Publicystyka
Wrocławska strefa kibica - jak zatrudniano pracowników
Czytelnik CIA, Pią, 2012-06-29 21:19 Prawa pracownika | PublicystykaWe Wrocławskim oddziale agencji pośredniczącej w zatrudnieniu Work Service kończy się miesiąc zatrudnienia pracowników na Euro. Agencja, podająca się za lidera w zarządzaniu zasobami ludzkimi, w związku z rekrutacją na strefę kibica dla firmy DGP Security, postanowiła przetestować do granic możliwości tak zwane elastyczne zatrudnienie. Nabór pracowników do startującej 8 czerwca strefy kibica rozpoczął się dopiero pod koniec maja. Wówczas to, w atmosferze nerwów i dezinformacji pracownicy wrocławskiego oddziału agencji Work Service ściągali do biura dziesiątki ludzi. Informowali ich o możliwości atrakcyjnego zatrudnienia na wiele czerwcowych dni i nocy. Wymagany komunikatywny angielski, zakres obowiązków: informowanie ludzi przebywających w strefie kibica co się gdzie znajduje. Biuro zamieniło się w swego rodzaju fabrykę: do poszczególnych pracowników ustawiały się długie kolejki: każdego zainteresowanego pracą w strefie kibica należało najpierw zarejestrować w systemie, następnie wystawić mu umowę a na koniec ustalić grafik oraz termin szkolenia (każda osoba, która chciała pracować na strefie musiała przejść obowiązkowe szkolenie zakończone uzyskaniem certyfikatu uprawniającego do obsługi imprez masowych).
Petenci nie mieli szans, by załatwić wszystko w jeden dzień, przychodzili do agencji po kilka razy. Poza tym podane na początku terminy szkoleń zmieniały się wielokrotnie. W ten sposób osoby, którym zmieniony termin szkolenia nie pasował musiały z pracy zrezygnować. Pracownicy agencji, próbując zapanować nad chaosem, wielokrotnie sprowadzali ludzi do biura, by ustalić wciąż zmieniający się grafik (bywało, że grafiki zmieniał się dwa razy dziennie). Dla przyszłych pracowników było to jednoznaczne z wieloma godzinami odstanymi w biurze. W wyniku ustaleń przedstawicieli miasta i firmy DGP z godziny na godzinę zmieniały się plany obstawy strefy kibica, działo się tak prawie codziennie. Wielokrotnie dochodziło do sytuacji, w której odwoływało się z pracy prawie wszystkich ludzi ze zmiany, czasem nawet w momencie gdy byli już na tzw. zbiórce przed strefą. Takie zbiórki przewidziano na godzinę przed każdą zmianą, bez prawa do wynagrodzenia za tę godzinę. Także zakres obowiązków uległ zmianie w stosunku do tego, co pierwotnie miały robić osoby zatrudnione w strefie kibica. Jak się okazało ich głównym zadaniem nie było informowanie kibiców, lecz stanie na bramkach, często kilkunastogodzinne, bez zapewnienia wody a i nie rzadko bez przerwy.
Miejscy urzędnicy, tak samo jak firmy zatrudniające, dali wyraz braku poszanowania czasu pracowników oraz zanegowali prawo do rzetelnej informacji o podejmowanej pracy. Miasto udowodniło tym samym, że strefa kibica została zorganizowana dla elitarnej części społeczeństwa (o czym świadczą chociażby ceny w budkach z gastronomią, np. pół litrowa woda kosztowała 8zł) kosztem ludzi pracujących na śmieciowych umowach. Warto dodać, że inna wrocławska agencja – Euro Stewarding – zajmująca się zatrudnianiem osób do obsługi imprez masowych, zorganizowała na zlecenie firmy ochroniarskiej Prolex (również prowadzącej zatrudnienie na strefę kibica) szkolenie uprawniające do obsługi imprez masowych za które pobrała opłaty w wysokości 150 złotych od osoby. Chętni podjęcia pracy musieli jeszcze przed podpisaniem umowy przejść owo płatne szkolenie. Zapewniano ich o zatrudnieniu jednocześnie wymagając podpisania klauzuli, że przejście szkolenia nie gwarantuje otrzymania pracy. Ostatecznie z przebytym, płatnym szkoleniem ale bez umowy pozostało sto kilkadziesiąt osób.
Ani władze agencji organizujących zatrudnienie we wrocławskiej strefie kibica ani właściciele poszczególnych firm, którym agencje pośredniczyły ani władze miasta, odpowiedzialne za wyłonienie przedsiębiorstw obsługujących strefę kibica nie ustosunkowali się do problemu, zapewne go nie dostrzegając.
Złudny urok teorii spiskowych
XaViER, Czw, 2012-06-28 19:57 Świat | Gospodarka | PublicystykaOd dłuższego czasu nosiłem się z zamiarem napisania czegoś na temat panoszących się w Internecie różnorodnych teorii spiskowych. W ich wytwarzaniu przoduje prawica, ale są dystrybuowane także przez część lewicy. Pozornie wydają się nieszkodliwym wariactwem, ale w moim przekonaniu są produktem ubocznym systemu i paradoksalnie ułatwiają kontrolę społeczną.
Sławni mężowie
Częściowo popularność teorii spiskowych bierze się z niskiej jakości edukacji. W szkołach w zakresie nauk humanistycznych, zwłaszcza historii, unika się przedstawiania jej w kontekście rozwoju procesów społecznych w których duże grupy społeczne grają kluczową rolę. Wykładana w szkołach sposób ujmowania dziejów niewiele zmienił się od lat - wciąż są to przede wszystkim Plutarchowskie "żywoty sławnych mężów", w których cała ludzka historia sprowadzana jest do perypetiów wąskiej elity, czy wręcz pojedynczych osób. Sporą uwagę przykłada się także do różnego rodzaju sensacyjnych momentów, które mają za zadanie ubarwić opowieść. Cel tutaj jest przede wszystkim wychowawczy - wzmacniający określone postawy społeczne, w tym przypadku kult autorytetów, wybitnych jednostek i przede wszystkim elit. Ponieważ szkolna historia, jest przede wszystkim historią elit. Wszyscy spoza jej szeregów są pozbawioną własnej historii szarą, bierną masą, którą kształtują i nadają sens dopiero aktywne, wybitne jednostki.
Ta na wskroś autorytarna wizja dziejów internalizowana jest także przez sporą część osób nie będących członkami klasy rządzącej. Nic dziwnego, że pokrzywdzeni przez system, pozbawieni odpowiednich narzędzi, zaczynają analizować rzeczywistość tak jak ich nauczono. Jest mi źle, czuję się wyzyskiwany, w szkole uczono mnie, że wszystko jest dziełem wybitnych jednostek, więc za moją biedą także stać muszą wyłącznie mroczne jednostki, które rządzą światem lub chcą nad nim zdobyć władzę.
Osoby, którym wydaje się, że odkryli wszechmocny spisek, wchodzą w tę narrację, stają się jej częścią. Wydaje im się, że w pewnym sensie dołączyli do jednostek wybitnych, które "rozumieją stan rzeczy". Przedarli się przez tajemnice i zasłony postawione przez spiskowców, okazali się silni, wybitni, mocni. Nie są już szarą, ciemną masą, która "niczego nie rozumie". Próba poinformowania ludzi o ich odkryciu powoduje często odrzucenie przez większość, co prowadzi do poczucia wyobcowania, ale jednocześnie także wyższości. Stają się niejako częścią elitarnej "antyelity", "antysalonu", który "wie co się święci", ale pozostaje niezrozumiały, choć w swoim rozumieniu wyraża interes większości. To jedyna satysfakcja jaką mają, ponieważ ich "prawdy", ich "opowieści" zawierają w sobie niemożność likwidacji problemu. Skoro wszystko i wszędzie jest dziełem wszechmocnych spisków za którymi stoją nadludzkie niemal postaci, skoro dajmy na to, służby specjalnie, finansiści, czy Żydzi, etc. kontrolują wszystko, mają wgląd w każde nasze działanie, przewidują przyszłość w stopniu zatrważającym i praktycznie zawsze udaje im się zrealizować swój tajny plan, to poważna zmiana jest w nieprawdopodobna. Nie można nawet zorganizować realnego oporu, skoro wszyscy dookoła mogą być w spisek zaangażowani, wszyscy są podejrzani, zwłaszcza ci którzy mają wątpliwości w stosunku do teorii spisku. Pozostaje więc gorzka satysfakcja, ale nie prowadząca do żadnych istotnych działań.
Prześledźmy pokrótce kilka popularnych teorii, które mogą pozornie wydawać się sensowne.
Finansjera rządzi światem
Bardzo popularna jest teoria głosząca, że gdyby nie finansjera (dawniej dodawano żydowska, ale to już niemodne), to kapitalizm działałby sprawniej (w wersji radykalnej, obecnie nie ma kapitalizmu, ale socjalizm kontrolowany przez rządy kontrolowane z kolei przez wąską grupę finansistów). Finansiści kontrolujący rządy są odpowiedzialni za kryzysy kapitalizmu, nakręcając bańki spekulacyjne, aby się na nich obłowić, zlikwidowali system waluty złotej, żeby móc drukować pusty pieniądz itd. Ta teoria ma wiele źródeł i posiada wiele wariantów, których nie sposób wszystkich w tym tekście wymienić. Pokrótce - przyczyną jej powstania jest między innymi konflikt między kapitałem produkcyjnym a kapitałem finansowym istniejący w kapitalizmie od dawna i odżywający w momentach, gdy kapitał finansowy ma większą moc niż produkcyjny, tak jak w obecnej chwili.
Kapitał produkcyjny chcąc stworzyć ideologiczną podbudowę swojej kontrofensywy mimochodem wytwarza teorie, które oskarżają o całe zło świata finansistów, próbując wciągnąć w tę wojnę resztę społeczeństwa szukając sojuszników także w innych grupach społecznych, a zwłaszcza w klasie pracującej. Obiecują, że gdy już pozbędziemy się złych finansistów, kapitalizm będzie lepszy, będzie mniej wyzyskiwał, będzie stabilniejszy i nie będzie generował bezrobocia, względnie inflacji. Piękna teoria, która nie uwzględnia kilku faktów - kapitalizm sam generuje kryzysy, bo tak działa od zarania swoich dziejów. Przede wszystkim - kapitalizm nie istnieje bez systemu bankowości, bez kredytów itd. czyli całego "złego świata finansjery". A więc nie istnieje też bez baniek spekulacyjnych, chaosu rynkowego (bogopodobna "niewidzialną ręką rynku"), dominacji wygranych w grze rynkowej nad przegranymi. Obecny kryzys nie wybuchnął z powodu spisku elit, moralnego upadku tej czy innej osoby, ale z powodu mechanizmów jakimi rządzi się kapitalizm, a te mechanizmy są jawne, a nie tajne, choć nieco bardziej skomplikowane.
Specyficzną wariacją na ten temat są wytwory umysłu np. Anthonego Suttona, który doszedł do tego, że nawet z rewolucją rosyjską stoi finansjera, która wysłała tam Trockiego i Lenina. Tak jakby bez Trockiego i Lenina nie wybuchłaby rewolucja, bo przecież w tej wizji rewolucje to spiski jednostek, a nie masowe zrywy wywołane przez napięcia społeczne.
Donaldu Tusku
Drugi przypadek, bardziej nam współczesny. Za wszystko co złe odpowiada Tusk i jego banda. Tusk zamordował Kaczyńskiego i "całą elitę kraju", Tusk zamordował Petelickiego, itd. Ta teoria jest szczególnie silna w środowiskach prawicowych, a niemal nieobecna w środowiskach lewicowych, które przecież także z Tuskiem mają na pieńku. Jest jednak dla prawicy bardzo poręczna - rzekomo wyjaśnia dlaczego źle się dzieje w kraju, dlaczego ludzie nie mają pracy i jednocześnie napędza wyborców "tym dobrym", którzy jeśli dojdą do władzy, wsadzą złych do więzienia za zbrodnie, wprowadzą wielką miotłą porządek w kraju, zlikwidują złych kapitalistów ("oligarchów") i na ich miejsce postawią dobrych kapitalistów z polskim, względnie amerykańskim kapitałem.
Ta teoria jest ślepa na fakt, że Tusk po prostu kontynuuje w sferze gospodarczej to, co robiły wszystkie rządy przed nim, łącznie z rządem Jarosława Kaczyńskiego, którego minister finansów Zyta Gilowska byłą i wciąż jest namiętną czytelniczką von Hayeka i innych teoretyków neoliberalizmu. Prawicowa opozycja nie ma żadnego alternatywnego planu gospodarczego. Jedynym jej programem jest "moralna sanacja", zastąpienie "tamtych naszymi". Dlatego prawica koncentruje się do obłędu na obrzydzeniu partii rządzącej na płaszczyźnie personalnej, bo podważając zbyt głośno ich program weszłaby na grząski grunt - ktoś mógłby im wypomnieć, że razem z PO obniżyli podatki dla najbogatszych i wprowadzali antylokatorskie ustawy ułatwiające wyrzucanie na bruk.
O dwóch takich co ukradli socjaldemokracji raj
Na koniec, żeby nie przedstawiać sprawy jednostronnie opiszę modną w niektórych środowiskach lewicowych, zwłaszcza socjaldemokratycznych, interpretację likwidacji państw socjalnych na Zachodzie. Często, zwłaszcza z popularnej lewicowej publicystyki, a także niektórych filmów i książek, zwłaszcza amerykańskich, wyłania się wizja ostatniego półwiecza, którą do pewnego stopnia można zakwalifikować jako spiskową teorię dziejów. Tutaj pojawia się często figura złego neoliberała, który za pieniądze korporacji tworzy think tank, dziesiątki think tanków, które oplatają świat i za ich pomocą przekonuje klasę polityczną, że państwo socjalne jest złym socjalizmem, stalinizmem, polpotyzmem (czy co tam jeszcze) i należy je odrzucić. I klasa polityczna kraj po kraju od USA i Wielkiej Brytanii poczynając a na Niemczech i nawet Szwecji kończąc zaczyna pod wpływem tych podszeptów knuć i likwidować usługi publiczne. Neoliberałowie są tak bezczelni, że przekupują nawet tak potężne partie lewicowe jak niemiecka SPD, czy francuska albo hiszpańska partia socjalistyczna. Ta teoria jest bardzo wygodna dla sporej części lewicy, bo zwalnia ją z obowiązku analizy własnych błędów i przyczyn kryzysu socjaldemokracji. Mamy za to proste wyjaśnienie: szczytne ideały zdradzili źli ludzie, Schroeder, Blair i Mitterrand. Jakże to niedalekie od teorii prawicowych głoszących, że system jest dobry, tylko źli ludzie rządzą.
Takie postawienie sprawy uniemożliwia odkrycie przyczyn obecnego kryzysu lewicy, a więc co za tym idzie także jej naprawę. Nie ma miejsca tutaj, żeby analizować dokładnie kwestię kryzysu socjaldemokracji. Kiedyś mam zamiar napisać na ten temat znacznie więcej. Teraz ograniczę się krótko do przypomnienia, że państwo socjalne, jako wytwór pewnego momentu historycznego zachwiało się nie pod wpływem wrogiej propagandy. W latach powojennych królował keynesizm (teoria, co warto wspomnieć, wywodząca się z pewnego nurtu liberalizmu) od niemieckiej chadecji po brytyjskich socjalistów, państwo socjalne było niepodważalnym dogmatem - mogły być różnego rodzaju wariacje na temat, ale ktokolwiek podważał ten sojusz klasowy, ten dowód, że kapitalizm można ustabilizować dzięki pokojowi społecznemu, uzyskanemu dzięki instytucjom państwa socjalnego, był uznawany za szkodliwego wywrotowca względnie wariata. Hayek i Mises, którzy pragnęli na nowo uwolnić kapitalizm z pęt jak to nazywali "kolektywizmu", byli marginalnymi postaciami. Tak samo ci, którzy krytykowali kapitalizm z lewa, którzy uważali ten sojusz kapitału z pracą za niemożliwy do utrzymania na dłuższą metę, byli traktowani podobnie.
A potem przyszedł przełom lat 60. i 70. i gmach zaczął się kruszyć. Nie w wyniku knowań marginesu neoliberalnego, nie w wyniku spisku, ale w wyniku mechaniki samego kapitalizmu, który właśnie zrywał się z pęt lokalnych państw i wchodził dziarsko w kolejną fazę globalizacji, silniejszą niż kiedykolwiek. Dodatkowo samo państwo socjalne pokazało swoje ograniczenia. Mało który lewicowiec chce pamiętać, że liczba "wystrajkowanych" godzin w Wielkiej Brytanii w latach 70. była wyższa niż za czasów Thatcher w latach 80. Inflacja pożerała zarobki robotników, robotnicy domagali się podwyżek, system nie był już w stanie w swoich ramach dalej trwać w takiej postaci. Wtedy lewica mogła pójść dalej i zaproponować inny system gospodarczy. Dominująca politycznie socjaldemokracja jednak nie była do tego już zdolna, wierzyła w kapitalizm nie mniej niż chadecja. Nie była to zresztą wyłącznie jej wina. Wisiał bowiem nad nią mroczny cień ZSRR i "dokonań" bolszewików, którzy uczynili wszelkie myślenie o rewolucyjnym obaleniu kapitalizmu niemożliwym na ówczesnym etapie. Socjaldemokracja bała się wydania ze swego łona kolejnego autorytarnego potwora i stała w rozkroku sparaliżowana i niezdecydowana. I dopiero wówczas prawica wydobyła z zapomnienia pomysły neoliberałów (które spotkały się początkowo z silną opozycją nawet w brytyjskiej Partii Konserwatywnej). W sytuacji kiedy lewica nie wiedziała co robić, prawica narzuciła ton i wygrała. Choć po 30. latach widać, że było to zwycięstwo pyrrusowe, bo wraz z ofensywą neoliberalną i kruszeniem się państwa socjalnego obudziły się na Zachodzie dawno zdawałoby się spetryfikowane moce walk klasowych.
To nie spisek neoliberałów zabił państwo socjalne. Zrobił to kapitalizm i jego niesamowita siła łamania wszelkich ograniczeń mu narzucanych, o czym z mieszaniną podziwu i lęku pisał swego czasu Marks.
Jak to się stało?
Jednakże siła wiary we wszechmoc think tanków, które na lewicy socjaldemokratycznej wydają się być głównymi kołami zamachowymi przemian neoliberalnych, jest na tyle silna, że sama próbuje powtórzyć tę samą drogę. Mnogość różnego rodzaju grup i grupek, które zajmują się "wpływaniem na dyskurs", w tym kontekście dziwić nie może. Także wiara w to, że "stare partie zdradziły" i trzeba budować nowe partie z nowymi, "dobrymi ludźmi" jest naiwna, ale także nie zaskakuje. Przecież, zdaniem wielu, to nie państwo socjalne jako próba ustabilizowania kapitalizmu zawiodło. Zawiedli przysłowiowy Schroeder z przysłowiowym Blairem. Jak to się stało, że potężna partia robotnicza SPD, w której swego czasu działali i Róża Luksemburg i Kautsky, tak się zdegenerowała? Spisek? Rzadko słychać na lewicy poważne i pogłębione refleksje na ten temat. Z wielu tekstów lewicowych można wywnioskować, że do partii, ba, do lewicy całej, przeniknęli agenci i przejęli ją od środka.
Po błędnie postawionej diagnozie lek będzie raczej mało nieskuteczny. To nie spiski neoliberałów i ich think tanków o których wszechmocy krążą już na lewicy niemal legendy spowodowały upadek lewicy i to nie think tanki odwrócą bieg wypadków. Nie znaczy oczywiście to, że refleksja teoretyczna nie jest potrzebna. Znaczy to jedynie, że ratunek nie przyjdzie z tej strony, a nawet może go opóźnić, jeśli teoria będzie tworzona w oderwaniu od analizy rzeczywistych zdarzeń.
Nie znaczy to oczywiście, że w historii nie miały miejsca spiski, zamachy i szkodliwa działalność agentury. To o czym należy jednak pamiętać, to fakt, że agentura rzadko kiedy jest naprawdę skuteczna w obliczu realnie istniejących sił społecznych, nigdy też spiski nie są wszechogarniające całe życie społeczne ani w istotny sposób nim nie sterują. Żaden spisek w który zaangażowanych jest więcej niż kilka osób nie może się powieść.
Na powyższych przykładach wyraźnie widać, że teorie spiskowe w znakomity sposób utrudniają znalezienie rozwiązań, ponieważ nie pokazują źródeł problemów. Choćbyśmy zamknęli wszystkich domniemanych iluminatów, ujawnili wszystkich agentów, zakazali działać neoliberalnym think tankom, a zostawili nietknięte mechanizmy, które nas do dzisiejszych problemów doprowadziły, to pozostaniemy w tym samym miejscu. Tabletka przeciwbólowa powoduje, że głowa przestaje boleć, ale nie likwiduje przyczyny bólu.
--
Zapraszam na Facebooka:
http://www.facebook.com/wolnelewo
i bloga: http://lewica-wolnosciowa.blogspot.com/
Żołnierz mafii odzyskiwaczy opowiada jak czyści kamienice z lokatorów
Yak, Śro, 2012-06-27 12:14 Lokatorzy | PublicystykaPoniżej prezentujemy wywiad z Jackiem Powsińskim, człowiekiem bez zasad, który zajmuje się czyszczeniem kamienic z lokatorów na zlecenie ludzi podających się za prawowitych spadkobierców kamienic w Warszawie (w tym przypadku dla kamienicznika Jana Stachury). Jacek Powsiński jest pieszczotliwie nazywany przez lokatorów "Powsinogą". Wywiad ukazał się we wczorajszym numerze bezpłatnego dziennika "Metro".
Jestem zadowolony z siebie. Znajomi podziwiają, że mam siłę psychiczną, żeby się użerać z lokatorami - mówi 30-letni pełnomocnik spadkobierców, który na ich zlecenie "czyści kamienice"
W Warszawie szykuje się eksmisja, która staje się symbolem walki mieszkańców z tzw. dziką reprywatyzacją. Dach nad głową stracą lokatorzy kilkunastu małych mieszkań z kamienicy na warszawskiej Pradze Południe. Wyeksmituje ich nowa właścicielka zreprywatyzowanej nieruchomości.
Lokatorzy mieli się dobrowolnie wyprowadzić do końca maja, bo wypowiedziano im umowy najmu. Oficjalnie z powodu niepłacenia podwyższonego dwa-trzy razy czynszu. Mieszkańcy się nie wyprowadzili. Płacą czynsz, ale stary (300-500 zł) i do depozytu, którego nie uznaje właścicielka. Emocje sięgają zenitu. Co się z nimi stanie? Co zrobi nowa właścicielka? Czy wyrzucanie ludzi to jedyny sposób na wyrównywanie powojennych krzywd? A może to po prostu wykurzanie ubogich lokatorów z atrakcyjnych kamienic? Kim jest człowiek, który sieje postrach lokatorów?
Mariusz Jałoszewski: Ile trwa opróżnianie kamienicy z lokatorów?
Jacek Powsiński, lat 30, pełnomocnik właścicielki kamienicy na Pradze: Minimum trzy lata. Miałem kilka ofert, ktoś chciał bardzo szybko. Ale nie przyjąłem, bo zaczynam od rozmowy z ludźmi. I szukania rozwiązania.
To skąd wyzwiska "czyściciele kamienic", "mafia odzyskiwaczy" na takich ludzi jak pan?
- Śmieszy mnie ta mafia. Jestem mafiosem? A taki młody bezrobotny, który siedzi w mieszkaniu komunalnym i ogląda plazmę jest OK?
W nieruchomościach działam od 2006 r. Czysty przypadek. Skończyłem ekonomię i resocjalizację na Akademii Pedagogiki Specjalnej. Trafiłem na ogłoszenie: zarządzanie nieruchomościami. Wtedy studiowałem jeszcze prawo. Myślałem, że przygotuję się do zawodu. Ale musiałem przerwać studia, ojciec ciężko zachorował. Brakowało pieniędzy.
List górnika z Asturii
wiatrak, Wto, 2012-06-26 13:20 Gospodarka | Prawa pracownika | Publicystyka | StrajkPoniżej przedstawiamy list napisany przez górnika z hiszpańskiego regionu Asturii, gdzie górnicy prowadzą od kilku tygodni bezterminowy strajk. List tłumaczy motywację górników.
Pracowałem w kopalniach dwadzieścia pięć lat. Pierwszy raz zjechałem pod ziemię kiedy miałem osiemnaście i chciałbym powiedzieć, że jestem zaskoczony czytając komentarze o górnictwie i wcześniejszych emeryturach. Chcę ukazać wam sprawę z mojej perpsepktywy.
Po pierwsze, walka, którą toczą górnicy nie jest prośbą o pieniądze. To jest domaganie się respektowania umów zawartych rok temu między rządem, a górniczymi związkami zawodowymi. Podpisano wówczas to, że kopanie będą dotowane do 2018 r. To są pieniądze ze Wspólnoty Europejskiej, a nie hiszpańskiego rządu. To nie są pieniądze, które płyną od Hiszpanów jak wielu naszych krytyków zdaje się twierdzić.
Skoro już mowa o pieniądzach, sam podobnie jak wiele innych rodzin górniczych pytam się gdzie są pieniądze z Funduszów Górniczych, które podobno miały zapewnić nam utworzenie nowych miejsc pracy po zamknięciu kopalń? Cóż, podobnie jak w wielu sektorach, pieniądze zostały wykorzystane przez polityków i związki. Część z tych pieniędzy w przypadku pana Gabino de Lorenzo, byłego burmistrza Olviedio pokryły koszty oświetlenia nowego Pałacu Wystaw i Kongresów i wiele innych podobnych projektów. Pan Felgeroso, były burmistrz Gijon przeznaczył je na Politechnikę i inne projekty.
W Valle de Turon w kopalni w pobliżu, której żyję było 600 wypadków śmiertelnych (tych o których wiemy ponieważ część archiwów spłonęła podczas wojny domowej) na przestrzeni lat 1889-2006, do dnia kiedy ją zamknięto. Oczywiście wybudowano centrum sportowe, które jest bezużyteczne gdyż po otwarciu okazało się, że nie ma toalet. Wszystko wokół to sterty gruzów, które próbują nam krok po kroku tłumaczyć. Nie ma reindustrializacji, która zapewniłaby ludziom stałą pracę.
Po drugie, jestem totalnie zaskoczony widząc to, że wielu ludzi sprzeciwia się subsydiom, nie chciałem tego pisać, ale są subsydia dla farm, rolnictwa, rybołówstwa i wiele innych. Osobiście cieszę się z tego, wolę jak subsydia trafiają do pracowników, niż żeby trafiały do złodziei co okradają nas codziennie.
Po trzecie, po zakończeniu wojny domowej, myślę, że wielu z was nie wie, że górnicy pracowali jedną godzinę dziennie za darmo na poczet naprawienia tego co zniszczył Franco kiedy w naszych domach nie było czego jeść.
Po czwarte. W 1962 roku górnicy rozpoczęli strajk, który rozprzestrzenił się na całą Hiszpanię, w którym udało nam się wygrać wiele praw, którymi Hiszpanie cieszą się do teraz i które próbuje nam się teraz odebrać. Podczas tamtych strajków wielu ludzi było bitych, wielu więzionych i wielu przesiedlonych do innych prowincji, z dala od swoich bliskich, którzy powrócili dopiero w 1980 roku.
Po piąte. Nawiązując do wcześniejszych emerytur, to jest mit, że górnik może iść na emeryturę mając lat czterdzieści dostając pieniądze jak z wygranej na loterii. Rzeczywistość jest inna. Sumy, które ludzie otrzymali odchodząc na wcześniejszą emeryturę, częściowo pochodzą z ich dodatkowych wpłat. Dokładamy do ubezpieczeń społecznych 50%, tzn ,że na każde dwa lata pracy, płacimy jak za trzy, na przykład ja pracowałem w kopalni przez 25 lat, a składek zapłaciłem jak za 37 i pół roku. Jak myślisz ilu z was płaci tyle samo?
Po szóste. Mówią, że węgiel zza granicy jest tańszy niż hiszpański węgiel, nie przekonuje mnie ten pogląd, ale zakładając, że to prawda, czy mamy wobec tego pracować jak niewolnicy? Jak ludzie w innych krajach? Nie chcę żeby ktokolwiek na świecie pracował jako niewolnik.
Chcę tę sprawę opisać gdyż naprawdę się wydarzyła. Pracowałem z pracownikami z Czech i Polski, kiedy przybyli i zaczęli robić zakupy. Byli zaskoczeni gdyż mogli tutaj kupować co tylko chcieli czego nie mogli robić w swoich krajach. Podczas pierwszych świąt Bożego Narodzenia, które spędzili wśród nas kupili nam turron (tradycyjna świąteczna słodycz), po jednym dla każdego. Kiedy się pytaliśmy dlaczego to zrobili, powiedzieli, że w ich krajach zarabiają tylko tyle żeby móc się samemu wyżywić. Chcę powiedzieć, że jeśli nie będziemy walczyli o swoje prawa, będziemy cierpieli tak samo.
7. Nawiązując do blokad dróg, powiem wszystkim, którzy narzekają ponieważ górnicy uniemożliwili im dotarcie do pracy, do szkoły i tym, którzy mieli z tego powodu problemy w swoich firmach, kiedy ktoś z naszych towarzyszy z innych gałęzi przemysłu zwracał się do nas z prośbą o pomoc, przestawaliśmy pracować na 24 godziny wspierając go tu i za granicą.
Podczas strajku angielskich górników przestaliśmy pracować i zorganizowaliśmy zbiórkę żeby mogli nakarmić swoje rodziny. Czy ktoś zaprzeczy, że jesteśmy w stanie solidaryzować się z każdym? Dziś wydaje się, że proszenie o pomoc wymaga zbyt wiele wysiłku. Wspieranie drugiego to fundament gdyż ci na górze mają nad nami przewagę.
Gdyby wszyscy pracownicy w Hiszpanii byli tak zjednoczeni jak górnicy, rządziciele myśleliby długo zanim zdecydowaliby się wcielać w życie cięcia budżetowe. Pomyślcie kto naprawdę stoi wam na drodze kiedy idziecie do pracy czy na zajęcia, kto zwalnia ludzi z taką samą łatwością jak dokonuje cięć w edukacji. Ludzie, którzy was zatrzymują to politycy.
Chcę też powiedzieć tym, którzy mówią, że powinniśmy iść do Madrytu pod drzwi ministerstwa i „zostawić wszystkich w spokoju”: byliśmy tam, ale cenzura mediów prawdopodobnie nie pokazuje wam wszystkich faktów.
Wierzę, że pracownik walczący o swoje prawa nie jest terrorystą jak obecnie nazywają nas za walkę w obronie naszego dobra i naszych rodzin.
Zapraszam was do opuszczania domów i obrony tego co wasze. Zostawanie w domach to przyzwolenie na to żeby zbliżali wasze położenie do granic ubóstwa.
Z dzieci chcą zrobić analfabetów ponieważ analfabetami jest łatwiej rządzić. To dlatego mury szkoły widzimy bardziej z zewnątrz niż wewnątrz.
Starajcie się zdobywać informacje. Oprócz telewizji macie też komórkę i Internet. Organizujcie się. Wyrzućcie słowa „strach” i „to nic nie da” ze swoich głów.
Jeśli czegoś nie rozumiecie lub chcecie zadać mi pytanie dotyczące czegoś konkretnego odpowiem z przyjemnością.
Wielkie podziękowanie dla tych, którzy wspierali nas z innych prowincji i krajów.
Salud
Juan Jose Fernandez,
Asturia
Za: http://solfed.org.uk/?q=north-london%2Fletter-from-an-asturias-miner
https://cia.media.pl/hiszpania_dziki_strajk_gornikow_w_asturii
Strefy specjalnego wyzysku
czytelniczka CIA, Pon, 2012-06-25 13:08 PublicystykaSkutkiem powstawania specjalnych stref ekonomicznych jest ograniczenie wpływów z podatków i opłat, a w konsekwencji cięcia budżetów gmin, przede wszytskim w "nierentownych" sektorach opieki nad dziećmi, zdrowia, edukacji i mieszkalnictwie komunalnym. Zamiast poprawy rynku pracy uzyskujemy stagnację - utrzymywanie się niskich płac, tymczasowych umów, wysokiego bezrobocia.
Niedawno w Dzienniku Gazeta Prawna pojawiła się raklama projektu dofinansowanego w ramach Programu Operacyjnego Innowacyjna Gospodarka (fundusze EU) - Strefy Przemysłowej w Jeleniej Górze. Jest to 80 ha obszaru przeznaczonego na inwestycje przemysłowe. Reklama używa hasła "Miasto z dobrym klimatem inwestycyjnym". Cynizm tego hasło polega na tym, że miasto-kurort położone w Karkonoszach, tworzy na swoim terenie strefę wyłączoną z konieczności przestrzegania praw społecznych i ekologicznych. W ustawie Prawo ochrony środowiska jest taki zapis:
"W granicach strefy przemysłowej jest dozwolone, z zastrzeżeniem art. 136d, uchwała o utworzeniu strefy przemysłowej, ust. 3, przekraczanie standardów jakości środowiska w zakresie dopuszczalnych poziomów substancji w powietrzu i dopuszczalnych poziomów hałasu oraz wartości odniesienia, o których mowa w art. 222, poziomy substancji w powietrzu, jeżeli nie zagraża to życiu lub zdrowiu ludzi, w szczególności nie narusza wymagań norm bezpieczeństwa i higieny pracy."
Klimat środowiskowy zamienia się na klimat inwestycyjny. Za pieniadze obywateli Polski i Unii Europejskiej. Logika działania tych stref jest podobna jak Specjalnych Stref Ekonomicznych: dostają ulgi podatkowe (CIT i PIT, które w Polsce i tak należą do najniższych w Europie oraz ulgi od podatku od nieruchomości) oraz dofinansowanie z budżetów państwa, samorządów i funduszy europejskich. Lokalizowane są z kolei na obszarach o bardzo wysokim bezrobociu - gdzie ludzie, z braku wyboru, zgadzają się na bardzo niskie płace i złe warunki pracy (umowy śmieciowe, długie dojazdy do pracy), co wcale nie poprawia sytuacji na lokalnych rynkach pracy ani nie redukuje ubóstwa. Podobnie z ochroną zdrowia i środowiska, brak regulacji i badań nie pozwala okreslić i ograniczyć wpływu działania nowego biznesu (np. elektronicznego) na zdrowie ludzi i przyrodę. Prawa ekologiczne też są zawieszane w imię inwestora - w Wałbrzychu zmniejszono obszar otuliny praku krajobrazowego, aby powiększyć Wałbrzyską Specjalną Strefę Ekonomiczną.
Takich "rajów biznesowych" powstaje w Polsce coraz więcej - rozbudowywane są zarówno strefy ekonomiczne, jak i strefy przemysłowe, parki technologiczne etc. Skutkiem jest ograniczenie wpływów z podatków i opłat, co powoduje zadłużanie budżetów gmin i państwa, a w konsekwencji cięcia, przede wszytskim w "nierentownych" sektorach opieki nad dziećmi, zdrowia, edukacji i mieszkalnictwie komunalnym. Zamiast poprawy rynku pracy uzyskujemy stagnację - utrzymywanie się niskich płac, tymczasowe umowy, wysokiego bezrobocia, która jest warunkiem działania biznesu nastawionego na jak najniższe koszty pracy. Innymi słowy mamy tu przestrzeń produkcji i pomnażania kapitału, działającej kosztem reprodukcji (odtwarzania biologicznego i społecznego życia ludzi oraz środowiska). Ekstremalnym przykładem tego neoliberalnego modelu biznesu jest działanie spółki UEFA, która zarobi na igrzyskach Euro 2012 miliardy Euro, nie zapłaci ani grosza podatku - impreza jest sponsorowana przez społeczeństwa Polski i Ukrainy, które będą spłacać długi przez dekady.
Przykładem wyzysku pracowniczego, ale i rodzącego sie wobec niego oporu jest fabryka Chong Chong Electronics, podwykonawcy LG (fabryki mieszczącej się w podstrefie Tarnobrzeskej specjalnej strefy ekonomicznej... pod Wrocławiem ). Skandaliczne warunki pracy (niskie zarobki, praca ze szkodliwymi substancjami, krótkookresowe umowy - w tym najbardziej śmieciowe, kilkudniowe z agencji pracy tymczasowej, dojazdy pracy trwające nawet 4 godziny dziennie), które doprowadziły pracownice i pracowników fabryki do powstania komisji zakładowej (Inicjatywa Pracownicza), całkowicie zaprzeczają rzekomej intencji władz lokalnych tworzących strefę, która miała poprawić rynek pracy w regionie. Strefy to w rzeczywistości prezent dla inwestorów, na koszt lokalnych mieszkanek i mieszkańców.
Obrona służby zdrowia we Włoszech: Wywiad z członkiem związku USI w służbie zdrowia w Mediolanie
Yak, Pon, 2012-06-25 09:37 Prawa pracownika | PublicystykaPoniżej, zamieszczamy wywiad przeprowadzony przez Eda Goddarda z Solidarity Federation z członkiem USI-AIT, Angelo, który jest pracownikiem służby zdrowia. USI skutecznie brało udział w organizowaniu się pracowników w szpitalach, zwłaszcza w Mediolanie. Zarówno Solidarity Federation, jak i USI są członkami Międzynarodowego Stowarzyszenia Pracowników (IWA w jęz. Ang. i AIT w jęz. hiszp.).
Ten wywiad został przeprowadzony w 2011 r. i został nieznacznie skrócony. Wywiad w wersji polskiej został opublikowany w gazecie ZSP "Zapłata" - wiosna 2012 r.
Jakie są główe problemy, z którymi spotykają się pracownicy służby zdrowia we Włoszech?
Pracownicy służby zdrowia cierpią z powodu zmian, które weszły w życie w połowie lat 90’tych wraz z wdrożeniem system DRG (polegającego na otrzymywaniu przez szpitale zwrotów za wykonane usługi) i w związku z prywatyzacją systemu opieki zdrowotnej.
Efektem tych zmian, oprócz wzrostu sektora prywatnego, było dążenie kierownictwa szpitali do cięcia kosztów. Obecnie, kosztami są głównie płace. Cięcie kosztów w tej dziedzinie oznacza zwiększenie obciążenia pracowników, zlecanie pracy do zewnętrznych firm, zwiększenie niepewności zatrudnienia i częstsze korzystanie z czasowych umów, itp...
Plan zatrudnienia, czyli liczba pracowników w danym oddziale, jest głównym powodem niezadowolenia i tam gdzie to jest możliwe pracownicy walczą o rozszerzenie liczby etatów. Teoretycznie, są pewne kryteria regulujące tę kwestię, ale nie są tak naprawdę respektowane i wskutek tego nie ma wystarczającej kadry pracowników. Tak więc jednym z podstawowych frontów jest walka o dostateczną liczbę etatów. Firmy działające w sektorze opieki zdrowotnej wolą proponować nadgodziny mniejszej liczbie pracowników, gdyż to jest tańsze. Płacąc dodatkowe 15% lub 30%, mogą oszczędzić sobie wypłacania pensji wraz z dodatkami (tzw. „trzynastką” [1]), odprawami i kosztami płatnego urlopu, itd...
Innym obszarem niezadowolenia są płace. Jedynie ułamek wartości pensji (tzw. „skala progresywna”) jest uzależniona od negocjacji. Poszczególne firmy starają się powiązać płace z zyskami, więc podwyżki płac jesteśmy w stanie wywalczyć jedynie za pomocą masowych protestów.
Inne problem dotyczą pracy zmianowej i bezpieczeństwa pracy. W dodatku, konkurujące ze sobą w przetargach firmy oferują usługi, które nie są ściśle powiązane ze służbą zdrowia. Do tego dochodzą ciągłe starania o to, by zmniejszyć ilość używanego wyposażenia. Czasem firmy starają się zarobić na usługach, które są zyskowne, ale które nie są potrzebne pacjentom (dowód na to stanowi niedawny proces, w którym na ławie oskarżonych stanęli dyrektorzy szpitala w Mediolanie). Walka o zachowanie godnych warunków pracy w służbie zdrowia jest powiązana z obroną jakości usług dostarczanych pacjentom.
Jakie działania podejmuje USI w Mediolanie w dziedzinie służby zdrowia?
Niektóre związki w szpitalach wydają własne gazety, takie jak Il Paolaccio w szpitalu w San Paolo (to najbardziej regularnie ukazująca się gazeta), lub Il Fontanone w szpitalu San Raffaele. Ponadto drukowane są ulotki, biuletyny, wysyłane są maile do pracowników, odbywają się zebrania członków, a także zebrania otwarte. Sekcje otwierane są w całym mieście. W pokojach związkowych w poszczególnych szpitalach odbywają się zebrania, a w biurach USI w różnych punktach miasta odbywają się kulturalne lub edukacyjne inicjatywy. Planujemy w okresie jesiennym zorganizować odpowiednią przestrzeń dla związku pracowników służby zdrowia w USI.
W jaki sposób USI różni się od innych związków działających w służbie zdrowia?
W sektorze służby zdrowia funkcjonują główne centrale związkowe (CGIL, CISL, UIL), a także inne związki, takie jak związki bazowe [2], a także związki zrzeszające pracowników określonych kategorii.
Różnice pomiędzy USI, a głównymi federacjami związkowymi są takie same, jak w innych branżach. Różnice pomiędzy nami, a związkami broniącymi tylko pracowników poszczególnych zawodów (pielegniarek, lub techników) są ogromne. Te związki bronią swoich członków, kosztem innych pracowników. USI w służbie zdrowia stara się doprowadzić do zjednoczenia wszystkich pracowników służby zdrowia, niezależnie od tego, jaki konkretnie zawód wykonują. Staramy się doprowadzić do zmniejszenia różnic w wysokości płac pomiędy „wyższymi”, a „niższymi” kategoriami pracowników.
USI jest jedynym związkiem, w którym nie ma hierarchii osób na etatach związkowych, którzy myślą o własnych karierach w strukturach związkowych i od głosu których zależy kierunek, w którym podąża związek. W takich związkach, decyzje związkowych przywódców są narzucane pracownikom. W przypadku USI, decyzje są podejmowane przez samych pracowników. Nikt nie ośmieliłby się podjąć decyzji za innych i zmusić pozostałych do podporządkowania się. Zdarza się, że dyskusje nas wyczerpują, ale razem określamy zarówno cele, jak i strategię, która pozwoli je osiągnąć.
We Włoszech, większość (jeśli nie wszystkie) związki bazowe mają od lat tych samych liderów, którzy w końcu są utożsamiani z nazwą. I tak mamy CUB Tiboniego, COBAS Bernocchi’ego, UNICOBAS D’Errico, itd... Natomiast USI, na każdym swoim zjeździe, dokonuje rotacji na wszystkich oficjalnych stanowiskach. Nie ma stanowisk obsadzonych dożywotnio (takie stanowiska pozostawiamy Watykanowi!), a sekretarz pełni rolę służebną wobec organizacji jako całości w czasie pełnienia swoich obowiązków, ale nie jest ważniejszy, niż ktokolwiek inny. Nikt w USI nie otrzymuje wynagrodzenia za pracę w związku. Wszystkie zadania są wykonywane dobrowolnie. Stanowiska to są raczej jedynie ciężarem dla osób, które je zajmują, a w żadnym stopniu nie wiążą się z mocą decyzyjną i władzą.
Czasem walczymy ramię w ramie ze związkami bazowymi w obronie wspólnych celów i ideałów. Ale są poważne różnice w organizacji wewnętrznej. Nasza organizacja jest pozioma, a nie hierarchiczna. Przywiązujemy wielką wagę do zebrań pracowników, do tego by być niezależymi od jakiejkolwiek partii i jej strategii, oraz kładziemy wielki nacisk na akcję bezpośrednią pracowników, która zastępuje stosowane przez inne związki działania polityczne i mediację za pomocą oficjalnych instytucji.
Powiedz nam więcej o niektórych kampaniach, w których brało udział USI-Mediolan
Ogólnokrajowe porozumienia zbiorowe, choć wygasły, zostały zamrożone przez rząd do 2013 r. Niedawno, w maju 2011 r., zakończyła się walka związana ze szpitalem San Paolo. Pojawiło się wiele komplikacji, np. zarząd po podpisaniu porozumienia dotyczącego podwyżki płac natychmiast zniknął, a porozumienie nie zostało wdrożone. W tej kampanii korzystano z metod, takich jak strajki, publiczne zebrania, demonstracje i pikiety w szpitalu. We wszystkich tych działaniach aktywny udział brał związek pracowników służby zdrowia USI, przy licznym wsparciu innych ludzi.
Podobna walka trwa w szpitalu San Carlo. Tam też odbył się strajk (przeciw udziałowi w wojnie w Libii, w dniu 16 kwietnia), a także miała miejsce duża pikieta w czasie której rozdawano wiele ulotek.
W szpitalu San Raffaele podpisano w październiku porozumienie, które zakończyło trwający prawie rok spór. W trakie jego trwania organizowano zebrania poszczególnych wydziałów, jak i całego szpitala, organizowano pikiety (czasem nawet w nocy), a także okupacje biur zarządu. Był też prowadzony strajk, a także miały miejsce demonstracje wewnątrz i na zewnątrz szpitala, podczas których rozdawano ulotki. Zgodnie z postanowieniami porozumienia, nastąpią dwie podwyżki płac, jedna w grudniu b.r., a druga w styczniu 2013 r. Wprowadzono również nową pozycję na paskach wypłat, która będzie wynosić określony procent obrotów (nie zysków) szpitala, który zostanie podzielony po równo pomiędzy wszystkich pracowników. Oznacza to, że każdy pracownik otrzyma ten składnik wypłaty w tej samej kwocie.
USI jest największym związkiem w San Raffaele. W walce, której zwieńczeniem było podpisaie porozumienia była wspierana głównie przez USI i USB [3]. Inne związki zachowały postawę umiarkowaną i uznały żądania strajkujących za „wygórowane”.
Podczas zebrania wszystkich pracowników, przedstawiciel związku UIL (który pracuje dla związku, ale jest opłacany przez pracodawcę) oznajmił, że nie podpisze porozumienia i starał się oskarżyć działacza USI o to, że próbuje forsować wypłatę podwyżki w takiej samej wysokości dla wszystkich. Liczył na to, że pracownicy zarabiający więcej, którzy otrzymują zazwyczaj największą część profitów firmy, obrócą się przeciw mniej zarabiającym pracownikom. Tak się jednak nie stało i wszyscy razem podpisali porozumienie przyznające jednakowe podwyżki wszystkim. Tak więc można powiedzieć, że zarówno USI, jak i USB zorganizowały protest, zebrania, pikiety, okupację i strajk, przy sporadycznym uczestnictwie innych związków. W dniu strajku, związkek CGIL był nieobecny, a niektórzy z jego delegatów nawet udali się do pracy.
W tej chwili, w San Raffaele wystąpiły gwałtowne problemy związane z kryzysem finansowym. Zarząd w bardzo zły sposób zarządzał majątkiem szpitala, powodując deficyt około miliarda Euro. Choć nie wydaje się prawdopodobne, by w związku z tym pracę mogli stracić wieloletni pracownicy, jednak obawiamy się o los pracowników tymczasowych zatrudnianych przez firmy zewnętrzne, także o możliwe negatywne skutki sytuacji na warunki zatrudnienia wszystkich pracowników. W tej sprawie już doszło do pierwszych mobilizacji.
Jaki jest poziom aktywności pracowników służby zdrowia w porównaniu z pracownikami w innych branżach?
Przede wszystkim należy zdać sobie sprawę z faktu, że służba zdrowia – jako niezbędna usługa – podlega bardzo restrykcyjnym ustawom ograniczającym prawo do strajku. Są dwie ustawy, które znacznie utrudniają prowadzenie akcji strajkowej. A więc zanim dojdzie do strajku, musi zostać zakończona procedura mediacyjna za pośrednictwem administracji samorządowej ('La prefettura' [4]), a później należy zgłosić datę strajku, która także podlega różnorodnym ograniczeniom. Te czynniki sprawiają, że mobilizacja jest bardzo trudna. Ponadto, organizacje, które nie przestrzegają tych zasad mogą zostać ukarane wysokimi grzywnami. Mamy jednak prawo wezwać do ogólnych zebrań w pracy i ten czas (aż do 12 godzin rocznie) jest wliczany do czasu pracy. Poza godzinami pracy nie ma ograniczeń, jeśli chodzi o liczbę pikiet, demonstracji, akcji ulotkowych i czego tylko się zapragnie.
Trudno też określić punkt odniesienia dla poziomu aktywności. W niektórych szpitalach wielu pracowników bierze aktywny udział w działalności związkowej, a w innych są z tym problemy. Ogólnie rzecz biorąc, w Mediolanie, a także w innych miastach jak Triest, USI jest silne w służbie zdrowia. Związek też rozwija się w innych regionach Włoch, takich jak Toskania, Parma, czy Modena.
[1] We Włoszech, niektóre rodzaje kontraktów gwarantują wypłatę premii w postaci 13 pensji na koniec roku.
[2] “Związki bazowe”, to nazwa małych związków, które wywodzą się z niezależnych zgromadzeń pracowników z lat 60-70’tych i które dziś są raczej powiązane z ruchami społecznymi, które nie koncentrują się na miejscu pracy. Tym różnią się od tradycyjnych związków.
[3] Unione Sindicale di Base – Związek bazowy
[4] 'La prefettura' to jednostka władzy samorządowej, która zajmuje się wieloma sprawami, m.in. mediacją w sprawie konfliktów pracowniczych.
Jestem anarchistą
wiatrak, Śro, 2012-06-20 18:18 Publicystyka | Represje | Ruch anarchistycznyArtykuł ze Sprawy Robotniczej napisany przez Augustyna Wróblewskiego po uwolnieniu go z aresztu, po nagonce ze strony Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej i jej pisma "Naprzodu".
Kurierki i pisemka brukowe, pod balutą reakcyjnego „Naprzodu”, zrobiły grubą sensacyę z zajścia, jakie miało miejsce w sobotę 23 marca i nazwały mię, dla szykany, przez szyderstwo, z chęci naigrawania się, anarchistą. Teraz mię na ulicy wytykają, mówiąc” „anarchista idzie”.
Przyjmuję tę nazwę rzuconą w szyderstwie, i nosić ją będę dumnie do końca życia.
Jestem anarchistą i szczycę się tym. I wy musicie wreszcie uszanować tę nazwę, to miano , bo ono okrywa najlepszych i najszlachetniejszych ludzi: Tołstoj: ów geniusz świata – był anarchistą i uważany był za jednego z przywódców anarchizmu w Europie. Kropotkin, słynny uczony, geograf, przyrodnik i społeczny badacz, Reclus najznakomitszy geograf – to przywódcy anarchizmu. Na uniwersytecie genewskim kilku znakomitych profesorów należało do grupy anarchistów i w dzień 1 maja szli w pochodzie robotniczym i pod czarną chorągwią: fizyolog prof. dr. Schiff, autor wiekopomnych prac o trawieniu, prof. dr. Vogt, autor znakomitych „Listów fizyologicznych” itd.
Ideą anarchistyczną, ideą czystego anarchizmu etycznego oddychają miliony ludu roboczego, połączone w ruchu syndykalistycznym, zdążając wprost jasność dni jutrzejszych, w to nowe wolne życie społeczne, które rozwojem własnego swego życia stworzą.
Żyję z tymi genialnymi ludźmi i z tą rzeszą robotniczą – wspólnym zespołem ducha. Do nas należy zwycięstwo. Jestem anarchistą i każdy, kto chce być wolnym wewnątrz, w duchu, i kto chce swoim życiem wykuwać wolność społeczną dla wszystkich – niech zostanie anarchistą , niech połączy się z nami!
W szeregu artykułów „Sprawy Robotniczej” bardzo wyraźnie było wyjaśnione, że ja sam i grupujący się koło „Sprawy Robotniczej” towarzysze – jesteśmy syndykalistami, socjalistami bezpaństwowymi, federalistami, komunistami, kooperatystami a więc z kilku numerów „Sprawy Robotniczej” każdy czytelnik wiedział dobrze, że nie jesteśmy my, ani ja specjalnie , anarchistami-indywidualistami, ale przeciwnie – zrzeszeniowcami. W kronice numeru 4-ego zamieściliśmy notatkę o anarchistach indywidualistach w celu wytłumaczenia tego terminu i w celu pokazania, że niektórzy towarzysze, mianujący się anarchistami – indywidualistami , w najwznioślejszym znaczeniu tego słowa, i w rzeczywistości przedstawiający sobą piękne typy samorzutnie etyczne, też należą do nas, trzymają się z nami, chociaż nie są zrzeszeniowcami. Żadnej więc sprzeczności tej notatki z ogólnym programem nie było, kto zaś przeczytał z kilku numerów „Sprawy Robotniczej” tylko tę notkę, to mógł w tymże numerze znaleźć artykuł o kooperatywach, o federalistycznych związkach itd. i poznać stąd, że wyrażenie „stanowimy jedną grupę z anarchistami indywidualistami” oznacza: my nie jesteśmy anarcho-indywidualistami, lecz anarcho-komunistami, ale wokoło „Sprawy Robotniczej” grupują się prócz nas i anarcho-indywidualiści, tworząc z nami wspólne grono czytelników, współpracowników, itd.
Dla każdego jasno wynikało z tej notatki w kronice, że ani ja, ani też ogół naszego ugrupowania - nie jesteśmy anarcho-indywidualistami.
To tylko "Naprzód", w swej bezsilnej złości, chcąc najbrudniejszymi środkami pogrzebać sprawę robotniczą, tak podtasował wyrażenia, nadał taki ton, koloryt, tak pofałszował cytaty, że czytelnikom bezkrytycznym, albo tym, którzy szukali dziury w całym, aby nas pogrążyć w nieszczęście, rzecz przedstawiała się śmiesznie i... rozbieżnie z kodeksem karnym. O to właśnie "Naprzodowi" chodziło, bo powinien był przecie wiedzieć, jakie skutki bywają z pisania podobnych bzdurstw, co zresztą "Naprzodowi" często się przytrafia.
Gdy znajdowałem się w więzieniu, policja zrobiła w moim mieszkaniu rewizję, od wpół do dziewiątej do wpół do jedenastej w sobotę wieczorem, bez obecności urzędnika sądu i bez zezwolenia władz sądowych. Przetrząśnięto korespondencję, rękopisy, wszelkie papiery najintymniejsze - bez mojej obecności. Znalazłem kupy książek i rękopisów na podłodze. W poniedziałek zrobiono rewizję po raz drugi. W czasie rewizji wszedł mecenas dr. Moskwa. Wziąłem go na świadka bezprawia ze strony policji, wówczas dwaj nadkomisarze, którzy rewizję robili, oznajmili mu, że "artykuł sobotni "Naprzodu" wywarł na dyrekcję policji takie wrażenie, jakoby "Sprawa Robotnicza" i dr. Wróblewski stanowili spisek anarcho-bandycki, zagrażający bezpieczeństwu publicznemu i państwu, i uznali za konieczne natychmiast, nie czekając na pozwolenia sądu, zrewidować mieszkanie i papiery, w ogóle cały charakter działalności i stosunków prywatnych dra Wróblewskiego". Mecenas dr. Moskwa potwierdził, że czytał ten artykuł "Naprzodu" i że istotnie mógł on podobne wrażenie na władzach policyjnych wywrzeć, a więc protest przeciw bezprawiu byłby nie na miejscu.
Niech teraz opinia publiczna, niech robotnicy, niech towarzysze partyjni - sami osądzą "Naprzód". My mamy dla "Naprzodu" tylko słowa pogardy.
Panowie z "Naprzodu" chcieli zamaskować swoją fałszywą zbrodniczą denuncjację i posłali, nazajutrz po wydaniu owego artykułu - dra Heskiego do sędziego śledczego, aby potem ogłosić, że oni starali się o moje uwolnienie. Uwolnienie moje nastąpiło jednak na skutek starań dra Lustgartena, któremu sędzia przyrzekł sprawę rozpatrzyć w niedzielę i (jeśli można) mnie uwolnić. Artykułem więc wtorkowym "Naprzód", jako pismo, i ludzie grupujący się koło niego, zabili sami siebie w opinii uczciwych ludzi.
A wiecie dlaczego tak się stało? Czy my rozbijamy związki zawodowe centralistyczne? Nie. Ani jednego związku nie rozbiliśmy i nie usiłujemy tego czynić. Ale... robotnicy przestają prenumerować "Naprzód" i słusznie.
Te wszystkie szykany, nieszczęścia, krzywdy, które w ciągu paru dni zwaliły się na mnie, zupełnie uprawniły nadaną mi nazwę anarchisty.
Jestem anarchistą od dawna, a teraz uzyskałem do tej nazwy niezaprzeczona prawo. Nie tylko ja, ale odtąd każdy, kto chce, ma prawo nosić w Galicji tę nazwę.
Augustyn Wróblewski
Artykuł ukazał się w "Sprawie Robotniczej" 15 kwietnia 1912 roku.
https://cia.media.pl/wroblewski
https://cia.media.pl/z_dziejow_polskiego_anarchizmu
Komunizm wolnościowy Isaaca Puente
wiatrak, Wto, 2012-06-19 15:12 Publicystyka | Ruch anarchistycznyBaskijski lekarz, socjalista, naturysta, ale przede wszystkim propagator „komunizmu wolnościowego”, który jako jeden z nielicznych członków CNT nie posiadał robotniczych korzeni a mimo to cieszył się wśród towarzyszy nie ukrywanym autorytetem. Tak w wielkim skrócie wygląda biografia Isaaca Puente, baskijskiego rewolucjonisty, który poległ w pierwszych dniach rewolucji społecznej w 1936 roku.
Poniższa analiza opiera się na najbardziej znanym oraz najszerzej rozpowszechnionym artykule Puente zatytułowanym „Comunismo Libertario” („Komunizm Wolnościowy”), który został wydany po raz pierwszy w 1932 roku przez CNT.
Publikacja miała charakter czysto propagandowy. Jej celem nie było szczegółowe omówienie zasad „komunizmu wolnościowego”, jedynie narysowanie jego najważniejszych zasad, wartości, celów oraz ożywienie idei „wolnych komun” w celu przekonania robotników i chłopów do rewolucji społecznej.
Pomimo tego stanowi ona bardzo cenne źródło informacji dotyczących tradycji oraz źródeł ideowych hiszpańskich anarchistów, pozwalając nam bliżej poznać pewną specyficzność hiszpańskiego anarchizmu lat 30-tych XX wieku, który dużej mierze stanowi syntezę myśli anarchistycznej M. Bakunina, P. Kropotkina oraz anarchosyndykalizmu.
Ogólnie
Ten baskijski lekarz za główny cel uznawał budowę „komunizmu wolnościowego”, który określał jako „bezpaństwowe współistnienie (społeczne) w celu rozwiązania problemów ekonomicznych”, przyjmując za podstawową zasadę kropotkinowskie credo: „każdy wg możliwości, każdemu wg potrzeb”.
Proponował więc budowę społeczeństwa bezpaństwowego, które odrzuciłoby własność prywatną i oparłoby się na wolnych związkach zawodowych oraz na wolnych komunach. Dokonał jednocześnie trafnego spostrzeżenia, iż anarchizm w Hiszpanii jest bardzo mocno zakorzeniony w kulturze i opiera się na podstawach doskonale znanym Hiszpanom – na spontaniczności i kolektywizmie, dzięki czemu jest on stale żywy.
Co najważniejsze, Puente stanął w opozycji wobec nastrojów reformistycznych prawicowego skrzydła CNT uważając, iż robotnicy mogą wyzwolić się wyłącznie poprzez rewolucję. W takim razie – rewolucja jawi się w jego myśli jako jedyna droga do wolności.
Głównych wrogów wolności i równości widział zarówno w gospodarce kapitalistycznej jak i państwie. Konieczność odrzucenia kapitalizmu argumentował faktem, iż system ten opiera się na wyzysku człowieka przez człowieka oraz zmusza go do niewoli (względem kapitalisty) co potęguje niesprawiedliwość oraz w konsekwencji prowadzi do dehumanizacji.
Ponadto nie uważał, w przeciwieństwie do większości ówczesnych mu teoretyków, by można by wyróżnić okresy prosperity oraz okresy kryzysu gospodarki kapitalistycznej. Wychodził on bowiem z założenia, iż kapitalizm znajduje się w permanentnym kryzysie ponieważ jest to system, który nie jest i nigdy nie będzie w stanie zaspokoić potrzeb całej ludzkości, w wyniku czego stale zwiększa się liczba bezrobotnych, którzy być może stanowić będą zaplecze przyszłej rewolucji.
Twierdził, iż wszelka władza zakorzeniona jest we własności prywatnej, która służy akumulacji kapitału. Taki proceder prowadzi do bogacenia się garstki kosztem ogółu społeczeństwa – a więc powiększaniem przepaści społecznej i pogłębiania władzy bogatych nad biednymi.
Aby zlikwidować tę niewolę oraz biedę, Puente postulował zniesienie własności prywatnej, tak aby nikt nie posiadał więcej niż potrzebuje.
Oczywiście, poza kapitalizmem naturalnym wrogiem pozostawało państwo. Lecz Puente nie przesadzał z martyrologią anarchistyczną i zamiast niej skupił się na najbardziej widocznym dla przeciętnego człowieka aspekcie ówczesnego mu państwa – utrzymywaniu oraz legitymizowaniu kapitalistycznego porządku poprzez represje ze strony państwa, którymi naznaczona jest historia ludzkości.
W dodatku twierdził, iż naturalną konsekwencją ewolucji jest śmierć państwa, które zbliża się już ku swemu kresowi. W związku z tym głupotą byłoby kurczowe utrzymywanie i bronienie tej instytucji.
Przy okazji postanowił odpowiedzieć na częsty i bezzasadny zarzut kierowany wobec anarchistów opierający się na założeniu, iż to państwo oraz przymus tworzą społeczeństwo i tylko to chroni ludzkość przed pogrążeniem się w chaosie.
Puente takie stawienie sprawy uznał za nic więcej niż kłamstwo, ponieważ wyraźnie powołując się na prace Piotra Kropotkina uznał, iż społeczeństwo powstaje niezależnie od państwa a czynnikami determinującymi jego powstanie nie jest przymus lecz „instynkt społeczny”, poczucie solidaryzmu oraz potrzeba wzajemnej pomocy. I to te czynniki stanowią o rozwoju społecznym a także ekonomicznym.
W takim razie społeczeństwo powstaje samo i najważniejsze jest stworzenie takich warunków, które by nie utrudniały tego procesu.
Przejął anarchosyndykalistyczną niechęć wobec polityki oraz politykierstwa. Pisał, iż „komunizm wolnościowy nie jest na tyle naiwny by wierzyć w politykę i pośrednictwo polityków”. Zamiast nich opowiada się za działalnością bezpośrednią przez którą Puente rozumie bezpośrednie realizowanie pomysłu przez komunę a nie pośredników w postaci polityków.
Czym jest komunizm wolnościowy ?
Sama nazwa „komunizmu wolnościowego” ma wskazywać na dwa pierwiastki drzemiące w tej idei:
1. Na kolektwyność – której celem jest doprowadzenie do harmonii społecznej i ekonomicznej poprzez współpracę. Puente uważał komunę za najlepszy i naturalny sposób organizowania się społeczeństwa w celu wzajemnej pomocy i zaspakajaniu wszystkich potrzeb społeczeństwa (zarówno w sensie ogółu, jak i indywidualnych potrzeb)
2. Na indywidualizm, który zapewnić ma autonomię oraz wolność jednostce
I tylko „komunizm wolnościowy” jest w stanie zaspokoić dwie podstawowe potrzeby człowieka:
1. „potrzebę chleba” – jej realizacja oznacza spełnienie potrzeb ekonomicznych/materialnych (odzież, żywność, mieszkanie, edukacja, dostęp do służby zdrowia, etc.)
2. „potrzebę wolności” – uważa ją za najbardziej żywą i oznaczającą kontrolę nad własnymi działaniami, którą dać może wyłącznie „komunizm wolnościowy”
Nie oznacza to, iż uważał „komunizm wolnościowy” za system od początku idealny, działający bez zastrzeżeń. Twierdził, iż dopiero z czasem, wraz z rosnącym doświadczeniem, system będzie usprawniany dzięki czemu będzie działać lepiej.
Organizacja „wolnych komun” oraz „wolnych związków”
Każda komuna czy związek zawodowy, zdaniem Puente, opierać się powinny na dwóch podstawowych filarach:
1. Federacyjności – obowiązek tworzenia federacji podyktowana jest konieczności współpracy, koordynacji oraz komunikacji pomiędzy komunami w sferze ekonomii. Ponadto komuny oraz federacje komun powinny przejąć a następnie uspołecznić wszelką własność, środki oraz narzędzia produkcji i stać się podstawowym organem zarządzającym nimi
2. Demokratyczności
Sama organizacja opierać się miała na maksymalizacji cech wspólnotowych. Dzięki czemu idea ta jest w stanie zapewnić prawdziwą demokrację „tworzoną przez ludzi dla ludzi”, co bezpośrednio wiąże się z federalizmem, który z jednej strony ma za zadanie wymusić współpracę, koordynację a także solidarność pomiędzy komunami oraz związkami, acz z drugiej strony ma on chronić autonomię każdej jednostki organizacyjnej.
Niepodważalną zaletą tego systemu stanowić ma jego model budowy – od dołu do góry. Przez co decyzje zawsze podejmowane mają być w interesie każdej wspólnoty.
Wolne komuny
„Wolną komunę” Puente opisywał jako „zespół pracowników z bardzo małego miasta, osady lub wsi cieszących się suwerennymi uprawnieniami w odniesieniu do wszystkich lokalnych problemów”. Jednak inaczej komuna wyglądać będzie w mieście a inaczej na wsi.
Na wsi wystarczy, zdaniem baskijskiego anarchisty, odnowić idee „wolnej komuny” mocno zakorzenionej w kulturze oraz dziedzictwie historycznym hiszpańskiej prowincji. Sercem takiej komuny stałaby się „rada” – czyli zebranie wszystkich mieszkańców (danej wsi) podejmujących (wspólnie i demokratycznie) decyzje dotyczące wszystkich spraw lokalnych w tym dotyczących produkcji i dystrybucji dóbr.
Pod jurysdykcją komun wszystko winne stać się wspólną własnością: „łąki, wzgórza, środki produkcji, bydło”. Nadwyżki produkcji powinny być magazynowane przez komunę tak aby każdy miał do nich dostęp. Zwracał Puente jednak uwagę, iż do tego magazynu dostęp winne mieć również inne komuny (za zgodą oczywiście komuny w której leży magazyn) i móc z niego swobodnie korzystać, albowiem nikt nie może mieć prawa do posiadania na własność więcej niż mu potrzeba do życia.
Dlatego rodzi się pewne pytanie; czy Puente rzeczywiście opowiadał się za całkowitym zniesieniem własności prywatnej ?
I tak i nie.
Uważał, iż obok własności wspólnej istnieć może własność prywatna – tę jednak charakteryzował jako dobra niezbędne każdemu człowiekowi – ubrania, meble, mieszkanie, drobne przedmioty, pamiątki.
Sama komuna funkcjonować miała na 3 fundamentalnych zasadach:
1. Obowiązku podjęcia pracy przez każdego (kto jest w stanie) w takiej dziedzinie w jakiej posiada najlepsze umiejętności
2. Przyjęciu zasady równego wpływu każdego członka komuny na podejmowane decyzje
3. Przyjęcie zasady, iż każdy posiada prawo do spożywania i czerpania dóbr komuny zgodnie z własnymi potrzebami oraz korzystania z instytucji publicznych (edukacji, służby zdrowia, itd.) znajdujących się w całym kraju
Gospodarka (w skali kraju) zarządzana miałaby być poprzez koordynację wysiłku ekonomicznego wszystkich komun. W takim razie powinny się one łączyć w federacje z innymi komunami oraz federacjami przemysłowymi.
Uważał, że dzięki temu będą one w stanie wymieniać się produktami wytwarzanymi przez siebie w celu realizowania wspólnotowych i indywidualnych potrzeb wszystkich członków danej federacji.
Sama koordynacja nie miała dotyczyć wyłącznie sfery produkcyjnej, acz także ogólnokrajowych ośrodków użyteczności publicznej – np. zarządzania kolejami, energią elektryczną, służbą zdrowia, edukacją. Dzięki temu każdy posiądzie wolny dostęp do nich.
Jednak dla Puente nie do pomyślenia jest możliwość by takowa koordynacja odbywała się na poziomie centralnym. Zamiast tego musi się ona odbywać na poziomie najniższym z możliwych.
Wychodził on bowiem z założenia, iż skoro ludzie porozumiewają się poprzez osobiste i bezpośrednie kontakty, to podobny mechanizm musi dobrze funkcjonować pomiędzy komunami oraz federacjami komun. Dlatego komuny powinny tworzyć kongresy oraz federacji w ramach których podejmowano by decyzje dotyczące działalności gospodarczej.
Zdaniem Puente taki model sprawiał, iż jednostka samodzielnie włączałaby się w życie ekonomiczne komuny a komuny w życie ekonomiczne regionu/kraju. Odrzucał możliwość istnienia centralnej, autorytarnej „Rady Centralnej” w roli „architekta”, uznając tę idee za zbędną. Najważniejszym bodźcem dla kooperacji jest zdaniem tego baskijskiego socjalisty świadomość każdego członka komuny, iż jego potrzeby zostaną spełnione.
Oczywiście dostrzegał konieczność koordynacji wysiłku na poziomie krajowym – dlatego przewidywał możliwość istnienia „krajowych federacji przemysłowych”, które by zarządzały taborem, drogami, autostradami, łącznością. Lecz ich misją przede wszystkim miało by być rozszerzanie dostępu do tych dóbr ośrodkom, które były w pewien sposób upośledzone i to wyłącznie za porozumieniem z poscz. komunami/federacjami.
Co prawda nie opisał sposobu wyłaniania takich federacji na tym poziomie, można się domyślać, iż wyłaniane one miały by być one przez lokalne federacje.
Nieco inaczej komuna wyglądać miała w mieście. Puente uznał za nie realne (ze względu na duże skupisko ludności) stworzenie komuny obejmującego całe miasto. Zamiast tego proponował tworzenie komun, które odpowiadałyby poszczególnym dzielnicom a następnie tworzyłyby pomiędzy sobą federacje.
Oczywistym celem byłoby zarządzanie produkcją oraz dystrybucją dóbr w celu zaspokojenia potrzeb mieszkańców własnej miejscowości oraz innych.
Podczas rewolucji związki zawodowe powinny przejąć całość środków i narzędzi produkcji – fabryki, warsztaty, ziemię, surowce, budynki użyteczności publicznej do których każdy winien mieć zagwarantowany wolny dostęp. Następnie związki producentów miałyby zorganizować dystrybucję.
Sfera społeczno – gospodarcza
Podstawowym celem komunizmu wolnościowego pozostaje stworzenie takich warunków społecznych, które doprowadziłyby do odrzucenia własności prywatnej na rzecz własności wspólnej.
Dokonać się to miało poprzez uspołecznienie środków i narzędzi produkcji, samych produktów jak i powiązania ze sobą energii wszystkich talentów oraz pomysłowości robotników, by można było rozdzielać dobra zgodnie z indywidualnymi potrzebami każdego. Istotny, wg Puenty, pozostaje fakt, iż przyjęcie takiego modelu powoduje jego otwartość dla inicjatywy i działalności każdego człowieka.
Puente podkreślał, iż „komunizm wolnościowy” opiera się na instytucjach już istniejących – tj „wolnych komunach” i „wolnych związkach” – dzięki czemu życie gospodarcze będzie mogło być toczone „w świetle konkretnych potrzeb poszczególnych miejscowości”.
Cechą następną „komunizmu wolnościowego” jest odrzucenie pieniądza jako środka płatniczego. Stąd też produkty nie mogłyby być nań wymieniane tylko rozdzielane pomiędzy wszystkich członków komuny/federacji komun zgodnie z ich potrzebami.
Dosyć istotnym zagadnieniem wydają się być propozycje baskijskiego lekarza dotyczące czasu pracy oraz ogólnie pracy. Mianowicie proponuje on by każdy kto jest w stanie podjął pracę zgodną ze swoimi umiejętnościami. Dzięki temu udałoby się znacząco skrócić czas pracy, nawet do 4 godzin na dobę.
Dodatkowo praca stanowić ma najważniejszy warunek dostępu do dóbr i produktów wspólnoty. Każdy pracujący (wyłączając oczywiście osoby, które nie są w stanie pracować: chorych, niepełnosprawnych, dzieci, osoby starsze – ich winna utrzymywać w pełni wspólnota i winni posiadać oni równe prawa co wszyscy) dzięki swojej pracy otrzymuje pełen dostęp do całości dóbr dzięki czemu może zaspokajać swoje potrzeby. Ponadto nie pracując pozbawia się sam prawa do brania udziału w podejmowaniu decyzji przez wspólnotę.
Tekst pochodzi stąd
https://cia.media.pl/puente
https://cia.media.pl/michail_bakunin_socjalizm_i_wolnosc
https://cia.media.pl/rewolucja_hiszpanska_czas_milicji
https://cia.media.pl/komunizm
Barwy anarchistyczne: Skąd czarne i czarno-czerwone flagi?
wiatrak, Wto, 2012-06-19 10:46 Publicystyka | Ruch anarchistycznyWprowadzenie
Anarchizm zawsze świadomie się opowiadał za szeroką, a chwilami niejasną platformą polityczną. Uzasadnienie tego jest zdrowe; podręczniki tworzą sztywne dogmaty i tłumią twórczego ducha buntu. Według tych samych zasad i z wynikającymi z tego takimi samymi problemami anarchiści odrzucali "zdyscyplinowane" przywództwo, jakie można znaleźć w wielu innych ugrupowaniach politycznych na lewicy. Uzasadnienie tego również jest zdrowe; przywództwo oparte na władzy jest nieodrodnie hierarchiczne. Wydaje się z tego logicznie wynikać, że skoro anarchistów płoszy wszystko, co statyczne, to zostaną oni również spłoszeni nadmierną rolą symboli i znaków.
Chociaż może to być wyjaśnieniem, dlaczego początki anarchistycznych symboli są nieuchwytne i nierozstrzygnięte, to faktem jest, że anarchiści wykorzystywali symbolikę w swoim buncie przeciwko państwu i kapitałowi - nie tylko czarną flagę, ale też A wpisane w okrąg i czerwono-czarną flagę. Litery A w kółkach są malowane sprejem na ścianach i pod mostami na całym świecie; punki naszywają je na swoich kurtkach i wytłaczają w zastygającym cemencie. Czarne i czerwono-czarne flagi zostały wskrzeszone w Rosji i Europie Wschodniej po upadku państwowego socjalizmu i ciągle powiewają w większej części świata.
Dlatego ruchowi anarchistycznemu towarzyszą rozmaite symbole. Najsłynniejsze z nich to A wpisane w okrąg, czarna flaga i czerwono-czarna flaga. Niniejszy dodatek jest próbą ukazania historii tych symboli. Jak na ironię, jednym z pierwotnych anarchistycznych symboli była czerwona flaga (rzeczywiście, jak zauważają anarchistyczni historycy Nicolas Walter i Heiner Becker, "Kropotkin zawsze wolał czerwoną flagę" [Piotr Kropotkin, Act for Yourselves (Działaj dla siebie samego), s. 128]). Nie jest to niespodzianką, gdyż anarchizm jest formą socjalizmu i wywodzi się z powszechnego ruchu socjalistycznego i robotniczego. Wspólne korzenie zakładałyby wspólne wyobrażenia. Jednakże ponieważ główny nurt socjalizmu rozwinął się albo w reformistyczną socjaldemokrację, albo też w państwowy socjalizm rewolucyjnych marksistów, anarchiści rozwinęli swoje własne znaki buntu, poczynając od Czarnej Flagi.
W tym dodatku przedstawiamy krótką historię najsławniejszych symboli, mianowicie czarnej i czerwono-czarnej flagi, jak również A wpisanego w okrąg. Chcielibyśmy zaznaczyć, że ten dodatek opiera się na rozprawie Jasona Wehlinga z 1995 roku, Anarchism and the History of the Black Flag. Nie trzeba przypominać, że dodatek ten nie rozpatruje wszystkich symboli anarchistów. Na przykład ostatnio czerwono-czarna flaga została uzupełniona zielono-czarną flagą eko-anarchizmu. Inne popularne symbole obejmują wprowadzonego przez IWW "Dzikiego Kota", Czarną Różę i ironiczną "małą czarną bombę". Jednakże my się tutaj koncentrujemy na trzech najsłynniejszych symbolach.
Jaka jest historia czarnej flagi?
Istnieją liczne przykłady używania czarnej flagi przez anarchistów. Prawdopodobnie najsłynniejszym z nich byli partyzanci Nestora Machny podczas rewolucji rosyjskiej. Pod czarnym sztandarem jego armia rozgromiła tuzin innych i utrzymywała spory kawał Ukrainy w wolności od skoncentrowanej władzy przez dobrych parę lat (zobacz History of the Makhnovist Movement (Historię ruchu machnowszczyzny) Piotra Arszynowa w celu poznania szczegółów dotyczących tego ważnego ruchu). Na czarnej fladze wyhaftowano "Wolność albo Śmierć" i "Ziemia dla Chłopów, Fabryki dla Robotników" [Peter Marshall, Demanding the Impossible, s. 475]. Kilka lat wcześniej Emiliano Zapata, meksykański rewolucjonista, używał czarnej flagi z trupią czaszką, skrzyżowanymi piszczelami i Dziewicą na niej -- miała ona też jako hasło "Ziemia i Wolność" ("Tierra y Libertad"). W 1925 roku japońscy anarchiści uformowali Ligę Czarnej Młodzieży, a w 1945, kiedy anarchistyczna federacja się odrodziła, jej dziennik został nazwany Kurohata (Czarna Flaga) [Op. Cit., s. 525-6]. W nowszych czasach paryscy studenci nosili czarne (i czerwone) flagi podczas gigantycznego strajku generalnego w 1968 roku, jak również Studenci na Rzecz Społeczeństwa Demokratycznego w Ameryce podczas swojej konwencji w tym samym roku. Mniej więcej w tym samym czasie została zapoczątkowana działalność mającego swoją siedzibę w Anglii magazynu Black Flag, który wciąż pozostaje mocny. Dzisiaj, jeżeli pójdziemy na jakąś znaczniejszą demonstrację, zazwyczaj dostrzeżemy obecność czarnej flagi niesionej przez anarchistów.
Ale czarna flaga anarchistów zaczęła się dużo wcześniej niż te wydarzenia. Pierwsza relacja jest naprawdę nieznana. Wydaje się, że ta zasługa przypada Louise Michel, sławnej uczestniczce Komuny Paryskiej 1871 roku. Według anarchistycznego historyka George'a Woodcocka, Michel wymachiwała czarną flagą 9 marca 1883 roku, podczas demonstracji bezrobotnych w Paryżu. Zgromadzenie bezrobotnych na wolnym powietrzu zostało rozbite przez policję i około 500 demonstrantów, na czele z Michel niosącą czarną flagę i krzyczącą "Chleb i praca, albo ołów!" odmaszerowało w kierunku bulwaru Saint-Germain. Tłum obrabował trzy piekarnie przed atakiem policji. Michel została aresztowana i skazana na sześć lat więzienia. Nacisk opinii publicznej wymusił wkrótce ogłoszenie amnestii [George Woodcock, Anarchism, ss. 251-2]. Jednakże anarchiści używali już czerwono-czarnych flag sporo lat wcześniej (patrz w następnej sekcji), więc używanie koloru czarnego przez Michel nie było tak całkiem bez precedensu.
Niedługo potem czarny symbol wyścielił sobie drogę do Ameryki. Paul Avrich relacjonuje, że 27 listopada 1884 roku czarna flaga została wywieszona w Chicago na anarchistycznej demonstracji. Według Avricha, August Spies, jeden ze słynnych męczenników z Haymarket, "zauważył, iż była to pierwsza okazja przy której [czarna flaga] została rozwinięta na amerykańskiej ziemi" [Paul Avrich, The Haymarket Tragedy, ss. 144-145].
Przywołując bardziej mroczne wspomnienia, 13 luty 1921 roku to data, która wyznaczyła koniec czarnych flag w sowieckiej Rosji. Tego dnia miał miejsce pogrzeb Piotra Kropotkina w Moskwie. Rzesze ludzi, które przemierzyły wiele kilometrów, niosły czarne sztandary, na których można było przeczytać "Gdzie jest władza, tam nie ma wolności" [Paul Avrich, The Anarchists in the Russian Revolution, s. 26]. Wydaje się, że czarne flagi nie pojawiały się w Rosji zanim nie został założony ruch Czornoje Znamia ("czarny sztandar") w 1905 roku. Dopiero w dwa tygodnie po pogrzebie Kropotkina wybuchło powstanie kronsztadzkie i anarchizm został wymazany z sowieckiej Rosji na dobre.
Chociaż powyższe wydarzenia są całkiem nieźle znane, i wiązały się ze sobą, to dokładny początek czarnej flagi nie jest znany. Co jest pewne, to fakt, że duża liczba anarchistycznych grup we wczesnych latach osiemdziesiątych XIX wieku przyjmowała tytuły kojarzone z czernią. W lipcu 1881 roku w Londynie została założona Czarna Międzynarodówka. Była to próba ponownego zorganizowania anarchistycznego skrzydła niedawno rozwiązanej Pierwszej Międzynarodówki [George Woodcock, Op. Cit., s. 212-4]. W październiku 1881 wiec w Chicago doprowadził do uformowania w Ameryce Północnej Międzynarodowego Stowarzyszenia Ludzi Pracy. Organizacja ta, znana też jako Czarna Międzynarodówka, weszła w skład londyńskiej organizacji [Clifford Harper, Anarchy: A Graphic Guide, s. 76, Woodcock, Op. Cit., s. 393]. Po tych dwu konferencjach natychmiast nastąpiła demonstracja Michel (1883) i wywieszenie czarnych flag w Chicago (1884).
Nazwa krótko istniejącego francuskiego pisma anarchistycznego: "Le Drapeau Noir" ("Czarny Sztandar") jeszcze silniej utwierdza nas w przekonaniu o tym okresie (okolice wczesnych lat osiemdziesiątych XIX wieku) jako o czasach narodzin symbolu. Zdaniem Rodericka Kedwarda ta anarchistyczna gazeta istniała przez kilka lat następujących jakiś czas przed październikiem 1882 roku, kiedy to do kawiarni w Lyonie została wrzucona bomba [The Anarchists: the men who shocked an era, s. 35]. Popierając tę teorię, Avrich stwierdza, że w 1884 roku czarna flaga "była nowym anarchistycznym emblematem" [Paul Avrich, The Haymarket Tragedy, s. 144]. W zgodzie z nimi pozostaje relacja Murraya Bookchina, że "w późniejszych latach anarchiści mieli przyjąć czarną flagę", opowiadającego o hiszpańskim ruchu anarchistycznym w czerwcu 1870 roku [Murray Bookchin, The Spanish Anarchists, s. 57]. W tym czasie anarchiści powszechnie używali czerwonej flagi. Wydaje się oczywiste (chociaż nie zdecydowanie rozstrzygnięte), że to właśnie w tym okresie czarna flaga została związana z anarchizmem.
Jednak używanie czerwonej flagi natychmiast nie zanikło. Toteż widzimy, jak Kropotkin napisał w Wyznaniach zbuntowanego (opublikowanych w 1885 roku, ale napisanych między 1880 a 1882) o "anarchistycznych grupach (...) niosących czerwony sztandar rewolucji". Jak zauważa Woodcock, "czarna flaga nie została powszechnie przyjęta przez anarchistów w tym czasie. Wielu, tak jak Kropotkin, wciąż uważało siebie za socjalistów, a czerwoną flagę za swoją również" [Words of a Rebel (Wyznania zbuntowanego), s. 75, s. 225]. Do tego jeszcze odkrywamy, że anarchiści z Chicago używali zarówno czarnych, jak i czerwonych flag przez całe lata osiemdziesiąte XIX wieku. Podobne stanowisko znajdujemy u Louise Michel:
"Ilu gniewnych ludzi, młodych ludzi będzie z nami, gdy czerwone i czarne sztandary będą powiewały na wietrze gniewu! Jak potężna będzie to fala, gdy czerwone i czarne sztandary powstaną dookoła starego wraku [kapitalistycznego społeczeństwa]!
"Czerwony sztandar, który zawsze opowiadał się za wolnością, przeraża katów, bo jest tak czerwony od naszej krwi. Czarna flaga, mająca na sobie warstwy zakrzepłej krwi tych, którzy chcieli żyć pracując albo umrzeć walcząc, przeraża tych, którzy chcą żyć z pracy innych. Owe czerwone i czarne sztandary powiewają nad nami opłakując naszą śmierć, powiewają nad naszymi nadziejami na brzask, który zaczyna wstawać" [The Red Virgin: Memoirs of Louise Michel, ss. 193-4].
Francuscy anarchiści nieśli trzy czerwone flagi na pogrzebie matki Louise Michel w 1885 r., jak również na pogrzebie jej samej w r. 1905 [Op. Cit., s. 183, s. 201]. Zatem przez znaczny okres czasu anarchiści używali zarówno czarnych, jak i czerwonych flag jako swojego symbolu. Na przykład anarchiści meksykańscy mówili, że "wznieśli Czerwoną Flagę na meksykańskie pole działania" jako część swej "wojny przeciwko Władzy, wojny przeciw Kapitałowi i wojny przeciw Kościołowi" w 1911 roku. "Pod Czerwoną Flagą walczyli ze słynnym okrzykiem 'Ziemia i Wolność' " [Ricardo Flores Magon, Land and Liberty (Ziemia i wolność), s. 98 i s. 100].
Powszechne przejście od czerwonej flagi do czarnej należy umiejscowić w historycznym kontekście. Pod koniec lat siedemdziesiątych XIX wieku i w latach osiemdziesiątych ruch socjalistyczny się zmieniał. Marksistowska socjaldemokracja stawała się dominującym nurtem socjalistycznym, a wolnościowy socjalizm na wielu obszarach zmierzał do zaniku. Więc czerwona flaga była coraz bardziej kojarzona z autorytarnym i etatystycznym (i coraz bardziej reformistycznym) odłamem ruchu socjalistycznego. W celu wyróżnienia się spośród innych socjalistów użycie czarnej flagi miało doskonały sens. Nie tylko był to przyjęty symbol buntu klasy robotniczej, ale nawet w taki sam sposób został zapoczątkowany podczas buntu w Lyonie w 1831 r. [Bookchin, The Third Revolution, vol. 2, s. 65]. Po rewolucji rosyjskiej i stoczeniu się jej do dyktatury (najpierw Lenina, potem Stalina) używanie czerwonej flagi przez anarchistów zanikło, gdyż już nie "opowiadała się ona za wolnością" i była kojarzona z partiami komunistycznymi czy też, w najlepszym razie, z biurokratyczną, reformistyczną i autorytarną socjaldemokracją. Anarchiści nadal używają czerwieni na swoich flagach, ale tylko w połączeniu z czernią (patrz w następnej sekcji). Dzięki temu nie kojarzyły się one z tyranią Związku Radzieckiego.
Wyliczenie, kiedy nastąpiło skojarzenie z anarchizmem, wydaje się łatwiejsze niż odkrycie, dlaczego właściwie wybrano czerń. Chicagowski "Alarm", rozbrajający swoją szczerością, stwierdził, że czarna flaga to "straszliwy symbol głodu, nędzy i śmierci" [Paul Avrich, The Haymarket Tragedy, s. 144]. Bookchin zapewnia, że czarna flaga jest "symbolem nędzy robotników i wyrażeniem ich gniewu i rozgoryczenia" [Op. Cit., s. 57]. Historyk Bruce C. Nelson zauważa też, że Czarna Flaga była uważana za "emblemat głodu", gdy została rozwinięta w Chicago w 1884 roku [Beyond the Martyrs: A Social History of Chicago's Anarchists, s. 141, s. 150]. Louise Michel przekonywała, że "czarna flaga jest flagą strajków i flagą tych, którzy są głodni" [Op. Cit., s. 168].
W zgodzie z tymi powiązaniami Albert Meltzer utrzymuje, że kojarzenie czarnej flagi z buntem klasy robotniczej "zostało zapoczątkowane w Rheims [Francja] w 1831 roku ('Praca albo Śmierć') podczas demonstracji bezrobotnych" [Albert Meltzer, The Anarcho-Quiz Book, s. 49]. Autor ten faktycznie posuwa się jeszcze dalej, zapewniając, że działania Michel z 1883 roku były tym, co utrwaliło to skojarzenie. Powiązania buntów we Francji z anarchizmem są nawet jeszcze silniejsze. Jak zapisał Murray Bookchin, "w 1831 roku tkacze jedwabiu /.../ powstali tocząc zbrojny konflikt, aby zdobyć lepsze stawki, lub kontrakty, od kupców. Przez krótki okres naprawdę przejęli kontrolę nad miastem, pod czerwonymi i czarnymi flagami -- co uczyniło ich powstanie pamiętnym wydarzeniem w dziejach rewolucyjnej symboliki. Używanie przez nich słowa mutuelisme na oznaczenie stosunków kojarzących się ze społeczeństwem, jakiego chcieli, uczyniło ich powstanie pamiętnym wydarzeniem również i w dziejach myśli anarchistycznej, ponieważ okazuje się, że Proudhon wziął sobie to słowo od nich podczas swojego krótkiego pobytu w tym mieście w latach 1843-4" [The Third Revolution, vol. 2, s. 157] . Sharif Gemie to potwierdza, zauważając że raport policyjny wysłany do prefekta dystryktu liońskiego tak mówił: "Tkacze jedwabiu z Croix-Rousse zdecydowali, że jutro zejdą do Lyonu, niosąc czarną flagę, wołając o pracę albo śmierć". Podczas buntu czarna flaga została wzniesiona:
"O jedenastej przed południem kolumny tkaczy jedwabiu zeszły ze wzgórz Croix-Rousse. Niektórzy nieśli czarne flagi, w kolorze żałoby, przypominającym o ich beznadziejnym położeniu ekonomicznym. Inni powpychali bochenki chleba na bagnety swoich strzelb i trzymali je wysoko w górze. Symboliczna siła tego czynu została wzmocniona przez co chwila wykrzykiwane hasło: 'Chleb albo ołów!'. Mówiąc inaczej, jeżeli nie da się im chleba, tak aby mogli oni sobie pozwolić na jego zakup, to będą przygotowani na stawienie czoła kulom. W którymś momencie podczas buntu, zostało wymyślone bardziej wymowne wyrażenie 'Vivre en travaillant ou morir en combattant!' - 'Żyć pracując albo umrzeć walcząc!'. Niektórzy świadkowie relacjonowali, że widzieli je wymalowane na czarnej fladze" [Sharif Gemie, French Revolutions, 1815 - 1914, ss. 52-53].
Kropotkin sam stwierdza, że stosowanie tego symbolu było kontynuowane we francuskim ruchu robotniczym po liońskim powstaniu. Odnotowuje, że paryscy robotnicy "w czasie dni czerwcowych [1848] podnieśli swoją czarną flagę 'Chleba albo Pracy'" [Act for Yourselves (Działaj dla siebie samego), s. 100].
Dlatego używanie czarnej flagi przez anarchistów wyraża ich korzenie i działalność w ruchu robotniczym w Europie, zwłaszcza we Francji. Przyjęcie Czarnej Flagi przez ruch anarchistyczny w latach osiemdziesiątych XIX wieku odzwierciedla jej wykorzystywanie jako "tradycyjnego symbolu głodu, ubóstwa i rozpaczy" i to, że była ona "podnoszona podczas ludowych powstań w Europie na znak, że się nie ustąpi i nikogo nie będzie oszczędzać" [Walter, Becker, Act for Yourselves, s. 128].
Nie jest to niespodzianką, jeżeli się zna istotę postępowania anarchistów. Opierają oni swoje idee na rzeczywistym życiu klas pracujących, i tak samo ich symbole będą się opierały na symbolach stworzonych przez życie. Na przykład Proudhon zarówno wziął określenie "mutualizm" od radykalnych robotników, jak też przekonywał, że spółdzielcze "stowarzyszenia pracy" były "formowane spontanicznie w Paryżu i Lyonie, bez nalegania i bez kapitału (...) dowód jego słuszności [mutualizmu, sposobu organizacji kredytów i pracy] (...) znajduje się w rzeczywistej praktyce, rewolucyjnej praktyce". Mówiąc inaczej, Proudhon uważał swoje idee za obraz samodzielnej działalności klas pracujących [No Gods, No Masters (Bez boga i pana), vol. 1, ss. 59 -60]. Rzeczywiście, według K. Stevena Vincenta, miało miejsce "ścisłe podobieństwo między ideałem stowarzyszeń Proudhona (...) a programem liońskich mutualistów" i istniała "znaczna zbieżność [tych idei], i jest prawdopodobne, że Proudhon był w stanie spójniej wyrazić swój pozytywny program dzięki przykładowi tkaczy jedwabiu z Lyonu. Socjalistyczny ideał, którego był orędownikiem, do pewnego stopnia już był realizowany przez tych robotników" [Pierre-Joseph Proudhon and the Rise of French Republican Socialism, s. 164]. Inni anarchiści wysuwali podobne argumenty dotyczące anarchizmu jako będącego wyrazem tendencji w społeczeństwie i walce klas pracujących (w sprawie Kropotkina zobacz sekcję J.5) i dlatego używanie tradycyjnego symbolu robotniczego stanie się naturalnym wyrazem anarchizmu.
Może to właśnie komentarz Louise Michel, że Czarna Flaga była "flagą strajków" na podobnej zasadzie mógłby wyjaśnić źródło nazwy Czarnej Międzynarodówki założonej w 1881 r. (a więc i rozpowszechnianie się używania Czarnej Flagi w anarchistycznych kręgach we wczesnych latach osiemdziesiątych XIX wieku). Mniej więcej w czasie zjazdu założycielskiego Czarnej Międzynarodówki Kropotkin sformułował ideę, że ta organizacja będzie "Międzynarodówką Strajkujących" (Internationale Greviste) -- byłaby ona "organizacją oporu, strajków" [Kropotkin, cytowany przez Martina A. Millera, Kropotkin, s. 147]. W grudniu 1881 roku Kropotkin dyskutował nad wskrzeszeniem Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników [tj. Pierwszej Międzynarodówki] jako Międzynarodówki Strajkujących, ponieważ aby "móc robić rewolucję, masy pracujące będą musiały zorganizować się. Opór i strajki to wyśmienity sposób organizowania się w tym celu". Podkreślał, że "strajk rozwija poczucie solidarności" i że Pierwsza Międzynarodówka "została zrodzona ze strajków; była to w zasadzie organizacja strajkujących" [cytat z Caroline Cahm, Kropotkin and the Rise of Revolutionary Anarchism, 1872-1886, s. 255, s. 256]. "Międzynarodówka Strajkujących" potrzebowała flagi strajkujących, a więc może to stąd Czarna Międzynarodówka wzięła swoją nazwę.
Chociaż pomysł "Międzynarodówki Strajkujących" był, podobnie jak sama Czarna Międzynarodówka, nieco poroniony, anarchiści rzeczywiście podsycali i popierali strajki w tym okresie. Wydaje się możliwe, choć nie zostało to całkowicie udowodnione, że Czarna Międzynarodówka i posługiwanie się Czarną Flagą miało miejsce po części za sprawą idei i artykułów Kropotkina. To oczywiście pasuje doskonale do tezy o używaniu Czarnej Flagi jako symbolu robotniczego oporu przez anarchizm, polityczny przejaw tego oporu.
Ale są też i inne możliwości.
Czerń jest bardzo silnym kolorem, czy też antykolorem, jakim jest w istocie. Lata osiemdziesiąte XIX wieku były czasem ekstremistycznej działalności anarchistów. Czarna Międzynarodówka, jako platforma anarchistów, doczekała się wprowadzenia "propagandy czynem".
W ujęciu historycznym kolor czarny kojarzył się z krwią -- a w szczególności z zaschniętą krwią -- podobnie jak czerwona flaga (jak to wyłożyła Louise Michel, w 1871 roku "Lyon, Marsylia, Narbonne, wszystkie one miały swoje własne Komuny, i podobnie jak nasza [w Paryżu], ich Komuny zostały również utopione we krwi rewolucjonistów. I to właśnie dlatego nasze flagi są czerwone. Dlaczego nasze czerwone sztandary są tak strasznie przerażające dla tych osób, które spowodowały, że zostały zaplamione tym kolorem?" [Louise Michel, Op. Cit., s. 65]). Więc chociaż czarny jest związany z buntem klasy robotniczej, był także symbolem nihilizmu tego okresu (nihilizmu zrodzonego przez masową rzeź komunardów z rąk francuskiej klasy rządzącej po upadku Komuny Paryskiej 1871 roku).
Tę rzeź komunardów można także wskazać jako przyczynę użycia Czarnej Flagi przez anarchistów. Czarny "jest kolorem żałoby [przynajmniej w kulturach zachodnich], symbolizuje opłakiwanie przez nas poległych towarzyszy, tych, którym życie zabrała wojna - na polu bitwy (między państwami), czy też na ulicach i w pierwszych rzędach pikiet (między klasami)" [Chico, "listy", Freedom, vol. 48, No. 12, p. 10]. Zważywszy na 25 tysięcy poległych podczas Komuny Paryskiej, z których wielu było anarchistami i wolnościowymi socjalistami, użycie Czarnej Flagi przez anarchistów po tych wypadkach miałoby sens. Sandino, nikaraguański wolnościowy socjalista (stosowanie przez którego czerwono-czarnych barw omawiamy w następnej sekcji) też mówił, że czarny głosi żałobę ("Czerwony za wolność; czarny za żałobę; a trupia czaszka za walkę aż do śmierci" [Donald C. Hodges, Sandino's Communism, s. 24]).
Za wykorzystaniem czarnego koloru może stać filozoficzne uzasadnienie. Innym powodem, dla którego anarchiści sięgnęli po czarną flagę mógłby być jego charakter jako znaku "negacji". Wielu spośród piszących o Czarnej Fladze wymieniało ten aspekt, na przykład Howard J. Ehrlich przekonuje, że czarny "jest odcieniem negacji. Czarna flaga jest zaprzeczeniem wszystkich flag" [Reinventing Anarchy, Again, s. 31]. Jako symbol negacji czarna flaga pasuje doskonale do niektórych idei Bakunina -- szczególnie do jego koncepcji postępu. Znajdując się pod wpływem Hegla, Bakunin zaakceptował jego metodę dialektyczną, ale zawsze podkreślał, że podejście negatywne jest siłą napędową postępu (szczegóły zobacz we wprowadzeniu Roberta M. Cultera do wypisów The Basic Bakunin). Zatem Bakunin definiuje postęp jako negację wyjściowego położenia (na przykład w książce Bóg i państwo przekonuje on, że "każdy rozwój (...) zakłada negację swojego punktu wyjścia" [God and the State (Bóg i państwo), s. 48]). Jakim lepszym znakiem oznaczyć ruch anarchistyczny niż znakiem, który jest negacją wszystkich innych flag, ową negacją oznaczającą ruch ku wyższym formom życia społecznego? Więc czarna flaga mogłaby symbolizować negację istniejącego społeczeństwa, wszystkich istniejących państw, a więc torować drogę nowemu społeczeństwu, wolnemu. Jednakże w tym momencie nie możemy powiedzieć, czy to był znaczący czynnik przy przyjmowaniu czarnej flagi, czy tylko zbieg okoliczności.
Istnieją też interesujące powiązania między czarną flagą a piratami. Mamy niepotwierdzone relacje, że Louise Michel, dowodząc kobiecym batalionem podczas Komuny Paryskiej 1871 roku, mogła wymachiwać flagą z trupią czaszką i skrzyżowanymi piszczelami. Ale skojarzenia mogą pójść jeszcze dalej.
Piraci byli postrzegani jako buntownicy, jako wolne duchy, i często bezlitośni zabójcy. Chociaż różni piraci bardzo różnili się od siebie, to wielu z nich miało wybranego przez siebie Kapitana na statku pirackim. W niektórych przypadkach kapitan nie był nawet mężczyzną, co było bardzo niezwykłe jak na owe czasy. Kapitan "podlegał natychmiastowemu odwołaniu", a życie na pokładzie było wyraźnie bardziej demokratyczne niż na pokładach statków brytyjskiej, amerykańskiej czy francuskiej marynarki wojennej -- nie wspominając już o marynarce handlowej.
Dla piratów czarna flaga była symbolem śmierci, a dodatkiem do niej trupia czaszka i skrzyżowane piszczele na czarnym tle. Znak równoważny z "poddajcie się albo zginiecie!" Zamiarem było zastraszyć swoje ofiary, by się poddały bez walki. Znak ten działał pod wieloma względami w taki sam sposób w wojskach Dżyngis-chana.
Wielu innych też przyjmowało czarną flagę jako znak mówiący "poddajcie się albo zginiecie". Podczas amerykańskiej wojny secesyjnej oficer Południa nazwiskiem Quantrill walczył pod czarną flagą. Był znany jako nieskory do wykazywania się miłosierdziem w stosunku do swoich wrogów i nie oczekiwał żadnego miłosierdzia w zamian. Również generał Santa Anna z Meksyku notorycznie wymachiwał czarną flagą, nawet pod Alamo. Pod czarnymi sztandarami miał też swoich trębaczy, grających hejnał zwany "Deguello", który był sygnałem oznaczającym "nikt nie zostanie oszczędzony" (nie weźmiemy jeńców). To zastosowanie czarnej flagi zostało powtórzone przez amerykańskich anarchistów z Czarnej Międzynarodówki. Chociaż ten sztandar "był interpretowany w kręgach anarchistycznych jako symbol śmierci, głodu i nędzy", to "mówiło się też, że jest to 'godło zemsty'", a podczas pochodu ludzi pracy w Cincinnati w styczniu 1885 r. "był on dalej uznawany za sztandar nieustępliwości klasy robotniczej, co zostało dobitnie ukazane w wyszytych na nim słowach 'Nie będziemy ich oszczędzać'" [Donald C. Hodges, Sandino's Communism, s. 21 -- patrz też Avrich, Op. Cit., s. 82].
Chociaż Dżyngis-chan, Quantrill i generał Santa Anna nie są w najmniejszym nawet stopniu związani z anarchizmem -- to z drugiej strony sprawa piratów jest bardziej skomplikowana. Byli oni postrzegani jako buntownicy. Buntownicy bez własnego państwa, nie zobowiązani do posłuszeństwa żadnemu kodeksowi prawa za wyjątkiem jakichś naprędce ustalonych pomiędzy sobą zasad. Oczywiście piraci nie byli świadomymi anarchistami, a często postępowali nie lepiej od barbarzyńców. Ale ważne jest to, jak ich widziano. Ich symbol był ucieleśnieniem buntu oraz ducha odrzucenia prawa i buntowniczości. Byli oni nienawidzeni przez klasę rządzącą.
Mogło to być wystarczające dla głodujących i bezrobotnych, ażeby wybrać czarną flagę podczas buntu. Faktycznie można było szybko chwycić kawałek czerwonej czy czarnej tkaniny w czasie zamieszek. Pochwycenie płótna było łatwe. Namalowanie na nim skomplikowanego symbolu zajmowało dużo czasu. Zatem naprędce uszyta flaga buntowników wznoszona podczas zamieszek najpewniej miała być tylko w jednym kolorze. Stąd jasno dochodzimy do czarnej flagi bez trupiej czaszki i piszczeli, ponieważ była to z konieczności prowizorka na czas zamieszek.
W sprawie czarnej flagi Howard Ehrlich napisał spory ustęp w swojej książce Reinventing Anarchy, Again. Warto zacytować go w całości:
"Dlaczego nasza flaga jest czarna? Czerń jest barwą negacji. Czarna flaga jest zaprzeczeniem wszystkich flag. Jest ona zaprzeczeniem przynależności państwowej, która popycha ludzką rasę przeciwko samej sobie i przeczy jedności całego rodzaju ludzkiego. Czerń to nastrój gniewu i wściekłości na wszystkie ohydne zbrodnie popełnione w imię przynależności do tego czy innego państwa. Jest to gniew i wściekłość na znieważanie inteligencji ludzkiej przez wykręty, obłudę i tanie mędrkowanie rządów (...) Czarny jest także kolorem żałoby; czarna flaga, która wymazuje naród, opłakuje też jego ofiary - niezliczone miliony ludzi pomordowanych podczas wojen, zewnętrznych i domowych dla większej chwały i stabilności jakiegoś krwawego państwa. Opłakuje tych, których praca zostaje skradziona (opodatkowana), aby płacić za rzezie i ucisk innych istot ludzkich. Opłakuje ona nie tylko śmierć cielesną, ale i okaleczenie ducha pod rządami autorytarnych i hierarchicznych systemów; opłakuje miliony zablokowanych komórek mózgowych, którym nigdy nie będzie dane oświecić świata. Jest to barwa nieutulonego smutku.
Ale czarny jest też piękny. Jest to kolor determinacji, stanowczości, siły, kolor, przy pomocy którego definiuje się i oczyszcza wszystkie inne kolory. Czerń jest tajemniczym środowiskiem kiełkowania, płodności, żyzną glebą nowego życia, które zawsze się rozwija, odnawia, odświeża i rozmnaża w ciemności. Nasiona ukryte w ziemi, dziwna podróż plemnika, tajemniczy rozwój zarodka w łonie matki - wszystko to jest otoczone i chronione czernią.
A więc czarny jest negacją, jest gniewem, jest wściekłością, jest żałobą, jest pięknem, jest nadzieją, jest karmieniem i chronieniem nowych form ludzkiego życia i stosunków na tej ziemi i z tą ziemią. Czarna flaga oznacza wszystkie te rzeczy razem. Jesteśmy dumni, że ją nosimy, przykro nam, że ją nosić musimy i oczekujemy dnia, kiedy taki symbol już nie będzie dłużej potrzebny" [Reinventing Anarchy, Again, ss. 31-2].
Dlaczego czerwono-czarna flaga?
Czerwono-czarna flaga towarzyszyła anarchizmowi od pewnego czasu. Murray Bookchin umiejscawia stworzenie tej flagi w Hiszpanii:
"Obecność czarnych flag razem z czerwonymi stała się cechą anarchistycznych demonstracji w całej Europie i obu Amerykach. Wraz z ustanowieniem CNT [w 1910 r.], pojedyncza flaga, na której czerń i czerwień zostały oddzielone ukośnie, została przyjęta i używana głównie w Hiszpanii" [The Spanish Anarchists, s. 57].
Jednakże istnieje mnóstwo dowodów, sugerujących, że czerwono-czarna flaga rozpowszechniła się i w innych krajach, zwłaszcza mających silne więzi z Hiszpanią (takich jak inne kraje romańskie). Na przykład podczas "czerwonego dwulecia" we Włoszech, którego kulminacją była okupacja fabryk w 1920 roku (patrz sekcja A.5.5) czerwono-czarne flagi były wznoszone przez zbuntowanych robotników [Gwyn A. Williams, Proletarian Order, s. 241]. Podobnie Augusto Sandino, radykalny nikaraguański bojownik narodowowyzwoleńczy czerpał takie natchnienie z przykładu meksykańskich anarcho-syndykalistów działających podczas rewolucji meksykańskiej [1910 - 1917 r.], że oparł flagę swojego ruchu na ich czerwono-czarnej fladze (flaga sandinistów jest podzielona poziomo, a nie ukośnie). Jak odnotowuje historyk Donald C. Hodges, "czerwono-czarna flaga Sandino miała korzenie anarcho-syndykalistyczne, była wprowadzona do Meksyku przez hiszpańskich emigrantów". Nie dziwi, że jego flaga była uznawana za "flagę robotników, symbolizującą ich walkę o wyzwolenie". (Hodges odnosi się do głoszonej przez Sandino "szczególnej odmiany anarcho-komunizmu" sugerując, że przyjęcie przez niego tej flagi wskazuje na silne motywy wolnościowe w jego polityce) [Intellectual Foundations of the Nicaraguan Revolution, s. 49, s. 137, s. 19].
W świecie angielskojęzycznym używanie czerwono-czarnej flagi zapewne się pojawiło w wyniku zwrócenia uwagi światowej opinii publicznej na Rewolucję Hiszpańską i wojnę domową w 1936 roku. Gdy informacje związane z CNT-FAI rozchodziły się po całym świecie, rozpowszechniała się też i znajomość zainspirowanej przez CNT czerwono-czarnej flagi, dopóki nie stała się ona powszechnym symbolem anarchistycznym i anarcho-syndykalistycznym we wszystkich krajach.
Niektórym czerwono-czarna flaga kojarzy się bardziej z anarcho-syndykalizmem niż z anarchizmem. Jak to ujmuje Albert Meltzer, "flaga ruchu robotniczego (niekoniecznie tylko socjalistycznego) jest czerwona. CNT z Hiszpanii zapoczątkowało czerwono-czarną flagę anarchosyndykalizmu (anarchizm plus ruch robotniczy)" [Anarcho-Quiz Book, s. 50]. Donald C. Hodges wysuwa podobny wniosek, gdy stwierdza że "na insygniach Meksykańskiego Domu Świata Pracy [meksykański anarcho-syndykalistyczny związek zawodowy] czerwona połowa głosi walkę ekonomiczną robotników przeciwko klasom właścicieli, a czarna ich walkę powstańczą" [Sandino's Communism, s. 22]
George Woodcock też podkreśla hiszpańskie korzenie tej flagi:
"Anarcho-syndykalistyczna flaga w Hiszpanii była czarno-czerwona, przedzielona ukośnie. W dniach [Pierwszej] Międzynarodówki anarchiści, podobnie jak inne odłamy socjalistyczne, nosili czerwoną flagę, ale później dążyli do zastąpienia jej czarną flagą. Czarno-czerwona flaga symbolizowała próbę połączenia ducha późniejszego anarchizmu z masowym zewem Międzynarodówki" [Anarchism, s. 325f].
Jednakże istnieją też wcześniej odnotowane przypadki stosowania czerwono-czarnej flagi, co sugeruje, że została ona raczej odkryta na nowo przez hiszpańskich anarchistów niż przez nich wynaleziona. Najwcześniej użyto czerwono-czarnych barw podczas próby powstania we Włoszech w sierpniu 1874 roku. Chociaż zakończyło się ono niepowodzeniem, niektórzy z zaangażowanych w ten zryw "paradowali z anarchistycznymi czerwono-czarnymi kokardami". W kwietniu 1877 r. podczas podobnej próby wywołania buntu anarchiści weszli do małego włoskiego miasteczka Letino "nosząc na sobie czerwono-czarne kokardy i wymachując sztandarem w tych samych kolorach". Te działania pomogły "zwrócić na siebie uwagę całego kraju" (...) "i ściągnąć znaczne zainteresowanie dla Międzynarodówki i jej programu socjalistycznego" [Nunzio Pernicone, Italian Anarchism, 1864-1892, s. 93, s. 124, ss. 126-7]. Zarówno T. R. Ravindranathan [Bakunin and the Italians, s. 228], jak i George Woodcock odnotowują te same wypadki i to, że była podczas nich używana właśnie taka flaga [Anarchism, s. 285].
Mamy także doniesienia o używaniu czerwono-czarnej flagi przez anarchistów kilka lat później w Meksyku. Podczas anarchistycznego wiecu protestacyjnego w dniu 14 grudnia 1879 roku w Parku Kolumba w Mexico City "jakieś pięć tysięcy osób zgromadziło się przepełniając to miejsce licznymi czerwono-czarnymi flagami, z których niektóre zawierały napis 'La Social, Liga International del Jura'. Wielki czarny sztandar zawierający napis 'La Social, Gran Liga International' przykrywał przód podwyższenia dla mówców". Więzi między meksykańskim a europejskim ruchem anarchistycznym były silne, gdyż "dziewiętnastowieczny meksykański miejski ruch robotniczy utrzymywał bezpośredni kontakt z sekcją Jury (...) mającego siedzibę w Europie Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników [Pierwszej Międzynarodówki] i w pewnym momencie otwarcie wstąpił w jego szeregi" [John M. Hart, Anarchism and the Mexican Working Class, 1860-1931, s. 58, s. 17].
Dlatego nie jest niespodzianką odkrycie, że ruchy w Meksyku i we Włoszech używały takich samych flag. Obydwa wchodziły w skład tej samej antyautorytarnej Międzynarodówki, co Federacja Jury i obydwa miały ścisłe z nią powiązania. Zarówno włoski, jak i meksykański ruch anarchistyczny był zaangażowany w działalność Pierwszej Międzynarodówki i jej antyautorytarnych następców. Jeden i drugi, podobnie jak Federacja Jury w Szwajcarii, był mocno zaangażowany w organizowanie związków zawodowych i strajków. Wiedząc o wyraźnych powiązaniach i podobieństwach między kolektywistycznym anarchizmem Pierwszej Międzynarodówki (którego najsłynniejszym rzecznikiem był Bakunin) a anarcho-syndykalizmem, nie jest niespodzianką, że używały one podobnych symboli. Jak przekonywał Kropotkin, "Syndykalizm nie jest niczym innym jak tylko odrodzeniem się Międzynarodówki -- federalistycznej, robotniczej, romańskiej" [cytowany przez Martina A. Millera, Kropotkin, s. 176]. Zatem odrodzenie się symboli nie było zbiegiem okoliczności.
Dwa inne czynniki podsuwają myśl, że połączenie czerwieni i czerni było krokiem mającym logiczny sens. Skoro czarne i czerwone flagi towarzyszyły powstaniu tkaczy liońskich w 1831 roku, to zapewne w wykształceniu się czerwono-czarnych flag nie było niczego nadzwyczajnego. Podobnie z Czarną Flagą - skoro była ona "flagą strajków" (cytując Louise Michel -- patrz poprzednia sekcja), to jej używanie wraz z czerwoną flagą ruchu robotniczego wydaje się naturalnym biegiem rzeczy w przypadku ruchu obejmującego anarchizm i anarcho-syndykalizm, opierającego się na akcji bezpośredniej i uznającego znaczenie strajków w walce klasowej.
Jednakże pomimo opisanego używania czerwono-czarnych flag pod koniec lat siedemdziesiątych XIX wieku wydaje się, że potem wyszły one z użycia i dopiero wraz z założeniem CNT ponad 30 lat później w Hiszpanii zostały znowu użyte na szerszą skalę.
Z czasem kojarzenie ich z anarcho-syndykalizmem stało się rzadziej odnotowywane, a wielu nie-syndykalistów chętnie wykorzystywało czerwono-czarną flagę (na przykład używają jej liczni anarcho-komuniści). Byłoby dobrym uogólnieniem twierdzenie, że społeczni anarchiści są bardziej skłonni do używania czerwono-czarnej flagi niż indywidualistyczni anarchiści, gdyż społeczni anarchiści zazwyczaj chętniej stają w szeregu szerszego ruchu socjalistycznego czy robotniczego niż indywidualiści (przynajmniej w dzisiejszych czasach).
A więc czerwono-czarna flaga wywodzi się z doświadczeń anarchistów w ruchu robotniczym i jest w szczególności kojarzona z anarcho-syndykalizmem. Czerń przedstawia wolnościowe idee i strajki (tzn. akcje bezpośrednie), a czerwień ruch robotniczy. Jednakże wraz z upływem lat stała się ona standardowym symbolem anarchistycznym, z czarnym oznaczającym anarchię, a czerwonym współpracę społeczną i solidarność. Tak więc czerwono-czarna flaga symbolizuje cel anarchizmu bardziej niż jakikolwiek inny symbol ("Wolność jednostki i społeczną współpracę całej zbiorowości" [Piotr Kropotkin, Act for Yourselves (Działaj dla siebie samego), s. 102]), jak również używane do jego osiągnięcia środki ("ażeby zrobić rewolucję, masy robotnicze będą musiały zorganizować się. Opór i strajk to doskonałe sposoby organizowania się, aby to uczynić" i "strajk rozwija poczucie solidarności" [Piotr Kropotkin, cytowany przez Caroline Cahm, Kropotkin and the Rise of Revolutionary Anarchism: 1872-1886, s. 255, s. 256]).
Skąd się wzięło A wpisane w okrąg?
A wpisane w okrąg jest jako anarchistyczny symbol nawet jeszcze słynniejsze niż czarna czy czerwono-czarna flaga (prawdopodobnie dlatego, że nadaje się tak świetnie na graffiti). Według Petera Marshalla "A wpisane w okrąg" przedstawia maksymę Proudhona "Anarchia jest porządkiem" [Demanding the Impossible, s. 558]. Peter Peterson dodaje też, że okrąg jest "symbolem jedności i determinacji", który "dodaje wsparcia głoszonej obok idei międzynarodowej anarchistycznej solidarności" ["Flag, Torch, and Fist: The Symbols of Anarchism", Freedom, vol. 48, No. 11, pp. 8].
Natomiast początki "A w kółku" jako anarchistycznego symbolu są mniej jasne. Wielu myśli, że został on zapoczątkowany przez ruch punków w latach siedemdziesiątych, ale tak naprawdę sięga on wstecz do dużo wcześniejszego okresu. Zdaniem Petera Marshalla "w roku 1964 francuska grupa, Jeunesse Libertaire, nadała nową siłę Proudhonowskiemu hasłu 'Anarchia jest porządkiem' tworząc A wpisane w okrąg - symbol, który szybko rozpowszechnił się na całym świecie" [Op. Cit., s. 445]. Nie jest to jeszcze najstarsze świadectwo o tym symbolu. 25 listopada 1956 r. podczas założycielskiego zjazdu w Brukseli Alliance Ouvriere Anarchiste (AOA) przyjęło taki symbol. Idąc jeszcze dalej, zrealizowany przez BBC dokument o hiszpańskiej wojnie domowej pokazuje członka anarchistycznej milicji z wyraźnym "A w kółku" na tylnej stronie swojego hełmu. Oprócz tego niewiele wiadomo o początku "A w kółku".
Dzisiaj A wpisane w okrąg odniosło jeden z największych sukcesów, jeśli chodzi o wizerunki z całej dziedziny politycznej symboliki. Jego "niewiarygodna prostota i bezpośredniość doprowadziła do tego, że stało się ono powszechnie przyjętym symbolem odrodzonego ruchu anarchistycznego po buncie 1968 roku", zwłaszcza że w wielu, jeśli nie w większości języków świata słowo oznaczające anarchię zaczyna się na literę A. [Peter Peterson, Op. Cit., s. 8].
Anarchosyndykalizm a działalność kulturowa
drabina, Wto, 2012-06-19 09:43 Świat | Kultura | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Ruch anarchistycznyWielu krytyków anarchosyndykalizmu dostrzegających w nim ruch skupiony wyłącznie na walce ekonomicznej oraz odnoszący się wyłącznie do klasy robotniczej (pracowników najemnych) było w błędzie. Większość anarchosyndykalistów doskonale rozumiało, iż zagadnienie wyzwolenia oraz budowy komunizmu wolnościowego to nie tylko kwestia ekonomii, ale także kultury i systemu wartości, przy tworzeniu których działalność bezpośrednia na polu ekonomicznym była elementem niezbędnym (jedynym mogącym doprowadzić do zwycięskiego rewolucyjnego strajku generalnego), ale zarazem niejedynym i niewystarczającym w wielu aspektach.
Od strony kulturowej działalność bezpośrednia dokonywała separacji proletariatu od burżuazji oraz chroniła tożsamość proletariacką. Niemniej było niewystarczająca, gdyż w zbyt wąskim stopniu (tj. do zbyt małego grona odbiorców) propagowała nowy etos, kulturę, system wartości oraz robotniczą narrację. Dlatego większość anarchosyndykalistów, zwłaszcza hiszpańskich i niemieckich, opowiadało się za zaangażowaniem w działalność na najróżniejszych polach, odnosząc się przy tym do jak największej liczby ludzi. Tym samym można wprost powiedzieć, iż wiele anarchosyndykalistycznych syndykatów wykraczała w swej działalności daleko poza tak wąski horyzont, jaki pragnęli im przypisać anarchistyczni krytycy syndykalizmu, angażując się czynnie w kwestię: kobiecą, zagadnienie edukacji, świadomego macierzyństwa, działalności antymilitarystycznej i wolnej miłości. Związki tworzyły organizacje młodzieżowe i studenckie, biblioteki, wydawnictwa literackie, aktywnie włączały się w ruchy lokatorskie oraz organizowały pomoc dla bezrobotnych.
Nie należy jednak sądzić jakoby wszystkie związki zajmowały jednakowe stanowisko w tej materii. Dlatego też można wyróżnić trzy postawy określające politykę anarchosyndykalistycznych syndykatów odnośnie tych zagadnień: (1) część syndykatów ignorowała te kwestie uznając, iż z racji swych uniwersalnych celów reprezentują one również te grupy, a rewolucja rozwiąże palące kwestie, (2) włączenie danych grup i kwestii do własnej organizacji oraz (3) tworzenie własnych, często afiliowanych, organizacji, tak jak np. czyniło to portugalskie CGT, hiszpańskie CNT i szwedzki SAC lub oficjalnie wspierały już istniejące.
Z przyjętą przez poszczególne syndykaty strategią wiąże się pewien problem odnoszący się co do natury i zadań związku, a który pozostaje polem zażartych dyskusji i polemik w obrębie ruchu anarchosyndykalistycznego do dziś. Dotyczy on kwestii czy anarchosyndykalistyczny związek winien być wyłącznie zawodową organizacją skupioną jedynie na walce w miejscu pracy, czy równocześnie organizacją zawodową i polityczno-społeczną.
Najszerzej swą działalność społeczną rozwinęło hiszpańskie CNT, a także niemiecki FAUD w latach 20-tych XX wieku. Także interesująca wydaje się być aktywność meksykańskiego „Domu” oraz praca argentyńskich anarchistów z FORA.
CNT nie tylko współpracowała oraz współtworzyła liczne organizacje społeczne, ale także zachęcała do podejmowania różnych kwestii społecznych przez swoich członków. Rezultatem takiego podejścia była współpraca oraz wsparcie jakie CNT udzielało licznym społecznym (ale zdominowanym przez anarchistów) organizacjom jak: FIJU (Federacja Młodych Anarchistów Iberyjskich), Młodzieżówka Wolnościowa w Katalonii (JJLL), organizacja Wolne Kobiety (Mujeres Libres) zrzeszająca ponad 20 tys. kobiet. Aczkolwiek przykład ML nie wydaje się być najlepszy, albowiem nie uważano za rozsądne rozdrabnianie ruchu, zwłaszcza iż większość anarchosyndykalistów bezpośrednio wiązała zagadnienie emancypacji kobiet z walką klas i rewolucją społeczną. Równocześnie wiązano nierówność płci z tradycyjną kulturą hiszpańską. Z tego właśnie powodu przewidywano, iż zastąpienie tej kultury nową kulturą winno rozwiązać ten problem. Wobec tego większość działaczy oraz działaczek pragnęła zachęcać kobiety do uczestniczenia i działania w ramach CNT, na równi z mężczyznami, aby i w tej działalności podnosiły zagadnienie nierównanego statusu kobiet i mężczyzn[1]. Hiszpańskie syndykaty tworzyły bądź współfinansowały szkoły racjonalne, szkoły wieczorowe, centra społeczne (Ateneosy), centra robotnicze (Centros Obreros), biblioteki, bary oraz kawiarnie. Oprócz tego, hiszpański związek był niezwykle zaangażowany w kwestię mieszkaniową inicjując m.in. strajk czynszowy w Barcelonie w 1931 roku, żądając obniżenia czynszów o 40% oraz poprawy warunków mieszkaniowych.
Nawiasem mówiąc, kwestia lokatorska cieszyła się szczególnym zainteresowaniem anarchosyndykalistów oraz była polem największego zaangażowania poza miejscem pracy. Świadczą o tym historyczne przykłady, jak np. strajk czynszowy w Buenos Aires w 1907, Glasgow w 1915, w Hawanie w 1899 i 1900 roku, Panama City w 1925, Barcelonie w 1931 roku itd.[2].
Wracając jeszcze na moment do anarchistycznej młodzieżówki w Hiszpanii należy zaznaczyć, iż Juventud Libertaria odgrywały ogromną rolę w procesie kształtowania kontrkultury pracując i oddziałując na młodzież. Organizowali kursy wieczorowe, dyskusje promując wizję przyszłości opartej na komunizmie wolnościowym[3]. W ten sposób organizacja wychowywała kolejne pokolenia działaczy anarchistycznych.
Jakkolwiek nie tylko hiszpańscy anarchosyndykaliści utworzyli organizację młodzieżową. Swoje własne organizacje utworzyły niemal wszystkie większe konfederacje anarchosyndykalistyczne, jak np. FUAD, który swoją młodzieżówkę, czyli: Anarchosyndykalistyczną Młodzież Niemiec (SAJD) utworzył w 1921 roku z myślą o propagowaniu anarchosyndykalizmu wśród młodych osób. Formalnie była to organizacja niezależna od związku, w praktyce jednak była z nim ściśle powiązana co uwidaczniało się chociażby poprzez fakt, iż oficjalny organ SAJD „Die junge Menschheit” („Młodzież Ludzkości”) wydawany był jako dodatek do oficjalnego organu FAUD – „Der Syndikalist”. Pomimo faktu, iż organizacja podzielona była na dwie frakcje – „antyorganizacyjną” związaną głównie z anarchoindywidualizmem oraz „partyzancką” związaną z anarchosyndykalizmem, to zdaniem Döhringa, właśnie w SAJD wychowana została druga generacja niemieckich anarchosyndykalistów, którzy w późniejszym okresie pragnęli ściślejszej syntezy anarchizmu z syndykalizmem[4].
Hegemonia kulturowa
Poprzez taką działalność anarchosyndykaliści zmierzali m.in. do wytworzenia własnej kontrkultury (lub etosu robotniczego), która stanowiłaby zaprzeczenie czy raczej negację, oficjalnej burżuazyjnej kultury opartej na źle pojmowanym indywidualizmie (jak to określił R. Rocker w broszurze Federalizm a Centralizm[5]) oraz rywalizacji. Zamiast troski wyłącznie o własny interes, dzikiej rywalizacji oraz innych antyspołecznych walorów etosu kapitalistycznego, nowa kultura oraz moralność, tworzone i propagowane przez anarchistów, miały na celu umożliwienie oparcia (przyszłego oraz wolnego) społeczeństwa na takich wartościach jak: samorządność, solidarność, samodyscyplina, pomoc wzajemna, współpraca, a także promowania wśród proletariuszy umiejętności samodzielnej oraz kolektywnej pracy, inicjatywy indywidualnej, jak i również uruchomienia ich pokładów kreatywności oraz inteligencji. Wszystko to miało na celu umocnić samorządność oraz wolnościowy sposób myślenia.
Wielu anarchosyndykalistów sądziło, iż wytworzenie swoistej kontrkultury (czego ogromnym zwolennikiem był M. Nettlau[6], który łączył działalność związkową z odpowiedzialnością klasową i troską przed niereprodukowaniem istniejącego porządku), będącej całkowitą negacją kultury oficjalnej, stanowiło niezbędny krok, nie tylko dla rozwoju ruchu, ale także dla powodzenia rewolucji społecznej. Wynika to bowiem z faktu, iż z jednej strony anarchosyndykaliści pragnąc uczynić z ruchu, ruch masowy, musieli jednocześnie zadbać o jego integralność, jedność, spoistość oraz skuteczność działań i możliwość ich koordynowania. W takim więc wypadku, wspólny etos, styl życia, wartości, kultura, ideologia oraz wszechstronna integracja znacznie ułatwiały takie przedsięwzięcie.
Z drugiej zaś strony, w działalności poza zakładem pracy i próbie stworzenia własnej kontrkultury przez anarchosyndykalistów, możliwe jest dostrzeżenie pewnych podobieństw oraz analogii wobec gramsciańskiej koncepcji „hegemonii”. Zaobserwowanie tego jest możliwe, gdy uświadomimy sobie główne cele jakie przyświecały anarchosyndykalistom w ich zaangażowaniu w tego rodzaju przedsięwzięciach, tzn.: (1) wyjście poza korporacyjny sposób myślenia klasy robotniczej oraz przedstawicieli danych branż, (2) wytworzenie nowej kultury, etosu i wartości klasy robotniczej, stanowiącej zaprzeczenie oficjalnej, burżuazyjnej kultury, a która stać by się mogła kulturą uniwersalną (hegemoniczną), bowiem klasa robotnicza ze względu na swą pozycję w społeczeństwie kapitalistycznym stała się klasą uniwersalną oraz umożliwić by mogła przejście od społeczeństwa represyjnego do wolnościowego, (3) troski o zachowanie tożsamości i poczucia odrębności mas pracujących względem państwa oraz burżuazji, (4) obrony kultury klasy robotniczej przed próbą narzucenia jej przez burżuazję własnej kultury hegemonicznej, postrzeganej jako rodzaj tresury, z czym łączy się także dychotomiczny podział na dwa systemy moralne – moralność burżuazji i moralność proletariatu, co rozwijał É. Pouget w swym Sabotażu[7], których jednak nie przedstawiam w niniejszym tekście.
Pozwolę sobie nieco rozwinąć powyższe obserwacje poprzez wskazanie, iż anarchosyndykaliści zrozumieli – pomimo sposobu postrzegania przez nich roli klasy robotniczej w burzeniu starego ładu jako konieczności – iż dla ustanowienia nowego, wolnościowego, ładu konieczne jest wyjście klasy robotniczej poza siebie samą, tj. poza własne (wąsko definiowane) interesy klasowe i rozpoczęcie podejmowania się realizacji interesów oraz postulatów innych grup. Z drugiej strony, zgodnie z anarchosyndykalistyczną wizją walki klas, proletariat był klasą uniwersalną, którego wyzwolenie tożsame miało być z wyzwoleniem całej ludzkości. Stanowiło to bowiem konsekwencję położenia klasy robotniczej w kapitalistycznym modelu produkcji oraz pełnionym przez nią funkcji, co oznaczało, iż wyzwolenie proletariatu nie będzie mogło nastąpić bez likwidacji systemu klasowego, a więc jednoczesnego wyzwolenia całej ludzkości.
Ponadto dla każdego ruchu społecznego pragnącego zburzyć zastałe status quo, kluczowe jest wytworzenie pewnej wspólnoty ideowej, wartości i celów, które podzielane byłyby przez wiele grup. Wtedy też możliwe stałoby się zmobilizowanie wszystkich tych grup przeciw kapitalizmowi, co skutkować miałoby jego likwidacją oraz zdominowaniem nowego ładu przez wytworzoną kulturę, będącą w starym reżimie kontrkulturą, poprzez przyjęcie przez nią roli kultury hegemonicznej, która w przypadku anarchosyndykalistów prym nadawałaby producentom oraz konsumentom.
Najlepiej pogląd ten podsumowuje wypowiedź E. Lópeza Arango oraz D. Abada de Santillána, którzy napisali, iż „wyłącznie poprzez stworzenie etycznych wartości, które umożliwiłyby proletariatowi zrozumienie społecznych problemów niezależnie od burżuazyjnej cywilizacji, umożliwiłoby stworzenie niezniszczalnych fundamentów pod antykapitalistyczną i antymarksistowską rewolucją”[8]. Mówiąc jaśniej, wielu anarchosyndykalistów za oczywiste uważało konieczność stworzenia swojego własnego systemu etycznego, nowego i sprzecznego z oficjalną kulturą i to koniecznie przed rewolucją, albowiem stałby się on zarodkiem nowego społeczeństwa w sferze duchowej, podobnie jak syndykat miał stanowić zarodek nowej organizacji społecznej.
Z drugiej zaś strony, działania te można postrzegać jako działania defensywne, mające bronić poczucia odrębności klasy robotniczej od burżuazji, czyli ich wzajemnej separacji, mogącej intensyfikować konflikt klasowy oraz chronić klasę robotniczą przed narzuceniem jej przez burżuazję swojej własnej kultury, mającej na celu podtrzymywanie istniejącego systemu. W sposób defensywny rozumiano także wytworzenie się swoistej „kultury politycznej” anarchistów działających w syndykatach, albowiem zdaniem anarchosyndykalistów, to nie tylko od rozwiązań organizacyjnych zależało zabezpieczenie organizacji przed oligarchizacją, wytworzeniem się biurokracji oraz koncentracją władzy w jednych rękach. Zależne to było także od systemu wartości i etosu jakim kierowaliby się sami członkowie stowarzyszeń. Stąd też nowej kulturze nadano za cel zabezpieczenie przed patologiami znanymi z zastałego modelu społeczno-ekonomicznego. Jednocześnie jednak, etos ten wybiegał daleko poza te granice i bezpośrednio dotykał on systemu wartości, systemu moralnego, a nawet stylu życia, w tym: kwestii seksualności, nałogów czy sportu.
Tym samym zaznaczyć należy, iż propagowany etos, kultura i moralność odnosiły się na równi wobec kultury politycznej wewnątrz samych syndykatów jak i kultury przyszłego społeczeństwa. Wobec tego rzeczą oczywistą wydaje się, iż zarówno w odniesieniu do kultury i działalności w samych syndykatach oraz w odniesieniu do zasad na jakich oparte miało zostać przyszłe społeczeństwo, nowa kultura posiadała największe znaczenie.
Równocześnie działalność na tym polu bronić miała przed działaniami burżuazji zmierzającej do osłabienia oraz podzielenia klasy robotniczej poprzez zintegrowane stosowanie: mediów, edukacji oraz kultury[9]. Uznano za niezbędne uświadomienie proletariuszy oraz nauczenia ich samodzielnego myślenia, zwłaszcza tych przyjmujących pozycje konformistyczne, którzy myśleli zgodnie z narzuconym dyskursem. Wtedy też, jak przekonywał R. Chaplin, możliwa byłaby zmiana ich postawy, bowiem świadomy robotnik to robotnik wiedzący co to wyzysk i dlaczego jest on niesprawiedliwy. To taki proletariusz, który nie wierzył w kłamstwa burżuazji oraz polityków. Wiedzący jak zmienić świat, aktywny w walce klasowej, solidarny z towarzyszami, praktykujący pomoc wzajemną i pragnący uświadomić innych robotników[10]. Kapitalizm może bowiem istnieć tak długo jak długo robotnicy będą go biernie akceptować.
Idealny przykład tej praktyki stanowi aktywność CNT i całego ruchu anarchistycznego w Hiszpanii, który organizował wolne szkoły, zajęcia wieczorowe, centra społeczne, centra robotnicze, biblioteki oraz wydawał prasę, która liczebnie zdominowała hiszpański rynek, a przynajmniej anarchistyczne dzienniki miały największy nakład wśród wszystkich dzienników[11]. Najbardziej wymowne dane przedstawili: Leval, Aubert oraz Ryszka, którzy podawali następujące dane odnoszące się do lat 20-tych i 30-tych XX wieku:
„Solidaridad Obrera“ (Solidarność Robotnicza) w Barcelonie
1923: 20 tys.
1931: 19,4 tys.
1932: 30 tys.
1933: 60 tys.
1936: 50 tys.
„Solidaridad Obrera“ (Solidarność Robotnicza) w Madrycie
1936: 30 tys.
„Tierra y Liberad“ (Ziema i Wolność)w Barcelonie
1927: 15 tys.
1936: 20 tys.
„El productor“ (Wytwórca) z Sewilli
1925-26: 5 tys.
„Tiempos Nuevos“ (Nowe czasy) z Barcelony
1936: 15 tys. lub 17 tys.
„La revista Blanca“
1925-26: 8 tys.
„Esfuerzo“ (Działanie) z Barcelony
1936: 5 tys.
„Orto“ z Walencji
5 tys.
„Estudios“ (Studia)
1936: 65-70 tys.
(Źródło danych: G. Leval, Wolna Hiszpania 1936-1939, Poznań 2009, s. 21-28; ; P. Aubert, Presse et pouvoir en Espagne 1868-1975, s. 141; F. Ryszka, W kręgu zbiorowych złudzeń. Z dziejów hiszpańskiego anarchizmu 1868 – 1939, t2, Warszawa 1991, s. 492.)
Zasadniczo możemy wymienić trzy najważniejsze zadania jakie spełniała prasa anarchistyczna wedle hiszpańskich anarchosyndykalistów i anarchistów w ogóle:
1)Stanowiła alternatywę wobec „sprostytuowanej” prasy burżuazyjnej, stanowiąc miejsce dla wymiany informacji oraz poglądów.
2)Stanowiła wsparcie dla organizacji je wydających, tworząc kanały dla wewnętrznego systemu komunikowania się, zarówno pomiędzy członkami danej grupy, organizacji czy syndykatu, jak i pomiędzy tymi jednostkami.
3)Stanowiła podstawowe narzędzie propagowania anarchizmu, anarchosyndykalizmu, bądź innych idei, pełniąc przy tym rolę edukacyjną, uświadamiającą oraz edukacyjną. Innymi słowy „pełniła rolę platformy rekrutującej zwolenników”[12].
Ogółem pomiędzy 1868 a 1939 rokiem pojawiło się 850 tytułów prasowych związanych z ruchem anarchistycznym w Hiszpanii. Naturalnie, najwięcej gazet pojawiło się w Barcelonie oraz w Madrycie. Trzecim co do klasyfikacji regionem była Walencja i Alicante, w których pojawiło się ich 120. Oczywiście była to liczba pism odnotowanych ogółem, co oznacza, iż wiele spośród nich istniało przez bardzo krótki okres. Niemniej co najmniej kilkanaście tytułów posiadało długotrwałą ciągłość wydawniczą[13].
To co wyróżniało hiszpańską prasę, to jej nad wyraz pozytywny i konstruktywny charakter. Oznacza to, że redaktorzy nie skupiali się wyłącznie na krytyce zastanego status quo, lecz wyjaśniali przyczyny nędzy, ciemnoty i ciemiężenia oraz przede wszystkim proponowali określone metody walki a także wizję przyszłości. Znaczenie oraz rolę jaką odegrała prasa w procesie kształtowania się hiszpańskiego ruchu wolnościowego oraz jaką odegrała ona rolę w procesie wychowywania przyszłych pokoleń działaczy ruchu anarchosyndykalistycznego oraz uczenia się mas w Hiszpanii doskonale obrazuje relacja Maravilli Rodriguez, działaczki CNT:
Nigdy się nie bałam walki. Kiedy byłam mała, ojciec często zabierał mnie ze sobą, miał do mnie zaufanie. Chodziliśmy czytać pisma, listy, manifesty, często pod mostem. Nie przesyłano nam ich pocztą, towarzysze przywozili je z Madrytu albo z Sewilli. Rozdawaliśmy je potem tym, którzy naszym zdaniem mogli coś zdziałać. Dzięki temu uczyli się pisać i czytać. W CNT kształcili się czytając „Soli”[czyli „Solidaridad Obrera”] albo „Estudios”, które było już pismem bardziej naukowym. Wielu nie rozumiało jego treści. Mieliśmy dużo książek, dzięki którym ludzie mogli zrozumieć dlaczego są tacy biedni i nie uważa się ich za równych pod względem praw i potrzeb. Nie mieli nic, bo wszystko było w rękach kapitalistów. Uczyli się jak stać się ludźmi. Można było zobaczyć czternastolatków czytających te pisma. W Andaluzji jest gorąco więc ludzie nie śpią do późnej nocy, więc troje albo czworo dzieciaków siadało pod latarnią i jeden czytał na głos pozostałym rewolucyjną prasę[14].
Prasa anarchistyczna odgrywała więc ogromną rolę w Hiszpanii, co było na tyle nadspodziewane, iż w kraju na Półwyspie Iberyjskim około 40% osób nie umiało czytać. Nawiasem mówiąc, wielu spośród tych, którzy się nauczyli, zawdzięczało to anarchistycznym tytułom bądź działaniom syndykatów, bądź racjonalnym szkołom. Praktycznie wszędzie gdzie istniały ku temu warunki, anarchiści i anarchosyndykaliści dążyli do otwierania kolejnych tytułów, stąd w wielu regionach prasa anarchistyczna posiadała niemal monopol na rynku prasowym. Przykładem miasta, które doskonale obrazowało taką sytuację było La Coruña, zamieszkałe w latach 20-tych XX wieku przez 60 tysięcy mieszkańców i w którym wychodziły początkowo cztery anarchistyczne tygodniki („La Bandera Roja”, „La Emancipación”, „El Corsario”, „La Lucha Obrera”) a następnie, po okresie wzmożonych represji, już pięć tygodników („Germinal”, „La Emancipación”, „La Voz del Obrero”, „Tierra” i „Solidaridad Obrera”)[15].
Błędem byłoby ograniczenie aktywności anarchosyndykalistów w dziedzinie słowa pisanego wyłącznie do prasy. Anarchosyndykaliści tworzyli także sztuki teatralne, poematy, piosenki, krótkie opowiadania czy powieści. Często publikowane one były (fragmentami) w dziennikach lub tygodnikach bądź wydawane w formie tanich książeczek lub tzw. folletos, czyli w formie zbliżonej do pamfletu. Anarchistyczna literatura tworzona była w relatywnie prostej formie, tak aby była zrozumiała dla przeciętnego robotnika. Czasem takie podejście i taką formę literatury określano mianem „obrerista”. Zazwyczaj fabuła powieści czy opowiadań skupiała się wokół warunków życia robotników i ich walce o wyzwolenie społeczne poprzez walkę klasową. Naturalnie, oprócz tworzenia oraz publikowania swoich autorskich powieści czy opowiadań, anarchiści tłumaczyli oraz publikowali zagranicznych twórców, jak np. Tołstoja, Zolę, Sue, etc.[16]. Jednakże wśród wydawanych prac, dominowały prace klasyków anarchistycznych bądź rodzimych teoretyków jak np. Isaac Puente czy Diego Abad de Santillána. Oczywiście wydawane były także prace o charakterze antymilitarystycznym, antyklerykalnym, antyreligijnym (np. ¿Hay quien crea…?, ¿Donde está Dios?, autorstwa Miguela Reya), dotyczące seksualności i emancypacji kobiet (Reclus, Goldman, Ingenieros, Prat,) czy też naturyzmu (Los estragos del alcohol), zarówno rodzimych myślicieli jak i zagranicznych.
Wolnościowa edukacja
Kolejnym poletkiem na którym anarchosyndykaliści, zwłaszcza w Hiszpanii, byli niezwykle aktywni, była edukacja. Proponowany przez nich model szkolnictwa zdecydowanie odbiegał od istniejącego wówczas modelu, znajdującego się pod nadzorem państwa i Kościoła – posiadających monopol na nauczanie dzieci oraz młodzieży i traktujących edukację jako coś zbędnego. Co należy podkreślić, anarchistyczny model edukacji był nie tylko krytycznie nastawiony wobec rzeczywistości, ale opierał się on na koncepcji integralnej nauki, której ideą było równoczesna troska o rozwój intelektualny, zawodowy i fizyczny uczniów.
Największym osiągnięciem anarchistów na polu pedagogiki były narodziny oraz rozwój (począwszy od początku XX wieku) „Nowoczesnych Szkół” i pedagogiki Francisco Ferrera, który dzięki wsparciu anarchistycznych syndykatów biorących na siebie ciężar finansowania szkół oraz robotników samouków, którzy uczyli (po pracy) w nich, możliwe było by powstanie aż 148 „Nowoczesnych Szkół”, w niezwykle krótkim czasie. Często zresztą, jak wskazuje Leval, najważniejszym zadaniem jakim stawiali sobie hiszpańscy chłopi oraz robotnicy należący do związków, było założenie oraz utrzymanie „racjonalistycznej” szkoły[18]. To dzięki wysiłkom anarchistów Hiszpanii dotarło wiele koncepcji socjologicznych czy biologicznych, ale również i rozwiązań technicznych, które anarchiści przekazywali (poprzez edukację) chłopom. Z tego właśnie powodu, Murray Bookchin porównywał hiszpańskich anarchistów do „radykalnego oświecenia ludowego”[19].
By ponownie nie sugerować, iż jakoby wyłącznie hiszpańscy anarchosyndykaliści byli aktywni na tym polu, posłużę się także przykładem meksykańskiego COM(Casa del Obrero Mundial), którzy również tworzył „szkoły racjonalne” i w których grupa „Luz” („Światło”) prowadziła zajęcia z „ideologii politycznej” promując anarchosyndykalizm. Oprócz tego w siedzibie COM w Mexico City mieściła się jedna ze „szkół racjonalnych”, biblioteka anarchistyczna, zaś co czwartek prowadzono wykłady poświęcone anarchizmowi, filozofii i ekonomii[20]. Jeszcze wcześniej, bo już w 1880 roku, „koło robotnicze” na Kubie zorganizowało pierwsze centrum edukacyjne, które posiadało własną bibliotekę i szkołę dla młodzieży oraz robotników. Działalność na tym polu anarchosyndykalistyczne organizacje kontynuowały także w wieku XX i to niemal w każdym aspekcie życia społecznego. Anarchosyndykaliści kubańscy bowiem wydawali własną prasę, tworzyli teatry ludowe, otwierali „racjonalne szkoły”, tworzyli, a następnie wydawali, literaturę dziecięcą, układali pieśni a nawet pragnęli wytworzyć nowe konwenanse społeczne[21].
Robotnicze ośrodki CNT, zwane „ateneos”, posiadały bardzo często także własne biblioteki publiczne oraz czytelnie, w których wygłaszano odczyty. W bibliotekach dbano o to, aby zapewnić szeroki katalog prac, artykułów, prasy, książek, począwszy od czysto anarchistycznych i anarchosyndykalistycznych tekstów a skończywszy na pracach dotyczących najnowszych teorii naukowych. Założenie biblioteki przez syndykat traktowano często za niezbędny element walki. Stąd też w wielu syndykatach powstały „Komisje Biblioteczne” („Comisión de Biblioteca”), których zadaniem było nadzorowanie pracy biblioteki, jej wydatków, zakupywanie prasy, książek, itd.[22].
Trudno jednak o jednoznaczną ocenę skali tego przedsięwzięcia oraz jego powodzenia – zachowało się bowiem zbyt mało danych oraz informacji, a te szczątkowe pozostają często w sprzeczności z relacjami naocznych świadków. Przykładowo zgodnie z niepełnym katalogiem Biblioteki Narodowej Federacji Związku Kolejarzy CNT (Biblioteca de la Federación Nacional de la Industria Ferroviaria) w Walencji, który przetrwał do czasów obecnych, w bibliotece znajdowały się 263 tytuły, ale relacje świadków mówią o około 2 tysiącach tytułów[23]. Jednakże zdaniem Francisco de Luisa Martina, profesora Uniwersytetu w Salamance, skala sukcesu anarchistycznych bibliotek nie była oszałamiająca, bowiem na około 100 tysięcy członków Domu Ludowego w Madrycie w latach 30-tych, jedynie 10% spośród nich regularnie odwiedzać miało biblioteki[24].
Z drugiej strony, CNT nie zapomniało o znaczeniu bibliotek nawet podczas Rewolucji. Tworzono wówczas specjalne lokale na tyłach frontu, które miały dbać o kulturę i czytelnictwo anarchistów. W praktyce jednak – ze względu na ogromne ograniczenia – ich rola często ograniczała się do pełnienia funkcji punktów informacyjnych. Niemniej wiele bibliotek anarchistycznych w okresie wojny niezwykle się rozwinęło, co oczywiście wynikało z licznego rekwirowania majątków, przejmowanie budynków, etc., co pozwalało przejmować książki należące dotychczas do osób prywatnych[25].
Warto również nadmienić o próbie wykorzeniania z użycia słowa „adios” w języku hiszpańskim („a” oznacza „do”, zaś „dios” oznacza „Bóg”), które stosowane jest jako pożegnanie (co dosłownie oznacza „do Boga”) słowem „salut”. Ponadto anarchosyndykaliści w swych placówkach (siedzibach związkowych oraz szkołach) obchodzili wiele rocznic wydarzeń związanych z anarchizmem, jak np.: rocznicę powstania Komuny Paryskiej (18 marca), wydarzeń z Haymarket (1 maja) czy egzekucji męczenników z Haymarket (11 listopada).
Jednakże ograniczenie tej pracy tylko do powyższych kwestii byłoby nadużyciem. Jak uprzednio zostało zaznaczone, hiszpańskim anarchistom szło o wytworzenie zupełnie nowego stylu życia. Dlatego, oprócz kwestii kulturowych, promowano także określone zachowania. Zachęcano m.in. do unikania palenia tytoniu i spożywania alkoholu, nieuczęszczania do domów publicznych czy stronienia od piłki nożnej. Co ciekawe, argentyńscy towarzysze postąpili zupełnie na odwrót. Wiele argentyńskich klubów piłkarskich powstało z inicjatywy lub przy pomocy anarchistów, czego najlepszym przykładem jest Club Atlético Chacarita Juniors założone 1 maja 1906 roku w bibliotece anarchistycznej w Buenos Aires, zaś Asociación Atlética Argentinos Juniors założony w 1904 roku nosił początkowo nazwę „Męczennicy z Chicago” na cześć anarchistów uwięzionych i skazanych na śmierć za udział w wydarzeniach z Haymarket w 1886 roku.
Anarchosyndykalizm a kino
Działalność kulturowa CNT była na tyle daleko idąca, iż podczas rewolucji społecznej w Hiszpanii syndykaty filmowe związku zdołały nakręcić nawet kilka filmów fabularnych, jak np. „Nosotros somos así”[26] z 1936 roku, trwający półgodziny film muzyczny; „Aurora de esperanza”[27], melodramat z 1937 roku, pokazujący losy bezrobotnego Juana oraz obrazujący początek rewolucji społecznej w 1936 roku; „Nuestro culpable” pełnometrażowa komedia muzyczna z 1937 roku przedstawiająca konflikt pomiędzy ideą sprawiedliwości społecznej a społeczeństwem burżuazyjnym; „Barrios bajos” z 1937 roku opowiadający historię pewnego burżuja, który w akcie gniewu zabił kochanka swej żony. Zmuszony do ucieczki, schronienia poszukuje w slumsach (czyli w Barios bajos) Barcelony.
Spośród nich, R. Porton, krytyk filmowy, jeden z redaktorów magazynu „Cineaste”, do grona najważniejszych filmów zaliczył „Aurora de Esperanza”, czyli „Upadek Nadziei” nakręcony w 1937 roku, będący jednym z najbardziej zaangażowanych społecznie filmów w historii, stanowiący mieszankę melodramatu, filmu społecznego i dramatu. Opowiada on historię bezrobotnego robotnika Juana, który nie mogąc zdobyć środków do życia przystępuje do CNT. Zdaniem Portona do najważniejszych i najbardziej wyrazistych scen tego filmu zaliczyć można scenę ukazującą kolejkę bezrobotnych kobiet, które odpowiedziały na ogłoszenie o pracę oraz wizyta głównego bohatera w pustej kuchni[28].
Nade wszystko jednak hiszpańscy anarchosyndykaliści pragnęli nadać ogromną rolę kronikom filmowym oraz filmom dokumentującym pierwsze miesiące rewolucji. Jak podkreślił Román Gubern, historyk kina, pisarz i specjalista zajmujący się komunikacją społeczną, filmy dokumentalne wyprodukowane przez CNT były niezwykle innowacyjne i znacznie bardziej udane, aniżeli wyprodukowane filmy fabularne. Niemniej, jak podkreślał profesor, filmy fabularne produkowane przez CNT także posiadały niepowtarzalną cechę polegającą na próbie dokonania syntezy propagandy anarchosyndykalistycznej z „recyklingiem konwencji gatunku”, co jego zdaniem było fascynujące[29]. Sama zaś produkcja filmowa charakteryzowała się tym, iż to syndykaty filmowe wybierały obsadę oraz ekipę filmową, nie zaś reżyser. A więc próbowano wdrożyć zasady anarchistyczne nawet na plan filmowy.
Kolejną, a właściwie wcześniejszą, spektakularną inicjatywą anarchosyndykalistów w dziedzinie kinematografii było otwarcie Kina Ludowego (Le Cinema du Peuple) przez francuskich anarchosyndykalistów z CGT (acz wśród założycieli byli: S. Faure, S. Jean oraz P. Martin). Funkcjonowało ono od października 1913 roku do sierpnia 1914 w Paryżu, w tzw. Domu Związkowym i – zgodnie z zamierzeniami twórców – stać się ono miało organem propagandy anarchistycznej oraz podnoszenia świadomości mas, intensyfikacji walki klas i przygotowania do rewolucji społecznej[30].
Oprócz projekcji filmów założone kino i stowarzyszenie zajęło się także ich produkcją. W ciągu niespełna roku istnienia kina, nakręcono 6 filmów, m.in. : „Les misères de l’aiguille”, który opowiada o kobiecie uratowanej dzięki akcji bezpośredniej, „La Commune”[31] czy „Le vieux docker”[32]. Reżyserem tych filmów był Armand Guerra (właściwie José Estivalis Calvo) jeden z pionierów kinematografii, dokumentalista CNT.
Z kolei niemieccy anarchosyndykaliści działający w FAUD podejmowali się innych inicjatyw kulturowych czy to współtworząc (razem z komunistami z KPD, co było jednym z najbardziej zapalnych punktów w strukturach związku) „Proletariackie Towarzystwo Wolnomyślicieli” liczące w pewnym momencie nawet około miliona członków, czy tworząc organizację „Przyjaciół ” w 1927 roku. Przyjaciele byli siecią „gildii” w całym kraju (pierwsza powstała w Lipsku), która poza zapewnieniem dostępu robotnikom do literatury syndykalistycznej i anarchistycznej organizowała spektakle teatralne, koncerty czy też spotkania z takimi osobistościami jak: Erich Mühsam, Rudolf Rocker, Emma Goldman, Helene Stöcker, Bruno Vogel i Theodor Plivier[33].
Walka z rasizmem i kwestia narodowa
Kolejnym polem, na którym cały ruch anarchosyndykalistyczny i anarchistyczny były niezwykle aktywne była walka z rasizmem oraz (tam gdzie takowa istniała) segregacją rasową, co szczególnie mocno uwidoczniło się na Kubie. Wszak anarchizm był jednym z pierwszych ruchów łamiących podziały rasowe, które negował oraz zwalczał, do tego stopnia, iż zdaniem W. Thorpe, to anarchosyndykalizm pozostawał najbardziej wrażliwy na problem rasizmu[34]. Naturalnie, stanowiło to efekt anarchistycznego uniwersalizmu – wyzwolenia całej ludzkości, zbudowania lepszego świata składającego się z wolnych oraz równych jednostek, niezależnie od płci oraz przynależności etnicznej i rasowej. Mówiąc prościej: anarchizm negował wszelkie formy rasowej supremacji oraz prymitywne formy darwinizmu społecznego wykazując troskę o godność całej ludzkości, widząc w koncepcjach supremacji rasowej oraz w nacjonalizmie nic innego jak próbę legitymizowania przez klasę rządzącą i posiadającą, kolonializmu, imperializmu, kapitalizmu i innych form ciemiężenia.
Wobec tego w orbicie poglądów większości anarchistów (acz istniały wyjątki, o czym poniżej) nie istniało coś takiego jak kwestia narodowa oraz wynikające z niej podziały rasowe czy etniczne. Jedyne podziały jakie istniały, to podziały klasowe. Wynika to bowiem z przekonania, iż kapitał nie zna granic, a robotnicy na całym świecie znajdują w jednakowej sytuacji, posiadają wspólne interesy, wspólne potrzeby, wszyscy są wyzyskiwani a ich potrzeby niezaspokojone oraz prowadzą wspólną walkę. W następstwie więcej mają wspólnego proletariusze z Rosji z proletariuszami z Niemiec, aniżeli proletariusze z Rosji z rosyjską burżuazją.
Przykładowo Aleksander Berkman uważał, iż podziały rasowe oraz narodowościowe zostały zaszczepione wyłącznie przez kapitalizm w celu podzielenia klasy robotniczej i nakierowania wrogości proletariuszy na siebie nawzajem. Naturalnie, służyć to miało wyłącznie klasom posiadającym, bowiem osłabiało to siłę mas, zaś wzmacniało wyzyskiwaczy[35]. Dlatego konieczna była troska o solidarność w skali międzynarodowej i przeciwdziałanie wszelkim formom niesprawiedliwości, zniewolenia i wyzysku. Tylko bowiem solidarność w skali globu pozwoliłaby klasie robotniczej osiągnąć pełnie swoich sił, uważał Berkman[36].
Bardzo znamienny przykład stanowi aktywność anarchosyndykalistów kubańskich, przez których organizowane „koła pracy” jako pierwsze organizacje potępiały rasizm i nie tworzyły żadnych barier rasowych oraz narodowych dla swych członków. Co istotniejsze, to walka z segregacją rasową towarzyszyła niemal wszelkim starciom jakie toczyli anarchiści. Przykładowo już podczas pierwszego strajku na Kubie jednym z żądań wysuwanych przez strajkujących było zniesienie segregacji rasowej w dostępie do zawodów. Kubańscy anarchiści podejmowali szereg inicjatyw zwracających uwagę na ten problem i starali się uwrażliwić na niego społeczeństwo[37]. Nieodmiennie postępowali anarchosyndykaliści w pozostałych państwach Ameryki Łacińskiej, zwłaszcza w Argentynie oraz w Brazylii. Także europejscy anarchosyndykaliści i anarchiści potępiali i zwalczali rasizm. Równocześnie w walce przeciw rasizmowi widziano szansę na zbudowanie masowego, ponadrasowego i ponadnarodowego, ruchu zdolnego do zburzenia zastałego status quo.
Z drugiej strony, należy zwrócić uwagę, iż wielu anarchosyndykalistów i anarchistów nie kwestionowało podziałów narodowościowych traktując je za coś naturalnego, czemu dopiero państwo i kapitalizm nadały opresyjny, dzielący i wartościujący grupy ludzkie charakter. Wobec tego federalizm i upadek państwa mogą dopiero rozwiązać kwestie narodowe i umożliwić wolny rozwój kulturom narodowym (Mühsam, Maksimow).
Kwestia kobiet i wolna miłość
Większość anarchosyndykalistów zgadzała się z opinią Bakunina, wedle której kobiety w znacznie dotkliwszym stopniu poddawane były opresji w istniejącym porządku społecznym aniżeli mężczyźni. Nie posiadały one bowiem ani takich samych praw co mężczyźni, ani równego dostępu do edukacji i były w istocie od dziecka przygotowywane do pełnienia wyłącznie jednej roli: żony i matki. Zgadzano się więc co do konieczności zmiany tego porządku. Odrzucano jednak pogląd wedle którego mężczyźni wszystkich klas mieli być beneficjentami dyskryminacji kobiet. Co prawda dostrzegli oraz przyznali, iż ówczesny model społeczny sprowadzał kobietę niemal wyłącznie do roli służącej w domu, ale z drugiej strony akcentowano, iż taki model także nie odpowiadał wielu mężczyznom i także stanowił on źródło cierpienia wielu z nich, który dodatkowo zmuszał ich do znacznie cięższej pracy, bowiem to na nich spadał obowiązek utrzymania rodziny.
Drogę do wyzwolenia widziano właściwie jedną: wyzwolenie kobiet miało nastąpić jako następstwo walki klas prowadzonej przez zjednoczone kobiety oraz mężczyzn, bowiem ciemiężenie oraz wyzysk kobiet to nie jedyny element wyzysku i tyranii w społeczeństwie kapitalistycznym i wraz z jego końcem winna zakończyć się opresja kobiet. W takim razie nie możliwe jest wyzwolenie kobiet bez wyzwolenia mężczyzn, uważała E. Goldman i zgodnie z tym – aprobowanym przez anarchosyndykalistów – ujęciem, wolne i sprawiedliwe społeczeństwo nie będzie możliwe do urzeczywistnienia bez autentycznej równości oraz solidarności kobiet oraz mężczyzn. Nowy model relacji damsko-męskich winien opierać się więc na równości, niezależności ekonomicznej kobiet, swobodzie seksualnej oraz skupiać się na potrzebach obu płci.
Nie możliwe jest więc oddzielenie kwestii kobiet od szerszego programu emancypacji ludzkości, czego zwieńczenie nastąpić może dopiero wraz z urzeczywistnieniem anarchistycznego ideału. W związku z tym anarchosyndykaliści emancypację kobiet traktowali jako część walki o szeroko rozumianą emancypację spod wszelkich form ucisku, ściśle sprzężoną z walką klasową
W to samo ujęcie wpisuje się instytucja małżeństwa oraz (a właściwie przede wszystkim) patriarchalny (tradycyjny) model rodziny, który interpretowano jako przeniesienie stosunków władzy, centralizmu, hierarchii oraz wyzysku w relacje międzyludzkie w skali mikro, acz o czym należy napomnieć – kwestia ta budziła silne dyskusje. Niemniej rozważania anarchistyczne na temat małżeństwa i rodziny czynione były całościowo, tj. nie były traktowane jako kwestia autonomiczna, acz ściśle związana z kwestią kobiet, wyzwolenia ekonomicznego, równości oraz sprawiedliwości społecznej. Z jednej więc strony, część anarchosyndykalistów traktowało małżeństwo proponowane w tradycyjnym rozumieniu jako źródło cierpienia, niesprawiedliwości, niemożności spełnienia się oraz realizacji własnego „ja” czy w końcu będącego źródłem wykluczenia społecznego i ekonomicznego, jak przekonywali E. Goldman[38] oraz É. Pouget[39]. Z drugiej strony, patriarchalny model rodziny oraz wychowania postrzegany był jako kolejny czynnik reprodukujący status quo w tym także cierpienie oraz niewolę kobiet, którym w drodze socjalizacji wpajano, iż ich jednym celem w życiu stanowi małżeństwo. Ponadto z powodu tradycyjnego modelu wychowania wiele kobiet traktowało swoją pracę zawodową wyłącznie w kategoriach tymczasowości (czyli do momentu, aż wyjdą za mąż). W konsekwencji niechętnie wstępowały one do związków zawodowych, jak spostrzegła E. Goldman[40].
Nie zagłębiając się w specjalne szczegóły, patriarchat, będący tyranią ojca w skali mikro, miał na celu określenie odpowiedniej tożsamości oraz nadanie każdej jednostce określonej roli społecznej, równocześnie wpajając, iż ścisły centralizm, hierarchia i wyzysk stanowią naturalny porządek. W ten sposób kapitał, państwo i religia miały sprawić, iż każda jednostka przestawała być wyłącznie przedmiotem władzy, ale stawać się zaczęła także jej podmiotem-nosicielem, reprodukującym na każdej płaszczyźnie życia społecznego stosunki władzy, dając zarazem władzy publicznej kolejne pola do penetracji. Równocześnie socjalizacja dzieci sprawiała, iż w przyszłości one będą reprodukować istniejący porządek.
Mówiąc prościej, większość anarchosyndykalistów pragnęło końca tradycyjnego modelu rodziny, w którym widziano nie tylko przeniesienie stosunków władzy i hierarchii ze skali makro do mikro, lecz również źródło opresji i nieszczęścia kobiet. Co zostało jednak zaznaczone, budziło to dyskusje i spory. W konsekwencji nie wszyscy anarchosyndykaliści w taki sposób postrzegali instytucję małżeństwa, a w szczególności już w realnym życiu codziennym, co doskonale ukazywała sytuacja kobiet w hiszpańskim ruchu anarchistycznym.
Wobec tego nowoczesne, bezpaństwowe i komunistyczne społeczeństwo wymagało w takim razie ogromnych zmian w sferze obyczajowości, związków oraz świadomości odnośnie własnej seksualności. Kluczowe dla zrozumienia anarchosyndykalistycznego zaangażowania w tę kwestię wydają się słowa niemieckiego anarchisty Maxa Winklera, który w 1925 roku napisał:
Wszystkie organizacje robotnicze zajmują się zajmują się niemal wyłącznie zagadnieniami ekonomicznymi i politycznymi. Zarówno partie, jak i związki uważają kwestię seksualną za nieważną, bez znaczenia. Kiedyś poruszanie publicznie problemów dotyczących seksu uważano za niedopuszczalne. Jest niezmiernie ważne, żeby o kwestii seksualnej mówić bez śladu niechęci, tak jak o kwestii głosu, ponieważ głód i miłość to dwie sprawy, wokół których obraca się ludzkie życie. Te dwa zagadnienia są tak ściśle splecione, że nie da się wręcz mówić o jednym, nie poruszając drugiego.[41]
Z tej właśnie przyczyny można przyjąć, iż większość anarchosyndykalistów negowała instytucję małżeństwa, a w jej miejsce widziała wolne związki wynikające z wolnej i prawdziwej miłości. Naturalnie, sama „wolna miłość” może być rozumiana na wiele odmiennych sposobów. Jednakże uogólniając można przyjąć, iż oprócz swobody seksualnej (jako że nie ma niczego niemoralnego w dobrowolnych relacjach seksualnych, powstających bez presji, wymuszenia, etc. pomiędzy dorosłymi ludźmi. Niemoralna może być jedynie ingerencja osób trzecich), anarchosyndykaliści mianem wolnej miłości określali związki oparte na dobrowolnych więzach, z wyłączeniem zasady wyłączności drugiej jednostki (jako zagrożenia dla autonomii jednostki), nieskrępowane normatywnie, partnerskie, oparte na prawdziwej miłości (która nie może zostać zagrożona przez wielu partnerów seksualnych), przypominające relacje komunistyczne, tylko że w skali mikro.
I tak, P. Besnard pragnął, aby instytucja małżeństwa zastąpiona została wolnymi związkami, które swoje fundamenty opierały na prawdziwej miłości[42]. F. Pelloutier przekonywał, iż wolność związków pozwala na realizację indywidualności człowieka[43]. Z kolei portugalski anarchosyndykalista Neno Vasco (a właściwie Gregório Nazianzeno Moreira de Queirós e Vasconcelos) uważał za konieczne docenienie roli edukacyjnej jaką pełni rodzina, której istotą winne być oparte na dobrowolności, wzajemnym zainteresowaniu oraz miłości[44].
W żadnym razie anarchosyndykaliści nie ograniczali się w swej działalności w tej materii wyłącznie do deklaracji. Przykładowo prasa anarchistyczna w Hiszpanii (jak np. „Revista Blanca”, „Estudios”, „Iniciales”) posiadała oddzielne kolumny bądź działy poświęcone poradom rodzinnym, seksualnym[45], medycznym, higienicznym, etc.
Stąd też można wnioskować, iż w sferze wartości oraz kultury wypracowanie nowego modelu rodziny oraz związków traktowano za niezwykle istotną część składową rewolucji społecznej. Niestety, często z teorią nie szła w parze praktyka. Jak przytaczał F. Ryszka opinię E. Morin, francuskiej anarchistki i partnerki życiowej B. Duruttiego (mieli razem córkę – Colette Durutti), hiszpańskim anarchistom nie udawało się wprowadzić w życie koncepcji równości płci ze względu na dominację „kultury męskiej” w tym kraju[46]. Równie dobitnie o sytuacji kobiet w Hiszpanii, także w ruchu anarchistycznym, świadczyła odpowiedź sekretarza CNT na liczne pytania anarchofeministek odnośnie kwestii kobiet, której ten udzielił w 1935 roku, mówiąc, iż: „mężczyzna woli mieć służącą robiącą mu jedzenie i piorącą jego ubranie. To rzeczywistość. W obliczu tego poproszenie mężczyzn by zrezygnowali [z ich przywilejów] jest marzeniem”[47]. Z kolei autorzy Black Flame wskazują, iż same kobiety w ruchu anarchosyndykalistycznym chętniej angażowały się w działalność poza zakładem pracy, aniżeli w walkę ekonomiczną. Szczególnie aktywne były podczas strajków czynszowych, spośród których strajk w Veracruz (Meksyk) w 1922 roku opisany został nawet jako „rebelia kobiet”[48].
Implikowało to również walkę o poprawę sytuacji kobiet w miejscu pracy – zarówno pożądanym, jak i tym istniejącym. Równolegle większość anarchosyndykalistów wyrażało wolę likwidacji prostytucji, która ich zdaniem uosabiała najgorszą formę wyzysku. Problemom tym planowano zaradzić między innymi poprzez rozwój edukacji, tworzenia specjalnych kursów, pomocy w postaci poszukiwania lokum czy tworzeniu ośrodków opieki[49].
Związkowcy z CNT opowiadali się za tworzeniem żłobków zakładowych; zmian w legislacji, które zmuszałyby wyrodnych ojców do brania odpowiedzialności za swe dzieci; zakazu pracy w nocy; czy wprowadzenia możliwości pracy w domu, czego domagały się m.in. szwaczki[50]. Niemniej od słów do czynów była daleka droga i sam związek niewiele wysiłku wkładał w tę kwestię. Wynikało to z przekonania większości hiszpańskich anarchosyndykalistów, iż należy koncentrować się na zagadnieniu rewolucji społecznej, żywiąc przekonanie, iż to ona rozwiąże wszelkie problemy. T.E. Keplan wysuwa nawet tezę, iż CNT wręcz niechętnie podejmowało się tego typu starań, albowiem w kobietach dostrzegać miano łamistrajków, bowiem te – ze względu na jeszcze gorsze warunki pracy kobiet – podejmowały się pracy za znacznie niższą płacę, aniżeli mężczyźni[51], ponadto większość spośród nich nie była członkiniami CNT[52].
Całkowicie odmienną kwestią pozostawał nieprzychylny stosunek ruchu anarchosyndykalistycznego do tworzenia samodzielnych, czyli oddzielnych względem konfederacji związkowych, organizacji np. feministycznych. Obawiano się, iż oddalą się one z czasem od celów rewolucji społecznej. Stąd też preferowano raczej tworzenie oddzielnych sekcji w strukturach istniejących organizacji zawodowych. Do przykładowych organizacji tego typu zaliczyć można: Generalny Związek Robotnic w Boliwii, który stanowił część składową FOL, Kobiecą Grupę Działania w Barcelonie wspieraną przez CNT, Anarchistyczne Centrum Kobiece w Buenos Aires.
Jednakże część działaczek uważała tego typu inicjatywy za niezdolne często do osłabienia seksistowskich praktyk, które nagminnie miały miejsce w samych syndykatach. Przekonanie to zaważyło m.in. o założeniu Mujeres Libres (Wolne Kobiety) w 1936 roku, której członkinie za cel obrały sobie zadbanie o równy status mężczyzn i kobiet w ruchu anarchistycznym. Niewątpliwie organizacja osiągnęła duży sukces. Liczba członków przekroczyła 20 tysięcy osób, organizacja posiadała własną radiostację, prasę oraz biblioteki objazdowe. Aktywistki starały się zachęcać członkinie CNT do większej aktywności, podkreślały znaczenie edukacji seksualnej, promowały kontrolę urodzeń oraz otworzyły Instytut Macierzyństwa i Opieki nad Dziećmi w Barcelonie[53].
Niewątpliwie ciekawym przykładem zaangażowania się w kwestię kobiet oraz ruch na rzecz świadomego macierzyństwa stanowiła aktywność FAUD w latach 20-tych XX wieku. Federacja uznała bowiem, iż kwestia seksualności nie stanowi wyłącznie sprawy prywatnej, lecz jest kwestią publiczną[54]. H. Rübner stwierdził nawet, iż FAUD odegrało bardzo istotną rolę i znacząco wpłynęło na świeckie organizacje na rzecz reform seksualnych, jak np. na Reichsverband für Geburtenregelung und Sexalhygiene (RV, Krajowy Związek na rzecz Kontroli Urodzeń i Higieny Seksualnej)[55]. Nim jednak jeszcze powstało FAUD, także FVdG zajmowało się tą kwestią, m.in. wydając broszurkę zatytułowaną Jak możemy propagować kulturowe obniżenie liczby urodzeń?, które zawierało porady dotyczące antykoncepcji[56]. Nawiasem mówiąc, pewna część syndykalistów traktowała kontrolę urodzeń jako metodę sabotażu, albowiem w ten sposób klasa robotnicza dostarczać miała mniej „niewolników” kapitalistom, jak np. propagowała to amerykańska komunistka E.G. Flynn[57].
W 1920 roku powstał Syndykalistyczny Związek Kobiet (SBB) propagujący koncepcję „strajku rodzących”, którego członkinie uważały, iż dla pełnego wyzwolenia kobiet konieczne jest również zapobieżenie problemowi niechcianych ciąż. Zarówno FAUD, jak i SBB walczyły o zmianę w prawodawstwie niemieckim, które znieść miało karalność propagowania antykoncepcji oraz aborcji. Jednocześnie potajemnie organizacje anarchosyndykalistyczne pomagały kobietom w przeprowadzaniu zabiegów aborcyjnych, kierując je do „zaprzyjaźnionych” lekarzy[58].
SBB poza kwestiami seksualności zajmowało się również kwestią pozycji oraz roli kobiet w przemyślnie, aktywnie włączając się w debatę nad zagadnieniem czy kobiety stanowią oddzielny sektor w produkcji[59]. Co istotniejsze, członkinie organizacji żądały uznania „prac domowych” także za formę pracy w czym wyprzedziły ruch „Wages for Housework”. Oficjalnym organem prasowym organizacji był dodatek do „Der Syndikalist” zatytułowany „Der Frauenbund” („Związek Kobiet”).
Bezrobotni i kwestia chłopska
Niemieccy anarchosyndykaliści zaangażowani byli także w ruch bezrobotnych, angażując się m.in. w tzw. „rady bezrobotnych”, czyli organizacje antykapitalistyczno nastawionych robotników pozbawionych pracy. Związkowcy z FAUD próbowali propagować pomoc wzajemną, solidarność oraz zachęcić bezrobotnych do silniejszego zaangażowania w ruchu rewolucyjnym, równocześnie organizując pomoc materialną. Zaangażowanie to stanowiło na tyle istotną część aktywności FAUD, iż na początku lat 30-tych problem bezrobocia stanowił jedną z najważniejszych sfer aktywności związku, co zyskało potwierdzenie podczas ostatniego kongresu związku w 1932 roku[60].
Istnieje jeszcze jedna zasadnicza kwestia, z którą anarchosyndykaliści pragnęli się zmierzyć – była to tzw. „kwestia chłopska”. Anarchosyndykaliści, jak i cała anarchistyczna tradycja, odrzucała zasadniczo marksowski punkt widzenia, który przedstawiał chłopów niczym jako klasę reakcyjną, antyrewolucyjną oraz antypostępową. W opozycji wobec tego stanowiska, anarchosyndykaliści uważali, iż nie może dojść do zburzenia starego, a następnie ustanowienia nowego ładu bez zaangażowania chłopów. W tym też celu podejmowali szereg inicjatyw mających przybliżyć chłopstwo sprawie wyzwolenia i budowy komunizmu wolnościowego.
Niezwykle trudno jest jednak o jednoznaczne przedstawienie rezultatów tych wysiłków. Z jednej bowiem strony, w części państw zaangażowanie to nie przyniosło praktycznie żadnych rezultatów. Za najbardziej klarowny przykład uchodzić może Francja, w której chłopi znajdowali się pod bardzo silnym wpływem proudhonizmu, w związku z czym byli oni przeciwni postulatom kolektywistycznym, postrzegając je jako zagrożenie dla ich wolności[61]. Z drugiej strony, mogło to być rezultatem nie tyle co samego proudhonizmu, co faktu, iż we Francji stosunkowo dobrze rozwinięte było rolnictwo indywidualne, co sugeruje, iż duże znaczenie posiadały stosunki własnościowe ziemi rolnej oraz tradycje danej kultury. Co prawda z biegiem lat francuscy chłopi zaczęli przedstawiać znacznie bardziej przychylną postawę względem CGT, ale nie wiązało się to raczej z aprobatą dla samych koncepcji dotyczących rolnictwa, lecz antymilitarystyczną i antywojenną działalnością związku. Diametralnie odmiennie wyglądało poparcie i przychylność chłopów wobec komunizmu wolnościowego w państwach, w których nie istniało rolnictwo indywidualne bądź nie istniało silne przywiązanie chłopów do ziemi, jak np. w Hiszpanii czy w Meksyku. W takich państwach to często chłopi oraz robotnicy rolni stanowili główne „bastiony” anarchizmu, przeważnie kontynuując oraz pielęgnując tradycje bakuninowskie.
Nie zmienia to zasadniczo faktu, iż większość anarchosyndykalistów starała się przekonać chłopów do swych racji, często naiwnie sądząc, iż wieś zostanie „szybko zdobyta”, jak deklarowano w broszurze CGT z 1903 roku, dodając, iż „nieufność, jaką żywią chłopi do miast, zniknie dzięki napływowi wytworzonych produktów, w które szeroko zaopatrywałyby ich ośrodki przemysłowe, żądając od nich w zamian tylko części płodów ziemnych, które będą mieli w nadmiarze”[62].
Maciej Drabiński
Przypisy:
[1] M. A. Ackelsberg, “Separate and Equal”? Mujeres Libres and Anarchist.Stratego for Women’s Emancypation, [w:] “Feminist Studies”, Vol 11, No 1, Spring 1985, Feminist Studies Inc., s. 63.
[2] L. van der Walt i M. Schmidt, Black Flame. The Revolutionary Class Politics of Anarchism and Syndicalism, Oakland 2009, s. 190 – 192.
[3] Y. Oved, “Communismo libertario” i komunalizm w czasie kolektywizacji hiszpańskiej 1936-1939, [w:] „Lewą Nogą” nr. 11/99, s. 168.
[4] H. Döhring, Syndicalism and Anarcho-Syndicalism in Germany, dostępne pod adresem: http://www.anarchosyndicalism.net/newswire/display_any/296 [dostęp: 13.04.2011 roku].
[5] R. Rocker, Federalizm a centralizm, dostępne pod adresem: http://chomikuj.pl/redrat1/Red+Rat/Rocker+-+Federalizm+a+centralizm,214648667.pdf, s. 3.
[6] L. van der Walt i M. Schmidt, dz. cyt., s. 187.
[7] É. Pouget, Sabotage, Chicago 1918.
[8] E. López Arango oraz D. Abad de Santillan, El anarquismo en el movimiento obrero, cytat za: V. Damier, Anarcho-syndicalism in the 20th Century, Alberta 2009, s. 104.
[9] R. Chaplin, The General Strike, dostępne pod adresem: http://zabalazabooks.files.wordpress.com/2011/08/the_general_strike_rc_i..., s. 10.
[10] Tamże.
[11] L. van der Walt i M. Schmidt, dz. cyt., s. 185.
[12] F. J. Navarro, A la revolución por la cultura. Prácticas culturales y sociabilidad libertarias en el País Valenciano 1931-1939, València 2004, s. 200 i 201
[13] Tamże, s. 208
[14] Wypowiedź pochodzi z filmu dokumentalnego “Autre future” część 1, wyprodukowanego przez stację Planette.
[15] G. Leval, Wolna Hiszpania 1936-1939, Poznań 2009, s. 21
[16] G.R. Esenwein, Anarchist ideology and the working-class movement in Spain 1868-1898, Berkley and Los Angeles 1989, s. 127 i 128
[17] L. van der Walt i M. Schmidt, dz. cyt., s. 185.
[18] Tamże, s. 33.
[19] Murray Bookchin, Hiszpański ruch wolnościowy w zarysie, dostępne pod adresem: https://cia.media.pl/hiszpanski_ruch_wolnosciowy_w_zarysie_murray_bookchi... [dostęp: 15.08.2011 roku].
[20] Rewolucja meksykańska i Dom Międzynarodowego Robotnika, [w:] Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892 – 1990, Poznań – Kraków 2006, s. 93.
[21] L. van der Walt i M. Schmidt, dz. cyt., s. 186 i 187.
[22] F. J. Navarro, dz. cyt., s. 183.
[23] Tamże, s. 190.
[24] Tamże, s. 188.
[25] Tamże, s. 184.
[26] Film dostępny jest w portalu YouTube pod adresem: http://www.youtube.com/watch?v=aSCIGiU8V54
[27] Film dostępny jest w portalu YouTube pod adresem: http://www.youtube.com/watch?v=EyTv6pY_6zk
[28] R. Porton, Film and the anarchist imagination, London 1999, s. 79.
[29] Tamże.
[30] E. Jarry, Kino Ludowe, [w:] Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892 – 1990, Poznań – Kraków 2006, s. 31 – 33.
[31] Film dostępny jest w portalu YouTube pod adresem: http://www.youtube.com/watch?v=_qrPzACMQcs
[32] E. Jarry, Kino Ludowe, [w:] dz. cyt., s. 33 i 34.
[33] H. Döhring, Syndicalism and Anarcho-Syndicalism in Germany, dostępne pod adresem: http://www.anarchosyndicalism.net/newswire/display_any/296 [dostęp: 13.04.2011 roku].
[34] L. van der Walt i M. Schmidt, dz. cyt., s. 305.
[35] A. Berkman, ABC of Anarchism, Nottingham Reprinted July 1980, s. 46 i 47.
[36] Tamże, s. 56.
[37] L. van der Walt i M. Schmidt, dz. cyt., s. 305.
[38] E. Goldman, Anarchism and Other Essays, Stilwell 2008, s. 75 – 98.
[39] É. Pouget, The Basis of Trade Unionism, dostępne pod adresem: http://www.anarchosyndicalism.net/newswire/display_any/202 [dostęp: 14.03.2011 roku].
[40] E. Goldman, dz. cyt., s. 97.
[41] D. Nelsen, Robotniczy Ruch Reform Seksualnych w Republice Weimarskiej, [w:] Anarchosyndykalizm. Strajki, powstania, rewolucje 1892 – 1990, Poznań – Kraków 2006, s. 101.
[42] W. Thorpe, Anarchosyndicalism in Inter-War France: The Vision of Pierre Besnard, dostępne pod adresem: http://libcom.org/library/anarchosyndicalism-inter-war-france-vision-pie... [dostęp: 1.08.2011 roku].
[43] L. van der Walt i M. Schmidt, dz. cyt., s. 327.
[44] N. Vasco, Anarchosyndicalism and Anarchist Communism, dostępne pod adresem: http://robertgraham.wordpress.com/neno-vasco-anarchosyndicalism-and-anar... [1.08.2011 roku].
[45] Niestety często reprodukując wiele mitów dotyczących seksualności człowieka.
[46] F. Ryszka, dz. cyt., s. 430.
[47] M. A. Ackelsberg, “Separate and Equal”?…, [w:] dz. cyt., s. 66.
[48] L. van der Walt i M. Schmidt, dz. cyt., s. 330.
[49] T. E. Kamplan, Spanish Anarchism and Women’s Liberation, [w:] “Journal of Contemporary”, Vol 6, No 6, SAGE Publications Inc., 1971, s. 101.
[50] Tamże, s. 103.
[51] Tamże, s. 104.
[52] M. A. Ackelsberg, “Separate and Equal”?…, [w:] dz. cyt., s. 63.
[53] L. van der Walt i M. Schmidt, dz. cyt., s. 332.
[54] D. Nelsen, Robotniczy Ruch Reform…, [w:] dz. cyt., s. 101.
[55] Tamże.
[56] Tamże, s. 102.
[57] E. Gurley Flynn, Sabotage, Chicago, brak daty wydania, s. 28.
[58] D. Nelsen, Robotniczy Ruch Reform…, [w:] dz. cyt., s. 102-104.
[59] H. Döhring, Syndicalism and Anarcho-Syndicalism in Germany, dostępne pod adresem: http://www.anarchosyndicalism.net/newswire/display_any/296 [dostęp: 13.04.2011 roku].
[60] Tamże.
[61] History of anarcho-syndicialism, unit 4 (France), s. 15.
[62] Cytat za: A. Malinowski, Mit wolności. Szkice o anarchizmie, Warszawa 1983, s. 91.
Krajowy Sekretariat Pracy 1893 - 1940
Czytelnik CIA, Pon, 2012-06-18 16:07 Historia | Publicystyka | Ruch anarchistycznyRadykalny ruch związkowy w Holandii rozwinął się wyjątkowo wcześnie. Był to kraj w którym od XVI wieku rozwijał się handel. Znajdował się w rejonie gdzie powstała pierwsza giełda. Jest to obszar gdzie rodził się kapitalizm.
Wielu badaczy uważa, że rozwój rewolucyjnego ruchu związkowego mógł być spowodowany tradycjami oraz łatwością przenikania nowych idei do społeczeństwa z racji położenia geograficznego. Holandia była i jest w posiadaniu wielu ważnych portów. Trudno jednoznacznie określić na ile te teorie są zasadne.
Od 1869 roku w Holandii działała sekcja I Międzynarodówki. Kilka lat wcześniej drukarze utworzyli solidarnościowy fundusz pomocy koleżeńskiej. Działał również Ogólnoholenderski Związek Typografów domagający się zwiększenia płac oraz skrócenia dnia pracy do... 10 godzin dziennie. W 1871 roku prawdopodobnie w reakcji na omawiane powyżej wydarzenia powstało liberalne Generalne Stowarzyszenie Pracowników Holandii. Była to organizacja o zabarwieniu antysocjalistycznym. Dało ono początek chrześcijańskim związkom akcentującym w swojej ideologii wrogość wobec marksistowskiej koncepcji konfliktu między pracownikiem, a pracodawcą.
Analiza bolszewickiego komunizmu na przykładzie Rosji
wiatrak, Sob, 2012-06-16 18:37 Publicystyka | RepresjeDzięki Rewolucji Rosyjskiej (1917-1921), największej w historii próbie zbudowania nowego społeczeństwa, mamy obecnie możliwość obserwacji struktur komunizmu państwowego.
Przykład rosyjski umożliwia nam scharakteryzowanie i przeanalizowanie autokratycznego systemu komunistycznego.
Jedną z zasadniczych cech tego typu komunizmu jest oparcie procesu produkcji na stosunkach biurokratycznych. Wszystkie narzędzia i środki produkcji oraz dystrybucja, jak również praca i jednostka ludzka są w całkowitej dyspozycji państwa. Z kolei państwo jest własnością elitarnej klasy biurokracji. Pozostała część społeczeństwa jest sproletaryzowana, a tym samym zmuszona do pracy w przedsiębiorstwach państwowych. Rozwój przedsiębiorstw umacnia tym samym pozycję klasy rządzącej.
Opartym na biurokracji stosunkom produkcji podporządkowane jest całe życie społeczne, z czego wynika całkowita zależność mas pracujących od państwa tzn. od biurokracji. System państwowy warunkuje podział społeczeństwa na grupy zawodowe kontrolowane przez klasę urzędników. System państwowy jest źródłem różnic ekonomicznych w społeczeństwie, jako ze płaca uzależniona jest od przydatności danego zawodu. Państwo jest źródłem przywilejów, traktującym jednostkę jedynie jako źródło siły roboczej. Interes państwa jest ponad wszystkim, stąd też masy pracujące przemieszcza się wzdłuż i wszerz kraju zależnie od aktualnych potrzeb. Kobiety i mężczyźni zmuszani są do pracy w ścisłych i rygorystycznych warunkach dyscypliny wojskowej.
W ten sposób państwo przekształca ludzi pracy w bezduszne śrubki w potężnej scentralizowanej machinie komunistycznej, śrubki, których przeznaczeniem jest przez całe życie dążyć do jednego celu - jak najlepszego wykonania aktualnych zadań ustanowionych przez państwo. Śrubki owe pozbawione są jakiejkolwiek inicjatywy, jakiejkolwiek możliwości osobistego wyboru i niezależnych działań. Warunkiem tego jest utrzymywanie stanu nierówności społecznej, co prowadzi do wzmocnienia klasowej struktury społeczeństwa i dominacji klasy biurokratów.
Nieuniknionym skutkiem tego rodzaju organizacji społeczeństwa jest powstanie państwa policyjnego, któremu podporządkowane zostają wszystkie dziedziny życia obywateli. Scentralizowana siła państwa komunistycznego umożliwia wciągnięcie każdego pod kontrolę policyjną. Dzięki szpiegostwu śledzi się wszystkich i wszystko. Istotą tego systemu jest likwidacja wszelkich przejawów wolności, co w prostej linii prowadzi do powstania niewolnictwa państwowego.
Nie ma w tym systemie zarówno wolności zrzeszania się, zgromadzeń, wolności nauk i oświaty, jak również wolności osobistej i nienaruszalności mieszkań.
Rozwój tego systemu prowadzi nieuchronnie do zaostrzenia się jego wewnętrznych sprzeczności i podobnie jak w kapitalizmie, opartym na własności prywatnej do walki klasowej. Walka klasowa jest tu o wiele trudniejsza, tłumi się ją z większym okrucieństwem. Doświadczenia komunizmu rosyjskiego, ocenione niezależnie od opinii jego twórców, dowodzą całkowitego bankructwa tego systemu.
Rewolucja rosyjska, rozpoczęta walką o wolność i likwidację społeczeństwa burżuazyjnego, poprzez ,prowadzenie arystokratycznej zasady wodzostwa wróciła jako "komunizm wojenny" do punktu wyjściowego czyli do kapitalizmu, a ściślej do kapitalizmu państwowego.
W wyniku bankructwa kapitalizmu państwowego w Rosji i krachu demokracji w Niemczech, a także na skutek gwałtownego rozkładu kapitalizmu na całym świecie, coraz bardziej rozwija się, ogarniając coraz to nowe obszary, walka robotników przeciw systemowi kapitalistycznemu i jego nowej odmianie, systemowi niewolnictwa państwowego. Trzeba w tym miejscu podkreślić wielkie historyczne znaczenie walki proletariatu hiszpańskiego.
Stały postęp techniczny i wynikająca zeń koncentracja przemysłu i uspołecznienie produkcji tworzą, niezbędne warunki materialne do zniesienia kapitalizmu drogą realnej i zwycięskiej rewolucji społecznej, która jest najwyższym celem międzynarodowego ruchu anarchistycznego mas pracujących.
Grigorij Maksimow
Krótko o tym skąd wziął się bolszewizm
wiatrak, Pią, 2012-06-15 15:07 Publicystyka | Tacy są politycySocjaldemokratyczna Partia Robotnicza Rosji - była to jedna z pierwszych partii lewicowych na terenie cesarstwa rosyjskiego. Powstała jako opozycja wobec ruchu narodnickiego.
Ruch narodnicki był tendencją dążącą to wywołania powstania chłopskiego, obalenia cara oraz wprowadzenia komunizmu agrarnego. Ruch ten rozwijał się w dużej mierze pod wpływem myśli Hercena, Czernyszewskiego czy znanych powstańców listopadowych przebywających na emigracji takich jak Worcell, Krępowiecki czy Świętosławski. Sympatykiem ruchu narodnickiego był początkowo Lew Trocki.
Programowo partia wzorowała się na Marksie. Od narodników różniła się tym, że potencjał do obalenia kapitalizmu w Rosji widziała w robotnikach (którzy stanowili ok. 3% populacji), a nie chłopach, którzy stanowili w Rosji większość. W marcu 1898 cała dziewiątka delegatów z pierwszego kongresu partii została aresztowana przez carską ochranę.
Przed drugim kongresem do partii wstąpił Włodzimierz Iljicz Uljanow zwany Leninem. To jego poglądy były przyczyną rozłamu w partii. Lenin uważał, że walka o prawa pracownicze nie były drogą do zmian. Chciał utworzyć scentralizowaną partię rewolucyjną. Uważał, że budowaniem socjalizmu powinni się zajmować zawodowi rewolucjoniści, a nie masy pracujące.
Wielu członków partii nie spodobały się te koncepcje. Widzieli w nich otwartą drogę do wodzostwa.
Partia podzieliła się na dwie frakcje: bolszewików oraz mienszewików. Bolszewicy, którzy stanowili większość zanegowali autonomię dwóch sekcji tj. Bundu oraz Socjaldememokracji Królestwa Polskiego i Litwy. Bund postanowił wystąpić z partii. Polska sekcja zachowała autonomię i przez jakiś czas nie dała się podporządkować wodzostwu Lenina.
Następne kongresy partii bolszewicy organizowali w pełnej separacji od mienszewików. Jedni i drudzy zgadzali się co do tego, że nadchodząca rewolucja będzie miała charakter liberalno-demokratyczny. O ile mienszewicy chcieli współpracować z burżuazją o tyle bolszewicy chcieli pociągnąć za sobą masy pracujące i zająć rolę przewodnią w rewolucji.
Po upadku rewolucji 1905 Lenin wyjechał z Rosji. Powrócił dopiero w 1917 kiedy to jego plan został zrealizowany.
Wodzostwo, którego obawiali się członkowie partii sprzeciwiający się poglądom Lenina stało się w dalszej perspektywie faktem. Prawda jest taka, że stalinizm wykluł się z leninowskiego jaja już na kongresie partii w Londynie.
Dyktatura wewnątrzorganizacyjna nieuchronnie prowadzi do bolszewizmu.
https://cia.media.pl/analiza_bolszewickiego_komunizmu_na_przykladzie_rosj...
Wywiad z byłym pracownikiem SPZZLO Warszawa-Żoliborz
Yak, Śro, 2012-06-13 11:48 Prawa pracownika | PublicystykaSamodzielny Publiczny Zespół Zakładów Lecznictwa Warszawa-Żoliborz otrzymał w konkursie Najgorszy Pracodawca 2011 r. drugie miejsce. Powodem były zgłaszane przez pracowników zachowania dyrektor zakładu, która ma na swoim koncie między innymi: dbanie jedynie o własne interesy pod pretekstem promowania zakładu, zwalnianie pracowników o odmiennym zdaniu bądź nie wykazujących “odpowiedniej” lojalności osobistej, brak tolerancji - prześladowanie ze względu na odmienny światopogląd, orientację seksualną itp., bulwersujący proces rozstawania się z pracownikami przechodzącymi na emeryturę, przykłady wyrzucania lekarzy przed emeryturą, po 40 latach pracy, dbanie jedynie o medialny wizerunek, bez interesowania się warunkami pracy... Poniżej przedstawiamy wywiad przeprowadzony przez Związek Syndykalistów Polski z jedną z byłych pracownic zakładu.
SPZZLO Warszawa-Żoliborz znalazł się na liście laureatów konkursu „Najgorszy Pracodawca Roku”. Proszę powiedzieć co skłoniło pracowników do oddania głosu na swój Zakład.
Myślę, że nadzieja, że jeśli nagłośni się sytuacje panującą w Zakładzie, to coś wreszcie się zmieni.
O jakie zmiany chodzi
Przede wszystkim takie, które dadzą poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa. Że przyjście do pracy nie będzie stale podnosić poziomu adrenaliny, że nie będziemy zaskakiwani informacjami, że znowu kogoś wyrzucono z pracy, że przeprowadzane reorganizacje w zakładzie nie zawsze przemyślane doprowadzają jedynie do większego obciążenia pracą bez gratyfikacji finansowej, że odmienne niż szefa zdanie pracownika nawet jeśli pracownik ma w konsekwencji rację jest niewybaczalne i będzie miało w przyszłości negatywne konsekwencje.
Czy to znaczy, że w SPZZLO Warszawa-Żoliborz panuje rodzaj dyktatury?
To prawda, to trochę tak jak w okresie realnego socjalizmu – pierwszy sekretarz miał zawsze racje. Otoczenie sekretarza było innego zdania, ale by się nie narazić to jedni klaskali z aprobatą, a inni po prostu siedzieli cicho.
No tak, ale przejdźmy do konkretów – część pracowników odeszła z SPZZLO Warszawa-Żoliborz.
Odeszła albo została zwolniona. Ci którzy sami zrezygnowali nie chcieli dopuścić, aby ich wyrzucono, gdy współpraca z Dyrekcją stała się niemożliwa. Gdy nie mogli już dłużej akceptować atmosfery plotek, pomówień, i intryg. Współpracy w której polecenia wydawane są ustnie, w której dyrektor nie chce pamiętać o nietrafnych decyzjach i błędami za nie obciąża podległy personel. Atmosfery lizusostwa i służalczości, nieobiektywnej oceny pracowników, a tym samym ich wynagrodzeń finansowych. Zatrudniania znajomków bez sprawdzenia ich kwalifikacji. Publiczne podkreślania swoich sympatii np. zdanie „nie ukrywam, że najbliższa mojemu sercu jest przychodnia" ...i tu pada nazwa. Ci którzy sami odeszli nie chcieli dłużej uczestniczyć w kreowaniu wizerunku nieomylnego wodza obwieszonego zdobytymi statuetkami.
No właśnie, Zakład zdobywa nagrody, to chyba nie jest taki zły?
Zakład nie jest zły i większość ludzi w im zatrudnionych jest OK., W zakładzie problemem jest dyrektor – kobieta zakochana przede wszystkim w sobie, dla której wizerunek medialny jest najważniejszy, która najwyraźniej zapomniała gdzie pracuje, zapomniała, że jej zawodowym obowiązkiem jest zabezpieczanie opieki medycznej a nie udzielanie wywiadów w mediach. Również dlatego ludzie odchodzą z SPZZLO Warszawa-Żoliborz lub myślą o zmianie pracy.
Czy to znaczy, że ta większość co pozostała akceptuje obecny stan rzeczy?
Pewnie część akceptuje, bo czerpie z tego własne korzyści, ale większość po prostu nie ma wyboru. Przecież ludzie muszą pracować, część z nich jest w wieku emerytalnym więc nie mają wyjścia, ale na pewno zmiany w SPZZLO Warszawa-Żoliborz przyjęliby z ulgą i radością.
Dziękujemy za udzielenie wywiadu.
Przeczytaj więcej o wynikach konkursu na Najgorszego Pracodawcę 2011 r.
O historycznych korzeniach nacjonalizmu
wiatrak, Sob, 2012-06-09 15:55 Historia | Publicystyka | Rasizm/NacjonalizmAutor poniższego tekstu jest historykiem zajmującym się m.in. reżimami autorytarnymi w Europie Zachodniej
Zagorzały zwolennik teleologizmu widzi w XIX wieku jednoznaczną przyczynę narodzin nacjonalizmu, zapoczątkowanego rewolucyjnymi akcentami francuskimi - od Jeu de Paume po wojny imperiów przez bitwę pod Valmy. Podejście takie jest olbrzymim skrótem, nie pozwalającym na zdanie sobie sprawy z oporu, jaki musiał zostać pokonany, by wprowadzić nacjonalizm. Jednocześnie świadczy o braku znajomości mutacji, jakie przechodziła idea nacjonalizmu w kolejnych wiekach, na początku wpisując się w politykę lewicy, by stać się później doktryną skrajnej prawicy.
W czasie bitwy pod Valmy (1792) nacjonalizm był nierozerwalnie związany z ideą autonomii, której kształt teoretyczny nadał Kant, oraz z ideą suwerenności, której koncepcję przedstawił Rousseau. Lud nie jest własnością, dobrem należącym do określonej dynastii.