Publicystyka

Antysemicka hipokryzja Ruchu Narodowego

Ironia/Humor | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Tacy są politycy

Wodzowie przemówili. Tym razem w kwestii obrad Knesetu jakie mają mieć miejsce 27 stycznia w Krakowie.

Artur Zawisza ps. "Judeosceptyk" i Robert Winnicki ps. "Meduza" wypowiedzieli się dzisiaj na temat... Żydów.

Ich wypowiedzi znajdujące się w Internecie są tak żałosne w odniesieniu do rzeczywistości, że w dużym stopniu bronią się same aczkolwiek warto jest opatrzyć je komentarzem.

Po pierwsze, pytamy publicznie, czy zachowany jest warunek suwerenności poprzez podległość izraelskich służb specjalnych polskim służbom specjalnym.

W ramach debaty publicznej nie są wykluczone manifestacje czy nawet protesty związane z obradami Knesetu i muszą być one w pełni dopuszczone zgodnie z polskim ustawodawstwem, a bez ingerencji obcych służb, a w szczególności znanych z bezwzględnego postępowania służb izraelskich.

Pyta pan "Judeosceptyk". Ciekawym jest, że nie przeszkadzały mu harce amerykańskich służb specjalnych na polskim terytorium podczas wizyty Baracka Obamy, które to interweniowały nawet w prywatnych mieszkaniach z których okien zwisały anty-amerykańskie transparenty. Jednocześnie boi się o swoich pupilków aby nie zrobili sobie kuku w starciu z ochroną izraelskich polityków. Woli pobłażliwość ze strony policji czyli 30 nie-uzbrojonych na cały marsz jak 11 listopada dopóki nie doszło do próby podpalania budynków z ludźmi.

Po drugie, oczekujemy od Knesetu, aby wydał deklarację wzywającą światową społeczność żydowską do odstąpienia od żądań majątkowych wobec Polski. Obecne państwo polskie i obywatele polscy są ofiarami totalitaryzmu odbierającego Polakom własność, wolność, i życie.

Jaki wpływ ma mieć "deklaracja" parlamentu izraelskiego na Żydów spoza Izraela nie będących obywatelami tego państwa? Oczywiście, że żaden i żaden parlament nie wyda takiej deklaracji, tym bardziej pod wpływem jakiegoś oszołoma z marginalnej partii. No, ale zawsze będzie można wymyślić nowy spisek. I dlaczego akurat żydowskie żądania są fe, a nie żądania w ogóle? Co z żądaniami ze strony spółki Dore czy Prometeusz? Czy Ruch Narodowy kiedykolwiek solidaryzował się z wyrzucanymi na bruk i spaloną żywcem działaczką, która się temu przeciwstawiała? Oczywiście, że nie. Z lobby kamieniczników zdarzało się nawet współpracować. (Patrz tutaj)

Dla prawdy historycznej trzeba dodać, iż, niestety, ale totalitaryzmu często związanego z działalnością znaczącej części środowisk żydowskich uczestniczących w instalacji komunizmu i sowietyzacji Polski.

Jak zwykle "Judeosceptyk" zapomina o roli jaką w stalinizacji kraju odegrali tacy narodowcy jak Bolesław Piasecki, Władysław Bieńkowski i całe środowisko dawnych oenerowców tworzące PAX.

Współczesna Polska nie może brać na siebie prawnej, majątkowej i finansowej odpowiedzialności za wywłaszczenia wobec obecnych obywateli innych państw.

Ale wygląda na to, że może brać odpowiedzialność wobec obywateli Polski. Oznacza to, że w wizji "Judeosceptyka" Polak Polaka może eksmitować z kamienicy jeśli należała do niego przed wojną. Nawet jeśli koszty jej odbudowania poniosło po wojnie społeczeństwo, a nie on ani jego firma.

Tyle ze strony "Judeosceptyka". Czas na imć "Meduzę":

Wszystko wygląda na to, że cała impreza ma służyć wyłącznie realizacji żydowskiej polityki historycznej, która sponsorować i uwiarygadniać będą polskie władze. Z jednym drobnym i oczywistym gestem, który przypomni o elementarnej prawdzie odnośnie II wojny światowej. Gestem spóźnionym zresztą o kilkadziesiąt lat, bo propaganda mówiąca o "polskich obozach śmierci" ma długą historię.

Nawet jak dobrze robią, należy zjechać...

Gestem, który Kneset miał obowiązek wykonać już dawno, w imię olbrzymiej pomocy, jaką Polacy okazali Żydom w ciągu II wojny światowej, pomimo ich rozlicznych zdrad i wcześniejszej nielojalności wobec państwa polskiego.

"Meduza" chciałaby aby zasługi niewielkiej liczby (około 6000) Polaków spływały na cały naród, który w większości patrzył obojętnie na tragedię, a także na antysemitów z gatunku Zawiszy i Winnickiego.

Imć "Meduza" daje wprost do zrozumienia, iż Żydzi są wrogami państwa polskiego, byli nielojalni, a także owo państwo "zdradzali". Wszystko to mówi będąc liderem stronnictwa odwołującego się do tradycji Narodowych Sił Zbrojnych, które jako jedyne stronnictwo oprócz Polskiej Partii Robotniczej opowiadali się przeciwko polskiemu państwu, karali śmiercią swoich własnych dowódców za podporządkowywanie się oficjalnym polskim siłom zbrojnym aż wreszcie utworzywszy tak zwaną Brygadę Świętokrzyską wycofało swoje siły z terytorium Polski razem z armią niemiecką przy pełnej współpracy z Niemcami.

WOJNA TO POKÓJ – WOLNOŚĆ TO NIEWOLA – IGNORANCJA TO SIŁA

Nepalscy maoiści i ustawy zakazujące strajków

Świat | Gospodarka | Prawa pracownika | Publicystyka | Tacy są politycy

„Nie walczymy o socjalizm...Walczymy przeciwko feudalizmowi. Walczymy o kapitalistyczny model produkcji. Staramy się umożliwić większe korzyści przedsiębiorcom i przemysłowcom.”

Prachanda, przywódca partii maoistowskiej – Dialy Telegraph, 31 października 2006

Wygrawszy większość miejsc, ale bez większości absolutnej maoiści z Komunistycznej Partii Nepalu stali się hegemonem w koalicji rządzącej w 2008 roku.

Nawet przed wyborami raczyli przyłączyć się do polityki represji w miejscu pracy i zniechęcania do strajków. W 2006 roku podpisali 10 punktowy układ z innymi partiami kończący dziesięcioletnią walkę partyzancką i przyłączyli się do koalicji rządzącej. Punkt siódmy układu mówił:

„Obie strony zgadzają się co do faktu, iż klimat w kraju nie może być podburzany, a produkcja musi być kontynuowana, a prawo do rokowań zbiorowych i zabezpieczenia socjalnego musi być respektowane. Wszelkie spory z pracodawcami powinny być rozgrywane w sposób pokojowy.”

Stanowisko maoistów w kwestii używania siły przeciwko strajkom było jednym z kilku ich oficjalnych stanowisk jeszcze w czasach kiedy nie byli u władzy. To pokazuje, że ich postawa nie była wymuszona reakcyjnymi strajkami jakie miały miejsce za ich rządów.

Ustawa zakazująca strajków weszła w życie w 2010 roku. Ciekawym jest fakt, że gdyby takie kroki zostały powzięte przez zachodnich socjaldemokratów, maoiści z całego świata sprzeciwiali by się im. Sympatycy Komunistycznej Partii Nepalu nie patrzą jednak konsekwentnie na poczynania swoich.

Specjalne Strefy Wyzysku

Jednym z aktów prawnych zakazujących strajków jest ustawa o Specjalnych Strefach Ekonomicznych.

Opracowana została cztery lata wcześniej, ale przez cały ten czas leżała zakurzona w szufladzie gdyż dopiero później postanowiono użyć jej przeciwko klasie pracującej. Ustawę wzorowano na chińskich SSE, które w wielu przypadkach całkowicie zwalniały z przestrzegania prawa pracy.

W takich warunkach trudno jest mówić o jakichkolwiek standardach. W fabryce Foxoconn w Shezhen w Chinach samobójstwo popełniło 12 pracowników w wieku około 20 lat. Zabraniano korzystać z toalety oraz rozmawiać z kolegami. Pracownicy byli karani grzywną gdy pracowali zbyt wolno przy 81 godzinach pracy tygodniowo.

W marcu 2008 maoiści opublikowali swój manifest w nadchodzących wyborach do parlamentu, jasno określając program rozwoju kapitalizmu skupiony wokół przyciągania inwestycji zagranicznych. Po wyborach w kwietniu maoiści stali się wiodącym ugrupowaniem rządowym. Rozwój SSE ponownie podkreślili jako kluczowy element polityki gospodarczej. Jako szef partii maoistowskich i nowy premier Prachanda jasno określił chiński model hiper-wyzysku klasy pracującej jako korzystny szlak w kierunku "socjalizmu".

Podczas głosowania pierwszego budżetu w październiku, stwierdzono, iż będzie on uchwalony w bieżącym roku podatkowym w związku z czym musi uwzględniać zwolnienia z podatków dochodowych w Specjalnych Strefach Ekonomicznych. Okazuje się, że antyimperialiści postanowili ściągnąć do swojego kraju zachodnią burżuazję aby mogła bez przeszkód korzystać z taniej siły roboczej.

Zgodnie z obietnicą w styczniu 2009 projekt został sfinalizowany. Ustawa traktowała SSE jako obszar w którym nie działa prawo pracy ani prawo przemysłowe. Działanie SSE miał nadzorować specjalny urząd. Ustawa pozwalała pracownikom zrzeszać się i prowadzić negocjacje, ale podejmowanie działań wpływających na produkcję lub normalne funkcjonowanie przedsiębiorstwa. Partia chciała wprowadzić te przepisy w życie z takim pośpiechem, że liderzy opozycji narzekali na naruszanie procedur legislacyjnych.

Celem maoistów jest rozwijanie w Nepalu kapitalizmu i wyzyskiwanie proletariatu. Dla maoistów „wyzwolenie proletariatu” to poddanie go preferencjom inwestycyjnym międzynarodowego kapitału. Jako jeden z biedniejszych krajów świata, Nepal stanowi nadwyżkę siły roboczej. Pracodawcy wspomagani przez państwo mogą więc utrzymywać stawki na odpowiednio niskim poziomie.

Dalsza polityka anty-pracownicza

Drugą antypracowniczą ustawą maoistów jest Ustawa o działaniu koniecznym. Przepisy z 1957 roku pozwalają władzy na wydanie sześciomiesięcznego zakazu strajku. Rząd znajdował się pod presją nepalskich kapitalistów domagających się utrzymywania porządku na ulicach. Tak więc, maoiści, którzy będąc w opozycji sami spopularyzowali takie działania jak np. blokady dróg, obejmując władzę wystąpili przeciwko takim działaniom. Do spotkania maoistowskich liderów ze związkami pracodawców doszło w marcu 2007.

„Nasza partia nie planuje konfiskować własności prywatnej. Obiecujemy pełną ochronę własności, nieruchomości i inwestycji.”

Na chwilę obecną to prawo zostało użyte przeciwko pracownikom sektora naftowego. Wszystko oficjalnie celem utrzymania porządku. Na chwilę obecną zachodni sympatycy trzecioświatowej lewicy kierują się podwójnymi standardami. Gdyby ktoś z zachodniej lewicy wprowadził takie ustawy byliby przeciwko, ale w przypadku Nepalu, uznają, iż jest to działanie skierowane przeciwko tendencjom kontrrewolucyjnym i w interesie robotników. Tymczasem do więzienia idą pracownicy.

W 2010 roku strajki zakłóciły sprawne funkcjonowanie handlu. Rząd przeszedł więc do działania. Kroki konsultował tak jak w przeszłości z burżuazją. 3 kwietnia zakazali strajków na okres sześciu miesięcy dla tej części przemysłu, którego produkcja jest zorientowana na eksport.

Dlaczego tak się dzieje?

Maoizm to kolejny nurt polityczny wyrosły z korzeni XIX-wiecznej socjaldemokracji. Zakłada administracyjną władzę polityków reprezentujących klasę robotniczą. Wprowadzają oni inną formę zarządzania społeczeństwem jednak ani nie znoszą społeczeństwa klasowego ani w żaden sposób do społeczeństwa bezklasowego nie dążą.

Dla maoistów i autorytarnej lewicy w ogóle, różnica między kapitalizmem, socjalizmem, a komunizmem opiera się tylko na kwestiach administracyjnych.

Marks i Engels pisali w manifeście komunistycznym: "Teorię komunizmu można streścić w jednym zdaniu: Znieść własność prywatną". Przywódca maoistów, Prachanda powiedział w wywiadzie dla BBC 3 września 2008 roku: "Nie wierzymy w to, że własność prywatna powinna być zniesiona."

https://cia.media.pl/nepal_maoisci_likwiduja_prawo_do_strajku_by_przyciag... https://cia.media.pl/nikaragua_sandinisci_przeciwko_pracownikom

Mit Euromajdanu

Świat | Antyfaszyzm | Dyskryminacja | Gospodarka | Prawa kobiet/Feminizm | Prawa pracownika | Protesty | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Ruch anarchistyczny | Strajk | Tacy są politycy | Ubóstwo

Poniżej zamieszczamy fragment audycji radia Asheville FM z Karoliny Północnej z udziałem Denysa, działacza Autonomicznego Związku Pracowników.

Wywiad traktuje o sytuacji politycznej na Ukrainie, faszyzacji, problemach ruchu anarchistycznego oraz wielu innych zagadnieniach dotyczących dawnego bloku wschodniego. Zapis pochodzi stąd http://revolution-news.com/ukrainian-anarchist-dispels-myths-surrounding...

Denys: Musicie rozróżnić dwa Euromajdany. Pierwszy, który miał miejsce 21 listopada był protestem ludzi wywodzących się z klasy średniej, którzy w większości chcieli podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Aczkolwiek teraz (dwa miesiące później), większość ludzi na ulicach koncentruje się na bardziej praktycznych kwestiach jak brutalność policji, która miała miejsce nocą 1 grudnia, generalnie nie są zadowoleni z rządu i prezydenta. Tak więc integracja europejska była przyczyną protestów, ale dziś jest sprawą drugorzędną.

CNT nie jest celem, a drogą do zwycięstwa - wywiad z działaczami z Madrytu

Świat | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

Wywiad z członkami wielobranżowego związku CNT w Madrycie, jego działalności i roli w federacji.

Wywiad został przeprowadzony anonimowo, a grupa działaczy z Madrytu prezentuje w nim jedynie swoje osobiste poglądy, a nie poglądy swojej sekcji ani całej CNT.

Związek wielobranżowy należy do Federacji Lokalnej Madrytu obok związku transportu i komunikacji miejskiej, związku pracowników stali, przemysłu wydobywczego i chemicznego, związku edukacji i interwencji społecznej, związku przemysłu budowlanego i drzewnego, związku grafiki, komunikacji i rozrywki. Są to syndykaty przemysłowe.

Pytanie: Mimo, że nie wiecie jaka jest sytuacja w organizacji (związek w Madrycie to jeden z największych związków CNT w kraju przyp. red.), może postaracie się wyjaśnić jaka sytuacja panuje w waszym związku?

Odpowiedź: Można powiedzieć, że mamy duży napływ nowych członków, którzy są gotowi wziąć na siebie obowiązki. W obecnej sytuacji związek stara się upewnić, że wszystkie zasady są przestrzegane, otrzymujemy wystarczająco dużo informacji na temat organizacji i jesteśmy w stanie ponosić za nią odpowiedzialność. Związek ma różne sekcje, zarówno w przemyśle jak i poszczególnych przedsiębiorstwach. Warto zauważyć komórkę informatyków, którzy już przygotowują się do stworzenia odrębnego związku. Liczy 60 członków i działają w kilku przedsiębiorstwach, prowadzą regularne spotkania, wydają i dystrybuują materiały promocyjne. Inne sekcje - pracowników służby zdrowia, ekologiczna, śmieciarzy, itp., również działają w sposób ciągły co także daje perspektywy rozwoju.

Związek był bardzo aktywny w wielu dziedzinach takich jak kultura, propaganda, komunikacja, solidarność na poziomie konfederacyjnym itd. W odniesieniu do działań związkowych wiele zależy od spraw z firmami, czasem działamy radykalniej, czasem spokojniej. Komisja związkowa spotyka się co tydzień. Mamy przed sobą wiele pracy.

Po zakończeniu ostatniego kongresu CNT, na którym jak sądzimy nie zdobyły poparcia tezy i teorie, które są zgodne z wizją naszej organizacji, nasz związek nie zmniejszył swojego udziału w życiu konfederacji. Nie utrudniana jest działalność związkowa, tworzenie sekcji, szkoleń, lub działalność w ramach kryterium przedstawionego przed kongresem: anarchosyndykalizm nie powinien ograniczać się wyłącznie do stosunków pracy. CNT dla nas jest narzędziem, nie celem samym w sobie, jest drogą do wolnościowego komunizmu. I w tym sensie uważamy CNT za coś więcej niż tylko reakcję na sytuację w kwestii warunków pracy. Dlatego też zajmowaliśmy się również konsumpcją i produkcją żywności przez wiele lat wspierając ogród warzywny grupy 50 konsumentów i 15 niezależnych dostawców.

Wielu towarzyszy partycypowało w tej siatce i dbało o realizowanie anarchistycznej wizji tej sieci. W pewien sposób pomagamy w stworzeniu sieci w oparciu o egalitaryzm, która ma ogromny potencjał transformacyjny. Grupa około 30 osób ze związku jest zaangażowana w prowadzenie ogrodu warzywnego. Oprócz tego rozpoczynamy nowy projekt. Był w Madrycie ośrodek dla uzależnionych i centrum rehabilitacji, którym odmawiano dotacji, a którego pracownicy postanowili go przejąć. Zdecydowano się im pomóc. Wspieramy również grupę imigrantów Lavapiesa, która również się organizuje.

Pytanie: Jaki jest poziom aktywności członków?

Odpowiedź : Wystarczająco duża, wiele osób przychodzi i jest zaangażowana w codzienną pracę. Naszym głównym celem pozostaje integrowanie tych ludzi w odpowiedniej formie. Jesteśmy przekonani, że jest to kluczowa kwestia dla wzrostu związków zawodowych CNT. Z jednej strony, związków zawodowych i pracy społecznej, z drugiej integracja nowych ludzi i poszerzanie wiedzy. Wyzwaniem jest to, że wszyscy, którzy przychodzą do nas i chcą coś robić mają swoje życzenia i marzenia.

Ważną kwestią jest to, że związek wielobranżowy nie jest jednorodny, chociaż niektóre związki uważają, że istnieje jakaś wyraźna linia działalności takich związków. Grupy członków mają dużą swobodę w obronie najróżniejszych stanowisk.

Pytanie: Ile sekcji znajduje się w związki i z jakich sektorów?

Odpowiedź: Z prawie wszystkich sektorów. Jest ich 10. Najaktywniejsze to: gastronomia, hotelarstwo, telemarketing i informatyka, sektor publiczny, śmieciarze i służba zdrowia.

Sekcje staramy się tworzyć tylko wtedy, gdy jest pewność, że będą one działać, a nie tylko gdy mamy zaufanie do kolegów z sekcji. Muszą oni mieć pewne doświadczenie w działaniu związków zawodowych, znać decyzje organizacji, sposób działania itp. Nasza wizja kształtu działalności związków w przedsiębiorstwach i instytucjach zakłada nie wiązać działalności tylko z wymogami w dziedzinie pracy.

Pytanie: Zauważyliśmy w innych przypadkach, że część sekcji działa niemalże poza związkiem. Stąd pytanie jaka jest komunikacja i relacje między sekcjami?

Odpowiedź: Widzimy ten problem i pierwszym środkiem jaki podejmujemy aby zapewnić, że tak się nie stanie jest formuła tworzenia sekcji. Staramy się aby towarzyszy działali w porozumieniu ze związkiem. Niekoniecznie muszą być wcześniej wieloletnimi działaczami związku, ale konieczne jest aby mieli jakiś udział w jego pracach. Ponadto jednym z obowiązków sekretarza związku jest nawiązywanie i utrzymywanie stałych kontaktów z sekcjami. Mamy świadomość tego, że wydzielone sekcje mają skłonności do stawania się wyspami na morzu. Zawsze pracujemy nad ścisłą kooperacją. W tym sensie, że nie zawsze było jasne, że głównym elementem organizacji jest związek, sekcja związku to jedna z jego części.

Pytanie: Na poprzednim kongresie CNT powtórzyła, że związek jest główną jednostką organizacji, widać coraz bardziej wyraźny trend w stronę absolutnej autonomii sekcji związkowych w stosunku do związków. Kontakty między związkami, a sekcjami bywają jednak różne. Z drugiej strony, nic nie robi się aby to skonkretyzować. Jak wasz związek wielobranżowy odnosi się do tego faktu w organizacji i co robi celem zmiany tej sytuacji, czy przynajmniej interpeluje?

Odpowiedź: Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Oczywiście, ostatnio pojawiły się dwa punkty widzenia na kongresie na sprawę związku. Linia, którą nazwalibyśmy "pół-oficjalną" przechyla się bardziej pro-związek, pomijając stronę anarchistyczną. I ten stan sekcji staje się naturalną konsekwencją tego jeśli zapominamy o ideologii anarchistycznej, bo wtedy mamy do czynienia z czystym ruchem związkowym, który sam w sobie stawia związki zawodowe w roli doradców w sprawach pracowniczych. Doświadczenie pokazało nam wyraźnie, że moment w którym ograniczamy swoją działalność do konfliktów w przedsiębiorstwach skazujemy naszą inicjatywę na wymarcie.

Możemy mówić o takich sekcjach jak "Mercadona", gdzie podczas trwania ostrego konfliktu powstaje sekcja, a gdy walka się kończy, znika. Dlatego uważamy, że nie należy tworzyć sekcji związków zawodowych, jeżeli nie będą one wzmacniać związków. (...) Przyszłość należy do tych towarzyszy, którzy rozumieją potrzebę organizowania się również poza ich firmami i ich branżami. Nie wierzymy, że sytuacja w której istnieje wiele tworów z minimalną liczbą działaczy przyniesie korzyść organizacji, która powinna walczyć z problemami w ruchu robotniczym i w społeczeństwie. Uważamy, że aby zniszczyć hierarchię, aby odsłonić "alternatywę" musimy dokonywać rewizji tego co istnieje. Musimy pozbyć się demagogii wdrożonej wokół "reprezentatywności" i być silnymi. A tego nie osiągniemy bez kroków wbudowanych w koncepcję anarchosyndykalizmu.

Pytanie: W związku z faktem, że wspomnieliście o dwóch wizjach kongresu, jak postrzegacie funkcjonowanie Federacji Lokalnej w Madrycie? Jaka tam panuje sytuacja?

Odpowiedź: Federacja jest w takiej samej sytuacji jak reszta CNT. Część uważa, że najważniejszą rzeczą są nasze zasady, taktyka i cele, to jest treść naszej idei, a drga idzie w kierunku zwykłej działalności związkowej i są w stanie poświęcić dla "dobra" treść ideologii i dążą do wzrostu za wszelką cenę. W Madrycie większość stoi w pozycji anarchosyndykalistyczne - bardziej im zależy na treści niż na formie. Zdarzają się jednak w federacji nieprzyjemne sytuacje, ale radzimy z nimi sobie. Już dawno postanowiliśmy, że po kongresie skoncentrujemy nasze codzienne działania na rozwoju formacji jako działacze i będziemy propagowali wiedzę na temat idei anarchistycznej co naszym zdaniem zmieni sytuację, tak żeby CNT wróciła do swojego pierwotnego kształtu: skoncentrowania się na rewolucji społecznej.

Koniec części pierwszej
Źródło: aitrus.info

https://cia.media.pl/struktura_organizacyjna_cnt
https://cia.media.pl/strajk_w_stoczni_puerto_real
https://cia.media.pl/przemysl_bez_szefow

Spór o gender?

Kraj | Dyskryminacja | Publicystyka | Tacy są politycy

Gramsci stwierdził jednym ze swoich tekstów, że walka ideologiczna tym różni się od działań wojennych, że w pierwszych przypadku atakuje się najsilniejsze pozycje, w drugim najsłabsze. Celem ataki stają się najwybitniejsi przedstawiciele, subtelni teoretycy. Dla mniejszych umysłów pozostają notki w gazetach, blogowe wpisy. W przypadku zamachu stanu na wolność nauki i myśli pod sztandarami „walki z ideologią gender” nawet wpis blogowy wydaje się zbytnią nobilitacją.

Trwająca od czasu afery pedofilskiej w kościele nagonka na „ideologie gender” nie wpisuje się w ramy sporu teoretycznego. Nie spełnia wymogów debaty publicznej. Celem nie jest realne rozpoznanie czym zajmują się gender studies. Nie jest nim również podjęcie refleksji nad założeniami konkretnych koncepcji, sensownością różnorakich stanowisk. Celem jest zasłanianie pedofilskiej działalności kościoła, jak również umacnianie prawicowej, konserwatywnej ideologii oraz kontroli władzy nad słowem i myślą obywateli i obywatelek.

Sprawa Yiannisa Naxakisa pobitego w więzieniu

Świat | Publicystyka

Poniżej zamieszczam pełną wersję wszystkich trzech materiałów dotyczących sprawy pobicia uwięzionego anarchisty przez członków Konspiracyjnych Komórek Ognia.

Materiały są zamieszczone w takiej kolejności w jakiej pojawiały się w internecie. Zostają zamieszczone celem skonfrontowania ze sobą trzech źródeł informacji na temat pobicia.

List Yiannisa Naxakisa, 3 stycznia 2014

3 lutego mam być sądzony przez oficjalne władze ze wszystkimi honorami jako jeden z kolejnych terrorystów. Mam w dupie swoich oskarżycieli i nie będę się pojawiał na sali sądowej. Jesteśmy z baaaaaardzo odległych światów, nie ma potrzeby tego analizować. Mówiąc krótko, sram na ich sprawiedliwość. Oskarżenia nie obchodzą mnie. Sprawa aresztowania w Nea Filadelphia jest wszystkim mniej lub bardziej znana, jestem oskarżany o anarchistyczne praktyki więc nie ma sensu powtarzać tego co było mówione tysiące razy.

Spójrzmy na to inaczej. Kiedy ktoś wyrzucił „normalne” życie oferowane przez ten nudny świat na śmietnik, jak on/ona może odwoływać się do etyki i restrykcji czegoś takiego jak prawo państwowe i zobowiązywać się do nich jak do pracy.

Co się tyczy kolejnego oskarżenia, to jest ono trochę z dupy gdyż zawsze byłem przeciwnikiem idei „organizacji”. Są zbyt biurokratyczne jak na mój anarchistyczny gust. Wolę wolne, nieformalne grupy lub samotność celem walki z tymi istniejącymi (organizacjami).

Jeśli chodzi o procedurę sądową, nie potrzebuję reprezentanta, dlatego nie wzywam żadnych świadków ani nie mam prawnika, nie potrzebuję etycznego pokazu kłamstw ani legalnego nonsensowego zakończenia. Jedynym legalnym krokiem jaki podejmę będzie odwołanie się od wyroku.

Również dlatego, że kłamstwem, większym od innych jest argument powtarzany nawet w kręgach anarchistycznych, że obecność na rozprawie jest bardzo ważna gdyż mamy szansę publicznie przemawiać. Dziś możemy zamieszczać teksty w internecie i dochodzą one do każdego kto jest nimi zainteresowany. Więc jeśli jest sens mówić im co myślimy z doku kiedy oni ziewają na swoich krzesłach z podwyższeniem najgorsze jest to, te aroganckie świnie są legitymizowane w tym co robią.

Oczywiście skoro nie jestem zainteresowany procesem, nie ma opcji abym chciał innych ludzi żeby stawali pod sądem albo robili coś innego w solidarności ze mną. Wyobrażam sobie solidarność jako ciągłą walkę z władzą, która znajduje się poza grafikiem ruchu. Wyobrażam ją sobie jako zakonspirowaną podróż bez powrotu, na nielegalne obszary walk i rewanżu za zabitych i uwięzionych towarzyszy. Jak seria gwałtownych i nagłych interwencji przeciw sprawnemu upływowi autorytarnych czasów, energicznego i nieuchronnego wykonania nacisków na sędziów wolności, dla dobra wszystkich negujących życie w niewoli, ale przede wszystkim dla utrwalenia na całym świecie anarchii.

Dodatek związany z pobytem w Koridallos

Byłem w więzieniu od 8 miesięcy i oprócz przymusowej selekcji w więzieniu muszę przyznać, były też dobre momenty w nędznej sytuacji. Momenty nieposłuszeństwa wobec władz więziennych na różnych poziomach i punktach indywidualnych i zbiorowych. Miałem okazję dzielić te momenty z dobrymi towarzyszami, starymi znajomymi lub nowymi, z ciepłą wspólnotą ludzi o różnych zapatrywaniach ideowych co nie stało się przeszkodą w naszych wspólnych działaniach. Razem z większością anarchistów z 1 skrzydła (tych z którymi przebywam teraz w 4 skrzydle) byliśmy atakowani, prowokowani i gnębieni przez personel więzienny często, przez najbliższą władzę jaka się przy nas znajdowała.

Tak więc rano, 13 grudnia jak zwykle klawisz robił sprawozdanie dla biura sierżanta na temat agresywnej reakcji niektórych towarzyszy kiedy został uderzony kilka razy, według mnie niesłusznie. Mówię niesłusznie gdyż te uderzenia mogły się obrócić w coś poważniejszego z konsekwencjami ze strony tych drani, którzy podnoszą rękę na więźniów. Mówię tu o facecie nazwiskiem Giannis Milonas, który podczas służby kiedy wszyscy są zamknięci bierze długopis i pisze swoje piosenki na youtube, podnosząc w ten sposób poczucie własnej wartości. Jednak efekty tych poszukiwań tylko pogarszają jego położenie. Od tych marnych prób muzycznych więdły mi uszy.

Sierżanci natychmiast zawiadomili prokuraturę. W samo popołudnie sierżant Vasilis Lambrakis wraz z 40 klawiszami i policjantami zabrali całą naszą ósemkę do biura w różnym czasie i odseparował nas umieszczając w różnych skrzydłach więzienia. Ja trafiłem do Czwórki.

Naturalną reakcją więzienia z ich liderami było ujrzenie niebezpieczeństwa dla przywilejów, zaczęli komunikować się z personelem w kwestii usunięcia anarchistów ze skrzydła, gdyż przywileje skrzydła były nierozerwalnie związane z panującym na nim spokojem.

Znaleźliśmy się w odosobnieniu, spodziewając się kar dyscyplinarnych. Dla mnie aż do 2 lat kary jest ok, gdyż nic mnie to nie kosztuje (chyba, że sprawa zaliczy ekstremalny zwrot). Powyżej opisałem wszystkie ryzykowne momenty, ale także przypomniałem sobie kim jesteśmy w tym monotonnym życiu pełnego klimatu walki ras, hierarchii, homofobicznych kompleksów i nadwyżki męskości w wielu przypadkach.

I choć nie jestem zaskoczony nikczemną postawią wielu więźniów, bo nie spodziewałem się wiele od grup zamkniętych, formalnych i nie-hierarchicznych, takich jak te, które powstały w 1 skrzydle z inicjatywy ludzi z byłego ZSRR, Albanii, byłych ochroniarzy nie ukrywam, że byłem w szoku, gdy inna zorganizowana grupa, KKO zaczęła występować przeciw naszej antyautorytarnej postawie. Chciałbym wierzyć, że wyrażały to tylko te osoby, które słyszałem gdy wyrażały się agresywnie, czasem w przeszłości, ale nie mogę sądząc również od sposobu ich działania na ogół. Więc oskarżenie jest zbiorowe.

Powodem dla którego to mówię są ostatnie komentarze, które wygłosili ostatnio podczas strajku głodowego, które są tożsame z tym co nam powiedzieli w nieplanowanej dyskusji w ciągu ostatnich miesięcy.

A ponieważ są to poważne sprawy, kiedy mówisz "te sceny, które odprawiasz są bezcelowe w więzieniu" otwarcie, biorąc pod uwagę autorytarne zachowania i nastawienie w ostatnich miesiącach z ich presji i straszenia przesadzonymi scenariuszami mającymi się ziścić przy okazji pogorszenia relacji z klawiszami i zapowiadanie odrzucenia jest obrzydliwe. 

Ludzie, którzy zajęli swoje miejsce w historii walki z istniejącym, oczekujący na wysokie wyroki, ludzie których zawsze wspierałem sprzeciwiając się bagnu wystraszonych głośno gadających anarchistów i których będę wspierał jeśli będzie to konieczne upadli w moich oczach.
Gdyby ich nastawienie było neutralne, uznałbym, że zajmują się swoimi sprawami. Ale nie ma usprawiedliwienia, nie ważne jak bardzo dobrze motywowanego dla kpin i pomówień.

Incydent ze strażnikiem był powodem naszego usunięcia z 1 skrzydła więzienia Koridallos, nigdy nie zapomnę intensywnego ruchu niektórych więźniów do biura sierżanta. Niestety to był jedyny rodzaj „ruchu” więźniów jaki widziałem tak długo jak byłem w więzieniu ponieważ strajki miał miejsce w 1 skrzydle. Oprócz jednego przeprowadziliśmy z towrzyszami i 2-3 innymi osobami bez żadnego realnego uczestnictwa innych więźniów. Jedyną pewną rzeczą jest to, że po odgórnym przeniesieniu wiele rzeczy się zmienia. Co będzie się teraz działo to pytanie, które zostawiam nam do postanowienia.

Pozdrawiam cię teraz ... Giannis Naxakis, 4 skrzydło Koridallos
Źródło: http://machorka.espivblogs.net/2014/01/06/letter-of-giannis-naxakis-from...

5 stycznia 2014 - oświadczenie towarzyszy Naxiasa

Dziś, w niedzielę 5/1 o 18.30, na zewnątrz skrzydła A, nasz anarchistyczny towarzysz Yannis Naxakis został zaatakowany i pobity przez co najmniej 5 członków Konspiracyjnych Komórek Ognia, którzy mieli ze sobą kije. Towarzysz został zabrany do szpitala poza więzieniem.

Babis Tsilianidis
Yannis Michailidis
Tasos Theofilou
Dimitris Politis
Fivos Harisis
Argyris Ntalios
Giorgos Karagiannidis
Andreas-Dimitris Bourzoukos
Alexandros Mitroussias
Grigoris Sarafoudis

Źródło: http://en.contrainfo.espiv.net/2014/01/05/koridallos-prisons-anarchist-p...

Komunikat Komórek Ognia w sprawie pobicia Giannisa Naxakisa

Nie pierwszy raz ktoś kieruje oszczerczy atak przeciwko Konspiracyjnym Komórkom Ognia. Niektórzy ludzie rozsiewają kłamstwa na nasz temat, starając się zyskać w ten sposób uznanie i zrekompensować swoje niewielkie znaczenie. Tak właśnie zachował się Giannis Naxakis, który jest niczym więcej jak żałosnym pasożytem. Nie ma potrzeby mówić na ten temat zbyt wiele.

Naśladując anty-sądowe wypowiedzi innych osób oraz przyswajając sobie postawę macho, stara się prezentować jako anarchista. W rzeczywistości jednak zawsze porusza się na granicy osobistych korzyści i bezpieczeństwa.

Jak wspomniał w swoim liście: „uważam, że dwuletnią karę dyscyplinarną można podważyć/odwołać, a to nic mnie nie kosztuje, z wyjątkiem ekstremalnego niebezpieczeństwa związanego z wynikiem procesu sądowego” . Udaje rewolucjonistę, tylko wtedy, gdy miałby odnieść z tego jakąś korzyść. Aby lepiej wykreować swój wizerunek, zwłaszcza w oczach towarzyszy za granicą, którzy nie zdają sobie sprawy z jego głupoty, nadmienia też, że popiera nieformalną organizację. Co jednak może łączyć kłamce i oszczercę z insurekcyjnym duchem nieformalnej organizacji anarchistycznej?

Następnie, krytykuje swoich towarzyszy za pobicie klawisza, próbując dorobić do tego polityczne uzasadnienie; jego prawdziwym celem jest odcięcie się od tego wydarzenia.Korzystając z nieformalnej ochrony, jaką mu oferowaliśmy na terenie więzienia, zachowywał się wobec ludzi i sytuacji, w sposób wysoce ironiczny.

Niejednokrotnie, dzięki naszej interwencji, uniknął pobicia (grożącego mu nie ze strony władz więzienia, lecz ze strony innych więźniów).

Wiele razy wyjaśnialiśmy mu, że więzienie to nie cyrk w którym można naokoło dokazywać i robić sobie żarty. Stoczono wiele walk, pełnych krwi i ognia, by zmienić sytuację w więzieniach, a więźniowie zaczęli szanować anarchistów, by więzienne władze zaczęły się ich bać z powodu zemsty, jaka może spotkać ich przedstawicieli na zewnątrz murów. Mimo to, zachowanie Naxakisa w więzieniu bardziej przypominało zachowanie rozpieszczonego dzieciaka, niż „insurekcyjnego więźnia”, jak sam lubił się przedstawiać.

Agresywność oraz postawa insurekcyjna są kwestią czynów a nie słów.

Dlatego krytyka, jaką przeciwko nam wysunął, oparta jest na kłamstwach i fantazjach.

Temu człowiekowi chodziło o wywołanie wokół siebie zamieszania w związku z jego procesem i o wzmocnienie histerii, jaka kwitnie obecnie wokół KKO. Sędziowie i gliny nie pozostają obojętni gdy ktoś, krótko przed procesem, lży te samą nieformalną organizację o przynależność do której jest oskarżony. Zwłaszcza gdy ten ktoś jest oszczercą posiadającym imię i nazwisko: Giannis Naxakis.

Swój list, napisany ofensywnym językiem pełnym ogólników i niejasności (odnosząc się do jakichś anonimowych komentarzy w internecie bez wskazywania o które konkretnie komentarze mu chodzi, mówiąc zamiast tego po prostu „kto chce wiedzieć, ten będzie wiedział co mam na myśli..”.), kończy on potokiem zniewag i obelg na nasz temat (mówiąc o obrzydliwym, podłym, autorytarnym zachowaniu i postawie). Nie pojawia się tam ani jedno rzeczywiste wydarzenie.

A jeśli powodem tego recitalu kłamstw były wydarzenia związane z jego przeniesieniem do skrzydła D, to należy spytać jak rzeczy mają się naprawdę, a przede wszystkim, kiedy KKO zaczęło „przejawiać negatywny stosunek wobec (ich) antyautorytarnej postawy”? Interesują nas fakty, a nie brudne insynuacje. Wszyscy wiedzą, zarówno nasi przyjaciele jak i wrogowie, że kiedy chcemy coś powiedzieć, mówimy to otwarcie i publicznie. Być może z tego powodu często bywamy dla niektórych osób nieprzyjemni, jednak nigdy nie kłamiemy.

To śmieszne, nawet dla największego oszczercy, wyobrażać sobie, ogólnikowo i bez podawania szczegółów, że jesteśmy przeciwni biciu klawisza czyli osoby, która trzyma więźniów pod kluczem. Zrobiliśmy to już raz (podczas naszej próby ucieczki) i właśnie z tego powodu wkrótce rozpocznie się przeciwko nam kolejna sprawa. Mówiliśmy więc nie o tym co wydaje się oczywiste (o pięknie poszarpanego munduru), ponieważ wówczas musielibyśmy mówić również o różnych strategiach. O strategii bicia wroga z zamiarem ucieczki i strategii pobicia go z powodu „naruszenia prywatności twojej przestrzeni (twojej celi więziennej)”. Nie chcemy ich hierarchizować, stawiając jedną wyżej od drugiej, jednak oddzielamy je od siebie. Tę różnicę chcieliśmy wyraźnie ukazać poprzez naszą postawę. Poza tym, najważniejsze było, iż wiedzieliśmy, że ani jeden włos nie spadł z głowy osób biorących udział w tym wydarzeniu, i daliśmy administracji więzienia jasno do zrozumienia, że gdyby sprawy potoczyły się inaczej pociągnęłoby to za sobą problemy. O co więc kurwa chodzi?

Odznaczający się bigoterią i oszczerstwem, upadek Naxakisa dotarł do punktu w którym zaczął on fantazjować na temat „brudnych” porozumień pomiędzy liderami więźniów (do których zaliczył również nas) i kierownictwem więzienia, na temat nietykalności związanej z przeszukaniami cel. Powszechnie wiadomo, że w naszych celach miało miejsce wiele śledztw prowadzonych zarówno przez strażników więziennych jak i specjalne siły policji (EKAM). Nie ulega wątpliwości, że w tym właśnie miejscu oskarżenia Naxakisa przekroczyły granicę między głupotą a nieświadomym donosicielstwem, i że w tym właśnie momencie oba te składniki uległy wymieszaniu.

Jeśli ktoś widzi, że jego strategia zawiodła, lepiej dla niego byłoby przyjrzeć się samemu sobie/dokonać introspekcji zamiast winić o własne niepowodzenie swoich wyimaginowanych wrogów. Roztropniej byłoby również dokonać jakiejś samokrytyki na temat wyimaginowanej społeczności przestępców w więzieniu, która istnieje tylko w jego własnej głowie. A jeśli ktoś uważa swoją strategię za zwycięską, powinien podążać nią do końca, nie bacząc na protesty innych lub osoby, których nie lubi.

Nie mamy problemu z publiczną krytyką. Nawet jeśli jest szorstka i intensywna. Wymaga ona jednak używania argumentów, nawet gdy się z kimś nie zgadzamy. Na tekst odpowiadamy tekstem. Tak jak zrobiliśmy to w przypadku Mihailidisa i Politisa oraz ich krytyki pod naszym adresem (inaccurate as far as we are concerned), a także ich słusznych spostrzeżeń na temat ogólnikowości jednego z naszych wcześniejszych tekstów ( jednak bez znieważania nas czy zniesławiania tekstu, tak jak zrobił to Naxakis) Dlatego właśnie, chociaż Mihailidis był świadkiem pobicia Naxakisa, nie tknęliśmy go, ograniczając się do powstrzymania go przed wtrącaniem w tą sytuację.

Co więcej, znaczenie ma również czas kiedy ktoś decyduje się wyjść ze swoją krytyką, nawet gdy jest ona polemiczna i obraźliwa, jak wtedy gdy werbalnie zaatakowaliśmy K.S. i jego „strajk głodowy”. Opublikowaliśmy wówczas swój tekst dopiero gdy cała procedura dobiegła końca, a jego zwolniono. To co tam napisaliśmy, bez względu czy ktoś się tym zgadza czy nie, było oparte na aktualnych faktach. Gdy jednak ktoś bezwstydnie zniesławia publicznie ludzi, określając ich szkodliwymi epitetami bez prezentowania aktualnych faktów, wówczas mamy do czynienia z inną sytuacją.

Podczas gdy każdy wie, że podczas lat spędzonych w więzieniu nic nie zostało nam tak po prostu dane, okupiliśmy to krwią i samotnością podczas transferów dyscyplinarnych we wszystkich więzieniach (towarzysz Giorgos Polidarios w ciągu pół roku był przenoszony do 5 różnych więzień z przyczyn dyscyplinarnych, a kilkoro z nas do 2-3 więzień), ścierając się z klawiszami (więzienie Domokos) będąc zamykani w izolatkach (w więzieniu Diavata Olga spędziła 50 dni w izolatce), prowadząc strajki głodowe, wywołując kłótnie/awantury, próbując uciec z więzienia…

Gdy wszyscy wiedzą, że prawie każdy jeden anarchista, który wchodził do więzienia, kiedy my w nim byliśmy, nigdy nie został pozostawiony przez nas samemu sobie, nawet gdy znajdował się w innym (niech ktoś spróbuje temu zaprzeczyć, nawet ci, którzy nie darzą nas sympatią). Przeciwnie, zawsze staraliśmy się dopilnować by nie miał tam żadnych problemów, staraliśmy się skontaktować go z innymi więźniami, którzy mogli mu pomóc, upewnialiśmy się, że ma wszystko czego potrzebuje…

Podczas gdy każdy wie, że nawet jeśli nie jesteśmy zbyt uprzejmi i nie mamy najlepszych manier, to niemal codziennie pomagamy niezliczonej ilości więźniów w sprawach dotyczących administracji więzienia i materialnych potrzeb codziennego życia za kratami…

Kiedy każdy wie, że respekt i niektóre przyjaźnie jakie tu nawiązaliśmy, udało się nam uzyskać dzięki temu czym jesteśmy, nie zaś przez uzurpację/pozory czy pozowanie na liderów.

Gdy jednak nawet nasi najgorsi wrogowie (gliny, sędziowie, dziennikarze) nie mają śmiałości znieważać nas w sposób w jaki zrobił to Naxakis, dialektyka się KOŃCZY i pozostaje już tylko miejsce na CAŁKOWITĄ PRZEMOC.

Nie tłumaczyliśmy się nigdy przed sędziami, teraz jednak znaleźliśmy się w sytuacji w której musimy się usprawiedliwiać z powodu brudnych sztuczek tego gnojka.

Przyświeca nam założenie, by wewnątrz więzienia powstrzymywać się przed przemocą i używać jej tutaj tylko przeciwko naszym wrogom i tyranom naszego życia. Takie jest nasze pragnienie.

Jednak Naxakis z tym swoim gównianym kawałkiem papieru, sprawił, że złamaliśmy własną zasadę/sprzeniewierzyliśmy się samym sobie. Znieważył nas, obrzucił epitetami i publicznie rozsiewa niebywałe kłamstwa na nasz temat. Dlatego właśnie rozbiliśmy mu głowę na więziennym korytarzu. Aby położyć kres tej publicznej klęsce. Wybory i strategie, które do siebie nie pasują, powinny trzymać się od siebie na dystans. Nikt nie ma tu monopolu na słuszność, wszystko jest subiektywną kwestią. Tak samo jest z krytycyzmem. Gdy jednak ktokolwiek postanowi jeszcze sięgnąć po oszczerstwa, potwarz i zniewagę w celu obrzucenia błotem naszej historii, naszych wartości, naszych osobowości i naszej ścieżki walki nie skończy tak jak Naxakis. Następnym razem całkowicie wykończymy taką osobę.

Aby położyć kres temu syfilisowi zwracania na siebie uwagi za wszelką cenę, który zaraża nas trucizną i odwodzi od prawdziwego ataku…

KŁAMSTWO JEST JĘZYKIEM PRZECIWNIKA I WŁADZY

PRECZ Z KŁAMCAMI, NAPRZÓD TOWARZYSZE

O NOWĄ ANARCHIĘ i NIHILIZM

Źródło: http://grecjawogniu.info/?p=18991

Znów poszliśmy władzy na rękę – kibice o 11 listopada

Kraj | Ironia/Humor | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm | Tacy są politycy

Po Marszu Niepodległości w 2012 roku zamieściliśmy relację rosyjskich narodowych socjalistów z organizacji Volnica, którzy przyjechali do Warszawy na zaproszenie polskich nacjonalistów.

Nie będzie już niestety więcej relacji gdyż Volnica rozwiązała się i nie jeździ już ani na Marsze Niepodległości ani na demonstracje na cześć UPA do Lwowa. Powstała jednak dużo ciekawsza relacja z tegorocznych ekscesów, tym razem ze strony redakcji pisma „To My Kibice” wydawanego w Bełchatowie.

Relację można w bardzo zabawny sposób konfrontować z przekazem ze strony pupili Polsatu – kiedyś posła Artura Zawiszy i kiedyś europosła Krzysztofa Bosaka oraz niezbyt kolorową rzeczywistością. W jednym z pierwszych zdań czytamy mrożące krew w żyłach zdanie:

Do stolicy władza sprowadziła nawet wojsko – w końcu „całkiem przypadkowo” tego dnia w Warszawie na Stadionie Narodowym odbywał się szczyt klimatyczny.

I znowu paranoja o lewackim szczycie zorganizowanym przez Tuska tylko po to żeby urazić cebulacką dumę narodową gimbusów i kiboli. Raczyli zapomnieć, że miejsce i czas tego szczytu zostały ustalone w czasach w których nikt o żadnych marszach nie słyszał. Raczyli zapomnieć, że o wszystkim już wtedy wiedzieli zarówno Bosak jak i Zawisza, których partie polityczne (LPR i PIS) były wtedy koalicjantami rządowymi.

W czasie gdy cała skrajnie prawa strona sceny politycznej twierdzi, że na Marszu Niepodległości było jak zwykle 100 000 osób (szkoda, że nie milion) kibic pisze:

zwykłych ludzi było widać jakby mniej niż w latach ubiegłych. Organizatorzy też podkreślili naszą obecność, witając nas serdecznie kibiców i zapewniając, że jesteśmy ważną i mile widzianą częścią zgromadzenia, której nikt nie zamierza marginalizować.

Warto zapamiętać to zdanie :) Zwłaszcza w kontekście odcinania się od zadym i mądrych posunięć Bosaka, który dwa lata wcześniej przyczynił się do aresztowania kibica Legii z którego postanowiono zrobić „lewackiego prowokatora”.

O ile na wstępie nasz kibolski reporter pisze o wszechobecnym wojsku, o tyle później przyznaje, iż:

policja była praktycznie niewidoczna, o co prosili ją organizatorzy.

Jak sami wiemy, do ochrony marszu przyporządkowano jedynie 30 policjantów z tzw. zespołu antykonfliktowego, którzy nie mieli ze sobą broni. To właśnie ci policjanci byli nieodłącznymi towarzyszami Straży Marszu Niepodległości.

Jak wspominają kibice:

Dopiero na ulicy Spacerowej, na tyłach rosyjskiej ambasady, gdy podpalono budkę policyjną i próbowano szturmować ogrodzenie wrzucając trochę rac, doszło do starcia z policją.

Dopóki krasnoludki (najpewniej pochodzenia żydowskiego) nie wywołały skandalu międzynarodowego i nie ośmieszyli wizerunku Polski na oczach świata, kibice nie mieli przez cały marsz żadnych problemów. Mogli sfajczyć pedalską tęczę, spuścił łomot strażakom wykonującym swoje obowiązki, obić każdego uczestnika Marszu Niepodległości jaki im się nie podobał. Laurkę otrzymuje również Straż, która świetnie według relacjonujących opanowała sytuację, co niestety nie wygląda tak różowo na nagraniach.

Na nagraniu widać napinkę Straży, która interweniuje dopiero po zawodach. Pod koniec sklepany zostaje kamerzysta. (przyp. red.)

Osobno omawiają sprawę ataków na dwa śródmiejskie skłoty: Przychodnię i Syrenę. Jak zauważają, pierwszy ze skłotów znajduje się:

zaledwie 200 metrów od ulicy Marszałkowskiej, którą przeszedł marsz...

W rzeczywistości trochę bliżej. Jest to jednak odległość większa niż wszystkie rekordy olimpijskie w dyscyplinach takich jak rzut młotem, dyskiem, a nawet oszczepem. Z tego względu bajeczka Artura Zawiszy o butelkach ciskanych z dachu skłotu w Marsz Niepodległości była nie do utrzymania. Udało się jednak szybko wymyślić nową:

...nikt by o tym fakcie nie pamiętał gdyby nie fakt, że Antifa była bardzo dobrze przygotowana do SPROWOKOWANIA narodowców. Wywiesili bowiem z dachu „Przychodni” liczne transparenty i stojąc tam zadziałali na uczestników marszu jak płachta na byka.

Biorąc pod uwagę ten fragment oraz wersję jakoby od koktajli mołotowa ciskanych z dachu „Przychodni” miały się zapalić stojące wokół budynku samochody możemy wysnuć wniosek, że autor elaboratu albo nie był na Marszu Niepodległości albo cierpi na poważną dysfunkcję wzroku, a już na pewno nie był obecny pod Przychodnią gdyż jedynym płonącym samochodem był samochód stojący na podwórku skłotu i został podpalony 15 minut po tym jak napastnicy przecięli łańcuch od bramy i znaleźli się w obejściu. Brak jest zdjęć przedstawiających rzekome "transparenty antify" co widzimy na zdjęciu zrobionym w momencie pierwszego ataku.

Ci, którzy tego dokonali nie byli jednak odpierani przez osoby na dachu tylko przez ludzi ze środka budynku, którzy rzucali w nich butelkami z okien oraz balkonu.

Lewacy byli doskonale przygotowani do odparcia ataku i zgromadzili naprawdę pokaźną ilość amunicji. Kibice wytłukli szyby i próbowali wedrzeć się do budynku jednak wszystkie drzwi były bardzo solidnie zabarykadowane.

Ze zmasowanego ataku i pokazania swojej antysystemowości, bo przecież żaden kibic nie zaatakowałby siedziby grupy ITI znajdującej się o jedną przecznicę wcześniej, wyszedł klops... Z relacji pisma To My Kibice nie dowiadujemy się, czy powodem ataku na drugi skłot znajdujący się na Wilczej było niekorzystne biometeo czy odbywający się „przez przypadek” po drugiej stronie Wisły szczyt klimatyczny.

Czytamy natomiast, że:

Dopiero po pewnym czasie pojawiła się policja przeganiając wszystkich. Zastanawiające jest, że do interwencji zbierali się tak długo, biorąc pod uwagę, że tuż obok znajduje się komisariat.

Wiemy również, że:

podczas Marszu Niepodległości praktycznie nie da się uniknąć awantur.

A także, że:

... mainstreamowe media widzą winę tylko z jednej strony, lamentując, że zaatakowano skłot na którym przebywały kilkuletnie dzieci, a milczą na temat dobrze przygotowanej Antify.

Świetnie się składa, że wszystkie media o tym fakcie pisały. Ciekawe jest jednak to, że nawet używający siły kibice postanowili w związku z tą sytuacją podważyć prawicowy dogmat o tym, że swojego terenu oraz swojej osoby można bronić wszelkimi skutecznymi środkami.

A na koniec refleksja o niebezpieczeństwach Marszu Podłości:

...wszystkie incydenty (…) mogą zostać wykorzystane na rzecz dalszego ograniczenia praw obywateli, którzy z roku na rok mają coraz większe trudności ze zwoływaniem różnego rodzaju zgromadzeń. Patrząc z tej perspektywy – niestety ZNÓW POSZLIŚMY WŁADZY NA RĘKĘ.

Bo przecież jak tylko do władzy dojdzie Ruch Narodowy to nie tylko zmniejszy uprawnienia policji, ale wręcz ją zlikwiduje i ułatwi możliwości oddolnego organizowania się chociażby poprzez związki zawodowe czy organizacje lokatorskie. A represji, nawet w środowisku kibicowskim nie będzie w ogóle.

Dzieci, król krasnal wam to wszystko wynagrodzi.

https://cia.media.pl/warszawa_w_ogniu_rosyjscy_nacjonalisci_o_marszu_niep... https://cia.media.pl/komunikat_kolektywu_przychodnia_w_zwiazku_z_atakiem_...

Kryteria wolności

Publicystyka

Aby móc się zastanowić jak bardzo jesteśmy wolni lub zniewoleni , należy określić kryteria wg których można to zobrazować. Kryteria te podzielę na trzy grupy: polityczne, społeczne i ekonomiczne. Taki zakres jest konieczny ze względu na obecny rozwój ludzkości.

Kryteria polityczne to organizm państwowy w którym żyjemy, system rządów który w nim występuje, sposób w jaki są wybierane władze. Dodatkowo wspomnieć tu trzeba wszelkie organy państwa oddziałujące na ludzi w nim mieszkających. Prosty podział państw wg sposobu wyboru władzy i jej sprawowania, zakłada państwa demokratyczne oraz totalitarne. Z definicji wynika , że w państwach demokratycznych obywatele wybierają swoich przedstawicieli, natomiast w państwach totalitarnych obywatele nie mają wpływu na rządzące nimi elity. Skorygowałbym wspomnianą definicję, tak naprawdę w państwach demokratycznych wybrać można tylko wąską grupę osób, która zazdrośnie strzeże swoich praw do narzucania obywatelom, korzystnych wyłącznie dla siebie rozwiązań.

Mit o demokracji jest popularny na tyle, że pragną go mieszkańcy państw totalitarnych oraz podtrzymują go mieszkańcy państw demokratycznych, ci ostatni mając przed oczyma sytuacje swoich odpowiedników w krajach totalitarnych. Powstaje kuriozalna sytuacja, w której w demokracji nikt już nie zadaje sobie trudu zastanowienia się nad sposobem funkcjonowania społeczności, przyjmując na optymalny ten zastany. Wyzwanie systemowi rzucają nonkonformiści , spychani szybko do roli marginesu, egzystujący poza społecznością , wskazywani jako przykłady zagrożenia dla ładu społeczności . W państwach totalitarnych rządzący są bardziej szczerzy w swoich postawach, jednostka dla nich nie ma znaczenia, jest tylko potrzebna jako element do generowania korzyści, można ją zmusić do niewolniczej pracy, można ją wysłać na wojnę określając jakiegoś wroga interesu publicznego. Totalitaryzm lubi nawiązywać do demokracji, więc organizuje spektakle wyborcze, które według przygotowanego scenariusza potwierdzają poparcie społeczne dla niego. Z kwiatami i ze śpiewem na ustach obywatele dokonują swoich ról.

Kryteria społeczne są trudniejsze do zobrazowania, ponieważ z części z nich tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy. Naleciałości społeczne narzucają nam model rodziny wielopokoleniowej , związku kobiety i mężczyzny, ogniska domowego, zbierania majątku, grona znajomych i przyjaciół. Społeczeństwa tak naprawdę buduje organizm państwowy, jakikolwiek on by był. Społeczeństwo jest w społeczności lokalnej, industrializacji osiągającej apogeum w wielkich metropoliach. Wszystkie społeczeństwa budują swoje obyczaje, folklor , tworzą wreszcie wierzenia religijne , które w większym, bądź mniejszym stopniu są elementem konserwatywnym w tymże społeczeństwie, lecz trudno mieć im za złe, są przecież jego owocem, pojawiającym się na określonym etapie. Kryteria społeczne są głębiej w nas niż to możemy sobie wyobrazić , nasze spontaniczne pojęcie dobra – zła, altruizmu – egoizmu oraz tabu są zdefiniowane i trudne do modernizacji.

Kryteria gospodarcze to system gospodarczy w którym żyjemy. System ten ulegał zmianą na przestrzeni lat, ale zawsze sprowadzał się do tego samego, zapewnienie zaspokojenia podstawowy potrzeb, gromadzenie dóbr, rozwój własności, kreowanie potrzeb innych. Proces rozpoczął się od wspólnoty pierwotnej w której wszyscy jej członkowie pełnili podobne funkcje. Następny był okres gospodarki opartej na pracy niewolników, więc zaczęły się podziały. Przyszedł czas na feudalizm, gdzie pojawiła się bardzo dokładna struktura ludzi wolnych, przy zachowaniu również i niewolnictwa. Pod koniec feudalizmu rozwój kapitalizmu, zmienił pojęcie wolności, zastępując ogólne pojęcie bardziej wymiernym pojęciem wyrażanym w pieniądzu i wynikającej z niego władzy. Prawie równocześnie pojawiło się pojęcie komunizmu, gdzie pomysł polegał na zerwaniu z kreowaniem pozycji jednostki w oparciu o pieniądz, ale było już za późno, w społeczeństwie pieniądz stał się podstawową wartością, podstawową formą oceny, kreowanie systemu bez własności i pieniądza nie mogło się już udać, nie można było tak po prostu wrócić do formy wspólnoty pierwotnej. Obecny kapitalizm miewa się dobrze, kwitnie od prawie dwustu lat, gromadzenie majątku ma obecnie niezagrożoną pozycje w umysłach na całym świecie. Proponowanie alternatywnych sposobów , nie jest traktowane poważnie, a jeśli okazuje się, że następuje konflikt z kapitalizmem zostaje szybko zwalczone.

Podsumowując trudno jest znaleźć dla siebie szerszą płaszczyznę wolności. Trzy podstawowe kryteria wyznaczające wolność współpracując ze sobą, abyś nie mógł być wolny nigdy.

Nikaragua: Sandiniści przeciwko pracownikom

Świat | Prawa pracownika | Protesty | Publicystyka | Represje | Tacy są politycy | Ubóstwo

Poniżej zamieszczamy interesujący artykuł pokazujący kapitalistyczne oblicze rządów Ortegi i Partii Sandinistów.

Na całym świecie, kapitalizm i jego kryzys atakują klasę pracującą coraz bardziej i bardziej. Nędza może tylko rosnąć proporcjonalnie z brutalnością represji w obliczu każdej próby podjęcia walki. Rząd sandinistów, sprzedawany wcześniej jako "socjalistyczna" alternatywa po raz kolejny pokazał swoją prawdziwą twarz - części światowej burżuazji i represyjnego ramienia skierowanego przeciwko klasie pracującej.

W tym kontekście rozumiemy, że protesty w sprawie emerytur w Nikaragui są częścią walk jakie toczą się tu i na całym świecie z klasą pracującą, która nie chce poświęcać niewielkiej części tego co ma na ołtarzu kapitalizmu, ponieważ przedsiębiorcy będący mniejszością nie chcą ponosić ciężarów systemu, który dekadencko gnije od dość długiego czasu. Przedsiębiorcy nie chcą brać odpowiedzialności za negatywne skutki systemu, którego są beneficjentami. Sandinistowski rząd również nie chce płacić za kryzys. Nawet gdy demonstracje nie osiągnęły takich rozmiarów jak ostatnie walki w Brazylii i w Turcji, to są one częścią tej samej walki - walki międzynarodowego proletariatu. Walka tych starych ludzi nie była toczona samotnie, ale z udziałem młodzieży i całej klasy ponieważ ten atak na świadczenia socjalne jest atakiem na warunki życia całej klasy pracującej i innych wyzyskiwanych warstw społecznych.

Atak w koordynacji między policja, a Sandinistami

W czerwcu 2013, grupa emerytowanych pracowników okupowała biura nikaraguańskiej opieki społecznej INSS przez kilka dni domagając się minimalnej emerytury dla pracowników, którzy nie pokryli minimalnej kontrybucji w liczbie 750 składek aby kwalifikować się do emerytury. Ich postulatem było otrzymywanie emerytur w wysokości pensji minimalnej, która wynosi 140 dolarów amerykańskich oraz możliwość korzystania z opieki medycznej. Tylko 8000 z 54000 pracowników spełniło warunki, aby otrzymać "bilet solidarnościowy" warty 50 dolarów amerykańskich, kwotę za którą ciężko jest przeżyć. Reszta nie dostała nic. Według informacji INSS z 71 658 osób, z których żyje 54 872 pokryli składki w liczbie pomiędzy 250, a 750. Odpowiedzią władz INSS na protesty były stwierdzenia, że pieniędzy nie ma, gdyż w 1979 zabrał je obalony dyktator, Anastasio Somoza.

Represje spadły na protestujących z dwóch stron: ze strony bojówek sandinistów i ze strony policji. Podczas okupacji, policja oddzieliła od siebie protestujących oraz ich rodziny i przyjaciół, którzy przynosili im żywność i napoje. Po kilku dniach do protestu dołączyli młodzi ludzie. Mobilizowano coraz większe siły policyjne. Agresorzy jakimi byli podczas starć policjanci nie mogli zostać postawieni w stan oskarżenia. Również protestujących oskarżano o niszczenie mienia czynione przez policję.

W końcu władze wezwały do kontrdemonstracji celem pokazania solidarności z rządem. Mobilizacja była sponsorowana przez elitę sandinistów. Organizowano m.in. transport aktywu partyjnego.

Stanowisko nikaraguańskiej opozycji i światowej burżuazji za każdym razem było takie same: "lewicowy rząd represjonuje starców", z drugiej strony sandiniści stwierdzali, że prawica próbuje manipulować "naszymi emerytami". To w dużym skrócie o tym jak sprawę opisywały media burżuazyjne i pro-rządowe. Tak wygląda gra, której celem jest wmówienie światu, że istnieją różnice między jednymi, a drugimi, tymczasem jedni i drudzy należą do tej samej klasy - wyzyskującej.

Walka tych starców o ich emerytury jest uzasadniona, a my musimy ich bronić. Musimy potępiać represje rządu przeciwko klasie pracującej, która żyje w nędzy dlatego, że nie była w stanie opłacić składek emerytalnych. Fakt posiadania małych pieniędzy spowodowany był niepewną sytuacją zawodową w Nikaragui z jednej strony i pracą na czarno na terenie Kostaryki z drugiej. W takiej sytuacji pracownicy nie mieli często żadnego wkładu w fundusz emerytalny.

Przemówienia ministrów w powyższej sprawie odwoływały się do pseudo-socjalistycznego patriotyzmu i kierowane były przeciw klasie pracującej. Mówili, że to "prawica" stała za tymi protestami i na poziomie międzynarodowym oskarżała "lewicę" o bycie przeciwko "osobom starszym". Nieważne jakie wobec sytuacji stosowane są wymówki "Wina Somozy" z jednej strony i "wina lewicy" z drugiej strony, widzimy, że zarówno lewica jak i prawica usiłują ukryć fakt, że w praktyce realizują tę samą politykę - ucisk wobec klasy pracującej przez kapitał bez względu na jego formę.

To ważne aby demaskować fałszywy dualizm, który służy atomizacji klasy pracującej. Musimy pokazywać co kryje się za tak zwaną lewą stroną kapitału z jej tak zwanym "socjalizmem XXI wieku", który jest tym samym kapitalizmem i tą samą formą wyzysku jak system panujący wszędzie indziej na świecie.

Przyszłość jest możliwa

Linia polityczna wyznaczona przez "oburzonych" w Turcji i Brazylii, gdzie doszło do szerszej walki przeciwko kapitalizmowi pokazuje, że jedyną alternatywą dla klasy pracującej jest walka na podstawie jedności. To wymaga konfrontacji ze związkami zawodowymi, które próbują atomizować klasę pracującą na tle danego sektora lub zakładu. Jest to wizja jedności, która umożliwia rozwój świadomości w oparciu o wspólne działanie. Kapitalizm w dobie obecnego kryzysu udowadnia, że tylko nowe społeczeństwo może odwieźć ludzkość od krawędzi przepaści nad którą się znajduje. Nie może nas satysfakcjonować inny wynik niż zniszczenie kapitalizmu i pokonanie wszystkich rządów łącznie z tymi, które określają się jako "socjalistyczne". Tylko zjednoczona klasa robotnicza może zapewnić przyszłość ludzkości i zapobiec dalszemu niszczeniu świata.

Powyższy artykuł powstał w oparciu o tekst grupy "Nucleo de Discusion Internacionalista en Costa Rica" napisany w Managui w czerwcu 2013 roku.

Można go przeczytać w języku angielskim tutaj.

https://cia.media.pl/nikaragua_calkowity_zakaz_aborcji_zatwierdzony_przez... https://cia.media.pl/anarchizm_a_wenezuela_wywiad_z_rafaelem_uzcateguim

Nestor Machno: Idea równości a bolszewicy

Świat | Publicystyka | Tacy są politycy

XIV Zjazd Rosyjskiej Partii Komunistycznej ostro potępił ideę równości. Przed zjazdem Zinowiew mówił na ten temat w swojej dyskusji z Ustriałowem i Bucharinem.

Oświadczył, że cała współczesna filozofia jest przesycona dążeniem do równości. Na zjeździe przeciwko tej tezie wystąpił ostro Kalinin. Uznał, że każde odwołanie do równości jest szkodliwe i niedopuszczalne. Rozumował następująco.

"Czy możemy mówić chłopom o równości? Nie, nie możemy. Gdybyśmy mówili, zażądaliby takich samych praw jak robotnicy, co byłoby w całkowitej sprzeczności z dyktaturą proletariatu. Czy możemy mówić o równości robotnikom? Nie, nie możemy. Oto dlaczego. Powiedzmy, że komunista i bezpartyjny wykonują tę samą pracę. Komunista dostaje płacę grupy szóstej, a bezpartyjny trzeciej. Uznajcie równość - i następnego dnia bezpartyjni robotnicy będą chcieli zostać we wszystkim zrównani z komunistami. Wyobrażacie to sobie, towarzysze? Nie, nie wyobrażamy... A czy można wzywać do równości wśród komunistów? Nie, nie można, ponieważ komuniści też są w różnej sytuacji... Pod względem praw i sytuacji materialnej."

Z tych wszystkich rozważań Kalinin wyciągnął wniosek, że użycie przez Zinowiewa słowa "równość" było demagogiczne i szkodliwe. Z kolei Zinowiew odpowiedział na zjeździe, że mówił o równości w całkiem innym znaczeniu. Miał na myśli "socjalistyczną równość", która pojawi się w mniej lub bardziej odległej przyszłości. Tymczasem, póki nie nastąpi światowa rewolucja, a nie wiadomo kiedy nastąpi, nie może być mowy o żadnej równości. A w szczególności nie może być mowy o równości praw, ponieważ oznaczałoby to zwrot w stronę groźnych odchyleń demokratycznych.

Rezolucja zjazdu nie została uchwalona jednomyślnie. Ale w istocie obydwa obozy, które starły się ze sobą na zjeździe, uznały idei równości za niedopuszczalną.

A jeszcze tak niedawno bolszewicy mówili całkiem innym językiem.

Pod sztandarem równości szli podczas Wielkiej Rewolucji Rosyjskiej przeciwko burżuazji, razem z robotnikami i chłopami, kosztem których przejęli władzę polityczną w kraju.

Pod tym sztandarem na przestrzeni ośmiu lat panowania nad życiem i swobodami ludu pracującego byłej Rosji - teraz znanej jako "Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich" - bolszewiccy władcy chcieli przekonać lud tego "związku", który uciskali, a także lud pracujący innych krajów, nad którymi jeszcze nie mają władzy, że prześladowali, zamykali, zsyłali, mordowali swoich przeciwników politycznych wyłącznie w imię Rewolucji, jej egalitarnych zasad, które rzekomo wnieśli w tę rewolucję, a które ci przeciwnicy chcieliby zniszczyć.

Wkrótce minie osiem lat od chwili, jak popłynęła krew rewolucyjnych anarchistów, nie godzących się na służalcze bicie pokłonów i pochylenie swoich sztandarów przed przemocą władzy, przed jej samowolą i jawnie kłamliwą ideologią.

W tej przestępczej działalności, której nie można nazwać inaczej, jak tylko krwawym rozpasaniem bolszewickich bóstw, zginęły najlepsze dzieci rewolucji, tylko za to, że wiernie stały przy jej ideałach. Nie dało się ich przekupić. Uczciwie broniąc spuścizny rewolucji, chciały przezwyciężyć obłęd bolszewickich bogów, zburzyć mury na drodze rewolucji i wyprowadzić ją z bolszewickiego ślepego zaułku na drogę prawdziwej wolności pracujących i ich rzeczywistej równości.

Bolszewickie bóstwa szybko zdały sobie sprawę, że te dążenia dzieci rewolucji będą oznaczać koniec ich szaleństwa i ich przywilejów, które udało im się przejąć po obalonym ustroju burżuazyjnym i podstępnie utrwalić dla własnej korzyści. Wydały więc wyrok śmierci na rewolucjonistów. Poparli je niewolnicy i popłynęła krew.

Przez osiem lat lała się nieprzerwanie krew rewolucyjnych robotników i chłopów. I nasuwa się pytanie - w imię czego?

Bolszewicy wymordowali tysiące bezimiennych rewolucjonistów, nazywając ich "bandytami" i "kontrrewolucjonistami", rzekomo w imię równości i wolności pracujących.

Przy pomocy tego kłamstwa bolszewicy ukrywają przed oczami światowej klasy pracującej prawdziwy stan rzeczy w Rosji i swoją całkowitą porażkę w działalności społecznej, oczywistą dla każdego, kto jeszcze całkiem nie oślepł.

Anarchiści na czas ostrzegli pracujących wszystkich krajów o bolszewickich zbrodniach popełnionych podczas Rewolucji Rosyjskiej. Bolszewizm, jako ideał scentralizowanego wszechpaństwa, okazał się śmiertelnym wrogiem wolnego ducha rewolucyjnych ludzi pracy. Przy pomocy bezprecedensowych metod zniszczył w zarodku jego rozwój i zbrukał dobre imię rewolucji. Jednocześnie ukrywał swoją prawdziwą twarz przed wzrokiem pracujących wszystkich krajów, przedstawiając się jako rzecznik ich interesów. Dopiero teraz, po ośmiu latach swojego panowania, coraz bardziej zbliżając się do burżuazji, zaczął ściągać maskę rewolucjonisty, odsłaniając przed całym światem pracy twarz zachłannego wyzyskiwacza.

Bolszewicy ostatecznie pozbyli się idei równości, nie tylko w praktyce, ale i w teorii. Samą wzmiankę o niej uznają za szkodliwą. To jasne - ich rządy polegają na czymś dokładnie odwrotnym, jaskrawej nierówności i przerażających zbrodniach, jakich dokonali na pracujących.

Mamy nadzieję, że pracujący wszystkich krajów wyciągną stąd właściwe wnioski i to oni z kolei skończą z bolszewikami, zwolennikami idei niewolnictwa i wyzyskiwaczami pracy.

Dieło Truda nr 9, Luty 1926 r., s. 9-10

https://cia.media.pl/machno https://cia.media.pl//bolszewizm

Walka z szefem jest dobrze widziana - wywiad z działaczem ASF

Świat | Publicystyka | Ruch anarchistyczny

O ruchu anarchistycznym, represjach i perspektywach rewolucyjnych rozmawiałem z działaczem Federacji Anarcho-Syndykalistycznej (ASF), Davem z Melbourne w Australii.

Jakub. Opowiedz mi o ruchu anarchistycznym w Australii. Jak wygląda, jaka jest jego kondycja i jakie są twoje odczucia względem niego.

Dave. Po pierwsze, jestem zbyt zajęty życiem osobistym, zawodowym i aktywistycznym żeby wiedzieć co się dzieje w całej Australii. Tym bardziej, że jest to dość duży kraj. To co będę mówił bardziej tyczy się mojego miasta, Melbourne.

Ruch anarchistyczny jest podzielony na anarchistów, którzy kontynuują tradycje i są aktywnymi syndykalistami oraz na osoby, których nastawienie do anarchizmu jest bardziej lajfstajlowe i nie należą oni do żadnych zorganizowanych inicjatyw. Istnieje też ruch walczący o wolność w sieci, narodził się przy okazji próby zamknięcia Wikileaks przez władze (założyciel Wikileaks jest Australijczykiem, przyp. J) organizowali protesty okupacyjne. Istnieje też grupa organizująca targi książki nawet na 500 osób i obozy w długie weekendy. W zeszłym roku taki obóz zebrał 100 osób.

J. Mówiłeś, że jesteś aktywny w dwóch organizacjach anarchistycznych w Melbourne. Możesz coś o nich opowiedzieć?

D. Tak, jedną z nich jest Melbourne Anarchist Club, który prowadzi lokalny Infoshop, zajmuje się sprzedażą książek. Posiada również ogromne archiwum korespondencji międzynarodowej. Organizujemy akcje promujące różne kwestie. Robiliśmy na przykład zbiórkę pieniędzy na prawnika dla ludzi, którzy prowadzili kampanię przeciw McDonaldowi. Był to fundrajzing. Naszym celem jest zbudowanie anarchistycznej federacji w Australii. Kontaktujemy się w tej sprawie z anarchistycznymi księgarniami w kraju.

J. Istnieje taki twór jak Anarchistyczny Czarny Krzyż?

D. Tak, ale ci ludzie zajmują się wyłącznie pomocą więźniom. To jest ich poletko, którego nie zaniedbują. Część, w zasadzie połowa członków MAC i Federacji Anarcho-Syndykalistycznej to te same osoby. Natomiast druga połowa zajmuje się tylko MAC lub Federacją.

J. Opowiedz więc o Federacji Anarcho-Syndykalistycznej.

D. Tu sprawa jest o tyle specyficzna, że organizacja jest istniejącą już federacją. Organizacja ma swoje biuro w tym samym miejscu co MAC. Jej działalność rozpoczęła się w 1986, ale wtedy była to nie federacja, ale Grupa Anarcho-Syndykalistyczna działająca w Melbourne. Ruch rozwinął się kiedy pojawili się ludzie chcący stworzyć federację. Przeprowadziliśmy wiele walk. Ostatnią dużą akcją był spór zbiorowy w pizzerii Dominos gdzie jako kierowca pracował nasz towarzysz z miasta Brisbane. Założył tam związek GTWA, który jest częścią ASF. Oczywiście lokalna sekcja ASF również działa. Miała miejsce międzynarodowa akcja solidarnościowa. Kierowcy odzyskali dzięki temu 5000 dolarów zaległego wynagrodzenia. Nie wszystkie postulaty zostały spełnione, ale większość tak. W tym roku wróciliśmy do grona członków Międzynarodowego Stowarzyszenia Pracowników.

J. Czy przed wami istniały w Australii jakiekolwiek wpływy Międzynarodówki?

D. Istniało bułgarskie CNT na uchodźctwie, ale obecnie nie istnieje.

J. Możesz opowiedzieć coś o słynnym strajku tramwajarzy w Melbourne na przełomie lat 80-tych i 90-tych?

D. Pamiętam go. Członkowie ASF mieli swoich ludzi w tramwajach, którzy promowali tam idee i strategie anarchosyndykalistyczne takie jak przestoje tramwajów, albo przewożenie pasażerów za darmo. Pasażerowie twierdzili, że tramwaje działały sprawniej podczas strajku bez kontroli zarządu (śmiech). Ale ja nie byłem wtedy w to zaangażowany. Wychodząca wtedy gazeta SPARKS była wydawana przez ASF. Krążyła wśród 2000 pracowników.

J. Opowiedz mi o sytuacji politycznej w Australii.

D. Mamy obecnie konserwatywny rząd. Partia, która go sprawuje nazywa się Partią Liberalną, ale jest w rzeczywistości partią konserwatywną. Mamy w Australii obowiązek wyborczy. Nie możemy nie uczestniczyć w wyborach przy czym ordynacja jest tak skonstruowana, że Partia Liberalna jest obok Partii Pracy jedną z dwóch, która wygrywa.

Konserwatyści obecnie prowadzą politykę cięć w sektorze publicznym, w szkołach, szpitalach, przy czym wprowadzają ulgi podatkowe dla biznesu. Drugą polityczną siłą jest Partia Pracy.

J. Jak bardzo jest ona antypracownicza?

D. W przeszłości była trochę pracownicza, ale w latach 80-tych miały tam miejsce wielkie zmiany i przesunęli się na prawo. W zasadzie niczym się nie różnią od Partii Liberalnej.

J. Czy identyfikują się z lewicą?

D. W latach 80-tych usunęli ze statutu adnotację, że identyfikują się z nurtem demokratycznego socjalizmu.

J. Jak wygląda pozycja związków zawodowych?

D. Starają się opierać o istniejące przepisy przemysłowe, które są bardzo niekorzystne dla małych związków zawodowych. Pracownicy są zmuszeni zrzeszać się w dużych związkach, które są ugodowe. Mogą jedynie prowadzić akcje protestacyjne podczas trwania negocjacji. Nie można pikietować ani protestować poza tym. Odmowa pracy zawsze jest karana obcięciem pensji. Jeśli kierownik nie obetnie ci pensji za odmowę pracy, to wtedy jego kierownik ma prawo jemu obciąć pensję. Kierownik nie może być zbyt dobry dla pracowników gdyż może przez to oberwać.

Wchodzi nowe prawo dotyczące zgromadzeń i protestów. Chcą aby za odmowę rozejścia się groziły dwa lata w więzieniu. Jest to walka biznesmenów ze związkami zawodowymi.

J. Jak wygląda działalność mainstreamowych związków?

D. Największy związek, STA jest typowym żółtym związkiem. Grupuje się głównie w supermarketach i szpitalach. Wielu jego członków nawet nie wie, że należy do związku. W pewnym momencie dostają świstek do podpisania albo zgodę na obciążenie rachunku bankowego i tyle. Jak przychodzi co do czego, nie robią nic. Tak było w Dominos. W supermarketach odmawiają pomocy w jakiejkolwiek sprawie. I tak działa większość związków w kraju.

Trochę lepiej wygląda działalność National Union of Workers. Mają konkretniejsze podejście. Walczyli o pracowników transportu, robili nielegalne akcje i pikiety.

Ciekawy jest też związek pracowników budowlanych do którego sam również należę, CFMEU. Działa w całej Australii i jest silny w Melbourne. Ostatnio ogarnął kampanię pracowniczą z udziałem tysięcy pracowników. Było starcie z policją, która atakowała protest na koniach.

http://www.youtube.com/watch?v=DojjqJ4p6Io

Związek został wtedy oskarżony o uniemożliwianie pracownikom wykonywania obowiązków, a protestowaliśmy przeciwko złym warunkom pracy w których śmierć poniósł pracownik budowlany. Związek jest obecnie zwalczany i pracodawcy stawiają dla niego bariery gdzie tylko mogą.

J. Jak wygląda działalność lewicowych organizacji w Australii?

D. Nie znam się na nich za bardzo. Poza nami istnieje w Australii IWW, które jest małe i zatomizowane. Nie mam pewności czy ostatnio prowadzili jakąś akcję pracowniczą. Przedrukowują w Australii swoją amerykańską gazetę. Istnieje jeszcze organizacja Socialist Alternative, ale to jest organizacja polityczna, nie związkowa. Sprzedają badziki do przypinania i uważają się za rewolucjonistów. Są marksistami.

J. Marksistami czy trockistami?

D. Może trockistami, nie wgłębiam się w ich poglądy. Są głównie studentami bez jakiekolwiek osadzenia wśród klasy pracującej. Inne organizacje socjalistyczne również istnieją, ale jedynie chodzą na protesty. Raczej interesuje ich polityka niż działalność.

J. Polska jest krajem w którym zamiast walki klas mamy do czynienia z wojnami kulturowymi z udziałem skrajnej prawicy. Czy w Australii skrajna prawica stanowi zagrożenie dla ruchu?

D. Istnieje kilka takich grup, wśród nich Blood & Honour i inne organizacje nacjonalistyczne, ale nie zdobywają pogłosu. Czasem zmobilizują parę setek ludzi, ale tylko na koncerty i zjeżdżają się oni z całego kraju. I to jest cała ich siła. Rasizm w Australii jest raczej resentymentem niż ruchem.

J. Pytam gdyż pamiętam film Romper Stomper i oglądałem kiedyś propagandę australijskiego Kościoła Twórcy, która wydawała mi się najbardziej groteskową propagandą rasistowską jaką kiedykolwiek widziałem.

D. Romper Stomper opowiada o latach 80-tych kiedy gangów skinheadów było więcej, ale były małe i przeszły do historii. Czasem widzę tego typu wlepki, ale to wszystko co z nimi związane. Poza tym dla mnie zupełnie nie istnieją. Dwa lata temu narodowym Dniu Australii doszło w Sydney do zamieszek na tle rasowym, ale to nie spowodowali tego żadni wyznawcy White Power tylko ludzie, którzy wypili za dużo alkoholu i napatoczyli się na kolorowych. Właśnie taka głupia mentalność jest według mnie w Australii problemem, a nie żadna tendencja skrajnie prawicowa. Jeśli interesuje cię skrajna prawica w Australii polecam bloga Slackbastard jednego z moich kolegów, który obserwuje co robi skrajna prawica.

J. Jak wygląda według ciebie przyszłość ruchu anarchistycznego w Australii?

D. Anarchistyczna przyszłość w Australii? Osobiście uważam, że sieć, która istnieje obecnie rośnie. Ludzie są bardzo zaangażowani. Australia akceptuje te idee. Jak tłumaczysz ludziom co to anarchizm udaje im się to spoić z ich tożsamością historyczną czy kulturową.

Ciężej jest ich jednak w coś angażować. Z drugiej strony pojawiła się aktywna młodzież działająca z osobami będących w ruchu już od lat. Walka z szefem jest tu dobrze widziana.

Anarchistyczna federacja ma nam za zadanie pomóc nam operować na dużym obszarze Australii i Oceanii. Konsolidacja ruchu jest utrudniona przez warunki geograficzne. Najbardziej zaludnione jest wschodnie i południowo-wschodnie wybrzeże, chociaż na zachodzie znajduje się też duże miasto Perth. Mieliśmy również kontakty z grupami z Nowej Zelandii. W samym Sydney, gdzie mieliśmy ASF, ale już nie jesteśmy w kontakcie z dwiema anarchistycznymi księgarniami.

https://cia.media.pl/syndykalizm https://cia.media.pl/australia_pracownicy_budowlani_strajkuja_w_sprawie_k...
https://cia.media.pl/miedzynarodowy_dzien_solidarnosci_z_kierowcami_domin...

Rewolucja Ukraińska 1917-21

Historia | Publicystyka

Poniżej krótki wstęp do historii wydarzeń jakie miały miejsce w dobie rewolucji w Rosji w latach 1917-21 na południowo-wschodniej Ukrainie.

Ukraińscy chłopi i robotnicy w latach 1917-21 walczyli zarówno przeciwko carskiej reakcji jak i przeciwko dominacji bolszewików. Jednym z ich przywódców był Nestor Machno.

W historiografii europejskiej Machno nie jest doceniany ani poprzez wzgląd na swój geniusz militarny ani za heroizm jakim odznaczał się on i Rewolucyjna Armia Powstańcza Ukrainy. Jeżeli Machnowcy są wspominani to prędzej jako bandyci albo część lokalnej reakcji. Zachowując krytycyzm wobec Machno i przywódców ruchu postaram się streścić dzieje powstania na Ukrainie.

Rewolucja Lutowa i Październikowa Kontrrewolucja

W lutym 1917 roku doszło do powstania w całej Rosji. Car abdykował, a główne partie polityczne z socjaldemokratami na czele ustanowili demokrację parlamentarną w której główną rolę odgrywali tzw. mienszewicy.

Mienszewicy (od rosyjskiego słowa „mniejszość”) byli tą frakcją w Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji, która sprzeciwiała się Leninowi i kierunkowi rewolucyjnemu w ruchu robotniczym.

Reformistom ciężko było jednak kontrolować tak duży teren jak Rosja. Terytorium państwa rozciągało się na pięć stref czasowych. Wieki zryw społeczny był więc nadal kontynuowany, tym bardziej, że z więzień wychodzili radykałowie: socjaliści, komuniści i anarchiści. Wielu zwykłych ludzi również zmieniali swoje poglądy na sprawy społeczno-polityczne. Chłopi przepędzali obszarników z ich majątków, pracownicy przejmowali fabryki, powstawały rady czyli „sowiety”.

W oczach ludności wyzwolenie proletariatu wisiało w powietrzu. Spora część ludności posmakowała jej w trakcie stanu rewolucyjnego. Nie dostrzegała ona z żadnej strony niebezpieczeństwa dla wolności, które miało za chwilę nadejść. Lenin, przywódca drugiej frakcji w partii socjaldemokratycznej (bolszewików) dobrze znał nastroje ludności. Stąd język z gatunku "ziemi dla chłopów" i "całej władzy w ręce rad".

Nie jest prawdą, że Lenin naprawdę nawoływał do takich zmian. Wcześniej Lenin głosił tezy wedle których walka o prawa pracownicze nie była drogą do zmian. Chciał utworzyć scentralizowaną partię rewolucyjną. Uważał, że budowaniem socjalizmu powinni się zajmować zawodowi rewolucjoniści, a nie masy pracujące. I tę praktykę później realizował. Przez następne miesiące bolszewicy starali się infiltrować rady oraz armię. Okazję do zdobycia władzy wykorzystali w październiku (według naszego kalendarza listopadzie) tego samego roku. Powołana została policja polityczna o nazwie Czeka, która nadzorowała działania sowietów.

Anarchia na Ukrainie

W czasie walk i powstań Ukraina znajdowała się w dość szczególnej sytuacji. Żadna armia ani stronnictwo polityczne nie potrafiło na terenie pogranicza Rosji jakim Ukraina była na stałe zaprowadzić rządów.

Nestor Machno był jednym z wielu radykałów, którzy na skutek rewolucji opuścili więzienie. W więzieniu zdążył się wyedukować i związać świadomie z ruchem anarchistycznym (wcześniej był w nim aktywny jako szeregowy działacz Związku Biednych Chłopów). Środowisko skupione wokół niego przejęło praktycznie całą władzę na tym terenie i pozwoliło na kształtowanie się systemu wolnościowo-socjalistycznego, który nie był jeszcze anarchistycznym ideałem jednak bardzo się do niego zbliżył.

Na terenach kontrolowanych przez Machno działały autonomiczne wspólnoty, z których największą była komuna im. Róży Luksemburg, zupełnie wolne od jakichkolwiek wpływów zewnętrznych. Działalność Machno była krytykowana przez radykalniejszą anarchistkę, Marię Nikiforową, która zarzucała Machno zapędy autorytarne, pobłażliwość dla burżuazji i obszarników i działanie nie-anarchistyczne.

Wyzwolili również wiele miast na północ od Zaporoża z rąk nacjonalistów ukraińskich. Uwolnili wielu więźniów. Weszli w militarny sojusz z bolszewikami jedynie w celu obrony tego co zbudowali. Dopiero gdy Moskwa zaczęła postrzegać Niemcy jako przegranych w wojnie, zwróciła swoje oczy na Ukrainę. Pierwszym obiektem ataku czekistów była komuna im. Róży Luksemburg, która została przez Czekę zniszczona.

W styczniu 1920 roku wyruszenia na Front Polski. Trocki pisał wówczas do członka riewwojensowietu Frontu Południowego, którym był Jossif Dżungaaszwili ps. Stalin:

Czy sądzicie, że można natychmiast zacząć okrążanie i całkowitą likwidację Machny?

Stalin odpowiedział:

Operację otoczania Machny zaczęliśmy przed kilkoma dniami, zostanie zakończona dziewiątego. Rozkaz wymarszu przeciw Polakom wydano umyślnie, żeby uzyskać dodatkowy materiał przeciwko Machnie...

Przeciwko machnowcom kierowano żołnierzy pochodzenia chińskiego lub z innych egzotycznych terytoriów aby nie mogli porozumieć się z lokalną ludnością i odmówić walki z rewolucjonistami. W taki sposób Armia Czerwona zdławiła ukraińską rewolucję. Część jej uczestników zginęła, część musiała się ukrywać. Wszystkie autonomiczne komuny wiejskie na Hulajpolu zostały zniszczone przez oddziały Trockiego. Przywódcy ruchu machnowskiego z samym Machno na czele udali się do Rumunii i spędzili resztę swojego życia na emigracji.

https://cia.media.pl/machno https://cia.media.pl/machnowszczyzna https://cia.media.pl/rosja1917

Protesty, sabotaż i ZOMO - Wspomnienia ze stanu wojennego

Historia | Publicystyka | Represje | Ruch anarchistyczny

Podczas gdy Ruch Narodowy i inni Wszech-Polacy próbują rozgrywać dyskusję o stanie wojennym na własną modłę, pozując przy tym na narodowych bohaterów w walce z komunistyczną dyktaturą, my pokazujemy, jak było naprawdę. Kto i w jaki sposób stawiał opór władzy?

Jak wyglądała ówczesna rzeczywistość oczami młodych chłopców: 10- i 15-letniego? I wreszcie, jak stan wojenny zaważył na ich anarchistycznej przyszłości?

Na te i inne tematy rozmawiam z Owcą i Adamem – od lat zaangażowanymi w działania Warszawskiej Federacji Anarchistycznej.

Na początku przenieśmy się do Warszawy z 13 grudnia 1981 roku…

Jak wspominacie pierwsze chwile po tym, gdy dowiedzieliście się o wprowadzeniu stanu wojennego?

Adam: Moim pierwszym odruchem była dzika, spontaniczna radość. Myślałem wtedy, że wybuchnie powstanie, że wreszcie coś zacznie się dziać…

Owca: Ja pamiętam, że powiedział mi o tym ojciec, którego postać też odegrała dużą rolę w tej historii, jako że to on zabierał mnie później na pierwsze demonstracje i brał czynny udział w oporze wobec komunistów. On poinformował mnie, że coś zaczęło się dziać na mieście, że jeżdżą czołgi, choć zapewne sam jeszcze nie wiedział, że oznaczało to stan wojenny. Później w radiu i telewizji pojawiły się oficjalne informacje i znane wszystkim przemówienie generała Jaruzelskiego.

Owca, czy wtedy rozumiałeś, co się stało? Miałeś tylko 10 lat…

Owca: Jako 10-latek rozumiałem to na swój sposób. Być może wynikało to z innego tempa rozwoju młodych ludzi w tym czasie, jako że wszyscy musieliśmy szybciej dorosnąć. Pamiętam, że kilka miesięcy wcześniej, latem ‘81, odbyły się manewry sprzymierzonych wojsk radzieckich, polskich, niemieckich i czechosłowackich. Wtedy ja i koledzy nie wiedzieliśmy, czy przeżyjemy, dlatego pożegnaliśmy się na podwórku… Dziś może wydawać się to śmieszne, ale tak naprawdę przerażający był fakt, że tak małe dziecko musiało rozumieć, co się dzieje dookoła i stanąć po którejś stronie.

Jak wyglądał ten 13 grudnia w Warszawie?

Owca: Tamtego dnia nie działo się jeszcze nic szczególnego. Ojciec zabrał mnie na popołudniową przejażdżkę po mieście, w okolice ulicy Mokotowskiej i Placu Konstytucji. Próbowaliśmy dostać się do siedziby Regionu Mazowsze, ale cały teren był obstawiony przez ZOMO. Potem cała ekipa „Solidarności” wyrzucała i paliła dokumenty. Oni też zostali później aresztowani lub internowani.

A jak przekazywano sobie informacje o tym, co dzieje się w kraju?

Owca: Oczywiście nie działała wtedy sieć telefoniczna. Jedynym źródłem informacji mogli być sąsiedzi i poczta pantoflowa. Co prawda jeździły autobusy, z tym, że zimą ciężko było się gdziekolwiek dostać. Ale istniał kanał, który wykorzystywaliśmy później przez całe lata 80. – Radio Wolna Europa. Jednak w chwili, gdy stan wojenny się rozpoczął, rozgłośnia była potwornie zagłuszana – brzmiało to właśnie tak, jakby jeździły po niej czołgi.

Adam: Ale my, na południu Warszawy, byliśmy zupełnie odcięci od świata. Nie docierały tam tramwaje ani autobusy. Przy domu Jaruzelskiego chodziły patrole i stały SKOT-y (typ transportera opancerzonego – przyp. red.). Ale tak naprawdę przez kilka pierwszych miesięcy stanu wojennego w mieście nic się nie działo, to była tylko demonstracja siły ze strony władzy. Wśród ludzi bardzo szybko utworzyły się różne, dziwne zwyczaje, takie jak zapalenie świateł w oknach, tworzenie z nich wzoru krzyża na blokach, palenie świec... Na murach, w ramach małego sabotażu, od razu pojawiły się napisy antyrządowe. Nie było farb ani sprejów, ale sprytni, młodzi ludzie dawali sobie radę. Podczas takich akcji ich głównymi wrogami byli ciecie, a nie milicja.

Oficjalnie stan wojenny zniesiono 22 lipca 1983 roku…

Owca: Stan wojenny został zawieszony, ale tak naprawdę podobna sytuacja utrzymywała się mniej więcej do roku 1987. Dopiero po tym okresie zaczęła się pewna odwilż, choć wciąż zdarzały się bardzo brutalne akcje pacyfikacyjne.

Jak wyglądało wtedy wasze normalne życie?

Owca: To były bardzo dziwne czasy, a dla mnie – bardzo intensywne, kompletnie rzutujące na moje obecne życie i przekonania. Przeżyłem wtedy wiele istotnych rzeczy. Mój ojciec był zecerem (zawód polegający na ręcznym lub maszynowym składaniu czcionek na potrzeby druku typograficznego – przyp. red.). Przynosił więc do domu metalowe czcionki, papier i farbę drukarską, po czym wspólnie składaliśmy ulotki z różnymi hasłami, na przykład „Precz z ZOMO” czy „Hunta przecz!”. Poza tym każdy z nas miał swoje problemy…

Adam: Tak, jak powiedział Owca, był to bardzo dziwny okres. Zaistniało wtedy coś na kształt bezideowego zaangażowania społecznego, co wielu ludzi wykrzywiło na resztę lat życia. Niektórych – pozytywnie, ale z innych zrobiła się banda sukinsynów z głębokim przekonaniem o własnej, moralnej wyższości. A równocześnie trwało coś w rodzaju przedłużonej na 8 lat „wigilii” – ludzie chowali się w mieszkaniach, w kręgach przyjaciół… Życie nadal się toczyło, ale było zepchnięte do blokowisk.

Owca: Charakterystyczne były ciągłe przerwy w dostawie prądu. Często, zimowymi popołudniami, nagle w blokach i na ulicach robiło się ciemno. Stałym punktem programu było też noszenie wciąż zamarzającej wody z beczkowozu, bo jakoś nie docierała ona do mieszkań. Oczywiście dla nas była to też świetna zabawa – robiliśmy lodowisko, ludzie się przewracali (śmiech)… Rzecz jasna, mięliśmy także problemy z żywnością, w sklepach nie było nic lub prawie nic. A kartki nie wystarczały na przeżycie. Dlatego ludzie nimi handlowali: ci, którzy nie chcieli cukru, wymieniali go na wódkę, a ci, którzy nie chcieli wódki, brali więcej cukru, żeby samemu zrobić wódkę w domu (śmiech). Ale, niestety, były to też czasy bardzo brutalne… Pamiętam, że za rogiem jednego z moich sąsiednich bloków, naprzeciw nielegalnego przejścia przez ulicę, na stałe usadowili się ZOMO-wcy. Na początku niewiele osób o tym wiedziało i często nieprzepisowo przebiegali przez ulicę, zamiast – zgodnie z prawem – iść przez kładkę. Tam napotykali bandę debili, którzy pewnie nie wiedzieli nawet, gdzie zostali zrzuceni ani jakie to miasto. Na moich oczach spałowali starszą kobietę. Młodych ludzi od razu pakowali do suki i napierdalali – za PRZECHODZENIE PRZEZ ULICĘ…! W końcu wszyscy nauczyliśmy się wypatrywać czujki wskazującej nam, którędy iść i kiedy można przebiec. ZOMO-wcy stali zawsze, ale od tej pory wystarczyło już być ostrożnym. Oczywiście, kilkadziesiąt tysięcy innych ludzi siedziało. Jedni w ośrodkach internowania, inni w więzieniach.

Chodziłeś wówczas na demonstracje?

Owca: Tak. Na pierwszą demonstrację zaciągnął mnie ojciec. Powiedział, że idziemy kupić lody na Starówce. To było 1 maja 1982 roku. Demonstrację organizował mój obecny przyjaciel, Piotrek Ikonowicz i grupa związana z MRK „S”-em (Międzyzakładowym Robotniczym Komitetem „Solidarności” – przyp. red.)...

Adam: Pierwszy MRK „S” tworzyli ludzie związani z lewicą „Solidarności”. Teraz temat został zupełnie wyczyszczony, nie przeczytacie o tym w szkolnych podręcznikach.

Owca: Tak, w jednym z ostatnich wywiadów dla Wyborczej Piotrek powiedział, że protest organizowali socjaliści, anarchiści i robotnicy. Nasza ekipa zaskoczyła władze akcją właśnie tego dnia (w krajach bloku komunistycznego udział w oficjalnych demonstracjach pierwszomajowych był „mile widziane przez władze” – przyp. red.). Służby chyba nie miały o tym bladego pojęcia, a przecież przyszło około 20 tysięcy ludzi. Była to też jedyna demonstracja w ‘82, której nie rozpierdoliło ZOMO. Głównym hasłem było: „Uwolnić więźniów politycznych”.

Masz jakieś traumatyczne wspomnienia związane z udziałem w protestach?

Owca: Tak... Wydarzenia, o których teraz powiem, w całym kraju pociągnęły za sobą w sumie dziesięć ofiar, a w samej Warszawie zginęło pięć osób. Kobieta zatruta gazem, koleś zapałowany na śmierć – to były zupełnie anonimowe osoby. Zaczęło się od tego, że podziemie „Solidarności” wezwało ludzi do Katedry św. Jana na Starym Mieście. To stamtąd na początku stanu wojennego ruszały demonstracje, choć oczywiście istniały też inne kościoły o podobnym znaczeniu… To był piękny dzień. Pojechaliśmy z ojcem autobusem nr 107 z Czerniakowskiej – od początku było wiadomo, dokąd i w jakim celu jadą wszyscy pasażerowie. Przed mszą poszliśmy na rynek, gdzie ojciec kupił mi lody, było mnóstwo biało-czerwonych flag. Mimo obecności ZOMO atmosfera była piknikowa…

I co się stało?

Owca: Zaczęła się msza, na której ludzie podnieśli wysoko ręce, układając palce – wskazujący i środkowy – w literę „V”. Na początku było nas około pięciu tysięcy. Później okazało się, że bardziej lewicowa część uczestników nie była w kościele, tylko czekała już na Placu Zamkowym. Ostatecznie przyszło więc około 10 tysięcy osób. Ale później się zaczęło... Tłum został brutalnie zaatakowany przez ZOMO. Część ludzi uciekła w stronę Powiśla, część broniła się na Starówce. Służby zamknęły ich w ogromnym kotle tak, że nie mogli się wydostać. W 1989 roku znalazłem w PAP (Polskiej Agencji Prasowej – przyp. red.) zdjęcia z tej zadymy, na których widać stojącego na barykadzie Piotrka Ikonowicza. Na Starówce toczyła się wtedy regularna walka, a część osób została aresztowana. Młodzi ludzie niszczyli latarnie, wyrywali bruk, którym mogliby się bronić, rozpierdalali wszystkie pomajowe stojaki z biało-czerwonymi flagami, a same flagi podpalali. My uciekaliśmy przez ulicę Traugutta i Zachętę, aż do Dworca Centralnego. Wszędzie byli ludzie i wszędzie było ZOMO. Resztę dnia spędziłem na płaczu, ale to nie był koniec. Dało mi to ogromną siłę. Później chodziłem więc na kolejne protesty. Na jednej z robotniczych demonstracji, w roku podajże ‘84, było jeszcze gorzej…

To znaczy?

Owca: To było któregoś dnia w czasie, gdy z Huty Warszawa na Żoliborzu wychodzili pracownicy drugiej zmiany. Szli w strojach roboczych. Kiedy ZOMO zastąpiło im drogę, oni utworzyli klin i zaczęli tych ZOMO-wców napierdalać, po czym tamci zaczęli napierdalać robotników… Akcja rozlała się na okoliczne osiedla. Ja uciekłem z ojcem i dwoma zaprzyjaźnionymi studentami na piętro jednego z budynków. Tak było mniej więcej od stanu wojennego – przyjęło się, że ludzie wbiegali pod przypadkowe drzwi i waląc w nie, prosili o wpuszczenie. Na ogół mieszkańcy im pomagali, ale niektórzy obawiali się też ZOMO-wców biegnących z tyłu. Tak było z nami. Nikt nas nie wpuścił, musieliśmy więc wbiec na samą górę budynku i znaleźliśmy się w pułapce. Za nami biegło sześciu albo siedmiu ZOMO-wców. Ale przed nimi uciekało jeszcze trzech innych studentów. Nie wiem, czy na szczęście, ale to ich, na półpiętrze, dopadli ZOMO-wcy... Skatowali ich. Do nieprzytomności, kompletnie… Na ścianach była krew, a oni ich spałowali i zaciągnęli po podłodze do budy. Na dodatek mój ojciec, jak idiota, wyjrzał przez barierkę. Dobrze, że ten kretyn z ZOMO tylko krzyknął: „Wypierdalaj do mieszkania!”, nie wiedząc nawet, że na górze żadnego mieszkania już nie było. To była dla mnie straszna trauma. A ta historia ciekawa jest o tyle, że powtórzyła się mojej ekipie w roku ‘98. Wtedy na nasze spotkanie na Uniwersytecie Warszawskim wpadła załoga pięćdziesięciu nazioli, a ja i kilka innych osób – w tym nasza koleżanka Basia, która była w ciąży – uciekliśmy na klatkę, gdzie mieszkali emerytowani wykładowcy. Waliliśmy w drzwi, jedna kobieta je otworzyła. Błagałem ją, żeby nas wpuściła, a ona powtarzała tylko: „nie mogę”, „nie mogę”… Uciekliśmy więc na górę i zdecydowaliśmy się bronić. Były tam jakieś meble. Ukryliśmy Basię pod łóżkiem i czekaliśmy, co się stanie. Słyszeliśmy ich okrzyki: „Gdzie te lewackie kurwy?!”, „Jebać ich!”. Ale kiedy doszli pod drzwi tej starszej kobiety, ona powiedziała im, że uciekliśmy w inną stronę. Potem zostawiliśmy jej na wycieraczce kwiaty z podziękowaniem. Ale to wydarzenie uświadomiło mi, że podobne rzeczy, znane też ze stanu wojennego, mogą się zdarzać cały czas.

Skoro jesteśmy przy temacie nazioli, to powiedzcie, jak oceniacie ich oficjalny stosunek do stanu wojennego?

Adam: Narodowcy tworzą zmitologizowana wizję 13 grudnia. Tak naprawdę, duża część ludzi o przekonaniach nacjonalistycznych była wówczas w obozie władzy, niektórzy związali się też wtedy z antysemickim Zjednoczeniem Patriotycznym „Grunwald”. Maciej Giertych – ojciec założyciela Młodzieży Wszechpolskiej, Romana Giertycha – był wtedy w PRON-ie (Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego – fasadowa organizacja skupiająca głównie katolickich i narodowych „poputczyków” PZPR z niejakim Dobraczyńskim [pisarzem] na czele – przyp. red.). Nacjonaliści w dużej mierze poparli stan wojenny, bo sprzyjało to całej optyce endeckiej, zachowania substancji narodowej itd… Oni od początku nie dowierzali „Solidarności”, bo uważali, że związek jest sterowany przez KOR (Komitet Obrony Robotników – przyp. red.), a KOR to z kolei masoneria – zresztą, nie bezpodstawnie… Ale biorąc pod uwagę mitologiczną, absurdalną i maniacką wizję rzeczywistości wyznawaną przez tych ludzi, sojusz z Jaruzelskim musiał być tego logiczną konsekwencją. Rzecz jasna, nie wszystkie podziały były wtedy tak oczywiste.

Czy byliście wtedy związani z „Solidarnością”?

Owca: Nie, w żaden oficjalny sposób – zresztą ludzie nie zapisywali się wtedy do struktur związkowych. A klasyczną współpracę z podziemiem zacząłem dopiero w ‘86, kiedy miałem 16 lat.

Adam: A ja od ‘83 byłem związany z redakcją pisemka „Wola” oraz z grupą polityczną „Robotnik”. Później, po liceum, związałem się ze studenckim NZS-em (Niezależne Zrzeszenie Studentów – przyp. red.) – pod względem ideowym w tej organizacji byli chyba wszyscy.

A kiedy zaczęliście działać jako anarchiści?

Adam: Od końca lat 80. W siódmą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, 13 grudnia 1988 roku, po raz pierwszy wystąpiliśmy, używając przemocy. ZOMO-wcy stali jak idioci, a my rzucaliśmy w nich śrubami i łączami od rusztowań. Na ten dzień przygotowaliśmy też butelki z benzyną, śmiesznie uszczelniając je parafiną topioną na kuchence, ale chyba użyliśmy ich później... Równolegle rozgrywał się happening organizowany przez grupę „§ 22”. Nasza „grupa bojowa” była złożona z ludzi o różnych poglądach, ze znacznym udziałem anarchistów. Część z naszych ówczesnych towarzyszy zaczęła później pracę w Urzędzie Ochrony Państwa, inni trafili za kraty za przestępstwa kryminalne, a jeszcze inni… siedzą tu z nami (śmiech).

Na początku lat 80. obaj jeszcze się uczyliście. Czy podczas stanu wojennego stawiano opór w szkołach?

Owca: Tak, pojawił się tam bardzo szybko, choć na ogół szkoły starały się ludzi stłamsić – zwłaszcza w podstawówkach i liceach rządzonych prze komunistów. Mimo to powstawały małe „grupy protestu”. Jedną z nich – Uczniowski Front Odmowy – utworzył nasz kolega, Piotr Rymarczyk, z którym później zakładaliśmy Międzymiastówkę, a potem – Federację Anarchistyczną. Piotrek miał wtedy 12 lat. Wraz z kolegami wydał dwie, trzy gazetki, więc zainteresowała się nimi bezpieka. Dotarła do nich nawet Wolna Europa. Ja sam usłyszałem o chłopakach właśnie w radiu, ale w ‘82 i ‘83 mówiłem wszystkim, że jestem w UFO. Kiedyś nawet specjalnie przypaliłem sobie kurtkę i powiedziałem, że trafiła mnie petarda (śmiech). Opowiadałem też o specjalnych akcjach, do których jednak – z uwagi na różne wyimaginowane czynniki – akurat teraz nie mogłem zaangażować moich kolegów z klasy. Najśmieszniejsze jest to, że Piotrka spotkałem kilka lat później. Wówczas milicja ścigała go po całej Polsce.

Adam: Ja chodziłem z Rymarczykiem do tej samej szkoły, ale byłem o kilka lat od niego starszy. Ta placówka była specyficzna. Była swoistą enklawą, szkołą PAX-ów, czyli Prokomunistycznych katolików. W naszym szkolnym radiowęźle na przerwach podczas stanu wojennego leciał Kaczmarski. Było tam też wielu nauczycieli, wyrzuconych wcześniej z innych szkół – na przykład polonista Łukasz Ługowski, zaangażowany też społecznie. Część moich kolegów z klasy, na przykład Wojtek Sobolewski, Grzesiek Korczyński czy Wojtek Kłos, razem ze mną rozkręcali w Warszawie Pomarańczowa Alternatywę.

Owca: Warto wspomnieć też o naszym nieżyjącym już koledze Krzyśku Markuszewskim, który był bardzo aktywnym i mocno lewicowym konspiratorem na terenie Warszawy. W 1981 roku, kiedy wybuchł stan wojenny, Krzysiek działał w grupie anarchistycznej, a mnie i Adama poznał podczas zakładania PPS (Polskiej Partii Socjalistycznej – właściwie podczas odnawiania jej działalności w kraju – przyp. red.).

Jednym z forsowanych przez mainstream symboli zakończenia stanu wojennego w Polsce jest osoba Jana Pawła II. Czy podzielaliście entuzjazm społeczeństwa na wieść o dwóch pielgrzymkach papieża do Polski, czy już wtedy zapowiadaliście się na anarchistów? ;)

Owca: Szczerze mówiąc, pierwszej pielgrzymki nie zarejestrowałem i w ogóle mnie to nie obchodziło. Podczas drugiej interesował mnie jej aspekt społeczny, a nie religijny. Już wtedy miałem bardzo krytyczny stosunek do Kościoła Katolickiego. Papież był symbolem, ale czegoś innego – oporu wobec komunistów, przynajmniej dla mnie jako dziecka. W tamtych czasach z okien mojego bloku zrzucano na ulicę ulotki KOR-u. Ale przyjazd papieża w ‘83 pozwolił ludziom masowo wyjść na ulice. Sam brałem udział w dwóch bardzo dużych demonstracjach. Jedna z nich odbyła się, gdy papież miał mszę na Stadionie Dziesięciolecia. Chcieliśmy wtedy przejść całe miasto z okrzykami „Solidarności”, a było z nami kilkadziesiąt tysięcy osób. Kiedy doszliśmy do ulicy Dobrej, brutalnie zaatakowało nas ZOMO. Użyli gazów i pałek, były jakieś drobne walki na Powiślu…

Adam: A ja do 1986 roku jak najbardziej byłem katolikiem i bardzo poważnie traktowałem religię, choć nie byłem gorliwy religijnie. Ale sprawa nie jest tak jednoznaczna. Ja byłem wtedy na Stadionie Dziesięciolecia i widziałem, że Wojtyła bardzo sprytnie grał, na przykład używał słowa „solidarność” w różnych kontekstach, manipulował ta sprawą… Kilka lat później usłyszałem o kilku osobach, które – wiedzione duchem egzystencjalnego buntu – zamierzały go kropnąć (śmiech).

A jak oceniasz postawę Kościoła wobec stanu wojennego?

Adam: Kościół wypowiadał się bardzo dwuznacznie. Zasadniczo był przeciwny rozlewowi krwi i choć na dużą skalę udzielał pomocy osobom internowanym i represjonowanym, to i tak to nie ludzie internowani byli głównymi ofiarami stanu wojennego. Jeśli chodzi o sam ruch społeczny i kreowanie ogólnej atmosfery w kraju, Kościół zajął stanowisko wyczekujące i pacyfikujące. Dlatego część radykalnych elit opozycyjnych poprowadziła zakrojoną na niezbyt szeroką skalę, ale dość głośną akcję odsyłania metryk chrztu do kościołów. To oczywiście i tak było niezgodne z katolickimi procedurami mówiącymi o apostazji… Na Wielkanoc ‘82 w drugim obiegu pojawiły się pocztówki przedstawiające uszate pisanki z karykaturami ówczesnego Prymasa Polski, Józefa Glempa oraz Ministra Propagandy w rządzie komunistycznym, Jerzego Urbana. Później dość często odbywały się demonstracje, których punktem wyjściowym były tak zwane „msze za ojczyznę”. Mimo to, stanowisko episkopatu i większości księży było dwuznaczne i bardzo powściągliwe, choć niektórzy z nich rzeczywiście aktywnie angażowali się w poparcie „Solidarności”, przez co miewali kłopoty z przełożonymi.

Jak doświadczenia z okresu stanu wojennego wpłynęły na wasze późniejsze życie?

Owca: Te wydarzenia, o których mówiłem wcześniej i traumy, które przeżyłem, ukształtowały mnie jako opozycjonistę. Zacząłem uczestniczyć w różnych akcjach. Jedną z prostszych było na przykład zapierdolenie białej kredy z pokoju nauczycielskiego i pisanie nią na zielonych tablicach, czyli płotach otaczających warszawskie tereny budowy, haseł w stylu „Uwolnić więźniów politycznych”. Do dziś robię rzeczy, które jednoznacznie kojarzą mi się z tamtymi czasami – na przykład mój udział w różnych zadymach na terenie całej Europy, które jednocześnie fotografowałem. Jestem kompletnie zafiksowany na punkcie stawiania oporu władzy.

Adam: W moim przypadku było inaczej. Być może nastrój stanu wojennego jakoś na mnie wpłynął, ale, szczerze mówiąc, nie przeceniałbym tego… Zawsze byłem bardzo refleksyjnym człowiekiem i mój rozwój dokonywał się niezależnie od takich wydarzeń. Miałem też żal do „Solidarności”, że była zbyt miękka. Poza tym, jeśli chodzi o poglądy, w czasach liceum byłem bardziej nacjonalistą, choć nie związanym z żadnym ugrupowaniem tego typu. Jednak później nastąpił we mnie stopniowy odwrót od takich poglądów… Być może, gdyby nie stan wojenny i zaangażowanie antykomunistyczne, to w ogóle zająłbym się filozofią?

Czy dziś, jako anarchiści, bazujecie na doświadczeniach wyniesionych z tamtych czasów?

Owca: Oczywiście, że tak. Nie możemy zapominać, że część pomysłów, realizowanych przez podziemie, bazowała na doświadczeniach żołnierzy Armii Krajowej. My uczyliśmy się od nich, a dziś, jako anarchiści, staramy się przenieść tamte trudne realia na współczesność. Uważamy, że władza nadal jest potwornie represyjna i należy z nią walczyć wszelkimi sposobami. Jeśli trzeba, to z użyciem przemocy.

Dzięki za rozmowę :)

Rozmawiała:
Jaśka (Warszawska Federacja Anarchistyczna)

https://cia.media.pl/gdy_anarchisci_walczyli_z_prawdziwa_komuna_gdzie_byl...

Kto strzela do robotników jest zbrodniarzem. Dlaczego nienawidzę PZPR bardziej niż prawica

Kraj | Gospodarka | Historia | Prawa pracownika | Publicystyka | Represje

Dzisiaj przypada kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego, który miał na celu za pomocą środków policyjno-wojskowych stłumić robotniczy zryw o "Samorządną Rzeczpospolitą". Być może to już ostatnia rocznica, gdy żywy jest jeden z głównych autorów stanu wojennego - Wojciech Jaruzelski. Od lat toczą się spory o stan wojenny i samą postać generała w ciemnych okularach. Zapewne dla osób obeznanych z tematem nie napiszę więc tu nic nowego, ale wydaje mi się, że wciąż warto powtarzać prawdę na temat tamtych czasów, tym bardziej, że ciągle na tzw. lewicy pojawiają się osoby, które próbują je gloryfikować.

Stan wojenny był wprowadzony z przyczyn nacjonalistycznych i przede wszystkim jako wynik toczącej się przez cały okres trwania PRL walki klasowej pomiędzy posiadaczami środków produkcji (biurokracją partyjno-państwową) a klasą pracującą. Tak, dla wielu ta teza może być zaskakująca, że kojarzona (niesłusznie) wyłącznie z marksizmem walka klas jest odnoszona do "socjalistycznej ojczyzny". Ale to prawda - także sam Marks, rzekomo ikona PRL, rozpoznałby bezbłędnie ten konflikt. Rozpoznawali go także sami robotnicy. Walka w PRL nie toczyła się o powrót do sytuacji sprzed wojny, oddawanie majątków kapitalistom i ziemianom, ale o kontrolę robotniczą nad zakładami. Do pierwszych starć dochodziło już w latach czterdziestych, kiedy robotnicy walczyli o zachowanie spontanicznie ustanowionej kontroli nad zakładami pracy. Państwo "socjalistyczne" wkroczyło i stłumiło wszelkie tego rodzaju ruchy, albo wchłaniając instytucje robotniczej kontroli do machiny biurokratycznej, albo poddając opornych represjom.

Uwielbienie dla krwawych generałów – Pinochet i polscy nacjonaliści

Świat | Publicystyka | Rasizm/Nacjonalizm

10 grudnia przypada rocznica śmierci Augusto Pinocheta, chilijskiego dyktatora, który w 1973 roku dokonał zamachu stanu obalając tym samym demokratycznie wybrany, lewicowy rząd Salvadora Allende.

W ciągu 16-tu lat trwania jego dyktatorskich rządów zamordowano tysiące przeciwników politycznych, dziesiątki tysięcy poddanych było torturom, a setki tysięcy musiało opuścić kraj. Za systematyczne łamanie praw człowieka Pinochet został potępiony niemal na całym świecie i pod koniec życia musiał stanąć przed trybunałem w Santiago.

W tym roku, w 40-tą rocznicę krwawego zamachu, nie było w Chile ani jednego głosu (jak niegdyś) usprawiedliwiającego dyktatora i jego okrucieństwo. Chilijczycy, czy to z prawicy czy to z lewicy, są zgodni co do tego, że „nigdy więcej…”. Mimo to, dla skrajnej prawicy w Polsce Pinochet nadal jest bohaterem, a rocznica jego śmierci godna upamiętnienia. Początki tej publicznej sympatii sięgają końcówki lat 90., gdy Michał Kamiński, Marek Jurek oraz Tomasz Wołek polecieli odwiedzić swojego „bohatera” do Anglii, gdzie Pinochet został zatrzymany. Także dla współczesnego pokolenia polskich narodowców z Ruchu Narodowego, Młodzieży Wszechpolskiej i ONR Pinochet nadal jest „rycerzem”.

Warto zwrócić uwagę na parę paradoksów z tym związanych. Narodowcy wiele razy poddawali krytyce imperializm amerykański, ingerencje USA np. w wojnę domową w Syrii, a także służalczość polskich władz wobec Ameryki . A przecież powszechnie znanym faktem (m. in. dzięki ujawnionym tajnym dokumentom CIA) jest to, że zamach stanu w Chile był inspirowany, zaplanowany i sfinansowany przez ówczesny rząd Stanów Zjednoczonych. Polscy narodowcy hołdują marionetkowym dyktatorom latynoskim, wyniesionym do władzy przez USA, krytykując zarazem współczesny imperializm tego kraju. Paranoja!

Kolejny absurd w czczeniu Pinocheta przez takie postacie jak Robert Winnicki jest związany z aspektem „tożsamościowym”, także będącym na sztandarach narodowców. Lewicowe ruchy społeczno-polityczne w Chile, a właściwie na całym kontynencie latynoamerykańskim, cechowały się (i nadal tak jest) dość silnym aspektem „tożsamościowym” rozumianym jako przywiązanie do własnej, różnorodnej kultury i tradycji. W latach 60-tych, a w szczególności za czasów rządu Salvadora Allende, bardzo porządnie rozwijały się projekty i inicjatywy twórcze, przeciwstawiające się wszechobecnej, komercyjnej tandecie oraz popkulturze amerykańskiej (tej samej przecież patologii tak krytykowanej obecnie przez narodowców w Polsce). Dyktatura brutalnie rozprawiła się z ruchem tożsamościowym. Książki palono na stosie, artystyczne malowidła na murach zamalowywano, utworów z „Nowej Piosenki Chilijskiej” zakazano, twórców represjonowano, mordowano (jak Victor Jara) lub zmuszano do emigracji….

Wszechobecna komercyjna tandeta i popkultura amerykańska wróciły, tyle że tym razem wymieszane z tekstami o szowinistycznych i rasistowskich treściach, rodem z chilijskiej armii pod dowództwem, ukochanego przez p. Winnickiego, Augusta Pinocheta.

Na tym nie kończy się jednak nacjonalistyczna głupota. Od jakiegoś czasu polscy nacjonaliści propagują akcję „swój do swego po swoje” namawiającą do kupowania produktów u polskich producentów, by pieniądze nie trafiały do zagranicznych korporacji, lecz do rodzimych przedsiębiorców. Rząd prezydenta Salvadora Allende został obalony głównie dlatego, że odważył się sięgnąć po swoje, czyli, po chilijskie kopalnie miedzi i innych cennych minerałów, znajdujące się wówczas w rękach amerykańskich korporacji, oraz po banki, fabryki i ziemie w posiadaniu zagranicznego kapitału. Augusto Pinochet Ugarte, bombardując pałac prezydencki i wprowadzając przy pomocy terroru i zbrodniczych metod neoliberalny porządek działał w obronie interesu zagranicznych korporacji i międzynarodowej finansjery. Ale jak widać naszym narodowcom kupującym „swoje u swoich” jakoś to nie przeszkadza.

Paranoja, głupota, zakłamanie? Ignorancja? Może hipokryzja?

Jedynie hasło „Odliczajcie życia chwile szykujemy dla Was Chile!”, jedno z ulubionych haseł polskich narodowców, nie pozostawia wątpliwości: chodzi o krew, zwyczajną ludzką krew.

Źródło: 161infocafe

http://www.youtube.com/watch?v=RnK4acDTp-Q

https://cia.media.pl/bajka_o_chile_zlych_lewicowcach_i_dobrym_mordercy

Kanał XML