Euro 2012 – zabawa dla elit
We wrześniu 2006 roku w Sali Kongresowej, Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie odbyły się wybory Miss Świata. Poza pląsającym Kazimierzem Marcinkiewiczem na scenie pomiędzy paniami ze stu siedmiu państw, nie zapamiętałem nic z migawek tamtej imprezy, reszta świata również.
- Ta impreza przyniesie na pewno dużą promocję Warszawie. Nie widzę żadnego wstydu z tego powodu, że promujemy imprezę pokazującą kobiecą urodę – mówił dziennikarzowi programu „Uwaga” sześć lat temu Tadeusz Daszkiewicz, dyrektor Biura Promocji i Rozwoju Miasta st. Warszawy.
Wstydu nie było, tak samo jak promocji dla stolicy. Wybory Miss Świata nabrały nawet posmaku bajerowskiej komedii, gdy pojawił się na czerwonym dywanie znany showman, Szymon Majewski w przebraniu Miss Kosmosu. Do dziś warszawski ratusz nie ujawnił ile kosztowała tamta impreza zwykłego mieszkańca stolicy. Mimo, że będąca wówczas w opozycji PO krytykowało PiS, władającą wtedy miastem, za roztrwonienie środków miejskich na nic nieznaczącą imprezę. Minęło pół roku od konkursu piękności, wszyscy zdążyli o tym „wydarzeniu” zapomnieć, a w kwietniu 2007 roku Polska została ogłoszona wraz z Ukrainą, organizatorem mistrzostw Europy w piłce nożnej. Znowu zapanowała euforia. Radości działaczy PZPN-u oraz ówczesnego ministra sportu, Tomasza Lipca, nie było końca. Politycy PiS, a potem PO obiecali wiele Polakom w związku z mistrzostwami przed pięcioma laty, czas to zweryfikował. Na ironią losu zakrawa fakt, że od samego początku Euro 2012 promują osoby skompromitowane. Nie będę o nich mówić, ale wszyscy wiedzą, że działacze PZPN, następujący po sobie ministrowie sportu nie byli krystalicznie czyści, stając się przez to negatywnymi bohaterami życia publicznego w naszym kraju.
Powołana jeszcze w 2007 roku spółka PL.2012 aby nadzorować i koordynować przedsięwzięcia związane z organizacją mistrzostw, kojarzona jest równie negatywnie, co NCS – Narodowe Centrum Sportu, a jego urzędnicy otrzymują niebotyczne synekury, na podstawie niejasnych umów i za projekty, których realizacja budzi duże wątpliwości. Stadiony oddawano z dużym opóźnieniem, firmom podwykonawczym nie płacono na czas, pracownikom, co zrozumiałe również, a na narodowym w Warszawie, podczas jego budowy doszło do trzech wypadków śmiertelnych, przy braku jakichkolwiek zabezpieczeń. Prawdopodobnie na odcinku linii kolejowej, na której doszło do ostatniej katastrofy kolejowej, podczas modernizacji dokonano pewnych oszczędności, a sprzęt tam zainstalowany, mający gwarantować bezpieczną obsługę ruchu pociągów zawiódł, nie po raz pierwszy, wciągu trzech miesięcy doszło tam do 65 usterek technicznych. Cała infrastruktura budowana lub remontowana na mistrzostwa Euro 2012, drogi, autostrady, linie kolejowe, dworce czy stadiony przypominają tandetne zabawki z Chin, które przy pierwszym użyciu przestają działać. Dla rządzących niema to znaczenia. Najważniejsze jest aby prezes UEFA, odniósł jak najlepsze wrażenia estetyczne. Liczą również też, że wielki biznes światowy raczy tu po imprezie zagościć na stałe, „porażony” pięknem krajobrazu i dobrą organizacją. Wizyta Roman Abramowicza, biznesmena i właściciela klubu Chelsea F.C. Londyn podczas mistrzostw, urasta do ragi niemalże państwowej wizyty. Wątpliwe by jednak impreza odniosła taki sukces, jak chcą tego władze naszego kraju. Hurra optymiści liczyli nie tylko na wielki biznes nad Odrą, Wartą i Wisłą, ale także kibiców z bogatej Europy Zachodniej, którzy nie marzyli o niczym innym, jak przyjechać do Polski, zwiedzać nasz kraj, wśród kiepskiego skomunikowania między miastami, opryskliwej, nieżyczliwej policji, której funkcjonariusze większości przypadków nie znają angielskiego, gdzie hotelarze, właściciele restauracji, pubów chcą ich oskubać do ostatniego euro centa lub szylinga zawyżając cenny, a także mającym w poważaniu całą imprezę znacznej części polskiego społeczeństwa. Na mistrzostwa ma być trzy razy mniej gości zagranicznych niż spodziewali się organizatorzy, donoszą przez ostatnie miesiące media. Zatem założenia spółki PL.2012 były błędne, ale nie tylko jej.
Kiedy jesienią 2007 roku rząd PO i PSL obejmował władzę, premier Donald Tusk obiecywał w swoim expose ogromną ilość inwestycji na Euro zmieniających obliczę Polski. Jedyne co uległo zmianie w ciągu pięciu lat to okolice warszawskiego Ronda Waszygtona, nad którym dominuje sylwetka Stadionu Narodowego, przypominającego swoim wyglądem koszyk z wikliny. Reszta nie zmieniła się w żaden sposób, Warszawie przybył nowy most, ale zupełnie nie związany z organizacją mistrzostw, nadal zakorkowana jest droga krajowa numer 7 z Warszawy do Katowic, na wysokości Raszyna i Janek. Nie sposób szybciej tędy dojechać do stolicy. Opóźnia się remont dworców kolejowych w Krakowie i Wrocławiu, zaczętych w terminie, chyba tylko po to, aby wykonawca zarobił dwa razy za tą samą pracę. Zresztą na dworcu Wrocław Główny można zorganizować teleturniej dla podróżnych: „Jaki teraz odjeżdża pociąg?”, ponieważ cały ruch pasażerski przejęły trzy z sześciu budowanych od nowa peronów, a przy dużym jego natężeniu, powstaje chaos informacyjny. Podróżny nie ma do końca pewności, z którego peronu odjedzie akurat jego pociąg.
Ten cały bałagan ma swoje gospodarcze skutki dla naszego kraju. Polscy obywatele już teraz płacą za nie rozpoczętą jeszcze imprezę, a zysków żadnych z tego mieć nie będą. Instytut Globalizacji w swoim najnowszym raporcie nie pozostawił złudzeń, że Euro się zwróci, a do tego my jeszcze będziemy dopłacać. Ile każdego z nas będzie to kosztować? Według wyliczeń instytutu, dołożymy do każdego biletu 11 do 13,5 tyś. złotych, przy uwzględnieniu tylko kosztów budowy stadionów. Jednak suma jest już większa, gdy liczone są wszystkie inwestycje pod hasłem „Euro 2012” i dochodzi do sumy 250 tyś. Jak pokazują poprzednie piłkarskie mistrzostwa Europy czy Świata, w krajach gdzie je organizowano (przy posiadanej oraz dobrze rozbudowanej infrastrukturze), zamykano z dość dużą stratą finansową.
W Niemczech w 2006 roku, w wysokości 10 mld euro, a dwa lata wcześniej w Portugalii 700 mln euro. Poniesione straty pogłębione mogą być przez urzędniczą niegospodarność. Powstające stadiony są najdroższymi w świecie i nie są tak nowoczesne, jak wmawiają nam działacze PO oraz spółek związanych z organizacją Euro, a także samego PZPN-u. Według raportu Instytutu Globalizacji, Polska może liczyć zyski z tej imprezy sportowej, na poziomie 200 mln do 1 mld zł, co przy łącznej sumie inwestycji 90 mld jest bardzo słabym wynikiem i oznacza ujemną stopę zwrotu inwestycji.
Jest też jeszcze jedna nie mniej istotna kwestia. Ile poszło pieniędzy na firmy konsultingowe, których studia, analizy miały dać początek planom inwestycyjnym związanym z Euro 2012? Tego niewiadomo. Na sam projekt linii kolejowej Y (szybkich prędkości), łączących Warszawę z Poznaniem oraz Wrocławiem przez Łódź, co prawda nie związanej z mistrzostwami, poszło 55 mln złotych z budżetu państwa. Projekt ten forsował nie tylko poprzedni minister transportu, Cezary Grabarczyk, ale również sam premier. Nowy minister Sławomir Nowak, zawiesił te plany na dużej nieokreśloną przyszłość. Ta najbliższa nie jawi się w jaskrawych barwach. Ciekawe co zostanie pewnemu panu z Gdyni, który za dobę pobytu w swoim domu żąda od kibiców 10 tyś. złotych od osoby? Wielkie rozczarowanie? Pewnie tak, jak innym, liczącym na przysłowiową mannę z nieba. I nie będę zdziwiony, gdy nasi „kochani” pracodawcy straty przerzucą na nas, pracowników. Obniżając nam pensję lub zwalniając z pracy. Przecież oni straty ponieśli, licząc na krociowe zyski z Euro. Z tego jedynie będą cieszyć się zarządy UEFA oraz PZPN. Mistrzostwa Europy w piłce nożnej będzie zabawą wyłącznie elit, a nie zwykłego Kowalskiego czy Nowaka, co dowodzi sprzedaż biletów na poszczególne mecze i komu w pierwszym rzędzie są one przyznawane.
RobertHist