Jak zarobić na trupach?
Katastrofa „Titanica” z nocy 14 na 15 kwietnia 1912 roku, była jedną z najbardziej spektakularnych tragedii morskich XX wieku. Uważa się ją, za początek końca epoki blichtru, rządów Wielkiej Brytanii na morzach oraz oceanach. Niektórzy wręcz uważają, że zatonięcie luksusowego liniowca, było znakiem nadchodzącej katastrofy, jaką był wybuch I wojny światowej ponad dwa lata później. Tak czy owak z tą katastrofą wiążę się wiele nie przyjemnych prawd, niż romantycznych uniesień. „Titanic” wznosił się przez dwa lata, w stoczni Harlanda i Wolffa w Belfaście, rękami zwykłych ludzi, tylko dla kaprysu bogatych. To nie miał być zwykły statek, to miał być pływający hotel, spełnienie marzeń konstruktorów, o coraz większych, luksusowych liniowcach łączących stary kontynent z bogacącym się Nowym Światem. Nowa amerykańska „arystokracja” powoli zaczęła decydować o porządku na świecie. Dla ich marzeń powstał owy cud techniki i w imię zadufania swoich twórców, a także armatora White Star Line poszedł na dno, a wraz z nim wiele niewinnych istnień ludzkich, głównie pasażerów 3 klasy, którzy nie mogli być uratowani, ze względu na małą ilość szalup ratunkowych, chaos panujący podczas akcji i przede wszystkim dla tego, że ratowano w pierwszej kolejności kobiety oraz dzieci z górnej części pokładu. Zastosowanie segregacji ze względu na pochodzenie klasowym, było wówczas normą. Z dolnych pokładów przeżyło tylko 44 osoby. To mało porównując ile mniej majętnych pasażerów płynęło tym kolosem. Smutną pamiątką tamtych zdarzeń są dobrze zachowane męskie trzewiki należące do 35-letniego rzemieślnika Williama Henry’ego Allena. Ich właściciel nie przeżył. Ironią losu jest fakt, że „Titanic” stał się wspólnym grobem dla biednych oraz bogatych.
Katastrofa „Titanica” niczego i nikogo nie nauczyła. Na pewno nie pokory dla majestatu śmierci tych 1500 osób, którzy spoczęli z wrakiem statku na dnie Oceanu Atlantyckiego. Od momentu, gdy cały świat dowiedział się o katastrofie, ludzie byli rządni informacji, kto płynął, kto przeżył lub kto zginął. Interesowali ich pasażerowie z 1 klasy, nikt inny. To kim byli, co więźli było ważniejsze, niż smutna prawda o zaniedbaniach podczas budowy, rejsu i samej katastrofy „Titanica”. Dziś biznes robiony na samym statku oraz katastrofie przewyższa wartość wszystkiego, co przewoził liniowiec. Sam film Jamesa Camerona z 1997 roku zarobił na siebie ponad 1 mld dolarów amerykańskich. Na pamiątkach wyciągniętych lub ponoć pochodzących z wraku, ich sprzedawcy zarabiają krocie, bez jakichkolwiek zahamowań, znajdując na to pobyt wśród popranej, bogatej klienteli na całym świecie. Na książkach, filmach, gadżetach zrobiono również niezły biznes. Często odbywa się to poza jakąkolwiek międzynarodową kontrolą, a także protestami Roberta Ballarda, który wraz z Janem – Louisem Michlem odnaleźli wrak „Titanica” w 1985 roku. Już 2002 roku odbyło się kilka ekspedycji penetracyjnych do wraku, celem odnalezienia drogocennych przedmiotów należących do bogatych pasażerów. Nie wykluczone, że i takie odbędą się w tym roku, robione w wielkiej tajemnicy. Szczytem jednak wszystkiego jest to, że z okazji stulecia katastrofy firma Miles Morgan Travel wpadła kilka temu na pomysł wycieczki luksusowym promem „Balmoral” śladami „Titanica”. Bilety na ten rejs wykupiono już w 2010 roku. O tym wydarzeniu, zachwytem i wręcz fascynacją w głosie, mówiła w swoim programie, w Radiu „Zet”, znana celebrytka Beata Pawlikowska.
Katastrofa „Titanica” była w swej istocie wielkim dramatem pasażerów, ich rodzin, a teraz zamiast w ciszy, skupieniu, bez rozgłosu uczcić to smutne wydarzenie, robi się z tego jarmarczną rozrywkę, dosłownie i w przenośni. W mieście Cobh – Queenstown (ostatniego portu, do którego przybił „Titanic”) odbył się miejski festyn. To właśnie tam wsiedli Irlandzcy emigranci, udający się do USA, kraju „wielkich molowości”. Większość z nich nigdy nie zobaczyła Statuy Wolności oraz Nowego Jorku. Szkoda, że w imię uczenia rocznicy i chęci zarobienia większej kasy, nie zrobiono perwersyjnej zabawy. O to część pasażerów przebrać za bogatych, a resztę za biednych, umieścić ich w dolnych pokładach w warunkach przybliżonych do tych z 3 klasy, a w okolicach Nowej Funlandii, gdzie zatonął „Titanic” zafundować im niemal taką samą katastrofę, pobudkę w rocznicową noc, potem chaotyczną ewakuację i zostawić ich na koniec przez obsługę na pastwę losu. Co to by były za wrażenia!
Mówiąc poważnie, przez media przejdzie od czasu do czasu nie przyjemna prawda. Nawet w kiczowatym filmie Jamesa Camerona z 1997 roku, widzimy jak traktowano ludzi z dolnej części pokładu. Oni mieli być ratowani później, jak zostaną jeszcze szalupy ratunkowe, potem mogli jedynie ratować się już na własną rękę. Potem było już za dla nich za późno. To miejscem, gdzie spoczęły ich ciała, będzie płynąć prom „Balmoral”, z bawiącym się na jego pokładzie bogatymi pasażerami, którzy poza ekscytacją o tamtej nocy, nie przeżyją żadnej poważnej refleksji nad losem „Titanica” i jego pasażerów.
RobertHist