Antena - społeczeństwo totalitarne rządzone przez monopolistyczną telewizyjną władzę (film)
Argentyński reżyser (przedtem znany operator) przedstawia społeczeństwo totalitarne - czyli pozbawione prawa głosu - w konwencji filmu niemego. Wizja i poetyka są praktycznie tożsame. Akcja rozgrywa się w nienazwanym mieście, którego monopolistycznym władcą jest właściciel telewizji, a mieszkańcy pozbawieni są prawa głosu w sensie dosłownym - nie potrafią mówić. Z jednym wyjątkiem: śpiewaczki bez twarzy (przypominającej, co nie jest zamierzone, mordercę z "Krzyku" Cravena) i jej niewidomego synka. Bezwzględny Mr TV uprowadza "zbuntowaną artystkę", czego świadkiem jest mieszkający naprzeciwko niej mechanik telewizyjny. Tenże organizuje następnie wyprawę na ulokowaną poza miastem Antenę - czy zniszczy źródło władzy?
"Antena" jest więc połączeniem poetyki niemieckiego ekspresjonizmu i współczesnej satyry antytelewizyjnej oskarżającej to medium o zniewalanie umysłów. Oskarżenie to samo w sobie nie jest specjalnie oryginalne (naiwności jest zresztą więcej), ale jego zilustrowanie obrazami wziętymi z "Metropolis" Fritza Langa - już owszem. Tyle że Sapir jakby w pewnym momencie przestraszył się śmiałości swojego pomysłu (kto robi dziś film niemy?) i zastępuje nieobecne dialogi bardzo licznymi napisami występującymi w identycznej funkcji. Zamiast postawić na wyobraźnię widza (która ma być odtrutką na arbitralność telewizyjnego przekazu) i - jak w klasycznym niemym kinie - operować wyłącznie gestem, mimiką, nastrojem, muzyką, wtłacza w kadry zupełnie zbyteczne komentarze. Miejscami jest to czysta tautologia - jak w tych dziecinnych rysunkach przedstawiających chałupkę z kominem i podpisanych wielkimi wołami DOM. Tym niemniej dla miłośników podobnych eksperymentów (ale wyłącznie dla nich!) film może być prawdziwą gratką.