Demokracja bez demokracji
Nagonka na Inicjatywę Uczniowską trwa. Jak podaje PAP mazowiecki kurator oświaty Grzegorz Tyszko stwierdził, że protesty uczniów są inspirowane z zewnątrz. Uważa, że sami uczniowie nie wpadają na tak absurdalne pomysły. Ruch społeczny w ustroju demokratycznym jest przecież czymś absurdalnym.
To nic, że IU od dawna określa się i jawnie mówi kim jest i do czego dąży. Nikogo to nie interesuje. Po co słuchać grupy, która nie jest partią, nie może ani zaszkodzić, ani pomóc poprzez wpływy i układy. Wręcz inne partie i partyjki mogą wyrazić swoją dezaprobatę. Hierarchia musi zostać zachowana.
Podobnie jak wszelka władza. Należy każdy ruch społeczny jakoś skompromitować, by go zdławić. Ujawnić, choćby nieistniejącą, grupę wpływu stająca za ludźmi, która niczym duch dziejów kieruje poczynaniami nieświadomych i zagrożonych obywateli. Władza chroni zbłąkane owieczki i dba by inni nie weszli na drogę występku jaką jest samodzielne myślenie i działanie.
W obliczy aroganckiej władzy walka o swoje jest czymś absurdalnym – zwłaszcza, gdy chce być skuteczna. Poza tym, powie intelektualista, strajki były dobre za okupanta, ale w niepodległym kraju miejsca mieć nie mogą – nad czym i nasi politycy pracują chcąc wprowadzić lokaut.
Strajk jest przeżytkiem ustroju komunistycznego, podobnie jak okupacje i protesty. W demokracji należy być lojalnym, pokornym, wykonywać polecenia władzy i nie dyskutować. Władza, przecież została wybrana przez nas, wiec obowiązuję nas bezwarunkowe jej posłuszeństwa.
Demokracja to nie władza ludu, bo przecież gdyby każdy chciał rządzić, to jaki chaos byłby. Demokracja to zgoda na dyktaturę. Dyktaturę w różnych kolorach – raz można wybrać czerwonych, innym razem czarnych, biało-czerwonych, zielonych, czy niebieskich. I to jest właśnie ta wolność, której motłoch nie potrafi pojąć. Kiedyś byłą tylko jedna partia – i to był skandal. Dziś jest ich mnóstwo. Jaki postęp! Jaka zdobycz!
Wiele jeszcze przed nami, mówią liberałowie sypiający z księżmi, nim obywatele nauczą się postępować według demokratycznych zasad: że własność prywatna jest święta – toteż nie można wymagać by korporacje pełniły jakieś świadczenia wobec społeczeństwa, żeby musiały rezygnować z zysku w imię jakiś ideałów – świętość własności sprawia, że nie każdy na nią zasługuje, choć każdy, jak do zbawienia może do niej pretendować – podobnie jak w niebie istnieje hierarchia aniołów, tak i na ziemi istnieje hierarchia własności – najmniej jest święte to co każdy posiada, twój dom to niemal nie własność, a jeśli już to tego wielkiego gmachu korporacji; istnieje tolerancja dla poglądów i możliwość ich wypowiadania – dlatego nie można zabronić kościołowi ingerencji w życie polityczne i społeczne, nie wypada krytykować JPII jak też poczynań przedstawicieli Boga – wszelkie takie czyny są zamachem na wolność sumienia i słowa; przedstawiciel wypowiada się za wyborców, hm, tak chyba to brzmiało, no w każdym razie popatrzy na Busha, symbol demokratycznego władcy, który potrafił wbrew woli społeczeństwa zbombardować Irak, który bez drgnięcia powieki potrafił przeskoczyć ponad żądaniami motłochu i realizować swoje cele – coś jak Miller, wzór do naśladowania dla wszystkich polityków. O czymś to zapomniałem. Eee... A podział pracy, funkcji w społeczeństwie, sprawia, że zwykły człowiek nie powinien się wypowiadać w dziedzinach których nie jest ekspertem. Brak mu kompetencji, które specjalista zdobywał podczas różnych spotkań w kuluarach. No i to tyle. Nie dużo chyba.
Zapamiętacie?!