Kryzys finansowy to kryzys kapitalizmu - Stanowisko LA

Gospodarka | Publicystyka

Obecny kryzys finansowy jest bez wątpienia najpoważniejszym problemem ekonomicznym od czasów Wielkiego Kryzysu z lat 30tych XX wieku. Może się on także okazać równie doniosły w skutkach i totalnie zmienić globalną gospodarkę. Skala problemu (seria bankructw największych światowych banków i instytucji ubezpieczeniowych, gigantyczna interwencja rządu USA mająca na celu ratowanie sektora bankowego w wysokości ponad 700 miliardów dolarów, plany masowych zwolnień w przemyśle motoryzacyjnym) dowodzi, że nie jest to tylko kolejna „korekta” ale raczej głęboki problem strukturalny, ukazujący wszystkie sprzeczności gospodarki kapitalistycznej

Przyczyny i konsekwencje

Początkiem kryzysu był rozrost i pęknięcie w USA bańki spekulacyjnej opartej na kredytach hipotecznych. Podobnie jak w przypadku innych baniek, także i tym razem doszło do gwałtownego wzrostu cen akcji na giełdach papierów wartościowych. W przypadku obecnego kryzysu, rosły przede wszystkim ceny na rynku hipotecznym. Bardzo szybko przekroczyły one rzeczywistą wartość przedmiotu spekulacji, z uwagi na masowe dążenie graczy giełdowych do korzystania z wzrostu cen. Skalę bańki szacuje się pomiędzy 700 miliardami a 1 bilionem dolarów – mniej więcej tyle światowe banki zainwestowały w ostatnich latach w sektor kredytów hipotecznych typu sub-prime (wysokiego ryzyka), udzielanych osobom o niestabilnej sytuacji materialnej.

Rozwój sektora hipotecznego był dodatkowo stymulowany przez zastosowanie tzw. „instrumentów pochodnych” – papierów wartościowych, których wartość jest uzależniona od wartości innych instrumentów finansowych (tzw. „instrumentów bazowych”). W tym wypadku, instrumentami bazowymi były kredyty hipoteczne typu sub-prime, na podstawie których banki wypuszczały papiery wartościowe oparte na wyszacowaniu różnych typów ryzyka związanych z kredytami. Oczywiście, chętnych na zakup tych papierów nie brakowało w sytuacji, gdy skala udzielanych kredytów systematycznie rosła, wartość nieruchomości zabezpieczających zobowiązania pozostawała na wysokim poziomie, a ceny akcji instytucji udzielających kredytów sub-prime były jednymi z najwyższych na światowych giełdach.

W ten sposób powstał skomplikowany i nieprzejrzysty mechanizm, który gwarantował wysokie zyski graczom giełdowym. Przyczyną rozwoju zarówno kredytów hipotecznych wysokiego ryzyka, jak i opartych na nich instrumentach pochodnych był masowy trend do lokowania w nich pieniędzy, który ogarnął prawie wszystkich graczy giełdowych. Ich decyzje były natomiast wynikiem powszechnego optymizmu opartego na polityce Banku Rezerwy Federalnej (FED), który celowo ustalał stopy procentowe tak, aby zwiększyć skłonność banków do udzielania kredytów. W efekcie, w sektorze kredytowym doszło do zjawiska lewaryzacji – systematycznego, sztucznego wzrostu wyceny wartości papierów wartościowych stanowiących instrumenty pochodne od kredytów typu sub-prime oraz równie sztucznej zwyżki cen akcji banków i instytucji zajmujących się tymi papierami.

W momencie, gdy ceny domów zaczęły spadać po tym, jak FED został zmuszony do podwyższenia stóp procentowych aby uniknąć ryzyka inflacji, okazało się, że wartość zadłużenia kredytowego przewyższa ich zabezpieczenia (czyli wartość domów). Stało się jasne, że zbyt wiele pieniędzy zainwestowano w sektor, którego wycena była przeszacowana w wyniku rozrostu bańki spekulacyjnej. Rozpoczął się odpływ pieniędzy z giełd, a wiele instytucji, które zainwestowały duże sumy w instrumenty pochodne oparte na kredytach sub-prime zaczęło notować starty w wyniku spadku wartości akcji. Zwieńczeniem pęknięcia bańki była fala bankructw: upadły największe światowe banki - amerykańskie Lehman Brothers i Merrill Lynch, brytyjski Northern Rock, belgijski Fortis i niemiecki Hyper Real Estate, dwie największe instytucje rynku hipotecznego USA - Fannie Mae oraz Freddie Mac oraz gigant ubezpieczeniowy AIG. W tym momencie kryzys stał się już globalny i przekroczył granice USA. Rozpoczął się odpływ pieniędzy z giełd na skalę światową a realna gospodarka stanęła przed widmem recesji.

Zaczęło się od strat poniesionych na inwestycjach giełdowych w sektor finansowo-kredytowy oraz ogólnej tendencji do spadku cen akcji wszystkich firm (niezależnie od branży) na praktycznie każdej giełdzie na świecie, przy czym oba te zjawiska wywołane zostały paniką inwestorów, wycofujących swoje pieniądze z przeżywających problemy giełd. Konsekwencją tych zjawisk stał się odpływ kapitału z realnej gospodarki oraz zmniejszenie dostępnych środków finansowych. Efekt ten skumulował się przez obniżkę ogólnego popytu, gdy optymizm konsumentów został zachwiany informacjami z rynku finansowego. Ostatni etap kryzysu to powszechne zapowiedzi obniżek produkcji i zatrudnienia w sektorach produkcyjnych i usługowych (głównie przemysł motoryzacyjny oraz budownictwo mieszkaniowe).

W chwili obecnej, kryzys powoli dociera także do Polski – poza regularnymi spadkami na giełdzie, jego efekty dają się odczuć w trzech aspektach realnej gospodarki: zapowiedziach ograniczenia produkcji, jakie padły ostatnio ze strony przedstawicieli przede wszystkim branży motoryzacyjnej, dramatycznych spadkach wartości środków zainwestowanych przez Otwarte Fundusze Emerytalne w ramach nowego systemu emerytalnego oraz masowym wycofaniem zagranicznego kapitału z polskiego rynku, co wpływa także negatywnie na kurs złotego. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że zjawiska te utrzymają się, a polska gospodarka dozna znacznego spadku.

Przyczyny strukturalne

W mediach i debacie publicznej dominuje interpretacja kryzysu oparta na pobieżnej analizie tylko i wyłącznie wydarzeń z ostatnich kilku miesięcy. Tymczasem przyczyny obecnego kryzysu są dużo głębsze i sięgają fundamentalnych zasad i mechanizmów współczesnej globalnej gospodarki.

Należy zdać sobie sprawę, że bańka spekulacyjna związana z kredytami hipotecznymi powstała jako odpowiedź na załamanie gospodarki wywołane poprzednią bańką – związaną z nowoczesnymi technologiami (głównie internetem) – która pękła w 2001 roku powodując załamanie Wall Street. Aby przywrócić gospodarce dynamikę i zapewnić wzrost gospodarczy, szef amerykańskiej rezerwy federalnej – Alan Greenspan – starał się tak manipulować stopami procentowymi aby zwiększyć skłonność podmiotów gospodarczych do pożyczania. Udało mu sie to w pełni poprzez serię obniżek stóp procentowych, ale ryzyko inflacji zmusiło wkrótce FED do ponownych podwyżek, co zaowocowało ujawnieniem „złych kredytów”, a później stało się jednym z powodów pęknięcia bańki spekulacyjnej. Politykę amerykańskich instytucji publicznych powołanych do kontroli sektora finansowego można więc podsumować następująco: Odpowiedzią na problemy wywołane przeszacowaniem akcji firm opartych na nowoczesnych technologiach stała się stymulacja rozwoju kredytów hipotecznych.

Liberałowie starają się często przedstawić obecny kryzys wyłącznie w kategoriach błędnej polityki instytucji państwowych, które motywowały banki do udzielania ryzykownych kredytów. Prawda jest jednak taka, że w skomplikowanym splocie podmiotów, których działania wywołały kryzys, rola instytucji publicznych i ich działania zostały dokładnie określone i zdeterminowane przez, z jednej strony żądania deregulacji rynku finansowego stawiane przez banki, przedsiębiorców i spekulantów, a z drugiej przez neoliberalne dogmaty nakazujące poświęcić wszystko wzrostowi gospodarczemu.

W istocie, obecny kryzys ma dwie kluczowe przyczyny: deregulację rynków finansowych oraz tendencję kapitalistycznej gospodarki do popadania w kryzysy nadprodukcji.

Chaotyczny „układ nerwowy gospodarki”

Forsowana od lat 70tych XX wieku deregulacja rynków finansowych jest jednym z ważniejszych elementów zglobalizowanego systemu gospodarczego. Wedle założeń neoliberalizmu, sektor finansowy jest mechanizmem alokacji kapitału, za pośrednictwem którego podmioty posiadające środki finansowe mogą lokować je w inicjatywach przedsiębiorców, którzy potrzebują kapitału. Założenia te diametralnie odbiegają od rzeczywistości – na skutek przeprowadzonej deregulacji, sektor finansowy jest obecnie areną powstawania coraz to nowych baniek spekulacyjnych i coraz bardziej wymyślnych instrumentów, które gwarantują ogromne zyski giełdowym graczom obracającym akcjami. Właściwe cele rynku finansowego – czyli transfer kapitału do tych sektorów gospodarki, które go potrzebują – schodzą na dalszy plan, a kluczowe znaczenie nabiera spekulacja polegająca na szybkim przerzucaniu kapitału z tych rynków gdzie giełdowa wycena akcji spada do tych, gdzie akurat rozpoczął się „boom”. Rosną na tym fortuny spekulantów, ale tym samym gospodarka staje się niestabilnym mechanizmem narażonym na kolejne wstrząsy wywołane fluktuacją kapitału.

Laureat ekonomicznej nagrody Nobla – Joseph Stiglitz – wskazuje na fakt, że współczesny rynek finansowy opiera się na nieprzejrzystym systemie prowizji umożliwiającym otrzymywanie ogromnych zysków bez konieczności generowania korzyści społecznej oraz silnej presji na podejmowanie ryzykownych inwestycji. W efekcie jedynymi wygranymi w globalnym kasynie stają się spekulanci – potrafiący wywołać sztuczne zawyżenie cen akcji z danego sektora a następnie wycofać zainwestowany kapitał zanim bańka pęknie a ceny zaczną spadać aby powrócić do rzeczywistej wartości danego sektora. Realna gospodarka nie jest jednak obojętna na te wahania i efektem każdego pęknięcia bańki spekulacyjnej jest fala bankructw przedsiębiorstw produkcyjnych i usługowych, masowe zwolnienia i długotrwała recesja.

Sektor finansowy, który w teorii ma pełnić funkcję „układu nerwowego” gospodarki kapitalistycznej de facto staje się czynnikiem destabilizującym rozwój gospodarczy oraz prowadzi do redystrybucji dochodu z dołu w górę – od produkcyjnej gospodarki do wąskiej grupy spekulantów i zarządców finansowych.

Nadprodukcja – niedostosowanie gospodarki kapitalistycznej do potrzeb społecznych

Znaczenie sektora finansowego nie wzięło się jednak znikąd. Jak wskazuje krytyczny wobec kapitalizmu ekonomista Walden Bello, „finansjeryzacja” (przeniesienie punktu ciężkości gospodarki z działalności wytwórczej i usługowej do sektora finansowego) była jedną ze strategii kapitału na poradzenie sobie z kryzysem nadprodukcji. Teza na pierwszy rzut oka wydaje się paradoksalna (ciężko bowiem dostrzec w jaki sposób kryzys kredytów hipotecznych jest uwarunkowany przez zbyt dużą ilość wytwarzanych dóbr i usług), jednak po głębszym przeanalizowaniu ostatnich kilkudziesięciu lat rozwoju światowej gospodarki oraz modelowych zasad funkcjonowania kapitalistycznego przedsiębiorstwa wydaje się uzasadniona.

W gospodarce kapitalistycznej kluczową motywacją dla postępowania podmiotów gospodarczych (przedsiębiorców) jest zysk i jego prognozowana stopa. Potrzeby społeczne (popyt na dobra) mają wtórne znaczenie przy planowaniu rozmiarów produkcji oraz zasad dystrybuowania dóbr i usług (ich ceny, jakości etc.). W efekcie, działalność gospodarcza i produkcja są planowane na podstawie spodziewanej stopy zysku, a nie realnych potrzeb społecznych czy finansowych możliwości wchłonięcia towarów przez społeczeństwo. Prowadzi to do sytuacji w której rozmiary produkcji, w wyniku szacunków poszczególnych kapitalistów czy też rad nadzorczych firm przekraczają możliwości konsumpcyjne społeczeństwa. Pojawia się wtedy kryzys nadprodukcji, ściśle związany ze spadkiem zysków (nadprodukcja wywołuje obniżkę cen i zwiększoną konkurencję, co ostatecznie prowadzi do upadłości słabszych przedsiębiorstw). Konsekwencją tego cyklu teoretycznie powinna być sytuacja w której spadające ceny i bankructwa firm w końcu zwiększą popyt na dobra i nastąpi ponowna faza wzrostu. W rzeczywistości, kapitał często stosuje różne strategie radzenia sobie ze spadkiem stopy zysku wynikającym z nadprodukcji. Strategie te mogą polegać na obniżaniu kosztów działalności (redukcje płac i zatrudnienia) lub przenoszenia kapitału do bardziej zyskownych sektorów (np. finansowego). Ich efekty są jednak szkodliwe społecznie i nie przyczyniają się do usunięcia problemu a jedynie jego symptomów, ponieważ albo obniżają dochody większości społeczeństwa (pracowników) albo generują niestabilne wahania na giełdach, które ostatecznie powiększają tylko straty realnej gospodarki.

Jak wskazuje Bello, współczesna światowa gospodarka doświadczyła kryzysu nadprodukcji już w latach 70tych, kiedy to skumulowały się gigantyczne moce produkcyjne powstałe w toku odbudowy Europy Zachodniej i Japonii oraz rozwoju gospodarek Brazylii, Tajwanu i Korei Południowej. Choć w dziedzinie polityki gospodarki w krajach zachodnich dominował wtedy keynesizm zakładający mechanizmy redystrybucji dochodu i stymulacji popytu społeczeństwa, to i tak polityka oparta na tych zasadach nie zdołała wygenerować popytu wystarczającego do wchłonięcia ogromu wytworzonych dóbr i zaoferowanych usług. Efekty nadprodukcji wzmocnił następnie światowy wzrost cen ropy oraz zjawisko stagflacji (wysokiego bezrobocia i wysokiej inflacji), które dotknęły praktycznie wszystkie kraje Europy Zachodniej i Stany Zjednoczone.

Aby uciec od problemu zmniejszenia się zysków zastosowano 3 strategie: restrukturyzację (wprowadzenie nowych technologii i „racjonalizację” produkcji skutkujące m.in. redukcją kosztów pracy), globalizację (sprowadzającą się często do delokalizacji – czyli przenoszenia działalności wytwórczej do nierozwiniętych gospodarczo regionów świata) i „finansjeryzację” (lokowanie kapitału w rynku finansowym). Pierwsze dwie pozwalały na redukcję kosztów działalności gospodarczej ale nie usuwały przyczyn nadprodukcji, natomiast trzecia przyczyniła się do zwiększenia zysków kosztem realnej gospodarki. Wszystkie trzy strategie nie rozwiązywały jednak podstawowego problemu – skłonności gospodarki kapitalistycznej do nie brania pod uwagę potrzeb i możliwości finansowych społeczeństwa w planowaniu produkcji. W efekcie, zamiast przewidywanych przez ekonomię klasyczną spadku cen i upadłości firm, nastąpił okres gigantycznych przepływów kapitału od jednego rynku do drugiego (z USA do Ameryki Łacińskiej, następnie do Azji Południowo-Wschodniej i wreszcie do krajów postkomunistycznych) i od jednego sektora do kolejnych (od przemysłu do branży informatycznej a następnie do sektora kredytów hipotecznych).

Należy tu zwrócić uwagę jeszcze na jeden czynnik, który łączy finasjeryzację z obecnym kryzysem i ukazuje strukturalne sprzeczności kapitalizmu – jest nim ciągłe dążenie do maksymalizacji zysków z działalności gospodarczej kosztem płac pracowników. Tym samym, wszelkiego typu restrukturyzacje oraz strategie przenoszenia produkcji w te regiony świata, gdzie płace są niskie, ruch pracowniczy niezorganizowany a koszta związane z podatkami – niewielkie, de facto obniżają globalny popyt na dobra i usługi, przyczyniając się do powstawania nadprodukcji. Aby usunąć ten czynnik kryzysu w ramach obecnego systemu należałoby znacząco podwyższyć wynagrodzenia umożliwiając wzrost konsumpcji. Takie rozwiązanie jest jednak trudne do osiągnięcia, gdy jednym z głównych celów przedsiębiorców staje się redukcja „kosztów pracy”. Remedium staje się w tej sytuacji kredyt konsumpcyjny, często przyznawany bez istotnych restrykcji nawet osobom w trudnej sytuacji materialnej. Ta logika – wprowadzania w miejsce podwyżek płac ich substytutu w postaci kredytu – wprost prowadzi do powstania mechanizmów typu kredyty sub-prime. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie fakt, że mechanizmy te powstają w warunkach deregulacji rynku finansowego. Od wzrostu kredytów wysokiego ryzyka jest wtedy tylko krok do powstania ryzykownych instrumentów pochodnych i sztucznej kreacji bańki spekulacyjnej.

Wszystkie te zjawiska składają się na mechanizm powstawania kryzysów, które wpisują się dokładnie w funkcjonowanie gospodarki kapitalistycznej i towarzyszą jej z różnym natężeniem i częstotliwością od początków jej istnienia.

Kapitalizm nie działa

Tak jak przyczyny kryzysu można podzielić na bieżące okoliczności i uwarunkowania strukturalne, podobnie należy rozpatrywać wnioski jakie z niego płyną.

Rozpatrując problem z perspektywy krótkoterminowych aspektów funkcjonowania współczesnej gospodarki, widać co najmniej kilka porażek neoliberalnej polityki ekonomicznej. Kryzys uwidocznił, jak kruche i niestabilne jest opieranie rozwoju gospodarczego na zderegulowanym sektorze finansowym, który zamiast prowadzić do skutecznej alokacji kapitału w te sektory gospodarki, które go potrzebują, tworzy bańki spekulacyjne i mechanizm cyklicznych boomów i depresji zagrażający podstawom całej gospodarki. Widać także, że rządy i publiczne instytucje finansowe nie pełnią obecnie funkcji gwaranta rozwoju gospodarczego, lecz jedynie stymulują przepływy finansowe od jednej bańki do kolejnej i od jednego rynku regionalnego do następnych.

Na skutek powyższej konstrukcji globalna gospodarka jest niestabilnym mechanizmem wstrząsanym regularnymi kryzysami i permanentnie wymagającym publicznego wsparcia. Problem tkwi jednak w tym, że koszty tego „giełdowego kasyna” ponosi społeczeństwo, a podmioty odpowiedzialne za problemy wciąż mają gwarancję wysokich zysków i kolejne okazje do spekulacji. Za fiasko niestabilnego rynku instrumentów pochodnych powstałych na bazie kredytów sub-prime zapłacimy my wszyscy – pracownicy zwolnieni w toku „restrukturyzacji” i dostosowania do spowolnienia gospodarczego oraz konsumenci, którzy tracą w chwili obecnej możliwość uzyskania kredytów hipotecznych.

Co więcej, patrząc z polskiej perspektywy, kryzys ukazuje także zgubne skutki komercjalizacji sfery publicznej. Stosunkowo niedawno polskie społeczeństwo zelektryzował artykuł w „Gazecie Wyborczej”, podający straty Otwartych Funduszy Emerytalnych – podmiotów stanowiących obowiązkowy element nowego systemu emerytalnego, który w teorii miał gwarantować wysokie dochody przyszłym emerytom. W chwili obecnej wiadomo, że OFE podlegają tak samo wahaniom giełdowym, jak każdy inny podmiot gospodarczy. Tym samym, 40% środków w nich zgromadzonych, które w założeniach autorów reformy emerytalnej miały przynieść beneficjentom nowego systemu krociowe zyski i godne dochody na starość, w rzeczywistości mogą zostać pożarte przez globalną recesję.

Gdy do tej bieżącej analizy dodamy strukturalne przyczyny kryzysu, staje się jasnym, że problem tkwi w samej naturze gospodarki kapitalistycznej, a nie jedynie w poszczególnych błędnych decyzjach polityków czy graczy giełdowych. Problemem nie jest bowiem samo wykreowanie takiej czy innej bańki spekulacyjnej, ale strukturalne niedostosowanie kapitalizmu do potrzeb społecznych i podporządkowanie działalności gospodarczej w pierwszej kolejności zyskom, a dopiero potem potrzebom społecznym. Problemy systemu emerytalnego, ograniczenie dostępności kredytów, wycofanie z polskiego rynku zagranicznego kapitału czy też nadchodząca fala zwolnień są tu jedynie bolesnymi symptomami, które co jakiś czas będą powracać tak długo, jak długo sfera działalności gospodarczej oparta będzie na zatomizowanych podmiotach dążących do maksymalizacji indywidualnych zysków. Innymi słowy: kapitalizm zawiera w sobie nieodłączną tendencję do generowania kryzysów podobnych do obecnego.

W poszukiwaniu alternatywy

Neoliberalizm, który jest ideologią bezpośrednio odpowiedzialną za obecne wydarzenia posiada niesamowitą zdolność do przedstawiania społeczeństwu kapitalizmu jako systemu pozbawionego jakichkolwiek alternatyw. Zdolność ta jest rzecz jasna ułatwiona przez fiasko projektów „komunistycznych” gospodarek opartych na centralnym, biurokratycznym planowaniu. Należy jednak zadać sobie pytanie: czy system o którym mówimy przynosi społeczeństwu więcej korzyści czy strat? Zwolennicy neoliberalizmu karzą nam wierzyć, że bilans ten wypada dla kapitalizmu dodatnio, jednak trudno w to wierzyć znając mechanizm jego funkcjonowania i efekty obecnego kryzysu.

Dlatego warto w tym momencie nie tylko rozpocząć upowszechnianie krytyki współczesnego modelu gospodarki globalnej, ale także projektować alternatywy – krótko i długoterminowe.

W rzeczywistości, w perspektywie działań bieżących, alternatywa rysuje się stosunkowo prosto – w pierwszej kolejności należy uregulować rynek finansowy i zaprzestać polityki opartej na stymulowaniu sztucznych wzrostów giełdowych. Kluczowe znaczenie mogą tu mieć propozycje wysuwane przez umiarkowane skrzydło ruchu antyglobalistycznego – np. Podatek Tobina proponowany przez międzynarodową sieć organizacji ATTAC, który pozwoliłby na opanowanie rynku walutowego. O analogicznych rozwiązaniach należy pomyśleć w odniesieniu do pozostałych rynków sektora finansowego, dodatkowo wprowadzając mechanizmy utrudniające powstawanie baniek spekulacyjnych, takie jak np. likwidacja możliwości tworzenia instrumentów pochodnych, jako zupełnie nieprodukcyjnych i oderwanych od rzeczywistej gospodarki. Rozwiązania te mają tą korzyść, że dzięki nim staje się możliwe pozyskanie środków na finansowanie tych sektorów, które w aspekcie społecznym (dostarczania dóbr i usług całej populacji) rynek pomija (edukacja, opieka zdrowotna, pomoc socjalna i system emerytalny). W zakresie systemów zabezpieczenia społecznego (przede wszystkim emerytalnego), widać wyraźnie, że oparcie ich na zmiennych i niestabilnych rynkach finansowych zagraża ich głównej idei – bezpieczeństwu socjalnemu. Muszą więc one pozostać poza sferą wpływu giełdy, a więc, w przypadku Polski, system emerytalny powinien zostać ponownie zreformowany i oparty na stabilniejszych (publicznych) podstawach. Rozwiązaniem może tu być powrót do repartycyjnych zasad finansowania emerytur – tj. założenia, że całe społeczeństwo wspólnie finansuje emerytury najstarszych obywateli, „składając” się na nie w stopniu proporcjonalnym do osiąganych dochodów. Istotne znaczenie mają też postulaty o charakterze „międzynarodowym”, takie jak likwidacja rajów podatkowych, dzięki której uniknąć będzie można ucieczki od pozostałych zakresów regulacji. Wreszcie, neoliberalne założenie o konieczności utrzymania niezależności banków centralnych od instytucji demokratycznych (przede wszystkim parlamentu) nie przynosi wiele ponad wsparcie dla roszczeń biznesu domagającego się podporządkowania polityki gospodarczej krótkoterminowym wymogom maksymalizacji zysków. W tej sferze rozwiązaniem może być poddanie Banku Centralnego kontroli parlamentów, czy też innych organów gwarantujących formy demokratycznej kontroli.

Z przedstawionej powyżej listy hipotetycznych alternatyw wprost wynika, że odpowiedź na współczesne problemy gospodarki kapitalistycznej, których wyrazem jest obecny kryzys, musi być globalna i skierowana przeciwko neoliberalnej deregulacji rynku finansowego. Dlatego też ruchy antykapitalistyczne, lewicowe i inne składające się na szeroką kategorię ruchów antyglobalistycznych powinny zintensyfikować współpracę międzynarodową i bardziej zdecydowanie naciskać na ograniczenie samowoli bankierów, maklerów i inwestorów.

Sama próba regulacji sektora finansowego skazana jest jednak na fiasko jeżeli w dłuższej perspektywie nie nastąpi po niej totalne przedefiniowanie systemu gospodarczego, historycznie taka próba miała już miejsce po Wielkim Kryzysie z lat 30tych, kiedy w krajach Europy zachodniej i USA zastosowano założenia keynesizmu w polityce ekonomicznej, starając się poddać rynek kontroli instytucji publicznych i zwiększyć redystrybucję dochodów od najbogatszych do najbiedniejszych. Eksperyment ten zakończył się jednak w latach 70tych, na skutek ciągłej presji ze strony kapitału oraz odrodzonej ideologii liberalnej. Przykład ten pokazuje, że w kapitalistyczną logikę na trwale wpisane jest dążenie do maksymalnej niezależności podmiotów gospodarczych od społeczeństwa. Próba ponownej deregulacji wszelkich rynków podjęta ze strony kapitału jest więc jedynie kwestią czasu, niezależnie od tego, jak dużo pieniędzy zainwestowane zostanie w najbliższej przyszłości w różnego typu „plany kryzysowe”.

W naszej opinii, aby móc myśleć o realnym i stabilnym przezwyciężeniu tego i następnych kryzysów, konieczne jest zastąpienie kapitalizmu systemem opartym na podporządkowaniu działalności gospodarczej realnym (a nie sztucznie wykreowanym) potrzebom społecznym. Podstawowymi elementami tego nowego systemu są: poddanie podmiotów gospodarczych kontroli samorządu pracowniczego, usamorządowienie zarządzania polityką gospodarczą oraz rozwój tych typów działalności, które oferują dobra i usługi, dostarczane społeczeństwu bez opłat bezpośrednich. Choć ta perspektywa jest regularnie atakowana w liberalnych mediach, alternatywą dla niej są w chwili obecnej kolejne kryzysy, wywołane trwaniem gospodarki kapitalistycznej.

W ramach konfliktów, które powstaną przy okazji obecnego kryzysu, istnieje szansa, że ponownie podniesie się fala społecznej krytyki wobec zasad działania kapitalistycznej gospodarki. Kluczowe znaczenie będzie miało to, czy szeroko pojęte ruchy krytyczne wobec kapitalizmu będą umiały z jednej strony realnie zaangażować się w walki przeciwko zwolnieniom, czy też w obronie wysokości emerytur, a z drugiej strony przedstawić swoją krytykę systemu oraz zarys rozwiązań alternatywnych – tak na poziomie doraźnym, jak i systemowym.

www.la.org.pl

!!!

Na miły Bóg, co za stek bzdur. Autor nie ma najmniejszego pojęcia o ekonomii, aż przykro było czytać.

co zamiast krkytyki?

A co Pan proponuje, bo - jak wiadomo - krytykować najłatwiej

A mi się PODOBA Panie "Na

A mi się PODOBA Panie "Na miły Bóg" Ale rozumiem Pana dyskredytacja poglądów oraz autora to typowe, bardzo typowe...

Dodaj nową odpowiedź



Zawartość tego pola nie będzie udostępniana publicznie.


*

  • Adresy www i e-mail są automatycznie konwertowane na łącza.
  • Możesz używać oznaczeń [inline:xx] żeby pokazać pliki lub obrazki razem z tekstem.
  • Dozwolone znaczniki HTML: <a> <em> <strong> <cite> <ul> <ol> <li> <blockquote> <small>
  • Znaki końca linii i akapitu dodawane są automatycznie.