Biedronka sprzedaje przeterminowaną żywność
Pracownicy sieci sklepów "Biedronka" przebijali daty na towarze, który szybko się psuje (ryby, ser), albo na takim, którego nie można było sprzedać, bo przywożono w gigantycznych ilościach.
Wycinano nożyczkami lub przebijano inną datą, jeśli ta wcześniejsza była wyblakła, albo była słabo wybita. Przydatności do spożycia przesuwano w ten sposób o kilka dni, żeby, jak twierdzi jedna z kierowniczek, "nie było kryminału".
Barbara z Piekar Śląskich pracowała w Biedronce sześć lat jako zastępca kierownika sklepu. Przebijaliśmy daty na jajkach. Osobiście zrobiłam to tylko raz - mówi.
Nie można było wyrzucić towaru, nie można było robić przecen - opowiada Dorota z Olsztyna. Straty na towarze miały być minimalne. To była taka presja, że fałszowałam daty, chociaż czułam się podle - przyznaje. Nikt się nie buntował. Wszyscy wiedzieliśmy, że jak my tego nie zrobimy to zrobi to ktoś inny, a my zostaniemy bez pracy - dodaje Barbara.
Presja sprzedania towaru była ogromna. Tam gdzie nie fałszowano dat ważności na zalegającym towarze, kierownicy sklepów obarczali stratą pracowników. Musiałem płacić za masło, za inne rzeczy. Zawsze była to moja wina. Że zapomniałem je wystawić - mówi nam Adam K. z Bydgoszczy.
Sanepid? Robiło się reklamówkę z żywnością, słodyczami. Można się było dogadać. Słyszałam, że od czasu wybuchu afery z Biedronką Sanepid już nie robi takich numerów, bo się kontrolerzy boją. Wiadomo, świat patrzy na ręce, nikt się nie odważy - mówi Dorota J.
Dorota została zwolniona, jak mówi "bez powodu". Za to, że nie zamówiła kefiru. Słyszała, że w Biedronce pracuje się do pięciu lat, kiedy się wie już za dużo, idzie zwolnienie.