Życie władzy we Francji
Żyją jak królowie: mieszkają w hotelach za ponad 600 euro za noc, wydają tysiące z państwowej kasy na kubańskie cygara. A obywatelom powtarzają, że czas oszczędzać, bo kryzys. Ich pensja to 12 tys. euro miesięcznie, a niektórzy dostają także uposażenia za funkcje we władzach lokalnych (które mogą pełnić, będąc na posadach ministerialnych), emerytury np. za bycie byłym posłem. W sumie nie mogą dostać więcej niż 21 tys. euro - czyli tyle, ile zarabiają prezydent i premier (prezydent Nicolas Sarkozy na początku kadencji przyznał sobie 140 proc. podwyżki, by zrównać swoją pensję z premierowską).
Do obsługi 40 ministrów i wiceministrów służy flota ponad 300 samochodów. Własnych szoferów, a także ochronę, mają nawet najmniej ważni wiceministrowie i byli ministrowie. Teraz muszą z części pojazdów zrezygnować lub zgodzić się, by woziły ich mniej luksusowe auta, np. minister obrony Hervé Morin zamiast renault vel satis będzie jeździł peugeotem 407.
Christian Blanc, wiceminister ds. regionu paryskiego, kupił za publiczne pieniądze kubańskie cygara o wartości 12 tys. euro. Blanc nie zaprzecza, kwestionuje tylko sumę. Zwrócił do budżetu państwa 3,5 tys. euro za "dwa pudełka po 25", które - jak twierdzi - wypala w miesiąc. Podobno nie wie, co stało się z resztą.
Nie inaczej jest z wiceminister sportu, najmłodsza w rządzie 33-letnia ciemnoskóra Rama Yade. Najpierw ostro skrytykowała francuską ekipę piłkarską, że w RPA zamieszkała w hotelu za ponad 500 euro za pokój. Chwilę później okazało się, że ona sama miała zarezerwowany apartament za 667 euro w jeszcze lepszym hotelu. Pani minister tłumaczy się, że hotel został zarezerwowany tylko "na wszelki wypadek" i ostatecznie nocowała w rezydencji ambasady, chociaż trwał tam remont. Niestety, "na wszelki wypadek" za pokój zapłacono zaliczkę i rząd raczej nie odzyska tych pieniędzy. "Le Canard Enchainé" podliczył, że podróż pani minister, jej doradców i ochroniarza do RPA kosztowała w sumie 35 tys. euro.
Wcześniej wyborcy dowiedzieli się też o ministrze ds. frankofonii Alainie Joyandet, który na konferencję na Martynikę poleciał specjalnie wynajętym samolotem za 116,5 tys. euro, oraz o byłej minister Christine Boutin, której rząd płacił 9 tys. euro miesięcznie za pisanie raportu o globalizacji. Gdy wybuchł skandal, "biedaczka" musiała zrezygnować z tej zapłaty i zadowolić się 5 tys. euro emerytury jako była posłanka.