Irańskie milicjantki walczą z feministkami
Rząd w Teheranie nie może sobie poradzić z kobietami żądającymi równouprawnienia. Już ponad 300 tys. Irańczyków poparło ich apel o zmianę prawa, które sankcjonuje dyskryminację ze względu na płeć. Teraz z feministkami mają się rozprawić specjalne kobiece oddziały milicji.
Wczoraj na przedmieściach Teheranu skończyły się tradycyjne szkolenia wojskowe ochotniczej paramilitarnej organizacji Basidżi, której członkowie są strażnikami islamskiej rewolucji.
W tym roku instruktorzy szczególną uwagę przykładali do treningów oddziałów złożonych z kobiet. Basidżki uczyły się strzelać z pamiętających czasy Związku Radzieckiego kałasznikowów, obsługiwać ręczny granatnik przeciwpancerny oraz pacyfikować z pomocą policyjnej pałki i tarczy uliczne demonstracje.
"Podczas jednego z ćwiczeń żołnierze podzielili ubrane w czadory aktywistki religijne na dwie grupy. Pierwsza z nich udawała niepokorne wobec reżymu feministki, druga, formując szyk bojowy, próbowała zepchnąć kobiety z ulicy. W powietrze posypał się grad szyszek imitujących kamienie, przed którymi basidżki chroniły się za zasłoną z tarcz" - opisuje korespondent niemieckiego tygodnika "Stern".
Jak podkreślają iraniści, wróg w postaci feministek nie został wybrany przypadkowo. Od kilku miesięcy prezydent Mahmud Ahmadineżad nie może poradzić sobie z organizacją "Irańskie kobiety na rzecz równości", która postawiła sobie ambitny cel zebrania miliona podpisów pod żądaniem zmiany prawa sankcjonującego dyskryminacje ze względu na płeć.
Choć tylko w ciągu ostatniego miesiąca władze aresztowały i skazały w błyskawicznych procesach kilkadziesiąt kobiet, inicjatywa feministek stopniowo przeistacza się w masowy, demokratyczny ruch. "Petycję podpisało już ponad 300 tys. osób. Kobiet, mężczyzn, mieszkańców dużych miast i wsi. Członkinie naszej organizacji chodzą od drzwi do drzwi, rozmawiając ze zwykłymi ludźmi. Okazuje się, że wbrew temu, co twierdzą władze, większość Irańczyków identyfikuje się z tragiczną sytuacją milionów kobiet w naszym kraju" - pisze na stronie organizacji www.we-change.org jedna z feministek.
"Ahmadineżad ma coraz większy kłopot z pragnącymi zmian Irańczykami. Wbrew temu, co mówi się o jego reżymie na Zachodzie, prezydent nie może pozwolić sobie na zamknięcie wszystkich niepokornych ludzi w więzieniu. Stąd też pomysły polegające na dalszym antagonizowaniu społeczeństwa. Przeciwko wysyła , a pacyfikują strażnicy rewolucji" - tłumaczy iranista prof. Andrzej Pisowicz.
Sytuacja wymyka się jednak spod kontroli. Na początku sierpnia 50 najwybitniejszych ekonomistów w kraju wystosowało otwarty list do władz, ostrzegając przed skutkami polityki ekonomicznej "niemającej nic wspólnego z logiką rynku".
Przez irańskie miasta przetoczyła się fala demonstracji związana z gwałtownymi podwyżkami cen żywności i benzyny. Według ekspertów Banku Światowego ponad 20 proc. ludności żyje poniżej granicy ubóstwa. I to w sytuacji, gdy dochody ze sprzedaży ropy naftowej przekroczyły rekordową sumę 120 mld dol. "To tylko propaganda rozsiewana przez naszych wrogów" - odpiera zarzuty opozycji Ahmadineżad, tradycyjnie oskarżając o niepokoje intelektualistów, nieposłusznych dziennikarzy i coraz częściej feministki.
źródło: http://www.dziennik.pl/Default.aspx?TabId=14&ShowArticleId=57309