Bezdomność – przyszłością ludzi młodych?
Gdyby zadano pytanie zwykłemu przechodniowi z czym mu się kojarzy pojęcie bezdomność, bezdomny? Odparłby od razu, bez wahania, że z osobami nadużywającymi alkohol, od których niesie się odór niemytego ciała, zamieszkujące zimą na ogół klatki schodowe czy piwnice bloków mieszkalnych, dworce czy kanały, a latem parki miejskie, przystanki i inne ogólnodostępne miejsca publiczne. Jednak gdyby spytać już o przyczynę bezdomności trudno byłoby już jednoznacznie udzielić jednej odpowiedzi. Wynika to z prostej przyczyny. Jest wiele czynników, które na bezdomność się składają. Dziś głównie są bezdomnymi osoby, którym nie udało się dostosować do warunków panujących w Polsce po 1989 roku. Mówi się o nich często „sieroty po PRL-u”, niezaradne, nie mogące się pogodzić z utratą stabilnego życia i pewnej pracy, za którą w minionym okresie państwo płaciło czy się do pracy przychodziło czy też nie. Argumenty tego typu powtarzane przez zwolenników liberalizmu niedługo nie będą miały pokrycia w rzeczywistości, ponieważ nowy model gospodarki, stawiania głównie na technologie oraz maszyny, którymi będzie można zastąpić człowieka. Doprowadzi to do upadku wielu zawodów i w końcu do braku miejsc pracy, bezrobocia, pociągając ludzi młodych na dno wykluczenia.
Pracodawcy nie chce zatrudniać i nie chce płacić
Mówi się o młodych Polakach, że są elastyczni, przyjmą na początek każdą pracę, nawet za najniższe wynagrodzenie, licząc na przyszłość, że nabierając doświadczenia będą mogli znaleźć lepiej płatną pracą. Jednak ze strony pracodawców wieje chłodem, co do entuzjazmu niektórych specjalistów względem nadchodzącej generacji „Y” – charakteryzującej się ambicjami zawodowymi oraz ustawieniem swojego życia prywatnego na wysokim poziomie. „Y” ceni swoją wartość i nie szuka byle jakiego zatrudnienia, jak reszta młodych osób. I im również grozi wykluczenie jak reszcie. Czemu? Co takiego się stało w Polsce, że można będzie mieć mniej niż trzydzieści cztery lata, a być wykluczonym społecznie?
Polska nie jest już atrakcyjnym miejscem do inwestowania w młody narybek, który będzie wykonywał pracę za nisze pieniądze niż w rodzimym kraju danej korporacji. Jest też kryzys, który pozwala pracodawcom do głoszenia haseł o potrzebie cięcia kosztów, ograniczania zatrudniania i podobną demagogie. Jak podają media np. na stronie internetowej „forsal.pl”:
Sytuacja polskich przedsiębiorstw w I kwartale 2012 r. pozostawała dobra, ale ich zyski rosły wolniej niż rok wcześniej, wynika z opracowania Instytutu Ekonomicznego Narodowego Banku Polskiego (NBP).
Nie zmienia to faktu na uskarżanie się pracodawców na młodych pracowników i chęci ich nie przyjmowania lub zwalniania, ponieważ pracują mniej efektywnie, co przy obecnym kryzysie nie daje żadnych zysków lub daje minimalne. Jeśli ten trend w zwalnianiu się utrzyma wśród młodych, to za jakiś czas z rynku pracy znikną starsi po trzydziestym roku życia, którzy za kilka lat będąc bliżej wieku dojrzałego, nie będą mogli nadążyć za rozwojem, a młodym przed osiągnięciem trzydziestego roku grozi jedynie wegetacja.
Pracodawcom to się opłaca. Zamknięcie firmy nie jest trudną sprawą dla jego właściciela. Przeżuci całą winę za jego likwidację na państwo, podatki, ZUS oraz pracowników, a zyski będą jego. Co zostanie młodym? Urzędy pracy, w których ogłoszeń coraz mniej, ze swoim anachronicznym systemem przyjmowania bezrobotnych, składania CV nieustanie, nie doczekując się nawet odpowiedzi. Młodym w tedy może spojrzeć w oczy strach wykluczenia, przez brak perspektyw w poszukiwaniu zatrudnieniu, a potem brak mieszkania, ulica i życie na łasce i nie łasce „dobrodziej” z organizacji charytatywnych, których jedyną troską jest utrzymanie bezdomności, dzięki temu mają po co istnieć i otrzymywać dotacje z państwowej kiesy.
Brak danych na temat wykluczenia młodych, nie ma problemu
Niestety GUS ani żaden instytut badawczy nie przeprowadza badań nad wykluczeniem młodych. Wskazuje jedynie na osoby mogące być nim zagrożone w pierwszym rzędzie, jak słabo wykształcone, nie mające żadnego doświadczenia, itp. Nie czyni to już regułą, bo bez pracy jest coraz więcej absolwentów szkół wyższych. Młodym pozostaje jedynie emigracja, jak przed ośmiu laty ich rówieśnikom, gdy kraje takie jak Hiszpania, Grecja czy Wielka Brytania otwierały swoje rynki pracy. Jednak sytuacja gospodarcza w tych pierwszych krajach nie napawa optymizmem, to o tyle w Zjednoczonym Królestwie może powodować już napięcia na tle narodowościowym i pożywkę dla skrajnie prawicowych organizacji.
Najsmutniejsze, że nasze państwo nie ma żadnych propozycji dla młodych jeśli chodzi o prace publiczne. Zleca je firmą prywatnym, gdzie pracownicy pracują często w urągających warunkach i na „śmieciowych” umowach, jeśli je w ogóle dostają.
Co będzie dalej?
Już widać, że młodzi pracownicy są świadomi, co im grozi w wyniku bezrobocia. Czym jest wykluczenie społeczne. Świadomi są tego są niektórzy ekonomiści (nic z tym jednak nie robią), ale mam wrażenie, że nie świadomy jest tego autor tego całego ekonomicznego bajzlu, profesor Leszek Balcerowicz, który jak amok powtarza od lat o potrzebie prywatyzacji wszystkiego, co państwowe. Przypomnę szanownemu panu ministrowi finansów i prezesowi NBP, że to człowiek i jego potrzeby są najważniejsze, a nie wykreowanemu przez rekiny finansjery wolny rynek, w którym nie ma miejsca dla ludzi młodych, gdy nie są przydatni lub nie są żywymi automatami. Mam jak najgorsze przeczucie, co do przyszłości młodych. Ta najbliższa pokaże czy będą w stanie mieć pracę, za którą będą mogli nie gnieździć się w wynajmowanych klitkach w dużych miastach i mieszkać na własnym, nie kupować śmieciowego jedzenia oraz żyć, nie spadając po równi pochyłej na dno.
RobertHist