Dziś prawdziwych wodzów już nie ma
Niejaki Olgierd Domino w najnowszym numerze pisma quasi-religijnego (dla wyznawców skrajnego liberalizmu) "Najwyższy Czas!" biadoli: w obecnych czasach trudno jest usłyszeć słowa pochwały i uznania zasług silnych osobowości wywodzących się z obozu prawicy (...) Nic więc dziwnego, że członkowie tego zlaicyzowanego gremium doznali istnego szoku, gdy stali się świadkami wystąpienia Macieja Giertycha, który wbrew panującym w europejskich instytucjach trendom odważył się oddać cześć postaci generała Franciszka Franco y Behamonde [sic! mógłby się przynajmniej nauczyć pisać poprawnie nazwisko swojego idola - przyp. XaViER] i to podczas debaty, która miała jedynie potępić i oczernić pamięć tego wybitnego hiszpańskiego męża stanu.
Jeśli ktoś mówi o kimś, że jest "mężem stanu" zaczynam mieć do tego "męża" nabierać podejrzeń. Zazwyczaj za tym pojęciem kryje sie osoba o autorytarnych skłonnościach (vide de Gaulle, Piłsudski itd.), która po trupach będzie dążyła do swojego celu. W przypadku Franco zwrot "po trupach" jest jak najbardziej odpowiedni. Prawica pluje na dyktatorów typu Lenin, czy Mao, natomiast jest w stanie wiele wybaczyć swoim (Franco, Pinochet). Cóż za wspaniały przykład hipokryzji. Ciekaw jestem jakie wywołało by oburzenie umieszczenie na okładce jakiegoś pisma gęby Lenina ilustrującej panegiryk na jego cześć. Pewnie wywołałoby to święte oburzenie. Ale kata setek tysięcy ludzi można sobie wstawić na okładkę i jest wszystko tak jak być powinno.