Związkowy podpis i związkowy popis

Publicystyka

Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z Solidarnością, czy z Konfederacją Pracy, warto w sposób krytyczny pomyśleć o tym, jak działają hierarchiczne związki oraz ich aktywiści.

W tym miesiącu Komisja Krajowa „Solidarności” podejmie decyzję, czy przeprowadzić strajk generalny czy też nie. Nie wchodząc w temat tego akurat strajku, z punktu widzenia anarchosyndykalistycznego, ważny jest nie tylko sam strajk, ale także sposób podejmowania decyzji o nim. W przypadku Solidarności oraz wielu innych związków, w tej sprawie ostateczny głos mają władze wykonawcze związku, a nie ich członkowie.

Czy władze będą działać zgodnie z opiniami swoich członków zależy od wielu czynników. (W tym konkretnym przypadku nie widzę dlaczego „S” nie miałby przeprowadzić jednodniowego strajku pokazowego, szczególnie biorąc pod uwagę polityczne związki kierownictwa z tzw. „opozycją”.) Jednak według nas, anarchosyndykalistów, decyzję mają prawo podjąć tylko sami pracownicy, w sposób bezpośredni.

Jak w rzeczywistości funkcjonują związki w naszym kraju? Są mocno zhierarchizowane. Mają zawodowe kadry, wielu biernych członków na papierze. W niektórych związkach władze, czyli Komisje Krajowe itd., mają o wiele za dużo kompetencji. Zdarza się często, że nawet w sporach pracowniczych te ciała kierownicze interweniują „w imieniu pracowników” w sprawach bezpośrednio ich dotyczących i zawierają ugody w ich imieniu, nie pytając ich nawet o zdanie.

To nie jest tylko polski problem. Raczej jest to problem takich form organizacji. W najgorszych przypadkach dochodzi do tego, że władze związkowe odwołują strajki, lub podpisują porozumienia bez zgody większości pracowników. Często pracownicy są kontrolowani przez tych zawodowych związkowców i biurokratów. Tak jak w przypadku rządu i prezydenta, czy innych przedstawicieli, po wyborach nikt nie jest w stanie kontrolować ich konkretnych decyzji.

Na tym portalu niedawno można było przeczytać o różnych przypadkach, które wydarzyły się w zakładach pracy, gdzie działają nasi koledzy. W Hiszpańskiej filii firmy Capgemini, władze związku odwołały strajk, bez względu na decyzji załogi. We Włoszech, związki głównego nurtu podpisały niekorzystne dla pracowników porozumienie w szpitalu San Raffaele. Nasi koledzy z USI-AIT jednak nalegali na to, żeby decyzje były podejmowane przez zgromadzenie wszystkich pracowników, a nie przez biurokratów. W końcu, USI oraz inne oddolne związki przeprowadziły strajk. Dzięki temu, szpital zrezygnował ze zwolnienia 244 pracowników.

W tym ostatnim przypadku, widać jaką rolę odgrywają związki głównego nurtu. Nie zawsze są po to, aby pomagać pracownikom realizować ich postulaty, ale często starają się po prostu ich kontrolować, aby mediować między nimi a pracodawcami. Gdy pracownicy zbyt stanowczo domagają się swoich praw, związkowi biurokraci często po prostu dogadują się z pracodawcami za plecami swoich członków.

Związkowy podpis oznacza zgodę członków związku, nawet wtedy gdy zupełnie nie wzięli oni udział w podejmowaniu danej decyzji. A potem pracownicy muszą żyć ze skutkami tego podpisu. W większości przypadków, sytuacja związkowego biurokraty pozostaje bez zmian.

Dlatego warto bardzo krytyczne myśleć o realnych kompetencjach władz związkowych, a w zasadzie, władz lepiej nie mieć wcale. Jeśli są już jacyś przedstawiciele związku, warto wtedy mocno ograniczyć ich kompetencje i w jasny sposób je określić. Rzecz w tym, żeby nie pozwolić im decydować za innych.

Oczywiście są mniej lub bardziej hierarchiczne związki, ale z naszego punktu widzenia nie ma znaczenia, czy władze są totalnie złe, czy tylko trochę złe.

W podtytule wspomniałam o innym związku, Konfederacji Pracy. Ponieważ chciałabym napisać trochę o innym aspekcie związkowego podpisu. Rzecz w tym, jak władze związków czasami podpisują się pod akcjami, czy popierają jakąś kampanię, bez pytania członków związku o zdanie, a nawet bez ich zaangażowania. Jedna niedawna akcja jest warto przeanalizowania.

W zaproszeniach na niedawny protest w obronie edukacji w Warszawie, można było przeczytać że akcję organizuje Inicjatywa Mieszkańców "Warszawa Społeczna" oraz Ogólnopolski Pracowniczy Związek Zawodowy "Konfederacja Pracy" . Warto to przemyśleć, w związku z tym, jak naprawdę wyglądała ta akcja.

Nie zaprzeczam, że przewodniczący Warszawy Społecznej jest także funkcjonariuszem Konfederacji Pracy. Ale jeśli jedna osoba, czy nawet parę osób z Konfederacji Pracy podpisują się pod akcją, czy to oznacza, że ta akcja naprawdę ma wsparcie tej struktury?

Oczywiście, że nie. A jak to wyglądało w rzeczywistości? Demonstracja, niestety, nie była bardzo liczna. (W żaden sposób nie krytykuję ludzi, którzy po prostu chcieli coś zrobić, podczas gdy inni nie chcieli się ruszyć z domu.) Liczyłam dość dokładnie, w sumie było pięćdziesiąt parę osób. Wśród tych ludzi, przynajmniej 17 było anarchosyndykalistami, czyli 1/3 uczestników. Oprócz tego, ci, którzy zwykłe są na każdej warszawskiej demonstracji – Pedecja, CWI i kilka innych organizacji. Potem ludzie z Mokotowskiego Porozumienia Nauczycieli i Warszawy Społecznej. Choć nie wiem dokładne ile osób z tych organizacji jest zrzeszonych w Konfederacji Pracy, mogę z dużo pewnością powiedzieć, że nie więcej niż kilku. W demonstracji była jedna flaga Konfederacji.

Warto wtedy zastanowić się nad tym, jak powstał ten związkowy podpis i co w rzeczywistości z tego wynikało.

Na portalu lewica.pl, czytałam relację z tej demonstracji. Autor postu, tak jak my, słusznie skrytykował postawę głównych związków w edukacji, ZNP i „S”, ponieważ nic nie zrobią w sprawie dramatycznych cięć i masowych zwolnień. Jednak autor nie chciał podjąć krytyki innego związku, a mianowicie Konfederacji Pracy, za to, że też nic nie robi.

A niestety, jakby nie patrzeć na sytuację, jeśli tylko parę osób z Konfederacji Pracy pojawia się na takim proteście, to oznacza, że faktycznie nic nie zrobiono. A to nawet może nie jest wina członków związku, bo może oni w ogóle nie byli zaangażowani w podejmowanie decyzji, a może nawet nie wiedzieli o tym, że ktoś w ich Konfederacji chce zorganizować taki protest. Bo pewnie wyglądało to tak: profesjonalni działacze sami decydują co podpisać, np. podpisują w imieniu związku bez pytania kogokolwiek o zdanie, lub może muszą jedyne zapytać władze (czyli kolegę).

Dlaczego taka sytuacja ma nas interesować? Jedną z przyczyn jest to, że taki stan rzeczy prowadzi do utrzymywania złudzeń, szczególnie jeśli chodzi o iluzje, którym ulegają ludzie wokół tzw. lewicy. Powiedzmy, że pewna osoba idzie do rodziców z Warszawy Społecznej i mówi, że Konfederacja Pracy ma ich wspierać. I bardzo fajnie, myślą rodzice. Bo Konfederacja Pracy, część OPZZ, jest częścią potężnej organizacji. Mają wpływ i do jakiegoś stopnia, jakąś „władzę”. A ludzie lubią władzę, lubią jak ktoś z władz będzie „po ich stronie”.

Potem, okazuje się, że jak ma być demonstracja, tylko Pan Przewodniczący WS oraz paru kolegów ruszają są w stanie się ruszyć. Cała Konfederacja Pracy, która może byłaby prawdziwą siłą, nie jest w stanie zmobilizować choćby kilkunastu osób.

Z drugiej strony, wystarczy parę SMSów (dosłownie) aby inne organizacje przyciągnęły więcej związkowych aktywistów.

Pozostaje więc wiele pytań o to dlaczego tak jest, że Warszawa Społeczna wybiera iluzoryczność wsparcia danego związku i nie starają się o wsparcie innych. Ja osobiście znam odpowiedz, co jest związane z przewodniczącym WS, jego stanowiskiem, tym co on mówi do ludzi i do nas. Jak krzyczy na innych aktywistów, że mają iść precz od „jego ludzi” czy oskarżą ich o bycie „sektą”, a nie „prawdziwą organizacją”. Takie podejście uważam za bardzo śmieszne, bo po co chwalić się wsparciem „prawdziwego związku”, takiego jak Konfederacja Pracy, jeśli nie ma go na demonstracji? (A sprawa która była tematem demonstracji była jak najbardziej słuszna, dlatego kilku z nas było na niej obecnych, choć nie mieliśmy ochoty robić więcej z powodu działań pana przewodniczącego).

Aktywiści WS, zapewne są podobni do wielu innych zwykłych ludzi, znanych z różnych ruchów. Może mają pewne złudzenia odnośnie władzy, a może nie... Chcą być widoczni, chcą aby „mocne” organizacje coś dla nich zrobiły... A jednak, jeśli mamy walczyć, naprawdę trzeba przede wszystkim przestać liczyć na organizacje, które na demonstracjach obecne są jedynie swoim podpisem, a nie realną aktywnością.

Ta demonstracja nie była jedyną, pod którą jakaś stosunkowo duża organizacja złożyła swój podpis, choć faktyczni pojawiło się jedynie kilka osób z tej organizacji. Ta praktyka jest czystą farsą i służy przede wszystkim do tego, by się lansować.

Mały rozmiar organizacji to jedno, ale jeśli dokonuje ona starań, by jej członkowie byli obecni na akcjach, nawet jeśli to jedynie kilka osób, to jest to zupełnie inna sytuacja, niż ta która została opisana. Niestety, w „polskiej lewicy” bardzo bezkrytycznie podchodzi się do tego problemu, zawsze promując związkowe popisy, a nie realizując żadnych porządnych i realnych mobilizacji. Okazuje się, że całe organizacje staje się często tylko aktywistycznymi wizytówkami niektórych aktywistów, a nie realnym narzędziem walki.

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.