Korwin-Mikke socjalista!

Publicystyka | Tacy są politycy

W obliczu zamachu własności prywatnej na wolność jaką jest próba wprowadzenia ACTA w Polsce masy internautów protestują na ulicach. W obliczu takiego zrywu ludzi nieświadomych politycznie do akcji wkroczyli faszyści i Kongres Nowej Prawicy, którzy pędzą swoich zwolenników na protesty.

Aktywiści Kongresu Nowej Prawicy spamują fora internetowe oraz facebooka próbując z protestów przeciwko władzy korporacjii zrobić walkę narodu z „komuną”. A czym jest komuna? Komuną dla KNP jest każda siła występująca przeciw wolnemu rynkowi. Ale jak można w imię wolnego rynku wystąpić przeciwko własności prywatnej?

Postanowiłem zapytać u źródła. Nie było to trudne. Lider Kongresu Nowej Prawicy przyszedł na protest przeciwko ACTA. Chciał dojść do mikrofonu jednak jako polityk nie został dopuszczony do głosu. Kiedy niepocieszony krążył wśród tłumu spotkał mnie.

- Dzień dobry – powiedziałem, a JKM uścisnął mi dłoń – proszę mi wytłumaczyć jak można godzić atak na własność prywatną z wolnym rynkiem.

Odpowiedź JKM była zaskakująca.

- Yyyy Eeeee Yyy Eee, jaka własość prywatna?

- Własność prywatna – kontynuowałem – bo czym jest własność prywatna jak nie koncepcją wedle której ktoś musi stracić żeby zyskał ktoś. I czym jest ACTA jak nie atakiem własności prywatnej na wolność ponieważ nie da się wolności połączyć z koncepcją własności prywatnej.

W tym momencie znikąd pojawił się brodaty krasnal, który zabrał Korwina i oddał w szpony dziennikarzy. Na szczęście Internet nie został jeszcze całkiem nam odebrany więc mogłem z łatwością usłyszeć pełną odpowiedź na moje pytania.

„Problem polega na tym, że własność została ochroniona zanadto. To nie jest tak, że jak ktoś coś wymyśli to trzeba to chronić przez 100 lat, 1000 lat itd. Po jakimś czasie powinno stać się to domeną PUBLICZNĄ i w tym momencie yyyyy i w tym momencie yyyyyy pojawia się pytanie kiedy to się kończy.”

W swoim wywodzie dodał jeszcze, że jak coś publikuje to chce mieć na to siedmioletnią ochronę. Wniosek? Nadal nic nie wiadomo. Z jednej strony Korwin-Mikke jak to w końcu ma wyglądać. Na jakiej podstawie neoliberałowie chcą wywnioskować kiedy ochrona własności postępuje zanadto, a kiedy nie zanadto. Tak czy inaczej popierają kolektywizowanie własności intelektualnej „po jakimś czasie” czyli po siedmiu latach? Co za lewaki! Zamiast chronić własności do upadłego chcą chronić tylko przez siedem lat.

A co z lekami i nasionami? Co z kamienicami? Co z zakładami? Czy w innych przypadkach własność nie jest chroniona „zanadto”? W tej kwestii korwiniści i ich wódz milczą i jeszcze długo będą milczeć.

Tak czy inaczej okazuje się, że gdy kapitał uderza w darmowe filmy porno burzą się wszyscy. DOSŁOWNIE WSZYSCY.

"Problem polega na tym, że

"Problem polega na tym, że własność została ochroniona zanadto" - Janusz Korwin-Mikke

fajny cytat :)

trzeba było się jeszcze spytać kto ma o tym decydować. Ta odpowiedź też mogłaby zaskoczyć, skoro bierze udział w tych demonstracjach, musiałby powiedzieć - LUD

ZAUWAŻYLIŚCIE, ŻE KORWIN NA TYM ZDJĘCIU

JEST PODOBNY DO GUYA FAWKINSA?
Swiat się kończy - 2012

nie wiemy kto to jest Guy

nie wiemy kto to jest Guy Fawkins, ale wierzymy na słowo :) no świat się kończy, Korwin broni komunizmu przed pazernymi właścicielami :)))

Zwierzęta raz do roku

Zwierzęta raz do roku mówią ludzkim głosem. :D

....

Jeśli Pan chce to mnie można o to zapytać. Z miłą chęcią odpowiem. pawel.janowski@nowaprawica.org.pl

Będzwał robi sobie sam pod

Będzwał robi sobie sam pod górkę. Jako wielki wyznawca Św. Własności powinien poprzeć ACTA.

Hehe, no trochę komedia.

Hehe, no trochę komedia. Generalnie wszyscy orędownicy świętej własności prywatnej mają teraz nie lada orzech do zgryzienia. Polskie prawaki, z wiadomych względów, przyzwyczajone są do piracenia softu, muzy, filmów itp. i generalnie taka forma "wolnej kultury" całkiem im odpowiada. Tylko jak wynikła sprawa ACTA, prawica wpadła w niezły dysonans, bo okazało się, że wcale do tej własności prywatnej nie są tak przywiązani. Internetowy "elektorat" Mikkego, nie zniósł by gdyby ten nie wyraził sprzeciwu wobec ACTA, stąd zaczęto na poczekaniu tworzyć różne teorie walki z "różnej maści bolszewikami". Niestety osoby niezorientowane w temacie, mogą stać się smacznym kąskiem dla prawicy.

moze ten link nieco rozjasni

moze ten link nieco rozjasni stanowisko libertarian zasadniczo rozgraniczajacych wlasnosc rzeczy materialnych od wlasnosci intelektualnej: http://mises.pl/pliki/upload/kinsella-przeciwIP.pdf :)

Primo, to prawicowych

Primo, to prawicowych libertarian, bo lewicowi libertarianie to anarchiści. Secundo, rozgraniczanie własności intelektualnej i własności materialnej, to jest niekonsekwencja. Dla wartości intlektualnych ma być komunizm, a dla materialnych kapitalizm? :D

OK, ale co z powietrzem?

OK, ale co z powietrzem? Jeżeli sobie uznam, że powietrze jest moją własnością prywatną, tak jak przed laty banda oprychów zwana później szlachtą uznałą sobie, że ziemia to ich własnosć, to Korwin będzie protestował przeciwko temu, czy będzie za? Powietrze jest przecież materią. :P

Tak, oczywiście

A potem JKM zdjął spodnie i powiedział, że jest Napoleonem, to znaczy powiedział: "eee yyyy eeee N-Nostradamusem, tym co wynalazł słońce". Relacje Pana autorstwa są tak nierealistyczne, że aż śmieszne. Znam Pana Janusza i wiem jak elokwentny jest. Nie poszedłby tam, nie przygotowawszy się uprzednio. Wciskaj takie łzawe bajki kolegom z gimnazjum, ale nie nam

To nie jest ocena

To nie jest ocena polityczna. To akt wiary. Podchodzenie do polityki z religijnym namaszczeniem kończy się jihadem.

Też miałem okazję go

Też miałem okazję go słuchać także na żywo. To taka elokwencja w stylu Borata :) Zapewne jest w tym sporo prowokacji,na którą gama reakcji może być szeroka: od parsknięcia śmiechem, poprzez tępe osłupienie, po walnięcie w mordę. Ostatnio jakby utracił sporo ze swego komizmu i po prostu bredzi. Może powinien już wycofać się z życia publicznego. Kończ waść wstydu oszczędź.

PS Dodam,że kiedyś

PS Dodam,że kiedyś śledziłem różne korwinizmy tak jak niektórzy "elokwentne"wypowiedzi Dody,ale już dawno przestało mnie to bawić...

z igły widły

Kamienice i zakłady to żadna analogia, bo to nie jest własność intelektualna. A kwestia praw autorskich to temat sporny nawet wśród liberałów. Bo kopia to nie jest normalna kradzież, skoro autorowi niczego nie ubywa.

Bardzo dobra analogia, bo to

Bardzo dobra analogia, bo to jak z rentą z ziemi. Ziemi nie ubywa od tego, że na niej jest dzierżawca. To jest podstawą kapitalizmu od dawien dawna. ACTA jest tylko logiczną konsekwencją grodzenia pastwisk gminnych.

Ziemi nie ubywa, ale

Ziemi nie ubywa, ale konkretna lokalizacja jest używana. Tobie nie ubędzie jak wezmę twój telefon na tydzień i oddam, ale nie będziesz mógł go w tym czasie używać.

Zacznijmy od tego, że ziemia ( nie płody rolne, ale sama nieruchomość ) nie może być dosłownie własnością bo nie jest tworem pracy ludzkiej. To że Locke, pachołek kolonizatorów, pisał o moralności w "prawie grodzenia" nie wiele w tej kwestii zmienia.

Tutaj też pojawia się pytanie: gdzie jest złoty środek.

Georgizm i agoryzm dość

Georgizm i agoryzm dość sensownie poruszają tematykę twoich wątpliwości, jeżeli chcesz rozważać sensowność prawa własności do ziemi w kontekście liberalizmu nie będącego opartym jedynie o propertaryzm. I choć jest mi dość blisko do tego pierwszego, przekorność nakazuje wytknąć błąd w analogii z telefonem - lokalizacja nie należy do tego, kto rości sobie do niej prawo, ale do tego, kto zdążył je uzyskać w konkretny sposób jak poprzez pierwotne zawłaszczenie - a bardziej współcześnie, dzięki np. transakcji. Jak sam zresztą zauważyłeś - ziemia w przeciwieństwie do komórki nie podlega tym samym prawom własności, dlatego porównanie jest chybione (jeżeli używam swojego telefonu, to nikt na tym nie traci; jeżeli pożyczam go tobie, to jedynie zawieszam część swoich praw do niego na określony czas). Założenie oparte o "okradanie reszty" poprzez redukcję jej możliwości jest komiczne w swoich skutkach - każde nowo narodzone dziecko okrada całość ludzkiej populacji pomniejszając jej prawa do ziemi o pewien promil na swoją rzecz.

Czyli pieniądze można

Czyli pieniądze można zabierać innym? Przecież, pieniądz w sensie banknotu czy cyfry na koncie, też nie jest jakąś rzeczą, która ma realny wymiar (jak np. kamienica). Cała wartość pieniądza jest czysto umowna (wirtualna). Rozumiem, że od dziś liberałowie akceptują zabieranie pieniędzy kapitalistom ;)

Pieniądz jest dobrem

Pieniądz jest dobrem rzadkim, nie jest dostępny w nieograniczonych ilościach (jeśli jest, to traci na wartości). Cyfry na koncie są oczywiście tylko graficzną reprezentacją przedmiotów, które zostały wypożyczone bankowi, a bank zobowiązuje się je zwrócić na żądanie. Wartość wszystkiego jest zawsze umowna, to całkiem inny problem. Mieszasz różne sprawy.

Pieniądz jest złem

Pieniądz nie jest żadnym dobrem, a cyfry na koncie są niczym i jest dostępny w nieograniczonych ilościach, kwestia tylko, że ten przywilej mają nieliczni. Twoja praca zostaje przez bank zamieniona na coś co ma wartość bardziej niż umowną, żeby nie rzec, że iluzoryczną. Już niejednokrotnie się zdarzało w historii, że papierki które wyciągano z banków można było użyć tylko do podtarcia się i to tyle jeśli chodzi o równowartość twojej pracy wyrażoną poprzez "graficzną reprezentację przedmiotów, które zostały wypożyczone bankowi".

Pieniądz ma sens tylko

Pieniądz ma sens tylko wtedy, kiedy jest dostępny w ograniczonych ilościach. Inaczej to tylko kolorowy papier. Nawet pieniądz fiducjarny (którego nie jestem zwolennikiem) jest dobrem rzadkim, choć jego rzadkość jest oczywiście umowna. Sytuacje o których mówisz następowały właśnie wskutek działań ludzi, którzy nie przyjmowali tego do wiadomości.

Pieniądz ma sens tylko

Pieniądz ma sens tylko wtedy, gdy jego ilość jest odpowiednia do ilości dóbr będących w obiegu. W obecnej sytuacji mamy do czynienia ze sztucznym ograniczaniem dostępności pieniądza dla szerokich rzesz obywateli, przez co wiele potrzebnych transakcji wymiany nie może się zrealizować. Jednocześnie, pieniądz jest generowany w nadmiernej ilości, nie mającej żadnego pokrycia w zwiększeniu możliwości produkcyjnych, które za nim nie nadążają. Powoduje to nieuchronny kryzys, gdy te pieniądze okazują się bezwartościowe (bo rzeczywistą wartość ma tylko to, co ma pokrycie w realnie wyprodukowanych towarach i usługach). Spekulacje finansowe nie tworzą rzeczywistej wartości, a jedynie wartość wirtualną, która musi ujawnić się jako fikcja.

Dodatkowo pieniądz jest

Dodatkowo pieniądz jest jednym z elementów kontroli społeczeństwa. Pomyślcie ilu z was powstrzymuje od działania właśnie myśl o utracie dochodów, albo brak pieniędzy, ilu dobrych rzeczy nie robi się tylko dlatego, że jest to tłumaczone brakiem pieniędzy, podczas gdy na fanaberie coniektórych jakoś ich nie brakuje i jakoś nikt nie wspomina o nieopłacalności. Społeczeńsstwo od dawna jest utrzymywane w poczuciu niedostatku, podczas gdy możliwości technologiczne temu przeczą, owszem w niektórych miejscach na świecie nadal panują XIX-wieczne warunki pracy, ale bynajmniej nie wynika to z tego, że nie ma możliwości ich poprawy (pazerność i tyle). Walka z podróbkami polega na tym że te same dzieci w azji za te same pieniądze, będą robić to samo, ale markowe firmy zarobią więcej na "orginalnych" podróbkach.
Zastanawiam się tylko jaki jest tego cel, bo w sumie pieniądz już dawno nim nie jest, zwłaszcza, że ci sami ludzie kreują go tyle ile tylko potrzebują bez liczenia się z niczym, do czego to wszystko zmierza, bo jakoś sensu za specjalnie nie widzę, chyba, że chodzi o całkowite pozbawieniue nas woli... ale w dalszym ciągu nie bardzo rozumiem sens...
Chyba, że mechanizm został włączony, uległ awarii. a tego który go włączył i umiałby ewentualnie naprawić już dawno nie ma...
Wmawiają nam "módl się i pracuj", tyle, że dziś ani z modlitwy, ani z pracy nic nie wynika, bo najlepiej żyją akurat nie ci którzy pracują i nie ci którzy się modlą tylko ci którzy każą im to robić... Jest logiczne, że ci którzy są po tej drugiej stronie (pracy i modlitwy) nie mają żadnej motywacji by zmieniać położenie tych drugich i wwygodnie sobie żyją kontrolując, by druga strona robiła swoje nie burząc ich błogiego stanu, ale dziś stajemy już przed sytuacją gdy katastrofa będzie dotyczyć nas wszystkich, gdy ostatecznie zniszczymy naszą planetę jeśli nie zmienimy naszego postępowania i to wszyscy bez wyjątku...

Dla chętnych polecam lekturę "Prawo do lenistwa" Paul Lafargue, mimo że napisane w 1872 roku dziś jest bardziej aktualne niż wtedy.

Pieniądz nie jest żadnym

Pieniądz nie jest żadnym produktem rzadkim. Są ich biliony. A państwo moze ich nadrukować ile pragnie. Teoretycznie, bo praktycznie władzę nad drukiem pieniedzy ma burżuazja bankowa.

To tylko pół-prawda,

To tylko pół-prawda, ponieważ w większości państw to właśnie jego organy mają władzę nad dodrukiem pieniądza. Amerykański FED to dość poważny wyjątek, choć nie znaczy to że nie ma powiązań pomiędzy bankierami a strukturami państwowymi w innych krajach.

Nie żadna półprawda, a

Nie żadna półprawda, a cała prawda. W większości krajów świata burżuazja wybiera sobie i wpływa na kierownictwo banków centralnych. Jakoś dziwnym przypadkiem nie trafił tam przykładowo żaden marksistą, nie mówiąc już np. o anarchomomuniście czy anarchosyndykaliście z odpowiedni, a są tacy na tym świecie. :P

Pieniądz to nie żadne

Pieniądz to nie żadne "dobro" tylko środek barteru. Z resztą się jednak zgadzam. Swoją drogą to niezwykle zabawne, jak na stronie anarchistów moderacja ścina komentarze - może i nie byłem zbyt miły we wszystkich odpowiedziach, ale nie zahaczałem nawet o wulgarność.

odp

- Własność prywatna – kontynuowałem – bo czym jest własność prywatna jak nie koncepcją wedle której ktoś musi stracić żeby zyskał ktoś.
?????
Jezeli mam działkę i wybuduje na niej dom który stanowi moją własność prywatną to kto na tym stracił?
bardziej idiotycznej definicji własności nie słyszałem

No zdecydowanie na tej ziemi

No zdecydowanie na tej ziemi ktoś inny nie wybuduje domu, ani w nim nie zamieszka. Panie mądralo.

To ciekawy przykład.

To ciekawy przykład. Jeżeli zbudujesz samochód - jest Twój. Przedtem go nie było, stworzyła go Twoja praca (i materiały, które kupiłeś od innych ludzi). Ale jeśli postawisz dom na ziemi, to faktycznie inni tej ziemi nie wykorzystają. Poza tym, nie stworzyłeś ziemi, tylko ją zająłeś. Dlatego wielu wolnościowców popiera podatki od nieruchomości czy gruntów zamiast np. podatków dochodowych.

Po zbudowaniu tego domu

Po zbudowaniu tego domu utrać źródło dochodu to się dowiesz na jak cienkim sznurku wisi Twój dobrobyt i wypracowane prawo własności.

Wyborcy JKM jakich znam mają względny dobrobyt wzięty na kredyt. Czyli nie znają terminu własności skoro wszystko co ich otacza jest własnością instytucji która udzieliła kredytu (bank).

I teraz się skup geniuszu, jak nie rozumiesz mechaniki kapitalistycznego wyzysku. Abyś mógł płacić kredyt za swoją własność musisz zarobić i będziesz musiał zarobić kosztem innych. Jeżeli twierdzisz, że nie będziesz musiał wyzyskiwać to jesteś oszustem, bo nie ma opcji kupna domu z dochodem 1800pln.

O zwykłej opłacalności takiej własnośći już pisał nie będę. Korwiniści chwalą się, że z ekonomii (to pewnie i matematyki) są geniuszami. Więc doskonale wiedzą o c chodzi jak by nie udawali, że jest inaczej.

Ale kolega napisał „na

Ale kolega napisał „na swojej działce”. A więc działka była już jego, więc i tak by nikt na niej nie mieszkał. Dodatkowo postawił na niej dom, powiększając swoją własność. Gdzie tu jest strata innych ludzi ?

Jak kto straci? Stracą

Jak kto straci? Stracą wszyscy ci którzy nie są Tobą i nie będą mogli skorzystać z terenu, który zajmuje Twoja działka. Chociaż faktycznie ta definicja to mocne uproszczenie.

Po pierwsze pierwotne

Po pierwsze pierwotne zawłaszczenie ziemi obecnie nie występuje, więc w ogóle nie na tym polega wolna gospodarka, tylko na wymianie dóbr i wytwarzaniu ich poprzez pracę, niekoniecznie w tej kolejności...
Po drugie jak usiądę na kamieniu, to też inni tracą możliwość siedzenia na nim w tym samym czasie. Takie jest życie — kto pierwszy, ten lepszy. Bez tej zasady wszyscy ciągle by się zrzucali z tego kamienia.

Pierwotne zawłaszczenie

Pierwotne zawłaszczenie współcześnie następuje. Ma na imię ACTA.

To jest zawłaszczenie

To jest zawłaszczenie wtórne ! ;p

Tak czy owak to

Tak czy owak to zwałaszczenie to nic innego jak czysta kradzież, co juz dawno udowodnił Proudhon. Całą własnosć to kradzież, a nie tylko własność inetelktualna.

Próbujesz "postawić na

Próbujesz "postawić na swoim" kompletnie oderwanym od rozmowy wnioskiem rozumowania jednego z twoich mentorów, bo tak ci się podoba. Dyskusje nie działają w ten sposób, misiu.

Twoja wypowiedź jest

Twoja wypowiedź jest kompletnie pozbawiona wartości merytorycznych, to raz, a po drugie nie jestem żadnym twoim misiem.
Natomiast jak będziesz miał na tyle rozumu, żeby odnieść się do kwestii merytorycznych, to odnieść się do tego, co udowodnił Proudhon. :P

To zależy. Raczej

To zależy. Raczej liberałowie są zwolennikami praw autorskich ale też nie chcą ich przeciągania w nieskończoność bo to tworzy monopole. Wyobrażacie sobie, że własność intelektualna na telewizor należy tylko do jednej firmy? Ceny TV byłyby dużo wyższe. A liberałowie są zwolennikami konkurencji. Jest jeszcze grupa, niewielka jednak, skrajnych liberałów, czy raczej libertarian - anarchokapitalistów - którzy są całkowitymi przeciwnikami własności intelektualnej ponieważ wg nich produkt jest tyle wart ile jest ktoś gotów za niego zapłacić. Czyli jak ludzie nie chcą płacić, wolą ściągać to ich sprawa, widocznie produkt nie był wart swojej ceny.

Pozdrawiam serdecznie,

"Prawak" i "faszysta", bo jakby że inaczej

P.S.

ANARCHIŚCI, CZYTAJCIE ROTHBARDA!

Według mnie, stanowisko

Według mnie, stanowisko akceptujące własność "zwykłą", a nie akceptujące własności intelektualnej nie daje się logicznie wybronić.

Polecam w takim wypadku

Polecam w takim wypadku książkę Stephana Kinselli "Przeciwko własności intelektualnej" (Against Intellectual Property), link do polskiego przekładu wyżej był podany. Kawa na ławę wyłożona wyjątkowo prosto, tylko skrajny głupek nie pojmie różnicy, a także zasadności istnienia własności prywatnej.

Ja natomiast polecam

Ja natomiast polecam książkę Proudhona "Co to jest własność". Po niej tylko głupek nie stwierdzi, że cała własność to kradzież.

Nie wiem jak użytkownik

Nie wiem jak użytkownik któremu odpowiadasz, ale ja czytałem Proudhona jak i wiele krytycznych esejów na temat jego tez i mogę śmiało powiedzieć że musisz chwytać się prostackich sztuczek retorycznych ("tylko głupek"...) by udowodnić swoją rację. Jest tak nie bez powodu, więc może zamiast "odszczekiwać" po prostu więcej poczytaj.

"Głupek" to figura

"Głupek" to figura retoryczna użyta przez poprzednika, natomiast czytam raczej więcej niż Ty, skoro nie jesteś w stanie zauważyć jednego wpisu powyżej. :P

nie wiem co czytałeś, bo

nie wiem co czytałeś, bo on ma rację co do Proudhona

Wytłumacz. Trochę wyżej

Wytłumacz. Trochę wyżej słusznie piszesz o braku pokrycia pieniądza w stosunku do możliwości produkcyjnych, a jednocześnie nie zgadzasz się na rozróżnianie wartości materialnej od umownej? Niebezpieczna niekonsekwencja.

Gdzie niekonsekwencja?

Gdzie niekonsekwencja? Produkcja to produkcja, nieważne czy materialna czy nie. Jedna i druga pochłania pracę, więc nie jest ważne, czy można efektu tej pracy dotknąć, czy tylko go obejrzeć. Aby wymiana przebiegała bez przeszkód, musi być powszechnie dostępny środek wymiany w ilości odpowiadającej ilości pracy dostępnej na rynku.

Obecnie, ten środek wymiany jest monopolizowany przez banki, które każą sobie płacić za sam fakt otrzymania środka wymiany. W ten sposób, banki pasożytują na każdej transakcji.

brawa dla FA Kraków

Z drugiej strony barykady

Cześć,

Piszę do Was, abyście jak już atakowali poglądy wolnorynkowe, a nie Wasze wyobrażenie o nich ;)

Jako osoba z - podobno - przeciwnej strony barykady chciałbym zaznaczyć, że nie przypominam sobie, aby Korwin żądał kiedykolwiek wiekuistych patentów czy czegoś takiego. Wręcz przeciwnie, często wskazywał na potrzebę skrócenia czasu ochrony własności intelektualnej. Naturalnie Korwin ma też wadę wymowy, więc jak najbardziej mogły wystąpić te yyyy i podobne.

Pogląd Korwina na ACTA:
http://www.youtube.com/watch?v=p2lF7T0twmU

Poza tym - w Gdyni obok Młodych Socjalistów protestowali ONRowcy. Byli kibice (Lechii i Arki), ludzie od katastrofy smoleńskiej i inni. Mnie to osobiście cieszy, że wszyscy oni razem potrafili się tam zebrać i protestować. Najgłupszą rzeczą byłoby się teraz podzielić na zwalczające się obozy.

Pzdr!

W sprawie ACTA zadziwiająco

W sprawie ACTA zadziwiająco jesteśmy wszyscy zgodni, chociaż jedni nazywają to "komuną", a inni "kapitalizmem". To tylko świadczy o tym, że rzeczywistość wyprzedza wszelkie ideologie, bo językowo ludzie nie nadążają z nazywaniem tego co się wokół nich dzieje. Nie sądzę, żeby miał tu powstać jakiś konflikt, bo sprawa jest jasna - nie chcemy tego badziewia i już.

Natomiast dyskutować i przekonywać do swoich racji możemy i powinniśmy. Tym razem zwycięży ten, kto będzie mieć bardziej klarowną i przekonującą propozycję. To znacznie lepsze niż bitwa na pięści.

Wracając do meritum, czerpanie korzyści z własności intelektualnej przynależy do tego samego uniwersum, co czerpanie korzyści z jakiejkolwiek formy własności. W ten sam sposób właściciel mieszkania czerpie korzyść z wynajmu, właściciel fabryki z własności środków produkcji, itp. W przypadku własności realnej następuje owszem zużycie, ale zasadniczo wartość kapitału stałego nie spada tak szybko. Można powiedzieć przez analogię, że wartość własności intelektualnej też może spadać (jak w przypadku przeboju z zeszłego lata). Tylko niezwykle cenne rzeczy nie tracą na wartości.

:)))Przebój nie traci na

:)))
Przebój nie traci na wartości wskutek intensywnego słuchania — tylko wręcz przeciwnie ! To zupełnie odwrotnie niż w przypadku przedmiotów realnych, będących przedmiotem normalnie rozumianej własności.

Właściciel mieszkania wszedł w jego posiadanie wskutek wymiany dóbr i usług. Obecnie wymienia prawo dysponowania nim na inne dobro, które ceni wyżej (pieniądze). Natomiast wynajmujący mieszkanie w wyniku wymiany dóbr zdobył pieniądze i teraz wymienia je na inne dobro, bardziej pożądane (mieszkanie). Następuje więc wymiana dóbr, obustronnie korzystna. To nijak się ma do roszczeń autora piosenki do fragmentu twardego dysku zapisanego w określony sposób na skutek kopiowania z innego dysku, z których ani jeden nie należy do niego.

Prawa autorskie NIE SĄ ŻADNĄ FORMĄ WŁASNOŚCI. To jest semantyczne nadużycie. Są formą monopolu.

Przebój staje się

Przebój staje się niemodny, gdy zbyt wiele osób zbyt często go słucha. Wartość zachowują tylko dzieła ponadczasowe, ale z drugiej strony ograniczona liczba osób je ceni. Starsze technologie, rozwiązania, farmaceutyki i jakiekolwiek inne patenty tracą na wartości, gdy wymyślane są nowe, bardziej skuteczne i wydajne. Więc jednak zachodzi tu analogia.

Zgadzam się, ze prawa autorskie są formą nadużycia. Jednak nie większą, niż zawłaszczenie ziemi, która należała do wszystkich, którzy z niej wcześniej korzystali. Narrację o obustronnie korzystnej wymianie można zaadaptować do wymiany pomiędzy twórcą, a konsumentem dzieła. Domaganie się tantiem od użytkowników jest równie nieuprawnione, co domaganie się renty dzierżawnej od ludzi, którzy wcześniej korzystali z ziemi. Jeśli już, to twórca jest bardziej uprawniony, bo jednak coś stworzył, w odróżnieniu od właściciela ziemskiego, który tylko zagarnął.

Ale rozmawiamy poważnie,

Ale rozmawiamy poważnie, czy robimy sę jaja ? Przebój staje się przebojem DLATEGO, że słucha go wiele osób. Tak długo jak wiele osób słucha piosenki, ma ona dla twórcy dużą wartość. Kiedy ilość słuchających spada, piosenka traci wartość. To że z tych czy innych powodów moda mija nic tu nie zmienia. Gdyby przebój nie stał się modny, nigdy by nie nabrał wartości, nawet jeśli w istotę mody wpisane jest przemijanie, to i tak jest to wyłącznie zysk dla twórcy.

Wymyślanie nowych dzieł faktycznie wpływa na obniżenie wartości starych, ale nie jest według żadnej koncepcji przestępstwem według praw autorskich ! W życiu w każdym razie o takiej nie słyszałem.

Prawa autorskie są formą nadużycia, bo stwarzają sztuczną rzadkość i sztuczne problemy, zamiast je rozwiązywać. W dodatku są koncepcją nielogiczną, bo nie można posiadać czegoś co nie istnieje realnie (piosenka nie jest rzeczą).

Oczywiście twórca i konsument mogą prowadzić obustronnie korzystną wymianę. Mogę zapłacić ci za stworzenie dzieła. Ale jeśli będę miał ochotę zrobić z własnych materiałów i przy użyciu własnej pracy drugie takie samo, to już nic ci do tego. Chyba że podpiszemy jakąś umowę na ten temat. Ale wtedy i tak osoby trzecie, które umowy nie podpisywały, mogą dzieło kopiować.

W opisanej sytuacji — że mianowicie do wczoraj wspólnie korzystaliśmy z pola, a następnie ja je uznałem za swoje — rzeczywiście dochodzi do nadużycia. Pewnie takie sytuacje się zdarzały, głównie zresztą wskutek ingerencji rządu (władca rozdzielał pupilom co do niego nie należało) i oczywiście nie były w takim razie zgodne z zasadami wolnego rynku. Ale mówisz o sytuacji zupełnie wyjątkowej. Obecnie pierwotne zawłaszczanie praktycznie w ogóle nie występuje, więc wymiana ogranicza się do zamkniętej puli wydzielonych działek. Dochodzenie w tej chwili kto komu i kiedy w historii ją zabrał jest już niewykonalne, zwłaszcza że zamachy na własność były dokonywane zwykle wielokrotnie. Nawet gdyby podzielić wszystko od nowa i dać każdemu równy kawałek ziemi, to po kilku latach rozwarstwienie majątkowe się odtworzy i w większości bogaci będą ci sami ludzie, co przedtem. Bo oczywiście zdarzają się ludzie biedni, a wybitni — ale większość jest biednych nieprzypadkowo. Nawet jak wygrywają milion w totka, to za rok znowu są biedakami. Historie takich przypadkowych milionerów to zresztą jeden z najlepszych dowodów w tej sprawie.

Najpierw odnośnie

Najpierw odnośnie prymitywnej akumulacji - dzieje się ona na naszych oczach w odniesieniu do nieruchomości zawłaszczanych przez ludzi, którzy nie mają nic wspólnego ze spadkobiercami: https://cia.media.pl/reprywatyzacja_po_warszawsku

Na temat przeboju, dlaczego w ramach swojego systemu nie chcesz wynagradzać lepiej twórcy bardziej popularnych piosenek? W moim systemie, twórca powinien być wynagrodzony tylko za czas swojej pracy przy produkcji dzieła, a nie za to co się później z nim dzieje. W twoim systemie, wolno zarabiać wielokrotnie na pracy, którą się wcześniej wykonało (czyli zbić kapitał i odcinać od niego kupony). Zarówno w przypadku grodzenia pól, jak i w przypadku grodzenia internetów, takie zarabianie na własności da się osiągnąć tylko przy użyciu przemocy państwa. To jest istotny aspekt sprawy.

Nie wiem, co to jest

Nie wiem, co to jest „prymitywna akumulacja”, ale najwyraźniej coś całkiem innego niż pierwotne zawłaszczanie, o którym mówiłem. Pierwotne zawłaszczenie to zajęcie rzeczy niczyjej. Jeśli chodzi o grunty, to jest to pewnie możliwe gdzieś na środku Sahary, ale tutaj się już raczej nie zdarza. Własność możesz w takiej sytuacji nabyć albo wskutek dobrowolnej wymiany (dobrze) albo przymusowej (raczej źle, choć jeśli jest to wyrównanie wcześniej doznanego bezprawnie uszczerbku, to niekoniecznie).

Ja powiedziałem, że nie chcę lepiej wynagradzać twórców popularnych piosenek ? Naprawdę ? Musisz mi to pokazać. :)

W moim systemie nie ma żadnego systemu. Twórca dostanie tyle, ile ktoś mu zechce za to zapłacić. Ja nikomu nie będę mówił, jak ma żyć.

Albo mówiąc jeszzce

Albo mówiąc jeszzce prościej — w moim „systemie” mona robić wszystko, oprócz stosowania przemocy. Jeśli w tej sytuacji rzeczy ułożą się tak, jak Ty opisujesz, a więc ludzie dobrowolnie zaczną wymieniać się w systemie godzina za godzinę — to ja nie ma zastrzeżeń. Niech tak będzie. Sprawdźmy.

Ja też nikogo nie zamierzam

Ja też nikogo nie zamierzam zmuszać do przyjęcia tego systemu. Wierzę, że ludzie sami to przyjmą, zobaczywszy jakie to daje korzyści.

Jednak obecnie mamy do czynienia z przemocą ekonomiczną pracodawców wobec pracowników (przywłaszczanie wartości dodatkowej przez kapitalistów) i nie mamy zamiaru tego wiecznie tolerować. Dlatego wspieramy strajki i protesty pracownicze, które zmierzają do odzyskania części wartości dodatkowej zagarniętej przez kapitalistów.

Nie zrozumiałeś też artykułu o złodziejskiej "reprywatyzacji" w Warszawie. Budynki przechodzą w ręce prywatne osób, które nie mają nic wspólnego z przedwojennymi właścicielami. Nie są to też te same budynki, bo jak wiadomo, zostały odbudowane za społeczne pieniądze po wojnie.

Czym jest ta "wartość

Czym jest ta "wartość dodatkowa" przywłaszczana sobie samowolnie przez kapitalistów? Rozwiń myśl, ponieważ nie sposób prowadzić dyskusję z wyobrażeniem o poglądach oponenta. Strajki i protesty są oczywiście dla mnie jak najbardziej zrozumiałe - tak samo, jak prawo pracodawcy do zwolnienia pracownika który nie wywiązuje się z dobrowolnie zawartej umowy.

"Nie zrozumiałeś też artykułu o złodziejskiej "reprywatyzacji" w Warszawie. Budynki przechodzą w ręce prywatne osób, które nie mają nic wspólnego z przedwojennymi właścicielami. Nie są to też te same budynki, bo jak wiadomo, zostały odbudowane za społeczne pieniądze po wojnie."

Nie jestem osobą, z którą dyskutujesz, ale mam pewną uwagę. Anarchiści zdają się widzieć problem w samej reprywatyzacji, a nie w nieuczciwych stawkach. To, że nie są odsprzedawane dawnym właścicielom nie powinno cię dziwić - po wojnie żadne prawa nie były szanowane, również przez naszych sąsiadów ustalających granice państwa nad głowami Polaków. Inna sprawa, że jeżeli tacy żyją - to nie powinni płacić za coś, co od zawsze należało przecież do nich. A fakt, iż coś zostało odbudowane "za społeczne pieniądze" nie ma żadnego, nawet najmniejszego znaczenia. Nabywca PŁACI za to, co kupuje, a pieniądze trafiają do publicznej kasy państwa. Zresztą fakt współfinansowania edukacji 12-ciorga dzieci z wielodzietnej rodziny przez kawalera opłacającego podatki z których część przeznaczona jest na naukę nie uprawnia go do zażądania dziecka-niespodzianki, które w przyszłości przeszłoby próbę traw i zostało wiedźminem.

Nadal nie rozumiesz

Nadal nie rozumiesz reprywatyzacji warszawskiej. Budynki, które nie są i nigdy nie były własnością kogokolwiek oprócz państwa są zwracane osobom, które odzyskują je na podstawie sfałszowanych dokumentów. To jest proceder masowy, który można porównać tylko z grabieżą ziemi od Indian (bo nie była to ziemia "niczyja"). Jednocześnie osoby, które mają rzeczywiste roszczenia nie dostają nic. Szanse mają tylko ludzie z dojściami do władzy i tacy odzyskują dziesiątki kamienic. Proszę poczytaj o tym, bo nie można się wykazywać ignorancją w tej sprawie - zbyt wiele ludzkich tragedii jest z tym związanych. Reasumując, nikt nie PŁACI za odzyskiwane budynki. Otrzymuje je praktycznie ZA DARMO za symboliczną kwotę dzierżawy wieczystej. To jest nic innego jak prymitywna akumulacja.

Odnośnie wartości dodatkowej, to przecież są encyklopedie, można sobie sprawdzić. Zasadniczo, jest to ta część wartości produktu, która pozostaje po odjęciu kosztów pracy i kosztów zużycia kapitału trwałego. Kapitalista otrzymuje tą część za darmo, na mocy własności środków produkcji, które umożliwiają mu czerpanie korzyści z cudzej pracy. Gdyby własność środków produkcji należała do pracujących, mogliby zachować całą wartość swojej pracy. A tak, dostają tylko tyle, ile trzeba by nie zdechli z głodu lub nie poszukali szczęścia gdzie indziej.

Jak widać na podstawie zjawiska umów śmieciowych, w sytuacji, gdy systematycznie zmniejsza się uregulowania prawne dotyczące kodeksu pracy (z czym obiektywnie mamy do czynienia, niezależnie od twoich poglądów ideologicznych), pensje pracowników mają naturalną tendencję do stabilizowania się w okolicy minimum fizycznego przetrwania.

Zanim skyrytykuje — przeczytaj

Autor niestety nie rozumie za bardzo tego, co chce krytykować. Tzw. własność intelektualna w ogóle nie jest własnością, tylko specyficzną formą monopolu na wytwarzanie pewnego stanu rzeczy. Własność dotyczy realnie istniejących przedmiotów, stanowiących dobra rzadkie, czyli takie, których nie wystarczy dla wszystkich w dowolnych ilościach. Ponieważ tego samego ciastka nie mogą zjeść równocześnie wszyscy, trzeba ustalić, komu się ono należy. Natomiast np. piosenka nie jest rzeczą, tylko pewnym bytem idealnym. Nie ma żadnych przeszkód, żeby tę samą piosenkę nie mogło śpiewać jednocześnie wiele osób. Śpiewanie jej przeze mnie nie wpływa na możliwość śpiewania jej przez Ciebie. Piosenka nie jest więc dobrem rzadkim i nie podlega prawu własności.

Zresztą własność do rzeczy nie daje się pogodzić z własnością takich idei, bo prawa autorskie w oczywisty sposób ograniczają swobodę korzystania z rzeczy materialnych. Więc pełna ochrona zwykłej własności do rzeczy wyklucza ochronę praw intelektualnych. Korwin Mikke jest tu oczywiście niekonsekwentny, bo jednocześnie chce chronić własność i prawa autorskie, wyznaczając sztuczną granicę 7 lat. Zawsze to lepiej niż 70 lat, ale oczywiście jak każde rozwiązanie kompromisowe nie da się całkiem spójnie uzasadnić.

W każdym razie negowanie monopoli autorskich nie jest wcale poparciem dla kolektywizowania własności. W rzeczywistości chodzi o to, że nie mamy tu do czynienia z własnością w ogóle, tylko z czymś, co raczej przypomina gwarantowany prawnie monopol.

"Specyficzna forma monopolu

"Specyficzna forma monopolu na wytwarzanie pewnego stanu rzeczy" - ta definicja świetnie da się zastosować do panowania kapitalistycznego na każdym z etapów jego rozwoju. Owszem, nie można zjeść ciastka i mieć ciastka, ale można było wypasać swoje krowy na gruntach gminnych, bez realnego uszczerbku dla tych pastwisk. Realnie rzecz biorąc, korzystać z nich mogli wszyscy za darmo, dopóki jakieś trzysta lat temu w Wielkiej Brytanii nie zaczął się proces grodzenia pól - czyli właśnie tworzenie "specyficznej formy monopolu".

Własność intelektualna jest oparta na dokładnie takiej samej zasadzie jak własność w ogóle - służy do pobierania pożytków za sam fakt posiadania - bez konieczności wkładania w to dodatkowej pracy, gdy własność już zdobyliśmy. Jednym słowem, wywłaszczania osób pozbawionych własności z owoców ich pracy. Wynajmowanie mieszkania za czynsz jest dokładnie tym samym co pobieranie tantiem za słuchanie piosenek. Różnią się koszta amortyzacji kapitału stałego, ale te różnice są bez znaczenia dla modelu teoretycznego.

Uważam, że jedynym moralnie uzasadnionym sposobem zarabiania jest zarabianie na własnej pracy. Zarabianie na własności jest naganne, gdyż nie tylko powoduje negatywne skutki społeczne (sztuczną rzadkość zasobów), ale powoduje bezpodstawne zawłaszczanie efektów pracy ludzi pozbawionych własności. Dlatego jestem przeciwnikiem zarówno własności prywatnej nieruchomości, jak i utworów wirtualnych.

Wiem, że się z tym nie zgadzasz. Ale jak było powiedziane wyżej - "polemizuj z naszymi realnymi poglądami, a nie ze swoim wyobrażeniem o nich".

W jaki sposób „monopol na

W jaki sposób „monopol na wytwarzanie pewnego stanu rzeczy” da się zastosować do posiadania nieruchomości. Zamieniam się w słuch.

Nie można wypasać bydła w nieograniczonej ilości na tym samym pastwisku. Pojemność pastwiska jest ograniczona ! Dopóki jest ona znacznie większa niż łączne potrzeby zainteresowanych, nie jest dobrem rzadkim, tak jak kiedyś nie była nim ziemia albo dzikie zwierzęta. W pewnym momencie jednak następuje wysycenie i rodzą się konflikty, które wymuszają albo powstanie własności albo władzy, która decyduje, ile komu się należy. W każdym razie na pewno nie może występować jednocześnie anarchia i kolektywizm.

Własność nie służy do pobierania pożytków tylko do rozdziału dóbr rzadkich. Nawet w bardzo kolektywistycznych koncepcjach następuje taki podział. Jeśli wszyscy dostaniemy wieczorem jednakową miskę zupy, to jednak nie mogę zjeść swojej i Twojej, prawda ? Twoja jest Twoja, moja jest moja. Oczywiście własność może stanowić narzędzie dla pobierania pożytków, ale to bardzo dobrze. Jeśli ja wymienię z tobą pół mojej miski zupy na masaż stóp, to właśnie dokładnie odniosłem korzyść z posiadania własności. Jeśli mi tego zabronisz, to już nie jest wolność. Własność pozwala akumulować efekty pracy — jeśli efektem zawsze jest tylko talerz owsianki, niezależnie od zdolności i starań, to ludzie pracują niewydajnie. Nie da się tego przeskoczyć, bardzo ich o to prosząc albo nawet surowo karząc brakoróbstwo. Musi być system nagród i wzmocnień.

Wywłaszczanie z efektów pracy następuje w kolektywizmie, gdzie efekty są przemusowo uśredniane. Inaczej nie da się zapobiec rozwarstwieniu. Natomiast wymiana własności na pracę nie jest żadnym wywłaszczeniem tylko wymianą. Każda dobrowolna wymiana jest czymś dobrym.

„Uważam, że jedynym moralnie uzasadnionym sposobem zarabiania jest zarabianie na własnej pracy”
Po pierwsze, jeśli coś uważasz za moralne, to tak rób, nie widzę problemu. Natomiast pozwól mi uważać co innego za moralne i robić po swojemu. Na tym właśnie polega wolność.
Po drugie, zarabianie na pracy z definicji oznacza jej wymianę na własność, np. własność pieniędzy albo miski zupy. Jeśli pozostawisz ludziom prawo do wymieniania się bez żadnych ograniczeń, to natychmiast otrzymasz wolny rynek i rozwarstwienie majątkowe. Równość możesz utrzymać tylko władzą i przymusem. A ja uważam, że władzy i przymusu powinno być jak najmniej w stosunkach między ludźmi (postulat nieagresji). Myślałem, że anarchiści powinni uważać tak samo.

Grodzenie gruntów nie

Grodzenie gruntów nie nastąpiło w wyniku przesycenia pojemności pastwiska, ale nastąpiło jednocześnie z rewolucją przemysłową, która potrzebowała robotników. Aby dostarczyć tego surowca, konieczne było zniszczenie tradycyjnej struktury wsi i tego właśnie dokonano w XVI-wiecznej Anglii. Tego samego dokonali bolszewicy w Rosji - w tym samym zresztą celu: by przeprowadzić industrializację.

Mówisz o misce zupy, ale chodzi o własność środków produkcji - niezbędnych do pracy. Posiadacz środków produkcji kontroluje pracę innych ludzi i może wciąż powiększać swoją kontrolę nad nimi dzięki akumulacji kapitału (przywłaszczając sobie różnicę pomiędzy wartością produktu, a ceną pracy). Pracownik ma do sprzedania tylko swoją pracę, a ponieważ płaca w systemie kapitalistycznym kształtuje się w okolicach minimum niezbędnego do przeżycia, pracownik nie zdobędzie nigdy kapitału koniecznego do zdobycia środków produkcji i zawsze będzie zależny od właścicieli. Akumulacja efektów pracy w postaci kapitału jest narzędziem dominacji i przymusu w stosunkach między ludźmi i jako taka nie znajduje poparcia u anarchistów.

Wydajność pracy jest słaba również tam, gdzie jest bardzo dobrze wynagradzana - patrz wielkie korporacje. Trudno sobie wyobrazić mniej wydajne twory - pod względem ilości biurokratycznych absurdów wygrywają one nawet z biurokracją państwową za PRLu (o czym wie każdy pracownik korporacji).

Równość można wprowadzić dzięki równości w wymianie: godzina pracy za godzinę pracy. Nie ma tu żadnego przymusu, ani uśredniania na siłę. Jest tylko zaprzeczenie akumulacji kapitału.

Zarabianie na pracy jest etyczne w nieetycznym systemie w którym żyjemy. W systemie idealnym, nie jest to "zarabianie" tylko wymiana usług - pracy na pracę. Jeśli przyjmiemy, że godzina pracy jest warta godzinę pracy, nieważne jaka to praca, nie nastąpi żadne rozwarstwienie i nie trzeba będzie do tego używać przymusu. Wykonywanie ciekawej pracy jest dostateczną nagrodą za zdobywanie kwalifikacji, a przyjemność z wykonywania rzeczy do których się ma naturalnie zdolności jest wystarczającą nagrodą.

Przed wynalezieniem państwa i własności prywatnej ludzie żyli właśnie w taki sposób i jeszcze niekiedy im się to zdarza. Pracowali mniej i byli bardziej szczęśliwi.

Posługujesz się wypaczoną

Posługujesz się wypaczoną i zideologizowaną wersją historii. Jednak powinieneś zauważyć w niej pewne luki. Pomysł, żeby zapewnić siłę roboczą przez grodzenie jest wyjątkowo pokrętny i żadne logiczne rozumowanie nikogo by do takiego planu nie doprowadziło. Nie ma powodu, żeby oceniać to inaczej niż wszystkie inne analogiczne zjawiska w historii ludzkości — kiedy dobra stają się dobrami rzadkimi lub zbliżają się do tej granicy, ludzie zaczynają je wyraźnie rozdzielać pomiędzy siebie. Czasem miesza się w to państwo, a czasem nie, więc czasem wychodzi to gorzej, a czasem lepiej, ale zasada jest ta sama.

Rozróżnienie na środki produkcji i inne rzeczy jest sztuczne. Każda rzecz może być w większym lub mniejszym stopniu środkiem produkcji. Nie ma powodu, żeby zabronić komuś posiadania noża, którym będzie strugał drewniane ludki. Środkiem produkcji są przede wszystkim moje ręce, a miska zupy jest środkiem ich utrzymania.

Ludzie nie dzielą się na jakieś sztywne kategorie, jak pracownik i kapitalista. Czasem jest się jednym, czasem drugim, czasem czymś pośrodku. Praca jest takim samym dobrem, jak wszystko. Nie ma powodu, żeby twierdzić, że właściciel cokolwiek sobie przywłaszcza, bo nie ma żadnych obiektywnych mierników wartości. Wszystko jest warte tyle, ile ktoś chce za to dobrowolnie dać. Pracodawca swoją pracą (tak, pracą) uzyskuje sprzedaż z zyskiem efektów pracy ludzi, których zatrudnia. Podnosi ich wartość wskutek właściwej organizacji sprzedaży, reklamy i innych zabiegów, bo sprawia, że ludzie są skłonni więcej za nie zapłacić niż wtedy, kiedy leżały w magazynie zaraz po wytworzeniu. Cena pracy wcale nie kształtuje się w okolicach minimum — jest zależna od popytu. Im większy popyt albo mniejsza podaż, tym cena wyższa. Trudna praca, wymagająca specyficznych umiejętności jest dobrem rzadszym niż praca łatwa i prosta, więc jest też droższa.

„pracownik nie zdobędzie nigdy kapitału koniecznego do zdobycia środków produkcji”
??? Przecież jest mnóstwo ludzi, którzy zaczynają jako pracownicy najemni, a potem otwierają firmę. Jak to się dzieje, skoro to niemożliwe ? Wiele rodzajów niezalenej działalności gospodarczej nie wymaga wcale wielkich nakładów. Wystarczy pomysł i praca. O ile nie istnieją administracyjne bariery wejścia na rynek.

Jeśli akumulacja efektów pracy następuje na skutek serii dobrowolnych wymian, to anarchista nie ma prawa się tego czepiać. To nie Twoja sprawa po prostu. Jeśli ja chcę sprzedać moją pracę w zamian za możliwość mieszkania w czyjejś kamienicy, to jest moja rzecz. Możesz tego „nie popierać”, ale jak mi tego zabronisz, to jesteś dupa, a nie anarchista.

Wydajność pracy nie zależy wprost od bezwzględnej wysokości wynagrodzenia, ale od różnicy w wynagrodzeniu za dobrą i słabą pracę. Jeśli nie ma odpowiednio racjonalnego sposobu oceny wydajności pracy i jeśli wynagrodzenie nie zależy od tej wydajności, to wydajność będzie niska. Duże korporacje przeważnie mają z tym problem i dlatego na wolnym rynku nie będą w stanie rozrastać się w nieskończoność. Taki efekt osiągają obecnie dzięki prawom ograniczającym konkurencję, utrudniającym start i rozwój małym firmom albo dzięki rządowym zamówieniom.

„Równość można wprowadzić dzięki równości w wymianie: godzina pracy za godzinę pracy”
Rany Boskie ! A skąd pomysł, że godzina pracy ma się równać godzinie pracy ???? Dlaczego nie mielibyśmy patrzeć raczej na efekty tej pracy ? Są zresztą różne systemy wynagradzania. Praca na godziny nie jest wcale jedynym. Osobiście uważam, że jednym z najgorszych. Ja wolę pracować na efekt, a etat uważam za odmianę wzajemnego niewolnictwa. Oczywiście nic mi do tego, jeśli Ty wolisz inaczej — byleś się dobrowolnie dogadał z kimś, kto uważa tak samo. W przeciwieństwie do Ciebie, ja nie zamierzam pouczać ludzi, jak mają się ze sobą porozumiewać. Tym się różni prawdziwy wolnościowiec od zamordysty, nazywającego się anarchistą. :)
Ja w życiu nie wymieniłbym godziny pracy dobrego pracownika na godzinę pracy kiepskiego (przy czym mam prawo sam oceniać co uważam za dobrą, a co za kiepską pracę). Na pewno nie dobrowolnie. Musiałbyś mnie zmusić, a więc mieć nade mną władzę.

Wymiana pracy na pracę nie wyklucza zarabiania. Jeśli wymienię godzinę gorszej pracy na godzinę lepszej (w moim odczuciu), to zarobiłem — zyskałem coś co cenię wyżej, w miejsce czegoś co cenię niżej. To czy do wyceny pracy użyjemy jakiegoś dobra pośredniego (pieniądza) nic tu nie zmienia oczywiście, ale to na pewno rozumiesz.

„Jeśli przyjmiemy, że godzina pracy jest warta godzinę pracy, nieważne jaka to praca,”
A jeśli tak nie przyjmiemy ? Skąd pomysł, że bez odgórnego narzucania wszyscy przyjmą to samo założenie (nawet gdyby było słuszne) ? Są różne systemy wartości, różne sposoby wyceniania tej samej rzeczy — i różnorodność jest dobra. A w każdym razie ja nie zamierzam jej zabraniać.

Jacy historycy twierdzą, że tak ludzie żyli przed wynalezieniem państwa ???

Odnośnie pierwotnych

Odnośnie pierwotnych społeczeństw komunistycznych, wystarczy poczytać Bronisława Malinowskiego i Margaret Mead. Proces tworzenia rezerwowej armii robotników dla kapitalistów opisany został przez samego Adama Smitha. Być może nie jest to dla Ciebie autorytet (jego koncepcje nie są też pozbawione błędów), ale warto go czytać. Karl Polanyi też całkiem sensownie to opisuje w "Wielkiej Transformacji" (a raczej lewakiem nie jest ;)

A liczba "przedsiębiorców", którzy zaczynali jako pracownicy najemni jest dość śmieszna. W większości są to faktyczni pracownicy najemni na samozatrudnieniu, co jest tylko sposobem obchodzenia Kodeksu Pracy.

gdyby tak nie wyceniać

gdyby tak nie wyceniać czegokolwiek? A gdyby tak każdy mógł wziąć tyle ile potrzebuje (taki szwedzki stół)?
Wiem zaraz będzie argument, że wtedy by nikt nie pracował, co jest wierutną bzdurą, bo nie pozwoli nam na to choćby instynkt samozachowawczy, poza tym człowiek jest istotą twórczą i tworzenie stanowi nieomal treść jego życia, owszem pewnie byłyby jednostki, które nie dawałyby nic od siebie, ale czy dziś takich nie ma? Właśnie pośród tych którzy najgłośniej krzyczą o lenistwie innych jest najwięcej takich cwaniaczków (podejrzewam, że boją się że ich wygodne życie straciłoby już jakikolwiek sens). Postęp technologiczny pozwala nam już na zaspokojenie wszystkich podstawowych potrzeb człowieka, więc czemu tego nie zrobić. Rozumiem, że są obawy, że ludzie rzucą się i zabiorą wszystko i coś takiego jest możliwe na początku, gdy nikt nie będzie pewien sytuacji, ale w chwili gdy zorientują się, że może mieć wszystko czego potrzebuje po prostu nie bedzie brał więcej. Jeśli wwiem, że jest chleb i że bedzie zawsze nie będę brał całego bochenka, tylko jedną kromkę, bo akurat tyle wystarczy do zaspokojenia mego głodu. Rozumiem chęć niektórych do gromadzenia rzeczy, ale pomyślcie o ile bardziej bylibyśmy wolni i jak swobodniej byśmy żzyli bez tych wszystkich klamotów, które gromadzimy przez całe życie, by potem nasi spadkobiercy pozbyli się ich w ten czy inny sposób. Ludzie - do ziemi i tak każdy idzie w efekcie goły, a robakom jest wszystko jedno czy wtryniają milionera czy nedzarza (choć może prederują bardziej wypasionych, ale to już ich gust). Cokolwiek zabierzesz z tego świata to to co przeżyłeś i świadomość czy żyłeś zgodnie ze swoim sumieniem i tego nie zastąpi żadna kwota na koncie (no chyba, że celem twojego życia jest kolekcja cyferek na koncie).

Posługujesz się wypaczoną

Posługujesz się wypaczoną i zideologizowaną wersją historii

i to pisze gość, który parę linijek niżej brnie w liberalne - ale jednak - ideolo, sprowadzając genezę kapitalistycznej własności do "naturalnej" reakcji społeczeństwa na "rzadkość dóbr". przyganiał kocioł garnkowi?

Jednak powinieneś zauważyć w niej pewne luki. Pomysł, żeby zapewnić siłę roboczą przez grodzenie jest wyjątkowo pokrętny i żadne logiczne rozumowanie nikogo by do takiego planu nie doprowadziło. Nie ma powodu, żeby oceniać to inaczej niż wszystkie inne analogiczne zjawiska w historii ludzkości — kiedy dobra stają się dobrami rzadkimi lub zbliżają się do tej granicy, ludzie zaczynają je wyraźnie rozdzielać pomiędzy siebie

to, że tobie się to wydaje "logicznie niemożliwe" co najwyżej dowodzi, że masz poważne luki w wiedzy historycznej nt. genezy kapitalizmu. a jak się nie zna faktów to nic dziwnego, że trudno uchwycić pewien ciąg przyczynowo-skutkowy.

owszem, grodzenia ziemi były "kołem zamachowym" proletaryzacji szerokich mas społecznych i formowania się kapitalistycznej własności, ale nie były jedynym środkiem przymuszania ludzi do pracy najemnej. ostatecznie proto-proletariusze nawet po odebraniu im środków utrzymania w postaci ziemi i jej płodów woleli np. oddawać się włóczęgostwu, żebractwu i/lub złodziejskiej profesji niż pracować pod jarzmem kapitalistów (na marginesie tego wątku polecam pewien artykuł o piractwie, w którym autor łączy rozwój tego zjawiska z buntem wczesnych proletariuszy przeciwko kapitałowi), stąd burżuazja w pewnym momencie uznała za konieczne wprowadzenie dodatkowych obostrzeń takich jak np. angielskie Poor Laws i Vagrancy Laws: ustanawiających z gruntu totalitarny system kontroli przemieszczania się i zakwaterowania siły roboczej.

jednym słowem doucz się historii, a dopiero potem bierz się za wytykaniu innym prawdziwych lub domniemanych luk w wiedzy.

Wolny rynek w

Wolny rynek w libertariańskim wydaniu ma wiele luk. Jedną z nich jest np. właśnie prawo patentowe. Gdyby bowiem libertarianizm "docisnąć" do kresu okazałoby się, że każdy powinien być dożywotnim właścicielem swego wynalazku. Powodowałoby to jednak katastrofalny regres nauki i techniki, stąd prawo to trzeba ograniczyć. Oczywiście żaden libertarianin (miał z tym problem nawet Milton Friedman) nie potrafi wyjaśnić, jak długie miałoby być prawo patentowe i dlaczego powinno ono trwać akurat np. 5, a nie 4 czy 6 lat.
Podobnie rzecz ma się choćby z zabytkami. Czy jeśli kupię ziemię, na której znajduje się kościół z X w., to mam prawo go wyburzyć? Wolny rynek powinien mi to umożliwić. Konserwatysta jednak złapie się za głowę i zwróci uwagę,ze są wartości istotniejsze, np. dziedzictwo kulturowe.
Warto na podstawie tych dwóch przykładów zauważyć, że wolny rynek potrzebuje ograniczeń już na poziomie abstrakcji, by w ogóle móc zacząć funkcjonować. Natomiast system ten nie jest w stanie samodzielnie wytworzyć owych barier, w ramach których miałby zadziałać.
Oczywiście jest to tylko wierzchołek góry lodowej w debacie zwolenników rozwiązań wolnorynkowych i gospodarki społecznej (na ten moment dyskusji: bezprzymiotnikowej).

Jest to bzdura.

Jest to bzdura. Libertarianizm oparty o szkołę austriacką w ekonomii w ogóle odrzuca pojęcie "własności intelektualnej", gdyż taki zwierz nie istnieje. Patenty to przywileje monopolistyczne w stylu średniowiecznych cechów - nie ma miejsca na takie wynaturzenia w wolnym społeczeństwie. To właśnie austro-libertarianie napisali mnóstwo publikacji o zbrodniach systemu patentowego i praw autorskich, np. Stephan Kinsella.
Zabytki to subiektywna kategoria. Jeśli ktoś uważa coś za zabytek, to niech założy fundację, która odkupi od właściciela dany obiekt, bo najwidoczniej właściciel ma inne zdanie nt. zabytkowości starej ruiny i woli ją zburzyć. Każde ograniczenie wolności decydowania o swojej własności poprzez groźbę użycia siły, to faszyzm czystej wody, i należy takie poglądy gasić w zarodku.

Średniowieczne cechy można

Średniowieczne cechy można postrzegać jako wyraz wolności do stowarzyszania się i przeciwwagi organizacji pracowniczych w opozycji do organizacji pracodawców. Teraz pracownicy są na łasce pracodawców, choć libertarianie i BCC nadal skowyczą na temat "przywilejów pracowniczych", takich jak prawo do urlopu chorobowego.

No, nie wiem, czy piszesz na

No, nie wiem, czy piszesz na poważnie, ale dla wolnościowców średniowieczne cechy to przykład monopolistycznej mafii... Wykładowca na mojej uczelni (Gdańsk) opowiadał, że czółenko (narzędzie do tkania) zostało wynalezione w Gdańsku 100 lat przed rewolucją przemysłową w Anglii. Niestety, wynalazca naraził się mafii tkackiej, ponieważ produkował swoje tkaniny 5x taniej. "Związek zawodowy" tkaczy oskarżył go o "psucie rynku" i za ich wpływem został skazany na śmierć (przez wlanie roztopionego ołowiu do gardła). Efekt "globalny" był taki, że rewolucja przemysłowa rozpoczęła się w Anglii - a nie w Gdańsku.

A "przywileje pracownicze" to dla mnie ingerencja w wolność zawierania umów - jeden chciałby pracować 11 miesięcy w roku, inny 9 miesięcy. Oczywiście nie dostaną tyle samo pieniędzy. Powiesz pewnie, że "pracodawca jest silniejszy" i przyciśnie wszystkich żeby pracowali 365 dni w roku. Nie byłoby tak - zauważ, że ludzie różnie zarabiają... bo są mniej lub bardziej wartościowi dla pracodawcy. Ile jesteś wart, taka jest Twoja pozycja negocjacyjna.

Pzdr,

Piszę na poważnie i

Piszę na poważnie i opieram to na analizach Kropotkina, który widział w miastach średniowiecznych realizację pewnych idei współpracy bezpaństwowej (Pomoc wzajemna jako czynnik rozwoju).

Rewolucja przemysłowa nie jest celem samym w sobie. Celem jest zapewnienie dobrobytu społeczeństwu. Kapitalizm przemysłowy ma zasługi w tym, że wytworzył technologie umożliwiające usunięcie niedostatku, ale cóż z tego, jeśli ten sam kapitalizm musi sztucznie wytwarzać niedostatek, by nadal odtwarzać swoje istnienie.

I nie uważam, że człowiek jest wart tyle, za ile ktoś kupi jego pracę na rynku. Człowiek ma podstawowe prawa wynikające z samego faktu, że jest człowiekiem. Jest to prawo do pożywienia i dachu nad głową, do edukacji, kultury i opieki zdrowotnej, wsparcia w dzieciństwie, chorobie i starszym wieku. Te prawa zostały zakwestionowane, nie tylko przez ACTA (tu konkretnie prawo do dostępu do kultury). Dla mnie, ACTA jest konsekwencją i częścią chorego systemu kapitalistycznego, a nie czymś odmiennym w naturze. Dobrze, że to wzbudziło protest - być może ludzie dostrzegą dzięki temu jak są wyzyskiwani w innych dziedzinach gospodarki.

Skoro działanie człowieka

Skoro działanie człowieka jest celowe, a jednostka, mając nieograniczone potrzeby - dąży do zysku (aksjomaty libertarian), to co miałoby powodować rozwój twórczości i wynalazczości? Kosmici? Bądźcie choć trochę konsekwentni.
Dowolność dysponowania własnością jest niemożliwa, ponieważ każde działanie człowieka wywołuje efekty zewnętrzne. Rynek zatem wytwarza niedostateczne ilości "dóbr publicznych", generuje zaś masę efektów negatywnych. Przykładem jest tutaj choćby degradacja środowiska naturalnego, której skutki są przecież przerzucane na lokalną społeczność, a w szerszej perspektywie - na cały glob. Z drugiej zaś strony, rynek jako taki nie wytwarza instytucji osłonowych dla przyrody, gdyż nie przyniosłyby one bezpośredniego zysku.
Kolejny argument: wolny rynek jest nienaturalny. Zderegulowana np. wybuchem wulkanu natura dąży konsekwentnie do stabilizacji (homeostazy). Natomiast system libertariański wymagałby chociaż minimalnego obwarowania jakąś formą umowy społecznej (choćby np. mieszkańcy miasteczka wybierają firmę, która wykupi wszystkie chodniki, by ułatwić płatność za korzystanie z nich), gdyż w przeciwnym wypadku nietrudno wyobrazić sobie opłaty za każdorazowe przejście przez jezdnię.

Nie wiem czy Friedman miał

Nie wiem czy Friedman miał z tym problem, ale ja nie mam. Za pierwszy rok ochrony płacisz 100 zł, za każdy kolejny dwa razy więcej. Jeżeli nadal się opłaca, ochrona jest utrzymywana. Jeżeli nie - wygasa.

Prawicowi libertarianie też

Prawicowi libertarianie też nie maja problemów z tym z własną niekonsekwencją. chcą, żeby za filmy piosenkki i ksiązki nie płacić, a za żaracie jak najbardziej. Ponoć chodzi o to, że to jest niematerialne. A jak ja wymuszę płącenie za powietrze, które jest materią, to będziecie protestować przeciwko mnie? :P

Dobromir Sośnierz, piszesz

Dobromir Sośnierz, piszesz że
"Własność nie służy do pobierania pożytków tylko do rozdziału dóbr rzadkich"
Jest dokładnie odwrotnie, własność służy do odnoszenia zysków, widać to dobrze w tym przypadku. Jest ona tak definiowana (prawnie) żeby ta mniejszość ludzi która dostaje "prawa" do niej, mogła mieć z niej zyski.

"Prawa autorskie są formą nadużycia, bo stwarzają sztuczną rzadkość"

Dobra już od dawno nie są tak rzadkie, żeby wszyscy ludzie nie mogli żyć na w miarę dobrym poziomie, jednak chodzi właśnie o to, że WŁASNOŚĆ STWARZA SZUCZNĄ RZADKOŚĆ tzn jakaś mniejszość gromadzi część dóbr i dla większości ludzi stają się one "rzadkie". Sztuczna rzadkość jest źródłem zysku dla kapitalistów, skoro widzisz to w przypadku własości intelektualnej, to nie powinno być problemu z dostrzeżeniem tego w przypadku innej własności.

Trzeba wprowadzić uspołecznienie żeby usunąć sztuczną rzadkość dóbr, na ten trop wpadł już nawet Korwin, proponując uspołecznienie własności (intelektualnej)

Proponuję użawać funkcji

Proponuję użawać funkcji „odpowiedz”, bo ja nie zawsze będę przetrząsał wszystkie komentarze, żeby sprawdzić, czy ktoś mi nie odpowiada.

Własność jest definiowana jako wyłączne władztwo nad rzeczą. A więc miska zupy, którą dostaniesz w swojej komunie, staje się Twoją własnością w momencie wydania. Zadaniem takiego prawa jest w uniknięcie konfliktu o dane dobro rzadkie. Jeśli ktoś na tym zarabia, to oczywiście nie ma problemu, ale nie jest to celem własności. Bo nawet kiedy przynosi straty, nadal pozostaje własnością i nie przestaje być celowa.

Posłuchaj jeszcze raz definicji:
dobro rzadkie to takie, którego nie wystarczy dla wszystkich w dowolnych ilościach.
To nie znaczy „rzadkie” w sensie „niezbyt częste” !

„Własności intelektualnej” nie można „uspołecznić”, bo przedmiot tej domniemanej „własności” nie istnieje. „Utwór” jest bytem idealnym, nie isnieje poza umysłem. Obiektywnie istnieją tylko konkretne wykonania lub kopie i tylko one mogą być przedmiotem posiadania.

Możecie sobie wprowadzać „uspołecznienie” byle metadomi dobrowolnymi. To znaczy możecie namawiać do tego, żeby ludzie uwspólnili własność. Proponuję zacząć od siebie, to się szybko przekonacie, na czym polega problem, bo odnoszę wrażenie, że teoretyczne tłumaczenie nie pomoże. :)

Problem w tym, że wielu

Problem w tym, że wielu wyznaje twój światopogląd. Ty zakładasz, że wszyscy są chciwi i gdy tylko nadarzy się okazja wezmą wszystko co za darmo choćby nie było im potrzebne. Właśnie dlatego, że tak głęboko zakodowano nam w głowach pojęcie własności prywatnej tak się dzieje.

Mylisz co najmniej kilka

Mylisz co najmniej kilka rzeczy. Po pierwsze zależy przez kogo ta własność jest definiowana - rozróżnia się prawa własności i użytkowanie, to że z czegoś korzystam to jeszcze nie oznacza że to coś jest moją własnością. W tym przypadku mylisz formalny tytuł prawny do czegoś z rzeczywistym "władztwem nad rzeczą". Jeśli szef rzuci ci ze stołu ochłap do Twojej miski i powie że możesz go zjeść, to niekoniecznie to oznacza że ochłap staje się Twoją własnością w sensie formalnym.

Zadaniem prawa czyli tej formalnej strony własności w kapitalizmie, co już napisałem, nie jest żadne "unikanie konfliktu o dobro rzadkie" tylko dokładnie to co widzimy w przypadku ACTA, zysk tych który mają prawa własności. Robi się to wbrew logice, ale nie ma to większego znaczenia, tak jak nie miało to znaczenia przy akumulacji pierwotnej. Robi się to również pod przymusem, w tej chwili przy pomocy państwa

Jeśli chodzi o dobra rzadkie to taka definicja jaką podałeś jest bezsensowna, gdyż wtedy nie istnieją żadne "dobra nierzadkie", bo nie ma niczego w nieskończonej tzn dowolnej ilości. Wyżej sam podałeś lepszą definicję, czyli "suma dóbr większa niż potrzeby zainteresowanych" (a nie "dowolna") Z żywnością i wieloma innymi dobrami tak właśnie jest w chwili obecnej.

Jeśli chodzi o uspołecznienie to oczywiście mylisz się, jest uspołeczniania w momencie kiedy jakaś osoba przestaje mieć na nią wyłączność i można z niej korzystać według potrzeb (które można określać zbiorowo albo indywidualnie). Czy wiesz np skąd wzięła się nazwa commons w przypadku licencji albo wikipedii? Od tych pastwisk gminnych o których jest mowa wyżej i które zostały zawłaszczone na wyłączność przez powstającą klasę kapitalistów.

Konkretne wykonania lub kopie mogą być przedmiotem posiadania tzn wykorzystuje sie je indywidualnie, dokładnie tak samo jak Twoją miskę zupy, ale formalnie jest to społeczna własność.

Nie wiem co mielibyśmy zacząć od siebie, anarchiści chcą uspołeczniać głównie środki produkcji w przypadku własności materialnej, gdyż są one prywatnie (i pod przymusem tzn na bazie formalnych praw własności określanych przy pomocy państwa) zawłaszczane przez kapitalistów choć powstały z pracy pracowników. Nie wiem też na czym miałby polegać ten "rzekomy" problem. Chyba że chodzi ci o własność intelektualną - zobacz licencję na dole strony :)

A co do dobrowolności to nie znam takiego przypadku żeby kapitalizm funkcjonował w taki sposób, zawsze odbywa się to tzn niedobrowolnie za pomoca państwa i czasami różnych dodatkowych prywatnych środków przymusu.

Korwin jest zwolennikiem nie tylko państwa ale autorytarnego państwa, w którym nie ma nawet tej niewielkiej wolności jaka jest w obecnym. Zacznijcie od siebie wprowadzanie dobrowolnego kapitalizmu, to się szybko przekonacie na czym polega problem :) kapitalizm na zasadzie dobrowolności może istnieć w rodzinie albo w grupie znajomych którzy bez przymusu będa uznawać to wzajemnie, ale to wszystko.

Korwin nie ma pojęcia o

Korwin nie ma pojęcia o własności. Po pierwsze, własność prywatna sprawiedliwie nabyta (czyli w taki sposób, że nie traci nikt, a zyskuje nabywający - pierwotne zadomowienie; lub że zyskują obie strony w wyniku kupna) może dotyczyć tylko dóbr ograniczonych, których użytkowanie przez jeden podmiot (decydowanie o nich) wyklucza użytek przez drugi. Pojęcie własności wypracowano przez tysiąclecia, by eliminować konflikty o rzadkie zasoby i cywilizować akty gospodarcze.
Natomiast tzw. własność intelektualna nie jest własnością w ogóle. Nie występuje konflikt o rzadkie zasoby, ponieważ jeśli ktoś publicznie czyta ze swojego egzemplarza książki choćby, to informacja, którą przekazuje, może być inkorporowana w umysłach każdego, kto jest dostatecznie blisko. Kopiowanie informacji (o ile nie łamie praw realnej własności prywatnej, czyli robimy to na swoim sprzęcie, a nie np. zmuszamy przemocą właściciela kserokopiarki ku temu) zwiększa ilość informacji, a więc jeszcze bardziej upowszechnia ją - nikt nie jest stratny, nikt nie stracił swojego dostępu do informacji. O co więc wielkie halo zwolenników praw autorskich etc.? O "utratę źródła przychodu"? Jak mi przykro. Nie ma czegoś takiego, jak gwarantowany przychód, zwłaszcza, jeśli by go zagwarantować, trzeba uciekać się do przemocy ze strony zbrojnego aparatu państwa. Jest to faszyzm w czystej postaci, ochrona przywileju monopolistycznego.
Więc kompletnie sprawa tego, "jak długo" ma być chroniona "własność intelektualna" jest bezsensowna. Jest to równie mądre, co pytanie "Jak długo należy napierdalać dzieciaka pasem, zanim nauczy się czytać?" Należy usuwać z dyskursu publicznego tego typu narrację, i atakować pojęcie 'własności intelektualnej' jako takiej - m.in. również z perspektywy tego, że "ochrona własności intelektualnej" oznacza atak na prawdziwą własność prywatną, podstawę wolności. Jeśli nie wolno mi korzystać z własnej kserokopiarki, czy własnej wypalarki CD, czy własnego komputera z łączem internetowym, do skopiowania własnego egzemplarza książki, płyty etc., to znaczy, że faszystowski aparat przemocy państwowej zabrania mi pokojowo korzystać z mojej własności, mimo iż nikomu nie dzieje się krzywda, a ilość dóbr nie maleje - lecz wzrasta dzięki mojemu działaniu!

Własność prywatna

Własność prywatna sprawiedliwie nabyta to czysty oksymoron. Jak to udowdnił Proudhon, własnosć pochodzi z kradzieży. Banda oprychó zwana potem szlachtą (a szlecheckim pochodzeniem Korwin sie szczyci) po prostu zunałą sobie, że ziemia to ich włąsność, a nie ich użytkowników czyli chłopów i tak powstałą własność. Oczywiście ten kto oponował im był represjonowany.

Popieram

Odwołać ten rząd który działa tylko dla swoich interesów i pojedynczych jednostek a naród mają gdzieś, STOP RZĄDWI który nie szanuje ludzi.

Podstawowa kwestia jest

Podstawowa kwestia jest taka: czy artysta, który jest bardziej popularny powinien zarabiać więcej? Jeśli nie, to według wolnorynkowej doktryny kto będzie chciał się szkolić na dobrego artystę i poświęcać na to tysiące godzin ćwiczeń? A jeśli tak, to niech wolnorynkowcy odpowiedzą na te pytania: a) czy nie jest słuszne wynagradzać go według liczby sprzedanych piosenek, b) kto ma płacić za to wynagrodzenie, c) jak sprawdzać, ile razy ktoś słuchał jego piosenkę, jeśli nie za pomocą acta et consortes?

Moja odpowiedź na te pytania jest zupełnie inna, bo uważam, że artysta otrzymuje wystarczające wynagrodzenie w postaci satysfakcji, że jego utwór jest popularny i że ludzie doceniają jego umiejętności. Liczba amatorskich produkcji w sieci świadczy o tym, że jest to wystarczający bodziec. Sam produkowałem przez przez 6 lat teksty do tego portalu i nie mam z tego ani złotówki, a wręcz dopłacam do tego (i nadal mi się chce). Tą samą zasadę powinno się zastosować do jakiejkolwiek innej pracy. Własność intelektualna jest takim samym ograniczeniem wolności jak każda inna forma własności.

Pytanie

Czy jeśli zmienimy pojęcie własności na pojęcie użytkowania, nie rozwiąże to wielu problemów? Powyżej był przykład z kamieniem na którym ktoś usiadł i został i użyty w niewłaściwy sposób - ktoś kto siedzi na kamieniu tylko go użytkuje, ale gdy ten ktoś rości sobie prawo do tego, żeby tylko on siadał na kamieniu, to już jest własność i sums sumarum kradzież i aby to roszczenie (mniej lub bardziej urojone) wyegzekwować taki właściciel potrzebuje państwa, aby pilnowało kamienia z którego on nie korzysta, ale czuje się jego właścicielem.
Jeśsli komuś przyjdzie do głowy uzna ć, że zachód słońca jest jego własnością intelektualną i użyje państwa do egzekwowania praw do owej wydumanej własności, to wszyscy przed zachodem słońca (poza tymi którzy zapłacą za jego podziwianie) mamy schodzić do piwnic w imie "świętej własności prywatnej"?
Własność podlega ograniczeniom czy ktoś tego chce czy nie, jeśli posiadanie stanowi przeszkodę dla społeczność w jej rozwoju tym gorzej dla własności. Dzisiejsi obrońcy "świętej własności prywatnej" nie rozumieją, że ich tzw. własność jest tylko tak długo chroniona jak długo nie pojawi się ktoś silniejszy by ją sobie zawłaszczyć. Niejeden prywatny właściciel płacze po spotkaniu z interesami wielkich korporacji... Owszem wszystko można sprowadzić do pieniądza, ale trzeba pamiętać, że pieniądz jest bytem umownym i jego wartość bardziej opiera się na naszej wierze weń, niż na jakichś bardziej realnych przesłankach. Jeśli zamienimy pojęcie własności na użytkowanie, a pieniądz sprowadzimy do roli uniwersalnego przelicznika, bez nadawania mu jakiejkowiek wartości, zrobimy krok we właściwym kierunku. Wtedy będzie możliwe by wszyscy mogli używać różnych rzeczy według potrzeb np samochodu na przemieszczenie się z punktu A do punktu B... Posiadanie kilku samochodów wydaje mi się być takim samym bezsensem jak posiadanie wielkich ilości ziemi, której się nie użytkuje. Jedyną realną wartością jest praca, zyski z posiadania czegoś czego się nie użytkuje są po prostu okradaniem innych z możliwości użytkowania i niczym więcej.

Pomiędzy własnością

Pomiędzy własnością prywatną "materialną" a "niematerialną" zachodzi fundamentalne podobieństwo: oba te prawa, a zwłaszcza ich interpretacje, zostały narzucone siłą przez aparat państwowego przymusu na zlecenie wąskich grup interesu. I to przede wszystkim czyni Korwina etatystą (czyli wg. jego słownika "socjalistą").

wydaje się, że ani autor,

wydaje się, że ani autor, ani większość ludzi o poglądach lewicowych nie pojmuje specyfiki praw własności intelektualnej. prawa własnosci powstały po to, aby rozstrzygać konflikty o zasoby materialne, ograniczone i ekskluzywne (tzn. takie, przy których każdy korzystający ogranicza możliwość korzystania z zasobu innym osobom). jeśli ja zjem chleb, to ograniczam możliwość zjedzenia tego chleba przez kogoś innego - musimy więc mieć sposób stwierdzenia, komu powinno przysługiwać prawo do zjedzenia danego bochenka chleba, i tą rol spełniają właśnie prawa własności.
prawa własności intelektualnej dotyczą idei, które w odróżnieniu od zasobów materialnych nie są ani ograniczone, ani ekskluzywne: fakt, że ktoś skorzysta z pewnej idei nie ogranicza mojego prawa do korzystania z tej idei ani nie zmniejsza jej użyteczności. ba, wielu libertarian argumentuje, że prawa własności intelektualnej, zwłaszcza patenty, w rzeczywistości ograniczają prawo własnosci, rozumiane jako prawo do rozporządzania moimi zasobami: nawet jeśi posiadam zasoby i chciałbym je wykorzystać np. do produkcji pewnego towaru, to nie mogę tego zrobić, gdyż idea wytwarzania tego towaru jest opatentowana. można też rozważyć sytuację, w której dwie osoby niezależnie od siebie wpadają na ten sam pomysł - jeśli przyznamy jednej z nich prawo własności intelektualnej pomysłu, to ograniczamy prawo drugiej osoby do pomysłu, na który sama wpadła. i żeby nie było, że to sytuacja wymyślona - na tym właśnie polegał m.in. spór o autorstwo pomysłu żarówki między Edisonem a Teslą, albo proces o telefon między Bellem a Grayem.
prawa własności intelektualnej opierają się więc na innej zasadzie, niż prawo własności do dóbr materialnych, i proste przenoszenie zasad własności prywatnej na zasady własności intelektualnej, albo traktowanie własności intelektualnej jako po prostu jeszcze jednego aspektu własności prywatnej, jest błędem.

no i że Korwin-Mikke jest elementem polskiego folkloru politycznego, to wiadomo nie od dziś - ale skąd w artykule wzięli się "faszyści", to Stirner jeden raczy wiedzieć.

Nie interesuje mnie

Nie interesuje mnie specyfika własności intelektualnej, tylko praktyczny problem, jak ma się wyżywić twórca. I co odróżnia twórcę od gościa układającego cegły. Według mnie: nic. Jeden i drugi powinien otrzymywać wynagrodzenie za godzinę swojej pracy. Ale dlaczego jeden ma potem czerpać pożytki ze swojego stosu cegieł, a drugi nie może czerpać pożytków ze swojego zapisu nutowego, czy migających obrazków? Gdzie tu sprawiedliwość?

Czy naprawdę chcecie, by ludzie działający zgodnie z logiką zysku zrezygnowali z działalności twórczej? Czy też mają ją prowadzić zgodnie z logiką komunistyczną? A jeśli tak, to dlaczego cała reszta gospodarki ma nie działać zgodnie z logiką komunistyczną?

To oczywiście uproszczenie,

To oczywiście uproszczenie, bo gość układający cegły zazwyczaj nie jest tym, kto będzie odcinać kupony od pracy budowlanej. Tym kimś jest ktoś, kto stworzył wirtualny pieniądz z niczego i zmusił do pracy robotnika za pomocą przemocy ekonomicznej.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.