Gorzka śmierć w fabryce słodyczy Vobro

Publicystyka

Gorczenica, 20.08.2008r.

Raport

Co czuje człowiek, który wpada do 1,5 m mieszalnika z miażdżącymi i rozcinającymi mieszadłami w ruchu? Jak czuje się załoga, do której docierają przeraźliwe krzyki, jęki i dźwięk łamanych kości tego nieszczęśnika, który chce żyć i odzyskuje nawet przytomność? Co czuje rodzina, która dostaje informacje od przejeżdżającego akurat kierowcy z fabryki, że ich dziecko miało tylko wypadek, po czym okazuje się, że „tylko wypadek” jest śmiertelny...

12. 05 br. Krzysztof Pruszewicz skończyłby 21 lat. Zmarł 16 kwietnia 2008 r. w wyniku ciężkich obrażeń doznanych po tym, gdy wpadł do maszyny, którą obsługiwał od 16 dni. Jak to jest możliwe, że zamiast służyć kardynalnym humanitarnymi i etycznym zasadom ludzkiego życia – pozwala się ubabranemu w czekoladzie i własnej krwi człowiekowi wykrwawiać się na tłustej podłodze i zajmować się oczyszczaniem maszyny i wymyślaniem wiarygodnej wersji wydarzeń, tak by zakład na tym nie ucierpiał? Trudno oczekiwać refleksji na ten temat ze strony właściciela Zakładu Produkcji Cukierniczej „Vobro” w Brodnicy. Na podobnie zadane pytania – właściciel fabryki odpowiada zszokowanej i pogrążonej w rozpaczy matce, że „ pozwie ją do sądu, za naruszenie godności i że on też boi się o swojego syna, bo właśnie kupił mu nowy skuter”.

To była pierwsza praca Krzyśka - długo oczekiwana i w pewnym stopniu związana z wyuczonym zawodem, a na tym zależało Krzyśkowi. Miał wykształcenie średnie. Był technikiem żywienia i gospodarstwa domowego o specjalizacji: dietetyka. W niewielkiej Brodnicy trudno znaleźć pracę w zawodzie a i lokalizacja zakładu była dla Krzyśka atrakcyjna, bo zaledwie kilka minut od domu.

Zatrudniony w zakładzie był od 01.02.2008 roku na okres trzech miesięcy na stanowisku pomocnika robotnika w przemyśle spożywczym, przy czym jak ustaliła zarówno komisja zakładowa, jak i prokuratura: Krzysztof pracował ( w kolejności uzyskiwanych przez rodzinę informacji) jako operator maszyn a w końcowych wersjach protokołów miał już status samodzielnego brygadzisty. Do tej pory uważamy, że to najszybszy pośmiertny awans zwykłego pomocnika do rangi brygadzisty.

Szkolenie:

Od samego początku uskarżał się na niedbalstwo w przeszkoleniu, które wg niego trwało zbyt krótko i odbywało się pod presją pracodawcy, któremu zależało na uzyskaniu maksymalnej wydajności przy jednoczesnych najniższych startach własnych. Szkolenie wstępne trwało kilkanaście minut. Szkolenie do kolejnej maszyny zajęło jedyne 48 h, przy czym jednocześnie wykonywał nowe obowiązki i musiał wykonać tzw. „normę”. Za niewyrobienie normy zakładowej w początkowej fazie zatrudnienia groziło natychmiastowe „wyrzucenie” z pracy. Dane dotyczące norm znajdują się na tablicach informacyjnych. „Znikają” jednak, gdy pojawia się policja. Jako brygadzista nadzorujący pracę całej brygady- powinien mieć szkolenie pozwalające mu kontrolować prace brygady. Krzysztof nie miał takiego szkolenia. Na karcie zapoznania się z instrukcją obsługi maszyn i urządzeń z linii technologicznej czekoladek( niefortunne to określenie, bowiem Krzysiek przy produkcji czekoladek pracował od chwili zatrudnienia aż do 01.04.) widnieje czyjś podpis, aczkolwiek biegły grafolog nie jest w stanie stwierdzić, czy to podpis Krzysztofa. My jesteśmy pewni, ze jest podrobiony. Według protokołów policji szkolenie stanowiskowe nie trwało dłużej niż 8 godzin!

Praca

Pracę w zakładzie rozpoczyna się od systemu 12 godzin pracy na 12 godzin „wolnego”. Kto nie był na tyle wydolny, by sprostać oczekiwaniom zakładu, tego po prostu zwalniano. Okres takiej morderczej harówki to 2 tygodnie- także w nocy. Podobnie działo się z osobami, które nie godziły się na warunki pracy lub powiadamiały Państwową Inspekcję Pracy. Norma dla Krzysztofa wynosiła 1700 kg w ciągu zmiany. Jego poprzednik został usunięty z pracy w związku z tym, że nie „wyrabiał” normy, a co za tym idzie – miał złe stosunki ze swoimi podwładnymi, które nie otrzymały miesiąc wcześniej premii z tego powodu. W oficjalnych zeznaniach były kierownik produkcji twierdzi, że wyrabianie tzw. normy wiązało się jedynie z wypełnieniem ambitnych zamierzeń samych pracowników, a co za tym idzie, nie wiązało się z jakimikolwiek konsekwencjami.

Po kilkudniowym szkoleniu, także nocą, samodzielnie obsługiwał maszynę do wyrobu różnych mas czekoladowych, jednakże z braku pracowników kierownik produkcji przenosił go na inne maszyny oraz składnie kartonów. Każda maszyna to inny proces produkcji, inne parametry, składniki – dlatego sam musiał zdobywać od starszych stażem współpracowników informacje; podobnie pisania tzw. raportów o procesie produkcji uczył się metodą prób i błędów, a mylić się nie mógł.

Gdy zauważono, że się stara i że daje sobie radę z pierwsza wyuczoną maszyną – „przerzucono” go na mieszalnik, przy którym, jak zauważył, „ nikt nie chciał pracować”. Obiecywano mu stanowisko brygadzisty, a co za tym idzie także większe wynagrodzenie, natomiast nie poinformowano o grożącym niebezpieczeństwie. Automatycznie poprzedni operator tejże maszyny został wydalony z pracy. Kobiety nie dostały w marcu premii- przyczyny należy szukać nie tylko w kłopotliwych stosunkach z ówczesnym brygadzistą, ale przede wszystkim w złym stanie technicznym maszyny, która często się po prostu psuła, zapychała masą. Podczas awarii produkowano od 600-800 kg w ciągu 12 godz. pracy. Krzysztof szybko nauczył się „wyczuwać”, kiedy masa jest gotowa, ponieważ wskaźniki temperatury masy i maszyny podawały mylne odczyty.

Do obsługi maszyn zakładowych, na których pracował od 01.04 potrzebne są przynajmniej 2 osoby. Zakład zatrudnia ludzi tak, aby przy maszynie stała jedna osoba. Kierownictwo uważało, że jedna osoba w zupełności wystarczy do przynoszenia składników, nadzorowania procesu produkcji i kontrolowania pozostałych pracowników. Także do tego mieszalnika, przy którym pracował Krzysztof na nocnej zmianie z 15/16 kwietnia konieczni byli dwaj pracownicy, co podkreślał za każdym razem, gdy wracał ze zmiany. W marcu na mniej odpowiedzialnym stanowisku dostał pomocnika do przerzucania kilogramów produktów do pojemnika, szybko jednak zrezygnował z niego, gdyż nie dość ze musiał dbać o swoje bezpieczeństwo, to jeszcze o owego pracownika, którego nazywał zwyczajnie „niedojdą”. Niestety nie wiemy, kto to był.

Taka sytuacja miała miejsce tylko raz w marcu. Potem Krzysztof pracował zupełnie sam, na zmianie poprzedzającej tragiczny wypadek również pracował przy obsłudze maszyny samodzielnie.

Do przenoszenia ciężkich produktów ( ponad 35kg)lub innej ciężkiej pracy prosił o pomoc albo koleżankę z linii produkcyjnej albo przypadkowych współpracowników z hali produkcyjnej.
Jego praca polegała na:
-przygotowaniu surowców do produkcji: musiał sam je przynosić, odważać, transportować z magazynów do hali, nakładać do mieszalników, rozdrabniać, przesiewać odpady technologiczne, wrzucać surowiec do mieszalnika, dodawać rozpuszczonego tłuszczu, aromatu; cykl powtarzał, co godzinę, chyba, że nie dawał rady dopilnować całego procesu produkcji;
- wyprodukowaniu określonej ilości masy – jak mówił „masa produktu musiała się co do grama zgadzać z normą zakładową”,
- wytłaczaniu batonów, tzn. wypełnieniu wytłaczarki masą, formowaniu batonów i kontrolowaniu tych cukierków w tunelu chłodniczym, przycinaniu ich i oblewaniu czekoladą
- dopilnowaniu jakości produktu – całej technologii produkcji, ciepłoty surowców
- dbaniu o maszynę – myciu i konserwacji po skończonej zmianie
- przygotowaniu kolejnej porcji masy dla następnej zmiany, tak żeby była zachowana ciągłość produkcji
- pisaniu końcowego raportu z odbytej zmiany, gdzie wyszczególniał m.in. co wyprodukował, w jakiej ilości, kto był z nim na linii produkcyjnej
- kontrolowaniu współpracowników- tzn. pięcioosobowej grupy kobiet, pracujących przy taśmie, pakujących cukierki

Kontrole, czyli „permanentna inwigilacja”

Od lutego w zakładzie Vobro zostały przeprowadzone 2 inspekcje. W lutym podczas wizytacji komisji ISO kazano Krzyśkowi przejść na inne stanowisko tak, by nie spotkał się z członkami komisji, bo nie posiadał uprawnień do obsługi maszyn. Z jego relacji wiemy, że inspekcje są zapowiedziane, pracownicy biorą sobie urlopy w te dni, a produkcja jest prowadzona oszczędnie, żeby wszystko było czyste. W luty/marzec powiadomiono Państwową Inspekcję Pracy o nadużyciach pracodawcy względem pracowników i przepracowanych nadgodzin. Podczas kontroli żaden z pracowników nie przyznał się, że pracuje ponad 8 godz. z obawy o miejsce pracy. Niebagatelny wpływ na prace zakładu ma obecnie toruńska firma „Tarcza”, oferująca kompleksowe usługi w zakresie bhp a brat właściciela tejże firmy dokonuje w zakładzie kontroli z zamienia PIP. Dwie osoby, które zgłosiły nadużycia, zostały szybko „odnalezione” przez kierowników i zwolnione jako przestroga dla pozostałych.

Umowa o pracę podpisana była na 3 miesiące na okres próbny.

Odzież ochronna

Krzysztof miał zakładową odzież ochronną ( fartuch, bluzę i spodnie, czepek). Zakład miał obowiązek prać go raz na tydzień, lecz Krzysztof był zmuszony prać odzież w domu. Obuwie miał prywatne, ponieważ dopiero po 3 miesiącach pracy obiecywano mu specjalne antypoślizgowe obuwie. W czasie dwóch miesięcy pracy zniszczył 3 pary prywatnego obuwia. Kierownik produkcji stwierdził, że Krzysiek „sam chciał chodzić w trampach” (sic.!)

Stosunki w pracy

Relacje z koleżankami i kolegami miał nienaganne. Był niekonfliktowym i lubianym pracownikiem. Chwalił znajome panie z linii produkcyjnej, które pomagały mu, gdy miał wątpliwości, co do raportów, pilnowały, żeby nie przekroczył normy zakładowej. To one namówiły go, żeby nie odchodził jeszcze z pracy, co miał w planach, bo pracował ponad siły. Tymczasem po śmierci okazało się, że żadna z tych pań nie chce zeznawać, ponieważ boją się o pracę. Właściciel Vobro wezwał wszystkich pracowników po wypadku i ustalił jedną wersję wydarzeń wspólną dla wszystkich pracowników. Wiemy, że kontaktował się nawet ze zwolnionymi pracownikami. Współpraca nie układała się Krzysztofowi z jednym kierownikiem produkcji – Robertem Karczewskim – zakładowym tyranem, który „przyczepiał się o byle co”, np. gdy nie wyrabiano planu. Był złośliwy i niegrzeczny w stosunku do każdego pracownika: „ jak ci się nie podoba to wypierdalaj” i wskazywał drzwi. W zeznaniach stwierdził, że Krzyśka charakteryzowała wybujała nadmiernie ambicja.

Wypadek i to, co się działo po…

15.04 o godz. 18.00 rozpoczęła się dwunastogodzinna zmiana Krzyśka. Z anonimowych telefonów wiemy, że tamtej nocy czuł się źle i skarżył się swoim współpracownikom – jednak nikt nie mógł go zastąpić, więc pracował dalej. Z raportu produkcji, pisanego już po śmierci Krzysztofa, wynika, że tej nocy wyprodukował 1830kg masy.

O godz.3.20 wg raportu zakładowego zakończył produkcję. Nie wiadomo, co robił do czasu wypadku. Kazano mu opróżnić 1,5 m głębokości pojemnik mieszalnika, o pojemności 200 l. Pozostało mu do wyciagnięcia 150 kg masy. Do dyspozycji miał służbowe narzędzia: ( cytat) łopatkę którą czasami nazywa się: łyżką! i skrobaczkę. Prawdopodobnie zemdlał lub poślizgnął się. Jako ostatni rozmawiał z nim jeden z przechodzących do myjni pracowników, który potem wyciągał go z maszyny. Sugerowano, że wpadł mu tam pęk prywatnych kluczy i próbował je wydobyć – jedyne klucze, jakie posiadał – były służbowe do otwierania pomieszczeń z ograniczonym dostępem dla personelu. Teoria ta została jednak obalona na rzecz teorii o blokowaniu krańcówki czujnika zabezpieczającego tzw. „pieluchą”, czyli czyściwem do wycierania rąk. Trudno to kwestionować – jak wiemy od osoby, która para się przyuczaniem nowej siły roboczej do maszyn – blokowanie czujników jest standardową praktyką w zakładzie. Czujniki się często zużywały, więc je w ten sposób „oszczędzano”. Ponadto przy wyłączonej maszynie nie sposób było dokonać oczyszczenia 1,5 m pojemnika – Krzysiek musiałby wejść do środka, żeby wygarnąć całość masy, ponieważ miał 175 cm wzrostu; masa ta z racji gęstości natychmiast się „kawaliła” i zastygała. Na 4,czy 5 dni przed wypadkiem Krzysiek poparzył się, gdyż musiał rozmrażać masę czekoladową tzw. „farelką”. Masa zastygła, bo chłopak został przerzucony na inne stanowisko przez kierownika produkcji, a potem musiał zostać po swojej zmianie, rozgrzać masę i przygotować maszynę dla następnej zmiany. Wtedy oparzył się w rękę.

Nikt nie widział, że to akurat Krzysiek zawiązał sobie czujniki pieluchą – natomiast są świadkowie, którzy przyznają, że tak się w zakładzie robiło. Krzysiek nie wpadłby na ten genialny pomysł, żeby sobie tak „ułatwić” sprawę – tak go nauczono, więc tak postępował. Zatem, jak wynika z zeznań, tej nocy maszyny też się psuły, kierownik zmiany często przebywał w pobliżu mieszalników i niczego nie zauważył. Krzysztof zdawał sobie sprawę, z tego, że blokowanie bezpieczników może się skończyć źle- jednak przełożeni bagatelizowali jego uwagi i grozili mu zwolnieniem.

Ok. 5.00 ( wg zakładu 5.10) zdarzył się wypadek
O godz. 5.30 – zjawia się pogotowie, tego nie potwierdzono- tak utrzymuje zakład
Między 7.00 – 7.30 – zjawia się dopiero(sic.!!!) policja
O godz.8.30 –BHP,

Jak widać zakład miał sporo czasu na zatarcie wszystkich śladów, działających na ich niekorzyść, jak tłumaczono, żeby następna zmiana mogła zacząć pracę normalnie. I normalnie praca ruszyła. Po kilku tygodniach doszły nas słuchy, że pod wpływem presji społecznej zakład zaczął się zastanawiać, czy wycofać jakąś partię materiału, i jaka miałaby to być ilość – czy cofnięto cokolwiek z obiegu nie zdołaliśmy ustalić- [ osobiście śmiem wątpić i jestem przekonana, że hemoglobina mojego brata nadal krąży w sprzedaży]

W zakładzie nie było ani lekarza ani pielęgniarki. Na miejscu reanimowali Krzysztofa współpracownicy; krew tamowała kobieta, która kiedyś pracowała jako pielęgniarka. A firma ma status zakładu pracy chronionej!

Manipulacja faktami, brat kontroluje brata i inne „dziwne fakty”

Zasadniczy problem z ustaleniem, co wydarzyło się naprawdę polega na tym, że poszkodowany nie może już powiedzieć nic – dlatego pracodawca zaangażował sztab ludzi, którzy próbują ukryć prawdę. Protokół powypadkowy sporządziła żona właściciela – jako przedstawicielka załogi oraz ekspert bhp, którego nie było nawet na miejscu wypadku. Pani Wojenkowska odpowiada również za funkcjonowanie wszelkiego typu związków w zakładzie (nawiasem mówiąc – organizacje te funkcjonują wyłącznie pod kontrolą pracodawcy).

Tymczasem ów ekspert bhp – p. Wysocki reprezentuje firmę „Tarcza”. Jednak firma „Tarcza” reprezentowana jest w zakładzie głownie przez pana Szymona Tempczyka, którego brat - Filip z ramienia PIP przeprowadzał inspekcję w Vobro! Początkowo to właśnie Szymon Tempczyk zajmował się wypadkiem w fabryce czekolady. Przyjechał również do naszego domu 22.04 – czyli dwa dni po pogrzebie Krzysztofa, z protokołem powypadkowym do podpisania. Rodzice pobieżnie przeczytali tą pierwszą wersję protokołu – postanowili nie podpisywać tych dokumentów, gdyż wersja, którą przedstawił zakład absolutnie nie zgadzała się z rzeczywistym stanem rzeczy. Wtedy protokół sporządzał i podpisywał p. Szymon Tempczyk. Rodzice nie zostali poinformowani o możliwości wniesienia jakichkolwiek uwag do protokołu. Wdali się w dyskusję z jąkającym się z ze strachu p. Tempczykiem oraz sekretarką Vobro ( „wysoce kompetentną” osobą!), próbując przemówić im do rozsądku, przedstawiając dowody na kłamstwa w protokole [ jak dla mnie – to jest już ustosunkowanie się do treści protokołu] W momencie, kiedy rodzice odmówili, delegacja zapakowała protokół – nie zostawiając dokumentów do wglądu i do głębszego przeanalizowania – dysponujemy dowodami. [Te wizytę zakwalifikowałabym do kategorii – „wykorzystanie emocjonalnej niemocy rodziny, która jest w totalnym szoku i nie jest w stanie myśleć racjonalnie po tak tragicznych wydarzeniach. Zresztą jak ma interweniować skoro nie zna się na procedurach prawnych!]

Tymczasem po 2 tygodniach nadesłano pismo z widniejącą nań datą 25.04 z podpisem p. Wysokiego- nie Tempczyka. Do nowej - zupełnie różnej od poprzedniej, jednak równie „poplątanej” i niespójnej wersji protokołu, dołączono także notatkę służbową, w której delegacja w składzie: Andrzej Wysoki (behapowiec), Marzena Thiel (sekretarka), Stanisław Nadarzewski (ich kierowca) zaświadcza, że rodzice odmówili: ustosunkowania się do TEGO ( czyli drugiej wersji) protokołu i podpisania go. Wg protokołu Krzysztof był pracownikiem produkcji a widniejący obok kod zawodu po sprawdzeniu w rejestrach wskazuje, że był operatorem maszyn do przetwarzania koncentratów spożywczych, z treści protokołu wynika, ze był brygadzistą – niestety dla zakładu – Krzysztof nie miał przeangażowania na żadne z tych stanowisk! Jeszcze bardziej absurdalnych wiadomości dowiadujemy się z protokołów kontroli PIP – p. Filipa Tempczyka, który opisuje np. maszynę już po jej „przeorganizowaniu” z 200 l pojemności na 100 l; mówi o wizji lokalnej, której nie było; posiłkuje się jedynie zeznaniami p. Mroza [ o „świadku idealnym” w dalszej części „raportu”], w zasadzie opisuje stanowisko do produkcji kremów, gdzie Krzysztof pracował od 01.02 do 31.03 br. – a nie mas cukierkowych [ Boże, chroń nas przed takimi behapowcami, którzy nie potrafią rozróżniać stanowisk pracy i procesów produkcji!]

O tym jak działa policja

Działania policji są nieudolnie. Policja nie ma nawet spisu całej linii produkcyjnej ze zmiany nocnej, która współpracowała z Krzysztofem, dokumentacja jest pobieżna a osoby przesłuchiwane nawet nie pracowały z poszkodowanym w tej samej hali. Zastrzeżenia mamy także do sposobu prowadzenia przesłuchań świadków – niektóre wiadomości zostały zasugerowane, a niektórych ważnych dla sprawy pytań wcale nie zadano. Co przeraża – niektórzy świadkowie z zakładu byli przesłuchiwani w obecności pracodawcy!
Mieliśmy utrudniony dostęp do akt [jako siostra poszkodowanego nie mogłam zapoznać się z ich treścią – bo pan śledczy skonsultował się uprzednio z „przełożonym”, który zabronił wpuszczać mnie do pomieszczenia, gdzie znajdowały się akta] Prokurator, podpisując się pod umorzeniem śledztwa, w uzasadnieniu uwłacza swoim zdolnościom intelektualnym.

Do 11.00 godz. 16- tego kwietnia trwała nasza batalia o wydanie rzeczy osobistych Krzysztofa – a przede wszystkim kluczy do samochodu. Zakład nie chciał ich wydać, a policjanci twierdzą, że nie byli obecni podczas otwierania szafki pracowniczej, gdzie znajdowały się klucze do samochodu, telefon, osobiste ubrania i dokumenty. Wszystkie kieszonki prywatnego ubrania były porozpinane, co nie świadczy dobrze o pracownikach Vobro!

O dobrych ludziach

Dyrektor Vobro natychmiast zaoferował pomoc – polegającą na przewiezieniu trumny do kościoła oraz udziale całego zakładu w uroczystości pogrzebowej – zdumiewająca wylewność! Odmówiliśmy.

Przed przyjazdem policji „znalazł” się także człowiek, który zeznał, że akurat tamtej nocy pracował z Krzysztofem na zmianie przy nieszczęsnej maszynie. Pan Waldemar Mróz owszem pracował wtedy – ale w zastępstwie jednej z kobiet na linii produkcji – pakowanie cukierków. Kobieta akurat była na zwolnieniu lekarskim. Świadek poszedł czyścić szczotki do wspólnej dla wszystkich maszyn myjni – jak zeznał i kiedy wrócił, zorientował się, że Krzysztofa nie ma i że maszyna wciąż działa. Więc zerwał zabezpieczenie - czyli pieluchę (nie musiał tego robić, bo wystarczyło po prostu wcisnąć główny wyłącznik młyna – jako osoba podobno przyuczona do każdej pracy – nie musiał niszczyć jedynego dowodu) Nie wiadomo jak długo Krzysiek pozostawał w maszynie. Ów „idealny świadek”, który w zakładzie pełni funkcję: „przynieś, wynieś, pozamiataj” ukrywał się nawet przed policją, dla której jest jedynym wiarygodnym świadkiem – tylko jego zeznania są brane pod uwagę. A jak sugerowali znający go sąsiedzi – jakby to ująć grzecznie- to człowiek trochę ociężały umysłowo. Pan Mróz został ukarany za nieprzestrzeganie zasad bhp karą regulaminową – co de facto oznacza miesięczny urlop( sic.!)

17.04.2008 o godz. 11.30 młodsza siostra Krzyśka odebrała telefon, w którym zapowiedziano wizytę w naszym domu na 15.00 pana Wojenkowskiego, właściciela Vobro. O 14.00 przyjechał proboszcz w obcym aucie z kierowcą i pasażerem z tyłu. Odjechali jednak, ponieważ nie było rodziców w domu. O 15.00 ponownie zjawił się proboszcz, tym razem - z ofertą od Vobro. Vobro za pośrednictwem osoby duchownej oferowało nam pieniądze „na pomnik”. Mimo jego usilnych prób nakłonienia do przyjęcia oferty – kategorycznie odmówiliśmy. Proboszcz odjechał w stronę Brodnicy, zdać relacje swojemu nowemu szefowi.

Szpital

Zgłosiliśmy się w końcu -11.08 br. do szpitala w Brodnicy z prośbą o wgląd i udostępnienie kopii protokołów z akcji ratunkowej przeprowadzonej przez pogotowie i tutejszą izbę przyjęć. Czy w tym mieście każda instytucja ma nakaz zbywania i mydlenia oczu naszej rodzinie? Szpital także zabrania dostępu do protokołów – poczekamy aż je poprawią – ufamy- że zrobią to na tyle skutecznie, żebyśmy przynajmniej do nich nie mieli żadnych pretensji!

Strach

Odebraliśmy kilka anonimowych telefonów, przysłano nam kilka anonimowych listów. Podobne listy nadesłano do Sądu Pracy oraz do redaktorów lokalnych czasopism. Strach przed utratą pracy jest tak silny, że nawet między pracownikami nie rozmawia się na ten temat. Pracownicy idą na zwolnienia, nikt nie chce zeznawać, obawiając się o pracę.
- Kilka godzin przed wypadkiem Krzysztofa, na kobietę spadła szklana pokrywa (wstrząs mózgu)-zeznawać nie chce.
- 3 tygodnie przed naszą tragedią mężczyzna pośliznął się i upadł na podłogę(wstrząs mózgu)- też się boi.

Zadziwiające, że zakład ma status bezwypadkowego. Powszechnie uważa się, że jeżeli ktoś „nabruździ szefowi Vobro, to nie ma szans na pracę w Brodnicy, w jakimkolwiek zakładzie”

Zakład ustawicznie zmienia wersje wydarzeń. Panowie z BHP – nie mogą się zdecydować, co tak naprawdę zawiniło w maszynie, uznając za jedyną przyczynę nieszczęścia samego poszkodowanego. Nie mówi się o tym, że maszyna ma 23 lata, ani że powinni ją obsługiwać dwaj mężczyźni, ani że czujniki temperatury ciągle się psuły, a końcówkę bezpieczeństwa blokowała nie pielucha, ale taśma klejąca – co widać gołym okiem nawet na czarno-białej fotografii i każdy laik jest w stanie to zauważyć. Grafolog nie jest w stanie stwierdzić, czy podpis pod instrukcją obsługi należy do Krzysztofa, czy do kogokolwiek innego. Wiemy, że zmieniono pojemnik z 200 l pojemności na 100 l. Natomiast od niedawna pojawiła się druga osoba nadzorująca pracę przy maszynie. Uciążliwy dla pracowników kierownik produkcji został w końcu zwolniony. Dopatrzyliśmy się sporych rozbieżności pomiędzy tym, co ustaliła policja zaraz po wypadku, a tym, co pojawiło się w końcowych dokumentach. Zadziwiające, że pracodawca do sporządzenia protokołu powypadkowego zaangażował własną żonę i podstawionego pracownika „Tarczy”.

Im więcej wiemy, tym bardziej sprawa wydaje się kuriozalna.

Magdalena Pruszewicz
siostra Krzysztofa

Glebokie wyrazy wspolczucia

Wiadomosc o tym tragicznym wypadku rozeszla sie lotem blyskawicy.Kiedy dotarla do mnie,to bylam zdruzgotana,a lzy same cisnely mi sie do oczu,pomomo,ze nie znalam tego nieszczesnego chlopca.Myslalam tylko o jego cierpieniu,ktorego nawet nie chce sobie wyobrazac.Przed oczami mialam jego rodzine pograzona w rozpaczy i piekne chwile,ktorych nigdy nie zazna.Wiem,ze tego wypadku mozna bylo uniknac,gdyby pracodawca dbal o swoich pracownikow,ktorzy w pocie czola pracuja na jego dobrobyt.Jakim trzeba byc czlowiekiem,zeby los innych ludzi byl mu obojetny?Niesprawiedliwosci na tym swiecie nie ma konca!Rowna jest tylko smierc-zabierze kazdego i rozliczy z zycia...

straszne

To jest po prostu straszne, straszne jest nieszczęście, straszna jest tragedia, straszne jest uciekanie od odpowiedzialności, straszne są kłamstwa, aby uciec, straszny jest brak zrozumienia i odrobiny empatii dla tragedii matki i rodziny zmarłego, ale najstraszniejsze jest co takiego robi się z mózgiem człowieka, któremu kasa tak strasznie uderza do głowy, ze zapomina nie tylko o wszelkiej ludzkiej przyzwoitości, ale zatraca także wszelkie ludzkie uczucia i wszelkie człowieczeństwo. Zamiast w strasznej tragedii dać rodzinie należne w takiej sytuacji odszkodowanie, zaoferować pomoc, wyrazić żal i współczucie, aby choć trochę złagodzić ból i wyjść z twarzą, on tuszuje sprawę, straszy matkę zmarłego sądami... czy nie rozumie, ze w końcowym efekcie może stracić dużo dużo więcej??? Nie tylko dobre imię , ale i klientów??? Ja ze 100% pewnością nigdy już nie kupię nic z wyrobów tej firmy!!! Zawsze będę myślała, ze tam jest krew tego biednego chłopca!!!! I łzy tej biednej Matki!!!!

piketa.

"Sprawa przeciwko decyzji Prokuratury, która oczywiście umorzyła
śledztwo jest w Brodnicy 11.09.2008 o godz. 9.00.

Planowane są dwie pikiety.

Pierwsza przed sądem o 9.00 dla tych co mogą być tak rano, czyli dla
Toruniaków, Gdańszczan i wspierająca Magdę (siostrę zamordowanego) z
rodziną lokalna społeczność.

Druga większa ( mam nadzieję ) pikieta na rynku w Brodnicy o godzinie
12.00 dla tych co dojadą między innymi z Poznania. Rozdamy ulotki,
które obecnie się tworzą ( znaczy my w Gdańsku je składamy ), aby
poinformować ludność w Brodnicy z jakim cuchnącym bagnem sąsiadują w
postaci Vobro.

Obydwie pikiety będą zalegalizowane jeśli dostaniemy zgodę. Magda już
zgłosiła odpowiednie wnioski do odpowiednich organów.

Fabryka jest oddalona od miasta jakieś 2-3 km więc chyba nie ma sensu
tam demonstrować, ale może się tam przejdziemy po części oficjalnej?"

Niektóre Wasze wypowiedzi

Niektóre Wasze wypowiedzi sa zbytnio przesadzone.

Niektórym brakuje

Niektórym brakuje empatii.Popracuj sobie w takim zakładzie i zobaczysz, że nie jest przyjemnie. A i koniecznie spróbuj sobie wyobrazić zmasakrowane ciało członka Twojej rodziny - hmmm "Niektóre Wasze wypowiedzi sa zbytnio przesadzone".

Hemoglobina mojego brata

Hemoglobina mojego brata krąży w innych ludziach wszystko wszystkim ale to przesada.

Przesada?

Człowieku! Po tym, co przeczytałeś możesz jeszcze mówić, że to przesada?! Ta tyrańska firma ma gdzieś prawa ludzkie. To niby czemu miała by się przejmować tym, ze akurat Ty zjesz troszkę czyjejć krwi (z całym szacunkiem do Pani Magdy i całej rodziny Krzysia).

"Loves golden arrow
At her should have fled
And not Death ebon dart..."

Żartujesz, prawda?

Żartujesz, prawda?

Jeśli cukierki wyprodukowane z masy, w której był masakrowany Krzysztof, nie zostały w całości (przecież powinno być oznaczenie numer partii) wycofane ze sprzedaży to chyba oznacza to, że krew chłopaka się w nich znajduje - mam rację?

a może by tak poduczyć sie

a może by tak poduczyć sie czytac a potem wystawiać opinie ?????

Chyba nie pracowaliście w

Chyba nie pracowaliście w zakładzie gdzie haruje sie po 10godzin z sobota włącznie za najniższa krajową płaconą na raty gdzie po kilku miesiacach dowiadujesz sie że pracowałes na czarno.

Droga Magdo sugerowałabym

Droga Magdo sugerowałabym abyś tą sprawę przedstawiła w programie UWAGA,którą prowadzi stacja TVN.Sugestię swoją motywuję tym,iż media potrafią rozwiązać i ukazać sprawę w prawdziwym świetle.Na sprawiedliwość sądów nie ma co liczyć oraz skorumpowanych prawników nawet księdza można przekupić tak żeby tańczył jak mu grają. Wyrazy współczucia.

brodnica

witam, stała się tragedia, firma udaje, że nic się nie stało, ukrywa wszystko co tylko możliwe, ale My możemy zrobić jedno, wspólnie - Zbojkotować firmę i jej słodycze, tak, to najbardziej dotkliwa kara jaka może spotkać firmę cukierniczą -- BOJKOT wyrobów z firmy VOBRo.

ja też nie kupię ich

ja też nie kupię ich wyrobów ale to niestety żadna kara, od kilku już lat mała część tylko zostaje w Polsce, wszystko idzie na export.

Myslałem że na pikiecie

Myslałem że na pikiecie beda poważni ludzie ale oprócz kilku osób byli tam sami popaprańcy dla których każda okazja jest dobra do pokazania swoich idiotycznych pogladów.

Nie jem nic z firmy Vobro i

Nie jem nic z firmy Vobro i jeść nie będę. Mam nadzieje, że rodzinie uda się dojść sprawiedliwości. Współczuję rodzinie straty Krzysztofa.

Krzyśka krew jak mniemam

Krzyśka krew jak mniemam znajduje się w jakiejs partii czekoladek ( pierwsze co powinny zrobić, to całą partię wyprodukowanego na jego zmianie towaru -wycofac i zniszczyć) tej "fantastycznej" firmy i jakże "wspaniałego" właściciela, który w głebokim akcie" miłosierdzia " wykazał się jakże wspaniałym "gestem" ufundowania pomnika dla zmarłego.Niesamowite. Wiecie co mnie wkurza? Wkurza mnie ta polska mentalnośc - boję się o pracę, że ją stracę, boję się zeznawać. Zwykłe kombinatorstwo i lenistwo, wygodnictwo, bo to "nie mój problem". I nie mówcie mi proszę o biedzie - każdy kto prowadzi gospodarstwo rolne przeżyje, zawsze też można znaleść inną pracę - chocby na stanowisku kasjera/kasjerki. Zaraz się zwalą pewnie gromy na moją głowę - ale pytam ile jeszcze ludzi musi zginąć? Ilu osobom jeszcze spadnie szyba na głowę, ilu połamie sobie nogi na śliskiej podłodze, ile zginie wyrabiając normę? Krzysiek był lubiany, pracowity - ale cała załoga solidarnie milczy bo straci pracę. A gdzie ludzka godność? gdzie jest jakieś zwykłe sumienie tych ludzi? Dla mnie to współwinni - nie powinni się godzić na milczenie. WSZYSTKICH Z PRACY NIE WYRZUCĄ. Dwa, to POLSKIE układy i układziki - ten jest bratem/synem /pociotką tamtego/ proboszcz ma dotacje na kościółek, biedne dzieci dostaja cukierki a właściceil szczęśliwy. Temu w łapkę się da, tamtemu obieca ciepła posadkę, i będzie po sprawie.
Tacy są właściciele firm - nie szanuja pracowników, to tylko siła robocza w dodatku bardzo tania - a większość zwykłych pracowników nawet nie wie jak i gdzie dochodzić swoich praw. A gdzie są ZWIĄZKI ZAWODOWE w tej firmie? rozumcie ludzie że trzeba walczyć, że jak wam się cos stanie nikt sie o was nie upomni, postawi sie wam pomniczek i wezmie nastepnych...

podobne do Indesit-Łódź

ja sugeruje kontakt z rodziną Tomka,który zginał w łódzkim Indesicie, na pewno udziela rad jak walczyć z nieuczciwym pracodawcą.
Tez nie kupie już nigdy żadnego produktu tej firmy.
Życzę dużo siły rodzinie.

Szpitalowi nie wolno

Szpitalowi nie wolno udostępniać dokumentacji pacjenta. Moze to zrobic jedynie na wniosek pacjenta lub czlonka jego rodziny. Nie mozna przyjsc z ulicy, zazadac czyjejs dokumentacji medycznej i byc oburzonym, ze szpital nalezycie wykonujac swoje obowiazki jest niby czescia jakiegos spisku.

Szpitalowi nie wolno

Szpitalowi nie wolno udostępniać dokumentacji pacjenta osobom postronnym.I to jest fakt!Ale rodzina złożyła wniosek i wniosek powędrował aż do Grudziądza - po czym rodzina przez 3 tygodnie prosiła o jakakolwiek reakcję/decyzję-a podobno w tamtejszym szpitalnym biurze obsługi klienta pracują niezwykle miłe i rozgarnięte panie( co bały się podpisać wydania dokumentów)i bynajmniej rodzina nie czepia się szpitala - ani pogotowia

"Wiadomosc o tym tragicznym

"Wiadomosc o tym tragicznym wypadku rozeszla sie lotem blyskawicy.Kiedy dotarla do mnie,to bylam zdruzgotana,a lzy same cisnely mi sie do oczu,pomomo,ze nie znalam tego nieszczesnego chlopca"

PRZECIEZ TO SAMA OSOBA TO PISZE CO TYLKO WZBURZA.. JA JUZ WIECEJ NIE PISZE TYLKO ODRAZU WIDAC.. ALE PO CO??

....

ten sam tekst pojawił się dziś na konfidentcjonalista.pl ;-)

Vobro Zabija!!!!!!!!!!!!!!!z

Vobro Zabija!!!!!!!!!!!!!!!z takimi ludzmi do wiezienia na dozywocie!!!!

własnie bylam na pewnym

własnie bylam na pewnym forum po przeczytaniu tego artykułu

http://forum.pomorska.pl/Sprawa-Vobro-Pikieta-przed-brodnickim-sadem-t14...

i nie bedziesz mnie tu łudzic i klamac bo osoba co sie na tym forum wypowiadała miała racje. Widać, że to jedna osoba te bujdy pisze.

ania

jaki prawo nie działato

jaki prawo nie działato trzeba robić kroki poza prawem , nalezy użyć siły. kapitalizm dział w drugą strone, pracownicy moga znaleźć inną prace. kiedys jak pracowałem w macu to 3/4 pracowników się zwolniło w tam samym czasie . restauracje zamkneli :D

pancerny masz racje.. ale

pancerny masz racje.. ale nie użyć sily to jest demokracja. Nie lubie zadnych strajkow. Jak za malo zarabia sie to idz pracowac gdzies indziej. Jak za malo dla pielegniarki to badz kominiarzem. A nie wyludzanie pieniedzy po przez strajki i pikiety,

Nie dajmy się pracodawcom - społecznym bandytom

Prawa człowieka to także socjalne prawa człowieka - w tym prawo do bezpiecznej pracy. Niestety rządząca obecnie Platforma Obywatelska ma prawa pracownicze za nic.

widziałem reportaż Pani

widziałem reportaż Pani Jaworowicz z Brodnicy. Nigdy nie kupię czekoladek tej firmy...
Skandal!!!

Skandal, że jakiś

Skandal, że jakiś biznesmenik z Brodnicy ma wszystkich w garści nawet proboszcza (i jak tu byc chrześcijaninem). Szybko wyższa wladza powinna zrobic z nim porządek i zamknąc mu tę fabryczkę

Czekoladki Vobro do kosza.

Czekoladki Vobro do kosza. Oglądałem program p. Jaworowicz.

czekoladki to tylko skandal,

czekoladki to tylko skandal, ten wypadek to tragedia spowodowana czyjas checia wzbogacenia sie kosztem innych. jesem wstrzasnieta! ogladalam p.Jaworowicz dzisiaj... [*]

zero poszanowania godności ludzkiej

Dla mnie osoby tuszujące tą sprawę, łącznie z właścielem zastraszającym pracowników (niewolników) to zwykłe szmaty, kiedyś pięciokrotnie spadnie na nich krzywda którą wyrządzili innym.

wypadek

ten pracodawca powinien zgnić w kryminale!!!! sam robie w firmie w której wczesniej zginął człowiek z rozmów z pracownikami z którymi pracuje wynika że szef ich kupił a zeznania były ustawione na policji w prokuraturze i sądzie oni jawnie kłamali były uchybienia bhp sprawa toczy się do dziś żona zmarłego toczy boje w sądach o odszkodowania i renty dla dzieci szkoda tej kobiety bo taki wypadek może się zdarzyć każdemu a szef nabija kabze i głaszcze lizusów po głowach!!!jeśli ktoś to przeczyta niech mnie poinformuje na mojego meila gdzie mam się zgłosić tylko nie policja bo tam ma rodzine wiedząc o tym ze wine za wypadek ponosi pracodawca a wszyscy kłamali .Taką patologie trzeba zwalczać

wypadek

Zglos sie do Prezesa Prokuratury Okregowej lub Apelacyjnej w Twojej okolicy. Powiedz, a najlepiej miej przygotowane pismo pisane na maszynie lub komputerze w sprawie falszywych zeznan pracownikow firmy. Poinformuj go, ze chcesz zostac anonimowy, bo sie boisz i on Cie dalej pokieruje lub sam podejmie dzialania. Miedzy prokuraturami okregowa, apelacyjna, rejonowa nie ma sentymentow.

szok

Wspolczuje rodzinie. Szkoda Krzyska, byl bardzo młody. Mam nadzieje, ze vobro zejdzie na psy!!

jest to przerazajace. bardzo

jest to przerazajace. bardzo wspolczuje rodzinie, chcialabym aby wlasciciel tej frmy poniosl konsekwencje...

STRASZNE

To jest po prostu straszne, straszne jest nieszczęście, straszna jest tragedia, straszne jest uciekanie od odpowiedzialności, straszne są kłamstwa, aby uciec, straszny jest brak zrozumienia i odrobiny empatii dla tragedii matki i rodziny zmarłego, ale najstraszniejsze jest co takiego robi się z mózgiem człowieka, któremu kasa tak strasznie uderza do głowy, ze zapomina nie tylko o wszelkiej ludzkiej przyzwoitości, ale zatraca także wszelkie ludzkie uczucia i wszelkie człowieczeństwo. Zamiast w strasznej tragedii dać rodzinie należne w takiej sytuacji odszkodowanie, zaoferować pomoc, wyrazić żal i współczucie, aby choć trochę złagodzić ból i wyjść z twarzą, on tuszuje sprawę, straszy matkę zmarłego sądami... czy nie rozumie, ze w końcowym efekcie może stracić dużo dużo więcej??? Nie tylko dobre imię , ale i klientów??? Ja ze 100% pewnością nigdy już nie kupię nic z wyrobów tej firmy!!! Zawsze będę myślała, ze tam jest krew tego biednego chłopca!!!! I łzy tej biednej Matki!!!!

szok

Jak czytam o tym wypadku, w ktorym zginal tak mlody czlowiek, krew mnie zalewa na uklady i ukladziki funkcjonujace w malych miejscowosciach, gdzie tak trudno o prace. Jak zona wlasciciela firmy moze pelnic funkcje przedstawiciela zalogi? totalny absurd.Coz to za klecha nie ksiadz, ktory probowal przekupic pokrzywdzonych w imieniu wlasciciela manufaktury? Gdzie jego chrzescijanskie sumienie. Rodzino Krzysztofa! nie poddawajcie sie. Trzeba napisac do PIP do W-wy odnosnie pokrewienstwa i falszowania dokumentow przez "specjaliste" bhp, kopie pisma dac do Ministra Sprawiedliwosci. Napisac skarge do Ministra Sprawiedliwosci na prokurature rejonowa w Brodnicy w przedmiocie umorzenia sprawy bez doglebnej i obiektywnej analizy stanu faktycznego. Opisac wszystkie nieprawidlowosci w zakladzie i zastraszaniu pracownikow przez wlasciciela, stad ich bojazn o mowieniu prawdy. Na kleche napisac do kurii biskupiej niech go zwala ze stanowiska, bo swoim zachowaniem gorszy ludzi. Swoja droga mysle, ze Pani E. Jaworowicz i jej doradcy szczgolowo pokieruja Wami. Od skazanego wlasciciela zakladu nalezy sie Wam zarowno odszkodowanie jak rowniez zadoscuczynienie.

Obejrzalam program w tv i

Obejrzalam program w tv i powiem szczerze - ogarnęły mmnie smutek i złość jednocześnie. Wspołczuję rodzinie tak wielkiej tragedii... Mam nadzieję, że winni tej śmierci i innych zaniedbań w tym zakładzie zostaną ukarani.
A złośc ogarnęła mnie, jak oglądałam i słuchalam współpracowników tego mlodego chłopaka. Nagle wszyscy nabrali wody w usta. A gdzie zwykła przyzwoitość ludzka, empatia, współczucie w obliczu śmierci...

masakra

a tego karczewskiego to znaa ktoś i jaka jest opinia o nim bo on chyba już nie pracuje?

Arogancja Wojenkowskich

Pracownicy Vobro cieszcie sie! Z wasza pomoca (czy za wasza prace) p. Wojenkowska kupila sobie przed ca rokiem Mercedesa SL wartosci 85 000 Euro. Jezdzi sama bo wszyscy sie nie zmiescicie ale cieszyc sie mozecie. To sie nazywa miec czucie i wspolczucie! Najgorszy pan to pan z chama!

Hipoteza

Jesli do kremu moze wpasc caly pracownik to potrafie sobie wyobrazic, ze moze tez np. nakapac z nosa. W tej atmosferze to i pewnie z wscieklosci niejeden sobie nawet w to splunie. Ludzkie, prawda?

To teror w bialy dzien

Czytajac ten artykul az mi sie wlosy zjezyly jak mozna byc tak obojetnym na taka krzywde , nieuczciwi sa sami pracownicy firmy Vobro muslac tylko o swoich stolkach a sam wlasciciel -KARA SMIERCI dla niego.
Wyrazy wspolczucia dla rodziny :(

jak byście zobaczyli jak

jak byście zobaczyli jak się bawi dyrekcja solidarności to szkoda gadać dyrektorzy menelicy ,moze tak było i tam

a ten karczewski wspomniany

a ten karczewski wspomniany w artykule to kto zacz?

Ludzie on teraz jest

Ludzie on teraz jest dyrektorem w Firmie DELIC-POL W KAMYKU .To co tam sie wyprawia to koszmar czy własciciele tej firmy nie wiedzą kogo przyjęli.Sama się przekonałam bo tam pracuję

Ja juz nie wezme do ust tych

Ja juz nie wezme do ust tych ich czekoladek(ludzi raczej nie jadam) przynajmniej tyle moge zrobic, w tym kraju gdzie człowiek zabija sie o jaka taka prace, gdzie nie ma praktycznie zadnych osłon socjalnych(skandaliczne podobno jestesmy w unii europejskiej) po prostu sie tak dzieje, przedsiębiorcy to wykorzystują, to ludzie bez skrupułów dla nich liczy sie tylko kasa, to prymitywy w polewie czekoladowej, ale trzeba tez powiedziec wszyscy są współwinni, wszyscy pracownicy, którzy znaja praktyki stosowane w firmie i zgadzaja sie na to, oczywiście oni powiedza ze przeciez temu człowiekowi juz i tak nic nie pomoze a oni muszą przeciez sie martwic o byt to takie usprawiedliwianie sie i zagłuszanie odzywajacego sie czasem sumienia.Jeden uczciwy człowiek raczej niewiele zdziała ale wielu ma znacznie wieksze szanse na to żyby coś zmienic.Ludzie nie można sie na wszystko zgadzac myśląc ze jakos to będzie. Obecnie mamy w Polsce 18- wieczny kapitalizm a przeciez żyjemy w 21 wieku. A o związkach zawodowych sławetnej "Solidarności" mozna powiedzieć tylko tyle "miałes chamie złoty róg, został ci sie jeno sznur..."

Wstrząsająca historia

Wstrząsająca historia, bulwersująca i tak .. wiarygodna, bo tak znajoma. Tydzień Tv n24 doniósł, że w Ropczycach ktoś wpadł do mieszalnika w cukrowni, w wyniku czego zginął. Być może ta tragiczna historia, pomoże nagłośnić problem , który jak się wydaje istnieje w przepisach pracy i ich niebezpiecznym ignorowaniu. Wierzę, że osoby odpowiedzialne w Vorbo (jeśli jeszcze się to nie stało) zostaną pociągnięte do odpowiedzialności i sprawiedliwie osądzone. Składam najszczersze kondolencje rodzienie.. Anonimowy czytelnik.

Aż trudno uwierzyć, co się dzieje w tym kraju...

Dopiero wczoraj dowiedziałam się z książki reportera Włodzimierza Nowaka o tragicznej śmierci Krzyśka. Dzisiaj wpisałam w google nazwisko Krzyśka z nadzieją znalezienia informacji o ukaraniu winnych jego śmierci. Niestety widzę, że po czterech latach od tej tragedii nic się nie ruszyło. Aż mnie ciarki przechodzą i trzęsę się ze wściekłości!
Nowak pisał w swoim reportażu, że rodzina i znajomi Krzyśka mówili o nim, że był "zwykły". Myślę, że wręcz przeciwnie. Z tego, co przeczytałam, rysuje mi się obraz chłopaka uczciwego, ambitnego, który mógłby w życiu do czegoś dojść i który, przede wszystkim, był wrażliwy, szlachetny...
Myślę, że Krzysiek był chłopakiem, jakich mało, chłopakiem niezwykłym. Bardzo, bardzo wielka szkoda, że Go już nie ma...
Składam ogromne kondolencje rodzinie. Bardzo, bardzo mi przykro, że spotkał Was taki krzyż. Modlę się, aby winnych spotkała zasłużona kara.

Nigdy więcej nie kupię od

Nigdy więcej nie kupię od Vobro i innych znajomych też ostrzegam. Na szczęście sprawa została nagłośniona w "Sprawie dla reportera" i dobrze. Bojkotujmy tych drani !

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.