Represje

Grecja: Anarchista pobity przez członków KKO

Świat | Represje

W więzieniu Koridallos w którym grupa uwięzionych anarchistów zakończyła niedawno strajk głodowy doszło do napadu na jednego z nich ze strony członków Konspiracyjnych Komórek Ognia.

Strajk postulował przeniesienie grupy do skrzydła więzienia z którego zostali zabrani. W niedzielę na zewnątrz budynku co najmniej pięciu członków KKO napadło jednego z nich i pobiło kijami. Anarchista jest hospitalizowany poza więzieniem.

Źródło: http://en.contrainfo.espiv.net/2014/01/05/koridallos-prisons-anarchist-p...

Nikaragua: Sandiniści przeciwko pracownikom

Świat | Prawa pracownika | Protesty | Publicystyka | Represje | Tacy są politycy | Ubóstwo

Poniżej zamieszczamy interesujący artykuł pokazujący kapitalistyczne oblicze rządów Ortegi i Partii Sandinistów.

Na całym świecie, kapitalizm i jego kryzys atakują klasę pracującą coraz bardziej i bardziej. Nędza może tylko rosnąć proporcjonalnie z brutalnością represji w obliczu każdej próby podjęcia walki. Rząd sandinistów, sprzedawany wcześniej jako "socjalistyczna" alternatywa po raz kolejny pokazał swoją prawdziwą twarz - części światowej burżuazji i represyjnego ramienia skierowanego przeciwko klasie pracującej.

W tym kontekście rozumiemy, że protesty w sprawie emerytur w Nikaragui są częścią walk jakie toczą się tu i na całym świecie z klasą pracującą, która nie chce poświęcać niewielkiej części tego co ma na ołtarzu kapitalizmu, ponieważ przedsiębiorcy będący mniejszością nie chcą ponosić ciężarów systemu, który dekadencko gnije od dość długiego czasu. Przedsiębiorcy nie chcą brać odpowiedzialności za negatywne skutki systemu, którego są beneficjentami. Sandinistowski rząd również nie chce płacić za kryzys. Nawet gdy demonstracje nie osiągnęły takich rozmiarów jak ostatnie walki w Brazylii i w Turcji, to są one częścią tej samej walki - walki międzynarodowego proletariatu. Walka tych starych ludzi nie była toczona samotnie, ale z udziałem młodzieży i całej klasy ponieważ ten atak na świadczenia socjalne jest atakiem na warunki życia całej klasy pracującej i innych wyzyskiwanych warstw społecznych.

Atak w koordynacji między policja, a Sandinistami

W czerwcu 2013, grupa emerytowanych pracowników okupowała biura nikaraguańskiej opieki społecznej INSS przez kilka dni domagając się minimalnej emerytury dla pracowników, którzy nie pokryli minimalnej kontrybucji w liczbie 750 składek aby kwalifikować się do emerytury. Ich postulatem było otrzymywanie emerytur w wysokości pensji minimalnej, która wynosi 140 dolarów amerykańskich oraz możliwość korzystania z opieki medycznej. Tylko 8000 z 54000 pracowników spełniło warunki, aby otrzymać "bilet solidarnościowy" warty 50 dolarów amerykańskich, kwotę za którą ciężko jest przeżyć. Reszta nie dostała nic. Według informacji INSS z 71 658 osób, z których żyje 54 872 pokryli składki w liczbie pomiędzy 250, a 750. Odpowiedzią władz INSS na protesty były stwierdzenia, że pieniędzy nie ma, gdyż w 1979 zabrał je obalony dyktator, Anastasio Somoza.

Represje spadły na protestujących z dwóch stron: ze strony bojówek sandinistów i ze strony policji. Podczas okupacji, policja oddzieliła od siebie protestujących oraz ich rodziny i przyjaciół, którzy przynosili im żywność i napoje. Po kilku dniach do protestu dołączyli młodzi ludzie. Mobilizowano coraz większe siły policyjne. Agresorzy jakimi byli podczas starć policjanci nie mogli zostać postawieni w stan oskarżenia. Również protestujących oskarżano o niszczenie mienia czynione przez policję.

W końcu władze wezwały do kontrdemonstracji celem pokazania solidarności z rządem. Mobilizacja była sponsorowana przez elitę sandinistów. Organizowano m.in. transport aktywu partyjnego.

Stanowisko nikaraguańskiej opozycji i światowej burżuazji za każdym razem było takie same: "lewicowy rząd represjonuje starców", z drugiej strony sandiniści stwierdzali, że prawica próbuje manipulować "naszymi emerytami". To w dużym skrócie o tym jak sprawę opisywały media burżuazyjne i pro-rządowe. Tak wygląda gra, której celem jest wmówienie światu, że istnieją różnice między jednymi, a drugimi, tymczasem jedni i drudzy należą do tej samej klasy - wyzyskującej.

Walka tych starców o ich emerytury jest uzasadniona, a my musimy ich bronić. Musimy potępiać represje rządu przeciwko klasie pracującej, która żyje w nędzy dlatego, że nie była w stanie opłacić składek emerytalnych. Fakt posiadania małych pieniędzy spowodowany był niepewną sytuacją zawodową w Nikaragui z jednej strony i pracą na czarno na terenie Kostaryki z drugiej. W takiej sytuacji pracownicy nie mieli często żadnego wkładu w fundusz emerytalny.

Przemówienia ministrów w powyższej sprawie odwoływały się do pseudo-socjalistycznego patriotyzmu i kierowane były przeciw klasie pracującej. Mówili, że to "prawica" stała za tymi protestami i na poziomie międzynarodowym oskarżała "lewicę" o bycie przeciwko "osobom starszym". Nieważne jakie wobec sytuacji stosowane są wymówki "Wina Somozy" z jednej strony i "wina lewicy" z drugiej strony, widzimy, że zarówno lewica jak i prawica usiłują ukryć fakt, że w praktyce realizują tę samą politykę - ucisk wobec klasy pracującej przez kapitał bez względu na jego formę.

To ważne aby demaskować fałszywy dualizm, który służy atomizacji klasy pracującej. Musimy pokazywać co kryje się za tak zwaną lewą stroną kapitału z jej tak zwanym "socjalizmem XXI wieku", który jest tym samym kapitalizmem i tą samą formą wyzysku jak system panujący wszędzie indziej na świecie.

Przyszłość jest możliwa

Linia polityczna wyznaczona przez "oburzonych" w Turcji i Brazylii, gdzie doszło do szerszej walki przeciwko kapitalizmowi pokazuje, że jedyną alternatywą dla klasy pracującej jest walka na podstawie jedności. To wymaga konfrontacji ze związkami zawodowymi, które próbują atomizować klasę pracującą na tle danego sektora lub zakładu. Jest to wizja jedności, która umożliwia rozwój świadomości w oparciu o wspólne działanie. Kapitalizm w dobie obecnego kryzysu udowadnia, że tylko nowe społeczeństwo może odwieźć ludzkość od krawędzi przepaści nad którą się znajduje. Nie może nas satysfakcjonować inny wynik niż zniszczenie kapitalizmu i pokonanie wszystkich rządów łącznie z tymi, które określają się jako "socjalistyczne". Tylko zjednoczona klasa robotnicza może zapewnić przyszłość ludzkości i zapobiec dalszemu niszczeniu świata.

Powyższy artykuł powstał w oparciu o tekst grupy "Nucleo de Discusion Internacionalista en Costa Rica" napisany w Managui w czerwcu 2013 roku.

Można go przeczytać w języku angielskim tutaj.

https://cia.media.pl/nikaragua_calkowity_zakaz_aborcji_zatwierdzony_przez... https://cia.media.pl/anarchizm_a_wenezuela_wywiad_z_rafaelem_uzcateguim

Kambodża: Trzy osoby nie żyją

Świat | Protesty | Represje

Trzy osoby nie żyją, po tym jak policyjne siły otworzyły ogień do demonstrujących robotników żądających podniesienia płacy minimalnej do 160$ za miesiąc. W demonstracji brali udział nie tylko robotnicy, ale również buddyjscy mnisi.

Dokładnie jeden dzień wcześniej przed tym haniebnym policyjnym morderstwem, na miejsce zostali wezwani spadochroniarze którzy mieli zapanować nad robotnikami i nie dopuścić do demonstracji. Obrońcy praw człowieka mówią o około 15 zatrzymanych osobach i wielu rannych.

Grecja: Noworoczna demonstracja pod więzieniem Koridallos

Świat | Protesty | Represje

W trakcie sylwestra/nowego roku środowiska anarchistyczne w Atenach zorganizowały demonstrację solidarnościową pod więzieniem Koridallos gdzie przebywa wielu anarchistów.

Około tysiąca osób postanowiło pokazać około północy, że pamięta o uwięzionych. Skandowali oraz puszczali fajerwerki. Rzucali również flarami w okna więzienia.

Tłum maszerował od miejsca w którym znajdowało się więzienie dla mężczyzn do miejsca w którym znajdowało się więzienie dla kobiet. Policja użyła przeciwko nim gazu łzawiącego.

Zanotowano 4 aresztowania. Więcej: http://vimeo.com/83099879

Finlandia: Zamieszki w Tampere

Świat | Antyfaszyzm | Protesty | Represje

Bez echa w mediach przeszły wydarzenia jakie miały miejsce 6 grudnia w Finlandii podczas zawodów hokejowych. A działy się ciekawe rzeczy.

Podczas prezydenckiej imprezy w Tampere podczas meczu hokeja na lodzie doszło do 500-osobowej demonstracji przeciwko nacjonalizmowi i kapitalizmowi. Banki i supermarkety straciły szyby, doszło do starć z policją.

6 grudnia jest dniem niepodległości Finlandii z którego okazji zwykle władze organizują imprezy w fińskim pałacu prezydenckim. W tym roku było inaczej, gdyż pałac znajduje się w remoncie. W związku z tym prezydent i jego Partia Koalicji Narodowej przeniosły się do Tampere. Tampere była 1918 warownią "czerwonych", którzy podczas wojny domowej walczyli przeciwko "białym". Wygląda na to, że pamięć o tych czasach jest nadal żywa. Zwłaszcza o tysiącach rewolucjonistów, którzy zostali wymordowani w centralnym punkcie miasta.

Szwecja: Aresztowano antyfaszystę

Świat | Antyfaszyzm | Represje

Jeden z antyfaszystów, którzy brali udział w demonstracji w Kärrtorp zaatakowanej przez członków neonazistowskiej organizacji SMR, został aresztowany.

Zarzuca mu się... aktywną obronę pokojowego protestu w którym brały udział rodziny z dziećmi przed uzbrojonymi działaczami organizacji mającej na koncie kilka zabójstw (w tym pierwsze w historii Szwecji zabójstwo na tle rasowym).

161 Crew zachęca do wysyłania aresztowanemu listów z pozdrowieniami i kartek świątecznych. Oto adres na który można pisać:

Joel Almgren, Box 1274, 141 21 Huddinge, Sweden

Korea Płd: Policja aresztowała 130 związkowców

Świat | Represje

 Południowa korea Około godziny 9:30, 22 grudnia policja sforsowała wejście do centrali Koreańskiej Konfederacji Związków Zawodowych.

Dokonała tego aby aresztować 6 ważnych działaczy związkowych, członków kolejowego związku zawodowego w tym Kim Myung-hwan, przewodniczącego Unii Koreańskich Robotników Kolejowych - obecnie prowadzącego strajk.

Nie udało się jednak tego aresztowania dokonać. Policja zebrała się w więcej niż 5,000 ludzi z 77 eskadr. Później w niejasnych okolicznościach, aresztowano 130 działaczy związkowych.

Australia: Aresztowano anarchosyndykalistę

Świat | Protesty | Represje

Członek australijskiej Federacji Anarcho-Syndykalistycznej, która po tegorocznym kongresie stała się na powrót sekcją Międzynarodowego Stowarzyszenia Pracowników został aresztowany na proteście w East-West Tunnel pod zarzutem napaści na policjanta.

Tego typu protesty z zasady nie wyglądają pokojowo. Policjanci nie ponoszą jednak konsekwencji z nadużyć jakie stosują, natomiast osoby broniące siebie i towarzyszy przed przemocą policyjną są z tego tytułu represjonowani.

Nasz towarzysz został aresztowany idąc za pomoc młodej kobiecie, która została brutalnie zaatakowana przez policję za protest przeciwko marnowaniu pieniędzy podatników w związku z inwestycjami w sektorze transportu publicznego.

Poniżej relacje z mediów australijskich: The Age, ABC i Herald Sun.

Poznań: Prokuratura pozwala policji na stosowanie tortur i prowokacje

Kraj | Represje

Rok temu w Poznaniu zatrzymany został 17-letni Borys Simiński. Pisaliśmy o tym tutaj.

Policjanci nazywali go śmieciem, przypalali papierosami, deptali po twarzy, a także złamali mu nogę. Prokuratura nie dopatrzyła się przemocy, mimo, iż wcześniej ukarała komendanta posterunku za zatajenie faktu, iż sprawcami pobicia byli policjanci. Źródło tutaj.

Wedle sędziego prowadzącego sprawę, Roberta Kubickiego wiele wskazuje na to, iż narkotyki, które miała posiadać grupa nastolatków, z którą złapany został Borys zostały podrzucone celem zdobycia przez policjantów lepszych statystyk. Na worku foliowym z narkotykami nie było na nich odcisków palców.

Protesty, sabotaż i ZOMO - Wspomnienia ze stanu wojennego

Historia | Publicystyka | Represje | Ruch anarchistyczny

Podczas gdy Ruch Narodowy i inni Wszech-Polacy próbują rozgrywać dyskusję o stanie wojennym na własną modłę, pozując przy tym na narodowych bohaterów w walce z komunistyczną dyktaturą, my pokazujemy, jak było naprawdę. Kto i w jaki sposób stawiał opór władzy?

Jak wyglądała ówczesna rzeczywistość oczami młodych chłopców: 10- i 15-letniego? I wreszcie, jak stan wojenny zaważył na ich anarchistycznej przyszłości?

Na te i inne tematy rozmawiam z Owcą i Adamem – od lat zaangażowanymi w działania Warszawskiej Federacji Anarchistycznej.

Na początku przenieśmy się do Warszawy z 13 grudnia 1981 roku…

Jak wspominacie pierwsze chwile po tym, gdy dowiedzieliście się o wprowadzeniu stanu wojennego?

Adam: Moim pierwszym odruchem była dzika, spontaniczna radość. Myślałem wtedy, że wybuchnie powstanie, że wreszcie coś zacznie się dziać…

Owca: Ja pamiętam, że powiedział mi o tym ojciec, którego postać też odegrała dużą rolę w tej historii, jako że to on zabierał mnie później na pierwsze demonstracje i brał czynny udział w oporze wobec komunistów. On poinformował mnie, że coś zaczęło się dziać na mieście, że jeżdżą czołgi, choć zapewne sam jeszcze nie wiedział, że oznaczało to stan wojenny. Później w radiu i telewizji pojawiły się oficjalne informacje i znane wszystkim przemówienie generała Jaruzelskiego.

Owca, czy wtedy rozumiałeś, co się stało? Miałeś tylko 10 lat…

Owca: Jako 10-latek rozumiałem to na swój sposób. Być może wynikało to z innego tempa rozwoju młodych ludzi w tym czasie, jako że wszyscy musieliśmy szybciej dorosnąć. Pamiętam, że kilka miesięcy wcześniej, latem ‘81, odbyły się manewry sprzymierzonych wojsk radzieckich, polskich, niemieckich i czechosłowackich. Wtedy ja i koledzy nie wiedzieliśmy, czy przeżyjemy, dlatego pożegnaliśmy się na podwórku… Dziś może wydawać się to śmieszne, ale tak naprawdę przerażający był fakt, że tak małe dziecko musiało rozumieć, co się dzieje dookoła i stanąć po którejś stronie.

Jak wyglądał ten 13 grudnia w Warszawie?

Owca: Tamtego dnia nie działo się jeszcze nic szczególnego. Ojciec zabrał mnie na popołudniową przejażdżkę po mieście, w okolice ulicy Mokotowskiej i Placu Konstytucji. Próbowaliśmy dostać się do siedziby Regionu Mazowsze, ale cały teren był obstawiony przez ZOMO. Potem cała ekipa „Solidarności” wyrzucała i paliła dokumenty. Oni też zostali później aresztowani lub internowani.

A jak przekazywano sobie informacje o tym, co dzieje się w kraju?

Owca: Oczywiście nie działała wtedy sieć telefoniczna. Jedynym źródłem informacji mogli być sąsiedzi i poczta pantoflowa. Co prawda jeździły autobusy, z tym, że zimą ciężko było się gdziekolwiek dostać. Ale istniał kanał, który wykorzystywaliśmy później przez całe lata 80. – Radio Wolna Europa. Jednak w chwili, gdy stan wojenny się rozpoczął, rozgłośnia była potwornie zagłuszana – brzmiało to właśnie tak, jakby jeździły po niej czołgi.

Adam: Ale my, na południu Warszawy, byliśmy zupełnie odcięci od świata. Nie docierały tam tramwaje ani autobusy. Przy domu Jaruzelskiego chodziły patrole i stały SKOT-y (typ transportera opancerzonego – przyp. red.). Ale tak naprawdę przez kilka pierwszych miesięcy stanu wojennego w mieście nic się nie działo, to była tylko demonstracja siły ze strony władzy. Wśród ludzi bardzo szybko utworzyły się różne, dziwne zwyczaje, takie jak zapalenie świateł w oknach, tworzenie z nich wzoru krzyża na blokach, palenie świec... Na murach, w ramach małego sabotażu, od razu pojawiły się napisy antyrządowe. Nie było farb ani sprejów, ale sprytni, młodzi ludzie dawali sobie radę. Podczas takich akcji ich głównymi wrogami byli ciecie, a nie milicja.

Oficjalnie stan wojenny zniesiono 22 lipca 1983 roku…

Owca: Stan wojenny został zawieszony, ale tak naprawdę podobna sytuacja utrzymywała się mniej więcej do roku 1987. Dopiero po tym okresie zaczęła się pewna odwilż, choć wciąż zdarzały się bardzo brutalne akcje pacyfikacyjne.

Jak wyglądało wtedy wasze normalne życie?

Owca: To były bardzo dziwne czasy, a dla mnie – bardzo intensywne, kompletnie rzutujące na moje obecne życie i przekonania. Przeżyłem wtedy wiele istotnych rzeczy. Mój ojciec był zecerem (zawód polegający na ręcznym lub maszynowym składaniu czcionek na potrzeby druku typograficznego – przyp. red.). Przynosił więc do domu metalowe czcionki, papier i farbę drukarską, po czym wspólnie składaliśmy ulotki z różnymi hasłami, na przykład „Precz z ZOMO” czy „Hunta przecz!”. Poza tym każdy z nas miał swoje problemy…

Adam: Tak, jak powiedział Owca, był to bardzo dziwny okres. Zaistniało wtedy coś na kształt bezideowego zaangażowania społecznego, co wielu ludzi wykrzywiło na resztę lat życia. Niektórych – pozytywnie, ale z innych zrobiła się banda sukinsynów z głębokim przekonaniem o własnej, moralnej wyższości. A równocześnie trwało coś w rodzaju przedłużonej na 8 lat „wigilii” – ludzie chowali się w mieszkaniach, w kręgach przyjaciół… Życie nadal się toczyło, ale było zepchnięte do blokowisk.

Owca: Charakterystyczne były ciągłe przerwy w dostawie prądu. Często, zimowymi popołudniami, nagle w blokach i na ulicach robiło się ciemno. Stałym punktem programu było też noszenie wciąż zamarzającej wody z beczkowozu, bo jakoś nie docierała ona do mieszkań. Oczywiście dla nas była to też świetna zabawa – robiliśmy lodowisko, ludzie się przewracali (śmiech)… Rzecz jasna, mięliśmy także problemy z żywnością, w sklepach nie było nic lub prawie nic. A kartki nie wystarczały na przeżycie. Dlatego ludzie nimi handlowali: ci, którzy nie chcieli cukru, wymieniali go na wódkę, a ci, którzy nie chcieli wódki, brali więcej cukru, żeby samemu zrobić wódkę w domu (śmiech). Ale, niestety, były to też czasy bardzo brutalne… Pamiętam, że za rogiem jednego z moich sąsiednich bloków, naprzeciw nielegalnego przejścia przez ulicę, na stałe usadowili się ZOMO-wcy. Na początku niewiele osób o tym wiedziało i często nieprzepisowo przebiegali przez ulicę, zamiast – zgodnie z prawem – iść przez kładkę. Tam napotykali bandę debili, którzy pewnie nie wiedzieli nawet, gdzie zostali zrzuceni ani jakie to miasto. Na moich oczach spałowali starszą kobietę. Młodych ludzi od razu pakowali do suki i napierdalali – za PRZECHODZENIE PRZEZ ULICĘ…! W końcu wszyscy nauczyliśmy się wypatrywać czujki wskazującej nam, którędy iść i kiedy można przebiec. ZOMO-wcy stali zawsze, ale od tej pory wystarczyło już być ostrożnym. Oczywiście, kilkadziesiąt tysięcy innych ludzi siedziało. Jedni w ośrodkach internowania, inni w więzieniach.

Chodziłeś wówczas na demonstracje?

Owca: Tak. Na pierwszą demonstrację zaciągnął mnie ojciec. Powiedział, że idziemy kupić lody na Starówce. To było 1 maja 1982 roku. Demonstrację organizował mój obecny przyjaciel, Piotrek Ikonowicz i grupa związana z MRK „S”-em (Międzyzakładowym Robotniczym Komitetem „Solidarności” – przyp. red.)...

Adam: Pierwszy MRK „S” tworzyli ludzie związani z lewicą „Solidarności”. Teraz temat został zupełnie wyczyszczony, nie przeczytacie o tym w szkolnych podręcznikach.

Owca: Tak, w jednym z ostatnich wywiadów dla Wyborczej Piotrek powiedział, że protest organizowali socjaliści, anarchiści i robotnicy. Nasza ekipa zaskoczyła władze akcją właśnie tego dnia (w krajach bloku komunistycznego udział w oficjalnych demonstracjach pierwszomajowych był „mile widziane przez władze” – przyp. red.). Służby chyba nie miały o tym bladego pojęcia, a przecież przyszło około 20 tysięcy ludzi. Była to też jedyna demonstracja w ‘82, której nie rozpierdoliło ZOMO. Głównym hasłem było: „Uwolnić więźniów politycznych”.

Masz jakieś traumatyczne wspomnienia związane z udziałem w protestach?

Owca: Tak... Wydarzenia, o których teraz powiem, w całym kraju pociągnęły za sobą w sumie dziesięć ofiar, a w samej Warszawie zginęło pięć osób. Kobieta zatruta gazem, koleś zapałowany na śmierć – to były zupełnie anonimowe osoby. Zaczęło się od tego, że podziemie „Solidarności” wezwało ludzi do Katedry św. Jana na Starym Mieście. To stamtąd na początku stanu wojennego ruszały demonstracje, choć oczywiście istniały też inne kościoły o podobnym znaczeniu… To był piękny dzień. Pojechaliśmy z ojcem autobusem nr 107 z Czerniakowskiej – od początku było wiadomo, dokąd i w jakim celu jadą wszyscy pasażerowie. Przed mszą poszliśmy na rynek, gdzie ojciec kupił mi lody, było mnóstwo biało-czerwonych flag. Mimo obecności ZOMO atmosfera była piknikowa…

I co się stało?

Owca: Zaczęła się msza, na której ludzie podnieśli wysoko ręce, układając palce – wskazujący i środkowy – w literę „V”. Na początku było nas około pięciu tysięcy. Później okazało się, że bardziej lewicowa część uczestników nie była w kościele, tylko czekała już na Placu Zamkowym. Ostatecznie przyszło więc około 10 tysięcy osób. Ale później się zaczęło... Tłum został brutalnie zaatakowany przez ZOMO. Część ludzi uciekła w stronę Powiśla, część broniła się na Starówce. Służby zamknęły ich w ogromnym kotle tak, że nie mogli się wydostać. W 1989 roku znalazłem w PAP (Polskiej Agencji Prasowej – przyp. red.) zdjęcia z tej zadymy, na których widać stojącego na barykadzie Piotrka Ikonowicza. Na Starówce toczyła się wtedy regularna walka, a część osób została aresztowana. Młodzi ludzie niszczyli latarnie, wyrywali bruk, którym mogliby się bronić, rozpierdalali wszystkie pomajowe stojaki z biało-czerwonymi flagami, a same flagi podpalali. My uciekaliśmy przez ulicę Traugutta i Zachętę, aż do Dworca Centralnego. Wszędzie byli ludzie i wszędzie było ZOMO. Resztę dnia spędziłem na płaczu, ale to nie był koniec. Dało mi to ogromną siłę. Później chodziłem więc na kolejne protesty. Na jednej z robotniczych demonstracji, w roku podajże ‘84, było jeszcze gorzej…

To znaczy?

Owca: To było któregoś dnia w czasie, gdy z Huty Warszawa na Żoliborzu wychodzili pracownicy drugiej zmiany. Szli w strojach roboczych. Kiedy ZOMO zastąpiło im drogę, oni utworzyli klin i zaczęli tych ZOMO-wców napierdalać, po czym tamci zaczęli napierdalać robotników… Akcja rozlała się na okoliczne osiedla. Ja uciekłem z ojcem i dwoma zaprzyjaźnionymi studentami na piętro jednego z budynków. Tak było mniej więcej od stanu wojennego – przyjęło się, że ludzie wbiegali pod przypadkowe drzwi i waląc w nie, prosili o wpuszczenie. Na ogół mieszkańcy im pomagali, ale niektórzy obawiali się też ZOMO-wców biegnących z tyłu. Tak było z nami. Nikt nas nie wpuścił, musieliśmy więc wbiec na samą górę budynku i znaleźliśmy się w pułapce. Za nami biegło sześciu albo siedmiu ZOMO-wców. Ale przed nimi uciekało jeszcze trzech innych studentów. Nie wiem, czy na szczęście, ale to ich, na półpiętrze, dopadli ZOMO-wcy... Skatowali ich. Do nieprzytomności, kompletnie… Na ścianach była krew, a oni ich spałowali i zaciągnęli po podłodze do budy. Na dodatek mój ojciec, jak idiota, wyjrzał przez barierkę. Dobrze, że ten kretyn z ZOMO tylko krzyknął: „Wypierdalaj do mieszkania!”, nie wiedząc nawet, że na górze żadnego mieszkania już nie było. To była dla mnie straszna trauma. A ta historia ciekawa jest o tyle, że powtórzyła się mojej ekipie w roku ‘98. Wtedy na nasze spotkanie na Uniwersytecie Warszawskim wpadła załoga pięćdziesięciu nazioli, a ja i kilka innych osób – w tym nasza koleżanka Basia, która była w ciąży – uciekliśmy na klatkę, gdzie mieszkali emerytowani wykładowcy. Waliliśmy w drzwi, jedna kobieta je otworzyła. Błagałem ją, żeby nas wpuściła, a ona powtarzała tylko: „nie mogę”, „nie mogę”… Uciekliśmy więc na górę i zdecydowaliśmy się bronić. Były tam jakieś meble. Ukryliśmy Basię pod łóżkiem i czekaliśmy, co się stanie. Słyszeliśmy ich okrzyki: „Gdzie te lewackie kurwy?!”, „Jebać ich!”. Ale kiedy doszli pod drzwi tej starszej kobiety, ona powiedziała im, że uciekliśmy w inną stronę. Potem zostawiliśmy jej na wycieraczce kwiaty z podziękowaniem. Ale to wydarzenie uświadomiło mi, że podobne rzeczy, znane też ze stanu wojennego, mogą się zdarzać cały czas.

Skoro jesteśmy przy temacie nazioli, to powiedzcie, jak oceniacie ich oficjalny stosunek do stanu wojennego?

Adam: Narodowcy tworzą zmitologizowana wizję 13 grudnia. Tak naprawdę, duża część ludzi o przekonaniach nacjonalistycznych była wówczas w obozie władzy, niektórzy związali się też wtedy z antysemickim Zjednoczeniem Patriotycznym „Grunwald”. Maciej Giertych – ojciec założyciela Młodzieży Wszechpolskiej, Romana Giertycha – był wtedy w PRON-ie (Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego – fasadowa organizacja skupiająca głównie katolickich i narodowych „poputczyków” PZPR z niejakim Dobraczyńskim [pisarzem] na czele – przyp. red.). Nacjonaliści w dużej mierze poparli stan wojenny, bo sprzyjało to całej optyce endeckiej, zachowania substancji narodowej itd… Oni od początku nie dowierzali „Solidarności”, bo uważali, że związek jest sterowany przez KOR (Komitet Obrony Robotników – przyp. red.), a KOR to z kolei masoneria – zresztą, nie bezpodstawnie… Ale biorąc pod uwagę mitologiczną, absurdalną i maniacką wizję rzeczywistości wyznawaną przez tych ludzi, sojusz z Jaruzelskim musiał być tego logiczną konsekwencją. Rzecz jasna, nie wszystkie podziały były wtedy tak oczywiste.

Czy byliście wtedy związani z „Solidarnością”?

Owca: Nie, w żaden oficjalny sposób – zresztą ludzie nie zapisywali się wtedy do struktur związkowych. A klasyczną współpracę z podziemiem zacząłem dopiero w ‘86, kiedy miałem 16 lat.

Adam: A ja od ‘83 byłem związany z redakcją pisemka „Wola” oraz z grupą polityczną „Robotnik”. Później, po liceum, związałem się ze studenckim NZS-em (Niezależne Zrzeszenie Studentów – przyp. red.) – pod względem ideowym w tej organizacji byli chyba wszyscy.

A kiedy zaczęliście działać jako anarchiści?

Adam: Od końca lat 80. W siódmą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, 13 grudnia 1988 roku, po raz pierwszy wystąpiliśmy, używając przemocy. ZOMO-wcy stali jak idioci, a my rzucaliśmy w nich śrubami i łączami od rusztowań. Na ten dzień przygotowaliśmy też butelki z benzyną, śmiesznie uszczelniając je parafiną topioną na kuchence, ale chyba użyliśmy ich później... Równolegle rozgrywał się happening organizowany przez grupę „§ 22”. Nasza „grupa bojowa” była złożona z ludzi o różnych poglądach, ze znacznym udziałem anarchistów. Część z naszych ówczesnych towarzyszy zaczęła później pracę w Urzędzie Ochrony Państwa, inni trafili za kraty za przestępstwa kryminalne, a jeszcze inni… siedzą tu z nami (śmiech).

Na początku lat 80. obaj jeszcze się uczyliście. Czy podczas stanu wojennego stawiano opór w szkołach?

Owca: Tak, pojawił się tam bardzo szybko, choć na ogół szkoły starały się ludzi stłamsić – zwłaszcza w podstawówkach i liceach rządzonych prze komunistów. Mimo to powstawały małe „grupy protestu”. Jedną z nich – Uczniowski Front Odmowy – utworzył nasz kolega, Piotr Rymarczyk, z którym później zakładaliśmy Międzymiastówkę, a potem – Federację Anarchistyczną. Piotrek miał wtedy 12 lat. Wraz z kolegami wydał dwie, trzy gazetki, więc zainteresowała się nimi bezpieka. Dotarła do nich nawet Wolna Europa. Ja sam usłyszałem o chłopakach właśnie w radiu, ale w ‘82 i ‘83 mówiłem wszystkim, że jestem w UFO. Kiedyś nawet specjalnie przypaliłem sobie kurtkę i powiedziałem, że trafiła mnie petarda (śmiech). Opowiadałem też o specjalnych akcjach, do których jednak – z uwagi na różne wyimaginowane czynniki – akurat teraz nie mogłem zaangażować moich kolegów z klasy. Najśmieszniejsze jest to, że Piotrka spotkałem kilka lat później. Wówczas milicja ścigała go po całej Polsce.

Adam: Ja chodziłem z Rymarczykiem do tej samej szkoły, ale byłem o kilka lat od niego starszy. Ta placówka była specyficzna. Była swoistą enklawą, szkołą PAX-ów, czyli Prokomunistycznych katolików. W naszym szkolnym radiowęźle na przerwach podczas stanu wojennego leciał Kaczmarski. Było tam też wielu nauczycieli, wyrzuconych wcześniej z innych szkół – na przykład polonista Łukasz Ługowski, zaangażowany też społecznie. Część moich kolegów z klasy, na przykład Wojtek Sobolewski, Grzesiek Korczyński czy Wojtek Kłos, razem ze mną rozkręcali w Warszawie Pomarańczowa Alternatywę.

Owca: Warto wspomnieć też o naszym nieżyjącym już koledze Krzyśku Markuszewskim, który był bardzo aktywnym i mocno lewicowym konspiratorem na terenie Warszawy. W 1981 roku, kiedy wybuchł stan wojenny, Krzysiek działał w grupie anarchistycznej, a mnie i Adama poznał podczas zakładania PPS (Polskiej Partii Socjalistycznej – właściwie podczas odnawiania jej działalności w kraju – przyp. red.).

Jednym z forsowanych przez mainstream symboli zakończenia stanu wojennego w Polsce jest osoba Jana Pawła II. Czy podzielaliście entuzjazm społeczeństwa na wieść o dwóch pielgrzymkach papieża do Polski, czy już wtedy zapowiadaliście się na anarchistów? ;)

Owca: Szczerze mówiąc, pierwszej pielgrzymki nie zarejestrowałem i w ogóle mnie to nie obchodziło. Podczas drugiej interesował mnie jej aspekt społeczny, a nie religijny. Już wtedy miałem bardzo krytyczny stosunek do Kościoła Katolickiego. Papież był symbolem, ale czegoś innego – oporu wobec komunistów, przynajmniej dla mnie jako dziecka. W tamtych czasach z okien mojego bloku zrzucano na ulicę ulotki KOR-u. Ale przyjazd papieża w ‘83 pozwolił ludziom masowo wyjść na ulice. Sam brałem udział w dwóch bardzo dużych demonstracjach. Jedna z nich odbyła się, gdy papież miał mszę na Stadionie Dziesięciolecia. Chcieliśmy wtedy przejść całe miasto z okrzykami „Solidarności”, a było z nami kilkadziesiąt tysięcy osób. Kiedy doszliśmy do ulicy Dobrej, brutalnie zaatakowało nas ZOMO. Użyli gazów i pałek, były jakieś drobne walki na Powiślu…

Adam: A ja do 1986 roku jak najbardziej byłem katolikiem i bardzo poważnie traktowałem religię, choć nie byłem gorliwy religijnie. Ale sprawa nie jest tak jednoznaczna. Ja byłem wtedy na Stadionie Dziesięciolecia i widziałem, że Wojtyła bardzo sprytnie grał, na przykład używał słowa „solidarność” w różnych kontekstach, manipulował ta sprawą… Kilka lat później usłyszałem o kilku osobach, które – wiedzione duchem egzystencjalnego buntu – zamierzały go kropnąć (śmiech).

A jak oceniasz postawę Kościoła wobec stanu wojennego?

Adam: Kościół wypowiadał się bardzo dwuznacznie. Zasadniczo był przeciwny rozlewowi krwi i choć na dużą skalę udzielał pomocy osobom internowanym i represjonowanym, to i tak to nie ludzie internowani byli głównymi ofiarami stanu wojennego. Jeśli chodzi o sam ruch społeczny i kreowanie ogólnej atmosfery w kraju, Kościół zajął stanowisko wyczekujące i pacyfikujące. Dlatego część radykalnych elit opozycyjnych poprowadziła zakrojoną na niezbyt szeroką skalę, ale dość głośną akcję odsyłania metryk chrztu do kościołów. To oczywiście i tak było niezgodne z katolickimi procedurami mówiącymi o apostazji… Na Wielkanoc ‘82 w drugim obiegu pojawiły się pocztówki przedstawiające uszate pisanki z karykaturami ówczesnego Prymasa Polski, Józefa Glempa oraz Ministra Propagandy w rządzie komunistycznym, Jerzego Urbana. Później dość często odbywały się demonstracje, których punktem wyjściowym były tak zwane „msze za ojczyznę”. Mimo to, stanowisko episkopatu i większości księży było dwuznaczne i bardzo powściągliwe, choć niektórzy z nich rzeczywiście aktywnie angażowali się w poparcie „Solidarności”, przez co miewali kłopoty z przełożonymi.

Jak doświadczenia z okresu stanu wojennego wpłynęły na wasze późniejsze życie?

Owca: Te wydarzenia, o których mówiłem wcześniej i traumy, które przeżyłem, ukształtowały mnie jako opozycjonistę. Zacząłem uczestniczyć w różnych akcjach. Jedną z prostszych było na przykład zapierdolenie białej kredy z pokoju nauczycielskiego i pisanie nią na zielonych tablicach, czyli płotach otaczających warszawskie tereny budowy, haseł w stylu „Uwolnić więźniów politycznych”. Do dziś robię rzeczy, które jednoznacznie kojarzą mi się z tamtymi czasami – na przykład mój udział w różnych zadymach na terenie całej Europy, które jednocześnie fotografowałem. Jestem kompletnie zafiksowany na punkcie stawiania oporu władzy.

Adam: W moim przypadku było inaczej. Być może nastrój stanu wojennego jakoś na mnie wpłynął, ale, szczerze mówiąc, nie przeceniałbym tego… Zawsze byłem bardzo refleksyjnym człowiekiem i mój rozwój dokonywał się niezależnie od takich wydarzeń. Miałem też żal do „Solidarności”, że była zbyt miękka. Poza tym, jeśli chodzi o poglądy, w czasach liceum byłem bardziej nacjonalistą, choć nie związanym z żadnym ugrupowaniem tego typu. Jednak później nastąpił we mnie stopniowy odwrót od takich poglądów… Być może, gdyby nie stan wojenny i zaangażowanie antykomunistyczne, to w ogóle zająłbym się filozofią?

Czy dziś, jako anarchiści, bazujecie na doświadczeniach wyniesionych z tamtych czasów?

Owca: Oczywiście, że tak. Nie możemy zapominać, że część pomysłów, realizowanych przez podziemie, bazowała na doświadczeniach żołnierzy Armii Krajowej. My uczyliśmy się od nich, a dziś, jako anarchiści, staramy się przenieść tamte trudne realia na współczesność. Uważamy, że władza nadal jest potwornie represyjna i należy z nią walczyć wszelkimi sposobami. Jeśli trzeba, to z użyciem przemocy.

Dzięki za rozmowę :)

Rozmawiała:
Jaśka (Warszawska Federacja Anarchistyczna)

https://cia.media.pl/gdy_anarchisci_walczyli_z_prawdziwa_komuna_gdzie_byl...

Kto strzela do robotników jest zbrodniarzem. Dlaczego nienawidzę PZPR bardziej niż prawica

Kraj | Gospodarka | Historia | Prawa pracownika | Publicystyka | Represje

Dzisiaj przypada kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego, który miał na celu za pomocą środków policyjno-wojskowych stłumić robotniczy zryw o "Samorządną Rzeczpospolitą". Być może to już ostatnia rocznica, gdy żywy jest jeden z głównych autorów stanu wojennego - Wojciech Jaruzelski. Od lat toczą się spory o stan wojenny i samą postać generała w ciemnych okularach. Zapewne dla osób obeznanych z tematem nie napiszę więc tu nic nowego, ale wydaje mi się, że wciąż warto powtarzać prawdę na temat tamtych czasów, tym bardziej, że ciągle na tzw. lewicy pojawiają się osoby, które próbują je gloryfikować.

Stan wojenny był wprowadzony z przyczyn nacjonalistycznych i przede wszystkim jako wynik toczącej się przez cały okres trwania PRL walki klasowej pomiędzy posiadaczami środków produkcji (biurokracją partyjno-państwową) a klasą pracującą. Tak, dla wielu ta teza może być zaskakująca, że kojarzona (niesłusznie) wyłącznie z marksizmem walka klas jest odnoszona do "socjalistycznej ojczyzny". Ale to prawda - także sam Marks, rzekomo ikona PRL, rozpoznałby bezbłędnie ten konflikt. Rozpoznawali go także sami robotnicy. Walka w PRL nie toczyła się o powrót do sytuacji sprzed wojny, oddawanie majątków kapitalistom i ziemianom, ale o kontrolę robotniczą nad zakładami. Do pierwszych starć dochodziło już w latach czterdziestych, kiedy robotnicy walczyli o zachowanie spontanicznie ustanowionej kontroli nad zakładami pracy. Państwo "socjalistyczne" wkroczyło i stłumiło wszelkie tego rodzaju ruchy, albo wchłaniając instytucje robotniczej kontroli do machiny biurokratycznej, albo poddając opornych represjom.

Warszawa: Policja i ochroniarze zaatakowali squat OdNowa. Potrzebne wsparcie!!!

Kraj | Represje | Ruch anarchistyczny

Aktualizacja - 22:00: Przy absolutnej bierności mediów już szóstą godzinę (22:00) trwa dramatyczna okupacja budynku przy Nowogrockiej 4, z której po piątej rano policja wraz z prywatną ochroną i deweloperem firmy Restaura – ale bez sądu i komornika – wyrzucili część mieszkańców. Dziesiątce osób udało się schować przed eksmisją. Reszta podjęła decyzję by odzyskać dach nad głową i przybyła pod kamienicę ok. 17:00. W odpowiedzi na apel „odbijamy nasz dom” pod kamienicą zjawiło się sto osób. Mieszkańcy, którzy ukryli się w pokojach, wyszli do okien. Policja nadal wspiera prywatną ochronę Ekotrade, blokując wejście do budynku i łamiąc kolejne nasze prawo – możliwość przywrócenia posiadania (343 § 2 kc: posiadacz nieruchomości może niezwłocznie po samowolnym naruszeniu posiadania przywrócić własnym działaniem stan poprzedni). Funkcjonariusze nie podają podstawy prawnej interwencji, odmawiają wylegitymowania się, nie odnoszą się do przedstawionych opinii prawnych na temat naruszenia spokoju posiadania i przekroczenia uprawnień (odpowiednio art 343 kc i 182 kk). Pierwsze pół godziny upłynęło na próbach prowokacji ze strony policji – funkcjonariusze rozpylili gaz nad zgromadzonymi, aresztowali pięć osób: cztery spośród okupujących budynek w środku i jedną osobę na dole. Tymczasem reszta mieszkańców zabarykadowanych w budynku wystosowała przez okno komunikat: "Walczymy o dach nad głową dla siebie i wszystkich ludzi, którym nie wystarczy na mieszkanie, żywność, leki i godne życie. Tworzymy to miejsce, aby wspierać się wzajemnie używając wszystkich naszych talentów i umiejętności.

Turcja: Babcia zadymiarzy w areszcie

Świat | Represje

Emine Cansever znana jako Riot Granny została 2 miesiące temu aresztowana przez turecką policję wraz z 18 innymi osobami.

Jest oskarżana o członkostwo w organizacji terrorystycznej. Do owej "działalności terrorystycznej" należy organizowanie pracowników branży tekstylnej do walki z pracodawcą oraz organizowanie protestów ulicznych wymierzonych w bezkarność gangów narkotykowych, odpowiadających za zabójstwo.

To właśnie udział w proteście w mieście Gülsuyu (znanym z rewolucyjnych tradycji) obciąża ją najbardziej. Przyznała się do aktywnego udziału w nim, a także do tego, że strzelała z procy co widać na zdjęciu. Jak sama powiedziała "nie mogła znieść tego, że młodzi ludzie są zabijani przez gangsterów". Obecnie Emine Cansever organizuje więźniów do walki o godne warunki bytowania.

Poznań: Policja broni kolegi

Kraj | Dyskryminacja | Represje

Według komunikatu policji, podczas pacyfikacji protestujących na wykładzie księdza Pawła Bortkiewicza nie użyto paralizatorów.

Zgodnie z prawem jedyną bronią jaką mogli posiadać ze sobą policjanci były pałki. Okazało się, że mieli również paralizatory, których użyli do pacyfikacji groźnych ich zdaniem kobiet oraz mężczyzny w sukience (nie mylić z księdzem).

Na nagraniach z telefonów komórkowych widać mężczyznę, który przykłada do nogi aktywisty przedmiot. Błyska wyładowanie elektryczne, słychać trzask. I tak kilka razy. Ktoś krzyczy: "Spie... z tym paralizatorem!".

Warszawa: Deweloper i policja dokonali ewikcji skłotu OdNowa

Kraj | Represje

O godzinie 5 nad ranem, według prawa podczas ciszy nocnej do nowego skłotu na Nowogrodzkiej pojawił się deweloper w asyście policji i ochrony. Przedstawicielem dewelopera był... były rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. Deweloper dokonał przejęcia kamienicy oraz usunięcia zamieszkujących ją osób.

Policja i ochrona działala bez podstaw prawnych, złamali kilka artykulow, poza prawem do posiadania też prywatność. Przy policji przedstawiciel wlasciciela wylamal zamki. Policja wiedziala, że w środku są mieszkańcy. Policja, wielokrotnie pytana, nie podała podstawy prawnej interwencji, kieruje na Wilczą i do rzecznika prasowego policji, a policja z Wilczej kieruje do policji stojącej pod Odnową i odkłada słuchawkę. Źródło.

Kanał XML