Postawy w dyskusji o tarczy
Każdy, kto śledzi wydarzenia ostatnich tygodni mógł z dużym prawdopodobieństwem natknąć się na dyskusję różnorodnych ekspertów w dziedzinie wojskowości, polityki zagranicznej, stosunków sojuszniczych z różnymi państwami itp. w sprawie tarczy antyrakietowej. W toku rozmowy za każdym razem dość jasno rysował się podział na tych co są za i przeciw.
I tak oto część popleczników imperialnej polityki USA widzi Polskę jako „sojusznika” Wujka Sama w każdej sytuacji. Niezależnie od warunków postawionych przez Busha, od razu przyjmują postawę afirmującą rozrost sieci militarnej na naszym terytorium. Ich tok rozumowania jest dziecinne prosty: bądźmy najbardziej oddanym lennikiem USA i czerpmy z tego korzyści – zarabiajmy na wojnie z terrorem, handlu ropą i bronią. Zyskujmy wielomiliardowe kontrakty na odbudowę zbombardowanych uprzednio terytoriów i na wyposażenie ich wojsk okupacyjnych. Z pragmatycznego punku widzenia pomysł ten jest całkiem dobry – w końcu zwiększamy koniunkturę, wspieramy rodzime przedsiębiorstwa, zwiększamy przez to zatrudnienie i wynagrodzenia. Wdrażamy nowe technologie w rodzimych zakładach produkcji broni i sprzętu wojskowego wciąż zwiększając nań popyt prowojenną polityką. Unowocześniamy polską armię wzorując się na większym bracie, karmiącym nasze przestarzałe wojsko nowoczesnymi technologiami. Poplecznicy Stanów Zjednoczonych są w stanie wyliczyć wiele „pozytywów” i „korzyści” płynących z opisanego powyżej układu. Dlatego nie można powiedzieć, że z punku widzenia prowojennych polityków tarcza antyrakietowa jest zła dla Polski. Wiemy przecież, jak owi zwolennicy rozwoju mocarstwowego postrzegają kwestie związane z posiadaniem armii, interwencjami zbrojnymi i „wojną z terroryzmem”. Jeżeli ktoś widzi drogę do dobrobytu i harmonii jako wojenną ścieżkę, a życie w „pokoju” jako pokorną egzystencję przed lufami uzbrojonych po zęby dozorców – to tarcza antyrakietowa jest korzystna z jego punku widzenia i stanowi preludium dla rozwoju upragnionego społeczeństwa.
Postawą podobną, a w zasadzie analogiczną do „pełnej afirmacji” jest postawa „nic za darmo”. Część polityków i komentatorów stawia warunki odnośnie umieszczenia na naszym terytorium silosów rakietowych. Padają propozycje zniesienia wiz, polepszenia uzbrojenia armii, wprowadzenia do niej nowych technologii… Jednym słowem część polityków chce sprawić wrażenie, że nie dostaliśmy się pod but kowboja z teksasu i możemy twardo stawiać warunki.
Dlaczego uważam, że obie postawy są analogiczne? Otóż polityka „pełnej afirmacji” ma stworzyć dyplomatyczne wrażenie bezinteresowności, oddania i nie wyciągania korzyści z dogodnej sytuacji. Taka postawa miałaby dać owoce w przyszłości. USA mogłyby ufać polskiemu rządowi, zawsze liczyć na jego wsparcie – nawet w przypadku bezprawnych „misji pokojowych”, jak np. w Afganistanie. Łączyło by się to z zacieśnioną współpracą militarną, ekonomiczną i dyplomatyczną. Ten rodzaj polityki dąży do wytworzenia osi Warszawa-Waszyngton. Zwolennicy formuły „nic za darmo” oczekują doraźnych korzyści, których część Bush zapewne spełni i również odniesie sukces – zostanie bowiem poczyniony kolejny krok ku zacieśnieniu kontroli nad coraz większą powierzchnią świata. Niezależnie od obrania drogi negocjacji w opisywanej sprawie, rezultat zawsze będzie korzystny dla USA w przypadku pozytywnej odpowiedzi.
W medialnych dyskusjach pojawiają się również przeciwnicy tarczy. Najczęściej ich sprzeciw wynika nie tyle z chęci przeciwstawienia się militaryzmowi jako takiemu, tylko z dbałości (w ich przekonaniu) o interes Polski. Upatrują oni w tarczy źródła zagrożenia dla kraju. W ich mniemaniu sprzeciwu wobec tarczy wymaga racja stanu. Nie chcą wchodzić w drogę Rosji, mają pewien dystans do USA, stawiają na bardziej niezależny rozwój obronności. Jednak cały czas dyskutując na temat antyrakiet, wysuwając argumenty za i przeciw dyskutujący wciąż pozostają w padole militaryzmu. Po prostu mamy do czynienia z różnymi koncepcjami rozwoju dyplomatyczno-militarnego. W dyskusjach w ogóle nie dopuszcza się do głosu ludzi sprzeciwiających się po prostu zbrojeniom. Dyskusja dotyczy tylko pozytywów i negatywów danego militarnego rozwiązania.
Sprzeciwiając się tarczy, powinniśmy jednocześnie sprzeciwiać się całemu militaryzmowi. Podkreślajmy antymilitarystyczny charakter naszych wystąpień. Rząd polski jest dla nas – anarchistów de facto rządem okupacyjnym, dlatego warto skierować sprzeciw ponad połowy społeczeństwa nie tylko przeciw tarczy, ale także niebotycznym wydatkom na zbrojenia oraz bezprawnym mordom popełnianym przez naszych żołnierzy na okupowanych terenach. Skierować ostrze krytyki przeciw militaryzmowi i imperialnym dążeniom władzy.
Zdaję sobie jednak sprawę, że ludzie są w większości skłonni do działania, gdy dany problem jest wyrazisty – a tarcza jest wyrazistą, namacalną i realną groźbą która może zmobilizować przy odpowiedniej kampanii świadomościowej dość pokaźną ilość ludzi. W moim mniemaniu naszym zadaniem wzbudzenie sprzeciwu wobec tarczy, który to sprzeciw będzie wprowadzeniem do szerszej akcji antymilitarystycznej i antywojennej.