Publicystyka
Faszyzm może nadejść z innej strony
Czytelnik CIA, Śro, 2012-11-14 18:26 Antyfaszyzm | PublicystykaPo 11 listopada i wyczynach bojówek pseudokibiców na tak zwanym „Marszu Niepodległości” media liberalne zapełniły się ostrzeżeniami o faszyzmie. Tymczasem elementy ustroju autorytarnego już się w Polsce pojawiły i to przy milczącej zgodzie lub wręcz entuzjazmie tych samych mediów.
Demokracja?
Kapitalistyczna władza od lat udowadnia, że „demokracja” i „swobody obywatelskie” to dla niej tylko slogany, których można używać walcząc na przykład o „wolność Białorusi”, ale jeśli chodzi o krajową politykę, podlegają dowolnej interpretacji.
Czy można mówić o wolności ludzi w majestacie prawa oddawanych razem z kamienicami w ramach reprywatyzacji tak zwanym „prawowitym właścicielom”? „Świętość własności prywatnej” doprowadzono do absurdu, gdyż staruszkę czy inwalidkę można wyrzucić z domu, w którym mieszkała przez kilkadziesiąt lat, a po jego prywatyzacji nie była w stanie płacić czynszu wyższego niż jej zarobki. Organizacje lokatorskie broniły niedawno rodziny z dzieckiem, która miała być wysiedlona do noclegowni. Co ciekawsze, taką nielegalną eksmisję chciały im zafundować władze jednej z warszawskich dzielnic. Czy sytuacja, w której politycy, urzędnicy i policjanci, opłacani z pieniędzy obywateli, wdrażają zasady darwinizmu społecznego, nie jest rodzeniem się systemu autorytarnego? W Warszawie od lat powraca pomysł stworzenia osiedla, na które zsyłano by „niewygodnych lokatorów”. Jak powiedział jeden z działaczy lokatorskich, pamiętający Drugą Wojnę Światową – „w tym mieście byli tacy, którzy tworzyli getta i skończyli w Norymberdze”, czym wywołał oburzenie „demokratycznych” radnych.
Od lat w Polsce wzrastają uprawnienia policji. Jednostkowy przypadek zabicia dwa lata temu funkcjonariusza przez bandytów wykorzystano do rozpętania ogólnokrajowej histerii i stworzenia przyzwolenia dla tych zmian. Doszło do tego, że niedawno Ministerstwo Spraw Wewnętrznych chciało zmienić prawo tak, aby pozwalało policjantom strzelać do dzieci i kobiet w widocznej ciąży. Jeśli to nie jest tendencja faszystowska, to nie wiem co nią jest - dopiero wprowadzenie policyjnych mundurów ze swastykami lub rózgami liktorskimi?
Pamiętajmy również o kolejnym zaostrzaniu ustawy o zgromadzeniach. Już utrudniono ich zgłaszanie, a wciąż powracają pomysły zakazu zasłaniania twarzy, czy innych zmian pozwalających wręcz na rozwiązanie demonstracji tylko ze względu na widzimisię policji. Nacjonalistów, skrajną prawicę i wspierających ją kiboli władze po mistrzowsku wykorzystują do propagowania takich zmian. Pożyteczni idioci są zawsze skorzy do dania pretekstu poprzez wszczynanie burd. Elity polityczne, gdyby nie było tak zwanego „Marszu Niepodległości”, musiałyby go sobie wymyślić.
Cyrk zaprezentowany przez MW i ONR, wraz z majaczeniem o „obaleniu republiki”, także wyglądają jakby wymyślili go piarowcy Platformy Obywatelskiej. Partie władzy będą mogły ograniczać demokrację w imię jej obrony przed skrajnościami. Pytany o 11 listopada poseł PO Andrzej Halicki mówił już: „Nie chcemy faszystów, ani anarchistów”. „My”, czyli w domyśle zdrowy trzon narodu, wspierający władzę i obawiający się „ekstremizmów”. Oznacza to zrównanie „ekstremizmu” lewicowego ze skrajną prawicą. Władza nie wyklucza, że w imię „obrony demokracji” trzeba je będzie kryminalizować. Warto przypomnieć, że zwłaszcza pojęcie „lewicowego ekstremizmu” jest bardzo szerokie. Oficjalna lewica z Leszkiem Millerem i Januszem Palikotem na czele postarała się o to, aby nawet socjaldemokraci byli postrzegani jak skrajni lewacy. Skoro obecna „lewica” to de facto centrum, to wszystko na lewo od niej musi już być skrajnością. Sojusz Lewicy Demokratycznej po 11 listopada zaproponował delegalizację ONR. To kolejne bardzo groźne posunięcie. Na pseudokibicach i osiłkach popierających tę grupkę i tak nie zrobi to wrażenia. Wręcz przeciwnie, pozwoli im być męczennikami uważającymi się za ofiary systemu. Delegalizacja organizacji stanowiłaby tymczasem groźny precedens. W przyszłości poprzez delegalizacje władza mogłaby o wiele skuteczniej rozbić ruch lewicowy, tworzący stowarzyszenia i opierający się na inicjatywach społecznych. Wysłanie policji z pistoletami maszynowymi przeciwko zajmującym pustostan skłotersom, jak niedawno w Poznaniu, już wkrótce może być czymś normalnym. Zresztą nawet teraz nie wzbudziło większego oburzenia mediów, być może dlatego, że nie miało miejsca podczas rządów „faszystowskiego” PiS, lecz światłej PO.
Propaganda władzy
W arsenale środków propagandowych, stosowanych przez władzę, znalazł się jeszcze jeden autorytarny element – propaganda jedności narodowej, opierająca się wręcz o skrajny nacjonalizm. Marsz prezydencki, prowadzony 11 listopada przez Bronisława Komorowskiego był pokazem tej strategii. Oto Jan Kowalski ma poczuć się solidarny z Janem Kulczykiem, razem z nim fascynować się flagą, godłem i hymnem. Ma porzucić waśnie i pamiętać, że należy do wielkiej narodowej wspólnoty. W marszu prezydenckim nie było żadnych akcentów socjalnych, a jedynie symbole. Komorowski i jego ludzie wzięli udział w fałszowaniu historii. Złożyli kwiaty pod pomnikami Witosa, Piłsudskiego oraz Dmowskiego. Wprawdzie tłumaczono, że były między tymi postaciami pewne różnice, ale „jedność, Polska, wolność…”, itd., itp. 11 listopada, zarówno nacjonaliści, jak i obóz władzy, odzierają rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę z jej społecznej wymowy. W różnorodnych obchodach nie ma miejsca na bojowców PPS, którzy z czerwonymi opaskami na rękawach rozbrajali posterunki sił zaborczych. W rekonstrukcjach historycznych nie zobaczymy popierających rewolucję niemieckich żołnierzy, którzy w Wielkopolsce odmawiali strzelania do polskich robotników, a nawet oddawali im broń. Fałszowanie historii i tworzenie służących władzy mitów to element systemów autorytarnych. Tym bardziej jeśli są to mity, o których powstają finansowane przez państwo publikacje, akceptowane przez większość głównych sił politycznych. Wtłacza się je młodym ludziom w ramach indoktrynacji na szkolnych lekcjach historii o wiele skuteczniej niż było to w czasach PRL.
Rasizm władzy
Poza mitami oraz ograniczaniem demokracji o narastaniu w Polsce elementów faszystowskich świadczą również niedawne wydarzenia w ośrodkach dla uchodźców. Oto w teoretycznie demokratycznym kraju, którego obywatele jeszcze nie tak dawno sami często stawali się uchodźcami, ludzi przyjeżdżających zwykle z regionów objętych wojnami, traktuje się jak przestępców. Uchodźcy przebywają w ośrodkach będących de facto więzieniami i jest wobec nich stosowany więzienny reżim. Władza sieje z kolei propagandę o konieczności ”zabezpieczenia granic” czy „zagrożeniach ze strony nielegalnej emigracji”, nie mającą podstaw w danych statystycznych. Polska nie jest szczególnie popularna wśród uchodźców, jednak wciąż przedstawia się ich jako chcących „zabrać Polakom pracę” (której nie ma jak zabierać, bo jest jej coraz mniej, ale to już nieistotny szczegół). Relacje uchodźców pokazują, że są oni często traktowani gorzej niż kryminaliści. Rasizm ze strony strażników w ośrodkach, urzędników imigracyjnych czy policji to raczej norma niż wyjątek.
Pod maską politycznej poprawności kryje się bardzo słabo skrywane prawdziwe oblicze nacjonalistycznej, ksenofobicznej władzy. W dodatku polityczna poprawność nie obejmuje wyrazów pogardy wobec osób biednych, prześladowanych w kapitalizmie, które są stygmatyzowane i spychane do gett nędzy. Ci, którzy nie pasują do wizerunku nowoczesnej, zadowolonej z jedności Polski, mają być po prostu usunięci.
Antyfaszystowska odpowiedź?
Te spostrzeżenia niestety przez kilka kolejnych lat umykały Porozumieniu 11 Listopada, które obwołało się główną koalicją polskich środowisk antyfaszystowskich w Polsce. W tym roku zebraliśmy pokłosie zeszłorocznej „Kolorowej niepodległej” oraz wypierania treści ekonomicznych, klasowych. Demonstracja antyfaszystowska była znacznie mniejsza od organizowanej przez skrajną prawicę.
Przez dłuższy czas porozumienie liczyło na wsparcie celebrytów, polityków, mediów głównego nurtu i wątpliwej jakości „autorytetów”. To z kolei można było osiągnąć, stosując jedynie retorykę obrony status quo przed radykalizmem i „ekstremizmem”, bardzo podobną do tej rządowej. W sytuacji, w której narasta społeczne niezadowolenie oraz niechęć do klasy politycznej, zeszłoroczną blokadę neofaszystów firmowali swoimi osobami Kazimiera Szczuka oraz Ryszard Kalisz. Być może nie było to zamiarem organizatorów, ale nie trzeba być specem od PR, żeby domyślić się, że media zauważą właśnie obecność celebrytów.
Dwa lata temu blokada była do pewnego czasu wręcz firmowana przez Gazetę Wyborczą, która wymyśliła „wygwizdanie faszystów”.
Taka strategia jest niestety zabójcza dla polskiego ruchu antyfaszystowskiego. Po pierwsze wpisał się w obronę obecnego systemu, a przeciwnicy mogli tymczasem przybrać pozę „jedynej antysystemowej opozycji”. Tak pojmowany antyfaszyzm jest w stanie może zainteresować zadowoloną z życia, bogatą młodzież i mieszczan, czyli tak zwane lemingi, ale nie ludzi pracy, a już na pewno nie tych, którzy są wykluczeni. Establiszmentowi „demokraci”, jak się zresztą okazuje, to bardzo słabi sojusznicy. Rzekomo „antyfaszystowska” GW najpierw obraziła się na biorących udział w blokadach anarchistów za krytykę kapitalizmu i zapowiedziała, że ich też wygwiżdże. Następnie Seweryn Blumsztajn, naczelny GW, postawił sobie za cel rozstawianie po kątach środowisk antyfaszystowskich i przemawianie do nich z pozycji mentora, który sam wszystko wie najlepiej.
W zeszłym oraz tym roku z kolei światli redaktorzy i redaktorki organu Blumsztajna sami powielali prawicowe „rewelacje” rodem z tabloidu, a wymyślane przez takich pseudo-dziennikarzy jak Wojciech Wybranowski. Ostatecznie postanowili się też przyłączyć do rządowej propagandy „świętującej Polski”, narzekając co najwyżej na burdy zakłócające nastrój ogólnej szczęśliwości pod przewodnictwem Bronisława Komorowskiego. Marsz prezydencki wybrała tez część celebrytów.
Taki zwrot „autorytetów” zdezorientował Porozumienie 11 Listopada, które nie umiało wydać z siebie żadnych spójnych komunikatów, poza ogólnym narzekaniem na faszystowskie zagrożenie. Tegoroczny blok socjalny na manifestacji antyfaszystowskiej był oddolną inicjatywą części środowisk rozumiejących, że walkę z faszyzmem trzeba łączyć z hasłami społecznymi. Niestety tych treści zabrakło w bardzo ogólnikowych wypowiedziach medialnych przedstawicieli Porozumienia.
Dodatkowo problem głównonurtowego antyfaszyzmu polega z jednej strony na elitaryzmie, czyli przekonaniu, że światli demokraci muszą nauczać społeczeństwo politycznej poprawności, a z drugiej - na doborze ludzi reprezentujących antyfaszyzm. Podczas jednej z audycji radiowych tego typu „antyfaszystka”, jako jeden z przejawów faszyzacji na stadionach, przedstawiła wywieszanie transparentów z Rotmistrzem Pileckim. Człowiek ten powinien być jednym z symboli antyfaszyzmu i powinniśmy się oburzać na wykorzystywanie go przez tępych osiłków walczących o „białą rasę”. Do ludzi ich pokroju raczej strzelał niż się z nimi bratał, a fakt, że wspomina go np. ONR, to skandal. Nazwanie transparentów z Pileckim przejawem faszyzmu to jednak głupota.
Polityczna poprawność antyfaszyzmu polega również na wyszukiwaniu takich haseł, aby nie urazić przedstawicieli głównego nurtu. Wszelkie „demokratyczne” fundacje czy stowarzyszenia wydają się zapewne wielu ludziom z Porozumienia wartościowszym sojusznikiem, niż socjaliści czy anarchiści.
Jeśli chcemy na poważnie myśleć o przeciwstawieniu się skrajnej prawicy, trzeba zaatakować z zupełnie innej strony. NOP, ONR czy MW nie oferują żadnej alternatywy wobec neoliberalnego kapitalizmu. Ich programy to zlepek pozornie antysystemowych haseł z neoliberalnymi sloganami o „niskich podatkach” czy „przedsiębiorczości”. Przerzucają odpowiedzialność na obcych, brak patriotyzmu elit i odwracają uwagę od rzeczywistych problemów ekonomicznych. Bardzo trafne jest niesione przez uczestników bloku socjalnego na demonstracji antyfaszystowskiej hasło „nacjonalizmu nie włożysz do garnka”. Trzeba dotrzeć do grup wykluczonych, pracowników, lokatorów, bezrobotnych, tłumacząc im, że skrajna prawica nie będzie walczyła o ich prawa, ponieważ po prostu nie leży to w jej interesie. Nacjonalistom wystarczy silne, narodowe państwo z rodzimym kapitałem, który będzie wyzyskiwał ludzi pracy tak samo jak międzynarodowy.
Zamiast jednorazowej mobilizacji raz w roku potrzebne jest włączenie się antyfaszystów do środowisk prospołecznych i podjęcie przez nich codziennej pracy. Może Adam Michnik nazwie ich wówczas populistami oraz przestanie zapraszać do swoich mediów, ale chyba nie o to chodzi w realnej walce z faszyzmem. Zapewne aby kontynuować działalność antyfaszystowską, konieczne jest zrezygnowanie z jednolitofrontowego Porozumienia 11 Listopada i przemyślenie dalszej strategii, faszyzm może bowiem nadejść ze strony, z której większość społeczeństwa się go nie spodziewa.
Piotr Ciszewski
http://lewica.pl/index.php?id=27261&tytul=Piotr-Ciszewski%3A-Faszyzm-mo%...
Błędy polskiego "antyfaszyzmu" - o nowy dyskurs, strategie i taktykę
Czytelnik CIA, Wto, 2012-11-13 13:23 Antyfaszyzm | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmTegoroczna demonstracja Porozumienia 11 listopada zakończyła się spektakularną klęską. Kilkanaście razy mniejsza niż demonstracja neofaszystów, pozbawiona była również antysystemowego przekazu.
Przeciwko celebrytom i politykom
Tegoroczna klęska jest pokłosiem zeszłorocznej blokady, na którą zaproszono polityków i celebrytów. Spowodowało to kompromitację i umocnienie przekonania o pro-systomowym charakterze polskiego antyfaszyzmu. W związku z tym nie ma co się dziwić, że zbuntowani ludzie wybrali Marsz Niepodległości idąc na lep prymitywnej nacjonalistycznej propagandy.
Wniosek: Żadnej współpracy z politykami, żadnego podpierania się "autorytetem" celebrytów, żadnego wysługiwania się systemowymi mediami.
Potrzebna alternatywa nie polityczna poprawność
Dotychczas stosowany dyskurs Porozumienia, skupiał się na obronie szeroko rozumianej "poprawności politycznej" i braniu za podstawę sprzeciwu wobec faszyzmu obecnego prawa. Jest to błędna strategia. Dyskurs w Polsce przesuwa się na prawo, i zajmowanie pozycji defensywnych skończy się wypchnięciem ruchu antyfaszystowskiego poza nawias opinii publicznej. W sytuacji gdy prezydent RP składa kwiaty pod pomnikiem Dmowskiego, wyraźnie widać czym jest obecnie "polityczna poprawność" - to polityczna poprawność nacjonalizmu. W związku z tym należy przyjąc strategię ofensywną - negującą zarówno państwowe prawo jak i "poprawność polityczną" we wszelkich jej odmianach.
Ewidentnie kończy się czas bezideowości i apolityczności młodzieży. Młodzież potrzebuje alternatywy. Ale ta alternatywą nigdy nie będzie "tolerancja i światopoglądowy pluralizm". Alternatywa może być tylko wyraźna opcja ideologiczna. Taką ideologią jest tylko anarchizm.
Wniosek: należy porzucić apolityczny wizerunek polskiego "antyfaszyzmu" i zająć jednoznaczne stanowisko ideologiczne
Świadomość klasowa, nie tożsamość kulturowa
Dotychczasowy dyskurs antyfaszystowski skupiał się wokół tożsamości kulturowej, podkreślane były kwestie gender, lgbt i ogólnie tzw. "obyczajówki". Jest to poważny błąd. Istotą faszyzmu nie jest bowiem walka z jakimiś mniejszościami, lecz skoszarowanie większości. Faszyzm jest zagrożeniem dla każdego a nie tylko dla wybranych. Apolityczny ruch antyfaszystowski nigdy nie pokona faszyzmu. Pokonać go może tylko Rewolucja społeczna likwidująca system kapitalistyczny.
Wniosek: Należy zrezygnować z eksponowania "obyczajówki" i innych drugorzędnych spraw. Zamiast tego należy skupić się na budowie ruchu społecznego i klasowego. Należy również odkryć przed społeczeństwem klasową istotę faszyzmu którą stanowi kolaboracja proletariatu z burżuazją.
Bronić swoich a nie obcych
Innym błędem w antyfaszystowskim dyskursie jest przyjęcie hasła o obronie "innych i obcych" ludzi przeciwko zagrażającym im neofaszystom. W istocie po pierwsze napędza to nacjonalistyczny dyskurs potwierdzając istnienie owych "innych". Po drugie jest zwyczajnie nieskuteczne bo większość egoistycznie nastawionego społeczeństwa nie ma i nie bedzie miała zamiaru bronić "obcych". Zamiast o obronie "innych" czas rzucić hasło o obronie samych siebie i sobie podobnych.
Natomiast "inni" to w istocie nasi towarzysze i przyjaciele. Murzyn nie jest "obcy" jest swój, bo jest człowiekiem i członkiem klasy pracowniczej. Walcząc z rasizmem bronimy nie obcych, lecz swoich. Walcząc z faszyzmem bronimy samych siebie i członków naszej klasy.
Wniosek: Zatem nasz dyskurs musi skupić się na podkreślaniu jedności z innymi tego co łączy (prznależnośc do tej samej klasy) zamiast akcentowania obrony różnorodności i "inności".
Patriotyzm i internacjonalizm: nie kosmopolityzm i nacjonalizm.
Polscy antyfaszyści maja ewidentny problem ze swoim stosunkiem do zagadnienia patriotyzmu. Jest to problem poważny. Z jednej strony pojawiają się kosmopolityczne głosy przeciwko jakimkolwiek formom patriotyzmu z drugiej głupkowate hasła o "wielkiej Polsce antyfaszystowskiej". Negowanie patriotyzmu jako takiego prowadzi do odcięcia się od mas, które w dużym stopniu przesiąknięte są uczuciami patriotycznymi. Należy zatem przejmować te elementy patriotyzmu które mogą być zgodne z naszym stanowiskiem np. w kwestiach historycznych. Nie widzę nic złego w polskiej fladze z kotwicą. Można to wykorzystać jako symbol walki z faszyzmem. Tak samo należy podkreślać zdradziecka rolę endecji w polskiej historii (kolaboracja Dmowskiego z caratem, kolaboracja NSZ z Niemcami). Błędem byłoby jednak licytowanie się z neofaszystami na patriotyzm, co prowadziłoby do podsycenia nastrojów nacjonalistycznych. W mojej ocenie proletariacki patriotyzm nie jest sprzeczny z autentycznym internacjonalizmem. I odpowiednie wykorzystanie nastrojów patriotycznych może przynieść dobre skutki.
Wniosek: Patriotyzmu nie należ zwalczać, ani go podsycać. Należy go jedynie wykorzystywać wtedy gdy jest to opłacalne.
Kto jest prawdziwym ekstremistą?
Niektórzy np. blogerka Lukrecja Sugar starają się przedstawić neofaszystów jako jedynych ekstremistów. Jest to teza błędna. Faszyzm nie jest ekstremizmem w stosunku do obecnego systemu. Obecny ustrój charakteryzuje się hierarchicznym ukształtowaniem stosunków społecznych, władzą państwa, kapitału i dużymi wpływami Kościoła. Wobec takiego ustroju neofaszyści nie są żadną opozycją. W istocie chcą oni jedynie umocnić hierarchię, ustanowić totalitaryzm i państwo wyznaniowe. Nie są to zatem poglądy ekstremistyczne lecz jedynie umocnienie panujących w państwie trendów.
Kto jest zatem prawdziwym ekstremistą? Anarchiści i radykalna lewica. Bo tylko my chcemy i możemy doprowadzić do realnego zniszczenia obecnego hierarchicznego systemu i kapitalizmu. To anarchizm stanowi pogląd ekstremistyczny wobec obecnego ustroju. I czas to w końcu głośno powiedzieć!
Przeciwko państwu, policji, nazistom!
Nie oszukujmy się. Tegoroczna demonstracja antyfaszystowska doszła do skutku jedynie dzięki ochronie policji. Sam ten fakt wzbudza niesmak w oczach anarchisty. Niestety nie jest to pierwszy taki przypadek. Na lewicowych demonstracjach nie od dziś pojawiają się pro-policyjne hasła np. w zeszłym roku na blokadzie z trybuny padały słowa podziękowania dla policji ze strony Szczuki.
Stanowi to całkowitą kompromitację anarchizmu. Po pierwsze usprawiedliwiając przemoc policyjną delegitymizujemy dyskurs antyfaszystowski który powinien byc wymierzony właśnie w policyjne państwo. Po drugie ośmieszamy się w oczach zbuntowanej młodzieży o nastawieniu antypolicyjnym
Inną istotną sprawą jest szukanie własnej legitymizacji w obowiązującym prawie. Jest to kompletne nie zrozumienie istoty faszyzmu jako ruchu wykorzystywanego przez państwo i burżuazję. Państwo nigdy nie bedzie występowało przeciwko faszystom bo są mu niezbędni w sytuacji zagrożenia. Jak napisałem wyżej faszyści nie dążą do zniszczenia państwa lecz do jego umocnienia.
Wniosek: musimy występować równocześnie przeciw państwu (i jego organom ochronnym - policji) jak i przeciw nazistom. To droga bardzo trudna ale jedyna prowadząca do ostatecznego zwycięstwa.
Ps. Porozumienie 11 listopada musi odejść!
Jako anarchiści nie mamy innych metod kierowania własnych ruchem oprócz nieustannej i powszechnej dyskusji, w której wypracowujemy strategię i taktykę działania. W związku z tym:
Wzywam członków Porozumienia 11 listopada - osoby odpowiedzialne za klęskę do złożenia publicznej samokrytyki i wycofania się z roli "animatorów" polskiego antyfaszyzmu. To błędne decyzje kierowników "Koalicji antyfaszystowskiej" doprowadziły do załamania sie siły ruchu i pośrednio do wzrostu nacjonalistów.
Wniosek: Osoby skompromitowane muszą odejść.
Frankfurt nad Odrą BLOKADA MARSZU NAZISTÓW okiem uczestniczki
Czytelnik CIA, Pon, 2012-11-12 23:13 Antyfaszyzm | PublicystykaPo powrocie do poznania i krótkim odpoczynku chciałam pokrótce opowiedzieć o naszym wyjeździe do Frankfurtu nad Odrą na blokadę marszu nazistów.
Już o 9.45 kiedy wszyscy zebraliśmy się w Kostrzynie aby wspólnie udać się na blokadę zauważyliśmy kilkukrotnie przejeżdżający radiowóz, który bacznie obserwował nas i nasze dalsze kroki. Po wyruszeniu w trasę, dzięki wcześniej ustalonemu przez obserwujący nas radiowóz nr rejestracyjnego, zostaliśmy zatrzymani do kontroli. Wszyscy zostaliśmy wylegitymowani, a nasze dane zostały spisane w małym papierowym notatniku. Całe to zatrzymanie (niczym nie spowodowane) znacznie utrudniło nam dotarcie do Frankfurtu na czas. Po wjeździe do Słubic i opuszczeniu przez nas busa, zauważyliśmy mnóstwo policji. Przed wejściem na most zostaliśmy nagrani policyjną kamerką, w celu ułatwienia niemieckiej policji naszego zatrzymania. Znajdując się już we Frankfurcie, doszło do zatrzymania nas przez niemiecką policję, która na ulicy w biały dzień przeprowadzała wśród nas dokładną kontrolę osobistą, każąc zdejmować nam odzież wierzchnią i okazywać zawartość torebek oraz plecaków. Zostaliśmy podzieleni na "chłopców i dziewczynki", policja skonfiskowała kominiarki, arafatki, kije do flag, oraz gaz pieprzowy. Chłopcy przy których znaleziono fanty zostali odwiezieni na komisariat we Frankfurcie i zatrzymani w osobnych celach przez 8h. Reszta, dostała zakaz wstępu do Niemiec do Poniedziałku i osobiście zostaliśmy odprowadzeni przez policję na granicę. Po około 15 min zostaliśmy "odbici" i "przemyceni" z powrotem na teren Niemiec przez niemieckich i polskich przyjaciół zamieszkujących Frankfurt. Szybko zaczęliśmy wspólnie działać nad przedostaniem się na blokadę oraz nad organizowaniem pomocy prawnej dla naszych uwięzionych. Przenieśliśmy się na squat w celu zorganizowania zebrania w sprawie zatrzymanych. W sumie udało się zorganizować dwóch prawników dla naszych chłopców. Jesteśmy dozgonnie wdzięczni naszym przyjaciołom za ponowną gościnę w Niemczech na squacie i pomoc, za to, że nasze wspólne działanie doprowadza do przyjaźni polsko-niemieckiej między nami. Około 18.15, po oficjalnym rozwiązaniu blokady, udaliśmy się sporą grupą pod komendę policji w celu "odbicia" naszych. Tam wspólnie z jedną z działaczek IP i jednym niezrzeszonym kolegą zostaliśmy zatrzymani na komisariacie co trwało około 30min. Celem zatrzymania było rozpoznanie naszych twarzy z poprzedniego zatrzymania podczas którego to dostaliśmy zakaz przebywania w Niemczech podczas przemarszu. Wszystko to pokazało nam jak bardzo policja utrudniała nam blokadę, a zarazem współpracowała z nazistami. Chciałam w skrócie przekazać najważniejsze zdarzenia z tego dnia, napisać coś czego nie dowiecie się z gazet czy telewizji. Najważniejsze, że po raz kolejny udało nam się zablokować marsz nazistów i że kolejny raz nie udało im się przejść!
NO PASARAN!
Nie jest to może tak dokładnie opisany dzień jakbym chciała, ale na pewno pomoże lepiej wyobrazić sobie wszystko to co działo się wokół nas tego dnia lepiej niż robią to artykuły znalezione w internecie.
Malwina
Teksty CNT i MSP o strajkach 14 listopada
Czytelnik CIA, Pon, 2012-11-12 00:25 Publicystyka | StrajkDzień 14 listopada – mobilizacje, strajki generalne, akcje bezpośrednie i międzynarodowa solidarność
Dotykają nas wciąż nowe cięcia budżetowe, których skutkiem jest ciągłe obniżanie poziomu życia pracowników, by osłabić lub całkiem zniszczyć ich zdolność do organizowania się i walki. Zyski są prywatyzowane, a bogaci stają się coraz bogatsi, ale koszty, ryzyko i represje są uspołeczniane!
Pobudka nacjonalistów z ręką w nocniku?
Czytelnik CIA, Czw, 2012-11-08 16:50 Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmW tym roku prawicowe media nie straszą już mityczną niemiecką antifą, która nota bene dzień przed 11 listopada w tym roku będzie blokowała we Frankfurcie nad Odrą antypolski marsz neonazistów z NPD. NPD co znamienne ma bardzo podobne postulaty do naszych rodzimych faszystów – którzy także domagają się większej kontroli państwa, zamknięcia granic i wyrzucenia imigrantów.
Dwa razy tym samym straszyć nie wypada, milczy więc Rzepa z naczelnym tropicielem antify, Wojcieciechem Wybranowskim. Widocznie tym razem ten wielki specjalista od „antyfaszystowskiego ekstremizmu” musiał przycichnąć po aferze z trotylem która opisała jego gazeta, która trzymała się faktów podobnie jak artykuły tego „dziennikarza”.
W związku z tym mamy więcej czasu żeby posłuchać co też faktycznie dzieje się w obozie naszych dzielnych organizatorów tzw. „Marszu Niepodległości”. A tam trwa kopanie się po kostkach na całego! Okazuje się, że jak nacjonaliści i rodzimi faszyści nie mają wroga, najlepiej wyimaginowanego (w mitycznych Żydów wierzy już tylko Holocher ale boi się o tym głośno powiedzieć żeby nie zepsuć PRu przed 11.11 ) albo takiego, który nie może się bronić, to nagle nie jest tak różowo a domek z lewych kart się sypie.
Dzieje się wiele, każdy dzień przynosi nowe informacje.
Jakiś czas temu z Marszu wyleciał Korwin-Mikke ze swoimi KNPowcami, bo robił polityczną konkurencję organizatorom.
Z komitetu honorowego z wielkim hukiem wychodzi Kukiz, okazuje się, że niedawno nawrócony na prawą stronę piosenkarz, który jeszcze parę miesięcy temu osobiście jeździł z promocją Marszu po kraju, otrzeźwiał i jak sam pisze w oświadczeniu z „Z Ku-Klux-Klanowcem również mi nie po drodze.” Kto tym Ku-Klux-Klanowcem jest? Nie chodzi tu bynajmniej, jak można podejrzewać o Holochera czy Winnickiego ale Jana Kobylańskiego. Kobylański, wielokrotnie krytykowany za swoje antysemickie słowa nie podoba się piosenkarzowi, logika podpowiadałaby, że podobnymi ku-klux-klanowcami (tyle, że mieszkającymi w Polsce) są jego koledzy z ONRu, którzy tak lubią krzyże celtyckie, hajlowanie. Widać jednak to Kukizowi już tak nie przeszkadza, bicie ludzi nie pasujących do szablonu „prawdziwego polaka” i transparenty na obchodach ONR-u nie robią na nim takiego wrażenia. A może to jedynie kolejna zagrywka żeby zapromować swoją nową płytę, a zyskami podzielić się z Winnickim? A może Winnicki więcej kasy dostanie od milionera Kobylańskiego?
Kobylański, nie podoba się również redaktorowi Sakiewiczowi, bo krytykował on Lecha Kaczyńskiego. Dowiadujemy się, że oprócz tego, że nie podobają mu się organizatorzy Marszu Niepodległości przeciwni tradycji wielokulturowej Rzeczpospolitej i Kluby Gazety Polskiej będą szły w oddzielnej kolumnie, to nawet będą miały inną trasę marszu, bo odłączą się pod pomnikiem Dmowskiego i pójdą dalej do pomnika Piłsudskiego. Sakiewicz zawiesza także swój udział w komitecie honorowym.
Winnicki co prawda delikatnie komentuje całą sytuację, ale robi to bardzo asekurancko - w końcu to GP i środowisko sekty smoleńskiej ściągnęło na ich marsz w zeszłym roku większość ludzi. Bez nich „odzyskanie Polski” może się nie udać.
Mało? Jest tego więcej!
Marsz nie podoba się też redaktorowi naczelnemu Frondy, Tomaszowi Terlikowskiemu – który jeszcze rok temu na marsz zapraszał. Terlikowski oświadcza, że nie będzie szedł z rasistami i antysemitami. Stwierdza to po wywiadzie jaki jego portalowi udzielił szef rodzinnej firmy ONR – Przemysław Holocher.
Holocher co prawda zmienił swój wizerunek – teraz już nie zobaczymy go w skinowskim przebraniu, ani piaskowym mundurku wybrał garnitur i krawat. Poglądy pozostały jednak nie zmienione a on teraz próbuje lawirować pomiędzy wizerunkiem ONRowca jako bojówkarza ale też tzw. „studencika”. Taktyka ta jest używana przez ONRowców od jakiegoś czasu, zależy co akurat jest potrzebne. ONR czasami próbuje ocieplać swój wizerunek ale słabo mu to idzie. Świetnie poglądy ONRu ukazuje postać z plakatu na tegoroczny Marsz. ONRowiec może odgrywać rolę dzielnego żołnierza wyklętego z radziecką pepeszą, który ma odzyskać Polskę, ale może też już prywatnie, nie jako „fotomodel” ale jako szef Mazowieckiego ONR, Jan Sapijaszko grozić swojej niedawnej koleżance(która reklamowała swoją twarzą plakat na 11.11.11!), że za krytykę środowiska nacjonalistycznego może skończyć z ogoloną głową, jak podczas okupacji. Przy okazji jak na nacjonalistycznego dżentelmena i „żołnierza wyklętego” przystało nazywa ją na Facebooku: „głupią i sprzedajną kurwą”. To się nazywa prawdziwa rekonstrukcja historyczna i pokazanie gdzie jest miejsce kobiety. Nowoczesność i historia w jednym! To jest właśnie ONR o którym mówi jej szef!
Holocher musi jednak uważać, bo taka ugrzeczniona pod publikę twarz nie bardzo podoba się reszcie skrajnego środowiska nacjonalistów i faszyzujących kibiców. Nie podoba się również Marian Kowalski – rzecznik prasowy ONR, którego osoba wzbudziła spore kontrowersje w jego rodzinnym Lublinie. Dla niektórych jest wzorem, bo organizuje koncerty faszystowskich kapel w klubie, w którym stoi na bramce ale kibice Motoru Lublin w tym roku nie przyjadą do Warszawy, głównie z powodu jego osoby. Dlaczego? A to dlatego, że Marian Kowalski parę lat temu miał donosić na policje w sprawie jednego z kibiców tej drużyny (sprawa już raz wypłynęła na światło dzienne kiedy Kowalski stratował z listy UPR na posła). To, że jest to środowisko konfidentów, nas nie dziwi, bo my wiemy to od dawna. Od dawna mamy też na to dowody – a to ONRowcy z Poznania (niedawno rozwiązane ONR Wielkopolska której członkowie przeszli do Wielkopolskich Patriotów) dzwoniący po pomoc policji podczas obchodów rocznicy wybuchu stanu wojennego, a to plakaty, które jakiś czas temu można było zobaczyć na stronie Mazowieckiego ONRu… Można więc powiedzieć, że wszystko układa się w logiczną całość. Rzecznikiem organizacji, która tak kocha policję i bardzo lubi korzystać z jej pomocy powinien być właśnie konfident!
ONR w swojej miłości do policji próbuje doścignąć Młodzież Wszechpolską, która od lat stosowała taktykę nasyłania policji na swoich przeciwników ideowych ale także, na konkurencję na nacjonalistycznej scenie. Kto bowiem nie pamięta czasów gdy MW donosiła na NOP, żeby tylko pokazać się w mediach jako jedyna nacjonalistyczna organizacja mająca monopol na organizowanie różnych akcji. Nie trzeba zresztą sięgać pamięcią parę lat wstecz, wystarczy przypomnieć sobie sytuację sprzed roku kiedy tańczący poseł LPR, celebryta i gwiazda TVN-u, były przewodniczący MW, Krzysztof Bosak oświadczył, że większość zadymiarzy podczas Marszu Niepodległości to byli przebrani w kominiarki lewacy. Na dowód tego wyśledził jednego z nich – na przekór rzeczywistości, tym zadymiarzem okazał się kibic Legii Warszawa o jak najbardziej prawicowych poglądach. Akcja tropienia „prowokatora” zakończyła się sukcesem – policja dzięki pomocy Bosaka ujęła jegomościa.
Zresztą z kibicami MW ma wyraźny problem. Pomimo tego, że na Marsz wszechpolscy zapraszają wszystkich którzy popierają idee marszu, nie są na niej mile widziani kibice Warszawskiej Polonii. Takie oświadczenie wystosował Robert Winnicki na swoim profilu na FB. Ciekawe co na to kibice tej drużyny którzy na ostatnim meczu wywiesili transparent zapraszający na marsz? Widać nie są uważani za dobrych nacjonalistów, zresztą przekonali się o tym boleśnie dwa lata temu, kiedy kilkaset metrów od pomnika Dmowskiego, zaraz po zakończeniu Marszu Niepodległości (wtedy jeszcze organizowanego bez żadnych przykrywek przez MW i ONR) zostali napadnięci i pocięci nożami przez kibiców drugiej stołecznej drużyny. W stanie ciężkim trafili do szpitala, tak widać wygląda porozumienie ponad podziałami i wspólny front na marszu.
Zresztą co tu mówić o takim porozumieniu jeżeli w wywiadzie dla portalu prawy.pl ten sam Winnicki stwierdza bez żenady, że Polak to katolik. A więc kto nie jest katolikiem nie jest Polakiem. Czyżby w tym roku Winnicki planował oprócz treści transparentów sprawdzać także fakt posiadania metryki chrztu i bierzmowania? Co z Niklotem który w tamtym roku brał udział w Marszu? Katolikami nie są, a więc według logiki szefa MW, nie są także Polakami.
Jedynym milczącym środowiskiem jest środowisko Autonomicznych Nacjonalistów. Może są zajęci odwalaniem brudnej roboty? Klejeniem plakatów, rozlepianiem wlepek itp? Zresztą, jak bardzo „autonomicznych” wiadomo już od pewnego czasu, gdy prywatne zdjęcia z obozu ONR znalazły się nie gdzie indziej ale na ich serwerze autonom.pl . Widać Autonomicznym Nacjonalistom i powiązanym z nim środowiskom kibicowskim nie przeszkadza fakt, że gdy oni pomagają ONRowi jak mogą (a to promują i uczestniczą w ich akcjach, trzymają fotki na swoim serwerze) ten sam ONR robi im koło dupy. A to przez wypowiedzi samego szefa, Holochera – który ocenia, że większość tych która brała udział w zamieszkach rok temu to byli prowokatorzy. A to przez działania Bosaków i im podobnych. Na szczęście dla ONRu i MW, jak się okazuje „autonomiczni” koledzy są wyrozumiali. Są wyrozumiali gdy Sakiewicz wyraźnie pokazuje gdzie ich miejsce, są wyrozumiali gdy wykorzystuje ich ONR i MW jako mięso armatnie. Nie przeszkadza im nawet to, że na ich plecach robiona jest kariera polityczna. Widać, dzięki temu jak na dłoni że ich antyestabliszmentowość jest jedynie na pokaz.
Cała ich antysystemowość to pozwolenie żeby mogli na demonstracji odpalić racę w kominiarce i pokrzyczeć anty policyjne hasła albo jeżeli się uda to ukraść anarchistyczny transparent podczas demonstracji przeciwko ACTA. A i tak później zorganizują koncert pod patronatem władz dzielnicy i w kinie, którym właścicielem jest ITI (chodzi o koncert sprzed paru dni w warszawskim Multikinie gdzie grał: Zjednoczony Ursynów, Irydion i Karpatia). Żeby było bardziej antysystemowo i autonomicznie, wejściówki były do odebrania w biurze posła PiS Artura Górskiego (to ten sam poseł który wsławił się projektem uchwały o intronizacji Chrystusa na Króla Polski i był przez kilkanaście lat prezesem Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego). Z niecierpliwością czekam co o imprezie napisze Julek Makowski założyciel „Drogi Legionisty”. A może to po prostu kolejny krok w karierze? Od nazi-skina, poprzez „Autonomicznego Nacjonalistę” do sekretarza posła?
Czasu do Marszu w Warszawie jeszcze trochę zostało, można więc spodziewać się kolejnych kwiatków na dniach. Domek z kart może się wywrócić szybciej niż myślimy. W tym roku Wybranowski i Rzepa śpi po wybuchowym artykule, a sam jeden z braci Karnowskich nie ma takiego przebicia. „Anty salonowy” Rafał A. Ziemkiewicz, nie ma już programu w TVP, co najwyżej może pisać swoje fantastyczne opowieści w „Uważam Rze” i marzyć o nowoczesnym endeku, który jest starym endekiem z tą różnicą, że lubi Żydów. Nie będzie więc w mainstremowych mediach rewelacji o złych antyfaszystach z Niemiec, a na wierzch będzie wypływać coraz więcej faktów, do tej pory skrywanych przez „Stowarzyszenie Marsz Niepodległości”. Nie wystarczy tu już standardowy język Winnickiego, który słowo „lewactwo” i prowokacja potrafi odmienić we wszystkich przypadkach. Może być kiepsko jeżeli nie uda się przekonać widzów jak w roku ubiegłym, że zadymy na placu Konstytucji robili prowokatorzy, niemiecka antifa, a nie nacjonaliści, których przyjazdy z całego kraju były autoryzowane i monitorowane przez MW. Może się okazać, że Robert jednak nie zrobi kariery jak Krzysiu Bosak, który w tamtym roku był nawet komentatorem TVN-u podczas demonstracji, której uczestnicy palili jej samochody (sic!).
My tym czasem róbmy swoje. Tak jak każdy uważa za słuszne – manifestując, blokując, pisząc, malując, robiąc muzykę, działając społecznie czy gotując pierogi (oczywiście ruskie!).
MOMOS 161
Za: http://antifa.bzzz.net/artykuly/publicystyka/item/383-pobudka-nacjonalis...
7 mitów (medialnych) wokół 11 listopada
Czytelnik CIA, Nie, 2012-11-04 11:53 Antyfaszyzm | PublicystykaMIT NR 1 – ANTYFASZYŚCI Z NIEMIEC ZAATAKOWALI GRUPĘ REKONSTRUKTORSKĄ
Faktem jest, że grupa kilkudziesięciu antyfaszystów poruszała się Nowym Światem w kierunku centrum aby dołączyć do mającej się rozpocząć antyfaszystowskiej blokady. Faktem jest też, że wielu z nich przejechało do Warszawy z Niemiec. Niemieccy antyfaszyści od lat uczestniczą w protestach przeciwko rasizmowi, nacjonalizmowi i antysemityzmowi w Europie. Wielu z nich bierze udział w restaurowaniu żydowskich cmentarzy w Polsce, zdemolowanych w ostatniej dekadzie przez polskich nacjonalistów i faszystów. Niemieccy antyfaszyści blokują też regularnie antypolskie marsze NPD. Prowadzą działalność edukacyjną wśród młodzieży w Niemczech uwrażliwiając ją na zagrożenia ze strony skrajnej prawicy. Niemieccy antyfaszyści szli więc Nowym Światem aby przyłączyć się do kolejnego w Europie antyfaszystowskiego protestu. Po drodze mijali wiele grup rekonstrukcji historycznych. I tak jak wielu innych przechodniów robili im zdjęcia na pamiątkę swojego pobytu w W-wie. Sytuacja eskalowała gdy na wysokości ulicy Świętokrzyskiej w ich stronę wybiegło 3-4 polskich neofaszystów (wśród nich znany faszystowski kibol Bałtyku Gdynia – Rafał Gołuch – autor faszystowskiego blogu „Ostatnia Kohorta”). Doszło do krótkiej konfrontacji. Napastnicy zostali skutecznie obezwładnieni i grupa antyfaszystów ruszała spokojnie dalej, gdy do zamieszania włączył się niespodziewanie jeden z uczestników kolejnej grupy rekonstrukcyjnej. Krzycząc „bić szkopów” rzucił się na młodych Niemców. Doszło do kilkusekundowej szamotaniny – jeden z niemieckich antyfaszystów złapał szalonego rekonstruktora za kolbę broni, którą ten ostatni starał się go uderzyć. Po chwili natrętny rekonstruktor powrócił do swojej grupy jednak mniej więcej w tym momencie na miejsce nadjechały radiowozy policyjne i dokonały zatrzymania całej grupy antyfaszystów. Skrajnie prawicowe media, m.in. Nowy Ekran, aby ukryć haniebny fakt iż grupa polskich neofaszystów, a potem i polski ksenofobiczny rekonstruktor zaatakowali niemiecką młodzież, która przybyła tu protestować przeciwko zagrożeniu nacjonalizmem, skonstruowały absurdalną narrację. Przy pomocy kilku zdjęć i pociętego jak należy filmiku, „dowiedziono” jakoby „Niemcy przyjechali do Polski aby bić rekonstruktorów” i taka narracja trafiła do mediów masowych. Te z kolei bezkrytycznie ją powielały. Tak powstał absurdalny mit. Pół roku później,
a) warszawski sąd uniewinnił WSZYSTKICH niemieckich antyfaszystów ze WSZYSTKICH absurdalnych zarzutów (co było oczywiste od początku)
b) Rafał Gołuch i jego kompani, których atak był oczywistą i jedyną przyczyną zamieszania na Nowym Świecie (do którego ochoczo przyłączył się pan rekonstruktor) dalej prężnie działają w polskich strukturach faszystowskich
c) cały kraj opiera się na spreparowanej narracji Nowego Ekranu.
Warto zaznaczyć, że całe wydarzenie nosi znamiona prowokacji. Na kilka dni przed 11 listopada, działacze skrajnej prawicy założyli na portalu Facebook wydarzenie o nazwie „Rozbrój sobie Niemca – gra rekonstrukcyjna” (sic!), gdzie namawiali do napadania na niemieckich antyfaszystów. Chęć udziału w akcji wyraziło kilkaset osób, w tym prominentni działacze ruchu narodowego, m.in. Krzysztof Bosak i Samuel Rodrigo Pereira, którzy najbardziej zaciekle atakowali antyfaszystów. Zostało to zupełnie przemilczane przez media.
MIT NR 2 – W STARCIACH NA PL. KONSTYTUCJI BRALI UDZIAŁ ANTYFASZYŚCI
Wielu mediom weszło w zwyczaj przekazywać, iż na Pl. Konstytucji odbyło się mityczne starcie uczestników blokady z uczestnikami tzw. Marszu Niepodległości. Wyjaśnijmy sobie raz na zawsze, że we wszelkich aktach podpaleń, pobić i demolowania miasta, tego dnia brali udział wyłącznie nacjonaliści i ściągnięci przez nich bojówkarze. Od niejednego “dziennikarza” słyszeliśmy o “chuliganach z obu stron barykady”, a szczególnie o “niemieckich bojówkach” bijących się z narodowcami. Jest to co najmniej śmieszne biorąc pod uwagę, że w chwili rozpoczęcia starć, obywatele Niemiec od kilku godzin przebywali w areszcie (a ich jedynym przewinieniem był przyjazd do Warszawy). Sam pomysł, że antyfaszystowscy goście z Niemiec mogli zaatakować grupę rekonstrukcyjną, jest godny pożałowania. Są to ludzie na co dzień zajmujący się walką z uprzedzeniami i świadczeniem bezinteresownej pomocy imigrantom, również wielu Polakom. Nikt inny jak właśnie „straszna niemiecka Antifa” organizuje też spotkania z polskimi kombatantami (takie odbyło się w maju tego roku.).
Natomiast cały udział pozostałych antyfaszystów w wydarzeniach z Pl. Konstytucji ograniczał się do tego, że musieli przez kilka godzin bronić pokojowego zgromadzenia przed atakami faszystów. Skrajna prawica ułożyła nawet wzruszający mit o biciu “patriotów z polskimi flagami” – zapominano tylko dodać, że Ci patrioci maszerowali obok mniej ładnych flag, zdobionych przez międzynarodowy symbol rasizmu. Zapomniano również dodać, że prócz swoich flag, ci “patrioci” nieśli w rękach kamienie. Wreszcie, żadne media nie kwapiły się, by wspomnieć, że wśród poszkodowanych „patriotów” znajdowały się takie osobistości jak wykreowany na bohatera Rafał Gołuch, sympatyk neonazistów, który na swojej stronie nawołuje do donoszenia na „lewackich i żydowskich zwyrodnialców”.
MIT NR 3 – OSOBY BIORĄCE UDZIAŁ W ZAMIESZKACH TO ZWYKLI CHULIGANI, A NIE UCZESTNICY MARSZU NIEPODLEGŁOŚCI
Przemoc jest fundamentalną metodą działania narodowców i nie zmieni tego nawet sto zamawianych artykułów w pewnym prawicowym dzienniku i tygodniku. To prawda, że w niektórych momentach, w demolowaniu miasta 11.11.11 brały udział bojówki pseudokibiców, a nie sami nacjonaliści, lecz prawdą jest też, że bojówkarze byli przez nacjonalistów mobilizowani cały rok do przyjazdu. Na niezliczonych forach kibicowskich narodowcy przez kilka miesięcy skrupulatnie podsycali atmosferę nienawiści, manipulując historiami o „niemieckich lewakach” i podżegając do zadymy. Kiedy bojówkarze zajmowali się paleniem samochodów i wyrywaniem znaków drogowych, nacjonaliści nie próżnowali. Mniej więcej w tym samym czasie zajęli się obrzucaniem kamieniami centrum społecznego na ulicy Wilczej, a także frontalnym atakiem na antyfaszystowski koncert (co zostało uwiecznione na filmach i zdjęciach). Dzień później pobili i spryskali gazem dwójkę przypadkowych Niemców zastanych w jednej z warszawskich restauracji.
Podobne akty przemocy mają miejsce przez okrągły rok. Od czasu ostatniego Marszu Niepodległości nacjonaliści dokonali serii ataków na centra społeczne (w tym poznański Rozbrat, gdzie odbywał się akurat festiwal dla dzieci), pobić i aktów wandalizmu. Bywa, że faszystowska agresja jest tak mocno skumulowana, iż trafia w ich własnych sojuszników – tak stało się w maju, gdy młoda dziewczyna, która w 2011 roku firmowała swoją twarzą Marsz Niepodległości, otrzymała od nacjonalistycznych liderów serię gróźb śmierci. Powód? Odważyła się wypowiedzieć kilka zdań na temat bojówkarskiego stylu ONRu.
MIT NR 4 – BLOKADA MARSZU NIEPODLEGŁOŚCI BYŁA NIELEGALNA
Antyfaszyści nigdy nie kryli, że ich celem jest powstrzymanie nacjonalistów przed wejściem do centrum miasta i atakami znajdujących się tam miejsc, jak centra kultury, kluby, kawiarnie itd. Zezwolenie na antyfaszystowskie zgromadzenie zostało jednak wydane przez miasto o wiele wcześniej niż zezwolenie na przemarsz nacjonalistów. Ci ostatni najpierw długo zwlekali ze złożeniem wniosku, a później nie potrafili go wypełnić, przez co został odrzucony. Dlatego z prawnego punktu widzenia to Marsz Niepodległości zakłócał zgłoszoną wcześniej Kolorową Niepodległą i przebiegał jej trasą. Przypomnijmy jeszcze, że antyfaszystowska blokada przebiegała spokojnie i pokojowo, podczas gdy po drugiej stronie trwały masowe zamieszki. Służby miejskie na przemian podawały informacje o zdelegalizowaniu zgromadzenia i je dementowały obawiając się jeszcze większej eskalacji przemocy.
MIT NR 5 – ANTYFASZYŚCI MIELI ZASŁONIĘTE TWARZE, BY BRAĆ UDZIAŁ W ZADYMACH
Zasłanianie twarzy przez część antyfaszystów jest praktykowane od dawna i ma niewiele wspólnego z przygotowaniami do zamieszek. W okolicach demonstracji antyfaszystowskich, antyrasistowskich, prospołecznych i innych zawsze pojawiają się neonaziści, którzy fotografują najaktywniejszych uczestników i tworzą własne bazy danych, takie jak owiany złą sławą RedWatch. Wielokrotnie dochodziło do ataków na osoby, których wizerunek został tam umieszczony – w 2006 roku jeden z warszawskich aktywistów został pchnięty nożem i ledwo uszedł z życiem. Dlatego rok temu większość uczestników blokady założyła na twarze kolorowe chustki, by okazać tym swoją jedność. Czy to znaczy, że w tym roku powinieneś/powinnaś się zamaskować? No cóż, jest to zupełnie indywidualny wybór – nie namawiamy nikogo do zakrywania twarzy. Jeśli jesteś szeregowym uczestnikiem/uczestniczką demonstracji, a może nas być tysiące, maskowanie się jest prawdopodobnie zbędne. Warto jednak wykazać zrozumienie dla tych, którzy zasłonią twarze, bo codziennie podejmują antyfaszystowską aktywność i są najbardziej narażeni na ataki.
MIT NR 6 – SKRAJNA PRAWICA ZMIENIŁA SIĘ I NIE ODWOŁUJE SIĘ JUŻ DO FASZYZMU
ONR wraz z Młodzieżą Wszechpolską przez jakiś czas próbowali ukryć swój stary, faszyzujący wizerunek, lecz wychodziło im to miernie. Przez cały ostatni rok narodowcy zarzekali się, że tradycja „hajlowania” to odległa przeszłość, lecz ich argumentacja posypała się jak domek z kart po wycieku kilkuset zdjęć z tegorocznego obozu wakacyjnego ONRu. Wiele z nich przedstawiało ustawionych w szeregu nacjonalistów z posłusznie uniesioną dłonią w hitlerowskim pozdrowieniu. Obecnie, gdy udało im się przedostać do mainstreamu, często nawet nie próbują odcinać się od ekstremistycznych korzeni i oficjalnie oswajać brunatne symbole w przestrzeni publicznej. Tak jest np. z krzyżem celtyckim, międzynarodowym symbolem rasizmu, który Narodowe Odrodzenie Polski próbowało zalegalizować, a pozostałe ugrupowania nacjonalistyczne regularnie stosują na swoich protestach.
Nie wolno też zapominać, że znaczną część „brudnej roboty” organizatorzy marszu zrzucili na nowe, groźne środowisko skrajnej prawicy, czyli Autonomicznych Nacjonalistów. To nieformalne ugrupowanie zupełnie otwarcie odwołuje się do idei rasistowskich i faszystowskich. Jako przewodnią metodę działania nieodwołanie uznaje przemoc fizyczną. Ich portal internetowy Autonom.pl sprawuje oficjalny patronat medialny nad Marszem Niepodległości.
Trzeba podkreślić, że zaproszenia na „Marsz Niepodległości” pojawiały się m.in. na portalu międzynarodowej organizacji terrorystycznej „Krew i Honor”. Jej członkowie i sympatycy regularnie pojawiają się na demonstracjach organizowanych przez ONR i Młodzież Wszechpolską (co zostało udokumentowane na zdjęciach), maszerują ramię w ramię z „prawdziwymi Polakami”. Po poznaniu tych faktów nikogo nie powinno już dziwić, że działalnością polskich nacjonalistów inspirował się w swoich manifestach norweski morderca Breivik.
Najlepszy dowód znajduje się jednak u samego źródła – oto co możemy przeczytać w statucie ugrupowania organizującego marsz: „[ONR] postanawia za swój ideowy fundament przyjąć: (…)Odrzucenie demokracji jako reżimu wrogiego Cywilizacji Europejskiej, który za miernik prawdy przyjmuje wolę większości kierującej się najczęściej niskimi pobudkami”
MIT NR 7 – W TYM ROKU MARSZ NIEPODLEGŁOŚCI BĘDZIE ZUPEŁNIE POKOJOWY
Chociaż skrajnie prawicowa śmietanka i sprzyjające jej elity polityczne wraz z mediami próbują ukazywać listopadowy przemarsz godny sposób uczczenia Święta Niepodległości, nie ulega wątpliwości, że będzie on wydarzeniem niebezpiecznym. Przywódcy ONRu i Młodzieży Wszechpolskiej porzucili paramilitarne mundury i zastąpili je krawatami, przestali krzyczeć o „żydach i pedałach”, a mówią o „wielkiej Polsce”. Jednak dzieje się tak tylko przed kamerami – w swoich środowiskach pozostali tymi samymi antysemitami, homofobami i rasistami, a być może nawet zaostrzyli przekaz, gdyż otwarcie dyskutują o „narodowym” przewrocie.
Środowiska kibiców piłkarskich w całym kraju są infiltrowane przez nacjonalistów, którzy zachęcają ich do przyjazdu obiecując zamieszki. W Internecie kwitnie handel kominiarkami „z dostawą na Marsz Niepodległości”. Ostatnio pewien radny popierający narodowców wezwał do palenia samochodów i szturmowania budynków 11 listopada – takie wezwania coraz częściej pojawiają się w dyskusjach na portalach nacjonalistycznych. Bez wątpienia przemarsz skrajnej prawicy nie będzie najlepszym miejscem dla rodzin z dziećmi, ani dla nikogo, kto chce wrócić do domu cały i zdrowy.
Warszawski Klub Antyfaszystowski - 161 Info Cafe
http://161infocafe.wordpress.com/
https://cia.media.pl/nie_dla_wrazliwych_ulanska_fantazja_kontra_germanska...
https://cia.media.pl/kogo_wstydzi_sie_redaktor_sakiewicz
https://cia.media.pl/wojciech_wybranowski_zapowiada_zadymy
Rewolta w Asturii w 1934
wiatrak, Sob, 2012-11-03 16:43 Historia | Publicystyka | Tacy są politycyWybory w Hiszpanii w 1933 roku postrzegane były jako zwycięstw prawicy reprezentowanej przez Hiszpańska Konfederacja Prawicy Autonomicznej (CEDA), będącej koalicją grup o profilu konserwatywno-katolickim i monarchistycznym.
Koalicją kierował Jose Maria Gil-Robles. CEDA szybko sprzemieżyła się z drugą w kolejności Radykalną Partią Republikańską Alexandra Lerrouxa.
Wpychając Lerrouxa na stanowisko premiera prawica uwikłała się w konflikty na linii konserwatyzm – liberalizm. Rząd upadł tylko po to aby zostać zastąpiony rządem Ricarda Sampera z tej samej partii.
Lewica postrzegała rządy prawicy jako proto-faszystowskie.
Opór anarchistów wobec faszystowskiej kontrrewolucji
wiatrak, Sob, 2012-11-03 11:36 Antyfaszyzm | Historia | Publicystyka | Ruch anarchistycznyPojawienie się ruchu faszystowskiego na mapie politycznej Włoch (a następnie świata) oznaczało wkroczenie walk klasowych pomiędzy proletariatem a burżuazją na kolejny etap – jeszcze brutalniejszy, bardziej bezwzględny i bardziej okrutny ze strony posiadających.
Faszyzm stanowił bowiem brutalne i bezlitosne narzędzie kapitału, skrywane pod maską oficjalnej antyklasowości, mające służyć obronie istniejącego status quo oraz zdyscyplinowaniu, ujarzmieniu i spacyfikowaniu proletariatu w ogóle – bez względu na koszty oraz liczbę ofiar. Stanowił więc formę burżuazyjnej i konserwatywnej „prewencyjnej kontrrewolucji”mającej umożliwić trwanie, poważnie zagrożonej, kapitalistycznej tyranii.
Anarchosyndykaliści oraz anarchiści analizując zjawisko faszyzmu najczęściej dochodzili do wniosku, iż ten posiadał dwa zasadnicze zadania, czemu podporządkowane zostały wszystkie cele operacyjne. Od strony praktycznej, faszyzm dokonać miał – przy użyciu wszystkich możliwych środków i bez względu na koszty – prewencyjnej kontrrewolucji, która miała na celu spacyfikowanie kiełkującej rewolucji oraz ujarzmienie proletariatu w ogóle, tym samym chroniąc przed upadkiem, drżący w posagach, kapitalistyczny reżim społeczno-ekonomiczny, zabezpieczając tym samym tyranię oraz wyzysk mas przez kapitalistów.
Jak bolszewicy zaorali socjalizm - czyli wspólny wróg a różne cele
wiatrak, Pią, 2012-11-02 21:21 Historia | Publicystyka | Ruch anarchistycznyPoniższy tekst jest kontynuacją artykułu Czarne flagi nad kopalnią w Czeremchowie.
W styczniu 1918 roku Czeremchowski Sowiet przyjął rezolucję o bezpłatnym przekazaniu wszystkich kopalń i fabryk w ręce kolektywów robotniczych. Pensje w czeremchowskich kopalniach zaczęły przewyższać 1,5 - 2 razy pensje wypłacane w innych kopalniach. W kwietniu anarchiści postanowili podwyższyć 30-rublową dniówkę o 150 procent. Bolszewicy oskarżyli anarchistów o niegospodarność, ponieważ pensje podwyższano kosztem funduszy na działalność produkcyjną.
Według rezolucji podpisanej przez Bujskiego uspołeczniona miała być również Troicka Fabryka Spirytusu. Podczas przejmowania fabryki doszło do strzelaniny z ochroną, lecz zakład został w końcu zdobyty. Sukces uczczono obdarowaniem każdego mieszkańca Czeremchowa jedną butelką spirytusu.
Oni nie reprezentują naszych interesów
Akai47, Czw, 2012-11-01 02:21 Lokatorzy | PublicystykaOni nie reprezentują naszych interesów – czyli o tym jak politycy i media podpinają się pod sprawy lokatorskie na naszą niekorzyść.
Nietrudno zauważyć, że niektóre partie polityczne oraz prawie profesjonalni aktywiści ostatnio mają coraz więcej do powiedzenia w mediach o sprawach lokatorskich, więcej nawet niż sami lokatorzy. W naszym społeczeństwie, gdzie u elit liczy się głos innych przedstawicieli elit (politycy, dziennikarze, pracownicy naukowi itd.) można było się spodziewać, że będą oni starali się włączać w sprawy lokatorskie, by udowodnić swoją społeczną wrażliwość. Jednak, robiąc to, pomijają samych lokatorów, którzy przestają być podmiotem własnej walki. Głos lokatorów staje się drugorzędny, po głosie ich przedstawicieli. A im dalej ci ludzie są od nich odlegli, tym bardziej starają się przekształcić prawdziwe postulaty lokatorów na postulaty swoich sojuszników – neoliberałów.
Chciałabym przedstawić kilka przykładów i przeanalizować jak one różnią się od postulatów samych lokatorów.
Jako najbardziej niekorzystne dla lokatorów należy uznać ostatnie pomysły Wandy Nowickiej. Są one bezkonkurencyjne w swojej bezużyteczności dla lokatorów i w pozostawianiu najgorszych problemów bez żadnego rozwiązania.
Wanda Nowicka rozmawiała z nie okazującą zainteresowania ludzkim losem Hanną Gronkiewicz-Waltz. Rozmawiali o „problemach eksmisji”. Z jaką propozycją wystąpiła Nowicka? Otóż zaproponowała Gronkiewicz-Waltz, by miasto zbudowało tanie hostele dla eksmitowanych.
Porównajmy teraz stanowisko organizacji lokatorskich z propozycją Nowickiej. W Warszawie, wszystkie główne organizacje mówią „Stop Eksmisjom”. Domagają się, żeby nie było eksmisji na bruk. Niektórzy twierdzą, że nie powinno być eksmisji z zasobów komunalnych w ogóle. Inni, że można jedynie eksmitować do tańszego mieszkania, jeśli obecnie zajmowane jest za duże. Wszystkie organizacje chcą jednak zakończyć eksmisje do noclegowni, czy do pomieszczeń tymczasowych. Osoby eksmitowane powinni dostać lokale socjalne, jeśli mają zbyt niskie dochody.
Jak propozycja Nowickiej ma się do stanowiska organizacji lokatorskich? Nijak. My nie chcemy żadnych eksmisji do hostelów.
Co więcej, właśnie walczymy z taką rzeczywistością, w której miasto eksmituje ludzi do takich miejsc, w których nie da się normalnie mieszkać. Osoby eksmitowane np. do noclegowni na ul. Przeworskiej, gdy zakończy się ich tymczasowy pobyt, muszą płacić 24 zł za każdą dobę spędzoną w okropnych warunkach. Z całą pewnością nie jest to miejsce dla dzieci.
Więcej na ten temat tutaj: Hotel-kontener na Przeworskiej
Nowicka wpadła jeszcze na jeden pomysł (niestety): aby Ratusz zorganizował poradnictwo dla osób, które straciły umowy najmu i popadają w ogromne zadłużenie. Nowicka skomentowała to tak: „Te osoby często nie są świadome sytuacji, nie znają konsekwencji swoich decyzji.”
Niestety, to ostatnie zdanie dobitnie świadczy o braku kontaktu z rzeczywistością oraz braku zrozumienia problemu.
Jest kilka przyczyn zadłużenia. Pierwszą jest zwykły brak pracy, lub zbyt niskie zarobki. Czasem ludzie wybierają zakup żywności zamiast czynszu. Istnieje jednak też inna przyczyna zadłużenia, zupełnie nieludzka, stosowana przez Ratusz kara umowna w postaci wyższej stawki czynszu, opartej na tzw. „stawce odtworzeniowej”.
Na co dzień spotykamy się z takimi przypadkami w Komitecie Obrony Lokatorów: ludzie, którzy zaczęli mieć ogromne długi z powodu tej kary. Np., jedna pani straciła pracę. W ciągu 2-3 miesięcy, gdy nie mogła płacić czynszu, nałożono jej karę i teraz ma zapłacić DUŻO WIĘCEJ – jest to kara za to, że nie miała dość pieniędzy.
Gdybyśmy mieszkali w normalnym kraju, gmina płaciłaby czynsz za okres bezrobocia, lub zmniejszyła go na ten czas, lub zrobiła coś, by najemca mógł spłacić czynsz później. Jednak w Polsce zamiast tego nakłada się jeszcze wyższy czynsz jako karę, co powoduje, że dług rośnie kilka razy szybciej.
Warszawscy urzędnicy w swojej bezczelności posuwają się tak daleko, że nakładają kary z najróżniejszych powodów: gdy ktoś w latach 80-tych zrobił toaletę w mieszkaniu – dostaje karę. Gdy z winy urzędu nie regulowano tytułu najmu – dostaje karę, itp. itd. Urzędnicy potrafią nawet nakładać karę na 3 lata wstecz. Zdarza się również, że nakładają „solidarnie” karę na dzieci i inne osoby spokrewnione, nawet jeśli nie mieszkają one w zadłużonych mieszkaniach.
Wszystkie organizacje lokatorskie w Warszawie mówią wprost: to bezwstydne złodziejstwo, które niszczy ludzi.
Nowicka daje do zrozumienia, że problemem jest to, że ludzie nie są świadomi, że podejmują złe decyzje. Jednak nie chodzi tu o złe decyzje – po prostu nie mają żadnego wyboru. Nie stać ich na opłatę czynszu i tyle. Dlaczego Nowicka uważa, że problem tkwi w lokatorach, a nie w chorym systemie? Można się tylko domyślać, jednak wiele wskazuje na to, że takie myślenie jest wytworem neoliberalnego konsensusu, który obarcza winą za biedę i wyzysk ludzi nimi dotkniętych.
Jestem jednak ciekawa co ci ludzie z Ratusza, którzy w dużym stopniu są odpowiedzialni za stopień zadłużenia lokatorów (podwyżki czynszów, zawyżona stawka odtworzeniowa), mogliby poradzić lokatorom? Przypomina mi się jedna rozmowa z pewnym urzędnikiem, który przekonywał starszą osobę, że powinna pracować na trzy etaty, lub wziąć kredyt, albo wydać syna za bogatą kobietę.
Za takie porady dziękujemy.
Inni ludzie, którzy mają „dobre pomysły” formułują postulaty, które choć w części pokryją się z jednym z postulatów Komitetu Obrony Lokatorów. Jednak, nasz postulat zawiera ważne punkty, co odróżnia go od postulatów elit przyjaznych neoliberałom.
Działacze SLD niedawno zbierali podpisy na Pradze i domagali się funduszy na remonty kamienic na Pradze. Ratusz prawdopodobnie zgodzi się na przyznanie większej sumy pieniędzy na te remonty. Działacze SLD zrobili konferencję prasową, mówiąc o tym, że ruszyli z „postulatami lokatorów”.
Niestety, to nieprawda. Ci ludzie doskonale wiedzą, jakie są nasze postulaty. To fakt, że kamienice na Pradze są w bardzo złym stanie i trzeba je wyremontować. Jednak, jak wygląda rzeczywistość takich remontów?
Remonty na Pradze służą przede wszystkim temu, by eksmitować dotychczasowych mieszkańców i dobrze na tym zarobić. W prawie każdej sytuacji, którą znamy, po remoncie budynku, ludzie już nie wracają. To jest wielka krzywda: ludzie, którzy regularnie płacili czynsz i oczekują, że miasto w zamian wyremontuje budynek w którym mieszkają, zostają wysiedleni, nie tylko na czas remontu (o wynikałoby z ustawy), ale na stałe. Wbrew przepisom, które gwarantują im możliwość powrotu. Lokatorzy często są wysiedlani do gorszych mieszkań, a nawet, np. w przypadku lokatorów z ul. Targowej 14, muszą remontować „nowe” mieszkania na własny koszt.
W najgorszym wypadku, miasto może sprywatyzować budynek, jak np. na ulicy Floriańskiej. Tam, lokatorzy nie mogli wrócić do swoich mieszkań po remoncie, a miasto sprzedało mieszkania japiszonom. A mieszkańcy wylądowali w takich ruderach, które nawet trudno opisać.
Dlatego, od początku, naszym postulatem było poświadczenie notarialne możliwości powrotu do zajmowanego wcześniej lokalu po wykonanym remoncie. Jest to zasadniczo gwarantowane przez prawo, ale na Pradze zdaje się to nie mieć znaczenia.
Niestety, bez gwarancji dla lokatorów, takie remonty mogą stać się tylko podstawą jednej wielkiej gentryfikacji na użytek elit. I dlatego Ratusz się zgodził, bo o to właśnie chodzi.
Jeśliby SLD naprawdę chciało pomóc lokatorom, musiałoby zacząć od zagwarantowania im istniejących praw. Warto też wspomnieć o zawyżonych kosztach remontów. Zaprzyjaźnione z urzędnikami firmy zarabiają krocie na remontach, często partacząc robotę. A my musimy słono płacić za ich zysk. Nie można tego nazwać inaczej jak szwindlem.
Aby te remonty odbyły się bez negatywnych skutków dla lokatorów, musiałyby nastąpić duże zmiany w urzędach na Pradze i w Radzie Warszawy. Bo nasi urzędnicy i politycy pozwalają sobie na kolosalne nadużycia i systematycznie naruszają Ustawę o ochronie praw lokatorów. Ale faktem jest, że najgorsi gnębiciele lokatorów mogą u nas działać TYLKO DLATEGO, że klub SLD ich aktywnie wspiera.
Tak, ci którzy rzekomo „bronią” interesów lokatorów inaczej głosują, niż wynikałoby z ich deklaracji, co może twierdzić każdy kto choć raz był na Radzie Dzielnicy.
Więc, nie miejmy złudzeń. Nie ma najważniejszych elementów naszych postulatów w działaniach polityków, bo im nie chodzi o obronę Pragi i jej mieszkańców, ale o obronę wartości nieruchomości.
Ostatnie środowisko polityczne, które warto krytykować to ludzie skupieni wokół tak zwanego „Kongresu Ruchów Miejskich”. Warto doprecyzować, że są tam nie tylko politycy, lub ci, którzy chcą nimi zostać, ale także aktywiści innego rodzaju. Jednak można to nazwać środowiskiem politycznym, gdyż wielu z nich podąża w kierunku ugodowym i przedstawicielskim. Jak relacjonują aktywiści lokatorscy, z ogromnym oporem przedstawicieli klasy średniej spotkały się tam takie postulaty jak walka z eksmisją na bruk.
Wiadomo, że w takich kręgach interesujące mogą być tylko miękkie postulaty pro-rynkowe, liberalne... jak budowa tanich hoteli. Nasuwa się więc pytanie... po co są potrzebni ci ludzie?
Niestety, wydaje mi się, że takie inicjatywy, to krok w złym kierunku. Zamiast lokatorów, biorą w nich udział politycy, socjologowie, lub aktywiści, którzy chcą reprezentować i przekształcać zwyczajne postulaty lokatorskie w coś bardziej przyjaznego dla liberałów i fundacji przyznających dotacje.
Czekam na to, by ludzie wreszcie się obudzili i zdali sobie sprawę, że wszyscy ci „przyjaciele lokatorów” są w rzeczywistości tymi, którzy próbują łagodzić ostre protesty i rozmydlać postulaty zmierzające do usunięcia źródła problemów.
Liczę na to, aby lokatorzy sami się więcej organizowali, bez polityków i innych pośredników!
https://cia.media.pl/dlaczego_ruchy_spoleczne_nie_powinny_wiazac_sie_z_pa...
Michaił Bakunin: Socjalizm i wolność
wiatrak, Wto, 2012-10-30 21:06 Publicystyka | Ruch anarchistycznyW 1953 roku, w Nowym Jorku, ukazała się książka "The political philosophy of Bakunin" pod redakcją, rosyjskiego emigranta-anarchisty G.P Maxsimoffa.
Jest to jeden z najpopularniejszych wyborów prac Bakunina. Książka podzielona tematycznie zawiera wybrane myśli Bakunina na poszczególne tematy. Powyższy tekst jest fragmentem tej książki. Zawiera strony: 269, 288-89, 298-99, 299-300, 300-301. Polskie wydanie fragmentów według tłumaczenia Agnieszki Pluty. Publikacja za www.czsz.prv.pl
Wolność dla wszystkich
Poważne urzeczywistnienie wolności, sprawiedliwości i pokoju pozostanie dotąd niemożliwe, dopóki większość ludności będzie wykluczona z posiadania najbardziej elementarnych dóbr życiowych, dopóki większość ta, nie posiadając wykształcenia, będąc nieważna w sprawach politycznych i społecznych i znajdując się w niewoli, będzie przeklęta -jeżeli nie de jurę, to przecież de facto - a mianowicie musi ona niestrudzenie pracować, nie mając wolnego czasu zarówno z powodu swego ubóstwa, jak i przez konieczność. Ludzie ci produkują wszelkie bogactwa, z których świat jest dzisiaj taki dumny, a jako pensję za swoją pracę otrzymują z tego tak niewielką część, iż wystarcza to robotnikom tylko na codzienny chleb... Jesteśmy przekonani, że wolność bez socjalizmu oznacza gospodarkę przywilejów i niesprawiedliwość, a socjalizm bez wolności niewolnictwo i brutalność.
Polemika między anarchistami i marksistami na temat idei państwa
Oni [zwolennicy Marksa] uważają, że jarzmo państwowe - dyktatura - byłoby konieczne jako środek fazy przejściowej do osiągnięcia uwolnienia narodu. Tym celem byłby anarchizm lub wolność, a państwo czy dyktatura są tylko środkami. Toteż należałoby i chciałoby się uwolnić raz już zniewolone masy pracujące. W tym miejscu nasza polemiki zaostrza się Om uważają, że tylko dyktatura - oczywiście ich - mogłaby doprowadzić do powstania woli ludu, podczas gdy my odpowiadamy na to: Żadna dyktatura nic mi innego celu niż jej własna egzystencja i może ona tylko Spłodzić w narodzie niewolniczego ducha, którego sama ścierpi ; wolność może być stworzona tylko przez wolność, tzn. przez obejmującą wszystko od stóp do głów rebelię ze strony narodu i wolnej organizacji mas pracujących.
Podczas gdy polityczna i społeczna teoria antypaństwowych socjalistów czy anarchistów prowadzi wolność ciągle ku zerwaniu ze wszystkimi rządami, ze wszelkimi formami polityki obywatelskiej i zostawia jej tylko jeszcze otwartą drogę społecznej rewolucji, przeciwstawna jej teoria komunizmu państwowego i naukowego autorytetu prowadzi swych zwolenników (pod pozorem taktycznej politycznej konieczności) na drogę nie kończących się kompromisów z rządami czy partiami politycznymi i wplątuje ją z nimi w kombinacje, tzn. spycha ją na drogę niezaprzeczalnej reakcji.
Głównym punktem polityczno-społecznego programu Lassalla i komunistycznej teorii Marksa jest (urojone) uwolnienie proletariatu przez państwo. Jednakże jest przy tym konieczne, aby państwo zgodziło się wziąć na siebie uwolnienie proletariatu spod jarzma mieszczańskich kapitalistów. Jak można wzbudzić w państwie taką chęć? Są tylko dwa środki, za pomocą, których byłoby to możliwe do osiągnięcia.
Proletariat musiałby odważyć się na rewolucje, dość śmiałe przedsięwzięcie - aby zdobyć państwo. I naszym zdaniem proletariat, skoro tylko zdobyłby już państwo, musiałby zacząć niezwłocznie niszczyć je, a wraz z nim wieczne więzienie mas pracujących. Jednakże wg teorii Marksa naród nie powinien niszczyć państwa, lecz je wzmocnić i rozbudować, i oddać w jego nowej formie w ręce jego dobroczyńców, opiekunów i nauczycieli, przywódców partii komunistycznej - jednym słowem w ręce Marksa i jego przyjaciół, którzy zaczęliby je na swój sposób uwalniać.
Skoncentrują oni wszelką władzę w swych mocnych rękach, ponieważ tylko fakt, iż masy pozostaną nieuświadomione czyni niezbędnym opiekuńcze kierownictwo rządu. Założą oni jeden jedyny bank państwowy, w którym będą się koncentrowały wszystkie komercjalne, przemysłowe, agrarne, a nawet naukowe produkcje i podzielą masy narodu na dwie armie - przemysłową i agrarną, będące pod bezpośrednim kierownictwem państwowych technokratów, którzy utworzą nową uprzywilejowaną naukowo-polityczną klasę. Teraz widać, jaki pełen blasku cel stawia przed oczyma narodu Niemiecka Szkoła Komunistyczna.
Ograniczona rola jednostki w rewolucji
W rewolucji społecznej, która diametralnie przeciwstawiana jest we wszystkim rewolucji politycznej, działania pojedynczych osób są prawie bez znaczenia, podczas gdy spontaniczna masowa akcja jest wszystkim. To, co są w stanie uczynić jednostki, ogranicza się do wyjaśnienia, propagowania i opracowania ich wyobrażeń, które odpowiadają instynktowi masowemu i co więcej, ich niekończące się starania poświęcone są rewolucyjnej organizacji naturalnej siły mas, ale nie jest to niczym więcej; reszta może i musi być samodzielnie czyniona przez naród. Każda inna metoda prowadziłaby do dyktatury politycznej, do ponownego powstania państwa, do przywilejów i nierówności, w ogóle do wszystkich związanych z istnieniem państwa represji - tzn. metoda ta prowadziłaby okrężną drogą, ale w pełni zaplanowaną, do ponownego politycznego, społecznego i ekonomicznego zniewolenia narodu.
Varlin i wszyscy jego przyjaciele, tak jak i wszyscy szczerzy socjaliści i całkiem zwyczajni ludzie - robotnicy, którzy wśród narodu się urodzili i tam też wzrastali, podzielili do wysokiego stopnia tą pełną legalności antypatię na inicjatywę, która wychodzi od odosobnionych indywiduów, na władzę, która jest sprawowana przez górujących pojedynczych ludzi, a ponieważ byli oni konsekwentni, rozciągnęli te uprzedzenia i nieufność także na swych własnych ludzi.
Zarządzone przez państwo rewolucje muszą ponieść klęskę
W przeciwieństwie do tych, moim zdaniem, w najwyższym stopniu kłamliwych przedstawień autorytarnych komunistów, wg których rewolucja społeczna może zostać zarządzona i zorganizowana przez dyktaturę lub zgromadzenie wyborców - nasi przyjaciele, socjaliści paryscy, byli zdania, że rewolucja może zostać przeprowadzona i doprowadzona do pełnego rozwoju tylko przez spontaniczną i nieprzerwaną masową akcję grup i stowarzyszeń ludowych.
Nasi paryscy przyjaciele mieli po tysiąckroć rację. Ponieważ nie jest to rzeczywiście żaden duch, może on być jeszcze obdarzony zaletami geniusza - lub jeżeli mówimy o zbiorowej dyktaturze, która powstaje z wielu setek nadzwyczaj uzdolnionych jednostek: nie jest to kombinacja mądrych głów, które byłyby tak potężne, aby objąć całą tą nieskończoną różnorodność i rozmaitość realnych interesów, tęsknot, objawów woli i potrzeb, które ustanawiają w swej totalności zbiorową wolę narodu; nie jest to żaden rozum będący w stanie wynaleźć społeczną organizację, która umożliwiłaby uczynienie wszystkich ludzi zadowolonymi.
Taka organizacja byłaby zawsze łożem Prokrusta [prawdopodobnie chodzi o łoże madejowe - przyp.tłum.], do którego niezadowolone społeczeństwo z mniej lub bardziej usankcjonowaną przez państwo przemocą byłoby przymuszone. Ten stary system bazującej na przemocy organizacji jest właśnie tym, z czym społeczna rewolucja powinna skończyć przez to, że zostanie zachowana wolność masom, grupom, komunom, stowarzyszeniom, a nawet pojedynczym osobom, tak jak i przez to, że zniszczy ona raz na zawsze historyczne przyczyny wszelkiej przemocy, którą można odnaleźć tylko w fakcie istnienia państwa. Upadek państwa pociągnąłby za sobą zniszczenie niesprawiedliwości sadowego prawa i wszelkiej obłudy różnorodnych kultów. To prawo i kulty służyły zawsze przemocy, która była reprezentowana, gwarantowana i autoryzowana przez państwa jako przyjemne, idealne i rzeczywiste poświęcenie.
Wiadomo, że dopiero wtedy, kiedy państwo zakończy swe powstawanie, ludzkość osiągnie wolność, a prawdziwe interesy społeczeństwa i wszystkich grup, wszystkich lokalnych organizacji, i wszystkich pojedynczych osób, które tworzą te organizacje, zostaną dopiero wtedy w pełni zaspokojone.
Wolność i równość
Jestem oddanym zwolennikiem ekonomicznej i społecznej równości, ponieważ wiem, że poza tą równością wartość wolności, sprawiedliwości, honoru ludzkiego, moralności i dobra pojedynczych osób tak jak i rozkwitu narodów ma przeciwny sens. Ale ponieważ jestem równocześnie zwolennikiem wolności, tego głównego założenia ludzkiego bytu, wierzę, iż równość powinna zostać utworzona przez spontaniczną organizację pracy i zbiorowego majątku, przez wolną organizację Związków Producentów w komunach i wolną federację komun - ale nie przez ochronną rękę, pełniącego rolę opiekuna, państwa.
Równość celu i różnice metod autorytatywnych i wolnościowych rewolucjonistów
Dokładnie w tym punkcie socjaliści czy rewolucyjni kolektywiści odcinają się od autorytatywnych komunistów, zwolenników absolutnej inicjatywy państwa. Celem obu jest to samo: obie partie życzą sobie stworzenia nowego społecznego porządku, który powinien być założony wyłącznie zbiorową pracą i na skutek odpowiednich warunków ekonomicznych, które będą dla wszystkich równe - tzn. pod warunkiem zbiorowego posiadania środków produkcji.
Komuniści wierzą, że osiągną to dzięki rozwojowi i organizacji władzy politycznej klasy robotniczej, tj. zwłaszcza proletariatu miast, którego wspierają mieszczańscy radykałowie - podczas gdy rewolucyjni socjaliści, nieprzyjaciele wszystkich dwuznacznych sojuszów, wierzą, że ten wspólny cel byłby możliwy do osiągnięcia nie przez polityczną, lecz przez społeczną (a więc anty-polityczną) organizację i władzę pracujących miast i wsi, łącznie dzięki wszystkim tym, którzy chociaż poprzez swoje urodzenie należą do klasy wyższej, a którzy z wolnej woli zerwali z przeszłością i przyłączyli się otwarcie do proletariatu i zaakceptowali jego program.
Stąd też dadzą się zrozumieć te zróżnicowane metody obu grup. Komuniści wierzą, że byłoby konieczne zorganizowanie sił robotniczych, aby przejąć polityczną władzę w państwie. Rewolucyjni socjaliści organizują się w celu zniszczenia lub - łagodniej mówiąc - likwidacji państw. Komuniści są zwolennikami zasady i praktyki autorytetu, podczas gdy rewolucyjni socjaliści pokładają swe zaufanie tylko w wolności. Obie grupy są w równej mierze zwolennikami nauki, która powinna zniszczyć zabobony i powinna zająć miejsce wiary; komuniści życzą, sobie jednak narzucenia narodowi nauki, podczas gdy rewolucyjni kolektywiści próbują rozszerzyć wiedzę i ducha nauki w narodzie tak, aby różne grupy społeczności ludzkiej, po tym jak zostały one przekonane przez propagandę, chciały się same organizować i całkiem spontanicznie łączyć w federacje. Grupy te pozostają w zgodzie ze swoimi naturalnymi tendencjami i prawdziwymi interesami i nie potrzebują się poddawać żadnemu planowi, który z góry został ułożony i narzucony nieuświadomionym masom przez kilka zarozumiałych głów.
Rewolucyjni socjaliści wierzą, że wiele więcej praktycznego rozsądku i inteligencji istnieje w instynktownych tęsknotach i rzeczywistych potrzebach mas narodu niż w głębokim duchu wszystkich tych uczonych: doktorów i samozwańczych wychowawców ludzkości, którzy mając ciągle jeszcze przed oczyma smutne przykłady nieudanej próby uszczęśliwienia ludzkości pracują nadal w tym kierunku. Rewolucyjni socjaliści wierzą jednak, że - wprost przeciwnie - ludzkość dała długo, o wiele za długo nad sobą panować i że źródło ich nieszczęścia nie leży w tej czy innej formie rządów, lecz w samej zasadzie i czystej egzystencji rządu, jak to zazwyczaj bywa.
Ta historyczna różnorodność zdań istnieje do dzisiaj między naukowym komunizmem - który został rozwinięty przez szkołę niemiecką i częściowo przejęty przez amerykańskich i angielskich socjalistów - i proudhonizmem - który został rozwinięty do ostatnich wniosków, a dzisiaj zaakceptowany jest przez proletariat krajów romańskich. Socjalizm rewolucyjny wystąpił pierwszy raz świetny i praktyczny w Komunie Paryskiej.
https://cia.media.pl/anarchokomunizm_kapitalizm_i_akcja_bezposrednia
https://cia.media.pl/michal_bakunin_panstwo_i_marksizm
Chorwacja '41-45: Katolickie Eldorado
wiatrak, Wto, 2012-10-30 14:07 Historia | Klerykalizm | PublicystykaChorwacja przed pierwszą wojną światową była jedną z prowincji Austro-Węgier. Po wojnie weszła w skład Królestwa SHS (Serbów, Chorwatów i Słoweńców, w 1929 król zmienił nazwę państwa na: Jugosławia).
Wprawdzie w królestwie nasilały się niesnaski i konflikty między Serbami (prawosławni) i Chorwatami (katolicy), lecz mniejszościowa religia katolicka (wśród 12 mln ludzi, było 5,5 mln prawosławnych i 4,7 mln katolików) nie doznawała ucisku, a nawet przeciwnie — rozwijała się pomyślnie. Podręcznik historii Kościoła podaje: "Życie kościelne rozkwitało. Rozwój dawał się zauważyć szczególnie w prasie, szkolnictwie i organizacjach, w duszpasterstwie i zakonach".
W roku 1935 zawarto nawet konkordat z Watykanem. Wyjątkowe jest nie tylko to, że religia katolicka stanowiła tam mniejszość, ale i fakt bardzo korzystnych dla niej ustanowień. Watykan reprezentował E. Pacelli. Art. 1 stwierdzał, że Kościół katolicki ma pełne prawo do swobodnego i publicznego pełnienia swej misji. Duchowieństwu przyznano przywileje i państwową ochronę spełniania swych funkcji (czego naruszenie, np. poprzez obrazę, karane miało być zgodnie z prawem państwowym). Dochody kleru otrzymywane z tytułu pełnienia funkcji miały być zwolnione od podatku, tak jak dochody funkcjonariuszy państwowych.
Brunatny świt
wiatrak, Pon, 2012-10-29 10:49 Świat | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Tacy są politycyKryzys gospodarczy wywindował faszystowski Złoty Świt do greckiego parlamentu. Partyjni bojówkarze napadają na imigrantów, demolują ich stragany i urządzają rajdy po kolorowych dzielnicach. Policja im nie przeszkadza, bo sama głosuje na faszystów.
W połowie września greccy neofaszyści urządzili zbiórkę krwi dla prawdziwych Greków. W centrum Aten stanął państwowy autobus krwiodawczy, a obok stoisko partii Złoty Świt. Na plakatach i banerach apele i obietnice: „Rodacy, nie bójcie się – na waszą krew nie załapie się żaden imigrant!”. Cała akcja oburzyła greckich lekarzy, którzy oświadczyli, że nie zamierzają segregować krwi i że trafi ona do każdego, kto znajdzie się w potrzebie, nieważne rodak czy imigrant. Podczas festynu partyjni działacze zbierali od swoich sympatyków darowizny – na szkolne wyprawki dla dzieci z biednych greckich rodzin oraz na dożywianie bezrobotnych Greków. Potrzebującym rozdawali świeży chleb, oliwę, ser, owoce i warzywa – wystarczyło pokazać grecki dowód osobisty. Dla imigrantów Złoty Świt przygotował osobną ofertę.
10 września trzech posłów tej partii wybrało się na targ w miejscowości Rafina niedaleko Aten i zaczęło demolować stragany handlarzy z Pakistanu, Somalii czy Chin. Towarzyszyli im bojówkarze w czarnych koszulkach z białym meandrem przypominającym swastykę oraz policjanci przydzieleni posłom do ochrony. Ci ostatni nie wiedzieli, jak się zachować, więc bezczynnie patrzyli, jak deputowani łamią prawo. Napaści z użyciem noży i kijów bejsbolowych, podpalenia mieszkań i nocne rajdy motorowe po imigranckich dzielnicach zdarzały się już w Grecji wcześniej. Ostatnio jednak do aktów nienawiści, jak w Rafinie, dochodzi w biały dzień i w majestacie prawa. Ministerstwo porządku publicznego cofnęło posłom ochronę, ale poza tym nic nie może im zrobić, bo chroni ich immunitet. A Złoty Świt zapowiada, że to dopiero początek.
Trzecia siła
W czerwcowych wyborach skrajnie prawicowe ugrupowanie zdobyło niespełna 7 proc. głosów, czyli 18 mandatów w 300-osobowym greckim parlamencie. To historyczny sukces partii, która jeszcze do niedawna nie miała najmniejszego politycznego znaczenia i była stale marginalizowana jako otwarcie neonazistowska. Jej członkowie – negacjoniści, antysemici, miłośnicy Adolfa Hitlera, nacjonaliści i chuligani – wzbudzali wśród Greków wyłącznie śmiech i politowanie. Teraz coraz częściej budzą strach, bo ich zwolenników systematycznie przybywa. Najnowsze badania opinii publicznej dają Złotemu Świtowi 10,5 proc. poparcia. Gdyby wybory odbyły się dziś, neofaszyści byliby trzecią siłą w greckim parlamencie.
Teraz zajmują trzy ławy – w kącie pod marmurową ścianą, z dala od posłów i posłanek innych partii. Jako jedyni nie wstali z miejsc, gdy deputowani z ramienia mniejszości muzułmańskiej składali przysięgę na Koran. Większość deputowanych Złotego Świtu to polityczni debiutanci i w izbie wypadają dość nieporadnie. Uwierają ich garnitury i krawaty oraz reguły rządzące w parlamencie. Swoje wystąpienia czytają z kartek i głośno przekrzykują marszałka, gdy ten prosi o przestrzeganie dostępnego czasu lub o używanie bardziej cywilizowanego języka. Twierdzą, że w parlamencie czują się nieswojo i woleliby działać na ulicach. Jednocześnie obruszają się, gdy media nazywają ich faszystami lub neonazistami – sami wolą określenie nacjonaliści lub patrioci.
Najbardziej aktywnym posłem jest 31-letni rzecznik partii Ilias Kasidiaris. 14 września oddawał krew dla prawdziwych Greków, jak zawsze w asyście kamer i mikrofonów. Ale zasłynął już przed wyborami – podczas debaty w telewizji chlusnął wodą w twarz posłance Pasoku, a gdy w jej obronie stanęła inna posłanka, Kasidiaris trzykrotnie ją spoliczkował. Producenci wyprowadzili go ze studia i zamknęli na klucz w pokoju dla gości. Zanim na miejscu zjawiła się policja, polityk wyważył drzwi i uciekł. To kolejne przewinienie na jego koncie, ma już m.in. zarzuty o kradzież i pobicia. Przed sądem jednak nie stanie, gdyż chroni go immunitet. Sam poseł jest gotów z niego zrezygnować, ale prokuratura odrzuciła jego wniosek w tej sprawie.
Kasidiaris to partyjna persona numer trzy. Przed nim są jedynie Eleni Zaroulia, posłanka i żona lidera ugrupowania, oraz sam lider, 55-letni Nikos Mihaliolakos. Przywódca Złotego Świtu to polityczny weteran skrajnej prawicy. Karierę zaczynał jako szesnastolatek w szeregach faszyzującej Partii 4 Sierpnia. Z wykształcenia matematyk, z zawodu żołnierz, z zamiłowania działacz – wielokrotnie aresztowany, m.in. za nielegalne posiadanie broni i materiałów wybuchowych.
Złoty Świt założył pod koniec lat 80. W czasopiśmie pod tą samą nazwą pisał żarliwe artykuły o „wielkim bohaterze XX w. Adolfie Hitlerze”, o judeochrześcijaństwie, które było przekleństwem Europy, o komorach gazowych, które jego zdaniem w ogóle nie istniały albo przynajmniej nie pracowały pełną parą.
Gwałcą i mordują
Początkowo partia odwoływała się do tradycji starożytnej i pogańskiej, czciła bogów olimpijskich, a także dzielnych Spartan i ich przywódcę Leonidasa. Organizowała marsze z pochodniami na pamiątkę zwycięstw Aleksandra Wielkiego. Później zrobiła zwrot i zrehabilitowała Cerkiew jako tę, która przez setki lat tureckiej okupacji strzegła greckich tradycji i języka. Dziś współpraca z Kościołem przebiega wzorowo – kapłani święcą nowo otwierane biura poselskie i odprawiają msze podczas corocznych obchodów bitwy pod Termopilami.
O Złotym Świcie zrobiło się głośniej w latach 90., po rozpadzie Jugosławii, na fali nacjonalistycznych resentymentów i sporu o nazwę Macedonia dla jednej z nowo powstałych republik. Członkowie partii brali udział w demonstracjach odmawiających sąsiadom prawa do samostanowienia. Kilkoro partyjnych bojówkarzy zasłynęło też udziałem po stronie Serbów w masakrze w Srebrenicy. Złoty Świt domaga się przyłączenia do Grecji południowej części Albanii (północnego Epiru) oraz Cypru – z zasady jest też antyamerykański i antyturecki oraz antydemokratyczny i antyunijny. A także homofobiczny i skrajnie konserwatywny – nieliczne członkinie partii walczą o kategoryczny zakaz aborcji, przeklinają feministki i podkreślają podległość kobiet wobec mężczyzn.
– Skrajny nacjonalizm, uliczne burdy i pretensje terytorialne to jednak za mało, by wejść do parlamentu – mówi Giannis Aggelakis, dziennikarz radiowy i telewizyjny z Krety. Tym, co katapultowało Złoty Świt na główną scenę polityczną, był kryzys gospodarczy i problem z nielegalną imigracją. Neofaszyści świetnie wykorzystali błędy i zaniedbania największych partii, a gdy kraj popadł w tarapaty, stali się głosem protestu przeciwko drakońskim cięciom i ciągle rosnącemu bezrobociu.
Mihaliolakos nie ma pomysłu na wyjście z kryzysu, program gospodarczy partii to zaledwie kilka chwytliwych, populistycznych haseł: wypowiedzenie pakietów ratunkowych, nacjonalizacja banków, likwidacja poselskich przywilejów, zatrzymanie „zdradzieckiej prywatyzacji” oraz niezgoda na kolejne oszczędności. Podobną retorykę stosuje kilka innych opozycyjnych partii, dlatego Złoty Świt potrzebował dodatkowych instrumentów w walce o głosy wyborcze.
Trzeba było przypodobać się Grekom, przekonać ich, że to nie oni ponoszą winę za ciężkie czasy, że dotyka ich niezasłużona kara, że zostali zdradzeni nie tylko przez własnych polityków, ale też chciwą i bezduszną Unię Europejską. Idealnym kozłem ofiarnym okazali się imigranci, których żyje w Grecji grubo ponad milion.
Pochodzą z Azji i Afryki. Nielegalnie przeprawiają się na wyspy lub przez granicę z Turcją. Z powodu kryzysu wielu nie może znaleźć żadnej pracy, dlatego zasilają imigranckie getta w większych miastach – głównie w Atenach, Salonikach czy Patras. Mieszkają po kilkadziesiąt osób, pracują za grosze na budowach lub przy zbiorach owoców, handlują podróbkami albo czyszczą ulice i śmietniki z makulatury i złomu, z wszystkiego, co da się sprzedać. A poza tym – jak informuje Złoty Świt – napadają, kradną, gwałcą i mordują.
Co drugi policjant
Będziemy walczyć o Grecję bez imigrantów, żeby przestała przypominać dżunglę – krzyczał Mihaliolakos przed czerwcowymi wyborami. – Europa, obojętna na problem imigracji, chce zrobić z Grecji kraj pełen podludzi, pozbawionych jakiejkolwiek kultury i sumienia – wtórował mu Kasidiaris. Złoty Świt zapowiada, że po dojściu do władzy oczyści z imigrantów nie tylko ulice, ale też szpitale i przedszkola. Partia powtarza, że wszystkich imigrantów należy aresztować i jak najszybciej deportować, a później obsiać minami przeciwpiechotnymi wszystkie granice. Na razie greccy patrioci mają na motorach patrolować najniebezpieczniejsze dzielnice i eskortować bezbronnych Greków do bankomatów, by ci bez strachu mogli wybierać pieniądze. Od czasu do czasu komuś przyłożą albo wrzucą granat gazowy do meczetu, będą też brać krwawe odwety za każde, choćby nieznaczne imigranckie przewinienie.
Rasistowskie ataki i brutalne pobicia nasiliły się m.in. na skutek bezczynności policji. Funkcjonariusze nie tylko nie łapią zamaskowanych zbirów na motorach, ale często zniechęcają ofiary napadów do składania skarg – nielegalnym imigrantom grożą aresztowaniem lub zachęcają do samosądów. Powodem być może jest spora i zaskakująca popularność, jaką Złoty Świt cieszy się wśród samych policjantów – w niektórych dzielnicach Aten na partię Mihaliolakosa w ostatnich wyborach głosował co drugi funkcjonariusz.
Greckie media, a bywa, że i politycy, od lat donoszą o powiązaniach skrajnej prawicy ze służbami i o obecności faszyzujących grup w policji. Według dziennika „Ta Nea”, który dotarł do dokumentów z wewnętrznego policyjnego śledztwa, bojówkarze Złotego Świtu w przeszłości mieli być wyposażani przez policjantów w pałki i krótkofalówki, których później używali podczas prowokowanych starć z anarchistami.
Na Złoty Świt zagłosowało w czerwcu 426 tys. osób, głównie młodych mężczyzn. Nie pamiętają nazistowskiej okupacji Grecji, za to często mieszkają na przedmieściach, są bezrobotni i gorzej wykształceni. Prawie jedna trzecia wyborców deklaruje, że oddała głos sprzeciwu wobec polityki największych partii. 27 proc. poparło Złoty Świt, bo liczy na zdecydowane rozwiązanie problemu imigrantów. – Wyborczy sukces neonazistów i ich rosnąca popularność wśród Greków to także zasługa konserwatywnego trzonu w koalicyjnym rządzie – uważa Aggelakis. – Nowa władza zaakceptowała rasistowską czy skrajnie nacjonalistyczną retorykę Złotego Świtu i równie chętnie gra antyimigrancką kartą. W ten sposób odwraca uwagę ludzi od rosnącego kryzysu i kolejnych bolesnych cięć.
Bój się Dorów
To dlatego premier Antonis Samaras co jakiś czas przypomina o budowie 12-kilometrowego muru na granicy z Turcją, a ostatnio zapalił zielone światło dla kontrowersyjnej akcji wyłapywania imigrantów. Operację pod kryptonimem „Gościnny Zeus” firmuje minister porządku publicznego Nikos Dendias. Minister mówi o czyszczeniu ulic, a rosnącą imigrację nazywa tykającą bombą zegarową, która wysadzi w powietrze fundamenty greckiego społeczeństwa. Porównuje też imigrantów do starożytnych Dorów, którzy 2 tys. lat p.n.e. najechali Grecję z północy i położyli kres cywilizacji mykeńskiej. W ramach akcji, krytykowanej przez liczne organizacje międzynarodowe, greckie służby w Atenach masowo legitymują ciemnoskóre osoby i aresztują wszystkich tych, którzy nie mają dokumentów zezwalających na pobyt. Z 17 tys. sprawdzonych przez policję ponad 2 tys. przebywało w Grecji nielegalnie i natychmiast zostali umieszczeni w zamkniętych centrach dla uchodźców, gdzie czekają na deportację.
Jedno z 30 takich centrów znajduje się w Koryncie. Tamtejsi mieszkańcy i władze miasteczka nie chcą widzieć u siebie obcych, bo ich zdaniem są zagrożeniem i roznoszą choroby. Burmistrz nagle przypomniał sobie, że jednostka zalega z rachunkami, więc odciął wodę. Gdy policja przywiozła na miejsce 400 imigrantów, wybuchły zamieszki z udziałem bojówkarzy i jednego z posłów Złotego Świtu. Mihaliolakos zapowiadał, że sformuje w Koryncie brygady obywatelskie, i wezwał do gotowości wszystkich okolicznych mężczyzn.
Kilka dni później Kasidiaris, przemawiając w parlamencie, protestował przeciwko przekształcaniu Grecji w „wysypisko śmieci”. Gdy marszałek zwrócił mu uwagę na skandaliczny język, rzecznik Złotego Świtu zaperzył się: – Przecież prawo do wolności słowa gwarantuje mi demokracja!
Dionisios Sturis: Polityka
Złoty Świt znany jest również ze swoich kontrowersyjnych powiązań międzynarodowych. Jest częścią Europejskiego Frontu Narodowego razem z niemiecką NPD czy polskim NOP.
https://cia.media.pl/strategie_skrajnej_prawicy_oswajanie_z_nazizmem_i_zl...
https://cia.media.pl/skad_bierze_sie_wegierski_neofaszyzm
https://cia.media.pl/neonazizm
Rewolucja Hiszpańska - czas milicji
wiatrak, Nie, 2012-10-28 19:16 Historia | Publicystyka | Ruch anarchistyczny | Tacy są politycyKiedy opadł kurz bitewny po 19 lipca 1936 roku - który był początkiem antyrepublikańskiego puczu generała Franco - rząd znalazł się w osobliwej sytuacji. Pozostawał rządem, ale nie był w stanie sprawować faktycznie swojej władzy.
Większa część armii otwarcie się zbuntowała. Tam, gdzie rebelia została stłumiona, armię rozpędzono i robotnicy chwycili za broń. Związki zawodowe i lewicowe organizacje zaczęły natychmiast organizować tych uzbrojonych robotników. Sformowano milicje, które stały się jednostkami armii rewolucyjnej. Dziesięć dni po zamachu w szeregi milicji Katalonii zaciągnęło się 18 000 robotników. Większość z nich należała do największego na świecie, bo liczącego dwa miliony członków anarchosyndykalistycznego związku zawodowego Confederacion Nacional del Trabajo (CNT). CNT miała już za sobą spektakularne zwycięstwo w bitwie o Barcelonę. W sumie było 150 000 ochotników, chętnych do walki tam, gdyby byli potrzebni.
To nie była zwyczajna armia. Nie miała mundurów (o przynależności organizacyjnej milicjanta świadczyła zazwyczaj chustka noszona na szyi) ani oficerów, którzy byliby uprzywilejowani w stosunku do zwykłych żołnierzy. To była armia rewolucyjna i odzwierciedlała rewolucyjne zasady tych, którzy byli w jej szeregach.
Dlaczego nie założę firmy
sytuacjonista, Nie, 2012-10-28 13:38 Prawa pracownika | PublicystykaPrzedsiębiorcy to z pewnością najbardziej bezczelna i roszczeniowa grupa społeczna. A do tego niezwykle zadowolona z siebie. Wiadomo dlaczego – tworzą miejsca pracy. Przynajmniej tak im się wydaje. W moim poprzednim tekście postawiłem tezę, że właściciele kapitału nie są żadnymi "pracodawcami". To pracownik wytwarza wartość, a to, co kapitaliści nazywają zyskiem jest nieopłaconą częścią pracy najemnej. O ile można sobie wyobrazić pracę bez zwierzchności kapitalisty, o tyle kapitał bez pracy istnieć nie może. Spróbujcie sobie wyobrazić developera bez robotników budowlanych czy właściciela firmy transportowej bez kierowców. Za to spółdzielnia kierowców bądź kolektyw budowlany to wizje jak najbardziej realne. Może warto to wreszcie przemyśleć i wyciągnąć z tego wnioski?
Tekst wywołał wielkie oburzenie wśród wyznawców wolnorynkowej religii. Ubawiłem się znakomicie czytając pełne nienawistnego skomlenia komentarze. Zastanawia mnie, jak to możliwe, że przedsiębiorcy, którzy ponoć harują od świtu do nocy znajdują czas na "trollowanie" po internetowych forach?
Toczą pianę i kwiczą wniebogłosy jak zarzynane prosiaki, kiedy ktoś ośmieli się zakwestionować ich świętości – prawo do zysku i dominacji nad pracownikiem. Reakcja na mój tekst była przewidywalna i monotonna. "Nie podoba Ci się wyzysk? załóż własną firmę" – taka formułka jest najwidoczniej szczytem polemicznych zdolności przeciętnego polskiego przedsiębiorcy. Czujesz się okradany? Zostań złodziejem, takim jak my. Zobaczysz jaka to ciężka i niewdzięczna fucha. Przejście z pozycji ofiary na pozycje kata jest jedyną drogą wyzwolenia, jaka może wykiełkować w przedsiębiorczym móżdżku.
Cylindrycznie gładka kora mózgowa zasadniczo nie przeszkadza w prowadzeniu firmy. Przynajmniej czasem jest naprawdę zabawnie. Większość moich znajomych uważa swoich szefów za kompletnych kretynów. Coś w tym jest. Pękam ze śmiechu, kiedy biznesmeni znad Wisły dumnie prężą cojones chełpiąc się innowacyjnością.
Konkurencyjność rodzimej gospodarki wynika z faktu, że Polska jest rezerwuarem taniej siły roboczej. Tak więc, innowacje wdrażane są głównie w dziedzinach "uśmieciowienia" warunków pracy i nacisku na redukcje płac. Oczywiście, rekiny biznesu rok w rok dmą triumfalnie w trąby, obwieszczając rekordowe zyski. Jednocześnie zmniejsza się udział płac w PKB. Oznacza to, że kapitaliści zarabiają więcej, a pracownicy dostają coraz mniejszą część wypracowanego przez nich bogactwa.
Statystyczny polski pracownik haruje niczym perszeron w kopalni. Według danych OECD jesteśmy w trójce najbardziej zapracowanych społeczeństw w Europie. Dłużej od nas pracują tylko Węgrzy i Grecy. Tak, są to ci sami Grecy, którym pod zarzutem lenistwa funduje się drakońskie cięcia. Technologiczne zacofanie powoduje, że wydajność pracy jest najniższa w UE. Wygląda na to, że folwarczna mentalność jest wciąż żywa.
Spójrzmy prawdzie w oczy – polscy przedsiębiorcy to straszne matoły. Swoje mądrości czerpią głównie z przygłupawych poradników typu "Jak być wielkim szefem". Nie potrafią wymyślić bardziej złożonej recepty na zyskanie przewagi konkurencyjnej niż wydłużenie czasu pracy. Okraść innych i narzekać, że rozmaite wrogie siły (państwo, związki zawodowe) nie pozwalają kraść więcej – oto przepis na sukces.
Ostatnio modne stało się utyskiwanie na system szkolnictwa wyższego. Ponoć uczelnie nie dostarczają biznesowi siły roboczej zgodnej z jego oczekiwaniami. Czyż nie jest to postawa typowo roszczeniowa? Mogliby wziąć los w swoje ręce, zainwestować w szkolenia. Ale po co? Łatwiej wyciągając łapę do państwa! Chcą żeby to publiczne uczelnie szkoliły im kadry, by oni mogli przyoszczędzić na kursach. Trudno o bardziej sugestywny przykład społecznego pasożytnictwa.
Świadectwem etycznej pokraczności biznesowych cwaniaków jest ich stosunek do dobra wspólnego. A korzystają z niego łacno. Szczególnie wtedy, kiedy wspiera ono proces akumulacji kapitału. Z jednej strony – tępią państwowy interwencjonizm, a z drugiej – żebrzą o infrastrukturę wznoszoną za publicznie pieniądze. Potem dewastują TIRami drogi i autostrady. Środowisko naturalne mają gdzieś. Niszczą przyrodę na tyle, na ile im się pozwoli.
Faktycznie – nigdy nie parałem się prowadzeniem własnego biznesu. Nie robiłem też wielu innych rzeczy. Nie wyrywałem staruszkom torebek, nie znęcałem się nad zwierzętami, ani nie plułem nikomu do zupy. Firmy nie założę nigdy. Dlaczego? Nie jestem może osobą krystalicznie przyzwoitą, jednak mam chyba nieco wyższe standardy etyczne niż neoliberalne kołtuństwo. Nie jestem cynicznym złodziejem, ani też imbecylem, który myśli, że wyzyskiwany pracownik powinien być mu wdzięczny. Nie mógłbym spojrzeć uczciwym ludziom w oczy.
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu autora : http://lewica.pl/blog/nowak/27180/