nie jest dla ruchu anarchistycznego rzeczą obcą. To, co jednak najczęściej ma się przez „przemoc” na myśli to przemoc policyjna, państwa, instytucji mających na celu kontrolę i urabianie jednostki do swoich celów, przemoc pracodawców wobec pracowników. Te zjawiska są rzecz jasna ważne i nikt nie kwestionuje ich istnienia.

Inna sprawa, że przemoc wobec mężczyzn nie była do tej pory statystycznie ujmowana w sposób rzetelny i choć nie można jej bez wyrzutów sumienia zaprzeczyć, ma ona indywidualny charakter – tak samo jak przemoc wobec kobiet – i jako taka powinna być ujmowana – miast z perspektywy antyfeministycznej, jak to często bywa w środowiskach broniących praw ojców (feminizm jest przedstawiany w tych „analizach” jako karykatura, archaiczna wizja kobiety nienawidzącej mężczyzn, propagowany jest esencjonalizm). Ów fakt często wykorzystują antyfeminiści w dyskusjach, choć od razu rzuca się w oczy absurd oskarżeń o „niezajmowanie się prawami mężczyzn”. Problem ten był, i owszem, podejmowany przez feministki i pewnie wciąż będzie, trudno także znaleźć wśród feministek przejawy oporu wobec walki o prawa ojców do równego traktowania w sądzie rodzinnym, dlatego łatwo dojść do wniosku, że w samej swej istocie nie jest to problem feministek (choć powinny go brać pod uwagę), lecz raczej samych ojców i ruchów maskulinistycznych, albo też profeministycznych ruchów męskich, których członkowie rozłożą na czynniki pierwsze powody, dla których tak się dzieje.

Istotne są skłonności przedstawicieli nadanej płci do konkretnych rodzajów przemocy i tu ujawnia się płeć. Nie wszyscy reagują na stres w taki sam sposób. Oblicza przemocy są różne, jednak można zidentyfikować kilka z nich jako najbardziej wszechobecnych i cóż, niestety wychodzi na to, że najczęściej mężczyźni dopuszczają się przemocy na kobietach i to one są bardzo często po takich aktach hospitalizowane. To mężczyźni najczęściej dokonują zgwałceń. I nie chodzi o to, że trzeba sobie znaleźć chłopca do bicia, czego niektórzy z was nie potrafią zrozumieć. Chodzi o konkretne rozwiązania, do których nie dojdzie się przecząc ich źródłu. Owszem, pobicie może być skutkiem stresu, ale nie można sprowadzać problemu do wyniku stosunku „posiadających” do „klasy pracującej” i kapitalistycznego wyzysku. Musimy zrozumieć, że nie należy identyfikować „ofiar” i „oprawców” wśród poszczególnych ludzi (którzy i tak najczęściej nie przyjmą tej tożsamości jako zbyt stygmatyzującej), lecz zidentyfikować wiele innych potworów (które mogą być mocno związane z kapitalizmem będąc od nich w jakiś sposób niezależne) i skopać im tyłek.

Acha – i jeszcze jedno – nie ma czegoś takiego jak „prawdziwa przemoc” i „małe akty przemocy”. Mówiąc o „małych aktach przemocy” nie miałam na myśli ich nieszkodliwości. Małe akty przemocy to przemoc symboliczna lub też niefizyczna. Małe akty przemocy to przemoc werbalna, przemoc gestu, przemoc społecznego odtrącenia, przemoc prawa. Są one „małe” bo potrafią zebrać się ziarnko-do-ziarnka i doprowadzić do tego, że życie stanie się równie niemożliwe, co w przypadku doświadczenia przemocy fizycznej lub terroru psychicznego. Jeśli ktoś będzie nas kłuł od czasu do czasu szpilką – mniejszą lub większą – w najwrażliwsze miejsca, niczym to nie będzie się różnić w perspektywie czasu od wbicia ich wszystkich na raz. Prawdziwą przemocą jest zarówno wymuszenie lub szantaż dotyczący aktu o charakterze seksualnym, jak i uderzenie kogoś w twarz. Prawdziwą przemocą jest zarówno drapanie, jak i pobicie skutkujące hospitalizacją lub śmiercią. Prawdziwą przemocą jest wreszcie uniemożliwienie członkowi społeczeństwa życia poprzez odrzucenie przez rynek pracy lub zaangażowanie weń na zasadzie zbliżonej do niewolnictwa.

A propos pracy. Doprawdy śmieszne jest ocenianie rynku pracy po ilości ogłoszeń zamieszczanych na gównianych portalach, gdzie szukają naiwniaków – głównie kobiet i studentów, by zaoferować im głodową stawkę i pracę na umowę śmieciową za wykonywanie bezsensownych czynności (lub nic nie zaoferować, tylko bezczelnie omamić i oszukać). Faktycznie to bardzo młodzi ludzie i kobiety w każdym wieku (a czasem też imigranci) są najczęstszymi adresatami tych ogłoszeń i nie powinno to nikogo należącego do którejś z tych grup (lub dwóch-trzech na raz) cieszyć. Ludzie z lepszym startem (wykształcenie, znajomości) wolą szukać pracy bardziej bezpośrednio i nawet na owe portale ogłoszeniowe nie zaglądają. Owszem – czy kobieta, czy mężczyzna, czy student, czy osoba starsza – każdy ma mocno przejebane w tych warunkach, jednakże nie można zatrzymywać się na stwierdzeniu „wszyscy mamy przejebane”, bo wówczas ignorujemy właśnie te kategorie, które niektórzy z komentatorów chcą ignorować mówiąc o prymacie kategorii klasy nad innymi (gdzie świat bez hierarchii, nawet na tym poziomie, mógłby być nieco ciekawszy, ponieważ nie wysuwa na pierwsze miejsce podziału, który może być w różny sposób istotny dla różnych osób i doświadczać ich w zupełnie odmienny sposób). Ignorując te kategorie pokazujemy, że wolimy właśnie pozostać tym białym, heteroseksualnym panem anarchistą, który pada na kolana przed wizją usmolonego robotnika. Kolorowe kobiety zwracały uwagę na białą perspektywę feministek, działaczki LGBTQ zwracały uwagę na heteronormatywną perspektywę feministek, a na samym początku feministki anarchistyczne odrzucały etykietkę „feminizmu” jako myśl burżuazyjną i ignorującą… zgadnijcie co, a jak nie zgadniecie, odsyłam do jakiejś miłej lektury, bo ileż można was zaganiać do biblioteki, wy krnąbrne anarchisty! Anarchizm przeżył podobne przemiany, choć fakt faktem – wydaje się, że w Polsce jakakolwiek myśl krytyczna w środowisku anarchistycznym nie istnieje, pozostaje niedostępna dla ubogiej pracownicy z prowincji (z jako takim wykształceniem, jednak zniweczonym przez sprzedawanie gąbek i tuszów do rzęs lub ścieranie wymiocin w knajpie) a feministyczna myśl anarchistyczna jest jakimś szatanem z zachodu, zrodzonym w krajach dobrobytu i propagowanym przez jakąś niedowartościowaną histeryczkę, której jeszcze najwyraźniej nie udało się dobić jak karalucha.

Arabia Saudyjska: Kobieta otworzyła ogień do funkcjonariuszy policji religijnej

Świat | Prawa kobiet/Feminizm | Represje

Do bezprecedensowego zdarzenia doszło w Arabii Saudyjskiej, gdy zamężna kobieta zastrzeliła kilku funkcjonariuszy policji religijnej po tym, jak została przyłapana podczas "nielegalnego przebywania w odosobnieniu" z innym mężczyzną.

"Strzelała w funkcjonariuszy, by ich rozproszyć i pozwolić mężczyźnie uniknąć natychmiastowego zatrzymania." - powiedział Sheik Mutlak al Nabet, rzecznik policji religijnej w Ha'il. Dodał, że mąż kobiety wypełnił odpowiedni dokument w którym prosi, by jego żona została ukarana i pozbawiona saudyjskiego obywatelstwa.

Saudyjskie prawo zabrania kobietom spotykać się z mężczyznami z poza rodziny oraz poruszać się w przestrzeni publicznej bez męża bądź męskiego członka rodziny. Członkowie "Komisji Promowania Cnoty i Zapobiegania Rozpuście", znani jako policja religijna mają za zadanie segregowanie płci.

USA: Straciła pracę, ponieważ... była zbyt seksowna

Świat | Dyskryminacja | Prawa kobiet/Feminizm | Prawa pracownika | Zwolnienia

 Debrahlee LorenzanaW Polsce, żeby zdobyć pracę najlepiej mieć 25 lat i 15 lat doświadczenia zawodowego, znać pięć języków i być gotowym pracować 24 godziny na dobę za 1500 złotych brutto. W USA natomiast... nie wolno być zbyt seksownym.

Amerykanka Debrahlee Lorenzana była pracowniczką Citibanku. Straciła pracę bo, jak twierdzi, pracodawca uznał, że jest zbyt seksowna. Szefowie mieli do niej pretensję o pociągający wygląd i to było głównym powodem zwolnienia. Domagali się, aby niektórych ubrań nie nosiła, choć nie przeszkadzały im u jej koleżanek. - Mówili, że kształt ich ciała jest inny niż mojego i, że rozpraszam współpracowników – mówi Lorenzana.

Menedżerowie domagali się także zmiany fryzury. I to nie pomagało. Nic nie dało także zmuszanie Lorenzany do noszenia strojów biznesowych. - Mężczyzn ciągnie do niej – powiedziała Tanisha Ritter, przyjaciółka i była koleżanka z pracy Lorenzany.

Przestrzeń dla kobiet a biali, heteroseksualni panowie anarchiści

Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Jestem jedną z czterech dziewczyn zaangażowanych w lokalną sekcję organizacji anarchistycznej. Jestem jedną z czterech-pięciu, a obecnie jedyną aktywnie uczestniczącą w większości działań, przez co mogę czuć się – wbrew pozorom – niemarginalizowana, ważna i szanowana przez innych towarzyszy. Podnoszenie kwestii płci w tym towarzystwie, jak pokazuje doświadczenie, może zakończyć się jedynie na ogólnikach, ponieważ trudno represjonować tę jedną jedyną, która i tak nie boi się mówić. Warto się jednak zastanowić, dlaczego jestem jedyna i dlaczego mimo woli sprzeciwienia się separatyzmowi feministycznemu, wciąż takie aktywistki jak ja muszą robić za „głos feminizmu” w grupie i jakie są moje obawy z tym związane.

Dlaczego jestem jedyna? Nie wiem. Właśnie złapałam się na tym, że do tej pory w ogóle o tym nie myślałam. Przyjmowałam perspektywę bezpłciową, choć trudno powiedzieć, dlaczego z tych wszystkich poprzednio zaangażowanych dziewczyn jestem tą jedną, która pozostała w pogotowiu. To trudne pytanie. Może wciąż organizacja, w której jestem, z jakiegoś znaczącego powodu nie przyciąga kobiet, a nawet je odstręcza? Może sama przewaga męskich towarzyszy – nierzadko wykształconych i wygadanych – jest tym czynnikiem? Ale przecież kobiety zawsze angażowały się w męskie struktury przyciągnięte ich własną chęcią działania w dziedzinach, na których owe struktury się skupiały. Ze strony anarchofeministek dochodziły jednak głosy mówiące o wykluczeniu kwestii kobiet z dyskursu i traktowania go zbyt „przedmiotowo”, jakby tematu, który należy przerobić w ramach programu, ale bez emocjonalnego zaangażowania i wkładu. Może warto wysłuchać tych głosów? W sposób empatyczny, bez racjonalizowania. Problem w tym, że zawsze brakuje na to czasu, problemy wewnątrz grup i poglądy ich członków są niejasne, wyrażane przez nich zbyt ogólne, a utworzenie struktury typowo kobiecej mogłoby doprowadzić do rozminięcia się obu dróg i utkwienia w martwym punkcie wzajemnej niechęci (nie musiałoby, ale nazbyt często się tak działo w przeszłości, więc można wyciągnąć już pewne wnioski). Z drugiej strony kobiety pragną się zrzeszać we własnym gronie, ale krytyka członków zdominowanej przez mężczyzn grupy (i poczucie rozkładu na dwie niezależne grupy) może łatwo przerodzić się w krytykę samej grupy bez podjęcia pracy wewnątrz koedukacyjnej grupy i jej „rozgałęzień”, które stanowią np. sporadycznie angażujących się aktywistów.

Powodem takiego stanu rzeczy może być także podejrzenie fetyszyzacji usmolonego robola przez członków grupy. Albo fetyszyzacji agresywnego bohatera, który kopie w krzakach nazistów (zamiast zrównania z bohaterami pracy u podstaw). Przeintelektualizowany, choć w sposób agresywny emocjonalny język, także może pozostawać bez wpływu na siłę przyciągania grupy.

Niestety, wiara w uzdrawiającą moc rewolucji, która zabije wszelki ucisk, łącznie z mizoginią, seksizmem, homofobią i transfobią, pokazuje jedynie stopień marginalizacji tych problemów, uznawanie ich za niezwiązane ze środowiskami wolnościowymi, gdy doświadczenia różnych środowisk stawiają tę wiarę pod znakiem zapytania. Na zagranicznych forach dyskusyjnych można przeczytać o problemach z mizoginami, agresywnymi psycholami bijącymi swoich partnerów obu płci oraz inne osoby, gwałcącymi swoje partnerki, zarażających świadomie chorobami przenoszonymi drogą płciową, itd. Częstokroć dochodzi do żarliwych dyskusji, które nie zawsze kończą się na rozwiązaniu konfliktu w skuteczny sposób. Mówienie o sprawcach przemocy doprowadza co najwyżej do zepchnięcia go poza margines społeczeństwa wolnościowego, co może być karą dotkliwą, jednak nadal tylko karą, która nie zawsze prowokuje do działań zapobiegawczych. Kobiety tak często doświadczają przemocy, także seksualnej, że są niemal obojętne na jej mało ekstremalne objawy. Wśród anarchistów rzadko podejmuje się temat nienaruszania czyichś osobistych granic – mówi się tylko o poszerzaniu własnych.

Mój głos jako „specjalistki od spraw feminizmu” (czasem przejmowanego przez wykształconych anarchistów, czego oczywiście nie mam za złe) jest głosem dziwnie brzmiącym, wprowadzającym pewien niepokój wśród osób, które z feminizmem stykają się praktycznie po raz pierwszy, czując się zagrożonymi moim oskarżycielskim tonem, który podnosi tematy aktów, których oni sami się dopuszczają nie raz. Nie wiem właściwie, czy oni naprawdę zastanawiają się chociaż trochę nad kwestią kobiecą – nie tylko sprowadzając ją do statystyki, która mówi o podwójnej opresji kobiet na rynku pracy. Praca nad „wyleczeniem” seksizmu toczy się najczęściej w domu – i tam najczęściej pozostaje jako „sprawa prywatna”. Sprawą prywatną jest wszystko, co dotyczy spraw męsko-damskich (w heteroseksualnym, białym środowisku). Wszelkie akty przemocy, których doświadczają kobiety poza miejscem pracy – czyli często w swoim drugim miejscu pracy zwanym gospodarstwem domowym. I nie mówię tu tylko o ekstremach, co jeszcze raz podkreślam. Nie mówię tylko o biciu, molestowaniu seksualnym wynikającym z niezrozumienia (feministycznych) zasad konsensusu w życiu intymnym, które wydają się mężczyznom nierzadko zbyt daleko posunięte. Mówię o tych „małych aktach przemocy”, którymi jest nasycone życie kobiety.

Może cały czas mylę się, nie zauważam, że obracam się w środowisku wyzbytym seksizmu. Jednak czemu przeczuwam wciąż, że coś jest nie tak, gdy mój towarzysz używa homofobicznego języka, a cała reszta się z tego śmieje. Czemu nie reaguję od razu bojąc się odrzucenia mojego „braku poczucia humoru”? Czemu nie wiem jak się zachować, gdy członek mojej grupy bije moją koleżankę za krzywdy moralne i zranione ego? Czemu NIKT nie wie jak się w takiej sytuacji zachować? Czemu wszyscy uważają te sprawy za zbyt prywatne, toczące się POZA i czemu nie mamy żadnych sposobów, narzędzi, by wykluczyć wszystkie podobne czyny w przyszłości? Bo jesteśmy na to zbyt feministyczni? Bo nie odczuwamy tkwiącej w nas nienawiści i chęci posiadania czyjegoś ciała jak przedmiotu, ponieważ wiemy, że to jest złe? Chyba tak. Moje doświadczenia z samoświadomością własnej mizoginii, którą mi wpojono, są takie, że nieprędko zauważyłam, że w zasadzie nienawidzę kobiet. Nie okazuję tego, potrafię je bardzo lubić, uwielbiać, ale jednocześnie je nienawidzę. Odrzucam je tak często czując, że z mężczyznami mogę nawiązać lepszy kontakt, co jest jedynie złudzeniem, ponieważ… one zostały nauczone tej samej nienawiści do siebie nawzajem, co ja. Potrafimy się o siebie troszczyć, przebywać ze sobą – wiele kobiet tego potrzebuje. Ale tak często łapię się na chęci skomentowania kobiety z patriarchalnego punktu widzenia – jako obiektu pożądania. Przez głowę przechodzi mi wiele myśli niezgodnych z moimi poglądami – myślę o tym, że dana kobieta jest gruba, a nie o tym, że coś mi chce właśnie przekazać. Widzę kobietę ubraną uwodzicielsko i myślę w głębi duszy – co za zdzira. Nie pomyślę nawet przez chwilę o tym, co ma w głowie, tylko gapię się na jej fajne cycki i robię dokładnie to, co jakiś towarzysz – ślinię się. Chętnie uznałabym ją za prostytutkę/nimfomankę udając, że nie potępiam podświadomie pracownic przemysłu erotycznego. Mimo całego swojego wkładu w krytykę podobnych zachowań, które zostały zwerbalizowane.

I w tym punkcie podkreślę potrójną pracę osób świadomych feministycznie, które podejmują się walki z objawami mizoginii, seksizmu, itp. - nie tylko tymi widocznymi, ale też tymi, które są trudniejsze do zdiagnozowania, organizacji kampanii, a także codziennej pracy nad utrzymaniem demokracji, konsensusu i dobrej komunikacji w grupie. Nie każdy podejmuje się pracy pozatechnicznej związanej z organizacją kampanii. Doświadczenia ruchów uświadamiają nam jednak, że jeśli nie docenimy tej pracy i nie podejmiemy się jej wspólnie, na każdym z tych pól może pojawić się w końcu nierozwiązany problem, który może doprowadzić do rozpadu grupy.

Dziewczyny, ja wiem, że wy jesteście zmęczone tym wszystkim i najchętniej zamurowałybyście się w jakiejś wieży – byle tylko nie rozmawiać z tymi trudnymi, acz powszechnymi przypadkami o tym, co was boli. Narażać się na śmieszność i zarzut niezrozumienia „głównego celu naszej walki”. Błagam was! Nie róbcie tego! Angażujcie się w te grupy, które podejmują bliskie wam tematy na takich zasadach, jakie wam odpowiadają (niehierarchicznych i nie mających wśród członków konserwatywno-seksistowskiej loży szyderców, która może was zbyt łatwo zdominować, choć i to się da pewnie pokonać) i nie rezygnujcie z nich tylko dlatego, że istnieje w nich przewaga mężczyzn. Przeciwwagą dla męskiego klubu nie jest kobiecy klub, tylko koedukacyjna grupa, która nie obawia się podejmować takich tematów, jakie wcześniej wymieniłam, która jest otwarta na tyle, że może przyjąć kogoś, kto jeszcze nie podjął nawet pracy nad swoim seksizmem – któremu towarzyszki i towarzysze z chęcią pomogą, a wręcz poprzez nacisk na pozbycie się pewnych nawyków, zmuszą do przedefiniowania swoich poglądów na płeć, orientację seksualną, itp.

Wierzę, że poprzez wymianę doświadczeń i otwarcie oczu i uszu na niefajne zagrywki, tworzenie i rozwijanie mechanizmów reakcji na nie, wszyscy wygramy naszą rewolucję – nie tylko heteroseksualni, biali, panowie anarchiści.

Kanał XML