Charkiewicz: "Plan socjalny" prezesa Wituckiego
Polski neoliberalny kapitalizm uciska nas dla naszego dobra, ale także przedstawia ucisk jako zbawienie. Najlepiej to widać na świeczniku, gdzie sytuują się najlepiej, wręcz bezkolizyjnie dostosowani do nowego systemu, w których przypadku nie ma żadnej różnicy, wahań czy niespójności między człowiekiem a systemem.
Maciej Witucki jest modelowym podmiotem polskiego kapitalizmu: nieskażony komuną czterdziestolatek po studiach we Francji, były prezes Centertela i Banku Lukas, obecnie Grupy Telekomunikacja Polska, uczestnik spotkań wspólnoty z Taize, ojciec trojga dzieci, opiekuńczy tatuś, katolik, zasłużony społecznik (prezes Polskiego Forum Obywatelskiego), biznesmen roku 2008. Pieniądze, kariera, rodzina składają się na nowy hegemoniczny wzór męskości Polaka, bogatego biznesmena.
Wywiad prezesa Wituckiego dla ostatniego w 2008 "Magazynu Dziennika" zatytułowany został nomen omen "Kryzys, którego nie widać". Cóż więc widać, jaki obraz świata wyłania się z miejsca na stanowisku Prezesa? Prezes Witucki opowiada, że kapitalizm ma się dobrze. Tylko masy przedobrzyły z chciwością w kupowaniu domów na kredyt, a koledzy bankierzy zachłysnęli się wiecznie rosnącymi zyskami. Nie zgłębiali wiedzy profesjonalnej, nie odrobili pracy domowej z derywatyw i nie wiedzieli co sprzedają, w przeciwieństwie do prezesa Wituckiego. W jego wypowiedzi moralna krytyka chciwości uzupełnia się z wiarą w koniunkturalne cykle kapitalizmu. Teraz mamy małą korektę, po której wszystko wróci do normy. "Kryzys oczyści system, w którym nie wszyscy są warci przetrwania. Od kilku lat słyszę, że powinno być 10 banków na świecie, a jest ich dużo więcej". Duch darwinizmu społecznego jest zakorzeniony w ekonomii, nic więc dziwnego, że pilny uczeń i zarazem szef największego monopolu telekomunikacyjnego przekłada doktrynę przetrwania najsilniejszych na środowisko biznesowe.
Prezes Witucki przewiduje, że już wkrótce wskutek globalnego spadku koniunktury także polską gospodarkę i społeczeństwo czeka zapaść. Ale nie martwi się o przyszłość firmy, na której czele stoi. Usługi telekomunikacyjne to artykuły pierwszej potrzeby. Dzięki opłatom abonamentowym firma nie ma kłopotu z płynnością gotówki, a klient masowy jest statystycznie mniej ryzykowny. Mogłoby się wydawać, że skoro firma ma się świetnie, a jej perspektywy rozwoju są świetlane, także pracownicy powinni spać spokojnie. Niestety, przed firmą stoją wielkie zagrożenia.
Pierwsze z nich to szefowa Urzędu Komunikacji Elektronicznej. W ramach dbania o wolny rynek unijni i domowi regulatorzy usiłują wpłynąć na otwarcie rynku dla konkurencji, a to nie wróży dobrze monopoliście, jakim jest TP. Prezes nie lubi państwowych regulacji. Nie wiadomo, czy państwo wycofa się z form kontroli, wprowadzanych teraz by ratować banki. Wspieranie firm przez państwo w czasach kryzysu Prezes jak najbardziej popiera. Uważa jednak, że państwo wydaje pieniądze bez sensu na ratowanie banków samochodowych, zamiast na przykład na autostrady i elektrownie atomowe, czy też - co byłoby szczególnie korzystne - na infrastrastrukturę telekomunikacyjną, co im prezes usilnie podpowiada. "Współcześnie kołem zamachowym rozwoju cywilizacji jest infrastruktura teleinformatyczna... ten projekt będzi wymagał określonych wyrzeczeń. On będzie się wiązał z uproszczeniem procedur (czytaj: wywłaszczeniem opornych, zawieszaniem konstytucjonalnego prawa do zdrowego środowiska), z ewentualnymi krótkimi zawirowaniami, ale to jest w imię wyższego dobra. O czyje wyższe dobro chodzi, tego Prezes nie precyzuje. Trudno jednak nie dostrzec, że odwołanie do rzekomego wspólnego zbiorowego interesu służy mobilizacji nas wszystkich do wdrażania interesu uprzywilejowanej grupy społecznej którą reprezentuje...
Drugie zagrożenie to akcjonariusze, których oczekiwania są wysokie ...funduszy nie interesują cykle koniunkuralne. Fundusze interesuje zwrot z inwestycji. To są ludzie zdecydowani, pragmatyczni, knkretni i bardzo potrzebujący dzisiaj gotówki". Prezes dobrze wie, z której strony jego kapitalistyczna kromka chleba jest posmarowana masłem. Lekcja z lektury dzieł Adam Smitha, który tłumaczył, że celem rzeźnika nie jest nakarmienie ludzi, ale maksymalizacja zysków, nie poszła na marne. W dobie finansowego kapitalizmu TP nie jest po to, żeby dostarczać jak najlepsze telekomunikacyjne usługi jak największej liczbie klientów i stawać do konkurencji na rynku z innymi firmami. TP jest po to, żeby maksymalizować wartość akcji i zyski inwestorów.
Zmniejszanie kosztów operacyjnych i zwiększanie zysków zawsze dobrze wpływa na giełdowe notowania i na przychylne nastawienie głównych akcjonariuszy (France Télécom, amerykańskie fundusze) do Zarządu i Prezesa. Toteż Prezes zamierza zadbać o swój i właścicieli TP interes w ten sposób, że zwolni blisko 5 tysięcy osób, z tego 2.3 tys., w 2009 roku. W latach 1995 – 2005 zatrudnienie w TP SA zmniejszyło się z 75 tys. do 25 tys. osób, a w Grupie TP o połowę. Kolejne zwolnienia obejmą co najmniej co 5-ego pracownika/pracowniczkę. Aby ten wypróbowany zabieg był sprawnie przeprowadzony, strawny dla rządu i polityków, a także trudny do odrzucenia przez pracowników i aby prezes nie utracił swego wizerunku katolika-biznesmena, masowe zwolnienia są dokonywane pod nazwą Planu Socjalnego.
Kryzys, to nie tylko strata, ale także korzyść. Prezes Witucki lubi cytować to chińskie przysłowie, bo pojawia się w wywiadach z nim wielokrotnie. Nic dziwnego, przegląd informacji o TP pokazuje historię firmy jako pole nieustępliwej i bezwzględnej walki o zyski. Tym razem kryzys jest okazją do pozbycia się pracowników, której nie wolno zmarnować.
Istnieje jednak ryzyko, że zbiedniali klienci zmniejszą konsumpcję telekomunikacyjnych usług. Na to Prezes ma także rozwiązanie. Nie chodzi jednak o obniżki cen i tańsze usługi, ale o "dostarczenie narzędzia obliczonych na lepsza kontrolę abonamentu z alertami o przekroczeniu kolejnych progów".
– Nie zrezygnują z tego co mają? pyta sceptyczny dziennikarz.
- Nie, ale to zbuduje u nich komfort i poczucie bezpieczeństwa, że w trudnym momencie są w stanie zapanować nad fakturą. Zawsze mogą przestać dzwonić, tylko odbierać rozmowy.
Kasa z abonamentu i tak wpadnie do kufrów Tepsy, tym więcej im dłużej utrzyma pozycje rynkowego monopolisty. Zwróćmy uwagę jak logika zarządzania zyskiem kształtuje relacje władzy między klientami czy pracownikami a firmą. Pracownicy i klienci traktowani są jako dyspozycyjne zasoby siły roboczej, albo siły nabywczej, które należy efektywnie wykorzystać, aby maksymalizować zyski. Następuje proces uprzedmiotowienia pracownicy czy klienta oraz upodmiotowienia firmy. Tak jak chłop pańszczyźniany nie mógł unikać płacenia daniny panu, tak samo współczesny hiperkonkurencyjny kapitalizm usługowy wypracował techniki pochwycenia klientów. Pionierami nowej pańszczyzny, nowego modelu relacji z klientami były firmy telefonii komórkowej. Najpierw korzystna oferta na przynętę, a potem drobnym drukiem zapis o długoterminowej umowie na niekorzystnych dla klienta warunkach, której nie można zerwać bez ponoszenia dodatkowych kosztów. W każdej sytuacji, klient zostaje czy odchodzi, firma na tym wygrywa. Klient czy klientka są traktowani jak łowna zwierzyna, a na straży systemu stoi państwowo-rynkowy aparat (sądy, rejestry i egzekutorzy długów). Na analogicznych zasadach pańszczyźnianego obowiązku płacenia daniny zreorganizowany został system ubezpieczeń emerytalnych.
O Planie socjalnym czy dostarczaniu komfortu można mówić szczerze, z uśmiechem na ustach, bez zmrużenia oka. "Dziennik" nie opublikował wywiadu z prezesem Wituckim po to by go zdemaskować, ale dlatego, że mówi jako pokrewna dusza i w ramach tej samej siatki pojęciowej i moralnej co redaktorzy i redaktorki. Taki sam wywiad mogłaby opublikować "Wyborcza" czy "Rzeczpospolita", tam także doskonale pasuje neoliberalno-biznesowa nowomowa.
Polskie ekonomiczne elity, w tym prezes Witucki czy jego koledzy z banków i innych firm, nowi polscy bogaci nie doszli do majątku przez pomnażanie odziedziczonego kapitału, za pomocą wojny, kolonialnej ekspansji, nie przez rozwój nowych technologii jak Bill Gates. Zaczęli od niczego. Nie ma historycznych precedensów, aby w tak krótkim czasie grupa ludzi mogła zgromadzić tak wielki majątek na taką skalę. Ich dostęp i kontrola nad terytorium, zasobami, ludnością, życiem ludzi jako środkami do pomnażania zysku - były zorganizowane dyskursywnie. Polskie elity, a szczególną rolę odgrywała tu "Gazeta Wyborcza", dokonały medialnego majstersztyku kamuflując neoliberalizm i prezentując rynek jako zbawienie i panaceum na wszystkie społeczne i ludzkie problemy. Taka romantyczna wizja rynku maskowała wolnorynkowy totalitaryzm i ułatwiła przeobrażanie instytucji społecznych i ludzi pod jednym tylko kątem kreowania możliwości do pomnażania zysku. Akumulacja kapitału ma zawsze społeczne i ekologiczne koszty, którymi, np. w okresie liberalnego państwa dobrobytu w pewnym stopniu dzieliły się firmy i gospodarstwa domowe, za pomocą redystrybucji dochodów państwa.
Polskich elit liryczny i nader dla nich korzystny obraz kapitalizmu zakładał, że nie ma społecznych czy ekologicznych kosztów maksymalizacji zysków, są tylko zyski i nierozumne opory. Jak twierdzi prof. Balcerowicz, jednostki, które krytykują rynek w imię demokracji to jakieś wynaturzenia.
Dyskurs transformacji, który stworzył warunki i otworzył ochronny parasol prawa nad pomnażaniem bogactwa bez ograniczeń, odtwarzał dobrze znane wzory narracji o wygnaniu z raju. W opowieści elit, z Europy czy Zachodu zostaliśmy wykluczeni za grzechy komunizmu, by po wyjściu z komunistycznego piekła przejść przez czyściec transformacji i zasłużyć na rozgrzeszenie za posłuszeństwo regułom neoliberalnej katechezy. Powszechne urynkowienie państwa, społeczeństwa, jednostek, dyskursu publicznego przedstawiano jako jedyną możliwą wersję kapitalizmu i utożsamiano go z prawami człowieka, demokracją, powszechnym dobrobytem i postępem cywilizacyjnym – jednym słowem, z powrotem do raju. Jednocześnie jakiekolwiek krytyki były delegitymizowane jako odstępstwa od neoliberalnej wiary i stygmatyzowane jako zapędy komunistyczne.
Winę za bezrobocie, bezdomność, ubóstwo czy inne społeczne i polityczne problemy przypisywano jednostkom, protestującym grupom, politycznym konkurentom: roszczeniowym górnikom, leniwym kasjerkom, rozwydrzonym pielęgniarkom, rozpaskudzonym nauczycielom, skorumpowanym lekarzom, ekologom, którzy wolą chronić komary niż ludzi, parafialnym PiSowcom, populistycznej Samoobronie czy pozostałościom socjalistycznej mentalności. Z jednej strony neoliberalizm jako model regulacji czy model rządzenia w okresie zaawansowanego finansowego kapitalizmu nie był nazwany, a więc nie można było go poddać dekonstrukcyjnej analizie i podważyć rynek jako model prawdy i regulatywny ideał. Elita nadal więc opowiada liryczne opowieści o liberalizmie, co pozwala nie dostrzegać, że już odszedł w histryczny niebyt i w co się przeobraził. Z drugiej strony jakiekolwiek alternatywy nie były dopuszczane do głosu. Ludziom udostępniona została tylko jedna możliwa ścieżka – dostosowanie siebie do projektu przedsiębiorczej, wielozadaniowej, dyspozycyjnej w trybie 24/24 jednostki, w przypadku kobiet super matki i taniej posłusznej pracowniczki/mikrobizneswoman. Rola bogatego biznesmena jest zarezerwowana do reprezentacji męskości. Nowy darwinizm społeczny, który w politycznej praktyce przekłada się na rasizm klasowy, stawia jako wzór zdrowia, siły i sprawności i nowy eugeniczny ideał bogatą, przedsiębiorczą, inwestująca w siebie jako formę kapitału, zdolną do życia na własny rachunek jednostkę, której niepotrzebna jest solidarność społeczna.
Włoski filozof Giorgio Agamben wskazuje na upowszechnienie metod stanu wyjątkowego. W stanie wyjątkowym jedno po drugim prawa chroniące ludzi czy uprawnienia są zawieszane, natomiast ludzie są nadal w mocy suwerena, który dysponuje życiem. Prototyp tej figury, homo sacer, można zabić, ale nie można poświęcić. Teoria włoskiego filozofa pomaga nam zinterpretować co się dzieje tu i teraz w Polsce. W 1990 zaczęło się od uchwalenia w trybie nadzywczajnym tak zwanego planu Balcerowicza, od odebrania kobietom prawa do dysponowania swoim ciałem (zakaz aborcji), odebraniem prawa do świeckiej edukacji, odebraniem prawa do pracy, potem praw do mieszkania, do czystego środowiska, do bezpiecznych emerytur, do powszechnej opieki zdrowotnej. Wprawdzie większość tych praw jest zapisana w Konstytucji z 1997, ale de facto mogą z nich korzystać tylko jednostki dysponujące siłą nabywczą. Rządzeni jesteśmy przez segregacje na użyteczne, przyczyniające się do pomnażania bogactwa czy dysponujące siłą nabywczą jednostki, i na ludzkie odpady. Z nieużytecznymi można zrobić wszystko, prawo ich nie chroni. Potrzebny jest jednak dyskurs maskujący i formy kamuflażu, które zredukują opór społeczny, uczynią ucisk łatwiejszym i bardziej strawnym. Tak więc masowe zwolnienia z pracy to Plan Socjalny.... Do zbędnych będą należeć wszyscy ci, których zwolnienie najbardziej się firmom opłaca: młodzi pracownicy, bo im się daje niewielkie odprawy, ludzie po 50-tce, przed ochronnym wiekiem emerytalnym, bo potem już ich zwolnić się nie da, pracownicy, którzy odmawiają pracy po godzinach, młode kobiety, podejrzane o niecny proceder zachodzenia w ciążę...
W ramach ekonomicznego porządku w imię maksymalizacji bogactwa zawieszane jest prawo i zasady moralne. Toteż takie wypowiedzi jak prezesa Wituckiego uchodzą płazem, nie dziwią, bo ten język został upowszechniony i znormalizowany jako jedyny reżim prawdy w ramach którego można mówić, żeby móc mówić z trybuny sejmowej czy z telewizora, a także z akademickiego pulpitu. Komentując niedawne protesty w Grecji minister Boni twierdził że u nas to nie grozi, bo wszyscy (sic) Polacy są zajęci bogaceniem się. Wraz z nowym gimnazjalnym przedmiotem o przedsiębiorczości język ten i tzw. wolny rynek jako regulator prawdziwości każdej myśli i stwierdzenia schodzi pod strzechy. Niestety, z bogactwem wprost przeciwnie, bynajmniej nie spływa z góry na społeczne doły.
Wypowiedź prezesa Wituckiego pokazuje jakimi wartościami faktycznie kieruje się on w życiu zawodowym i na jakich wartościach zbudowany jest ‘wolny rynek’ i neoliberalna Polska, zwłaszcza, że identyczne poglądy upowszechnia i wdraża wiele innych członków i członkiń polityczno-biznesowo-intelektualnych elit. Podobnie jak Balcerowicz, także Maciej Witucki wywiera wpływ na politykę i dyskurs publiczny za pomocą tworzenia instytucji tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Wizja modernizacji Polski i model elit politycznych lansowany w Polskim Forum Obywatelskim (PFO), któremu prezesuje, jest tworzona z perspektywy interesów biznesu, które utożsamiane są z interesem narodowym i obywatelskim. Nazwiska tych samych profesorów, biznesmenów, członków byłych i obecnego rządu pojawiają się w radach nadzorczych firm, radach programowych neoliberalnych think tanków i wśród współautorów ich publikacji, którzy często zmieniają posady z akademickich na rządowe czy biznesowe, a bywa, że łączą te trzy jednocześnie. Nie jest to postrzegane jako forma politycznej korupcji i zagrożenie demokracji. Wprost przeciwnie, wszystko jest w najlepszym porządku. W domenie edukacji publicznej Katarzyna Hall, współpracowniczka prezesa Wituckiego z narodowo-neoliberalnego think tanku, Polskiego Forum Obywatelskiego (łatwo pomylić z Forum Obywatelskiego Rozwoju Balcerowicza), a obecnie minister w rządzie PO/PSL, wdraża eugeniczną reformę edukacji, gdzie możliwości zdobycia wykształcenia dopasowywane są do zdolności jednostek. Uczniowie uznani za mało zdolnych nie są użyteczni, a środki finansowe mają być skoncentrowane na najzdolniejszych dzieciach. Motorem w PFO, organizacji, której prezesuje Maciej Witucki, jest Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową, a członkami rady, podobnie jak w balcerowiczowskim FOR są biznesmeni i profesorowie. Wśród członków władz i współautorów raportów powtarzają się nazwiska: Boni, Hübner, Koźmiński, Balcerowicz, Hausner...Widać jak neoliberalna doktryna wzajemnie wspiera się z władzą ekonomiczną i polityczną. Efektem jest upowszechnienie totalitaryzmu rynkowego i kasacja demokracji.
Przy okazji czytania wywiadu z prezesem Wituckim nieodparcie nasuwają się analogie między technikami neoliberalnego i biznesowego PR, a metodami sprawowania władzy przez nazistów, w jaki sposób panowali nad masami i życiem codziennym poddanych Trzeciej Rzeszy, a jak rynek i państwo organizują życie ludzi dzisiaj. Poddani zostali skategoryzowani jako podmioty użyteczne (wówczas posłuszni nowej władzy aryjscy Germanie, na których w zamian za uprzywilejowanie i opiekę spoczywał obowiązek poświęcenia życia jaki i obowiązek reprodukcji) i jako ludzkie odpady (wówczas Żydzi, Cyganie, komuniści, geje, Słowianie, niepełnosprawni). Nieodzownym elementem sprawnego systemu zarządzania zagładą była propaganda. Z jednej strony propaganda wobec niemieckich robotników nastawiona była na stworzenia przeświadczenia o upodmiotwieniu. Jak pisze Walter Benjamin, nazizm, który odbierał prawa pracownicze, wykorzystał rewolucyjne symbole, marsze i sztandary, aby wzbudzić przeświadczenie, że robotnicy sa uwłasnowalniani. (Analogicznie dzisiaj funkcjonuje propaganda przedsiębiorczości). Z drugiej zaś strony nazistowska propaganda nastawiona była patologizację Żydów, aby ustanowić supremację niemieckiego Ja i pozyskać społeczną zgodę na zagładę. (Dzisiaj patologizowani są bezrobotni, ludzie z niskimi dochodami, emigranci). Jednocześnie wobec ofiar kreowano fikcje, karmiono je nadzieją, że celem transportu nie jest zagłada ale przesiedlenie... Na bocznicy w Sobiborze wymalowano stosowne drogowskazy, o kierunku dalszej podróży do Białegostoku i Wołkowyska, zasadzono kwiatki, grała orkiestra, stała ekipa sprzątaczy, którzy przywracali porządek, aby nowy "transport" nie spostrzegł że coś jest nie tak... Dzisiaj taka rolę kreowania fikcji i zamazywania rzeczywistości odgrywa polityczny PR i marketing. Profesor Balcerowicz, prezes Witucki czy minister Boni twierdzą że kapitalizm ma się dobrze, wszyscy się bogacą i wszyscy korzystają. Ukrytą zasadą organizacyjną był i jest nadal podział na użytecznych i nieużytecznych, segmentacja grup ludzkich, oddzielanie jednych od drugich, aby odtworzyć hierarchie władzy, zerwać więzi solidarności społecznej – a wszystko podporządkowane ekonomicznej efektywności i maksymalizacji zysku.
Kryzys, jak słusznie zauważa prezes Witucki, wkrótce przeniesie się na polskie firmy i gospodarstwa domowe. Kryzys przyczyni się do intensyfikacji konkurencji między firmami o rynki i dostęp do kapitału, a między jednostkami o pracę i środki do życia. O tym prezes Witucki nie mówi otwartym tekstem, ale widać że już się sposobi do konkurencji o dostęp do publicznych funduszy. Jeśli dominacja rynkowych reguł gry, w tym konkurencyjności i społecznego darwinizmu będzie utrzymana, oznacza to wojnę wszystkich ze wszystkimi. Tak jak firmy pochwytują jednostki i ich siłę nabywczą czy siłę robocza przez system kontraktów i brak alternatyw, neoliberalne państwo chwyta i nie puszcza poddanych sobie obywateli (nie można pójść do szkoły, pracy, szpitala, otworzyć konta w banku czy umrzeć bez PESELu czy NIPu) i kategoryzuje nas pod kątem ekonomicznej użyteczności, jako płatników podatków i jako wydatki z budżetu, a nie jako podmioty polityczne. Wydatki trzeba minimalizować, albo - jak w przypadku zaciąganych w Banku Światowym pożyczek na odprawy dla górników - wydawać środki na czasowe kontrolowanie wybuchów społecznego protestu. Kiedy trzeba było minimalizować problemy z bezrobociem i zyskiwać poparcie, a przynajmniej minimalizować sprzeciwy wobec neoliberalnej transformacji, wtedy przepisy o wcześniejszym przechodzeniu na emerytury były użyteczne. Teraz stają się ciężarem. Ludźmi można machać jak chorągiewką. Nasze życie ma znaczenie o tyle o ile przyczyniamy się do wzrostu dochodów firm czy państwa.
Dopiero co minister Rostkowski i premier Tusk zaciągnęli w Banku Światowym kolejną pożyczkę – blisko 1 mld euro. To tylko pierwsza transza z pożyczki opiewającej na 3.75 mld euro. Do spłacenia będzie ok. 20 miliardów złotych. Jak wynika z listu ministra Rostkowskiego do szefa Banku Światowego, pożyczka jest konsultowana z Komisją Europejską, z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, z Narodowym Bankiem Polski. Ale zaciągniecie długu nie było konsultowane z tymi które i którzy będą go spłacać. Nie toczyła się na ten temat dyskusja w Sejmie czy w mediach. Jednym z głównych celów tej pożyczki jest stabilizacja finansów państwa i rozwój sektora prywatnego. W czasach kryzysowych, kiedy kurczą się możliwości pomnażania zysków, trzeba otwierać przed inwestorami nowe możliwości, tworzyć nowe rynki, na przykład na usługi medyczne. Podmiotem politycznym neoliberalnego państwa nie jest obywatel czy obywatelka, ale duża zasobna firma. Z takiego politycznego rozdania i układu sił wynika, że odpowiedzią na kryzys będzie wojna społeczna, bo niemożliwy jest sojusz społeczeństwa z państwem, które porzuciło swoich obywateli i obywatelki, a z podatków i pożyczek, które to my będziemy spłacać – dogadza bankom i wielkim firmom.
Opór niewątpliwie się pojawi. Problem w tym, żeby nie skupił się na atakach na te czy inne osoby, w czym do tej pory celował polski dyskurs publiczny czy na odgrywaniu starego spektaklu w nowych dekoracjach, ale aby polegał na zmianie wartości politycznych i opierał się na innej organizacji, rynku, państwa i społeczeństwa, gdzie nie rynek i pomnażanie bogactwa nielicznych jednostek, ale niepodzielne, uniwersalne prawa człowieka, w tym prawa kobiety-człowieka, solidarna dbałość o wspólne dobra społeczne i trwałe podstawy do życia byłyby składnikami nowej politycznej architektury.
Komentowany artykuł: http://www.dziennik.pl/gospodarka/article288374/Kryzys_ktorego_nie_widac...
Dane o TP SA: http://tiny.pl/vrxg
Maciej Witucki jest także przewodniczącym rady programowej Polskiego Forum Obywatelskiego, które inicjuje dyskusje o kierunkach rozwoju Polski w obszarze gospodarki, polityki, nauki, edukacji oraz tożsamości Polaków. Co roku w ramach Forum odbywa się Kongres Obywatelski. www.pfo.net.pl
Giorgio Agamben. Homo Sacer. Suwerenna władza i nagie życie. Warszawa: Pruszyński i Spółka, 2008.
Walter Benjamin, Dzieło sztuki w dobie reprodukcji technicznej, w tenże Twórca jako wytwórca. Wydawnictwo Poznańskie, 1975.
Ewa Charkiewicz
Tekst pochodzi ze strony Think Tanku Feministycznego (www.ekologiasztuka.pl/think.tank.feministyczny/).