Michaił Bakunin: Bóg i Państwo [Rozdział IV[

Publicystyka

„ Credo, quia absurdum ”

Mało, że wierzę w niedorzeczność; właśnie i przede wszystkim dlatego wierzę, że jest to niedorzeczność. Tak właśnie wiele znakomitych i światłych umysłów naszych czasów wierzy w magnetyzm zwierzęcy, w spirytyzm, w stoliki wirujące — o mój Boże, po co sięgać tak daleko? — wierzy jeszcze w chrystianizm, w idealizm, w Boga.

Wiara proletariatu w starożytności, podobnie jak później mas żyjących w nowożytnych czasach, była mocniejsza, mniej przesadna, prostsza. Propaganda chrześcijańska zwracała się do ich serc, nie do rozumu; zwracała się do ich wiecznych dążeń, potrzeb, cierpień, do ich niewolnictwa, a nie do jeszcze we śnie pogrążonego umysłu, dla którego nie mogły przeto istnieć sprzeczności logiczne, oczywistość niedorzeczności. Jedyna kwestia ich interesowała: chcieli wiedzieć, kiedy wybije godzina przyrzeczonego wyzwolenia, kiedy nadejdzie królestwo boże. O dogmaty teologiczne nie kłopotali się zupełnie, ponieważ i
tak ich nie rozumieli. Proletariat nawrócony na chrystianizm stanowił wschodzącą siłę materialną chrystianizmu, ale nie reprezentował jego teoretycznej myśli.

Jeśli chodzi o dogmaty chrześcijańskie, to były one —jak wiadomo — opracowane w szeregu dzieł teologicznych, literackich oraz przez sobory, głównie przez nawróconych neoplatoników ze Wschodu. Duch grecki upadł tak nisko, że już w czwartym stuleciu ery chrześcijańskiej, w epoce pierwszego soboru, spotykamy się z ideą Boga osobowego, czystego, odwiecznego, absolutnego Ducha, stwórcy i najwyższego władcy świata, istniejącego poza światem, ideą jednomyślnie przyjętą przez wszystkich Ojców Kościoła.
Z logiczną konsekwencją z tej absolutnej niedorzeczności wyłoniła się wiara, odtąd naturalna i konieczna, w niematerialność i nieśmiertelność duszy ludzkiej, która zostaje umieszczona i uwięziona w śmiertelnym ciele, właściwie tylko częściowo śmiertelnym; w tym samym bowiem ciele istnieje pewna część, która będąc cielesną jest tak nieśmiertelna jak dusza i majak dusza zmartwychwstać. Oto jak było trudno, nawet Ojcom Kościoła, wyobrazić sobie czystego ducha poza wszelką cielesną postacią!Należy zwrócić uwagę, że w ogóle każde teologiczne, a także metafizyczne rozumowanie charakteryzuje się usiłowaniem objaśniania jednej niedorzeczności za pomocą innej.

Niezmiernie szczęśliwą okolicznością dla chrystianizmu było to, iż zetknął się on ze światem niewolników. I jeszcze inna szczęśliwa okoliczność: był nią najazd barbarzyńców. Barbarzyńcy byli to ludzie mężni, pełni sił przyrodzonych, a nade wszystko ożywieni i pobudzeni wielkim pragnieniem i wielką zdolnością do życia; byli to zbóje zdolni do wszystkiego, gotowi spustoszyć i pochłonąć cały świat, podobnie jak ich spadkobiercy, współcześni Niemcy. Mieli oni mniej niż ci ostatni systematyczności i pedantyzmu w
swoich rozbojach, byli o wiele mniej moralni, mniej wykształceni; natomiast o wiele bardziej niezależni i bardziej dumni, zdolni do nauki i wolnego życia, do którego bynajmniej zdolna nic jest burżuazja współczesnych Niemiec. Lecz przy tych wszystkich wielkich zaletach byli tylko barbarzyńcami, to jest tak samo jak starożytni niewolnicy, wśród których zresztą wielu rekrutowało się z ich rasy, pozostawali obojętni w stosunku do wszystkich zagadnień teologii i metafizyki. Toteż skoro ich odraza, którą żywili w
praktyce, została przełamana, nie było już trudno nawrócić ich teoretycznie na chrystianizm.

W ciągu dziesięciu wieków z rzędu chrześcijaństwa, zbrojny we wszechpotęgę Kościoła i Państwa, nie spotykając współzawodnictwa z czyjejkolwiek strony, mógł zdemoralizować, wypaczyć i przepoić fałszem ducha Europy. Nie miał on żadnych współzawodników, bo na zewnątrz Kościoła nie było wcale myślicieli, nawet ludzi wykształconych. Myślał jedynie Kościół, on jeden przemawiał, pisał, nauczał. Powstające w jego łonie herezje atakowały zawsze tylko ideologiczne lub praktyczne wnioski wysnute z podstawowego dogmatu, lecz
nigdy samego dogmatu. Wiara w Boga, czystego ducha i stwórcę świata, oraz wiara w niematerialność duszy pozostały nietknięte. Dwojaka ta wiara stała się ideową podwaliną całej zachodniej i wschodniej cywilizacji europejskiej i przeniknęła, wcieliła się we wszystkie instytucje, we wszystkie dziedziny zarówno publicznego, jak prywatnego życia wszystkich klas, jak również i mas.

Czyż można się po tym wszystkim dziwić, że wiara ta utrzymała się aż do naszych czasów i że w dalszym ciągu wywiera fatalny wpływ nawet na przodujące umysły, na ludzi takich jak Mazzini, Quinet, Michelet i tylu innych? Widzieliśmy, że z pierwszym przeciwko niej atakiem wystąpiło Odrodzenie wolnego ducha w piętnastym wieku, Odrodzenie, które wydało bohaterów i męczenników takich, jak Vanini, jak Giordano Bruno, jak Galileusz.

Odrodzenie, które — choć szybko przytłumione wrzawą, zgiełkiem i namiętnościami Reformacji — prowadziło dalej bez szumu swą niewidzialną robotę, przekazując najszlachetniejszym umysłom każdego nowego pokolenia to dzieło wyzwolenia ludzkiego, do którego podążało burząc niedorzeczności, aż wreszcie w drugiej połowie osiemnastego stulecia pojawiło się na nowo w biały dzień, podnosząc śmiało sztandar ateizmu i
materializmu.