Publicystyka

"Warszawa w ogniu" - rosyjscy nacjonaliści o Marszu Niepodległości

Kraj | Ironia/Humor | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

Tak cicho ostatnio było o zagranicznych gościach z Marszu Niepodległości, natomiast non stop wypomina się obecność na manifestacjach antyfaszystowskich gości m.in. z Niemiec.

Dziś postanowiliśmy opowiedzieć wam o pewnej grupie z Rosji, która na Marsz przyjechała "na zaproszenie towarzyszy-polskich i białoruskich autonomicznych nacjonalistów". Relacja bije na głowę propagandę TVN i Gazety Wyborczej.

Odbywający się rokrocznie marsz upamiętnia odzyskanie niepodległości Polski w 1918 roku po zakończeniu I Wojny Światowej. Z całego kraju zjeżdżają się na niego reprezentanci wszystkich frakcji ruchów nacjonalistycznych. Co więcej, jest to jeden z nielicznych dni w roku, w którym następuje zawieszenie broni między kibicami walczących ze sobą klubów
piłkarskich. To właśnie oni stanowią główny trzon sił uderzeniowych podczas ulicznych akcji politycznych, co wyraźnie odróżnia ich od ich rosyjskich „kolegów”. 11 listopada 2012 roku, biorąc pod uwagę minimalne szacunki, zorganizowany udział w marszu wzięło 8000 radykałów związanych z ruchem kibicowskim z całego kraju.

Drugą znaczącą część uczestników stanowili przedstawiciele licznych oficjalnych nacjonalistyczno-patriotycznych partii i organizacji, których niemała część (np ONR) przejawia niestety szowinistyczne skłonności. Podczas marszu to właśnie ze strony tych środowisk, co pewien czas słychać było obraźliwe okrzyki pod adresem Rosjan, Ukraińców, Białorusinów oraz Litwinów. Żeby sprawiedliwości było zadość, należy podkreślić, że podobne prymitywne, szowinistyczne nastroje umiejętnie podżegali tutejsi burżuazyjni politycy, wykorzystujący stare propagandowe schematy dotyczące Armii Czerwonej, utożsamiania zbrodni Rosyjskiego i Sowieckiego Imperium z rosyjskim narodem, band UPA, kolaboracyjnej policji białoruskiej z okresu II Wojny Światowej, itd. Za podtrzymywanie wśród Polaków podobnych nastrojów, powinniśmy „podziękować” również dużej części Rosjan za ich, w istocie prowokacyjne, zachowania podczas Euro 2012. Wówczas tłumy pijanych kibiców wałęsających się po Warszawie w budionówkach, z czerwonymi sowieckimi sztandarami, rozklejało wlepki „panowie powrócili” i rzucali papierowe samoloty z napisem Katyń.

Ciekawym jest, że ONR nawet przez rosyjskich narodowych socjalistów jest uznawany za szowinistyczny. Śmieszne jest natomiast, że o swoich kibicach piłkarskich mówią dokładnie to samo co polskie gadzinówki. Ciekawe co polscy nacjonaliści będą mówili o Polakach napadanych przez rosyjskich nacjonalistów. Ale to jeszcze nic.

Inną cechą charakterystyczną polskiego ruchu narodowego jest to, że praktycznie zupełnie nieobecni są w nim fanatyczni wyznawcy Trzeciej Rzeszy i niemieckiego narodowego socjalizmu. Bez wątpienia wpływ na to ma nadal żywa pamięć historyczna i poczucie narodowej godności. Dlatego też osoby, które czczą nazistowskie Niemcy w środowisku polskich narodowców znajdują się na wykluczonej pozycji. W związku z tym szczególnie zabawne było obserwować rozklejone po całej Warszawie antyagitacyjne plakaty, zapraszające na imprezę tak zwanych antyfaszystów, którzy najwidoczniej w swoim intelektualnym ograniczeniu drukują wszystkie te wytarte propagandowe frazesy, identyfikujące dowolny nacjonalizm z niemieckim nazizmem. Z tego powodu na plakacie przedstawiona była przekreślona swastyka, krzyż celtycki i reprodukcja maszerujących niemieckich szturmowców z wyciągniętą, w wiadomym geście, ręką.

Rosyjscy przyjaciele naszych rodzimych faszystów nie wiedzieli, że antyfaszystowski plakat nie przedstawiał żadnych niemieckich szturmowców tylko członków ONR sfotografowanych podczas demonstracji kilka lat wcześniej.

Łatwo jest się jednak pomylić. Mundury ONR używane wówczas były łudząco podobne do mundurów SA. Obok hajlującego polskiego patrioty znajduje się flaga wzorowana na fladze III Rzeszy. Zamiast swastyki będącej w Polsce symbolem zabronionym znajduje się krzyż celtycki będący w Polsce symbolem legalnym.

Teraz o tych "dobrych" nacjonalistach:

Najbardziej progresywną i dynamicznie rozwijającą się częścią polskiego ruchu narodowego bez wątpienia są autonomiczni nacjonaliści. To właśnie w ich szeregach skupiła się najbardziej radykalna i bojowa młodzież, która to znalazła się w awangardzie ulicznych walk, które wybuchły w Warszawie wieczorem 11 listopada. W skład ich formacji weszła również nasza internacjonalistyczna grupa, składająca się z Rosjan, Ukraińców, Białorusinów oraz litewskich nacjonalistów. Wspierać swoich słowiańskich braci, przysporzyć bólu głowy policjantom- z takim celem przyjechali również doskonale przygotowani do akcji bezpośredniej czescy autonomiści.

O nacjonalistycznej międzynarodówce można pisać bez końca. Śmiesznym jest jak świetnie dogadują się ze sobą zwolennicy litewskich faszystów, ukraińskich banderowców i polskich narodowych radykałów.

Około godziny 15:30, z małym opóźnieniem, dano znak rozpoczęcia marszu. Biorąc pod uwagę najbardziej minimalne szacunki na ulice w ten dzień wyszło nie mniej niż 7 tysięcy ludzi. Formujemy się w kolumnę, rozkładamy flagi, przechodzimy kilkadziesiąt metrów i nagle pochód zatrzymuje się. Jak się okazało grupa antyfaszystów zablokowała ulicę, tak by zatrzymać marsz, a policja pomaga im w tym, formując własny kordnon.

Jak sami widzimy Antifa jest wszędzie, nawet tam gdzie jej nie ma. Jak się później okazało, nie byli to żadni antyfaszyści tylko kibole, którzy robienie dymu zaczęli już na Centralnym.

Młodzież dla zabicia czasu detonuje bomby własnej roboty, zapala flary - ulice w mgnienie oka obleka gęsty dym. Mniej więcej 300 metrów od nas, w pobliżu budynku Dworca Centralnego, widać grupę policjantów w liczbie 20-30 osób. Od głównego korpusu marszu oddziela się oddział kilkuset radykałów z grupy autonomicznych nacjonalistów i kibiców, razem z nimi biegiem pokonujemy odległość dzielącą nas od policjantów. Gwałtowne natarcie i ACAB (All Cops Are Bastards) doznają pierwszych strat i salwują się ucieczką, porzucając całą swoją amunicję. Na pomoc przychodzą im policyjne jednostki specjalne) (specnaz) i zostajemy zmuszeni do odwrotu. W tym czasie ponownie rusza główna kolumna marszu. Idziemy przez gesty dym, w nieprzerwanym dźwięku wybuchających materiałów pirotechnicznych. Minąwszy dosłownie kilka kwartałów pochód znowu się zatrzymuje. Na przodzie panuje niepojęty chaos i popłoch, wśród chaotycznych ruchów tłumu migają setki białych policyjnych kasków. W tłum demonstrantów zza pleców policjantów przedziera się kilkadziesięciu ludzi w maskach i z okrzykami Antifa i zaczynają bić pałami wszystkich po drodze (...) Wyraźnie widać, że była to zaplanowana policyjna prowokacja.

Antifa, antifa, wsżędzie Antifa... i prowokacja. A w jaki sposób grupy zbrojne z kilku krajów przewiozły materiały wybuchowe? Czyżby zupełnie bez współpracy ze służbami? Pewnie policja w celu sprowokowania zadym specjalnie ich nie rewidowała na granicy.

W tym czasie ma miejsce chwytające za serce wydarzenie- słysząc rosyjską mowę podbiega do nas dwóch krzepkich mężczyzna w bluzach warszawskiej Legii i z okrzykami rosyjscy bracia. Witamy się ciepło. Właśnie w takich momentach rodzi się prawdziwe słowiańskie braterstwo. W stronę formacji w uniformach lecą setki ładunków własnej roboty, kamienie, butelki, betonowe odłamki, armatura, kosze na śmieci, wszystko co znajduje się w zasięgu ręki. Jednemu z policjantów z brygad specjalnych/ sił prewencyjny? (specnazowiec) uniesiono hełm i ktoś wpycha flarę, słychać krzyk, w powietrzu unosi się swąd palonej policyjnej skóry.

Chłopcy sobie palą policjantów, a tymczasem...

...oficjalni organizatorzy marszu prowadzą negocjacje z policja, która ostatecznie zezwala na dalszy przebieg marszu. Kolumny ponownie ruszają, w korowodzie odnajdujemy sowich towarzyszy, dowiadujemy się, że kilku polskich i czeskich autonomistów odniosło rany, pielęgniarki z ich grup sprawnie udzielają pierwszej pomocy. Zbieramy się, okrężnymi drogami podążamy na miejsce zakończenia marszu. Pojawia się informacja, że policja zamierza uformować tam kolejny kordon, rodzi się pomysł zaatakowania ich od tyłu. Przybywszy na miejsce nie spotykamy policjantów. Zbliżają się kolumny uczestników marszu, i co już nas nie dziwi, wszystko pogrąża się w dymie i tysiącu ogni. Marsz zbliża się ku końcowi, zaczyna się mityng, słychać nudne mowy burżuazyjnych polityków, nikogo z nas to nie interesuje, idziemy więc stamtąd- radośni i przepełnieni pozytywnymi emocjami.

Nie ma to jak za Wielką Polskę, Wielkie Czechy, Wielką Litwę, Wielką Białoruś, Wielką Ukrainę i Wielką Rosję zrobić burdel w polski dzień niepodległości. Młodzież uśmiechnięta opuszcza teren i...

Omawia kolejne wspólne akcje i imprezy, w ramach propagowania idei europejskiego wolnościowego nacjonalizmu, po czym wraca do ojczyzny, na zawsze zabierając w sercach wspomnienia o Warszawie.

Tekst został zaczerpnięty stąd: http://pn14.info/?p=123528&cpage=7

Duża chmura mały deszcz

Antyfaszyzm | Publicystyka

Ruch Narodowy schodzi do podziemia – takie skojarzenie nasuwa się po tym co obserwowaliśmy w Toruniu ostatnio.

W sobotę 02.03.2012 grupa skrajnie prawicowych polityków zrzeszających się w tzw. „Ruchu Narodowym” próbowała zorganizować spotkanie mające pokazać rzekomą siłę tego ruchu w Polsce. Ruchu, który jest odpowiedzialny za organizację „Marszu Niepodległości” na którym co roku dochodzi do zamieszek i eskalacji agresywnych zachowań. Ci właśnie politycy są liderami bądź ściśle współpracują z organizacjami szerzącymi rasizm i nacjonalizm. Takie organizacje jak ONR, NOP, Młodzież Wszechpolska odwołują się do ideologii faszystowskiej a ich członkowie znani są z napaści na obcokrajowców, pozdrawiania się nazistowskim gestem „Sieg Hail” oraz propagowania symboli totalitarnych. Liderzy starają się zatuszować te tendencje wśród swoich podwładnych, kreując się na rozważnych, nowoczesnych polityków – w rzeczywistości jednak używają swoich „żołnierzy” do zastraszania społeczeństwa co przypomina zachowanie hitlerowskich bojówek w latach 30 (m.in. ostatnie wydarzenia na uniwersytetach).

W części prawicowych mediów i internecie „Ruch Narodowy” pozuje na oddolnych ruch społeczny z masowym poparciem, tymczasem spotkanie w Toruniu okazało się porażką nacjonalistów. Pierwotnie spotkanie miało odbyć się w znajdującym się toruńskiej starówce „prestiżowym” hotelu „Bulwar”, jednak kiedy tylko dyrekcja dowiedziała się z kim na do czynienia natychmiast zerwała wszelką współpracę z organizatorami. Po tym zdarzeniu nacjonaliści bezskutecznie próbowali zorganizować spotkanie w innych miejscu – mimo ich wysiłków nie udało się im znaleźć miejsca o podobnym prestiżu, ani jakiegokolwiek innego miejsca w centrum miasta. W końcu jako „ruch masowy” musieli uciec się do podstępu i zarejestrować swoje spotkanie pod przykrywką osoby prywatnej najwidoczniej wstydząc się samych siebie. Podobna sytuacja miała miejsce rok temu, gdy nacjonaliści próbowali zorganizować faszystowski koncert. Nie mogąc znaleźć miejsca (po odwołaniu imprezy przez znany klub muzyczny), które byłoby skłonne ich przyjąć – „prężny i masowy” ruch nacjonalistyczny zorganizował koncert w osiedlowym pubie – pod przykrywką 18 urodzin osoby prywatnej.

Oświadczenie kolektywu Centrum Reanimacji Kultury w sprawie ataku na uczestników koncertu Hardcore Help Foundation Day

Antyfaszyzm | Publicystyka

9 marca we wrocławskim klubie Brooklyn odbył się koncert, z którego cały dochód przeznaczony został na pomoc 1,5 rocznej Juli, chorującej na zespół hipoplazji lewego serca. Około godziny 19:00 wydarzenie próbowała zakłócić grupa kilku bądź kilkunastu osób, które nie zdoławszy wedrzeć się do środka uciekły w stronę placu Dominikańskiego, gdzie pobiły zdążającą na koncert kobietę. Napastnicy wrócili w okolicę klubu przed północą w większej liczbie i po krótkim starciu ponownie uciekli.

Koncert ten został zaatakowany, gdyż był przejawem oddolnej aktywności społecznej sceny hardcore i punk, która znana jest ze swoich wolnościowych poglądów. Scena ta i powiązane z nią środowisko niezależne, od zawsze były przedmiotem ataków ze strony skrajnej prawicy, które ostatnio zdają się przybierać na sile. Dzieje się tak, gdyż nacjonaliści wiedzą, że jako wolnościowcy nigdy nie zaakceptujemy obecności ruchów autorytarnych w przestrzeni publicznej. Wzrost liczby ataków na nas ma związek z tym, że nacjonalistyczni przywódcy intensyfikują swoje działania zmierzające do przejęcia władzy.

Przedmiotem spekulacji w mediach jest obecenie to, czy wśród napastników były osoby wracające z wyjazdowego meczu Śląska Wrocław z Ruchem Chorzów. Dla nas nie ma to znaczenia. Organizatorami wymierzonej w środowiska skłoterskie, anarchistyczne i punkowe przemocy od lat jest ta sama grupka znanych nam nacjonalistów, domorosłych politykierów, którzy dla realizacji swojej indywidualnej żądzy władzy, obecnie próbują nas zastraszyć i dodatkowo skłócić z kibicami. Jak widać na drodze do tego celu nie wahają się organizować napadów na wydarzenia charytatywne.

Jednocześnie widzimy na tym przykładzie, jak wygląda „antysystemowy bunt” proponowany ostatnio przez nacjonalistów swoim zwolennikom. Ten „bunt” to atakowanie miejsc i wydarzeń działających na zasadzie samoorganizacji i wzajemnej pomocy. To odwracanie uwagi ulicy od niskich płac, wysokich czynszów i państwowych represji, celem uwikłania jej w walkę o władzę dla tej, a nie innej kilki. Taki „bunt” służy władzy.

Musimy pamiętać także, że władza publiczna nie jest i nie będzie nigdy naszym sojusznikiem w walce ze skrajną prawicą. Władza ta, co najwyżej wykorzystuje aktywność bojówkarzy jako pretekst do zwiększonej kontroli i inwigilacji całego społeczeństwa. Jednocześnie przedstawiciele tej władzy odwołują pokaz filmów o ruchu nacjonalistycznym w miejskiej galerii, bo jest dla nich "lewicową prowokacją". Nasze miasto nie ma polityki kulturalnej i społecznej, która mogłaby pomóc w hamowaniu rozwoju nacjonalistycznych bojówek żywiących sie niewiedzą i gniewem. Nasze miasto ma tylko aparat represji, który tak samo groźny jest dla bojówkarzy, jak dla zwykłych obywateli. Dlatego musimy wziąć sprawy w swoje ręce.

Pierwszym krokiem niech będzie nasz udział w paradzie ulicznej 23 marca - Wrocław dla wszystkich bez nienawiści. Przybądźmy tam wszyscy, solidarność naszą bronią.

Wrocławskie bojówki - zbrojne ramię Frondy.PL

Kraj | Publicystyka | Tacy są politycy

Fronda – portal internetowy o profilu katolickim, źródło nieustannej beki. Promowanie średniowiecznych zabobonów, od czasu do czasu wystąpienie przeciw nacjonalistom żeby zaraz potem znowu włazić im w dupę.

Nic ich nie nauczyły groźby i nagonka na jedną z jej redaktorek. Spektakl musi trwać. Nie raz jeszcze w papierowej wersji Frondy zdarzało się wychwalanie Franco, Pinocheta, Żelaznej Gwardii oraz stwierdzanie jaka to straszna i bolszewicka jest Antifa skoro czci Dąbrowszczaków jako bohaterów walki z faszyzmem, a nie czci dywizji SS Leone’a Degrelle’a jako bohaterów walki ze stalinizmem.

Na zdjęciu, bohater znany z wymordowania 300 Ukraińców i strzelenia sobie w głową z powodu gangreny.

Czasy się zmieniły, teraz ich bohaterami, których nie wolno krytykować są „Ogień” i „Łupaszka”. Każdy, kto sądzi inaczej to zdrajca i bolszewik. Wszyscy Polacy i katolicy mają uważać, że zbuntowany ubek jakim był Kuraś, który w swoim dorobku 430 ofiar poza ubekami i żołnierzami polskimi i radzieckimi zmieścił również 53 Żydów ocalałych z wojny i 131 osób wśród których było wiele bardzo często brutalnie gwałconych przed śmiercią kobiet, jest bohaterem.

Nie wolno mówić złego słowa na temat „Łupaszki”, sprawcy zbrodni w Dubinkach. Według oficjalnej linii Dubinki były akcją odwetową za zbrodnie Litwinów, złym był więcej cały okręg wileński AK, którego dowódca zabraniał stosowania odpowiedzialności zbiorowej i czystek etnicznych.

„Łupaszka” to wzór wielkiego bohatera, gdyż po wybiciu wszystkich litewskich policjantów kolaborujących z III Rzeszą przystąpił do mordowania każdego kto nawinął mu się w Dubinkach pod rękę. Nawet w prawicowej Myśli Polskiej można przeczytać o Polce o nazwisku Górska i jej czteroletnim dziecku, którzy musieli się „Łupaszce” napatoczyć pod lufę. Pada również imię i nazwisko najmłodszej ofiary – dwumiesięcznego Rimuka Rymkiewicza.

Polaku! Katoliku! Pamiętaj! Wolno ci być przeciwnikiem zbrodniarzy wojennych i morderców kobiet i dzieci, ale tylko wtedy kiedy nie są oni Polakami i katolikami. Jeśli potępiasz czarnych bohaterów polskiej historii żeby móc z czystym sumieniem potępiać barbarzyńskie hordy z UPA, NKWD czy innych totalitarnych sitw, jesteś zdrajcą i lewakiem.

To twoje niszczenie wspólnoty politycznej jaką jest Polska przyczynia się do tego, że w całej Polsce napadani przez lewackie bojówki są najwierniejsi synowie naszej ojczyzny tacy jak Rafał Gołuch.

Fronda pisze dużo o tym jak wzrasta opór wobec kultu bohaterów takich jak „Łupaszka” czy „Ogień”. O tym jak kolejne gołuchy dostają łomot, o tym jak nacjonalistki są „napadane” na Manifie.

Z pewnością społeczeństwo wiele traci w momencie kiedy kolejny gołuch dostaje będzki. Nie o Gołuchach chciałem jednak dzisiaj napisać, ale o pewnej grupie błogosławionej przez Frondę.

Od 11 listopada nazywam ich rycerzami niepodległości. Terlik o ile początkowo twierdził, że rasizm nie może być tolerowany i można było odnieść wrażenie, że facet mimo wszystko ma jakieś zasady, wszystko prysło kiedy okazało się, że w trosce o jedność (nie ważne, że Ruch Narodowy wyklucza połowę narodu) należy z tymi rasistami i antysemitami iść razem. Po tym kiedy ktoś zniszczył na wrocławskim rynku wystawę poświęconą Łupaszce, Fronda dziękowała kibolom Śląska Wrocław za obronę swojej świętości.

Dziś, dzień po brutalnym napadzie tych samych kiboli na koncert charytatywny – wielkie milczenie. Tragedia się stała właśnie na Manifie, kiedy kolejne gołuchy postanowiły prowokować tym razem używając swoich żywych tarcz w postaci sekcji kobiet Ruchu Narodowego.

Klatka po klatce pokazywane jest zdjęcie na którym ponoć dochodzi do aktów przemocy. Nikt jednak nie powie nic o tym jak Fronda i jej pupilki z trybun Śląska atakują benefit na półtoraroczne dziecko.

Czytając Kibice.Net możemy dowiedzieć się o wzroście fali przemocy ze strony prawicowych kiboli. Piszą o pobiciu w Warszawie dziewczyny przez trzech nacjonalistów.

W całym tym katolickim syfie pamiętać jednak trzeba, że gówno na wycieraczce pod drzwiami do lokalu Lambdy to nie jakieś tam gówno, ale Wielka Kupa Narodowa podobnie jak atak na koncert benefitowy na 1,5 roczne dziecko jest aktem wielkiego patriotyzmu rodem z bohaterskich czynów „Łupaszki” we wsi Dubinki.

Portal Fronda.PL i cała jego redakcja ponosi pełnię odpowiedzialności za przemoc ze strony skrajnej prawicy wymierzoną nie w mityczną Antifę, którą potrafi wpisać w niemal każde zło, ale w zwykłych ludzi, którzy na pewnym etapie, olani przez państwo nie mają innego wyjścia niż sami bronić się pałkami i kastetami. Sytuację w Lublinie niech ilustruje zdjęcia poniżej, zrobione w klubie w którym na bramce stoi sam rzecznik ONR - "Siłka" Kowalski.

Oto kwiat polskiego patriotyzmu. Oto ofiary pedałów i lewactwa. Jedyni prawdziwi i niezłomni Polacy.

Walcząc z każdą władzą - Anarchizm a Wenezuela - wywiad z Rafaelem Uzcateguim

Świat | Gospodarka | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Rafael Uzcategui jest członkiem kolektywu, który wydaje anarchistyczną gazetę El Libertario w Caracas w Wenezueli.

Jako, że jest antymilitarystą należy również do grupy War Resisters’ International. Wywiad został przeprowadzony przed wyborami prezydenckimi w Wenezueli i ukazał się w najnowszym numerze kwartalnika "Inny Świat".

Pracuje w organizacji pozarządowej Provea zajmującej się ochroną praw człowieka. Jest autorem książek „Hart of Ink” i „Veneziela: Revolution as Spectacle” w której opisuje prawdziwą twarz boliwariańskiego rządu. Wywiad przeprowadził magazyn Gai Dao w Niemczech.

1. Czy mógłbyś w skrócie opisać ruch anarchistyczny w Wenezueli?

Rafael Uzcátegui: W Wenezueli ruch anarchistyczny nigdy nie był tak duży i rozpowszechniony jak w innych krajach Ameryki Łacińskiej. Zawsze był mały ponieważ podczas złotych lat anarchosyndykalizmu w Ameryce Łacińskiej walka o prawa pracownicze była zakazana w Wenezueli, a większość osób, która konsolidowała ruch była imigrantami, którzy później opuścili Wenezuelę.

We wczesnych latach 80-tych kwestia pracy i sektora studenckiego została poddana wpływowi idei francuskiego maja, tego typu zmiany w ruchu lewicowym dotarły do Wenezueli po tamtych wydarzeniach. Pierwszy numer El Libertario był tworzony dla klasy pracującej, ale także rozprowadzany na uczelniach.

Ruch anarchistyczny w Wenezueli zyskał na znaczeniu w latach 90-tych mając silną pozycję na głównych uniwersytetach kraju. Miały miejsce dwa krajowe meetingi anarchistyczne. Idee ruchu były zbieżne z ruchem na rzecz zmian społecznych, który powstawał w kraju. Lata 90-te w Wenezueli to czas demonstracji studentów, pracowników, ruchu na rzecz ochrony środowiska, poprawy sytuacji kobiet itd., wszystko przeciwko neoliberalnej rzeczywistości Wenezueli, w jakiś sposób ruch anarchistyczny był zbieżny z tamtymi niepokojami społecznymi i tworzącym się ruchem społecznym. Chociaż w późnych latach 90-tych po zwycięstwie Hugo Chaveza z ruchem anarchistycznym stało się to samo co z innymi ruchami społecznymi, uległ stagnacji i fragmentacji… Powiedzmy, że dyskurs nowych władz konfunduje wielu ludzi i to paradoksalnie odbija się też na ruchu anarchistycznym.

Założyliśmy El Libertario w 1995 z pomysłem stworzenia podwalin pod założenie federacji anarchistycznej w Wenezueli, zaraz po dwóch krajowych spotkaniach anarchistów. Byliśmy zdania, że warunki na zrealizowanie tego założenia są spełnione, dlatego nasza grupa nazwała się Komisją Spraw Anarchistycznych, która próbowała zrzeszać ludzi chcących w przyszłości to realizować. Po jakimś czasie grupy w innych miastach dezaktywowały się, najbardziej skonsolidowana była grupa w Caracas, która wydawała gazetę. Po jakimś czasie postanowiliśmy rozwiązać tę sytuację. Stwierdziliśmy, że próba budowy krajowej federacji jest zbyt ciężka do podtrzymania, postanowiliśmy zaprzestać używania nazwy „Komisja” i kontynuowaliśmy jako grupa redakcyjna El Libertario ponieważ to była główna inicjatywa nad którą byliśmy skoncentrowani.

Dziś ruch anarchistyczny w Wenezueli jest mały. Jest wielu przeróżnych ludzi i powstają nowe kolektywne inicjatywy w różnych częściach kraju, głównie na wschodzie, ale one dopiero raczkują, w większości koncentrują się na kwestiach takich jak wyzwolenie zwierząt czy inne inspirowane insurekcjonizmem czy anarchio-punkiem, nie mają żadnego związku z realnymi konfliktami społecznymi. Obecnie jest to ruch, który dojrzewa i buduje go wiele różnych osób działających w kraju. Oczywiście nie jesteśmy sami i nie jesteśmy rzecznikami anarchizmu w Wenezueli. Mamy własne opinie, jesteśmy bardzo dobrze zunifikowani i wykonujemy swoją robotę w gazecie, głównie jesteśmy skupieni na sytuacji ruchów społecznych i dążeniu do zwiększenia ich niezależnośc. Tak mniej więcej wygląda sytuacja anarchizmu w Wenezueli.

W tym roku mają miejsce wybory prezydenckie i niektóre organizacje anarchistyczne jedyne co robią to nawołują do głosowania na Chaveza. Jest to dość dziwna i rzadka sytuacja. Przyglądamy się tym grupom gdyż mamy co do nich duże podejrzenia, robiąc tę propagandę budują obraz, że anarchizm to wzywanie do głosowania na Chaveza.

2. Następne pytanie jest bardziej złożone. Dziś niemożliwym jest nawiązywanie do Wenezueli nie wspominając o tak zwanym procesie rewolucyjnym. Jakie jest stanowisko El Libertario czy też wenezuelskich anarchistów w kwestii polityki Chaveza?

R.U.: Możemy streścić krytykę tak zwanego procesu boliwariańskiego. Po pierwsze dla anarchistów boliwaryzm nie jest zerwaniem z przeszłością tylko kontynuacją historycznych trendów politycznych jakie pojawiały się w Wenezueli, tzn. nie ma przerwy tylko wszystko jest kontynuowane. Pierwszą kwestią jest projekt Chaveza, który oparł gospodarkę Wenezueli na ropie naftowej, model rozwoju nadal opiera się na eksporcie głównego wydobywanego surowca mineralnego. Był to model, który funkcjonował w Wenezueli w ciągu XX wieku. Chavez pogłębia go zgodnie z duchem globalizacji. Uważamy, że świat uległ przekształceniu. To nie jest ta sama sytuacja, której Ameryka Południowa doświadczała w latach 90-tych podczas boomu neoliberalizmu. Obecnie różne państwa Ameryki Łacińskiej wydobywają ropę, gaz i inne surowce, udało im się przejść do ofensywy i wykorzystywać regulacyjne możliwości zarządzania w celu przyciągnięcia zagranicznych inwestorów. To państwa wychodzą z inicjatywą i tworzą warunki dla globalnego kapitału żeby wszedł na nasze terytorium. To jest pierwszy punkt krytyki, która nie tylko obejmuje kwestii tego, że biznes surowców energetycznych ma się lepiej niż kiedykolwiek, nie uważamy, że przemysł powinien należeć do państwa, że powinien być narodowy tak jak żąda lewica. Nasz krytycyzm idzie dalej. Wierzymy, że nowoczesny kapitalizm nie mógłby funkcjonować bez gospodarki, która bazuje na ropie naftowej, potrzebne jest wyobrażenie innego modelu gospodarki, który zastąpi świat bazujący na paliwach kopalnych. Ale ta kwestia nie dotyczy tylko Wenezueli.

Drugim ważnym problemem są warunki życia w kraju. Pomimo tego, iż Chavez dzięki wysokim cenom ropy naftowej, ogromnym przychodom, największemu boomowi gospodarczemu od 30 lat, nie przeznacza pieniędzy na atakowanie systemowych przyczyn ubóstwa, a jedynie realizuje politykę społeczną, która istniała już wcześniej. Są to półśrodki nie mogące doprowadzić do żadnych zmian systemowych. Z drugiej strony Wenezuela to kraj gdzie rośnie przemoc społeczna. Gdyby propaganda rządowa była prawdą, a stwierdza ona, że w Wenezueli ubóstwo zmierza ku końcowi byłby to pierwszy przypadek w którym odnotowuje się wzrost przemocy społecznej przy redukcji ubóstwa. Coś w tym równaniu nie działa i w naszym odczuciu jest to spowodowane tym, że nadal duże grupy społeczne ulegają wykluczeniu, dystrybucja pkb jest nierównomierna, przemoc występuje we wszystkich wymiarach życia w Wenezueli. Przykładowo, w więzieniach z powodu przemocy umiera 400 osób rocznie z 50 000 więźniów. W Wenezueli odnotowuje się 16 000 zabójstw rocznie, zmniejsza się jakość życia. W tej chwili brakuje przestrzeni publicznej, została ona sprywatyzowana, miejscami spotkań są centra handlowe lub domy prywatne. Wszystkie działania kulturalne zanikły z powodu zubożenia.

Trzeci wymiar naszej krytyki ma związek z sytuacją ruchów społecznych. Od 1999 roku Chavez promuje partycypację w ruchach społecznych i tworzenie nowych. Utworzył mechanizm demokracji partycypacyjnej. Jednak ta partycypacja ma bardzo niewielki wpływ na decyzje, które mogłyby realnie wpłynąć na życie ludzi, ten system sprawia, że ludzie mogą zdecydować o tym żeby pieniądze publiczne zostały przeznaczone na remont szkoły w swojej okolicy, ale nie mogą zdecydować czy w danej okolicy należy wybudować nową szkołę czy nie, mogą zarządzać zasobami, mogą ostatecznie dać zatrudnienie komuś ze swojej społeczności. To co robią to uczestniczenie w realizacji polityki państwa. Mogliby równie dobrze być zatrudnieni przez państwo, ale za to co robią wynagrodzenia nie dostają, wykonują pracę państwa za darmo. Poza tym, partycypacja jest bardzo ograniczona, organizacje społeczne mobilizują się tylko na czas wyborów. Wybory odbywają się co rok, a najważniejszą rzeczą jest je wygrać. Proponuje się programy na przyszłość, które nigdy nie zostaną spełnione. Konflikty polityczne bazują na podziałach, które według nas są fałszywe, wszystkie ruchy aktywne w latach 90-tych takie jak feministki, ekolodzy i ruch, który doprowadził Chaveza do władzy zostały przez te podziały zneutralizowane.

To są trzy najważniejsze punkty krytyki rządów Chaveza, które są dla nas częścią tradycji populistycznych rządów Ameryki Łacińskiej, to droga do władzy charakterystyczna dla Ameryki Łacińskiej i to musi zostać zrozumiane. Analiza procesu boliwariańskiego jest niemożliwa bez znajomości historii Wenezueli. Byłoby to zbyt ubogie i ograniczone, analizować to co stało się po 1999 bez zrozumienia sytuacji jakie miały miejsce w poprzednich dekadach, które poprzedziły obecną sytuację, bez informacji, że Wenezuela znacjonalizowała przemysł naftowy w latach 70-tych, bez zrozumienia, że demokracja od 1958 roku dochody z przemysłu naftowego są przeznaczane na politykę społeczną, bez zrozumienia, że prezydentami Wenezueli zawsze buli militaryści i ludzie o silnym charakterze. Militaryzm, mesjanizm i kult przywódcy mają swoje tradycje.

3. Jaką obecnie rolę odgrywają anarchiści? Co obecnie proponują dla Wenezueli?

R.U. Uważamy, że obecnie odgrywanie jakiejś roli nie jest możliwe, chyba, że chcesz stworzyć sekciarską organizację stojącą na straży anarchizmu. Tu nie chodzi o promowanie etykietek tylko o promowanie wartości, które muszą być żywotne w społeczeństwie. Zwłaszcza gdy nie ma miejsca na autonomiczne i radykalne ruchy społeczne. Wierzymy, że w każdym ruchu leży potencjał do zmiany społeczeństwa, a nie wyłącznie rządu. Dlatego w związku z tym, że nie istnieje dla nas żadna przestrzeń, albo ta przestrzeń jest niewielka ponieważ niektóre organizacje mają jakąś autonomię to staramy się iść do ludzi, którzy nie uważają się za anarchistów, ale wyznają podobne wartości. Naszą strategią jest wzmocnienie ruchów walczących z władzą tak aby walczyły nie tylko z obecną władzą, ale każdą władzą. Nie patrzymy na to czy ktoś wierzy w Chaveza czy nie. Jeżeli stawia opór w swoim miejscu pracy, wspieramy go i staramy się nakierować w stronę walki o autonomię, staramy się go przybliżyć w stronę wartości wolnościowych. W procesie takiej walki możemy promować działania anarchistyczne. Naszym głównym celem jest stworzenie przestrzeni na oddolne organizowanie się i wyeliminowanie hierarchii i autorytetu tak dalece jak jest to możliwe.

4. Nawiązując do kwestii autonomii, który z ruchów zmierza według ciebie w tym kierunku?

R.U.: W kwestii pracy, istnieje platforma, która potencjalnie może pójść w stronę walki o autonomię związków zawodowych, jest nią FADESS, wszystko dlatego, że rząd Chaveza walczy z autonomią związków zawodowych. Jest to sieć wielu związków w obrębie której zachodzą różne sprzeczności ponieważ są tam działacze, którzy promują wertykalizm, próbują powiązać to z partiami opozycyjnymi. Obecnie są tam też ludzie chcący autonomii, będziemy nadal ich wspierać i uczestniczyć w ich spotkaniach. Trudno jest mówić w Wenezueli o autonomicznych ruchach. Istnieją oczywiście takie, ale nie są one autonomiczne w stu procentach.

Drugim ruchem, który jest bliski niezależności to lokalny ruch toczący walkę od ostatnich dziesięciu lat. Koncentruje się wokół walki z górnictwem węglowym w stanie Zula. Trzy lokalne mniejszości etniczne zmagają się z zanieczyszczeniami powietrza, gleby i wody w związku z rządowym planem wydobywania większej ilości węgla. Na niektórych poziomach autonomia ruchu społecznego jest na tyle duża, że zawsze znajdzie dla niego miejsce w naszej gazecie.

Inną stroną walki z władzą są komitety obrony przed nadużyciami policji, najbardziej aktywne w stanie Lara. Takich komitetów jest dużo, ale ten w Larze idzie po najbardziej radykalnej linii, jest to Komitet Ofiar Przeciwko Bezkarności, którego korzenie sięgają 2004 roku i kwestii zabójstw dokonanych przez policję, przestępczości wśród policji i korupcji w sądach. Myślę, że jest to najciekawsza inicjatywa w ostatnich latach.

Ruch gejów, lesbijek i transseksualistów znajdował się w ciekawym położeniu kilka lat temu. Zorganizowali zupełnie niezależną demonstrację, paradę. Jednak w ostatnich latach marsz stracił na samodzielności i jest organizowany przez władze miasta Caracas. Ważne przestrzenie niezależności zostały tam utracone i ruch ten nie jest taki interesujący jak zwykł być.

5. W książce „Wenezuela: Revolution as Spectacle” wspomniałeś o stanowisku Chomsky’ego w kwestii Wenezueli. Mógłbyś opowiedzieć o relacji między Chomskym, a chavezowską Wenezuelą?

R.U.: Noam Chomsky jest amerykańskim intelektualistą, który napisał wiele ciekawych rzeczy na temat anarchizmu, które są znane, przykładem może być analiza amerykańskiej polityki zagranicznej. Jednak w ostatnich latach Chomsky wykazał podziw dla rządu Chaveza. Spędził w Wenezueli jedynie 48 godzin i jedynie spotkał się z członkami rządu i Chavezem we własnej osobie. Jego zdaniem każda grupa czy ideologia kwestionująca hegemonię USA jest dobra. Analiza Chomsky’ego na temat Wenezueli jest oparta na raportach i propagandzie rządu mówiącego o swoich „osiągnięciach” i co oczywiście zawiera wiele błędów, luk i sprzeczności. Przykładowo: Chomsky pisze, że po raz pierwszy w Wenezueli służba zdrowia jest bezpłatna co historycznie nie jest prawdą. Bardzo łatwo jest sprawdzić, że to fałsz. Nie mówię, że kiedyś służba zdrowia była lepsza lub gorsza, jedynym co chcę powiedzieć jest to, że służba zdrowia w Wenezueli zawsze była bezpłatna z powodu zysków z ropy, a co najmniej od 1958 jej finansowanie leży w obowiązku państwa. Chomsky mówi także, co również jest fałszem, że Chevez znacjonalizował wenezuelską ropę. Ropa naftowa została znacjonalizowana w 1975, a Chavez w rzeczywistości podejmuje kroki wstecz w tej kwestii. Chomsky jest bardzo źle poinformowany jeśli chodzi o Wenezuelę. Jest to typowa, akademicka, amerykańska wizja tego kraju. Faktycznie, książka, którą napisałem miała na celu zanegowanie apelu Chomsky’ego skierowanego do lewicy o naśladowanie procesu boliwariańskiego. Niestety nie po raz pierwszy Chomsky głosi tego rodzaju tezy na temat krajów będących w konflikcie z USA. Podobny pogląd miał w przypadku Kuby i krajów Bliskiego Wschodu.

6. Jakieś komentarze lub wiadomości, które chciałbyś przekazać ludziom w Niemczech?

R.U.: Za każdym razem kiedy mam możliwość rozmowy z zagranicznymi kolegami lub odwiedzam inne kraje i dzielę się naszymi poglądami na temat Wenezueli, na końcu mówię „nie wierzcie w to co mówię”. Nie mówię, że to co my mówimy naprawdę dzieje się w Wenezueli, ale zapraszamy wszystkich, nie tylko anarchistów, którzy są zainteresowani sytuacją aby zobaczyli i osądzili sami. Jedźcie do Wenezueli, jeśli możecie porozmawiajcie z ludźmi na ulicy i spróbujcie zanalizować jak najwięcej informacji żeby wyciągnąć własne wnioski. Być może jesteśmy w stanie dać ludziom trochę informacji. Mamy stronę internetową WWW.nodo50.org/ellibertario z sekcjami w kilku językach. Być może istnieją pewne teksty, które byłyby interesujące dla ludzi i mogłyby dać odmienny pogląd na to co dzieje się w Wenezueli. Zapraszamy również ludzi do obserwowania obecnej sytuacji w Ameryce Łacińskiej i spojrzeli na konflikty społeczne zachodzące wokół ropy i surowców energetycznych w krajach rządzonych przez lewicę. Zapraszamy do nawiązania kontaktu z organizacjami anarchistycznymi w celu zwiększenia wymiany informacji, relacji itd. Istnieje wiele grup w Ameryce Łacińskiej, z którymi można się porozumieć i dowiedzieć się co się dzieje.

https://cia.media.pl/smierc_chaveza

„Narodowcy” i uniwersytet

Edukacja/Prawa dziecka | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

Odwołanie spotkania promocyjnego Ruchu Narodowego wywołało histeryczną reakcją „represjonowanych”, a następnie przemocą, która poza kilkoma siniakami zaowocowała dwoma ciekawymi tekstami.

To, że odwołano spotkanie Ruchu Narodowego na Uniwersytecie Warszawskim nie powinno dziwić nikogo, kto rozumie „naturę” liberalnego uniwersytetu. Organizatorzy promocji mogą mieć żal do siebie, że nie wykazali się sprytem. Gdyby podciągnęli wiec skrajnych prawicowców pod formę strawną dla danej instytucji, to nie byłoby żadnego „sukcesu antyfaszystów”, ani „lewackiej cenzury”. Niektórzy antyfaszyści „radykalizują” postulat wykluczenia z przestrzeni uniwersyteckiej (czy szerzej: z przestrzeni publicznej) pisząc:

Żadne spotkanie neofaszystów nie ma prawa się odbyć na uczelni i to nie dlatego, że „nie tworzy wzorów debaty publicznej”, ale dlatego że nie ma miejsca w debacie publicznej dla nacjonalistycznej propagandy!(https://cia.media.pl/uniwersytet_warszawski_bojowka_paragraf_winnicki)

Prof. Środa w wywiadzie wskazuje na nierespektowanie zasad gry przez skrajną prawicę. Nie przyszli dyskutować, ale uniemożliwić spotkanie. Zamiast wymiany zdań, jak przystało w przestrzeni uniwersyteckiej, wymienili ciosy. Następnie na korytarzu podrygiwali w dziwny sposób (ponoć to był taniec) porykując przy tym zwierzęco. Od czasu do czasu wznosili wojenne okrzyki i domagali się wolności słowa.

Obrona liberalnych standardów racjonalnej dyskusji nie wydaje się dobrym sposobem walki z nacjonalizmem. Wiadomo, że nierówności społeczne odzwierciedlają się w sferze „idei”, czystego „dialogu”, toteż odwoływanie się do zasad racjonalnej dyskusji może się okazać strategią samobójczą z perspektywy radykalnej. Tak samo jak potępianie wszelkiej przemocy: syty jest otwarty na dyskusje, głodny może na nią nie mieć już sił. Sytość staje się atutem.

Obrona standardów debaty uniwersyteckiej może działać wykluczająco, cenzorsko. Może też dążyć do odpolitycznienia, gdzie dopuszczalne będą jedynie sposoby dyskutowania, myślenia, które akceptuje system. Zresztą częściowo tak jest. Można nawet przypuszczać, że prosystemowe myślenie jest jedną z cech naukowości, akademickości, a nawet samego Rozumu.

Ataki nacjonalistów zarówno na wykład prof. Środy, jak kilka dni później Michnika wskazały na granice akademickości. Podobnie wystąpienia studentów w Poznaniu, tych z lewej strony barykady (http://www.rozbrat.org/publicystyka/aktywizm/3887-politycy-profesorzy-i-...). W debacie publicznej próbuje się nawet stawiać znak równości między tymi działaniami, przeciwstawiając je „etosowi akademickiemu”. Obie strony dopuściły się rzeczy niegodnej. Znana strategia symetrii. Na pewnym poziomie ogólności wszystko jest takie samo. RAZ nawet sugeruje, że to byli ci sami, homoterroryści (http://www.fronda.pl/a/ziemkiewicz-dla-frondapl-o-zadymach-na-wykladach,...). To już zaczyna się robić nudne. Jak jego powieści.

Potępianie przemocy, łamania reguł na poziomie abstrakcyjnym, może prowadzić do moralizatorskiej gadki. Pełni też funkcję ochronną dla panującego systemu. Istnieje jednak różnica między przemocą policyjną, a przemocą uciskanych. Między łamaniem zasad, aby bronić wykluczonych a łamaniem zasad w egoistycznych interesach. Przykładowo: łamiący zasady pracownik domagający się wypłaty a pracodawca łamiący zasady, by tej pensji nigdy pracownikowi nie wypłacić. Taka jest różnica między przemocą lewicy a prawicy. Taka jest symboliczna różnica między łamaniem zasad przez lewaków a prawaków.

Agresja wystąpień w ramach homoterapii ujawniła jedynie agresję, którą wspierał list członków AKO. Przechwycenie dokonane przez studentów słusznie budzi oburzenie. Tylko że język nienawiści przemawia tutaj w formie cytatu. Sprawcami są autorzy przywołanego dyskursu, ci wszyscy heteroterroryści. Dyskursu, który przemawia kamieniami na równościowych demonstracjach.

Agresja prawicowych małp ma inny charakter. Nie wskazywali na wykluczenie, na panującą przemoc w społeczeństwie. Oni ją zapowiedzieli, jako jedyny sposób postępowania z przeciwnikiem. Jako niszczenie wszystkiego, co nie pasuje do ich wizji normalności. Akcja nacjonalistów miała na celu nie upomnienie się o wolność słowa, ale zastraszenie „lewicy”. To tyle w kwestii wolności i obrony poszkodowanych.

Granice liberalnej polityki, granice liberalnego uniwersytetu, zostają coraz częściej ujawniane. Wydaje się, że polityczny „zdrowy rozsądek” powinien zostać ponownie przemyślany. Liberalizm ma w sobie wiele pięknego utopizmu. Ten utopizm może być siłą. Może też być słabością. Słabością, która nie zatrzyma pochodu antydemokratycznych ruchów. Mało tego, będzie je wzmacniać, broniąc fasadowej demokracji. Może być siłą, która zablokuje antywolnościowe tendencje, kiedy rozpozna ograniczenia i postara się zrealizować własną obietnicę.

Znajomy podczas rozmowy o akcji nacjonalistów, stwierdził, że jeżeli propagujemy otwarcie uniwersytetu, to na takie akcje musimy się zgodzić. Zastanawiam się czy mogę odnaleźć coś emancypacyjnego w tym incydencie. Tańczące małpy mogą być zabawne. Agresywne, szczerzące zęby i machające łapami już takie nie są. Przynoszą wizję antydemokratyczną. I nie tylko w znaczeniu sprzeciwu przeciwko demokracji jako ideologicznej zasłony, ale są wrogie idei demokracji. Wolność słowa to tylko slogan mający legitymizować zamykanie ust przeciwnikom przy pomocy pięści. Protesty studentów przerywających podręcznikowe wykłady na rzecz demokratycznej debaty na temat palących problemów społecznych, czy pokazanie biustu Adornowi przez studentkę, dowartościowywanie innych form wiedzy, itd., to coś innego, niż zamaskowani bandyci broniący jedynej słusznej wizji świata, określających komunistami i lewakami, każdego, kto myśli inaczej, czy też w ogóle myśli. Raczej nie o takie otwarcie uniwersytetu by chodziło.

***
Niedługo ma odbyć się debata zorganizowana przez Koło Naukowe „Dyskursy Nowoczesności”. Ksenofobia, Przemoc, Uniwersytet? Akademia wobec ruchów antydemokratycznych. Pytania na jakie będą poszukiwać odpowiedzi:

„(…)jak walczyć z przemocą na Uniwersytecie, co zrobić, by nie zamienił się on w boisko bojówek? Na czym polega autonomia Uniwersytetu i jakie są jej praktyczne konsekwencje? Jak wyglądały i wyglądają relacje pomiędzy Akademią a ruchami skrajnie nacjonalistycznymi, ksenofobicznymi i antydemokratycznymi? Jak społeczność akademicka powinna się do tych ruchów odnosić? Jakie są granice wolności wypowiedzi w ramach Uniwersytetu? Jaką rolę powinien pełnić Uniwersytet w publicznej debacie politycznej?”

8 marca (piątek), g. 18:30 Uniwersytet Warszawski, Audytorium Maximum, aula C.

Wydarzenie na fejsie: https://www.facebook.com/events/127416764104387/

Pozostaje nadzieja, że dyskusja nie stoczy się na jałowe tory potępiania „dzikich”, „niesalonowej polityki”.

http://pogranicznie.blogspot.com/2013/02/narodowcy-i-uniwersytet.html#mo...

Co to jest klasa robotnicza?

Publicystyka

Zakładam, że ludzie w Polsce mają świadomość takich klas: urzędników*, przedsiębiorców i polityków. Rozumiem przez to, że ludzie rozumieją, jak działają ludzie w ramach tych klas. Mogą rozumieć błędnie, ale rozumieją.
Uważam, że nie istnieje natomiast w Polsce świadomość klasy robotniczej. Ludzie uczeni są raczej postrzegać siebie jako inwestujących swoje zdolności lub ciało, czy siłę tego ciała. To upodabnia ich do przedsiębiorców.

Jestem anarchoindywiualistą. Klasycznie oznacza to pogląd wiążący socjalizm z brakiem państwowych ograniczeń gospodarki gdziekolwiek. Słowo “gdziekolwiek” jest w tym przypadku ważne. Chodzi o to, by przynajmniej nie istniało państwo kontrolujące gospodarkę. Państwo jest, obecnie, związane z pewnym terytorium. Terytorium to jest przez państwo zajmowane (posiadane?). Klasyczny anarchizm indywidualistyczny występował dotąd, tradycyjnie, przeciwko państwu ponieważ państwo sprawowało władze nad ekonomią. Władzę opartą na przemocy i przymusie. Na określonym terytorium.

Drugim ważnym, użytym przeze mnie słowem, jest “socjalizm”. Socjalizm o którym mowa, ujmował ludzką pracę jako coś uprawniające człowieka do czegoś. Uprawniać praca mogła do wynagrodzenia lub do kontroli nad efektem pracy.
Anarchoindywidualiści byli często egalitarystami. Stąd często przyjmowali, że praca człowieka jest równa pracy innego człowieka. Praca, którą człowiek wykonuje, jest w końcu częścią człowieka. Jeśli wszyscy jesteśmy równi, to praca neurochirurga i praca moja, przy rżnięciu drewna, ma tę samą wartość. Tak więc godzina pracy jednego człowieka i godzina pracy drugiego człowieka też muszą mieć tą samą wartość. Jeśli tak, ludzie nie powinni handlować ze sobą w ten sposób, by godzina jednego człowieka była więcej warta, niż godzina pracy innego człowieka.

W praktyce ten egalitaryzm był dla anarchoindywidualistycznych eksperymentów problematyczny. Pomimo to wątek ekonomicznego egalitaryzmu był w klasycznym anarchizmie indywiduliastycznym znaczny. Organizował wyobrażenia o tym, jak działać będzie ekonomia po obaleniu państwa. Miała się opierać o bezpaństwową organizacje ludzkiej pracy na zasadach równości. Ktoś musiałby taki porządek utrzymać, a najpierw osiągnąć. Kim byliby Ci ludzie?

Powtarzam pytanie: czym jest klasa robotnicza?

Klasy społeczne działają inaczej, gdy ich członkowie wiedzą, że do nich należą. Pozwala to na świadomą organizację. Klasy więc zawsze są pewnymi projektami, ponieważ ich sposób działania jest zależny od świadomości.

Anarchoinywidualizm potrzebuje opisu klasy robotniczej, który wytłumaczyłby, czemu robotnicy mieliby chcieć zachowywać się zgodnie z anarchoindywidualistycznymi zasadami. Ta potrzeba wynika z tego, że anarchoindywidualizm zwrócony do ludzi pracy jako twórców. A skoro tak, zadaje sobie pytanie: co to jest klasa robotnicza?

Klasa robotnicza to ludzie zapomniani. Zwłaszcza Ci, który są już zagrożeni popadnięciem w “lumpenproletariat”. Przez “lumpenproletariat” rozumiem tych, którzy nic nie mają i nie mają pracy. Lub nie mają stałego źródła utrzymania. Lub pracujących sezonowo, za małe pieniądze. Związek klasy robotniczej z “lumpenproletariatem” jest duży i nie wiem, czy da się te dwa zjawiska rozdzielić, przynajmniej obecnie. Na pewno wielu ludzi należących do klasy robotniczej boi się, że staną się “lumpenproletariuszami”. Jest tak, bo Ci, którzy rządzą i wpływają w tej sposób na kształt życia ludzi w Polsce, nie liczą się kompletnie z potrzebami klasy robotniczej. Co ciekawe, nie jestem pewien, czy wielu “lumpenproletariuszy” chce należeć akurat do klasy pracującej.

Ci ludzie, należący do klasy robotniczej, nie potrzebują troski, tylko równości. Troska może oznaczać i będzie oznaczała kontrolę, ponieważ troskę będą kontrolowali albo urzędnicy, albo przedsiębiorcy. Często sami będą ją sprawowali. Korumpując na różne sposoby polityków. Zresztą, kontrola polityków nad obywatelami nie wydaje mi się w niczym lepsza.

Równość będzie oznaczała natomiast to, że każdy będzie mógł zrobić innej osobie to, co ta osoba może jej. W tym i zwłaszcza: każdy będzie mógł dbać o dobro innego człowieka, co jest bardzo ważną potrzebą przeważającej liczby ludzi na świecie. Ludzie od dawna troszczą się o innych i to nie wystarcza, muszą jeszcze móc to robić jako osoby sobie równe. Inaczej w ramach troski będą znaczeni cyframi, pozbawiani lekarstw, czynieni bezpłodnymi itd. Albo ktoś będzie, dbając o jednych, robił to drugim, bezkarnie.

Równość, rozumiana tak, jak u góry, wymaga braku państwa. Równość ekonomiczna, o którą chodzi, gdyby miała być narzucona przez państwo, oznaczałaby tylko i wyłącznie kolejny sposób dyscyplinowania ludzi. Zawsze cenę godziny pracy można tak komuś ustawić, by był posłuszny i musiał wyrobić akurat tę liczbę godzin, którą my potrzebujemy. Ale jeśli nie zostanie zmuszony, to po prostu odmówi wtedy, gdy nie uzyska takich reguł, które i jemu odpowiadają.

Równość taka wymaga także, byśmy zwłaszcza celowe wysiłki jednego człowieka traktowali jako równe wysiłkom drugiego człowieka. Stąd konieczne dla tej równości jest traktować każdą pracę tak samo. Inaczej jeden człowiek swoja pracą będzie mógł osiągnąć mniej od drugiego. I wtedy jeśli ktoś będzie pracował przeciwko komuś, będzie mógł swoją pracą go zniewolić.

Klasa robotnicza więc to Ci, którzy nie lubią być kontrolowani i nie mają powodu, by rządzić. Są też zdolni do troski o innych. Jeśli ktoś jest rozeznany w kwestii tego, jak dotąd ludzie żyli pod władzą innych ludzi, może być zrażony do bycia kontrolowanym. Każda inna władza może wydać się komuś lżejsza, gdy kontrola wzrasta, a wraz nią próby sterowania człowiekiem. Jednak kontrola jest najbardziej efektywnym sposobem sprawowania władzy, chyba, że chcemy czegoś oprócz tej władzy. Wtedy łatwiej nasycić się władza, bo ważne, żeby osiągnąć z jej pomocą efekt. Stąd dążenie do władzy trudno pogodzić z niechęcią do bycia kontrolowanym. I ludzie rzadko je godzą. Oczywiście ludziom zamożnym łatwiej. Ale ludzie zamożni to raczej nie Ci, którzy należą do klasy robotniczej.

Zdolność do troski też nie jest rzadkością. Ludziom raczej brakuje możliwości do dbania o innych i dlatego tego nie robią. To raczej bogatsi bywają nadopiekuńczy. A bogatszych jest mniej. Czyli: ludzi należących do klasy robotniczej może być wielu.

Wniosek jaki z tego?

Anarchoindywidualista potrafi być strasznym naiwniakiem i wierzyć, że kiedyś nastąpią rewolucje, że ludzie je zrobią, i że na ich skutek świat stanie się lepszym.

Post Scriptum

Uważam, że do zapanowania tak opisanej równości potrzeba czegoś więcej niż mechanizmów rynkowych. Wręcz wydaje mi się konieczna duża rola, jaką odgrywałaby tak zwana ekonomia daru. Ale to dygresja.

Jan Skoczowski

*zastanawiam się, czy do tego zaliczyć też policję i resztę systemu prawnego?

I make new people, what is your superpower? Czyli feminizm afirmatywny w praktyce.

Prawa kobiet/Feminizm | Publicystyka

We Wrocławiu właśnie szykują się dwie Manify. Czy raczej Manifa i Antymanifa. Jak zwał tak zwał, w każdym razie jedna, organizowana przez feministki ma nagłośnić problemy socjalne kobiet, a druga organizowana przez prawicowe aktywistki ma wyrazić sprzeciw wobec aborcji, antykoncepcji i edukacji seksualnej.

Mimo, że feminizm jako postawa pomału zaczyna poruszać kwestie dotyczące większości kobiet w Polsce – tj. brak żłobków, problemy na rynku pracy, problemy mieszkaniowe, to wciąż nie tworzy ciekawej oferty dla kobiet, chcących być i aktywistkami i matkami.

Czy da się połączyć macierzyństwo z anarchizmem?

Gdy młoda kobieta zachodzi w ciąże nagle okazuje się, ze ta antykoncepcja to super, ale jednak dziecko musi mieć rodzeństwo, bo samemu być jest źle, edukacji seksualnej jest jednak za dużo, a lęk separacyjny pojawia się jeszcze przed narodzeniem i to wcale nie u dziecka ale u matki. Wegetarianizm ekstra, ale w przedszkolu i tak nie przejdzie, wszystko okazuje się nagle strasznie drogie i strasznie szybko się zużywa. Do pracy się nie chodzi (jeśli ma się szczęście i macierzyńskie) albo się chodzi, ale tylko na parę godzin, mimo że wcale się nie chce. W życiu zaczyna brakować miejsca na dyskusje, lektury inne niż bajki, filmy inne niż Świnka Pepa,ale ta zagraniczna, nie ocenzurowana, spotkania, koncerty. O organizowaniu czegokolwiek już nie wspomnę. To nie jest sytuacja chwilowa, bo przecież „dzieci tak szybko rosną”. To jest sytuacja co najmniej kilkuletnia. Jest to sytuacja, która spotka prawie wszystkie, a w każdym razie większość kobiet w ruchu, które wtedy z niego odejdą. Nie odejdą, a staną się niewidoczne. Czy polski feminizm ma im coś do zaoferowania? Nie wiele. Jak przyjść na spotkanie jeżeli dziecko się nudzi, płacze, przeszkadza innym, inni się irytują, nie słyszą co mówią, rozprasza ich to. Jak iść na skłot skoro tam ciemno, zimno, nie ma gdzie dziecka przewinąć, wszyscy wokoło przeklinają, piją, a schody są zbyt strome dla małych stópek. Czy wreszcie poważniejsze problemy, wychowawcze. Jak rozmawiać z dzieckiem o tolerancji, śmierci, wegetarianiźmie? U kogo szukać rady? U innych rodziców oczywiście. U swojej mamy, u sąsiadki, u koleżanek z przedszkola. Tych kobiet, które były w podobnych sytuacjach i z nimi sobie poradziły, mimo że nie miały w głowie idei społeczeństwa równego, nie hierarchicznego, wolnego. Sylwia Chutnik pisze: „To bolesne. W takich sytuacjach siostrzeństwo staje się odległym marzeniem. Koleżanki w walce o sprawiedliwy świat potrafią powiedzieć ci ‘sama tego chciałaś’. Sama sobie chciałaś rodzic, to się teraz męcz. Stajesz się Matką Polką Aktywistką. Zaciskasz zęby i próbujesz dać z siebie wszystko- nie zawalić pikiety, napisać piąty tekst na ulotkę i odebrać plakaty z drukarni. Poświęcasz się. Nie skarżysz się. Nadal masz rozmazany tusz. Jesteś dzielna, bo tak cię wytresowali. Udowadniasz sobie i reszcie, że jesteś nadal rewolucyjną dziewczyną z plecakiem pełnym biuletynów i zinów. Czasem dostaniesz nagrodę- któraś koleżanka powie ci, że sobie radzisz mimo TEGO. Olimpiada specjalna dla feministek z dzieckiem w tle.”

Jest to problem coraz bardziej zauważalny. Brak samoorganizacji i pomocy kobietom opiekującym się dziećmi. Zamiast mówić im, że mają być supergirrrl: zarabiać pieniądze, być niezależnymi, spełniać się, opiekować dziećmi, gotować eko, wege, slow food i jeszcze być na bieżąco w sprawie ustawy antyaborcyjnej, lepiej zastanówmy się co zrobić, by też mieć udział w wychowywaniu. Ruch, który nie chce zauważać swoich najmłodszych zwolenników (a każde dziecko chce żyć w świecie gdzie samo może o sobie decydować – to właśnie uważa za dorosłość) wygasa z dnia na dzień.

Może warto przemyśleć organizację wspólnej opieki nad dziećmi, zainteresować się krytyką edukacji, edukacją alternatywną, przyjrzeć się baczniej temu co ma do zaoferowania kultura dla dzieci, bo takowej kultury alternatywnej jest naprawdę niewiele. I nie chodzi tutaj o indoktrynację ale o stworzenie jakiejkolwiek alternatywy wobec głównego nurtu skierowanego do matek z dziećmi, na którym wiele firm zbija kokosy.
Mamy sale zabaw dla dzieci w hipermarketach, warsztaty w muzeach, w bankach są stoliki dla najmłodszych z kolorowankami, w kawiarniach są place zabaw i animatorzy. Feminizm pozostał daleko w tyle, pozostawiając matki samym sobie, a walcząc na każdym kroku o prawo do aborcji.

Trudno traktować anarchistyczne macierzyństwo jako odrębny ruch, gdyż przeplatają się w nim prawa pracownicze, lokatorskie i wszelkie inne. Nie należy jednak o nim zapominać, pozostawiając pole radykalnym odłamom prawicowym, które właściwie jako jedyne podkreślają wartość rodziny.

Nowy program Ruchu Narodowego: "Taniec z faszystami".

Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

Bezrobotny obecnie wódz Młodzieży Wszechpolskiej (który jeszcze niedawno chałturzył dla serwisu Nowy Ekran) narzeka, że nie odbyło się zaplanowane z nim spotkanie organizowane przez „Niezależne” Zrzeszenie Studenckie. Oprócz niego mieli przemawiać dwaj inni Ruchacze Narodowi: były tańczący poseł LPR Bosak i twarz dzisiejszego ONR-u Kowalski. Parcie na spotkanie było ogromne. W końcu tradycja zobowiązuje. Młodzież Wszechpolska jest dobrze znana na UW ze swojego antysemityzmu i przedwojennego terroru. To między innymi tutaj, 70 lat temu ich przedwojenni protoplaści wprowadzali getta ławkowe i Numerus clausus. Tym razem się nie udało. Władze uczelni stwierdziły, że spotkanie z trzema muszkieterami narodowej rewolucji nie za bardzo pasuje do modelu debaty naukowej i bardziej przypomina wiec polityczny. NZS zrezygnowało zatem z organizacji spotkania.

Jak skonstatował Winnicki, nasz 27 letni student 3 roku politologii, jak zawsze zawiniła „lewacka propaganda”. Obrzydliwi lewacy znowu go prześladują i nie pozwolili zareklamować mu się na Uniwersytecie Warszawskim. W związku z tym afrontem szef Młodzieży Wszechpolskiej stwierdził, że teraz jego głównym celem będzie odbicie z rąk „lewaków” Polskich Uniwersytetów. Winnicki co już staje się przewidywalne, znowu ogłosił, że wyrusza na wojnę. Tym razem z gender studies, postkomunistycznym betonem i michnikowszczyzną. Jak zapowiedział tak zrobił. Oczywiście nie osobiście bo od tego ma swoich „niezależnych” wafli, którzy przydają się na bardziej przypałowe robótki. Zlecenie zostało wysłane do Niezależnego Stronnictwa Akademickiego (jak zawsze, zupełnie przypadkiem pokrywającego się składem osobowym ze strukturami MW) i wspierających ich Autonomicznych Nacjonalistów. Jak wygląda wizja prawicowej edukacji i „wolności słowa”? Możemy zobaczyć na załączonym filmie:

http://www.youtube.com/watch?v=S_Z5j7QUIf4

Wojna zatem rozpoczęta! Ruch Narodowy przedstawił swoje argumenty, które można streścić następująco: więcej techno na wyższych uczelniach oraz rewolucja w lingwistyce - monosylaba (Auuu) powinna stać się jedynym słusznym środkiem prawdziwie „Polskiej” debaty publicznej i komunikacji między ludźmi. Komu to nie pasuje ten: „pedał”.

Z tego co udało się potwierdzić z tajnych przecieków (które dostaliśmy od NZS-u, który oficjalnie potępił wybryki ich narodowych kolegów z NSA) są to propozycje, które miały być oficjalnie ogłoszone podczas występu trójki narodowych myślicieli na odwołanym wcześniej spotkaniu!

Z kręgów zbliżonych do ITI doszły do nas informacje, że układ taneczny do akcji przygotowywała osobiście była gwiazda TVN-owskiego „ Tańca z Gwiazdami”, Krzysztof Bosak! W Ruchu Narodowym jak w karnej jednostce szykującej się na wojnę, stanowiska są jasno podzielone: Winnicki grał rozentuzjowanego furhera i trybuna ludowego, który na swoim społecznościowym profilu zachęcał do przyjścia na wykład Środy pt. "Moralność w życiu publicznym". Bosak miał dbać o PR i przygotowanie układów tanecznych a resort siłowy dzierży ONR. Z podsłuchanej na korytarzu rozmowy telefonicznej wiemy, że na chwilę przed wyważeniem drzwi, za którymi odbywała się prelekcja prof. Magdaleny Środy, Autonomiczni Nacjonaliści konsultowali się osobiście z człowiekiem znającym się na rzeczy. Trenerem na siłowni, ochroniarzem stojącym na bramce w klubie i rzecznikiem ONR w jednej osobie, Marianem Kowalskim vel. „Siłka”. To on podpowiedział im jak sprawnie wyważyć drzwi i przetrwać napór 3 ochroniarzy z uniwersytetu.

Podsumowując: zadanie zostało wykonane! Trzej Ruchacze Narodowi , mimo, że nieobecni ciałem
przemówili w rytm hard-bassu. Ujawniła się również nowa sekcja Ruchu Narodowego. Oprócz dobrze znanych i cieszących się popularnością w internecie sekcji Ruchu Narodowego, m.in. izraelskiej, LGBT, rosyjskiej, masońskiej, lewackiej, romskiej pojawiła się sekcja taneczna ds. uczelni wyższych.

Ruch Narodowy – „lewackie” Wyższe Uczelnie 1:0.

Przez media przeszła fala komentarzy, głos zabrał sam premier Tusk. Podbudował ego dziarskich chłopców, w końcu to dzięki podobnym działaniom parę lat temu ludzie przestraszeni jeżdżącymi za nim kibicami w kominiarkach zagłosowali na PO. Pożyteczni idioci zawsze są w cenie o czym już nie raz pisaliśmy. O sprawie zrobiło się głośno. Na prawicy nastąpiła konsternacja. Część środowiska uznała, że cała ta akcja to „lewacka prowokacja”, część oburzyła się, że kolejny raz dzięki takiej działalności w mediach poszedł przekaz, że nacjonaliści to zwykła bandyterka. Autonomiczni Nacjonaliści, którzy mieli przed Audytorium obrzucać uczestników spotkania śnieżkami milczą, bo parę dni temu wszystkie ich internetowe strony, kolejny raz zostały zaatakowane i nie działają. Jeszcze inni brną w teorię spiskową znaną z 11.11 i uważają, że to przebrani policjanci w białe i zielone kominiarki…

To wystarczyło Winnickiemu - został w końcu doceniony. Cel został osiągnięty! Jak to w show biznesie, stara zasada, że nie ważne co mówią ważne żeby mówili obowiązuje nadal. W obozie nacjonalistów wielkie poruszenie. Winnicki już się ślini bo znowu szykuje się szansa na pokazanie gęby w TV albo w gazecie. Marian „Siłka” Kowalski już przygotowuje specjalny trening siłowy dla dzielnych szturmowców. Krzysiu Bosak, ten biedny prześladowany przez okrągło-stołowy układ człowiek już szykuje nowe układy taneczne, podobno zaprzyjaźnione z nim wizażystki i garderobiane z TVN-u dostały zamówienie na kolejne przebrania. Autonomiczni Nacjonaliści w końcu mogli poczuć się jak partyzanci na wojnie i sprawdzić swoje przeszkolenie bojowe - obrzucając śnieżkami spóźnionych na wykład słuchaczy.

Ruch Narodowy pokazał swoją prawdziwą twarz.

Dla nas jest to natomiast kolejna nauczka aby także wyciągnąć konsekwencje i zacząć się jeszcze bardziej samoorganizować. W naszym zakładzie pracy, w miejscu gdzie mieszkamy czy właśnie w szkole albo na uniwersytecie. Organizować się i dławić w zarodku faszystowskie ciągoty. Na szczęście, na razie większość działań Ruchaczy Narodowych wygląda kabaretowo, ale należy mieć na uwadze, że teraz na prawicy trwa wyścig kto zagospodaruje nacjonalistyczne zaplecze polityczne a dotąd marginalne środowiska faszystowskie coraz częściej wciągane są przez prominentnych polityków na salony. IPN dalej zajmuje się skutecznym praniem mózgów i promowaniem jedynej słusznej wizji historii. W samym obozie narodowym następują dynamiczne zmiany. Jeszcze niedawno Winnicki kochany i utrzymywany przez Nowy Ekran teraz uznawany jest przez te środowisko za zdrajcę i pupila PiS. Gazeta Polska i redaktor Sakiewicz, który w listopadzie szedł z ONRem i MW dopiero teraz otwarcie twierdzi, że Winnicki współpracował z funkcjonariuszami byłych prlowskich specsłużb. Nawet ojciec Rydzyk i jego Nasz Dziennik wskazuje czyim faktycznie człowiekiem jest Robert i że gra on do bramki z Giertychem. W najlepsze trwa zatem wyścig na radykalne hasła i pomysły. PiS, słowami posła Pięty już ogłosił powstanie Obywatelskiej Straży Narodowej. Ta nowa paramilitarna organizacja ma patrolować ulice i bronić pomniki przed „lewackimi bojówkami”. Nie ma więc zatem na co czekać i czas samemu tworzyć antyfaszystowskie grupy samoobrony.

MOMOS 161

http://antifa.bzzz.net/artykuly/publicystyka/item/395-nowy-program-ruchu...

Uniwersytet - bojówka - paragraf - Winnicki

Kraj | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Tacy są politycy

Dzięki reakcji środowiska antyfaszystowskiego i burzy medialnej neofaszyści zostali zmuszeni do odwołania planowanego na 20 lutego spotkania z wodzem Ruchu Narodowego Robertem Winnickim, rzecznikiem ONR i byłym działaczem Młodzieży Wszechpolskiej.

Pomimo sukcesu jakim było odwołanie wiecu partyjnego nacjonalistów, niesmak wzbudza powód dla którego władze uczelni zdecydowały się spotkanie odwołać. Uniwersytet Warszawski oznajmił, że spotkanie Ruchu Narodowego „nie tworzyło wzorów debaty publicznej”. Według władz uczelni do wachlarza przedstawicieli neofaszystów wystarczyłoby dorzucić np. jednego NGO-sa lub posła jakieś partii i spotkanie mogłoby już uchodzić za „debatę”.

Wczoraj, jako reakcja na dołowanie spotkania RN, wykład Magdaleny Środy został zaatakowany przez kilkunastu neofaszystów, którzy wcześniej swobodnie chodzili po uniwersytecie w chustach i kominiarkach z krzyżami celtyckimi. Nacjonaliści wyważyli drzwi do auli, poturbowali ochroniarzy i pokrzyczeli kilka haseł. Niby nic wielkiego, ale dostatecznie dużo, aby wykazać ciągłość poglądów przedwojennej skrajnej prawicy i współczesnych nacjonalistów. Żadne spotkanie neofaszystów nie ma prawa się odbyć na uczelni i to nie dlatego, że „ nie tworzy wzorów debaty publicznej”, ale dlatego że nie ma miejsca w debacie publicznej dla nacjonalistycznej propagandy!

Robert Winnicki już zapowiedział walkę o odbicie szkolnictwa wyższego z rąk lewaków. Taką samą walkę toczyli jego poprzednicy 70-lat temu. Efekt? Nacjonalistyczny terror, powielanie nazistowskich wzorców, pobicia i ofiary śmiertelne. Przedstawiamy jedną z najczarniejszych kart w historii polskiego szkolnictwa wyższego.

Numerus clausus

W okresie dwudziestolecia międzywojennego ludność pochodzenia żydowskiego nie mogła piastować urzędniczych stanowisk w związku z czym zmuszona była pracować w tzw. wolnych zawodach. Wiązało się to z wybieraniem przez przez Żydów kierunków studiów pozwalających na prace poza państwowymi ograniczeniami: medycyny, prawa, stomatologi, weterynarii i innych.

Efektem represji państwa wobec Żydów była dominacja na powyższych kierunkach osób pochodzenia żydowskiego. Reakcja środowych antysemickich była brutalna. Nacjonaliści rozpoczęli promowanie wprowadzenia numerus clausus czyli ograniczenia liczbowego w dostępnie ludności żydowskiej do wyższych uczelni. Głównym orędownikiem wprowadzenia numerus clausus była Młodzież Wszechpolska. Efektem propagandy skrajnej prawicy było wprowadzenie tego dyskryminującego prawa na uniwersytecie Lwowskim. Protesty części studentów sprzeciwiającej jest segregacji narodowościowej nie przyniosły polepszenia sytuacji. Ostatecznie rasistowskie prawo pozwalające nie dopuszczać do studiów osób pochodzenia żydowskiego zostało zastosowane na wydziałach prawa.

Wśród osób występujących przeciwko polityce władzy i nacjonalistów był m. in. prof. Ryszard Gansiniec, (uczony, uczestnik wojny obronnej w 1939, więzień stalinowski), który kierował liczne zarzuty wobec władz uczeln,i które przyjęły numerus clausus a studentom antysemitom wypominał lenistwo i nieuczciwość. Natomiast Mieczysław Pruszyński (publicysta, podczas II WŚ nawigator bombowca w dywizjonie 305, odznaczony krzyżem Virtuti Militari) uznał, że postulaty Młodzieży Wszechpolskiej wynikają ze świadomości nacjonalistów o wyższości intelektualnej ludności żydowskiej nad Polakami i tak podsumowywał ich działalność „Żyd zdolniejszy od ciebie, głową go nie zwyciężysz boś głupszy, więc… wal go laską”.

Numerus nullus

Kolejnym zbrodniczym postulatem nacjonalistów było wprowadzenie numerus nullus (łac. liczba żadna), czyli całkowitego zakazu obecności Żydów na wyższych uczelniach. Postulat wprowadzenia eliminacji osób pochodzenia żydowskiego odnosił się tak wobec studentów, jak i wykładowców. Nacjonalistyczna prasa publikowała personalia studentów i wykładowców podejrzewanych o żydowskie pochodzenie. Można uznać, że organ prasowy Młodzieży Wszechpolskiej było pierwowzorem dla współczesnego RedWatcha. Nacjonaliści wprowadzili nawet kategorie przypisane wykładowcom: “Żyd”, “krypto żyd” i “zorganizowany mason” (czyli Polak niegodny miana Polaka).

Ofiarą zamieszek towarzyszących walce nacjonalistów o wprowadzenie numerus nullus, był student farmacji Karol Zellermayer, który został śmiertelnie pchnięty nożem.

Getto ławkowe

Trzecim postulatem faszyzującej prawicy było wprowadzenie getta ławkowego mającego przyczynić się do wyeliminowania z uczelni wyższych ludności żydowskiej. Pierwszym próbom wprowadzenia getta ławkowego towarzyszyły liczne akty agresji, których ofiarą padali Żydzi. Wśród ofiar pobić nacjonalistów były także ofiary śmiertelne. Jedną z uczelni, która wprowadziła getto ławkowe przy aprobacie władz był Uniwersytet Warszawski, który dodatkowo zmusił Żydów do oznaczania na indeksach zajmowanego przez nich miejsca. Na innych uniwersytetach Żydzi byli siłą wrzucani z auli wykładowych lub kazano im stać podczas całego wykładu. Wobec wykładowców, którzy sprzeciwili się gettu ławkowemu nacjonaliści stosowali bojkot frekwencyjny. Przedwojenny poprzednik Roberta Winnickiego na stanowisku prezesa Młodzieży Wszechpolskiej, uznał getto ławkowe za „pierwszy etap walki z problemem żydowskim”. W organie prasowym MW opublikowany został wiersz pt. Akademikowi, będący pochwałą getta ławkowego:

“… Naród drzemał zakuty przez Żydów w kajdany,
Tyś go budził, znicz płonął… Rozpaczy i grozie -nie uległeś!
Tyś Polski całej krzywdzicieli siłą wepchnął do ghetta, od siebie oddzielił.
… Wielkiej Polski Rzeźbiarzu z uniwersytetów
Wilna, Lwowa, Krakowa, Hej cześć ci za ghetto!”

Podobne jak w przypadku numerus clausus przeciwko gettu ławkowemu wystąpił Ryszard Gansiniec nazywając postulaty Młodzieży Wszechpolskiej za zapożyczenie pomysłu od nazistów. W efekcie został okrzyknięty przez nacjonalistów „pseudo-uczonym, pogromcą nacjonalizmu, człowiekiem, który przy całym swym nieuctwie i swej płyciźnie umysłowej lubi namiętnie stroić się w togę nauki”. Wśród uczonych którzy przeciwstawili się terrorowi nacjonalistów był m. in. wykładowca Szkoły Głównej Handlowej, prof. Krzywicki, który zapraszał żydowskich studentów do zajęcia miejsca obok siebie i pomimo podeszłego wieku prowadził wykłady na stojąco.

Kwestia bojowego oporu studentów pochodzenia żydowskiego, wobec przemocy nacjonalistów poruszona została w filmie pt. „Żydokomuna”.

Paragraf aryjski

Równolegle do próby wprowadzenia numerus clausus i numerus nullus, faszyzującą prawica z Młodzieżą Wszechpolską na czele, realizowała tzw. „paragraf aryjski”. Był to przepis uchwalany drogą głosowania w poszczególnych kołach naukowych, który zabraniał Żydom członkostwa w uczelnianych
kołach naukowych. Nie udana próba wprowadzenia „paragrafu aryjskiego” odbyła się m .in. w Kole Historyków na Uniwersytecie Warszawskim.

Przykład „paragrafu aryjskiego” stanowi doskonałe podważenie tezy, że rasizm przedwojennej prawicy nie miał charakteru rasowego. Polscy faszyści chętnie korzystali i powielali metody wypracowane przez Hitlera w przedwojennych Niemczech.

Wczoraj i dziś

Wczorajsza akcja przeprowadzona m. in. przez Autonomicznych Nacjonalistów pod logiem Niezależnego Stronnictwa Akademickiego ukazuje ciągłość ideologiczną pomiędzy zbrodniami dokonanymi przez przedwojennych polskich faszystów i współczesną działalnością nacjonalistów. Politykierzy z Ruchu Narodowego i nacjonalistyczne bojówki to jedność. Jeżeli któraś z uczelni wpuszcza na swój teren Ruch Narodowy, tym samym pozwala na przemoc stosowaną przez neofaszystów. Próba zakłócenia wykładu Magdaleny Środy pokazuje też, że deklarowany autonomizm AN, ma się nijak do rzeczywistości w której Autonomiczni Nacjonaliści pierwsi biegną bronić swojego wodza, Roberta Winnickiego.

Za: prostoantyfaszystowsko

https://cia.media.pl/nacjonalizm https://cia.media.pl/neonazizm

Ruchy narodowo-wyzwoleńcze - walki elit o podział łupów

Świat | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Tacy są politycy

Idea zakładająca stworzenie niezależnej od dominujących centrów kapitału gospodarki narodowej, wykreowanie niezależnego kursu politycznego daje się zamknąć w określeniu „samostanowienia narodu”.

Wyzwolenie narodowe w rzeczywistości zwiększa jedynie siłę lokalnej klasy posiadającej.

W krajach ze słabą rodzimą klasą posiadającą tendencją dla państwa w XX wieku było bycie postrzeganym jako środek zapewniający zdobycie kapitału jak i aleja awansu społecznego i zdobycia władzy. Suwerenność narodu, nacjonalizacja gospodarki postrzegana była i jest nadal jako redukcja potęgi obcego kapitału.

Stąd ruchy nacjonalistyczne w trzecim świecie często opierały się i opierają o lewicową retorykę. Przejmowanie krajowego kapitału przez państwo jednocześnie ma się wiązać z poprawą warunków pracy, zwiększeniem dostępu do służby zdrowia. Dlatego, że celem wielkiego kapitału jest otwieranie nowych rynków trzecioświatowe nacjonalizmy są najbardziej zwalczanym przez USA tworem od czasów Japonii i III Rzeszy w latach 40-tych.

Dlatego, że opinia publiczna w USA, w Polsce i wielu innych krajach stawia znak „równa się” między socjalizmem, a państwową kontrolą nad gospodarką oraz z powodu faktu, iż nacjonalizmy trzecioświatowe przybierają formę bolszewickich reżimów propaganda USA utożsamiała walkę z nimi z zimnowojennym „zwalczaniem komunizmu”.

Walka amerykańskiego imperializmu z państwami narodowymi przybiera wiele form. Od kontrolowania rynku i utrzymywania hegemonii we władzach Banku Światowego po inwazje militarne jak w Iraku i Afganistanie.

Wielu lewicowców, głównie tych będących pod wpływem leninizmu postrzega ruchy narodowowyzwoleńcze jako strategię oponowania amerykańskiemu imperializmowi i kapitalizmowi. Uważają, iż stworzenie niezależnej gospodarki narodowej ukróci dominację wielkiego kapitalu.

Owszem, kontrola lokalnej gospodarki przez lokalne elity przełoży się na zwiększenie inwestycji na danym obszarze, ale nie wiąże się to z poprawą sytuacji lokalnego proletariatu. Konflikt miedzy amerykańskim imperializmem, a trzecioświatowymi ruchami narodowo-wyzwoleńczymi to tak naprawdę walka o podział łupów. Zachodnia propaganda tłumaczy totalitarną stronę tego typu ruchów jako efekt skażenia ich ideologią komunistyczną. Jest to bzdura. Trzeci świat ma to do siebie, że jest bardzo ubogi. Nie ma tam kapitału zdolnego do zwiększenia produktywności pracowników. Żeby system działał muszą oni znajdować się pod karabinem. Inaczej lokalne elity nie będą w stanie utrzymać się przy władzy.

Walka z tymi reżimami dyktowana jest walką o demokrację, swobody obywatelskie. Demokracja i swobody obywatelskie mogą ułatwiać organizowanie się pracowników jednak wiąże się to w największej mierze ze zmianą oblicza systemu. Stany Zjednoczone są krajem wolności słowa jednak na płaszczyźnie ekonomicznej ludzie nadal są zniewoleni. Mieszkaniec Montany czy Utah jadący do Nowego Jorku w poszukiwaniu lepszego życia nie może pozostać bez pracy dłużej niż tydzień gdyż straci dach nad głową. Na zasiłek nie ma co liczyć. Podobnie jest w Polsce. Można swobodnie głosić swoje poglądy można zarejestrować zgromadzenie i przemaszerować z punktu A do punktu B jeśli naprawdę się wierzy, że w ten sposób zmienia się świat na lepszy. Mimo wolności politycznej, rząd przy pełnej współpracy z koncesjonowanymi związkami zawodowymi spokojnie odbiera pracownikom coraz więcej praw i wolności wywalczonych przed laty.

W Polsce popularne jest hasło „za komuny było lepiej”. Bogaci ludzie nigdy czegoś takiego nie powiedzą. Biedni, którzy pamiętają stare czasy będą jednak takiego stwierdzenia bliżsi. Hasło to jest jednak złudne, gdyż owszem w dawnych czasach wielu ludziom żyło się lepiej to znajdowali się oni pod takim batem, że w momencie kiedy odbierano im chleb i chcieli stawić opór nie mogło obyć się bez ofiar śmiertelnych (Poznań ’56, Grudzień ’70 etc.).

Jedyną alternatywą wobec powyższych kwestii są oddolne ruchy robotnicze, niezależne od lokalnych elit. Podczas nacjonalistycznych konfliktów, pracownicy znajdują się pod dużą presją. W imię „narodowej solidarności” wymaga się od nich podporządkowania elitom. „Narodowa jedność” trzyma wtedy pod swoim butem interesy ekonomiczne pracowników i maskuje podporządkowanie, dyktat i wyzysk.

Tendencja nacjonalizmu wiąże się również z odcinaniem barier solidarności międzynarodowej między ludźmi o różnym pochodzeniu etnicznym, których łączy wspólny interes ekonomiczny.

Nacjonalizm, nie ważne jaki to zawsze temat zastępczy. I niestety w bagno tematu zastępczego jakie są ruchy narodowo-wyzwoleńcze wpadają nie tylko lewicowcy, ale również niektórzy anarchiści. Chciałoby się powiedzieć, że wpada w to bagno również prawica. Prawda jest jednak taka, że rzekome wyzwalanie serbskiego narodu zamieszkującego Kosowo to typowy temat zastępczy serwowany przez nacjonalistów dlatego, że nacjonalizm sam w sobie jest jednym wielkim tematem zastępczym.

To, że Kosowem rządzi albańska mafia będąca marionetką NATO wie każdy kto analizuje tematykę imperializmu i antyimperializmu. Każdy kto jeździ na Bałkany dobrze wie, że w mieście Mitrovica na albańskim brzegu rzeki ciężko spotkać Serba, gdyż Serbowie boją się tam zapuszczać natomiast na stronie serbskiej znajduje się dzielnica albańska. Każdy kto zerwie z oczu brunatne okulary zrozumie, że niepodległe Kosowo to element polityki USA i przekupionych albańskich elit, natomiast rządy apologetów morderców ze Srebrenicy (mowa o przyjaciołach narodowców) będą rządami serbskich elit, które nijak będą się miały do położenia społecznego zwykłych Serbów.

J. Białobrzeski

https://cia.media.pl/nato_i_islamscy_fundamentalisci_historia_owocnej_wsp...
https://cia.media.pl/palestyna

Prawa pracownicze w Niemczech

Świat | Prawa pracownika | Publicystyka

Poniżej treść ulotki informacyjnej skierowanej do polskich pracowników pracujących na terenie Niemiec, opracowanej przez Sekcję Obcokrajowców berlińskiej grupy Freie Arbeiterinnen- und Arbeiter-Union. Ulotka została przetłumaczona łącznie na 13 języków, w tym polski. Wersja polska została przetłumaczona przez członków Związku Syndykalistów Polski.

Jako obcokrajowcy jesteśmy szczególnie narażeni na nadużycia ze strony pracodawców ze względu na brak znajomości naszych praw pracowniczych w Niemczech. Pracodawcy wykorzystują tę sytuację. Ta ulotka ma na celu próbę zmiany tego stanu rzeczy. Prawa, które tu wymieniamy, stanowią jedynie zupełne minimum. Jeśli chcesz uzyskać więcej, musisz podjąć walkę. Do tego służą związki zawodowe, takie jak FAU. FAU to skrót od Wolnego Związku Pracowników. Zajmujemy się konkretną walką o poprawę warunków pracowniczych.

W FAU decydują członkowie. Nie ma kierownictwa ani opłacanych urzędników, którzy mówią Ci co masz robić. Zachęcamy wszystkich członków do aktywnego uczestnictwa, tak by mogli gromadzić doświadczenie i wiedzę potrzebną do sformułowania i realizacji ich żądań. Przyłączając się do FAU, skorzystasz z naszych obszernych zasobów wiedzy na temat spraw pracowniczych.

W razie podejmowania działań na rzecz pracowników, żądania określają sami zainteresowani. Ze względu na naszą oddolną strukturę jesteśmy w stanie dostosować się do szczególnych sytuacji. Opieramy się na solidarności i zdolności do szybkiej mobilizacji. Nasi członkowie wspierają nas w sposób bezpośredni, a nasze działania cechuje wysoka skuteczność.

Organizujemy się na poziomie lokalnym, współdziałamy na zasadach federalizmu w skali kraju i na poziomie międzynarodowym. FAU działa jako federacja na terenie całych Niemiec. W poszczególnych miastach działają sekcję organizacji. Stanowimy część Międzynarodowego Stowarzyszenia Pracowników i stale współpracujemy wspierając walkę tej organizacji, jednocześnie otrzymując pomoc zwrotną.

Jeśli chcesz do nas dołączyć, przyjdź na spotkanie FAU (spotkania odbywają się w jęz. angielskim). Wyślij e-maila, by dowiedzieć się, kiedy odbędzie się nasze następne spotkanie.

1. Zwolnienie

Zgodnie z Ustawą o zwolnieniach, zwolnienie z pracy z powodu niewłaściwego zachowania w pracy musi być poprzedzone ostrzeżeniami wzywającymi do zaprzestania niewłaściwych zachowań. Jedynie bardzo poważne przypadki naruszeń mogą stanowić przyczynę zwolnienia bez ostrzeżenia. Ustawa chroni co prawda przed niesprawiedliwym zwolnieniem, ale dotyczy jedynie miejsc pracy, które zatrudniają 10 lub więcej osób i jedynie po 6 miesiącach od rozpoczęcia pracy. Niezależnie od wielkości miejsca pracy, pracownik ma prawo do dwutygodniowego okresu wypowiedzenia w trakcie pierwszych 6 miesięcy pracy. Po tym czasie okres wypowiedzenia wydłuża się do 4 tygodni lub więcej, zależnie od stażu pracy. Zwolnienie z pracy musi nastąpić na piśmie i nie może być oparte na dyskryminacji.

2. Brak wypłaty wynagrodzenia

Gdy wypłata wynagrodzenia spóźnia się dłuższy czas, pracownik ma prawo zaprzestać wykonywania pracy aż do momentu zapłaty, po tym jak przekaże pracodawcy ostrzeżenie o zamiarze przerwania pracy. Pracodawca musi w takim przypadku zapłacić wynagrodzenie również za czas, w którym pracownik nie pracował.

3. Ubezpieczenie zdrowotne i renta

Pracodawcy muszą płacić około połowę wysokości składek na ubezpieczenie zdrowotne i składek rentowych.

4. Pensja minimalna

W Niemczech nie obowiązuje ustawowa pensja minimalna, jednak minimalne wynagrodzenie w niektórych branżach (np. w budownictwie i agencjach pracy tymczasowej) zostało ustalone w wyniku porozumień zbiorowych. Porozumienia zbiorowe funkcjonują w większości branż i zawodów. Jeśli zarabiasz mniej niż 2/3 minimalnych zarobków gwarantowanych przez odpowiednie porozumienie zbiorowe, pensja jest uznawana za niegodną i możesz wystąpić do sądu o jej podwyższenie.

5. Przerwy w pracy

Po przepracowaniu 6 godzin, masz prawo do 30 minutowej przerwy lub dwóch przerw po 15 minut. Miejsca pracy zatrudniające powyżej 10 osób muszą mieć wydzielony pokój na przerwy.

6. Nadgodziny i nocne zmiany

Nie musisz pracować w nadgodzinach, jeśli w umowie nie ustanowiono takich warunków. Dzień pracy nie powinien przekraczać 8 godzin, nie licząc przerw. Pracodawca może tymczasowo wymagać pracy do 10 godzin, ale przeciętny dzień pracy musi się ograniczać do 8 godzin. Jeśli pracujesz podczas nocnych zmian, masz prawo do dodatkowego płatnego urlopu lub do dodatku do pensji.

7. Samozatrudnienie

Osoby pracujące na samozatrudnieniu otrzymują wynagrodzenie do miesiąca po wystawieniu faktury. Większość praw wymienionych powyżej nie ma do nich zastosowania. Jednak jeśli się pracuje na warunkach samozatrudnienia a szef kieruje sposobem wykonywania pracy i pracownik funkcjonuje w ramach cyklu pracy typowego dla pracodawcy, mamy do czynienia z fikcyjnym samozatrudnieniem. W takim przypadku korzystasz z takich samych praw, co zwykły pracownik. Jednak udowodnienie tego przed sądem może być trudne.

8. Zwolnienie chorobowe

Jeśli chorujesz i nie możesz pracować, pracodawca powinien zapłacić pełne wynagrodzenie przez okres aż do 6 tygodni. Po tym okresie ubezpieczyciel zaczyna płacić część wynagrodzenia. Jednak wymaga to przepracowania przynajmniej 4 tygodni w danym miejscu pracy i natychmiastowego poinformowania szefa, że nie możesz pracować oraz ile szacunkowo potrwa choroba.

9. Odpoczynek

Pracownicy mają prawo do 4 tygodni płatnego urlopu rocznie. Pomiędzy zmianami musi być przynajmniej 11 godzin przerwy. Niedziele i święta są dniami wolnymi od pracy, jednak istnieje długa lista zawodów, w których nie obowiązują te zasady (np. w branży hotelarskiej czy gastronomicznej).

10. Urlop rodzicielski

Kobiety właściwie nie mogą zostać zwolnione od czasu rozpoczęcia ciąży, aż do 4 tygodni po urodzeniu dziecka. Podczas 6 ostatnich tygodni ciąży można wziąć płatny urlop, a po urodzeniu trzeba wziąć płatny urlop trwający 8 tygodni. Oboje rodziców może w sumie wziąć 14 tygodni urlopu rodzicielskiego po narodzinach dziecka. W tym czasie otrzymują wsparcie finansowe i nie mogą zostać zwolnieni.

Wolny Związek Pracowników

(Freie Arbeiterinnen- und Arbeiter Union - FAU)
Lottumstraße 11, 10119 Berlin
(U2 Rosa-Luxemburg-Platz/U8 Rosenthaler-Platz)
tel: +49 (0) 30 287 008 04
fax: +49 (0) 30 287 008 13
email: faub@fau.org
www: www.fau.org

Ta lista jest bardzo ogólna. Są tysiące szczegółów i wyjątków. Jeśli ktoś odmawia Ci tych praw, najlepiej zwrócić się o poradę. Oferujemy darmowe porady prawne na tematy społeczne i pracownicze w piątki, od godziny 17:00 do 18:00 w naszym biurze.

Jak prawica próbowała zagościć na UW (wspomnienie z lat 90-tych)

Kraj | Antyfaszyzm | Historia | Publicystyka

W latach dziewięćdziesiątych skrajna prawica unikała organizowania spotkań na Uniwersytecie Warszawskim, bo zainteresowanie nie było duże i zawsze spodziewać się należało wizyty osób o odmiennych poglądach. Najczęściej swoje spotkania organizowali w parafiach warszawskich kościołów, a jeżeli robili coś na UW to w sposób niemalże konspiracyjny.

W październiku 1995, nowo powstałe Studenckie Koło Politologów zwróciło się do dziekana Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych UW z prośbą o udostępnienie sali na spotkanie, którego tematem miał być „System polityczny Francji”. O całym spotkaniu wiedzieli tylko nieliczni, nie było żadnych plakatów, tak samo o tym iż gościem będzie Bruno Gollnisch, wiceprzewodniczący francuskiego Frontu Narodowego.

Leszek Żebrowski i dyrektywa Stalina

Historia | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Tacy są politycy

Leszek Żebrowski, badacz polskiego podziemia niepodległościowego, napisał swego czasu artykuł o lewicowej propagandzie skierowanej przeciwko uczestnikom Marszu Niepodległości. Zaczynał się zaś ten artykuł tak:

Już po egzekucji polskich oficerów, w 1943 r. ukazała się stalinowska dyrektywa, która zalecała: "Gdy obstrukcjoniści staną się zbyt irytujący, nazwijcie ich faszystami, nazistami albo antysemitami. Skojarzenie to, wystarczająco często powtarzane, stanie się faktem w opinii publicznej". Pytanie - skąd tak dobrze znają ją organizatorzy i uczestnicy zamieszek, wywołanych podczas Marszu Niepodległości, oraz usłużni publicyści i politycy, którzy murem stanęli za zadymiarzami, usiłując wytworzyć (na szczęście tym razem niezbyt skutecznie) propagandowy fakt w opinii publicznej? [1].

Problem w tym, że nikt dotąd nie potwierdził istnienia stalinowskiej dyrektywy, która zalecała: "Gdy obstrukcjoniści staną się zbyt irytujący, nazwijcie ich faszystami..." etc. etc., sam ten cytat ma więc status "propagandowego faktu", a mówiąc zwyczajniej - zmyślenia.

Podejrzenie powinien budzić już jego styl. Stalinowskie dyrektywy oscylowały na ogół między formalizmem biurokratycznych frazesów a jędrnością ludowej obelgi. Mogły być "międzynarodowe siły reakcji", mógł być "judasz Trocki", ale "obstrukcjoniści"? W dodatku "irytujący"?

O tym, jak Bazyliszek przestraszył się swojego własnego oblicza

Lokatorzy | Publicystyka | Tacy są politycy

Podobno jedynym sposobem na pokonanie Bazyliszka było pokazanie mu jego własnego oblicza w lustrze. Baśniowa gadzina, przerażona swoim własnym odbiciem, zmieniała się w kamień i ginęła.

We wczorajszym programie telewizji WTK „Otwarta antena” Jarosław Pucek, dyrektor ZKZL [Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych w Poznaniu - przyp. red.], miał okazję do rozmowy ze swoim „lustrzanym odbiciem”, niesławnym czyścicielem kamienic Piotrem Śrubą. Spotkanie nie trwało długo. Pucek wyszedł ze studia pełen oburzenia: – Dziwię się państwu, że zapraszacie tego pana do dyskusji. Pomyliliście państwo wolność słowa z odpowiedzialnością za ofiary tego pana. Dla mnie to dyskusja na poziomie rynsztoka – oświadczył.

I tak oto Bazyliszek przemówił ludzkim głosem. Widząc własne odbicie w lustrze Jarosław Pucek – autor programu masowych eksmisji i entuzjasta getta kontenerów socjalnych – najwyraźniej mocno się przestraszył. Dziwi ostentacyjnie oburzenie dyrektora ZKZL, skoro jeszcze przed programem doskonale wiedział z kim będzie dyskutować w studiu. Czy dopiero zetknięcie ze swoim „lustrzanym odbiciem” – czyścicielem kamienic zastraszającym lokatorów, odłączającym im wodę i inne media oraz utrudniającym życie na wiele sposobów – skłoniło Jarosława Pucka do głębszej refleksji? Wątpliwe.

Jarosław Pucek jedynie dobrze odrobił lekcje politycznego public relations. Nic dziwnego – jako członek partii rządzącej (Platformy Obywatelskiej), musi stosować sprawdzone metody tej formacji. Tym razem Jarosław Pucek nie kazał po prostu Piotrowi Śrubie zaprzestać „pierzyć głupot” – tym razem Jarosław Pucek postanowił udać, że jest jedynym sprawiedliwym, odpowiedzialnym urzędnikiem troszczącym się o los ofiar Piotra Ś.

Nauka płynąca z śmierci Bazyliszka jest jednak taka, że gada ciężko jest zgładzić. Jeśli Jarosław Pucek faktycznie oburza się na metody czyściciela kamienic, dlaczego sam firmuje i stosuje podobne? Ostentacyjnie dąży przecież do pełnego zasiedlenia getta kontenerów socjalnych, które oficjalnie nazywa „straszakiem” na lokatorów – zadłużonych często nie z własnej winy, ale z powodu wypadków losowych, choroby czy utraty pracy. Buduje wygodny stereotyp „trudnych lokatorów” i eksmisji jako jedynej metody działania. Łudzi osoby zagrożone eksmisją ofertami pomocy, lecz tylko gdy włączone są kamery i dyktafony dziennikarzy; realnie pracownicy ZKZL wielokrotnie utrudniają im pomoc i kładą kolejne kłody pod nogi. Czym takie metody różnią się od poczynań Piotra Śruby?

Różnica jest, ale łatwo może się zatrzeć. Wystarczy jeszcze kilka eksmisji, wystarczy jeszcze kilka kontenerów więcej. Wystarczy jeszcze kilka obraźliwych zdań czy wpisów na Facebooku i nikt nie odróżni Jarosława P. od Piotra Ś. Różnice mogłyby się objawić tylko wówczas, gdyby dyrektor ZKZL porzucił swoje metody działania względem lokatorów.

Nic jednak tego nie zapowiada – dziś Bazyliszek jedynie wystraszył się swego oblicza i uciekł. Gad zastraszający lokatorów nadal kieruje w ich stronę słowa i czyny pełne pogardy. Gad ten nadal żyje. Czasem tylko, dla niepoznaki, przyjmuje różne oblicza, a czasem gotów jest przestraszyć się swojego własnego... lustrzanego.

Stanisław Krastowicz

Za: rozbrat.org

Kanał XML