Sojusz Kurtyki z Kiszczakiem, czyli jak IPN legitymizuje działania Milicji Obywatelskiej

Publicystyka

Czy wyobrażacie sobie, by Instytut Pamięci Narodowej powiedział o milicjantach pałujących solidarnościowych opozycjonistów, że nie ma powodów, by się nimi zajmować i ich oskarżać, bo Milicja Obywatelska miała prawo do zaprowadzania porządku na ulicach? Albo że Milicja ścigająca osoby powielające opozycyjne ulotki miała rację, bo wydawanie nielegalnych publikacji było wówczas przestępstwem? Zapewne nie. Jest jednak taka sprawa, która dla prokuratorów IPN nie budzi wątpliwości, że to MO miało rację a pokrzywdzeni przez milicjantów pokrzywdzonymi wcale nie są. To oczywiście sprawa akcji „Hiacynt”

Kilka miesięcy temu wniosek do IPN o ściganie autorów akcji „Hiacynt” skierowali Jacek Adler i Szymon Niemiec. Jako bezpośrednio pokrzywdzony zgłosił się wówczas Waldemar Zboralski. IPN zadecydował właśnie, że przeprowadzona na polecenie gen. Czesława Kiszczaka w 1985 roku akcja „Hiacynt” była legalna i nie doszło do naruszenia niczyich praw, a tym samym postanowił odmówić wszczęcia postępowania w tej sprawie jako zbrodni komunistycznej. Oto fragment uzasadnienia:

"...Plan ogólnokrajowej operacji "Hiacynt" został opracowany w dniu 11. października 1985 r. przez Dyrektora Biura Kryminalnego KGMO, a następnie został zatwierdzony przez Zastępcę Komendanta Głównego MO - gen. bryg. dr Zenona Trzcińskiego. Wybór tematu spowodowany był niekorzystną sytuacją w zakresie przestępstw dokonywanych przeciwko życiu, zdrowiu i mieniu homoseksualistów oraz niepełnego rozpoznania milicyjnego prostytutek homoseksualnych. Z uwagi na fakt, że podjęte wcześniej przez Biuro Kryminalne przedsięwzięcia rozpoznawczo-wykrywcze nie doprowadziły do poprawy w zakresie dynamiki przestępstw oraz stopnia wykrywalności ich sprawców uznano, iż zachodzi potrzeba zorganizowania skoordynowanych działań milicyjnych na obszarze całego kraju.

Ramowy plan ogólnokrajowej operacji "Hiacynt" określał jej cele, zakres, sposób przeprowadzenia oraz rozwiązania organizacyjne na czas jej trwania. Cele operacyjne zostały określone szeroko m.in.: rozpoznanie i zaewidencjonowanie osób uprawiających prostytucję homoseksualną, daktyloskopowanie osób tkwiących w tych środowiskach, wyjaśnienie aktualnych wersji o sprawach o przestępstwa na szkodę homoseksualistów, typowanie i pozyskiwanie osobowych źródeł informacji poufnej, ustalenie i rozpoznanie stałych miejsc nawiązywania kontaktów homoseksualnych, aspekt profilaktyczny i zdrowotno-sanitarny.

Zarzuty podnoszone w niniejszej sprawie przez autorów zawiadomienia nie znajdują potwierdzenia w dostępnym materiale postępowania sprawdzającego, a w związku z tym, nie uzasadniają podejrzenia popełnienia zbrodni komunistycznej. Niezasadne jest bowiem twierdzenie zawiadamiających o bezprawności działań podjętych w latach 1985-1987, w ramach operacji "Hiacynt", przez ówczesne kierownictwo KGMO.

Jak to już wskazano wyżej, czynności przeprowadzone w ramach tej operacji związane były z ustawowymi zadaniami ówczesnej MO, określonymi w ustawie o powołaniu tej służby, do obowiązków której należała m.in. ochrona porządku i bezpieczeństwa, wykrywanie przestępstw, ściganie sprawców i przeciwdziałanie przestępczości.

Jak wynika z ustaleń sprawy operacja „Hiacynt" miała charakter prewencyjny, jej celem było rozpoznanie zagrożeń kryminalnych w hermetycznych środowiskach osób homoseksualnych i w konsekwencji zapobieganie i zwalczanie przestępczości. Z powyższego powodu działaniom przedsięwziętym przez funkcjonariuszy MO nie sposób przypisać cech bezprawności."

O odpowiedzi Instytutu poinformował nas najbardziej zainteresowany sprawą, czyli Waldek: „I wszystko jasne, prawda? Skrajnie prawicowy IPN nie potępi komunistycznej MO za prześladowania homoseksualistów, bo... MO miała takie ustawowe prawa do tego! A według mnie po prostu prawica nie zamierza karać za prześladowania homoseksualistów, ponieważ sama chce sobie w nieokreślonej przyszłości zostawić otwartą drogę do bezkarności dla swoich ideologicznie motywowanych przestępstw przeciw naszemu środowisku!”

Ta sprawa to miara upadku instytucji naszego państwa. Kierująca się politycznymi pobudkami i obyczajowymi stereotypami instytucja woli stanąć po stronie Milicji Obywatelskiej i rozgrzeszyć ją z podejmowanych działań niż dopuścić do tego, by za pokrzywdzonych mogli zostać uznani jacyś homoseksualiści.

Milicja masowo inwigilowała Polaków. Kiedy na 15 minut został w PRL zatrzymany jakiś ksiądz albo działacz „Solidarności”, IPN nie ma wątpliwości co do oceny takiego faktu. Można przeczytać dziesiątki książek i artykułów poświęconych inwigilacji środowisk bliskich ideowo Instytutowi kierowanemu przez Janusza Kurtykę. W tej sprawie, choć prokurator wydał postanowienie o przeszukaniu mieszkania Waldka Zboralskiego w celu – uwaga! – „znalezienia dowodów w sprawie, a konkretnie "czasopism” (patrz skan poniżej), IPN twierdzi, że przeciwko Zboralskiemu nie toczyło się wówczas żadne postępowanie i nie był stroną w sprawie.

Żeby wybielić Milicję Obywatelską, prokurator IPN powołuje się kilkakrotnie na fakt, że działania w ramach akcji „Hiacynt” były wymierzone przeciwko osobom zajmującym się prostytucją homoseksualną. Litości!

Trudno uznać to za poważny argument, a nie za próbę świadomego zdyskredytowania pokrzywdzonego, jeśli uwzględnimy, gdzie wtedy mieszkał i pracował Waldek Zboralski. Otóż mieszkał i pracował w Nowej Soli. Gdzie to jest? Dobre pytanie! To tak mała mieścina, że mało kto wie, gdzie się znajduje. Nowa Sól to miasto w lubuskiem. Obecnie liczy 40 tys. mieszkańców. Najbliższe duże miasto to Zielona Góra (23 km) i Legnica (81 km). Miasta naprawdę duże – Poznań, Wrocław czy Berlin to już odległość ponad 100 kilometrów.

W tej Nowej Soli mieszkał Waldek i pracował na zmiany jako sanitariusz w szpitalu. Czy znał innych homoseksualistów w tym mieście? Wątpię. Utrzymywał kontakty z innymi gejami z Europy, ale raczej korespondencyjne niż osobiste. Nawet dzisiaj w miastach tej wielkości znalezienie osoby, która nie ukrywa, że jest gejem, graniczy z cudem. Jeśli znalezienie innego homoseksualisty w mieście tej wielkości w XXI wieku, w dobie internetu, jest tak trudne, to co dopiero dwadzieścia lat temu? A skoro tak, to tym bardziej trzeba zapytać, jaka mogłaby istnieć w tej małej mieścinie „prostytucja homoseksualna”?

Bądźmy poważni! Bronienie przez prokuratorów IPN funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej przy użyciu argumentu, że MO zajmowało się wówczas zwalczaniem prostytucji, mogłoby mieć jakieś podstawy w odniesieniu do mieszkańców Warszawy, Katowic czy Poznania, ale w przypadku małego miasteczka na samym końcu Polski, oddalonego od dużych ośrodków miejskich, jest zwyczajnie żenujące.

Sprawa „Hiacynta” jest najlepszym dowodem na to, że w Polsce za pokrzywdzonych uważa się wyłącznie ludzi jednej opcji ideowej. Przekładając to na konkrety: PRL krzywdził wyłącznie „Solidarność” i Kościół Katolicki. Jeśli krzywdził innych, to znaczy, że miał do tego prawo.

Zabawnie brzmi użyte w piśmie IPN sformułowanie, jakby na usprawiedliwienie, że Zboralski nie prowadził żadnej działalności opozycyjnej. Cóż, gdyby zapisał się wtedy do „Solidarności”, a już na pewno, gdyby został księdzem (bo był wcześniej klerykiem w zakonie paulinów), wówczas ewentualna inwigilacja przez MO byłaby dla IPN bardziej jednoznaczna.

Stosunek do „Hiacynta” świadczy także o tym, jak wiele uprzedzeń wobec homoseksualistów leżało i leży w polskiej mentalności. Przyzwoicie żyjący pielęgniarz przez sam fakt swojej orientacji seksualnej jest traktowany jako część środowisk przestępczych i w różny sposób patologicznych.

Można zrozumieć, że prokuratorzy IPN nie mają wystarczających dowodów, by oskarżać konkretne osoby o zbrodnię komunistyczną. Ale to nie usprawiedliwia ewidentnie homofobicznej linii argumentacji, jaką przyjęli.

O całej sprawie można by zapomnieć. Pozostałe osoby, inwigilowane w latach osiemdziesiątych przez MO ze względu na swoją orientację, siedzą cicho. To dzisiaj panowie mający po pięćdziesiąt – sześćdziesiąt lat. Wolą święty spokój niż rozgrzebywanie starych ran. Sam Waldek Zboralski 12 października ubiegłego roku zawarł w Wielkiej Brytanii, gdzie obecnie mieszka, związek partnerski ze swoim długoletnim partnerem. Przypomnijmy, że taki sam związek (mający identyczne jak małżeństwo osób heteroseksualnych prawa i obowiązki) na Wyspach kilka miesięcy wcześniej zawarł Elton John czy jeden z najwybitniejszych brytyjskich aktorów Derek Jacobi. Tymczasem w Polsce homoseksualista musi występować w kontekście prostytucji lub innej patologii.

Można by zatem o tej sprawie zapomnieć, gdyby nie jedno – gdyby nie zamiłowanie polskiej prawicy do teczek. Iluż innych ludzi – lekarzy, prawników, nauczycieli, urzędników, duchownych – drży i boi się, że tym razem ktoś z prawicy sięgnie do zarchiwizowanych teczek w sprawie akcji „Hiacynt”.

Ostatnie lata dowodzą, że nurt prawicy skupiony wokół braci Kaczyńskich (Antoni Macierewicz, Jan Olszewski, środowiska historyków IPN i dziennikarzy „Gazety Polskiej”) jest zdolny wyciągnąć najbardziej upokarzające fakty i powołać się na zupełnie niezweryfikowane źródła tylko po to, by zniszczyć osobę, którą uznają za politycznego wroga.

Przykro żyć w państwie, w którym są ludzie, których najpierw bezpodstawnie inwigilowali komuniści a którzy teraz muszą obawiać się, że zebrane w PRL teczki mogą posłużyć dzisiaj prawicy do ich szantażowania.

Walpurg
gejowo.pl


Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.