Fabryka ludzkich śmieci
(pierwodruk całości tekstu w Kwartalniku Elbląskim „TygiEL”, nr 1 [42] 2006)
O, święta Barbaro, zlituj się nade mną,
Żebym się nie został pod tą ziemią ciemną,
Żona by płakała, dzieci by płakały,
Bo by swego ojca więcej nie widziały.
(Modlitwa do świętej Barbary, tekst z I połowy XV wieku, znaleziony we Wrocławiu.
Oryginał w języku niemieckim)
(…)
Tak dochodzimy do początku zagłady Zagłębia Wałbrzyskiego – przerwanej budowy unikatowego szybu „Kopernik”.
7.
„Kopernik” miał połączyć wszystkie trzy, istniejące w Wałbrzychu w l. 80-tych kopalnie: KWK „Victoria”, KWK „Wałbrzych” i KWK „Thorez” w jeden spójny, funkcjonujący sprawnie system wydobywczy. Był więcej niż nowatorskim pod względem konstrukcyjnym szybem – realnie na kryptonim „Kopernik” składało się aż 15 zadań inwestycyjnych.
Ważniejsze z nich to:
1. Transport pionowy szybu „Kopernik”;
2. Budowa Centralnego Zakładu Przeróbki Mechanicznej Węgla;
3. Gospodarka elektroenergetyczna;
4. Wentylacja kopalni;
5. Rozbudowa poziomu -50;
(…)
9. Obiekty BHP.
Mówi inicjator przedsięwzięcia, doc. dr hab. inż. Zdzisław Polak: „Mam zakodowane, że jak odchodziłem, to było zasobów przemysłowych 380 milionów ton. Biorąc pod uwagę różne straty, różne niedokładności, to jest jeszcze na 100, 120 lat takiego wydobycia, jakie było w Wałbrzychu. I dlatego „Kopernik”, którego budowę uruchomiliśmy, dostawał pieniądze z centrali, nie tylko z Ministerstwa, to było przez Komisję Planowania wzięte pod uwagę do planów państwowych. Nie było najmniejszych kłopotów, żeby te pieniądze dostać na „Kopernika”. Szkoda, że to dopiero ja robiłem, a nie moi poprzednicy, przynajmniej 5 czy 10 lat przede mną, bo tutaj by było piękne zagłębie do dzisiejszego dnia”.
Wracając do pierwszego z wyliczonych wyżej istotniejszych zadań „Kopernika”: poszczególne poziomy obsługiwać miały kopalnie: poziom -50 – kopalnię „Victoria”, poziom -200 – kopalnię „Wałbrzych” i kopalnię „Thorez”, a praktycznie po wyeksploatowaniu poziomu -50 również i kopalnię „Victoria”, poziom -400 kopalnię „Wałbrzych”, poziom -600 po wyeksploatowaniu poziomu -400 kopalnię „Wałbrzych”.
„Ponieważ do szybu „Kopernik” kierowany będzie urobek z 3 kopalń, niezbędnym jest dla celów rozliczeniowych precyzyjne określenie wielkości wydobycia, dostarczanego z każdej kopalni oddzielnie. Funkcję tę będą spełniały specjalne wagi, zainstalowane na poszczególnych poziomach.
(…) Dla umożliwienia kolejnego ciągnienia urobku z poziomów oraz wykluczenia zahamowań, wywołanych postojem szybu – na poziomach wykonane będą zbiorniki wyrównawcze, w których magazynowany będzie urobek w czasie braku odbioru z tego poziomu.” (Tadeusz Biel, Bogdan Balcerek, Kompleks wydobywczo-przeróbczy , Rocznik Województwa Wałbrzyskiego 1988, Wałbrzyskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne).
Jeśli chodzi o wentylację, to „Kopernik” dostarczać miał ogółem 15 tys. m3 świeżego powietrza na minutę. Z całkowitej ilości pompowanego przez szyb powietrza – kopalnia „Wałbrzych” otrzymywać miała 7 tys. m3 na minutę, kopalnia „Victoria” – 5 tys. m3/min i kopalnia „Thorez” – 1 tys. m3/min. Pozostałą część pozostawiono jako rezerwę.
Ponownie inż. Polak: „Jak doszło do wstrzymania budowy i likwidacji „Kopernika”? Ja słyszałem, że o tym zadecydowały trzy alfa romeo, które w prezencie poszły dla kilku ludzi. A sam z obrzydzeniem oglądałem audycję w telewizji, gdzie wypowiadał się jeden z dyrektorów, sympatyczny zresztą młody człowiek, którego bardzo lubiłem, bo był jako pracownik mierniczo-geologicznego zawsze dobrze przygotowany, znał zasoby, znał wszystkie ich możliwości, bardzo zdolny inżynier, potem był dyrektorem inwestycji w tej ostatniej tutaj kopalni, więc wypowiadał się, jaki cudowny interes zrobiła kopalnia, bo udało im się znaleźć przedsiębiorstwo złomowe, które rozbierze „Kopernika” za cenę złomu tak, że kopalnia nie będzie musiała już niczego płacić. A tam było 5 tys. ton super stali. Na przykład rury, które tworzyły nogi szybu, o średnicy 3,5 m, to była stal najwyższej jakości z Huty „Ferrum”. To nie był przeciętny złom, jak z pralki, tylko stal super, zbrojeniowa. I to wszystko zniszczyli – aparat spawalniczy, ciąć na kawałki, wywozić... To samo było koło Cieszyna na „Morcinku”...”
Nie spotkaliśmy w Wałbrzychu i jego okolicach nikogo z byłych pracowników Zagłębia, kto nie wyrażałby się negatywnie o likwidacji szybu. Do rozpoczęcia przez „Kopernika” normalnej pracy brakowało około 9 miesięcy. Oddanie kolosa do eksploatacji uratowałoby region od katastrofy. Właśnie dlatego warszawskie „elity polityczne” zadecydowały o przerwaniu inwestycji.
8.
O śmierci „Czerwonego Zagłębia” postanowiono w stolicy, acz w samym Wałbrzychu wskazuje się na konkretnych ludzi, m. in. późniejszego posła Unii Wolności, Jana Lityńskiego (urodzonego w pobliskim Walimiu), jako inicjatorów tej nie mającej precedensu w polskiej gospodarce – afery. Oficjalnie rzecz tłumaczono względami ekonomicznymi, które dziś, przy światowym deficycie węgla i koksu, mogą jedynie śmieszyć. Mniej oficjalnie mówiło się (a w Wałbrzychu nadal ta właśnie wersja „nie schodzi z tapety”), iż solidarnościowy rząd Mazowieckiego ukarał zagłębiaków za ich trwale lewicowe poglądy. Rok 1980 nie odbił się tu zbyt szerokim echem, także strajki stanu wojennego, z których jeden inicjował „ścigany” przecież Władysław Frasyniuk, przypominały raczej własną parodię. Poparcie dla ekipy gen. Jaruzelskiego ściągnęło na wałbrzyskich górników gniew zwycięzców wyborów roku 1989.
Aby zamknąć kopalnie Zagłębia należało wyzerować złoża, czyli wykazać brak węgla w regionie, co – uczyniono. Prócz opinii doc. Polaka są tymczasem inne:
„Przewiduje się udokumentowanie nowych zasobów:
- w rejonie Kamieńska i Jedliny Zdroju w ilości 10 mln ton;
- w rejonie południowym i zachodnim KWK „Victoria” w ilości 20 mln ton;
- w rejonie południowym i południowo-wschodnim KWK „Thorez” – 15 mln ton.” (Tadeusz Biel, Bogdan Balcerek, Kompleks wydobywczo-przeróbczy , Rocznik Województwa Wałbrzyskiego 1988, Wałbrzyskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne).
Albo ta: „W obszarze górniczym Ludwikowice Kłodzkie udokumentowano 47 mln ton zasobów bilansowych, to jest ok. 24 mln ton zasobów przemysłowych. Obszar ten należał do byłej kopalni „Wacław”, zamkniętej przed wojną z powodu dużego zagrożenia wyrzutami gazów i skał. (…). Urobek z kopalń dolnośląskich jest drobnoziarnisty i mocno zanieczyszczony przerostami lub opadem słabszych stropów. Jest on bardzo złym węglem energetycznym, ale po wzbogaceniu jest cennym surowcem do produkcji najlepszych gatunków koksu.” (Dolnośląskie Zagłębie Węglowe w organizmie gospodarczym PRL, red. L. Skiba, Wyd. PWN, Dolnośląskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, Warszawa –Wrocław 1979, ANEKS 9, s. 207).
„Osią, wokół której obracała się większość idei i pomysłów, była konieczność likwidacji przemysłu węglowego. Obowiązywała wówczas wiara w to, iż bez konfliktów społecznych, w stosunkowo krótkim czasie uda się zlikwidować kopalnie, a zwolnieni górnicy łatwo znajdą zatrudnienie, np. w budownictwie lub szeroko rozumianych usługach. (...) 23.X.90 r. uchwałą Rady Ministrów powołano Pełnomocnika Rządu ds. Restrukturyzacji Regionu Wałbrzyskiego. Kopalnie postawiono w stan likwidacji już 15.XI.90 r., z planowanym terminem zakończenia – 31.XII.95 r.” (Ryszard Burdek, Józef Zasuń, Restrukturyzacja województwa wałbrzyskiego, Rocznik Województwa Wałbrzyskiego 1994-95, Wałbrzyskie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne).
Inż. Zdzisław Polak: „Oficjalnie pierwszy wystąpił pan Betka, na piśmie wystąpił, jako przewodniczący Komisji Górniczej Regionu „S” Dolny Śląsk, do ministra Wilczka o likwidację kopalń wałbrzyskich - a wybudowanie innych przedsiębiorstw. To według mojej wiedzy, bo tak się piekielnie złożyło, że Betka był moim studentem...”
Sztygar Jurkowski: „Cóż, swego czasu, kiedy było zagrożenie bytu Stoczni Gdańskiej, to cała Polska się zajęła cegiełkami, żeby ratować „kolebkę ”. Gdy likwidowano w Wałbrzychu kopalnie, nikt nawet nie wspomniał o tym, niech likwidują, a co tam...”
Sztygar Zdzisław Ziółkowski, ob. przewodnik w Muzeum Przemysłu i Techniki na „Thorezie”: „Pod koniec istnienia zagłębia fedrowano bez żenady na filarze ochronnym – bo: likwidujemy! Zresztą część szybów ma jeszcze obudowę ceglaną, a odcinkami odbudowę stanowi lita skała.”
Inż. Jerzy Kosmaty, inicjator odbudowy „Lisiej Sztolni”, kustosz Muzeum Przemysłu i Techniki: „Mam trzy teczki dokumentów, podpisanych m. in. przez ministra naszej grupy solidarnościowej, która proponowała to zamknąć. I między innymi takie ciekawostki. Wyciągnąłem materiały, że Minister Przemysłu i Handlu (tak się nazywało nasze ministerstwo nadzorujące) powołał komisję specjalną, złożoną z kilkunastu osób, w tym naukowców itd., która miała ocenić to całe nasze Zagłębie, dokonać analiz, ustaleń, badań, jaki jest sens dalszego utrzymywania wydobycia. 23. października ukazał się dokument powołujący komisję, ale już 30. października owa grupa orzekła, że Zagłębie jest do kitu. Mam tam kilku ludzi, których powiedzmy znałem, których wydawało mi się, że są obiektywni, że mam szacunek dla nich. Jeżeli wspomniana grupa w ciągu 7 dni dokonała tak potężnej analizy: złoża, zatrudnienia, możliwości wydobycia, kosztów, ogólnej ekonomii - to ja sobie nie wyobrażam realności takich ocen. Jest to jedna z podstaw, dzięki którym uważam, że to jest bezsens, że to tylko przykrywka opinii tego zespołu pod decyzje, które i tak i tak wcześniej zapadły.”
Jeszcze raz Stanisław Jurkowski: „To, co widziałem wtedy, w 92 roku – były przygotowane rejony do wydobycia, gdzie pokłady o grubości 2,5 do 3 metrów miąższości, już przygotowano do eksploatacji, były chodniki wydrążone, wystarczyło tylko zrobić, jak to się po górniczemu mówi – obcinkę – wstawić urządzenia transportowe i jechać z eksploatacją. Przepiękny węgiel praktycznie bez przerostów, aż blask bił od niego, jak się lampą zaświeciło, bez kamienia, bez niczego. Było tego dużo, no, z tego co wiem, wcześniej parę lat mówiono jeszcze, że zasoby węgla w rejonie wydobywczym w Wałbrzychu można obliczać na około 50 lat i więcej nawet. No, było to wszystko przygotowane już i jak ostatni raz byłem na dole, właśnie widziałem jak rabowano obudowę ŁP w tych chodnikach. I dyrektor naszej szkoły, bo z nim razem byłem na dole, z Kaziem Wroną, wspaniały człowiek, aż mówi – Łza mi się w oku kręci. Co ci ludzie robią? No - mówię – likwidują wyrobiska. Kazio – Przecież tu taki piękny węgiel. Ja mówię – No, niestety, nie będzie tego węgla”.
9.
Bandyckie (bo rzec „rabunkowe” to zbyt mało) czyszczenie nadszybi i podziemnych części kopalń ze złomu i kabli energetycznych, które via Austria wędrowały do Włoch oraz zwolnienia grupowe – oto czym zajęli się działacze „S” w ramach tzw. restrukturyzacji Zagłębia Wałbrzyskiego. „Złom” stanowiły głównie konstrukcje wież wyciągowych, nowe obudowy chodników, podziemne kolejki, dowożące górników na ściany (niekiedy po 17 km!) czy ich torowiska...
Zagłębie Wałbrzyskie stało się z wolna tym, czym jest dzisiaj – fabryką ludzkich śmieci.
Pierwszy kryzys przechodził region w okresie XX-lecia międzywojennego. Kredyty państwowe i II wojna uratowały wówczas Waldenburg i jego przemysł. Decyzja rządu Mazowieckiego ma gorsze konsekwencje:
31. grudnia 1989 pracowało w Wałbrzychu ogółem 58 196 osób
-„- 1991 -„- 44 809 osób
-„- 1996 -„- 35 444 osób
W roku np. 1994 same kopalnie zwolniły prawie 8 tysięcy górników! Podczas spotkań z wyrzucanymi na bruk władze administracyjne i związkowe obiecywały przekształcenie Zagłębia w region produkcji najnowszej elektroniki (w tym samym czasie likwidując dzierżoniowską „Diorę”). Jako erzatz utworzono jedynie euroregion Glacensis (w roku 1996) oraz rozporządzeniem Rady Ministrów z 15.IV.1997 -Wałbrzyską Specjalną Strefę Ekonomiczną. Jej 4 podstrefy: wałbrzyska (133,01 ha); noworudzka (81,41 ha); kłodzka (23,34 ha) i dzierżoniowska (15,67 ha) dają pracę ok. 5 tysiącom osób. W dzierżoniowskiej części strefy pracuje mniej ludzi, niźli wcześniej w doprowadzonej do upadku „Diorze”. Na temat firm, inwestujących w strefie, krążą w wałbrzyskiem legendy. Właściciele biur rozrachunkowych podobno dawno już żądali tam sprawnej kontroli NIK-u, dysponując dowodami na „przekręty” i „pranie pieniędzy”, możliwe dzięki bezczynności lokalnej administracji. Zaiste, prezydent Wałbrzycha, Piotr Kruczkowski, który poświęcił nam ponad godzinę rozmowy, wygląda na zadowolonego z pracy tak własnej, jak podległych mu ludzi. Mieszkańcy miasta mają niejakie wątpliwości...
Roman Janiszek, były ratownik górniczy, bohater głośnego dokumentu TV1 „Wszyscy jesteśmy z węgla”, jeden z leaderów biedaszybników: „ ...taaak, niby to największa wolna strefa ekonomiczna w Polsce, Kruczkowski się tak szczyci, bo ma w niej swoje udziały, ale tam ludzie pracują praktycznie za darmo, bo jeżeli kierownica do mercedesa kosztuje kilka tysięcy euro, a tu wyrabiają ją za parę złotych, to skala porównawcza jest kolosalna. Niby coś robią, niby dają to zatrudnienie, ale to są śmiechy, bo ludzie robić gdzieś muszą i łapią się byle czego...”
Alkoholizm, bezrobocie, wzrastająca przestępczość i ulegająca dewastacji secesyjna substancja mieszkaniowa, którą niebawem podtopią (jak się to dzieje w położonej między „Thorezem” a „Victorią” dzielnicy Sobięcin, zwanej Palestyną, od mieszkającej tam kiedyś, a wspomnianej już uprzednio, „robotniczej” kolonii żydowskiej) wody z zalanych kopalń, żebrzące przed sklepami dzieci i absolutny marazm – to dzisiejsza wizytówka Wałbrzycha. Do tego, podobnie jak w całym kraju, bezprawie pozostałych na rynku, niewielkich pracodawców: „Okazuje się bowiem, że coraz większa liczba firm prywatnych „wykazuje się” znacznie niższą efektywnością gospodarowania od kontrolowanych firm państwowych. Jeżeli jest to fakt, to bezsensowna staje się prywatyzacja, która może wówczas oznaczać tylko spadek efektywności gospodarki. Jeżeli łączy się to z fałszowaniem informacji, należy szybko i zdecydowanie usprawnić system prawo-podatkowy, obejmujący swoim zasięgiem sektor prywatny.” (Andrzej Giza, Ekonomiczne i organizacyjne możliwości zapobiegania bezrobociu, w: Zagłębie węglowe w obliczu restrukturalizacji. Studia i materiały. Red. naukowa Ludwik Skiba, Wrocław 1997, Wyd. DTSK-Silesia).
Inaczej jest u Czechów, gdzie również byliśmy, by zobaczyć, jak poradzili sobie z likwidacją (zakończoną w roku 2004, u nas datą graniczną był 31. X. 1997) Zagłębia Trutnovskiego. Okazuje się, że miast obiecywać – można coś zdziałać. Bracia-Czesi (naprawdę gościnni i kompetentni!) doprowadzili do sytuacji, gdzie bliźniaczy do wałbrzyskiego okręg Nachod ma najniższy w Europie wskaźnik bezrobocia. Waha się on pomiędzy 1,12% do 1,75%, a mimo to zjawisko bezrobocia wciąż jest w centrum uwagi społeczeństwa.
W byłym „Czerwonym Zagłębiu” najtrudniejszym był rok 1994, kiedy liczba szukających pracy na 31. XII. wynosiła 87 240 osób. Potem zanotowano jej systematyczny spadek. Z końcem września 1998 r. naliczono 49 867 zarejestrowanych bezrobotnych. Wobec braku propozycji ze strony władz, ludzie po prostu opuszczają region. 3 tys. obywateli wymeldowano z samego Wałbrzycha w ostatnim kwartale roku 2004!
Oddajmy znów głos Andrzejowi Gizie z RUP w Nowej Rudzie: „Obserwuje się nie tylko spadek zamożności rodzin, ale i ich niebezpieczny proces zadłużania się. Szacuje się, iż obecnie połowa rodzin w regionie jest zadłużona. (...) Bezrobocie, jego rozmiar i skutki, stanowią zaskoczenie zarówno dla władz centralnych, jak i lokalnych oraz dla instytucji i organizacji, zajmujących się polityką gospodarczą i społeczną. Bezrobocie jest również szokiem dla społeczeństwa. Dramatyczne jest natomiast to, że pomimo dostrzegania narastających problemów nie uległa zmianie postawa instytucji rządowych i samorządowych. Nadal dominuje bierność i zupełny brak inicjatywy (…). Urzędnicy wierzą bardziej w „zbawienne” działanie mechanizmu rynkowego, niż we własne umiejętności i skuteczność.” (op. cit.)
10.
Biedaszybnikom i ich epopei w walce o ludzką godność oraz prawo do pracy poświęciliśmy z przyjaciółmi już dwa numery (sierpień ‘2004 i marzec ‘2005) „Ulicy Wszystkich Świętych”.
Aktywistów Stowarzyszenia „Biedaszyby” poznaliśmy z końcem kwietnia 2004 roku podczas stołecznego antyszczytu „wwa-29”.Tylko dzięki ich pomocy może powstać książka, której fragmenty obecnie Państwu prezentujemy. Scementował tę przyjaźń przeżyty jednak – ale wspólnie – wypadek samochodowy z 6. marca br., kiedy w śnieżycy, po czeskiej stronie Karkonoszy, nasze audi spotkało się przy prędkości ok. 80 km/h z potężnym drzewem, rosnącym na poboczu pod Teplicami.
Bez biedaszybów i biedaszybników współczesny Wałbrzych nie byłby sobą. Stowarzyszenie, którego pierwszy prezes, Radosław Nawrot, zmuszony właśnie został przez kolegów do złożenia funkcji wobec zachowań „nie licujących z godnością górnika”, to tylko prawna reprezentacja ok. 2-tysięcznej gromady ludzi, wciąż wydobywających węgiel.
Opowiada Roman Janiszek, operator-dokumentalista działań biedaszybników, niegdyś ratownik z „Thoreza”, nieformalny przywódca górników, którego w początkach społecznikowskiej działalności (r. 2001) tylko transport śmigłowcem do wrocławskiego szpitala uratował od śmierci po skatowaniu przez „nieznanych sprawców”. Pełni wzroku nie odzyska nigdy.
„Z tego, co ja słyszałem, biedaszyby już istniały po wojnie, zaraz po wojnie, kiedy przyjechało tu, na tereny wałbrzyskie dużo polskich Francuzów i ludzi z różnych rejonów kraju i świata. Było to wydobycie, jak się mówi, dla własnych potrzeb, nie dla potrzeb handlowych, bo węgla się nie kupowało wówczas. W pobliżu były pola thorezowskie (należące do kopalni „Thorez” – przyp. red.), bo głównie tam zaczynali kopać. Urabiali dla swoich, wiem o tym z opowieści ludzi starszych. Później była długa, długa przerwa. Ludzie mieli też w ogródkach swoich węgiel, ale to kopali dla siebie, żeby nie kupować na składach, bo to są pieniądze wyrzucone w błoto. W momencie upadku kopalń, które jak wiadomo dobrze żyły i funkcjonowały pełną parą - powstała bieda. Ludzie zaczęli drapać się po głowach i po brodach, co tu robić, żeby coś zarobić. No i przypomnieli sobie, że gdzieś na „Thorezie”, pod rurami, pojawił się węgiel, toteż zaczęli kopać i rozgrzebywać go. Okazało się, że urobek nadaje się do palenia. Najpierw kopali dla siebie, dla kolegów, dla znajomych, dla sąsiadek... Coraz to więcej osób przychodziło. Każdy zaczynał w swojej dziupli grzebać. No i rozeszło się – doszło od 1,5 do 2 czy 2,5 tysiąca ludzi. (...).W myśl prawa górniczego, geologicznego - wszystko co się znajduje już pół metra pod ziemią, jest mieniem państwowym, paragraf to mówi, nie pamiętam już który, 200-któryś tam, ale na to nikt nie zwraca uwagi, bo węgiel jest za dobry i po prostu wydobycie musi być. (...). Teraz, w kwietniu, robi plus minus 250 osób, nie więcej. Średnio przypadają 3, 4 osoby na brygadę. Z tym, że na dziuplę przypadają dwie brygady. Jedna robi do południa, jedna na noc. No i wiadomo: podział, wydobycie nie takie jak było. Natomiast wcześniej była brygada na brygadzie, dziupla na dziupli, wydobycie szło w tysiącach ton. Jechało to TIR-ami na całą Polskę, a nawet i na Czechy, choć później była wpadka. (...). Ja przeżyłem dwa razy kordon policyjny, przyjechało kilka jednostek z Wałbrzycha. No, otoczyli nas, ganiali nas jak psy po polu. O tym się nie mówiło wcześniej, ale taka była prawda. I przeszedłem z ul. Reja na „Thoreza”. Na „Thorezie” było podobnie, więc stamtąd przeskoczyłem na „Krakusa”. „Krakus”- ul. 11. listopada, tam w lasach była cisza, spokój, brygada na brygadzie, bardzo szybko się zaaklimatyzowałem z chłopakami. Nasze dziuple były jedne z lepszych, bo były dobrze zabudowane, fachowo i sięgały 15 metrów. Zazdrościli nam tego chłopaki. Myśmy się wkopali w pokłady stare, w poniemieckie chodniki i żeśmy sobie jechali spokojnie. Tam spędziliśmy rok czasu na jednej dziupli. (...). W tej chwili, wiadomo, TIR-y już nie przyjeżdżają, bo nasze władze kochane i gliny likwidują transport, likwidują przewoźników - w ten sposób ukrócono po części wywózkę i samą produkcje miału. Samochody rekwirowane są, jako narzędzie przestępstwa, sądy grodzkie przedtem były, wyroki w trybie przyspieszonym – nas traktują jako przestępców, wyroki są takie: od 8 na 3, 6 na 2, 4 na 1. W zawiasach oczywiście, do tego dokładają inne kary, plus kary pieniężne. Rekordzista-kolega przekroczył 15 tys. samych mandatów. (...).My robimy swoje, rząd nasz swoje, policja swoje, władza miejska swoje, straż miejska swoje, prokuratura swoje i kółko się zamyka. To jest tabu bez końca. Praktycznie te sprawy są śmieszne, bo musieliby zamknąć 2 tysiące ludzi. (...).W międzyczasie dwa strajki, w tym jeden bardzo poważny, minimum 1,5 tysiąca osób w nim było, jeden z większych strajków, do których tu doszło. (...). Przy drugiej manifestacji przywódców zamknęli, dosłownie przed nocą, kiedy miała się odbyć. Przyjechali, wygarnęli z domów, jak w stanie wojennym, po czym zamknęli na 24. Sprawa przykucia łańcuchami do Ratusza też nie wypaliła, z tego względu, że ktoś sypnął... Też przyjechali po chłopaków i ich zabrali do aresztu. (...).Dzieci w wakacje nie wyjeżdżają poza Wałbrzych, natomiast biorą się za pracę na biedaszybach, jest to zły znak, bo idą w ślady ojców... Wałbrzych w 70, no może w 60 %, jest miastem ludzi zdegradowanych na kryminalistów, złodziei itd. Nic dziwnego, że w tych warunkach dzieci robią to, co rodzice, pomagają im zarobić na chleb, jest to przykre – ale prawdziwe. Idą również na „włamy”, na złom... (...). Przedtem policjanci ciągle byli zainteresowani nami, potrafili ściągnąć wszystkie wałbrzyskie jednostki do jednego busa z węglem, gdzie siedziało raptem 4 ludzi i było może 30 worków węgla, a na to szło około 70 policjantów, śmiech na sali... A, jeszcze jednostki straży przemysłowej, w naszym języku mówiąc – „czarnuchy” - i nie mogli sobie poradzić! Trwało wszystko 3-4 godziny! Skoro na takie hece dają pieniądze, to znaczy – stać ich na to. Policja jakoś nie zajmuje się innymi, poważnymi rzeczami, tak jak kradzieże w piwnicach. W tym okresie i narkotyki poszły w ruch. (...). Kiedy powstało Stowarzyszenie „Biedaszyby”, troszeczkę władze nasze miejskie zaczęły się inaczej zapatrywać na to, co robimy, inne instytucje również. Wcześniej potrafili ściągnąć z Wrocławia jednostki specjalne, które wchodziły do dziur, wyciągając nas za włosy, robiąc z nas bydło, uważając nas za śmieci. Uderzyć ich nie mogliśmy, chociaż byliśmy armią ludzi, gdyby tylko padło jedno hasło - a były takie momenty - to zmietlibyśmy tę jednostkę, która przyjeżdżała z Wrocławia, ale za to groziły wyroki i to duże wyroki. Realnie nie mogliśmy zrobić nic. (...).. Było parę ofiar śmiertelnych, w tym trzy ofiary, które mogły przeżyć. Władze nasze kochane, policyjne, zabroniły nam odkopywania ludzi, a ci ludzie mogli żyć. Natomiast trzy ofiary były na własną prośbę. Zginęli, bo chcieli zginąć. (...). Jest to przykre, 6 ofiar na Dolnym Śląsku, na biedaszybach od początku ich pracy, ale w skali Górnego Śląska, gdzie zginęło chyba ze 20 osób w minionym roku, to do Wałbrzycha się doczepiają, natomiast na Górnym Śląsku patrzą – jaki będzie efekt. (...). Od momentu utworzenia Komitetu, potem Stowarzyszenia „Biedaszyby”, powstała ekipa, która chodziła po dziuplach i kontrolowała zabudowy wszystkich dziur, czego nawet wszyscy nie wiedzą. Kontrolowała przez prawie cały rok. Gdyby dziuple były porządnie zabudowane, nie byłoby nieszczęść. Nie byłoby pośpiechu, nie byłoby wariactwa, nie byłoby, że – o! - zaraz przyjadą, zabiorą nam narzędzia, wlepią karę, mandat to, tamto itd. (...). Przetrzymaliśmy wcześniej zły okres i myślę, że i teraz przetrzymamy. Stowarzyszenie działa, ma stronę internetową: www.biedaszyby.republika.pl. Interesują się nami nie tylko internauci z Polski, ale również z zagranicy. Dzięki Netowi jesteśmy wszędzie!”
* * *
Tak: „My robimy swoje, rząd nasz swoje, policja swoje, władza miejska swoje, straż miejska swoje, prokuratura swoje i kółko się zamyka.” Fabryka ludzkich śmieci odsuwa tymczasem na margines społecznego istnienia kolejne dziesiątki słabszych mieszkańców regionu.
Taniec chochoła
Miałeś Gwarku pracę-trud
Miałeś Gwarku węgla w bród
Szyby zasypali
Kopa w dupę dali
Ostał po nich tylko smród
Ostał po nich tylko smród
(…)
(Nas przyjaźń tu wiodła. Śpiewnik, wyd. Muzeum Przemysłu i Techniki w Wałbrzychu, 2004)
AGNIESZKA BRYTAN
LECH „LELE” PRZYCHODZKI