Ekologia i życie codzienne
"Praca powinna służyć czemuś wartościowemu. Dlatego należy ograniczać wszelką pracę, która powoduje zmiany w warunkach panujących na ziemi. Im mniej zakłóca się ekosystem, tym pełniej się on rozwija." - James F. Berry
W tzw, zbiorowym myśleniu Polak ma tendencje do traktowania siebie jako skazanego na niezasłużone powodzenia, a swoje życie jako ciąg niesprawiedliwości. Człowiek jest bezwolnym produktem trudnych warunków historycznych, dzieciństwa, młodości, systemu politycznego, braku perspektyw itd. "Całość odpowiedzialności za ciężkie, jak wiadomo, życie dzielą między sobą stosunki społeczne i los - zwykle niełaskawy (...) Jestem, jakim życie mnie zrobiło, nic ode mnie nie zależy, choć wiele powinienem dostać i mam prawo się oto upomnieć" - pisze publicystka w socjologicznym szkicu z połowy lat 90-tych. W jakimś stopniu ta postawa odzwierciedla się również w społecznych ruchach ekologicznych. Mieszkańcy dotkniętego klęską ekologiczną obszaru lamentują, czego to nie powinni dostać od innych jako rekompensatę za swój los, rzadziej podejmują decyzje o zmianie polityki w swoim regionie. Najtrudniej jednak bywa podjąć decyzję o zmianie swojego własnego życia. A jednak to my sami, w dużej mierze decydujemy o własnym losie, i nikt za nas nie rozwiąże żadnego osobistego problemu. Nic dziwnego, że osobiste wybory bardziej "ekologicznego" sposobu życia są istotną częścią działań podejmowanych w obronie przyrody.
W pewnym zachodnim magazynie ekologicznym natknęliśmy się na zdjęcie skromnej, drewnianej chaty, z pasącą się przed nią krową i zagonem warzyw. Tłem dla tego sielankowego obrazka była wyrastająca zaraz za płotem potężna ściana stalowych rur i zbiorników jakiegoś wielkiego zakładu przemysłowego. Sarkastyczny podpis pod zdjęciem głosił: "Wybierając skromny, ekologiczny sposób życia ratujemy naszą planetę". To bardzo pouczający obrazek przypominający, że nasze codzienne wybory dotyczące prywatnego życia zawsze będą pozostawały w jakimś związku z decyzjami podejmowanymi przez możnych tego świata, choćbyśmy ucieli na sam jego koniec. Nie możemy uciec przed problemami świata do własnego "eko-domku" i zamykać na nie oczy. Niszczona gdzieś daleko dzika przyroda, oznacza niszczenie naszego własnego domu i bardzo szybko się o tym możemy przekonać. Nie oznacza to jednak, że sposób w jaki żyjemy na codzień jest nieważny. Oba aspekty życia są przecież ze sobą nierozerwalnie powiązane. Jeśli jesteśmy tego świadomi, podejmujemy działania dla dobra przyrody w sposób spontaniczny na różnych poziomach. Ludzie sfrustrowani mówiący, że "to i tak nic nie da" potwierdzają w ten sposób, że ich motywacja jest ograniczona do swojego małego "ja", nad którym będą się wiecznie litować.
Co możemy zrobić? Żeby odpowiedzieć na to pytanie zastanówmy się gdzie jesteśmy. Przeciętny czytelnik tej książki będzie należał do elitarnej klasy konsumentów. Tak, elitarnej ponieważ w skali światowej zaledwie 1,1 miliarda ludzi to konsumenci czyli ci, których stać na kupywanie czegokolwiek. I chociaż wśród nich są ogromne różnice w zarobkach i majątku, to jednak standard życia nawet najbiedniejszych wśród konsumentów jest na najwyższym poziomie od początku znanej historii człowieka. Według badań międzynarodowych, statystycznie rzecz biorąc, każdy z nas żyje przeciętnie na poziomie czterokrotnie wyższym od naszych dziadków. Nic nie wskazuje na to, byśmy obecnie byli czterokrotnie szczęśliwsi. Natomiast czterokrotnie szybciej eksploatujemy naszą ziemię. Pomyślmy co by się stało, gdyby konsumentami stali się pozostali mieszkańcy Ziemi, których przecież jest większość. Znany w środowisku piszący o ekologii Steve Chase pisze w wydawanym w Kanadzie miesięczniku "The Trumpeter", że niemożność nieograniczonego wzrostu gospodarczego w ramach skończonego systemu jakim jest nasza planeta, przy nieustającym dążeniu do tego wzrostu, musi doprowadzić do katastrofy zarówno ekologicznej jak i społecznej, która prawdopodobnie spowoduje zniszczenie stabilności systemu Ziemi, dzięki któremu mamy na niej obecną różnorodność form życia.
Ekolodzy nieuchronnie muszą zadawać pytania o polityczno - gospodarczy model świata. Czy można przekształcić system kapitalistyczny na bardziej przyjazny środowisku? Czy można stwożyć - bez gwałtownych, rewolucyjnych zmian - przyjazny środowisku system ekonomiczny? Teoretycznie, jak pisze prof. Ewa Symonides "ogólnoświatową tendencją, sformułowaną w 1992 roku podczas Szczytu Ziemi w Rio de Janerio, a następnie ugruntowaną na Pierwszej Konferencji Państw - Stron Konwencji o Różnorodności Biologicznej w Nassau, jest podporządkowanie wszystkich możliwych dziedzin życia gospodarczego państw i społeczeństw priorytetowemu celowi, jakim jest ochrona zasobów genowych biosfery" (fragm. listu do "Łowca Polskiego" z kwietnia 1995), ale kto widział, żeby nasze ustawy były podporządkowane nadrzędnej (?) ustawie o ochronie przyrody? Praktycznie liczą się tylko zyski na światowym rynku, a ekolodzy krytykujący moralność takiej cywilizacji bywają krytykowani przez autorytety z różnych stron. W amerykańskiej gazecie z początku 1995 roku czytamy, że po upadku komunizmu wrogiem numer 1 dla radykalnej prawicy są ruchy ekologiczne (S.Chase "Can Capitalism Be Reformed?").
Jaki to ma związek z codziennym życiem? Ano taki, że prowadzi nas do rozważenia czy wystarczy podejmować wysiłki by zmieniać własne życie, reformować je pod kątem akceptowanych przez nas indywidualnie wartości i decyzji ekonomicznych, czy też powinniśmy nie poprzestawać na tym i angażować się politycznie dążąc do radykalnych zmian obecnych struktur przemysłowego kapitalizmu i wolnego rynku? Coraz częściej czytamy w zagranicznych czasopismach ekologicznych, że nie powinno się uciekać od tych pytań. Jeśli los przyrody, problem sprawiedliwości społecznej i kwestię władzy nad zasobami Ziemi traktujemy poważnie musimy sobie odpowiedzieć na te pytania.
Dominujący nurt nazywający się ekologią (oczywiście płytką ekologią w odróżnieniu od głębokiej) lub polityką ekologiczną, wspierany przez instytucje państwa i biznes skupia się przede wszystkim na zmianach na poziomie indywidualnym. Stąd w podręcznikach zajmujących się edukacją ekologiczną pisze się przede wszystkim o tym, jak żyć w "sposób bardziej odpowiedzialny", jakie towary kupować, a jakich nie, organizuje się "dni Ziemi" albo "sprzątanie świata", nie negując przy tym systemu ekonomicznego i głównego kierunku cywilizacji. Jak pisze Chase, taka postawa charakteryzuje ludzi, którzy wolą pozostać na wygodnym stanowisku głoszącym, że nie ma potrzeby reform politycznych i ekonomicznych, wystarczy, że będziemy się indywidualnie zmieniali jako konsumenci lub pracownicy. Jednak wielu działaczy ekologicznych zauważa co innego, że "kapitalistyczna ekonomia wolnego rynku nie jest neutralnym narzędziem sterowanym tylko pragnieniami konsumentów i producentów. Rozumieją oni, że system kapitalistyczny rządzi się swoją własną logiką, która ostatecznie prowadzi do skutków, które nie są w interesie całości". Dalej Chase pokazuje ten mechanizm na przykładzie głosowania. Naczelna zasada demokratyczna głosząca, że jedna osoba to jeden głos, sprowadza się w praktyce do zasady: jeden dolar - jeden głos. Ci, którzy mają mniej pieniędzy są słabiej lub w ogóle nie słyszani. W tej sytuacji rynek jest "sterowany" przez konsumenta, ale najsilniej przez konsumenta najbogatszego, a nie najbardziej odpowiedzialnego i przeciętnego. Przede wszystkim sterowany jest jednak przez producenta, którym w wyniku gry rynkowej - staje się coraz większy monopolista ekonomiczny. Często są to wielkie ponadnarodowe korporacje niszczące małych, związanych z regionem producentów, narzucające gusty dzięki wielkim kampaniom reklamowym, a bywa także, że mające udziały w kształtujących popyt środkach przekazu. Jeszcze dramatyczniej wygląda ta logika nie brania pod uwagę interesu całości na przykładzie medycyny. Kapitaliści inwestują miliony dolarów w najbardziej wyszukane i drogie urządzenia medyczne służące bogatym, równocześnie nie inwestując prawie nic w zwalczanie zatruć i innych chorób dziesiątkujących biedne społeczności. Ta logika w systemie wolnego rynku jest oczywista i zrozumiała, ale skoro nie dbamy o całość nas jako gatunku, to jakże możemy oczekiwać, by ten system stawał w obronie anonimowej przyrody, która w dodatku nie płaci tym zielonym kolorem, który najlepiej znają urzędnicy? Byłoby to wbrew jego wewnętrznej logice. Pamiętajmy jednak, że panujący system społeczno - polityczny też zależy od naszego wyboru. Największy tyran nie może rządzić zbyt długo bez jakiejś współpracy z rządzonymi. Podobnie jak pod koniec lat 80-tych nie współpracowaliśmy z systemem realnego socjalizmu, tak samo teraz nie musimy współpracować z systemem niszczącym przyrodę.
Codzienne wybory, nawet podczas zakupów w sklepie, mają znaczenie, bo jak przecież powiedział Gandhi "Nie ma drogi prowadzącej ku pokojowi. Pokój sam jest drogą." Kierując się uczuciem dla przyrody nie dążymy do osiągnięcia zysku lub sukcesu, lecz czynimy to, czego nie możemy nie robić. W naturalny sposób staramy się pozostawiać po sobie jak najmniej odpoadków cywilizacji. Jest bardzo dużo różnych wskazań jak należy żyć, by zostawiać możliwie najmniej śladów, które zawsze w jakimś stopniu mogłyby zagrażać innym formom życia na ziemi. W wielu krajach wydawane są podręczniki "zielonego konsumenta". Mogą być one pomocne w dokonywaniu wyborów pomiędzy towarami, na korzyść tych produktów (i ich producentów), które są mniej szkodliwe dla przyrody. Nie powinniśmy im jednak wierzyć bezkrytycznie. Od około siedmiu lat w wielu rozwiniętych krajach zaczęły pojawiać się na towarach znaczki sugerujące, że produkt jest "przyjazny środowisku". Najstarszy taki znaczek to niemiecki "Błękitny Anioł". Jednak badaczka i dziennikarka zajmująca się problemami ekologicznymi Karen West, która przebadała produkty znaczone jako przyjazne środowisku w wielu krajach, pisze w raporcie z początku 1995 roku, że konsumenci w ogóle nie powinni się kierować tego typu oznakowaniem. Przede wszystkim narodowe komisje przyznające znaki ekologiczne są obecnie zdominowane przez producentów. Oni więc ustalają kryteria, a nie ekolodzy (w Anglii np. obok przedstawiciela ministerstwa środowiska zasiada przedstawiciel handlu i przedstawiciel przemysłu, a także przedstawiciele wielu wielkich firm przemysłowych). W efekcie na przykład kryteria Unii Europejskiej dla pralek biorą pod uwagę wyłącznie pobór energii podczas prania, a pomijają cały cykl produkcji pralek i to, co się dzieje z nimi po śmierci technicznej. Nic dziwneg, że wszyscy niemieccy producenci mogli oznaczyć swoje pralki europejskim znaczkiem "ekologicznego produktu" nie wprowadzając żadnych zmian proekologicznych. Co więcej, ciągle mnoży się kategorie, w których przyznawane są "ekologiczne znaczki", a to z kolei prowadzi do rozwijania rynk, a nie do zmian zachowań konsumentów. Na przykład tzw. kompaktowe żarówki fluoroesencyjne zużywają ok. sześciokrotnie mniej energii niż tradycyjne, więc żeby z nimi specjalnie nie konkurowały mają swoją odrębną kategorię wśród znaków produktów "przyjaznych dla środowiska". Karen West pisze, że chociaż ekologiczne logo są pomysłem na ochronę środowiska poprzez instrumenty rynkowe należące do arsenału niszczącego właśnie to środowisko, to i tak spotykają się z ciągłymi naciskami, ostatni na przykład GATT sprzeciwił się niektórym kryteriom dotyczącym "ekologicznego" papieru, twierdząc, że spowodują one dyskryminację produktów niektórych krajów rozwijających się.
Opisaliśmy wieloznaczność procesu przypisywania produktów oznaczeń o ich nieszkodliwości dla środowiska, bo wyjątkowo czytelnie wskazuje na to, jak pozorna jest płytka ekologia, nie kwestionująca samego systemu eksploatującego życie na Ziemi. Jeżeli konsumenci chcą naprawdę uczynić coś dla powstrzymania procesu niszczącego życie na Ziemi, muszą zastanowić się nad radykalnymi zmianami swojego życia; zadać sobie pytania o przyczymy i o to, co sami mogą uczynić, żeby pomóc Ziemi. Kupowanie produktów "ekologicznych" wg. Karen West mija się z celem, bo cały ten "cyrk" służy rynkowi, a nie środowisku. Autorka raportu poleca inne zasady kupowania z myślą o zmniejszenie wpływu na przyrodę:
przede wszystkim kupowanie produktów lokalnych,
po drugie, dążenie do jak najdłuższego używania produktu,
po trzecie używanie wielokrotnie wszystkiego co się tylko da
Zawsze bardzo ważna jest oszczędność: energii, papieru, wody - wszystkiego, z czego musimy korzystać. Pytanie, jak dalek powinniśmy posuwać się w tej oszczędnośc? Uwarunkowania ludzi są różne i powinniśmy być tolerancyjni. Fanatyzm niygdy nie jest dobry i tworzenie kolejnych "-izmów" może w efekcie spowodować, że nasze działania w obronie przyrody będą mniej skuteczne. Współczesna cywilizacja zachodnia dysponuje wieloma nowoczesnymi, nieprzyjaznymi przyrodzie środkami, ale jeśli chcemy powstrzymać jakiś proces musimy czasami używać tych właśnie środków, żeby działanie było wogóle możliwe. Najbardziej śmiertelnym zagrożeniem dla przyrody jest współczesna cywilizacja; jeśli chcemy się przeciwstawić jej ekspansji musimy jednak często korzystać z jej środków. Jeśli lecimy samolotem lub używamy samochodu, żeby sprawnie dotrzeć na miejsce, w którym robimy coś dla przyrody, to warto rozważyć cenę jaką ta przyroda płaci i być świadomym, że zaciągnęliśmy w ten sposób dług, który powinniśmy spłacić. Podobnie wiele kampanii wymaga publikacji, czasami efektownych i w dużym nakładzie. Często możemy stanąć przed dylematem: czy użyć dostępnego właśnie na rynku papieru i natychmiast rozpocząć kampanię przeciwko dokonującym się właśnie zniszczeniom, czy czekać aż uda nam się zdobyć "ekologiczny" papier 100% z odzysk. Czasami takie czekanie może być zgubne dla celu, który chcemy osiągnąć, z drugiej strony łatwo szlachetnym celem usprawiedliwiać niedobre środki... Każda sytuacja wymaga więc indywodualnego, poważnego rozważenia i uwagi przy dokonywanych wyborach. Arne Naess mówi o potrzebach życiowych, które powinny limitować nasze korzystanie ze środowiska. Czasami nadużywamy jednak tego określenia bynajmniej nie życiowych, własnych interesów. Podczas programu o Pilsku nadawanego przez regionalną telewizję, prowadząca redaktorka użyła argumentu, że zlikwidowanie jednego wyciągu orczykowego pod szczytem, zagrażającego bezpośrednio najcenniejszej przyrodzie (zniszczenie krajobrazu, potężna erozja zbocza, zniszczenia roślinności, bezpośrednie sąsiedztwo występowania wilka, niedźwiedzia i cietrzewia), odbierze szansę śląskim dzieciom, inwalidom i niepełnosprawnym na rehabilitację oraz spowoduje narkomanię.
Na poziomie ogólnym możemy powiedzieć o paru generalnych zasadach, które powtarzają się w tekstach programowych radykalnych organizacji i ruchów ekologicznych. Jeśli jesteśmy rzecznikami głębokiej ekologii, to naturalną konsekwencją jest unikanie życia na wysokim poziomie. Raczej korzystamy z najprostszych "łańcuchów" obiegu surowców i energii (nie jemy mięsa, nie kupujemy wysoce przetworzonych produktów, możemy kupować ubrania używane lub zrobione przez siebie i takie, które będą nam długo służyły). Mając do wyboru pracę przynoszącą duże pieniądze i wyższy status, ale absorbującą cały nasz czas i pracę mniej płatną, ale zostawiającą więcej czasu na działania dla Matki Ziemi, możemy się zastanowić, czy nie wybrać tę drugą. Pamiętajmy - kupując wiele niepotrzebnych rzeczy przyczyniamy się bezpośrednio do niszczenia przyrody, pracując dla przedsiębiorstwa zorientowanego na mnożenie zysków i eliminowanie konkurentów, lub dla polityków będących rzecznikami społeczeństwa wzrostu przemysłowego, również przyczyniamy się do niszczenia przyrody. Będąc profesjonalistą w jakiejś dziedzinie często bardziej przyczynimy się do ratowania planety jako niezależny specjalista, niż będąc finansowanym przez instytucje, które tę ziemię wykorzystują uczestnicąc w cywilizacyjnym wyścigu. Za każdym razem jest to jednak indywidualny wybór wymagający od nas dużej rozwagi i świadomości skutków. Jest takie powiedzenie w tradycji zen: "Jeśli jesteś biedakiem, żyj życiem biedaka; jeśli jesteś bogaty, żyj życiem bogatego". Nie oznacza to oczywiście zachęty do pławienia się w bogactwie, lecz zwrócenie uwagi, że w jakiejkolwiek sytuacji życiowej się nie znajdujemy - zamiast narzekać lub udawać kogoś innego - możemy ją wykorzystać w pełni i jak najlepiej. Jeśli nie zdecydowaliśmy się żyć w jakiejś alternatywnej wspólnocie, to większość z nas żyje w strukturach społecznych będących wyrazem cywilizacji antyekologicznej i nie decyduje się ich zmieniać. Zawsze jednak możemy zadawać sobie zasadnicze głębokie pytania, by w każdej sytuacji żyć w zgodzie ze swoimi przekonaniami.
Życie codzienne z intencją pomocy ginącej przyrodzie to przede wszystki nie pozostawanie obojętnym. Nie można zajmować się wszystkim równocześnie. Można działać indywidualnie i w grupie lub w ramach organizacji. Już na poziomie naszego domu i codziennych zajęć jest bardzo dużo do zrobienia. Ale to nie koniec. Świat "zewnętrzny" jest tak samo naszym światem. Jeśli o tym zapomnimy, nasz skromny dom zostanie wkrótce (symbolicznie lub dosłownie) otoczony ścianami zakładów przemysłowych - jak na opisanym wcześniej zdjęciu - i na jakikolwiek protest może być za późno.
Każdego dnia mamy nieograniczone możliwości działania, począwszy od podjęcia zobowiązania wykonania jakiegoś małego gestu pomagającego przyrodzie (np. zrezygnowanie z kupowania towarów w niektórych rodzajach opakowań, założenie kompostownika dla odpadków organicznych, ograniczenie lub wyeliminowanie z diety mięsa i produktów wysokoprzetworzonych lub importowanych z odległych krajów, nie kupowania nie potrzebnych gazet itd.), napisanie listu protestacyjnego, podpisanie się pod petycją, zatelefonowanie do dyrekcji instytucji niszczącej przyrodę (można też uruchomić tzw. "lawinę telefonów" to znaczy zatelefonować do - powiedzmy - trzech osób z prośbą, żeby każda z nich zatelefonowała do kolejnych trzech itd. Każda z osób uczestniczących w tym łańcuszku telefonuje oczywiście w konkretnej, przedstawionej jej sprawie do odpowiedniego urzędu), zwrotu nieodnawialnych opakowań do sklepu, który produkty w takich opakowaniach sprzedaje itd. Można też zredagować ulotkę lub plakat informujący o roli w niszczeniu ziemi takich wielkich korporacji jak McDonald, Mitsubishi, DuPont i innych, znanych ze złej strony producentów, rzeczników autostrad czy naszych lokalnych instytucji i firm, którym można zarzucić szkodzenie środowisku. Kiedy to nie wystarcza, możemy zawsze podjąć bardziej radykalne kroki, a także zostać "strażnikiem" jakiegoś miejsca cennego przyrodniczo, z którym odczuwamy związek i wszelkimi siłami i sposobami bronić go.
Możemy próbować to realizować uczestnicząć w różnych samorządowych gremiach. Jest to szczegónie trudne działanie, gdyż przy tak słabym ruchu ekologicznym jaki mamy obecnie w Polsce większość ludzi działających w różnych komisjach i sejmikach nie dysponuje żadnym doświadczeniem ani wiedzą ekologiczną, a jedynie zapałem, dobrymi chęciami i często naiwnym wyobrażeniem na czym powinna polegać lokalna polityka proekologiczna. Zdarza się, że palenie na wiosnę zagrabionych na ścieżkach liści, malowanie na biało krawężników albo sprzedawanie na święta świerków w plastikowych doniczkach nazywa się działaniami ekologicznymi. Wytłumaczenie dlaczego tak nie jest nie zawsze jest proste, bo za tymi czynami stoją dobre chęci i brak rzetelnych informacji. Współpraca na poziomie samorządowym z ludźmi gotowymi stawać w obronie przyrody wymaga czasami cierpliwości i stanowczości. Nic nie będzie bardziej przekonywujące od naszej osobistej rzetelności i zaangażowania.
Jednym z najcięższych grzechów ekologicznych jest brak uwagi. Niestety mamy wrodzoną skłonność do nieuwagi, dlatego musimy nieustannie podejmować wysiłki by ćwiczyć się w uwadze. Chaos i bałagan w domu czy w biurze ekologicznego ośrodka gwarantuje chaos w działaniach na zewnątrz, stratę mnóstwa energii i podniesienie kosztów każdej kampanii. Jeśli jesteśmy nieuważni wobec przedmiotów, kartek papieru czy kopert, które nie koniecznie trzeba niszczyć i wyrzucać gdy nadają się jeszcze do użycia, sposobu korzytania z energii i wody, jeśli niszczymy książki i cokolwiek, nawet najdrobniejsze, to ćwiczymy się w nieuwadze, którą "obdarzamy" także ludzi wokół nas, a również całą przyrodę.
Na koniec powołajmy się na amerykańskiego pisarza ekologicznego i wędrowca, autora książki "The Movement of Life" Scotta Ericksona, który pisząc o poświęceniu się najważniejszym sprawom w naszym życiu zwraca uwagę na cienką granicę między głębokim oddaniem się swoim przekonaniom, a początkiem dogmatyzmu i nietolerancji. Ślepa wiara w jedyną prawdę jakże często leży za wieloma niszczącymi przyrodę i ludzi działaniami tych ostatnich. Wiele szlachetnych w swwych założeniach utopii i idei próbowano wprowadzić niszcząc życie i powodując cierpienia. "Na chwałę Bogu" lub "zgodnie z Jego wolą", w imię "jedności świata" albo zaprowadzenia "sprawiedliwości", "równości" lub "ładu" przelano morze krwi. Obecna sytuacja życia na Ziemi jest na tyle dramatyczna, że wymaga od nas zdeterminowania i zaangażowania.(...)przemoc i cierpienie nie zgarażają ze strony działaczy radykalnych ruchów ekologicznych, lecz są wprost skutkiem dominującego obecnie porządku świata. Przedstawiliśmy rwnież niektóre sposoby pozwalające zachować harmonię z całym życiem i przypomnieć sobie związki z regionem. Radykalna ekologia to jednak nie teoria, ale praktyka dnia codziennego, stawianie czoła nowym wyzwaniom i stawania w obronie dzikiej przyrody - naszej własnej natury.
Janusz Korbel, Marta Lelek
Ekologia i życie codzienne
Tekst zaczerpnięty z książki pt. "W obronie Ziemi - radykalna edukacja ekologiczna"