Błędne koło - samonapędzająca się produkcja i konsumpcja
Fromm w swej coraz bardziej aktualnej książce "Mieć czy być?" (1976) pisze: "(...) obecna epoka, licząc od końca pierwszej wojny światowej, w większości powróciła do praktyki i teorii radykalnego hedonizmu. Ta idea nieograniczonej przyjemności stoi w osobliwej sprzeczności z ideałem zdyscyplinowanej pracy, sprzeczności przypominającej tę, jaka zachodzi między akceptacją obsesyjnej etyki pracy a ideałem nieskrępowanego lenistwa trwającego przez resztę dnia i podczas okresu wakacji. Nieskończona taśma montażowa oraz biurokratyczna rutyna z jednej strony, a telewizja, samochód i seks z drugiej, czynią możliwym taki układ przeciwieństw. (...) oba przeciwstawne nastawienia odpowiadają ekonomicznej konieczności - dwudziestowieczny kapitalizm opiera się zarówno na maksymalnej konsumpcji dóbr i usług, jak i na zrutynizowanej pracy zespołowej". I dalej "Konsumpcja ma ambiwalentne własności - uwalnia od niepokoju, ponieważ to, co się posiada nie może być już odebrane, równocześnie jednak wymaga konsumowania coraz większych porcji, albowiem towary już skonsumowane szybko tracą własność zaspokojenia pragnienia".
Zgodnie z tym, co twierdzi Fromm coraz więcej ludzi na Zachodzie, gdzie płytkie, konsumpcyjne życie jest przywilejem całej klasy średniej, zdaje sobie sprawę z tego procesu. Świadomość ta odzwierciedla się w coraz większej ilości książek . Dla przykładu Brock Tully w swojej książeczce "Rozważania, czyli jak się cieszyć życiem" pisze:
" ... kiedy robię coś czego nie lubię ponieważ uważam
że potrzebuję dużo pieniędzy
wierzę, że żeby móc robić to
co mnie uszczęśliwi muszę zarobić jeszcze więcej -
zarabiam więc, ale nie jestem szczęśliwy i aby poczuć się lepiej wydaję i wydaję bez końca"
Fromm rozróżnia posiadanie funkcjonalne, użytkowe od posiadania niefunkcjonalnego. Posiadanie funkcjonalne to posiadanie przedmiotów niezbędnych nam do życia, przedmiotów, z których musimy korzystać (ubiór, narzędzia, dach nad głową). Posiadanie niefunkcjonalne to posiadanie przedmiotów, które gromadzimy, mimo że nie są nam naprawdę potrzebne, a często nawet mimo tego, że w ogóle z nich nie korzystamy.
Koło produkcji i konsumpcji rozpędza się coraz bardziej, Fromm pisze: "Dawniej wszystko, co człowiek posiadał, było otaczane troską i dbałością, wykorzystywane prawie do granic możliwości. Kupowano po to, by się "trzymało", "nosiło", itp. (...). Dzisiaj wartością stała się konsumpcja, kupuje się po to, by zaraz wyrzucić.
Niezależnie od tego, czy nabywamy samochód, sukienkę czy jakiś gadżet, bawimy się nimi przez krótki czas, a gdy się znudzą (...), bowiem stały się "stare" (...) kupujemy najmodniejszy wzór". Fromm zauważa, że to co nie związane z potrzebami fizjologicznymi nie może być w żaden sposób ograniczone: "Decydujące o istocie konsumeryzmu nastawienie polega na pragnieniu połknięcia całego świata".
Słuszność poglądów Fromma potwierdzają statystyki - zużycie surowców energetycznych i energii elektrycznej w przeliczeniu na 1 mieszkańca świata stale rośnie. Grozę tych rosnących cyfr uświadomimy sobie dopiero wtedy, gdy zestawimy je z liczbami rosnącej ludzkości i liczbami corocznie ubywających użytków rolnych . Równocześnie na całym świecie rośnie ilość bezrobotnych; fakty te powinny pozbawić reszty złudzeń tych, którzy wierzyli, że rozwój techniki poprawi los ludzkości. W rzeczywistości w naszym świecie nieliczni bogaci chorują z przejedzenia i uniedołężniającego luksusu, podczas gdy rzesze biednych umierają z głodu i nędzy. To, że nasz kraj - jak się zdaje dzięki okresowi socjalizmu - nie stanowi jeszcze areny tych najostrzejszych kontrastów nie powinno nas zwalniać od świadomości ogólnej tendencji. Oczywistym jest, że techniczna cywilizacja nie tylko nie niweluje przepaści między bogatymi a biednymi, ale ją dramatycznie pogłębia . Jan Danecki we wstępie do książki: "Propozycje dla przyszłości"
pisze: "Przyśpieszona, chaotyczna, w eksploatorskim stylu industrializacja wielu krajów tzw. Trzeciego Świata - dokonywana za pomocą wcale nie nowoczesnych, a "odpadowych" i "brudnych" technologii, rabunkowe wydobycie i eksport surowców, wyrąb lasów na kolosalną już skalę, dewastacja zasobów wodnych, erozja gleb i pustynnienie wielu obszarów uprawnych oznaczają - wbrew zapowiedziom ogólnej poprawy bytu - ciągłą utratę źródeł utrzymania dla olbrzymich rzesz ludzi". W tym samym czasie , jak pisze Capra: "W Stanach Zjednoczonych, gdzie nieumiarkowane spożycie i marnotrawstwo stały się stylem życia, mieszkające tam 5% ludności świata zużywa jedną trzecią wszystkich jego zasobów i osiąga, na przykład, dwukrotnie wyższe zużycie energii przypadającej na jednego mieszkańca niż w większości krajów europejskich. A jednocześnie frustracje wynikające ze zmasowanych ataków komercjalnej reklamy, w połączeniu z istniejącą w tym kraju niesprawiedliwością społeczną, rodzą coraz to nowe przypadki narastającej przestępczości, przemocy i inne przejawy patologii społecznej. Ten smutny stan rzeczy dobrze ilustruje schizofreniczna treść naszych tygodników. Magazyny te w połowie poświęcone są ponurym opowieściom o zbrodniach, krachach gospodarczych, międzynarodowych napięciach politycznych i o wyścigu do ogólnoświatowej zagłady, druga zaś połowa ich zawartości to portrety beztroskich, szczęśliwych ludzi spoglądających na nas spoza paczek papierosów, butelek alkoholu i lśniących karoserii nowych aut".
Tym sposobem dotarliśmy do ważnego zagadnienia związanego z konsumpcjonizmem - do kwestii reklamy. Warto zwrócić uwagę na jej wszechobecność w dzisiejszym świecie i na jej, zwłaszcza dzięki telewizji, globalny obszar oddziaływania. Reklama wyrosła z potrzeby informacji, dziś jednak daleko odeszła od swych początków - stała się potęgą i jednym z najopłacalniejszych biznesów, siłą zmieniającą świat w duchu konsumpcjonizmu. Telewizja zajmuje w tym procesie poczesne miejsce.. A oto jak na ten temat pisze Capra: "Reklama telewizyjna wpływa na treść i formę wszystkich programów, łącznie z "dziennikami telewizyjnymi", używając niesamowitej siły sugestii jaka cechuje ów środek przekazu - włączony przez średnio sześć i pół godziny dziennie w każdym domu amerykańskim - do kształtowania wyobrażeń ludzi, zniekształcenia ich poczucia rzeczywistości oraz narzucania im poglądów, gustów i sposobów zachowań. Wyłącznym celem tych praktyk jest nakłanianie ludzi do kupowania artykułów reklamowanych przed, po oraz w czasie każdego programu".
Jestem głęboko przekonana, że nawyk oglądania telewizji może przekształcić się w nałóg i że nałóg ten jest zdecydowanie bardziej rozpowszechniony niż alkoholizm. Jest on tym groźniejszy, że nie jest postrzegany jako nałóg! Nie sposób przecenić ogromu wpływu reklamy i telewizji na ludzi. W momencie, gdy stajemy się "człowiekiem z zewnątrz" nie posiadającym i nie oglądającym telewizji, dostrzegamy, ile i jakiej wartości treści przenikają z niej do świadomości ludzi i jakie zmiany, by nie rzec spustoszenia, w niej czynią. Nie są to optymistyczne obserwacje.
Paul Hawken w swej książce "Przez zielone okulary" pisze : "Reklama jest potrzebna, by informować, kierować i wychowywać, ale w swej obecnej postaci wyraża zaborczą ekspansję ekonomii. Stwarza zazdrość i poczucie niższości, jest odpowiedzialna za niski poziom programów telewizyjnych, gdyż niskie wskaźniki gustu powodują najwyższą popularność; reklama oszukuje zarówno ludzi młodych, jak i starych, skłaniając ich do kupowania rzeczy nieodpowiednich, niepotrzebnych czy ekstrawaganckich, podsycając manię konsumpcji, która jest przyczyną przekroczenia przez cywilizację ekologicznych granic Ziemi".
Pierwszym krokiem ku wyrwaniu się spod oddziaływania reklamy i telewizji i ku porzuceniu "wyścigu szczurów" jest uświadomienie sobie przemożnego wpływu masmediów i wpływu tego konsekwencji. Konsekwencje te to nie tylko nasze zmarnotrawione życia wypełnione zarabianiem i wydawaniem, ale, co gorsza, coraz bardziej splądrowana Ziemia, która jest domem nie tylko naszym, ale też innych gatunków i przyszłych pokoleń, o czym zdajemy się nie pamiętać.
Ciągły wzrost produkcji i konsumpcji połączony z eksplozją demograficzną musi nieuchronnie doprowadzić do nieszczęścia w ograniczonym środowisku naszej planety. Katastrofy zapowiadają nie tylko proroctwa, ale większość wnikliwie patrzących ludzi. Hans Jonas, uczeń Husserla i Heideggera w swej książce "Zasada odpowiedzialności. Etyka dla cywilizacji technologicznej" w rozdziale opatrzonym znamiennym tytułem "Nadmierny sukces źródłem zagrożenia katastrofą" twierdzi, że obecnie niebezpieczeństwo wynika z podwójnego sukcesu ludzi - ekonomicznego i biologicznego. "Sukces ekonomiczny długo rozważany w izolacji, oznaczał wzrastającą ilościowo i jakościowo produkcję dóbr na głowę, w połączeniu ze zmniejszaniem się nakładu pracy ludzkiej, a przeto rosnący dobrobyt dla wielu, a nawet mimowolnie zwiększoną konsumpcję dla wszystkich członków systemu, ergo niezwykle zwiększony metabolizm ciała społecznego jako całości ze środowiskiem naturalnym. Już to niosło za sobą niebezpieczeństwo nadwyrężenia skończonych zasobów (pomijając tu niebezpieczeństwo wewnętrznego zepsucia). Niebezpieczeństwa te wszakże zyskują na sile i nabierają rozpadu dzięki (...) sukcesowi biologicznemu: ilościowemu rozdęciu tego metabolicznego ciała zbiorowego, czyli gwałtownemu wzrostowi populacji (...). Staje się dziś przerażająco jasne, że sukces biologiczny nie tylko może unicestwić ekonomiczny, prowadząc wstecz od krótkiego święta dostatku do chronicznego dnia powszedniego ubóstwa, ale że zagraża on również ludzkości i naturze gwałtowną katastrofą o niezmiernych proporcjach. (...) Sztucznie utrzymywane przez tak długi czas ekologiczne prawa równowagi, które w stanie naturalnym bronią się przed nadmiernym rozrośnięciem się jednego gatunku, potwierdzą swe prawo w sposób tym straszliwszy, im bardziej były zmuszone do maksymalnej tolerancji".
Rozbuchany konsumpcjonizm zaszczepia w ludziach swą ideę "więcej i szybciej" wraz z wychowaniem, presją społeczną i reklamą tworząc samonapędzające się błędne koło. To on w połączeniu z eksplozją demograficzną doprowadza nas do obecnych kryzysów, m.in. do kryzysu energetycznego. Byliśmy już świadkami wojny o ropę, której nie zapobiegły demonstracje w Stanach Zjednoczonych z hasłami "No blood for oil" . Nie była to z pewnością ostatnia wojna z tej przyczyny. Nasza rabunkowa, krótkowzroczna gospodarka szybko przybliża moment wyczerpania się konwencjonalnych (kopalnianych) surowców energetycznych Nasilający się konsumpcjonizm i wzrastająca ilość ludzi sprawiają, że powszechnie wierzy się, iż potrzebować będziemy coraz więcej i więcej energii. Ta wiara wraz z patriarchalną chęcią centralizacji mocy sprawia, iż uznaje się ekologiczne metody pozyskiwania energii (słońce, wiatr, woda, ciepło Ziemi) za "nieekonomiczne" i niegodne zainteresowania.
Zwolennicy "więcej i szybciej" opowiadają się za energią jądrową.
Anna Sobieska
tekst jest przedrukiem z pisma "Psubraty"