Irlandia ma własną wersję SOPA?
Rozporządzenie ułatwiające wywieranie nacisku na telekomy podpisał irlandzki minister pracy, przedsiębiorczości i innowacji Richard Bruton. Dokument ten miał wielu przeciwników, został ochrzczony nazwą "irlandzkiej wersji SOPA", ale status rozporządzenia pozwalał na wdrożenie go bez długich dyskusji.
W Irlandii internautów oburzyło podpisanie rozporządzenia Ministra Pracy, Przedsiębiorczości i Innowacji, które rzekomo ma implementować rozwiązania unijne. Celem rozporządzenia jest umożliwienie posiadaczom praw autorskich uzyskiwania nakazów sądowych dotyczących pośredników w ruchu internetowym. Nic więc dziwnego, że doczekało się ono porównań do kontrowersyjnej amerykańskiej ustawy SOPA.
Po raz kolejny spotykamy się głównie z rozważaniami na temat tego, jak ograniczyć to, co obecnie uważane jest za naruszenia interesów twórców. Mniej jest rozważań na temat faktycznej reformy praw autorskich. Pokazuje to kierunek, w jakim władze Irlandii chciałyby zmierzać. Nawet jeśli nowe porozumienie nie jest irlandzką wersją SOPA, to w przyszłości Irlandia może mieć swoje SOPA.
Wracając do rozporządzenia - ponad 80 tys. ludzi wystąpiło z petycjami do ministrów o odrzucenie go, ale... kto by się tym przejmował? Rozporządzenie może być podpisane bez zbędnej dyskusji i minister to wykorzystał. Jest to kolejny objaw kryzysu współczesnej demokracji. Minister wie o kontrowersjach, ale robi swoje, mówiąc: "podpisuję, bo mogę".
W przeszłości wytwórnia EMI miała żal o to, że w Irlandii nie da się wywierać nacisku na telekomy, aby te z kolei odcinały internautów od sieci. Wygląda na to, że teraz to już nie problem.
źródło: di.com.pl