Gorzka historia jednej inwestycji
Dużo pisze się o skutkach globalizacji. Często czytamy o tym, że w układzie globalizacyjnym – są „zwycięzcy” i „przegrani” i wtedy słyszymy o krajach lub regionach zyskujących na globalizacji, oraz tych, które na niej tracą. Wśród popularnych określeń, jest nazwa „global south” czyli „globalne południe”, południowa strefa świata, gdzie produkuje się i dostarcza surowce bogatej północy.
Owszem, choć takie określenie i analiza jest dość poprawna, czasami warto rozumieć, że ten problem nie zawsze jest problemem „globalizacji”, lecz problemem mechanizmów kapitalizmu, gdzie producenci ciągle szukają taniej siły roboczej, ponieważ „zwycięzcy” nie zawsze pochodzą z bogatych krajów. „Przegrana” jest często po prostu klasa pracownicza, niezależnie od kraju pochodzenia, albo co najmniej cześć tej klasy. „Zwycięzcy” nie koniecznie są tylko ludźmi z bogatych krajów, gdyż w prawie każdym biednym kraju jest dość bogata klasa przedsiębiorców, czasami tych, którzy pośredniczą między globalnymi inwestorami i lokalnymi pracownikami.
Do kategorii „przegranych” w układzie tzw. „globalnego kapitalizmu” trzeba więc zawsze zaliczyć miliony pracowników z bogatych krajów, którzy tracą pracę i nigdzie nie dostaną nowej pracy na podobnych warunkach, ponieważ nowe miejsca pracy to przede wszystkim McJobs lub praca tylko dla wąskiego grona elitarnych branż. Do kategorii przegranych możemy zaliczyć pracowników brytyjskiej firmy Cadbury, którzy walczą o swoje miejsca pracy w Anglii, ponieważ firma woli tanio produkować w Polsce i różnicę w kosztach zachować dla inwestorów i szefów firmy.