Dlaczego 21 listopada nie warto iść głosować?
Wybory samorządowe tuż tuż, więc nie dziwi fakt, iż lokalni politycy stają na głowach, by utrzymać się przy korycie lub do niego dopchać. Te świńskie wyścigi, szumnie nazywane kampanią, rozkręcają się coraz bardziej. Jednak ten kto myśli, że dzięki debatom, ulotkom czy obietnicom dowie się na kogo warto oddać swój głos jest w błędzie…
Ostatnie miesiące to czas wzmożonej aktywności lokalnych polityków. Ludzie, którzy przez ostanie cztery lata wykazywali się niemal totalną biernością, teraz robią wszystko, by gościć w mediach każdego dnia. Krakowscy radni nagle dostrzegają problemy braku infrastruktury rowerowej, „wyludniania się centrum miasta” czy nawet potrzebę partycypacji społecznej! Równocześnie decydują o tym, iż nie będzie referendum w sprawie Zakrzówka i przyszłości miasta, obcinają budżet na inwestycje rowerowe czy przyznają sobie ulgi na parkowanie w centrum.
Kampania widoczna jest też na ulicach. Całe miasto zalały plakaty i ulotki. Kandydaci gdzie tylko się da umieszczają swoje uśmiechnięte zdjęcia opatrzone informacją o numerze listy i swojej na niej pozycji. Część z kandydatów wiesza plakaty nielegalnie. Chcący stanowić prawo, sami je łamią. Zapewne są świadomi, że jako politycy stoją ponad nim. Przodują w tym przedstawiciele Platformy Obywatelskiej: Grzegorz Stawowy, Rafał Nowak, Paweł Ścigalski czy Magdalena Bassara. Straż miejska już oznajmiła, że nie będzie karać komitetów zaśmiecających miasto.
Oczywiście najbardziej spektakularne są zmagania pretendentów do fotela prezydenta Krakowa. Stanisław Kracik namaszczony przez PO na wojewodę Małopolski, po to tylko by zwiększyć jego szansę w wyścigu z Jackiem Majchrowskim, od dłuższego czasu próbuje konfrontować się z nim przy każdej nadarzającej się okazji. Do starć między panami dochodziło już m.in. podczas majowej powodzi. Do walki włączył się też trzeci kandydat, któremu daje się jakieś szansę, popierany przez PiS Andrzej Duda. O pozostałych kandydatach Stanisławie Gniadku, Piotrze Boroniu i Stanisławie Żółtku nie mówi się prawie wcale. Skoro nie mają szans to po co się nimi interesować, z takiego założenia zdają się wychodzić lokalne media.
Obserwując lokalną scenę polityczną, dochodzę do wniosku, że nie ma większego znaczenia kto najbliższe wybory wygra. Różnice pomiędzy poszczególnymi kandydatami, partiami i komitetami, które mają szanse na wyborczy sukces są kosmetyczne. Celem ich wszystkich jest natomiast dorwanie się do koryta. Obecny system samorządowy stanowi zaprzeczenie idei samorządności. Jest on dokładnym przeniesieniem na grunt lokalny mechanizmów wielkiej polityki wraz ze wszystkimi jej patologiami. Nie ma w nim miejsca na realną partycypację społeczną. Dlatego głosując legitymizujemy tylko ten stan rzeczy.
Prawdziwa samorządność jest możliwa!
„Nie ma alternatywy” – powtarzają wszyscy, gdy komuś zdarzy się głośno pomyśleć o innym modelu zarządzania dzielnicą, miastem czy państwem. To stwierdzenie zwykle kończy wszelkie dyskusje. Jednak nie jest ono prawdziwe. Udowadniają to mieszkańcy brazylijskiego Porto Alegre, południowo meksykańscy chłopi czy obywatele włoskiego Spezzano Albanese i francuskiego Saint-Denis. We wszystkich tych miejscach działa w rożnej formie demokracja uczestnicząca, na mniejszą lub większą skalę tworzone są budżety partycypacyjne. Mieszkańcy mogą i powinni sami decydować o przestrzeni w której żyją, to przecież oni najlepiej wiedzą czego potrzebują.
FA Kraków