Bardzo brudna polityka w Siedlcach
Marek Kordecki to asystent posła PO Roberta Ambroziewicza, szef jego biura poselskiego. Kordecki zabiegał o mandat radnego i zdobył go, uzyskując 320 głosów.
Zbigniew Rzewuski, były wiceprezydent Siedlec, a w minionej kadencji radny województwa, w dniu wyborów podsłuchał rozmowę dwóch panów. "Po ile płacą?" - pytał jeden. "Platforma daje po 20 zł" - odparł drugi. "To dranie. W socjalnym przy Kleeberga dyrektor Kordecki płaci po 30" - oburzył się pierwszy.
Po wyborach Rzewuski wziął magnetofon i w domu socjalnym dla wyeksmitowanych przy ul. Kleeberga nagrał szukającego poparcia dla jednego z dwóch kandydatów rywalizujących w drugiej turze o prezydenturę Siedlec.
"Chcę kupić głosy w wyborach" - zagadnął napotkaną kobietę. Skierowała go do Janusza Krzymowskiego, emeryta.
"Kordecki kupował, my chcemy zrobić to samo. Po ile on płacił?".
"Po 30 zł za" - odparł Krzymowski. Ile głosów może załatwić? Emeryt zaczął liczyć, robiąc przerwy: "Dwa, cztery, sześć... dziesięć, trzynaście... siedemnaście... dwadzieścia. Tyle zbiorę".
"To pewne?" - dopytywał "kupiec".
Emeryt wyjaśnił, że pośredniczy w sprzedawaniu głosów od dawna: "Ale to Wiesiek Płoszejko tym wszystkim dyryguje. Takie jest życie. Co wybory tak robimy. Kordecki to jego kolega".
"Nabywca" zażądał gwarancji. Poszli do sąsiada. Tu przy świadku Krzymowski oznajmił: "Kupię tak jak na Kordeckiego".
Głosy emeryt zliczał imionami: "Ja, Leszek, Kazia z Gieniem, Staszek, jego dzieci, u was troje [o rodzinie sąsiada], u Zośki też. Uzbiera się 20 głosów".
"Nie możecie więcej?" - dopytywał "kupiec". Okazało się, że z sąsiedniego bloku może być jeszcze dziesięć głosów.
"Kupiec" obliczył, że musi przygotować tysiąc złotych. Obiecał wrócić z pieniędzmi. Na odchodne zażyczył sobie oświadczenia. Sprzedający głosy - Janusz Krzymowski i jego sąsiad Wojciech Mroczek - spisali listę tych, którzy głosować będą, jak trzeba. "Obiecujemy, że zagłosujemy na pana... tak jak na pana Marka Kordeckiego, zgodnie z umową po 30 zł".
W Siedlcach kupowanie głosów trwa od lat. Już cztery lata temu w internecie można było obejrzeć nagranie, jak za papierosy i alkohol przyszli radni miejscy kupują przychylność wyborców. Nagranie zniknęło, radnym mandatów nikt nie odebrał, sprawa przyschła.