ACTA: Anemiczny Lublin
Wybraliśmy się dziś z naczelnym „Bezjarzmowia” pod lubelski Ratusz, by pouczestniczyć w proteście przeciw ACTA.
Przychodzki, bywalec wielu demonstracji, uważał, że jak na Kozi Gród jest nieźle. Osobiście, mimo mrozu, spodziewałem się większej liczby zainteresowanych. Po raz kolejny swoją bierność udowodnili studenci – jeśli w 500-700-osobowym tłumku było ich 50, to sukces. Największy ośrodek akademicki prawego brzegu Wisły znów „zaspał”. Obywatelski honor ratowali licealiści. Tym jeszcze na czymkolwiek zależy. Przynajmniej, póki nie zostaną studentami.
Aczkolwiek pod Ratusz mieli z Królewskiej 3 przysłowiowy rzut beretem, nie pokazali się na placu Łokietka przedstawiciele Regionu Solidarności. Innych związków również.
Żadnych twórców (bliziutko Teatr „Gardzienice”, Teatr „NN”, Teatr „Stary”, Teatr im. Osterwy etc.), żadnych pracowników nauki, nawet tych młodszych… Klientyzm wobec PO czy zwykły strach o etaty?
Przemawiał (na szczęście krótko) rzecznik ONR, Marian Kowalski. Nagłośnienie zresztą było fatalne i uniemożliwiało „słuchanie ze zrozumieniem”.
Z balkonu Ratusza wszystkich filmowano, co widać na naszych zdjęciach. Nie było za to oznakowanych radiowozów policji, a niewielkie patrole trzymały się od młodzieży z daleka. Pewnie w tłumie skandowali z innymi hasła funkcjonariusze w cywilu, ale do żadnych prowokacji nie doszło. Nawet pyskówki między przedstawicielami różnych ugrupowań politycznymi zdawały się senne i zmarznięte. Ot, Lublin.
Przy okazji swoje pismo (Pod Prąd) kolportowali członkowie Kościoła Nowego Przymierza. Im się najwyraźniej podoba Viktor Orbán, skoro poświęcili osobie popularnego węgierskiego polityka niemal pół numeru miesięcznika. Niedawni demonstranci z Budapesztu też dziękowali Polakom, ale imiennie Donaldowi Tuskowi jakoś reklamy nie robili.
Po ponad godzinie część ludzi ruszyła pod Urząd Wojewódzki, by usiłować wręczyć petycję protestacyjną wojewodzie, reszta wykrzyczawszy się i wytupawszy – poszła do domów.
W Lublinie od lat nic się nie dzieje, stąd rzeczywiście zgromadzenie kilkuset ludzi we wspólnej sprawie odtrąbić wypada jako sukces. Ale sukces na miarę zapyziałej prowincji.